• Nie Znaleziono Wyników

Podłoże historyczne oceny literackiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Podłoże historyczne oceny literackiej"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

P O D Ł O Ż E H I S T O R Y C Z N E O C E N Y L I T E R A C K I E J D la człowieka, który n a zjaw iska literackie spogląda, czy przynajm niej spoglądać usiłuje, ze stanow iska naukowego, sw oistą w ym ow ę m a okoliczność, że najdaw niejsze wiadomości o naszym życiu literackim i naszych dziełach literackich zaw dzięczam y zawodowem u historykow i, Janow i Długoszowi. Szczegół ten prtzypomina, że historiografia literacka, inaczej zw ana historią literatury, 'wyłoniła się z historii w ogióle, z czego wolno by wnioskować, że między obydwu tym i dziedzinam i istn iały a zapew ne i · istnieją jakieś zw iązki ściślejsze. .Z a ich przyjęciem przem aw ia przecież fa;kt oczywisty, iż zjaw iska literackie przebiegają w czasie i już z tego ty tu łu w ym agają, by uj­ mować je w kategoriach historycznych.

Istotnie, z chiwilą, gdy poczyna się nad nim i zastanaw iać, co więcej, 'gdy poddaje się analizie w ywody, dotyczące pozaczasowości czy ponadcza- sowości zjaw isk literackich, dostrzega się n a k ażdym kroku konieczność uw zględniania w m yśleniu naukow o-literackim czynnika czy w spółczynnika historycznego. Dotyczy to nie tylko p oznaw ania takich czy innych szczegó­ łów, których sens istotny chw yta się dopiero po należytym ich schronologi- zow aniu, ale naiwiet koncepcyj najogólniejszych i najbardziej abstrakcyjnych, w chodzących w zakres już nie historii lecz teorii literatury. Rzec-z dziw na, ale n aw e t zagadnienie pozornie taik ahistoryczne, jak spraw a znaczenia litera­ tury, sp raw a jej funkcji społecznej, jeśli chce się ją wywieść z manowców ja­ łowej spekulacji, daje się ująć i rozw iązać popraiwnie jedynie od strony histo­ rycznej. Że taik jest napraw dę, przekonyw a rzut oka n a inny kompleks za­ gadnień w nauce o literaturze bodaj czy nie najtrudniejszych, dotyczących oceny zjaw isk literackich. Nie kusząc się w lej chw ili o ich pełne przedsta­ wienie, czy choćby o dokładniejszą charakterystykę ‘), powiedzieć m ożna, że zespoły pojęć i sądlów, stanow iących o ocenie literackiej, podzielić można n a cztery grupy. Są nim i k ry te ria estetyczne, etyczne, socjologiczne i lite­ rackie stricto sensu. Pozostaw iając tu taj n a uboczu dwie 'kategorie piertw&ze, co nie jest bynajm niej rów noznaczne z ich oceną, zam ierzam zająć się do- kładniejsizym przedstaw ieniem dwu drugich, stoeowiainych rów nie często jak pierwstze zarów no potocznie i· bezwiednie, jaJc świadomie, w rozw ażaniach naukow ych czy za naukow e poczytyw anych. Ściśle biorąc, nazwiać by je m ożna historyczno-socjologiczinymi i historyczno-literackim i, dom ieszka bo­ w iem w ich ustroju pierw iastka historycznego, choć nie zaw sze rzu cająca się ‘) Sprawy te om awiam w „Nauce o literaturze“, z której pochodzą rów ­ nież uw agi obecne.

(3)

w oczy, jest tak znaczna, iż n a nich w łaśnie najłatw iej jest zadem onstrow ać n atu ra ln ą konieczność posługiw ania się kategoriam i historycznym i w m y­ śleniu o zjaw iskach literackich.

1. K r y t e r i a s o c j o l o g i c z n e .

Obserwując życie utworów literackich, dostrzega się bez w ysiłku, że są one w pew ien n a tu ra ln y sposób zhierarchizow ane, choć uchw ycenie zasad owej hierarchii, tj. skali w artości, k tó ra leży u jej podstaiwi, nie jest sprawą, łatw ą. Jeśli m ianowicie pom inąć to wszystko co powstaje> żyje i zan ik a poza obrębem elity k u ltu raln ej tj. grupy społecznej, do której n ależą i tw órcy i od­ biorcy dzieł literackich, a w ięc w szelką literaturę brufcotwią, k uchenną, odpu­ stow ą ozy straganow ą, niespotykaną w norm alnych księgarniach, jeśli zaś ograniczyć się do elity k ulturalnej literacko czynnej, tzn. do tzw. dzisiaj inteligencji, zauw ażyć m ożna, że w zakresie, w którym ona jest zbiorowym odbiorcą dzieł literackich, pewne utw ory nikną w niem ow lęctw ie; sporo po­ wieści i nowel drukow anych w prasie nie pojaw ia się w w ydaniu książko­ wym , podobnie jak sporo sztuk granych z rękopisu; utw ory te znane są tylko czytelnikom danych pism lub byw alcom danych teatrów i przepadają wiraż z nieprzechow anym i num eram i d z ie n n ik a lu b z chw ilą zejścia z afisza. Są to efem erydy literackie i teatraln e. Stopień drugi zajm ują książki, które m iały jedno w ydanie i w kilka lat są nie do nabycia, zostały' bowiem albo (po cenie zniżonej) sprzedane, albo też nierozpnzedana część n a k ła d u poszła n a. m akulaturę. Stopień trzeci p rzypada n a książki, które m iały po dw a lub trzy w y dania i po kilkuletniej, nieráiz naw et głośnej karierze, uległy 'zapomnieniu. Na stopniu czw artym umieścić m ożna dzieła, które przetrw ały pierw szą ge­ nerację swoich odbiorców, które w caraiz now ych przedrukach zn an e są kilku czy k ilk u n a stu pokoleniom, dzieła, których pow ierzchow na choćby zn a ­ jomość obowiązuje każdego dorosłego członka elity k u lturalnej, przy czym w upow szechnieniu ich znaczną rolę odgryw a mniej lub więcej przym usow a lek tu ra szkolna. Są to dzieła klasyczne narodu, w którego języku je napisano, utw ory klasyków narodow ych. Stopień wreszcie najw yższy, piąty, zastrze­ żony jest dla klasyków) św iatow ych, czytyw anych od wieków w oryginale lub w w ielokrotnych przekładach przez w szystkie narody w zasięgu wspólnej kultury, wyrosłej n a pniu greko-rzym skim . Należą do nich ci z pisarzy a n ­ tycznych, których czytyw ano w szkołach, (stąd pd „classis“ n azw a k lasy ­ ków), a więc Homer, tragicy ateńscy, Aischylos, Sofokles i Eurypides, z liry ­ ków mało popularny P indar, z sielankopisów Teokryt, n astępnie W ergiliusz, Owidiusz, Horacy, elegicy Catullus, Propercjusz i Tibullus, satyryk Juwe- nalis, wreszcie prozaicy, Herodot, Plato, Ksenofon, Demostenes, Cicero, Cezar, Liwiusz i Tacyt, jakkolw iek są to historycy, filozofowie i m ówcy, których spuścizna obejmuje dokum enty antycznej k u ltu ry literackiej, a nie dzieła literackie we w łaściw ym tego wyraizu znaczeniu. Z całej poezji średniow iecz­ nej dołącza się tu dw u tw órców poezji i jednego prozy w łoskiej; są to Dante, P etra rk a i Boccaccio. Czasy renesansu w ydały dwu klasyków epiki włoskiej, Ario&ta i Tassa, czasy baroku dram aturga angielskiego, Shakespeare'a, m łod­ szego odeń epika, Miltona, prozaika hiszpańskiego C ervantesa, wreszcie trzech przedstaw icieli d ram atu francuskiego, Corneille'a, R acine‘a i Moliere’a. Listę zam yka dw u pisarzy niem ieckich w w. XVIII, Goethe i Schiller. W łaś­ ciwie w inno się do niej dodać dw a jeszcze niezw ykłe nazw iska angielskie

(4)

z początku w. XVIII, Jo n a th a n a Sw ifta огаи D aniela Defoe, jako autorów „Podróży Guliw era“ d „Przygód Robinsona Crusoe“, dzieła te bowiem, po­ dobnie zresztą jak „Don Kichot“ stały się utw oram i klasycznym i, ale nie w swej postaci a u te n ty c z n e j lecz w formie uproszczonych przeróbek dla dzieci. In n i natom iast pisarze, Grek Aristofanes, R zym ianie P lautus i Te- rencjusz, Anglik Chaucer, F rancuz Rabelais, Polak Kochanowski, podobnie jaik głośni tw órcy w. XIX, angielscy, francuscy, polscy, rosyjscy itd. należą do klasyków narodow ych. W praw dzie każdy naród zabiega o w prowadzenie sw ych wielkich pisarzy do panteonu klasyków św iatow ych, w ysuw ając prze­ różne racje, zabieigi te dają jednak rezu ltaty zbyt nikle, by ich uzasadnienie m ożna było uznać za kryteria, w ystarczające do przypisania arcydziełom n a ­ rodowym godności arcydzieł św iatow ych.

Zastosowane tu k ry teria n atu raln e, oparte n a obserwacji żyw otności zja­ wisk literackich, nazyw am socjologicznymi, choć właściw ie należałoby je określić jako chronologiozno-geograficzne, stanow i je bowiem długość w cza­ sie i przestrzenna rozległość uznania, którym ludzkość cłarzy arcydzieła świti- towe. Jak się jednak zaraz okaże, owa dłu|gość i rozległość u zn a n ia m a pew ien bardizo w y raźn y podkład socjologiczny. Idzie tu o to, że k ult klasy- kóiw antycznych, rozszerzony później n a k ilk u n astu pisarzy dalszych wie-' ków, odziedziczyliśmy po poetyce klasycznej, nie o n a b y ła jego podłożeni, lecz stosunki panujące w środowiskach, gdzie danych pisarzy znano i czczono. W spółczynnikiem k u ltu był tu taj podziw dla k ultury ow ych środowisk, za­ równo duchowej jak — i to może pnzede w szystkim — m aterialno-organiza­ cyjnej. Potęga Aten czasów Periklesa, gdzie nie tylko kw itnęły tragedia i ko­ m edia, ale gdzie żywo interesow ano się eposem hom eryckim , jako w sitowie utrw alonym symbolem jedności greckiej 1 jej ekspansji kolonialnej, — potęga R zym u cezarów, upam iętniona nie tylko w „Eneidzie“ , aile rów nież w całym piśm iennictw ie augustowskim , — urok Francji epoki Ludw ika XIV, czy urok W łoch jako siedziby papieża w w iekach średnich i w okresie renesansu, sło­ wem hegem onia k u ltu raln a, w y rażająca się m. ki. w hegemonii powszechnie znanego i szeroko uży\vanego języka 2), 'były czynnikam i, n a których opierała się selekcja literacka, doprqwadziająca do obsadzenia stanow isk „ n a P a rn a ­ sie“ św iatow ym w talk przytłaczającej ilości wypadków, że uznać ją m ożna za zasadę, przy czym widać, że jest to zasada nat.ury pozaliterackiej, socjal­ nej. Uzinanie w ybranych pisarzy za doskonałe „w zory“ literacko-estetyczne i literacko-etyczne jest tu zjaw iskiem w tórnym , konsekw encją owej zasady naczelnej. W procesie tym odegnaił nadto rolę rozstrzygającą in n y jeszcze a bardzo doniosły czynnik, który zaobserw ow ać m ożna dokładnie w litera ­ tu rach nowych już w obrębie w. XIX, śledząc tw orzenie się stosunku odbiorcy .do arcydzieł narodow ych i ich autorów, klasyków narodow ych. Czynnik,

który nazw ać by m ożna estetyką socjologiczną.

W iadomo, że uczucia estetyczne są trudne do zdefiniow ania i że od cza­ sów K anta, mozolono się w ielokrotnie n ad uchw yceniem ich istoty. Jedno jest pew ne, że są uczucia przyjem ne, choć odpowiedzieć n a pewno nie um iem y, skąd ta ich jakość pochodzi. Otóż w ydaje mi się, że w pow staw aniu pewnej, a kto wie czy nie najistotniejszej ich kategorii, rolę bardizio doniosłą odgirywa naw yk, najpierw indyw idualny a później zbiorowy, psychologiczny,

przecho-2) Spraw y te bardzo zajm ująco przedstaw ił L. Płoszew ski w studium o francuszczyźnie jako języku dyplom acji (Przegląd hum anistyczny I).

(5)

dzący w społeczny. By to zrozum ieć, sięgnąć trzeba w dziedzinę uczuć niż­ szych, sm akow ych, dla usprawiedliwienia, zaś takiego kroku, w skazać (warto, że term in z nim i w łaśnie zw iązany tj. sm ak (gustus, gout, taste), uchodzi za jedno z najw ażniejszych kryteriów w spraw ach w łaśnie estetycznych. Obser­ w acja uczuć sm akow ych, wskaizuje, że człowiek lubi niem al zaiwisze potraw y, które polubił w dzieciństw ie. Rys ten w ystępuje szczególnie w yraźnie u jed­ nostek, które zm ieniły środowisko społeczne lub narodow e i które — ilekroć n ad arzy się okazja —■ chętnie w racają do sm akow ych upodobań dzieciństw a czy wczesnej młodości. Bogaty inteligent, który w yszedł „z pod słomianej strzechy“, lub em igrant, żyjący w obcym kraju, będą tu taj typow ym i przy­ kładam i. To samo zjawisko przybiera postać już w yraźnie estetyczną w sto­ sunku do przyrody żywej i m artw ej i znajduje w yraz w przekonaniu, że n aj­ piękniejszy pejzaż, jaki znam y, to zapam iętan y z wioski rodzinnej, że n aj­ w spanialsza k ated ra nie m a tego uroku, co skrom ny kościółek wiejski, do którego chadzało się dziecfciem. Swoisty i jedyny czar „P a n a Tadeusza“ po­ lega przecież n a tym , że Mickiewicz — jaik żaden in n y poeta — z owego „pa­ triotyzm u estetycznego“ wydobyć potrafił w spaniałe efekty, że podniósł go do wysokości zasady i w apologii przyrody litewskiej włożonej w u sta Tadeusza n ad ał m u godność kodeksu estetycznego.

T aka postaw a wobec zjaw isk anestetycznyeh, tj. estetycznie obojętnych, lub n a w e t woibec zjaw isk nieesteycznych, spralwlia, że n ab ierają one dodatnie] w artości estetycznej, trudnej co praw da do uzasadnienia, ale gdy wskutek jakichś okoliczności przyjm ie się i utrw ali, skrystalizuje w kult, stanie zja­ wiskiem społecznym , w y tw arza silne sugestie estetyczne, w yw ołujące zresztą w zruszenie ram ion u jednostek, w ychow anych w innym kręgu kulturalnym . Jest to k ult prym ityw ów . Francuz, od ław y szkolnej osłuchany z chropaw ym i dźw iękam i „C hanson de R o l a n d ^ Polak, który w takich sam ych w arunkach zetknął się z „Bogarodzicą“ , czy Rosjanin, którem u w bijano iw pam ięć uryw ki ,,Opowieści o w ypraw ie Igora“ , są głęboko przekonani, że w ym ienione pry­ m ityw y należą do rzędu dzieł wielkich, ich egzotyzm historyczny poczytują za jakość estetyczną i do upadłego gotowi są bronić przekonania, że każdy z tych utw orów posiada rów nież mnóstwo w szelkich z alet artystycznych, w łaściw ych arcydziełom . Sugestie tego rodzaju, popierane odw oływ aniem się do autorytetów wielkich pisarzy, poetów i krytyków , w pajane przez wieki ca­ łym pokoleniom, stają się arty k u łam i nieskodyfikowanego system u estetyki społecznej, tw orzą „consensus om nium “ rozstrzygający o randze arcydzieł i w yw ołują zbiorowe protesty świętego oburzenia n a śmiałkowi, którzy m ają odwagę tw ierdzić: „nic tu nie widzę dokoła“, podw ażać zasady kultu, stano­ wiącego integralny składnik k u ltu ry duchowej danego środowiska.

In n a spraw a, że w ystąpienia obrazoburców literackich niekiedy kończą się ich ew ycięstw em , trw ałość bowiem i powszechność u zn an ia, jako k ry te­ rium socjologicznego, m a swe w yraźne granice, z konieczności bowiem nie zaw iera ono składników estetycznych i etycznych, stanow iących, jak się dalej okaże, w łaściw ą podstaw ę popraw nej oceny literackiej·. Granice te za ry ­ so w u ją się w yraźnie tam , gdzie składniki owe są obecne, a jednak nie dzia­ łają, tj. w dziedzinie niew ątpliw ych arcydzieł św iatow ych. Rzut mianowicie oka n a dzieje ich sław y, ich wielowiekowej recepcji, dowodzi, że ciągłość i powszechność ich żyw otności w ykazuje pow ażne n ieraz luki. Jeśli tedy spojrzeć n a klasyków starożytnych, choćby n a Homera, przekonać się można łatw o, że utw oram i jego zajm ow ano się intensyw nie w czasach renesansu,

(6)

rom antyzm u, neoklasycyzm u pozytywnego i neorom antyzm u, że natom iast człowiek średniow ieczny n ad „Iliadę“ przenosił prymitywną, „Historię Tro­ jań sk ą“ Dairesa i Diktysa, człowiek z okresu baroku L ukana, z okresu zaś rokoko W ergiliusza. W iadomo dalej, że ogólnoeuropejski k ult Dantego i S hakespeare'a upow szechnił się dopiero w początku w. XIX i dotąd trw a nieosłabiony, że n ato m iast od tej sam ej chw ili datuje się upadek tragików francuskich w. XVII, naw et w ich ojczyźnie, że jednak ta zniżka w artości literackich nie obejmuje Moliera. W zakresie znacznie szczuplejszym odwołać się m ożna do książki Pigonia o „P an u Tadeuszu“, igdzie stwierdzono, że k u lt Mickiewicza koncentrow ał się kolejno, okresam i, wokół już to >,Pana Tade­ u sza“, już to „Dziadów“ ; do tego dodać b y m ożna, że w równie krótkim obrę­ bie stulecia uznaniem darzono n a przem ian to Mickiewicza, to Słowackiego. Żywotność bowiem arcydzieł i ich twórdóiw m a okresy swego rozbłysku i swe­ go zaćm ienia, po którym znowuż odżyw a i przechodzi w stadium renesansu danego zjaw iska literackiego. Nie będą tu zajm ow ał się „praw am i“, które re­ gulują ten stały proces, zależny od stru k tu r kolejnych okresów literackich, lub naw et od mody, czy może jeszcze innych czynników , chodzi mi bowiem tylko o stw ierdzenie, że bezczasowość, czy pozaczasowość i bezprzestrzen- ność arcydzieł, czyli po prostu ich powszechność w cizasie i przestrzeni, jest wielkością nie jednostajnie <;c ią g łą ; lecz przeryw aną, ale z tym zastrzeżeniem trw ałą i tym w łaśnie różniącą je od innych dzieł.sztuki i słowa.

Jakież więc są owej trw ałości podstaw y? — lub, inaczej, jakie kryteria decydują istotnie o arcydziełach?

Odpowiedź w ynika tu z przeprowadzonego przed chw ilą rozróżnienia arcydzieł narodow ych i św iatow ych. Kilka utworów kategorii pierwszej n a ­ zw ałem prym ityw am i, rozum iejąc przez to nikłość ich w alorów arty sty cz­ nych. Obok nich jednak n a le ż ą tu dzieła, posiadające w alory te w całej peł­ ni, ale mimo to zasięgiem sw ym nie mogące m ierzyć się z arcydziełam i św ia­ tow ym i, niekiedy po prostu dlatego, że czas i przestrzeń jako w spółczynniki trw ałości nie moigły rozw inąć się do sw ych norm alnych granic, zw łaszcza n a tle rozbicia kulturalnego ludzkości, znam iennego dla ostatnich pięciu stu ­ leci dziejów europejskich. W skutek tego w łaśnie nie w ystępuje tu taj dość uchw ytnie m iernik trw ałości i powszechności arcydzieł, w yrażający się nie tyle w cyfrach w ydań i przekładów , co w sile oddziaływ ania utworów klasy światowej n a czytelników w ogóle, n a czytelników izaś literacko czynnych, a więc na pisairzy, w szczególności. Przykładow o w skazać m ożna, że choć ,,Bogurodzicę“ znano u n as daw niej i lepiej niż „Iliadę“ i choć oddziałała ona n a niejednego z pisarzy, n a Satrbiewskiego, Słowackiego, Norwida, Sien­ kiew icza i W yspiańskiego, pokłosie jej wpływów, naw et wzibogacone oddźwię­ kam i jej u pow ieściopisarzy ,,minorum gentium “, nie pozostaje w żadnym stosunku do rezultató\v prom ieniow ania epopei trojańskiej n a Homerydów polskich, od Kochanowskiego począwszy, poprzez epikę Mickiewicza i Słow ac­ kiego, aż po powieść Sienkiew icza i Reym onta. Zestaw ienie to w ydaw ać się może dziw acznym , jeżeli' zw ażyć n a dysproporcję obydwu utworów. Taką sam ą jednak różnicę stw ierdzi się zestaw iając najgłośniejsze komedie Aristo- fanesa z tragediam i Sofoklesa lub Eurypidesa; pierwsize z nich w ykazują czynną żyw otność bardzo nikłą, drugie olbrzym ią. A w łaśnie czy n n a żyw ot­ ność, tj. siła, trw ałość, rozległość i różnorodność oddziaływ ania .arcydzieł n a pisarzy późniejszych a tym sam ym n a rozwój literatu r, wskajzuje, że po pierwsze kryteriów socjologicznych stosow anych w ocenie izjawisk literac­

(7)

kich lekcew ażyć nie podobna, bez nich bowiem przeprow adzona tu n a tu ra ln a hierarchizacja b y ła by niem ożliw a, rów nocześnie za ś dowodzi, że same w alory socjologiczne nie stanow ią o w artości arcydzieła, że obok nich działać m uszą inne, przede w szystkim estetyczne. Z obydwu zaś tych w skazań ja­ sno w ynika, że skoro te sam e k ry te ria obowiązują zarów no w ocenie arcy ­ dzieł, nie uzasadnione jest stanow isko głoszące, że jedynym w łaściw ym przedm iotem oceny literackiej mogą. być tylko arcydzieła'.

Takie ujęcie wyłuszczomej tu spraw y nie jest czymś absolutnie nowym, a przecież może budzić wątpliwości. Że nie jest czymś now ym , dowodzi zda­ nie m yśliciela średniowiecznego „Quod semper, quod ubique, quod ab om ni­ bus“, uznane z a „spraw dzian (test) wielkiej litera tu ry “ w w ydaw nictw ie przedstaw iającym najnow ocześniejsze poglądy n a spraw y lite ra c k ie 3). Jeśli zaś stanow isko to może budzić zastrzeżenia·, nie trudno będzie wskaizać ich źródło. P ły n ą one z n aw yku stosow ania w yrażeń w rodzaju ,,najw iększe a r­ cydzieło naszych czasów “, „arcydzieło powieści dzisiejszej“ do utworów, które dzisiaj cieszą się św iatow ą poczytnością. W w ypadkach tych w yraz „arcy­ dzieło“ jest synonim em określeń, którie w postaci popraw nej pow inny by brzm ieć: dzieło głośne, poczytne, tłum aczone n a wiele języków, budzące rozległe zainteresow anie itp. Nie w dając się w zaw iłe ro zw ażan ia spraw ta ­ kich, jaik reklam a księgarska, jak w pływ dzisiejszej techniki, sporządzania i upow szechniania tekstu literackiego, i nie odwołując się n a w e t do w ypad­ ków takich, jak rozgłos V oltaire’a lub M acphersona, czym nieco dalej w y­ padnie mi zająć się bardziej szczegółowo, nieporozum ienie tkw iące w całej spraw ie sprow adziłbym do pospolitego błędu logicznego, polegającego n a po­ m ieszaniu kilku szeregów pojęć, posiadających pewne cechy wspólne ale by­ najm niej nie identycznych. Przyjm ując za cechy arcydzieła jego trw ałą ży­ wotność w czasie i przestrzeni, a iw|ięc w spółczynniki chronologiczne i geogra­ ficzne, błąd upatryw ałbym w zaliczan iu do k lasy .arcydzieł dzieł, do któ­ rych w spółczynnika pierwszego zastosow ać n.ie m ożna. Dowodzić zaś zby­ teczna, że naw yki językowe, naw et bardzo powszechne, niekoniecznie by­ w ają argum entam i w m yśleniu, zabiegającym o ścisłość naukow ą.

2. K r y t e r i a l i t e r a c k i e .

Z w ym ienionych poprzednio dw u współczynników oceny socjologicznej, przestrzeni i czasu, drugi posiada doniosłość znacznie- w iększą od pierwszego, zjaw iska bowiem literackie n a tym sam ym terytorium żyją, zam ierają i od­ radzają się, by gasnąć ponownie. W ten sposób historia, kolejność w czasie, ukazuje się jako łożysko dynam izm u, znam iennego dla żyw ych zjaw isk lite­ rackich, obok których k ry ją się cm entarze" izjawisk od daw na i bezpowrotnie m artw ych. Stąd w łaśnie funkcja czasu dom aga się w yjaśnienia, stanow ią ją bowiem sploty zagadnień wysoce n ieraz pow ikłanych i zasługujących n a pró­ by ujęcia i rozw iązania przynajm niej w siwych postaciach najbardziej ty ­ powych.

N ależy do nich w pierw szym rzędzie spraw a oryginalności, przedmiot w ielu zaciekłych dysfcusyj w czasach rewolucji rom antycznej, żyw y i ak tu al­

8) Dictionary of World Literature ed. by J. T. Shipley, 1945, 468. Autor artykuliku, L. R. Lind, zaznacza koncepcje analogiczne już u Horacego i autora traktatu „O w zniosłości“.

(8)

ny po dzień dzisiejszy, om aw iany zazw yczaj jednostronnie i ośw ietlany czę­ sto zupełnie fałszywie. Przed w. XIX oryginalność sp raw iała stosunkowo nie­ wiele klopotu krytykom literackim , którzy nią się zajm owali. W ierzono, żb szczyty doskonałości artystycznej osiągnęli „auctores“, pisarze klasyczni, ich zaś następcom pozostało w udziale tylko naśladow anie odziedziczonych „wzorów “, a więc posługiwanie się tradycyjnym i -składnikami treści w ra ­ m ach tradycyjnych środków form alnych — i doskonałość zbliżenia się do owych wzorów poczytyw ano za oryginalność. Stąd w wypow iedziach poetyc­ kich, naw et najpospolitszych odkryw am y ciz;ęsto pogłosy antyczne. Któż by przypuścił, że zn a n a zw rotka Kochanowskiego

Oracz pługiem zarznie w ziem ię, Stąd i siebie, i sw e plem ię, Stąd roczną czeladź, i w szytek Opatruje swój dobytek,

a więc konstatacja, spraw y najpospolitszej, jest tylko kopią dw uw iersza z „Georgik“ :

Agricola incurvo terram dim ovit aratro,

hinc anni labor, hinc patriam parvosque penates sustinet...

Toteż w sto lat później W. Kochoiwlski mógł oświadczyć: Jako na dworach pańskich, choć się różnie rodzą Słudzy, jednak w jednakiej w szyscy barwie chodzą... Tak i ja, jak z którego autora w iersz zarwę,

Za swój m am go już w łasny, jeno m u dam barwę.

Owa zaś „ b arw a“ spraw iała, że naśladow nictw o nie było niew olniczym po­ w tarzaniem , w granicach bowiem w yznaw anej doktryny b y ła dość znaczna sk ala możliwości tw órczych. Chodziło więc o osiągnięcie efektów -właściwych poezji girecko-Tzymskiej w innym tw orzyw ie, „in lingua vulgari“, a realizacja ich w yw oływ ała dum ne zadowolenie w rodzaju słów Kochanowskiego w „P sałterzu Dawidowym “ :

I wdarłem się na skałę pięknej Kalliopy,

Gdzie do tych m iast nie było znaku polskiej stopy.

Chodziło dalej o w yzyskanie składników treściow ych, w łaściw ych nowym stosunkom cyw ilizacyjnym i k u ltu raln y m w ten sposób, by zrów nać je este­ tycznie z analogicznym i składnikam i poezji antycznej. Chodziło wreszcie o stw orzenie poezji angielskiej, francuskiej, włoskiej czy polskiej, sięgającej poziomu produkcji literackiej św iata starożytnego. I wszędzie tu taj otwierało się pole dla „inw encji“, pomysłowości twórczej, której irozwój -prędzej * czy później m usiał obalić zasadę naśladow nictw a wzorów, w łaściw ości bowiem zw iązane z now ym i treściam i a spotęgowane przez odm ienności tw orzyw a, prędzej ozy później m usiały dojść do stadium , gdy tradycyjne ram y klasy cz­ ne przestały im w ystarczać. Do przełam ania ich w yłączności przyczyniało się również istnienie tradycyj innych, nieklasycznych, a iwięc hebrajskich, zw iązanych % k u ltu rą religijną i ich produktam i literackim i, zw łaszcza P i­ smem św., oraz m niej cenionych, rodzim ych, zrosłych z tw orzyw em , z nowo­ czesnym i językam i, a reprezentow anych przez pieśni i poezję „b arb arzy ń sk ą“ . W \rezultacie daw ne pojęcie oryginalności doznało znam iennej m odyfikacji u nas sform ułowanej przez Brodzińskiego, który głosił, że pisarz»

(9)

nowocae-snego obowiązuje nie punkt dojścia-„w zoru“ , nie kopiowanie gotowego dzieła, lecz droga przebyta przez pisarza antycznego, tj. m etoda jego twórczego w y­ siłku. Stopień wreszcie trzeci, spotykany w najrozm aitszych odm ianach u estetyków 'rom antycznych i późniejszych, radykalnie odrzucał w zory a n ­ tyczne, za jedyną m istrzynię pisarza poczytując „ n a tu rę “, pojęcie rozum iane bardzo rozm aicie, od idealistycznego doszukiw ania się w niej pierw iastków m etafizycznych po m aterialistyczne traktow anie jej jako zbioru motywów uchw ytnych dla a p aratu fotograficznego. Niepodobna tu w nikać w zagm a­ tw any chaos najrozm aitszych, mniej fub więcej przekonywująco u zasa d n ia­ nych poglądów, uderza jednäik okoliczność, że również w w. XIX odżegny­ w anie się od „w zorów “ literackich w teorii nie zaw sze znajdow ało w łaściw y odpowiednik w praktyce; w 'większości wypadków miejsce „klasyków “, tj. pi­ sarzy starożytnych zajęli teraz pisarze uznaw ani, daw ni i nowi, D ante i S h a­ kespeare, Byron i Scott, Mickiewicz i Słow acki itd. Słowem, jakkolw iek w po­ jęciu .romantyków oryginalność m iała polegać n a w yzw oleniu z pęt tradycji, tradycja pozostała nadál, bo inaczej być nie mofgło, tyle tylko, że w składzie jej zaszły doniosłe zm iany, ograniczono w niej bowiem w yłączność pierw iast­ ków antycznych, wprowadzono natom iast mnóstwo innych najrozm aitszego pochodzenia.

Konsekwencje tych przesunięć m ają dla zasad oceny literackiej ogromną doniosłość. Jednym z istotnych kryteriów jest — jaik się rzekło — oryginal­ ność. S praw a jej u Kochanowskiego» Mickiewicza czy Żeromskiego w y m a­ ga — prócz uw zględnienia czynników, przedstaw ionych dalej — osadzenia każdego z tych pisarzy n a tle innej tradycji literackiej i ustalen ia u każdego z nich właściwego m u do niej stosunku. Gdy więc Kochanow ski program o­ wo kopiował pom ysły antyczne, a Mickiewicz równie programowo odżegny­ w ał się od nich, akcentując natom iast siwe zw iązki z Shakespearem , D an­ tem, Byronem czy Goethem, u Żeromskiego żadnych program ow ych akcen­ tów tego rodzaju nie spotykam y a przecież może się okazać, że stosunek k a ż ­ dego z tych pisarzy do trad y cji literackiej był taki sam lub niem al tak i sam , tylko że tradycja była w każdym w ypadku in n a; stąd niepodobna autora ,,Trenów “ przeciw staw iać pisarzom późniejszym ze względu n a naśladow czy czy rzekomo mało oryginalny ch arak ter jego twórczości, gdy się ch arak teru tego nie rozum ie i istoty jego oryginalności dokładnie nie ustali. K ażdora­ zowo prócz w łaściw ości indyw idualnych, znam iennych dla danego twórcy, brać się tu m usi pod uwagę w spółczynnik historyczny, program ow y stosunek epoki do tradycji literackiej, jej pojmowanie oryginalności.

Z adanie to obejmuje spraw y, treściowo-form alne. Z ich 'nieznajomości p ły n ą lekkom yślne, nieraz wręcz nieuczciw e pom aw iania i posądzania o p la­ giat, czyli kradzież literacką, pisanzy, którym o przysw ojeniu cudzych po­ m ysłów an i się śniło. W spólnota tem aty czn a wątków, drobnych m otyw ów , analogicznych postaci literackich, w spólnota postaci form y w ew nętrznej i ze­ w nętrznej dają asum pt do takich posądzeń, przy czym składniki treściowe, jako najuchw ytniejsze, stają się zazw yczaj przedm iotem chybionych tropień policyjnych, n a form alne zaś zw raca się mniej uwagi. W spólnota ta byw a przew ażnie w ynikiem podobnego stosunku do wspólnej tradycji literackiej, oryginalność-zaś polega n a nowym , w łaściw ym pisarzow i sposobie w yzyska­ nia składników tem atycznych i form alnych zarów no tradycyjnych, jak no­ w ych. Bardzo niezw ykłym przykładem takiej oryginalności jest np. „B alla­ d y n a “, ciekawy eksperym ent, polegający n a w łączeniu w strukturę tragedii

(10)

rom antycznej k ilku w ątków szekspirowskich tragicznych i kom icznych, zw ią­ zanych z innym i, pochodzenia balladowego, ta k że nowy układ rzuca n a pom ysły przejęte od dram aturga elżbietańskiego nowe św iatło, nadaje im now y charakter, w ydobyw a z nich nowe w artości estetyczne. Do wypadków m niej niezw ykłych zaliczyć m ożna „ P an a Tadeusza“, gdzie typow ą fabułę rom ansów W. Scotta poeta polski przeniósł do poem atu o zakroju eposu, rz u ­ cając ją n a zupełnie nowe, odm iennie skonstruow ane t ł o . historyczno-geogra- ficzne i zaopatrując w potężny, Scotowi obcy, ład u n ek tragizm u. A w resz­ cie dość porów nać balladę A. Czajkowskiego i powieść Sieroszewskiego osnute n a bajce o żelaznym wilku, lub rym ow aną pow iastkę J. Jankowskiego i Ro­ stworowskiego „Niespodziankę“, oparte n a tym sam ym w ątku w ędrow nym , by dostrzec, że mimo identyczności tem atu m am y tu utw ory całkowicie od­ rębne, niew ątpliw ie oryginalne. A obaj w ypadki są o tyle znam ienne, że ilu­ stru ją metodę stosow aną powszechnie przez wieki, doskonale z n a n ą z tw ór­ czości Shakespeare’a, którego — z tego chyba względu — w rzaskliw y herold pozornie nowej estetyki literackiej, Przybyszew ski, m ianow ał „ojcem zło­ dziei literackich“ . I tu, i wszędzie, azjczegółowa a n aliza „przejątków “ i ich nowej funkcji w now ym zespole, ujęta n a tle w spom nianych już poglądów i p isarza i jego epoki n a stosunek do tradycji literackiej, oto jedyne k ry te ­ rium oryginalności w zakresie sztuki słowa.

Stosunek autora „H am leta“ do poprzedników, których utw ory przerabiał czy przynajm niej eksploatow ał, pozostaje w zw iązku z drugim kryterium h i­ storyczno-literackim., z pierw szeństw em w dziedzinie nowości artystycznych, w ysuw anym często w historii literatu ry jako zasługa tego czy owego, skąd­ inąd mało паї pam ięć zasługującego pisarza.. S praw a jest znow u w cale skom ­ plikow ana, jedno jest w niej przecież oczywiste — oto dzięki takim jak S h a­ kespeare „plagiatorom “ nie giną w m rokach zapom nienia „okraidzeni“ przez nich drobni poprzednicy, lecz jako ich przedsłannicy, prekursorzy, otrzym ują n a k a rtac h historii literatu ry odpowiedni iziakątek, w spom inani w dzięcznie ja,ko tw órcy pomysłów w yzyskanych i upow szechnionych przez ich genial­ nych następców . K ażda lite ra tu ra z n a takie cienie elizejskie, nazw iska pi­ sarzy, o których powiedzieć by m ożna „sic vos non vobis“, którzy nie zdo­ byli się sam i n a trw ałe opracow anie artystyczne tego, co zaśw itało λν ich w yobraźni twórczej, którzy tylko torow ali drogi przyszłym pokoleniom i w ten sposób coś w nieśli do wspólnego skarbca w artości literackich. D la­

tego w łaśn ie pam ięta się ich nazw iska i ty tu ły ich dzieł, do których przy­ k ła d a się skalę w yłącznie historyczną. Maciej Stryjkowski, pracow ity kro­ nikarz L itw y i Rusi, pisarzem , a zw łaszcza poetą był bardzo nie tęgim, mi­ mo to rym ów jego przem ilczeć nie podobna, n a ich bowiem lekturze po w ie­ kach młody autor >,G rażyny“ w praw iał się w sztukę tw orzenia archaizow a- nych powieści o przeszłości. Z teigo samego ty tu łu historia w spom ina „Jagiel- lonidę“ D. B. Tomaszewskiego, przedm iot nielitośeiwej recenzji Mickiewicza, torujący drogę próbom epickim samego recenzenta.

Miarkę rów nież tylko historyczną stosuje się do epigonów wielkich p i­ sarzy, do plejady drugorzędnych literatów , którzy żyją okrucham i ze stołu w ielkich m istrzów , a bardzo często zdobyw ają mało zasłużone, znaczne ale krótkotrw ałe powodzenie. Zdarzają się wśród nich w irtuozi słowa, tw orzący dzieła, które zadziw iają nieraz doskonałością roboty artystycznej i w oczach bezpośrednich odbiorców uchodzą niem al z a arcydzieła, rychło jednak sta ­ rzeją się i stają przedm iotem bezlitosnej naw et brutalnej degradacji ze stro­

(11)

ny i krytyki i ogółu czytelników. Tak było przed la ty kilkudziesięciu, gdy niezw ykle dużo h ałasu w yw ołały w arszaw skie odczyty Wł. Spasowicza, sprow adzające do w łaściwej .miary W. Pola i Wł. Syirokomlę, poczytyw anych do owej chw ili z a wielkich poetów. Gdy znacznie później Boy przeprow adził analogiczną operację n a dorobku pisarskim Przybyszewskiego, nie w yw ołała ona protestów, b y ła bowiem tylko sform ułow aniem stanow iska, które opinia publiczna bezwiednie zajęła wobec au to ra „Dzieci sz a ta n a “ . Przybyszew ski zresztą należy do typu pisarzy, których m ożnaby nazw ać autoepigonam i, epigonami sam ych siebie; są to pisarze o bardzo znikom ym zasobie w łasnych pomysłów, w yczerpanym już n a progu twórczości,, w pierw szych utw orach, a później pow tarzanych bez końca i m iary w dziełach dalszych. W ocenie autoepigonów, takich jak J. B. Zaleski, L enartow icz czy K onopnicka, mo­ m entem podstaw ow ym jest odróżnienie sztuki od rzem iosła, dające się przeprow adzić jedynie n a tle odpowiedniej skali porównawczej. R óżnica po­ lega tu n a tym , że rzem iosłu przypisujem y um iejętność w y tw arzan ia produk­ tów seryjnych, odbitek czy kopii pierwowzoru, od sztuki natom iast żądam y zdolności tw orzenia dzieł jedynych w swoim rodzaju, poza ogólnymi ry sam i pokrew ieństw a rodowego niepodobnych do siebie, niepow tarzalnych w sen­ sie w yjaśnionym poprzednio. Jest to ta zasada, która spraw ia, że a rty sta pla­ styk, stosujący sztukę pow ielania dzieła sposobem m echanicznym , po sporzą­ dzeniu pewnej ilości odbitek, nisizczy kliszę, by utw orom sw ym sztucznie nadać cechę rzadkości i niepow tarzalności. Rozstrzygnięcie: rzem iosło czy sztuka, możliwe przy odpowiedniej skali porównawczej, da się zrobić dopiero z pewnej perspektyw y historycznej, i n a tym tle dochodzi często do przy ­ krych nieporozum ień. Oceny doraźne, opinie k rytyki dziennikarskiej, ź n a ­ tu ry rzeozy są tej perspektyw y pozbaw ione; w skutak tego tom pierwszy, drugi, trzeci, b ran e oddzielnie mogą się w ydaw ać dziełam i sztuki, zw łaszcza ze stanow iska k ry ty k a nieobeznanego należycie z całością dorobku ocenia­ nego autora; perspektyw ę daje dopiero stanow isko historyczne, obejmujące całość owego dorobku. Ł atw o jednak w yobrazić sobie rezultat takiego przej­ ścia od spojrzenia bez perspektyw y do perspektyw icznego; pisarz, przyzw y­ czajony do stałych głosów uznania, naigle spotyka się z oceną rażąco od­ m ienną, poczytuje ją -więc za stronniczą, nieprzyjazną, w rogą i odpowiedzial­ ność za nią zw ala n a głowę kirytyka. W takich w arunkach w y rasta przeko­ nanie, niejednokrotnie głoszone przez zwolenników k ry ty k i naukowej, że jest ona m ożliw a jedynie wobec zja\visk literackich gotowych, zam kniętych, skończonych, przy czym chodzi tu przede w szystkim o całość dorobku pi­ sarskiego, następnie z aś dorobku całego pokolenia. Istotnie z p unktu w idze­ n ia historyczno-literackiego stanow isko to jest najzupełniej słuszne. O grani­ czając bardzo nieraz znacznie watrtość arty sty czn ą ocenianego pisarza, co w y raża się w zaliczeniu go do szeregu epigonów-rzemieślników, poizwala ono jednak w ym ierzyć sprawiedliwość, przyznając m u w artości inne, bo znaczne zasługi k u ltu raln e. Epigoni m ianowicie, dzięki m ałej samodzielności, dzięki p ow tarzaniu pom ysłów m istrzów , często docierają tam , gdzie w ybitni tw ór­ cy posłuchu by nie znaleźli, popularyzują ich sztukę w łatw ych do przyję­ cia, uproszczonych schem atach i w ten sposób upow szechniają w dołach kulturę szczytów, tj. nasy cają k u ltu rę literacką sw ych czasów masowo skład­ nikam i w postaci swej oryginalnej niełatw o w niej rozpuszczalnym i. I Że­ romski i Rodzie\viczówna odziedziczyli po rom antyzm ie etykę heroizm u, gdy jednak autor „Ludzi bezdom nych“ szukał dla niej nowego i własnego w y­

(12)

razu. i stal się pisarzem trudnym , przem aw iającym do elity, w ym agającym od czytelnika dużego w ysiłku intelektualnego, autorka ,>Dewajtisa“ sta ła się m istrzynią kultury kuchenno-litcrackiej, jej kilkadziesiąt powieści, stale po­ w tarzających te same „klisze“, ten sam typ fabuły, te same w ątki i te sam e postaci literackie, podbiło m asy czytelników. Ale też tym sam ym przygoto­ w ała w nich grunt dla recepcji powieści Żeromskiego, wzbudiziła bowiem za­ interesow anie i zrozum ienie dla problemów, ujm ow anych przez niego w po­ staci artystycznie bez porów nania wyższej i trudniejszej.

Ujmowanie całości dorobku pisarskiego jako postulat oceny historyczno­ literackiej w ym aga jeszcze pewnego w yjaśnienia. W w ypadkach epigoniz- m u dorobek ów ulega ‘zapom nieniu iz w yjątkiem pozycyj najcenniejszych, ży­ jących w antologiach, chrestom atiach czy w yborach pism danego autora. O całej reszcie mówi tylko historia literatury. I w zw iązku z tym spotyka się nieraz pogląd, głoszący, iż pisarzy pom niejszych oceniać należy wedle najw yższych ich osiągnięć — pogląd fałszyw y, bo sprzeczny в pojęciem epi- gonizmu i w ynikającą z niego zasadą ujm ow ania - całości dorobku pisarskie­ go oceną historyczno-literacką. Ocena ta m usi n atu raln ie w yznaczyć odpo­ w iednie miejsce w artościow ym i bezw artościow ym składnikom ocenianego zjaw iska literackiego, ale nie .może poprzestać tylko na w ysunięciu jedynie jego pozycyj szczytow ych i n a nich w yłącznie się oprzeć, sfałszuje bowiem daną rzeczyw istość historyczną) tale samo jak sfałszow aniem jej byłaby oce­ n a lichego utw oru literackiego, zaw ierającego k ilk a dobrych stronic, dokona­ na tylko ze stanow iska tych w łaśnie stronic.

Chronologia, jako w ażny czynnik w budowie kryteriów historycznych, znajduje 'zastosowanie również w w ypadkach zjaw isk epigońskich rzędu ty l­ ko co omówionego, w ocenie „kw iatów jesiennych“, dzieł artystycznie w a r­ tościowych, ale zapóźnionych, w ydaw anych poza obrębem teigo kręgu lite­ rackiego, do którego bezpośrednio należą. Typowym przykładem może tu być piękna powieść poetycka M irona „G arbus z Bononid“, ogłoszona drukiem w czterdzieści la t po okresie rozkw itu tego gatunku epickiego. Uczucie pew ­ nego zawodu, tow arzyszące lekturze u-twonów zapóźnionych, — otoce n a tu ­ ralnie czytelnikow i bez odpowiedniego w yszkolenia historyczno-literackie­ go —· płynie z świadomości, że nie spełniły one swego naturalnego zadania, nie zdobyły należytego rozgłosu, nie w yw arły odpowiedniego wpływ u. D al­ szym bowiem kryterium oceny historyczno-literackiej jest rozległość oddzia­ ły w a n ia dzieła n a pisarzy autorow i nie tylko rów nych ale niejednokrotnie znacznie odeń większych. S praw a ta pojaw iła się już dw ukrotnie poprzednio, w zw iązku z arcydziełam i i prekursorstw em , poruszenie jej tutaj jest jednak niezbędne, po pierwsze bowiem zdolność w yw ierania w pływ u w łaściw a jest nie tylko arcydziełom , ale również utworom artystycznie słabym , po wtóre zaś funkcja ta nie m usi mieć ch arak teru prekursorskiego, dzieło bowiem wpływowe może być tylko odbiciem jakichś innych w cześniejszych a za jego pośrednictw em działających czynników literackich. Z apom niany dzisiaj po- wieściopisarz rosyjski, Tadeusz B ułharyn, stojąc u szczytu sław y, oddziałał silnie n a kilka utw orów Puszkina, wysoko cenionych w puściźnie tego poety, oraz n a „M artwe dusze“ Gogola, k tó ry poprzednikowi zaw dzięczał postać papierowo-iidealneigo w łaściciela ziemskiego; w w ypadku pierw szym może być mowa o prekursorstw ie, w drugim zaś B ułharyn odegrał tylko rolę po­ średnika literackiego m iędzy Gogolem a Krasickim, sam bowiem swój ideał ,»dziedzica“ skopiował z „ P a n a Podstolego“ .

(13)

czas pew ien czarow ali sw ym i dziełam i całe pokolenie rówieśne i to nie tylko w swej ojczyźnie, ale w w ielu k raja ch Europy. Tak było niedaw no jeszcze z Przybyszew skim , który w pływ am i sw ym i obejmował nie tylko Polskę, ale rów nież Czechy i Rosję. Pod koniec w. XVIII podziw w ieloletni budził „Ho­ m er północy“, a ryw alizow ał z nim „patriarch-a z F erney“ . Pierw szy, Jam es M acpherson, w yw ołał falę naśladow nictw sw ym i „Pieśniam i O ssjana“, zgrabnym falsyfikatem , poczytyw anym z a archaiczny utiwtór ludowy cel­ tycki. Drugi, Voltaire, był w yrocznią w spraw ach filozoficznych i literackich, tłum aczoną n a w szystkie języki, przerabianą, naśladow aną, cytow aną i re­ cytow aną w całym. „ośw ieconym “ świecie k u lturalnym . Moda kulturalno- literacka, z w a n a osjainizmem czy w olterianizm em , objęła dziedziny tak roz­ ległe, że studium jej należy. do socjologii k u ltu ry ; n a fali jej obok m nóstw a utwóróiw m arnych pojawiło się mnóstwo dizieł w y bitnych; m oda zabarw iła bardzo w ydatnie ku ltu rę literacką lat kilkudziesięciu. W skutek tego ·— nieza­ leżnie od faktu, czy ocena estetyczna „Pieśni O sjana“ i ogromnego dorobku Voltaire*a w ypada dodatnio ozy ujem nie, historia literatu ry przyznaje dzie­ łom obydwu pisarzy duże znaczenie, ocena ich historyczno-literacka w ypada bardzo korzystnie. Może korzystniej niż niejednego tw órcy dzieł artystycznie doskonalszych w tym czasie. Uprzedzając dalsze rozw ażania, dodać tu nie zaw adzi, że nieunikniona rozbieżność kryteriów historycznego i estetycznego stanow i punkt orientacyjny w ocenie ostatecznej, gdy bowiem w w ypadku arcydzieł. o'ba k ry teria pokryw ają się prędzej czy później, efem erydy lite­ rackie takiego pokrycia się ocen nigdy nie znają.

O parta o w spółczynnik czasu w iedza historyczna odgryw a in n ą jeszcze niepospolicie doniosłą rolę w w y d aw an iu oceny literackiej. P ozw ala ona stw ierdzić względność kryteriów widoczną w ich zm ienności, ale (równo­ cześnie dostrzec w owej zm ienności stałe w ytyczne, św iadczące o istotnych trw ałych \vartościach dzieła. Znajomość m ianowicie recepcji utw oru przez jego pierw szych czytelników, oraz kolejnych recepcyj późniejszych, których w yrazem najw ym ow niejszym jest siła i zasięg, jego wpływów, stwairza pod- staiwy oceny, bo dostarcza m ateriału do porów nania poglądów dawniejszych ze stanow iskiem zajm ow anym przez k ry ty k a dzisiejszego i. dopiero konfron­ tacja obydwu członów prow adzi do nowej oceny, w danej chwili ostatecznej, choć z n a tu ry rzeczy rów nież tylko przejściowej, stanow iącej podstaw y .dla ocen późniejszych, które dokonane będą w przyszłości, w zw iązku z nowymi zasadam i, obowiązującym i krytykę jutrzejszą.

By w ydać tego rodzaju ocenę, historyczno-literacką czy naukow ą, k ry ­ ty k posiadać m usi dw a w aru n k i podstawowe : rozległą w rażliw ość n a piękno literackie w jego różnorodnych postaciach historycznych i rozległą oraz 'głę­ boką 'wiedzę historyczną. Przed laty niem al czterdziestu, w sporze o w artość literatu ry Feldm ana, zabrał głos lwowski historyk sztuki i dobry k rytyk W ł. Kozicki, by zakw estionow ać subiektyw izm au to ra „W spółczesnej literatury polskiej“. „Z tego subiektyw izm u — c z y ta m y — w ypływ a owâ ujm ująca szero­ kie koła wielostronność Feldm ana, owa zdolność w czuw aiiia się (czý sżczeirze?) w najbardziej od siebie Oddalone typy ' twórcze, która w -gruncie rzeczy jest objaw em sporej dozy indeferentyzm u. Dzięki tem u znajduje np. równie silne sław a podziwu dla Staffa i M icińskiego,’u m ie 'so lid a ry z o w a ć rsię'-ż ta k k ra ń ­ cowo odm iennym i i wzajem nie w ykluczającym i· się indyw idualnóściam i

(14)

tystycznym i“ 4). Autor pięknej książki o „M ichale Aniole“ krytykiem był niepoślednim , ale pnztytoczone zdanie jest nonsensem taik jaskraw ym , że tkw iący w nim zarzut przekształca się w pochw ałę Feldm ana. W ielostron­ ność bowiem, zdolność do oceny przejaw ów p iękna naw et od siebie n aj­ odleglejszych stanow i podstaw ow y w aru n ek k ry ty k a w praw dziw ym tego słow a znaczeniu. .

R ozum iał to doskonale I. M atuszewski, gdy w szkicu „Artyści i k ry ty c y “ zgłębiał „psychologię krytyki·“ 5) :

K rytyk — jeśli jest krytykiem z powołania, nie z przypadku — m usi, prócz poczucia piękna, posiadać ciekawość intelektualną, która go będzie popychała do zgłębienia, analizowania i porów ny­ wania z sobą najróżnorodniejszych stylów i typów twórczych.

Ta ciekawość, ta żądza poznania i zrozumienia m echanizmu twórczości i wrażliw ości estetycznej w e w szystkich m ożliwych objawach wyróżnia krytyka od innych osobników m iłujących sztukę i piękno, a w ięc i od artystów.

I krytyk m oże m ieć sw oje indyw idualne sym patie i antypatie, ale, współczując naw et więcej jednem u kierunkow i czy typow i twórczości, pow inien r o z u m i e ć w s z y s t k i e . Subiektywizm krytyka tym się w łaśnie różni od subiektywizm u artysty, że dzięki specjalnym w łaściw ościom psychicznym , oraz specjalnej kulturze i tresurze, może, n ie zatracając sw ego rodzimego charakteru, w ży- wać się w ducha indyw idualności biegunow o przeciwnych.

N ie podobna wyobrazić sobie bardziej krańcowej antytezy, niż głośny krytyk francuski, Brunetière i sym boliści. A jednak ten go­ rący w ielbiciel jasnej logiczno-architektonicznej literatury XVII w ieku zdołał, dzięki swej krytycznej kulturze, zrozumieć istotę i ocenić doniosłość ew olucyjną m glistego sym bolizm u. Gdyby Brunetière, przy sw oim nam iętnym tem peram encie i twardym nieprzejednanym indyw idualiźm ie b y ł nie krytykiem , lecz arty­ stą, nigdyby do takich rezultatów nie doszedł.

. Akceptując w iziupełnoścd stanow isko Matuszewskiego, m ożna je sprecy­ zować bardziej jeszcze, dodając, że „ tresu ra“ estetyczna osiąga sw ą pełnię dopiero wtedy, gdy kry ty k zdobędzie się n a taJką świeżość i w rażliwość, by n a dzieła Kochanowskiego, Krasickiego lub Mickiewicza, potrafił spojrzeć oczym a ich pierw szych czytelników i w ten sposób zrozumieć ich reakcje utrw alone iw takich czy innych dokum entach. Równocześnie odpowiednio roz­ legła w iedza historyczna w in n a krytykow i udostępnić istotny sens owych do­ kum entów , a zarazem uzdolnić go do w yzyskania rezultatów w rażliwości i znajom ości owego sensu ze stanow iska jögo w łasnej epoki.

*

* *

Sum ując uw agi dotychczasowe, sens ich istotny ująć by m ożna w for­ mule, sprow adzającej omówione k ry te ria historyczne w w szystkich ich od­ m ianach do kategorii kryterióiwi biibl iografioznych. Setki bowiem stronic z e ­ staw ień bibliograficznych, pozw alających stw ierdzić ilość edycyj Homera rękopiśm iennych i drukow anych, ilość jego przekładów n a te czy in n e języki, ilość taikich czy innych pogłosów jego dzieł u pisarzy czasów późniejszych, ilość wreszcie stu d ió w . poświęconych epikowi greckiemu, stanow ią najw y­

*) W gaju Akadem osa 1912, 396. 5) Twórczość i twórcy.

(15)

mowniejsze świadectwo, iż „ Iliad a“ i „O dyssea“ są niew ątpliw ym i arcy ­ dziełam i. W ym owa tego św iadectw a,/'dającego się w yrazić w schem acie statystycznym , obejm ującym dane historyczne i geograficzne, tym się w y­ różnia wśród innych ocen, iż jest najzupełniej obiektyw na, powszechnie spraw dzalna. I na tym w łaśnie polega doniosłość kryteriów historycznych jako narzędzia oceny zjaw isk literackich. Rzecz jednak inna, że przy całej siwej doniosłości nie są one jedyne, nie w yczerpują w szystkich zadań oceny, w ym agają dopełnień, w ynikających z rozum ienia tych w szystkich cech, które różnią dzieło lite rack ie. od innych wytworów działalności ludzkiej. Spraw y te w ym agają szczegółowego om ówienia i w ychodzą poiza zakres zadania, które tu rozw iązać usiłow ałem , a które polegało n a uw ypukleniu doniosłości czynnika historycznego w myślemiu naukoiwio-literacikim.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Liczni goście zagraniczni, którzy oglądali zabytki K rakow a, zwiedzali rów nież zawsze park Jordana i zaznajamiali się z całkoształtem jego działalności,

Reprezentujemy przez to nie tylko posiadanie konkretnej wiedzy finansowej, ale rów- nież takich cech jak wytrwałość (zdanie egzaminu typu CFA wiąże się ze spędzeniem setek godzin

Zwiedzając dobrze za­ gospodarowane gospodarstwa rolne i ośrodki rolniczej myśli naukowe], Oczapowski zetknął się nie tylko z praktycznym rolnictwem, lecz rów

Który widzą innych, a nie tylko siebie Którzy nie ominą tych, co żyją w biedzie, Którzy pragną wspierać się wzajemnie Są tacy ludzie pośród nas,. Którzy się nie zlękną

„Przerzucanie pomostu pomiędzy Polakami, którzy żyją, tworzą i pracują w kraju, i pomiędzy nami, którzyśmy wybrali świadomie emigrację polityczną, jest

Działalność profesora Jiřego Svobody me ogranicza się tylko do pracy nauko- wej Jest znany rów nież ze swej pracy pedagogicznej, którą się zajm uje ju ż od ro­ ku

Aby je rozwiązać, zwrócili się do m atem atyków , którzy w końcu zbudow ali nie tylko duplikaty (niem ieckich) m aszyn szyfrujących.. “ E nigm a”, ale rów nież

większość polskich królowych i księżnych (i to nie tylko z okresu średniowiecza) nie doczekały się osobnych biografii, a i rów ­ nież nadzwyczaj ubogo