• Nie Znaleziono Wyników

"Dzieje kodeksu Andrzeja Zamoyskiego", Łukasz Kurdybacha, b. m. 1951 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Dzieje kodeksu Andrzeja Zamoyskiego", Łukasz Kurdybacha, b. m. 1951 : [recenzja]"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

W ydaje się natomiast, że niedostatecznie zostało uw ypuklone znaczenie gospodar­ cze, handlow e tej ulicy: przecież przed pierwszą w ojną św iatow ą liczba sklepów przy Marszałkowskiej w ynosiła kilka setek, ich obroty roczne sięgały m ilionów rubli, na k lientelę zaś składali się oprócz w arszaw iaków m ieszkańcy prowincji i przyjezdni z Cesarstwa. Firma Herse na M arszałkowskiej była sym bolem ele­ gancji kobiecej dla w szystkich chyba m iast polskich.

Drobniejszą sprawą jest sprostowanie w ym iarów dworca W arszawsko-W iedeń­ skiego i placu przed nim: długość w ynosiła 157 a n ie 190 metrów. Autor w iąże tę drugą liczbę z długością pociągów w latach czterdziestych zeszłego wieku. W ydaje się, że pociągi ówczesne, przynajmniej osobowe, były znacznie krótsze, składały się bowiem z kilku lub paru krótkich wagonów.

Autor szczęśliw ie powiązał z domami ich m ieszkańców, przypom inając n ajw y­ bitniejsze spośród nich postacie, pom inął jednak Marię Iłnicką, poetkę i pierwszą redaktorkę popularnego pism a dla kobiet B l u s z c z , lokatorkę domu nr 145.

Wiadomość o pierwszym projekcie przedłużenia ulicy na północ, przez ogród Saski, w ysuniętym przez Lindleya, m ożna uzupełnić datą 1888 r. W przypisie odno­ szącym się do tej wiadomości, można by też w spom nieć o żywej reakcji prasy, będącej echem reakcji K u r i e r a W a r s z a w s k i e g o — num ery 129 i następne z r. 1888. Opinia i prasa były przeważnie w obronie całości ogrodu.

W przypisach zam ieszczonych na końcu książki brak w yjaśnień skrótów lite­ row ych np. MK, AM, GW, i innych.

Praca została dość obficie zilustrowana planami, rycinami i fotografiami, zupełnie lub praw ie w cale dotychczas nieznanym i. Szczególnie cenny w ydaje się plan n iw e­ lacyjny Koriota (str. 10). Data jego jest jednak, jak sądzę, przesunięta o kilka lat. Plan sieci drożnej (str. 73) opracowany przez autora w yjaśnia w iele zagadnień terenowych. Natom iast na w ycinku planu Tirregaille’a z r. 1762 (str. 15) M arszał­ kowska jest trudna do odszukania i w inna być na nim podkreślona. Reprodukcja w ycinka planu realizacji Hiża z r. 1771 jest zbyt mała. Ryciny oraz doskonałe zdjęcia E. Kozłowskiej i autora zniekształca fatalny druk, co bardzo szpeci ze­ w nętrzną postać książki. Oprócz paru ilustracji robionych z drzeworytów, reszta w ypadła niewyraźnie.

Te drobne uzupełnienia i zastrzeżenia w niczym nie um niejszają wartości pracy, do której m ateriał został zebrany i opracowany bardzo starannie. M a r s z a ł k o w - s к a jest nie tylko historią jednej ulicy, lecz całej dzielnicy, części miasta, której kręgosłupem jest M arszałkowska. Zadziwiająca w szechstronność autora, jego zna­ jom ość zagadnień terenowych, urbanistycznych, architektonicznych i kulturalnych, obok zainteresow ań historycznych, złożyła się na powstanie monografii jedynej w naszej nauce.

Te walory książki podkreśla przedmowa, żyw o i inteligentnie napisana przez dra Ostrowskiego, ówczesnego dyrektora planowania przestrzennego B. O. S. Przedm owa zaw iera też om ówienie roli M arszałkowskiej w koncepcji odbudowy Warszawy.

Czekamy na kontynuację dziejów M arszałkowskiej, a od innych badaczy — m onografii dalszych ulic W arszawy. U l i c a M a r s z a ł k o w s k a doc. Herbsta może stać się d.la tych prac doskonałym wzorem.

E. Szwankowski K u r d y b а с h a Łukasz: D zieje kodeksu Andrzeja Zam oyskiego b. m. 1951.

D zieje kodeksu Zam oyskiego należą do tem atów stosunkowo m ało zbadanych przez naukę historyczną, a jeszcze mniej znane są szerszej publiczności. Zwłaszcza

(3)

udział W atykanu w obaleniu kodeksu przem ilczany był jako tem at drażliw y przez prace popularne czy podręcznikowe. Przypom nienie w ięc tych spraw jest rzeczą całkowicie na czasie. Książka prof. Kurdybachy zapoznająca szerszy ogół c z y te l­ ników ze zgoła niechw alebnym i poczynaniam i kurii rzymskiej i nuncjusza miała spełnić to zadanie. Spełniałaby je jednak znacznie lepiej, gdyby nie zaw ierała dość licznych błędów i usterek, które poniżej chcę wskazać. Książka K. ma w zam ie­ rzeniu autora charakter również pracy naukowej przeznaczonej dla specjalistów. Świadczy o tym zaopatrzenie jej w aparat przypisów oraz stw ierdzenie samego autora, że rzuca ona „nowe dotychczas zupełnie nieznane św iatło na p ew ien okres panowania Stanisław a A ugusta“· Zarówno tytuł, jak i konstrukcja pracy w skazu­ ją, że autor nie pragnie ograniczyć się do jakiegoś jednego w ycinku, ale zamierza przedstawić całokształt spraw tyczących kodeksu Zamoyskiego, i że w obec tego ustosunkuje się do w szystkich problem ów w ystępujących w tak sform ułowanym tem acie. Jednym z podstaw owych wym agań, jakie staw ia się pracom naukowym, jest całkow ita znajomość literatury przedmiotu i źródeł ogłoszonych drukiem. Praca prof. К. postulatu tego nie spełnia, mimo, że literatura i źródła drukowane, dotyczące kodeksu Zamoyskiego, są bardzo nieliczne. Z tego najściślejszego tematu autor n ie ujaw nił znajomości następujących pozycyj: Adolphowa — S z l a c h t a l i t e w s k a w o b e c z b i o r u p r a w A n d r z e j a Z a m o y s k i e g o , Hejnosz — S t a n o w i s k o p r a w n e l u d n o ś c i w i e ś n i a c z e j w z b i o ­ r z e p r a w s ą d o w y c h A. Z a m o y s k i e g o , Borow ski — P r o j e k t n o w e l i w e k s l o w e j A. Z a m o y s k i e g o , Skałkow ski ■— Biskup S z e m b e k , a k o d e k s Z a m o y s k i e g o , Skałkow ski — J ó z e f W y ­ b i c k i , A r c h i w u m W y b i c k i e g o t. I. N ie próbował też autor poza m a­ teriałam i w atykańskim i sięgnąć do jakichkolw iek źródeł rękopiśm iennych. Budzi rów nież zastrzeżenia m etoda korzystania przez K. z literatury. Na ogół prof. К. powołuje się nie na specjalną literaturę m onograficzną, lecz przeważnie na rze­ czy zarysow e czerpiące z drugiej ręki. Tak w ięc przy charakterystyce zagadnie­ nia m iast cytuje Ptaśnika zam iast bardziej autorytatywnych, odnośnie czasów stanisław owskich — Korzona i Baranowskiego, przy om awianiu w pływ ów fizjo­ kratyzmu daje odnośnik do podręcznikowego zarysu Romana Rybarskiego w I to­ m ie jego S y s t e m u e k o n o m i i p o l i t y c z n e j , zapom inając o istnieniu prac Juliana M archlewskiego. Jeżeli K. chciał cytow ać W ładysława Grabskiego, to n ie należałoby w ym ieniać S p o ł e c z n e g o g o s p o d a r s t w a a g r a r n e g o , ale nowsze w ydanie tej książki pt. H i s t o r i a w s i . Bardzo często cytowana jest książka A. Joberťa L a c o m i s s i o n ď e d u c a t i o n n a t i o n a l e e n P o l o g n e i to przy sprawach, o których praca ta m ówi w oparciu o w ia­ domości z drugiej i trzeciej ręki. Tak np. na str. 17-ej prof. К. przytacza w cu­ dzysłow ie fragm ent instruktarza w ielaszkow ickiego 1769 r. tłumacząc ponow­ n ie z francuskiego na polski tekst, który m ógłby bez trudu znaleźć w auten­ tycznym brzmieniu u Paw lika, na którego Jobert się powołuje· Nb. pomija przy tym w ielokropki w skazujące u Joberta na słow a opuszczone w cytacie. W ten sposób tekst ujęty w cudzysłów, jako autentyczna w ypow iedź współczesna, zostaje nam podany w form ie zniekształconej. Inny przykład złych skutków cytowania z drugiej ręki spotykamy na stronie 23. Prof. К. om awia tam pokrótce historię sporów szlachty polskiej z duchow ieństw em i kurią rzymską. Czytamy, że już od X w ieku szlachtę „niepokoi ustaw iczny w zrost m ajątków kościelnych, drażni n ie­ zależne sądownictw o biskupów... budzą zaw iść poważne sumy pieniężne, płynące corocznie... do Rzymu. Podnoszą się coraz częściej głosy, iż — i tu następuje ujęta przez prof. К. w cudzysłów cytata: „jest obrazą sam owładności naszej Rzeczy­

(4)

pospolitej, że obca potencja trzyma w rękach losy jej poddanych...“ itd. itd. Cy­ tatę ową zaopatruje prof. К. odnośnikiem: M. Tarnawski ■— K o d e k s Z a ­ m o y s k i e g o . . . str. 78 i pisze dalej: „ponieważ protesty nie odnosiły skutku, szlachta przeszła niebaw em do czynu. O baw iając się dalszego wzrostu m ajątków kościelnych... posłow ie szlacheccy już w 1510 r. przeprowadzili uchwałę... Sejm w 1526 r. poszedł jeszcze dalej...“ W szystko w ięc w skazuje, że przytoczony za Tarnawskim przykład ow ych „głosów“ odnosi autor do przełomu w. XV i XVI. Jeżeli jednak forma językow a owej cytaty wzbudzi w nas podejrzenia i zajrzymy do Tarnawskiego i to n ie na str. 78, lecz na 85, to przekonamy się, iż m am y do czynienia z fragm entem L i s t ó w p a t r i o t y c z n y c h W ybickiego.

Po tych wstępnych zastrzeżeniach przejdźmy do krótkiego przeglądu wiadom ości zawartych w książce. P ierw szy rozdział nosi tytu ł G e n e z a k o d e k s u i stanowi próbę charakterystyki okresu stanisław owskiego. Zaraz na w stępie autor zazna­ cza, że „ponieważ om awiane w ielokrotnie w naukowej literaturze historycznej w ady ustrojowe Polski szlacheckiej X \ III w. są naogół znane, ograniczym y się jedynie do krótkiego podkreślenia tych m omentów, które w yw arły niew ątpliw y w p ływ na powstanie w latach 1776—1778 Zbioru p raw sądowych A. Zamoyskiego (str. 7). Zaraz zaś w następnych zdaniach czytamy: „Król... nie m iał faktycznie m ożliw ości kierowania państwem . Krępowany przez pacta conventa narzucone mu przy obejmowaniu tronu, nie m ógł ani w ypow iedzieć w ojny, ani zawrzeć żadnego traktatu, nie wolno mu było czynić na w łasną rękę zaciągów w ojskow ych“.... Za­ pew ne więc, gdyby nie pacta conventa, Stanisław A ugust czyniłby ,,zaciągi“(!) i prowadził w ojny z sąsiadami. Zawarta na kilkunastu stronach charakterystyka czasów stanisław owskich jest niekom pletna, banalna, niepodkreślająca specyfiki okresu, zawiera ponadto liczne błędy rzeczowe, św iadczące o braku dostatecznej znajomości epoki. Tak w ięc na str. 14 dowiadujem y się o istnieniu w tym czasie „wielkich m ożliwości eksportu zboża przez Gdańsk i Morze Czarne“. Na tejże stronie znajdujem y następujące zdanie: „Lepsze stosunkowo warunki m ieli chłopi w dobrach królewskich... R eferendarze koronni i litew scy, m ianowani przez k ró ­ lów dla zarządu m ajątkami, n ie pozw alali traktować chłopów jak niew olników, w ysłuchiw ali chętnie skarg na złe traktow anie chłopów przez zarządców folw ar­ k ó w i karali dość ostro w szelkie nadużycia w tej dziedzinie“ Wynika stąd, że autor nie tylko n ie w ie, że referendaria litew ska n ie m iała jurysdykcji w sprawach poddanych dóbr królewskich, ale w ogóle nie zdaje sobie sprawy z charakteru urzędu referendarza, następnie n ie orientuje się, że nie istniał żaden zarząd dóbr królewskich, nie m ówi bowiem autor o dobrach stołow ych lecz o królewskich), a ponadto sugerując się chyba rem iniscencjam i jakichś tradycjonalistycznych ujęć w ybielających stosunki poddańcze, kreśli nie m ający nic w spólnego z rze­ czyw istością obraz działania sądów referendarskich. Pow ołanie się przez prof. К. na końcu przytoczonego przeze m nie ustępu na S p o ł e c z n e g o s p o ­ d a r s t w o a g r a r n e Grabskiego jest n iew łaściw e, gdyż u Grabskiego n ie spotykamy takich sformułowań. Na str. 8 m ówiąc o sejmach Stanisław a A ugusta autor stwierdza, że istniała „konieczność pozyskania dla każdej u chw ały jednom yślności“. Otóż tak nie było. W szystkie b ow iem siedem sej­ m ów, jakie odbyły się w latach 1764 — 1776, były sejm am i konfederackimi i uchw ały ich nie w ym agały jednom yślności. Na str. 10 spotykamy wiadomość, że Feliks (dlaczego n ie Szczęsny?) Potocki m iał ziem i ornej przeszło 18.000 km kwadr,, a przecież cytow any na poparcie tych danych Korzon m ówi, że Potocki m iał przeszło m ilion m orgów ziem i ornej, co, jak w iem y, nie równa się 18.000 km kwadr. Na str. 14 Gilibert nazwany został niesłusznie „jednym z podróżników francuskich“. Gdy już prostujem y pom yłki autora, warto zaznaczyć, że na str. 161

(5)

podaje on wiadom ość nie świadczącą o dostatecznym opanowaniu przezeń nom en­ klatury używanej przez historyków. Otóż K. pisze, że W ładysław Sm oleński w ba­ daniach nad przyczynami upadku kodeksu Zam oyskiego „zwrócił się... do archiwów carskich i znalazł w nich dość cenne w skazów ki“. Sm oleński, jak wiadomo, ko­ rzystał jedynie z w ydaw nictw a źródłowego A r c h i v K n i a z j a V o- r o n c o v a . O tym, że jest to druk, m ógł prof. К. zorientować się choćby z tego, że Sm oleński w odnośniku podaje tom, stronę, m iejsce i rok wydania.

W drugiej części I-go rozdziału m ów i autor o powstaniu m yśli skodyfikowania praw polskich, ale jako jedyne tego przejawy zna w ypow iedź Konarskiego z 1750 r. oraz artykuł w Z a b a w a c h p r z y j e m n y c h i p o ż y t e c z n y c h : O u s t a n o w i e n i u p o r z ą d k u w n a u c e p r a w a . Prof. К. pisze, że autor tego artykułu jest nieznany, n ie zaznaczając, że istn ieje kilka hipotez co do ustalenia autorstwa, z których przypisująca go Ignacem u P o­ tockiem u 'ma bardzo w iele za sobą. Chociażby w VII t. Vol. Leg. znaleźć m oż­ na znacznie w ięcej danych o aktualności problemu kodyfikacyjnego w owych latach. N astępnie na kilku stronach m am y opow iedziany przebieg sesji sejm o­ w ej, na której powierzono Zam oyskiem u opracowanie kodeksu. Dalej poddana została analizie uchwalona w tej spraw ie konstytucja, w reszcie m am y krótkie wiadom ości o Zamoyskim i jego w spółpracow nikach oraz podane na podstawie pam iętników W ybickiego zasady, którym i chcieli się oni w tej pracy kierować. W szystko to nie w ychodzi poza rzeczy oddawna znane, a brak uwzględnienia literatury i źródeł drukowanych (np. pracy A dolphowej i A r c h i w u m W y ­ b i c k i e g o ) powoduje zubożenie problem atyki. Ponadto spotykam y dwa błędy: na str. 29 wiadomość, że sejm 1776 r. obradował nad ratyfikacją traktatu rozbioro­ w ego z Austrią, a na str. 33 wiadomość, że W ybicki w rócił do kraju w 1776 r. Sejm 1776 r. radził jedynie nad ratyfikacją ostatecznego rozgraniczenia z Austrią, a W ybicki w rócił do kraju w końcu 1772 r.

Rozdział drugi pt. P r o p a g a n d a n o w y c h i d e i pośw ięca K. w yłącznie L i s t o m p a t r i o t y c z n y m W ybickiego. Na w stępie m ów i o tym, że Stanisław A ugust zaproponował W ybickiemu, by „zreferował na jednym z obiadów czw artkow ych projekt rozwiązania problem u chłop­ skiego w nowym kodeksie“. Na tych obiadach referat W ybickiego m iał w yw ołać „ożywioną dyskusję“. Jedni m ieli być przerażeni śm iałością reform, inni znów spodziew ali się, że uda się jednak je przeprowadzić. Zachęcony tym „żyw ym zainteresowaniem uczestników obiadów“, W ybicki w edług K. postanow ił „zre­ ferować przed tym forum i inne m yśli przewodnie opracow anego kodeksu“. W ten sposób m iały powstać L i s t y p a t r i o t y c z n e , a i sam kodeks „stawał się... do pew nego stopnia zbiorowym dziełem w szystkich najw ybitniejszych oso­ bistości zbliżonych do Stanisław a A ugusta“. Szczególniej na L i s t a c h m iały owe dyskusje zaw ażyć tak dalece, że prof. К. rozważał naw et zagadnienie, czy w ogóle można uważać je za dzieło indyw idualne Wybickiego. Całość sw ych w yw odów opiera prof. К. na pamiętnikach W ybickiego. Zajrzyjmy w ięc do tego źródła. Na str. 142 W ybicki m ówi, że Stanisław A ugust uradowany statutem Jana Olbrachta, w ynalezionym przez W ybickiego, prosił go, aby byw ał na obiadach czwartkowych. O żadnym referacie W ybicki nie m ówi, tym bardziej o ożyw io­ nych nad nim dyskusjach. Przeciw nie W ybicki wspom ina, że położenie jego na ow ych obiadach „było najprzykrzejsze, bo zagadywany od króla w m aterii praw ­ niczej, której zw ykle u nas nie lubiono, z przykrością od belletrystów słuchany byłem “. Oczyw iście owe „zagadywania“ płynęły z chęci w ciągnięcia W ybickiego do rozm ów toczonych przy stole, a nic w spólnego nie m iały z jakim ś referowaniem

(6)

kodeksu. M ówi wpraw dzie W ybicki w swoich L i s t a c h , że „w s w ym czasie w iele m iały pokupu, czytano je i na obiadach czwartkowych, nie znając m nie autora“. Gdyby rzecz przedstawiała się tak, jak chce w idzieć autor, W ybicki nie m iałby powodów m ilczeć o tym. Prof. К. widać zm ylił inny ustęp pam iętników W ybickie­ go (str. 319 — tę stronę w łaśn ie K. cytuje w odsyłaczu), gdzie m ówi on, że w okre­ sie m iędzy 1778 a 1780 r. Stanisław August „w celu sprostowania um ysłów publicz­ ności zw oływ ał niekiedy na radę do siebie osoby opinią publiczną zaszczycone“ i że tam om awiano paragrafy gotowego już kodeksu.

R esztę rozdziału drugiego od str· 43 do 76 zajm uje streszczenie L i s t ó w p a ­ t r i o t y c z n y c h . Prof. K. nie dał żadnego porównawczego tła, nie zestaw ił po­ glądu W ybickiego z żadnym i w cześniejszym i wypow iedziam i na te same tematy, w skutek czego czytelnik nie m oże sobie wyrobić zdania co do oryginalności m yśli wyrażonej w L i s t а с h, co do ich specyfiki i stopnia zaaw ansow ania w poglądach reformatorskich. Takie rozpatrywanie W ybickiego prowadzi do stwierdzeń, na któ­ re trudno się zgodzić. Np. na str. 43 K. m ówi, że W ybicki „rozpatrując sprawę ucisku chłopów, jako zagadnienie ogólno-państw ow e, rozpoczął w dziejach polskiej ideologii społecznej epokę now ożytną“. Zapomina tu К. o Leszczyńskim, Konar­ skim, artykułach M o n i t o r a i innych. Na str. 48 zaliczony zostaje W ybicki m iędzy najbardziej postępowych m yślicieli Europy, choć argumenty m ające o tym św iad ­ czyć dowodzą jedynie, że W ybicki w yznaw ał poglądy kameralistów. N ie w ydaje się przekonywującym sąd o radykalizm ie W ybickiego i o taktycznych jedynie ustępstw ach z jego strony w kw estiach społecznych. K. np. parokrotnie twierdził, że W ybicki „domagając się uw łaszczenia chłopa, nie opracowuje sw ego postulatu w szczegółach, nie precyzuje w ytycznych, w jaki sposób i w jakim czasie chłop pow inien spłacić panu należność za otrzymaną ziem ię, chociaż zasadę spłaty w y ­ raźnie staw ia“, (str. 72 por. także str. 57,58). W ynikałoby stąd, że W ybicki żądał tego, co m iało się dokonać w K rólestw ie FOlskim dopiero po r. 1863. Nieporozu­ m ienie to w ynika chyba z braku sprecyzowania terminologii, zw łaszcza odnośnie pojęć: poddaństwo, pańszczyzna, uwłaszczenie i sugerowania się słowam i „wol­ ność“ i „własność“ używ anym i przez W ybickiego, bez dociekania ich istotnego znaczenia. Charakterystycznym przykładem operowania przez prof. К. nieprecyzyj­ nym i pojęciam i jest ustęp na str. 58: (Wybicki) „stara się wykazać, że zniesienie poddaństwa jest korzystne przede w szystkim dla samej szlachty. Przy pomocy ze­ staw ień statystycznych udowadnia on, że dochody Zamoyskiego, Chreptowicza i Brzostowskiego w P aw łow ie wzrosły trzykrotnie po zniesieniu pańszczyzny. W ybicki, jak wiadomo, interesow ał się b. ży w o w szystkim i spektam i zniesienia pańszczyzny i szczegółowo je badał. W iedział w ięc niew ątpliw ie, że każdy z pio­ nierów uwłaszczenia chłopów opierał na w łasnych zarządzeniach..·“.

Wbrew twierdzeniom autora sądziłbym, że rzekome cofnięcie się W ybickiego w rozd. IX L i s t ó w ze sw ego stanow iska jakoby pod w pływ em konserw atyw ­ nej opinii jest tylko przejściem od typowej dla X VIII w. frazeologii na grunt realnych projektów. Przesadą również w ydaje się pogląd, że W ybicki w spra­ w ach m iejskich „przezwyciężał śm iało poglądy i interesy swojej k lasy“ i że „zaj­ m ował pozycje szczerego rzecznika interesów burżuazji kosztem w łasnej k lasy“ (str. 74), jak również twierdzenie, iż „jego stanowisko w sprawie m iast jest bar­ dziej śm iałe niż o 20 niem al lat późniejsze stanowisko K ołłątaja“.

Rozdział trzeci C h a r a k t e r y s t y k a k o d e k s u przynosi na niecałych d w u ­ dziestu stronach streszczenie niektórych ustępów kodeksu, tyczących spraw k ościel­ nych i zagadnień społecznych. Streszczenie to jest niekom pletne, niew olne m iej­ scam i od nieścisłości, a interpretacja jest pobieżna. Tak w ięc trudno się zgodzić

(7)

na zaliczenie do praw politycznych paragrafów m ówiących o· przepisach dla ce­ chów, o uprawnieniach Komisji Edukacyjnej, o zakładaniu szpitali (str. 78). Nie w ydaje się wyłom em w przywilejach szladheckich ograniczenie neminem capii- vabimus do szlachty osiadłej, bowiem nieosiadłej nigdy nie dotyczyło (str. 86). Przy om awianiu paragrafów tyczących m iast n ie mamy rozróżnienia między postano­ w ieniam i przyjętym i z dawniejszych konstytucyj, a takimi, które stanow iły no­ wość. Nie jest chyba słusznym twierdzenie, że „uprawnienia przyznane m ieszcza­ nom wydają się olbrzymie w porównaniu z paragrafami dotyczącymi chłopów “, proporcjonalnie bowiem kodeks wprowadzał w iększe zmiany w stosunki chłop­ skie niż w m iejskie. Nie można się zgodzić również, że „przestarzały ustrój feu ­ dalny m iał w dziedzinie władzy sądowniczej szlachty nad chłopem pozostać n ie­ tkniętym “. Właśnie, bowiem w dziedzinie sądowniczej zmiany m iały być stosunko­ wo największe. Przesadą w ydaje się pogląd, że postanowienia wprowadzające pew ną swobodę w zawieraniu m ałżeństw między poddanym i z różnych w si w y ­ wodziły się specjalnie „z podłoża ideow ego“ (str. 94). Paragraf 10 artykułu XVII nie m ówi nic, jak to słusznie zauw ażył Hejnosz, o chłopie zagranicznym. Prof. Κ., nie znając pracy Hejnosza powtarza tu błędne w yw ody D utkiew icza (str. 95). Wresz­

cie nie m ożemy się zgodzić, że artykuł o Żydach ogranicza się do powtórzenia ustaw już dawniej wydanych. Poza paragrafami tyczącym i spraw kościelnych i społecz­ nych cała reszta kodeksu została całkowicie przez autora pominięta, jakkolwiek tytuł rozdziału n ie sygnalizował żadnych ograniczeń. Nie uwzględnione zostały naw et te artykuły, które zaw ierają niew ątpliw ą treść społeczną czy gospodarczą, jak np. artykuł o cechach, o wekslach, o sadach miejskich.

Rozdział czwarty pt. S t o s u n e k W a t y k a n u d o n o w e g o k o d e k s u za­ w iera na początku tezę, że jeden z w spółpracowników Zamoyskiego, biskup Szem - bek, był specjalnie nasłany do kom itetu redakcyjnego przez nuncjusza A rchetti’ego. Tezy tej jednak K. nie popiera żadnym źródłowym dowodem, niebardzo też za nią przemawiają wiadomości, które podaje następnie na str. 123. Dalej na paru stronach (str. 101— 104) om awia autor w yw ody biskupa Skarszewskiego zawarte w jego U w a g a c h p o l i t y c z n y c h i m i e n i e m s t a n u d u c h o w n e g o , słusz­ nie charakteryzując je jako przejaw skrajnego zacofania pew nych grup ducho­ w ieństwa.

Począw szy od str. 105 rozpoczyna się część zasadnicza pracy oparta na źródłach watykańskich, które autor badał w latach 1946/47. Źródła te, w edług słów prof. К. w przedmowie, są „rew elacyjne“ i gruntownie zm ieniające nasze wiadom ości nau­ k ow e“, na ich podstawie potrafił on rzucić, jak twierdzi, „zupełnie nieznane św ia­ tło na pew ien okres panowania Stanisław a A ugusta“. W u w a g a c h k o ń c o w y c h

pisze K. co następuje: „W czasie studiów w atykańskich nie znałem zupełnie pracy ks. M ieczysława Tarnawskiego: „Kodeks Zamoyskiego na tle stosunków kościelno- państwowych za czasów Stanisław a A ugusta.“ Wydana w e Lw ow ie w 1916 r. a w ięc w okresie największej zawieruchy pierwszej w ojny światowej uszła ona niem al zupełnie uwagi polskiego św iata naukowego“.

Nie m ożemy się z tym zgodzić. Książka Tarnawskiego została bowiem nie tylko zarejestrowana przez bibliografię Kwartalnika Historycznego, ale co ważniejsza w tym że Kwartalniku z 1916 r. ukazała się obszerna krytyczna recenzja pióra Emila Kipy. Książkę tę cytow ał i z w yników jej korzystał również Skałkow ski w swej pracy o W ybickim i w e w stępie do w ydanych przez siebie pam iętników Wybickiego. Podał ją także w w ykazie ważniejszej bibliografii do czasów stanisła­ w ow skich Konopczyński w t. II podręcznika D z i e j e P o l s k i n o w o ż y t n e j str. 284. Prof. К. przyznaje, że Tarnawski „znał niem al w szystkie te same źródła

(8)

w atykańskie, które m iałem m ożność przestudiować trzydzieści lat później. Celem jednak jego książki nie było ukazanie prawdy dziejowej, lecz jak najdalej idące jej zniekształcenie i zam azanie“. Przyjrzyjm y się więc, co nowego do stanu naszej w iedzy w niósł prof. К. przestudiowawszy po raz drugi ow e źródła. Poniżej dla przykładu podaję bez żadnych opuszczeń tekst prof. К. od str. 105 do str. 107. Po­ niew aż książka Tarnawskiego jest obszerniejsza i posiada nieco inny układ, w y ­ jątki o niej podane pochodzą z różnych stronic.

K u r d y b a c h a Str. 105 i n.

... Wkrótce po tym Archetti w ydostał jakim iś nieznanymi drogami luźne ar­ kusze drukującego się kodeksu, polecił natychm iast przetłumaczyć urzędniko­ w i nucjatury Lucinľernu art. 4-ty o duchow ieństw ie i przesłał go do Wa­ tykanu.

R ów nocześnie w szczął energiczną ak­ cję, aby w ładze polskie wstrzymały druk dalszych arkuszy kodeksu i w ten sposób zabiły w kolebce niewygodne dla interesów papieskich projekty.

Pierw sze kroki w tej sprawie posta­ now ił nuncjusz skierować do króla. Poniew aż jednak Stanisław August spędzał jak zw ykle m iesiące letnie w Łazienkach i do W arszawy przyjeżdżał tylko na posiedzenia Rady Nieustającej, A rchetti zdecydował się zacząć inter­ w encję od brata królewskiego biskupa

M ichała Poniatowskiego· D ecyzja ta nie byia łatw a. Nuncjusz, /.nająć do­ kładnie poglądy społeczeństwa polskie­ go, na szerokie uprawnienia kurii rzym ­ skiej, przypuszczał słusznie, że bisku­ pi polscy, jeżeli będą ew. w ystępowali przeciw kodeksowi Zamoyskiego, to je­ dynie z powodu paragrafów zezw alają­ cych na pozyw anie duchownych do są­ dów św ieckich oraz zabraniających k le­ rowi polskiemu powiększania m ająt­ ków kościelnych.

Natom iast n ie tylko szlachta, ale na­ w et biskupi przyjmą z dużą radością paragrafy zm niejszające rolę władzy papieskiej w Polsce oraz znoszące ape­ lację do Rzymu i niezależność klaszto­ rów od episkopatu. W tych sprawach prawdopodobnie pisał Archetti do kar­ dynała — sekretarza stanu: „będę się m usiał sam męczyć, gdyż nie znajdę po­ parcia u tych, którzy powinni mi go udzielić. Przeciw nie, u niektórych z nich spodziewam się natrafić na opór“.

T a r n a w s k i

i

... Mimo tych ostrożności, dostał się zaraz po w yjściu drukiem do rąk nun­ cjusza art. 4-ty cz. I-ej „o duchow­ nych“. Przekładu na w łoski dokonał natychm iast opat Lucini“. (Z obszerne­ go odsyłacza wynika, że tekst został posłany do Watykanu).

Str. 139:

Z tą chw ilą rozpoczynają się zabiegi Archettľego zm ierzające do obalenia kodeksu. Pierw szą m yślą nuncjusza by­ ło dołożyć w szystkich starań, by za­ przestano druku...

...prośbę sw ą m iał bezzwłocznie przedstawić królowi. Ponieważ jednak Stanisław A ugust bawił jak zw ykle w tym czasie w Łazienkach, a do Warsza­ w y zjeżdżał tylko w e wtorki i czwart­ ki na posiedzenia Rady Nieustającej trudno było o audiencję.

Str. 146.

(Archetti) „Mało — jak m ówi — mógł liczyć na pomoc św ieckich, n iew iele na biskupów. N ie na pierwszych, gdyż do­ świadczenia ostatnich sejm ów nauczy­ ły go, że w cale nie są przychylni koś­ ciołowi i Rzymowi — nie na drugich, bo w łaśnie w iele z projektowanych pa­ ragrafów, w obec dążności wyższego k le­ ru do wzm ożenia swej władzy było im na rękę, zwłaszcza paragrafy dotyczą­ ce apelacji, placetu, zm niejszenia w ła­ dzy nuncjatury i poddania zakonów pod w ładzę biskupią“.

Str. 162.

Przesyła ' ąc Rzymowi tłum aczenie 4-go art. rozróżnił (Archetti) w nim n ie­ jako dwie części“. „Jedna dotyczy punk­ tów — m ówi nuncjusź — z którymi mo­ gę się zwrócić do tutejszych biskupów i spodziewać się ich współdziałania i pomocy. Przede wszystkim w tych po­ stanowieniach, którymi w znacznej m ie­ rze były naruszone privilegium fori i immunitas regalis — druga m ieści w

(9)

Rozmowa Archettťego z Michałem Poniatow skim wykazała, że jego p rze­ w idyw ania b yły całkowicie słuszne. B i­ skup płocki .wysłuchaw szy cierpliwie zarzutów nuncjusza dał mu zaraz na w stępie do zrozumienia, że n ie ma za­ miaru przeciwstaw iać się uchwaleniu nowych praw. Oświadczył wprawdzie, że n ie podoba mu się zbyt szybkie roz­ poczęcie druku kodeksu, ale dodał za­ raz, iż w cale nie potępia paragrafów regulujących prawa kościoła katolic­ kiego, gdyż są one całkowicie zgodne z odpowiednimi ustawam i w ielu państw zachodnio-europejskich.

Rozmowa ta pogłębiła nieufność Wa­ tykanu i Archettťego do Michała Po­ niatow skiego oraz do całego episkopatu polskiego. Pozbawiła ich również na­ dziei na w ydatniejszą jego pomoc w zwalczaniu kodeksu.

Niezadawalający w ynik rozmowy z M ichałem Poniatowskim skłonił Ar­ chettťego do interw encji u Zam oyskie­ go. Zaczął ją niezbyt fortunnie od w y ­ rzutów, że Zamoyski, uchodzący po­ w szechnie za gorliwego katolika, wpro­ wadził do kodeksu prawa niem iłe dla papieża i niebezpieczne dla całego du­ chow ieństw a polskiego. Odpowiedź Za­ m oyskiego była niezw ykle charaktery­ styczna dla poglądów XVIII wieku.

Oświadczył on z naciskiem, że przy opracow ywaniu nowych praw nie k ie­ row ał się interesam i żadnego stanu, lecz dobrem całego narodu. Opracowa­ ny kodeks nie jest jeszcze obowiązują­ cym prawem, lecz jedynie projektem i to w dodatku nie skończonym. Jeżeli nuncjusz ma zastrzeżenia przeciw re­ gulowaniu praw kościelnych, powinien się zwrócić do sejmu, gdyż jedynie sejm ma prawo przygotowany przez niego projekt zm ienić lub nawet odrzu­ cić. Pod náporem wyrzutów Archettťego przyznał wprawdzie na zakończenie rozmowy, że niektóre paragraEy w ym a­ gają uzgodnienia z zainteresowanym bezpośrednio W atykanem, ale dcdał rów nocześnie, że tego rodzaju załatw ie­ nie sprawy uważa na razie za przed­ wczesne.

sobie ustaw y przeciwne powadze S to­ licy apostolskiej, jurysdykcji tutejszej nuncjatury, konstytucji i eg/.empcji za­ konów, co do tej prawdopodobnie będę się musiał sam m ęczyć i nie znajdę po­ parcia u tych, którzy by powinni to uczynić, przeciwnie u niektórych z nich, spodziewam się natrafić naw et na opór“.

Str. 163.

Książę biskup płocki — do niego to w pierwszym rzędzie zwrócił się A r- chetti — w cale nie okazywał odrazy do projektowanych nowatorstw kościel­ nych, ani też nie objaw iał intencji, żeby się miał oprzeć z całą stanowczością wprowadzeniu ich w życie. Zapewniał wprawdzie nuncjusza, że, ile tylko, m ógł, sprzeciwiał się publikacji projek­ tu Zamoyskiego, ale zarazem użył do usprawiedliw ienia nowych ustaw argu­ m entów, którymi m iał się wkrótce po­ służyć Stanisław August, jak w ylicza­ nie przykładów podobnych zarządzeń w innych katolickich państwach Eu­ ropy.

Str. 161

Rozmowa biskupa Poniatow skiego z nuncjuszem dała w iele do m yślenia sferom watykańskim , zachwiała ich w iarę do episkopatu polskiego i była następnie jednym z bardzo poważnych powodów, dla których Rzym odrzucił zaprojektowaną przez nuncjusza ko­ m isję, do której m iało w ejść kolegium

biskupów. Str. 139.

... złożył A rchetti w izytę Zamoy­ skiemu. Na przedstawienia swoje otrzy­ mał od ekskanclerza odpowiedź, że re­ form y jakie „Zbiór“ wprowadza, m ają na względnie w yłącznie dobro narodu. Zresztą uspakajał Zamoyski nuncju­ sza, że nie tworzy żadnego kodeksu, lecz opracowuje jedynie projekt, który na obecnym sejm ie ma być przedłożo­ ny ad deliberandum.

Sejm obecny zatem ma roztrząsnąć zbiór, uczynić w nim odpowiednie po­ prawy, przyjęcie zaś ma nastąpić do­ piero na sejm ie przyszłym. Przyznawał, że niektóre m aterie w zbiorze zawarte wym agają wspólnego porozumienia się ze Stolicą apostolską, n ie uczyniono te­ go jednak dotychczas, gdyż uważano za zbyteczne, skoro chodzi narazie tylko o projekt do prawa.

(10)

Zestawienia te można kontynuować, przedrukowując niem al całą resztę książki. Zaledwie bowiem w paru m iejscach m ateriał zaczerpnięty przez autora z archi­ w ów watykańskich nie został uwzględniony w pracy Tarnawskiego. Zeby uniknąć nieporozum ienia pragnę się zastrzec, że powyższe zestawienia m ają na celu jed y­ n ie wykazać, że prof. К. stosując m etodę streszczania korespondencji A rchetti’ego ż kurią rzymską, co zrobił już sw ego czasu Tarnawski, dokonał pracy z punktu w i­ dzenia naukowego całkow icie zbędnej. Książka Tarnawskiego jest pracą słabą, za­ w ierającą w iele błędów, pisaną w duchu teologicznym , w e wnioskach swoich często nienaukową. Tarnawski usiłuje dowieść, że W atykan m iał prawo zwalczać kodeks i że naw et nie używ ał w tej w alce środków, które by można uznać za niew łaściw e. To w łaśnie w pracy Tarnawskiego należało podkreślić i poddać krytyce. N ie zrobił tego jednak prof. Κ., jakkolw iek m iał ułatw ione zadanie dzięki istnieniu recenzji Emila Kipy. Natom iast K. zarzuca Tarnawskiemu to, czego mu zarzucić nie po­ dobna. Pisze bowiem (str. 162): „Ksiądz Tarnawski użył w iele w ysiłku i teologicz­ nej kazuistyki dla takiej interpretacji źródeł w atykańskich, aby czytelnik odniósł w rażenie że nie W atykan lecz Stackelberg obalił kodeks Zam oyskiego“. Zestaw ­ m y z tym oświadczeniem odpowiednie ustępy pracy Tarnawskiego. Na str. 233 przedstawiając ostateczny upadek kodeksu pisze Tarnawski co następuje: jedno­ m yślna niem al zgoda wśród sejm ujących, aby „Zbiór“ nazawsze obalić, była ow ocem zabiegów nuncjusza, agitacji w ostatniej chwili. Trudno bowiem przy­ puścić, aby ta w łaśnie powszechna zgoda wśród posłów, m iędzy którymi było w ielu i takich... którzy przedtem byli przychylni „Zbiorowi“, nie była w ypływ em silnej do przekonania sejm ujących trafiającej agitac i, mogącej w yjść jedynie od nuncjusza. Lubomirski bowiem ośw iadczył się za propozycją tronową, Stackelberg był najprawdopodobniej jej autorem, nie dążyli zatem oni do tak nagłego upadku „Zbioru“. Ten cel chcieli osiągnąć powoli — jedynie tylko ... nuncjusz papieski pragnął rychłego obalenia praw “. Reasumując zaś opow ieść o katastrofie, jaka spotkała kodeks, Tarnawski pisze (str. 241): „Do zgotowania tego końca nowym prawom przyłożyły sw ą rękę m iędzy innym i także najpoważniejsze czynniki koś­ cielne, bo kuria rzymska, w pierwszym rzędzie papież i jego nuncjusz w Polsce“. Opis obalenia kodeksu na sejm ie 1780 r. powtarza rzeczy w ielokrotnie już opisy­ w ane, w odtworzeniu zaś zdarzeń poprzedzających te wypadki prof. K. nie w y ­ korzystał naw et w szystkich danych zawartych w pamiętnikach W ybickiego. Na zakończenie tej przydługiej recenzji jeszcze jedno sprostowanie. Prof. К. w „uwa­ gach końcowych“ na str. 160 pisze, że na przyczyny upadku kodeksu zwrócił poraz pierw szy uwagę Korzon. Korzona w yp rzed ali i to o w iele lat Schm itt i K raszew ­ ski, którzy w oparciu o pam iętniki W ybickiego, mówiące przecież jasno o akcji nuncjusza, jem u w łaśnie przypisyw ali rolę w obaleniu kodeksu.

Reasum ując trzeba stwierdzić, że w ydanie tego rodzaju książki jako populary­ zującej dzieje kodeksu i historię antypostępowych i antypolskich poczynań Waty­ kanu należy uznać za niezm iernie pożyteczne. N ie wnosi ona jednak nic nowego do stanu badań i nie spełnia wym agań, jakie stawia się pracom naukowym . A u­ tor podjął tem at w ażny i interesujący, nie opracował go jednak należycie ułatw ia­ jąc w ten sposób obronę tym, którym zależy na utrzym aniu Iegend3r o rzekomej wspólnocie interesów papiestwa i Polski.

Jerzy Michalski B r o d a Józef: Andrzej Zamoyski a sprawa chłopska w drugiej połow ie X V III wieku. Warszawa 1951.

Praca p. Brody jak świadczy sposób ujęcia i wykładu i jak stwierdza sam autor (s. 170) jest pracą popularno-naukową. W pierwszym rozdziale p. Broda om awia

Cytaty

Powiązane dokumenty

Instytut Matematyczny UWr www.math.uni.wroc.pl/∼jwr/BO2020 III LO we

nieuleczalna choroba ograniczyła zakres Jego działalności naukowej. dr Miterą Dobrowolską opracował monografię Kom isji Edukacji

76 ABK UW „Ł.K.", Ankieta personalna z 12.XI.1970, jako datę końcową zatrudnienia w Czytel- niku i rozpoczęcia pracy w IBL podaje czerwiec 1950, ankieta 12.XI.1950 jako tę

N atura człowieka, człow ie- czeństwo, choć posiada walor powszechności (jest taka sam a we wszystkich ludziach), je st fo rm ą substancjalną człow ieka i może

A więc chcemy mówić, że zdecydowanie „jest gorąco” gdy temperatura jest większa niż 100stopni, zdecydowanie nie jest gorąco gdy temperatura jest mniejsza niż

W uzasadnieniu postanowienia sąd podał, że co prawda materiał dowodowy wskazuje na duże prawdopodobieństwo, że podejrzany dopuścił się popełnienia zarzucanego

Dzieje się tak, gdyż najwyższym priorytetem dla człowieka nie jest bynajmniej działanie zgodne z rozsądkiem, w imię największego pożytku, lecz poczynania zgodne z własną,

The entrance window of the detector (2 mm Al) is sealed with an O-ring, so that the filtered and heated FC72 can be circulated in a closed air tight system through the detector