• Nie Znaleziono Wyników

Żydzi z dzielnicy Bronowice w Lublinie przed II wojną światową - Zbigniew Michalski - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żydzi z dzielnicy Bronowice w Lublinie przed II wojną światową - Zbigniew Michalski - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ZBIEGNIEW MICHALSKI

ur. 1924; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, ulica Skibińska, dzielnica Bronowice, Żydzi, stosunki polsko-żydowskie, szkoła, koledzy

Żydzi z dzielnicy Bronowice w Lublinie przed II wojną światową

Skibińska 23, to jeszcze pamiętam. Na Skibińskiej nie rozwalili domów, one stoją. I ten dom stoi. Tam miałem dużo kolegów, ale to już wszystko nie żyje.

Pamiętam [Żydów]. Mieszkali [tam]. Żeśmy się śmieli, bo zawsze było tak, że w sobotę to Żydzi nic nie robili, nawet ognia nie palili. Może nie moi koledzy, ale tacy, co mieszkali bliżej Bronowickiej, chodzili w sobotę zapalać im ogień. Ja mieszkałem prawie w środku Skibińskiej, a tak bliżej Bronowickiej to mieszkali Żydzi. Jeszcze w szkole powszechnej siedziałem z Żydówką w klasie – która to klasa była, to nie pamiętam. I coś mnie tak odbiło, wziąłem, zepchnąłem ją z ławki. A wychowawczynią moją w tym czasie była pani Śpiewakówna, podobno Żydówka. Jak ja ją zepchnąłem z tej ławki, to ona do mnie podleciała, a tu wszyscy zaczęli się śmiać. Czego mnie posadziła z tą Żydówką, to ja nie wiem. A ja mówię: „Jak ona ma wszy – bo widziałem, że tam coś po niej łaziło – to ja ją zepchnąłem”. [Wychowawczyni] poszła do dyrektora szkoły, [Władysława] Koszyka. Koszyk mnie zawołał. „No – mówi – coś ty tam narobił? Śpiewakówna tu przyleciała, mówi, żeś [zepchnął koleżankę z ławki]”.

Nie pamiętam, jak nazywała się ta Żydówka. Mówię: „Panie dyrektorze, jak ona miała wszy czy coś, chodziły jej po włosach, to co ja miałem siedzieć, patrzeć na nią?”. Ale że mój ojciec był takim działaczem trochę w tej szkole, to jakoś tam się rozeszło.

Miałem takiego kumpla Żyda, mieszkał na Podlaskiej, to też taka ulica była żydowska, i to sympatyczny chłopak był. Nawet po wyzwoleniu pisał listy do mnie z Izraela. [Na imię miał] Icek na pewno. To był porządny chłopak. Jadł wszystko to, co my żeśmy jedli, to nie to, że mięsa nie jadł – wszystko jadł, z nami się bawił, kumpel taki był, porządny chłopak. Icek. I nawet żeby dzisiaj się zapytać, jak się nazywał, to też nie będę mógł, bo ci, którzy mieszkali na tej Podlaskiej, to wszystko umarło. [Te]

chłopaki, nie ma żadnego, specjalnie nieraz tam chodziłem, żeby popatrzeć, którzy ze mną do szkoły powszechnej chodzili, grali w piłkę w Lubliniance, później zdobyli mistrzostwo Polski [juniorów]. Maniek Kowalski na obronie grał, to był starszy chłopak

(2)

ode mnie, jego brat Heniek ze mną siedział, w jednej klasie żeśmy byli, już dzisiaj nikogo tam nie ma. [Icek i jego rodzina] jakoś wcześniej wyjechali. Oni wyjechali chyba tuż przed samą wojną.

To się niczym nie różniło. Na Skibińskiej, jak były te wszystkie domy jednakowe, to nie było nawet widać, że to jest żydowskie mieszkanie. Jak [człowiek] wszedł do mieszkania, jak powąchał, to tak czuć było cebulę, coś takiego, w czym oni się lubowali. [Ludzie] mówili, że tam macę z krwi [robią]. Tak mówili, ale ja w to nie wierzyłem. I właśnie ten Żyd, który z nami się tam zawsze bawił, to mówił: „To nieprawda. To tylko tak mówią ludzie, ale to nieprawda”. On nam nieraz przynosił macę, chyba bez tłuszczu, bez niczego, jakoś tak była robiona. Jeszcze jakieś tam potrawy przynosił. Dobre [były].

Jak mieszkałem na Skibińskiej, to my żeśmy mieli obok sklep mięsny, [właściciel]

nazywał się [Sebastian Kot]. Z jego synem chodziliśmy razem do szkoły powszechnej. Na rogu Skibińskiej i Łęczyńskiej był sklep Gurdziela, spożywczy. A niżej – my 23, tu było 21 – pod 19 na Skibińskiej sklep spożywczy miała Habuśka, Żydówka, ona handlowała w niedzielę. Kiedyś w niedzielę się nie handlowało, trzeba było znać sygnał, jak do niej [się szło], bo miała zamknięte od Skibińskiej, trzeba było wejść do bramy, zapukać odpowiednio i Habuśka otworzyła, człowiek tam przyszedł i coś kupił. Ale policjanci się już dowiedzieli, jak tam trzeba pukać do niej, no to jak zapukał policjant, wszedł, to ona mu tam jakąś łapówkę – to dzisiaj by można nazwać – odsypnęła i on poszedł. I już był zadowolony on, a ona dalej handlowała.

Data i miejsce nagrania 2005-09-16, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Słowa kluczowe Lublin, PRL, Rury Świętego Ducha, ulica Zana, ulica Nadbystrzycka, praca w cegielni, cegielnia na Rurach Świętego Ducha, praca formiarki, projekt Lubelskie

Jeszcze mieszkaliśmy cztery lata w Łukowie, i jak zaczęły się budować Zakłady Azotowe, to żona się zainteresowała, bo ja to miałem co innego w głowie.. Ja miałem szkolenia,

Mówiłam: „Przyjeździe, zobaczcie do pasieki” Był moment, gdy mówili, że telefony komórkowe szkodzą i pszczoły się nie orientują.. Mówiłam: „Słuchajcie, nie

„Materiały [fotograficzne] czarno-białe”[Mikołaja Ilińskiego –red.], potem „Materiały [fotograficzne] barwne”[Edwarda Dubiela oraz Mikołaja Ilińskiego –red.] –[to]

Tutaj, gdzie teraz jest taki plac, gdzie jest ten dom towarowy, to przecież tego nie było, tu był duży budynek i na rogu tego budynku był duży sklep –

A pod siódemką mieszkał Żyd, też dobry chłop, gołębiami handlował, a mojego gospodarza syn [to był] też gołębiarz, to zawsze albo on do nas przychodził na podwórko, albo

[Najwięcej Żydów mieszkało] na Lubartowskiej, od Nowej, od Bramy Krakowskiej w dół, a już nie mówię na Starym Mieście, bo tam to już w ogóle wszystko było

Niemcy to już byli w tym wypadku naprawdę pozbawieni człowieczeństwa, żeby posługiwać się Żydami w łapaniu Żydów, ja byłem wstrząśnięty.. Jak byłem w