• Nie Znaleziono Wyników

Rolnik : dodatek poświęcony sprawom rolniczym : organ T.R.P. : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1936.02.06, R. 4[!], nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rolnik : dodatek poświęcony sprawom rolniczym : organ T.R.P. : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1936.02.06, R. 4[!], nr 5"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

W ą b rz e ź n o , d n ia 6 lu teg o 1 9 3 6 r.

D o d a te k d o „ G ło su W ą b rz e sk ie g o ”

N r. 5 DODATEK POŚWIĘCONY SPRAWOM ROLNICZYM ORGAN T.R.P. R o k IV

KOMUNIKATY T. R. P.

W A L N E Z E B R A N IE । 3 ) w w b ó r c z ło n k ó w , c e le m u z u p e łn ie -z e b ra n ie ro ln ik ó w * g m in y K o w a le w o S e k c ji O s a d n ic z e j p rz y T o w a rz y s tw ie

R o ln ic z o P o w ia to w e n i w W ą b rz e ź n ie .!

N in ie jsz e n i z w o łu je s ię w a ln e z e ­ b ra n ie S e k c ji O s a d n ic z e j p rz y T o w a ­ rz y stw ie R o ln ic z e m P o w ia to w e n i w W ą b rz e ź n ie , k tó ry s ię o d b ę d z ie w d n .|

7 lu te g o b r. o g o d z in ie 1 2 -te j w H O - >) T E L U ..D W Ó R W Ą B R Z E S K I44 (S T . K L IM E K ) w ' W ą b rz e ź n ie .

P o rz ą d e k o b ra d :

2 ) o d c z y ta n ie p ro to k o łu z p o p rz e d n ie ­ g o w a ln e g o z e b ra n ia :

o g ó ln a d y s k u s ja w k tó re j re fe ro ­ w a ć b ę d ą s p ra w y z p a rc e la c ji rz ą ­ d o w e j p . W ila m o w s k i, s p ra w y z p a rc e la c ji s ta re j n ie m ie c k ie j G rz y ­ b o w s k i, s p ra w a w y ro b u s y ro p u re fe ro w a n a b ę d z ie p rz e z p . G a z d ę , w o ln e g lo s y i w n io sk i.

Z E B R A N IE R O L N IK Ó W P R O D U ­ C E N T Ó W M L E K A .

N iż e j p o d p is a n y k o m ite t z w o łu je w n ie d z ie lę d n ia 9 lu te g o rb . o g o d z i­

n ie 1 2 -te j w p o łu d n ie w d a w n ie js z e j i s z k o le R o ln ic z e j w K o w a le w ie ,

i R y c i) n o w o

w s p ra w ie p ro je k to w a n e j n o w e j u s ta ­ w y m le c z a rs k ie j i w z w ią z k u z te in m le c z a rn i s p ó łd z ie lc z e j w K o w a le w ie . W O b e c n ie s ły c h a n ie d o n io s łe j s p r a ­ w y d o ty c z ą c e j o g ó l ro ln ik ó w — d o ­ s ta w c ó w m le k a , p rz y b y c ie w s z y s t-

K o w a le w o , d n ia 2 8 s ty c z n ia 1 9 3 6 r.

K o m ite t:

P a n k o w sk i T a d e u s z , K lim e k W ł.

L e n c z e w s k i, W o jc ie c h o w sk i J ó z e f.

K r z y w d z i ń s k i W ł a d y s ła w .

Rozum i swoja wola

S ta c h W a la w a i J ó z e f R o s k o ln ic k i n ie lu b ili s ię ju ż ta k z ro d u . G d z ie ś ta n i p o s z ło d z ia d k o m o m ie d z ę n a ..p u s te ln ik u ” i ju ż n a tu ra ln ą k o le ją w ro d z ie s z ła z ło ś ć z o jc a n a s y n a . K łó tn ie w d o m u je d n e j b a b y z d ru g ą — to o k ro w ę , to o ś w in ia k a ,

to o d y m n a w e t z a w ie w a ją c y z k o m in a w p o d ­ w ó rz e , c z y to S ta c h a W a la w y , c z y te ż J ó z k a R o - s k o ln ic k ie g o . A n a p o lu n ie ra z i n ie d w a rz u c a li się p rz e z m ie d z ę s ło w a m i c ię ż k ie m i ja k k a m ie n ie , n ie c h b y ty lk o u c ie s z y ć się i u c z u c iu z e m s ty u c z y ­ n ić z a d o ś ć c e lo w a ł w te m J ó z e k . P o b u d o w a li m ię ­ d z y s w o je n ii o s ie d la m i p lo ty , ja k tw ie rd z e , p rz e ­ g ro d z ili s ię n ie c h ę c ia m i, a łą c z y ła ic h ty lk o n ie ­ n a w iść i d o la c h ło p s k a w s z y stk im je d n a k o w a , a z ła , ja k m ilc z k i p ie s .

S z e d ł c z a s, p rz e ś m ig iw a ł p o la m i z d e sz c z e m , b u rz ą , z im n e m i n o c a m i w y le g iw a ł s ię i c z a se m s ło ń c em z ło c ił, s z a rz e ją c e w c z a s ie , o s ie d la c h ło ­ p ó w , c o n ie lu b ili s ię ta k b a rd z o i d la n is k ie j p rz y ­ je m n o ś c i tru li s o b ie ż y c ie d z ie ń w d z ie ń . P rz y b y ­ w a ło k rz y ż y k ó w , a z n ie m i tro sk i k ło p o t ó w , o l­

b rz y m ie ją c y c h w a tm o sfe rz e z a w iśc i s ą sie d z k ic h . P a trz y ł S ta c h n a J ó z k a i c o ra z m u s ię z d a w a ­

ło . ż e y y s z y s tk o to ta k ie m a łe , — ta k ie m a ło m ą ­ d re . O t s p lu n ą ć b y i rę k ę J ó z k o w i p o d a ć p rz e z m ie d z ę . A le ta m te n ź le s ię p a trz y ł. C z e k a ł z a tem i S ta c h . P o d n o s ił g ło w ę z n a d p łu g a i z a u w a ż y ł, ż e i J ó z e k ta k s a m o p o k rz y k u je n a k o n ie ja k o n , ta k s a m o d re p c i z a z a p rz ę g ie m i ta k s a m o n a s k a k u je , g d y b u n tu ją c y s ię p lu g w y ry w a s ię o s trz e m le m ie ­ s z a z o rn e j z ie m i. R a z i d ru g i p o p a trz y li n a s ie b ie . S ta c h p o p ra w ił c z a p k i. J ó z e k s p lu n ą ł i o d w ró c ił s ię tw a rz ą k u m a n a s te rs k ie j g ó rc e .

W ia tr .sz ed ł o s tro o d w s c h o d u , p rz y g in a ją c z u ry w a n y m p o s z u m e m g rz y w ę k lo p o w ie c k ie g o la ­ s u . Z a s łu c h a ł s ię J ó z e k . T a k te n S ta c h p a trz y , a w ia tr, ja k b y n a m a w ia c ią g le n a c o ś. le n w ia tr...

D u je , m o c n o d u jo — ro z e śm ia ł s ię — s o ­ b ie n a u c ie c h ę , a lu d z io m ... .

( h y b a te ż — d o k o ń c z y ł m a ło p e w n y te g o . O d c z u b k a g ło w y w y rw a ła s ię z n o w u m y ś l o S ta c h u . P o p a trz y ! się n a n ie g o z p o d o k a . — Z ły n a m n ie , c z y ju ż m n ie j. T a k s ię p a trz y , c ią g le p a ­ trz y z p o d o k a . A p e w n ie , o b a m y z łe. — N a c h o ­ d z iła m u yv m y ś l d z iw n a ja k a ś n ie c h ę ć d o te j z ło ­ ści. — D z iśb y z e ś m ie c h e m n ie p rz y g a d y w a ł p rz e z m ie d z ę , ja k p rz e d te in n ie ra z i n ie d w a .

A ! K o ta o g o n w id a ć z W a la w y ż y ta . W i-

(2)

dzicie no, gospodarz smarkał>. lie' lic! ismiuł się nieraz złośliwie. A W alawa aż podskakiwał i choć chciał zgody, nie mógł pozostać dłużny.

A ty! — 1 y hunclocie krzykliwy! Patrz

<wojej łqki, co ją woda zalewa. Gnojarzu jeden chodzisz zatracony! Głupi! Głupi! — odpowiadał wówczas automatycznie Walawa.

I cholerowali się ku uciesze Jagi Kleanpowej.

l a lubiła zwady', a mistrzem była w podniecaniu.

— Józek, a nie masz ta bicyska na tego chy - cla. Gdzie humor. — I fy. na ciebie, babski chło­

pie!

Józek nie raz i nie dwa już p dbiegal, ale coś go powstrzymywało. W alawa niby chuchro, ale jak się zbliska popatrzy ł, jak uderzył wzrokiem i przygiął jedncm słowem — głupiś, to ani mógł ręki podnieść i schodził kąsając złosliwemi powie­

dzeniami.

Uczuł cierpki niesmak wspominając te mo­

menty. 1 tak powoli czas prószył już siwizną wło­

sy obu i wy’inazy'wal złość z serca. Bieda urastała w oczach, śmiała się z nich, jakby i tą strzechą dziurawą i płotem szczerbaty m i coraz lichszym plonem na kiepsko nawożonem polu. Brakowało dudków na zendrę. A tak jej trza było. Kłopot przyginał barki, a coraz więcej /astłachane myśli szukały odpowiedzi na dręczące py tania — co da­

lej? — jak? —

Dumał Józek za pługiem i patrzył, jak W ala­

wa morduje się z broną na zaperzonem polu. Trza- by się pokląć — pomyślał, patrząc na niego i na samą myśl, że tak by się jeszcze mogło stać gdyby jeno zaczął, wybuchnął głośnym śmiechem.

Ha! Ha! Ha!

Przystanął Stach. — Co się tej krwi siało?

Śmieje się pewnie z mojego pola.

— A krew jedna! Co się śmiejesz?! — Zapy­

tał ze złością. — Znowu cię ponosi, co.

Ej! Stachu, śmieję sic z naszej glupotv.

Co?

— Ano słyszysz, ni mam racyj ?

— A racyj, pewnie, pewnie Józku.

— No i co ?

Czy ja w iem, co?

— No nie wiesz, to pomyśl.

już myślałem.

I co?

— A trza się pogodzić.

Podeszli do siebie. Wysoki i szczupły [ózek popatrzył na mizernego, ale jakoś tak bliskiego mu 'W tej chw iii W alawę i zdało mu się dziwnem.

że tak z sobą wojowali, jak w rogi.

— No, dejcie rękę, sąsiedzie. — Trzaśli na zgodę. — Chodźmy se na miedzy' przysiąść.

Podeszli. W yjął W aława machorki i zaku­

rzyli. Jakoś nie chciała się im wieść ta rozmowa.

Głupio było się przyznawać do winy, a od tego, zdawało się im, należałoby zacząć.

— Widzicie no. jak się Manasterz rozbudo­

wał,*— przerwał W aława. — Chałupy w yciągają polami już pod sam Oblasek.

— No. a co dalej? Powiedzcie, spotkają się i co dale j ? —

E! Kumie, wystarczy jeszcze. Niech się jeno naród po sprawiedliwości dzieli. W szystkim wysitarczy wyżycia. Wy starczy.

Po sprawiedliwości mówicie. Ale o nią trudno w narodzie. Widzicie, my się jak wadzili i powiedzcie o co?

Acha! lak to niby i jest, ale dziś... — Po­

patrzyli się i roześmiali w głos.

Powiadacie sprawiedliwość też taik samo ma przyjść. Ano, — wyjęliście mi z gęby. Każda rze(‘z musi dojrzeć, łakie prawo w świecie.

Podniósł się W alawa. Popatrzyd z pod ciem­

nych brw i swoich przenikliwym wzrokiem na Józka.

W idzisz no ty. w adziłeś się ze mną, a ja głupi nie pogodziłem się z tobą i tak to trwało.

Dziś przyszio na obu i tak we świecie jest ze wszy stkiem. Zawsze dobre znajdzie się na wierz­

chu. Musi. Zw rócił się twarzą ku zachodzącemu słońcu jakby tam ujrzał tę sprawiedliwość.

— Przyjdź dziś do mnie, to se pogadamy’ po sąsiedzku.

Podali sobie ręce, patrząc prosto w oczy. Je­

den swoją i drugi swoją drogą schodzili ku do­

mom, gdzie czekały' troski i spokój w sennem za­

pomnieniu.

Zdębiała Jaga KlempoWa, gdy ujrzała, jak Józek ze Stachem sprzęgali swoje konie, orząc rę­

dzinę. Aż się przeżegnała, dyle kłótni, uciechy dla niej i dziś. — Krwie jedne! — Poleciała z py­

skiem w wieś.

Przeonaczyły się, słyszycie — przekony'- w ala. — Na w łasne oczyr widziałam. Jeden poga­

niał, drugi za pługiem chodził na rędzinie, lak.

Pew nie, że tak. Mów ię przecie ludzie, — to świat się zmienia...

Zamyślił się Stach Krzaczysty, Marek Gęstwa i W i cek Partej ka. — Ha! Jakby się tak ma lepiej zmieniało, i u nich i we wszystkiem, to dej Boże, dej Boże.

— Co. — W ykrzykiwała Jaga oburzona. — Wrogi mają się godzić! Jeszcze co, widzicie no.

no.

A tobie się. Jaguś, nie widzi.

Pewnie, że nie. 1 złe jest potrzebne i dobre.

Nie chcieli jej wy rozumowania pojąć, to i odchodziła, zawracając ze złości na pięcie, aż jej wiatr spódnicą zawiewał.

Patrzy ła się w ieś za Józkiem i Stachem coraz ciekawiej. Bj, jak się przedtem bardzo nienawi­

dzili. tak teraz jeden się nie ruszał bez drugiego.

Na spółkę zaorali, na spółkę przekopali rowTy, łą­

ką i rajcowali, jakby chcieli cały czas gniewu nadrobić. Planowali, jak sady puścić polem w stronę Łopuszki i jak drogę poprawić. Józek ga­

dał. jak maszy na, a W alawa od czasu do czasu rzucał słowem trafnem, jak uderzenie siekierą.

Aż się Józek zastanawiał i stwierdzał.

— W iecie wy, kumie. Co ja w godzinę wy­

sypię. to wy jednem slow'em zbierzecie... Macie głowę. — Patrzył z uznaniem. — Ale tak mi się zdaje. — że muszę być i ja przy was koniecznie, bo kto naród przekona, kto mu trafi do rozumu.

Im trza na łopatę. Od razu ma łopatę. Powiadam. — Zastanawiali się, patrząc na pola rozwłóczące się szeroko wąskiemi zagonami. W iatr im czasem myśl mącił ostrym poszumem w olszynie, zarasta­

jącej bagnisty’ dół Jaśka Szajniastego.

Nadsłuchiwali, jakby im ten wiatr miał coś pow iedzieć. — Widzicie Wałku. — taki wiatr zdał­

by7 się w chłopskiej głowie, niechby7 im zahuczało.

Zdałoby się, o zdało.

— Przewietrzyć głowy, chałupy i niepokój w nich zasiać. — Kończył AValawm — Dobra myśl.

(3)

Niechby wyjścia szukali i dobra, a. nie rozłazili się mgią.

Ale jakkumie?

— Popatrzcie się jeno na wieś, popatrzcie na pola, popatrzcie na chłopa i zobaczycie zoba­

czycie.

Kręcił głową Józek. — Co tu robić z nimi.

Kłócą się, baby biją i łak. jak wprzódy dogadać się nie mogą. Bo i jak?...

Ale muszą, słyszycie kończył stanowczo Walawa.

Rozchodzili się coraz więcej zamyśleni. A z pod stodół, okapów strzech, z za płotów patrzył ten i ówna nich, myśląc, że przecież na dobre po­

szli, na dobre. Pasuje im.

Jaga jeno spocząćnie mogła spokojnie. — Po­

stawię na swojem zacinała się będziecie się cholerować jeszcze, będziecie. Czekajcie, już ja wam pokażę! Planowała sobie kumendyję.

Czekajcie!

Naszła Józka, jak przekopywał przepust dla wody ma łące.

Pochwalony, kumciu.

A niechże ci — odburknął niechętnie. - Szelma jedna.

Cośbym wam, kumciu. powiedziała z ży­

czliwości.

Twoja życzliwość — pomyślał ale pod­

niósł się i słuchał, opierając ręce na rydlu.

Wszystkie we wsi gadają, że trza was na wyborze zrzucić z rady, a Walawę wybrać na sa­ mego wójta.

Co mówisz?

Słyszycie. A Walawa miał w ty sprawie u siebie chłopów. Namawiał ich na was, kumciu.

Babo! — Przerwał, patrząc na nią ostro.

Zmiarkował się. — Chytrusie, nie trafisz rozu­ mował — nie.

Tak, Jaguś, trudno. Mnie się też zda je, że mi trza odejść. A Stach ma głowę, ma i ho! Ho!

Nie uważasz, Jaguś?

Kumie!Nie mogła się połapać. — Wy taik myślicie?

Tak, Jaguś, tak. — Zarzucił rydlem na ra­

mię i pozostawił Jagę zdumiałą 'na polu, odcho­ dząc do chałupy, gdzie prażyły się pod dymar- kiem kartofle na wieczerzę.

Po wieczerzy skierował się do domu ludowe­ go. Chłopi już zasiedli krzesła i ławy. Udzielił się im lekki dreszcz podniecenia. Koło pieca rozpra­

wiał ze swoimi długi Pęc, wymachując zapalczy­

wie rękoma. Mroczka na scenie przekonywał in­ nych, dowodząc coś cicho, przyczem nachylał się im do uszu, wsączając przekonania.

— Pochwalony — pozdrowił Józek zebranych.

— A witejcie! Wrtejcie! Podchodzili do niego, uśmiechając się życzliwie. Lubili Józka za to gadanie, do którego był skory, za szczerość, z jaką podchodził do każdego...

Zrobimy was, Józku, wójtem, — zapowia­ dał kulawy W ilczak, ściskając mu rękę.

— Bez kpinek, kumowie, bez kpinek.

Tu nie kpinki, ani się nam sini. Co też ga­

dacie, wybieramy was.

Dejcie mi spokój. Już ja Wam powiem, ko­

go macie wybrać.

Kogo, kogo — pytali zewsząd.

- Cicho! Zaczynają!

Zasiedli, szurając krzesłami. Ucichło. Prze­

wodniczący po długim wywodzie wezwad do poda­ wania kandydatów.

— Józek Roskolnicki podał ktoś z sali.

— A ja podaję Walawę Stacha i swoją kan­

dydaturę wycofuję. Słyszycie.

Co też gadacie!

Cicho! Walawa jest cichy, ale ma łeb. Dość mamy pyskaczy, dziś idzie o rozum. Kozuniiecie.

lak trza. — Józek!... Cicho! — skończył stanowczo z sprzeciwami.

Spierali się tak i owak, ale stanęło na jego.

Podszedł, kłaniając się Walawie. — Cieszę się i ży­

czę. — Ściskał mocno rękę zażt nowanemu Stacho­ wi. Józek! — Pociągnął go ktoś do tyłu.

Co?

Ty Walawę wysunąłeś, l y jego będziesz słuchał, Józek...

Wyskoczył na krzesło, szarpnąwszy się z rąk pod mawiającego.

Ludzie, coś wam muszę rzeknąć. Widzicie no, jest we wsi głupia złość i jeszcze głupsze lu­

dzie, co nie mogą zrozumieć, że największy szacu­

nek trza mieć dla siebie, dla swojej woli. Dziś stawiamy swoją wolę do gromadzkiej sprawy i jak mi kto mojej i swojej woli będzie ubliżał, to biję. Słyszycie? Mówię nie na śmiech. Słuchajcie wszyscy, słuchajcie, Walawo. Jesteś dziś moją wolą, którą szanuję i która minsi być dobra. Nasza wola, rozumiecie... Trza się szanować, bo kto nas uszanuje, jak siebie nie szanujemy swojej woli...

Za oknem łamała ręce Jaga. O zmieniają się ludzie wsiowe, zmieniają...

Wiatr pociąga! mocno, targając węgłami lu­

dowego domu, jakby chciał radość pokazać swoją, czy cosi. — Chłopi patrzyli w Józka, rozumując.

Stanisław Gromek.

Ochrona ptaków

Już nieraz zdarzyło się, że człowiek w swym pochodzie cywilizacyjnym w walce z przyrodą o miejsce na ziemi dla siebie zapędzał się zbyt da­ leko i niszczył te wartości, które jak sic później okazało — pracowały na jego dobro i bez których nie może istnieć naturalny i właściwy porządek na świecie. Ot, weźmy przykład. Różne drapieżniki wśród czworonogów i ptaków wyłapują wszelką zwierzynę łowną i przez to czynią szkodę, gdyż umniejszają stan zajęcy, kuropatw itd., itd. Ogło­ szono więc — zdawało się słusznie — że lisy. kuny.

łasice, jastrzębie, sokoły są szkodnikami i zaczęto je bezlitościwie tępić. W zapale w wielu krajach Euro­ py tępienie drapieżników doprowadzono do takiej doskonałości, że je istotnie bardzo dokładnie tu i ówdzie wytępiono. Zdawało się, że w tych okoli­

cach w niedługim czasie powstanie raj dla myśli­ wych oraz taka obfitość wszelkiej zwierzyny łow­ nej jakiej nigdy jeszcze nic było. 1 cóż się okazało.

Oto wkrótce wśród zajęcy, kuropatw i wszelkiej innej zwierzyny zaczęły występować najpierw choroby u pojedynczych sztuk, a potem nawet

(4)

01049

różne choroby zaraźliw e, które zw ierzostan dzie­ siątkow ały, doprow adzając zw ierzostan do zaniku.

I dlaczegóż tak się stało? Po dokładneni zbadaniu przekonano się, że ow e znienaw idzone drapieżniki w stosunku do zw ierzyny łow nej spełniają rolę sa- nitarjuszów , gdyż przez polow anie usuw ają sztuki słabe i chore i dzięki czem u w śród zw ierzyny łow ­ nej panuje lepszy stan zdrow ia, który sprzyja po­ praw ie zw ierzostanu tak pod w zględem ilościo­ w ym , jak i jakościow ym . Praw o to w przyrodzie nazw ano rów now agą przyrody i od tego czasu pod ochronę w zięto nietylko sam ą zw ierzynę łow iecką, lecz także i drapieżników , gdyż jak w idać w szystko w przyrodzie jest sprzęgnięte w jedną całość, w której każdy czynnik, każdy rodzaj zw ierząt m a do spełnienia sw oje zadanie i bez szkody dla całości człow iek nie m oże usuw ać, żad­ nej pozycji, bo takie jest fundam entalne praw o o rów now adze w przyrodzie. K rótko m ów iąc, le­ piej niech człow iek nie popraw na Stw órcy w urzą­ dzeniu św iata.

To sam o na w ielką skalę dzieje się w naszych sadach i lasach. N ajstraszniejszym w rogiem drzew leśnych i ow ocow ych różne ow ady. Skuteczną w alkę z ow adam i w celu ochrony drzew nie łatw o jest prow adzić, bo to jest przeciw nik drobny i w m iljonow ych zastępach. D o w alki z nim trzeba zm obilizow ać rów nież m iljony tępicieli. D o tego najlepiej nada je się ptactw o ow adożercze jak np.:

sikorki, szczygły, słow iki, m ysikróliki a naw et kaw ki, w rony i cały szereg innych pożytecznych ptaków . Ptaki te są dla człow ieka bardzo pożytecz­ ne. W interesie w łasnym m usim y je w ięc ochra­

niać, jeśli chcem y m ieć ładne lasy i sady oraz spo­

żyw ać piękne i sm aczne ow oce. A żeby zaś nie być gołosłow nym i udow odnić tw ierdzenie pow yższe w ystarczy przypom nieć, że niski stan naszego sa­

dow nictw a spow odow any jest przedew szystkiem tern, że zbyt rozplenione jest w drzew ach ow oco­

w ych w naszych sadach w szelakie robactw o, które olbrzym ią ilość ow oców dosłow nie n isz cz y , a resztę plam i, brudzi i uszkadza, dzięki czem u dobrego i czystego ow ocu, który m oglibyśm y sprzedać za dobrą cenę, m am y niew iele. Skutek:

sprow adzanie do Polski całych pociągów jabłek z K anady, z drugiej półkuli i pom arańczy oraz ba­

nanów z całego św iata, chociaż ziem ia polska jest m lekiem i m iodem płynąca. A co się tyczy lasów , to czyż trzeba lepszego dow odu jak konieczność w ycięcia całych połaci lasów w C zerw onym B orze pod kom żą, na Pom orzu, w szystkich lasów w około B erlina i t. d., tylko dlatego, że zniszczyła je ko- rów ka lub inny jakiś ow ad.

O chrona ptactw a ow adożerczego w interesie obrony roślin przed szkodłiw em i ow adam i i ich gąsienicam i nie jest jedynym sposobem tej w alki.

O pryskiw anie cieczam i ow adobójczem i jest także niezw ykle skutecznym środkiem . A le ono kosztuje w iele pracy i pieniędzy i dlatego m ożliw e jest w naszych w arunkach tylko w sadach, które ten koszt m ogą pokryć. W sadacli gospodarskich i w lasach trzeba do wTalki z ow adam i zaprzęgnąć m iljony darm ow ych pracow ników , które um ieją w leźć w każdą szparkę, skoczyć na każdy listek, na każdą gałązkę i w ybrać stąd ow ady dla siebie, dla sw oich piskląt, ratując tym sposobem i nasze dobro, nie biorąc za to od nas pieniędzy, o które dziś tak jest rolnikow i trudno. To też trzeba i opła­

ci się zw abić każdem u do jego lasu lub sadu ptasz­

ki tuk pożyteczne, w piaty gorliw e i nic w ym a­

gające za nią zapłaty. Jak to się robi, opow iem y w artykule następnym .

M . Grudzień.

radfowy

O C ZY TA N IE G A ZET 1 C ZA SO PISM .

K siążka daje nam w iedzę — gazeta inform uje nas, jest ona czyn­

nikiem , um ożliw iającym nam orjentację w życiu zbiorow em . G azeta jest cenną pom ocą w pracy sam okształceniow ej. G azetę trzeba czytać um iejętnie. P rzykładem nieum iejętnego czytania gazety i uw ażan ia jej słów za św iętość — z drugiej — przesadny sceptycyzm , stałe podejrzenie, że w szystkie gazety kłam ią. K onfrontow anie gazet rozw ija w nas kry­

tycyzm , um ożliw ia w’yrobienie w łasnego poglądu. „O czytaniu gazet i cza­

sopism " m ów ić będzie dr A leksander H ertz w odczycie z cyklu o sam o­

kształceniu, który nadam y dnia 6. U . o godz. 17-tej.

PIER W SZ E B E ZPO ŚR E D N IE W IEŚC I Z PL A CU B O JU W G A R M ISC II PA R TE N K IRC H E N .

Począw szy od dnia t> lutego do 15 lutego w łącznie, P olskie R adjo na­

daw ać będzie kablem bezpośrednio z terenem w alk ..Z im ow ej O lim piady"

w G arm isch P artenkirchen, krótkie 5 m inutow e reportaże inform ujące o całodziennym przebiegu bojów olim pijskich.

R eportaże te nadaw ane będą codziennie w godzinach od 22.50 do 22.55.

P obkie R adjo, nie ograniczając się do tych codziennych audycyj, rów nież, transm itow ać będzie zaw ody — specjalnie interesujące radiosłuchaczy polskich.

T erm iny tych trnnsm isyj podane będą w osobnych kom unikatach.

R E PO R T A Ż Z M U ZEUM E T N O G RA FIC Z N E G O .

P ojęcie m uzeum zw ykło się kojarzyć z czem ś szanow nem i do- stojnem , ale m artw em . W w yobraźni naszej pow stajc obraz w ielkich, m rocznych sal, szklanych szaf i gablot, przytłaczającej ilości ekspon atów . Są jednak m uzea żyw e, tętniące w łasnym , odrębnym rytm em . D o takich „żyw ych" m uzeów zaliczyć m ożem y M uzeum E tnograficzne w W ar­

szaw ie. Z apozna nas z tem m uzeum „R eportaż z M uzeum E tnograficzne­

go w W arszaw ie" w opracow aniu red. Józefa Spechta, który nadam y dnia 7. II. o godz. 17-tej.

H O D O W CY K O NT — U W A G A !

N iezw ykle interesujący tem at będzie podany przez P olskie R adjo w dniu S lutego (sobota) o godz. 12 m in. 15. M ianow icie p. Jan K azim ierz C hodow iecki m ów ić będzie o „O rganizacji hodow li koni".

W R O C Z N IC Ę PR ZY ŁĄ CZEN IA M O R ZA D O PO L SK I.

W dniu 10 lutego obchodzim y 16-tą rocznicę przyłączenia M orza do Polski. W ażnej tej rocznicy nie m ożem y pom inąć w audycjach dla P o­

laków z zagranicy, to też sobotni w ieczór w dniu 8 lutego pośw ięcim y naszem u m orzu. N iechaj i nasi rodacy z zagranicy poznają bliżej w y­

brzeże polskie i nasz port w G dyni, z którego cała Polska jest dum ną.

A udycję jak zw ykle, urozm aici odpow iednio dobrana m uzyka. A udycja rozpocznie się o godz. 21-ej.

R O ZSZER ZEN IE W IE L K IEG O K O N K U RSU R A D JO W EG O N A A B O N E N T A N R . 500.000.

O głoszony niedaw no dla abonentów radjow ych W ielki K onkurs z okazji bliskiej już rejestracji abonenta N r. 500.000 w yw ołał ogrom ne zainteresow anie w śród szerokich rzesz społeczeństw a. P ragnąc zadość­

uczynić liczny m prośbom ze strony radiosłuchaczy o um ożliw ienie w zięcia w K onkursie udziału rów nież i naszym daw nym przyjaciołom , abonentom radjow ym — D yrekcja Polskiego R adja rozszerza ten konk urs na w szyst­

kich bez w yjątku sw ych abon entów .

W obec tego — odpow iedź na pytanie: „Z gadnij, którego dnia będzie zarejestrow any kolejny abonent P olskiego R adja N r. 500.000", m ogą nadsyłać obecnie w szyscy radjo-abonenci, a nietylko, jak ogłaszano do­

tychczas, zarejestrow ani po 28 grudnia 1955 r. P rzypom inam y, że: odpo­

w iedzi pow inny być nadsyłane pod adresem : Polskie R adjo, W arszaw a.

M azow iecka 5, w kopercie, zaopatrzonej napisem : „K onkurs z okazji zgłoszenia abonenta N r. 500.000" i zaw ierać w inny: 1) przew idyw any dzień zgłoszenia abonenta N r. 500.000, 2) w łasne im ię i nazw isko uczestnika K on­

kursu, 3) num er upow ażnienia radjow ego i datę zarejestrow ania odbiorni­

ka, oraz urząd w zględnie agencję pocztow ą, które dokonały rejestracji.

Spis 100 cennych nagród, w śród których znajdują się in. in. liczne i w artościow e odbiorniki (superheterodyny i inne), m iesięczny i dw uty ­ godniow y pobyt w uzdrow isku, sprzęt sportow y, aparat fotograficzny, narzędzia rolnicze, piękne w ydaw n ictw a, sprzęty gospod arstw a dom ow ego, opłata abon am entów radjow ych, pism codziennych i w iele innych przed­

m iotów — ogłoszony został plakatam i i w prasie. N iezależnie od nagród konkursow ych, abonenci od N r. 499.996 do N r. 499.999 i 500.001 do N r.

500.004, otrzym ają cenne upom inki.

w Toruniu

Cytaty

Powiązane dokumenty

JM a pierwszym planie po ­ stawimy tytoń, który już i obecnie jest hodowany, lecz za mało, ponieważ więcej niż połowę tytoniu, używanego przez palaczy, musimy

R ., zobow ią- nie rolnictw a Z achodniej Polski w porów naniu do innych w ojew ództw.. Z asadnicza m yśl organizacyj rolniczych Ziem Z achodnich jest podana w tein opracow

narzekają, iż nie mogą odnośnych należności przekazywać do Centrali, gdyż Kółka Rolnicze nic regulują składek, prze ­ to Panowie Prezesi Kółek i Skarbnicy w inni

P ojaw iające się choroby i grzybki na liściach zw alczać przez opryskiw anie 1% cieczą bordo- ską (1 gr. P rzy robieniu płynów

sokość danego stogu rozdzielić na dwie lub wię ­ cej części, odpowiadające wysokościom w tabe­. li i ustalić w/g tabeli osobno objętość dla każdej z tych wysokości

[r]

Kółka Rolnicze, które chcą, ażeby u nich taki pokaz siy odbył, winne donieść o tein w terminie do dnia 20 lutego

la się następująco: Od dawnego szacunku o- sady odejmuje się szacunek obecny, różnicę mnoży się przez 100, a otrzymaną cyfrę dzieli się przez sumę dawnego