• Nie Znaleziono Wyników

Adres jRed-ałscyi: IKIralsowsisiie-IFrzed.zziieście, USTr ©e. JVŁ 7. Tom IX.TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres jRed-ałscyi: IKIralsowsisiie-IFrzed.zziieście, USTr ©e. JVŁ 7. Tom IX.TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

JVŁ 7. Warszawa, d. 16 Lutego 1890 r. T o m I X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENOIWERATA „W SZECHŚW IATA."

W Warszawie

Z przesyłką pocztową:

ro c z n ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 ro c z n ie „ 10 p ó łro cz n ie „ 5

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z ag ra n ic ą .

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie:

A leksandrow icz J , Bujw id O., D cike K., D iekstein S., F la u m M ., Jurkiew icz K., Kwietniowski W ł., K ram -

sztyk 3., N atanson J ., P rau ss St. i Śldsarski A .

„ W s z e c h ś w ia t" p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó ry c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k z w iąz ek z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w iersz z w y k łeg o d r u k u w szpalcie a lb o je g o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw sz y r a z kop. 7'/%

za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. 6, za dalsze k o p . 5.

Adres jRed-ałscyi: IKIralsowsisiie-IFrzed.zziieście, U ST r ©e.

NAJNOWSZE TEORYJE GIEOLOGBNE

P O W S T A W A N IA

gór, lądów i z a g ł ę b i morskich.

Jednem z najw ażniejszych odkryć gieo- logicznych, k tóre właściwie dało początek samój nauce gieologii, było stw ierdzenie, że skam ieniałe muszle i inne szczątki zw ierząt, lub roślin m orskich, spotykane zdała od mórz, w śród lądów , na w ysokich n ieraz gó­

rach, nie b y ły tam przyniesione p rzy padko­

wo, lecz pochodzą rzeczywiście ze zw ierząt i roślin m orskich, k tó re żyły na tych samych miejscach, gdzie obecnie ich szczątki się znajdują.

T o przekonanie, podobnie ja k tyle w iel­

kich odkryć w innych dziedzinach nauki, zostało osięgnięte bardzo powoli, po długiój i uporczywej walce z zaślepieniem i przesą­

dem i kiedy nareszcie zapanow ało w nauce, wywołało szereg usiłow ań, skierow anych ku objaśnieniu tych olbrzym ich zm ian, ja k ie oczywiście w ielokrotnie zachodziły we wza-

jem ncm rozmieszczenie m órz i lądów na pow ierzchni ziemi.

W zaraniu nowoczesnój n auk i objaśnie­

niem takiem był potop biblijny, k tó ry przez czas bardzo długi w ystarczał nieprzyw y­

k ły m do k ry ty k i naukow ój um ysłom . Stąd pow stała nazw a przedpotow y na oznaczenie w szystkiego, co w tój dziedzinie nie zgadza się z teraźniejszym porządkiem rzeczy na pow ierzchni ziemi.

K iedy później, przy końcu przeszłego i na początku bieżącego w ieku, potop przestał ju ż być zadaw alniającem wyjaśnieniem , pro- bowano zastąpić go inną, w ysnutą z niego teo ry ją gw ałtow nych przew rotów , czyli k a ­ taklizm ów , które w ynikając z działania sił w ulkanicznych, m iały całkowicie zmieniać postać ziemi, wynosząc odrazu morza na miejsce gór i pogrążając lądy w głębie ocea-

j nu. P rz y tak ich przew rotach cały świat { zw ierzęcy i roślinny ginął naraz gw ałtow ną

J śmiercią, a resztki jego, zagrzebane pod gru-

| zam i daw nych gór i lądów, znajdują się te­

raz w głębi ziemi, jak o świadectwa znisz­

czenia. Uczeni francuscy, zoolog C uvier i gieolog E lie de Beaum ont, którzy głów nie przyczynili się do ustalenia tćj hipotezy, n a ­ liczyli kilkadziesiąt podobnych kataklizm ów

(2)

1 0 0 WSZECHŚWIAT. N r 7.

w ostatnich dw u dziesiątkach la t dokładniej zbadano i zrozum iano budow ę A lp, p rz e ­ konano się, że je s t ona zup ełn ie inną, dale­

ko bardziej złożoną, aniżeli przytoczone tu przecięcie i że do objaśnienia tej budo­

wy teo ry ja podniesienia zupełnie nie w y­

starcza.

W idzim y zatem , że wobec ostatnich zdo­

byczy nauki daw ne teoryje tw orzenia się gór i lądów ostać się nie mogą; toteż na ich miejsce zjaw iły się inne, k tó re w objaśnie­

niu zjaw isk nie uciekają się do działania ta ­ jem niczych podziem nych sił, ale w yszuku­

ją prostych i zrozum iałych przyczyn.

G łów nym przedstaw icielem nowej szkoły gieologicznćj w obecnym czasie je s t znak o ­ m ity profesor gieologii w uniw ersycie w ie­

deńskim, a zarazem bardzo czynny poseł w austryjackićj radzie państw a, E d w a rd Suess, k tó ry niedaw no w ygłosił swe poglą­

dy w niedokończonem jeszcze, znakom item dziele „Oblicze ziem i” (das A n tlitz d er E r - de). Niem niej znakom itym p o p u lary z ato ­ rem tym poglądów stał się w ostatnim cza­

sie in n y profesor u n iw ersy tetu w iedeńskie­

go, paleontolog, M elchior N eum ayr w ogło- szonem przed dw om a laty dziele „H isto ry ja ziemi” (G eschichte der E rd e ), k tó re w p rze­

dziwny sposób łączy w sobie głębokość i ści­

słość poglądów naukow ych, jasność w ykła­

du i św ietność ję z y k a . S treszczenie poglą­

dów tych dwu uczonych na pow staw anie gór lądów i za g łę b i m orskich stanow i p rz ed ­ m iot niniejszego a rty k u łu .

N ie ulega w ątpliw ości, że w nętrze ziemi posiada bardzo wysoką tem p eratu rę. P rz e ­ konyw a nas o tem stały w zrost ciepła w m ia­

rę przen ik an ia w głąb ziem i w kopalniach i otw orach św idrow ych, a także źró d ła go­

rące i w ybuchy w ulkaniczne. T e ostatnie dowodzą w prost, że tem p eratu ra w nętrza ziemi je s t bardzo w ysoka, wyższa od tem­

p e ra tu ry topliw ości skał, składających po­

w ierzchnię ziemi.

Ziem ia, ja k o ciało gorące, krążące w b ar­

dzo zim nej przestrzeni, oziębia się n ieu stan ­ nie, a poniew aż to oziębianie się trw a już m ilijony lat, niem ożna więc w ątpić o tem, że daw niej ziem ia posiadała daleko wyższą tem peraturę, niż dzisiaj i nic n ie staje na przeszkodzie p rzy puszczeniu, że kiedyś

zn ajd ow ała się cała w stanie płynnym , a n a ­ w et gazowym.

Do tego samego wniosku doprow adza nas rozw ażanie stosunku ziemi do słońca i pla­

n et, krążących w system ie słonecznym . W iadom o, że w szystkie p lan ety k rą żą k o ­ ło słońca w tym samym kierun ku , któ ry za­

razem j e s t k ierunkiem obrotu w irow ego słońca i w szystkich p lan et koło w łasnych osi i że płaszczyzny dróg w szystkich p lan et m ają bardzo zbliżone do siebie położenie.

Z tych faktów znakom ity astronom fran cu ­ ski L ap lace i rów nież w ielki filozof n ie­

m iecki K a n t w ysnuli, niezależnie jeden od drugiego, bardzo praw dopodobną hipotezę, że wszystkie plan ety pow stały z je d n e j, wi­

rującej m asy centraln ej o nadzw yczaj w y­

sokiej tem peraturze. W m iarę zw iększania się prędkości ob ro tu tój masy, w sk utek sty ­ gnięcia, o d ry w ały się od niej pod w pływ em siły odśrodkow ój kolejno części, k tó re d a­

ły początek planetom . Słońce stanow i p o ­ zostałą na swojem m iejscu część tój środko­

wej masy, k tó ra i dzisiaj jeszcze je s t o w ie­

le większą, aniżeli masa w szystkich p lanet razem w ziętych i dotąd posiada niezm iernie wysoką tem p eratu rę. U tw orzona w ten sposób k u la ziem ska była początkow o p ra ­ w dopodobnie w stanie gazowym , z k tó re ­ go w sku tek stygnięcia przeszła stopniow o w stan płynny, a następnie stały.

K rzepnięcie ziemi zaczęło się od pow ierz­

chni i tw orząca się stała skorupa była b a r­

dzo często rozryw aną i łam aną przez wy­

buchy w ulkaniczne z w nętrza ziemi, aż na­

reszcie stw a rd n ia ła ostatecznie, p rzyjm ując wygląd podobny do pow ierzchni p o k ry tej k rą i następnie zam arzłej rzeki. O d tego ostatecznego skrzepnięcia pow ierzchni zie­

mi upłynęło bezw ątpienia bardzo wiele cza­

su, zanim ta pow ierzchnia ochłodła do tego stopnia, że na niej m ogła skroplić się woda i utw orzyć morza w przeciw ieństw ie do lą­

dów. O stateczne skroplenie się w ody w y­

tw orzyło nowy, bardzo ważny czynnik gieo- logiczny, którego działanie ju ż przedtem w krótkości rospatrzyliśm y.

Znów bardzo długiego czasu potrzeba było na to, aby n a ziem i w ytw orzyła się atm osfera i tem p eratura, odpow iednia do utrzym ania przy życiu zw ierząt i roślin.

Życie organiczne ma bardzo ważne znaczę-

(3)

N r 7. WSZECHŚWIAT. 1 01 nie w zm ianach gieologicznych, zachodzą­

cych na pow ierzchni ziemi, gdyż wiele skał osadowych, j a k np. wapienie, pow staje z n a ­ grom adzenia się resztek zw ierząt, lub roślin m orskich często bardzo nieznacznej, mi­

kroskopow ej tylko wielkości. Dopiero po zjaw ieniu się życia organicznego, ziemia weszła w fazę pełnego rozw oju gieologicz- nego, k tó ry polega na działaniu wszystkich tych czynników , ja k ie w obecnej dobie na ziemi są widoczne. Z drugiej jed n ak stro ­ ny, nie może ulegać wątpliwości, że niektó­

re czynniki gieologiczne, zależne od oddzia­

ływ ania w nętrza ziemi na jej powierzchnię, były daw niej o w iele silniejsze niż obecnie, J a skutki ich w ówczesnej dobie mogą być nazw ane praw dziw em i kataklizm am i w po­

rów nan iu z powolnem ich działaniem w do­

bie obecnej. W tem przyznaniu różnicy natężenia w działaniu n iektórych czynni­

ków gieologicznych m iędzy dobą obecną, a przeszłem i epokam i leży pierw sza zasa­

dnicza różnica nowej teoryi Suessa od da­

wnej teoryi pow olnych zmian.

O ziębianie się ziemi idzie w dalszym cią- j gu po stw ardnieniu skorupy zew nętrznej, j

której grubość w skutek tego nieustannie w zrasta, a rów nocześnie, na zasadzie ogól­

nego p raw a ku rczen ia się ciał przez ozię­

bianie, zm niejsza się objętość naszej plane­

ty. N a tej zasadzie można przypuścić, że średnica ziemi je st teraz znacznie mniejszą, aniżeli była w czasie ostatecznego skrze­

pnięcia skorupy, a naw et mniejszą, niż w czasie pierw szego zjaw ienia się istot, ży­

jących na je j pow ierzchni.

O becny stan ziemi jest praw dopodobnie tak i, że n azew nątrz znajduje się bardzo g ru b a stw a rd n ia ła skorupa, zajm ująca '/4 lub '/s część prom ienia, a w ew nątrz mieści się rostopiona masa. T em p e ratu ra nietyl- ko płynnej m asy, ale i tw ardej skorupy je s t bardzo znaczna i zaledw ie cienka pow ło­

ka zew nętrzna je s t w zupełności ostygłą, tak, że tem p eratu ra je j je st zm ienna i zależ­

na tylko od d ziałan ia słońca. P rz y sty ­ gnięciu ziemi w nętrze je j traci ciepło, albo w prost przez przew odnictw o i prom ienio­

wanie, albo pośrednio, przez w ybuchy w ul­

kaniczne i źródła gorące, a tracąc ciepło musi z konieczności się kurczyć, usuw ając się w ten sposób powoli, lecz nieustannie

z pod zew nętrznej, mniej lub więcej ozię­

bionej powłoki.

Poniew aż oziębianie się w nętrza ziemi, będąc zależnem od budow y powierzchni, która niewszędzie je s t jednakow ą, odbyw a się w różnych m iejscach z różną prędkością, więc jed n e części w nętrza kurczą się wię­

cej, niż inne sąsiednie, a w skutek tego na­

stępuje pękanie pow łoki zew nętrznej i ros- padanie się je j na różnorodne części. Jfi dne z nich obniżają się więcej, w skutek

j prędszego usuw ania się podstaw y, na której spoczywają; inne, z pod których ta podsta­

wa mniej się usunęła, pozostają na wyższym stosunkowo poziomie. W oda, znajdująca się na pow ierzchni ziemi, spływ a w n ajn iż­

sze miejsca i tw orzy tam m orza, ponad któ- remi wystają wyższe części pow ierzchni, j a ­ ko lądy.

T e części pow ierzchni, k tóre z początku mniój się obniżyły, niż inne i utw orzyły lą ­ dy, mogą w późniejszych epokach obniżyć się więcej, niż sąsiednie części i utw orzyć nowe zagłębia, głębsze od daw niejszych.

W tedy woda spłynie do tych nowych za­

głębi, a niektóre z daw nych, szczególniej płytszych zagłębi, zostaną przez to osuszo­

ne i zam ienione na ląd stały. W ten spo­

sób na miejscu daw nych lądów mogą pow ­ staw ać nowe m orza, a daw ne m orza mogą być zamienione n a nowe lądy.

P rz y oziębianiu się i kurczeniu w nętrza ziem i, polączonem z nierów nem osiadaniem różnych części pow ierzchni, zew nętrzna, ju ż oziębiona pow łoka ziemi nie kurczy się i z tego pow odu staje się zby t obszerną, aby mogła ściśle przylegać do osiadającego w nętrza. P rz y ciągłem dążeniu tój zawiel- kiej powłoki do obniżania się, pod w p ły­

wem siły ciężkości, w ytw arza się w niej poziome parcie, doprow adzające do w ygi­

nania się jej i fałdow ania. O dbyw a się na ziem i na olbrzym ią skalę ten sam proces, ja k i zachodzi na powierzczchni w ysychają­

cego jab łk a, któ reg o skórka staje się za- w ielką dla p ok ry cia kurczącego się ośrod­

k a i układa się w zm arszczki. Takiem i zm arszczkam i są pasm a gór na pow ierzchni ziem i.

Poniew aż oziębianie się i kurczenie w n ę­

trz a trw a nieustannie, więc wszystkie zm ia­

ny na pow ierzchni, jak ie z nich w ynikają,

(4)

102 w s z e c h ś w i a t . Nr 7.

muszą, zachodzić ł obecnie; odbyw ają się one je d n a k ta k pow oli, że nietylko życie lu dzkie, ale i cały przeciąg czasów histo­

rycznych, je s t zakrótki, aby j e dostrzedz.

O bjaw em tych zm ian, tego pękania, osiada­

n ia i fałdow ania w dobie obecnej pow ierz­

chni s% trzęsienia ziemi, które tak częste stanow ią zjaw isko.

(c. d. nasł.).

S . Kontkiewicz.

1

0 DZIEDZICZNOŚCI.

M owa w y p o w ie d zia n a p rz ez p ro f. W illia m a T u r n e r a , p rezesa sekcyi a n tro p o lo g ic z n e j b ry ta ń s k ie g o sto ­ w a rzy sze n ia p o stę p u n a u k , n a o tw a rc ie p o sie d z e ń sekcyi po d czas teg o ro c zn e g o z ja z d u sto w a rz y s z e n ia

w N e w c a s tle -o n -T y n e .

Zagadnienia, dotyczące dziedziczności, unoszą się niejako obecnie w pow ietrzu. Bez ustanku ro strząsają je dzienniki i inne cza­

sopisma ta k naukow e, ja k o też literackie, oraz w k ró tk ich odstępach czasu pojaw iają się cenne p ra ce o tym przedm iocie, który jed n ak , będąc ta k ważnym dla obecnych rozważań i spekulacyj naukow ych, wcale nie jest now y, bo pew ne jego strony były rostrząsane ju ż za czasów A rystotelesa. W y ­ datne stanowisko, ja k ie w o statnich czasach zajęła dziedziczność je s t w zw iązku z jć j znaozeniem dla teoryi D a rw in a o wyborze naturaln ym , skutkiem czego bijologow ie powszechnie zw rócili na nią swoję uwagę.

Ze w zględu na człow ieka, ze względy jego budowy, sp raw fizyjologicznych i chorób, oddaw na zajm ow ała ona w ydatne stanow i­

sko w um yśle anatom ów , fizyjologów i le­

k arzy . D ziedziczność np. niektórych cho­

rób była ju ż uzn an a p rzez H ip okratesa, k tó ry w ykazał, że choroby dziedziczne są tru d n e do usunięcia; w pływ , ja k i dziedzicz­

ne przekazyw anie chorób w yw iera na d łu ­ gość życia, je s t przedm iotem , traktow anym w wielu dziełach lek arsk ich , oraz stanow i w ażny czynnik w ocenianiu życia przy ubes- pieczeniach życiow ych.

P ierw szą stroną p ytania je s t określenie) czy można w ykazać ja k ą fizyczną podstaw ę dziedziczności. Czy istnieje ja k i dowód, że każde z obu rodziców dostarcza cząstki w ła­

snej substancyi dla w ydania potom ka, sk u t­

kiem czego istnieje fizyczna jednociągłość pom iędzy następującem i po sobie pokolenia­

mi? S ta ran n e badania, zw łaszcza lat osta­

tn ich, dotyczące rozw oju wielu gatunków zw ierzęcych, głów nie beskręgow ych, a do­

k o n ane p rzez wielu badaczy, spomiędzy k tó ry c h głów nie należy przytoczyć nazw i­

ska takich uczonych, ja k Biitschli, F o l, E.

v an B eneden, H ertw igow ie, dow iodły b a r­

dzo ważnego fak tu, że m łode zw ierzęta po­

w stają skutkiem zlania się w ew nątrz ja jk a , czyli kom órki rozrodczój, nadzw yczaj małój cząstki, pocliodzącćj od samczego rodzica z cząsteczką praw ie zarów no m ałą, a pocho­

dzącą z ja jk a , w ydaw anego przez samicę.

T e cząstki o trzym ały techniczną nazwę:

piew sza p rz e d ją d ra samczego, dru ga przed- ją d r a samiczego, a ciało, utw orzone z ich połączenia się, nazw ano ją d re m przew ęż- nem. Te ją d r a ta k są m ałe, że się niele- dw ie w ydaje niewłaściwem , gdy mówimy o ich wielkości; raczój m ożnaby mówić o ich m aleńkości, gdyż potrzeba najsilniejszych pow iększeń najlepszych m ikroskopów , aby je m ożna było widzieć i śledzić ich zlew a­

nie się z sobą. Pom im o nadzw yczaj m ałych w ym iarów tak p rz ed jąd ro , jak o też jąd ro przew ężn«, posiadają wszakże zaw iłą budo­

wę zarów no chemiczną, ja k drobinkow ą.

Z ją d ra przew ężnego, pow stałego skutkiem zlan ia się obu przedjąder, oraz skutkiem odpow iednich zm ian w protoplazm ie ja jk a , otaczającej ją d ro , drogą podziału pow stają inne kom órki, które ze swój strony znow u się rozm nażają przez podział. T e kom órki z biegiem czasu u k ład ają się w w arstw y, zw ane listkam i zarodkow em i. Z tych list­

ków pow stają w szystkie tk a n k i i przyrządy ciała tak w stanie zarodkow ym , jak o też dojrzałym . P u n k te m wyjścia dla każdego osobnikowego organizm u, t. j . dla każdego nowego pokolenia, je s t tedy ją d r o przew ęż- ne. K ażda kom órka w ciele dojrzałego osobnika pow stała z tego ją d ra drogą wie­

lokrotnego podziału. P oniew aż ją d ro prze- wężne pow stało ze zlan ia się m atery ja łu po­

chodzącego od obojga rodziców , przeto

(5)

N r 7. WSZECHŚWIAT. 103 istnieje fizyczna jednociągłość pom iędzy ro ­

dzicami i potom stw em . T a fizyczna je d n o ­ ciągłość je s t jed n a k ż e zw iązana z pewnemi własnościami, skutkiem któ ry ch potom ek odtw arza nietylko cielesne zarysy, ale n ad ­ to i ch a rak ter rodziców . Ze względu na człow ieka, spotykam y rodzinne podobień­

stwo w kształtach i fizyjognomii, w tem pera­

mencie i usposobieniu, w zw yczajach i spo­

sobie życia, a niekiedy w skłonności do pe­

wnych chorób.

O bjętość cząstek, pochodzących od obojga rodziców , które nazyw am y samczem i sami- czem p rz ed jąd rem , tak dalece nieodpow ia- dająca ich własnościom, jest praw ie nie do pojęcia drobna w porów naniu z wielkością dorosłego osobnika. D alój, skutkiem cią­

głego podziału kom órek, substancyja ją d ra przew ężnego do tego stopnia rosprasza się po całem ciele osobnika, pow stałego pod wrpływ em tego ją d ra , że każda kom órka za­

w iera nieskończenie m ałą jeg o cząstkę. R oz­

rzedzenie rodzicielskie, jeżeli można tak po­

wiedzieć, je s t tak spotęgow ane, że przecho­

dzi w yobraźnię najbardziej łatw ow iernego zw olennika ro zrzedzania środków aptecz­

nych drogą rozw odnienia. Jednakże te czą­

stki w ystarczają do wyciśnięcia na potom ku p iętna ch a rak teru rodziców , dziadów i d al­

szych przodków , oraz w ystarczają do za­

chow ania tego ch a ra k te ru przez całe życie, pomimo ciągłych zm ian, ja k im skutkiem użycia i odżyw iania podlegają kom órki, wchodzące w skład tkanek i organów ciała.

C ała sp ra w a ta k je s t w rzeczy samćj cudo­

wna, że naw et ścisłe badania zlew ania się obu przedjąd er, zam iast zm niejszenia nasze­

go podziwu, jeszcze bardziej spotęgow ały siłę w yrażenia „m agnum hereditatis m yste- riu m ”.

R ozw ażając p y tan ie o sposobie pow sta­

wania nowych osobników należy pamiętać, że niekażda kom órka ciała m oże występo­

wać jak o ognisko pow staw ania nowych po­

koleń, lecz do tego celu są zachow ane p e­

wne kom órki, k tó re nazyw am y rozrodczem i (ja jk o i kom órki nasienne). T e kom órki, przeznaczone do w ydaw ania następnego po­

kolenia, tw orzą bardzo m ałą cząstkę ciała zw ierzęcia, w k tórem się znajdują. P o sp o ­ licie od pozostałych kom órek bardzo wcze­

śnie się w yróżniają, lecz czas, w którym ,

p rzy b ierają ch a rak ter specyjalnie rozrod- [ czych, bardzo je s t zm ienny u rozmaitych zw ierząt. U niektórych organizm ów, np.

w edług słów B albianiego u Chironom us, zdają się one odosobniać p rzed zupełnem wytworzeniem się listków zarodkow ych, lecz wogóle w ystępują one później, a u w yż­

szych zw ierząt dopiero po stosunkow o zna­

cznym rozwoju ciała.

K om órki rozrodcze po swem wyróżnieniu się nie biorą żadnego udziału we wzroście organizm u, w którym powstały, a ich ze­

spolenie z innem i kom órkam i ciała na tem głów nie polega, że niektóre spomiędzy tych ostatnich posługują im w odżyw ianiu się.

Zatem zagadnieniem do rozw iązania je st sposób, w ja k i na te kom órki rozrodcze działają wpływy spraw iające, że będąc odo­

sobnione od całej masy kom órek, sk ład ają­

cych ciało rodzica, mogą przekazać potom ­ stwu właściwości organizm u rodzicielskie­

go. D la w yjaśnienia zagadki podaw ano rozm aite spekulacyje i teoryje. D obrze znana teoryja pangienezy, którą K aro l D a r­

win z właściwą sobie powściągliwością w y­

pow iedział jako tym czasową hipotezę, obej­

m uje przypuszczenie, że wszystkie kom órki, czyli jed no stk i całego ciała w ydają z sie­

bie drobne zalążki (gem m ulae), zachowu­

ją c e ch arak ter kom órek, z których p o w sta­

ły; że gem m ulae grom adzą się dla utw o rze­

nia kom órek rozrodczych, albo dla skupia­

nia się w tych ostatnich; że tym sposobem, ta k one same, ja k o też własności do nich należące mogą przechodzić w stanie uśpio­

nym na następne pokolenia i odtw arzać w nich rodziców', dziadów i dalszych przo d ­ ków.

W roku 1872 i w cztery lata później 1876 roku, p. F ranciszek G al ton ogłosił bardzo pociągającą pracę o pokrew ieństw ie i dzie- t dziczności (P ro c. Roy. Soc. L ondon 1872, oraz Jo u rn . A n th ro p . Inst. vol. V, 1876).

W ostatniej z nich rozw ija on myśl, że „cał­

kow ita ilość zalążków, gem m ul, czy ja k k o l­

w iek można to nazw ać”, ja k ie znajdują się w świeżo zapłodnionem ja jk u , tw orzą szczep, czyli korzeń; że zalążki, tworzące, szczep składają się z dw u gru p — jed n a z nich rozw ija się ja k o ciało osobnika i tw orzy osobisty jego organizm ; d ru g a pozostaje utajo na w osobniku i tw orzy jakoby nie-

(6)

1 0 4 W8ZECHŚWIAT. N r 7.

rozwiniętą, pozostałość, że p ro d u k ty płcio­

we, przeznaczone do w ydaw ania następne­

go pokolenia, pow stają z ty ch utajonych, czyli zbyw ających zalążków , oraz, że te ostatnie m ają przew agę w rzeczach dzie­

dziczności; dalej, że kom órki tw orzące ciało osobnika w bardzo m ałym stopniu wyw ie­

ra ją w pływ n a kom órki rozrodcze, tak d a ­ lece, że w szelkie zm iany nabyte przez oso­

b nik a w m ałym tylko stopniu przechodzą n a potom stwo, jeżeli wogóle podlegają dzie­

dziczności.

P o ogłoszeniu prac p. G altona, profeso­

row ie Brooks, Jaeg er, N ageli, N ussbaum , W eism ann i in n i w ydali bardzo w ażne p rzy ­ czynki do nau k i o dziedziczności. T eo ry ja dziedziczności prof. W eism anna obejm uje te same zasadnicze myśli, co te o ry ja p. G a l­

tona; poniew aż je d n a k W eism ann do w yło­

żenia swoich poglądów użył w yrażeń, b a r ­ dziej odpow iadających pow szechnie używ a­

nym przez bijologów, p rz eto jego teo ry ja łatw iej zw róciła na siebie uw agę.

W eism ann rzu ca zasadnicze pytanie: „ J a ­ kim sposobem je d n a k om órka ciała może obejm ować w szystkie dziedziczne dążności całego o rg anizm u”. O d ra z u usu w a on teo- r y ją pangienezy i w yjaśnia, że w jeg o p o ję­

ciu kom órka rozrodcza, o ile chodzi o jćj isto tn ą i ch arak tery sty c zn ą substancyją, w cale nie pochodzi z ciała osobnikowego, w któ rem pow stała, lecz je s t bespośrednim w ytw orem rodzicielskiej k om órki ro z ro d ­ czej, z której i sam osobnik pow stał. Swto-

j ę teoryją n azyw a on teo ry ją jednociągłości plazm y rozrodczej i opiera j ą na p rzy p u sz­

czeniu, że w każdym osobniku pew na ilość specyficznej plazm y rozrodczej pozostaje niezużytą na budow anie ciała, lecz bez zm ia­

n y przechow uje się dla w y tw arzan ia kom ó­

re k rozrodczych następnego pokolenia. T ym sposobem , podobnie ja k p. G a lto n , uznaje on, że w szczepie, czyli zaw iązku zn a jd u ją się dw ojakie kom órki, przeznaczone do zu ­ p e łn ie odm iennych celów: je d n e do rozw oju ciała (som a) osobnika, czyli kom órki som a­

tyczne; inne do uw iecznienia g atu n k u , t . j . do rozm nażania, czyli kom órki rozrodcze.

D alej W eism an n w yjaśnia, że skoro p r o ­ cesowi za p ło d n ien ia tow arzy szy kojarzenie się ją d e r kom órek ro zrodczych (t. j. przed- ją d e r), p rz eto sam a ty lk o substancyja j ą ­

drow a musi być obdarzona dążnościami dziedzicznem i. D w a łączące się j ą d r a za­

w ierają plazm ę rozrodczą rodziców , k tó ra zaw iera znow u plazm ę dziadów , jak o też w szystkich poprzednich pokoleń.

D la w yjaśnienia tego nieco oderw anego założenia obm yśliłem następujące graficzne w yrażenie:

D uże lite ry A, B, C, D, m ają w yobrażać szeregi pokoleń po sobie następujących.

P rzypuśćm y, że A je st punktem wyjścia i w ybraża som atyczną, czyli osobistą budo­

wę pew nego osobnika;, a ma w takim razie w yobrażać kom órki rozrodcze, czyli plazm ę rozrodczą, z której pow staje potom ek B.

B, podobnie ja k A , posiada tak plazm ę oso­

bistą (som atyczną), ja k o też rozrodczą, a tę w yobrażają lite ry ab, które m ają w yrażać, że należąc do B są one jed n ak ż e jednocią- głe z A. C stoi jak o osobnik trzeciego po­

kolenia, w k tórem plazm ę rozrodczą ozna­

cza abc, d la uw ydatnienia, że należąc do C je st ona jed n o ciąg ła tak z b, ja k o też z a.

D także zaw iera kom órki rozrodcze abcd, jedn ociągłe z plazm ą rozrodczą trzech po­

przednich pokoleń i t. d.

Z tój teoryi w ynika tedy, że plazm a roz­

rodcza posiada tę samą zaw iłą budowę che­

m iczną i m olekularną, oraz, że przechodzić będzie p rzez te same stany rozw ojow e, j e ­ żeli w aru n k i pozostają te same, skutkiem czego pow staną takie same ostateczne p ro ­ dukty. K ażde następujące po sobie poko- kolenie będzie tedy m iało taki sam punkt wyjścia, tak, że u wszystkich pokoleń po­

wstanie identyczny p ro d u k t.

W eism ann nie tw ierdzi bezw zględnie, aby organizm nie mógł w yw ierać zm ieniającego w pływ u na kom órki rozrodcze, które się w nim znajdują, lecz ten w pływ ogranicza do tak drobnych skutków , ja k w ynikające z odżyw iania i w zrostu osobnika, ja k reak- cyja kom órek rozrodczych na zm iany od­

żyw iania wyw ołane przez odm ienny wzrost na obwodzie, prow adząca do pew nych zbo­

czeń wielkości, liczby i ułożenia ich mole­

k ularn y ch jednostek. P od d aje on je d n a k

(7)

N r 7. 105 w ielkiej wątpliwości takiego ro d zaju reak-

cyje i dosadniej od p. G altona pow staje przeciw ko tem u, aby kom órki somatyczne, składające ciało osobnika w yw ierały jak i w pływ n a kom órki rozrodcze. W edług te­

go p u n k tu w idzenia rzeczy, właściwości b u ­ dowy i inne znam iona rodziny, rasy, lub gatunku w yłącznie zależą od kom órek roz­

rodczych skutkiem jednociągłości ich plaz­

my rozrodczćj, wcale zaś nie są zdolne do zm ian skutkiem w pływ u organów i tkanek ciała osobnikowego organizm u, w którym się znajdują. D la w yjaśnienia tój części teoryi powróćm y do graficznego przykładu.

K om órki, składające osobiste ciało A lub B, nie w yw ierają żadnego w pływ u na zaw arte w nich kom órki rozrodcze a, lub ab. Te ostatnie nie zm ienią swych własności sk u t­

kiem w pływ u na nie indyw idualnego o rga­

nu A , lu b B. O sobnik B je s t dziedzicznym potom kiem nie osobnika A + a, lecz sam e­

go tylko a, z którem jeg o plazm a ro zrod ­ cza ab je st jednociągla; zapomocą tój p laz­

my własności rodziny, rasy, lub gatunku będą przekazane potom kowi C i tak dalej następującym po sobie pokoleniom .

Zasadniczą ideą dziedziczności je st stałość, t. j . że podobny w ydaje sobie podobnego, czyli ja k to p. G alton lepiej w yraził: podo­

bny dąży do w ydania sobie podobnego.

W szakże, chociaż potom stw o w głów nych znam ionach zgadza się z rodzicam i, p rz e ­ cież, j a k to każdem u wiadomo, dziecko nie je s t bezw zględnie podobne do rodziców , lecz posiada w łaściw y sobie c h a rak ter, w ła­

sną indyw idualność. K ażd y z łatwością rospoznaje różnice istniejące pom iędzy ludź­

mi p rz y porów nyw aniu z sobą różnych oso­

bników ; dla specyjalnie studyjujących zw ie­

rz ę ta rów nie latw em je s t rospoznaw anie ich osobistych różnic. T a k am ator gołębi, lub kanarków' bez pom yłki rospoznaje rozm aite ptak i swego stada, a ow czarz zna każdą owcę, pow ierzoną swój pieczy. A natom pow iada jed n ak , że różnice są nietylko po­

w ierzchow ne, ale nadto p rzenikają wewnę­

trz n ą budowę ciała. W pracy odczytanej n a zgrom adzeniu brytańskiego tow arzystw a w B irm ingham jeszcze 1865 r., przytoczy­

w szy szereg przykład ów zboczenia w budo­

wie ciała, zauw ażane p rzy sekcyjach tr u ­ pów ludzkich, w następujący sposób s tre ­

ściłem swoje wnioski: „T ak więc, w rozw o­

j u każdego osobnika zachodzi specyjaliza- cyja m orfologiczna tak budow y w ew nętrz­

nej, ja k o też form y zew nętrznój, skutkiem czego pow stają znam iona wyi-óżniające; an a­

tom iczna indyw idualność każdego człow ie­

ka je st więc w yrażeniem sumy in dy w id u al­

nych zboczeń w szystkich składow ych części jego c iała”.

Poniew aż w tym kom unikacie ro z b ie ra­

łem przedm iot wyłącznie pod względem morfologicznym, przeto ograniczyłem się tylko tą stroną pfzedm iotu, lecz rówrnie właściwem byłoby rosciągnięcie moich w nio­

sków i n a inne strony ludzkiej natury.

Z powyższego w ynika tedy, że z p o ję ­ ciem dziedziczności, t. j. przekazyw ania znam ion wspólnych rodzicom i potomstwu, najściślój jest zespolone pojęcie zmienności, t. j. pojaw iania się w organizm ie pewnych znam ion odm iennych od znamion rodziciel­

skich. T ak więc dziedziczność można o k re ­ ślić ja k o uwiecznienie podobieństwa, zm ien­

ność jak o w ytw arzanie odmienności.

(c. d. nast.).

August Wrześniów ski.

NOWY SPOSÓB

W szystkie dotychczasowe próby zacho­

w yw ania delikatn ych form i barw kw ia­

tów spełzały n a niczem. Mozolne suszenie w m iałkim piasku doprow adzało do pew ­ nych w yników , m etoda ta je d n a k nikogo nie m ogła pod żadnym względem zadowol- nić, tyle połączonych z nią było mozołów i ta k wiele w ym agała czasu. Pi-obując ubiegłój jesieni różnych konserw acyjnych cieczy, zwróciłem uw agę na ciała k ry sta li­

czne lotne, z których naftalin rospuszczony w benzynie w ydał nadspodziew anie śwrietne rezu ltaty. U życie rostw oru naftalinu w ben­

zynie nie je s t rzeczą zupełnie nową, tak mało jed n ak znaną, że uważam za pożytecz­

ne wiadomość tę bardziej rospo wszechnic.

S kładniki są proste, niedrogie i wszędzie ich

(8)

1 0 6 w s z e c h ś w i a t. N r 7.

m ożna dostać obecnie. C zynność sam a w y­

m aga niew iele czasu, bez przygoto w ań przy pew nej w p raw ie, którą, się niezadługo n a­

byw a, dochodzi się do bardzo dobrych w y­

ników . W naczyniu o bardzo szerokiej szyi, płaskim słoju, rospuszcza się n afta lin w zw ykłej benzynie, aż do jć j nasycenia i w ciecz tę w rzuca się na kilka, lu b k ilk a­

naście sekund świeże kw iaty. P o wyjęciu cały kw iat w skutek szybkiego u lotnienia się benzyny pokryw a się tysiącem drobnych kryształków naftalinu, k tóre także w prze­

ciągu 10 do 12 godzin nikną bez śladu.

P ła tk i kw iatów zbyt d elik atn y ch , k tóre pod działaniem cieczy nieco się pozlepiały ze sobą, radziłbym poodlepiać i nadać im n aturalną formę, co m ożna zrobić bez n aj­

mniejszej trudności.

W szystkie k w iaty po w yjęciu z cieczy, stosownie do ich budow y, albo się kładzie na papierze, albo wiesza na nitce. W każ­

dym razie trz e b a się z niem i obchodzić n a d ­ zwyczaj d elik atn ie, żeby nie u tra c iły sw ych natu raln y ch form przez ugniecenie, albo odleżenie.

N ajśw ietniejsze re z u lta ty d a ją k w iaty bardzo delikatne o p łatk ac h cienkich i w iot­

kich, ja k fijołki, azalije, akacyje i t. d.

K w iaty o płatkach grubszych w ym agają dłuższego pozostaw ienia ( j a k długo — nau­

czy doświadczenie) w pow yższym płynie.

K w iaty zaś o bardzo grubych płatk ach , ja k np. lilija biała, wiele ju ż n a swój piękności j tracą. B arw y odcieni niebieskich, czerw o­

nych i żółtych zachow ują się doskonalej k w iaty białe ciem nieją i b ru d n ieją , stając j się naw pół przezroczystem u O prócz tego zauw ażyłem także, że k w iaty zaw ierające ł w sobie większy procent ciał cukrow ych , niezupełnie pomyślnie w ypadają. U zyska- i łem je d n a k na większej ilości rezu ltaty tak dobre, że kw iaty konserw ow ane udan ą świe­

żością zdum iew ająco łudziły oko. M etoda ta je d n a k ta k w yborna dla kw iatów , okaza­

ła się niepom yślną dla liści, działanie cie­

czy było zam ało energiczne, liście po w ysu­

szeniu nieco się zw ijały. U żyw ając w tym celu cieczy zm odyfikow anej w form ie ros- czynu n a fta lin u w eterze, otrzym ałem r e ­ zu ltaty dosyć pom yślne. M ając je d n a k w y­

borny, odw ieczny sposób konserw ow ania li­

ści przez p ro ste w ysuszenie ich pom iędzy |

bibułą, w szelkim dalszym próbom w tym k ie ru n k u dałem pokój.

D la mniój ostrożnych, lub nieśw iadom ych dodać muszę uwagę, aby podczas wszelkich tych operacyj starannie unikali ognia, n a j­

m niejsze bowiem zbliżenie tegoż do u la tn ia ­ jący ch się p a r benzyny w yw ołuje silną i n a:

d er niebespieczną eksplozyją.

M etoda ta pod każdym względem zada- w alniająca, je s t nietylko cennym nabytkiem dla p rzyrodn ik a, k tó ry bez tru d u i u tra ty czasu ciekawsze form y m orfologiczne k w ia­

tów może ustalić, ale także w yborną zabaw -

j k ą dla d yletantów i naszych pań, k tó re za-

| m iast męczyć nieszczęsne kw iaty po książ- j kach mogą przechow yw ać je w postaci tak świeżój, jak g d y b y dopieroco były zerw ane z krzaków . Sądzę naw et, że sposób ten konserw ow ania kw iatów w rękach um ieję­

tnej osoby, może być w ybornym zastępcą I wszystkich kosztow nych fabrykatów , k tó ­

rych tak w ielką ilość spotrzebow yw a w ce­

lach dekoracyi i stro ju nasze społeczeństwo.

D r Ign. Szyszyłow icz.

N O W Y G M A C H

MUZEUM HISTORYI NATURALNEJ

W P A R Y Ż U ')•

N iedaw no odbyła się in au g u racy ja n a ­ szego gm achu M uzeum historyi n aturalnój w P ary żu , wzniesionego w edług p lanu j e ­ dnego z najzdolniejszych budow niczych p.

A ndró. Z ew n ętrzn y w ygląd gm achu je st w spaniały, stosunki całości są piękne, ja k ­ kolw iek proste.

W nętrze bud ynk u odpow iada sw ojem urządzeniem harm onii zew nętrznej. O l­

brzym ia sala środkow a zajm uje w nętrze gm achu, g alery je boczne są zbudow ane pię­

tram i, tym sposobem, zw iedzający może od pierw szego rz u tu oka objąć i podziw iać ca­

łość zbiorów. U rządzenie takie w ydaje się najodpow iedniej zastosow ane do przezna-

') L a N a tu rę , N r 854, 1889 r., G. Tiasandier.

(9)

WSZECHŚWIAT. 107 czenia budynku. O prócz głów nej sali i bo­

cznych g alery j, są, jeszcze galery je dodat­

kowe.

W chodzi się do galeryj jed n em i z bocz­

nych drzw i w ielkiego frontu. P ierw sza galeryj a rosciąga się na dole w zdłuż frontu W całej swojej długości je s t ona zastawiona m ałpam i i zw ierzętam i mięsożernemu Sza­

fy oszklone wypełniają, zw ierzęta prześli­

cznie w ypchane i w takiej pozycyi, ja k a im była zw y k łą za życia. Zaznaczyć należy w spaniałą nową, gru pę p an ter i tygrysów . G odny uwagi je s t tygrys, trzym ający w p a ­ szczy paw ia. U w agę zw racają także ty g ry ­ sy o długiej szerści, pochodzące z Chin pół­

nocnych i lew senegalski, pożerający an ty ­ lopę. M ałpy w ypchane praw ie wszystkie znajdują się w bocznych szafach. T u p rz e­

chodzi się w zrokiem kolejno w szystkie g a ­ tunki, od goryla, którego wydłużone ram io­

na w ynoszą przeszło dw a m etry długości, aż do m aleńkiój m ałpeczki pigm ejczyka, k tó ra nie je s t w iększą od myszy. Szafy um ieszczone n a wyższem piętrze galeryj za­

w ierają zbiór niedoperzy. P rzebiegłszy tę pierw szą g alery ją wchodzi się do w ielkiej sali. Na dole w szafach od północy ssące w ypchane w następującym porządku: k an ­ g ury, niedźw iedzie, w ilki, lisy, antylopy, a w ściennych szafach oszklonych małe m ię­

sożerne.

D alej, po stronie zachodniej, są antylopy, m rów kojady, dziki, osły, zebry. Obchodząc w dalszym ciągu salę na dole spotykam y ry ­ by p reparow ane i ustaw ione. Podziwiam y w przejściu w spaniałą arapaim a (Y astres A rap aim a) z B razylii, k tó ra ma nie mniej ja k dw a m etry długości, a była przyw iezio­

na przez p ana C astelnau. Boczne szafy w tem m iejscu zajm ują zbiory ry b w sp iry ­ tusie. S tro n a w schodnia zaw iera w szafach zw ierzęta w orkow ate, oraz kolczatki i dzio­

baki.

Ś rodek sali głównój urządzony je s t z w iel­

kim sm akiem i z w ielką sztuką. P rze ch o ­ dzi się n ajpierw , zacząwszy przegląd od strony w schodniej, pom iędzy dwiem a wiel- kiemi szafam i, w k tó ry ch są jelenie, potem znajdujem y się wobec olbrzym iej półki, na której stopniach są słonie, hipopotam y i no­

sorożce. Ś rodkow ą półkę zajm ują także wspaniałe okazy: żyrafy, w ielbłądy, drom a­

dery, tap iry, na przeciw ległym końcu sali są konie, bizony, baw oły i żubry, spostrze­

ga się tam rzadkości: wołu pirzm owego z wyspy M elville, wołu Y aka tybetańskiego;

dalój następują w szafach lam y i antylopy.

W około zn ajd u je się sześć szkieletów wie­

lorybów , ustaw ionych przez pana P ouchet, profesora anatom ii.

Na drugiem p iętrze znajduje się galeryj a frontow a i g aleryje boczne okrążające wiel­

ką salę. D ru g a galeryj a frontow a nie je s t mniej piękną od galery i dolnej; zachow ano ją na zbiory ptaków w ypchanych, zbiory nieporów nane w swoim bogactwie i bodaj czy nie najpierw sze w święcie. N adzw y­

czajna rozm aitość przedstaw icieli św iata o r­

nitologicznego zdum iew a widza. Spotyka się tam orły z rospostartem i skrzydłam i po- I żerające swoję zdobycz. K ondory, gołębie, I papiugi, rajskie ptaki, kolibry, te praw d zi­

we żyjące klejnoty. Szereg wypchanych

j ptaków ciągnie się jeszcze i w bocznych ga- leryjacb. O ddzielna sala zaw iera ptak i eu­

ropejskie, szafy w m urze przeznaczone są na gniazda.

G alery ja południow a drugiego piętra m ie­

ści w sobie płazy. Szafy płaskie dookoła pierwszego p iętra są schowaniem na muszle i na polipy.

Na trzeciem piętrze galeryja frontow a za­

w iera skorupiaki, szyby szklane pozw alają widzowi oglądać wszelkie szkodniki św iata roślinnego, gniazda pszczół, os, kokony j e ­ dw abników . O bw ód wielkiej sali na trz e ­ ciem piętrze zaw iera w galeryi północnej skorupiaki pierściennice, korale i t. p.; g a ­ lery ja południow a zw ierzokrzew y i muszle.

W około płaskie gablotki zaw ierają w sobie zbiory entom ologiczne, niezm iernie bogate i pierw szorzędnego znaczenia. Są tu owady bardzo ciekawe i zajm ujące.

U rządzenie now ych galeryj zoologicznych w M uzeum godnem je s t najwyższej poch w a­

ły; przynosi ono zaszczyt czterem profeso­

rom zoologii wielkiej francuskiej instytucyi narodow ej: p. M ilne-E dw ards (ssące i p ta­

ki), p. Y aillant (płazy i ryby), p. B lanchard (owady i skorupiaki), p. E d . P e rrie r (zwie­

rz ę ta niższe), jak o też ich pomocnikom i p re ­ paratorom . Zbiory M uzeum paryskiego przypom inają także chw ałę uczonych, k tó ­ rzy w przeciągu stulecia zdobyw ali te sk a r­

(10)

1 0 8 w s z e c h ś w i a t. N r 7 . b y w imię n auki. N a zakończenie p rz y to ­

czyć w ypada słow a, wyrzeczone przez pana F rem y: „K to czuje cześć dla nau ki, ten wobec tak ich skarbów nagrom adzonych, m u ­ si przejąć się rzetelnem uw ielbieniem dla sław nych ludzi, k tó rzy założyli podstaw y h istoryi n atu raln ej i wznieśli pom nik n a u ­ kow y, k tóry n ig d y nie zag in ie”.

A . S.

Towarzystwo Ogrodnicze.

P o s i e d z e n i e t r z e c i e K o m i s y i t e o - r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h o d b y ło się d n ia C L u te g o 1890 ro k u , o g o d z in ie 8 -ej w ie c z o re m , w lo k a ­ lu T o w a rz y stw a , C h m ie ln a N r 14.

1. P ro to k u ł p o s ie d z e n ia p o p r z e d n ie g o z o s ta ł o d ­ c z y ta n y i p rz y ję ty .

2. P rz e w o d n ic z ą c y d z ie k a n K . J u r k ie w ic z , w sp o ­ m in a ją c o ś m ie rc i c z ło n k a K o m isy i d r a W ła d y ­ sław a T ac za n o w s k ie g o i p o d n o s z ą c z a s łu g i z m a r ­ łego, ja k ie p o ło ż y ł d la n a u k i o rn ito lo g ii k ra jo w e j i całeg o ś w ia ta , w e zw ał c zło n k ó w K o m isy i do u cz c ze n ia p a m ię c i z m a rłe g o p rz e z p o w s ta n ie z m iejsc.

3. D r A. Z alew sk i m ó w ił o florze L ip n o w sk ie - go, g d z ie c z y n ił p o sz u k iw a n ia o d k o ń c a L ip c a aż p o d k o n iec P a ź d z ie rn ik a 1889 r . S k re ś lił n a p rz ó d c h a r a k te r zw ied z an e j p rz ez sie b ie o k o licy , o p isa ł w ie rz c h n ie p o k ła d y z ie m i, m ó w ił o k ilk u s t a r ­ sz y c h (o lig o c e ń s k ic h ) o d sło n ię c ia c h n a d W isłą i w k ilk u g łę b o k ic h p a ro w a c h i n a d b r z e g a m i j e ­ z io r, o czę stem z n a jd o w a n iu się b u r s z ty n u w L ip - no w sk iem . O p isał n a s tę p n ie p o w ie rz c h n ię z ie m i, k tó r a o d u jś c ia D rw ęc y aż po R y p in i p o za S kępe je s t siln ie sfa lo w an ą z m n ó stw e m w zg ó rz p rz ew a ż n ie g lin ia s ty c h i g lin ia s to - m a rg lo w y c h , z rz a d k o ty lk o g d z ie n ie g d z ie w y s tę p u ją c y m p ia ­ sk ie m i ż w irem . W sz elk ie z a g łę b ia i k o tlin y w y ­ p e łn io n e są w o d ą i tw o rz ą t a k lic z n ie n a całej p r z e s tr z e n i L ip n o w sk ie g o rosBiane je z io ra , k tó ­ ry c h g łę b o k o ś ć n ie z aw sze p o z o sta je w p r a w id ło ­ w y m sto su n k u d o ic h ro z m ia ró w . N ie k tó re je z io ­ r a 10-cio i 15-to m o rg o w e p o s ia d a ją g łęb o k o ść do 60 i 80 stó p . T y lk o o k o lic a n a d w iś la ń s k a L ip n o ­ w sk ie g o p r z e d s ta w ia n is k ą p ła s z c z y z n ę sz e ro k o ś c i o d 7 do 10 k ilo m e tró w , k tó r a n o si n a so b ie liczn e p ia s k o w e w z g ó rz a i p a s m a w z g ó rz, w części po ­ k r y te lasem so s n o w y m , w c zę śc i g o łe. Z ie m ia tej p r z e s tr z e n i p r a w ie c a łk o w ic ie p ia s z c z y s ta z w y ­ ją tk ie m to rfo w y c h m o c z a ró w i k ilk u m ie jsc , g d z ie w y stę p u je g lin a , n ie c o m a r g lu i z ie m ia p ró c h n ic o - j

w a . W iele p ła s z c z y z n p o z o s ta ły c h p o w y rą b a n iu i lasó w p o k ry w a g ę s ta i z b ita d a r ń m ą c z n ic y (A r-

c to s ta p h y llo s U va U rsi), zjaw isko ja k ie g o p . Z.

n ig d z ie w n a sz y m k r a ju n ie w id z ia ł. W ś ro d ­ ko w y m p asie L ip n o w sk ieg o , szczególniej k u z ac h o ­ d o w i lasó w b a rd z o m ało : tu n a jw ię ce j w ok o licy K ik o ła , ra ię sz an y c h sosnow o-brzozow ych i w czę­

śc i olszow ych. W p asie n a d w iślań sk im lasó w n a j­

w ięcej, a te w szy stk ie czysto sosnow e i ty lk o w ic h z a g łę b ia c h w y stęp u je olszyna. N a P ó łn o c y p o w a ż n ie js z e la s y są w okolicy D o b rz y n ia n a d D rw ę c ą i s tą d d alej n a W sc h ó d , lecz i t e p rz ew a ­ ż n ie sosnow e: tu i ow dzie je d n a k z n a jd u ją się w n ic h d ę b y , g ra ljy i lip y . W okolicy w sch o d ­ n ie j g ro m a d y je z io r (.T rąb in o , O s tro w ite ) j e s t k ilk a lasków b u k o w y c h : b u k w y s tę p u je tak ż e w lesie p r z y w si Ju lija n o w o , n a jw ięk szy je d n a k i w ie k ie m p o w a ż n y las b u k o w y z n a jd n je się n a północo- w s ch ó d o d R y p in a , w e w si K re tk a c h , n a le żą c y c h d o d ó b r O siek. N ie rz a d k ie są tu b u k i n a trz y s to p y w ś r e d n ic y a sto stó p w y so k o ści, a c ały las m a sie d em w łó k p rz e s trz e n i, z czego p rz y p a d a p r z e w a ż n ie n a buk o w y tr z y w łóki. N a jp ię k n ie j­

szy m je d n a k s k a rb e m ty c h o k o lic je s t las m o d rz e ­ w iow y w d o b r a c h T o m k o w o , 80 m o rg ó w ziem i p o ­ ra s ta ją c y , a las to n ie sa d z o n y ; d rz e w a w n im n a j­

ro z m a its ze g o w ie k u , a ś r e d n ic a n ie k tó ry c h tr z y s to p y w y n o si p r z y w y so k o ści o w iele sto stó p p rz e ­ ch o d zą ce j. Ś w ie rk w y s tę p u je w lesie S o kołow skim , Z b ó je ń sk im i w k ilk u in n y c h .

Z ro ślin z ie ln y c h , z k tó ry c h p e w n e g a tu n k i n ie ­ k tó r e ty lk o o d p o w ie d n ie p asy L ip n o sk ie g o z am iesz ­ k u ją , w a ż n ie js z e t u t a j w yliczym y:

A c o n itu m y a rie g a tu m L w d w u m ie jsco w o śc iach , s ta n o w ią c y c h n a jb a rd z ie j p ó łn o c n e sta n o w isk a tej ro ś lin y w K ró lestw ie P olskiem ; R a n u n c u lu s a q u a- tilis w tr z e c h p o s ta c ia c h : trip h y llu s W a llr, d o tą d u n as n ie sp o strzeżo n y , tric h o p h y llu s C h a ia i su b - m e rs u s G r i G odr; R a n u n c u lu s flu itan s L in k , li­

c zn ie w D rw ęc y ro sn ą c y ; D ro s e ra a n g lic a H uds,

| G y p s o p h ila re p e n s L , r o ś lin a n a d e r rz a d k a , d o ­ ty c h c z a s ty lk o w okolicy K ielc sp o strz e ż o n a ; Stel- la r ia c ra ss ifo lia E lirh ; R a d io la lin o id es S m el; H y- p e ric u m h u m ifu su m L (dw a sta n o w isk a ); E p ilo - b iu m ro seu m S c h re b (d w a sta n .); £ . a d n a tu m G ris;

E . c h o rd o v iru m F r (E . y irg a tu m ); E la tin e a lc in a - s tru m L j C e ra to p h y llu m su b m e rsu m L ; M yrio- p h y llu m y e rtic illa tu m L ; H ip p u ris y u lg a ris w p o ­ s ta c i flu y ia tilis R o th ; S a x ifra g a H irc u lu s L (d w a sta n .); Ily d ro c o ty le y u lg aris L (b a rd z o lic z n ie w p a ­ sie n a d w iślań sk im po m o cz a rk a c h , w ięcej n ig d zie );

C n id iu m y e n o su m K och; P le u ro s p e rm u m a u s tria - c u m Hoffm; P e u c e d a n u m C e ry a ria Cuss; H e rac leu m S p h o n d y liu m L f. a n g u stifo liu m Ja c q (d o ść c zęsta);

C h e ro p h y llu m a ro m a tic u m L ; P im p in e lla S ax ifra- g a L f. d iss e c ta R e tz ; A s p e ru la o d o ra ta L : K n a u tia s ily a tic a D ub; S cab io sa su ay eo len s D e sf (lic zn ie w le s ie n a P d . L u b ic z a , p o p rz e d n io je d e n ty lk o ra z zn alezio n a w K ró le stw ie p rzez p. K. L ap czy ń - sk ie g o w le s ie pod A le k sa n d ro w e m w je d y n y m o k a z ie ); A s te r salicifo liu s S c h o lle r; C irsiu m a c a u le A d l, C a rlin a a c a u lis L , S a ro th a ra n u s sc o p a riu s K och, ro ś lin a p o łu d n io w y c h o kolic P o lsk i; V icia cassubi- ca L , p o p rz e d n io ty lk o w o k o licy P ło c k a p rz e z d r a

(11)

WSZECHŚWIAT. 109 N r 7.

A. Z. z n a jd o w a n a ; A g rim o n ia o d o ra ta M ili; P o te n - tilla n o rv e g ic a L ; A lc h em illa a ry en sis Soop (w w ie­

lu m iejscach ); L in a r ia a ry e n sis D e sf (w p a sie ś r o d ­ kow ym L ip n o s k ie g o tu i ow dzie ro z rz u c o n a); M yo- sotis c ae sp ito s a S c h ltz je s t w w ielu o k o licach L i ­ p n o sk ieg o p o sp o litszą od M. p a lu s tris L ; C en tu n - cu lu s m in im u s L; E ls c h o ltz ia c r is ta ta W illd (w g łę ­ b okim z a ro s ły m p a ro w ie w ś ró d la su ); G e n tia n a c ru - c ia ta L , G. P n e u m o n a n th e L , G. A m a re lla L v ar.

u lig in o sa W illd ; P o ly c n e m u m a ry e n s e L (w k ilk u m iejsco w o ściach ); E u p h o r b ia d u lc is J a c q (dość c z ę ­ sta ); A lo p e cu ru s fulyus Sm; C y p eru s flavescens L i C. fu scu s L ; E r io p h o r u m y a g in a tu m L ; C a re s d io ic a L; C. lim o sa L ; Ju n c u s su p in u s M rch; S p ar- g a n iu m m in im u m F r ; A lism a n a ta n s L , ro ślin a no­

w a d la K ró le stw a P o lsk ie g o ; L e m n a g ib b a L ( je ­ d y n e stan o w isk o ); L e m n a (W o lfS a) a rrh iz a L (z a ­ r a s ta ją c a w to w a rz y stw ie in n y c h rz ęs p o d n ią się m ie sz cz ą cy c h w w a rs tw ie n a c z te ry c e n ty m e try g ru b e j) p o łu d n io w y , k ilk u n a sto m o rg o w y k o n ie c j e ­ z io ra G ro d n o p o d D o b rz y n ie m n a d D rw ęcą; sam a L e m n a a r rh iz a tw o rz y w a rstw ę n a dw ie lin ije g r u ­ b ą; ro ś lin a t a n a d e r rz a d k a i w N iem c ze ch , z o sta­

ła zn alez io n a u n a s je d y n y raz p rz e z W . J a s tr z ę ­ b o w sk ie g o w sta w ie w si B o guszyce p o d R a w ą; N a­

ja s m a jo r A li (b a rd z o rz a d k a , ty lk o w jed n e m j e ­ z io rze), p ró c z tej z n a la z ł d r Z . w in n y m je z io rz e z n a c z n ą ilo ść je z ie rz y (N a jas) z o w o c am i ro g a te - m i, k tó ra je s t p ew n o z u p e łn ie no w y m g a tu n k ie m tej ro ślin y , p rz y n a jm n ie j w E u r o p ie i w A zy i p o ­ d o b n a się n ie z n ajd u je. P o ta m o g e to n n a ta n s L w p o s ta c i p ro lix u s K o ch , lic z n y m je s t w D rw ęcy i w R y p ie n ic y , o d m ia n a ta z P o lsk i n ie b y ła je s z ­ cze p o d a n ą; P o ta m o g e to n p o ly g o n ifo liu s P o u rr, dla P o lsk i now y z u p e łn ie , n a S zląsk u n ie z n alezio n y ; P . flu ita n s R th , n ie r z a d k i w D rw ęcy ; P . a lp in u s B alb is, z n a n y ty lk o ze Skow y w G osty ń sk iem ; P.

g ra m in e u s L f. h e te ro p h y llu s S c h re b ; P . n ite n s W eb , w P o lsc e n ie zn alezio n y , a z n a n y ty lk o z p ó ł­

n o c n y c h N ie m ie c; P . p ra e lo n g u s W u lf, z w ielu j e ­ z io r, z D rw ęc y i z R y p ie n ic y ; P . c ris p u s L f. ser- r u la tu s S c h ra d ; P . co m p ressu s L ; P. a cu tifo liu s L k ; P . o b tu sifo liu s M i K; P . m u c ro n a tu s S c h ra d ; P- m a rin u s L; L y c o p o d iu m in u n d a tu m L , u n a s b a r . dzo rz a d k ie ; P o ly p o d iu m y u lg a re L ; C y s to p te ris fra- gilis B e rn h ; P h e g o p te r is D ry o p te ris F e e i A sple- n iu m T ric h o m a n e s L , z n ale z io n a w zn aczn ej ilo ści w leśn ej p a ró w ce w Sokołow ie, ro ś lin a w ła śc iw a b a rd z ie j p o łu d n io w y m okolicom K ró lestw a.

Z n iższy ch ro ś lin , a m ia n o w ic ie z g ro m ad y m chów zo stały zn alezio n e: R ic c ia n a ta n s L (d w a stan ó w .);

H y p n u m so o rp io id es (D ill) L i P a lu d e lla e ąu a rro sa (L ) E h r h (p rz e ś lic z n y m ech m o cz a rk o w y ), z w y ­ ją tk ie m p ierw szeg o , ra z ty lk o z n alezio n eg o , now e d la K ró le stw a P olskiego.

W sz y s tk ie t u w y m ien io n e ro ś lin y , a ta k ż e i n ie ­ k tó r e in n e w z n a c z n e j licz b ie z am szo n y ch okazów z o stały p rz e d s ta w io n e czł. K o m isy i.

N a tem p o sie d ze n ie zo stało u k o ń c z o n e .

SPRAWOZDANIE.

M. Heilpern. Z a ry s m ik ro c h em ii m in e ra ln e j i o r­

g a n ic z n e j. W arsz a w a . N a k ła d e m a d m in is tra c y i

„ W ia d o m o śc i f a rm a c e u ty c z n y c h 11. 1890.

W sto sunkow o k ró tk im p rz e c ią g u czasu m ało k tó r a m e to d a b a d a n ia p rz y ro d n ic z e g o ta k szero k ie o b jęła sfe ry j a k m ik ro c h e m ija . B ijo lo g , p o s łu g u ją ­ cy się m ik ro s k o p em , w o d c z y n n ik a c h c h e m ic z ­ n y c h w id zi ob ecn ie n a jn ie z b ę d n ie jsz e ś ro d k i p o ­ m ocnicze p rz y sw ych p o szu k iw an iach . M in e ralo g b a d a ją c y bu d o w ę sk a ł, c o raz w ięcej stosow ać je s t zm u szo n y o d c z y n n ik i ch em ic z n e , k tó r e ju ż p o d m ik ro sk o p em w sk az u ją m u c h a ra k te ry s ty c z n e b a d a ­ n y ch m in e rałó w części sk ład o w e . C h e m ik i f a rm a ­ c e u ta , le k a rz i h ig ije n is ta , n ie m n ie j te c h n ik — c o ­ ra z częściej w c za sa ch o sta tn ic h u c ie k a ć się m u szą do b a d a n ia w spółczesnego z ap o m o cą m ik ro s k o p u i re a k c y j ch em icz n y ch .

M ik ro c h em ija w śc isłem z n a c ze n iu teg o w y razu , je s t m e to d ą b a d a n ia (lecz n ie n a u k ą , ja k j ą a u to r d z ie łk a n iesłu szn ie w e w stę p ie n azy w a) m ło d ą , w ciąż jeszcze d o s k o n a lą c ą się i m a ją c ą jeszcze w iele p rz e d so b ą tru d n o ś c i do przezw yciężenia.

N ie m n ie j je d n a k k a ż d y p rz y ro d n ik ju ż o b e cn ie p o św ię c ić je j m u si sw ą uw agę; że zaś w r ę k a c h w ielu u c zo n y c h do szła ona ju ż o b e c n ie do p ew n e­

go, d o ść znaczn eg o , sto p n ia u d o sk o n a len ia, z a p o ­ zn an ie się p rz eto z n ią c z y te ln ik a p o lsk ieg o b a rd z o je s t n a czasie.

P. H e ilp e rn m ia ł p ra c ę n ie m a łą . Z ro sp ro szo - n y c h p o c zaso p ism ach s p e c y ja ln y c h i w iększych d z ie ła c h w sk azó w ek b a d a n ia m ik ro ch em iczn eg o , z d o ła ł o n je d n a k ż e u łożyć całość, k tó r a dosk o n ale poucza o z a s a d a c h m e to d y , a w w ielu w y p ad k ac h tak ż e d o b rz e in fo rm u je o je j szczegółach. W d z ie ł­

k u p o ogólnym w s tę p ie , o m aw iający m cele b a d a ­ n ia ch em iczn eg o p o d m ik ro sk o p em , z n a jd u je m y dw ie części. W p ierw sze j je s t m ow a o w stę p n y c h b a d a n ia c h p r e p a r a tu m ik ro sk o p o w eg o , p ro w a d z ą ­ c y ch do ro sp o z n aw an ia w nim o g ó ln y ch c ec h fi­

z y cz n y ch i c h e m icz n y ch , d ru g a zaś z ajm u je się ju ż sp e c y ja ln ie a n a liz ą c h em icz n ą. A u to r n ie z a ­ p o m in a o tr u d n o ś c ia c h te c h n ic z n y c h , ja k ie b a d a ­ ją c y m a p rz e d so b ą i o p isu je j e o ty le o b szern ie o ile r o z m ia ry k s ią ż k i n a to p o zw alają. N a jw a ­ ż n ie jszy m je d n a k d z ia łem k sią żk i j e s t opis w szel­

k ic h śro d k ó w c h e m icz n y ch , k tó re m i się p rz y b a ­ d a n iu p o słu g u jem y . M am y w ięc tu zestaw ien ie śro d k ó w u trw a la ją c y c h p r e p a r a t, śro d k ó w p rz e ­ św ie tla ją c y c h , p ły n ó w stw a rd n ia ją c y c h , b a rw n i­

ków , śro d k ó w u ż y w a n y c h do m a c e ra c y i p r e p a r a ­ tó w , d a le j spis o d c z y n n ik ó w m ik ro c h em icz n y c h n a zw iązk i o rg a n ic z n e . W re sz c ie , d o d ać m uszę, że p u n k t ciężkości c ałeg o d z ie łk a leży w ro z d z ia ­ łac h , o p isu jąc y ch re a k c y je zasad n icze p ie r w ia s t­

ków ch em icz n y ch o ra z w ażniejsze zw iązk i o r g a ­ n icz n e z ich o d czy n am i. Spis rz ec zy n ie z m ie rn ie u ła tw ia k o rz y stan ie z książk i.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sam proces wywoływania daje się w taki sposób wyjaśnić, że wywoływacz nie działa na ziarna nieoświetlone; redukuje zaś tylko te miejsca, gdzie zarodki z

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni

wuje się spokojnie, samiec zbliża się do niej ostrożnie drobnemi krokami, zatrzym uje się w pewnej odległości i czeka, niekiedy całe dnie, a gdy nadejdzie