• Nie Znaleziono Wyników

Adres ZESed-ałrcyi: iKiralsicwsłcie-IIPrzied.Ea.ieście, ISTr ©<3.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres ZESed-ałrcyi: iKiralsicwsłcie-IIPrzied.Ea.ieście, ISTr ©<3."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M . 2 2 . Warszawa, d. 29 maja 1898 r. T o m X V I I

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W ars za w ie: rocznie rs. 8, kw artalnie rs. i Z p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5 Prenum erow ać można w Redakcyi .W sz ech św iata' I w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

K om itet Redakcyjny W szechświata stanow ią P a n o w ie D eike K., D ickstein S., H oyer H. Jurkiew icz K ., K w ietniew ski W ł., Kram sztyk S., M orozew icz J., Na- tanson J., Sztolcm an J., Trzciński W . i W róblew ski W .

Adres ZESed-ałrcyi: iKiralsicwsłcie-IIPrzied.Ea.ieście, ISTr ©<3.

Geneza teoryi atomistycznej Jana Daltona.

Istn ieją dwa różne i przeciwne sobie po ­ gląd y na budowę m a te ry i: atomistyczny i dynamiczny. W edług pierwszego, m aterya sk ład a się z nadzwyczaj drobnych, niedo- strzeżonych dla zmysłów, niepodzielnych cząsteczek, które nazwano atomami. W edług drugiego, nic nie przeszkadza dzielić m ateryi do nieskończoności; nie istnieją więc żadne cząsteczki skończone, czyli atomy, a wszystko, co spostrzegam y, można objaśnić zapomocą przyciągania lub odpychania. Gdy teorya dynam iczna przypuszcza jednolitość i ciąg­

łość m ateryi, teorya atom istyczna przyjm uje b ra k ciągłości w m ateryi za swą podstawę.

O bie teorye te powstały w Grecyi praw ie jednocześnie, około r. 500 przed Chr. Tw ór­

cą teoryi atomistycznej był Leucyp, a nie, j a k to ogólnie przyjm ują, D em okryt, który rozwinął tylko poglądy swego m istrza i pierw ­ szy użył wyrazu atom do oznaczenia niepo­

dzielnych już dalej cząsteczek materyi. W e­

dług niektórych •) teorya atom istyczna po­

*) P or. The W orks of the H onourable Ro­

b e rt Boyle, Londyn, 1774, I, 228

w stała u Fenicyan. Znacznie wcześniej przed D emokrytem , gdyż koło r. 1100 przed C hr., m ędrzec fenicki, Mosehus z Sydonu, m iał już objaśniać zmiany ciał zapomocą atomów.

Przeciwnikiem atomistów u greków był A na- ksagoras, który pierwszy głosił pogląd ciąg­

łości m ateryi pod nazwą nauki homeomeryi (ófiotofiipta), czyli podobieństwa części ciała do całości.

Przedstawicielam i teoryi atomistycznej w starożytności byli następnie E p ik u r i L u - kreoyusz, u którego znajdujem y zestawione argum enty atomistów i odpowiedź na zarzuty A naksagorasa; w nowożytnych zaś czasach ( X V I I i X V I I I w.) Gassendi, Leibnitz, N ew ­ ton i inni. Ze zwolenników teoryi dynamicz­

nej w czasach nowożytnych bardziej słynnemi są D escartes i K an t.

O ba te poglądy, atom istyczny i dynamicz­

ny, odpowiadają dwu sposobom myślenia, czyli metodom rozpatryw ania ilo śc i: ary tm e­

tycznemu i geometrycznemu. A tom ista, uwa­

żając, że wszechświat nie je s t wypełniony przez same tylko atomy, lecz że między niemi zn ajd u ją się też próżnie, sądzi, źe jedyną prawdziwą m etodą określenia ilości m ateryi w jakiem ś ciele je st obliczenie ilości atomów w niem, nie przyjm ując oczywiście próżni w rachunek. D la dynamistów, którzy twier-

(2)

3 38 WSZECHŚWIAT N r 22.

dzą, że niema próżni i że każda część prze*

strzeni całkowicie wypełniona je s t m ateryą, którzy więc identyfikują m ateryą z rozciąg­

łością, jed y n ą m iarą ilości m ateryi je s t obję­

tość przestrzeni, ja k ą ciało zajm uje.

Zapom ocą teoryi dynamicznej nie można objaśnić własności jakiejkolwiek substancyi, lecz należy tylko zaobserwowane własności przyjąć za ostateczne fakty. Nieuniknionym więc był jej upadek, a szczególniej od czasu j

kiedy J a n D alton, wielki chemik m anchester- j

ski, n ad a ł teoryi atom istycznej podsta­

wę eksperym entalną i c h a ra k te r naukowy.

W chwili, kiedy ilościowy skład jakiegoś ciała był sam pizez się istniejącym faktem bez wszelkiego związku logicznego z innemi podobnemi faktam i, D alton pierwszy zastoso­

w ał szczęśliwie teoryą atom istyczną do objaś­

nienia zjawisk chemicznych. Co więcej, on też pierwszy wskazał m etodę określenia względnych ciężarów atomów i p od ał pierw­

szy tablicę ciężarów atomowych kilku pier­

wiastków i kilku ciał złożonych. B yło to za­

danie na owe czasy całkowicie nowe, niezna­

ne i odróżniające właśnie jeg o teoryą atom is­

tyczną od wszystkich poprzednich poglądów podobnych na budowę m ateryi. Słusznie przeto D alton je s t uw ażany za tw órcę che­

micznej teoryi atom istycznej, k tó ra wytrzy­

m a ła próbę czasu i dotychczas nie jest w sprzeczności z żadnym faktem chemicz­

nym. Chemia przez wprowadzenie do niej pojęcia ilości sta ła się nau k ą ścisłą.

W jak i jed n ak sposób D alton doszedł do swe; chemicznej teoryi atom istycznej? Co go naprow adziło n a myśl, źe ciężary atomów różnych pierw iastków nie są identyczne, iecz różne i że związki chemiczne polegają na łą ­ czeniu się atom ów między sobą?

Zdaw ałoby się, że po upływie blisko stule­

cia od czasu wystawienia teoryi tej trudno je st dodać cośkolwiek nowego w kwcstyi po­

w stania jej, uw zględniając szczególniej fakt, że życie i p raca D altona były przedmiotem sum iennych badań współczesnych mu uczo­

nych, K a ro la H enryego i A n g u sa Smitha.

A je d n a k niespodziewane odkrycie pewnych rękopisów D altona, których żaden z dotych­

czasowych historyków i biografów jeg o nie m iał w ręku, rz u ca całkiem nowe i odmienne od dotychczasowego św iatło na genezę che­

micznej teoryi atom istycznej D altona.

Ogólnie rozpowszechnionem do tej pory je s t zdanie, które podzielają K opp, E . M e­

yer, H enry, W iirtz i inni historycy chemii, a które n atu ralnie można znaleźć w każdym podręczniku chemii, a mianowicie, że wykrycie eksperym entalne praw a łączenia się p ier­

wiastków w stosunkach wielokrotnych n a ­ prowadziło D altona na myśl, że chemiczne łączenie się wogóle polega na zbliżaniu się atomów o określonej i charakterystycznej wadze; a więc że teo ry ą atom istyczna została zastosow ana tylko do objaśnienia faktów*

które wprzód zostały wykryte zapomocą analizy chemicznej. Pogląd ten, ja k się oka­

zuje, polega raczej n a zdaniu współczesnych Daltonowi chemików, a nie n a wyraźnem stwierdzeniu przez samego D altona, który,.

jakkolwiek to dziwnem może się wydawać,, nie podał w źadnem ze swych dzieł ogłoszo­

nych drukiem genezy swych poglądów.

N ajw yraźniejszem je s t tw ierdzenie Tom a­

sza Thom sona, bardzo wpływowego w owych I czasach profesora chemii w Glasgowie

i (w Szkocyi), które przyjęli następnie wszyscy inni historycy chemii. W sierpniu r. 1804 Thomson spędził kilka dni u D altona w M an- chestrze i w tym czasie też zapoznał się z u s t samego D altona z jego atom istyką chemicz­

ną, której się stał odrazu gorącym zwolenni­

kiem. P o powrocie do domu Thomson na- j tychm iast zaczął w ykładać j ą publicznie,, a następnie za pozwoleniem D altona przed­

stawił j ą światu naukowemu w swem dzie­

le, wydanem w r. 1807, gdzie powiada

„P. D alton poinformował mnie, że teo ryą atom istyczna poraź pierwszy uk azała się m u podczas jego badań nad gazem w olej zmien­

nym 2) i nad gazem błotnym , które w ty m czasie były niedokładnie znar.e, a których konstytucyą wykrył pierwszy D alton. Było oczywistem z doświadczeń, jakich dokonał on z niemi, źe składają się oba z węgla i wodo­

ru tylko; następnie zauważył on, źe przyjm u­

ją c w obliczeniu jednakow ą ilość węgla w obtr tych ciałach, znajdujem y, źe gaz błotny za­

wiera dokładnie dwa razy tyle wodoru, co gaz w olej zmienny. To skłoniło go do wy-

’) P o r. „System of Chem istry by Thom as Thom son” , w 5 tom ach, E dynburg 1807, tom II*

str. 291.

2) N azwa dawna etylenu.

(3)

N r ‘22. WSZECHSWIAT 339 rażenia stosunków tych części składowych

w liczbach i do uważania gazu w olej zmien­

nego za związek jednego atom u węgla z je d ­ nym atomem wodoru, a gazu błotnego—jako jednego atom u węgla z dwuma atomami we- doru. W taki sposób u ję tą myśl zastosował do tlenku węgla, wody, amoniaku i t. d., a liczby, w yrażające ciężary atomowe tlenu, azotu i t. p. wyprowadził z najlepszych re ­ zultatów analitycznych, jakie chemia wtedy posiadała”.

D-r H enry, jeden z biografów D altona, do twierdzenia powyższego Thom sona dodaje następującą uwagę : „W sprawozdaniu bio- graficznem oD altonie, przedstawionem w dniu 5 listopada 1845 r. glasgowskiemu Tow a­

rzystwu filozoficznemu, d-r Thomson pow ta­

rz a to samo twierdzenie; lecz w swej notatce 0 W ollastonie, zakomunikowanej w listopa­

dzie 1850 r., powiada, że D alton oparł swą teo ry ą na analizie dwu gazów, mianowicie jednotlenku i dw utlenku azotu . .. Pierwszy z nich uw ażał on za związek jednego atom u azotu z jednym atom em tlenu, a d ru g i—je d ­ nego atom u azotu z dwoma atom am i tlen u ”.

W idzim y więc, źe sam Thomson podaje dwa różne źródła powstania chemicznej teoryi atomistycznej D altona. N iem a jed n ak w ąt­

pliwości, że pierwsze twierdzenie jego samo przez się je st dokładniejsze, gdyż Dalton nigdy nie uważał tlenku azotu za „podwójny związek” (składający się z dwu tylko ato ­ mów), lecz za złożony z dwu atomów azotu 1 jednego atom u tlenu, a tlennik azotu—za związek jednego atom u azotu z jednym ato ­ mem tlenu. Dowodzą tego wszystkie tablice ciężarów atomowych, podane przez D altona.

W każdym razie tylko pierwszy pogląd Thom sona, że D alton wyprowadził swą teo­

ry ą atom istyczną, jako re zu ltat analizy gazu błotnego i etylenu, został przyjęty przez wszystkich chemików i historyków chemii, tem bardziej że, ja k dotychczas sądzono, zn a j­

duje on potwierdzenie w własnych uwagach D altona w kwestyi składu gazu błotnego *) :

„Żadnego dokładnego pojęcia nie utworzono j

sobie o budowie gazu, ja k i zamierzam opisać, dopóki teorya atom istyczna nie została wpro­

wadzona i zastosowana do badania. Było to w lecie r. 1804, kiedy zebrałem w różnych miejscach i o różnej porze gaz palny, otrzy­

many ze stawów”.

Do podobnych wniosków, ja k Thomson, dochodzą też i biografowie D altona : H enry i Smith. H enry wspomina, źe D alton raz w rozmowie z nim nadm ienił, jakoby prace R ichtera nad solami poddały mu myśl teoryi atomistycznej. Zważywszy jednak, źe pierw­

sze tablice ciężarów atomowych D alto na nie zaw ierają żadnych śladów tego, jakkolwiek byłoby łatwo dla D altona obliczyć ciężary atomowe z prac R ichtera, H enry, podobnież ja k i A. Smith później, przechyla się sam do zdania, źe pierwsze objaśnienie, dane Thom­

sonowi w r. 1804 przez D altona, kiedy był zajęty właśnie swemi badaniam i, jest praw ­ dopodobnie dokładne i że w rozmowie w 20 la t potem, przypom inając prace przeszłości, D alton sam mógł się mylić co do ścisłej ko­

lei wszelkich faktów, poprzedzających jego wielkie odkrycie.

Przedstawiwszy poglądy na powstanie a to ­ mistyki chemicznej D altona, jakie podzielali do niedawna jeszcze wszyscy historycy che­

mii, przejdziemy teraz do wyników badań, przeprowadzonych w ciągu ostatnich lat kilku.

J u ż w r. 1894 Debus, b. profesor chemii w szkole medycznej G uya w Londynie, zwró­

cił uwagę, że D alton znacznie wcześniej, nim się poświęcił wyłącznie badaniom chemicz­

nym, stosował ju ż pogląd atomistyczny na m ateryą, aby objaśnić rozpuszczalność g a­

zów w cieczach, dyfuzyą gazów, niezależność wilgoci atmosferycznej od powietrza, prawo Boyla i t. p. U stęp D alto na o składzie gazu błotnego, jak i powyżej przytoczyliśmy— we­

dług D ebusa—należy brać w tem rozum ie­

niu, że teorya atom istyczna pom ogła do wy-

j jaśnienia istniejącego zamieszania co do sk ła­

du gazu błotnego, a nie że analiza gazu do?

prowadziła do teoryi atomistycznej.

N astępnie Debus s ta ra się przedstawić prawdopodobny bieg myśli D altona, jak i po­

prowadził go do zastosowania teoryi atom is­

tycznej do zjawisk chemicznych ').

‘) P or. „A new system of chemical Philoao- ') P or. D -r H. D eb u s: U ber einige F unda- phy by John D alto n ” . M anchester i Londyn, m entalsatze d er Chemie. Cassel, 1894; str.

1 8 0 8 — 1810, t. I, str. 444. 4 4 — 60.

(4)

340 WSZECHŚWIAT N r 22.

Porównywając opis teoryi atom istycznej, podany przez Thom sona w jego „Systemie chem ii”, wydanym w r. 1807, z dokładnym opisem, przedstaw ionym w rok później przez samego D altona w „Nowym systemie filo­

zofii chem icznej”, D ebus znajduje, że opis Thom sona różni się od Daltonowskiego tylko w jednym punkcie. Thomson używa wyra­

żeń „gęstość atom ów ” i „ciężar atom ów ”, jako równoznacznych, podczas gdy D alton zna tylko ciężary atomowe. W obec tego i D ebus przypuszcza, że D alton zapewne w tym czasie, kiedy zakom unikował T h om ­ sonowi swe poglądy, uw ażał te dwa stosunki, względną, gęstość i względny ciężar atomów, za identyczne. W spraw ozdaniu swem Thom ­ son podaje, że atom y w gazach znajdu ją się w jednakow ej odległości od siebie i są je d ­ nakowo wielkie i że różna tylko gęstość a to ­ mów powoduje różnicę w ciężarach właści­

wych gazów. Różne gazy zaw ierają prze­

to w różnych objętościach równą ilość je d ­ nakowo wielkich atomów, a stąd wynika, że gęstości atomów m ają się do siebie, ja k j ich ciężary. Z p unktu widzenia więc Thom ­ sona je s t zupełnie n aturalnem przyrównanie gęstości atomów ciężarom atomów. N a po ­ parcie tego, że D alton m iał jakoby podo­

bne poglądy, D ebus przytacza ustęp z „New S ystem ”, gdzie (str. 188) D alton powiada :

„AV ciągu bad ań moich nad isto tą gazów miałem nieugruntow any pogląd, ja k wielu, przypuszczam , m a jeszcze teraz, że cząstecz­

ki wszystkich gazów są jednakow o wielkie, | t. j. że dana objętość tlenu zaw iera d o k ład ­ nie tyleż cząsteczek, co podobnaź objętość wodoru w równych w arunkach fizycznych; i lub jeżeli nie je st tak , że nie mielibyśmy j żadnych danych, aby kw estyą tę roz- I strzygnąć”.

Stosownie więc do hypotezy, że ciężary atomowe lub m olekularne gazów m uszą się mieć do siebie, ja k ich gęstości, Daltonowi chodziło przedewszystkiem o to, aby w ja k i­

kolwiek sposób określić ciężary atomowe lub m olekularne i ich stosunki między sobą po­

równać ze stosunkam i odpowiednich gęsto­

ści. S ądził on, że ciężary atomowe pier­

wiastków może z prawdopodobieństwem wy­

prowadzić ze stosunków wagowych różnych pierwiastków w związkach. Gdy go jednak doświadczenie przekonało, że ciężary atom o­

we lub m olekularne nie są proporcyonalne do odpowiednich gęstości gazów, pozosta­

wało mu do wyboru albo porzucić pogląd, że równe objętości różnych gazów zaw ierają równe ilości atomów lub cząsteczek, albo uznać m etodę swą określania względnych ciężarów atomów za niepewną. D alto n po­

rzucił prawo różnych objętości gazów. N a mocy argum entu więc, który polega na po­

m ieszaniu między względną gęstością ato ­ mów, a względną gęstością gazów, złożo­

nych z tych atomów, co, nawiasem mówiąc, Thomson wyraźnie rozróżnia w przypadku tlenniku azotu, Debus wnioskuje, że D alton zakomunikował Thomsonowi swą m etodę określania względnych ciężarów atomowych pierwiastków w czasie, kiedy jeszcze nie po­

rzucił hypotezy równych objętości gazów, czyli kiedy podzielał jeszcze pogląd, źe gęs­

tość atomów gazów i ich względny ciężar można wyrazić zapomocą jednej i tej samej liczby.

Słowem, według Debusa, to właśnie p ra ­ wo równych objętości gazów, znane ogólnie pod nazwą praw a A vogadra, a którem u D ebus usiłuje wyrobić nazwę praw a D alto ­ n a i A vogadra, spowodowało hypotezy, we­

dłu g których atom y się łączą, i doprowa­

dziło D alto na do określenia ciężarów ato ­ mów ciał prostych i złożonych.

(Dok. nast.).

J a n Bielecki.

Z A G A D K A C Z A S U .

M ow a prof. O S T W A L D A przy o tw arcia Zakładu fizyko-chemicznego d. 3 stycznia 1898 r.

(Dokończenie;.

To, cośmy wyżej powiedzieli, ściąga się do ruchów takich, jakie rozważa mechanika ab ­ strakcyjna, oraz do ruchów astronomicznych, które, ja k uczy doświadczenie, odpow iadają praw ie zupełnie ruchom badanym w m echa­

nice. W ruchach ziemskich przejaw ia się jednak dobitnie jednokierunkowy c h a rak ter c z a s u : z biegiem czasu ruchy się zw alniają i u stają wreszcie. D la ruchów ziemskich istnieje zatem różnica m iędzy początkiem

(5)

N r 22. WSZECHSWJAT 341 a końcem, między momentem wcześniejszym

a późniejszym. Jak iż nowy czynnik różnicę tę wywołuje?

W iemy wszyscy, że tarcie zmusza ciało po­

ruszone do spokoju. W samej mechanice, skoro uwzględnimy tarcie, natychm iast czyn­

nik ten wystąpi w postaci m atem atycznej.

W równaniach m echaniki czystej, k tó ra p o ­ m ija tarcie, czas występuje w kwadracie, jest więc obojętnem, czy w pierwszej potędze uważać go będziemy za dodatni, czy teź za ujemny. Skoro uwzględnimy tarcie, czas występuje we wzorach w potędze nieparzystej i stąd przejaw ia się już różnica między cza­

sem dodatnim a czasem ujemnym, mię­

dzy czasem ubiegającym a czasem wstecz liczonym.

Wniosek, który stąd odrazu nam się n a ­ rzuca, że właśnie owo tarcie nadaje czasowi ch a rak ter jednokierunkowy, wniosek ów na pierwszy rz u t oka wydaje się bardzo dziw­

nym. Czyż m ożna zjawisku napozór tak przypadkowemu ja k tarcie, przypisać tak wielki wpływ na zasadnicze pojęcia nasze?

Rzeczywiście, wniosek ten, jakkolwiek nie błędny, nie byłby jednak zupełny. Je d n o ­ kierunkowy ch a ra k te r czasu wypływa i z in­

nych jeszcze ź r ó d e ł: wszystkie te źródła je d ­ nak należą do tegoż typu zjawisk, co i tarcie i oznaczyć je możemy nazwą zjawisk ro z p ra­

szania. T u należy np. przewodnictwo ciepła, opór elektryczny, histereza m agnetyczna, szybkość reakcyj chemicznych i inne.

W szystkie te zjaw iska w podwójnym są stosunku do czasu. Popierwsze udzielają mu cechy jednokierunkowości, powtóre jednak są one zupełnie niezależnemi źródłam i sam e­

go pojęcia.

Przypom nijm y sobie, jakich dziś używamy środków do mierzenia czasu : wszystkie one opierają się n a własnościach energii cyne- tycznej i są zastosowaniem praw zachowania energii i zachowania masy. Oprócz tych me­

tod mierzenia czasu mamy jed n ak jeszcze inne, które dziś nie są już w użyciu, lecz dawniej wcale nie były pogardzane. C zyta­

my np., że K aro l W ielki mierzył godziny nocy z długości swojej palącej się św iecy:

opierał się więc na przypuszczeniu (całkiem uzasadnionem), że w jednakowych odstępach czasu wypalą się jednakow e kaw ałki świecy.

To postępowanie nie ma nic wspólnego z cy-

netycznemi sposobami m ierzenia czasu. P a ­ ląc ową świecę, K arol W ielki stosował tylko prawo chemiczne, że w jednakowych w arun­

kach szybkość reakcyi chemicznej je st stała, t. j. ze czas mierzony chemicznie proporcyo- nalny jest do czasu cynetycznego.

N a zasadzie każdego zjawiska rozprasza­

nia możnaby oprzeć pom iar czasu, na jed ­ nych łatw iej, na innych trudniej tylko. Z a każdym razem czas taki byłby proporcyonal- ny do cynetycznego, ale posiadałby zarazem cechę jednokierunkowości. T a proporcyonal- ność tak mierzonego czasu do czasu cyne­

tycznego stanowi treść całego szeregu waż­

nych praw przyrody, których najlepszym i najbardziej znanym przykładem może być prawo Ohma.

W zjawiskach rozpraszania mamy zatem nowe i ważne źródło pojęcia czasu, źródło, które w arunkuje niektóre zasadnicze własno­

ści czasu. Nazwijmy czas ten w odróżnieniu od czasu mierzonego drogą m echaniczną, czasem dysypacyjnym, to zobaczymy jeszcze jednę różnicę prócz tej, źe tylko czas dysypa- e y jn y jest jednokierunkowym. Czas mecha­

niczny ma zawsze jednakow ą wartość. J e ­ żeli obliczymy wchodzące w rachunek w arto­

ści energii, objętości i przestrzeni, to otrzy­

mamy dla czasu zawsze jednakow ą, oznaczo­

ną wartość, całkiem niezależną od jakich- bądź własności użytej przez nas masy. Tej niezależności nie odnajdujem y już jed n ak w czasie dysypacyjnym. K ażdy pom iar czasu zapomocą zjawisk rozpraszania daje nową jednostkę czasu, k tó ra zależy od własności ciała, użytego do pomiaru. A by to wyjaśnić, wyobraźmy sobie, że chcemy mierzyć czas ilością prądu elektrycznego, który przepływ a przez dany przewodnik. Jeżeli zachowamy jaknajściślej wymiary przewodnika, ale zmie­

nimy jego n atu rę chemiczną, to otrzymamy zupełnie różne ilości prądu : jeżeli zastąpim y np. d ru t miedziany zupełnie jednakowym drutem żelaznym, to galwanicznie mierzony czas stanie się odrazu osiem razy większy w stosunku do jakiegobądź innego czasu, wiemy albowiem, źe żelazo ma opór elek­

tryczny osiem razy większy od miedzi. J e ­ żeliby K a ro l W ielki zam iast świecy wosko­

wej używał takiej samej świecy stearynowej lub parafinowej, to przy jednakowych nawet wymiarach świec jego jednostka czasu była­

(6)

34 2 WSZECHSWIAT N r 22. by oczywiście inną, i pom iar czasu zależałby

od wpływów chemicznych.

Mówiliśmy ju ż na początku, ja k różnie wy­

tw arzać się m uszą pojęcia czasu u rozmaicie uoi’ganizowanych istot. W idzimy teraz, że te różnice d a ją się sprowadzić do tych właś­

nie wpływów, o których przed chwilą wspom­

nieliśmy. Zjaw iska chemiczne, z którem i ży­

cie je st związane, w różnych organizm ach z różną szybkością się odbywają : organizm y te więc m uszą mieć całkiem odrębne, indywi­

dualne dysypacyjne m iary czasu, k tó re w róż­

nym m uszą być stosunku do czasu m echa­

nicznego, który uważamy za stały.

T eraz ju ż poznajem y odrazu związek tych kwestyj z dziedziną chemii fizycznej, gdyż w niej właśnie ju ż się znajdujem y. K w estyą szybkości reakcyj chemicznych je s t jed n ą z najważniejszych w tej nauce i rozwiązanie jej nietylko uzupełni jeden rozdział wiedzy, ale rzuci potężne św iatło na zasadnicze za­

gadnienia psychologii i filozofii.

Co dotyczę praw , k tó re rz ąd zą szybkością reakcyj chemicznych, to podstawowe prawo przed stu ju ż przeszło laty wygłoszone zo­

stało przez saskiego chem ika W enzla. W wa­

runkach niezmiennych szybkość reakcyi jest proporcyonalna do koncentracyi działającego ciała. W szystkie b adania następne miały tylko za cel sprawdzić to praw o w różnych form ach jego stosowania; doświadczenie po­

tw ierdziło je bez w yjątku.

Skoro jed n ak z punktu widzenia tego p ra ­ wa badać poczęto różne zjaw iska chemiczne, to okazało się wkrótce, źe oprócz n atu ry działających ciał, ich stężenia i tem p eratu ry działają jeszcze tu inne czynniki, których sposób wpływu odmienny był od wszystkich j znanych dotąd zjawisk. Jeż eli ja k a ś reakcya w oznaczonych w arunkach odbywa się z pew­

ną oznaczoną szybkością, to, ja k dostrzeżono oddawna, szybkość tę zmieniać m ożna b a r­

dzo znacznie przez dodanie niezm iernie m a­

łych ilości ciał obcych, niebiorących swą m asą udziału w reakcyi.

W yn ik a stą d ogrom na różnorodność m iary czasu, k tó rą ze zjaw isk chemicznych może­

my wyprowadzić. Przew odnictw o ciepła lub elektryczności, dyfuzya i inne podobne z ja ­ wiska rozpraszania przez dodanie drobnych ilości obcych ciał zawsze nieznacznym tylko ulegają zmianom; w zjaw iskach chemicznych

natom iast te drobne ilości m ogą wpływ wywie­

rać niezmiernie wielki i to za każdym razem inny. Ciało, k tó re zwiększa szybkość jednej reakcyi, wobec innej może się zachowywać obojętnie, lub naw et j ą hamować. Zjaw iska, należące do dziedziny, o której tu mówimy, znane są poczęści bardzo dawno. Pierw szą lepiej zbadaną reakcyą tego rodzaju była przem iana mączki na cukier przez gotowa­

nie z rozcieńczonemi k w asam i: obserwował j ą już K irchhoif więcej niż przed stu laty. Liczba pojedyńczych przypadków póź­

niej coraz się zwiększała. Ju ż w pierwszej połowie bieżącego wieku E ilh a rd M itscher- lich i B erzelius próbowali naukowo opraco­

wać ten dział zjawisk chemicznych. P ró b a ich nie była uwieńczona pomyślnym rezulta t e m : chociaż wykryli niektóre ważne ce­

chy podobnych zjawisk i objęli je jednem m ianem zjawisk katalitycznych, nie poznali jednak, że mamy tu do czynienia ze zm iana­

mi szybkości reakcyi. W ten sposób zaczęto się zapatryw ać na zjawiska katalizy dopiero przed niewielu laty i odtąd dopiero datować się może system atyczna p raca nad wielkiem tem i ważnem dziełem.

B ardzo prostemi doświadczeniami można naocznie okazać działanie różnych środków -katalitycznych.

Zmieszajmy rozcieńczony (0,2% ) roztwór jodku potasu z odpowiednią ilością brom ianu potasu i kwasu octowego : jod pocznie się wydzielać, ale ta k wolno, że zanim wystąpi błękitne zabarwienie z m ączką upływa nieraz kilkanaście minut. Dodajm y jednak kroplę dwuchromianu potasu : roztw ór sta ­ nie się niebieskim w p arę sekund. Jeżeli usuniemy wydzielony jod roztworem tiosiar­

czanu scdu, to zobaczymy, że płyn ma słabo- żółtą barwę, co świadczy, że dwuchromian potasu nie wchodził w reakcyą i zachował się w płynie bez zmiany. Jeszcze widoczniej występuje działanie katalityczne, jeżeli do­

dam y kroplę siarczanu żelaza. Ciało to nie je s t środkiem utleniającym , ja k dw uchro­

mian, lecz przeciw nie—silnie odtleniającym i jed n ak ta k samo wywołuje w mieszaninie jodku potasu i brom ianu potasu natych­

miastowe praw ie wydzielanie jodu.

Mieliśmy tu przykłady katalitycznego przy­

śpieszenia reakcyi, w innych przypadkach możemy katalitycznie wywołać opóźnienie

(7)

N r 22. WSZECHSWIAT 343 reakcyi. Rozcieńczony roztw ór tiosiarczanu

sodu za dodaniem kwasów mętnieje i wydzie­

la siarkę, nie natychm iast, ale dopiero po upływie pewnego czasu. D odając do tak ie­

go roztw oru nieco dwutlenku siarki można znacznie opóźnić pojawienie się zmętnienia.

T en przypadek nie jest właściwie typowym przykładem katalizy, gdyż mamy tu już do czynienia z działaniem mas; istnieją jednak inne przykłady, chociaż, mniej dobre do demonstracyi na wykładzie, gdzie niew ątpli­

wie napotykam y katalityczne opóźnienie re~

akcyi.

K atalizatory są więc środkami, które po­

zwalają. nam zapomocą minimalnej ilości obcych ciał, a więc bez wszelkiego nak ładu pracy, zmniejszać lub zwiększać tysiąckrot­

nie chemiczną m iarę czasu. Nie możemy się tu zastanawiać obszernie, jakie to ma znacze­

nie dla organizmów, których ca ła działalność życiowa polega na regulow aniu przebiegu zjawisk, odbywających się równocześnie.

Z d a je mi się jednak, że dając naw et zjaw is­

kom katalizy jaknajw iększą wagę, nie można jeszcze przecenić ich znaczenia w życiu orga- nicznem.

A le znaczenie tego działu jeszcze wyraź- niejszem się stanie, jeżeli się zwrócimy do jego zastosowań technicznych. Aby w m a­

chinach zwykłych zyskać na szybkości, musi­

my stracić na to większą ilość pracy. Pociąg pośpieszny zużywa więcej węgla, niż tyleż ważący pociąg towarowy, przebiegający tę sam ą przestrzeń, ale z mniejszą szybkością.

T ak samo rzecz się m a z innemi rodzajam i e n e rg ii: ogniwo galwaniczne pracuje tem korzystniej, im mniejsza je st siła prądu, t j.

im powolniej korzystam y z otrzymywanej pracy. Jeżeli chcemy w tym samym p rz e­

ciągu czasu więcej uzyskać z ogniwa, to oprócz tej pracy, k tó ra była dla nas poży­

teczną, z ogniwa ginie jeszcze pewna nad­

wyżka pracy, k tó ra idzie na przezwyciężenie oporu. W tym samym przeciągu czasu s tra ­ ty, idące na pokonanie oporów, rosną znacz­

nie szybciej, niż ilości uzyskanej pracy.

W e wszystkich działach techniki szybkość pracy musimy okupować bezpoźytecznem zu­

życiem energii. Tylko w zjawiskach che­

micznych możemy tego u n ik n ą ć : tu wystar­

cza dodanie k atalizatora, który przez reak-

•cyą nie zostaje zużyty, aby szybkość procesu

podnieść w niesłychanym stopniu. Szybkość pracy, która tak jest ważna dla oprocento­

wania kapitału, dostaje się tu darm o. To, co tu taj zachodzi, jest tem samem, co byłoby w przem ysłach machinowych, gdyby można bez zwiększenia machin zwiększać produk- cyą, lub tą sam ą ilością węgla nadać pocią­

gowi kilkakroć większą szybkość. W taki właśnie sposób d ziałają k atalizatory na re- akcye chemiczne.

Grodnem uwagi jest, że technika od wieków nieświadomie używ ała do swych celów środ­

ków katalitycznych. Najgłówniejsze prze­

mysły chem iczne: wypiek chleba, gorzel- nictwo, piwowarstwo, również fabrykacya kwasu siarczanego, niektóre działy farbiar- stwa i bielenia na wielką skalę stosują zja­

wiska katalityczne. P o dziś dzień jed n ak zastosowania te są czysto empiryczne i tech­

nik nieraz nie zdaje sobie naw et sprawy z działania środka, którego używa. Świado­

me stosowanie działań katalitycznych w tech­

nice dopiero teraz zacząć się musi.

D ział zjawisk katalitycznych obiecuje nam w chwili obecnej najważniejsze postępy w che­

mii ogólnej. N ie je s t tu mojem zadaniem określenie, w jakim kierunku postęp ten się odbędzie, choć nie b rak danych, któreby pracę ta k ą podjąć pozwoliły. Mamy już rów­

nież prace, które sta ra ją się ilościowo badać zjaw iska katalizy. P rag n ą łe m tylko w yka­

zać ścisły związek, który zachodzi między najróżnorodniejszemi napozór kwestyami.

Zadaniem chemii fizycznej je s t właśnie wy­

krycie i badanie takich związków i m łoda ta nau ka nietylko nie pom naża nadm iernej spe- cyalizacyi wiedzy, n a co tyle utyskiwano, ale przeciwnie je st niezmiernie doniosłym środ­

kiem do ostatecznego zjednoczenia naszych nauk.

Tłum . L . B r .

Lokalizacya czynności psychicznych w mózgu.

(Ciąg dalszy).

D rugi neuron drogi czuciowej stanowią ko­

mórki szarych ją d e r rdzenia przedłużonego, a zwłaszcza wspomnianych wyżej nuclei gra-

(8)

3 4 4 WSZECHSWIAT N r 22.

cilis et cuneati. S tąd wyrostki osiowe tych I kom órek, krzyżując się, p rzen ik ają następnie w torebkę w ew nętrzną (capsula interna), gdzie zajm ują tylną jej część poza włóknami piram idalnem i. N astępnie wchodzą w t. zw. | snop prom ienisty (corona ra d ia ta) i kończą się w korze mózgowej : w tylnych Zawo­

jach centralnych (gyrus centralis posterior) j

i w przedniej części p ła tu ciemieniowego (lo- bus parietalis). N iektóre włókna nie docho­

dzą do kory, zwłaszcza wiele z tych, które biegną w sznurach przednio-bocznych rd ze­

nia (patrz fig. 3) i kończą się to w ją d ra c h przednich wzgórz czworaczych i wzrokowych, to w jąd rz e soczewicowatem i t. d. D ro g a czuciowa pośrednia, której włókna zajm ują w znacznym stopniu sznury przednio-boczne i pęczki Gowersa, ma, zdaniem niektórych autorów, przenosić z obwodu do kory mózgo­

wej czucie bólu i tem peratury.

Ponieważ drogi ruchowe biorą swój począ­

tek w korze mózgowej tuż obok zakończenia j

dróg czuciowych, uważam przeto za stosowne j

wspomnieć i o ich przebiegu. U łatw i to nam ! tak że zrozumienie poprzecznego przecięeia rdzenia.

D rogi ruchowe (fig. 2) rozpoczynają się | w dużych piram idalnych kom órkach kory i mózgowej, w pasie ruchowym, leżącym obok brózdy centralnej (p atrz niżej). W yrostki osiowe tych komórek stanow ią włókna drogi piram idalnej, które przez torebkę wewnętrz­

ną, odnogi mózgu i m ost dochodzą do rdze- | nia przedłużonego. Tu je d n a część włókien ulega skrzyżowaniu i biegnie w bocznych sznurach istoty białej rdzenia pacierzowego, j druga część, zwykle mniejsza, biegnie w sznu­

rach przednich. W łó k n a te następnie prze­

chodzą do przednich rogów rdzenia, opla­

ta ją c znajdujące się w nich komórki. D rugi i neuron stanow ią owe komórki przednich ro ­ gów szarej istoty rdzenia, odznaczające się i

swemi większemi wymiarami. Ich wyrostki osiowe przechodzą w przednie korzenie, na- | stępnie w nerwy ruchowe obwodowe i kończą się zapom ocą rozgałęzień we włóknach mięś­

niowych.

Zapoznawszy się w r gólnych zarysach z przebiegiem pojedyńczych włókien w rdze­

niu, obecnie rozpatrzm y ich skupienia, jako oddzielne pęczki i sznury, m ając na wzglę­

dzie ich znaczenie fizyologiczne.

N a przecięciu rdzenia pacierzowego (fig. 3}

widzimy, że istota szara, m ająca ja k wia-

! domo, formę litery H , otoczona je s t istotą, białą. Podłużny rowek przedni (fissura łon- gitudinalis anterior) i podłużna p rzegroda tylna dzielą rdzeń pacierzowy na dwie po­

łowy. W chodzące przednie i tylne korzenie dzielą istotę b iałą każdej połowy na trzy sznury : przedni, boczny i tylny.

W sznurach tylnych odróżniamy pęczki Golla i B urdacha; pierwsze zaw ierają włók-

F ig. 2. Schem at przebiegu głównej drogi ru ch o ­ wej w ośrodkowym układzie nerwowym (p o d łu g

F lataua).

na długie, drugie zaś sąto drogi krótkie, gubiące się w szarej istocie rdzenia. D o­

świadczenia fizyologiczne (przecięcia i w tór­

ne zwyrodnienia) oraz spostrzeżenia pato­

logiczne (wiąd rdzenia — tabes) wykazały, że zajęcie tylnych sznurów istoty białej po­

woduje zaburzenia czucia, bądź pod po­

stacią rozm aitych nieprawidłowych sensa- cyj—parestezyj (uczucia drętw ienia, m ro­

wienia i t. p.), bądź teź mniej więcej rozleg-

(9)

N r 22. WSZECHSWIAT 345 łych znieczuleń skóry. Najczęściej przytem

podlega zaburzeniu czucie dotyku, w mniej­

szym stopniu czucie bólu; czucie termiczne może byó zupełnie zachowane.

W bocznych sznurach rozróżniamy cztery rodzaje w łókien: przedewszystkiem sznury piram idalne, idące od kory mózgowej, krzy­

żujące się w rdzeniu przedłużonym (fig. 3, liczba 5); dalej t zw. pęczki móżdżkowe (1.6), biegnące w kierunku tylnych odnóg móżdż­

ku, następnie pęczki podstawowe bocznych sznurów (3) i w końcu leżące na obwodzie t. zw. pęczki Gowersa (4). Co dotyczy ich znaczenia fizyologicznego, to włókna piram i­

dalne służą do przeprow adzenia impulsów ruchowych od kory do mięśni, pęczki móżdż­

kowe i Gowersa stanowią drogi czuciowe po­

średnie; pęczki podstawowe sznurów bocz-

F ig. 3. P oprzeczne przecięcie rdzenia.

I — pęczki piram idalne nieskrzyżowane (Flech- sig); 2 —pęczki podstawowe sznurów przeduich;

3 — pęczki podsł avvowe sznurów bocznych; 4 — pęczki Gowersa; 5 — pęczki piram idalne skrzyżo­

wane; 6 — pęczki móżdżkowe; 7 pęczki Burda- cha; 8 — pęczki Golla; 9 — septum longiłudinalis posterior; 10— fissura longitudinalis anterior;

I I — słupy (skupienia kom órek) przedni *•; 12—

słupy boczne; 13— słupy Clarka; L. R. — zona m arginalis Lissaueri; r. a . — korzenie przednie;

r . p .— korzenie tylne (podług F lataua).

nych, a również i przednich, o których bę­

dzie mowa poniżej, pośredniczą przy powsta­

waniu czynności odruchowych, przenosząc podrażnienia do komórek szarej substancyi rdzenia, a naw et i zwojów podkorowych mózgowych n a różnej ich wysokości. Z najo ­

mość powyżej przytoczonych stosunków u ła ­ twi nam zrozumienie tego zjawiska, dlaczego przy zajęciu tych lub innych pęczków wystę- , pu ją takie a nie inne objawy. T ak np. przy

zajęciu obustronnem sznurów piramidalnych następuje mniej więcej zupełne porażenie bez jakichkolwiek zaburzeń czucia.

W sznurach przednich bieguą przede­

wszystkiem drogi piram idalne nieskrzyżowa­

ne (fig. 3, 1. 1), przenoszące, ja k i drogi p ira­

midalne, boczne impulsy ruchowe]w kierunku odśrodkowym od kory mózgowej do mięśni, a następnie pęczki podstawowe (1. 2), o k tó ­ rych znaczeniu wspominaliśmy wyżej.

Co dotyczy istoty szarej rdzenia, to fizyo- logia i patologia uczą, nas, źe zajęcie rogów przednich sprowadza porażenia ruchu z roz­

ległym zanikiem mięśni porażonych bez j a ­ kichkolwiek zaburzeń czucia, zajęcie zaś tyl­

nych rogów sprowadza tylko zaburzenia czu-

| cia bez zaburzeń w zakresie ruchu. Co do

j rodzajów czuć, dotkniętych w tym przypad­

ku, to wyr, źnemu zaburzeniu ulegają czucie bólowe i cieplikowe, czucie zaś dotykowe mo­

że pozostać niezmienionem.

T ak więc, pomimo że fizyologią a zwłasz­

cza patologia wyodrębniają poszczególne r o ­ dzaje czuć dotykowych, dane anatomiczne co do przebiegu ich dróg nie są jeszcze zbyt ścisłe. Być może, że w miarę udoskonalenia środków technicznych badania i zwiększonej liczby spostrzeżeń i tę trudność pokonać zdo­

łamy.

Co dotyczy dalszego przebiegu opisywa­

nych tu dróg, to część włókien, jak to już po­

bieżnie wspomnieliśmy wyżej, dochodzi ty l­

ko do szarej substancyi zwojów podkoro­

wych, rozrzuconych w rdzeniu przedłużonym i zwłaszcza w mózgu, ja k wzgórki wzrokowe, wzgórki czworacze, ją d ro soczewicowate J i wiele innych, i bierze udział w nieuświada- mianych różnorodnych odruchach, reszta zaś tych włókien podąża do kory mózgowej; prze- j chodząc w tylnej części torebki wewnętrznej tuż poza drogam i ruchowemi. M iejsce to nosi specyalną nazwę „rozdroża czuciowego”

| (carrefour sensitif C harcota) i wskutek swego położenia, pomimo źe włókna wszystkie sku­

pione są tu na niewielkiej przestrzeni, rzadko bywa zajętem (t. zw. hem ianaesthesia Tiir- cka). Wylewy krwi podczas ataków apoplek- tycznych do torebki wewnętrznej zwykle zaj­

m ują jej część tylko przednią, gdzie są sku ­ pione włókna piram idalne, dlatego też w tego rodzaju przypadkach zwykle nie spotykamy zaburzeń czucia.

(10)

346 WSZECHSW1AT N r 22. U świadam ianie czuć dotyku, bólu, ciepła

i t. p. zachodzi, ja k to ju ź mówiliśmy, jedynie tylko wtedy, gdy podrażnienie po opisanych powyżej w łóknach przejdzie na kom órki sza­

rej istoty kory mózgowej. Otóż wykazanie okolic korowych, stanow iących podścielisko fizyczne dla tego rodzaju czuć, d atu je się od czasu bardzo niedawnego. Trudności te po­

chodziły popierwsze stąd, że isto ta mózgowa wogóle je st bardzo nieczuła na podniety ze­

wnętrzne, tak że naw et krajan ie jej nie sp ra­

wia żadnego bólu (brak przynajm niej o d ru ­ chów, świadczących o nim), pow tóre—patolo­

gia i klinika poskąpiły nam jak o ś tego ro ­ dzaju spostrzeżeń.

Pod tym względem wielkie usługi okazała nam m etoda em bryonalna czyli rozwoju włó­

kien, k tó rą poraź pierwszy zaczął stosować Flechsig, profesor uniw ersytetu lipskiego.

D rogi czuciowe, w szerokiem tego słowa zn a­

czeniu, należą do tych, które najpierwej w mózgu dojrzew ają, t. j. otrzym ują osłonkę rdzenną, i u now orodka z łatwością je można odróżnić. R obiąc skraw ki m ózgu u płodówr kilkumiesięcznych i noworodków i barw iąc je odpowiednio, Flechsig w yodrębnił dość szcze­

gółowo te drogi. Otóż z badań tych ') oka­

zało się, że ośrodki korowe dla tych czuć leżą w okolicy znanego nam ju ż p asa ruchowego, a więc w zawojach centralnych (gyri cen tra- les an terio r et posterior), a oprócz tego w przylegających doń tylnych częściach Za­

wojów czołowych i w przednich częściach Za­

wojów ciemieniowych. Okolicy tej, idąc za przykładem M unka, au to r nad ał specyalną nazw ę—sfery czucia cielesnego. T am , zda­

niem jego, zachodzą procesy, k tóre uśw iada­

miamy sobie jako czucie dotyku, bólu, ciepła, położenia naszego ciała, unerw ienia i nap rę­

żenia mięśni, stanu naszego układu naczy­

niowego i jednem słowem, okolicę tę on uw a­

ża za „organ centralny, w którym psychicz­

nie odzw ierciedlają się afekty i wzruszenia n asze”.

Skończywszy z dość zawiłemi stosunkam i narządu dotyku, przechodzimy obecnie do mniej skomplikowanego przebiegu dróg na-

') P a trz : Die L ocalisation d e r geistigen Vor- gange insbesondere d er Sinnesem pfm dungen des M enschen von D -r P. Flechsig. Lipsk, 1896, s tr . 27 i nast.

rz ąd u wzroku i do lokalizacyi czuć wzroko­

wych.

Podrażnienie świetlne, działając na m iste r­

ne zakończenia nerwu wzrokowego w s ia t­

kówce pod postacią pręcików i czopków, bieg­

nie w kierunku dośrodkowym po jego włók­

nach dalej. W łókna te podlegają w t. zw.

chiasm a krzyżowaniu częściowemu, a m iano­

wicie włókna, wychodzące z zewnętrznej (skroniowej) połowy siatkówki, przebiegają w zewnętrznej części chiasma i dążą n astęp ­ nie w pniu nerwowym ku korze p ła ta potyli­

cowego tej samej strony. W łókna, wycho­

dzące z wewnętrznej (nosowej) połowy s ia t­

kówki—i stanowiące m niejszą część nerwu, również krzyżują się w chiasm a i biegną w pniu wzrokowym ku płatowi potylicowemu strony przeciwległej. Część włókien przy tem

kończy się już w t. zw. „ośrodkach wzroko­

wych pierw otnych”, a więc głównie we wzgór­

ku czworaczym przednim (corpus ąuadrige- minum anterius), dalej częścią w bocznem ciałku kolankowatem (corpus geniculatum externum i w tylnej części wzgórka wzroko­

wego (pulvinar thalam i optici). Z komórek wzgórka czworaczego przedniego, oplecionych rozgałęzieniam i krótkich włókien wzroko­

wych, wybiegają wyrostki nerwowe, idące do ją d e r mięśni gałki ocznej (fig. 4 ). P a k t ten posiada nadzwyczaj doniosłe znaczenie dla fizyologii i patologii. Obecność lub b rak o d ­ ruchu na światło pod postacią zwężenia źre­

nic ma wielką wartość rozpoznawczą w dya-

(11)

N r 22. WSZECHSW1AT 347 gnostyce umiejscowienia chorób mózgowych

a zwłaszcza cierpienia narządu wzrokowego;

szczegóły te jed n ak obchodzą głównie neuro- patologów i o nich przeto wspominać nie będę.

W iększa część włókien jużto bezpośrednio, ju ż to zatrzym ując się w owych ośrodkach wzrokowych pierwotnych biegnie dalej do kory mózgowej i tam kończy się w płatach potylicowych w ich pierwszych, t. j. górnych Zawojach (gyrus occipitalis superior). Tam więc lokalizujemy nasze czucia wzrokowe, a właściwie mówiąc, te procesy fizyczne, któ ­ rym towarzyszą stany świadomości, czuciami wzrokowemi zwane. Dowodów na to dostar­

cza nam doświadczenie i n a t u r a : zwierzę z wyciętemi płatam i potylicowemi, człowiek, u którego te części mózgu wskutek jakiejś sprawy patologicznej, ja k ropień, wylew krwi, uległy zniszczeniu, reagują wprawdzie na światło, gdyż zwężają źrenice, lecz dotknięci są ślepotą. P rzytem , ponieważ każdy pień wzrokowy, zawierający włókna dla zew nętrz­

nej części odpowiedniej i wewnętrznej części przeciwnej siatkówki kończy się już bez krzy­

żowania w płacie potylicowym, przeto zajęciu tego p ła ta w jednej półkuli mózgowej po­

winna towarzyszyć obustronna częściowa śle­

pota (hemianopsia); jeżeli więc ognisko znaj­

dować się będzie w lewej półkuli, wtedy z a ­ niknie czynność zewnętrznej połowy lewej siatkówki i wewnętrznej połowy prawej, a więc wewnętrzna połowa pola widzenia le- j wego oka i zew nętrzna prawego, będziemy 1 przeto mieli praw ostronną ślepotę połowiczną obu oczu; przy zajęciu zaś prawej półkuli, przeciwnie - lewostronną.

O ślepocie, spowodowanej zanikiem s ia t­

kówki, lub nerwu w jego części obwodowej, mówić tu nie będziemy.

N iektórzy badacze, opierając się na spo­

strzeganych przypadkach, w których cho­

rzy, pomimo że widzieli, co ich otaczało i odrucham i dawali znać o tem , nie uświa­

dam iali jed n ak sobie odbieranych czuć wzro­

kowych, nie odpoznawali ich, badacze ci pró­

bowali wyobrażenia wzrokowe, czyli odtwo­

rzone czucia, lokalizować gdzieindziej, niż pierwotnie odbierane czucia i tego rodzaju ślepotę nazywali „ślepotą duszy”. P ró b a ta wydaje się może zbyt śm iałą i praw do­

podobnie m am y tu do czynienia z jakiem ś

zaburzeniem w ogólnej czynności mózgu, w przebiegu sprawy kojarzenia, czyli aso- cyacyi. N atom iast istnieje wielokrotnie ob­

serwowana ślepota częściowa, mianowicie na słowa (la cecite verbale podług C h a rc o ta ):

chory widzi napisany wyraz, lub cyfrę, mo­

że je przekopiować, lecz nie rozumie ich zna­

czenia. Sekcye pośm iertne w tego rodzaju przypadkach wykazały zniszczenia dolnego zrazu ciemieniowego, właściwiej t. zw. gyrus angularis.

Przechodzim y obecnie do dróg słucho­

wych. Podrażnienia dźwiękowe z obwodu przenoszą się do kory mózgowej po nerwie słuchowym, mianowicie po tej jego części, k tóra nosi nazwę nerwu ślim aka (n. cochlea- ris); druga część, nerw przedsionka (ner- vus yestibularis), znajduje się w łączności z móżdżkiem, bierze prawdopodobnie udział w zachowaniu równowagi i ze słuchem nie ma nic wspólnego. Nerw ślimaka, którego początek stanowi prawdziwie m isterny na­

rząd Cortiego, podąża do pnia mózgowego, następnie część włókien kończy się w p rz ed ­ nich i tylnych wzgórkach czworaczych. W łók­

na te, zwane krótkiem i, służą do czynności odruchowych. O platają one komórki, złą­

czone za pośrednictwem swych wyrostków nerwowych z jąd ra m i mięśni gaiki ocznej.

Ponieważ komórki, stanowiące owe ją d ra , oplatane są również przez włókna nerwu wzrokowego (patrz wyżej), mamy więc tu wspólną drogę odruchową dla nerwów słu­

chowego i wzrokowego. Podrażnienia tych nerwów wywołują przeto nieświadome obró­

cenie oczu w tę lub w inną stronę.

Pozostała część włókien, krzyżując się, biegnie przez torebkę zewnętrzną, przez

„carrefour sensitif” do kory mózgowej i tu kończy się w płacie skroniowym w jeg o Z a ­

wojach górnym i średnim (gyrus tem poralis superior et medius).

G órny (pierwszy) zawój p ła ta skronio­

wego strony lewej, zwłaszcza jego strona tylna, odgrywa jeszcze szczególną rolę w ż y ­ ciu naszem psychicznem, mianowicie w ra ­ zie jego zajęcia, ta k tego dowiódł W ernicke w r. 1874 (patrz wyżej) chory wymawia wprawdzie wyrazy, lecz nie rozumie tego co do niego mówią. W yraz słyszany nie wywołuje w jego świadomości odpowiednich obrazów—chory jakgdyby zapomniał zna­

Cytaty

Powiązane dokumenty

M aurel zgadza się na owę ludność pierwotną, lecz widzi w nich przymieszkę nie malajów, tylko czystych mongołów.. Dla Moura iW akego w skład kmerów weszła

ki. Z chwilą przeto, gdy leukocyty znajdą się wobec bakteryj, wydzielających równie odurzające substancye, zostają one niejako sparaliżowanemi i fagocytozie

nie zw ierząt o galaretow atej powierzchni ciała (meduz np.) nie je s t sam odzielnem świeceniem danego zw ierzęcia lecz polega na fosforescencyi

go dnia L uteg o tego roku, przy którego końcu C hrystus się narodził. To przyjęcie u praszcza w yrachow ania, które au to r p rze­.. prow ad za szczegółow

W yspy Filipiny podlegają też trzęsieniom ziemi; seismograf w obserwatoryj um w Manilli jest w ciągłym ruchu, nawet wtedy, gdy trzęsienie ziemi czuć się nie

Udowodni¢, »e zªo»enie homomorzmów jest homomorzmem i »e funkcja odwrotna do izomorzmu jest

Niech H b¦dzie p-podgrup¡ G, która jest dzielnikiem normalnym.. Udowodni¢, »e H jest zawarta w ka»dej p-podgrupie

Udowodni¢, »e zªo»enie homomorzmów jest homomorzmem i »e funkcja odwrotna do izomorzmu jest