• Nie Znaleziono Wyników

Żółta Mucha Tse-Tse. R. 4, nr 10 (6 marca 1932)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Żółta Mucha Tse-Tse. R. 4, nr 10 (6 marca 1932)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Warszawa, 6 marca 1932 r. Cena numera 20 gr.

5*

MUCHA

N u m e r „ S p ji r y t u s o w y "

Rok IV

a

W A C H 7 A M W 5 1 N. Z M I A N A . W A U 1 y.

(2)

ccn (0

sO

*q o jo- ^ O ' i® o t-, m

a

*■’ -4)-2

O* “ ID

U.

2p- w- F-v

N a!

'Ś °~

S2

> tL<

...O

_ a .

vO -

iH )

cu.°- S -

„ M

^ -S

>hO - A O ś !“ ! £

<J < s

O , !

^ 1

co | s i t o r iĆ T

N j O ;

> ~ i

im_ i_Q

x\

c«

o

LU 1

ct3 s

ł d Z

_ c

o N

u O

43 ,s 2 a , s

Cl)

9 h—

u - ,

CU 1

M o

. 5 ^ =0 a u s <

5 [ 5 h

£ Ul o

c

Oh /"N

Uh• H ę£

Pan W lej-W stawlalski mówi

Jestem Wam, Szanowna Redakcjo, niewymownie wdzię­

czny, żeście się nareszcie zde­

cydowali poświęcić numer naj­

ważniejszej, najistotniejszej, a nawet w dzisiejszych czasach najaktualniejszej kwestji, jaką, według mego zdania, jest i bę­

dzie tylko spirytus. Kiedym przeczytał, że w „Żółtej M u­

sze ‘ ukaże się numer spirytu­

sowy, — nie wytrzymałem i, chociaż grozi mi redukcja albo też inna represja ze strony mego Klubu (EBW R przyp.

Red.) za to, że znfw piszę do waszego opozycyjnego i przez Sanację znienawidzonego pi­

sma, — biorę za pióro. Niech się dzieje, co chce, a ja muszę zabrać głos w kwestji spirytu­

sowej, bo k tóż lepiej odemnie zna się na niej. W prawdzie w dzisiejszych czasach nie spe­

cjaliści, lecz laicy, albo nawet sami wojskowi zabierają głos we wszystkich sprawach, a priori nie znając się na nich, — chcę jednak zrobić wyjątek i niech Czytelnicy „Żółtej Muchy"

mają ten benełis, że prawdziwy znawca alkoholu jakim był, jest i po wsze czasy bezsprzecznie będzie słynny już z tego Wlej-Wstawialski, to jest ja we własnej osobie, zabierze głos w kwestji spirytusowej.

O tóż z spirytusem dzisiaj jest to samo, co bez wyjątku ze wszystkiemi innemi zjawiskami. I tu rozpoczął się już kryzys na dobre, a spirytusowi grozi zjechanie na psy, jak nieprzy- mierzajic wszystkim płodom rolnym, urzędnikom, emerytom, a zresztą — cafej zsanowanej Polsce. A wiecie dlaczego?

Dzisiaj Spirytus stał się najważniejszym dochodowym dła Skarbu Państwa interesem i zastapił już całkowicie miejsce splajtowanego kupientwa. przemysłu i rolnictwa. W ięc nic dziwnego, że wszystkie Urzędy Podatkowe sił** rzeczy rzuci­

ły się na aksploatacfę tej ostatniej, doinej jeszcze krowy.

A jak się to zaczęło. — wiemy wszyscy dobrze! Zamiast uszla­

chetniać i wzmacnirć ten boski trunek, wynuszczono przed ro­

kiem lurę w postaci 35 buteleczek. Wiadomo — woda nic nie kosztuje, do Wisły, chwała Botfu, Urzędy Podatkowe jesz­

cze sie nie dobrafy, wiec W isła nie wyschła. W ody jest pod- dostatkiem. i na niei, jak i na powietrzu, musi się oprzeć cały ratunek pustych kas sanacyjnych. A że naród coraz hardziej biedniej i coraz mniej groszy ma na spirytus, wiec Monopol zmuszony jest rzucać na rynek coraz tańszy produkt, zmniej­

szając stopniowo moc i szlachetność spirytusu. M ów ią już 0 25% buteleczk»ch. po‘em przyjdz!e ko’ei na 1 5 ^ . 10%, 5%

1 wreszcie- na zakończeni? zobaczymy w sprzedaży Mo-opolo- wei s'uo~oce*»*ową wodę i butelki z pcw'e4rzem po ..przys*ep- nei cenie“. Wtedy, skoro naród nie bedzie miał spirytusu, tego źródła życ‘a i twórczych popędów, skapsonieje, zdziadzieje na fest, fednem słow~m, ze*dzie na psy.

Wiec irfc dzfwne«fo, że ia ra to spokojnie patrzeć nie morfę. P'sałem fuż liczne m c- o^ały do raszego w?elk?,"go m?s‘rza j pro*ek*ora. generała W^eniawy^ zwracane uwrge na

£ rożace n^bezoiecz^ńs^wo i wzywając * tego wielkfego boha- terez z pod Oazy i Adrii do obrony zagroż-ei redufy, poza- fem organizufe wielka delejfpde wszvs*kich przysięgłych 8’ko*

hctHrów z Moc*»rs*wowetfo Zw*'azku Snirv*usowcćw do pana Prenrera z wn!oskiem wvel;minowan'‘a Spirytusu z pod opieki Mtr 'sł er***wa Skarbu, a o c e n ie . korzys‘ a?*»c z okaz*?, zwracam sie do CieHie, Szanowna Redakcjo, z gorącym apelem: nie wy­

dawajcie fei ostatnie? os‘o? na^o^u ra łup e*atvst^w! B r o ń ­ c i e s p i r y t u s uli NIE D A JC IE G O ZSAN OW AĆ!!!

TANIEC nociESZEN IA

Chór Be-be. *Gfrociaż skarb nasz ź'.e się czuje, Monopol go uratuje

Rozmowy w barze „Pod 13“

— Co powinien zrobić prof. Rybarski, gdyby został ministrem skarbu?

-— Przede wszysilkiem' zmienić nazwę ulicy Ry­

marskiej na Rybarską...

--- o j---

— Straszne, wrro®t beznadziejne iest dzisiaj poło^erre urzędników i etne~vtów wobec nowych projektów .,oszczędno śc:ewych".

— Sami sobie winri! Gdyby, zamiast two­

rzyć svoje stowarzyszenia i związki zawodowe, za­

pisali sie do Towarzystwa Ochrony Zwierząt, na- pewno cieszyliby się troskliwszą opieką.

--- o— —

— Ale ten KubaH to odważmy nie ty ^ o lotnik.

„Wgarnął" w s? dzie Rayskiemu, sie Patrzy!

— I cóż z i*e-rfo?! Myślisz, że Rayski ra to za­

reaguje i opuści swój rajski ogród lotniczy?!

--- o---

— Nie mO'Ste zrC7ur«’eć jak Se’tn mógł uchwa­

lić niezrównoważony budżet z niedoborem.

— A Ut"i <so zrównoważyć. Może „zrów­

noważone" BBW R?!

--- o---

— No i z czego ookryie się niedobór budżeto­

wy, kiedy w kraiu coraz gorzej.

— Jest uzasadniona nadz:e:a. że im gorzei, tem wi^coi ludziska n!ć bpda, a spirytus to orzecież dzi­

siaj główne źródło wpływów skarbowych.

O DUCHACH W M AGISTRACIE KRAKOW SKIM.

Magistrat krakov®k’ od dłuższego już kona, lecz nie może ,,Ducha" wyzionąć. czasu

Urzędnicy w Krakowie nie wierzą w zwycięstwo Ducha.

(3)

Ż Ó Ł T A M U C H A 3

UZDOLNIENIE WSZECHSTRONNE.

— Dziękuję ci za protegowanego przez ciebie kasjera.) Zapewniałeś że jest wszechstronnie uzdolniony.

. — A czyż tak nie jest?

— Owszem. Mojej żonie się o- świadczył, córce przysiągł miłość do­

zgonną, pokojówkę uwiódł, a z kasą się ulotnił.

SIEDEM BE, CZYLI 7 GRZECHÓW GŁÓWNYCH

NA CZASIE.

1. Bezczelność, 2. Bezprawie, 3. Buta,

4. Bezwzględność, 5. Błazeństwo, 6. Biurokracja, 7. Bierność.

D ZIS.E JS ZY FILOZOF.

—■ Pieniądz nie daje szczęścia w małżeństwie, lecz jest pociechą w nie szczęściu małżeńskiem.

N O W E P R ZY S ŁO W IA .

„Nie każdy poeta, choć mu Juljan na imię“.

„I binokle nie starczą, by być mi­

nistrem ‘.

„Niema tego złego, czegoby BeBe nie projektowało".

„Im głębie) w budżet, tem większy niedobór11.

ZW OLN IONY.

— Czemu się pan nie śmieje z kawa­

łów dyrektora?

— Ju ż nie potrzebuję, od pierwsze­

go opuszczam wasze biuro.

SPRZEDAŻ M o N O - P O L K I

Z M EDYCYNY,

— Proszę mi powiedzieć, co to jest'tyfus głodowy?

—• Jest to małżeństwo z miłości.

H l ' E c Ł E G O P j c / . Ą l K l . L E C Z K O N I E C Ż A Ł O S N Y [ , K ? y z y S O W A ‘

Pocawała pijaństw a

M inął już karnawał i kar nawał polityczny, trzeba więc poświęcić im jakąś cieplejszą wzmiankę', jakieś wspomnienie pośmiertne. Kar nawał polityczny już został pogrzebany w opinji publicznej i nie można nic o nim pisać w myśl zasady:

„De mortuis nihil, nisi bebe”! Zostaje więc ten zwykły co*

roczny karnawał, który w tym roku był tak kryzysowy i wo- gćle zapustny. O nim leż, jak o nieboszczyku, nic złego pisać nie wypad.a Piszmy więc tylko o dobrych i przyjemnych stro­

nach zmarłego.

Tak już się jakoś wszędzie utarło, ie w karnawale spo­

łeczeństwo nasze żyje specjalnie „państwowotwórczo", popie­

rając nasz państwowy monopol. Picie wódki nietylko polepsza sanacyjne finanse, ale także powoduje powiększenie liczby zwolenników B. B. Sam jestem tego przykładem:

O to kiedyś, ptzy końcu karnawału, nazajutrz po jakiejś alkoholowej nocy, słyszę rozmowę dwu moich znajomych.

— Słyszałeś — mówi jeden — nie spostrzegając mojej osoby — tego H. L Folita wczoraj w nocy trafił śzla...

— Szlag??? — wykrzykuje mile zdumiony drugi z plot­

karzy.

— Nie szlag, ale szlak...

— Przepraszam, nie rozumiem.

— No, szlak kadrówki. Ten zdeklarowany opozycjonista zapisał się, gdy był w nietrzeźwym stanie do „Legjonu Mło- dych“ i rzucał nawet butelki z gazami łzawiącemi do Uniwer- sytetu, myśląc, że to spirytus na wzmocnienie posyła swym przepracowanym wiecowaniem kolegom.

Choć tego faktu w żaden sposób przypomnieć sobie _nie mogłem, ale okazało się, że jest on prawdziwy. I oto, czytel­

nicy, jedynie wódce zawdzięczacie, że czytacie elaborat lojal­

nego i mocarstwowómyślącego członka „Legjonu Młodych"!

Jakże więc, gdy m am jej tyle do zawdzięczenia, nie mam wy­

powiedzieć pochwały wódki?!

Chwalę więc publicznie wszelki alkohol i jego nieodłącz­

nego towarzysza — pijaństwo! Niech żyje pijaństwo robotni­

czo - włościańskie! Pijacy wszystkich krajów łączcie się! Niech Polska stanie się wielką, mocarstwową Monopolską!

■Nie będę już pisał, że wódka krzepi, że Wieniawa...

i t. p„ bo to jest ogólnie znane i, rie wątpię, przez jednolitą większość państwową poważane. Powiem tylko, że dawniej, gdy nie zaznałem jeszcze rozkoszy alkoholu, powtarzałem z przekonaniem:

flA Polak szczery^ głosuje na cztery**!

Teraz zaś, gdy poznałem r o z ^ s z e pijaństwa, zrozumia­

łem, źe; , i 1 1 i f L I J

„kto jeszcze szczerszy, da głos na pierwszy!"

Oto, jak wódka może przeprowadzić sanację moralną w duszy zacietrzewionego partyjnika! 1 choć, wiem, że felje- ton mój może zostać umieszczony na endeksie, nie waham się twierdzić, że alkohol działa na umysł tak, jak kryształowe źródło najczystszej wody działa na spragnionego człowieka.

A na zakończenie mej płomiennej pochwały, zwracam się do naszego Państwowego Monopolu Spirytusowego o należne mi honorarjum za wspaniałą reklamę jego wyrobów w 1,0 tysię- cach egzemplarzy „Żółtej Muchy *, zwracam się do Niebios o nowy cud Kanny Galilejskiej, oraz pozwalam sobie zakończyć m ą pochwałę pijaństwa przepięknemi słowami Henryka Zbierzchowskiego:

Spotkasz pijaka, do domu go prowadź, Aby pod tramwaj nie wpadł niespodzianie, Bo kto pijaka nie umie szanować, Ten w niebie kropli wódki nie dostanie".

H. I. POLIT. -

!

03 o

(4)

'CO 'O (D“d c i

5 * a

a i 3

* U c a 0 co O■a

a a>

* 35 *3

>*. o N

O D

ua ?rtf4 c -OoO c ‘O V 0 O a

) 'CO o N N U -2 .

W i

a CJ)

■*-»a aO

% • «■*

•44 d

> * «-» *

£ NA •*-*.to

>> -a V a(8PS' $ 13 N<J o

<0 -d

'CC aot CSUua

£ >>EJ JS

-*■oo«

*-»

(A so V o

•Md CJd $ 13 cO d

-«* _

a ( t Ng

O d

(A 4>a t/i>1

X Q

w a

■a* 3

<»C

V.

¥ C J

% T a k i e s o b i e p o d g a d u j k i

— Cóż tam słychać, panie tego?

' — Ano, nic nadzwyczajnego, sanatorzy dobrze żyją, sło­

no płacą, dobrze piją, w „Eu.opie" czy w „Oazie* oni zawsze w pełnym gazie, na spirytus mają żądze, na posady i pienią­

dze, rachuneczki grube płacą, jednem słowem dużo tracą. Póź­

niej taki tuz wstawiony, robi się „rozindyczony1, dużo gada, krzyczy wiele, choj sam głupi, jak to ciele, no i miele swym jzoiem, krzyczy, że jest sanatorem, że kolegą jego Kostek i że mu się chce miłostek, a przemawia namacalnie, często kogoś pałką palnie, zwykle bywa też nieznany ów „bohater"

wgazowany.

—- Ale skąd im na to starczy?) Mamy kryzys gospodar­

czy, bezrobotnych całą masę i państwową pustą kasę?

— Na libacje grosz być musi, na to się Zarębski kusi, róż­

ne „dziwy* kombinuje, no i g.osze wynajduje...

— To jest smutne, cho_ prawdziwe, a dla kraju uciążliwe,

>o spirytus, panie tego, nie uczyni nic dobrego! Ot, zaleje epelynę, taki później robi minę, robi z siebie coś wielkiego, sst gotowy do wszystkiego, wytłumaczy się rozkazem, no

lym, że był pod gazem]

— Lecz ja myślę drogi Janie, że się skończy „gazowa- ie‘.‘, okres „wstawy' też pizeminie, gdy wypróżnią się kiesze­

nie. Znikną „bibki*, libacyjki i dożyjem takiej chwilki, że jberwą oni lanie, — wtedy będzie wyrównanie!...

Franciszek Gawroński

POCHÓD PROPAGANDOWfiiENNlKÓW MONOPOLU Z n o te s u p ija k a *

Jak wiadomo, alkoholizm szerzy się także i w szkołach, bowiem P. M. S. oznacza („Polską Macierz Szkolną1) oraz „Fol- ski Monopol Spirytusowy'*. W rezultacie dzisiaj mamy już

„Polską Macierz .Spirytusową".

Bądź zawsze zdaleka od ognia: spirytus w tobie może się zapalić.

o

Człowiek tem się różni od zwierzęcia, że żadne zwierzę nie pije wódki...

o

Prawdziwy pijak może się żenić tylko z roz-WÓDKĄ.

o

Wiadomo, że alkohol gubi narody, ale pojedynczym lt dziom nic nie szkodzi.

\ , o 1

Hasło; „Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich", pc winno byj zmienione na: „Wszyscy na jednego, po jednym m każdego

o

Od piętnastu lat cierpię na straszliwy nałóg: piję wódę Chciałbym jednak jeszcze pocierpieć z pięćdziesiąt lat.

KRAKOWIAKI.

Ł

W ska£rb’e państwa pustki, A w ydatków masy,

W ięc rząd urzędn ikom W c iąż przyciąga pasy.

Bo gdy było lepiej, Ten błąd popełniono, Że zabardzo wszelkie Pasy rozpuszczono.

II.

Bajeczka arabska Opowiada dziwy: — G dy człek bez ikoszuli, W tedy jest szczęśliwy.

Jeże li to prawda, Co ta bajka głosi,

Na powszechne szczęście W kPi)lsce się zanosi.

III.

Obóz, co uprawia Etatyzm u pole,

M a chęć w ciąż w prowadzać Nowe monopole.

Dziś, gdy takich mędrców Nie mieszczą ich roty, Łatw o już wprowadzić Monopol głupoty.

PRAWDZIWY LITERAT.

Prawdziwy literat w dzisiejszych czasach, zazwyczaj doskonale umie czte.y działania: DODAWANIE — sobie otuchy. ODEJMOWANIE — notorycznie od ust śniadań, obiadów i kolacji. MNOŻENIE — długów 1 wszelkich zobowiązań. DZIELENIE

— groszowych zarobków między wie­

rzycieli.

SANACYJNY SMOK ALKOHOLOĄ Wyobrażeniu opodatkowanego Ldu „BYCZO JEST“.

G dy był okres konjuniktury, To z Sanacji ministrowie Optym izm u nieśli fury

W każdej wygłoszonej mowie.

Bez ustanku więc gadali;

Że ten okres powodzenia Będzie trwały, jak ze stali, Bo to Wynik ich rządzenia, A gdy ludzie doświadczeni Z opozycji ostrzegali,

Że to rychło się odmieni, — Okropnie się oburzali...

Ale kiedy się sprawdziły M ądrych ludzi przepowiednie, W ytężono wszystkie siły, By nowe rozpuszczać brednie.

Zatem w Bebe dawno niby W sposób bystry niesłychanie Przewidziano bez ochyby*

Obecne kryzysu lanie.

Rozpowszechniając te baśnie, Napewno złudzenie mieli, Że już wszyscy w Polsce

właśnie

„Bycze" mowy zapomnieli.

Lecz to im się nie udało,

O czem plotą na swej grzędzie, Bo co biało — będzie biało, A co czarne — czarnem

będzie!.,

Teo-Re,

P i

<

t .

(5)

Ż Ó Ł T A M U C H A 5

\e n n ik ó w m o n o p o l u 2 notesu pijak a

J a k wiadomo, alkoholizm szerzy się także i w szkołach, bowiem P. M. S. oznacza („Polską Macierz Szkolną1) oraz „Fol- ski Monopol Spirytusowy'1. W rezultacie dzisiaj mamy już

„Polską Macierz .Spirytusową".

o

Bądź zawsze zdaleka od ognia: spirytus w tobie może się zapalić.

o

Człowiek tem się różni od zwierzęcia, że żadne zwierzę nie pije wódki...

o

Prawdziwy pijak może się żenić tylko z roz-WÓDKĄ.

o

Wiadomo, że alkohol gubi narody, ale pojedynczym li dziom nic nie szkodzi.

o

Hasło: „Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich", pc winno b y j zmienione na: „Wszyscy na jednego, po jednym ni każdego'.

o

O d piętnastu lat cierpię na straszliwy nałóg: piję wódę Chciałbym jednak jeszcze pocierpieć z pięćdziesiąt lat.

wyobrażeniu opodatkowanego Ldu BYCZO JEST“

Gdy był okres konjuniktury, To z Sanacji ministrowie Optymizmu nieśli fury W każdej wygłoszonej mowie.

Bez ustanku więc gadali, Że ten okres powodzenia Będzie trwały, jak ze stali, Bo to wynik ich rządzenia, A gdy ludzie doświadczeni Z opozycji ostrzegali, Że to rychło się odmieni, — Okropnie się oburzali...

Ale kiedy się sprawdziły Mądrych ludzi przepowiednie, Wytężono wszystkie siły, By nowe rozpuszczać brednie.

Zatem w Bebe dawno niby W spesób bystry niesłychanie Przewidziano bez ochyby*

Obecne kryzysu lanie.

Rozpowszechniając te baśnie, N&pewno złudzenie mieli, Że już wszyscy w Polsce

właśnie ,,Bycze" mowy zapomnieli.

Lecz to im się nie udało, O czem plotą na swej grzędzie, Bo co biało — będzie biało, A co czarne — czarnem

będzie!., Teo-Re,

(6)

O B U W I E 0 AkŚ ^ ;o fr 7 d’nt n. p

»yb"h

w . D O B R Z Y Ń S K I

DAMSKIE,MĘSKIEI DZIEGINNEwyrobywłasne. CHMIELNANr,18, Egzystujeodroku1879.

KALAMBURY „JUR-STESA".

Dworzec warszawski —

kompromistacja

* *

Lucy Messal —

kcmserwartystka

* **

Więzienie amerykańskie — Dansing-sing

* **

Posiadacz radjoaparatu

długofalowego — bałwan

* **

Przeciwnik Jarostsy‘e?o — mięsożerca

* *

Szofer grający na pian:r ;e — ford is sima

* **

Qu:-P*ro-Ou<> — contra Barda

* **

Cichy społecznik — pro publloo żono.

ODPOWTEDZI RE D A K C JI.

„K. R. *• Warszawa: — Nadesłana satyra b. dobra, ale już nie aktualna.

Prosimy, o “współpracę.

„Ra-Ra‘ : t — Oczywiście, każdej chwili może pan odebrać swoią prem- ję bezpośrednio w ^Redakcji, będąc przejazdem w Warszawie, o ile do tego czasu nie wyślemy jej pocztą.

„Le!iwa“ : —» Wiersze poszły do kosza. Usprawiedliwiamy pańską po- ezjomanję obecnym kryzysem i bez­

robociem.

M. Nowowiejski: — Obydwa nade­

słane utwory ipójdą przy (pierwszej nadarzającej się okazji. Za pamięć i życzenia, serdecznie dziękujemy.

WltFK i WACEK

— Coś ty, Wicuś, dzisiaj tak zbe­

ształ swoją M a ćk ę 7 Ja bym tak nie potrafił.

— A widzisz, brachu, byłem przez miesiąc w Kolomyji i praktykowałem a posła Sanojcy.

— Wisz Wacuś, pedobno na R y­

marskiej i ca Placu Teatralnym me ją usunąć świciła elektryczne.

— A to dlaczego?

— Dla oszczędności: — Magistrat uważa, że świecą tam wystarczająco swemi pus.kami kasy skarbowe i ma- g's trackie.

ODA DO W ÓDKI (gen. Wieniawie poświęcam).

O wieliką jesteś i wspaniałą, Rozkcsz ala życia dajesz całą.

Od ciebie człowiek ma wesele, Z tebą z łatwością bierze cele, Z tobą najwyższą ma podnietę, Z tobą najlepiej jest z .kobietą!

Z tobą az.elimy swó;e smutki, Z tobą największej zbrodni

skutki, Z tobą najlepiej człek się czuje Bo z tobą nawet awansuje.».

Więc mimo, czy też Ula twych skutków, — Uwielbiam cię — potężna

wódko]..

T u l i p a n .

— ' Wacuś, takiś mądry, to po­

wiedz, dlaczego opozycja w sejmie bij zabij na marszałka Switalskiego?

I— No, jeżeli ja ci, na ten przy­

kład, dokumentnie zamknę jadacz­

kę, będziesz m iiy dla mnie, czy nie?/

— I ły się W icek nie wstydzisz w podartych portkach ganiać po świe*

cie. Każ swej Mańce chociaż zała­

tać te duże dziuiy, bo twoja golizna juz na świat Boży wylazL

— Nie wydziwiaj] Teraz taka mo­

da, że dziur się nie łata, jak nieprzy- mie. zając w naszym budżecie, a goliz- n i, jeszcze większą ode mnie, pan Minister Skarbu już dawno świeci i co, czy się świat albo też sanacja przewróciła*..

F an Z agłoba w O azie

Pożegnawszy Skrzetuskiego, który "uparł się jechać do żony, co też uczynił, nie chcąc pozostać w Warszawie, cho­

ciaż mnóstwo szlachty zjechało się tu z racji procesu, jaki się właśnie nad heretykami, zdrajcami ojczyzny odprawował, mar*

kotny nieco szedł pan Zagłoba ulicami i jeno czasem, gdy mi­

jał jakowąś, grzecznej prezencji białogłowę, uśmiech pojawiał się na jego twarzy.

Idąc tak, znalazł się na placu, na którym kiedyś teatrum zwykle odgrywano, co jednak ustało, aktory bowiem, których proceder za tak nikczemny niegdyś im uważano, że żaden fa*

miljant, a nawet szlachcić zaściankowy prawicy im nie podawał, dufne wielce w swój kunszt, takowe sumy płacić sobie kaza­

ły, że nawet Kanclerz W ielki Koronny podobnych dochodów nie miał, wobec czego przepędzono ich sromotnie, a szlachta gwoli uciesze chodziła na Mokotów gdzie banda żydowin po­

cieszne sztuki pokazywała, majufes.swój przyśpiewując.

Przez ów plac właśnie idąc, usłyszał pan Zagłoba tumult jakowyś, strzelanie z samopałów i giomkie okrzyki.

— Tatary — przemknęło mu przez myśl — ani chybi czambuł jakowyś przedarł się do stolicy. I już myśleć zaczął o jakowym fortelu, aby się z opresji ratować, bo czasy były niespokojne i nikt życia w Rzeczypospolitej pewny nie był, ja*

ko, że wojsko politykowało i tak politykując o zabezpieczeniu granic myśleć nie mogło, gdy wtem usłyszał okrzyki:

— W itajże nam Mbści Zagłobo, coć za szczęśliwy trafu*

ntkf

— Szczęście to dla nas okrutne tak wielkiego męża na­

potkać! i . I r !" | l# 4

— Witam, witam Waszmościćw i rad jestem, że w tak grzeczną kompanję popadłem — w ołał pan Zagłoba, mrużąc oko, by zobaczyć, komu to taki rad był i kto tę gizeczną kom­

panję stanowił.

Zobaczył przed sobą trzech pułkow ników z pod znaku Wielkiego Marszałka Litewskiego i wyrozumiał, czemu to ry­

cerze ci tak wielki tumult czynili, ważąc sie nawet na palenie z pistoletów po nocy. Pan Marszałek w ielką podówczas siłą rozporządzał i wpływy miał tak wielkie, że król nawet we wszystkiem go słuchał i mawiał:

— W ielka to persona, człowiek takowego autoramentu raz na kilkaset lat się pojawiał

Takich to towarzyszów spotkał pan Zagłoba. Był mię*

dzy nimi pan Bolesław Wrzawa-Krótkoszewski, namiestnik we własnej chorągwi lekkiej jazdy pana Marszałka. Amator był to do wypitki okrutny, słynny z tego na całą Rzecżpo- spolitą (co wielce pana Zagłobę ucieszyło), rozsądkiem zaś wielkim nie grzeszył, więc na większe zaszczyty pan Marsza­

łek go nie forował.’ Drugi z nich, pułkow nik Gnatek-Bier- tacki, Kosturkiem się pieczętujący, mąż słynny z mocnej ręki, komendantem twierdzy nad Bugiem przez czas pewien pozo*

stawał; Trzeci wreszcie był to, Pasta-Miedziński, pułkownik regimentu służek i do~adców sejmowych pana Marszałka, zna­

ny z szerokiej i lekkiej ręki, jako też amator podwik i fundu­

szów dyspozycyjnych.

Nie było to zbyt miłe towarzystwo, lecz pan Zagłoba, jako te statysta był wielki, wyrozumiał, że lepiej będzie jako

(7)

Ż Ó Ł T A M U C H A

CIEK A W Y.

W sferach przestępczych opowiadają, że kiedy obecny pupil b. naczelnika W . Suchenka, znany kasiarz Cichocki — Szpicbródka w pierwszych miesiącach swej ,,karjery“ włamy­

wał się do pewnego banku, został „nakryty" przez stróża noc­

nego, ktćry, zdziwiony, zapytał: — „A co $an tu robi o tak późnej porze?'*

„Widzisz, drogi przyjacielu, — była odpowiedź — mam w tym banku na przechowaniu poważniejszy depozyt i otóż obecnie pragnę sprawdzić, czy bank go nie zdefraudował".

Jeżeli nie SzyDt r-Szkolr.ik, to któż inny potrafi szcz gółowG ‘ kreślić Twói charakter, zdolności i przeznaczenie, Szvllei-Szl<olnik iest Redaktorem pisma

„Swit" (Wiedza Tajfmra) autorem wie­

lu prac naukowych. ) o iada szereg pro- Towarzystw Naukow St» licv.

p r JiżeH Ci brak energj. równowagi, ie- żeli cierpisz moralnie, potrzebujesz d o ­ brej rady przyjdź, a poznasz kim jesteś, kim być możesz. D< wiesz sie. jak żyć, aby zwycięsko p'zeciwstawić się losowi, wątpisz, nie masz czadu, napisz natychrri=ist imię

•siąc urodzenia, a otrzymasz określenie ważniejszych życia darmo (75 gr. znaczki pocztowe i niniejsze

ogłoszenie załączyć)

TSYCHO - GRAFOLOG SZYLLER - SZKOLNIK Warszawa, ul. Zórawia Nr. 47 m. 2.

Przyjęcia osobiste płatne — całv dzień Analiza szczegóło­

wa — horoskop — odpowiedzi słynni g j medjum £vigny-Rara zł 3

Jeżeli lok. mi>

lóktów

kompanów ich przyjąć, niźli na opresję jakowąś się wystawić, zwłaszcza, że wszystkim trzem nieźle już się ze łbów kurzy*

ło i jeden przez drugiego zapraszać poczęli:

— Mości Zagłobo! Na gąsiorek przedniego miodku pro- sim! Honor to dla nas wielki tak £ratam personam podejmo­

wać, Prosim do Oazy!

Oaza, była to gospoda, w kącie placu się mieszcząca gdzie też wszyscy, nim upłynęło dwa pacierze, się znaleźli Pan Zagłoba rzadko bywając w Warszawie nie znał tej go spody, to też, gdy progi przestąpili, zdumiał się bardzo oka żałości, z jaką komnaty były przyozdobione. Stał też po środku ciekawie się rozglądając, gdy nagle pisk cienki a prze nikliwy się rozległ i gromadka monstrów jakowychś wypadła na rycerzy.

— Simiae! A n i chybi simiae! — ryknął pan Zagłoba, przypominając sobie nagle jak to, w czasie zdobywania W a r­

szawy, przez małpy niegdyś wzięty był w niewolę i zimny pot wystąpił mu na czoło. Lecz widząc, jak rzekome simiae otoczyły pana Miedzińskiego, a ten gładził je pokolei, uspokoił się zupełnie, choć jeszcze szeptał zdumiony:

— A to ci małpi protector!

Słysząc to pan Krctkoszewski roześmiał się głośno i rzekł:

— Nie są ci to simiae żadne, jeno tanecznice, a że wy­

gląd takowy mają nie dziw, bo po cudacku są przyodziane i wymalowane. Girlsami z zamorska je zowią.

Nie bał się teraz pan Zagłoba zupełnie, a nawet chętnie ku nim spozierał i dziwił się nieco, że to, co zwykle białogło­

wy przykrywać przyodziewkiem zwykły, teć miały wszystko ad oculos grzecznie przedstawione.

Siedziano już na ławach za stołem, pan Krótkoszewski miodu przedniego podać kazał, krążyły więc szklanice doko­

ła, oficerowie de publicis mówić poczęli, a one dzierlatki cię­

giem przybiegały rozmowę psowając i pocieszne historje z pa­

nami pułkow nikam i strojąc. Ale złość wzięła imć pana Za­

głobę na takie zachowanie się kompanów i rzecze:

Dalibyście Waszmoście pokój tym faramuszkom. Komed- jaijtowi to, a nie oficerom i to tak rnamiepitej szarży, przystoi

PRZEBÓJ — POLKA SPIRYTUSOWA.

Pułkownik, żubrówka, dużo gazu, Wszystfco można w myśl rozlkazu!

Sznycelek, serdelek, piiwa dwa, — Romek płaci, cicho, sza!

Miętówka, Baczewski, koniak, wino, Spirytusem dni nam płyną,

Oaza, Wieniawa pije fest, Nuże chłopcy, byczo jest!

Kieliszek, butelka, korek, szklanika Adrja, girls a-koleżar.lka,

Brygada, ,para4a, gwiazdek móc, Miedzio, Waluś Janusz, Koc.

Na słole pod stełem, starka, czkawką, Wre zabawka i pocrawka.

Kurjerem ,,do Rygi" każdy gna, — Kapitalne, Ha, ha ha!!

PODOBIEŃSTW O.

Mały Józio po raz pierwszy w swem życiu zobaczył je­

ża. W pa?ę godzin później znalazł w ogrodzie kasztana w zie­

lonej łupince. Niesie więc z trumfem znaleziony kasztan i krzyczy:

— Popatrz, mamusiu* znalazłem jajko jeża!

w taką konfidencję z byle błaznami wchodzić. Lepiej własnym sumptem godny przyodziewek tym białogłowom źrebić kaź­

cie.

Pan Gnatek, pragnąc dyskurs na inszy temat skierować, począł mówić:

— Nie wydziwiaj Mości Zagłobo — każden z nas, gdzieś w głębokościach duszy huć piastuje i każden na ciele i umyśle zdrowy człowiek do tej buci tęskni. Tu Gnatek łypnął sro­

go oczyma i straszliwie zębami zgrzytać począł.

Mróz przeszedł po kościach panu Zagłobie, lecz że miód był starv i fantazji dodawał, rzekł:

— Różnych ja rycerzy znałem, aleć nawet od Bohuna zdaniam podobnego nie słyszał. Chyba żeś W aść z Tatary spokrewnion.

— Dzika we mnie dusza i dzikie ieno dla mnie zabawy—

zapalał się imć Gnatek. — W twierdzy nad Bugiem jeszcze bed~c, lwa tam miałem nieoswojonetfo — Centro się zwał.

W klatce żem go trzymał i imaginu’cie sobie Waszmoście, wchodziłem do tej klatki, a gdy wściekły rzucić się chciał na mnie, pi«tol*»t mu do łba przykładałem, no i nic mi się nie sł *ło. Do Warszawym ćo teraz przywiózł dalei pokazywać.

Odważna bestia, żadnej Rau^efieber, jak to Germanowie po­

wiadają. w rozróży nie okazował.

— Reisefieber — poprawił pan Zagłoba, — jako lepiej obcą mowe rozumieiący — ale żebyś się nie doczekał czasem, jak cię ten lew poż^e — dodał w duchu, głośno zaś rzekł:

Dobrze ieś Waść chociaż innei zabawki poniechał.

Poniechać, nie poniechałem i nie ^poniecham, ozwał się dziko Gnatek, bo każdemu, kto przeciwko memu panu albo i mnie wystąpi, delicić-w żałować nie bede i jeszcze lepiej, iak ze lwem, się zabawię. Tu już pan Zagłoba nie wytrzymał.

Fowstał z ławy i oparłszy rękę na rękoieści szabli powiedział:

— D u fałem, żem w zacną, a n :e Ptian.ą kampanię popadł, teraz zaś widzę, żem srotfo sie pomylił i że Waszmoście, jak sie im i nos.mój nie podoba, lubo, nszećo traktamentu będ^c, z nimi za jedno nie wypiię, szablami mnie zarąbać gotowi. Za­

tem stukajcie sobie kompana, a ja za jednym stołem ą wami siedział nie będę.

Powiedziawszy te słowa, spojrzał na nich pogardliwym wzrokiem i wyszedł, w zdumieniu i złości dawnych kompa- nów zostawiajac.

W k rótce iednak zabrzmiały przy opuszczonym przez pa­

na Zagłobę stole wesołe śmiechy oficjerów i piski tanecznic.

Podano nowy gąsiorek...

Hel

N

>

GROSZYM miesięczny

VPGC ZALM IA I SPU Z

c

DAŻ NA RlT tf

WsS6AmAdziennieabonament)$p EWGRAMOFONÓWORAZPŁYTGRAMOFONOWYCHod o-8 wiecz.

(8)

5 < ^ s i Ł O a «».S

4 •. v

— 'C O

■ł fti 5;

""J N 5* W *

< o<o

•*VI ę#

2 ^

Ą =^N3

« c o

* ^

N

<3

^ ECs N E

<j ^ i c i

■ 3 : 1

M

<5 c -£

■§ o |

4 "? O 3 tj u

t* ' H -a o ~

« u < !

« hJ

— ■o*M W vO S " (M

es 4>

E J

» W

£ « >“ 3 o <=-)

<8 <—>

c E H

’ c/3

» ! *

^ nN

■V r tO o <- X c W

S-<

<5

N

O

&H

P3

NOW E PODARUNKI SANACYJNE

„NASZA- OPIN JA .

— Tak, masz rację, Sanatorski ma rzeczywiście miljon złotych, tylko, do­

prawdy, nie wiem, czy majątku cz>

długów.

W ZAKOPANEM .

— Mój pensjonat został pani pole­

cony ze względów odżywczych?

— Tak, pro-zę pani. Moja przy jaciółka, Wid ci szalowa, straciła tu pięć kilogramów przez dwa tygodnie.

D OW ÓD .

Marysia (do wszystkiego): — Pan Antoni tył io mnie tak buja, że ja je­

stem dla aiego wszystkiem. Przysię­

głabym, że to samo pan opowiada te) klempie, Andzi, z przeciwka.

Pan Antoni (kominiarz): — Jak panna Marysia może nawet coś takie­

go pomyśleć!! A nie wierzy panna, to proszę sprawdzić, czy Andzia ma gdziekolwiek czarne plamy od zet- kn:— J- **»ę ze mną.

Jak ten pop'6! popielcowy.

Sanacja na nasze g łw y . Prezencik“ spuściła nowy!

Był to pomysł całk em

„klawy"

Do kryzysu ciężkiej spiawy Wtłoczyć jeszcze trzy

ustawy.

0 szkolnictwie mocne) presji, Emerytów prze—opresji 1 polic/i zebiań sesji.

Czegóż'chcecie więcj m li?!

Dożyjece tak ej cfjwili, Że i śmie: ć B. B. „umili".

W IE LK IE ŚWIĘTO.

Do rabina często przychodzą p a ń ­ stwo Rotsztein z prośbą, by rozpa trzył ich wzajemne pretensje. Razu pewnego przychodzi sama pani Rot- szteinowa i .zadaje rabinowi takie pytanie:

—■ Powiedz mi, rebe, kiedy ja um-

?

— Rabin długo się zastanawia i w końcu oświadcza,

_. Ty umrzesz, córko, w przed­

dzień wielkiego święta.

— A co to będzie za święto?

—■ Ja k ty umrzesz, to będzie dla twego męża wielkie święto.

ZEMSTA.

Doktór: — Na pańską chorobę nic już nie poradzę; ona jest dziedziczną..

Pacjent: — W takim razie zechce pan doktór rachunek za konsultację przesłać też moim rodzicom.

r<5

D O B R A ŻONA.

M ąż: _ J u ż dziesięć lat, jak jesteś moją żoną, ale dzisiaj dopiero po rai pierwszy dałaś mi tak wyborną kawę.

Żona (dc siebie): — A to dopiero,

— przez pomyłkę nalałam jemu mojej kawy.

NIEOSTROŻNY.

— Pan w domu?

— Niema go! Wyjechał!

—• W takim razie powiedz swemu panu, jak będzie następnym razem wyjeżdżał, żeby również zabrał swoją głowę* którą widziałem w oknie.

CIĘTA.

—- Pani Juljo, wszystko, co mam, oddałabym, żeby módz tylko częściej widywać panią.

— W takim razie niech pan poży*

czy memu mężowi 5030 zł. i wtedy będzie pan mógł przez długie lata choćby codziennie przychodzić do na* no odbiór pieniędzy.

D Z ł E

poświęcony czterdziestu metzcnniKom

m

Warunki prenumeraty (wraz z przesyłką) miesięcznie zł. 1.00 — kwartalnie 2.50 — pMrocznie zł. 4.50 rocznie zl. 8.00. Zagraniczne i w tekście o 100°/,, drożej. Konto w P. K. O. N-. 15873

Ceny ogłoszeń: Cała kolumna (2 szpaltowa) — 300 zł. ‘/j kl. — 150 zł. l/Ą — 75 zł. */8 — 40 zł. Marg. 50 zł Adres Redakcji i Adminislr • cji. (czynnej od 10 16 pp.) Warszawa, Wspólna 6. lei. 9.25-16 Oddział /Jnznań, Wysoka 11, św, Barcin 5. teł 14-45, Godz. adm. 9-12 i 15-18, godz. red. soboty 17-18 Redaktor odpowiedzialny: Franciszek Gawroński.

P r z e s y łk a p o c z to w a o p ła c o n a r y c z a łte m

Wydawca: ,,PRASA", Soół z emia W\dawnicta

2155 Druk. W. Piekarniaka. Warszawa, Ordynacka 3

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zdawałoby się, że słynne „wykresy igraficzne o uczuć&#34;, jatkie kazali wykonywać dziatwie szkolnej niepoczytalni nauczyciele polskiego, należą: już wy­..

Świnarski — Dąbrowica: — Życzenia Pańskiego, ze względów zasadniczych (brak odpowiedniego aparatu i sił) nie możemy uwzględnić. Natomiast list Pański

kowi Połsudskiemu przez ówczesnego premjera Bartla, codzienne rachunki p. Miedzińskiego na 3000 i więcej złotych, wydawanych przez niego w Oazie, najwymowniej

I tak, gdy obrona atakowała Brześciem, oskrżyciele bronili się Krako­X. wem, zaś na Kraków oskarżycieli obrona

Wreszcie przyszła na niego kolej. Wszedł z pewną miną na salę i sitanął przed trybunałem. Prokurator jeszcze raz z zakołpotaniem poprawił się na krześle,

Oddałbym chętnie za młodzieńcze lata Złoto Rotszyldów i sławę Woltera, Lecz dzisiaj inne jest pojęcie świata, — Nawet poeta go się nie wypiera: — Każdego pali

Na dzisiej- szem posiedzeniu Ligi Narodów, delegat Cj^in przedstawił członkom zgromadzania ubolewania godną sytuację, w jakiej od stu lat znajdują się Chiny.. W

mi, gdyż do legendy należą te dawne dobre czasy, kiedy wystarczało zapisać się do Sanacji, by mieć preferans przy talerzu i butelce. W dodatku o lukratywny