• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXIV

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXIV"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

W arszawa, dnia 18 czerwca 1905 r.

Tom XXIV

TYGODNIK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N IC Z Y M .

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A 44.

W W a r s z a w i e : ro c z n ie m b . 8 , k w a r ta ln ie ru b . 2 . Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : ro c z n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . 5 .

P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W s z e c h ś w ia ta

i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .

R e d a k to r W s z e c h ś w ia ta p r z y jm u je ze s p ra w a m i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 do 8 w ieczo rem w lo k a lu red a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

MIEJSCOWOŚCI PR ZED H ISTO R Y CZN E I ZARYS

MAPY PA L E E T N O L O G IC Z N E J PORZECZA L E W E G O W ISŁY

OD P R Z E MSZY DO NIDY,

z e b ra ł i a ło fty ł

S. J . Cz a r n o w s k i

Po kilkunastu latach badań, wycieczek i poszukiwań geologiczno archeologicznych w południowej części guberni kieleckiej, od od rzeki Przem szy do Nidy, rozpatrzyłem bliżej lub zebrałem wiadomości o licznych miejscowościach, posiadających mniei lub więcej m nogie zabytki przeddziejowe i pale­

ontologiczne.

Niektóre z tych danych potrzebują jeszcze znacznych uzupełnień przez studya w ym a­

gające dużo czasu; gdy jednak zebrany ma- teryał i zapiski nieprędko m ogłyby zostać należycie opracowane, przeto przedstaw iam tu wykaz tym czasow y miejscowości i szkic mapy archeologicznej części porzecza lewego Wisły przeze m nie badanego.

Posłużyć to może jako podstaw a do dal-

•szych poszukiw ań i uzupełnień, oraz jako materyał częściowy do ogólnej a cennej wiel­

ce Mapy archeologicznej Polski, układanej przoz d-ra W ł. Dem etrykiewicza w K ra ­ kowie.

Ze 120 przeszło miejscowości w ykazanych tu ta j, większą część zbadałem lub w ykryłem i odnalazłem osobiście podczas wycieczek i poszukiw ań moich na gruncie, a także w zbiorach gabinetu archeologicznego U ni­

w ersytetu Jagiellońskiego, w muzeum A ka­

demii Um iejętności w Krakowie, w zbiorach ś. p. J a n a hr. Zawiszy w W arszawie i kilku innych pryw atnych.

K ilkadziesiąt miejscowości z wyżej okre­

ślonych znalazłem już wniesionych na orygi­

nale m apy Mapy archeologicznej Polski d-ra Dem etrykiewicza, k tó ry część nieznanych mi zezwolił łaskawie Wynotować, co też w wykazie moim w pozycyach właściwych poniżej zaznaczam.

K ilkanaście miejscowości dostarczyła cen­

na zapiska p. M. W awrzenieckiego, druko­

w ana w t. I I „Ś wiato wita “ z r. 1900 na str. 81 —85 p. n. „Zabytki przeddziejowe w pow. miechowskim gub. kieleckiej (z pla­

nikiem) “ oraz krótkie wyjaśnienie dodatkowe tegoż badacza w następnym t. I I I „Świato- w ita“ na str. 164.

K ilka wreszcie miejscowości w ynotowano tu ze „Spraw ozdania z wycieczek archeolo­

gicznych w Kieleckiem w r. 1897“ ze szki­

cem odręcznym p. E . Majewskiego, d ruk o­

wanym w t. I „Św iatow ita11 z r. 1899 na

str. 62—67. !

Nasz „Słownik geograficzny ziem p o i.

(2)

370

skich“ podaje stosunkow o bardzo mało wskazówek co do zabytków przeddziejo- wych na obszarze tu rozpatryw anym , i to tylko miejscowości ju ż znane skądinąd, a mianowicie: Ojców w pow. olkuskim , Bi­

skupice i Gruszo w w pow. miechowskim, Jaksice nad W isłą w pow. pińczowskim.

Wykaz abecadłowy m iejscowości pomieszczonych na szkicu Mapy archeologicznej porzecza lewego

W isły od Przemszy do Nidy1).

B e j s c e , wieś na lewym brzegu rz. N i­

dzicy na północo-wschód m. Koszyc: zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy archeolo­

gicznej Polski d-ra W ł. Demetrykiewicza).

B e n t k o w i c e , wieś nad rzeczką Bent- kówką, dopływem lewym rz. R udaw y, po­

w iat olkuski: jaskinie i schroniska podskal- ne (Czarnowski „Jaskinie okolic Ojcowa z m apą topograficzną11 w t. I „Św iatow ita11, str. 1).

B ę b ł o , wieś po prawej, stronie rz. P rą d ­ nika: jaskinie zamieszkane w okresie kam ie­

nia, głów na z nich zbadana przez Gi. Ossow­

skiego, zabytki w zbiorach A kadem ii Umie­

jętności w K rakow ie (Czarnowski 1. c.).

B i a ł y - k o ś c i ó ł , wieś na praw ym brze­

gu rz. Prądnika, jaskinie i schroniska (Czar­

nowski ]. c.).

B i s k u p i c e , wieś na praw ym brzegu rz. Śreniawy, na zachód od m. Miechowa, za­

bytki przeddziejowe w gabinecie archeol.

U niw ersytetu Jag. w K rakow ie („Słownik geograficzny K rólestw a Polskiego1', 1.1).

B ł o g o c i c e , wieś na praw ym brzegu rzeczki Ścieklec, dopływ u lewego rz. Śrenia- wy, na północ m. Proszow ic (oryginał Mapy archeol. d-ra Demetrykiewicza).

B r o n o c i c e , wieś na praw ym brzegu rz.

Nidzicy, na południe m. Działoszyc (P. M.

W awrzeniecki w t. I I „Św iatow ita11, str. 83, pisze, że są tam „w yniosłe kopce (mogiły) pełne kości, ja k to 1888 r. spraw dziłem , bli­

żej niezbadane)'1.

B u d z y ń , folw ark po praw ej stronie rz.

Nidzicy na południe m. Szkalbm ierza, zabyt­

ki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch.

Polski d-ra Demetrykiewicza).

B u d z y ń , wieś po praw ej stronie rz. Śre-

!) Mapa będzie podana w następu. - rze Wszechświata.

| niaw y w pobliżu stacyi kolei Wolbrom (1. c ja k wyżej).

C h ę c i n y , miasto po praw ej stronie rzeki Czarnej Nidy, jaskinia na zachód od miasta.

C h o r ą ż y c e , wieś n a praw ym brzegu rz. Śreniaw y przy trakcie do m. Proszowic:

w pobliżu dziedzińca folwarcznego kopiec zadrzewiony z podziemiem pustem wewnątrz.

C h r u s z c z y n a , w i e l k a , wieś po pra­

wej stronie rz. Nidzicy, na północ m. Ko­

szyc (1. c. ja k wyżej).

C h w a l i b o g o w i c e , wieś na prawym brzegu rz. N idy przy ujściu jej do Wisły:

wielka st.acya krzem ienna (Majewski E.

,,Św iatow it“ , t. I, str. 65, oraz „Drobne pra­

ce11 str. 66 z tablicą).

C z a j o w i c e , wieś na praw ym brzeegu rz. P rądnika: liczne i wielkie jaskinie, głó­

w na z nich jask in ia Łokietkow a na górze Chełmówce (Czarnowski „Jaskinie okolic i Ojcowa z m apą“ , Roem er „Die Knochen-

hoehlen von Ojców in Polen“).

C z e r n i c h ó w , wieś na lewym brzegu W isły w pobliżu Igołom ii, tab y tk i przedhi­

storyczne (oryginał Mapy archeolog. Polski d-ra Demetrykiewicza).

D ą b r o w a g ó r n i c z a , wieś na lewym brzegu rz. Czarnej Przemszy: w zbiorze geo- logiczno-m ineralogicznym miejscowej Szko­

ły górniczej kilka siekieroklinów gładzo­

nych; w zbiorach gabinetu archeologicznego U niw ersytetu Jagiellońskiego w Krakowie klin ki’zemienny Nr. 8502.

D a r n i c e , wieś na praw ym brzegu rzeki Dłubni w pobliżu Iwanowic: włościanin na­

zwiskiem Szydło w yorał na polu naczynie gliniane z kośćmi ludzkiemi.

D z i a d u s z y c e , wieś na praw ym brzegu rz. Nidzicy, na północ m. Działoszyc, z a b y t k i

przedhistoryczne (oryginał Mapy archeol.

Polski d-ra Demetrykiewicza).

D z i a ł o s z y c e , m iasto na lewym brzeg'*

rz. Nidzicy: kopce cz. m ogiły (znane dróżni­

kowi szosy).

D z i e m i ę r z y c e , wieś na lewym brzegu rzeczki Ścieklec, n a południe od K a c ła w ic ,

cm entarzysko przeddziejowe opisane wm- 18 i 19 tomu I I „Przeglądu b ib l io g r a f ic z n o -

archeologicznego11 r . 1881, str. 318 a. Zbio­

ry gabinetu archeol. U niw ersytetu ja g ie lo u -

skiego w Krakow ie („Światowit" t. H str. 8 3—84). W gabinecie archeol. U n iw1

JSfó 24

W S Z E C H Ś W IA T

(3)

j\ó 24 W S Z E C H Ś W IA T 371 sytetu jagiellońskiego w Krakowie: nr. 7740

zęby, kości i okruchy, skorupy gliniane; oraz

„Kurjer w arszaw ski1' z r. 1881 nr. 234 z a rty ­ kułem" Grobowisko dziemięrzyck ie “.

G i e b u ł t ó w , wieś wpobliżu źródeł rz.

Nidzicy, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra Demetrykiewicza).

G n i a z d o w c e , wieś na lewym brzegu rz, Śreniawy, pod m. Proszowicam i, na polach liczne skorupy grube z naczyń przedhisto­

rycznych.

G ó r a s t a w n a zob. Staw na góra.

G o r e n i e e , wieś na zachód Ojcowa nad granicą austryacką, jaskinia zam ieszkana w okresie kam iennym (badana przez d-ra Roemera: „Die K nochenhoehlen yon Ojców in Polen").

G r o d z i s k o , wieś na lewym brzegu Prądnika, jaskinie i schroniska podskalne.

G r u s z o w, wieś po lewej stronie rzeczki Ścieklec dopływ u lewego Śreniawy. Na po­

lach tej wsi zw anych „Po lesie gruszow- skim“ lub „Organy" (czy nie Kurhany?) wznoszą się cztery m ogiły wielkich rozm ia­

rów, skutkiem orki znacznie zmniejszone. Mo­

giły te niezbadane są pozostałością jakiejś bi­

twy, stoją param i odległe o 490 m etrów para od pary, a od siebie 15 m. Do kurhanów tych przywiązane zwykłe podania o dyable, pie­

niądzach i przejściach podziemnych. Plany i pomiary przesłał p. M. W awrzeniecki w r. 1890 A kadem ii Um iejętności w K rako­

wie („Św iatow it“ t. I I str. 84 i 145, „Sło­

wnik geografiiczny K rólestw a polskiego11 t. II).

G r u s z ó w c z e r w o n y między rz. Śre- niawą a W isłą, poczta Brzesko nowe. J . I.

Kraszewski w dziele „Sztu k a u słowian11 '■ ilno, 1858, str. 27) pisze: „W cz a sac h przedhistorycznych miejsce to było zamiesz- kanem, jak przekonyw am y się z odkrytych mogił z wielu kamieni; w mogiłach tych P°d stosami kam ieni polnych, osobliwszym łożonych sposobem, w jednej znaleziono kości ludzkiej niepalone i kilka urn z gliny szarej wypalanej, lekkich, pięknego kształtu

■ysunek ich w „Pam iętnikach Przyjaciół tom. IX). W drugiej były same koś- ' 1 ludzkie, w trzeciej końskie i ludzkie, a Przy nich siekiery kam ienne z zielonawego P°ifiru (porfiro verdo)“ . Zob. „Słownik geo­

graficzny K. p .“ t. II, str. 878, oraz „Świa- to w it11 t. II, str. 84—5 i 164—5.

I g o ł o m i a na lewym brzegu W isły, ko­

m ora graniczna, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra D em etry­

kiewicza).

I m b r a m o w i c e , wieś nad rz. Dłubnią, zabytki przedhistoryczne (1. c. jak wyżej).

I w a n o w i c e , wieś na praw ym brzegu rzeki D łubni, przy ujściu rzeki Minożki, osa­

da przeddziejowa i cmentarzysko nieciałopal- ne z urnam i z okresu bronzu, w widłach między lewym brzegiem D łubni a praw ym Minożki. Liczne narzędzia krzemienne, kości ludzkie, czaszkę uszkodzoną z zausznicą z bronzu w kształcie kółka z d rutu , urnę popękaną i t. p. zebrał S. J . Czarnowski i posiada w swych zbiorach w Miechowie.

J a k s i c e wieś poklasztorna donacyjna nad rzeczką W ielką dopływem lewym Śrenia­

wy, pod m. Miechowem: klinom łot g ładzo ­ ny z otworem i skorupy z naczyń g linia­

nych w zbiorach S. J . Czarnowskiego w Mie­

chowie.

J a k s i c e , wieś na lewym brzegu wyso­

kim W isły, na zachód od m. Koszyc, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra Demetrykiewicza).

J a k s i c e , wieś w pow. pińczowskim:

„grobowisko pogańskie, u rn y z ozdobami pierwotnem i, m onety rzym skie A n ton ina11 („Słownik geograficzny K. P .111. I I I str. 378).

J a n o w i c z k i , wieś nad rzeką R acław ką na południe od Racławic: góry w kształ­

cie kopców, jedna zwie się „Zamczysko".

(M. W aw rzeniecki w t. I I „Św iatow ita11, str. 83).

J e ż m a n o w i c e = Jerzm anow ice albo W ierzbanowice, wieś w dolinie rzeczki Szklar- ki: jakinie Niedoperzowa i in., zamieszkane w okresie kam ienia (badania drra Roem era

„Die Knochenhoehlen von Ojców in Polen).

J ę d r z e j ó w m. powiatowe guberni kie­

leckiej po prawej stronie rzeki Nidy: m oneta srebrna, zwierzchu popiersie i napis w oto­

k u „A drianus A ugustus11, z drugiej strony po­

stać niewieścia siedząca z wieńcem w lewem ręku (od włościanina nabył p. Kowalski, księ­

g arz w Miechowie).

J ó z e f ó w , folw ark na zachodopółnoc m.

Miechowa, wielka pracow nia krzem ienna, bardzo liczne narzędzia i okrzeski z krzemie­

(4)

nia szarego i jasnego, zebrał S. J . Czarnow­

ski i posiada w swym zbiorze w Miechowie.

K a c ic e , wieś na praw ym brzegu rz. Śre­

niaw y pod Słomnikami: drobne m onetki miedziane całkiem zatarte w ykopane przez włościanina w polu (w zbiorze S. J . Czar­

nowskiego w Miechowie); zabytki przedhisto­

ryczne w ykopał p. M. W aw rzeniecki („Swia- to w it“ t. I I str. 83).

K a c z o w i c e , wieś nad rzeczką Racław- ką: na wzgórzach ku południow i, niedaleko od pól należących do sąsiedniej wsi Lelowice zwanych „B ródek11, włościanie w yorali na swoich polach naczynia gliniane, które n a­

tychm iast rozbili; p. M. W awrzenieckiem u udało się zebrać nieco ozdabianej ceramiki, okrzesków krzem iennych i ciekaw ą szpulkę glinianą (złożone w zbiorach Akadem ii Umie­

jętności w K rakow ie ,,Św iatow it“ t. II, str. 84).

K a d z i e l n i a , góra skalista na południe od Kielc: jaskinie i kości ludzkie (w ty g o ­ dniku „Naokoło Św iata'1 z r. 1904, opis i ry­

cina).

K a l i n a w i e l k a , wieś po praw ej stro­

nie rz. Nidzicy, zabytki przedhistoryczne (oryginał M apy arch. d-ra Dem etrykiewicza).

K a z i m i e r z a w i e l k a , wieś na praw ym brzegu rz. Nidzicy, na południe m. Szkalb- mierza, zabytki przedh. (L. c. ja k wyżej).

K o r y t o , wieś po lewej stronie rz. Ni­

dzicy na wschód m, Szkalbmierza: grodzisko i wały (Majewski E. „Ś w iatow it“ , str. 65).

K o ś c i ej ó w, wieś po praw ej stronie rz.

Nidzicy na południo-zachódod m. Działoszyc, na wyniosłościach poza dworem k u wscho­

dowi p. M. W awrzeniecki znalazł krzem ień obrabiany, przesłany Akadem ii U miejętności w K rakow ie (,,Św iatow it“ t. II, str. 83).

Tamże przy drodze do Szkalbm ierza dwie m ogiły o 2 wiorsty od wsi za folwarkiem Opaty.

K o ś c i e l e c góra a właściwie pagór pła­

ski we wsi Siedliska w stronie zachodnio- północnej, pod m. Miechowem, na lewym brzegu rzeczki W ielkiej, dopływ u lewego rz. Ś re n ia w y : zabytki neolityczne bardzo m nogie, narzędzia krzem ienne, skorupy g li­

niane i in., zebrał S. J . Czarnowski i posiada w zbiorach swoich w Miechowie (zob. Sie­

dliska wieś).

K o s z y c e , m iasto na lewym brzegu rz.

372 JNó 24

Śreniaw y w pobliżu jej ujścia do Wisły, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra Demetrykiewicza).

K o w a l a , wieś na praw ym brzegu rzeki Śreniawy, zabytki przedh. (1. c. jak wyżej)

K o w a r y , wieś po lewej stronie rzeczki Ścieklec dopływu lewego Śreniawy: na po­

lach tej wsi leży bardzo wyniosła mogiła (kurhan) niebadana (M. W awrzeniecki w t.II

„Św iatow ita“ str. 84).

K s a n y , wieś na praw ym brzegu rz. Ni­

dy przy ujściu do W isły: w ydm a a na niej skorupy od popielnic, bez śladu narzędzi krzem iennych; w sąsiedztwie natom iast wiel­

ka stacya krzem ienna w Chwalibogowicach (Majewski E . ,,Św iatow it“ t,. 1, str. G5).

K s i ą ż w i e l k i , miasteczko w pobliżu źródeł rz. Nidzicy, na północ m. Miechowa, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra Demetrykiewicza).

L e l o w i c e , wieś na lewym brzegu rzecz­

ki R acław ki, badana przez M. Wawrzeniec- kiego w latach 1887— 9 i 1891—2, dała ob­

fite rezultaty, zwłaszcza pola folwarku Sie­

dliska oraz nad Dzierżawką lub Dzurdziaw- ką, opisane w „M ateryałach antropologicz- no-archeologicznych“ Akademii Umiejętno­

ści t. I II . W ykopane przedm ioty w znacz­

nej części w zbiorach tejże Akademii i ga Mi­

necie archeologicznym U niw ersytetu Jagiel­

lońskiego w Krakowie. W tejże wsi znalazły się ślady ceramiki przeddziejowej na polach włościańskich zwanych „Pogorzel" i „Mo­

g iłk i'‘. W iele szkieletów i kości ludzkich zauważyć można w wąwozach (naturalne przekroje) tej wsi; przypisyw ano to bitwie racław ickiej, jednak tylko w części mogą <1° niej należeć, niektóre zaś, zważywszy n»

znaczną głębokość w jakiej się znajdują, słusznie interes archeologa budzić powinnv (M. W awrzeniecki w t. 1 „Światowita1, str. 84). W gabinecie archeologicznym Uni­

w ersytetu Jagiellońskiego w Krakowie: sko­

rupy z naczyń glinianych, szydła kościani’

i t. p. z Lelowie Nr. 8614, 8824— 5, 8826— '■

8835, 9102—3 i 5, 9116.

■ Ł ę t k o wi c e , wieś po lewej stronie l7- Śreniawy, w pobliżu m. Słomnik. I3- ^ wrzeniecki (w t. I I „Św iatow ita", str. >•’

pisze: „Na mokrej łące, należącej do pi'0*111 stwa, na południe od kościoła, przy rozkop} - waniu w celach gospodarczych mogiły (kuP

W S Z E C H Ś W IA T

(5)

JS1» 24 W S Z E C H Ś W IA T 373 ca) znaleziono rodzaj p aki czy p n ia drew nia­

nego i szkielet leżący głową, ku zachodowi;

pakę otaczały ślady dylow ania drewnianego.

W r. 1898 dowiedziałem się, że p. E. Majew­

ski badał to znalezisko i posiada pięknie do­

chowaną czaszkę szkieletu. J a moje badania, plany i rap o rt z częścią drzewa paki, czy pnia, odesłałem do sekcyi archeologiczno- antropologicznej Akadem ii Um. w K rak o ­ wie w r. 1891/2“ .

Ma j k o w i c e , wieś na praw y brzegu rz.

Śreniawy, na zachód od m. Koszyc, zabytki przedhistoryczne w gabinecie archeologicz­

nym U niw ersytetu Jagieł, w Krakowie.

Ma i k o w i c e , wieś na lew ym brzegu W i­

sły, na wschód od m. Koszyc, wykopalisko bronzów.

M ą k o c i c e , wieś na lewym brzegu rz.

Śreniawy: zabytki przedhistoryczne w gabi­

necie archeol. U n iw e rsy te tu w K rakow ie, Nr. 246—248 i 641.

M a r z y s z , wieś nad rz. Czarną Nidą, na wschód od m. Chęcin: cm entarzysko zrujno­

wane i uboga stacya krzem ienna, narzędzia lazemienne pośledniej wartości, okrzeski, skorupy z naczyń glinianych bez ozdabiań.

Majewski E , ,,Św iatow it“ , t. I, str. 64).

M a s z k ó w , wieś n a lewym brzegu rz.

Dłubni, w pobliżu kom ory Michałowice: za­

bytki z epoki bronzu, okopy („Słownik geo­

graficzny K rólestw a P o ls.“). W gabinecie archeologicznym U niw ersytetu w Krakowie:

skręty bronzowe spiralne, naram ienniki, ob­

ręcze żelazne, Nr. 242 i 243, 681, 9203.

M a s z y c e , wieś na lewym brzegu rz.

Prądnika: jask in ia m aszycka zamieszkana w okresie kam ienia starszym i nowszym (zbadana i opisana przez G. Ossowskiego

„Jaskinie okolic Ojcowa, I “).

M i a n o c i c e , wieś przy źródłach rz. Ni­

dzicy, na północ m. Miechowa: w gabinecie archeologicznym U niw ersytetu w Krakowie:

skorupy gliniane i kości z cm entarzyska, Nr. 7728, d a r dziedzica p. Halera.

M i c h a ł o w i c e , wieś na praw ym brze­

gu rz. D łubni, zabytki przedhistoryczne w gabinecie archeol. U niw ersytetu w K ra ­ kowie Nr. 257.

M i e c h ó w m iasto powiatowe nad rzeczką Miechówką, w padającą do rzeczki Wielkiej flopływu lewego Śreniawy. W kotlinie źró- dlist tak zwanego stoku miejskiego w stro­

nie wschoduiej przy szosie szkalbmierskiej wokoło na polach m iejskich oraz graniczą­

cych z niemi polach folwarków W ielko-za- górze i Poradow a zabytki stacyi czyli osady neolitycznej (bardzo liczne narzędzia krze­

mienne, siekierokliny gładzone, mnogie sko­

ru py czyli szczątki naczyń glinianych roz­

maicie zdobionych, okruchy węgli drzew ­ nych i bryłki gliny przepalonej na kolor cę­

gi a s t o - oz or w o ny w głębokości do 1 m i na powierzchni roli oranej, zebrał S. J . Czar­

nowski i posiada w swych zbiorach w m. Mie­

chowie).

M i e r o s z ó w albo Miroszów, wieś po p ra ­ wej stronie rzeki Nidzicy, w pobliżu m. Dzia­

łoszyc; zabytki przedhistoryczne p. M. W a- wrzeniecki zbadał i opisał w t. I I I „Mate- ryałów antropol.-archeologicznych“ Akade-

j mii Um. w K rakowie; tam że złożył wydo-

| byte przedm ioty („Św iatow it“, t. I I, str. 83).

M ł y n e k , osada włościańska zwana ta k ­ że „U F ilip a11, nad rzeczką Racław ką, m ię­

dzy Racław icam i a W rocinowicami: p. M.

W awrzeniecki znalazł na polach w r. 1890 połowę m łota kam iennego gładzonego z ot­

worem okrągłym , okrzeski krzem ienne, wie­

le odłamków ceramiki w ytw ornie zdobionej;

przedm ioty znalezione odesłał do Akadem ii Umiej, w K rakow ie („Św iatow it“, t. II, str. 83).

M n i s z ó w , wieś n a lewym brzegu wyso­

kim W isły, na północ od m. Nowego Brzeska (oryginał Mapy archeol. Polski d-ra Dem e­

trykiewicza)..

M u n i a k o w i c e , wieś po lewej stronie rz. Śreniawy w pobliżu Słomnik, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy archeol.

d-ra Demetrykiewicza).

N a w a r z y c e , wieś na praw ym brzegu rz. Mozga wy dopływ u prawego Mierzawy, zabytki przedhistoryczne (Majewski E. „Świa- to w it“ , t. I, str. 65).

N i e g a z d ó w , wieś po prawej stronie rz.

Śreniaw y w pobliżu Słomnik, zabytki przed­

historyczne (oryginał Mapy archeol. Polski d-ra Demetrykiewicza).

Oj c ó w , wieś nad rz. Prądnikiem (Słow­

nik geograficzny K rólestw a Polskiego' 1 tom VII). Liczne jaskinie z zabytkam i z okresu kamiennego starszego i nowszego badali:

J a n hr. Zawisza, dr. Roemer, G. Ossowski, S. J . Czarnowski Jaskinie okolic Ojcowa

(6)

374 W S Z E C H Ś W IA T JM« 24 z mapą, topograficzną11 w t. I „Ś w iatow ita14,

str. 1 i tablica I). M nogie w ykopaliska w zbiorach Akademii Um iejętności, w Mu­

zeum narodowem w Sukiennicach, w gabi­

necie archeologicznym U niw ersytetu (Nr. 136, 5015, 6663) w K rakowie, w pałacu Zawiszów w W arszawie, w gabinecie geologicznym U niw ersytetu we W rocław iu (d-ra Roemera), w zbiorach S. J . Czarnowskiego w Miechowie.

O k o p y , góra pod Ojcowem n a lewym brzegu rz. Prądnika: grodzisko neolityczne

„Okopy11 i liczne jaskinie a schroniska za­

m ieszkiwane w okresie kam ienia (badane i opisane przez J . S. Czarnowskiego w W ia­

domościach archeologiczno - num izm atycz- nych“ Nr. 2 i 3 z 1902 r., w „M ateryałach antropol.-archeologicznych“ t. V i VI w „ P a ­ m iętniku fizyograficznym “ t. X V II, w „Świa- towicie11 t. I I I z 1901 r.).

0 1 s z t y n , wieś i ruin y zam ku po prawej stronie rz. W arty , niedaleko Częstochowy, podziemia i jaskinie w skałach jurskich.

O p a t o w i e c , m iasteczko na lewym brze­

gu W isły (powyżej ujścia rz. Nidy): zabytki archeologiczne w oberwisku nadbrzeżnem;

wpobliżu cm entarza wykopano czaszkę zwie­

rzęcą wagi funtów 40, prawdopodobnie m a­

m uta.

O p a t y, folwark, zob, Kościejów.

O r ł ó w , wieś n a lewym brzegu rz. Śre­

niawy, zabytki przedhistoryczne (oryginał m apy arch. Polski dr. D em etrykiewicza).

O s t r ó w , wieś po lewej stronie rz. Ś re­

niaw y, na północo-wschód m. Proszowic, zabytki przedhist. (1. c. ja k wyżej).

O w c z a r y, wieś po lewej stronie rz.

Prądnika, jaskinia Owczarska (Czarnowski;

„Jaskinie okolic Ojcowa, z m ap ą11 w t. I

„Św iatow ita11, str. 1).

(I)N)

Al f r e d Gi a e d.

W SPÓ ŁC ZE SN E D Ą ŻEN IA M ORFOLOGII I STO SU N EK J E J DO

INNYCH N A U K 1).

J e st ju ż nieomal czterdzieści la t od chwili, g dy z okazyi równie wielkiej m iędzynarodo-

!) Konferencya wypowiedziana na kongresie nauk i sztuk podczas wystawy w Saint-Louis (St. Zjedn.) 21 września 1904 r.

wej m anifestacyi m yśli ludzkiej, jak ta, na jaką obecnie jesteśm y zaproszeni, sławny K laudyusz B ernard w swym komunikacie o postępach fizyologii, wygłoszonym pod­

czas w ystaw y powszechnej w Paryżu w r.

1867, starał się wykazać, że na dwie główne winny się nauki dzielić kategorye: do pierw­

szej, zawierającej astronom ię i historyę na­

turalną, należą nauki, polegające na obser- wacyi i na rozważaniu, kresem ich jest dojść do przepow iadania faktów ; druga, do której zaliczał fizykę, chemię i fizyologię, zawiera nauki, będące jedynem i, jak mówił, nauka­

mi tłum aczącem i i pozostającemi do natury w stosunku czynnym i zdobywczym.

Podobny rodzaj ko ntrastu , ustanawianego pomiędzy naukam i, poznającemi tę przyrodę, której praw om biernie podlegam y, a nauka­

mi, zawierającem i czyntiy pierw iastek dzia­

łalności ludzkiej, jest tylko wznowieniem choć znacznie już udoskonalonego mniema­

nia filozofów 17-go wieku, w szczególności zaś Tomasza Hobbesa, który w księdze swej Lew iatan w te słowa przem aw ia:

„Spis znajomości faktów zowie się histo- ryą i na dwie dzieli się części: 1) historyę na­

turalną, rozpatrującą fak ty albo zjawiska natury, nad którem i wola ludzka nie ma ża­

dnej mocy, ja k naprzykład h istorya metalów, roślin, zwierząt, krajów i t. d.; 2) na historyę polityczną obejm ującą dzieje dowolnych czy­

nów ludzi zrzeszonych w społeczności11.

Przyznając naukom przyrodniczym obser­

w ującym i rozw ażającym zdolność przewidy­

wania faktów , K laudyusz B ernard szerokie, przynajm niej pozornie, zakreślił im granice, bowiem, jak to już Locke ongi zauważył, przepowiadanie przyszłości stanowi właśnie samę treść nauki, jej kwintesencyę, i można pod tym względem powtórzyć tylko słowa W ilhelm a Ostwalda: The g reatest leaders of m an liave been tliose, who saw m ost clearty into th e f u tu r ę 2). Lecz głębiej przenikając myśl wielkiego fizyologa francuskiego po­

znać można wkrótce, że rola roztrząsają­

cych obserwatorów, wyznaczona przezeń uczonym morfologom, je s t j e d n ą z najskro­

mniejszych w porównaniu z tem daleko wyż- szem stanowiskiem, jakie chce zachować dla

2) Największymi przewodnikami ludzkości byli ci, co najjaśniej widzieli w przyszłości.

(7)

j\r» 24

W S Z E C H Ś W IA T 375 nauk przyrodniczych t. zw. doświadczal­

nych lub zdobywczych.

Bowiem im właśnie przypada w udziale zarazem dowolnie przew idyw ać zdarzenia i stwarzać je w potrzebie.

Gdy obserw ator rozpatruje zjaw iska w wa­

runkach, w jak ich n a tu ra mu je daje, ekspe­

rym entator może je wywoływać w w aru n ­ kach dowolnych, który ch sam je s t panem.

Przyrodnik opisuje, fizyolog zaś tworzy.

Powyższy podział n auk K laudyusza Ber­

narda, sporny ju ż w epoce swojego pow sta­

nia i w rzeczy samej w krótce poddany k ry ­ tyce w ybitnych uczonych, nie mógł się ostać długo wobec postępu m yśli tak gw ałtow ne­

go w końcu 19-go wieku.

Opierał się przew ażnie na nieporozu­

mieniu w pojm ow aniu w yrazu „doświadcze- nio‘‘, którem u nadaw ać należy, ja k to zoba­

czymy dalej, znaczenie nie ta k ciasne, jak to czyniła szkoła M agendiego i jak to dziś je ­ szcze jest w zwyczaju niektórych fizyologów.

Zresztą, pragnącym widzieć w całem tern roztrząsaniu coś więcej nad prostą kwestyę słowną i zmianę etykiety, łatw o natychm iast odpowiedzieć można, w skazując dzieje zdo­

byczy naukowych, osiągniętych przez b ad a­

nia morfologiczne w drugiej połowie o stat­

niego wieku. Szczególniej w tak nowej i tak mało znanej dziedzinie cytologii czyż nie można twierdzić, że wszystko, co wiemy u kwestyi zasadniczej podziału kom órki, jest owocem usilnej pracy morfologów, że środki stosowane przez histołogów ku rozwiązaniu powyższego zagadnienia, przekraczają o wie­

le granice prostej obserwacyi i że wym agały one tyleż w ytrw ałej wynalazczości, tyleż zręczności technicznej i wiadomości dodat­

kowych, co jakiekolw iek inne doświadczenia czysto fizyologiczne.

Zwycięstwo do ktryn L am arcka i Darw ina, wspaniały ruch um ysłów, w yw ołany od r.

1S57 przez ogłoszenie Pochodzenia g a tu n ­ ków, krzyżujące się zdania wszelkiego rodzaju Ila temat zmienionej teoryi przem ian—m u­

siały wkrótce zmienić do g ru n tu widnokręgi l,rzyrodników i nadać poszukiwaniom m orfo­

logicznym, zarówno ja k pracom w innych dziedzinach biologii, odmienne i nowe zna­

czenie.

Historya n atu raln a mogła z kolei ubiegać

^ 0 wiano tłum aczącej i zdobywczej nauki

przyrodniczej. A że ta zm iana zdania nie dokonała się szybciej i jednocześniej we wszystkich krajach o wysokiej kulturze n au ­ kowej, winni są tem u w znacznej mierze sa­

mi przyrodnicy, ich uporczywe trzym anie się starych dogmatów, ich nieufność względem idei genialnych, których autorowie zrazu za­

poznani byli we w łasnych swych krajach.

Dopóki bowiem biologowie uparcie tw ier­

dzili z Cuvierem i B. Owenem, że gatunki roślinne i zwierzęce są niezm ienne i że celem najwyższym nauki jest klasyfikacya, histo- ry a istot żyjących oczywiście m ogła być ty l­

ko możliwie dokładnym opisem ich k ształ­

tów zew nętrzny ch, budowy wewnętrznej w stanie dojrzałym i w stanie poczwarki, porównaniem kształtów tych i budowy, ba­

daniem obyczajów czyli stosunków ustrojów do siebie i do środowisk, w jakich przebyw a­

ją, rozkład wreszcie ustrojów tych na kuli ziemskiej, uważany za w ynik kapry su lub mądrości wszechpotężnego twórcy. Poza granicam i swych zastosowań praktycznych (zużytkowywanie przez człowieka produk­

tów roślinnych zwierzęcych) historya n a tu ­ ralna m ogła dostarczyć jeszcze rozkoszy po­

dobnych do tych, jak ich doświadczamy na w i­

dok dzieła sztuki, lecz sztuki, której technika jest dla nas niepojętą i której środki pozo­

staw ały dla nas zagadką nieprzeniknioną nigdy.

Lecz p u n k t widzenia uległ radykalnej zmianie, gdy zam iast uważać św iat stworzo­

ny za pozostający w stanie statycznym , za pewną całość na przyszłość nieruchomą, roz­

patryw ać go poczęto z punktu widzenia d y ­ namicznego, gdy badano nie n a tu ra n aturata, ale natu ra naturans, starając się wykryć nici pokrewieństwa, łączące z sobą istoty żyjące, i rozwikłać, odgadnąć zawiłe procesy, przez które kształty i ustroje zostają określone i łączą się z sobą; gdy przestano nabożnie wielbić harm onię zw ierząt i roślin, w jakiej pozostają czy to między sobą, czy względem środowiska, jakie ich otacza i trzym ać się dziecinnego finalizmu, którego najdoskonal­

szy wyraz znajdujem y u B ernardin de Saint- Pierra, gdy jednem słowem porzucono m eto­

dę antropocentryczną, by starać się wyjaśnić, ja k powyższe harm onie stopniowo pow sta­

w ały albo się zmieniały w m iarę ja k pow­

staw ały albo się zmieniały w arunki środo­

(8)

wiska, gdzie znajdow ały one urzeczyw ist­

nienie.

Stąd też w roku 1877, n a kongresie n ie­

mieckich lekarzy i przyrodników , zebranym w roku tym w Monachium, jed en z najpierw - szych i najgorętszych bojowników idei d a r­

winowskiej, E r nest Haeckel, m ógł ogłosić słusznie: „Przez teoryę pochodzenia g a tu n ­ ków biologia wogóle, a system atyka zoolo­

giczna i botaniczna w szczególności, podnie­

sione zostają istotnie do godności historyi naturalnej, której ty tu ł honorowy noszą od- dawna, lecz zasłużenie dopiero za dni n a­

szych. Jeśli nauki te jeszcze i dziś wielokro­

tnie oznaczane byw ają, i naw et urzędowo, jako nauki przyrodnicze opisowe w przeciw­

staw ieniu do nauk tłum aczących, dowodzi to tylko, jak błędnie pojm ow ano dotąd ich zakres rzeczywisty. Odkąd bowiem system at natu raln y ustrojów rozpatryw any jest, jako ich drzewo genealogiczne, systematyka,, ta k sucha w swych opisach, ustępuje miej­

sca żywszej stokroć h istoryi genealogii Mas i gatu n k ów “.

Nowe te pojęcia m iały zresztą jeszcze wa­

żniejsze następstw a. Teorya pochodzenia g a­

tunków wprowadzała do n au k biologicznych jedność punktów widzenia, jedność poglą­

dów, wspólność celów, ćo je łączyło w szyst­

kie ścisłemi węzłami wzajem nej zależności i niweczyło wszelkie bezpłodne kwestye przew agi i pierwszeństwa. J akiekolwiek w rze­

czy samej m etody byłyby stosowane, deduk- cya czy indukcya, obserwacya czy doświad­

czenie, anatom ia, fizyologia, etnologia, geo- nemia, system atyka, paleontologia, w szyst­

kie te n a przyszłość nierozerw ane części je ­ dnej całości, w inny podążać k u urzeczywi­

stnieniu tego samego program u: nakreślić w sposób możliwie ścisły i dokładny historyę przejawów życia na naszej planecie, pozosta­

wiając m etafizykom i poetom zabiegi koło wykrycia najpierw szych początków i wiel­

bienie celowości.

Jeden rzu t oka pozwoli nam ocenić, jakie ju ż dotąd w yniki uw ieńczyły ten prąd wy­

siłków, do jednego zm ierzających celu, i ja­

kie nadzieje żywić możemy n a przyszłość, gdy, rozszerzywszy swe granice, biologia ko­

rzystać zacznie z postępów ty c h nauk, z któ- rem i dotąd pozostaw ała tylk o w stosun­

kach zbyt odległych. Tak, g d y odwiecznie 376

stare gałęzi m orfologii, odmłodzone i oży­

wione, nową okryją się zielenią, ujrzymy, ja k w krąg niej zjawiać się i rozwijać poczną nowe gałęzi nabrzm iałe od szlachetnych i potężnych soków: cytologia, promorfolo- gia, tektologia, morfologia doświadczalna (czyli tw orzenie form przez działanie czynni­

ków pierwotnych), genezyologia, biometryl i i t. d.

Lecz sam fa k t ta k błizkiej zależności owych różnych gałęzi nauki, ich krzyżowa­

nia się wzajemne, zawiłość przyczyn, jakie przew odziły ich pow staniu i rozwojowi, czy­

nić będą ten w ykład niejednokrotnie trud­

nym, niekiedy może ciemnym.

Niech mi tu wolno będzie z góry prosić o wybaczenie i pobłażliwość ze strony mych słuchaczów, jeśli nie zawsze udało mi się zna­

leźć ten lucidus ordo, jakiego wym agał poeta łaciński. Niech mi też będzie wybaczonem, żem nadaw ał często form ę uryw aną i afory­

styczną przypuszczeniom, których oczywi­

stość nie wszystkim być może wyda się do­

syć jasną. Udowodnienie szczegółowsze po­

ciągnęłoby było za sobą rozwlekłość, której mniemałem, że trzeba unikać. W każdym razie przekonania moje, zbyt dobitne, zbyt silnie może zaznaczone, w spierają się na doj­

rzałych rozm yślaniach i na doświadczeniu długich lat nauki.

Zm iana oryentacyi, wprow adzona do nauk przyrodniczych przez teoryę zmienności ga­

tunków , nie ujm uje zapewne bynajmniej wartości pozytyw nej wynikom osiągniętym poprzednio przez m etodę czysto opisową, nie możemy też bynajm niej lekce sobie wa­

żyć m ateryałów ,pow oli zgrom adzonych przez poprzedników naszych. Pod ty m względem zgodnie powtórzyć jeszcze możemy z Cu- vierem:

„Ścisłe określanie gatunków i ich cech szczególnych je st najpierw szą podstawą, na której ugruntow ane w inny być w s z y s tk ie

poszukiw ania w historyi naturalnej; najcie­

kawsze spostrzeżenia, najnowsze poglądyf pozbawiono tej podstaw y, tracą nieomal całą wartość, i, pomimo oschłości tego ro d z a ju

badań, od nich właśnie powinni z a c z y n a ^

pracę wszyscy pragnący trw ałe osiągnąć wy­

n ik iu.

W ielu przyrodników, poświęcających się badaniom na polu morfologii i s y s t e m a t y k i ,

«Ns 24

W S Z E C H Ś W IA T

(9)

JSfo 24 W S Z E C H Ś W IA T 377 z niedowierzaniem przyjęło ideę zmienności

gatunków, m niem ając, że idea ta podkopie osnowy, na któ rych ulubiona od nich nauka spoczywa. W yp adk i nie omieszkały dowieść, jak te ich obawy były chimeryczne. W rze­

czy samej bowiem, by naukowo udowodnić rzeczywistość zmian, nader nieznacznych niekiedy w początkach, stało się nieodzow- nem uczynić opisy form rozpatryw anych daleko ściślej,szemi, niż to czyniono przed­

tem. posuwając je niekiedy aż do drobiazgo- wości. P otrzeba zachow ania typów po m u­

zeach i zbiorach, odtw arzania ich w ry su n ­ kach i uważnego porów nyw ania z rodzajam i pokrewnemi w zrastała coraz bardziej, a stąd dowodzenia stronników i przeciwników teo- ryi zmienności gatunk ó w stały się w rzeczy samej niezw ykle silnym bodźcem dla rozw o­

ju system atyki n auk przyrodniczych.

Poszukiw anie nowych form, uganianie się za typam i przejściowemi, za zboczeniem, lub odmianami miejscowemi nie m ają już dziś na celu jedynie uczynienia zadość nieokre­

ślonej ciekawości. Poznanie najm niejszych zmian w budowie, najm niejszych odchyleń od ukształtow ania norm alnego stają się dro- gocennemi czynnikam i w określaniu drze­

wa filogenetycznego.

Zam iast być zm ienną jednostką subjekty- wną, zależną od poszczególnych pojęć każde­

go z system atyków , klasyfikacya n atu raln a staje się na przyszłość dla nas. realnością objektywną: genealogią historyczną istot ży­

jących, i dziś już dostrzedz można, choć je ­ szcze w zarysach bardzo niedokładnych, ogólny plan tej genealogii, ku którego u sta ­ nowieniu dążyć w inny, jedno przed drugiem, wszystkie odkrycia przyszłych czasów.

Praca g atu nk ow an ia m a przeto cel w yż­

szy, ma za zadanie nietylko opisywać, lecz i przew idyw ać fakty , a stąd wznosi się ona wyżej na drabinie nauk. Znaczenie jej więc wzrasta niezmiernie.

I znaczenie to nie ogranicza się do znajo­

mości isto t obecnie żyjących; rozciąga się ono i na poszukiw ania form wygasłych, ukrytych w głębi ziemi, jako skamieniałości.

Paleontologia rozw iera się przed nami, j a ­ ko niezm ierzony skład archiwów, i pomimo licznych niestety miejsc pustych, które przy ­ szłość, ani w ątpić, zapełniać będzie wciąż więcej i więcej, przynosi nam ona dokum en­

ty nieocenionej wagi, by podług nich zakre­

ślać linię wspólnych przodków roślin, zwie­

rz ą t i samego człowieka. Praw dziw e ,,me- dailles de la creation11—odlewy form zmien­

nych, skamieniałości dają nam możność od­

tw orzyć na podstawach istotnych właściwą historyę natu raln ą istot żyjących, zapomo- cą środków analogicznych z temi, jakiem i posiłkuje się nauka ta w ścisłem socyologicz- no-filozoficznem swem znaczeniu.

Odtąd paleontologia tw orzy z zoologią ca­

łość nierozdzielną i dwie te części morfologii oddają sobie wzajem ne usługi. Lecz zoolo­

gia jest niezupełną. Pomimo usiłowań po­

przednich pokoleń, dalecy jeszcze jesteśmy od znajomości wszystkich isto t żywych, obe­

cnie istniejących na powierzchni ziemi. P a ­ leontologia daje nam tylko wskazówki zbyt rzadkie, gdy się pomyśli o tej wielkiej licz­

bie ustrojów, co zginęły, nie zostawiwszy po sobie trw ałych śladów —o istotach proto- plazm atycznych pozbawionych szkieletu lub 0 szkielecie zbyt mało odpornym i t. d.; na- dewszystko zaś, gdy się pomyśli o ty ch w a­

runkach tru dn ych i tak rzadko urzeczywi­

stnionych, jakie m ogły były zapewnić zwie­

rzętom przejście w stan skamieniałości 1 przechowanie poprzez wszystkie zmienne koleje losu skorupy ziemskiej. W iele z tych przerw w szeregu morfologicznym obecnie znika właśnie lub zniknie z biegiem czasu, dzięki potężniejszym środkom badania, j a ­ kiemi dziś rozporządzam y, dzięki również postępom geografii fizycznej i gorliwym po­

szukiwaniom na obszarach dotychczas nie­

zbadanych.

Teorya przem ian rzuciła także silne świa­

tło i znacznie prostszą zrobiła geonemię — naukę o rozlokowaniu geograficznem stwo­

rzeń na kuli ziemskiej. Rozlokowania tego zarówno zwierząt, jak ro ślin—nie m ożna już dzisiaj uważać za w ynik przypadku lub ja ­ kiegoś czynnika kierującego i zastępującego daw ne istoty nowemi, tak jak w teatrze, gdzie widzi się zmianę dokoracyi po każdem odsłonięciu.

Istnieje pewien węzeł przyczynowy mię­

dzy przeszłością a teraźniejszością. Paleon­

tologia wskazuje nam miejsce na kuli ziem­

skiej, gdzie winniśmy szukać form o cechach archaicznych, a geonemia z kolei, pozwala-

| jąc nam odgadnąć przew roty, jakie skorupa

(10)

878 W S Z E C H Ś W IA T

ziemska przechodziła, odsłania przed nami odległe m otyw y zniszczenia istot nazawsze wygasłych. Lecz więcej jeszcze od geone- mii zaradzić m iała na konieczną niedosta­

teczność obecnych naszych wiadomości zoo­

logicznych i paleontologicznych pew na n au­

ka nowa, albo raczej pewna gałęź wiedzy morfologicznej, nagle i od niedaw na w spo­

sób cudowny rozkw itła.

Ongi—wówczas gdy przyrodnicy, podob­

nie jak zbieracze broni lub dzieł sztuki, zada­

walali się katalogow aniem i porównywaniem wielolicznych form, wśród których podzi­

wiali uderzającą mnogość, owoc niew yczer­

panej wyobraźni jakiegoś nieskończenie po ­ mysłowego twórcy, uw aga ich skierowana była przeważnie na form y dojrzałe, które same jedne uważane były wówczas za dosko­

nałe. 0 to zaś, ja k pow stały owe przedm io­

ty ich ulubionej namiętności, niewiele się troszczyli. Z w yjątkiem kilku nielicznych zwiastunów (Arystoteles w starożytności, Malpighi, Swam m erdam , H arvey, C. F.

W olff w nowszych czasach) większość bio­

logów pom ijała badania nad rozwojem.

Zresztą i dziś jeszcze u wielu system atyków znaleźć poniekąd można ślady takiego na­

stroju umysłów. N a tysiąc entomologów wielu też zwraca uw agę choć najm niejszą na zbieranie poczwarek albo gąsienic owadów?

Na stu ornitologów —ilu raczy przyjm ow ać do swych zbiorów gniazda lub m ałe ptaków ?

W skazanie znaczenia i konieczności ba­

dań embryologicznych stanow i chyba nie najmniejszą z przysług, jak ie biologii oddała teorya ewolucyi. D la ścisłej sprawiedliwości należy jednak dodać, że g ru n t po tem u był przygotow any przez jednoczesny rozwój in ­ nych sąsiednich gałęzi wiedzy i w szczegól­

ności przez postępy w m ikrografii i w y stą ­ pienie na widownię teoryi kom órkowej.

Mimo to przecież m am y praw o twierdzić, że przeważnie chęci spraw dzenia na nowej drodze idei L am arcka i D arw ina przypisać należy obfitość i dokładność badań em bryo­

logicznych podjętym śladem J a n a M ullera i von Baera przez Gegenbauerów , Haekclów Leuckartów , Huxleyów, Loewenów, van Benedenów, Agassizów i t. d.

Przez ciągłość swoję, zależność faz kolej­

nych, przez splot przyczynow y, co fazy te określa i łączy ze sobą, rozwój larw i embryo-

nów, lub, mówiąc językiem współczesnym, szereg ontogenetyczny stadyów embryonal- nych jaknajw spanialej ilustruje teoryę prze­

m ian przykładam i o przekonyw ającej oczy­

wistości.

Bezwątpienia, naw et przed ogłoszeniem prac D arw ina i tego pięknego szeregu mono- grafij embryologicznych, o których dópiero- cośmy wspominali, Serres przewidział, za pomocą swojego rodzaju genialnej intuicyi, płodną ideę pow tarzania się w stanie przej - śoiowym podczas rozwoju indywidualnego form urzeczyw istnionych pod postacią stałą w obecnym szeregu zoologicznym. Lecz idea ta m ogła być dobrze zrozum ianą i wydać swe owoce dopiero wówczas, gdy została ona uzupełniona i oparta na trw ały ch podsta­

wach przez F ry d r. M ullera w jego zachwyca­

jącej książeczce p. t. ,,W obronie D arw ina1'.

Odtąd już uznanie potrójnego paralelizm u zachodzącego między szeregami zoologicz­

nym , ontogenetycznym i paleontologicznym staw ało się koniecznem, jak o nieodzowny w ynik pokrew ieństwa filogenetycznego zwie­

rzą t i jako oczywisty w yraz ich stosunków genealogicznych. Przytem , ja k to powinno zachodzić w zastosow aniu wszelkiej poważ­

nej teoryi, m niemane w yjątki, powstające skutkiem skróceń lub falsyfikacyj rozwo­

ju ontogenetycznego, m ogły być przew idzia­

ne i częściowo w ytłum aczone zapomocą sa­

m ych właśnie zasad teoryi darwinowskiej, doboru naturalnego i walki o byt.

Z zupełną więc słusznością Haeckel ozna­

czył zasadę Serresa i F ry d r. Mullera mianem podstaw owego praw a biogenetycznego, sko­

ro tem u wyrazowi „praw o" nadam y znacze­

nie, jakie posiada zwykle w naukach doświad­

czalnych, mianowicie znaczenie form uły ogólnej, podległej spraw dzianom dostatecz­

nym i pozwalającej nam nieokreślenie prze­

widywać nowe fakty.

W zbogacona pracami D aubentona, Halle­

ra, Campera, Pallasa, Vicq d ’Azyra, anato­

mia porównawcza, zdało się, nadane sobie m iała przez geniusz Cuviera podstaw y na przyszłość niewzruszone.

I ona jednak nie uniknęła odradzających wpływów idei ewolucyjnych. Problem aty, jakie od niepam iętnych czasów sobie wytwo- rzyła, pytania, na które w swem m niemaniu znalazła już odpowiedź, zm artw ychw stały

(11)

JSJe 24 W S Z E C H Ś W IA T

wkrótce w nieprzew idzianych form ach; Hux- ley, Gegenbauer, L euckart nie omieszkali wskazać nam, na jakiej drodze szukać nale­

ży ich rozw iązania ostatecznego.

Mniemane praw o korrelacyi form (Cuvier), zasada złączeń (St. Greoffroy Saint-Hilaire), zasada sym etryi grup narządów, idea degra- dacyi typów (de Blainville), pojęcie n a rz ą ­ dów zaczątkowych i t. d. zam iast być, jak dawniej, zwykłemi form ułam i empiryczne- mi, staw ały się odtąd wyrazem syntetycz­

nym rzeczywistych i koniecznych stosunków pomiędzy ustrojam i złączonemi ze sobą po- j krewieństwem i tam , gdzie pojęcia te drogą indukcyjną nie były ju ż trw ale ustalone, mogły były one być wywnioskowane, jako dodatkowe i obowiązujące w yniki pokrew ień­

stwa genealogicznego istot żyjących.

<CMN> tłum . K . BI.

Prof. dr. Ma k s Yb r w o k n.

EIZYOLOGrlA SNU.

{Dokończenie).

Teraz przejdę do pytania: jak i udział w prowadzeniu wszystkich ty ch spraw od jednej kom órki zwojowej do drugiej biorą w łókna nerwowe? Ja sn a przecież rzecz, że asocyacya, t. j. pewne logiczne odtworzenie uczuć, pojęć lub myśli, możliwe je st tylko wtedy, jeżeli procesy w kom órkach zwojo­

wych różnych części kory mózgowej będą połączone; zadaję więc pytanie, czy osła­

bienie lub ham owanie, które zaczyna się w jednej komórce zwojowej, przeprowadzo­

ne jest jako takie przez będące z nią w związ­

ku włókno nerwowe do innej komórki? Mo­

je doświadczenia na żabie i n a psie przeko­

nały mnie, że ta k nie jest. Ham owanie lub osłabienie, jako takie, nie są przeprowadzane przez nerw. Podczas trw an ia takiego proce­

su w komórce zwojowej połączone z nią włókno nerwowe pozostaje w najzupełniej­

szym spokoju. Przez włókno nerwowe od komórki zwojowej do kom órki zwojowej lub między ośrodkiem a obwodem przeprow a­

dzana jest tylko spraw a dysym ilacyjnego po­

budzenia. T a spraw a, jak iskra po nitce za­

palnej, przebiega włókno nerwowe od kom ór­

ki zwojowej i podrażnia w ten sposób cały łańcuch nerwów, które znajdują się między j

sobą w związku. T aka sam a spraw a dysym i­

lacyjnego podniecenia może w komórce zwo­

jowej w odpowiednich w arunkach wywo­

łać i ham owanie, w tedy n a tem miejscu n it­

ki zapalnej gaśnie iskra. Przytem wobec prze­

noszenia spraw przez nerw, nie obchodzi się bez przem iany materyi, ja k to przypuszczano do czasów najnowszych. Nerw potrzebuje, jak to mogliśmy stwierdzić, między innemi, również jak kom órka zwojowa, tlenu dla osiągnięcia możliwości przenoszenia pobu- rzeń. ale ma on tę zdolność, że może zużyty tlen w razie zapotrzebowania w norm alnych w arunkach, szybko zastąpić nowym, ta k że zwykle ma on wygląd niezmęczonego.

T a okoliczność, że w system ie nerwowym przeprow adzane są tylko dysym ilacyjne po­

drażnienia, i nic więcej, dowodzi tego, że przejaw y świadomości m ogą być połączone tylko z dysym ilacyjnem i spraw am i podraż­

nień.

Teraz trzeba nam tylko jeszcze wyśw ie­

tlić, jakie są okoliczności podczas zasypiania, a w tedy będziemy mieli praw dziw y obraz tego, co się dzieje w system ie nerwowym, a nie oparty na hypotezie.

W e dnie ośrodki kory mózgowej są czyn­

ne dłużej lub krócej w skutek wciąż działają­

cych podniet zmysłowych. Musi się więc w nich rozwijać względne zmęczenie i osła­

bienie z jednej strony w skutek nagrom adze­

nia produktów przem iany m ateryi, z drugiej znów strony w skutek zużywania w ew nątrz­

komórkowego zapasu tlenu. J a k niesłycha­

nie czułe są w łaśnie ośrodki kory mózgowej pod ty m względem, w ynika z wspomnianego doświadczenia Mossa. Do takiego silnego zmęczenia czy raczej osłabienia jak tam , w normalnem życiu nie dochodzi. W każdym razie wobec takiej czułości ośrodków kory rozw ija się we dnie ciągle pewien stopień zmęczenia i pobudliwość ich się zmniejsza.

Ma się rozumieć, że rozm aite ośrodki w róż­

nym stopniu będą zmęczone, a najbardziej te, które we dnie najbardziej są spotrzebo- wano. A stosunek ten w aha się rozmaicie.

Szczególnie forsownie, praw ie zawsze, czyn­

ne są ośrodki mięśni podnoszących powie­

ki i ośrodki mięśni, wspierających gło­

wę. Zgodnie z tem w tycli właśnie m ię­

śniach rozw ija się charakterystyczne uczucie zmęczenia. Z ośrodków czuciowych najbar­

(12)

380 W S Z E C H Ś W IA T JSTs 24 dziej zużywany jest ośrodek wzroku; oko

przecież jest najw ażniejszym dla nas oi’ga- nem zmysłu.

Nie samo wyłącznie zmęczenie i osłabie­

nie ośrodków wywołuje nadejście snu; ono je s t tylko jednym z warunków. To w ynika ju ż z tego faktu, że mimo uczucia zmęczenia można dowolnie zapobiedz snowi w zwykłym czasie spania. K iedy ostatnią jesienią jecha­

łem przez puszcze Nowego M eksyku, wskutek podmycia plantu kolejowego, byliśm y zm u­

szeni do niezwykle wolnej i ostrożnej jazdy z wieloma zatrzym yw aniam i się pośród p u ­ styni; m aszynista kolejow y był na służbie 58 godzin bez zmiany i pomimo tego, że trzeba było z niezw ykłą uw agą w dzień i w nocy prow adzić pociąg, człowiek ten z podziwienia godną energią w ykonyw ał swój obowiązek. Są zresztą opisy, że ludzie jeszcze dłużej mogą w ytrzym ać bez snu. M u­

si być więc jeszcze jakiś i nny czynnik wy­

wołujący nadejście snu. Jeżeli w yjaśnim y sobie w arunki, wśród jakich m ożna zasnąć, z łatw ością w tedy go znajdziem y. W arunki są takie, że wyłączamy wszystkie czynniki, które działają na ośrodki dysym ilacyjne.

Staram y się o to, żeby w pokoju do spania było możliwie dużo pow ietrza, cicho, oraz żeby nie było zaciepło, W ten więc sposób wyłączamy podniety słuchu, powonienia oraz tem peratury. N astępnie usuw am y św ia­

tło i zam ykam y oczy; w ten sposób usuw a­

my podniety optyczne bardzo nużące. Nako- niec ciało układam y w wygodnej pożycyi i rozprostow ujem y mięśnie; dzięki tem u prze­

ryw am y zapotrzebow anie ośrodków rucho­

wych. Skutek wyłączenia tych w szystkich podniet jest jasny: dysym ilacyjne pobudze­

nie, które one podtrzym yw ały w ośrodkach, zostaje usunięte. Za tem idzie koniecznie upadek świadomości, ponieważ zjaw iska świadomości zawsze połączone są z dysymi- lacyjnem i pobudzeniami.

Jeżeliby takie objaśnienie w ym agało je szcze potwierdzenia, to dostarcza nam go m ocny i kilkakrotnie cytow any p rzy ­ padek Strum pella, k tóry m iał rzad ką oka- zyę badania człowieka, nie odczuwającego podniet n a całem ciele, oprócz praw ego oka i lew ego ucha. Było więc tu ta j łatw o zam ­ knąć dwie jedyne fu rtk i, łącząoe jeszcze pa-

cyenta ze światem zew nętrznym . Po prze-

' wiązaniu praw ego oka i po zatkaniu lewego ucha, ustaw ało po 2 — 3 m inutach jego pier­

wotne zdziwienie i niespokojne ruchy i wkrót­

ce zapadał on w sen głęboki. Ten przypadek wyraźnie wskazuje, że czas zasypiania na pierwszym planie powoduje wyłączenie po­

drażnień, które podtrzym yw ane są we dnie w ośrodkach przez zmysły.

W zwykłem życiu codziennem uregulo­

waliśm y ten czynnik przez przyzwyczajenie.

Idziem y o określonej porze spać i wyłącza­

my podniety. Czas zasypiania w pewnym stoppiu je s t zależny od naszego upodobania.

Lecz nie bezwzględnie. Organizm bowiem posiada, ja k i w wielu innych wypadkach mechanizm samoregulujący7, k tó ry poniekąd stanowi rodzaj zabezpieczenia. Zmęczenie ośrodka u zdrowego człowieka działa jako czynnik w yw ołujący nadejście snu, tak że gdy w szczególnych w arunkach ten proces nie będzie zatrzym any, ośrodki ruchowe m ięśni podnoszących powieki, oraz mię­

śni szyjowych męczą się coraz więcej. Przy­

chodzi chęć, której często oprzeć się nie po­

dobna, zam knąć oczy i pochylić głowę. Dzie­

ci, u których zjawisko sam oregulacyi wystę­

puje widoczniej, mówią: oczy się ju ż zlepia­

ją. Z zamknięciem oczu przeryw a się do­

stęp z najw ażniejszego źródła p o dn iet—świa­

tła; w tedy nadchodzi sen, o ile niema już innych podniecających czynników. Mamy więc tu taj mechanizm regulujący, który po­

lega na tem, że wobec zmęczenia naw et głó­

wna przyczyna zmęczenia — światło, zostaje usunięte jak b y przez klapę bezpieczeństwa J a k ściśle jest połączone usunięcie podniet świetlnych ze snem, lepiej niż na człowieku m ożna się przekonać na zwierzętach, o ile one nie m ają specyalnego przystosowa­

nia do życia nocnego. D la wszystkich zwie­

rzą t dziennych nadejście ciemności oznacza jednocześnie nadejście snu. P ta k w lesie i mucha w pokoju zasypiają, ja k tylko się śeiemnia. I to pow tarza się codzień z jedna­

kową ścisłością. Ale oświetlmy naprz. w no­

cy pokój, w którym znajduje się śpiący ptak, natychm iast słaby prom ień św iatła budzi ptaka, przenikając przez jego powieki. Na­

tom iast nowe ściemnienie pogrąża go nano- wo w śnie w przeciągu krótkiego czasu. Zda­

je mi się, że te fakty bezsprzecznie wykazują wielkie znaczenie podniet św ietlnych dla

(13)

Ne 24 W S Z E C H Ś W IA T 381 utrzymania stanu czuwania i znaczenie ich

usunięcia dla nadejścia snu.

Ale znowu nie odpowiadałoby faktom , je- żelibyśmy:usunięcie podniet świetlnych, al­

bo wogóle podniet zmysłowych chcieli uw a­

żać, jako jedyną przyczynę nadejścia snu.

Nie powinniśm y pomijać znaczenia zmę­

czenia i osłabienia. Obadwa te czynniki dzia­

łają razem. Jeżeliby usunięcie podniet było jedynym czynnikiem w yw ołującym sen, to w ciemnym, chłodnym i cichym pokoju drze­

malibyśmy wieki całe. W rzeczywistości zaś po niejakim czasie znowu się budzimy.

Wprawdzie jest wielu szczęśliwców, m ogą­

cych zasypiać w razie odpowiednich w a­

runków zrana na nowo, ale sen je s t w tedy płytki, niespokojny i często przeryw any.

Również i p acy en t Strum pella budził się

„sam“ po p a ru godzinach. Zjawisko przebu­

dzania się dowodzi tego, że stan system u nerwowego w początku snu jest inny, niż pod koniec, — i liczne badania przeprow a­

dzone nad głębokością snu potwierdziły to zdanie. J u ż dość dawno starano się dokła­

dnie określić głębokość snu na wszystkie go­

dziny nocne. Ja k o kryteryum użyto siły podniet, potrzebnej do w yw ołania przebudze­

nia przez działanie n a organy zmysłów jak oko, ucho lub skóra. Nie mogę utaić, że te badania nie dały dokładnych faktów . Jeżeli w jakiejkolw iek części fizyologii użycie do­

kładnych m etod prowadzi do niedokładnych rezultatów , to najpew niej w danym razie.

W każdym jednakże razie wszyscy badacze jednom yślnie zgadzają się na to, że najgłęb­

szy je s t sen w pierwszych godzinach po za­

śnięciu, następnie sen robi się coraz płytszym aż do przebudzenia. BezWątpienia więc zmę­

czenie wieczorem wyw ołuje nadejście snu oraz jego głębokość.

Cóż więc się dzieje w kom órkach zwojo­

wych kory mózgowej w takich okoliczno­

ściach. Po tem w szystkiem cośmy w yjaśnili dla spraw w system ie nerwowym w czasie czuwania, obraz fizyologiczny jest jasny.

Podniety, działające we dnie, stopniowo wy­

w oływ ały w kom órkach mózgowych dysy­

m ilacyjne podrażnienia, t. j. życiowa sub- stancya coraz więcej zużyw ała swój mate- ry ał zapasow y i nagrom adzała p rodukty roz­

padowe. W skutek takiego względnego wy­

czerpania i zmęczenia ich pobudliwość zmniej­

szała się. W tedy nagle przeryw ają się dysy­

m ilacyjne podniety a w parę m inut potem przeryw a się podtrzym yw ane przez nie po ­

budzenie. Ł atw o więc zrozumieć, że teraz po przerw aniu działalności świadomości po­

budliwość na podniety na skutek zmęczenia i w yczerpania musi być w yjątkow o niska.

W ty m czasie sen jest najgłębszy. Ale my wiemy, że po przerw aniu dysym ilacyjnej pobudki procesy nowotworzenia się tak dłu ­ go przew ażają, dopóki m ateryał spożyty, a więc przedewszystkiem tlen będzie na no­

wo zastąpiony, dopóki wszystkie substancye zmęczenia nie będą w ypłókańe strum ieniem krw i i lim fy. Grdy proces samowyrównania w nocy postępuje, pobudliwość komórek zwojowych wciąż się zwiększa. Ostatecznie równowaga przem iany m ateryi i energii zno­

wu nadchodzi i pobudliwość znowu osiąga swój p un kt kulm inacyjny i naw et n a j­

mniejsze bodźce znowu w yw ołują dysym i­

lacyjne podniecenia i ośrodki znowu są przy­

gotow ane do działalności dziennej.

S^n więc charakteryzuje przewaga, proce­

sów asym ilacyjnych nad dysymilacyą, co prowadzi do najzupełniejszego wypoczynku zmęczonych ośrodków. Pod tym względem sen stanow i tylko specyalną część ogólnego praw idła o sam owy rów naniu w przem ianie m ateryi i energii i jest najzupełniej analo­

giczne ze sprawami działalności serca. Od czasów badań M areya wiadomo, że sercu wy­

starcza j<>dna sekunda po zatrzym aniu jego działalności, dla przywrócenia równowagi i ono znowu jest zdolne dó dalszych sku r­

czów.

Przew aga procesów asym ilacyjnych nad dysym ilacyjnem i wskazuje nam także, dla­

czego całkiem błędne je s t twierdzenie, że można porównywać narkozę ze snem. N arko­

ty k osłabia asymilacyę zarówno ja k i dysymi- lacyę i przez czas trw ania jego działalności, odpoczynek jest niemożliwy; odpoczynek mo­

że się zacząć dopiero w tedy, gdy będzie usu­

n ięta działalność narkotyku. W tedy również zaczyna się samowyrównanie przez sen. Na to trzeba zwrócić uw agę w długotrw ałem Użyciu narkozy: s n i narkoza są dwie różne rzeczy. Sen jest wypoczynkiem, narkoza-^

osłabieniem.

Teraz przejdę do krainy widzeń sennych.

(14)

382 w s z e c h ś w i a t jsfo 24 J u ż w czasach pierw otnych ludzkości widze­

nie senne wywierało na człowieku wielkie wrażenie: zdawało mu się, że otw iera ono św iat pełen tajemniczości. Jeszcze dzisiaj lud wierzy w prawdziwość widzpń sennych i dzisiaj jeszcze zły sen może zepsuć nam dzień cały, a dobry — może nas rozweselić.

Moje wyjaśnienia widzeń sennych sprow a­

dzają się jedynie do pytania: w jak im stosun­

ku jest widzenie senne do spraw w czasie snu.

,W krótkości można ta k powiedzieć: wi­

dzenie odpowiada częściowemu czuwa­

niu kory mózgowej. Osobne części ko ry m óz­

gowej są podczas widzenia czynne, gdy inne śpią. W idzenie je s t produktem działalności świadomości. My czujemy, m yślim y, żądam y w widzeniu i takie same elem enty świado­

mości, ja k w stanie czuw ania zjaw iają się w widzeniu. Jeżeli więc zbadam y rzecz tę fi- zyologicznie, w tedy m usim y powiedzieć, że.

w kom órkach zwojowych niektórych części kory mózgowej pow stają dysym ilacyjne pod­

niecenia. Poszukajm y więc przyczyny tych podnieceń. Przedew szystkiem jest jasnem , że zewnętrzne podniety nie są we śnie zupełnie usunięte; wielu badaczów dokładnie badało zjawisko widzenia sennego i przez zew nętrzne podniety wywoływało pewne określone w i­

dzenia w celach doświadczalnych. Tjzeba zwrócić uwagę na jeszcze jeden czynnik—

mianowicie stopień pobudliw ości kom órek zwojowych. Głęboki sen człowieka zdrowego w pierwszych godzinach nocy przechodzi bez widzeń sennych. W idzenia nadchodzą głównie podczas płytkiego snu nad ranem . W tedy zjaw iają się fantastyczne obrazy; ko­

m órki zwojowe sfer zm ysłowych znowu są bardziej pobudliwe i odpow iadają z łatw ością n a słabe podniety. Ale również, jeżeli z j a ­ kichkolwiek powodów podniecenie kom órek zwojowych nie będzie usunięte dosyć prędko, lub nie zupełnie (jak to się zdarza naprz.

w razie otrucia słabemi dozami m orfiny, lub w w ypadkach chorobliwych) w tedy są dane dla nadejścia widzenia sennego. Bodziec, przeprowadzony z zew nątrz lub z jak iejk o l­

wiek części ciała (naprz. cierpiącej) przez nie- śpiący nerw do kom órek zwojowych kory mózgowej, zawsze w takich razach w yw ołu­

je podniecenie, które przechodzi przez długi szereg kom órek zwojowych; w ten sposób pow stają czucia, uczucia i m yśli.

Przy tem trzeba zauw ażyć jednę właści­

wość widzeń sennych, m ianowicie dziwaczne powiązanie pojęć oraz brak wszelkiego k ry ­ tycyzm u. Rzeczy przedstaw iają się nam w błędnych rozm iarach, niezm iernie wielkie lub bardzo małe, łączym y pojęcia, których- byśmy w czasie czuwania nigdy nie łączyli, ponieważ au to k ry ty k a nasza wyśm iałaby je.

Życie w widzeniu przybiera wobec tego wy­

gląd całkiem przekręcony. Możnaby porów­

nać takie przekręcanie faktów we śnie z bez- ładnem i rucham i w niektórych choro­

bach mlecza pacierzowego. Bezładne ruchy tabetyków polegają na tem, że kontrola, siła i koordynacya bodźców ruchow ych zosta­

je naruszoną ze strony elementów czucio­

w ych mlecza pacierzowego. T utaj w widze­

niach sennych m am y to samo: kojarzenie po­

jęć nie jest kontrolow ane przez krytyczny pogląd w zw ykłych w arunkach.

Ale widzenia senne nie zawsze są dziwacz­

ne. Mogą pow staw ać we śnie najzupełniej uporządkow ane pojęcia; zdarza się nieraz, że uw aga ciągle skoncentrow ana je s t na jed- nem pojęciu; ta k byw a w tych wypadkach, gdy jedne i te same części kory mózgowej we dnie przez dłuższy czas pobudzone są przez jedno i to sarno zagadnienie. Matema­

tycy naprz. rozwiązywali we śnie trudne za­

dania, Y oltaire we śnie u k ład ał poezye. I ja również m ógłbym opowiedzieć z życia swe­

go fakty, w których spirytyści być może widzieliby nadzw yczajną m istyczną siłę wi­

dzenia sennego. J a patrzę na te rzeczy, jako na dalsze rozwiązywanie zagadnienia, które we dnie trzym ało nas w silnem podnieceniu.

Spolszczył1) J. H.

SPR A W O Z D A N IE.

H u g o d e V r i e s , profesor botaniki w Am­

sterdamie. N ow a te o ry a p o w s ta w a n ia gatun­

ków. M u ta c y a i o k resy m utacyjne. Przeło­

żył i wstępem opatrzył B. Hryniewiecki, z 8 rys.

w tekście str. 55. Warszawa 1905. księgarnia naukowa, cena kop. 50.

W obepnych czasach, kiedy się tyle pisze, czy­

ta, mówi i słyszy o nowej teoryi powstawania gatunków, . koniecznie trzeba było dać naszemu szerszemu ogółowi możność poznania jej nie t3'lko

Ł) Rzecz tę, drukowaną w „Umschau“ w Jl»A?14, 15, roku 1905, przetłumaczyłem, streszczając miejsca zbyt rozwlekle pisane.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Męczyliśmy się z tym bardzo długo, ale w końcu udało się i wszyscy zeszliśmy na dół, by spotkać się z naszymi wychowawcami..

d y w szystkie jądra mają obwód dwa razy w iększy, niż ją d ra em bryonów, które się rozw in ęły z fragm en tów bezjądrowych jajka, zapłodnionego plemnikiem..

Pow staje pytanie, w jaki sposób tw orzy się osad, jeżeli do roztworu koloidu odjem nego doda się mieszaniny elektrolitu i koloidu

Tymczasem Castle wykazał, że specyalnie u świnek morskich i królików charakter A n ­ gora jest recesywny i że przez krzyżowanie ras angorskich z rasam i

wien określony wiatr, jest także bardzo ogra- | niczona i musi maleć w miarę wzrastania j szerokości geograficznej, a prąd tego rodzą- j ju musi zatrzymać się

Próbując utlenienia różnych produktów , B ertrand doszedł do wniosku, żę tylko te fenole i produkty aminowe łatw o się utleniają zapomocą lakkazy, które łatwo

W dniu 22 maja 2007 roku, już po raz czwarty odbyły się warsztaty studenckie „Miasta bez Barier”, orga−. nizowane przez Wydział Architektury

Literatura otwiera zatem przestrzeń uwidaczniającego rozpoznawa- nia, które podejmuje w poetyckiej mowie podmiot działany i mówiony, gdy staje przed oczywistością tego