W arszawa, dnia 18 czerwca 1905 r.
Tom XXIV
TYGODNIK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N IC Z Y M .
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A 44.
W W a r s z a w i e : ro c z n ie m b . 8 , k w a r ta ln ie ru b . 2 . Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : ro c z n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . 5 .
P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W s z e c h ś w ia ta
i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .
R e d a k to r W s z e c h ś w ia ta p r z y jm u je ze s p ra w a m i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 do 8 w ieczo rem w lo k a lu red a k c y i.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
MIEJSCOWOŚCI PR ZED H ISTO R Y CZN E I ZARYS
MAPY PA L E E T N O L O G IC Z N E J PORZECZA L E W E G O W ISŁY
OD P R Z E MSZY DO NIDY,
z e b ra ł i a ło fty ł
S. J . Cz a r n o w s k i
Po kilkunastu latach badań, wycieczek i poszukiwań geologiczno archeologicznych w południowej części guberni kieleckiej, od od rzeki Przem szy do Nidy, rozpatrzyłem bliżej lub zebrałem wiadomości o licznych miejscowościach, posiadających mniei lub więcej m nogie zabytki przeddziejowe i pale
ontologiczne.
Niektóre z tych danych potrzebują jeszcze znacznych uzupełnień przez studya w ym a
gające dużo czasu; gdy jednak zebrany ma- teryał i zapiski nieprędko m ogłyby zostać należycie opracowane, przeto przedstaw iam tu wykaz tym czasow y miejscowości i szkic mapy archeologicznej części porzecza lewego Wisły przeze m nie badanego.
Posłużyć to może jako podstaw a do dal-
•szych poszukiw ań i uzupełnień, oraz jako materyał częściowy do ogólnej a cennej wiel
ce Mapy archeologicznej Polski, układanej przoz d-ra W ł. Dem etrykiewicza w K ra kowie.
Ze 120 przeszło miejscowości w ykazanych tu ta j, większą część zbadałem lub w ykryłem i odnalazłem osobiście podczas wycieczek i poszukiw ań moich na gruncie, a także w zbiorach gabinetu archeologicznego U ni
w ersytetu Jagiellońskiego, w muzeum A ka
demii Um iejętności w Krakowie, w zbiorach ś. p. J a n a hr. Zawiszy w W arszawie i kilku innych pryw atnych.
K ilkadziesiąt miejscowości z wyżej okre
ślonych znalazłem już wniesionych na orygi
nale m apy Mapy archeologicznej Polski d-ra Dem etrykiewicza, k tó ry część nieznanych mi zezwolił łaskawie Wynotować, co też w wykazie moim w pozycyach właściwych poniżej zaznaczam.
K ilkanaście miejscowości dostarczyła cen
na zapiska p. M. W awrzenieckiego, druko
w ana w t. I I „Ś wiato wita “ z r. 1900 na str. 81 —85 p. n. „Zabytki przeddziejowe w pow. miechowskim gub. kieleckiej (z pla
nikiem) “ oraz krótkie wyjaśnienie dodatkowe tegoż badacza w następnym t. I I I „Świato- w ita“ na str. 164.
K ilka wreszcie miejscowości w ynotowano tu ze „Spraw ozdania z wycieczek archeolo
gicznych w Kieleckiem w r. 1897“ ze szki
cem odręcznym p. E . Majewskiego, d ruk o
wanym w t. I „Św iatow ita11 z r. 1899 na
str. 62—67. !
Nasz „Słownik geograficzny ziem p o i.
370
skich“ podaje stosunkow o bardzo mało wskazówek co do zabytków przeddziejo- wych na obszarze tu rozpatryw anym , i to tylko miejscowości ju ż znane skądinąd, a mianowicie: Ojców w pow. olkuskim , Bi
skupice i Gruszo w w pow. miechowskim, Jaksice nad W isłą w pow. pińczowskim.
Wykaz abecadłowy m iejscowości pomieszczonych na szkicu Mapy archeologicznej porzecza lewego
W isły od Przemszy do Nidy1).
B e j s c e , wieś na lewym brzegu rz. N i
dzicy na północo-wschód m. Koszyc: zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy archeolo
gicznej Polski d-ra W ł. Demetrykiewicza).
B e n t k o w i c e , wieś nad rzeczką Bent- kówką, dopływem lewym rz. R udaw y, po
w iat olkuski: jaskinie i schroniska podskal- ne (Czarnowski „Jaskinie okolic Ojcowa z m apą topograficzną11 w t. I „Św iatow ita11, str. 1).
B ę b ł o , wieś po prawej, stronie rz. P rą d nika: jaskinie zamieszkane w okresie kam ie
nia, głów na z nich zbadana przez Gi. Ossow
skiego, zabytki w zbiorach A kadem ii Umie
jętności w K rakow ie (Czarnowski 1. c.).
B i a ł y - k o ś c i ó ł , wieś na praw ym brze
gu rz. Prądnika, jaskinie i schroniska (Czar
nowski ]. c.).
B i s k u p i c e , wieś na praw ym brzegu rz. Śreniawy, na zachód od m. Miechowa, za
bytki przeddziejowe w gabinecie archeol.
U niw ersytetu Jag. w K rakow ie („Słownik geograficzny K rólestw a Polskiego1', 1.1).
B ł o g o c i c e , wieś na praw ym brzegu rzeczki Ścieklec, dopływ u lewego rz. Śrenia- wy, na północ m. Proszow ic (oryginał Mapy archeol. d-ra Demetrykiewicza).
B r o n o c i c e , wieś na praw ym brzegu rz.
Nidzicy, na południe m. Działoszyc (P. M.
W awrzeniecki w t. I I „Św iatow ita11, str. 83, pisze, że są tam „w yniosłe kopce (mogiły) pełne kości, ja k to 1888 r. spraw dziłem , bli
żej niezbadane)'1.
B u d z y ń , folw ark po praw ej stronie rz.
Nidzicy na południe m. Szkalbm ierza, zabyt
ki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch.
Polski d-ra Demetrykiewicza).
B u d z y ń , wieś po praw ej stronie rz. Śre-
!) Mapa będzie podana w następu. - rze Wszechświata.
| niaw y w pobliżu stacyi kolei Wolbrom (1. c ja k wyżej).
C h ę c i n y , miasto po praw ej stronie rzeki Czarnej Nidy, jaskinia na zachód od miasta.
C h o r ą ż y c e , wieś n a praw ym brzegu rz. Śreniaw y przy trakcie do m. Proszowic:
w pobliżu dziedzińca folwarcznego kopiec zadrzewiony z podziemiem pustem wewnątrz.
C h r u s z c z y n a , w i e l k a , wieś po pra
wej stronie rz. Nidzicy, na północ m. Ko
szyc (1. c. ja k wyżej).
C h w a l i b o g o w i c e , wieś na prawym brzegu rz. N idy przy ujściu jej do Wisły:
wielka st.acya krzem ienna (Majewski E.
,,Św iatow it“ , t. I, str. 65, oraz „Drobne pra
ce11 str. 66 z tablicą).
C z a j o w i c e , wieś na praw ym brzeegu rz. P rądnika: liczne i wielkie jaskinie, głó
w na z nich jask in ia Łokietkow a na górze Chełmówce (Czarnowski „Jaskinie okolic i Ojcowa z m apą“ , Roem er „Die Knochen-
hoehlen von Ojców in Polen“).
C z e r n i c h ó w , wieś na lewym brzegu W isły w pobliżu Igołom ii, tab y tk i przedhi
storyczne (oryginał Mapy archeolog. Polski d-ra Demetrykiewicza).
D ą b r o w a g ó r n i c z a , wieś na lewym brzegu rz. Czarnej Przemszy: w zbiorze geo- logiczno-m ineralogicznym miejscowej Szko
ły górniczej kilka siekieroklinów gładzo
nych; w zbiorach gabinetu archeologicznego U niw ersytetu Jagiellońskiego w Krakowie klin ki’zemienny Nr. 8502.
D a r n i c e , wieś na praw ym brzegu rzeki Dłubni w pobliżu Iwanowic: włościanin na
zwiskiem Szydło w yorał na polu naczynie gliniane z kośćmi ludzkiemi.
D z i a d u s z y c e , wieś na praw ym brzegu rz. Nidzicy, na północ m. Działoszyc, z a b y t k i
przedhistoryczne (oryginał Mapy archeol.
Polski d-ra Demetrykiewicza).
D z i a ł o s z y c e , m iasto na lewym brzeg'*
rz. Nidzicy: kopce cz. m ogiły (znane dróżni
kowi szosy).
D z i e m i ę r z y c e , wieś na lewym brzegu rzeczki Ścieklec, n a południe od K a c ła w ic ,
cm entarzysko przeddziejowe opisane wm- 18 i 19 tomu I I „Przeglądu b ib l io g r a f ic z n o -
archeologicznego11 r . 1881, str. 318 a. Zbio
ry gabinetu archeol. U niw ersytetu ja g ie lo u -
skiego w Krakow ie („Światowit" t. H str. 8 3—84). W gabinecie archeol. U n iw1
JSfó 24
W S Z E C H Ś W IA T
j\ó 24 W S Z E C H Ś W IA T 371 sytetu jagiellońskiego w Krakowie: nr. 7740
zęby, kości i okruchy, skorupy gliniane; oraz
„Kurjer w arszaw ski1' z r. 1881 nr. 234 z a rty kułem" Grobowisko dziemięrzyck ie “.
G i e b u ł t ó w , wieś wpobliżu źródeł rz.
Nidzicy, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra Demetrykiewicza).
G n i a z d o w c e , wieś na lewym brzegu rz, Śreniawy, pod m. Proszowicam i, na polach liczne skorupy grube z naczyń przedhisto
rycznych.
G ó r a s t a w n a zob. Staw na góra.
G o r e n i e e , wieś na zachód Ojcowa nad granicą austryacką, jaskinia zam ieszkana w okresie kam iennym (badana przez d-ra Roemera: „Die K nochenhoehlen yon Ojców in Polen").
G r o d z i s k o , wieś na lewym brzegu Prądnika, jaskinie i schroniska podskalne.
G r u s z o w, wieś po lewej stronie rzeczki Ścieklec dopływ u lewego Śreniawy. Na po
lach tej wsi zw anych „Po lesie gruszow- skim“ lub „Organy" (czy nie Kurhany?) wznoszą się cztery m ogiły wielkich rozm ia
rów, skutkiem orki znacznie zmniejszone. Mo
giły te niezbadane są pozostałością jakiejś bi
twy, stoją param i odległe o 490 m etrów para od pary, a od siebie 15 m. Do kurhanów tych przywiązane zwykłe podania o dyable, pie
niądzach i przejściach podziemnych. Plany i pomiary przesłał p. M. W awrzeniecki w r. 1890 A kadem ii Um iejętności w K rako
wie („Św iatow it“ t. I I str. 84 i 145, „Sło
wnik geografiiczny K rólestw a polskiego11 t. II).
G r u s z ó w c z e r w o n y między rz. Śre- niawą a W isłą, poczta Brzesko nowe. J . I.
Kraszewski w dziele „Sztu k a u słowian11 '■ ilno, 1858, str. 27) pisze: „W cz a sac h przedhistorycznych miejsce to było zamiesz- kanem, jak przekonyw am y się z odkrytych mogił z wielu kamieni; w mogiłach tych P°d stosami kam ieni polnych, osobliwszym łożonych sposobem, w jednej znaleziono kości ludzkiej niepalone i kilka urn z gliny szarej wypalanej, lekkich, pięknego kształtu
■ysunek ich w „Pam iętnikach Przyjaciół tom. IX). W drugiej były same koś- ' 1 ludzkie, w trzeciej końskie i ludzkie, a Przy nich siekiery kam ienne z zielonawego P°ifiru (porfiro verdo)“ . Zob. „Słownik geo
graficzny K. p .“ t. II, str. 878, oraz „Świa- to w it11 t. II, str. 84—5 i 164—5.
I g o ł o m i a na lewym brzegu W isły, ko
m ora graniczna, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra D em etry
kiewicza).
I m b r a m o w i c e , wieś nad rz. Dłubnią, zabytki przedhistoryczne (1. c. jak wyżej).
I w a n o w i c e , wieś na praw ym brzegu rzeki D łubni, przy ujściu rzeki Minożki, osa
da przeddziejowa i cmentarzysko nieciałopal- ne z urnam i z okresu bronzu, w widłach między lewym brzegiem D łubni a praw ym Minożki. Liczne narzędzia krzemienne, kości ludzkie, czaszkę uszkodzoną z zausznicą z bronzu w kształcie kółka z d rutu , urnę popękaną i t. p. zebrał S. J . Czarnowski i posiada w swych zbiorach w Miechowie.
J a k s i c e wieś poklasztorna donacyjna nad rzeczką W ielką dopływem lewym Śrenia
wy, pod m. Miechowem: klinom łot g ładzo ny z otworem i skorupy z naczyń g linia
nych w zbiorach S. J . Czarnowskiego w Mie
chowie.
J a k s i c e , wieś na lewym brzegu wyso
kim W isły, na zachód od m. Koszyc, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra Demetrykiewicza).
J a k s i c e , wieś w pow. pińczowskim:
„grobowisko pogańskie, u rn y z ozdobami pierwotnem i, m onety rzym skie A n ton ina11 („Słownik geograficzny K. P .111. I I I str. 378).
J a n o w i c z k i , wieś nad rzeką R acław ką na południe od Racławic: góry w kształ
cie kopców, jedna zwie się „Zamczysko".
(M. W aw rzeniecki w t. I I „Św iatow ita11, str. 83).
J e ż m a n o w i c e = Jerzm anow ice albo W ierzbanowice, wieś w dolinie rzeczki Szklar- ki: jakinie Niedoperzowa i in., zamieszkane w okresie kam ienia (badania drra Roem era
„Die Knochenhoehlen von Ojców in Polen).
J ę d r z e j ó w m. powiatowe guberni kie
leckiej po prawej stronie rzeki Nidy: m oneta srebrna, zwierzchu popiersie i napis w oto
k u „A drianus A ugustus11, z drugiej strony po
stać niewieścia siedząca z wieńcem w lewem ręku (od włościanina nabył p. Kowalski, księ
g arz w Miechowie).
J ó z e f ó w , folw ark na zachodopółnoc m.
Miechowa, wielka pracow nia krzem ienna, bardzo liczne narzędzia i okrzeski z krzemie
nia szarego i jasnego, zebrał S. J . Czarnow
ski i posiada w swym zbiorze w Miechowie.
K a c ic e , wieś na praw ym brzegu rz. Śre
niaw y pod Słomnikami: drobne m onetki miedziane całkiem zatarte w ykopane przez włościanina w polu (w zbiorze S. J . Czar
nowskiego w Miechowie); zabytki przedhisto
ryczne w ykopał p. M. W aw rzeniecki („Swia- to w it“ t. I I str. 83).
K a c z o w i c e , wieś nad rzeczką Racław- ką: na wzgórzach ku południow i, niedaleko od pól należących do sąsiedniej wsi Lelowice zwanych „B ródek11, włościanie w yorali na swoich polach naczynia gliniane, które n a
tychm iast rozbili; p. M. W awrzenieckiem u udało się zebrać nieco ozdabianej ceramiki, okrzesków krzem iennych i ciekaw ą szpulkę glinianą (złożone w zbiorach Akadem ii Umie
jętności w K rakow ie ,,Św iatow it“ t. II, str. 84).
K a d z i e l n i a , góra skalista na południe od Kielc: jaskinie i kości ludzkie (w ty g o dniku „Naokoło Św iata'1 z r. 1904, opis i ry
cina).
K a l i n a w i e l k a , wieś po praw ej stro
nie rz. Nidzicy, zabytki przedhistoryczne (oryginał M apy arch. d-ra Dem etrykiewicza).
K a z i m i e r z a w i e l k a , wieś na praw ym brzegu rz. Nidzicy, na południe m. Szkalb- mierza, zabytki przedh. (L. c. ja k wyżej).
K o r y t o , wieś po lewej stronie rz. Ni
dzicy na wschód m, Szkalbmierza: grodzisko i wały (Majewski E. „Ś w iatow it“ , str. 65).
K o ś c i ej ó w, wieś po praw ej stronie rz.
Nidzicy na południo-zachódod m. Działoszyc, na wyniosłościach poza dworem k u wscho
dowi p. M. W awrzeniecki znalazł krzem ień obrabiany, przesłany Akadem ii U miejętności w K rakow ie (,,Św iatow it“ t. II, str. 83).
Tamże przy drodze do Szkalbm ierza dwie m ogiły o 2 wiorsty od wsi za folwarkiem Opaty.
K o ś c i e l e c góra a właściwie pagór pła
ski we wsi Siedliska w stronie zachodnio- północnej, pod m. Miechowem, na lewym brzegu rzeczki W ielkiej, dopływ u lewego rz. Ś re n ia w y : zabytki neolityczne bardzo m nogie, narzędzia krzem ienne, skorupy g li
niane i in., zebrał S. J . Czarnowski i posiada w zbiorach swoich w Miechowie (zob. Sie
dliska wieś).
K o s z y c e , m iasto na lewym brzegu rz.
372 JNó 24
Śreniaw y w pobliżu jej ujścia do Wisły, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra Demetrykiewicza).
K o w a l a , wieś na praw ym brzegu rzeki Śreniawy, zabytki przedh. (1. c. jak wyżej)
K o w a r y , wieś po lewej stronie rzeczki Ścieklec dopływu lewego Śreniawy: na po
lach tej wsi leży bardzo wyniosła mogiła (kurhan) niebadana (M. W awrzeniecki w t.II
„Św iatow ita“ str. 84).
K s a n y , wieś na praw ym brzegu rz. Ni
dy przy ujściu do W isły: w ydm a a na niej skorupy od popielnic, bez śladu narzędzi krzem iennych; w sąsiedztwie natom iast wiel
ka stacya krzem ienna w Chwalibogowicach (Majewski E . ,,Św iatow it“ t,. 1, str. G5).
K s i ą ż w i e l k i , miasteczko w pobliżu źródeł rz. Nidzicy, na północ m. Miechowa, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy arch. Polski d-ra Demetrykiewicza).
L e l o w i c e , wieś na lewym brzegu rzecz
ki R acław ki, badana przez M. Wawrzeniec- kiego w latach 1887— 9 i 1891—2, dała ob
fite rezultaty, zwłaszcza pola folwarku Sie
dliska oraz nad Dzierżawką lub Dzurdziaw- ką, opisane w „M ateryałach antropologicz- no-archeologicznych“ Akademii Umiejętno
ści t. I II . W ykopane przedm ioty w znacz
nej części w zbiorach tejże Akademii i ga Mi
necie archeologicznym U niw ersytetu Jagiel
lońskiego w Krakowie. W tejże wsi znalazły się ślady ceramiki przeddziejowej na polach włościańskich zwanych „Pogorzel" i „Mo
g iłk i'‘. W iele szkieletów i kości ludzkich zauważyć można w wąwozach (naturalne przekroje) tej wsi; przypisyw ano to bitwie racław ickiej, jednak tylko w części mogą <1° niej należeć, niektóre zaś, zważywszy n»
znaczną głębokość w jakiej się znajdują, słusznie interes archeologa budzić powinnv (M. W awrzeniecki w t. 1 „Światowita1, str. 84). W gabinecie archeologicznym Uni
w ersytetu Jagiellońskiego w Krakowie: sko
rupy z naczyń glinianych, szydła kościani’
i t. p. z Lelowie Nr. 8614, 8824— 5, 8826— '■
8835, 9102—3 i 5, 9116.
■ Ł ę t k o wi c e , wieś po lewej stronie l7- Śreniawy, w pobliżu m. Słomnik. I3- ^ wrzeniecki (w t. I I „Św iatow ita", str. >•’
pisze: „Na mokrej łące, należącej do pi'0*111 stwa, na południe od kościoła, przy rozkop} - waniu w celach gospodarczych mogiły (kuP
W S Z E C H Ś W IA T
JS1» 24 W S Z E C H Ś W IA T 373 ca) znaleziono rodzaj p aki czy p n ia drew nia
nego i szkielet leżący głową, ku zachodowi;
pakę otaczały ślady dylow ania drewnianego.
W r. 1898 dowiedziałem się, że p. E. Majew
ski badał to znalezisko i posiada pięknie do
chowaną czaszkę szkieletu. J a moje badania, plany i rap o rt z częścią drzewa paki, czy pnia, odesłałem do sekcyi archeologiczno- antropologicznej Akadem ii Um. w K rak o wie w r. 1891/2“ .
Ma j k o w i c e , wieś na praw y brzegu rz.
Śreniawy, na zachód od m. Koszyc, zabytki przedhistoryczne w gabinecie archeologicz
nym U niw ersytetu Jagieł, w Krakowie.
Ma i k o w i c e , wieś na lew ym brzegu W i
sły, na wschód od m. Koszyc, wykopalisko bronzów.
M ą k o c i c e , wieś na lewym brzegu rz.
Śreniawy: zabytki przedhistoryczne w gabi
necie archeol. U n iw e rsy te tu w K rakow ie, Nr. 246—248 i 641.
M a r z y s z , wieś nad rz. Czarną Nidą, na wschód od m. Chęcin: cm entarzysko zrujno
wane i uboga stacya krzem ienna, narzędzia lazemienne pośledniej wartości, okrzeski, skorupy z naczyń glinianych bez ozdabiań.
Majewski E , ,,Św iatow it“ , t. I, str. 64).
M a s z k ó w , wieś n a lewym brzegu rz.
Dłubni, w pobliżu kom ory Michałowice: za
bytki z epoki bronzu, okopy („Słownik geo
graficzny K rólestw a P o ls.“). W gabinecie archeologicznym U niw ersytetu w Krakowie:
skręty bronzowe spiralne, naram ienniki, ob
ręcze żelazne, Nr. 242 i 243, 681, 9203.
M a s z y c e , wieś na lewym brzegu rz.
Prądnika: jask in ia m aszycka zamieszkana w okresie kam ienia starszym i nowszym (zbadana i opisana przez G. Ossowskiego
„Jaskinie okolic Ojcowa, I “).
M i a n o c i c e , wieś przy źródłach rz. Ni
dzicy, na północ m. Miechowa: w gabinecie archeologicznym U niw ersytetu w Krakowie:
skorupy gliniane i kości z cm entarzyska, Nr. 7728, d a r dziedzica p. Halera.
M i c h a ł o w i c e , wieś na praw ym brze
gu rz. D łubni, zabytki przedhistoryczne w gabinecie archeol. U niw ersytetu w K ra kowie Nr. 257.
M i e c h ó w m iasto powiatowe nad rzeczką Miechówką, w padającą do rzeczki Wielkiej flopływu lewego Śreniawy. W kotlinie źró- dlist tak zwanego stoku miejskiego w stro
nie wschoduiej przy szosie szkalbmierskiej wokoło na polach m iejskich oraz graniczą
cych z niemi polach folwarków W ielko-za- górze i Poradow a zabytki stacyi czyli osady neolitycznej (bardzo liczne narzędzia krze
mienne, siekierokliny gładzone, mnogie sko
ru py czyli szczątki naczyń glinianych roz
maicie zdobionych, okruchy węgli drzew nych i bryłki gliny przepalonej na kolor cę
gi a s t o - oz or w o ny w głębokości do 1 m i na powierzchni roli oranej, zebrał S. J . Czar
nowski i posiada w swych zbiorach w m. Mie
chowie).
M i e r o s z ó w albo Miroszów, wieś po p ra wej stronie rzeki Nidzicy, w pobliżu m. Dzia
łoszyc; zabytki przedhistoryczne p. M. W a- wrzeniecki zbadał i opisał w t. I I I „Mate- ryałów antropol.-archeologicznych“ Akade-
j mii Um. w K rakowie; tam że złożył wydo-
| byte przedm ioty („Św iatow it“, t. I I, str. 83).
M ł y n e k , osada włościańska zwana ta k że „U F ilip a11, nad rzeczką Racław ką, m ię
dzy Racław icam i a W rocinowicami: p. M.
W awrzeniecki znalazł na polach w r. 1890 połowę m łota kam iennego gładzonego z ot
worem okrągłym , okrzeski krzem ienne, wie
le odłamków ceramiki w ytw ornie zdobionej;
przedm ioty znalezione odesłał do Akadem ii Umiej, w K rakow ie („Św iatow it“, t. II, str. 83).
M n i s z ó w , wieś n a lewym brzegu wyso
kim W isły, na północ od m. Nowego Brzeska (oryginał Mapy archeol. Polski d-ra Dem e
trykiewicza)..
M u n i a k o w i c e , wieś po lewej stronie rz. Śreniawy w pobliżu Słomnik, zabytki przedhistoryczne (oryginał Mapy archeol.
d-ra Demetrykiewicza).
N a w a r z y c e , wieś na praw ym brzegu rz. Mozga wy dopływ u prawego Mierzawy, zabytki przedhistoryczne (Majewski E. „Świa- to w it“ , t. I, str. 65).
N i e g a z d ó w , wieś po prawej stronie rz.
Śreniaw y w pobliżu Słomnik, zabytki przed
historyczne (oryginał Mapy archeol. Polski d-ra Demetrykiewicza).
Oj c ó w , wieś nad rz. Prądnikiem (Słow
nik geograficzny K rólestw a Polskiego' 1 tom VII). Liczne jaskinie z zabytkam i z okresu kamiennego starszego i nowszego badali:
J a n hr. Zawisza, dr. Roemer, G. Ossowski, S. J . Czarnowski Jaskinie okolic Ojcowa
374 W S Z E C H Ś W IA T JM« 24 z mapą, topograficzną11 w t. I „Ś w iatow ita14,
str. 1 i tablica I). M nogie w ykopaliska w zbiorach Akademii Um iejętności, w Mu
zeum narodowem w Sukiennicach, w gabi
necie archeologicznym U niw ersytetu (Nr. 136, 5015, 6663) w K rakowie, w pałacu Zawiszów w W arszawie, w gabinecie geologicznym U niw ersytetu we W rocław iu (d-ra Roemera), w zbiorach S. J . Czarnowskiego w Miechowie.
O k o p y , góra pod Ojcowem n a lewym brzegu rz. Prądnika: grodzisko neolityczne
„Okopy11 i liczne jaskinie a schroniska za
m ieszkiwane w okresie kam ienia (badane i opisane przez J . S. Czarnowskiego w W ia
domościach archeologiczno - num izm atycz- nych“ Nr. 2 i 3 z 1902 r., w „M ateryałach antropol.-archeologicznych“ t. V i VI w „ P a m iętniku fizyograficznym “ t. X V II, w „Świa- towicie11 t. I I I z 1901 r.).
0 1 s z t y n , wieś i ruin y zam ku po prawej stronie rz. W arty , niedaleko Częstochowy, podziemia i jaskinie w skałach jurskich.
O p a t o w i e c , m iasteczko na lewym brze
gu W isły (powyżej ujścia rz. Nidy): zabytki archeologiczne w oberwisku nadbrzeżnem;
wpobliżu cm entarza wykopano czaszkę zwie
rzęcą wagi funtów 40, prawdopodobnie m a
m uta.
O p a t y, folwark, zob, Kościejów.
O r ł ó w , wieś n a lewym brzegu rz. Śre
niawy, zabytki przedhistoryczne (oryginał m apy arch. Polski dr. D em etrykiewicza).
O s t r ó w , wieś po lewej stronie rz. Ś re
niaw y, na północo-wschód m. Proszowic, zabytki przedhist. (1. c. ja k wyżej).
O w c z a r y, wieś po lewej stronie rz.
Prądnika, jaskinia Owczarska (Czarnowski;
„Jaskinie okolic Ojcowa, z m ap ą11 w t. I
„Św iatow ita11, str. 1).
(I)N)
Al f r e d Gi a e d.
W SPÓ ŁC ZE SN E D Ą ŻEN IA M ORFOLOGII I STO SU N EK J E J DO
INNYCH N A U K 1).
J e st ju ż nieomal czterdzieści la t od chwili, g dy z okazyi równie wielkiej m iędzynarodo-
!) Konferencya wypowiedziana na kongresie nauk i sztuk podczas wystawy w Saint-Louis (St. Zjedn.) 21 września 1904 r.
wej m anifestacyi m yśli ludzkiej, jak ta, na jaką obecnie jesteśm y zaproszeni, sławny K laudyusz B ernard w swym komunikacie o postępach fizyologii, wygłoszonym pod
czas w ystaw y powszechnej w Paryżu w r.
1867, starał się wykazać, że na dwie główne winny się nauki dzielić kategorye: do pierw
szej, zawierającej astronom ię i historyę na
turalną, należą nauki, polegające na obser- wacyi i na rozważaniu, kresem ich jest dojść do przepow iadania faktów ; druga, do której zaliczał fizykę, chemię i fizyologię, zawiera nauki, będące jedynem i, jak mówił, nauka
mi tłum aczącem i i pozostającemi do natury w stosunku czynnym i zdobywczym.
Podobny rodzaj ko ntrastu , ustanawianego pomiędzy naukam i, poznającemi tę przyrodę, której praw om biernie podlegam y, a nauka
mi, zawierającem i czyntiy pierw iastek dzia
łalności ludzkiej, jest tylko wznowieniem choć znacznie już udoskonalonego mniema
nia filozofów 17-go wieku, w szczególności zaś Tomasza Hobbesa, który w księdze swej Lew iatan w te słowa przem aw ia:
„Spis znajomości faktów zowie się histo- ryą i na dwie dzieli się części: 1) historyę na
turalną, rozpatrującą fak ty albo zjawiska natury, nad którem i wola ludzka nie ma ża
dnej mocy, ja k naprzykład h istorya metalów, roślin, zwierząt, krajów i t. d.; 2) na historyę polityczną obejm ującą dzieje dowolnych czy
nów ludzi zrzeszonych w społeczności11.
Przyznając naukom przyrodniczym obser
w ującym i rozw ażającym zdolność przewidy
wania faktów , K laudyusz B ernard szerokie, przynajm niej pozornie, zakreślił im granice, bowiem, jak to już Locke ongi zauważył, przepowiadanie przyszłości stanowi właśnie samę treść nauki, jej kwintesencyę, i można pod tym względem powtórzyć tylko słowa W ilhelm a Ostwalda: The g reatest leaders of m an liave been tliose, who saw m ost clearty into th e f u tu r ę 2). Lecz głębiej przenikając myśl wielkiego fizyologa francuskiego po
znać można wkrótce, że rola roztrząsają
cych obserwatorów, wyznaczona przezeń uczonym morfologom, je s t j e d n ą z najskro
mniejszych w porównaniu z tem daleko wyż- szem stanowiskiem, jakie chce zachować dla
2) Największymi przewodnikami ludzkości byli ci, co najjaśniej widzieli w przyszłości.
j\r» 24
W S Z E C H Ś W IA T 375 nauk przyrodniczych t. zw. doświadczalnych lub zdobywczych.
Bowiem im właśnie przypada w udziale zarazem dowolnie przew idyw ać zdarzenia i stwarzać je w potrzebie.
Gdy obserw ator rozpatruje zjaw iska w wa
runkach, w jak ich n a tu ra mu je daje, ekspe
rym entator może je wywoływać w w aru n kach dowolnych, który ch sam je s t panem.
Przyrodnik opisuje, fizyolog zaś tworzy.
Powyższy podział n auk K laudyusza Ber
narda, sporny ju ż w epoce swojego pow sta
nia i w rzeczy samej w krótce poddany k ry tyce w ybitnych uczonych, nie mógł się ostać długo wobec postępu m yśli tak gw ałtow ne
go w końcu 19-go wieku.
Opierał się przew ażnie na nieporozu
mieniu w pojm ow aniu w yrazu „doświadcze- nio‘‘, którem u nadaw ać należy, ja k to zoba
czymy dalej, znaczenie nie ta k ciasne, jak to czyniła szkoła M agendiego i jak to dziś je szcze jest w zwyczaju niektórych fizyologów.
Zresztą, pragnącym widzieć w całem tern roztrząsaniu coś więcej nad prostą kwestyę słowną i zmianę etykiety, łatw o natychm iast odpowiedzieć można, w skazując dzieje zdo
byczy naukowych, osiągniętych przez b ad a
nia morfologiczne w drugiej połowie o stat
niego wieku. Szczególniej w tak nowej i tak mało znanej dziedzinie cytologii czyż nie można twierdzić, że wszystko, co wiemy u kwestyi zasadniczej podziału kom órki, jest owocem usilnej pracy morfologów, że środki stosowane przez histołogów ku rozwiązaniu powyższego zagadnienia, przekraczają o wie
le granice prostej obserwacyi i że wym agały one tyleż w ytrw ałej wynalazczości, tyleż zręczności technicznej i wiadomości dodat
kowych, co jakiekolw iek inne doświadczenia czysto fizyologiczne.
Zwycięstwo do ktryn L am arcka i Darw ina, wspaniały ruch um ysłów, w yw ołany od r.
1S57 przez ogłoszenie Pochodzenia g a tu n ków, krzyżujące się zdania wszelkiego rodzaju Ila temat zmienionej teoryi przem ian—m u
siały wkrótce zmienić do g ru n tu widnokręgi l,rzyrodników i nadać poszukiwaniom m orfo
logicznym, zarówno ja k pracom w innych dziedzinach biologii, odmienne i nowe zna
czenie.
Historya n atu raln a mogła z kolei ubiegać
^ 0 wiano tłum aczącej i zdobywczej nauki
przyrodniczej. A że ta zm iana zdania nie dokonała się szybciej i jednocześniej we wszystkich krajach o wysokiej kulturze n au kowej, winni są tem u w znacznej mierze sa
mi przyrodnicy, ich uporczywe trzym anie się starych dogmatów, ich nieufność względem idei genialnych, których autorowie zrazu za
poznani byli we w łasnych swych krajach.
Dopóki bowiem biologowie uparcie tw ier
dzili z Cuvierem i B. Owenem, że gatunki roślinne i zwierzęce są niezm ienne i że celem najwyższym nauki jest klasyfikacya, histo- ry a istot żyjących oczywiście m ogła być ty l
ko możliwie dokładnym opisem ich k ształ
tów zew nętrzny ch, budowy wewnętrznej w stanie dojrzałym i w stanie poczwarki, porównaniem kształtów tych i budowy, ba
daniem obyczajów czyli stosunków ustrojów do siebie i do środowisk, w jakich przebyw a
ją, rozkład wreszcie ustrojów tych na kuli ziemskiej, uważany za w ynik kapry su lub mądrości wszechpotężnego twórcy. Poza granicam i swych zastosowań praktycznych (zużytkowywanie przez człowieka produk
tów roślinnych zwierzęcych) historya n a tu ralna m ogła dostarczyć jeszcze rozkoszy po
dobnych do tych, jak ich doświadczamy na w i
dok dzieła sztuki, lecz sztuki, której technika jest dla nas niepojętą i której środki pozo
staw ały dla nas zagadką nieprzeniknioną nigdy.
Lecz p u n k t widzenia uległ radykalnej zmianie, gdy zam iast uważać św iat stworzo
ny za pozostający w stanie statycznym , za pewną całość na przyszłość nieruchomą, roz
patryw ać go poczęto z punktu widzenia d y namicznego, gdy badano nie n a tu ra n aturata, ale natu ra naturans, starając się wykryć nici pokrewieństwa, łączące z sobą istoty żyjące, i rozwikłać, odgadnąć zawiłe procesy, przez które kształty i ustroje zostają określone i łączą się z sobą; gdy przestano nabożnie wielbić harm onię zw ierząt i roślin, w jakiej pozostają czy to między sobą, czy względem środowiska, jakie ich otacza i trzym ać się dziecinnego finalizmu, którego najdoskonal
szy wyraz znajdujem y u B ernardin de Saint- Pierra, gdy jednem słowem porzucono m eto
dę antropocentryczną, by starać się wyjaśnić, ja k powyższe harm onie stopniowo pow sta
w ały albo się zmieniały w m iarę ja k pow
staw ały albo się zmieniały w arunki środo
wiska, gdzie znajdow ały one urzeczyw ist
nienie.
Stąd też w roku 1877, n a kongresie n ie
mieckich lekarzy i przyrodników , zebranym w roku tym w Monachium, jed en z najpierw - szych i najgorętszych bojowników idei d a r
winowskiej, E r nest Haeckel, m ógł ogłosić słusznie: „Przez teoryę pochodzenia g a tu n ków biologia wogóle, a system atyka zoolo
giczna i botaniczna w szczególności, podnie
sione zostają istotnie do godności historyi naturalnej, której ty tu ł honorowy noszą od- dawna, lecz zasłużenie dopiero za dni n a
szych. Jeśli nauki te jeszcze i dziś wielokro
tnie oznaczane byw ają, i naw et urzędowo, jako nauki przyrodnicze opisowe w przeciw
staw ieniu do nauk tłum aczących, dowodzi to tylko, jak błędnie pojm ow ano dotąd ich zakres rzeczywisty. Odkąd bowiem system at natu raln y ustrojów rozpatryw any jest, jako ich drzewo genealogiczne, systematyka,, ta k sucha w swych opisach, ustępuje miej
sca żywszej stokroć h istoryi genealogii Mas i gatu n k ów “.
Nowe te pojęcia m iały zresztą jeszcze wa
żniejsze następstw a. Teorya pochodzenia g a
tunków wprowadzała do n au k biologicznych jedność punktów widzenia, jedność poglą
dów, wspólność celów, ćo je łączyło w szyst
kie ścisłemi węzłami wzajem nej zależności i niweczyło wszelkie bezpłodne kwestye przew agi i pierwszeństwa. J akiekolwiek w rze
czy samej m etody byłyby stosowane, deduk- cya czy indukcya, obserwacya czy doświad
czenie, anatom ia, fizyologia, etnologia, geo- nemia, system atyka, paleontologia, w szyst
kie te n a przyszłość nierozerw ane części je dnej całości, w inny podążać k u urzeczywi
stnieniu tego samego program u: nakreślić w sposób możliwie ścisły i dokładny historyę przejawów życia na naszej planecie, pozosta
wiając m etafizykom i poetom zabiegi koło wykrycia najpierw szych początków i wiel
bienie celowości.
Jeden rzu t oka pozwoli nam ocenić, jakie ju ż dotąd w yniki uw ieńczyły ten prąd wy
siłków, do jednego zm ierzających celu, i ja
kie nadzieje żywić możemy n a przyszłość, gdy, rozszerzywszy swe granice, biologia ko
rzystać zacznie z postępów ty c h nauk, z któ- rem i dotąd pozostaw ała tylk o w stosun
kach zbyt odległych. Tak, g d y odwiecznie 376
stare gałęzi m orfologii, odmłodzone i oży
wione, nową okryją się zielenią, ujrzymy, ja k w krąg niej zjawiać się i rozwijać poczną nowe gałęzi nabrzm iałe od szlachetnych i potężnych soków: cytologia, promorfolo- gia, tektologia, morfologia doświadczalna (czyli tw orzenie form przez działanie czynni
ków pierwotnych), genezyologia, biometryl i i t. d.
Lecz sam fa k t ta k błizkiej zależności owych różnych gałęzi nauki, ich krzyżowa
nia się wzajemne, zawiłość przyczyn, jakie przew odziły ich pow staniu i rozwojowi, czy
nić będą ten w ykład niejednokrotnie trud
nym, niekiedy może ciemnym.
Niech mi tu wolno będzie z góry prosić o wybaczenie i pobłażliwość ze strony mych słuchaczów, jeśli nie zawsze udało mi się zna
leźć ten lucidus ordo, jakiego wym agał poeta łaciński. Niech mi też będzie wybaczonem, żem nadaw ał często form ę uryw aną i afory
styczną przypuszczeniom, których oczywi
stość nie wszystkim być może wyda się do
syć jasną. Udowodnienie szczegółowsze po
ciągnęłoby było za sobą rozwlekłość, której mniemałem, że trzeba unikać. W każdym razie przekonania moje, zbyt dobitne, zbyt silnie może zaznaczone, w spierają się na doj
rzałych rozm yślaniach i na doświadczeniu długich lat nauki.
Zm iana oryentacyi, wprow adzona do nauk przyrodniczych przez teoryę zmienności ga
tunków , nie ujm uje zapewne bynajmniej wartości pozytyw nej wynikom osiągniętym poprzednio przez m etodę czysto opisową, nie możemy też bynajm niej lekce sobie wa
żyć m ateryałów ,pow oli zgrom adzonych przez poprzedników naszych. Pod ty m względem zgodnie powtórzyć jeszcze możemy z Cu- vierem:
„Ścisłe określanie gatunków i ich cech szczególnych je st najpierw szą podstawą, na której ugruntow ane w inny być w s z y s tk ie
poszukiw ania w historyi naturalnej; najcie
kawsze spostrzeżenia, najnowsze poglądyf pozbawiono tej podstaw y, tracą nieomal całą wartość, i, pomimo oschłości tego ro d z a ju
badań, od nich właśnie powinni z a c z y n a ^
pracę wszyscy pragnący trw ałe osiągnąć wy
n ik iu.
W ielu przyrodników, poświęcających się badaniom na polu morfologii i s y s t e m a t y k i ,
«Ns 24
W S Z E C H Ś W IA T
JSfo 24 W S Z E C H Ś W IA T 377 z niedowierzaniem przyjęło ideę zmienności
gatunków, m niem ając, że idea ta podkopie osnowy, na któ rych ulubiona od nich nauka spoczywa. W yp adk i nie omieszkały dowieść, jak te ich obawy były chimeryczne. W rze
czy samej bowiem, by naukowo udowodnić rzeczywistość zmian, nader nieznacznych niekiedy w początkach, stało się nieodzow- nem uczynić opisy form rozpatryw anych daleko ściślej,szemi, niż to czyniono przed
tem. posuwając je niekiedy aż do drobiazgo- wości. P otrzeba zachow ania typów po m u
zeach i zbiorach, odtw arzania ich w ry su n kach i uważnego porów nyw ania z rodzajam i pokrewnemi w zrastała coraz bardziej, a stąd dowodzenia stronników i przeciwników teo- ryi zmienności gatunk ó w stały się w rzeczy samej niezw ykle silnym bodźcem dla rozw o
ju system atyki n auk przyrodniczych.
Poszukiw anie nowych form, uganianie się za typam i przejściowemi, za zboczeniem, lub odmianami miejscowemi nie m ają już dziś na celu jedynie uczynienia zadość nieokre
ślonej ciekawości. Poznanie najm niejszych zmian w budowie, najm niejszych odchyleń od ukształtow ania norm alnego stają się dro- gocennemi czynnikam i w określaniu drze
wa filogenetycznego.
Zam iast być zm ienną jednostką subjekty- wną, zależną od poszczególnych pojęć każde
go z system atyków , klasyfikacya n atu raln a staje się na przyszłość dla nas. realnością objektywną: genealogią historyczną istot ży
jących, i dziś już dostrzedz można, choć je szcze w zarysach bardzo niedokładnych, ogólny plan tej genealogii, ku którego u sta nowieniu dążyć w inny, jedno przed drugiem, wszystkie odkrycia przyszłych czasów.
Praca g atu nk ow an ia m a przeto cel w yż
szy, ma za zadanie nietylko opisywać, lecz i przew idyw ać fakty , a stąd wznosi się ona wyżej na drabinie nauk. Znaczenie jej więc wzrasta niezmiernie.
I znaczenie to nie ogranicza się do znajo
mości isto t obecnie żyjących; rozciąga się ono i na poszukiw ania form wygasłych, ukrytych w głębi ziemi, jako skamieniałości.
Paleontologia rozw iera się przed nami, j a ko niezm ierzony skład archiwów, i pomimo licznych niestety miejsc pustych, które przy szłość, ani w ątpić, zapełniać będzie wciąż więcej i więcej, przynosi nam ona dokum en
ty nieocenionej wagi, by podług nich zakre
ślać linię wspólnych przodków roślin, zwie
rz ą t i samego człowieka. Praw dziw e ,,me- dailles de la creation11—odlewy form zmien
nych, skamieniałości dają nam możność od
tw orzyć na podstawach istotnych właściwą historyę natu raln ą istot żyjących, zapomo- cą środków analogicznych z temi, jakiem i posiłkuje się nauka ta w ścisłem socyologicz- no-filozoficznem swem znaczeniu.
Odtąd paleontologia tw orzy z zoologią ca
łość nierozdzielną i dwie te części morfologii oddają sobie wzajem ne usługi. Lecz zoolo
gia jest niezupełną. Pomimo usiłowań po
przednich pokoleń, dalecy jeszcze jesteśmy od znajomości wszystkich isto t żywych, obe
cnie istniejących na powierzchni ziemi. P a leontologia daje nam tylko wskazówki zbyt rzadkie, gdy się pomyśli o tej wielkiej licz
bie ustrojów, co zginęły, nie zostawiwszy po sobie trw ałych śladów —o istotach proto- plazm atycznych pozbawionych szkieletu lub 0 szkielecie zbyt mało odpornym i t. d.; na- dewszystko zaś, gdy się pomyśli o ty ch w a
runkach tru dn ych i tak rzadko urzeczywi
stnionych, jakie m ogły były zapewnić zwie
rzętom przejście w stan skamieniałości 1 przechowanie poprzez wszystkie zmienne koleje losu skorupy ziemskiej. W iele z tych przerw w szeregu morfologicznym obecnie znika właśnie lub zniknie z biegiem czasu, dzięki potężniejszym środkom badania, j a kiemi dziś rozporządzam y, dzięki również postępom geografii fizycznej i gorliwym po
szukiwaniom na obszarach dotychczas nie
zbadanych.
Teorya przem ian rzuciła także silne świa
tło i znacznie prostszą zrobiła geonemię — naukę o rozlokowaniu geograficznem stwo
rzeń na kuli ziemskiej. Rozlokowania tego zarówno zwierząt, jak ro ślin—nie m ożna już dzisiaj uważać za w ynik przypadku lub ja kiegoś czynnika kierującego i zastępującego daw ne istoty nowemi, tak jak w teatrze, gdzie widzi się zmianę dokoracyi po każdem odsłonięciu.
Istnieje pewien węzeł przyczynowy mię
dzy przeszłością a teraźniejszością. Paleon
tologia wskazuje nam miejsce na kuli ziem
skiej, gdzie winniśmy szukać form o cechach archaicznych, a geonemia z kolei, pozwala-
| jąc nam odgadnąć przew roty, jakie skorupa
878 W S Z E C H Ś W IA T
ziemska przechodziła, odsłania przed nami odległe m otyw y zniszczenia istot nazawsze wygasłych. Lecz więcej jeszcze od geone- mii zaradzić m iała na konieczną niedosta
teczność obecnych naszych wiadomości zoo
logicznych i paleontologicznych pew na n au
ka nowa, albo raczej pewna gałęź wiedzy morfologicznej, nagle i od niedaw na w spo
sób cudowny rozkw itła.
Ongi—wówczas gdy przyrodnicy, podob
nie jak zbieracze broni lub dzieł sztuki, zada
walali się katalogow aniem i porównywaniem wielolicznych form, wśród których podzi
wiali uderzającą mnogość, owoc niew yczer
panej wyobraźni jakiegoś nieskończenie po mysłowego twórcy, uw aga ich skierowana była przeważnie na form y dojrzałe, które same jedne uważane były wówczas za dosko
nałe. 0 to zaś, ja k pow stały owe przedm io
ty ich ulubionej namiętności, niewiele się troszczyli. Z w yjątkiem kilku nielicznych zwiastunów (Arystoteles w starożytności, Malpighi, Swam m erdam , H arvey, C. F.
W olff w nowszych czasach) większość bio
logów pom ijała badania nad rozwojem.
Zresztą i dziś jeszcze u wielu system atyków znaleźć poniekąd można ślady takiego na
stroju umysłów. N a tysiąc entomologów wielu też zwraca uw agę choć najm niejszą na zbieranie poczwarek albo gąsienic owadów?
Na stu ornitologów —ilu raczy przyjm ow ać do swych zbiorów gniazda lub m ałe ptaków ?
W skazanie znaczenia i konieczności ba
dań embryologicznych stanow i chyba nie najmniejszą z przysług, jak ie biologii oddała teorya ewolucyi. D la ścisłej sprawiedliwości należy jednak dodać, że g ru n t po tem u był przygotow any przez jednoczesny rozwój in nych sąsiednich gałęzi wiedzy i w szczegól
ności przez postępy w m ikrografii i w y stą pienie na widownię teoryi kom órkowej.
Mimo to przecież m am y praw o twierdzić, że przeważnie chęci spraw dzenia na nowej drodze idei L am arcka i D arw ina przypisać należy obfitość i dokładność badań em bryo
logicznych podjętym śladem J a n a M ullera i von Baera przez Gegenbauerów , Haekclów Leuckartów , Huxleyów, Loewenów, van Benedenów, Agassizów i t. d.
Przez ciągłość swoję, zależność faz kolej
nych, przez splot przyczynow y, co fazy te określa i łączy ze sobą, rozwój larw i embryo-
nów, lub, mówiąc językiem współczesnym, szereg ontogenetyczny stadyów embryonal- nych jaknajw spanialej ilustruje teoryę prze
m ian przykładam i o przekonyw ającej oczy
wistości.
Bezwątpienia, naw et przed ogłoszeniem prac D arw ina i tego pięknego szeregu mono- grafij embryologicznych, o których dópiero- cośmy wspominali, Serres przewidział, za pomocą swojego rodzaju genialnej intuicyi, płodną ideę pow tarzania się w stanie przej - śoiowym podczas rozwoju indywidualnego form urzeczyw istnionych pod postacią stałą w obecnym szeregu zoologicznym. Lecz idea ta m ogła być dobrze zrozum ianą i wydać swe owoce dopiero wówczas, gdy została ona uzupełniona i oparta na trw ały ch podsta
wach przez F ry d r. M ullera w jego zachwyca
jącej książeczce p. t. ,,W obronie D arw ina1'.
Odtąd już uznanie potrójnego paralelizm u zachodzącego między szeregami zoologicz
nym , ontogenetycznym i paleontologicznym staw ało się koniecznem, jak o nieodzowny w ynik pokrew ieństwa filogenetycznego zwie
rzą t i jako oczywisty w yraz ich stosunków genealogicznych. Przytem , ja k to powinno zachodzić w zastosow aniu wszelkiej poważ
nej teoryi, m niemane w yjątki, powstające skutkiem skróceń lub falsyfikacyj rozwo
ju ontogenetycznego, m ogły być przew idzia
ne i częściowo w ytłum aczone zapomocą sa
m ych właśnie zasad teoryi darwinowskiej, doboru naturalnego i walki o byt.
Z zupełną więc słusznością Haeckel ozna
czył zasadę Serresa i F ry d r. Mullera mianem podstaw owego praw a biogenetycznego, sko
ro tem u wyrazowi „praw o" nadam y znacze
nie, jakie posiada zwykle w naukach doświad
czalnych, mianowicie znaczenie form uły ogólnej, podległej spraw dzianom dostatecz
nym i pozwalającej nam nieokreślenie prze
widywać nowe fakty.
W zbogacona pracami D aubentona, Halle
ra, Campera, Pallasa, Vicq d ’Azyra, anato
mia porównawcza, zdało się, nadane sobie m iała przez geniusz Cuviera podstaw y na przyszłość niewzruszone.
I ona jednak nie uniknęła odradzających wpływów idei ewolucyjnych. Problem aty, jakie od niepam iętnych czasów sobie wytwo- rzyła, pytania, na które w swem m niemaniu znalazła już odpowiedź, zm artw ychw stały
JSJe 24 W S Z E C H Ś W IA T
wkrótce w nieprzew idzianych form ach; Hux- ley, Gegenbauer, L euckart nie omieszkali wskazać nam, na jakiej drodze szukać nale
ży ich rozw iązania ostatecznego.
Mniemane praw o korrelacyi form (Cuvier), zasada złączeń (St. Greoffroy Saint-Hilaire), zasada sym etryi grup narządów, idea degra- dacyi typów (de Blainville), pojęcie n a rz ą dów zaczątkowych i t. d. zam iast być, jak dawniej, zwykłemi form ułam i empiryczne- mi, staw ały się odtąd wyrazem syntetycz
nym rzeczywistych i koniecznych stosunków pomiędzy ustrojam i złączonemi ze sobą po- j krewieństwem i tam , gdzie pojęcia te drogą indukcyjną nie były ju ż trw ale ustalone, mogły były one być wywnioskowane, jako dodatkowe i obowiązujące w yniki pokrew ień
stwa genealogicznego istot żyjących.
<CMN> tłum . K . BI.
Prof. dr. Ma k s Yb r w o k n.
EIZYOLOGrlA SNU.
{Dokończenie).
Teraz przejdę do pytania: jak i udział w prowadzeniu wszystkich ty ch spraw od jednej kom órki zwojowej do drugiej biorą w łókna nerwowe? Ja sn a przecież rzecz, że asocyacya, t. j. pewne logiczne odtworzenie uczuć, pojęć lub myśli, możliwe je st tylko wtedy, jeżeli procesy w kom órkach zwojo
wych różnych części kory mózgowej będą połączone; zadaję więc pytanie, czy osła
bienie lub ham owanie, które zaczyna się w jednej komórce zwojowej, przeprowadzo
ne jest jako takie przez będące z nią w związ
ku włókno nerwowe do innej komórki? Mo
je doświadczenia na żabie i n a psie przeko
nały mnie, że ta k nie jest. Ham owanie lub osłabienie, jako takie, nie są przeprowadzane przez nerw. Podczas trw an ia takiego proce
su w komórce zwojowej połączone z nią włókno nerwowe pozostaje w najzupełniej
szym spokoju. Przez włókno nerwowe od komórki zwojowej do kom órki zwojowej lub między ośrodkiem a obwodem przeprow a
dzana jest tylko spraw a dysym ilacyjnego po
budzenia. T a spraw a, jak iskra po nitce za
palnej, przebiega włókno nerwowe od kom ór
ki zwojowej i podrażnia w ten sposób cały łańcuch nerwów, które znajdują się między j
sobą w związku. T aka sam a spraw a dysym i
lacyjnego podniecenia może w komórce zwo
jowej w odpowiednich w arunkach wywo
łać i ham owanie, w tedy n a tem miejscu n it
ki zapalnej gaśnie iskra. Przytem wobec prze
noszenia spraw przez nerw, nie obchodzi się bez przem iany materyi, ja k to przypuszczano do czasów najnowszych. Nerw potrzebuje, jak to mogliśmy stwierdzić, między innemi, również jak kom órka zwojowa, tlenu dla osiągnięcia możliwości przenoszenia pobu- rzeń. ale ma on tę zdolność, że może zużyty tlen w razie zapotrzebowania w norm alnych w arunkach, szybko zastąpić nowym, ta k że zwykle ma on wygląd niezmęczonego.
T a okoliczność, że w system ie nerwowym przeprow adzane są tylko dysym ilacyjne po
drażnienia, i nic więcej, dowodzi tego, że przejaw y świadomości m ogą być połączone tylko z dysym ilacyjnem i spraw am i podraż
nień.
Teraz trzeba nam tylko jeszcze wyśw ie
tlić, jakie są okoliczności podczas zasypiania, a w tedy będziemy mieli praw dziw y obraz tego, co się dzieje w system ie nerwowym, a nie oparty na hypotezie.
W e dnie ośrodki kory mózgowej są czyn
ne dłużej lub krócej w skutek wciąż działają
cych podniet zmysłowych. Musi się więc w nich rozwijać względne zmęczenie i osła
bienie z jednej strony w skutek nagrom adze
nia produktów przem iany m ateryi, z drugiej znów strony w skutek zużywania w ew nątrz
komórkowego zapasu tlenu. J a k niesłycha
nie czułe są w łaśnie ośrodki kory mózgowej pod ty m względem, w ynika z wspomnianego doświadczenia Mossa. Do takiego silnego zmęczenia czy raczej osłabienia jak tam , w normalnem życiu nie dochodzi. W każdym razie wobec takiej czułości ośrodków kory rozw ija się we dnie ciągle pewien stopień zmęczenia i pobudliwość ich się zmniejsza.
Ma się rozumieć, że rozm aite ośrodki w róż
nym stopniu będą zmęczone, a najbardziej te, które we dnie najbardziej są spotrzebo- wano. A stosunek ten w aha się rozmaicie.
Szczególnie forsownie, praw ie zawsze, czyn
ne są ośrodki mięśni podnoszących powie
ki i ośrodki mięśni, wspierających gło
wę. Zgodnie z tem w tycli właśnie m ię
śniach rozw ija się charakterystyczne uczucie zmęczenia. Z ośrodków czuciowych najbar
380 W S Z E C H Ś W IA T JSTs 24 dziej zużywany jest ośrodek wzroku; oko
przecież jest najw ażniejszym dla nas oi’ga- nem zmysłu.
Nie samo wyłącznie zmęczenie i osłabie
nie ośrodków wywołuje nadejście snu; ono je s t tylko jednym z warunków. To w ynika ju ż z tego faktu, że mimo uczucia zmęczenia można dowolnie zapobiedz snowi w zwykłym czasie spania. K iedy ostatnią jesienią jecha
łem przez puszcze Nowego M eksyku, wskutek podmycia plantu kolejowego, byliśm y zm u
szeni do niezwykle wolnej i ostrożnej jazdy z wieloma zatrzym yw aniam i się pośród p u styni; m aszynista kolejow y był na służbie 58 godzin bez zmiany i pomimo tego, że trzeba było z niezw ykłą uw agą w dzień i w nocy prow adzić pociąg, człowiek ten z podziwienia godną energią w ykonyw ał swój obowiązek. Są zresztą opisy, że ludzie jeszcze dłużej mogą w ytrzym ać bez snu. M u
si być więc jeszcze jakiś i nny czynnik wy
wołujący nadejście snu. Jeżeli w yjaśnim y sobie w arunki, wśród jakich m ożna zasnąć, z łatw ością w tedy go znajdziem y. W arunki są takie, że wyłączamy wszystkie czynniki, które działają na ośrodki dysym ilacyjne.
Staram y się o to, żeby w pokoju do spania było możliwie dużo pow ietrza, cicho, oraz żeby nie było zaciepło, W ten więc sposób wyłączamy podniety słuchu, powonienia oraz tem peratury. N astępnie usuw am y św ia
tło i zam ykam y oczy; w ten sposób usuw a
my podniety optyczne bardzo nużące. Nako- niec ciało układam y w wygodnej pożycyi i rozprostow ujem y mięśnie; dzięki tem u prze
ryw am y zapotrzebow anie ośrodków rucho
wych. Skutek wyłączenia tych w szystkich podniet jest jasny: dysym ilacyjne pobudze
nie, które one podtrzym yw ały w ośrodkach, zostaje usunięte. Za tem idzie koniecznie upadek świadomości, ponieważ zjaw iska świadomości zawsze połączone są z dysymi- lacyjnem i pobudzeniami.
Jeżeliby takie objaśnienie w ym agało je szcze potwierdzenia, to dostarcza nam go m ocny i kilkakrotnie cytow any p rzy padek Strum pella, k tóry m iał rzad ką oka- zyę badania człowieka, nie odczuwającego podniet n a całem ciele, oprócz praw ego oka i lew ego ucha. Było więc tu ta j łatw o zam knąć dwie jedyne fu rtk i, łącząoe jeszcze pa-
cyenta ze światem zew nętrznym . Po prze-
' wiązaniu praw ego oka i po zatkaniu lewego ucha, ustaw ało po 2 — 3 m inutach jego pier
wotne zdziwienie i niespokojne ruchy i wkrót
ce zapadał on w sen głęboki. Ten przypadek wyraźnie wskazuje, że czas zasypiania na pierwszym planie powoduje wyłączenie po
drażnień, które podtrzym yw ane są we dnie w ośrodkach przez zmysły.
W zwykłem życiu codziennem uregulo
waliśm y ten czynnik przez przyzwyczajenie.
Idziem y o określonej porze spać i wyłącza
my podniety. Czas zasypiania w pewnym stoppiu je s t zależny od naszego upodobania.
Lecz nie bezwzględnie. Organizm bowiem posiada, ja k i w wielu innych wypadkach mechanizm samoregulujący7, k tó ry poniekąd stanowi rodzaj zabezpieczenia. Zmęczenie ośrodka u zdrowego człowieka działa jako czynnik w yw ołujący nadejście snu, tak że gdy w szczególnych w arunkach ten proces nie będzie zatrzym any, ośrodki ruchowe m ięśni podnoszących powieki, oraz mię
śni szyjowych męczą się coraz więcej. Przy
chodzi chęć, której często oprzeć się nie po
dobna, zam knąć oczy i pochylić głowę. Dzie
ci, u których zjawisko sam oregulacyi wystę
puje widoczniej, mówią: oczy się ju ż zlepia
ją. Z zamknięciem oczu przeryw a się do
stęp z najw ażniejszego źródła p o dn iet—świa
tła; w tedy nadchodzi sen, o ile niema już innych podniecających czynników. Mamy więc tu taj mechanizm regulujący, który po
lega na tem, że wobec zmęczenia naw et głó
wna przyczyna zmęczenia — światło, zostaje usunięte jak b y przez klapę bezpieczeństwa J a k ściśle jest połączone usunięcie podniet świetlnych ze snem, lepiej niż na człowieku m ożna się przekonać na zwierzętach, o ile one nie m ają specyalnego przystosowa
nia do życia nocnego. D la wszystkich zwie
rzą t dziennych nadejście ciemności oznacza jednocześnie nadejście snu. P ta k w lesie i mucha w pokoju zasypiają, ja k tylko się śeiemnia. I to pow tarza się codzień z jedna
kową ścisłością. Ale oświetlmy naprz. w no
cy pokój, w którym znajduje się śpiący ptak, natychm iast słaby prom ień św iatła budzi ptaka, przenikając przez jego powieki. Na
tom iast nowe ściemnienie pogrąża go nano- wo w śnie w przeciągu krótkiego czasu. Zda
je mi się, że te fakty bezsprzecznie wykazują wielkie znaczenie podniet św ietlnych dla
Ne 24 W S Z E C H Ś W IA T 381 utrzymania stanu czuwania i znaczenie ich
usunięcia dla nadejścia snu.
Ale znowu nie odpowiadałoby faktom , je- żelibyśmy:usunięcie podniet świetlnych, al
bo wogóle podniet zmysłowych chcieli uw a
żać, jako jedyną przyczynę nadejścia snu.
Nie powinniśm y pomijać znaczenia zmę
czenia i osłabienia. Obadwa te czynniki dzia
łają razem. Jeżeliby usunięcie podniet było jedynym czynnikiem w yw ołującym sen, to w ciemnym, chłodnym i cichym pokoju drze
malibyśmy wieki całe. W rzeczywistości zaś po niejakim czasie znowu się budzimy.
Wprawdzie jest wielu szczęśliwców, m ogą
cych zasypiać w razie odpowiednich w a
runków zrana na nowo, ale sen je s t w tedy płytki, niespokojny i często przeryw any.
Również i p acy en t Strum pella budził się
„sam“ po p a ru godzinach. Zjawisko przebu
dzania się dowodzi tego, że stan system u nerwowego w początku snu jest inny, niż pod koniec, — i liczne badania przeprow a
dzone nad głębokością snu potwierdziły to zdanie. J u ż dość dawno starano się dokła
dnie określić głębokość snu na wszystkie go
dziny nocne. Ja k o kryteryum użyto siły podniet, potrzebnej do w yw ołania przebudze
nia przez działanie n a organy zmysłów jak oko, ucho lub skóra. Nie mogę utaić, że te badania nie dały dokładnych faktów . Jeżeli w jakiejkolw iek części fizyologii użycie do
kładnych m etod prowadzi do niedokładnych rezultatów , to najpew niej w danym razie.
W każdym jednakże razie wszyscy badacze jednom yślnie zgadzają się na to, że najgłęb
szy je s t sen w pierwszych godzinach po za
śnięciu, następnie sen robi się coraz płytszym aż do przebudzenia. BezWątpienia więc zmę
czenie wieczorem wyw ołuje nadejście snu oraz jego głębokość.
Cóż więc się dzieje w kom órkach zwojo
wych kory mózgowej w takich okoliczno
ściach. Po tem w szystkiem cośmy w yjaśnili dla spraw w system ie nerwowym w czasie czuwania, obraz fizyologiczny jest jasny.
Podniety, działające we dnie, stopniowo wy
w oływ ały w kom órkach mózgowych dysy
m ilacyjne podrażnienia, t. j. życiowa sub- stancya coraz więcej zużyw ała swój mate- ry ał zapasow y i nagrom adzała p rodukty roz
padowe. W skutek takiego względnego wy
czerpania i zmęczenia ich pobudliwość zmniej
szała się. W tedy nagle przeryw ają się dysy
m ilacyjne podniety a w parę m inut potem przeryw a się podtrzym yw ane przez nie po
budzenie. Ł atw o więc zrozumieć, że teraz po przerw aniu działalności świadomości po
budliwość na podniety na skutek zmęczenia i w yczerpania musi być w yjątkow o niska.
W ty m czasie sen jest najgłębszy. Ale my wiemy, że po przerw aniu dysym ilacyjnej pobudki procesy nowotworzenia się tak dłu go przew ażają, dopóki m ateryał spożyty, a więc przedewszystkiem tlen będzie na no
wo zastąpiony, dopóki wszystkie substancye zmęczenia nie będą w ypłókańe strum ieniem krw i i lim fy. Grdy proces samowyrównania w nocy postępuje, pobudliwość komórek zwojowych wciąż się zwiększa. Ostatecznie równowaga przem iany m ateryi i energii zno
wu nadchodzi i pobudliwość znowu osiąga swój p un kt kulm inacyjny i naw et n a j
mniejsze bodźce znowu w yw ołują dysym i
lacyjne podniecenia i ośrodki znowu są przy
gotow ane do działalności dziennej.
S^n więc charakteryzuje przewaga, proce
sów asym ilacyjnych nad dysymilacyą, co prowadzi do najzupełniejszego wypoczynku zmęczonych ośrodków. Pod tym względem sen stanow i tylko specyalną część ogólnego praw idła o sam owy rów naniu w przem ianie m ateryi i energii i jest najzupełniej analo
giczne ze sprawami działalności serca. Od czasów badań M areya wiadomo, że sercu wy
starcza j<>dna sekunda po zatrzym aniu jego działalności, dla przywrócenia równowagi i ono znowu jest zdolne dó dalszych sku r
czów.
Przew aga procesów asym ilacyjnych nad dysym ilacyjnem i wskazuje nam także, dla
czego całkiem błędne je s t twierdzenie, że można porównywać narkozę ze snem. N arko
ty k osłabia asymilacyę zarówno ja k i dysymi- lacyę i przez czas trw ania jego działalności, odpoczynek jest niemożliwy; odpoczynek mo
że się zacząć dopiero w tedy, gdy będzie usu
n ięta działalność narkotyku. W tedy również zaczyna się samowyrównanie przez sen. Na to trzeba zwrócić uw agę w długotrw ałem Użyciu narkozy: s n i narkoza są dwie różne rzeczy. Sen jest wypoczynkiem, narkoza-^
osłabieniem.
Teraz przejdę do krainy widzeń sennych.
382 w s z e c h ś w i a t jsfo 24 J u ż w czasach pierw otnych ludzkości widze
nie senne wywierało na człowieku wielkie wrażenie: zdawało mu się, że otw iera ono św iat pełen tajemniczości. Jeszcze dzisiaj lud wierzy w prawdziwość widzpń sennych i dzisiaj jeszcze zły sen może zepsuć nam dzień cały, a dobry — może nas rozweselić.
Moje wyjaśnienia widzeń sennych sprow a
dzają się jedynie do pytania: w jak im stosun
ku jest widzenie senne do spraw w czasie snu.
,W krótkości można ta k powiedzieć: wi
dzenie odpowiada częściowemu czuwa
niu kory mózgowej. Osobne części ko ry m óz
gowej są podczas widzenia czynne, gdy inne śpią. W idzenie je s t produktem działalności świadomości. My czujemy, m yślim y, żądam y w widzeniu i takie same elem enty świado
mości, ja k w stanie czuw ania zjaw iają się w widzeniu. Jeżeli więc zbadam y rzecz tę fi- zyologicznie, w tedy m usim y powiedzieć, że.
w kom órkach zwojowych niektórych części kory mózgowej pow stają dysym ilacyjne pod
niecenia. Poszukajm y więc przyczyny tych podnieceń. Przedew szystkiem jest jasnem , że zewnętrzne podniety nie są we śnie zupełnie usunięte; wielu badaczów dokładnie badało zjawisko widzenia sennego i przez zew nętrzne podniety wywoływało pewne określone w i
dzenia w celach doświadczalnych. Tjzeba zwrócić uwagę na jeszcze jeden czynnik—
mianowicie stopień pobudliw ości kom órek zwojowych. Głęboki sen człowieka zdrowego w pierwszych godzinach nocy przechodzi bez widzeń sennych. W idzenia nadchodzą głównie podczas płytkiego snu nad ranem . W tedy zjaw iają się fantastyczne obrazy; ko
m órki zwojowe sfer zm ysłowych znowu są bardziej pobudliwe i odpow iadają z łatw ością n a słabe podniety. Ale również, jeżeli z j a kichkolwiek powodów podniecenie kom órek zwojowych nie będzie usunięte dosyć prędko, lub nie zupełnie (jak to się zdarza naprz.
w razie otrucia słabemi dozami m orfiny, lub w w ypadkach chorobliwych) w tedy są dane dla nadejścia widzenia sennego. Bodziec, przeprowadzony z zew nątrz lub z jak iejk o l
wiek części ciała (naprz. cierpiącej) przez nie- śpiący nerw do kom órek zwojowych kory mózgowej, zawsze w takich razach w yw ołu
je podniecenie, które przechodzi przez długi szereg kom órek zwojowych; w ten sposób pow stają czucia, uczucia i m yśli.
Przy tem trzeba zauw ażyć jednę właści
wość widzeń sennych, m ianowicie dziwaczne powiązanie pojęć oraz brak wszelkiego k ry tycyzm u. Rzeczy przedstaw iają się nam w błędnych rozm iarach, niezm iernie wielkie lub bardzo małe, łączym y pojęcia, których- byśmy w czasie czuwania nigdy nie łączyli, ponieważ au to k ry ty k a nasza wyśm iałaby je.
Życie w widzeniu przybiera wobec tego wy
gląd całkiem przekręcony. Możnaby porów
nać takie przekręcanie faktów we śnie z bez- ładnem i rucham i w niektórych choro
bach mlecza pacierzowego. Bezładne ruchy tabetyków polegają na tem, że kontrola, siła i koordynacya bodźców ruchow ych zosta
je naruszoną ze strony elementów czucio
w ych mlecza pacierzowego. T utaj w widze
niach sennych m am y to samo: kojarzenie po
jęć nie jest kontrolow ane przez krytyczny pogląd w zw ykłych w arunkach.
Ale widzenia senne nie zawsze są dziwacz
ne. Mogą pow staw ać we śnie najzupełniej uporządkow ane pojęcia; zdarza się nieraz, że uw aga ciągle skoncentrow ana je s t na jed- nem pojęciu; ta k byw a w tych wypadkach, gdy jedne i te same części kory mózgowej we dnie przez dłuższy czas pobudzone są przez jedno i to sarno zagadnienie. Matema
tycy naprz. rozwiązywali we śnie trudne za
dania, Y oltaire we śnie u k ład ał poezye. I ja również m ógłbym opowiedzieć z życia swe
go fakty, w których spirytyści być może widzieliby nadzw yczajną m istyczną siłę wi
dzenia sennego. J a patrzę na te rzeczy, jako na dalsze rozwiązywanie zagadnienia, które we dnie trzym ało nas w silnem podnieceniu.
Spolszczył1) J. H.
SPR A W O Z D A N IE.
H u g o d e V r i e s , profesor botaniki w Am
sterdamie. N ow a te o ry a p o w s ta w a n ia gatun
ków. M u ta c y a i o k resy m utacyjne. Przeło
żył i wstępem opatrzył B. Hryniewiecki, z 8 rys.
w tekście str. 55. Warszawa 1905. księgarnia naukowa, cena kop. 50.
W obepnych czasach, kiedy się tyle pisze, czy
ta, mówi i słyszy o nowej teoryi powstawania gatunków, . koniecznie trzeba było dać naszemu szerszemu ogółowi możność poznania jej nie t3'lko
Ł) Rzecz tę, drukowaną w „Umschau“ w Jl»A?14, 15, roku 1905, przetłumaczyłem, streszczając miejsca zbyt rozwlekle pisane.