JW. 2. Warszawa, d. 9 Stycznia 1887 r. T o m V I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZECHŚWIATA."
W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10
półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R cdakcyi W szechświata i we w szystkich księgarniach w k raju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deikc, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniewski, J. N atanson, D r J . Siem iradzki i mag. A. Ślósarski._______
„AVszechświat“ przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, n a następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7 'h ,
za sześć następnych razy kop. 0, za dalsze kop. 5.
A d r e s E e d a k c y i : K r a k o w s k i e - F r z e d m i e ś c i e , ISTr 6 6 .
PRÓBA
W S T Ę P N E G O WYKŁADU CHEMII,
P rzedm ioty, których zbiór obejmujem y nazwiskiem przyrody, okazują niewyczer
paną. rozmaitość cech i własności. Ileż to barw , ile kształtów uderza nasze oko, ile różnorodnych wrażeń otrzym ują inne zmy
sły! A jeżeli zechcemy, niepoprzestając na ich świadectwach, bliżej i ściślej poznać w ła
sności rozm aitych rodzajów inateryi na d ro dze porów nyw ania jed n y ch z drugiem i; je żeli w tego rodzaju badaniach posługiwać się będziemy metodami naukow em i, z któ
rych każda sama przez się stanowi dla nas zm ysł nowy, zaostrzony i udoskonalony;—
przekonam y się, że rozmaitość ciał, otacza
jących nas zewsząd, je st większa jeszcze, aniżeli w ydaw ać nam się mogło przy po- wierzchownem rzeczy rospatrzeniu.
G ałęzią nauk przyrodniczych, k tóra zaj
muje się najbliższem zbadaniem własności m ateryi, je st chem ija. Ścisłe zbadanie da
nego szeregu przedm iotów , polega na do- skonałem odróżnieniu jed ny ch od drugich i każdego pojedynczego od wszystkich po
zostałych. Ażeby dojść do takiego re z u lta tu, chem ija, k tó ra jest nauką ścisłą, wyszu
kuje własności m ateryi, dających się przed
stawić w sposób najbardziej ścisły, to je s t zapomocą liczb. W szelkie inne cechy, ja k kolw iek mogą być ważne kiedy idzie o p o wierzchowne odróżnienie, nie przedstaw iają wartości naukow ćj, jak o w yrażone w spo
sób zostaw iający wątpliwości. T a k n a p rz y - kład b arw a dla niewidom ych i ślepych na kolory nie posiada żadnego znaczenia; o wo
ni i sm aku możemy sobie wyrobić sąd w y
łącznie tylko subjektyw ny i nie mamy śro d
ka dzielenia się z innym i wiadomościami>
które do tych własności się odnoszą; tem- bardzićj jeszcze wyrazić nie umiemy tych wrażeń, jak ie na organach dotykania spra
w iają rozm aite ciała. Tymczasem kształt gieom etryczny, właściw y przeważnej licz
bie m ateryj stałych; punkty term om etru, przy których różne ciała zm ieniają stany skupienia; ciężary, odpowiadające umówio
nej jednostce objętości i t. p.; są to wszystko własności, które możemy przedstaw iać za
pomocą liczb. L iczba zaś, powiedziećby
W S Z E C H Ś W IA T . N r 2.
możno, je st pieniądzem nau k i, posiadającym ku rs stały i obowiązujący. W łasności m a- tery i, dające się przedstaw ić zapomocą liczb, nazw ijm y dla krótkości głów nem i.
P ew ną ilość własności głów nych um iem y dzisiaj określać w sposób bardzo dokładny, a to skutkiem wysokiego udoskonalenia m e
tod i przyrządów , którem i posługujem y się przy badaniu. T ak np. na naszych term o
m etrach możemy dokładnie odczytyw ać se
tne części stopnia, ciężary właściw e w yp a
d ają zgodnie z w ielu doświadczeń aż do szó- stój lub siódmej liczby dziesiętnej i t. p.
W archiw um nauki są pxzechowywane set
ki tysięcy dokum entów , odnoszących się do własności głów nych, zbierane i k ontrolow a
ne przez całe zastępy pracow ników . Na podstaw ie zaś owych dokum entów możemy przy jąć za praw dę niew zruszoną, że w łasno
ści głów ne różnych rodzajów m ateryi są d la tychże rodzajów stałe. T ak np. ciężar w łaściw y 10,511 charak tery zu je srebro i ty l
ko srebro — ani m etal te n nigdy innego ciężaru właściwego posiadać nie może, ani żadna inna m ateryja na świecie nie m a cię
żaru właściwego 10,511. Jeżeli wszakże srebro nie je st bezw zględnie czyste, to jest, jeżeli do niego je s t przym ięszana n ajm n iej
sza, m inim alna, ilość jak iejk o lw iek m ateryi obcej, to ju ż ciężar w łaściw y nie będzie się w yrażał przez liczbę powyżej przytoczoną.
Zupełnie podobna uw aga stosuje się do wszystkich innych własności głów nych, co spraw ia, że chcąc własności te określać, m u
sim y przedew szystkiem zw rócić n a jp iln ie j
szą uw agę na czystość badanego ciała i z n a j
bardziej drobiazgow ym pedantyzm em usu
nąć z niego to wszystko, co stanowi w niem przym ięszkę obcą. T akie usuw anie obcych przym ięszek jest rzeczą nad w szelki wyraz m ozolną i praw ie zawsze samo przez się sta- j nowi przedm iot studyjów osobnych a wy- i m aga najgłębszego w niknięcia we w łasno- ! ści w szystkich m ateryj, ja k ie badacz może znaleść w przedm iocie swego zajęcia, nie- | slychanćj w praw y w czynnościach m echa- ! nicznych, cierpliw ości i sumienności bezw a- j runko wćj.
D opiero w pow yższy sposób oczyszczone ciała m ają stale własności i dopiero takie j mogą stanow ić przedm iot badania chemicz
nego. Nazyw am y je w tedy ciałam i jed n o - j
rodnem i albo chemicznie czystemi. P rz y roda p raw ie nigdy nie dostarcza chem ikowi ciał jed no ro dn ych a technika w bardzo rz a d kich tylko w ypadkach posługuje się niemi.
T u i tam natom iast spotykam y się praw ie w yłącznie z m ięszaninam i, to je st ciałam i utw orzonem i z pew nej liczby ciał jed n o ro dnych, zmięszanycli w stosunkach zm ien
nych. W łasności podobnycli m ięszanin za
leżą głównie, chociaż nie wyłącznie, od w ła
sności tego ciała, którego ilość w składzie m ięszaniny przew aża i dlatego mięszaninom owym nadajem y pospolicie nazw y, czystym rodzajom m ateryi przynależne. T ak np.
m ateryjał, który nazyw am y żelazem, zawsze ma w sobie nieco węgla, krzem u, siarki, niklu, kobaltu, m anganu i t. d., a wszystkie te części składowe w pływ ają w znacznym stopniu na 'w łasności. Żelazo chemicznie czyste ma własności stale i nie może być mowy o je g o odm ianach lub gatunkach — żelazo używ ane w przem yśle dzieli się na w iele odm ian i przedstaw ia jak g d y b y wiele odrębnych m etali, co zależy od większćj a l
bo mniejszój ilości tćj lub o wćj spom iędzy podrzędnych części składowych.
Po takiem w yróżnieniu ciał jed norod ny ch możemy przystąpić do ch arak terystyk i p e
wnych przem ian chem icznych, ja k ie z nie
mi się odbyw ają. M am y oto p rzed sobą ciało, którego postać krystaliczna, przedsta
wiająca praw idłow e sześciany, ciężar w ła
ściwy — 2,145, p u n k t topliwości — 770° C, nakoniec rospuszczalność w wodzie, bez
barw ność, przezroczystość i sm ak słony, do
wodzą, że je s t solą kuchenną. Żeby nastę
pnie u n ik n ąć pow tarzania, nazw ijm y odra- zu tę sól chlorkiem sodu. — Chem ik, p rz y stępujący do zbadania m ateryi jednorodnej we w zględzie je j własności chemicznych, postępuje zawsze w tak i sposób, że m atery- j ą owę poddaje działaniu wszelkich czynni
ków fizycznych, stosowanych w rozm aity sposób, pojedynczo albo po kilka naraz, a z drugiej strony w prow adza j ą w zetkn ię
cie z najrozm aitszeini m ateryjam i innem i, zm ieniając znowu przytem w arunki fizycz
ne. W taki sposób traktow ane różne ciała zachowują, się odm iennie, a poczet sp ostrze
żeń na tej drodze zebranych, daje nam che
miczną historyją badanej m ateryi. C hlorek s ;d u pod wpływem sił fizycznych niełatw o
N r 2. W S Z E C H ŚW IA T . 19 ulega przem ianom . T a k np. z doświadcze
nia codziennego wnioskować możemy, że światło wcale nań działania nie wywiera, a doświadczenie naukow e potw ierdza w ca
łości ten wniosek; elektryczność bardzo tru dno przechodzi przez k ryształ chlorku sodu i również nie zmienia go wcale; ciepło oka
zuje się w praw dzie od obu tych sil dziel
nie jszem, gdyż w najw yższych tem peratu
rach, jak ie osięgnrjć umiemy chlorek sodu doznaje zm iany chem icznej, ale w ytw orze
nie takich tem peratur pośród w arunków od
powiednich dla doświadczenia je s t bardzo trudne; dopiero połączone działanie ciepła i prądu elektrycznego łatw o wyw ołuje głę
boką przem ianę chlorku sodu. Jeżeli ciało to stopimy w tygielku porcelanow ym i do stopionej masy w prow adzim y elektrody sil
nego stosu galw anicznego, to zauważymy energiczne i ciekawe działanie. D la pew
nych względów za elektrod dodatni używ a
my pręcika w ystruganego z węgla, a za ód- jeinny — grubego d ru ta żelaznego. Od pier
wszej chwili działania spostrzegam y, że ko
ło pręcika węglowego zbiera się gaz z sil
nym i p rzy k ry m zapachem, różniący się od pow ietrza, oprócz wielu cech innych, swoją żółtozieloną barw ą. Jednocześnie na d ru cie żelaznym osiadają kuleczki białego, b a r
dzo świetnego m etalu, które, kiedy za wy
dobyciem d ru tu zetkną się z powietrzem, palą się jask ra w o żółtym płomieniem. W o
niejący gaz nazyw am y chlorem , palny me
tal — sodem. Zauw ażm y, że otrzym ane w tem doświadczeniu dw a nowe ciała ni- czem nie przypom inają m ateryi, z którćj zo
stały wytworzone; że jedno do drugiego wcale nie są podobne; że nakoniec własno
ści główne chlo rku sodu nie są ani sumą, ani żadną wogóle kom binacyją własności głów nych sodu i chloru. Gdybyśm y je d n a k zważoną ilość stopionego chlorku sodu pod
dali działaniu prądu elektrycznego a otrzy
m any sod i chlor starannie zebrali i zw a
żyli, okazałoby się, że sum a ciężarów tych dw u ciał je s t równa ciężarowi użytego chlor
ku sodu.
W podobny sposób j a k chlorek sodu z a chow uje się bardzo wielka liczba ciał je d n o rodnych: p rzy d ziałaniu rozmaitych czynni
ków rozdzielają się one n a jakieś nowe ro dzaje m ateryi, niepodobne do pierw otnego
i różne pomiędzy sobą. T a wiadomość jest dla nas o tyle zadziw iająca, że znajduje się jak g d y b y w zasadniczej sprzeczności z po
jęciem m ateryi jednorodnej, ja k ie w yrobi
liśmy sobie przed chwilą.
Żeby wywikłać się z tćj pozornej sprze
czności, musimy nieco szczegółowiej rospa- trzyć to, co nazw aliśm y jednorodnością m a
teryi. Filozoficzny pogląd na m ateryją, po
wszechnie przez dzisiejszych przyrodników przyjęty a od mędrców klasycznej staroży
tności początek swój biorący, uczy, że ma- teryja nie je st w swej masie ciągła, ale sk ła da się z niesłychanie - drobnych mas o drę
bnych je d n a od drugiój, obdarzonych w p e
wnych względach rodzajem autonom ii i nie- stykających się wzajem nie ze sobą, ale utrzym ujących się razem skutkiem wzaje
mnego przyciągania. D robne te masy n a zywamy cząsteczkami albo m olekułam i i przyjm ujem y, że one ju ż m echanicznie ro z
drobnione być nie mogą, czyli, że stanow ią kres mechanicznćj podzielności m ateryi.
Ciałem jednorodnem , po objaśnieniu po- wyższem, nazyw ać będziemy m ateryją, k tó rej wszystkie m olekuły są zupełnie je d n a ko we.
W obecnym stanie nauki przyjm ujem y, że pojedyńcza cząsteczka, z powodu zniko
mych swoich wym iarów, raz nazawsze usu
wa się przed bespośredniem dostrzeganiem i badaniem. Niemniej wszakże o zachow a
niu się cząsteczek wnioskować możemy z ca
łą pewnością, jeżeli tylko przyjm iem y, co zresztą każe konieczność logiczna, że włas
ności icli są takież same, ja k własności zło
żonej z nich m ateryi. W opisanem powy- żój doświadczeniu z chlorkiem sodu, jed n o rodne to ciało pod wpływem p rąd u wydało dwa nowe, ale rów nież każde zosobna j e dnorodne ciała, sod i chlor. Możemy przy jąć, że cząsteczki chlorku sodu podzieliły
los całćj jego masy — każda z nich rospa- d ła się na dwie niepodobne do siebie czę
ści.—Zatem cząsteczka m echanicznie niepo
dzielna, pod pewnemi, bardzo energicznem i, w pływ am i może być jeszcze podzielona, ale ju ż wtedy produkty podziału będą do czą
steczki niepodobne. Czy zawsze będą ta k że niepodobne pomiędzy sobą? Odpowiedź możemy wyciągnąć tylko z doświad
czenia.
20 w s z e c h ś w i a t . N r 2.
P rzedstaw m y sobie szereg ciał je d n o ro dnych, dajm y na to — jo d e k sre b ra, tlenek platyny, które poddajem y działaniu ro zm ai
tych wpływów, podobnie, ja k czyniliśm y z chlorkiem sodu. P o d działaniem św iatła, elektryczności, ciepła, w ym ienione ciała ros- padają się n a szereg now ych m ateryj je d n o rodnych. O trzym ujem y jo d , sreb ro, tlen, j platynę, a doliczyw szy sod i chlor z po prze
dniego dośw iadczenia, mieć będziem y do
syć ju ż duży poczet ciał, pochodzących z ro s- I k ła d u pierw otnie użytych m ateryj. G d y - ; byśm y teraz wzięli jed n o z cial dop iero co
wyliczonych, np. tlen lub srebro i poddali j tym wszystkim działaniom , przy ja k ic h j o d ek srebra, chlorek sodu i t. d. uleg ały ros- kładow i, gdybyśm y dalej p o starali się dzia- | ła n ia te urozm aicać i kom binować na wszel- | kie możliwe sposoby, przekonalibyśm y się, że tlen, srebro i t. d. nic ulegają ju ż dalsze
m u roskładow i. Z jaw isko chem iczne, zw a
ne roskładcm , a polegające na tem, że z d a nej m ateryi w ytw arza się dwie lu b więcćj m ateryj nowych, może się odbyw ać z jed n e- ini ciałam i, kiedy inne ciała są do niego nie
zdolne.
Jak ż e rozumieć m am y odpow iedź w y n i
kającą z ostatnich doświadczeń? Jeżeli chlo rek sodu rozłożył się na chlo r i sod, to i każda jeg o cząsteczka rospadła się a n a lo gicznie. A le cząsteczka chloru, sreb ra, tle
nu i t. p. w idać nie roskłada się wcale pod działaniem n ajbardziej energicznych czyn
ników . B ezw ątpienia, możnaby przyjąć i ta kie m niemanie, m ożnaby podzielić cząstecz
ki na takie, k tóre w pew nych w aru nkach dają się rozdrobnić, choć ju ż nie m echanicz- nem i środkam i i na inne — bezw arunkow o niepodzielne. Bliżsi jed n ak ż e będziem y praw dy, broniąc przeciw nego zdania, to je s t tw ierdząc, że wszystkie cząsteczki są che
m icznie podzielne, ale że p ro d u k ty p o działu jed n y ch (np. chlorku sodu) są m ie
dzy sobą podobne, gdy tym czasem po
dział innych (np. cząsteczek sodu) daje p ro du k ty zupełnie identyczne.
Ciało jed n o ro d n e, którego cząsteczki, dzieląc się, w ydają niejednakow e p ro duk ty ro sk ła d u , nazyw am y ciałem zło- żonem albo zw iązkiem chemicznym . C ia
ło jednorodne, którego cząsteczki w yda
ją identyczne m iędzy sobą p ro d u k ty ros
kład u , nazyw am y ciałem prostem albo pier
wiastkiem . (d . c. n.).
B r. Znatowicź.
0 SAMOWOLNEJ 1M PDT1CYI
U Z W I E R Z Ą T .
(Dokończenie).
P ozostaje nam teraz zbadać czynność m ię
śniową i określić, ja k im sposobem dokony
wa się odłam yw anie nóg u raków . K ażdy członek nogi k ra b a (wogóle raka) utw orzo
ny je s t z tw ard ej skorupy, k tó ra w postaci fu terału łub ru rk i, mniej więcój w alcowa
tej, p ok ry w a mięśnie, nerw y i naczynia krw ionośne, w ew nątrz położone. P o łącze
nie dwu członków nogi, czyli dw u takich
j ru rek , odbyw a się zapomocą mięśni i błon w tak i sposób, że członki nogi m ogą się zgi- I nać i prostow ać. K ońce sąsiednich człon-
j ków nie posiadają pow ierzchni staw ow ych, I gładkich i zaokrąglonych, ale sty kają się tylko w dwu p unktach, położonych na koń-
! cach średnicy poprzecznej nogi, czyli osi staw ow ej. Zginanie i prostow anie każdego członka nogi odbyw a się przy pom ocy dw u mięśni, zginacza i w yprostnego. W łó kn a tych mięśni przyczepiają się zapomocą ścię
gna chitynow ego z jednej strony do brzegu (końca) członka poruszanego, z drugiej zaś strony do pow ierzchni w ew nętrznej człon
ka poprzedniego. T ak np. zginacz i wy- prostny 5-o członka przyczepiają się z jedn6j strony do brzegu 5-o członka, z drugiej zaś do całej w ew nętrznej pow ierzchni4-o człon
ka, k tórą mięśnie te w ypełniają p raw ie zu
pełnie.
D ru g i członek nogi, któ ry zw ykle rozła
mu je się mniej więcej pośrodku, łączy się 1 staw em z 1-ym członkiem zapomocą dw u w yrostków , położonych na końcach osi sta
wowej, około którój drugi członek odbywa ruchy przy w spółdziałaniu mięśnia w ypro
stnego a i zginacza b (fig. 3).
O badw a te mięśnie biorą udział praw do-
i podobnie w oderw aniu nogi, chociaż do-
świadczenie w ykazuje, że tylko mięsień wy- prostny je s t koniecznym do samowolnej am- putacyi. Można zapomocą delikatnych i spi
czastych nożyczek, które wsuwa się pod błonę stawowi}, przeciąć ścięgno zginacza, a ope- racyja taka nic przeszkadza odryw aniu się nogi. P rzeciw nie, przecięcie ścięgna wy- prostnego, w taki sam sposób dokonane, n i
weczy możność oderw ania się nogi.
F ig. 3 przedstaw ia schem atyczny obraz działania mięśnia w yprostnego a i zgina
cza b.
P . L. F red ericq zdaje sobie spraw ę z dzia
łania mięsni w następujący sposób. Przez drażnienie nerw u czuciowego nogi nastę
pu je gw ałtow ny skurcz mięśnia w yprostne
go a, co sprow adza raptow ne w yprostow a
nie nogi, k tóra uderza o brzeg skorupy po- N r 2.
F ig . 3. Schem atyczny rysunek nogi k rab a. 1, 2 i 3—
pierw szy, d rugi i trzeci członek, szczelina migdzy 21 i 2" wskazuje m iejsce złam ania: a mięsień wy- p ro stn y , b zginacz, c skorupa, o którą, naciska noga
przy skurczu m ięśnia wyprostnego.
kryw ającej ciało (przy c fig. 3). Tym spo
sobem ruch szybki drugiego członka nogi, a mianowicie zaś końca jego 2", zostaje ra ptow nie w strzym any przez opór skorupy, a ponieważ mięsień w yprostny a kurczy się dalej i w yw iera działanie na część 2' tu ło wiową drugiego członka, przeto część 2" zo
staje silnem parciem oderw ana. O derw a
niu dopom aga jeszcze i ta okoliczność, że n a drugim członku, szczególniej na wewnę
trznej jego pow ierzchni, znajduje się bróz- da dość głęboka, k tó ra tw orzy miejsce słab
sze, gdzie też następuje zawsze oderw a
nie nogi. G łów nym zatem w arunkiem od
łam ania nogi je st działanie mięśnia wy
prostnego (a) drugiego członka, przyczem potrzeba, aby noga i część końcowa d ru g ie
go członka znajdow ała pun k t oparcia.
N asuw a się teraz pytanie, ja k ą korzyść od
nosi krab ztak ich odruchów autotom icznycli
I czyli z poświęcenia swoich nóg? Głównie wymyka się poważnemu nieprzyjacielow i, przyczem nie je st narażony na zagładę wsku
tek krw otoku, rana bowiem pow stała przez odłamanie prawie nie krw aw i. B ra k ten upływ u krw i p rzypisuje L. F . kurczliw o- ści przeciągłćj mięśnia wyprostnego, któ ry , nabrzm iew ając przy silnym skurczu, zatyka otwór prow adzący do jamistości członka no
gi i w strzym uje upływ krw i. W skutek od
łam ania nogi, tw arde pokrycie (skorupa) drugiego je j członka, naczynia i nerw y są przerw ane, mięśnie zaś poruszające drugim członkiem pozostają całkow ite w tej części nogi, k tóra zachow uje się przy głow otułow iu i one to mają wstrzym yw ać upływ krw i.
Te zaś mięśnie, k tó re służą do poruszania trzeciego członka, pozostają całkowicie za
w arte w części nogi, k tóra odpada.
W iadom o, z ja k ą łatwością po odłam aniu odrastają nogi raków , często też spotykają się krab y z jedn ą lub kilkom a nogam i odra- stająccm i, m nicjszem i od innych; now oodra- stnjnca taka noga je s t zaszczepiona na tej części, k tó ra pozostała przy tułow iu po od
łam aniu nogi drogą autotom iczną. Poniew aż odrastające w ten sposób nogi spotykać m oż
na dość często u krabów żyjących na w ol
ności w m orzach, dowodzi to zatem, że i w stanie natu ry odpadanie nóg następuje w tein samem miejscu, co i przy doświad
czeniach, odbywanycli na krabach w praco
wni. P . L . Fredericcj odpadanie nóg ob
serw ow ał nietylko na krabach, hom arach i rakach rzecznych, ale nadto jeszcze na wielu innych rakach, między innem i na k re
wetkach (Palaem on), langustach (P a lin u ru s \ pagurach czyli pustelnikach (P agu ru s); u wszystkich tych zw ierząt odpadanie nóg na- stępuje w takiż sam sposób i w skutek tych samych przyczyn.
Podobnie ja k u raków , odryw ają się z wielką łatwością nogi wielu owadów. A u- totomii podlegają przedew szystkiem owady prostoskrzydłe skaczące, dw uskrzydłe o d łu gich nogach, ja k kom arnica (Tipula), nic-
j które błonkoskrzydłe i w. in.
Jeżeli będziemy trzym ać szarańczę lub
; konika polnego za jed n e z tylnych nóg, nie- ściskając je j silnie, w tedy owad będzie u si
łow ał wyswobodzić się, ale nie odłam ie ża
dnej ze swoich nóg. G dy je d n a k , uchw y- 21 W SZ EC H ŚW IA T .
22 W sz i!C H śA v łA t. N r 2.
ciwszy ow ada za nogę, będziem y ją silnie uciskać lub gnieść, tak, że podrażnim y nerw jój czuciowy, odłam anie następuje na
tychm iast przy połączeniu u d a z krętarzem ; noga odpadająca będzie zaw ierać udo, g o leń i stopę.
N ajpew niejszy sposób, w yw ołujący o d e r
wanie się nogi, polega na nagłem odcięciu nożyczkam i końca nogi, trzym ając ow ada d elikatnie za udo, w tedy noga zostaje w naszych rękach, a owad upada n a ziemię.
M ożna dośw iadczenie to pow tórzyć z rów nym skutkiem i na drugiej nodze tylnej.
D w ie przednie pary nóg szarańczy, znacznie krótsze, nie przedstaw iają ju ż tego zjaw i
ska. P odobnie j a k u raków , łańcuch zw o
jó w nerw ow ych brzusznych u ow adów je s t ośrodkiem odruchów autotom icznych. Ł a ń cuch ten zwojów brzusznych u owa
dów przedstaw ia szereg ośrodków nerw o
wych, zdolnych do w yw oływ ania ruchów autom atycznych doskonale uporządk ow a
nych. S zarańcza pozbaw iona głow y zacho- | w uje zw ykłe położenie, odw raca się, gdy j ą położym y na grzbiecie, oddycha p ra w id ło wo i t. p. Jeżeli uszczypniem y delikatnie odw łok, nogi skoczne rosciągają się i robią skok w niczem nieustępujący skokom zw ie
rzęcia z głow ą. P odobnie osa lub m ucha pozbaw iona głow y brzęczy, czyli może w y
konyw ać praw idłow e ruch y skrzydłam i.
K orzyść, ja k ą przynosi szarańczy o d ryw a
nie nóg, je s t taka sama, ja k ą odnosi ra k z autotom ii,— zw ierzę unik a całkow itej za
głady. Jak k o lw iek nogi szarańczy raz o d p adłe ju ż nie odrastają i szarańcza pozba
wiona jed n ej lub dwu tylnych nóg pozosta
je kulaw ą i narażoną na wiele niebespie- czeństw, to jed n ak , — ponieważ życie ow a- du dojrzałego trw a dość krótko, — w wie
lu ju ż razach chodzi tylko o przedłużenie życia o dni kilka, w celu złożenia ja je k i t. p.
Czy osobnik dalej potem żyje czy nie, je s t już rzeczą mniejszej wagi, skoro zapew nił byt gatun ku.
P a ją k i rów nież łatw o pozbyw ają się nóg.
P . L. F red e ricq robił obserw acyje i do
świadczenia na kosarzu (P halangium ), krzy
żaku (E peira) i k ilk u innych pająkach po
spolitszych. T u ta j także można zw ierzę przytrzym ać za je d n ę lub dw ie nogi, które się nie odryw ają, jeżeli unikam y wszelkiego i
podrażnienia nerw u czuciowego. Jeżeli wszakże, podniósłszy zw ierzę za środek no
gi, obetniem y jój koniec ostrem i nożyczkami, odłam uje się ona natychm iast u podstawy.
P odobnie ja k u skorupiaków i owadów, b li
zna pow stała z samowolnej am putacyi nie k rw aw i wcale.
Śród zw ierząt stawonogich z w ielką ła twością odryw ają nogi litobiusy (zw ane skorkam i) z grom ady tysiąconogów. W y starcza uszczypnięcie nogi szczypczykam i p rzy chw ytaniu szybko biegnącego litobin- sa, aby noga pozostała w szczypczykach, a zw ierzę dalej biegło, szukając schronienia.
W pośród zw ierząt kręgow ych autoto
m iją spotykam y u niektórych gadów , a m ia
nowicie u padalca i jaszc zu rk i zw yczajnej.
U padalca odpadanie ogona je s t także w y
w ołane skurczem m ięśni i nie pochodzi wca
le z przesadzonej kruchości tego organu, ja k to sam a nazw a padalca, A nguis fragilis, zdaje się dowodzić. Za dość znaczną wy
trzym ałością ogona pad alca przem aw ia do- ś« iadczenie, które w ykonał p. L . F red ericq w n astępujący sposób na padalcu nieżywym.
Do końca ogona padalca zawieszonego pionowo przym ocow ano talerzy k z ciężar
kam i, a potrzeba było użyć 490 gram ów za
nim ogon się urw ał. Poniew aż padalec wa
żył 19 gram ów , zatem potrze ba było użyć do u rw an ia ogona padalca 25 razy większe
go ciężaru, aniżeli ciężar ciała tego zw ie
rzęcia.
P ad alec żywy zachow yw ał się całkiem inaczej: zawieszony za ogon, głową ku do
łowi, w ykręcał się w rozm aitych kierunkach, nieprobując je d n a k uciekać przez oberw a
nie sobie ogona. Po podrażnieniu zaś ener- gicznem końca ogona, przez odcięcie go n a
gle ostrem i nożyczkam i, część ogona poło
żona poniżej m iejsca zawieszenia w ykonała pewne ru chy boczne, rezultatem któ ry ch by
ło oderw anie się ciała padalca od części ogona, zw ierzę spadło na ziemię i zaczęło uciekać. S chw ytany pow tórnie padalec i zawieszony, p rzy ponownem drażnieniu pozostałej części ogona, obłam ał, przy po
mocy takich sam ych ruchów , nową część
j ogona. Należy przypuszczać, że odpadanie ogona u padalca nastąpiło, podobnie ja k od-
j ryw anie się nóg u krabów , skutkiem silne
go skurczu mięśni,, wywołanego d ro gą od-
N r 2. Ws z e c h ś w i a t. 23 ruchową, czyli refleksyjną, przy silnem po
drażnieniu nerw ów czuciowych ogona.
U jaszczurki ogon odpada z rów ną ła- I twością, można jed n ak przytrzym ać żywą jaszczurkę za ogon, byle tylko unikać wszel- l
kiego podrażnienia, — po podrażnieniu zaś końca ogona obłam uje się on natychm iast u podstawy. Ogon odłam any u padalca i jaszczu rk i łatwo odrasta ').
Z powyżej przytoczonych faktów wypa
da, że odryw anie bezwiedne kończyn i in nych organów, czyli autotom ija, daje się spo
strzegać u wielkiej liczby zw ierząt, należą
cych do rozm aitych gru p zoologicznych.
Z w ierzęta te obłam ują sobie nogi lub ogony z nadzw yczajną łatwością i ocalają, życie, poświęcając je d e n lub kilk a członków.
T ak często pow tarzająca się u tra ta ra mion u ko m atuli (lilij a m orska) i ofiur (gw iazdy m orskie) czy nie je s t to także objaw podobnej samowolnej am putacji?
Zapew ne w krótce w ykryte zostaną liczniej
sze dowody tych ciekaw ych środków obro
ny, skoro uw aga przyrodników będzie ba
czniej w tym k ierunku zwrócona. Być mo
że, że to samo zjaw isko powtórzy sięu wszy
stkich zw ierząt posiadających kształty dro bne, a kończyny tw arde i cienkie.
A . Slósarski.
') A utotom iją u mięczaków (Mollusca) obserwo
w ali Qtioy i G aim ard k ilk a razy n a ślim aku m or
skim Ila rp a yentriccsa, który tra c ił koniec nogi p rzy silnym i raptow nym skurczu m ięśni. Część odryw ająca się o d rastała zupełnie.
F. G undelach zauw ażył podobny am putacyją koń- f a nogi u dwu gatunków ślimaków w łaściwych lą
dowych, zw anych kuby (H elix crassilabris i H. im p erato r). O derwana część nogi k u rczy ła się przez kilkanaście godzin po odpadnięciu od zwierzęcia.
O drastanie końca nogi następow ało dość szybko.
Spom iędzy m ięczaków blaszkoskrzelnych, rodzaj Solen, według św iadectw a Poliego tra c i z łatw ością część syfonu czyli r u r k i błoniastej, kló rą wciąga wodę do w nętrza jam y skrzelow ej. Przekonano się również, że jeżeli raptow nie Solen zam yka muszlę, odryw a część swej nogi, k tó ra odpada n a dno. (D.
Oe. L ’autotom ie e t les am putations spontanćcs. Ile- vue Scicut. N r 22, 1886).
0 GŁĘBOKOŚCIACH MORZA,
D okładne i um iejętne badania hiórza są dziełem najnowszych dopiero czasów. W sta
rożytności morze zarówno niezgłębionem ja k i niezm ierzonem wydawać się musiało;
brakło środków do obserwacyi i pomiarów, a uczeni greccy, na spekulacyjnych jedynie poprzestając wnioskowaniach, daleko od rzeczywistości odbiegali. PI u tar ch wszakże i P lin iju sz przyjm ują, że głębokość morza w yrów nyw a wysokości gór i wynosi zatem 10 do 15 stadyj; zestaw ienie to uważane być może za pewne, choć dalekie i ogólnikowe przybliżenie, które i dziś jeszcze niedorze
cznością przynajm niej nie razi.
Oczywiście wszakże zagadka głębokości m orza rozwiązaną być może jedynie przy
| pomocy dokładnych pomiarów, przez za
puszczanie sondy aż do dna; sondow ania te . muszą być nadto liczne i gęste, aby dać mo
gły obraz ukształtow ania dna morskiego.
W zasadzie przeto przyrząd do m ierzenia głębokości morza je s t poprostu ołowianką, jestto ciężar uw iązany na linie; ołow ianka, spadając ku dołowi, nadaje linie kierunek pionowy; w chwili przeto, gdy ołow ianka dotyka dna, długość zanurzonej liny daje nam głębokość szukaną. N ależyte wszakże uchw ycenie chwili, w której ołow ianka ude
rza o dno, przedstaw ia istotną trudność; p rą dy wody, istniejące w głębokości, albo też ruch statku, z którego się sondę zapuszcza, odchylają linę od pionu i powodować mogą je j pociąganie wtedy jeszcze, gdy ołow ian
ka spoczywa ju ż n a dnie; dopóki na okoli
czność tę należytej nie zw racano uwagi, po
m iary wydawać m ogły łatw o głębokość zbyt znaczną, dlatego też badania nieco da
wniejsze zaufania nie budzą.
W ogólności przyrządy do m ierzenia g łę
bokości m orza nazyw ają się batom etram i, od wyrazu patop—głębokość; rozm aite u le pszenia, mające na celu uchronienie od nic- bespieczeństw, o których mówiliśmy, wpro
wadzili Pfaffj W. Thom son, Jeffreys i inni.
Tenże sam cel osiągnął p. D ziew ulski środ
kami bardzo prostemi przy oznaczaniu g łę
bokości jezio r tatrzańskich w latach 1878
24 W S Z E C H Ś W IA T . N r 2.
do 1880; szczegółowy opis tych badań m ie
ści się w tomie I P am iętn ik a F izyjograficz- nego, skąd wziętą je s t załączona tu ry cina (fig. 1), dająCa w yraźny obraz całego p o stępowania.
P odstaw ka drew niana, m ająca postać gło
ski Z, poziomem swem dolnem ram ieniem zapomocą szrub C i D p rzy tw ierd zo n a je st do mocnej deski, należącej do tra tw y lub statku. N a końcu znów G górnej poziomej odnogi osadzona je s t ru ra kauczukow a, do której przyczepiony je st blok A. P rze z ten blok właśnie przechodzi lina, dźw igająca ołow iankę O, — lina ta przechodzi jeszcze
łając zarazem od pionu, ja k to widzimy na rysunku; w chw ili natom iast, gdy ołow ian- ka dotyka dna, ru ra , oswobodzona od w y
prężającego ją ciężaru, k urczy się n a ty c h m iast i w raca do pionowego kierunku. B a
czna przeto uw aga pozw ala uchw ycić chw i
lę, w której ołow ianka o dno wody uderza, a tym sposobem mam y możność dokładnego oznaczenia szukanej głębokości.
Zam iast ru ry kauczukow ej do tegoż celu służyć może waga sprężynow a, albo inne podobne urządzenie. P rz y sondach m or
skich ołow ianka uw iesza się obecnie nie na linie, ale na cienkim drucie m etalowym ,
F ig 1. Z a p u s z c z a n ie o ło w ia n k i n a d n o w ody.
przez dwa bloki C i B, a to dla dogodniej
szego pociągania je j z łodzi, gdzie je s t na
w inięta na walec czyli cewę F , po dtrzym y
w aną na pręcie E , w kręconym do deski, do k tó rej przym ocowaną je s t i reszta przy rzą
du. Sam a wreszcie ołow ianka, zbudow ana w edług pom ysłu prof. D ybow skiego, któ ry jej używ ał przy długoletnich swych b ad a
niach jezio ra B ajkalskiego, urządzoną je s t w ten sposób, by m ogła chw ytać i w ydoby
wać próbki dna, — opisyw ać jej tu bliżej wszakże teraz nie potrzebujem y.
Znaczenie pomocniczej ru ry kauczukow ej łatw o pojm ujem y. P o d w pływ em ciężaru ołow ianki w ydłuża się ona znacznie, odchy-
k tó ry wTszakże być musi bardzo w ytrzym a
łym , aby się nie zerw ał pod w yprężającym go znacznym ciężarem ołow ianki.
P oniew aż lina posiadać musi długość b a r
dzo w ielką, kilku i k ilku nastu tysięcy m e
trów , batom etry stanow ią przy rząd y bardzo kosztow ne i w ym agają specyjalnych na okrętach urządzeń; m yślano ju ż tedy dawno o tem, ja k b y uniknąć potrzeby liny. Osią
gnąć to można przez połączenie ciała cięż
szego z lżejszem w taki sposób, by po ud e
rzeniu o dno to ostatnie oswobodzić się m o
gło i na pow ierzchnię wody w ypływ ało.
F ig . 2 przedstaw ia p ro jek t podobnego u rzą
dzenia, datujący z szesnastego jeszcze stu
N r 2. W SZEC H ŚW IA T. 25 lecia. Ciężka kula a opatrzona je st w hak,
n a który zaczepia się lekka, w ydęta podko
w a m etalow a b, j a k to wskazuje rysunek c.
Czas, ja k i upływ a pom iędzy chwilą zapusz
czenia tej ołow ianki w wodę, a chwilą, uk a
zania się na jej pow ierzchni podkow y c, głębokość wody obliczyć pozwala. W now szych czasach projektow ano także różne te
go rodzaju urządzenia; K onicky w prow a
dził ważne ulepszenie, polegające na tem, że sygnał w ybuchow y oznacza chw ilę ude
rzenia ołow ianki o dno, zatem chwilę, w któ
rej lekki pływ ak w górę wznosić się zaczy
na, a najdokładniejszy, na tej zasadzie pole
gający batom etr urządził m idshipm an am e
rykański Brooke.
Obm yślono także i przyrządy samopiszą- ce, rodzaj m anom etrów, któreby pozw alały głębokość wody m ierzyć przez ściśnięcie
zamkniętój ilości pow ietrza. W illiam Thom son połączył z ołow ianką ru rę szklaną, któ rej ściana w ew nętrzna pokryta j e s t chro
mianem srebra; im głębiej ołow ianka zapa
da, item wyżej podnosi się w ru rce woda m orska, k tó ra pow łokę je j roskłada i czer- w onożółte zabarw ienie zamienia na białe, a z wysokości, do którój odbarw ienie to na
stąpiło, wnieść można o głębokości, do j a kiej ołow ianka zeszła.
Załatw iw szy się w ten sposób z p rzy rzą
dam i mierniczem i, rozejrzeć się teraz może
my w najogólniejszych rezultatach badań, p rzy ich pomocy przeprow adzonych. Nie
zbyt jeszcze dawno Denham i P a rk e r mię
dzy wyspą T ristan d’A cunha a A m eryką południow ą wysondowali głębie wynoszące 14100 i 15180 m etrów, badania wszakże nowsze w tychże samych miejscach w yka
zały głębokości o wiele mniejsze; jak ie przyczyny wywołać mogły rezultaty tak
błędne, wspomnieliśmy ju ż wyżej. N aj
większa ze zm ierzonych dotąd głębokości przypada na oceanie W ielkim pod 44° 55' szerokości półn. i 152° 26' długości wscho
dniej i wynosi 8 513 metrów, — oznaczoną zo
stała ze statk u Tuscarora; głębokość ta je st zatem o 300 m mniej więcej m niejsza od najwyższój na ziemi góry G uarisankar. N aj
większą głębokość w oceanie A tlantyckim w ykazał okręt am erykański B lake w roku 1883, wynosi ona 8341 m i przypada pod 19° 39' 10” szerokości półn. i 66° 26' 5" d łu gości zach. W oceanie Indyjskim o k ręt G a- zella wysondował 5523 m pod 16° 11' szer.
połudn. i 117° 32' długości wsch. Godnem je s t uw agi, że wbrew daw nym przypuszcze
niom i domysłom najznaczniejsze te głębie przypadają nie w pośrodku oceanów, ale przew ażnie w pobliżu lądów. W północ
nym tylko oceanie Lodow atym najw iększą głębokość 4850 m etrów napotkano dosyć ] daleko od lądów; ocean Lodow aty połu
dniow y natom iast, o ile dotąd wiadomo, wy
daje się płytkim , w yjątkow o bowiem ty l
ko napotykano tam głębokości przechodzące 1000 m; a w jednem tylko miejscu, 62° 30' szer. połudn. i 96° dług. wsch., wysondowa
no dno w odległości 3 610 m od pow ierzch
ni morza.
A by unaocznić osięgnięte rezu ltaty ba
dań głębokości morza, posługiw ać się można dwoma sposobami graficznemi. Jed e n z nich polega na tem, że na karcie łączą się lin ija- mi krzyw em i miejsca posiadające jed nak o
wą głębokość; linije te nazyw ają się izoba- tam i, t. j. linijam i jednakiej głębokości.
D ru g i sposób daje w prost profil dna m or
skiego, ja k to widzimy na fig. 3, k tó ra p rz ed staw ia przecięcie oceanu A tlantyckiego w kierunku południka idącego przez wyspy B erm udzkie. Rozum ie się, że przy przed
staw ieniu takiem skale w ym iarów pozio
mych i pionowych muszą być zgoła odmien
ne, — wobec poziomego rosprzestrzenienia oceanów różnice w ich głębokościach są zgoła nieznaczne. D okładniejsze oznacze
nie plastyki dna morskiego zawdzięczam y w znacznój części pracom przygotow aw czym, prowadzonym przy zapuszczaniu pod
wodnych drutów telegraficznych.
B adania dotyczczasowe obaliły mnóstwo daw nych rojeń fantastycznych o dziwacz
ce Fig. 2.
i *
Ołow ianka bez liny.
2 6 W S Z E C H Ś W IA T . N r 2.
nera ukształtow aniu dna morskiego. S ą
dzono niegdyś, że pasm a gór lądow ych łą czą, się między sobą za pośrednictw em łań
cuchów podw odnych, a ogólne zbiorow isko gór stanowi ja k b y rusztow anie czyli wiąza
nie podtrzym ujące budow ę lądów , albo, ja k to sobie w yobrażał sław ny fantastyk A ta
nazy K irch er, szkielet lądów (ossatura glo- bi). O becnie wiadomo, że góry p rz y p ad a
jące na różnych wyspach lub na różnych lądach, jakkolw iek biegną w jed n y m k ie
ru n k u , nie mogą być uw ażane za p rz ed łu żenie jed n e drugich. Ł ańcuch g órski No- wćj Z em li, ja k niektórzy gieografow ie przyjm ują, stanow i w praw dzie dalszy ciąg pasm a U ralskiego, przypadki tak ie jed n ak bardzo są wyjątkowe.
razem odpow iadające je j słownictwo; je st więc tara mowa o rozległych kotlinach, o zagłębieniach, o wyniosłościach, które wy
stępować mogą jak o wąskie grzbiety lub obszerne wyżyny. Okolicom poszczegól
nym nadaje się nazw ę badaczy, którzy j e sondowali, lub też okrętów , na których p ra ce te prow adzone były. D la oznaczenia większych zagłębień dna oceanu używ a się, stosownie do ich rozległości, różnych te rm i
nów. W ąskie zagłębienia między dwoma grzbietam i lub innem i wyniosłościami n a
zwano rynnam i, co po polsku oddać można przez koryta. N ajlepićj znany przykład takiego k o ry ta daje nam morze Północne w pobliżu Norwegii; fig. 4 przedstaw ia p ro fil tego morza w k ieru nk u od północnego
Fig. 3. Profil dna oceanu A tlantyckiego na południku wysp B erm udzkich: a wyspa św. Tomasza, h B erm udy, c rnfa M unna, d Nowa Szkocyja. Skala wysokości w m etrach.
W ogóle też pochyłości wzniesień pod
m orskich są bardzo łagodne, nie ma tam zgoła spadków tak gw ałtow nych, ja k ie na
potykam y na lądzie. P rzez tak zw aną np.
„równinę telegraficzną”, k tó ra zajm uje roz- ległą przestrzeń północnej części oceanu A tlantyckiego, możnaby poprow adzić d ro gę żelazną bez żadnych zgoła robót niw ela- cyjnych. P rzy czyną tego je s t niew ątpliw ie b ra k wpływ ów atm osferycznych i innych gieologioznych czynników , k tóre na po
w ierzchnię lądu działania tak potężne wy
wierają. W pobliżu tylko lądów nap o ty k a
j ą się w m orzach stoki bardziej spadziste, a niekiedy w ystępują tam i praw dziw e prze
paści.
W jn ia r ę , ja k rozw ija się znajomość na
sza plastyki dna morskiego, ustala się za- j
krańca Szkocyi do Stavanger w Norw egii, skala wysokości je st 200 razy większa an i
żeli skala długości; najznaczniejsza głębo
kość tego k o ry ta wynosi 687 m etrów. M o
rze B ałtyckie dzieli się na część wschodnią i zachodnią przez ławicę przypadającą za
ledw ie w głębokości 20 m\ w części wscho
dniej je s t kilk a zagłębień przechodzących 100 m.
O znaczeniem średnicy głębokości morza zajm ow ał się pierw szy Peschel, najgorliw ićj zaś sta ra ł się obliczyć j ą K riim m el, ja k k o l
wiek m atery jał dotąd zebrany zby t je s t szczupły, by dokładne pozw olił otrzym ać rezultaty. Liczby zatem K rum m ela u w a
żać można tylko za przybliżone; znajduje on mianowicie dla oceanów głębokość śre
dnią 3 705 m, dla mórz śródlądow ych 1349 m
N r 2. W SZ EC H ŚW IA T . 27 a dla mórz nadbrzeżnych 941 w, z czego
ostatecznie okazuje się średnia głębokość wszystkich mórz ziem i 3438 m.
N adm ienić tu też w ypada, że do oznacze
nia średniej głębokości oceanu posiadamy i drogę pośrednią.; polega ona na szybkości, z ja k ą po danem m orzu rosprzestrzeniają się fale przez trzęsienie ziemi wywołane.
Szybkość tę znaleść m ożna, jeżeli znamy chwilę, w którćj fala ta powstaje i chwilę, w której przybyw a do przeciw ległego brze
gu. A iry podał form ułę, wskazującą, zależ
ność szybkości fali od głębokości wody, we
d łu g form uły tój przeto tę ostatnią obliczyć można. R ezultaty wszakże tą drogą osię- gnięte odstępują znacznie od liczb otrzym a
nych drogą bespośrednią. Inna jeszcze m e
toda oznaczania głębokości morza opiera się
wykład oceanografii p. t. „Zarys gieografii fizycznej oceanu" prof. Czernego, wydany w r. 1877. Najważniejsze wszakże sondo
wania m orza pochodzą z lat późniejszych.
S. K.
LECZENIE WŚCIEKLIZNY
według raportu gasteura z dnia 2 Listopada 1886 roku.
P rze d rokiem właśnie zapoznaliśm y czy
telników W szechświata (por. t. V N r 1 i 2) z pierwszem i usiłowaniam i P asteu ra pod
Szkocyja N orw egija
. m-ma
300 -5 0 0 -6 0 0
-loo■BOD -m■looo
4. Profil d n a m órz* Północnego, od północnego k rań ca Szkocji do Stayanger w N orw egii.
Skala dtugości (*/so«>oooo) -00 razy większa, aniżeli skala wysokości.
na różnicy siły ciążenia między wodą a lą
dem ,—z pow odu większćj swój gęstości ten ostatni w yw iera przyciąganie energiczniej
sze aniżeli morze; daw ny ten pom ysł H ookea rozw inął W illiam Siemens i zbudo
w ał na t(5j zasadzie oparty batom etr, który próbow any był na okręcie „F araday” przy zarzucaniu liny telegraficznej i okazał się bardzo przydatnym .
Z zadaniem oznaczenia głębokości morza wiąże się też kw estyja jego tem peratury, or:iz badanie właściwości dna morskiego, — czego wszakże teraz dotykać nic będziemy.
W ogólności gieografija fizyczna oceanu czyli oceanografija w ostatnich czasach zna
cznie postąpiła i posiada bogatą literaturę;
zestaw ienie je j znaleść można w „Gieo- fizyce” Grunthera, k tó ra nam dostarczyła głównego m atery jału do przedstaw ienia obe
cnego stanu naszych wiadomości o głębiach morskich. W polskim języku posiadam y
względem ochronnego szczepienia wściekli
zny ludziom , przez w ściekłe zw ierzęta po
kąsanym . Opisaliśm y pokrótce metodę i przebieg pierwszego klinicznego je j zasto
sowania na młodym chłopcu Józefie M ei- ster z A lzacyi, w yrażając zarazem nadzieję, że za tym uleczonym wielu innych zawdzię- czy uratow anie zdrow ia niezm ordowanem u uczonem u, któ ry pracow nię przyrodniczą i z biegiem czasu na wielką zam ienił lecz
nice.
W rok po ogłoszeniu rap ortu , z którego j poprzednie zaczerpnęliśm y dane,ogłosił P a -
| steu r spraw ozdanie ze swój całorocznej dzia-
j łalności, wykazujące, ja k poważne rozm iary przybrało to dzieło, które się rospoczęło nie-
! śmiałem podaniem pomocy pokąsanem u dziecku.
W ciągu roku miał P a ste u r w swej lecz- I nicy 24!)0 osób pokąsanych przez zw ierzęta, [ których wścieklizna w części była udow o
28 W S Z E C H Ś W IA T . N r 2.
dnioną, w części zaś tylko podejrzaną. W tój liczbie leczonych osób było przeszło 1700 francuzów z F ran c y i i z A lg ieru , 191 osób z Rosyi, 165 z W łoch, 107 z H iszpanii, 80 z A nglii, 57 z Belgii, 52 z A u stry i, reszta z różnych krajów . Spomiędzy obcokra
jow ców znaczniejsza ilość nie była wyleczo
ną, głów nie dlatego, że osoby te bardzo póź
no po ukąszeniu do lecznicy przybyły. Ró
wnież i spom iędzy francuzów , dwie, zbyt późno (po 5— 6 tygodniach) leczeniu p o d d a
ne osoby zm arły w czasie ku racy i lub po jej ukończeniu. P o za tem w szakże n a 1 700 zgórą francuzów zm arło w ciągu ro k u , bez względu na udzieloną im norm alnie pomoc, osób 10, co daje cyfrę śm iertelności dla pierw szego roku stosow ania m etody szcze
pień śm iertelność 1:1 7 0 . B yłaby to cyfra bardzo niew ysoka i zadaw alniająca, gdyby istniała pewność co do w szystkich leczo
nych, że w rzeczy samój wszyscy ci ludzie pokąsani byli przez zw ierzęta niew ątpliw ie wściekłe. Pew ności tćj jed n ak , otw arcie pow iedziaw szy, niema. N atom iast pewnem się być zdaje, że gdy w pięciu latach przed rospoczęciem szczepień ochronnych zm arło w szpitalach paryskich 60 osób n a wście
kliznę, w rok u ostatnim zm arły tylko trzy osoby, z któi^ych dw ie nie były szczepione podług P asteu ra , a je d n a tylko należy do powyższych 10 osób, których zw ykłe szcze
pienie nie ochroniło od śm ierci na wście
kliznę. D alój, podnosi P a ste u r tę jeszcze okoliczność, że ilość osób, k tó re pomimo pokąsań w roku 1885/6 o pomoc do nie
go się nie zgłosiły, b y ła na obszarze całej F ran c y i niew ątpliw ie znacznie m niejszą niż 1 700, a pomimo to liczba śm ierci skutkiem wścieklizny poza obrębem jego zakładu wy
nosiła we F ran c y i w ciągu tego w łaśnie r o ku 17 wypadków, gdy u niego spom iędzy 1 700 szczepionych zm arło tylko osób 10.
U jem ne, śm iercią kończące się w ypadki, były p obudką dla P a ste u ra do pew nych zm ian i niejako ulepszeń w stosowanej m e
todzie leczniczej. P ierw szy pohop do z a prow adzenia zm ian d ał sm utny w ypadek śm ierci trzech włościan z g ubernii Sm oleń
skiej z liczby 19-tu, mocno przez w ilka wściekłego pokąsanych i do P a ste u ra na le czenie w ysłanych chłopów białoruskich.
Gdy, po przebyciu zw ykłej kuracyi, trzej
i nieszczęśliwi włościanie zm arli przy obja
wach w odow strętu, P asteu r, ażeby u ra to wać 16-tu pozostałych, poddał ich pow tór
nej, a później trzeci raz jeszcze powtórzonej k uracy i stopniow ych szczepień, doprow a
dzając um yślnie do najsilniejszej szczepion
ki, czyli do zastrzyki w ania p re p a ra tu z rd ze
nia mózgowego, zupełnie świeżego, t. j.
w przeddzień dopiero otrzym anego (por.
str. 28 i 29 tomu Y).
P om yślny w y nik, tej w ielokrotnej k u ra cyi, k tó rą wszyscy pacyjenci dobrze prze
byli (a następnie w dobrem zdrow iu do R o
syi z pow rotem się udali), a także inne wy
padki ciężkich obrażeń, widocznie groźnych, spow odow ały P asteura, do zaprow adzenia odm iany w sposobie zw ykłego postępow a
nia, polegającej na wzmocnionem i szyb- szem zastrzy kiw an iu szczepionek, a stoso
wanej z wielkiem ja k dotąd powodzeniem w razach zw iększonego niebespieczeństwa.
j Zam iast szczepić codziennie je d n ę dawkę J i z dnia n a dzień przechodzić do szczepio
nek coraz to o je d e n dzień świeższych, tak, aby k u ra cy ja za w artą została w kilkunastu dniach i w tyluż szczepionkach, P asteu r stosuje obecnie w w ypadkach cięższych obrażeń, a zw łaszcza w wypadkach pokąsań przez w ilka wściekłego, m etodę wzm ocnio
ną, szczepiąc z początku po kilk a sto pniow ych jad ó w w ciągu dn ia i p o w tarza
ją c stopniow anie całe trzykrotnie. Szczepi więc w ty ch w ypadkach w ciągu dni dzie
sięciu ja k następuje:
I l-o dn. 3 szczep.,rdzeń 12- 10- i 8-dniow y {2-o 11 3 11 11 6- 4- i 2-dniow y ( 3-o 11 1 11 91 jednodniow y ( 4-o 11 3 11 11 8- 6- i 4-dniow y
5-o >5 2 91 11 3- i 2-dniowy
(6-0 >5 1 11 11 świeżyr, 1-dniow y
i 7-0 11 1 11 11 czterodniow y )8-o 11 1 91 11 trzydniow y )9-o 99 1 99 19 dw udniow y (10 o
\ 99 1 99 99 świeży, 1-dniowy T ak a szybka, energiczna ku racy ja, w któ
rej potrzykroć w ciągu dni dziesięciu do
chodzi się do najm ocniejszego, jed n o d n io wego ja d u , w ykazała skutki jaknajlepsze.
N iestety, nabycie dośw iadczenia, k tó re po
zw oliło przejść do podobnie wzmocnionego
N r 2. W S Z E C H Ś W IA T . 20 leczenia, było powolnem i mozolnie zdoby
łem być musiało. Z tego powodu, dodatnie skutki tego wielkiego, zdaniem P asteu ra, postępu, nie m ogły się w ciągu roku po
przedniego, spraw ozdaniem objętego, nale
życie odbić i wykazać. Należy się więc spodziewać, że śm iertelność pomiędzy leczo
nymi na wściekliznę według ochronnej me
tody P asteu ra zm niejszy się jeszcze i że co
raz lepsze ludzkość zbierać będzie owoce w ytrw ałej pracy tego dzielnego uczonego.
W W arszaw ie leczenie wścieklizny m eto
dą P asteu ra prowadzi d r B ujw id od d. 29 C zerw ca r. z. Spraw ozdanie zamieszczone niedaw no w Gazecie L ekarskiej wykazuje, że w ciągu pięciu miesięcy leczeniu temu podlegało 89 osób, pokąsanycli w dw u p rz y padkach (9 osób) przez koty, a w pozosta
łych przez psy wściekłe lub przynajm niej mocno podejrżane. P rzew ażna liczba osób leczonych pochodziła z K rólestw a P o lsk ie
go, 15 osób z gubernij zachodnich C esar
stwa, jed na zaś z gub. ufimskiej. Z W a r
szawy i je j okolic pochodziło osób 18. L e
czenie trw ało po dni 10, chorzy umieszcze
ni byli poczęści w szpitalu wolskim, poczę- ści zaś am bulatoryjnie w pracow ni d ra B uj
wida przy ulicy W ilczej. W yniki stosowa
nia metody uważać m ożna za pomyślne, zda
rzył się w ciągu tego czasu jed en tylko przypadek śmierci; zm arł mianowicie d. 22 Listopada chłopiec jedenastoletni z L ubel
skiego, pokąsany d. 2 S ierpnia r. z., a p rzy
były na kuracyją w dziewięć dni później.
L ekarz wszakże, w którego opiece chory przed śmiercią pozostaw ał, nie może orzec z pewnością, czy przyczyną śmierci była wścieklizna, czy też in n a choroba.
J. N.
S P R A W O Z D A N IE .
Dr Józef Rostafiński. B o t a n i k a s z k o l n a d l a k l a s n i ż s z y c h . K ra k ó w 1886 r (W y d a n ie 2-e n iezm ien io n e). A u to r w z ią ł sobie za zad a n ie , z ap o zn ać w sposób p rz y s tę p n y m ło d y c h słu ch aczó w k las n iższy ch z g łó w n em i z as a d a m i b o ta n ik i, u w z g lę
d n ia ją c n ajn o w sze p o stę p y tej gałęzi w ie d zy p r z y ro d n iczej.
[ I’rof. K. i-ospoczął sw oję p ra c ę o d ogólnego o k re śle n ia ro ś lin y i od treściw e g o w y ło ż en ia g łów nych
| części sk ład o w y ch ro ślin y k w ia to w e j. N a p rzó d t e d y m ów i wogóle o k o rzen iu , o pędzie c zy li ło d y d ze i liścia ch , p rz ec h o d zi n a s tę p n ie do w y tłu m a c ze n ia I bud o w y k w ia tu , k ła d ą c n a cisk n a te n fa k t, że k w ia- i ty są zm ien io n em i p ęd am i, że zam ien iają się n a ow o
ce, w e w n ą trz k tó ry c h w y tw a rz a ją się n asio n a. T a-
| b lic a k o lo ro w an a, p rz e d s ta w ia ją c a k w ia t i owoc pi- w onii, do p o m ag a a u to ro w i do jasn eg o w y ło żen ia bu-
| dow y k w ia tu i owocu, o ra z do w y k a za n ia sto su n k u
| ty c h dw u o rg an ó w do siebie. W cclu d o k ład n ie j-
j szego o b e zn a n ia u czn ia z częściam i sk ła d o w em i r o śliny, z p o jęc iam i g a tu n k u i ro d z aju , a zarazem ze sp o so b em n a z y w a n ia ro ślin , a u to r opisu je szczegó
łow o ja s k ie r i len i z a s ta n a w ia się d łu żej n a d b u d o w ą n a sien ia lnianego, jeg o k iełk o w an iem , p rzy czem z w rac a uw agę n a budow ę z aro d k a ro ślin d w u liśc ie n nych. A żeby uczeń p o z n ał ró ż n o ro d n e k s z ta łty o r
ganów ro ślin n y c h , ja k o też zasad y p o d z ia łu ro ślin , oraz sposób g ru p o w a n ia g a tu n k ó w i ro d z ajó w w r o dziny, a ty c h o s ta tn ic h w g ro m ad y i t. d., prof. II.
o pisu je k o lejn o odp o w ied n io d o b ra n e ro ślin y . P rz y opisie z w raca szczególną uw agę n a o rg a n y p ierw szy ra z w y s tę p u ją c e lub w ażn e w u g ru p o w an iu ro ślin , w y k a zu je p o d o b ień stw a po m ięd zy g a tu n k a m i i w y p ro w a d za ogólne cech y ro d z in , g ro m ad , ty p ó w i t. p.
W p ra c y sw ej d la k las niższych p rz ez n ac zo n e j, a u to r p rz ec h o d zi p rz e d sta w ic ie li r o d z in y jask ro w a- ty c h (R an u n cu laceae), K rzyżow ych (C ru e ife rae ), m i
g d a ło w a ty c h (A m y g d alace ae), ró ż o w aty c h (R oseaO , ja b lk o w a ty c h (P o m aceae), m o ty lk o w a ty ch (P ap ilio - n aceae), s o i dziko w aty c h (C ary o p h y llac e ac ), ślazow a- ty c h (M alvaceae) i bal la? zk o w a ty c h (U n ib e llifera e), k tó re łą c z y w g ru p ę w o ln o p łatk o w y ch (C h o rip eta- lae); n a stę p n ie ro d z in y p sia n k o w a ty c h (S olaneac) w arg o w y c h ^ L ab ia ta e),zło ż o n y ch (C om positae) io g ó r- k o w a ty c h (C u e u rb ita c e a e ) ja k o z ro s ło p ła tk o w e CSym- p e ta lae ), ro d z in y rd e sto w a ty c h (P o ly g o n aceae), po- k rz y w o w u ty ch (U rtic a c e a e ), k o tk o w y c h (A m en ta- c ea e', korr o so w aty eh (C h en o p o d ia ce ae), ja k o bes- ptafkow e (A p e talae ), te zaś tr z y g ru p y z e s tiw ia w klasę d w u liśc ien n y ch (D ic o ty led o n e a e). D alej o pisu je p rz e d sta w ic ie li ro d z in y tr a w ia s ty c h (G ra- m in eae), p a lm (P a lm a e ), lilijo w aty c h (L ilia c ea e), ko- sa ćco w aty ch (Irid ea e), S to rc z y k o w sty c h (O rc h id e a e), w raz z b a n a n a m i i m a ra n ta m i, łą c z ą c je w klasę je- d n o liś c ie n n y c h (M o n o co ty led o n eae). R o ślin y j e dno i d w u liśc ie n n e z estaw ia a u to r w d z ia ł (g ro m a dę) o k ry to zaląż k o w y ch (A n g io sp crm ae)
W d a lszy m c ią g u n a stę p u je opis ro ślin szyszko
w ych (C o n iferae) i sagow cow atych c zy li kłodzino- w aty ch (C ycadeae) i p o łączen ie ich w g ro m ad ę na- g o zalążkow ych (G y m n o sp erm eae). G rom ady znów o k ry to i n ag o zalążk o w y ch tw o rz ą w ielki d z ia ł (ty p ) ro ślin z aro d k o w y ch (E m b ry o n a ta e ) c zy li k w ia to w ych.
W ta k i sam sposób op isu je d r R. r o ś lin y z a ro d n i
kowe czyli sk ry to '(w ia to w e L io eu sza; ro sp o c zy n a od p rz e d ita w ic ie li p a p ro ci (F ilic e s ), p rz e c h o d z i do skrzypów (E q u is etae ) i w id łak ó w (L y co p o d iaceae), z estaw iają c te trz y g ru p y w grom \.dę p ap ro tn ik ó w