• Nie Znaleziono Wyników

Muzyka Kościelna, 1894, R. 14, nr 6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Muzyka Kościelna, 1894, R. 14, nr 6"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

MUZYKA KOŚOtEtNA.

W Y D A W K I C T W O

poświęcone Przewielebnemu Duchowieństwu, PP, Organistom, Nauczycielom i miłośnikom muzyki liturgicznej.

Muzyka kościelna wychodzi miesięcznie. Przedpłata wynosi z przesyłką w Niemczech rocznie 4 m. 80 fen., w Anstryi 2 złr. 80 cent., w Eosyi 3 rs., w innych, państwąch o franków z dołączeniem odnośnego portońum.

— Mo&na takie półrocznie abonować. — Przedpłatę, prócz Administracyi „Muzyki kościelnej,“ przyjmują wszystkie nrzęda pocztowe w Austryi i w Niemczech..

Rok XIV. Poznań, za czerwiec 1894. Nr. 6.

&

p .

X fąd z K a rd y n a ł D unajew ski

książę Biskup krakowski.

Smutną nader wiadomość przyniósł nam telegram dnia 18go czerwca: JEm. X. kardynał Dunajewski umarł po kró­

tkiej chorobie w otoczeniu swej najbliższej rodziny, przyjaciół i kilku członków kapituły krakowskiej. Trudno nam na razie osądzić, jak wielką stratę sprawa nasza przez śmierć tego wielkiego naszego protektora i opiekuna poniosła. Tyle prze­

cież już dziś wiemy, że straciliśmy w śp. X . kardynale Duna­

jewskim prawdziwego ojca i dobroczyńcę naszego. Zajmował on się żywo sprawą reformy muzyki kościelnej. Ilekroć bawi­

łem w Krakowie w tejże sprawie otwierał mi nader gościnnie pokoje w swym pałacu biskupim, ułatwiał wstęp do archi­

wum kapitulnego, przewodniczył poufnym zebraniom, radzącym nad podniesieniem muzyki kościelnej w tymże pałacu, popie­

rał wydawnictwa moje (zakupił n. p. sto egzemplarzy mojego

„Magister cboralis“ do swego seminaryum duchownego), ra-

(2)

czył nawet zaszczycić swa obecnością kierowany przezemnie koncert historyczny w sali Towarzystwa wzajemnych ubezpieczeń.

Dostojny niebożczyk pojmował bardzo dobrze, jak ważną rolę kościół muzyce podczas nabożeństwa swego powierzył, dla tego pra­

gnął on gorąco, by wnet reforma w całej dyecezyi jego zakwitła.

Zaczął od katedry swej, z której huczne intrady i muzyczne wy­

bryki raz na zawsze usunął.

M e szczędził ofiar i trosk, gdy chodziło o utworzenie chó­

rów amatorskich przy kilku innych kościołach krakowskich, zwła­

szcza u św. Anny i przy kościele Maryackim.

Dzisiaj szlachetne i szerokie serce śp. X. Kardynała, w któ- rem i dla naszej sprawy miejsce się znalazło, na zawsze bid prze­

stało, Nie wątpimy jednak, że poniósł on życzliwość dla naszej sprawy na tamten świat i że jest obecnie potężnym jej orędowni­

kiem u Boga!

My zaś szczerą wdzięcznością za okazaną nam dobrod i opie­

kę przejęci nie przestaniemy kornych zasyłać modlitw do Pana:

„wieczny odpoczynek racz dad Panie Boże Wszechmogący duszy ś. p. Xiędza biskupa Albina, a światłość wiekuista niechaj Mu świeci na wieki. “

P o z n a ń , 30 czerwca 1894.

X . Burzyński.

t

Ś . p .

Marcelina z książąt Radziwiłłów księżna Czartoryska.

Dnia 6 czerwca rb. umarła w Krakowie druga wielka opie­

kunka naszej sprawy, śp. księżna Marcelina Czartoryska. Szanowni Czytelnicy nasi znają z dawniejszych roczników czasopisma naszego liczne niespożyte zasługi śp. księżnej Marceliny około podniesienia muzyki kościelnej w Krakowie. Była ona właściwie inicyatorką ruchu, jaki się tamże w r. 1887 w sprawie tej rozpoczął. Posia­

dam 40 listów w tym celu do mnie przez nią pisanych. Cho­

wam. je jako drogocenną pamiątkę.

Wielkiej i zacnej opiekunce naszej słusznie wspomnienie po­

śmiertne w czasopiśmie naszem się należy. Urodzona w r. 1817

z ojca księcia Michała Radziwiłła i matki księżnej Worcell de Te-

meries, smutne miała dzieciństwo, smutniejszą młodość. Matka od-

umarła jedynaczkę. Wątłe dziecię wśród przeciwnych i trudnych

(3)

warunków nabierało owego niezłomnego bartu, co miał być w pó- źniejszem życiu przewodniem znaczeniem charakteru księżnej Mar­

celiny. Dziedziczka olbrzymiej fortuny zaślubiła w r. 1840 księcia Aleksandra Czartoryskiego, aby ź nim na przemian we Wiedniu i w Paryżu zamieszkać. W tym to ostatnim mieście poznała Szo­

pena i stała się jego uczennicą. W ielki jej talent muzyczny roz­

winął się pod mistrzowskiem kierownictwem niesłychanie prędko.

Zrozumiała doskonale myśli i natchnienia mistrza, przytein wyro­

biona do wysokiego stopnia technika pozwalała jó j wykonywać Wy­

twornie najtrudniejsze jego utwory. W zupełnej niezależności ińe- lodyi i paskżów, wykonywanych prawą ręką od wybijanego lewą towarzyszenia mieściła tajemnicę swego artyzmu, podnoszącego się najwyżej przy tajemniczych nokturnach, lub zamaszystych zarazem i rzewnych mazurkach. Była obecną przy śmierci Szopena i sło­

dziła czułą opieką ostatnie chwile nieśmiertelnego mistrza.

O zrozumieniu dzieł jego odrębne zupełnie miała zdanie.

Gdym ją razu pewnego zagadnął, czy Szopena tak trudno zrozu­

mieć, że bardzo mała liczba muzyków dobrze dzieła jego wykonać zdoła, odrzekła: „każdy gruntownie wykształcony artysta dobrze kompozycye szopenowskie odda, byle by tylko znał charakter na­

szych tańców i wtajemniczył'się w ducha naszej pieśni. Krzywdę wyrządza się mistrzowi, gdy wymyśla się trudności, których w Szo­

penie nie masz, utrudnia się bowiem rozpowszechnienie i spopula­

ryzowanie jego arcydzieł."

W Ostatnich latach po śmierci męża grać przestała, nato­

miast czuła się pociągniętą do innej, wznioślejszej muzyki, będącej jakby przedsmakiem śpiewów anielskich, w których obecnie święta jój dusza niechybnie się rozpływa, tj. do muzyki kościelnej. Za jej wyłączną inicyatywą usłyszał stary gród Jagieloóski harmonie dawnych swych mistrzów, które niegdyś o stropy wawelskiej katedry się odbijały, za jej staraniem wykonaliśmy na Skałce w Krakowie mszę ?,Iste Confessor“ Palestryny. Rzadki duch organizatorski, ja­

kim ją Pan Bóg obdarzył, połączony z budującą i ujmującą po­

korą istne cuda działał. Umiała wlać w młodzież uniwersytecką zapał do święfój sprawy i zachęcić ją do licznych i mozolnych nie­

raz ćwiczeń i prób. Sama nieraz godzinami na próbach była obe­

cną i słowami zachęty młodzież elektryzowała. Jakąż była jej ra­

dość, gdy śpiew ściśle według przepisów kościoła wykonany został i gdy wykonanie dobrze się udało. Dla każdego śpiewaka znala­

zła ona słowo podzięki i zachęty. Dzisiaj usta jej zamilkły! Rzu­

cone przez nią ziarno będzie jednak, mamy nadzieję w Bogu, po­

(4)

woli kiełkować i wyrósłszy w bujną roślinę, obfity owoc wyda....

M e wątpimy przytem ani na chwilę, że w Krakowie znajdą się szlachetni naśladowcy śp. księżnej Marceliny Czartoryskiej, którzy rozpoczętemu przez nią dziełu upaść nie pozwolą.

Z szczerej i dozgonnej wdzięczności modlić się będziemy za duszę śp. Marceliny i wspominać ją, ilekroć zaśpiewamy: „In pa- radisum deducant te Angeli et perducant te in cmtatem sanctam Jerusalem. C h o r u s Angelorum te suseipiat, et cum Lazaro quon- dam paupere aeternam habeas requiem.“

Pogrzeb księżnej ,,Kury er Poznański1' tak opisuje:

Stosując się do życzenia zmarłej, nie przeniesiono jej zwłok do ksią­

żęcego w Sieniawie grobowca, lecz złożono na krakowskim cmentarzu, gdzie wśród ubogich swoich zostać pragnęła. Pogrzeb jej nadzwyczajną prostotą i cichością oniemiałego żalu osobne sprawiał a głębokie wrażenie. Wyszty sieroce drużyny i zakonne współpracowniczki wielkiej Krakowa jałmużnicy, wyległ tłum ubóstwa, aby odprowadzić na miejsce spoczynku tę prawdziwą matkę ubogich. Przedłużając pochód żałobny, okrążono szpital dziecięcy ś. Lu­

dwika, najdroższe dzieło zmarłej, zwłaszcza odkąd w domu jej uwiądł najśliczniej­

szy kwiatek, jej wnuczka, jedyna nadzieja rodziny, a krwawiąca się rana, miast serce jej zacieśnić, owszem, rozszerzyła je i roztkłiwiła spółczuciem dla dziecięcych niedoli. Zatrzymała się trumna naprzeciw tej przystani naj­

rzewniejszych nędzy, a lekarze, siostry miłosierdzia i dzieci szpitalika osta­

tnim, cichym i niemym, a rozdzierającym hołdem uczcili odchodzącą na wieki opiekunkę. Jeśli była jeszcze sucha źrenica wśród uczestników no- grzebu, teraz zwilgotniała łzami, na widok owego rzewnego pożegnania. Ża­

dna mowa nie uczciła zmarłej, która pokorą pogrobową zastrzegła się przed zwykłemi szumami słów i pochwał. Ale wymowniej od najświetniejszych panegiryków chwalił ją żal powszechny, osierocenie nie samychże ubogich, ho ona i na smutki niepocieszone możniejszych umiała kłaść łagodną i do­

świadczoną rękę, a jałmużnictwo jej społeczne niemal równało się miłosier­

dziu świadczonemu ubóstwu. Wystarczało być nieszczęśliwym, aby stać się przedmiotem jej szczególnej opieki i troski. Każdy też czuje się dziś zadłu­

żonym wobec niej, a dług ten nasz chyba spłacimy, przejmując w spadku po niej wszystkie dobre dzieła, zachwiane jej odejściem, rozdzielając pomię­

dzy siebie trudy, których sama się podejmowała i rozpalając w sercach na­

szych wszystkie one miłości, którym całe oddała życie, tak jak ona miłu­

jąc Boga i kościół, kraj i ubogich. Zachętą w tem mogą nam być słowa, które kościół w dniu jej śmierci powtarzał, najwyższą obietnicą skuteczności doczesnej pielgrzymki znojów: „Electi mei non laborabunt frustra..."

lii li organach w koMele katolickim.

Rzecz wypowiedziana na konferencyi drugiego zjazdu organistów i walnem zgroma­

dzeniu Tow. św. Wojciecha w Tarnowie przez S t e f a n a S u r z y ń s lc ie g o , dyrektora chóru katedralnego w la m ow ie.

Pewien poważny obywatel, zwiedzając wspaniałą katedrę monachij­

ską, odezwał się do dyrygenta tamecznego chóru w następujące słowa:

(5)

„Dziwię się bardzo, iż mając w tutejszym kościele tak znakomite or­

gany, wygrywacie na nich tak strasznie nudne utwory. — Byłem dłuższy czas we Włoszech, tam grają inaczej! Tam usłyszysz co chwila tak piękne biegniki (passaże), tak ponętne zwodnicze melodye, iżby człowiek z chęcią potańcował! — To mi się podoba, tak i wy grajcie!“

„Naturalnie — odpowiedział zainterpelowany, szatan nie grałby ina­

czej, uzyskawszy miejsce organisty przy jakimkolwiek kościele1' — i... pozo­

stawił zapalonego amatora włoskiej gry organowej z bardzo zakłopotaną i głupkowatą miną.

Pierwszym warunkiem gry na organach je s t: powaga kościelna, czyli prawdziwie poważny nastrój, odpowiadający powadze kościoła.

Drugim warunkiem: wartość artystyczna, czyli odpowiedni powadze kościelnej wybór utworów przeznaczonych do gry na organach.

Wysoki stopień zdolności technicznych, mówi profesor O b e r h o f - f e r w przedmowie do swej cennej szkoły na organy, nie jest potrzebny or­

ganiście katolickiemu. Wprawdzie nie zaszkodzi mu wyższe wykształcenie techniczne, które bardzo mu się przydać może, lecz rzadko daje się ono za­

stosować do naszych zwykłych obrzędów liturgicznych. — Tem więcej na­

tomiast trzeba zwracać uwagi na poważny i pobożny nastrój, smak artysty­

czny, całkowitą znajomość zasad harmonii i form. kompozycyi kościelnych.

Kto powyższych przymiotów i umiejętności połączonych z bujną fan­

tazją i znajomością literatury muzycznej nie posiada, ten nie jest w stanie dobrze improwizować na organach.

By często i dobrze improwizować, trzeba b jć znakomitym m uzj- kiem, inaczej improwizator będzie się zawsze powtarzał, będzie zawsze bez­

myślnie bredził w różnorodnych akordach, a wszystko to nacechowano swe­

go czasu nie bardzo, co prawda, pięknym epitetem: „brednie bakałarskie.“

To też słusznie powiedział X. Witt na zebraniu nauczycieli i orga­

nistów w St. Gallen:

„Panowie! wystrzegajcie się zbyt częstego improwizowania na or­

ganach!“

Krótką modulacyę, lub małą przegrywkę trzeba czasami grać z głowy, ale gdy się bezustannie li tylko improwizacye lub własne grywa elaboraty, wtedy stanie się gra iednostąjną, szablonową i zmanierowaną.

Trzeba przeto grywać utwory wzorowych mistrzów — jest to konie­

czność dostatecznie wytłomaczona. — Jestem przekonany, iż muzycy uta­

lentowani, mający łatwość w inwencyi, znający znakomicie iitetaturę utwo­

rów organowych, nie są zawsze odpowiednio usposobieni, nie mają w danej chwili twórczego nastroju, by z fantazyi swej mogli tak hojnie sypać, jakby z rogu obfitości. Nieustanne improwizowanie rodzi bezmyślną klepaninę.

Co prawda, można tym sposobem osiągnąć pewnego rodzaju rze­

mieślniczą zręczność i biegłość w dobieraniu utartych zwrotów harmoni­

cznych, lub w przeżuwaniu już to własnych, już to obcych idei muzycznych;

taki organista uchodzić będzie w oczach ogółu za „dobrego11 muzyka, a na­

wet za wirtuoza na organach, lecz ile na tem ucierpi logiczny rozwój my­

śli, niech posłuży jako ostraszający przykład dobrze mi znany organista D. w mieście P.

Siadał on na ławkę organową i nie przeglądając wyłożonej na pul­

picie mszy, oczekiwał znaku dzwonka, zwiastującego rozpoczęcie nabożeństwa.

(6)

Usłyszawszy dzwonek, stawiał lewą nogę na klawiszu pedałowym

„kontra C“ (prawej nogi używał tylko raz w rok, mianowicie na Wielkanoc, zapewne w tym celu, by prawica również brała udział w zmartwychwsta­

niu Pańskiem, zwykle zaś stawiał ją na deszcźułce umieszczonej nad peda­

łem) i wsłuchiwał się samolubnie w potężny huk, przypominający zwiastu­

na groźnej burzy. Potem wyciągnął z obszernej kieszeni wielką tabakierkę i zażywał tabaki. Wtenczas zjawiała się improwizacya w tej postaci: akord trzymany lewą ręką dawał prawej ręce możność schowania inspiratorki w miejsce przeznaczone, czyli do owej potężnej kieszeni, poćzem prawa'chcąc dotychczasowe milczenie sowicie wynagrodzić, suwała po klawiszach jak opętana:

, 1 . --- = ^ r ~ j

I ± A J - J z* - • - 0

_* -

& ■& & g &

(Dokończenie nastąpi).

LITERATURA.

Chwalmy F a n a ! Nabożeństwo kościelne. Śpiewnik kościelny dla użytku parafii rzymsko-katolickich. Zebrał X. Franciszek G n i e l i ń s k i .

Za pozwoleniem duchownem. Ratyzbona. Nowy York i Cincinnati. W na­

kładzie Fryderyka P u s t e t a , św. Apostolskiej Stolicy typografa. 1891. Str.

X X , 134, (9), 727. Cena z oprawą 3 mrk., format 16.

Książeczka powyższa zawiera śpiewy jednogłosowe łacińskie na mszą i na nieszpory i na rozmaite obrządki, tudzież pieśni i modlitwy na cały rok ko­

ścielny. Autor X . Gnieliński, proboszcz w mieście amerykańskiem Śt. Louis, n i e uwzględnił naszych starych, pięknych melodyi do hymnów nieszpornych, ani nawet melodyi naszego kancyonału na procesye i t. d., lecz umieścił melodye we­

dług wydanych przez Pusteta ksiąg chóralnych z wyjątkiem kilku.

Materyał do polskich pieśni autor czerpał, według swego twierdzenia, wy­

łącznie ze śpiewnika X. Mazurowskiego (nie Mazurkowskiego) — zapomniał je ­ dnak podać, źe wiele tekstów i melodyi, których X. Mazurowski nie znał, prze­

drukował z mego śpiewnika kościelnego i ze zbioru pieśni X . Mycielskiego. N a­

wet całe ustępy z przedmowy i z wyjaśnień żywcem z śpiewników moich prze­

drukowane zostały. Nie mam nic przeciwko temu, boć i w ten sposób dorzuca się cegiełkę do podniesienia naszego śpiewu kościelnego, należy się jednak, by choć słówkiem autor o ,,obcych piórkach11 wspomniał, lub cudzysłowem je odzna­

czył. — Rozkład książki jest zresztą wzorowy, druk wyraźny, format zgrabny, cena nizka.

Dla braku hymnów na uroczystości naszych i szwedzkich patronów, ksią­

żka ta jedynie w Ameryce używaną być może.

(7)

ROZMAITOŚCI.

— Członkowie Kongregacyi św. Obrządków zebrali się dnia 7. czer­

wca rb. w Watykanie, by obradować nad reformą śpiewu liturgicznego. Pisaliśmy już dawniej, że Ojciec ś. polecił wysłać do kilkudziesięciu pierwszorzędnych kom­

pozytorów i dyrygentów katolickiego świata kilkanaście pytań, dotyczących śpiewu kościelnego. Na początku roku bieżącego nakazał Ojciec św., by zasiągnięto w tym względzie rady i zdania wszystkich biskupów włoskich. Na podstawie ode­

branych ze wszech stron licznych odpowiedzi i informacyi, prefekt Kongregacyi św. Obrządków, X . kardynał Masella, napisał sprawo?danie i przedłożył je na wspomnianem wyżej zebraniu, by zasięgnąć opinii czternastu kardynałów, człon­

ków tejże kongregacyi.

Z gazet nie można dzisiaj jeszcze wyrobić sobie jasnego sądu, o czem właściwie tam radzono. Ponieważ bowiem o wyniku obrad kongregacyi rzymskich członkowie jak najgłębszą zachowują tajemnicę, dla tego odczekać trzeba, aż Oj­

ciec św. dekreta na sesyi ostatniej uchwalone potwierdzi i światu ogłosić każe.

— W alne zebranie Towarzystw cecyliańslcich na Niemcy i Austryą odbędzie się w Regensburgu dnia 8 i 9 sierpnia roku bieżącego według nastę­

pującego programu:

1. W e wtorek dnia 7go sierpnia przyjęcie gości w sali katolickiego ka­

syna, połączone z produkcyami chórów cecyliańskich.

2. W środę rano dnia 8 sierpnia podczas wotywy w katedrze wykonanie mszy sześciogłosowej P a l e s t r y n y „T u es Petrus." Na ofertorium zaśpiewają chóry motet O r l a n d a L a s a : , .Beatus qui iutelligit super egenum et pau- perem.“

3. W ieczorem wystawienie Najśw. Sakramentu, podczas którego wykonane zostaną wyłącznie motety Palestryny i Orlanda na 4, 5, 6, 8 i 12 głosów.

4 . W czwartek dnia 9g o sierpnia rano o godz. 7mej msza w katedrze z wystawieniem i procesyą. Podczas mszy wykonane zostaną msza O r l a n d a :

„Piusąue j ’ai perdu,“ na cztery głosy i Offertorium P a l e s t r y n y : „Diffusa est gratia“ na pięć głosów.

5 . Wieczorem wykonane zostaną w katedrze utwory rozmaitych nowszych kompozytorów, jako to : P i e l a , H a l l e r a , E b n e r a G r e i t a , D i e b o l d a , M i t t e r e r a , S z m i d t a W i t t a i innych.

Czas wolny od popisów chórowych przeznaczony jest już to na publiczne, już to na poufne zebrania członków Towarzystwa, w których z jednej strony uczczony zostanie jubileusz Palestryny i Orlanda, a z drugiej strony powzięte zo­

staną ważne uchwały co do dalszego rozwoju Towarzystwa.

Wiolonczela Stradywaryusza. Fabrykant instrumentów, A l f r e d H i 11 w L o n d y n i e , sprzedał sławną wiolonczelę z fabryki S t r a d y w a r y u ­ s z a za ośmdziesiąt tysięcy franków.

Należała ona dotąd do artysty na wiolonczeli, M. B a t t y we W e r s a l u , który ją przed 58 laty kupił za 7 5 0 0 franków. Głos instrumentu tego ma być tak silny, że wypełnia największe kościoły i że żadna inna wiolonczela mie­

rzyć się pod tym względem z nim nie może.

---

(8)

O J c ± ± A ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± ± p

]STa j starszy

zailai boflowr orgaaów

n a S z l a z k u

Braci Walter |

w G r u h r a u $

(obwód wrocławski)

założony 1824.

Cennik i referencye franco.

s

Mówi abonenci mogą zawsze nabywać dawniejsze nra „Directorium chori“ i to w poszytach rocznych:

Poszyt I (tj. dodatek do „Muzyki kościelnej11 z r. 1882) do str. 1Ó0.

II (rok 1883) od str. 101—184.

III (rok 1884) od str. 185—273 i tytuł z przedmową do I tomu.

IV (rok 1885) od str. 1—96 tomu II.

,, V (rok 1886) od str. 97—192 tomu II.

VI (rok 1887) od str. 193—288 tomu II.

VII (rok 1888) od str. 289—384 tomu II,

VIII (rok 1889) od str. 385—480 tomu II.

Każdy z niniejszych poszytów sprzedaje się po trzy marki (1 rs. 50 kop. = 2 fi.)

NB. Nrów gazetki „Muzyki kośc.“ posiadamy tylko jeszcze z lat: 1887, 1888, 1889, 1890, 1891, 1892 i 1893. — Dawniejszych roczników nie mamy.

Zamówienia oraz należytości uprasza się adresować:

J A R O S Ł A W Ł E I T O E B E R w Poznaniu.

Spis rzeczy: Artykuły, f Ś. p. X. kardynał Dunajewski, książę Biskup krako­

wski. f Śp. Marcelina z książąt Radziwiłłów księżna Czartoryska. — tira na organach w kościele katolickim. Literatura. X . Franciszka Gnielińskiego śpiewnik kościelny. R o­

zmaitości. Obrady członków Kongregacyi św. nad reformą śpiewu liturgicznego. — Wal­

ne zebranie Towarzystw cecyliańsMeh. — Wiolonczela Stradywaryusza.

D o d a t e k m u z y c z n y : Missa „Ecce sacerdos magnus“ M. Surzyński. (dokończ.) Redaktor ks. dr. Józef S u r z y ń s k i ul. Seminaryjska nr. 1.

Nakładem i czcionkami J a r o s ł a w a L e i t g e b r a w Poznaniu ni. Wilhelmowska 8.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kłosa, wikaryusza archikatedralnego, na czwartem walnem zebraniu Towarzystwa św.. dra Surzyńskiego na walnem zebraniu

Lecz umyślnie nad środkiem tym dłużej rozwodzić się, ani polecać go nie chcę, gdyż i kościół wyraźnie instrumentów nie po­2. leca, lecz cierpi je tylko,

nej — postanowiłem tedy pracować przez pewien czas systematycznie za pomocą wydawnictw i gazetki nad przygotowaniem gruntu, na którymby reforma kiełkować i

Szewc uczy się swego rzem iosła najmniej trzy lata, a organistów już dzisiaj w dziewięciu m iesiącach fabrykują. Szkoda tylko pieniędzy, które rodzice n a

Niebawem sprężyste przeprowadzenie tego nowego systemu dało się uczuć w kościele, gdzie dzieci przestawały śpiewać z tej prostej przyczyny, że, chodząc kilka

gularnie po podniesieniu pieśni miłosne, zapewne celem zwrócenia na siebie uwagi modlącej się w kościele płci pięknej. Z tąd wniosek uzasadniony, źe organista,

Ławy kościoła zapełniły się jeszcze przed szóstą organistami z pro- wincyi, którzy pilnie przysłuchiwali się śpiewowi gregoryańskiemu i czystej polifonii

Troskliwość ta papieży względem śpiewu gregoryańśkiego podniosła się po ogłoszeniu życzeń i dekretów soboru trydenckiego i po rewizyi mszału, podjętej z