W ą b rz e ź n o , d n ia 6 lu teg o 1 9 3 6 r.
D o d a te k d o „ G ło su W ą b rz e sk ie g o ”
N r. 5 DODATEK POŚWIĘCONY SPRAWOM ROLNICZYM ORGAN T.R.P. R o k IV
KOMUNIKATY T. R. P.
W A L N E Z E B R A N IE । 3 ) w w b ó r c z ło n k ó w , c e le m u z u p e łn ie -z e b ra n ie ro ln ik ó w * g m in y K o w a le w o S e k c ji O s a d n ic z e j p rz y T o w a rz y s tw ie
R o ln ic z o P o w ia to w e n i w W ą b rz e ź n ie .!
N in ie jsz e n i z w o łu je s ię w a ln e z e b ra n ie S e k c ji O s a d n ic z e j p rz y T o w a rz y stw ie R o ln ic z e m P o w ia to w e n i w W ą b rz e ź n ie , k tó ry s ię o d b ę d z ie w d n .|
7 lu te g o b r. o g o d z in ie 1 2 -te j w H O - >) T E L U ..D W Ó R W Ą B R Z E S K I44 (S T . K L IM E K ) w ' W ą b rz e ź n ie .
P o rz ą d e k o b ra d :
2 ) o d c z y ta n ie p ro to k o łu z p o p rz e d n ie g o w a ln e g o z e b ra n ia :
o g ó ln a d y s k u s ja w k tó re j re fe ro w a ć b ę d ą s p ra w y z p a rc e la c ji rz ą d o w e j p . W ila m o w s k i, s p ra w y z p a rc e la c ji s ta re j n ie m ie c k ie j G rz y b o w s k i, s p ra w a w y ro b u s y ro p u re fe ro w a n a b ę d z ie p rz e z p . G a z d ę , w o ln e g lo s y i w n io sk i.
Z E B R A N IE R O L N IK Ó W P R O D U C E N T Ó W M L E K A .
N iż e j p o d p is a n y k o m ite t z w o łu je w n ie d z ie lę d n ia 9 lu te g o rb . o g o d z i
n ie 1 2 -te j w p o łu d n ie w d a w n ie js z e j i s z k o le R o ln ic z e j w K o w a le w ie ,
i R y c i) n o w o
w s p ra w ie p ro je k to w a n e j n o w e j u s ta w y m le c z a rs k ie j i w z w ią z k u z te in m le c z a rn i s p ó łd z ie lc z e j w K o w a le w ie . W O b e c n ie s ły c h a n ie d o n io s łe j s p r a w y d o ty c z ą c e j o g ó l ro ln ik ó w — d o s ta w c ó w m le k a , p rz y b y c ie w s z y s t-
K o w a le w o , d n ia 2 8 s ty c z n ia 1 9 3 6 r.
K o m ite t:
P a n k o w sk i T a d e u s z , K lim e k W ł.
L e n c z e w s k i, W o jc ie c h o w sk i J ó z e f.
K r z y w d z i ń s k i W ł a d y s ła w .
Rozum i swoja wola
S ta c h W a la w a i J ó z e f R o s k o ln ic k i n ie lu b ili s ię ju ż ta k z ro d u . G d z ie ś ta n i p o s z ło d z ia d k o m o m ie d z ę n a ..p u s te ln ik u ” i ju ż n a tu ra ln ą k o le ją w ro d z ie s z ła z ło ś ć z o jc a n a s y n a . K łó tn ie w d o m u je d n e j b a b y z d ru g ą — to o k ro w ę , to o ś w in ia k a ,
— to o d y m n a w e t z a w ie w a ją c y z k o m in a w p o d w ó rz e , c z y to S ta c h a W a la w y , c z y te ż J ó z k a R o - s k o ln ic k ie g o . A n a p o lu n ie ra z i n ie d w a rz u c a li się p rz e z m ie d z ę s ło w a m i c ię ż k ie m i ja k k a m ie n ie , n ie c h b y ty lk o u c ie s z y ć się i u c z u c iu z e m s ty u c z y n ić z a d o ś ć c e lo w a ł w te m J ó z e k . P o b u d o w a li m ię d z y s w o je n ii o s ie d la m i p lo ty , ja k tw ie rd z e , p rz e g ro d z ili s ię n ie c h ę c ia m i, a łą c z y ła ic h ty lk o n ie n a w iść i d o la c h ło p s k a w s z y stk im je d n a k o w a , a z ła , ja k m ilc z k i p ie s .
S z e d ł c z a s, p rz e ś m ig iw a ł p o la m i z d e sz c z e m , b u rz ą , z im n e m i n o c a m i w y le g iw a ł s ię i c z a se m s ło ń c em z ło c ił, s z a rz e ją c e w c z a s ie , o s ie d la c h ło p ó w , c o n ie lu b ili s ię ta k b a rd z o i d la n is k ie j p rz y je m n o ś c i tru li s o b ie ż y c ie d z ie ń w d z ie ń . P rz y b y w a ło k rz y ż y k ó w , a z n ie m i tro sk i k ło p o t ó w , o l
b rz y m ie ją c y c h w a tm o sfe rz e z a w iśc i s ą sie d z k ic h . P a trz y ł S ta c h n a J ó z k a i c o ra z m u s ię z d a w a
ło . ż e y y s z y s tk o to ta k ie m a łe , — ta k ie m a ło m ą d re . O t s p lu n ą ć b y i rę k ę J ó z k o w i p o d a ć p rz e z m ie d z ę . A le ta m te n ź le s ię p a trz y ł. C z e k a ł z a tem i S ta c h . P o d n o s ił g ło w ę z n a d p łu g a i z a u w a ż y ł, ż e i J ó z e k ta k s a m o p o k rz y k u je n a k o n ie ja k o n , ta k s a m o d re p c i z a z a p rz ę g ie m i ta k s a m o n a s k a k u je , g d y b u n tu ją c y s ię p lu g w y ry w a s ię o s trz e m le m ie s z a z o rn e j z ie m i. R a z i d ru g i p o p a trz y li n a s ie b ie . S ta c h p o p ra w ił c z a p k i. J ó z e k s p lu n ą ł i o d w ró c ił s ię tw a rz ą k u m a n a s te rs k ie j g ó rc e .
W ia tr .sz ed ł o s tro o d w s c h o d u , p rz y g in a ją c z u ry w a n y m p o s z u m e m g rz y w ę k lo p o w ie c k ie g o la s u . Z a s łu c h a ł s ię J ó z e k . T a k te n S ta c h p a trz y , a w ia tr, ja k b y n a m a w ia c ią g le n a c o ś. le n w ia tr...
— D u je , m o c n o d u jo — ro z e śm ia ł s ię — s o b ie n a u c ie c h ę , a lu d z io m ... .
( h y b a te ż — d o k o ń c z y ł m a ło p e w n y te g o . O d c z u b k a g ło w y w y rw a ła s ię z n o w u m y ś l o S ta c h u . P o p a trz y ! się n a n ie g o z p o d o k a . — Z ły n a m n ie , c z y ju ż m n ie j. T a k s ię p a trz y , c ią g le p a trz y z p o d o k a . A p e w n ie , o b a m y z łe. — N a c h o d z iła m u yv m y ś l d z iw n a ja k a ś n ie c h ę ć d o te j z ło ści. — D z iśb y z e ś m ie c h e m n ie p rz y g a d y w a ł p rz e z m ie d z ę , ja k p rz e d te in n ie ra z i n ie d w a .
— A ! K o ta o g o n w id a ć z W a la w y ż y ta . W i-
dzicie no, gospodarz smarkał>. lie' lic! ismiuł się nieraz złośliwie. A W alawa aż podskakiwał i choć chciał zgody, nie mógł pozostać dłużny.
— A ty! — 1 y hunclocie krzykliwy! Patrz
<wojej łqki, co ją woda zalewa. Gnojarzu jeden chodzisz zatracony! Głupi! Głupi! — odpowiadał wówczas automatycznie Walawa.
I cholerowali się ku uciesze Jagi Kleanpowej.
l a lubiła zwady', a mistrzem była w podniecaniu.
— Józek, a nie masz ta bicyska na tego chy - cla. Gdzie humor. — I fy. na ciebie, babski chło
pie!
Józek nie raz i nie dwa już p dbiegal, ale coś go powstrzymywało. W alawa niby chuchro, ale jak się zbliska popatrzy ł, jak uderzył wzrokiem i przygiął jedncm słowem — głupiś, to ani mógł ręki podnieść i schodził kąsając złosliwemi powie
dzeniami.
Uczuł cierpki niesmak wspominając te mo
menty. 1 tak powoli czas prószył już siwizną wło
sy obu i wy’inazy'wal złość z serca. Bieda urastała w oczach, śmiała się z nich, jakby i tą strzechą dziurawą i płotem szczerbaty m i coraz lichszym plonem na kiepsko nawożonem polu. Brakowało dudków na zendrę. A tak jej trza było. Kłopot przyginał barki, a coraz więcej /astłachane myśli szukały odpowiedzi na dręczące py tania — co da
lej? — jak? —
Dumał Józek za pługiem i patrzył, jak W ala
wa morduje się z broną na zaperzonem polu. Trza- by się pokląć — pomyślał, patrząc na niego i na samą myśl, że tak by się jeszcze mogło stać gdyby jeno zaczął, wybuchnął głośnym śmiechem.
— Ha! Ha! Ha!
Przystanął Stach. — Co się tej krwi siało?
Śmieje się pewnie z mojego pola.
— A krew jedna! Co się śmiejesz?! — Zapy
tał ze złością. — Znowu cię ponosi, co.
— Ej! Stachu, śmieję sic z naszej glupotv.
— Co?
— Ano słyszysz, ni mam racyj ?
— A racyj, pewnie, pewnie Józku.
— No i co ?
— Czy ja w iem, co?
— No nie wiesz, to pomyśl.
— już myślałem.
— I co?
— A trza się pogodzić.
Podeszli do siebie. Wysoki i szczupły [ózek popatrzył na mizernego, ale jakoś tak bliskiego mu 'W tej chw iii W alawę i zdało mu się dziwnem.
że tak z sobą wojowali, jak w rogi.
— No, dejcie rękę, sąsiedzie. — Trzaśli na zgodę. — Chodźmy se na miedzy' przysiąść.
Podeszli. W yjął W aława machorki i zaku
rzyli. Jakoś nie chciała się im wieść ta rozmowa.
Głupio było się przyznawać do winy, a od tego, zdawało się im, należałoby zacząć.
— Widzicie no. jak się Manasterz rozbudo
wał,*— przerwał W aława. — Chałupy w yciągają polami już pod sam Oblasek.
— No. a co dalej? Powiedzcie, spotkają się i co dale j ? —
— E! Kumie, wystarczy jeszcze. Niech się jeno naród po sprawiedliwości dzieli. W szystkim wysitarczy wyżycia. Wy starczy.
— Po sprawiedliwości mówicie. Ale o nią trudno w narodzie. Widzicie, my się jak wadzili i powiedzcie o co?
Acha! lak to niby i jest, ale dziś... — Po
patrzyli się i roześmiali w głos.
— Powiadacie sprawiedliwość też taik samo ma przyjść. Ano, — wyjęliście mi z gęby. Każda rze(‘z musi dojrzeć, łakie prawo w świecie.
Podniósł się W alawa. Popatrzyd z pod ciem
nych brw i swoich przenikliwym wzrokiem na Józka.
— W idzisz no ty. w adziłeś się ze mną, a ja głupi nie pogodziłem się z tobą i tak to trwało.
Dziś przyszio na obu i tak we świecie jest ze wszy stkiem. Zawsze dobre znajdzie się na wierz
chu. Musi. Zw rócił się twarzą ku zachodzącemu słońcu jakby tam ujrzał tę sprawiedliwość.
— Przyjdź dziś do mnie, to se pogadamy’ po sąsiedzku.
Podali sobie ręce, patrząc prosto w oczy. Je
den swoją i drugi swoją drogą schodzili ku do
mom, gdzie czekały' troski i spokój w sennem za
pomnieniu.
Zdębiała Jaga KlempoWa, gdy ujrzała, jak Józek ze Stachem sprzęgali swoje konie, orząc rę
dzinę. Aż się przeżegnała, dyle kłótni, uciechy dla niej i dziś. — Krwie jedne! — Poleciała z py
skiem w wieś.
— Przeonaczyły się, słyszycie — przekony'- w ala. — Na w łasne oczyr widziałam. Jeden poga
niał, drugi za pługiem chodził na rędzinie, lak.
Pew nie, że tak. Mów ię przecie ludzie, — to świat się zmienia...
Zamyślił się Stach Krzaczysty, Marek Gęstwa i W i cek Partej ka. — Ha! Jakby się tak ma lepiej zmieniało, i u nich i we wszystkiem, to dej Boże, dej Boże.
— Co. — W ykrzykiwała Jaga oburzona. — Wrogi mają się godzić! Jeszcze co, widzicie no.
no.
— A tobie się. Jaguś, nie widzi.
— Pewnie, że nie. 1 złe jest potrzebne i dobre.
Nie chcieli jej wy rozumowania pojąć, to i odchodziła, zawracając ze złości na pięcie, aż jej wiatr spódnicą zawiewał.
Patrzy ła się w ieś za Józkiem i Stachem coraz ciekawiej. Bj, jak się przedtem bardzo nienawi
dzili. tak teraz jeden się nie ruszał bez drugiego.
Na spółkę zaorali, na spółkę przekopali rowTy, łą
ką i rajcowali, jakby chcieli cały czas gniewu nadrobić. Planowali, jak sady puścić polem w stronę Łopuszki i jak drogę poprawić. Józek ga
dał. jak maszy na, a W alawa od czasu do czasu rzucał słowem trafnem, jak uderzenie siekierą.
Aż się Józek zastanawiał i stwierdzał.
— W iecie wy, kumie. Co ja w godzinę wy
sypię. to wy jednem slow'em zbierzecie... Macie głowę. — Patrzył z uznaniem. — Ale tak mi się zdaje. — że muszę być i ja przy was koniecznie, bo kto naród przekona, kto mu trafi do rozumu.
Im trza na łopatę. Od razu ma łopatę. Powiadam. — Zastanawiali się, patrząc na pola rozwłóczące się szeroko wąskiemi zagonami. W iatr im czasem myśl mącił ostrym poszumem w olszynie, zarasta
jącej bagnisty’ dół Jaśka Szajniastego.
Nadsłuchiwali, jakby im ten wiatr miał coś pow iedzieć. — Widzicie Wałku. — taki wiatr zdał
by7 się w chłopskiej głowie, niechby7 im zahuczało.
Zdałoby się, o zdało.
— Przewietrzyć głowy, chałupy i niepokój w nich zasiać. — Kończył AValawm — Dobra myśl.
Niechby wyjścia szukali i dobra, a. nie rozłazili się mgią.
— Ale jakkumie?
— Popatrzcie się jeno na wieś, popatrzcie na pola, popatrzcie na chłopa i zobaczycie — zoba
czycie. —
Kręcił głową Józek. — Co tu robić z nimi.
Kłócą się, baby biją i łak. jak wprzódy dogadać się nie mogą. Bo i jak?...
Ale muszą, słyszycie kończył stanowczo Walawa.
Rozchodzili się coraz więcej zamyśleni. A z pod stodół, okapów strzech, z za płotów patrzył ten i ówna nich, myśląc, że przecież na dobre po
szli, na dobre. Pasuje im.
Jaga jeno spocząćnie mogła spokojnie. — Po
stawię na swojem — zacinała się — będziecie się cholerować jeszcze, będziecie. Czekajcie, już ja wam pokażę! — Planowała sobie kumendyję.
Czekajcie!
Naszła Józka, jak przekopywał przepust dla wody ma łące.
— Pochwalony, kumciu.
— A niechże ci — odburknął niechętnie. —- Szelma jedna.
— Cośbym wam, kumciu. powiedziała z ży
czliwości.
— Twoja życzliwość — pomyślał — ale pod
niósł się i słuchał, opierając ręce na rydlu.
— Wszystkie we wsi gadają, że trza was na wyborze zrzucić z rady, a Walawę wybrać na sa mego wójta.
— Co mówisz?
— Słyszycie. A Walawa miał w ty sprawie u siebie chłopów. Namawiał ich na was, kumciu.
Babo! — Przerwał, patrząc na nią ostro.
Zmiarkował się. — Chytrusie, nie trafisz — rozu mował — nie.
— Tak, Jaguś, trudno. Mnie się też zda je, że mi trza odejść. A Stach ma głowę, ma i ho! Ho!
Nie uważasz, Jaguś?
— Kumie! — Nie mogła się połapać. — Wy taik myślicie?
— Tak, Jaguś, tak. — Zarzucił rydlem na ra
mię i pozostawił Jagę zdumiałą 'na polu, odcho dząc do chałupy, gdzie prażyły się pod dymar- kiem kartofle na wieczerzę.
Po wieczerzy skierował się do domu ludowe go. Chłopi już zasiedli krzesła i ławy. Udzielił się im lekki dreszcz podniecenia. Koło pieca rozpra
wiał ze swoimi długi Pęc, wymachując zapalczy
wie rękoma. Mroczka na scenie przekonywał in nych, dowodząc coś cicho, przyczem aż nachylał się im do uszu, wsączając przekonania.
— Pochwalony — pozdrowił Józek zebranych.
— A witejcie! Wrtejcie! — Podchodzili do niego, uśmiechając się życzliwie. Lubili Józka za to gadanie, do którego był skory, za szczerość, z jaką podchodził do każdego...
— Zrobimy was, Józku, wójtem, — zapowia dał kulawy W ilczak, ściskając mu rękę.
— Bez kpinek, kumowie, bez kpinek.
— Tu nie kpinki, ani się nam sini. Co też ga
dacie, wybieramy was.
— Dejcie mi spokój. Już ja Wam powiem, ko
go macie wybrać.
— Kogo, kogo — pytali zewsząd.
—- Cicho! Zaczynają!
Zasiedli, szurając krzesłami. Ucichło. Prze
wodniczący po długim wywodzie wezwad do poda wania kandydatów.
— Józek Roskolnicki — podał ktoś z sali.
— A ja podaję Walawę Stacha i swoją kan
dydaturę wycofuję. Słyszycie.
— Co też gadacie!
— Cicho! Walawa jest cichy, ale ma łeb. Dość mamy pyskaczy, dziś idzie o rozum. Kozuniiecie.
lak trza. — Józek!... Cicho! — skończył stanowczo z sprzeciwami.
Spierali się tak i owak, ale stanęło na jego.
Podszedł, kłaniając się Walawie. — Cieszę się i ży
czę. — Ściskał mocno rękę zażt nowanemu Stacho wi. — Józek! — Pociągnął go ktoś do tyłu.
— Co?
— Ty Walawę wysunąłeś, l y jego będziesz słuchał, Józek...
Wyskoczył na krzesło, szarpnąwszy się z rąk pod mawiającego.
— Ludzie, coś wam muszę rzeknąć. Widzicie no, jest we wsi głupia złość i jeszcze głupsze lu
dzie, co nie mogą zrozumieć, że największy szacu
nek trza mieć dla siebie, dla swojej woli. Dziś stawiamy swoją wolę do gromadzkiej sprawy i jak mi kto mojej i swojej woli będzie ubliżał, to biję. Słyszycie? Mówię nie na śmiech. Słuchajcie wszyscy, słuchajcie, Walawo. Jesteś dziś moją wolą, którą szanuję i która minsi być dobra. Nasza wola, rozumiecie... Trza się szanować, bo kto nas uszanuje, jak siebie nie szanujemy swojej woli...
Za oknem łamała ręce Jaga. O zmieniają się ludzie wsiowe, zmieniają...
Wiatr pociąga! mocno, targając węgłami lu
dowego domu, jakby chciał radość pokazać swoją, czy cosi. — Chłopi patrzyli w Józka, rozumując.
Stanisław Gromek.
Ochrona ptaków
Już nieraz zdarzyło się, że człowiek w swym pochodzie cywilizacyjnym w walce z przyrodą o miejsce na ziemi dla siebie zapędzał się zbyt da leko i niszczył te wartości, które — jak sic później okazało — pracowały na jego dobro i bez których nie może istnieć naturalny i właściwy porządek na świecie. Ot, weźmy przykład. Różne drapieżniki wśród czworonogów i ptaków wyłapują wszelką zwierzynę łowną i przez to czynią szkodę, gdyż umniejszają stan zajęcy, kuropatw itd., itd. Ogło szono więc — zdawało się słusznie — że lisy. kuny.
łasice, jastrzębie, sokoły są szkodnikami i zaczęto je bezlitościwie tępić. W zapale w wielu krajach Euro py tępienie drapieżników doprowadzono do takiej doskonałości, że je istotnie bardzo dokładnie tu i ówdzie wytępiono. Zdawało się, że w tych okoli
cach w niedługim czasie powstanie raj dla myśli wych oraz taka obfitość wszelkiej zwierzyny łow nej jakiej nigdy jeszcze nic było. 1 cóż się okazało.
Oto wkrótce wśród zajęcy, kuropatw i wszelkiej innej zwierzyny zaczęły występować najpierw choroby u pojedynczych sztuk, a potem nawet
01049
różne choroby zaraźliw e, które zw ierzostan dzie siątkow ały, doprow adzając zw ierzostan do zaniku.
I dlaczegóż tak się stało? Po dokładneni zbadaniu przekonano się, że ow e znienaw idzone drapieżniki w stosunku do zw ierzyny łow nej spełniają rolę sa- nitarjuszów , gdyż przez polow anie usuw ają sztuki słabe i chore i dzięki czem u w śród zw ierzyny łow nej panuje lepszy stan zdrow ia, który sprzyja po praw ie zw ierzostanu tak pod w zględem ilościo w ym , jak i jakościow ym . Praw o to w przyrodzie nazw ano rów now agą przyrody i od tego czasu pod ochronę w zięto nietylko sam ą zw ierzynę łow iecką, lecz także i drapieżników , — gdyż — jak w idać — w szystko w przyrodzie jest sprzęgnięte w jedną całość, w której każdy czynnik, każdy rodzaj zw ierząt m a do spełnienia sw oje zadanie i bez szkody dla całości człow iek nie m oże usuw ać, żad nej pozycji, bo takie jest fundam entalne praw o o rów now adze w przyrodzie. K rótko m ów iąc, le piej niech człow iek nie popraw na Stw órcy w urzą dzeniu św iata.
To sam o na w ielką skalę dzieje się w naszych sadach i lasach. N ajstraszniejszym w rogiem drzew leśnych i ow ocow ych są różne ow ady. Skuteczną w alkę z ow adam i w celu ochrony drzew nie łatw o jest prow adzić, bo to jest przeciw nik drobny i w m iljonow ych zastępach. D o w alki z nim trzeba zm obilizow ać rów nież m iljony tępicieli. D o tego najlepiej nada je się ptactw o ow adożercze jak np.:
sikorki, szczygły, słow iki, m ysikróliki a naw et kaw ki, w rony i cały szereg innych pożytecznych ptaków . Ptaki te są dla człow ieka bardzo pożytecz ne. W interesie w łasnym m usim y je w ięc ochra
niać, jeśli chcem y m ieć ładne lasy i sady oraz spo
żyw ać piękne i sm aczne ow oce. A żeby zaś nie być gołosłow nym i udow odnić tw ierdzenie pow yższe w ystarczy przypom nieć, że niski stan naszego sa
dow nictw a spow odow any jest przedew szystkiem tern, że zbyt rozplenione jest w drzew ach ow oco
w ych w naszych sadach w szelakie robactw o, które olbrzym ią ilość ow oców dosłow nie n isz cz y , a resztę plam i, brudzi i uszkadza, dzięki czem u dobrego i czystego ow ocu, który m oglibyśm y sprzedać za dobrą cenę, m am y niew iele. Skutek:
sprow adzanie do Polski całych pociągów jabłek z K anady, z drugiej półkuli i pom arańczy oraz ba
nanów z całego św iata, chociaż ziem ia polska jest m lekiem i m iodem płynąca. A co się tyczy lasów , to czyż trzeba lepszego dow odu jak konieczność w ycięcia całych połaci lasów w C zerw onym B orze pod kom żą, na Pom orzu, w szystkich lasów w około B erlina i t. d., tylko dlatego, że zniszczyła je ko- rów ka lub inny jakiś ow ad.
O chrona ptactw a ow adożerczego w interesie obrony roślin przed szkodłiw em i ow adam i i ich gąsienicam i nie jest jedynym sposobem tej w alki.
O pryskiw anie cieczam i ow adobójczem i jest także niezw ykle skutecznym środkiem . A le ono kosztuje w iele pracy i pieniędzy i dlatego m ożliw e jest w naszych w arunkach tylko w sadach, które ten koszt m ogą pokryć. W sadacli gospodarskich i w lasach trzeba do wTalki z ow adam i zaprzęgnąć m iljony darm ow ych pracow ników , które um ieją w leźć w każdą szparkę, skoczyć na każdy listek, na każdą gałązkę i w ybrać stąd ow ady dla siebie, dla sw oich piskląt, ratując tym sposobem i nasze dobro, nie biorąc za to od nas pieniędzy, o które dziś tak jest rolnikow i trudno. To też trzeba i opła
ci się zw abić każdem u do jego lasu lub sadu ptasz
ki tuk pożyteczne, w piaty gorliw e i nic w ym a
gające za nią zapłaty. Jak to się robi, opow iem y w artykule następnym .
M . Grudzień.
radfowy
O C ZY TA N IE G A ZET 1 C ZA SO PISM .
K siążka daje nam w iedzę — gazeta inform uje nas, jest ona czyn
nikiem , um ożliw iającym nam orjentację w życiu zbiorow em . G azeta jest cenną pom ocą w pracy sam okształceniow ej. G azetę trzeba czytać um iejętnie. P rzykładem nieum iejętnego czytania gazety i uw ażan ia jej słów za św iętość — z drugiej — przesadny sceptycyzm , stałe podejrzenie, że w szystkie gazety kłam ią. K onfrontow anie gazet rozw ija w nas kry
tycyzm , um ożliw ia w’yrobienie w łasnego poglądu. „O czytaniu gazet i cza
sopism " m ów ić będzie dr A leksander H ertz w odczycie z cyklu o sam o
kształceniu, który nadam y dnia 6. U . o godz. 17-tej.
PIER W SZ E B E ZPO ŚR E D N IE W IEŚC I Z PL A CU B O JU W G A R M ISC II PA R TE N K IRC H E N .
Począw szy od dnia t> lutego do 15 lutego w łącznie, P olskie R adjo na
daw ać będzie kablem bezpośrednio z terenem w alk ..Z im ow ej O lim piady"
w G arm isch P artenkirchen, krótkie 5 m inutow e reportaże inform ujące o całodziennym przebiegu bojów olim pijskich.
R eportaże te nadaw ane będą codziennie w godzinach od 22.50 do 22.55.
P obkie R adjo, nie ograniczając się do tych codziennych audycyj, rów nież, transm itow ać będzie zaw ody — specjalnie interesujące radiosłuchaczy polskich.
T erm iny tych trnnsm isyj podane będą w osobnych kom unikatach.
R E PO R T A Ż Z M U ZEUM E T N O G RA FIC Z N E G O .
P ojęcie m uzeum zw ykło się kojarzyć z czem ś szanow nem i do- stojnem , ale m artw em . W w yobraźni naszej pow stajc obraz w ielkich, m rocznych sal, szklanych szaf i gablot, przytłaczającej ilości ekspon atów . Są jednak m uzea żyw e, tętniące w łasnym , odrębnym rytm em . D o takich „żyw ych" m uzeów zaliczyć m ożem y M uzeum E tnograficzne w W ar
szaw ie. Z apozna nas z tem m uzeum „R eportaż z M uzeum E tnograficzne
go w W arszaw ie" w opracow aniu red. Józefa Spechta, który nadam y dnia 7. II. o godz. 17-tej.
H O D O W CY K O NT — U W A G A !
N iezw ykle interesujący tem at będzie podany przez P olskie R adjo w dniu S lutego (sobota) o godz. 12 m in. 15. M ianow icie p. Jan K azim ierz C hodow iecki m ów ić będzie o „O rganizacji hodow li koni".
W R O C Z N IC Ę PR ZY ŁĄ CZEN IA M O R ZA D O PO L SK I.
W dniu 10 lutego obchodzim y 16-tą rocznicę przyłączenia M orza do Polski. W ażnej tej rocznicy nie m ożem y pom inąć w audycjach dla P o
laków z zagranicy, to też sobotni w ieczór w dniu 8 lutego pośw ięcim y naszem u m orzu. N iechaj i nasi rodacy z zagranicy poznają bliżej w y
brzeże polskie i nasz port w G dyni, z którego cała Polska jest dum ną.
A udycję jak zw ykle, urozm aici odpow iednio dobrana m uzyka. A udycja rozpocznie się o godz. 21-ej.
R O ZSZER ZEN IE W IE L K IEG O K O N K U RSU R A D JO W EG O N A A B O N E N T A N R . 500.000.
O głoszony niedaw no dla abonentów radjow ych W ielki K onkurs z okazji bliskiej już rejestracji abonenta N r. 500.000 w yw ołał ogrom ne zainteresow anie w śród szerokich rzesz społeczeństw a. P ragnąc zadość
uczynić liczny m prośbom ze strony radiosłuchaczy o um ożliw ienie w zięcia w K onkursie udziału rów nież i naszym daw nym przyjaciołom , abonentom radjow ym — D yrekcja Polskiego R adja rozszerza ten konk urs na w szyst
kich bez w yjątku sw ych abon entów .
W obec tego — odpow iedź na pytanie: „Z gadnij, którego dnia będzie zarejestrow any kolejny abonent P olskiego R adja N r. 500.000", m ogą nadsyłać obecnie w szyscy radjo-abonenci, a nietylko, jak ogłaszano do
tychczas, zarejestrow ani po 28 grudnia 1955 r. P rzypom inam y, że: odpo
w iedzi pow inny być nadsyłane pod adresem : Polskie R adjo, W arszaw a.
M azow iecka 5, w kopercie, zaopatrzonej napisem : „K onkurs z okazji zgłoszenia abonenta N r. 500.000" i zaw ierać w inny: 1) przew idyw any dzień zgłoszenia abonenta N r. 500.000, 2) w łasne im ię i nazw isko uczestnika K on
kursu, 3) num er upow ażnienia radjow ego i datę zarejestrow ania odbiorni
ka, oraz urząd w zględnie agencję pocztow ą, które dokonały rejestracji.
Spis 100 cennych nagród, w śród których znajdują się in. in. liczne i w artościow e odbiorniki (superheterodyny i inne), m iesięczny i dw uty godniow y pobyt w uzdrow isku, sprzęt sportow y, aparat fotograficzny, narzędzia rolnicze, piękne w ydaw n ictw a, sprzęty gospod arstw a dom ow ego, opłata abon am entów radjow ych, pism codziennych i w iele innych przed
m iotów — ogłoszony został plakatam i i w prasie. N iezależnie od nagród konkursow ych, abonenci od N r. 499.996 do N r. 499.999 i 500.001 do N r.
500.004, otrzym ają cenne upom inki.
w Toruniu