Mieczysław A. Krqpiec OP
Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II
Osoba i państwo'
ielkim osiągnięciem cywilizacyjnym je s t rozum ienie człowieka ja k o b y tu o s o b o w e g o . Znaczy to, że poj
m ujem y go jak o byt rozum ny, wolny, żyjący społecz
nie, ale zarazem tra n sce n d u ją c y przyrodę i społeczeństw o, pom im o swej potencjalności, w której bytowo dojrzewa poprzez swe czyny, przyporządkow ujące go do osiągnię
cia swego ostatecznego celu życia. Owa potencjalność-dy- nam iczność su p o n u je pow stanie człowieka i jego zarów no cielesne, ja k i duchow e form owanie się w łonie m atki, w łonie społeczności, by ostatecznie zaowocować n aro d ze
niem się w łonie nieskończonego życia Boga.
Oczywiście, zaistnienie człowieka nie je s t dziełem tyl
ko sam ej n a tu ry , ale su p o n u je a k t stw orzenia przez Boga ludzkiej duszy, jak o ciągle tego sam ego źródła czynności życiowych, które w dojrzałym życiu ludzkim jaw ią się jako:
in telektualne p o z n a n i e tra n sc e n d u jąc e n a tu rę , czas, przestrzeń i społeczne ograniczenia; m iło ś ć wyzw alająca osobowe działania decyzyjne, przekraczające nieraz swe w łasne życie, które m ożna ofiarować za ojczyznę i d r u giego człowieka; tw ó r c z o ś ć , której owoce m ogą stanow ić duchow y „pokarm ” całych ludzkich pokoleń, itp. Widzimy
1 N iniejszy te k st je s t c z ę śc ią pr2ygotow anego przez o. prof. M. A. K rą p ca h a s ła „Państw o”, które u k a że się w je d n y m z n a jb liższ ych tom ów P o w szech n ej Encyklopedii Filozofii.
więc, że źródło takiego działania - d u sz a lu d zk a - nie może być dziełem tego wszystkiego, co przekracza jej działanie.
S tąd konieczność stwórczej mocy Boga, aby to życie zapo
czątkować w m om encie, gdy form uje się pierw sza kom órka życia ludzkiego w łonie m atki, dziedzicząc kod genetyczny służący duszy do form ow ania i organizow ania sobie swego własnego ciała, poprzez które wejdzie w k o n tak t bytowy ze św iatem i Bogiem w swym osobowym działaniu.
M om ent rodzenia się dziecka je s t m om entem przejścia jego życia do drugiego łona, jak im je s t społeczność rodzin
na, rodowa, narodow a, ogólnoludzka. W tym łonie czło
wiek sukcesyw nie wyzwala swe osobowe działanie, coraz bardziej doskonalone; wyzwala swego d u c h a dzięki pom o
cy innych ludzi - najpierw swych rodziców, potem rodziny, szkoły, różnych form życia społecznego. Ileż trzeb a do nie
mowlęcia mówić, mieć z nim k o n tak t, aby po jak im ś cza
sie naw iązać z nim o b u stro n n y k o n ta k t słowny w mowie ojczystej, w uporządkow anym zachow aniu się kierow a
nym m iłością, w iarą, zaufaniem , jak o tym posagiem , który - coraz bardziej dojrzały - uzdolni go do ludzkiego życia.
To w łaśnie ludzkie życie objaw ia się w sam ym pozn an iu ta k przednaukow ym , ja k i naukow ym ; w różnych form ach i dziedzinach p o z n a n i a . Akty p o zn an ia stanow ią zawsze podstaw ę ludzkiego osobowego działania. Sam o zaś dzia
łanie jako rozum ne i wolne w inno być d o b r e , czyli m oral
ne, b u d u jące sw ą osobowość i społeczność. Powinno też być tw ó rc z e , aby u zupełnić b rak i n a tu ry i nasycić pięk
nem . Osobowe działanie tra n sce n d u ją c e n a tu rę nie może się wyczerpać w relacji do rzeczy i stw orzenia przygodne
go, ale m u si związać się z OSOBĄ Boga w a k ta c h r e lig ii, k tó ra staje się racją osobowych decyzji człowieka. W szyst
ko to znaczy, że człowiek żyje i rozwija się w k u ltu rze oso
bowej, k tó ra przygotowuje go do życia w łonie Boga, w m o
m encie n arodzenia się do wieczności.
C ałokształt życia kulturow ego człowieka dokonuje
się w łaśnie w życiu społecznym , ale nie w szystkie formy
życia społecznego są w ładne zorganizować pełny k szta łt ludzkiej ku ltu ry . Niewątpliwie najw ażniejsza form a życia społecznego, ja k ą je s t rodzina, wywiera decydujący wpływ n a człowieka i jego osobowe działania. J e d n a k nie może o na - sa m a przez się - dostarczyć pełniejszych w arunków poznania, zw łaszcza naukow ego; nie może też zapew nić w sposób zupełny innych form życia kulturow ego, tak ich ja k sz tu k a - tec h n ik a twórcza, ja k religia oraz u zasa d n io
ne przez racjo n aln ą etykę życie m oralne. Tego może do
konać społeczność n a tu ra ln a , poszerzona - czyli naró d i państw o posiadające tzw. au tark iczn e - w ystarczające środki do realizow ania życia kulturow ego.
J e d n a k działanie p a ń stw a nie może przejąć n a w ła
sn o ść suw erenności poszczególnego człowieka. Ja k o prze
kraczający działanie n a tu ry i społeczności je s t on bowiem pierw szym i podstaw ow ym s u w e r e n e m decydującym o swym celu życia i koniecznych w a ru n k a c h osobowych do osiągnięcia tego celu. Człowiek je d n a k w zorganizow a
n iu k u ltu ry potrzebuje pom ocy drugich. S tąd też w szystkie środki konieczne dla skutecznego organizow ania k u ltu ry (poznania, działania m oralnego, twórczości, religii) n a le
żą do społecznej - państw ow ej suw erenności. Państw o je s t suw erenem tylko w przyporządkow aniu do zapew nie
n ia potrzebnych środków służących ku ltu ro w em u (i oczy
wiście biologicznemu) życiu człowieka. Często je d n a k po
k u s ą w ładz państw ow ych je s t tzw. totalitaryzm , a więc sięgnięcie po gospodarow anie c e le m ludzkiego życia, k tó rym są: Praw da, Dobro, Piękno, Świętość - jak o istotne formy życia osobowego, poprzez które człowiek dojrzewa do wieczności.
S tąd jaw i się dla człowieka konieczność zorganizow a
n ia tak ich form iy c ia państw ow o-społecznego, które po
zwolą, a nie przeszkodzą k u ltu ro w em u życiu człowieka.
Formy społeczne życia państw ow ego stan o w ią - ja k tw ier
dził Feliks Koneczny - „cywilizację” ludzką. Chodzi więc
o stw orzenie - zorganizow anie „cywilizacji” życia osobowe-
go, w której państw o pomoże i zapew ni rozwój m oralności (przez racjonalne i dobre prawo), sztu k i (i zarazem niede- precjonow anie sztuki przez społecznie szkodliwą pom o- -brzydotę), n a u k i (przez odpowiednie środki), możliwość życia uczciwego i religijnego bez agresji pseudoreligijnych wypaczeń, np. w formie satanicznych sek t czy pseudospo- łecznych utopii. Słowem, do p a ń stw a należy zorganizow a
nie racjonalnych i dobrych środków pom agających rozwo
jowi k u ltu ry osobowej człowieka.
Ogólne, w stępne rozum ienie p a ń stw a w skazuje, iż je s t ono tw orem historycznym , zm iennym , a je d n a k two
rem trw ałym . Podlega ono też interpretacjom i w yjaśnie
niom z różnych dziedzin poznania, np. socjologii, psy
chologii, politologii, historii, a nade w szystko pozn an iu filozoficznemu, u k azu ją ce m u podstaw ow e (naczelne) ro
zum ienie p aństw a. Owo filozoficzne rozum ienie nie może się dokonać przy zastosow aniu p y tan ia JAK? (to know how), ważnego dla wielu szczegółowych dziedzin n au k i, gdyż nie w skaże ono n a czynniki k o n sty tu u jące państw o.
Trzeba się posłużyć naczelnym , filozoficznym pytaniem
„dla-czego”, w skazującym n a tak i podstaw ow y czynnik (czynniki), którego ew en tu aln a negacja byłaby zarazem negacją sam ego przedm iotu b a d ań , a więc sam ego p a ń stw a. Pytam y zatem , „dlaczego” ta k organizująca się spo
łeczność k o n sty tu u je państw o jak o społeczność ludzką?
Oczywiście uzyskanie odpowiedzi będzie związane z ode
słaniem do głębszego rozum ienia tego, kim je s t człowiek jak o byt rozum ny, wolny, społeczny, czyli byt osobowy.
Odwoływanie się do rozum ienia ludzkiej n a tu ry w trakcie w yjaśniania podstawowego c h a ra k te ru p a ń stw a je s t ko
nieczne ze względu n a w łaśnie „ludzki” c h a ra k te r sam ego pań stw a. Albowiem, gdy pytam y, jak ie to czynniki two
rzą byt państw ow y, to przede w szystkim zw racam y uw agę
n a lu d n o ść żyjącą w obrębie p a ń stw a n a określonym te
rytorium , w celu zorganizow ania sobie życia spokojnego
i po lu d zk u szczęśliwego.
1. Terytorialna w spólnota społeczna
Rozum ienie p a ń stw a zwykło się dokonyw ać n a tle h i
storycznego rozwoju państw ow ości - od państw a-PO LIS, będącego obronnym m iastem z przyległymi wioskam i, do p ań stw a-im perium . A rystoteles sam przeżył te dwie postacie państw ow e, gdy analizow ał u stró j państw ow y n a kanw ie POLIS (Aten czy innych analogicznych „p ań ste
w ek”) i w ko ń cu sta ł się św iadkiem n aro d zen ia się im perium światowego A leksandra Wielkiego. Dla sam ego A rystotele
sa im perium je s t zbiorowiskiem POLIS i nie może spełnić istotnego z ad a n ia p ań stw a, jak im je s t c n o ta obywateli.
„O tym je d n a k zagadnieniu w arto pomówić przy innej spo
sobności, m ąż bowiem s ta n u m u si b rać pod uw agę wiel
kość p ań stw a, liczbę jego m ieszkańców , ja k i m ieć wzgląd n a to, czy korzystniej, gdy ono obejmuje jeden, czy też, gdy więcej ludów ... jeśli ustrój się zmieni, co do rodzaju i różnić się będzie od poprzedniego, również i państw o z konieczności nie będzie, ja k się zdaje, tym sam ym [...]” (Polityka, III, 2, 1276 a). „W spólnota państw ow a staje się u k ład em sprzy
m ierzeńców [...] praw o staje się um ow ą [...] bez m ożności n a to m ia st u ra b ia n ia dobrych i spraw iedliw ych obywateli”
(tamże, III, 5, 1280 b). Rozrost greckiej Polis w im perium helleńskie, a n a stę p n ie ogrom ny w zrost im perium rzym skiego, zdaje się u su n ę ły przekonanie o z a d an iu p ań stw a, jak im m iała być cn o ta jego obywateli. Państw o stało się system em władzy i praw a, z tym , że w ładza zazwyczaj by
w ała mocniej odczuw ana aniżeli spraw iedliw ość społecz
n a i system praw a. Państw o jak o „społeczność d o sk o n ała”
- societas perfecta - posiadające p e łn ą sam ow ystarczal
ność, stało się raczej system em społecznego p rzy m u su władzy, którego terytorium coraz bardziej poszerzano po
przez podboje. W obrębie ta k ogrom nego sy stem u p rzym u
su władzy Rzymu organizowały się, siłą rzeczy, miejscowe
- mniej lub bardziej autonom iczne - system y rządzenia,
poddane cen traln em u przym usow i, zapew niającem u jak iś
porządek i pokój.
2. Państwo tworem natury
T erytorialna społeczność państw ow a je s t n astęp stw em potencjalno-dynam icznej n a tu ry człowieka. Potencjalność tę m ożna realizować jedynie w społeczności. A rystoteles w swej Polityce ta k u z a sa d n ia n a tu ra ln o ść tw oru p a ń stwowego: „Okazuje się z tego, że państw o należy do two
rów n a tu iy , że człowiek je s t z n a tu ry stw orzony do życia w państw ie, taki zaś, który z n atu ry , a nie przez przypadek żyje poza państw em , albo je s t nędznikiem , albo n a d lu d z k ą istotą, ja k ten, którego piętnuje Homer, jak o «człowiek bez rodu, bez praw a, bez [własnego] ogniska*. Kto bowiem z n a tu ry swojej je s t taki, rów nocześnie i wojny nam iętnie pożąda, będąc odosobniony, ja k te n kam ień wyłączony w grze w kości.
Że człowiek je s t isto tą stw orzoną do życia w państw ie więcej niż pszczoła lub jakiekolw iek zwierze żyjące w s ta dzie, to ja s n ą je s t rzeczą. N atu ra bowiem, ja k powiadam y, nic nie czyni bez celu. Otóż człowiek jedyny z istot żyją
cych obdarzony je s t mową. Głos je s t o znaką radości i bólu, dlatego p osiadają go i inne istoty (rozwój ich bowiem po
s u n ą ł się ta k daleko, że m ają zdolność odczuw ania bólu i radości, tudzież w yrażania tego między sobą). Ale mowa służy do określan ia tego, co pożyteczne czy szkodliwe, ja k również i tego, co spraw iedliwe czy też niespraw iedliw e.
To bowiem je s t w łaściw ością człowieka, odróżniającą go od innych stw orzeń żyjących, że on jedyny m a zdolność rozróżniania dob ra i zła, spraw iedliw ości i niespraw iedli
wości i tym podobnych; w spólnota zaś tak ich istot staje się podstaw ą rodziny i p ań stw a. [...]
O kazuje się tedy, że państw o je s t tw orem n a tu ry i że je s t pierwej od jed n o stk i, bo jeśli każdy z osobna nie je s t sam ow ystarczalny, to znajdzie się w tym sam ym s to s u n k u [do państw a], co i inne części do jakiejś cało
ści. Kto zaś nie potrafi żyć we wspólnocie albo jej wcale
nie potrzebuje, będąc sam ow ystarczalnym , bynajm niej
nie je s t członem pań stw a, a zatem je s t albo zwierzęciem,
albo bogiem. W szystkim ludziom właściwy je s t z n a tu ry pęd do życia we wspólnocie, a ten, kto j ą pierwszy zestroił, je s t tw órcą najw iększych dóbr. J a k bowiem człowiek do
skonale rozwinięty je s t najprzedniejszym ze stw orzeń, ta k je s t i najgorszym ze w szystkich, jeśli się wyłamie z p ra
w a i spraw iedliwości. Najgorsza je s t bowiem niepraw ość uzbrojona, człowiek zaś rodzi się w yposażony w broń, ja k ą są jego zdolności um ysłow e i m oralne, które, ja k żadne inne, m ogą być niewłaściwie nadużyw ane. Dlatego człowiek bez poczucia m oralnego je s t nąjniegodziwszym i najdzikszym stw orzeniem , najpodlejszym w pożądliwo
ści zmysłowej i żarłoczności. Sprawiedliwość zaś je s t z n a m ieniem p ań stw a, w ym iar jej je s t bowiem podstaw ą po
rząd k u istniejącego we wspólnocie państw ow ej, polega zaś n a u sta le n iu tego, co je s t spraw iedliw e” (Arystoteles, Poli
ty k a I, 1, 1252 b - 1253 a).
Dla A rystotelesa społeczny, sam ow ystarczalny związek je s t „społecznością d o sk o n ałą”, gdyż um ożliw ia pełnienie dobra-cnoty i pełny rozwój człowieka jak o człowieka, czyli bytu rozum nego i wolnego, naznaczonego w swej n atu rze potencjalnością, k tó ra aktualizuje się w kierującym dzia
ła n iu rozum u.
3. Dlaczego państwo?
Państw o jak o tw ór ludzki n a tu ra ln y może się sta ć zro
zum iałym - ja k każde ludzkie dzieło - przez dostrzeżenie jego celu. Co zatem je s t celem p ań stw a?
Tradycyjnie rozum iane państw o je s t w ujęciu klasyków filozofii społecznością pow iązaną różnorodnym i relacjam i osobowymi tak, by osoby mogły aktualizow ać swe osobo
we potencjalności w celu sp ełn ian ia się realnego dobra dla każdego; w ten sposób sp ełn ian e w ra m a c h organizm u państw ow ego dobro m ożna u z n ać za „dobro w spólne”.
Rozum ienie „wspólnego d o b ra” jak o celu istn ien ia
i działania p a ń stw a zostało chy b a najpełniej w yjaśnione
przez średniowiecznego teologa i filozofa T om asza z Akwi
nu. Odziedziczył on dwie wielkie koncepcje dobra: P latoń
sk ą i A rystotelesow ską. P lato ń sk a koncepcja d o b ra s ta ła się podstaw ą gigantycznego sy stem u w platonizm ie i neo- platonizm ie. W m yśl tej koncepcji o d o b ru stanow i jego
„udzielanie się” n a zew nątrz, jego wylewność, bo bonum est diffusiuum sui. Tak pojm ow ane dobro realizuje się ta k że w państw ie. To państw o organizuje społeczność, k tó ra wszystko m u zawdzięcza; państw o całkowicie dom inuje n a d swymi obywatelam i, do tego stopnia, że w społeczeń
stwie tylko to je s t dobre, co pochodzi od p ań stw a, jego praw i nakazów . Takim państw em m ogą kierować jedynie filozofowie, którzy rozum ieją ideę dob ra i wiedzą, czem u państw o „służy”. Celem p a ń stw a je s t bowiem paideia (wy
chowanie) obywateli, którzy spełniając praw o, m ogą się
„zbawić” i ostatecznie uwolnić od ciała, będącego grobem d u c h a (som a - sem a ), który jak o d u ch -in telek t żyje praw - dą-ideą kontem plow aną w plerom ie - idei.
D ru g ą w ielką koncepcję d o b ra zarysow ał A rystoteles w pierw szym z d a n iu swej E ty k i nikom achejskiej: „Wszel
k a s z tu k a i w szelkie d o ciekanie, a podobnie też w szelkie d ziałan ie, ja k i p o stan o w ien ie [decyzja] z d a ją się zdążać do jak ieg o ś d o b ra, dlatego tra fn ie określo n o dobro ja k o cel w szelkiego d ą ż e n ia ”. Dobro ja k o cel d ążen ia, w ypo
w iedziane w języ k u łaciń sk im : bonum e s t quod om nia ap p etu n t, sta ło się pow szechnie u z n a n y m sform ułow a- n iem -a k sjo m a tem . D obro stan o w i rea ln ie istn ieją cy byt, o ile je s t on p o żąd a n y w n a stę p stw ie swego realnego
„bogactw a”. Z chw ilą, gdy dobro zo staje p o zn an e i p o k o c h an e , sta je się celem ludzkiego d zia łan ia. P oznane więc i p o k o ch an e dobro może się s ta ć p o d sta w ą w yja
śn ie n ia d z ia ła n ia uprzedm iotow ionego oraz celowego, gdyż przedm iot w d z ia ła n iu je s t rów nież celem tego d z ia
łan ia. To, że człow iek d ziała w określo n y m celu, m o żn a
w yjaśnić jed y n ie faktem , że sam p rzed m io t (byt) pojaw ił
się ja k o godny p o ż ą d a n ia i w ytrącił z b iern o ści w ładze
działającego człow ieka.
Gdy więc zwrócimy uw agę n a społeczny w ym iar ludz
kiego bytow ania i d ziałania w różnych społecznościach, od rodziny do p ań stw a, konieczne okaże się również do
strzeżenie jakiegoś dobra, m otyw ującego d ziałania czło
w ieka w państw ie, i dobra, które chce uzyskać państw o przez swe działanie (dla obywateli). Tylko takie dobro, które je s t rzeczywistym dobrem całej społeczności, m ożna nazw ać „wspólnym dobrem ”. Czy wobec tego je s t możliwe takie dobro, które by nie było dobrem antagonistycznym , a więc zarazem dobrem każdej osoby i dobrem całej spo
łeczności?
Na problem d o b ra antagonistycznego zwrócił u w a gę w łaśnie św. Tom asz, rozw iązując pozytywnie problem
„wspólności” społecznej i indyw idualnej dobra jak o celu ludzkiego działania: „działania s ą zawsze jednostkow o- -p arty k u larn e; ale takie w łaśnie p a rty k u la rn e [szczegóło
we] działania m ożna odnieść [związać z] do d o b ra w spól
nego, które je s t czymś wspólnym , nie ta k ja k w spólnym je s t rodzaj czy g atu n ek , lecz ja k je s t w spólną przyczyna celowa; i dlatego dobrem w spólnym m ożna nazw ać w spól
ny cel” (S. Thom ae A quinatis, Sum m a theologica I-II, 90, 2, ad. 3).
Tom asz sform ułow ał również naczeln ą zasadę w dzie
dzinie praw a państwowego: „leges h u m a n a s e s se pro
portionates a d bonum com m unem - praw a ludzkie m ają być proporcjonalne do wspólnego d o b ra” (tamże 96, 1), a to dlatego, że w łaśnie w spólne dobro stanow i podstaw ę obowiązyw ania praw a, jego rację bytu, cel: „[...] a d legem pertinet ut ordinatur a d bonum com m unem sicut ad fin e m - do n a tu ry praw a należy, by było ono przyporządkow ane w spólnem u do b ru jak o celowi” (tamże 91, 3).
Istotnie ważnym elem entem rozum ienia do b ra i ludz
kiego d ziałania „ze względu n a motyw d o b ra” je s t te k st T om asza z S um m y teologicznej: „Jak byt je s t tym , co n a j
pierw zasadniczo je s t [poznawczo] ujm ow ane, ta k i dobro
je s t tym, co najpierw zasadniczo je s t ujm ow ane rozum em
praktycznym , który je s t przyporządkow any działaniu.
Każdy bowiem, kto działa - działa dla celu, który p o siad a c h ara k te r dobra. Dlatego też pierw szą z a sa d ą w porząd k u rozum u praktycznego je s t ta, k tó rą n a do b ru opieram y, a k tó rą je s t to, iż «dobro je s t tym , czego w szystko pożą- da». I to je s t pierwszym nakazem praw a, że dobro należy czynić i o nie zabiegać, a zła u n ik ać. I n a tym opierają się wszelkie nakazy praw a naturalnego: aby to w szystko czynić lub tego u nikać, co ludzki rozum praktyczny n a tu raln ie ujm uje jako dobre. Skoro dobro p o siad a w sobie c h a ra k te r celu, a zło je s t tem u przeciwne, stą d w szystko to, k u czem u sk łan ia się człowiek, w swych n a tu ra ln y c h inklinacjach, rozum ujm uje jak o dobro, i w konsekw encji m ające być jak o zdziałane, a tem u przeciw staw ne je s t zło, które trzeba u n ik a ć ” (tamże 94, 2).
Przytoczone tek sty św. Tom asza z Sum m y teologicznej w skazują n a rolę dobra w w yjaśnianiu ludzkiego działa
n ia w wymiarze jednostkow ym i społecznym oraz n a sens istn ien ia p ań stw a, za którego pośrednictw em realizuje się
„wspólne dobro”. Dla każdego człowieka rzeczywistym do
brem je s t coraz pełniejsza ak tu alizacja jego potencjalno- ści, takich ja k zdolność intelektualnego poznania, m iłości i twórczości. Dzięki aktualizow aniu tych potencjalności, ich realizow aniu, stajem y się bytowo bogatsi, um acn iam y się w ludzkim „być” (czyli w ludzkim sposobie istnienia) jako byt bogatszy poznawczo, który pełniej realizuje m i
łość (czyli: czyń dobro drugiem u), byt, który k o n cen tru jąc swe siły duchow e, potrafi doskonalej wyrazić się w a k ta ch twórczego d u ch a. Dlatego dla p rzetrw ania i wzbogace
n ia się życia osobowego człowieka potrzebne je s t społe
czeństwo naczelne, sam ow ystarczalne - państw o, które
je s t w ładne zorganizować taki rodzaj środków służących
dobru człowieka i jego rozwojowi, że każdy może w edług
swych zdolności, zainteresow ań i pracy indyw idualnej
rozwinąć potencjalności osobowe, przynajm niej te, k tó
re są bezwzględnie konieczne, by człowiek sta ł się bytem
św iadom ym , czyli kierującym się w swym codziennym po
stępow aniu wolnym wyborem i m oralnością.
Tylko w m yśl takiej koncepcji w spólnego dobra, k tó re je s t w spólnym celem ludzkiego d ziałania osobowego, w zrost d o b ra poszczególnej osoby (w jej poznaniu, m oral
nym postępow aniu i twórczości) staje się zarazem wzro
stem d o b ra całego społeczeństw a. D oskonalenie się (boga
cenie się) osobowe nie dokonuje się wtedy niczyim kosztem , a służy w szystkim , gdyż tym lepsze je s t społeczeństw o, im lepsi intelektualnie, m oralnie i twórczo s ą jego obywatele.
Dlatego też nadrzędnym celem p a ń stw a (społeczeństwa) je s t um ożliw ienie ja k najpełniejszej realizacji „wspólnego d o b ra ” przez społeczne stw arzanie koniecznych w a ru n ków (m aterialnych, adm inistracyjnych, kulturow ych) i do
starczan ie środków do aktualizow ania się potencjalności osobowych człowieka.
4. E tyczny sy stem rządzenia
Je śli celem p a ń stw a je s t dobro jego obywateli, to ko
nieczne je s t etyczne zrealizowanie tego celu. Zasadniczym - widocznym - czynnikiem tworzącym państw o je s t jego praw ny system rządzenia, w yrażający się we władzy p a ń stwowej, ogarniającej rządzonych - „poddanych”. Ten w łaśnie m om ent sy stem u praw nego, wyłaniającego w ła
dze państw ow e, uchodził za zasadniczy m om ent rozu
m ienia p ań stw a, zw łaszcza w czasach nowożytnych, gdy ab strah o w an o od sam ego celu - przeznaczenia p a ń stw a jako ludzkiego tw oru. Wszelkie bowiem ludzkie działanie i jego wytwory s ą nacechow ane celowością i m ieszczą się w obrębie racjonalnym i wolnym (chociaż nie zawsze k o n w encjonalnym , gdy chodzi o sam o zaistnienie działania, gdyż ono może być w łaśnie „n atu raln e”) - a więc podlega
jącym m oralności i etycznej ocenie. I w łaśnie ten m om ent
celu p ań stw a podkreślano w filozofii klasycznej. Albowiem
państw o stanow i n a tu ra ln e , konieczne, uporządkow ane
(racjonalne) zrzeszenie się rodzin i gm in dla osiągnięcia
ludzkiego dobra, jak im je s t „pełnienie cnoty”. S tąd i sa m a organizacja p aństw a, i jej działanie - konieczne dla roz
woju m oralnego człowieka; stą d „polityka” - teoria p a ń stw a i jego działania - należy do dziedziny etyki w sensie zasadniczym . Nie przeszkadza to jed n a k , by w ystępow a
ły tu takie czynniki, które stanow ią także sw oiste w ątki
„sztuki”, czyli dziedziny należące do p o zn an ia pojetyczne- go. M uszą one je d n a k być podporządkow ane istotnej dla polityki dziedzinie m oralności; inaczej tra c ą se n s działa
nia. Oczywiście nie znaczy to, by „sztuka” była działaniem
„nie-ludzkim ”, ale znaczy, że sz tu k a su p o n u je działanie rozum ne i wolne, podczas gdy o n a sa m a w sobie je s t pod
legła autonom icznym praw om wykonywanego „dzieła”, ocenianego nie z p u n k tu w idzenia dobra i zła m oralnego, lecz popraw nej lub niepopraw nej realizacji idei-w zoru tego dzieła. Przeniesienie polityki i zad ań p a ń stw a z dziedziny m oralności (etyki) do dziedziny „sztuki”, d o k o n an e przez N. M achiavellego, zasadniczo przeciw staw iło się Arysto- telesow skiej tradycji rozu m ien ia s e n s u p a ń stw a. N ato
m ia st A rystotelesow ska koncep cja p a ń s tw a nie w yklu
cza, w jego d ziałan iu , także sam ej „sztuki”, pojętej w s e n sie klasycznym .
Mając n a uw adze isto tn e przeznaczenie p aństw a, j a kim je s t dobro obywateli, rozum iane jak o „dobro w spól
n e ”, należy zwrócić uw agę n a czynniki „form alne”, stru k - turalizujące sam o państw o.
5. System ow ość prawa
Na pierwszym m iejscu trzeb a uwzględnić „system o
wość p raw n ą ”, k o n sty tu u ją c ą (w aspekcie formalnym) sa m ą państw ow ość. System praw ny istniejący w państw ie je s t istotnym wyrazem organizacji państw ow ej, do tego stopnia, że niektórzy teoretycy praw a i p a ń stw a (Hans Kelsen) określają państw o jak o „związek praw ny” - Recht- sverband-R echtsgem einschaft. Państw o nigdy nie zreali
zuje doskonale swego praw nego porządku, gdyż i system y
s ą niedoskonałe, i niedoskonali s ą ludzie, niem niej je d n a k to państw o odzwierciedla ludzkie n astaw ien ia (i popędy) praw ne, ekonom iczne, techniczne. Podstaw owe s ą inkli
nacje praw ne do życia z drugim i, w edług racjonalnych reguł, gdyż to pozw ala zrealizować „prawo” - pojęte jak o upraw nienie do zaistn ien ia działania (zaprzestania działa
nia) osoby drugiej - co pozw ala żyć i rozwijać się człowie
kowi. Je śli bowiem człowiek nie potrafi żyć bez „uzupeł
niaj ący ch-kom plem entarnych” czynności osób drugich, gdyż nie w szystko może sam w ykonać i potrzebuje pom o
cy osób drugich i „ma praw o” do tego, by osoby drugie w ykonały (bądź zaprzestały wykonywać) należne działa
nia, to siłą rzeczy trz eb a te czynności uporządkow ać po
przez system praw ny, u stalają cy działanie szkół, sklepów, szpitali, kom unikacji, bibliotek, teatrów , restau ra cji itd.
W świetle tak ic h „potrzeb-upraw nień” n a tu ra ln y c h (nie n a d an y c h przez instytucje) rodzi się potrzeba racjonalnego u porządkow ania ludzkich czynności dla wspólnego dobra.
Dlatego słusznie się uw aża, że ludzki popęd do społecz
no-praw nego sp o so b u życia je s t czym ś fund am en taln y m w organizow aniu p ań stw a. Na tle n a tu ra ln y c h inklinacji praw nych, zabezpieczających sam e podstaw y ludzkiego d ziałania w społeczeństw ie, m ożna mówić o realizow aniu się „życia ekonom icznego”, „technicznego” itd.
Koncepcja je d n a k p a ń stw a jak o „system u p raw n e
go” pojaw iła się stosunkow o późno, gdyż wcześniej oso
b a m onarchy swoimi decyzjam i organizow ała społeczność państw ow ą. Co więcej, ta k a koncepcja państw ow ości je s t zw iązana z posthobbesow ą teorią um owy społecznej, ja k ą zaw ierają niezależne ludzkie indyw idua, aby państw o- -suw eren chroniło jed n o stk i przed zagrożeniem ze stro n y drugich. Indyw idualizm praw ny zdaje się być podw aliną uform owanej w XIX w ieku koncepcji p a ń stw a jak o „sys
tem u praw a”. Nie znaczy to je d n a k , że koncepcji form al
nej państw a, jak o „system u p raw a”, nie m ożna u z asad n ić
realistycznie (jak to uczyniono) poprzez zwrócenie uw agi
n a koncepcję p raw a-ius (jako u p raw n ien ia przyrodzonego) - dom agającego się sy stem u praw nego (lex) zabezpiecza
jącego n a tu ra ln e inklinacje człowieka. Faktycznie je d n a k koncepcja p a ń stw a jak o sy stem u praw nego była n a s tę p stw em teorii „szkoły praw a n a tu raln e g o ” XVII i XVIII stu le cia, gdy dom inow ały koncepcje „umowy społecznej” n a tle indyw idualizm u praw nego.
6. S ystem prawa
System praw a, będący form alnym wyrazem p ań stw a, byłby niezrozum iały bez faktycznej dom inacji władzy.
Albowiem to w ładza zawsze staw ała „na czele” p a ń stw a i w ładza w prow adzała rozm aite system y praw a; zw łaszcza w koncepcji w oluntarystycznej sam ego praw a, k ieru jące
go się z a sa d ą sform ułow aną przez U lpiana: quod pńnci- p i placet legis habet vigorem - „posiada c h a ra k te r praw a to w szystko co się władzy podoba” - i zostaje przez władzę ujaw nione ju ż to n a piśm ie, ju ż to słownie, ju ż to jak im ś znakiem . Faktycznie państw o jak o „system praw ny” po
w staw ało powoli, z rozporządzeń władzy. S tąd zwykło się bardziej akcentow ać rolę władzy w państw ie, aniżeli wy
izolow aną rolę praw a, chociaż w sensie form alnym p a ń stwo je s t system em praw a, lecz nie w izolacji od innych czynników, jak im i s ą w ładza, terytorium i n a ró d (lud), oczywiście czynniki te, k o n sty tu u jąc e form alnie państw o, nie w yczerpują sam ego jego rozum ienia (państw a), gdyż należy uw zględnić także sam o zadanie p a ń stw a w s to s u n k u do jego członków (narodu, obywateli).
Ż ad n ą m ia rą państw o nie może się uchylić od z ad a n ia naczelnego, jak im je s t w spólne dobro obywateli p ań stw a, gdyż z jednej stro n y takie państw o - jak o ludzki tw ór - by
łoby bezcelowe, a przez to sam o bezsensow ne, a z d r u giej stro n y historyczne dośw iadczenia p a ń stw m ających n a celu zachow anie sam ej władzy, nie zaś w spólne dobro, skazyw ały n a nieistnienie i zagładę system y państw ow e.
Przykłady m inionych p a ń stw totalitarn y ch , zw łaszcza
totalitaryzm u kom unistycznego, są wymowne. Przerost s tr u k tu r praw nych, realizujących zachow anie i w zm ocnie
nie sam ej władzy, prow adzi do uciem iężenia, zniew olenia i zinstrum entalizow ania obywateli poprzez różne środki p seudopraw ne państw ow ej pomocy.
Państw o jaw i się też jak o organizacja n atu ra ln eg o przy
m u su , zwłaszcza w tru d n y c h dziejowych w ypadkach wo
jen , kryzysu czy różnych kataklizm ów . Prócz bowiem rozu
m ienia zad ań p a ń stw a jak o racjonalnego organizatora i (do pewnego stopnia) spełniacza dob ra w spólnego obywateli - w tym sensie, że organizując system praw ny umożliwia, a nie u tru d n ia , realizow anie ludziom ich osobowego dobra - nie m ożna nie dostrzec roli p a ń stw a jak o spełniającego przym us prawny: pójścia do w ojska, u d ziału w wojnie, ko
nieczności n a ra ż a n ia życia jed n o stek w w ypadkach klęsk żywiołowych. Państw o jak o siła przy m u su w tedy jedynie m a racjonalny ch ara k te r, gdy w swym ustrojow ym dzia
łan iu realizuje „wspólne dobro”, nie zaś dobro poszcze
gólnych g rup społecznych, narodow ych (w w ypadku p a ń stw a wielonarodowego) czy ekonom icznych. Bez motywów
„wspólnego d o b ra ” państw o jaw i się w tak ich przypadkach
„gołą” siłą p rzym usu, a naw et praw nego terro ru . D ośw iad
czenia historyczne wojen - zwłaszcza niespraw iedliw ych - dostatecznie potw ierdzają ten fakt. S tąd też konieczna je s t w państw ie św iadom ość „wspólnego d o b ra” oraz „du
chowej” mocy wiążącej praw a, organizujące racjonalnie (a nie tylko w oluntarystycznie) obywateli w je d e n państw ow y ustrój. Słowem motywy „wspólnego d o b ra ” stanow iące
go fu n d am e n t organizacji państw ow o-praw nej w inny być oparte nie n a w oluntarystycznej koncepcji sam ego praw a (quod principi placet - legis habet vigorem: cuius regio eius religio), ale n a racjonalnej koncepcji praw a jak o ordo boni ac recti, gdzie realizow anie wspólnego d o b ra zapew nia racjonalny system praw ny. W oluntarystyczne koncepcje praw a, przyjęte przez B izancjum , a n astę p n ie akceptow a
ne przez Rosję i ludy ru sk ie oraz przez C esarzy Rzym skich
N arodu Niemieckiego i przez ru ch y p ro testan ck ie (cuius regio, eius religio) rozprzestrzenione n a Anglię i S k an d y n a
wię - ujaw niały poprzez wojnę tę stro n ę organizacji p a ń stwowej, k tó ra je s t bardziej wyrazem woli i siły władzy, aniżeli rozum u i dobra.
Tylko wizja wspólnego dobra, organizowanego przez system państw ow o-praw ny, może się sta ć podstaw ą do wyw ołania n atu ra ln ej akceptacji p a ń stw a - swoistego racjonalnego k o n se n su su - w którym asp ek ty p rzym usu s ą wyłącznie n a u słu g a c h rozum nego praw a i w spólne
go dobra w szystkich obywateli. I w zw iązku z tym „racjo
nalnym k o n se n su se m ” zwykło się przypom inać, że po
szczególne jed n o stk i ludzkie n a tu ra ln ie przyporządkow a
ne ustrojow i państw ow em u nie s ą bytam i suw erennym i, lecz suw erenem je s t „całość” złożona z tychże jed n o ste k jak o sw oistych jego „części”. Otóż spraw ę tę u p raszczano w tym sensie, iż nie rozróżniano dobitnie analogicznego tw oru, jak im je s t państw o, w którym poszczególne osoby w zakresie „dobra wspólnego”, rozum ianego jak o osobo
wy rozwój człowieka, są suw erenam i w sensie istotnym , gdyż tylko one poprzez swe akty decyzyjne m ogą realnie,
„osobiście” aktualizow ać swój rozwój intelektualny, m o
ralny, twórczy - a państw o może im jedynie umożliwić re alizowanie tego dob ra poprzez racjonalny system praw ny, zapew niający kom plem entarność sił w realizow aniu do
b ra osobowego. Z drugiej strony suw erenem je s t państw o w sto s u n k u do swych obywateli, gdy chodzi o organizow a
nie nieodzownych środków (rolnictwo, przem ysł, k o m u n i
kacja, szkoły, szpitale, teatry, środki m asowego przekazu, środki obrony) służących istotnie rozu m ian em u „wspólne
m u d o b ru ” - rozwojowi osobow em u człowieka. Rozróżnie
nie sprow adza się zasadniczo do postaw ienia akcentów , nie zaś do w ykluczenia przeciw ieństw a podziału. Środ
ki i cele nie są tu wzięte antagonistycznie, lecz w zajem nie się dopełniają, ale istnieje zasad n icza linia podziału:
celu i środków , i nierzadko bywały wypadki, gdy państw o
przekraczało swe „n atu ra ln e ” (wypływające ze społecznej n a tu ry człowieka przyporządkow anego do życia w spo
łeczności) up raw n ien ia, wówczas gdy w kraczało w de
term inacje sam ego dob ra osobowego, n a k azu jąc poprzez praw ne środki (okólniki, rozporządzenia, nakazy, naw et parlam entarne) realizow anie tego, co nie je s t an i dobrem , ani praw dą. Fałszow ano więc praw dę historyczną, prze
m ilczano i zatajan o fakty, które są złem społecznym , um ożliw iano realizowanie zła. Doświadczyły tego ustro je to talitarn e - w tym u stro je kom unistyczne w szczególności - gdy państw o (państw o jak o ludzie władzy) nakazyw ało ideologię kłam liw ą realizować w pow szechnym n au czan iu , gdy praw o chroniło zabójców i gwałcicieli d o b ra ludzkiego, gdy system praw ny w dużej mierze był podporządkow any nie d o b ru obywateli, lecz jedynie zachow aniu władzy, po
przez w zbudzenie terro ru praw a (niesprawiedliwe wyroki śm ierci, wyroki więzienne, obozy koncentracyjne, terro r więzienny itp.). W ażne je s t zatem n ie u sta n n e przypom i
n an ie o gran icach suw erenności państw ow ej, aczkolwiek je s t niezm iernie tru d n o u sta lić o strą granicę pomiędzy tym, co je s t rzeczywistym celem, a co - koniecznym i nie
odzownym - środkiem realizow ania tego celu. Tu jedynie
„praktyka dem okratycznych rządów może u sta lić swoisty obyczaj, który dzisiaj staje się coraz bardziej możliwy, gdy coraz pow szechniej zaczyna obowiązywać P ow szechna De
klaracja Praw Człowieka, k tó ra w łaśnie w skazuje n a isto t
ne m om enty suw erenności osoby, nie niszcząc przy tym koncepcji suw erenności p a ń stw a jak o racjonalnego sy ste
m u praw nego, gw arantującego p raw a człowieka”.
7. P olityczny pluralizm
Na ko ń cu należy zwrócić uw agę n a ta k ą koncepcję
państw a, k tó ra gw arantuje polityczny pluralizm jak o
różnorodny, racjonalny sposób realizow ania wspólnego
dobra. W s tru k tu rę bowiem p a ń stw a w chodzą rozm aite
grupy: ekonom iczne, społeczne, wojskowe, polityczne...
Każda z tych grup p o siad a sw oiste dla siebie cele i spo
soby ich realizowania. Ujaw nia się pośród n ich i w spółza
wodnictwo - sw oista k o n k u ren c ja - i zarazem społeczny antagonizm . W każdym bowiem typie solidaryzm u m u si się pojawić swoisty antagonizm jak o konieczność je d n o ści i rozróżnień. To powoduje siłą rzeczy różnorodność w idzenia i wspólnego celu, i różnorodność doboru śro d ków do ta k widzianego celu. Żywotność najrozm aitszych społeczeństw (w szerokim sensie) ujaw nia różnorodne n a staw ienia ludzi, pow odując łączenie się we w spólne grupy i organizacje, zapew niające możliwość skutecznego reali
zow ania właściwego im celu. I to ju ż powoduje pluralizm wizji i pluralizm sposobów realizow ania w idzianych spo
łecznych celów i w konsekw encji społecznego dobra, wedle możliwości dostępnych środków . Państw o zatem , ze swej n a tu ry dopuszcza pluralizm g rup i organizacji społecz
nych, u siłu jący ch wedle swoich reguł organizować w łaści
we sobie cele. Pojawiały się naw et teorie, że do istotnych zad a ń p a ń stw a należy w łaśnie zharm onizow anie różno
rodnych dążeń organizacji i stronnictw politycznych. I tym trudniejsze je s t takie w łaśnie „harm onizow anie” politycz
nych interesów grup i stronnictw , im więcej je s t w łaśnie antagonistycznych grup narodow ościowych, w yznanio
wych, gospodarczych i innych.
Na tle różnych grup interesów i pluralizm u polityczne
go zrodziła się koncepcja p a ń stw a jako przeciw staw nych grup: „przyjaźni” i „zwalczających się”. Z adaniem p a ń stw a je s t ciągłe zbalansow anie tych dw u grup poprzez dem o
kratyczny system praw ny, który może zapew nić kom prom is pozwalający n a pokojowe ich współżycie. J e d n a k tru d n o przyjąć ta k ą koncepcję, by tylko to było zadaniem p ań stw a lub też by w państw ie m usiały pow staw ać g ru py antagonistyczne w ich skrajnym wyrazie. Człowiek bowiem w swym filozoficznym rozum ieniu nie je s t tylko indyw iduum nastaw ionym z n a tu ry wrogo wobec drugie
go osobnika, lecz razem stanow ią konieczną, dopełniającą
się grupę, w której solidaryzm je s t głębszy niż antagonizm , gdyż solidaryzm je s t wyrazem potrzeby wzajem nej pom ocy i u z u p e łn ia n ia sił, których b ra k je s t poszczególnym oso
bom i grupom społecznym . Nie wszyscy bowiem m ogą być rolnikam i, nie wszyscy rzem ieślnikam i, nie wszyscy u rz ę d nikam i, ale w szystkie grupy społeczne wzajem nie siebie potrzebują i przez to b u d u ją społeczny solidaryzm , w m yśl którego p artie i stro n n ictw a są p artiam i tego sam ego p a ń stw a, stojącego n a straży wspólnego dobra, różnorodnie realizowanego przez realne swe społeczne ugrupow ania.
Przeciwnikiem etycznego plu ralizm u okazali się być M arks i Lenin, widząc w pluralizm ie ch arak tery sty k ę u s tro ju przedkom unistycznego, który cechow ał się a n ta gonizm em społecznym i faktyczną dom inacją jednej k la
sy społecznej p anującej n a d innym i. Z adaniem k o m u n i
zm u m iało być „rozklasowienie” społeczeństw a za pom ocą
„dyktatury p ro le ta ria tu ”, klasy najm niej zepsutej, b ę d ą cej jak b y „zbawcą” społecznym . Niestety, je d n a k w u s tr o ja c h kom unistycznych i w sam ej kom unistycznej partii
dochodziło do szeregu partyjnych „frakcji”, które pełniły - znacznie gorzej - rolę p artii politycznych, w śród których jaw iła się w alka o wiele bardziej zaciekła niż w n o rm al
nych pluralistycznych stro n n ictw ach partyjnych. K om u
nizm okazał się w ielką pom yłką, zrodzoną z intelektualnej utopii i apriorycznych założeń nieliczących się z lu d zk ą n a tu rą , jej skłonnościam i, jej istotnym przeznaczeniem , dlatego też system y kom unistyczne nie tylko nie u c h ro niły ludzkości od w alk politycznych, ale walki te w spom a
gały; w prow adzały terro r społeczny i ostatecznie dopro
wadziły do całkowitego zała m a n ia się gospodarki w tych p ań stw ach , które realizowały utopijne założenia M arksa i Lenina.
Innym przeciw staw ieniem politycznego p luralizm u
je s t syndykalizm społeczny, który w przeciw ieństw ie
do m ark sizm u nie wierzył w au tom atyczne przejście od k a
pitalizm u do socjalizm u, lecz apelow ał do elit socjalistycz-
nych związków zawodowych, które pow inny pokierow ać społeczną rew olucją w przejściu do bezklasowego i bez
państw ow ego społeczeństw a. Środki produkcji nie pow in
ny sta ć się w łasnością p ań stw a, ale związki zawodowe po
w inny n a d nim i zapanow ać. Teoretykiem syndykalizm u, który wywarł także wpływ n a M ussoliniego, był Georges Sorel (Reflexions su r la violance, 1908). Faszystow ski ko- operatyw izm był pró b ą realizacji Sorelow skich z asa d sy n dykalizm u i wzbudził naw et u Lenina uznanie; potem idea syndykalizm u i wpływu wolnych związków zawodowych zo stała u z n a n a za w rogą w realnym socjalizmie, zw łaszcza w ZSRR.
Najogólniej mówiąc, n a tu rę i przym ioty p a ń stw a s ta r a no się u sta lić n a różnych drogach m yślenia: filozoficzno- -apriorycznego, ja k o tym św iadczą prace Platona, Hegla, M arksa; n a drodze historyczno-socjologicznych analiz, ja k o tym św iadczą prace D ilthey’a, Sim m ela i innych; n a dro
dze aksjologicznych teorii, w m yśl których państw o m a realizować jak ie ś w artości, np. u ty litarn e lub inne.
Przeprow adzone pobieżnie rozw ażania o państw ie po
zw alają dostrzec te czynniki, które d eterm inują, w sposób najbardziej widoczny, rozum ienie p ań stw a i społeczeń
stw a, o ile ono je s t zorganizow ane „doskonale”. Form y te to rodzina i jej pochodne, poszerzone twory: rody, szczepy, n arody i państw o, w którym istnieją jego najrozm aitsze
„ su b stru k tu ry ” zarówno adm inistracyjne, ja k i gospodar
cze oraz polityczne w postaci stronnictw i partii oraz or
ganizacji polityczno-kulturow ych. I n a tle realnie istn ie
jący ch form życia społecznego m ożna zarysow ać czynniki
k o n sty tu u jące społeczność w jej najrozm aitszych form ach
organizacyj n y c h .
The person and the state Summary