• Nie Znaleziono Wyników

* X*,TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "* X*,TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

5 1 . W arszaw a, d. 21 G ru d n ia 1884. T 0111 I I I .

A d r e s R e d ak cy i: P o d w a le N r. 2.

*OCffllCĘ ZAWODU Pft

* X * ,

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A W W arszaw ie:

, W S Z E C H Ś W IA T A ."

r s . 6.

r o c z n i e

kw artalnie Z przesyłką pocztową: r o c z n i e

p ó ł r o c z n i e

1 kop. 50.

7 20.

3 „ 60.

Komitet Redakcyjny s t a n o w i ą : P . P . D r . T . C h a ł u b i ń s k i , J . A l e k s a n d r o w i c z b . d z i e k a n U n iw ., m a g . K . D e i k e , m a g . S . K r a m s z t y k , B . R e j c h m a n , m a g . A . Ś l ó s a r s k i , p r o f .

J . T r e j d o s i e w i c z i p r o f . A . W r z e ś n i o w s k i . P r e n u m e r o w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W s z e c h ś w i a t a i w e

w s z y s t k i c h k s i ę g a r n i a c h w k r a j u i z a g r a n i c ą ,.

H. HOYER.

(2)

802 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 51.

napisał

^ R O F E S O R / t t J G U S T ) V r Z E S N 1 0 W S K .I .

H en ry k H o y er urodził się d. 26 K w ietnia 1834 r. w Inow rocław iu. N au k lekarskich słu chał we W rocław iu, skąd 1856 r. prze­

niósł się do B erlin a i tu ta j, obroniwszy roz­

praw ę : de tunicae m ucosae nariura stru ctu - r a (6), otrzym ał stopień d o k to ra medycyny.

N astępn ie pracow ał ja k o asy sten t prof. Rei- ch e rta we W rocław iu aż do czasu powołania n a katedrę histologii i fizyjologii w warszaw­

skiej A kadem ii m edyko-chirurgicznej. T ak szczęśliwy wybór zawdzięczamy staraniom ów ­ czesnego prezydenta A kadem ii d ra Oycurina, który dnia 10 Stycznia 1858 r. faktycznie ob­

ją ł swe obowiązki. P rezydent Akademii przez k ró tk i czas swego pobytu pomiędzy nam i wszelkich dokładał stara ń , aby A kadem ii za­

pewnić jaknajpom yślniejszy rozwój, dobierał on najodpowiedniejsze siły do wykładów i t r o ­ skliwą pieczołowitością o taczał pracownie, kliniki i zbiory naukowe. Z a tę szczerą i za­

cną pracę koło dobra A kadem ii szanowiiemu je j prezydentowi należy się niew ygasła wdzię­

czność. W dniu 30 W rześnia 1859 r. prof.

H o y e r został zatwierdzony w godności a d ­ iu n k ta i wkrótce, bo 3 L isto p ad a t. r. roz­

począł w ykład histologii w stępną lekcyją.

N ad to w ykładał on fizyjologiją eksperym en­

talną. N astępnego roku został m ianowany profesorem nadzwyczajnym , a w krótce potem zwyczajnym. P o wcieleniu A kadem ii medyko chirurgicznej do nowo utworzonej w 1862 r.

Szkoły Głównej, prof. H o yer te sam e p rzed ­ m ioty w ykładał na wydziale lekarskim tejże Szkoły, a po otw arciu 1869 r. uniw ersytetu warszaw skiego objął k ated rę histologii, em- bryjologii i anatom ii porównawczej i do dziś dnia jej nie opuścił.

P rof. H oy er od sam ego początku karyjery naukowej o b rał histologiją za główny przed m iot swych badań i ulubionem u przedm iotow i nigdy się nie przeniewierzył; zawsze najwięcej poświęcał m u czasu i stale do niego pow raca po rozmaitych na inne pola wycieczkach.

N aj wybitniej szem i niezaprzeczenie n ajp ięk ­ niej szem znamieniem działalności prof. H o- yera je s t zupełna bezinteresowność, brak

wszelkiego ubiegania się za jakąkolw iek k o ­ rzyścią, b rak dobijania się o zaszczyty i hono­

ry, które go jed n ak pomimo to satne znalazły.

Zaw sze s ta ra ł się on tylko być pożytecznym dla nauki, czyto jako badacz odkryw ający no we prawdy, czyli też jako nauczyciel i przew o­

dnik młodzieży, w mozolnej pracy szukał on jedynej nagrody, wewnętrznego zadowolnienia i z sum iennie spełnionego obowiązku.

T rudno zapraw dę spotkać człowieka tak dalece oddanego nauce i z takim zapałem pracującego bez wszelkich widoków jak iej korzyści m ateryjalnej. Dawniej, gdy oczy prof. H oyera znajdowały się w stanie n o r­

malnym, całe dnie przepędzał on nad m ikro­

skopem, bez ustanku doskonaląc się w obranym zawodzie, to spraw dzając ważniejsze odkrycia swych współkolegów w nauce, to prowadząc własne badania, pięknym uwieńczone sk u t­

kiem, k tóre mu wyrobiły obszerny rozgłos w świecie naukowym. A le to jeszcze wraz z wy­

kładam i uniwersyteckiem i nie wyczerpywało działalności prof. H oyera, który pośród tylu zajęć znajdował czas ogłaszać krytyki niektó­

rych prac, a co najważniejsza znajdow ał czas na podawanie w niemieckim języku sprawoz­

dań z prac histologicznych i anatom icznych ogłoszonych w polskim lub rosyjskim języku, które stale umieszczał i umieszcza w Spraw o­

zdaniach H ofm ana i Schwalbego ■), od po­

czątku pow stania tej publikacyi 1872 r. aż do chwili obecnej. Od pewnego czasu w pracy tej dopomaga mu dr. W . Mayzel, asy stent przy katedrze histologii.

Oprócz wysokich zalet jak o człowiek p ra ­ wdziwie naukowy oraz sumienny i utalen to­

wany badacz, prof. H oyer niepoślednie poło­

żył zasługi jak o nauczyciel i przewodnik uczą­

cej się młodzieży. N igdy nie byłem urzędo­

wym słuchaczem szanownego profesora, m ia­

łem jed n ak sposobność przekonania się, że jego wykład, pomimo brak u płynnej wymowy, zawsze przynosi prawdziwą korzyść słu ch a­

czom, dostarczając im zdrowych zasad nauki oraz wskazując drogę samodzielnego, ścisłego badania. W ykłady prof. H o yera zaszczepiają przy tem prawdziwą miłość nauki, czego ża­

dne książki dokazaćby nie mogły. W p ra co ­ wni niem a i niemoże być lepszego przewodni-

l) Jahresberichte Ober die Fortschritte der Anatomie und Physiologie, herausgegeben von Prof. D r. F r. H of­

man und Prof. Dr. G. Schwalbe, Lipsk, J . G. Vogel.

(3)

Nr. 51. W SZECH ŚW IA T. 803 ka. G łęboka znajomość przedmiotu, przy-

stępność dla każdego pragnącego szczerze pracować, niewyczerpana uczynność, oraz chęć i um iejętność przelania swojej wiedzy, czynią prof. H oyera niezrównanym kierownikiem o- sób pracujących w jego specyjalnościach: hi- stologii i historyi rozwoju zwierząt kręgo­

wych. N ic więc dziwnego, że ciśnie się do niego najlepsza młodzież, oraz osoby poza u- niw ersytetem stojące i posiadające stopnie naukowe; nic dziwnego, że pomiędzy słu ch a­

czami i kolegam i tylu ma prawdziwie życzli­

wych, prawdziwie go szanujących i kochają­

cych.

Prof. H oyer i pod innym względem skarbi sobie miłość ludzką, gdyż zawsze je s t chętny do udzielania porady lekarskiej i do tego naj- bezinteresowniej. J e s t on prawdziwym przy­

jacielem chorego, uwzględnia jego cierpienia i s ta ra się nietylko leczyć, ale nadto pocieszać ta k pacyjenta jakoteż i całe jeg o otoczenie.

Jeżeli zważymy, źe usposobienie szanownego profesora zawsze je s t jednakow e, że chętnie wybacza ułomności bliźnich i nigdy nikomu szkodzić nie zamierza, przyjdziemy do wnio­

sku, że doprawdy cześć i uszanowanie dla j e ­ go osoby zamało są u nas powszechne, zw ła­

szcza, że jego prawość je s t w samej rzeczy nieskazitelna. Może się on mylić, ja k każdy człowiek, ale zawsze mówi tylko to co myśli, o czem je s t przekonany. N iektórzy przypi­

sują prof. Hoyerowi wadę uporu, co jednakże j e s t niesłusznem. O bstaje on przyswojem zda- I niu bardzo naw et uporczywie, ale tylko dopó­

ty, dopóki się nie przekona o jego błędności, poczem z całą otw artością, bez żadnych omó­

wień, oddaje słuszność przeciwnemu zdaniu, jednocześnie swój błąd uznając. Nie je s t to więc upórjale silne przeświadczenie o słuszności przekonań, wyrobionych długiem rozmyśla­

niem.

Ludzie oddający się pewnej specyjalności, zwłaszcza ta k mozolnej ja k histologija i em- bryjologija, bardzo często w padają w jedno­

stronność, z rozmysłu ignorując i lekceważąc wszelkie zdobycze nauki i cywilizacyi, leżące poza obrębem obranej specyjalności. Prof.

H oyer nigdy wadzie tej nie uległ, zawsze bo­

wiem żywo go obchodziły i obchodzą wszelkie zagadnienia naukowe i społeczne.

R ozm aite tow arzystw a naukowe, oceniając zasługi i ch a rak ter prof. H oyera, powołały go n a swego członka. W arszaw skie tow arzy-

! stwo lekarskie, kilkakrotnie obierało go swo- t im prezesem. W uczuciu wysokiego szacu n ­ ku i szczerej przyjaźni są też niniejsze słowa skreślone, dla uczczenia dwudziestopięciolecia profesorskiej pracy mego zacnego i kochanego kolegi.

D la należytego ocenienia człowieka n a u k o ­ wego konieczńem je st zapoznać się z jego pracam i, przechodzę tedy do podania treści ważniejszych prac prof. H oyera, przedewszys­

tkiem jed n ak zmuszony jestem zwrócić uwagę na okoliczność, że jego oczy nadwerężone n a d ­ m ierną pracą, wym agającą ciągłego ich wysi­

lania, w końcu energicznie upom niały się o odpoczynek i stanowczo zaprotestow ały p rze­

ciwko dalszemu ich nadużywaniu. Z tego powodu prof. H oyer od wielu la t musi bardzo ostrożnie obchodzić się z niemi i daleko mniej pracować. M ikroskopu m usiał się praw ie wyrzec oraz zaprzestać pracy przy sztucznem świetle. Stąd, od roku 1876 spostrzegam y znaczne zmniejszenie produkcyjności szano­

wnego profesora i dzisiejszego jubilata.

Prace naukowe prof. Hoyera.

D a r w in iffm (1).

P rofesor H oyer wymownie kreśli obraz walki, ja k ą każda nowa myśl musi staczać z zakorzenionemi przesądam i i niewłaściwie poj­

mowaną religijnością. O stateczny wypadek tych wiekowych zapasów, au to r z zupełną bez­

stronnością m aluje w następujący sposób.—

„N ieugiętą silą logiki i przekonywającą potę­

gą faktów, samodzielna i niezależna nauka objęła powoli pod swoje panowanie całą dzie­

dzinę czystego rozumu i doświadczenia i zam ­ k nęła religiją we właściwych jej sferach wiary i moralności. W poczuciu niespożytej swej siły i w zwycięskim zapędzie, stronnicy n auki zapuścili się jed n ak poza kres, odgraniczający naukę od wiary, zam ierzając wstrząsnąć osta- tniemi podporami religii; wszystkie ich atak i atoli okazały się na tem polu bezsilnemi, a l­

bowiem nauka p otrafiła tylko negować, ale nie stworzyła d otąd nic takiego, coby mogło ludzkości zastąpić wiarę. W szeregach wo­

jowników nauki zaczynają się zresztą odzywać coraz liczniejsze i poważniejsze głosy, wyzna­

jące, iż istnieją granice, których nau ka p rz e ­ kroczyć nie zdoła, granice, poza którem i za-

(4)

804 w s z e c h ś w i a t. N r 51 czyna się niezaprzeczone panow anie wiary.

W walce nauki z w iarą pow tarza się zjawisko powszechne w życiu jednostki, ja k również i całego społeczeństwa, że zwycięsca przecenia zwykle siłę swego oręża i klęskę przeciwnika, gdy tymczasem ostatni— pilnie śledzi każdą słab ą stronę nieprzyjaciela, by w stosownej chwili zaczepić go i szalę przeważyć na wła­

sną stronę.

Tym sposobem każda nowa zdobycz n au k o ­ wa zostaje zużytkow ana do wzniesienia na jej fundamencie nowego filozoficznego system atu, zdolnego niby zastąpić pokonaną zupełnie wia­

rę, gdy tymczasem niedający się omamić zdrowy umysł ludzki w ynajduje słabe miejsca w owym fundam encie, a uznawszy budowę sy­

stem atu za chwiejną, woli porzucić dotychcza­

sowe stronnictwo, aniżeli poświęcić m u wiarę w nieograniczoną potęgę bezwarunkow ej p ra ­ wdy".

Przypuszczenie przeobrażan ia form o rg a­

nicznych, przechodzenia jednych form w d ru ­ gie, nic je st nowym pomysłem D arw ina, k tó ­ rego zasługa polega na dostarczeniu podstaw, pozw alających na przyjęcie powyższego przy­

puszczenia. T eoryja D arw ina, pomimo n ie ­ zmiernego je j praw dopodobieństw a, należy do rzędu hipotez i dlatego możliwą je s t dysku- syja nad przyjęciem jej lub odrzuceniem . Bez względu na los ja k i j ą sp o tk ać może, je s t ona bardzo ważnym nabytkiem dla bijologii (n a u ­ ki o istotach żyjących), albowiem rz u ciła zu­

pełnie nowe światło na pochodzenie i wzaje­

mny stosunek form organicznych. Stanowi ona dawno poszukiwany łącznik pomiędzy rozm aitem i faktam i dotychczas luźno obok siebie stojącemi. D latego bijologowi n iep o ­ dobna jej lekceważyć, a tem bardźiej odrzucać.

Pom im o wysokich zalet teory ja D arw ina o pochodzeniu gatunków nie może wpłynąć na zupełną zm ianę naszego poglądu n a świat, gdyż nowy pod tym względem system at filozo­

ficzny mógłby powstać jed y n ie opierając się na wynikach wszystkich nauk przyrodniczych, które zresztą nie w ystarczają jeszcze do wy­

tłum aczenia wszystkich objawów życia i czyn­

ności umysłowych.

Teoryja D arw ina nie prow adzi też koniecz nie do monizimu, zasadzającego się w istocie rzeczy na zaprzeczeniu możności istnien ia in­

nych warunków i czynników bytu, prócz leżą­

cych w samej tylko m ateryi. Owszem teory ja D arw ina najzupełniej daje się pogodzić z dua­

lizmem, t. j. z pojęciem uznającem św iat za dzieło Stwórcy.

J a k o dowody przem awiające na korzyść teoryi Darw ina, prof. H . przytacza:

1. N astępstw o istot ożywionych w p ok ła­

dach skorupy ziemskiej, okazujące pewien po­

stęp do coraz wyższej organizacyi.

2. Podobieństwo budowy wszystkich orga­

nizmów, k tóre ostatecznie sk ład ają się z n a ­ grom adzenia kom órek w rozm aitym stopniu przeobrażonych, alboteż przedstaw iają poje- dyńczą kom órkę.

3. Podobieństw o ja jk a najrozm aitszych zwierząt, oraz stanów rozwojowych różnych zwierząt.

4. P rzeobrażenia zwierząt, organy niedo- kształcone i t. d. D alej prof. H . słusznie zbi­

ja dziwaczne tw ierdzenie zaślepionych prze­

ciwników D arw ina, jakoby spostrzeżeń nad zwierzętami domowemi wcale nie można było stosować do zwierząt żyjących w stanie dzi­

kiej natury. W reszcie d aje on c h a ra k te ry ­ stykę walki o byt, przyczem zwraca uwagę na okoliczność, że ani Darwin, ani żaden z roz­

sądniejszych jego zwolenników nie wyłączają etycznych zasad z motywów, k tóre powinny kierować ludzkiemi dążnościami.

J a k o sum ienny i bezstronny badacz prof.

H . bynajm niej nie ukryw a braków teoryi i dochodzi do zupełnie słusznego, stanowczo u - zasadnionego wniosku, że teoryja pochodzenia tylko w główniejszych zarysach daje się zasto­

sować do układu, naturalnego, w szczegółach zaś krytyczny badacz spotyka się. z nieprzezwy- cięzonemi trudnościąmi.

Ostatecznie, braki wytknięte przez prof.

H ., podobnie ja k wszystkie dotychczas podno­

szone przeciw D arw inow i zarzuty, w niczem teoryi nie osłabiają, lecz jedynie mogą d o ­ starczyć wskazówki, w k tó rą stronę należy przedewszystkiem pracę skierować.

Jeżeli mi wolno własne zdanie objawić, bez w ahania się wyznaję, że zarzuty podniesione przez prof. H . , k tó ry je st stanowczym zwo­

lennikiem D arw ina, są według mego przeko­

nania nieuzasadnione. Z a to o stra nag an a zbyt zapalczywych i nierozważnych zwolenni- k iw wielkiego myśliciela angielskiego je s t pod każdym względem słuszna i spraw iedliw a.

(5)

\ r . 51. WSZECHŚWIAT. 805

R o zw ó j i zcid<tnie n a u k i lek a rsk ie j i za d a n ie le k a rza ( 2 , 3 , 4, 36).

A u to r w sposób nader malowniczy przed­

staw ia stopniowy rozwój rozmaitych szkół le­

karskich od czasów najdawniejszych aż do o- becnej chwili, daje obraz wzniosłego zadania lekarzy zawód swój prawdziwie szanujących, wyjaśnia zadanie szkół lekarskich, oraz k re­

śli zasady racyjonalnych egzaminów.

Człowiek szuka ulgi w cierpieniach. N a j­

pierw otniejszą formą tych usiłowań je s t dąż­

ność do przebłagania bóstwa, zsyłającego cho­

robę, czego dokonywano za pośrednictwem osób najlepiej w czynność tę wtajemniczonych, t. j. za pośrednictwem kapłanów. W Egipcie i Grecyi kapłani oddawali się także leczeniu, a ich wiadomości, pomimo zaprzysięganej t a ­ jem nicy, powoli doszły do wiadomości osób pryw atnych.

G recki lekarz H i p o k r a t e s i następca jego Rzym ianin G a l e n , położyli kamień węgielny szkoły empirycznej, k tó ra w pierw ­ szych wiekach chrześcijaństw a została zanie­

chaną, lecz następnie znalazła przytułek w klasztorach, skąd przeniosła się do świeckich szkół lekarskich.

W A lcksandryi pow stała znowu mistyczna szkoła, k tóra w wiekach ciem noty dała pocz i- tek zabobonom i wierze w złe duchy, co naw et do obecnej chwili dotrw ało.

Pow agę H ipo k ratesa i G alena zachwiał słynny anatom , belgijczyk W e z a l i j u s z (1513— 1567) i szwajcar P a r a c e l s u s a b H o h e n h e i m (1493— 1541). Ten ostatni obok wielu zasług grzeszy mistycyzmem. Jeg o teoryje dały początek rozmaitym szkołom je ­ dnostronnym , k tóre jed n a po drugiej upadały, chociaż niektóre z nich przyniosły pewien po­

żytek, wprow adzając nowe pojęcia. Inne szko­

ły jednostronne, usiłujące całą medycynę zbu­

dować n a podstawie mechanicznej, powstały po rozwinięciu się fizyjologii, k tórą angielski badacz H a r v e y (1578— 1658) wprowadził na właściwą drogę doświadczeń i wiwisek- cyj-

Obecnie medycyna opiera się na ściśle nau- kowem empirycznem badaniu. O kres rozpo­

czyna się od chwili wyzwolenia anatom ii z pod jarzm a au torytetu, lecz właściwa, epoka kon­

sekwentnego i energicznego postępu w całym zakresie nauki lekarskiej d atuje jed n ak dopie­

ro od chwili ogólnego rozbudzenia się umy­

słów i od chwili olbrzymich odkryć na polu nauk przyrodniczych i techniki, zastosowanej przy końcu przeszłego i początku bieżącego stulecia. Isto tn y postęp nauki lekarskiej głównie zależy od zdobycia rzetelnych i s ta ­ łych podstaw opartych na prawdziwie nauko­

wej metodzie.

Ustaliło się przekonanie, że choroba je s t tylko zboczeniem procesu życiowego, czyli zm ianą prawidłowej czynności pojedyńczej części ciała, lub też większych grup organów, zboczeniem, które powstaje pod wpływem wa­

runków szkodliwych bądź zewnętrznych, bądź wewnętrznych, bądź też zależnych od niewła­

ściwego sposobu życia.

W uzdrowieniu największy udział ma przy­

roda. Wyzdrowienie następuje jedynie wsku­

tek działania samego organizm u; sztuczne le ­ czenie tak samo nie je s t w stanie przywrócić prawidłowego stanu i prawidłowej funkcyi organów, ja k nie odtw arza najmniejszej cząst­

ki tkanek uorganizowanych. Z adanie lekarza polega na usuwaniu szkodliwych czynników, powodujących chorobę lub zawadzających działaniu własnych leczniczych czynników sa­

mego organizmu, z drugiej zaś strony lekarz powinien przyjść w pomoc przyrodzie zwięk­

szając, zm niejszając lub modyfikując czynność organów, biorących ważny udział w sprawach, regulujących działalność całego organizm u.

Lekarz zaiem nie leczy sam, ale udziela tylko pomocy przyrodzie w je j usiłowaniach leczniczych.

Do lekarzy należy nadto czuwanie nad p ra- widłowem wychowaniem młodego pokolenia, w czem dotychczas nadzwyczaj błądzimy, zwła­

szcza w wychowaniu młodzieży płci żeńskiej.

W reszcie lekarz powinien być doświadczo­

nym doradcą w usiłowaniach społeczeństwa usunięcia ciągłego źródła chorób najniebez­

pieczniejszych, powstających skutkiem nędzy, ubóstw a i innych braków społecznych.

„Praw dziw y lekarz powinien być człowie­

kiem wskroś rzetelnym, nie łudzącym ani sie­

bie, ani swoich pacyjentów, oddających zdro­

wie i życie swoje z pełną w iarą pod jeg o opie­

kę, on powinien dalej mieć współczucie dla ludzkiej boleści i niedoli, a nareszcie powinien gruntow nie być obeznany z całym obszarem swej nauki, z jej podstaw am i, zaletam i i nie­

dostatkam i. L ekarz postaw ił sobie jak o o sta­

teczne zadanie wystudyjowanie najszczytniej­

szego stworzenia przyrody, a zarazem n a jtru ­ dniejszego przedm iotu całego przyrodoznaw-

(6)

806 W SZ EC H SW IA T. Nr. 51.

stwa, t. j. przedm iotu nietylko m ateryjalnego, ale czującego i rozmyślnie działającego. A by być uzdolnionym do kierow ania tym cudo­

wnym wytworem przyrody, potrzeba więcej niż przysięgać in v erba m ag istri, trzeb a sa­

modzielnie śledzić, badać, w nikać w istotę i choroby, zdać sobie sum ienną spraw ę ze sku teczności rozpoczętej kuracyi. S tudyjum le­

k arskie nie kończy się bynajm niej z ław ą u n i­

wersytecką, owszem ciągnie się przez życie całe. A rs longa, yita breyis, powiedział już H ipokrates. U niw ersytet właściwie nie wy­

puszcza ze swoich podwoi dojrzałego ju ż p ra k ­ tyka, on nie obdarza swoich wychowańców całym zasobem potrzebnego m ateryjału, al­

bowiem ani czas, ani siły na to nie w ystar­

czają, ale on uczy ich naukowo czyli krytycz­

nie badać, wnioskować i działać i podaje do tego najpotrzebniejszy m atery jał. R esztę nie­

zbędnych w praktyce wiadomości lekarz po­

winien zebrać zapomocą samodzielnego b a­

dania i wyczerpującego zgłębienia odpowie­

dniej literatu ry . Z adaniem więc w ykładu u- niwersyteckiego nie je s t przelanie na stu d en ta gotowego m atery ja łu sposobem dogm atycz­

nym, ale przyzwyczajenie m łodego zwolennika nauki do sam odzielnego zbierania spostrzeżeń, wyciągania z nich wniosków i wogóle do zgo­

dnego z nauką postępow ania przez krytyczny i ścisły rozbiór wszystkich zasadniczych da­

nych i aksyjom atów, na których n au k a się opiera. A żeby je d n a k wykład krytyczny był dla stud enta przystępnym , p o trzeb a aby tenże w stępow ał do uniw ersytetu należycie przygotow any, t. j. umysłowo zupełnie doj­

rzałym , mianowicie zmysł krytyczny powinien być w nim wysoko rozw inięty".

Egzam iny coroczne, pochłaniając wszelki swobodny czas, odryw ają od sam odzielnych prac nad obranym przedm iotem . Egzam iny coroczne dostarczają większej liczby osób po­

siadających p aten t, ale źle przygotow anych do samodzielnej pracy. N a wydziale le k a r­

skim powinny być tylko dwa egzam iny, p rz e­

chodni z drugiego kursu na trzeci, oraz o sta­

teczny. B ilety na egzam inach są szkodliwe, albowiem szczęście odgryw a wówczas zbyt wielką rolę, a studenci n ab ierają zwyczaju wyuczania się oddzielnych rozdziałów kursu, bez względu n a ich wewnętrzny związek.

P raktyczne zakłady naukow e, t. j . p ra c o ­ wnie, kliniki i t. p. są konieczne dla postępu nauk przyrodniczych wogóle i medycyny w

szczególności, k tó ra je s t jed n ą z gałęzi tych nauk. Zadaniem praktycznych zakładów je s t dem onstrowanie przedm iotów traktow anych w kursach teoretycznych; wprawianie uczącej się młodzieży do samodzielnych badań i od­

kryć na polu naukowem; ciągła p ra ca wykła­

dającego, który tym sposobem ^nie pozwala stępieć swemu umysłowi.

IListologija.

Błona śluzowa nosa ( 6 , 7); języlc iaby (8).

W obu tych p racach prof. H oyer pow staje przeciwko istnieniu neuroepiteliów, czyli ner-

| wowych nabłonków, t. j. kom órek nabłonko­

wych, połączonych z zakończeniami nerwowy­

mi, oraz pow staje przeciwko rozszczepieniu dolnego końca kom órek nabłonkowych na m niej lub więcej liczne wyrostki. Z resztą, prof. H oyer zgadzał się na to, że okolica b ło ­ ny śluzowej, do której dochodzi nerw węcho­

wy (okolica węchowa), oraz brodaw ki języka, do których dochodzą nerwy smakowe, posia­

d a ją nabłonek odmienny od nab łonka pozo­

stałej błony śluzowej odpowiednich organów.

P ra c e te, dokonane pod wpływem R ejcher- ta , wielce zasłużonego, lecz niepotrzebnie swarliwego badacza, odznaczają się zbytnią polem iką, głównie wym ierzoną przeciwko M a­

ksowi Schultze i B illrothow i, z których pierw ­ szy ju ż wówczas podaw ał istnienie nab łonka nerwowego w błonie śluzowej nosa, co n astę­

pnie obszernie i przekonywająco rozwinął.

B illro th przypuszczał znowu istnienie takiego nab łonka n a brodaw kach język a żaby. Dopie-

| ro spostrzeżenia C hrystyjana Lovena i Schwal- bego (1867) nad cebulkam i, czyli pączkam i smakowemi brodaw ek języ ka u człowieka i rozm aitych zw ierząt ssących, uczyniły wielce prawTdopodobnem istnienie neuroepitelium na

| pow ierzchni języka. P rof. H oyer przekona-

| wszy się o mylności swego przekonania, p rz y ją ł zdanie strony przeciwnej. Wszystkie późniejsze

| p race prof. H oyera, ogłaszane bez czyjegokol- wiek wpływu, odznaczają się niezwykłym s p o ­ kojem i względnością krytyki, co mu tem w ię­

kszy szacunek w świecie naukowym zjednało.

Budow a tkanki łącznej (9, 10, 11, 12).

P ro f. H o yer b ad a ł rozm aite odmiany tk a n ­ ki łącznej na p re p ara ta ch traktow anych roz­

tworem kam ienia piekielnego. W ten sposób

(7)

Nr 51. WSZECHSWIAT. 807 ro zp atrzy ł on budowę rogówki oka żaby i ro ­

zm aitych zw ierząt ssących, neurilemmę, p o ­ włokę ciałek Paciniego, tkankę łączną mię- dzygruczołową i ścięgna żaby. Z tych spo­

strzeżeń okazało się, źe kwestyjonowane wów­

czas linije ciemne, pow stające po traktow aniu tkanki kam ieniem piekielnym , w rzeczy samej odpow iadają zarysom komórek. Prof. H oyer podaje sposoby użycia kam ienia piekielnego, oraz przedstaw ia ostrożności niezbędne dla uniknienia możliwych błędów.

W tkance łącznej, według prof. H oyera, znajdują się przestw ory rozmaicie nazywane, w których znajdują się spłaszczone komórki, poprzednio uważane za same tylko ją d ra . W ęższe przestw ory są kom órkam i wypełnione, gdy tymczasem w obszerniejszych przerw ach tk an k i łącznej te ostatnie u k ład ają się n a je ­ dnej ze ścian przerwy, na podobieństwo n a­

błonka. W zbitej tkance łącznej kom órki są odosobnione i łączą się z sobą cienkiemi wy- j pustkam i. W kom órkach tkanki łącznej dają się wykazać ją d ra .

P rof. H oyer jed en z pierwszych odkrył ko­

mórki składające ścianę naczyń włoskowatych.

Nerwy rogówki (13, l i , 15, 16, 17, 18).

P ro f. H oyer zbadał nerwy rogówki u czło­

wieka, zwierząt ssących, ptaków, gadów, zie­

mnowodnych i ryb. N ajw ażniejsze rezultaty otrzym ał, zastosowawszy metodę złocenia tk a ­ nek zapomocą trójchlorku złota, wprowadzo­

ną przez Conheima.

U człowieka i ssących gałązki nerwów rzęskowych tw orzą splot poza przednią błoną graniczną rogówki. G rubsze i średnie gałąz­

ki nerwowe okazują wyraźne złożenie z poje- dyńczych włókienek, k tó re w węzłach splotu zm ieniają kierunek, lecz się wcale z sobą nie zlewają. J ą d r a położone w węzłach należą do neurolii, t. j. do tkanki łącznej, spajającej włókienka nerwowe, a zatem nie są jąd ra m i komórek nerwowych. Z opisanego splotu wychodzą liczne gałązki, k tóre przeb ijają bło­

nę graniczną i u podstawy nabłonka rozpo­

ścierają się, jak o splot położony na przedniej powierzchni rzeczonej błony. Z tego splotu wychodzą, ju ż przez Conheima opisane, wę- złowate w łókienka, wznoszące się pomiędzy kom órkam i nabłonka, gdzie we wszystkich je ­ go w arstw ach rozpościerają się, tw orząc sploty.

Zakończenia tych nerwów m iędzynabłon- kowych są zaostrzone, czasam i węzłowato zgrubiałe.

N adto ssące posiadają splot właściwy tk a n ­ ce łącznej rogówki, gdzie się jego zakończenia znajdują. W łók na tego splotu ją d e r nie po­

siadają; przebiegają, tworząc silne wężykowa­

te zagięcia i kończą się w tkance łącznej. P o łą ­ czenia ze szczególnemi aparatam i końcowemi, lub z ciałkam i rogówki, nie istnieją. Nerwy te ­ go splotu pochodzą głównie ze splotu łącznicy.

W innych grom adach kręgowych rozłożenie nerwów w rogówce je st w gruncie rzeczy t a ­ kie samo; lecz tylko ziemnowodne posiadają splot, odpowiadający splotowi tkanki łącznej u ssących.

N aw et najdrobniejsze włókienka tworzą prawdziwe sploty i nigdzie się z sobą nie zle­

w ają, lecz jed no obok drugiego przebiegają i niewątpliwie kończą się w jakiem ś miejscu.

P ro f. H oyer inaczej tedy pojmuje budowę splotów nerwowych rogówki, aniżeli jego po­

przednicy, którzy widzieli w nich praw dziw ą sieć,złożoną ze zrośniętych miejscami włókienek.

Budowa szpiku kostnego (19, 2 0 , 21, 22, 23).

Przedstaw iw szy dokładne sprawozdanie ze wszystkich poprzednio ogłoszonych prac, do­

tyczących tego samego przedm iotu, prof. H o ­ yer podaje własne spostrzeżenia, które w n a­

stępujący sposób streścić się dają.

Szpik kostny, ja k wiadomo, występuje w tro ­ jakiej formie: jak o szpik czerwony, żółty,

czyli tłusty i galaretow aty. Czerwony szpik, z wyłączeniem innych form, znajduje się w ko­

ściach płodu, dziecięcia i młodych zwierząt, a u dorosłych osobników w substancyi gąb­

czastej przy końcach długich kości, oraz w krótkich i płaskich kościach. W jam ie długich kości, tworzącej się w m iarę wzrostu ciała, czerwony szpik stopniowo zam ienia się w szpik żółty, lecz nie w całości, gdyż przy końcach kości szpik żółty stopniowo przecho­

dzi w czerwrony, tak, że niema wyraźnej g ra ­ nicy pomiędzy obiema tem i formami. U b a r­

dzo młodych isto t w szpiku czerwonym znaj­

dujem y zwykle sam ą tylko sieć kapilarów żyl- nych, której m ałe stosunkowo oczka są wypeł­

nione tkan k ą szpikową. T a ostatnia składa się z gwiazdowatych kom órek, siatkow ato po­

łączonych pomiędzy sobą w ypustkam i. W y- pus. i i komórkowe przyczepiają się także do ścianek kapilarów żylnych i często łączą się ze stożkowatemi, napozór ślepemi wyrostkami ich ściany. Oczka sieci komórkowej są wy­

pełnione różnej wielkości kom órkam i szpiko- wemi, bardzo podobnem i do bezbarwnych cia­

(8)

łek krwi, czyli ciałek lim fatycznych. Oprócz tych komórek, oczka owej sieci w ypełnia ta k ­ że nieznaczna ilość substancyi galaretow atej.

U d orastających zwierząt gwiazdowate kom ór­

ki szpiku zaczynają napełniać się tłuszczem . Tym sposobem szpik wydaje się jeszcze czer­

wonym, lecz w samej rzeczy przedstaw ia już formę przejściow ą do szpiku żółtego. Substan- cyja g ąbczasta kości u dorosłych osobników zwykle nie zaw iera właściwego czerwonego szpiku, lecz formę m ięszaną, przejściową, gdzie ilość kom órek szpikowych je st zmniejszona i w części zastąpiona przez kom órki tłuszczo­

we. W jam ie kości stłuszczenie postępuje dalej; komórki szpikowe coraz bardziej znika­

ją , tłuszczowe przeciwnie, coraz bardziej się rozpościerają, tak, że oczka sieci naczyniowej zdają się być wypełnione sam em i kom órkam i tluszczowemi; przytem , naczynia w ydają się zwężone, a czerwone zabarw ienie szpiku coraz bardziej ustępuje m iejsca żółtem u. Jeż eli je­

d n ak bliżej rozpatrzym y m asę szpikową, wy­

p ełniającą jnm ę kości, przekonam y się, że ta ­ kowa nie je st jednakow o zabarw iona, bo część szpiku zwrócona ku obwodowemu końcowi ko­

ści zwykle bardziej je s t stłuszczona i bledsza, niż część leżąca bliżej górnego, dośrodkowego końca kości (niekiedy rzecz się m a przeciwnie, ja k się zdaje, stosownie do kieru n k u głównych naczyń odżywczych, do w zrostu kości i t. d.).

Jeżeli zwierzę, posiadające szpik w większej części ju ż stłuszczony, poddam y śm ierci gło­

dowej, wówczas tłusty szpik zam ienia się na galaretow aty, zupełnie ta k samo, ja k tk an k a tłuszczowa w innych częściach ciała skutkiem głodzenia zamienia się na tkankę g alareto w a­

tą. P rzem iana będzie tem zupełniejsza, szpik będzie tem przezroczystszy, im zupełniejszem było poprzednie jego stłuszczenie. U s ta r­

szych zagłodzonych zw ierząt zwykle przy ob­

wodowym końcu kości znajdujem y szpik zu­

pełnie przezroczysty; ku środkowi długości ko­

ści staje się on coraz ezerwieńszy, a przy ośrodkowym końcu w ydaje się zupełnie czer­

wonym. U ludzi zm arłych n a choroby w y­

cieńczające, szpik tłu sty również przem ienia się n a gałai’etow aty, nie pod wpływem p e­

wnych tylko chorób, lecz poprostu w skutek niedostatecznego odżywiania ciała. U zwie­

rząt niezupełnie wygłodzonych krople tłuszczo­

we nie w ypełniają już całkow icie kom órek; na takim szpiku najłatw iej m ożna się przekonać, że tłuszcz zajm uje gwiazdowate komórki tkan-

808 N. 51

ki szpikowej. Kom órki szpikowe rzadko c a ł­

kowicie znikają ze szpiku zupełnie tłustego lub galaretow atego; im bardziej się zbliżamy do części mocniej zaczerwienionej, tem b a r­

dziej w zrasta liczba tych ciałek. P rzy obfitem karm ieniu zwierzęcia można szpik galaretow a­

ty znowu zamienić na szpik tłusty. P rzem ia­

n a szpiku galaretow atego i tłustego na czer­

wony nie wydaje się w normalnych w arunkach możliwą.

W idzim y tedy, że wszystkie trzy formy szpi­

ku w istocie rzeczy jednakow o są zbudowane i napozór różnią się tylko tem. że w szpiku czerwonym przeważają komórki szpikowe, któ­

re w szpiku żółtym po większej części znikają i zostają zastąpione przez komórki tłuszczowe, pow stające z komórek gwiazdowatych tkanki szpikowej; nareszcie w szpiku galaretow atym tłuszcz ginie, a oczka siatki komórek gwiazdo­

watych w ypełniają się substancyją g alareto ­ watą. Istn ie ją też formy przejściowe, które napotykam y naw et w jednej i tej samej kości.

Tętnice szpiku czerwonego, pochodzące od naczyń odżywczych, rozgałęziając się, tworzą liczne, cienkie tętniczki, pozostające bez związ­

ku pomiędzy sobą i kończące się bardzo wąz- kiem i naczyniam i włoskowatemi, posiadające- i mi wszelkie znam iona naczyń tego rodzaju.

N aczynia włoskowate wylewają się do gęstej sieci szerokich kanałów , czyli kapilarów żyl- nych, będących początkiem żył kostnych. K a- pilary żylne rozmaitych zwierząt ssących nie posiadają zam kniętych ścian, bo a u to r na odo­

sobnionej ściance nieraz widział bezbarwne ciałk a krwi (albo kom órki szpikowe), tkw iące w niej, jakby ziarnka grochu w oczkach prze­

tak a; w miejscach, w których ciałka wypadły, widać było w ściance większe i mniejsze otwor­

ki okrągłe, jak b y powycinane kolistem żelaz­

kiem. Ścianki tych kapilarów , o ile au to r m ógł zbadać, nie są otoczone przez endotelium ; two­

rzy je raczej warstewka zgęszczonej tkanki siateczkow atej. W szpiku stłuszczonym na­

czynia krwionośne znacznie się zwężają i o- , trzy m u ją tęższe i wyraźniejsze ścianki, a tem

| sam em coraz bardziej stają się podobne do prawdziwych, czyli tętnicznych kapilarów. Tej ważnej różnicy pomiędzy szpikiem czerwonym i żółtym n ik t przed prof. H oyerem nie zauważył.

Cynober, w strzyknięty do naczyń krwiono­

śnych, w wielkiej ilości skupia się w szpiku czerwonym, w tłustym zaś w bardzo m ałej.

J e ż e li jed n ak m łodemu zwierzęciu wstrzyknie- WSZECHŚWIAT.

(9)

Nr. 5 I WSZECHŚWIAT. 809 my znaczną ilość cynobru i zachowamy zwie- j

rzę aż do zam iany szpiku na tłusty, wówczas ! w tym ostatnim znajdziem y wielkie ilości cy­

nobru. M ożnaby więc przypuszczać, że ścian­

ki naczyniowe w szpiku czerwonym łatwo przepuszczają cynober, w tłustym zaś trudno.

Cynober gromadzi się w tych samych gwiazdo- watych kom órkach, w których się tłuszcz zbie­

ra , co dopiero prof. H oyer pierwszy zauważył.

Z daje się, że przenikaniu cynobru do komórek tłustego szpiku w pewnej części przeszkadza obecność w nich tłuszczu. W szpiku bezb ar­

wne ciałka krwi, napełnione cynobrem, nie­

wątpliwie przenikają do jego tkanki, ja k to ma miejsce w wątrobie, śledzionie i gruczołach limfatycznych.

O bezpośredniem połączeniu pomiędzy tętnicami i żyłami (24, 25, 2 6 , 27).

Bezpośrednie połączenie pomiędzy tę tn ic a ­ mi i żyłam i zbadał prof. H oyer na uchu k ró ­ lika, psa i kota; na końcu nosa tych samych zwierząt (u człowieka w obu tych miejscach połączeń nie znaleziono); na końcu ogona zwie­

rz ą t ssących; w końcowym członku palcy u człowieka i zwierząt, w ciałacli jam istych przyrządów płciowych człowieka i zwierząt.

Do badań służyły preparaty nastrzykane m a­

są szelakową, nagryzane lub nie, albo n a­

strzykane karm inem a następnie masą klejo­

wą zabarw ioną lub nie, albo wreszcie nastrzy­

kane saletrzanem sre b ra i amonu i następnie nastrzykane stężonym rostworem kleju.

Budowa i układ żył, do których otw ierają się drobne tętnice, zmienia się stosownie do badanej miejscowości ciała. Czasami, ja k w jam ie szpikowej członka pazurowego u kró­

lika, w macicy paznokcia u człowieka i macicy kopyta u prosięcia, w koniuszczku nosa u roz­

m aitych zwierząt, ściana żylna składa się zpo- jedyńczej warstwy endotelium, pokrytej tylko delikatną powłoką tkanki łącznej. W innych razach, jak w koniuszczku ogona u zwierząt, a u człowieka w skórze na końcach palców żyły są pokryte wyraźnemi mięśniami obrącz- kowemi, które jed n ak są cieńsze aniżeli w ściankach tętnic. Bezpośredniego połączenia tętnic z żyłami nie znaleziono ani w płucach ani w śledzionie.

Fizyjnlogiczne znaczenie bezpośredniego połączenia pomiędzy tętnicam i i żyłami prze­

dewszystkiem polega na zabezpieczeniu obrotu i krwi od zaburzeń, a szczególniej polega na ,

regulowaniu krążenia krwi w naczyniach wło- skowatych pewnych okolic ciała.

Tętniczne gałązki służą także do szybszego wyrównywania ciśnienia w tętnicach i żyłach.

Wreszcie w mowie będące połączenia niem a­

łe m ają znaczenie w regulowaniu ciepła.

Prof. H oyer swą stara n n ą i piękną pracę kończy zestawieniem i oceną wszystkich po­

przednio ogłoszonych p rac o tym samym przedmiocie.

Technika histologiczna (28, 29, 30, 31).

W e wszystkich swych pracach histologi­

cznych, począwszy od najpierwszej o błonie I śluzowej nosa, prof. H oyer starannie bada : działanie rozm aitych odczynników i podaje dokładny opis postępowania, którem się w po­

szukiwaniach swych posługiwał, ułatw iając tym sposobem zadanie osobom, pragnącym badania jego powtórzyć. P rzy wytrwałości i wielkiej biegłości prof. H oyer udoskonalił technikę histologiczną i wynalazł kom bina­

c i e będące obecnie w powszechnem użyciu i w handlu zagranicznym (karm inian amonu i pi- kro-karm in, wyrabiane i sprzedawane przez d ra G. G riibler w Lipsku, D ufour-Strasse, 17).

W szczególności prof. H oyer ulepszył masę injekcyjną żółtą; podał sposoby przyrządzania masy injekcyjnej szelakowej, odpowiedniej do przygotowywania preparatów korozyjnych

! (w których miękie części zostają zniszczone zapomocą kwasu solnego); wprowadził w u- życie rostw ór saletrzanu sre b ra i amonu za­

m iast czystego saletrzanu srebra; podał prze­

pisy przyrządzania ulepszonego roztworu błę­

kitu pruskiego; zam iast czystego am onijakal- nego roztworu karm inu wprowadził w użycie roztwór karm inu z dodatkiem alkoholu; pierw­

szy otrzym ał karm inian amonu obojętny; po­

dał sposoby przechowywania klejowych mas injekcyjnych przez dodanie do nich chloralu i gliceryny; otrzym ał nową żółtą masę injek­

cyjną dodając do gęstego ciepłego kleju sale­

trzanu sreb ra i kwasu pirogalascwego; ulep­

szył przetwory do zam ykania p reparatów m i­

kroskopowych, a mianowicie przetwory s k ła ­ dające się z gumy arabskiej i octanu potasu lub octanu am onu, oraz z gumy arabskiej i glicei-yny. Do ostatniej z tych mięszanin do­

daje prof. H oyer chloralu. którego użytecz­

ność w powstrzymywaniu rozwijania się grzyb­

ków pleśniowych 0 11 pierwszy zauważył.

(10)

810 WSZECHŚWIAT. Nr. 51.

W pierwszych latach swej działalności p ro ­ fesorskiej prof. H oyer wydał podręcznik do histologii ciała ludzkiego (5), obejm ujący j a ­ sny i treściwy wykład ówczesnych pojęć hi­

stologicznych.

P odręcznik obejm uje histologiją ogólną, t. j. naukę-o tk an k ach wogóle, bez uw zglę­

dnienia sposobu ich kom binowania w rozm ai­

tych organach ciała.

H is to r y ja ro zw o ju (32).

M eckel 1852 roku ogłosił pracę, w której przychodzi do wniosku, źe ja jk o ptasie w po­

równaniu z jajkiem zwierząt ssących je s t u- tworein złożonym, a mianowicie źe tak zwana blizna czyli żółtko twórcze odpowiada ja jk u zwierząt ssących, gdy tymczasem żółtko od­

żywcze, t. j. cała żółta m asa ja jk a wraz z o ta ­ czającą je błoną powstaje z kom órek ta k zw a­

nej błony ziarnistej (m em brana granulosa), że zatem żółtko odżywcze należy porównywać z żółtem ciałem (corpus luteum ) ssących.

P ro f. H oyer, pod kierow nictwem swego profesora, słynnego P e ic h e rta , przedsięwziął sprawdzenie wniosków M eckela i w tym celu zbadał torebki jajow e rozm aitego wieku u wróbla, gołębia i kury. Tym sposobem przy­

szedł on do wniosku, że jajk o ptasie w całości uważane, t. j. twórcze żółtko wraz z odży w- czem, należy porównywać z jajk iem zwierząt ssących, czyli innem i słowy, że ja jk o p tasie je s t utw orem równie prostym ja k ja jk o ssą ­ cych, co obecnie powszechnie j e s t przyjęte.

G rz y b k i ch orobotw órcze (33).

P ro f. H oyer podaje spraw dzone, w n iektó­

rych razach ulepszone przez siebie sposoby bad an ia bakteryj. T a k mianowicie opisuje on metody hodow ania tych isto t na kartoflu, kleju lub w płynie, przyczem uwzględnia za­

równo bakteryje z pow ietrza pochodzące, jak o też pochodzące z chorych organizmów. Dalej znajdujem y przepisy barw ienia bakteryj za­

wieszonych w płynach, a mianowicie wybór barwników, przygotow anie tychże, przygoto­

wanie bakteryj do barw ienia, sam proces b a r ­ wienia, wysuszenie p re p ara tu , ścinanie śluzu i białk a, badanie i zachowanie p rep aratu . Dalej n astępują przepisy postępow ania z balc- teryjam i uwięzionemi w tk an k ach zwierzęcych.

T u przede wszy stkiem uczony profesor podaje sposoby stw ardzania tkanek, a następnie me­

tody przygotowania skrawków. N a stę p u ją

potem przepisy barwienia skrawków, odb ar­

wienia tkanki z zachowaniem barwności bak ­ tery j, podbarwienia tkanki barw nikam i nie m ającemi wpływu na bakteryje. W końcu a u to r przechodzi do niektórych szczególnych wypadków, a w szczególności podaje sposoby postępowania z bakteryjam i gruźliczemi, bak- teryjam i trąd u , czarnej krosty i ostrego zapa­

lenia płuc. W końcu prof. H oyer przytacza metody b adania Actinom yces, będącego przy­

czyną próchnienia kości i A spergillus n iger, rozwijającego się w zewnętrznym przewodzie usznym.

F izy jo lo g ija (34, 3 5 , 3 6 , 3 7 , 38).

W r. 1861 prof. H oyer ogłosił drukiem swe wykłady fizyjologii w A kadem ii medyko- chirurgicznej, obejm ujące ogólny wstęp i ogól- ną fizyjologiją nerwów (34). W y k ład odzna­

cza się jasnością, wielką zwięzłością i d o k ła­

dnością. W ogólnym wstępie spotykam y piękne poglądy na metody badania w naukach ści­

słych, na obecny stan fizyjologii, na zasługi J ę ­ drzeja Śniadeckiego, oraz na zadanie fizyjologii.

P ra c a prof. Piotrowskiego d ała powTód prof.

Hoyerowi do wyłożenia swych poglądów na równoważenie zboczeń w krążeniu krwi (35).

Prof. H oyer uznając ważność pytań, postaw io­

nych przez prof. Piotrowskiego, tłum aczy je w sposób odmienny, a przedewszystkiem n a­

leżycie uwzględnia wpływ ośrodka k ierujące­

go rucham i oddechowemi i rucham i serca, na co prof. Piotrow ski nie zwrócił należytej uwagi.

Z inicyjatywy i przy czynnym współudziale prof. H oyera lite ra tu rę naszą wzbogaciły t ł u ­ maczenia dwu znakomitych podręczników fizyjologii napisanych przez H erm anna i D on- dersa (37, 38). Pierwszy z nich przełożył dr.

Szymon P o rtn e r, drugi drowie F a b ia n i Stock- man. O ba tłum aczenia są zarówno staran ne, lecz pierwsze pod względem czystości języka daleko je s t poprawniejsze. O ba tłum aczenia prof. H oyer uzupełnił i znakomicie wzbogacił wielu dodatkam i tak pod względem an ato m i­

cznym, jak o też fizyjologicznym. Zwłaszcza też dzieło D ondersa, jak o w chwili przekładu nieco p rzestarzałe, wymagało bardzo wielu uzupełnień, które uczyniły je odpowiadającem ówczesnemu stanowi nauki. Fizyjologiją H e r­

m anna prof. H . opatrzył znakomitym wstępem obejm ującym nader jasn y i zwięzły wykład praw a zachowania energii, zam iany jednej siły n a drug ą, oraz znaczenia siły napiętej i

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przed rozpoczęciem analizy okresu dy- luwialnego w Niemczech Schmidt zatrzy ­ muje się jeszcze chwil kilka nad sprawą człowieka przedpaleolitycznego, jak o

Sam proces wywoływania daje się w taki sposób wyjaśnić, że wywoływacz nie działa na ziarna nieoświetlone; redukuje zaś tylko te miejsca, gdzie zarodki z

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni