• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1969, nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1969, nr 11"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRKĘ PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1920 Warszawa,

Nr 11., listopad 1900 r.

o POŻYTECZNEJ KSIĄŻCE DOBRY PASTERZ

ŚWIATŁO NIEBA

WYDAWNICTWA KOŚCIELNE WSPOMNIENIA Z KURSÓW MŁODZIEŻOWYCH

MIKOŁAJ REJ

SZESĆDZIESIĘCIOLECIE ZBORU W TR ZAMÓWIĆ ACH

ZŁY KOLEGA

LISTY, WSPOMNIENIA...

KRONIKA

M ie się c z n ik „ C h r z e ś c ija n in ” w y s y ła n y j e s t b e z p ła tn ie ; w y d a w a n ie c z a s o p ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie o fia rn o ś ć C z y te l­

n ik ó w . W s z e lk ie o f ia ry n a c z a so p ism o w k r a j u , p r o s im y k ie ro w a ć n a k o n to : Z je d n o c z o n y K o śc ió ł E w a n g e lic z n y : P K O W a rsz a w a , N r 1-14-147.252, z a z n a c z a ją c c e l w p ła ty n a o d w ro c ie b la n k ie tu . O fia ­ r y w p ła c a n e z a g r a n ic ą n a le ż y k i e r o ­ w ać p rz e z o d d z ia ły z a g ra n ic z n e B a n k u P o ls k a K a sa O p ie k i, n a a d r e s P r e z y ­ d iu m R a d y Z je d n o c z o n e g o K o śc io ła E w a n g e lic z n e g o w W a rsz a w ie , u l. Z a - g ó rn a 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego.

Redaguje Kolegium w następującym składzie: Józef Mrózek (red. nacz.), M ieczysław K w iecień (sekr.), Zdzi­

sław A. Repsz, Edward Czajko, Jan Tołwiński. Adres Redakcji i Adm i­

nistracji: Warszawa, ul. Zagórna 10.

Telefon: 29-52-61 (wewn. 9). M ate­

riałów nie zamówionych nie zwra­

ca się.

RSW „ P ra s a ”, W arszaw a, S m olna 10/12. Nafeł. 4800 egz. Obj. 3,5 ark.

Ziam. 1694. P-29.

2

O POŻYTECZNEJ KSIĄŻCE

W najbliższym czasie nasza Społeczność kościelna otrzym a now ą książkę noszącą ty tu ł „D u c h o w e p r z e b u d z e n i e”. K siążka ta składa się z trzech części: au torem pierw szej jest C h a r l e s G. F i n n e y , k tórzy obok D. L. Mo ody'ego i R. A. T o rre y ’a n a ­ leży do klasyków piszących na tem a t przebudzenia duchowego.

C harles F in n ey ( | 16 IV 1876 r.) b y ł n ie ty lk o teo re ty k ie m w iel­

kiego ru ch u przebudzeniow ego, k tó ry sw ym i korzeniam i sięga głę­

boko w historię Kościoła, lecz rów nież w y b itn y m prak ty k iem — kaznodzieją Słow a Bożego. W ty m dziele (ang.: R evivals of Religion), od którego pochodzi ty tu ł naszego w ydaw nictw a — po p rzed staw ieniu życiorysu Finmey’a przez tłum acza całego dzieła Jó zefa P ro w era (n.b. J ó z e f P r o w e r jest tłu m a ­ czem p ra w ie w szystkich (!) książek w yd any ch przez Zjedno­

czony Kościół Ew angeliczny) — C zytelnik o trzy m u je tek st od­

czytów Ch. F in n e y ’a n a tem a t isto ty przebudzenia duchow ego (ang.: revivalism ), m odlitw y (m odlitw a mocy, m odlitw a w iary, duch m odlitw y), pełności D ucha oraz sposobu głoszenia Ew ange­

lii. W dwóch ostatnich rozdziałach sw ojej pracy, k tó ra w naszym w y d an iu liczy 262 strony, F inney zam ieszcza w skazów ki dla n o ­ wo naw róconych oraz w ypow iada się n a tem at w zrastania w łasce.

A utorem drugiej części książki „D uchow e przebudzenie” jest P..

T h o m s o n , k tó ry przedstaw ia w bardzo in te resu jąc y sposób (str.

263 do 368) działalność H u d s o n a T a y l o r a — w ielkiego m i­

sjonarza Chin. O to k ró tk a m igaw ka z działalności H udsona n a te re ­ nie Chin, fra g m en t jego rozm ow y z pew nym człowiekiem, k tó ry został w yznaw cą Jezu sa C hrystusa:

„ J a k długo m ieliście D obre W ieści (Ewangelię — przyp. rec.) w w aszym czcigodnym k raju , w A nglii?” zapytał pew nego dnia H ud­

sona. M łody m isjonarz zaw ahał się n a chw ilę z udzieleniem od­

powiedzi... Ten szlachetnego rodu Chińczyk, k tó ry tak radośnie i z tak ą gotowością p rzy ją ł pełne miłości zaproszenie ze stro n y Boga żyw ego — bardzo pragnął, aby i inni usłyszeli o tej kosztow ­ nej wieści!

„Ju ż od kilk u set la t” , pow iedział w reszcie H udson, czując, że był:

to okres bardzo długi.

„ K i l k a s e t l a t ! ” w y k rzy kn ął Nee ze zdum ieniem . „Czyż to jest możliwe, że w w aszym czcigodnym k ra ju J e z u s b y ł z n a ­ n y o d t a k d a w n a , a w y d o p i e r o t e r a z przyjechaliś­

cie nam o Nim opow iedzieć?”

P rzed oczym a jego serca stan ęła w ty m m om encie ukochana po­

stać męża, którego bardzo m iłował, k tó ry z w ielką uw agą czytał klasyków , gorliw ie uczęszczał do św iątyń, aby padać n a tw a rz przed m ilczącymi, nie dającym i żadnej odpowiedzi bałw anam i, męża, k tó ry długo p rzesiadyw ał w cichym zam yśleniu i m odlit­

wie, starającego się p rzeniknąć tajem nice życia i śmierci.... Na tw a ­ rzy p an a Nee m alow ał się głęboki sm utek.

„Mój ojciec szukał p raw d y przez przeszło dw adzieścia la t”, po­

w iedział w reszcie powoli. U m arł, nie znalazw szy jej. Ach, d l a ­ c z e g o p r z y j e c h a l i ś c i e d o n a s t a k p ó ź n o?”

R ecenzow ana książka jest już w yd ru k o w an a i zn ajd uje się w opra­

wie. N iebaw em więc dostanie się ju ż do rą k Czytelników. W ydaw­

cy książki zaznaczają zaś na w stępie, iż le k tu ra odczytów F in - n e y ’a — „jednego z najb ard ziej błogosław ionych «fachowców»” w dziedzinie duchow ego p rzebudzenia oraz dziejów i czynów męża pełnego ducha miłości i pośw ięcenia — H udsona T aylora — bę­

dącego dla nas w zorem postępow ania — pow inna pomóc nam w szystkim w upodobnieniu się do P an a Kościoła, Jezusa C hrys­

tusa.

P.S. K siążka może być pożytecznym i m iłym upom inkiem dla bli­

skich lu b przyjaciół oraz in teresu jącą lek tu rą na długie wieczory, zwłaszcza, jesienne i zimowe. Część trzecia książki nosi ty tu ł:

„Czekoladowy żołnierz”, a jej autorem jest C. T. Studd.

o. m.

(3)

Dobry pasterz

J

ezus C hrystus, Zbaw iciel nasz i P an pow ie­

dział kiedyś tak : „W szystko, co Mi daje Ojciec, do M nie przyjdzie a tego, co do M nie przyjdzie, nie w yrzucę precz”, i za chw ilę dodał jeszcze: „Ż aden do M nie przyjść nie może, jeżeli go Ojciec Mój nie pociągnie a J a go w zbudzę w ostateczny dzień” . Te słowa P ańskie zapisał św.

J a n Apostoł (w rozdziale 6, w ierszach 37 i 44).

W szyscy ludzie są grzesznikam i, ale nie m a człowieka, k tó ry nie m iałby takiej chwili w ży­

ciu, w której grzech tak m u ciąży, że przycho­

dzi do serca w ielkie prag n ien ie odpoczynku, po­

koju w ew nętrznego i jednocześnie m yśl o Bogu.

Taka sy tu acja bardzo często m a m iejsce, a jed ­ nocześnie bardzo rzadko człowiek zdaje sobie spraw ę, że jest to działanie D ucha Świętego.

Jakże często serce nie poddaje się tem u działa­

niu Bożemu i w dw ojaki sposób lekcew aży od­

zyw ający się głos sum ienia: bądź przez proste stw ierdzenie, że to w praw dzie piękne, ale nie życiowe, bo n ie jest m ożliw e przyzw oicie, cno­

tliw ie żyć i po chrześcijańsku postępow ać, bądź też przez rów nie proste odkładanie n a później próby pow ażnego w yciągnięcia jakiegoś w nio­

sku z ty ch swoich m yśli i przeżyć. I jednio i d ru ­ gie jest nieszczęściem człowieka, pochodzi bo­

wiem od ducha ciem ności przeszkadzającego człowiekowi w osiągnięciu prawdziwego- szczę­

ścia, płynącego z obcow ania z Bogiem.

B yw a jednak, że człowiek podda się działa­

niu łaski Bożej i postanow i ze swoimi tru d n o ­ ściami, niepokojam i i w y rzu tam i sum ienia przyjść do Boga. O, jakże to dobre postanow ie­

nie, a jeszcze bardziej dobre, gdy b yw a w y ­ konane bez zwłoki. P an Jezus pow iedział bo­

w iem ta k prosto: „Pójdźcie do M nie wszyscy, którzyście spracow ani i obciążeni, a J a w am spraw ę odpocznienie”. A to m ówi te n P a n J e ­ zus, k tó ry też obiecał, że „tego k tó ry do M nie przyjdzie, nie odrzucę precz” .

Ale przyjść trzeba, i to do samego Jezusa.

A do Niego tak i łatw y przystęp m a k a ż d y człowiek. Bo P an Jezus przyszedł dla k a ż d e - g o człowieka. K a ż d e g o grzechy z osobna wziął n a Siebie i za k a ż d e g o Sam poniósł karę. Tam, na Golgocie. Na K rzyżu.

K ażdy człowiek, k tó ry Go p o trzeb u je — m a do Niego przystęp. W każdej sytuacji, o każdej porze dnia lub nocy. Póki żyjesz — możesz przystąpić do P an a łaski, zbaw ienia i życia wiecznego.

A więc i dzisiaj, jeśli ktokolw iek z W as — drodzy C zytelnicy — odczuje potrzebę obcowa­

nia ze Zbawicielem , jeśli m a prośbę, pytanie, p ragnie zbaw ienia i pokoju z Bogiem, niech przyjdzie do Niego i powie Mu w m odlitw ie wszystko, co m a w sercu swoim.

W nocy przyszedł kiedyś do M istrza pew ien w ierzący, bo czuł, że pom im o swej pobożności

i ziiajomości Słow a Bożego — nie m a żywota wiecznego. P rz y ją ł go P an w nocy i powiedział mu. to, co przyprow adziło tego człowieka do zba­

w ienia. Bo p rzy ją ł Słow a Pana. Ten człowiek nazyw ał się Nikodem. O tym w ydarzeniu czyta­

m y w Ew angelii św. J a n a w rozdziale trzecim.

W pełn ym św ietle dnia, do domu, w którym przyjm ow ano P a n a Jezu sa posiłkiem — p rzy ­ szła grzeszna niew iasta. I bez słowa naw et, ale całym sw ym zachow aniem powiedziała, że przy­

szła do Pana, jako do jedynego, ostatecznego ra ­ tu n k u przed straszną ro zterk ą duchową, niepo­

kojem sum ienia, i obaw ą p otępienia w iekuiste­

go. Nie odrzucił jej św ięty i czysty Jezus, choć to była niew iasta wszeteczna. D arow ał jej w i­

ny, w prow adził pokój do jej ser-ea, i w pokoju pozwolił odejść. Nie znam y jej im ienia, ale zna­

m y jej przeżycie. Opisał je św. Łukasz w roz­

dziale siódmym.

W pełnym też blasku dnia, wobec zebra­

nych tłum ów , zabójca, straszn y więc przestęp­

ca — w ostatnich godzinach swego życia zwró­

cił się do P a n a Jezu sa wiszącego obok n a krzyżu z prośbą o zbaw ienie go. „P an ie” — rzekł pro­

sto — „pom nij na m nie, gdy przyjdziesz do K ró­

lestw a Sw ego”. I popatrz C zytelniku — na tę prostą, zw ykłą m odlitw ę, odpow iada Zbawiciel w tejże chw ili: „Z apraw dę pow iadam ci, że dziś jeszcze będziesz ze M ną w R aju ” . Im ienia prze­

stępcy nie znam y. Ale znam y objaw ioną łaskę i miłość Bożą na Golgocie dla każdego, kto za­

woła o ratu n ek . Zapisał nam to św. Łukasz w rozdziale 23.

Wiele, w iele innych przeżyć ludzi grzeszą­

cych, bolejących i zasm uconych, którzy przyszli po ratu n e k do P an a Jezusa, m am y zapisane na k artach Ew angelii i Dziejów Apostolskich. W ie- leśm y takich w y darzeń w idzieli my, którzy też jako zgubieni grzesznicy szukaliśm y ratu n k u u Zbaw iciela naszego, i znaleźliśm y go! Niech będzie chw alone i w ielbione Im ię Jezusa C hry­

stusa, P a n a naszego!

P opatrzm y n a pew nę chwilę opisaną przez św. Łukasza: „I przybliżali się do Niego w szys­

cy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchali. I szem­

rali Faryzeuszow ie i nauczeni w Piśm ie m ó­

w iąc: „Ten grzeszników p rzy jm u je i je z nimi.

I pow iedział im to podobieństw o m ówiąc: K tó ­ ryż z was, gdyby m iał sto owiec a straciłby je d ­ ną z nich, izali nie zostaw ia onych dziewięćdzie­

sięciu i dziew ięciu na puszczy, a nie idzie za oną, k tó ra zginęła, ażby ją znalazł? A znalazł­

szy kładzie ją n a ram iona swoje, radu jąc się, A przyszedłszy do dom u zw ołuje przyjaciół i .są­

siadów m ówiąc im: R adujcie się ze mną, bom znalazł owcę, k tó ra była zginęła. Pow iadam wam, że taka będzie radość w niebie nad jed ­ nym grzesznikiem , k tó ry się upam ięta, więcej niż nad dziew ięćdziesiąt i dziewięciu spraw iedli­

wymi, którzy nie potrzebu ją upam iętan ia” . 3

(4)

Czytelniku! U słyszałeś głos P an a Jezusa?

Dowiedziałeś się o Jego w ielkiej, bezgranicznej miłości do człow ieka upadełgo i zgubionego.

P opatrz: nie rozum ieli P an a Jezu sa ówcześni duchow ni, gorliw i i pobożni ludzie, nie rozum ieli i ci grzesznicy, k tórzy do Niego p rzyjść n i e c h c i e l i . Ale ci, którzy się źle m ieli w sw ym dotychczasow ym życiu grzesznym a n aw et p rze­

stępczym , ci w łaśnie posłyszeli i zrozum ieli sło­

w a P a n a Jezu sa: „Pójdźcie do M nie wszyscy spracow ani i obciążeni, a J a w am sp raw ię od- pocznienie” . A gdy przychodzili do P a n a i w y ­ znaw ali szczerze Mu swe upadki, grzechy i bo­

leści — P a n p rzyjm ow ał ich, w ysłuchiw ał le­

czył, a co najw ażniejsze — prag n ącym zbaw ię-

Ś w i a t ł o ni eba

W

śró d osób, k tó re Bilblia w y m ien ia w zw iąz­

k u z n aro d zen iem się P a n a Jezusa, z n a j­

d u je m y (także m ędrców , k tó rz y p rz y b y li ze W schodu, aby złożyć h o łd d z ie c ią tk u Jezus.

0 itym, że to w łaśn ie m iało się w ydarzyć, w ie ­ dzieli z o d k ry cia now ej gw iazdy, k tó ra też pro w ad ziła ich. W iem y, że m ęd rc y W schodu b ard zo w iele zajm ow ali się o b serw acją n ieb a 1 u p raw ia li n au k ę, zw aną astrologią. P rz e b y ­ w ali o n i szczególnie w B ab ilo n ie ;i sąsiad uj ą- cydh k ra ja c h , w łaśnie tam , d o k ąd zostali za­

p ro w adzen i Ż ydzi na czas niew oli i gdzie żyło kilk u ich w ielkich proroków ja k Ezechiel, D a­

niel i inni. Z apew ne Żydzi ci w czasie swej niew oli zw iastow ali w sw oim otoczeniu posel­

stw o o Tym, którego oczekiw ali i k tó ry n a po dstaw ie o b ietn ic Bożych p rzy jść m iał, a m ianow icie o< M e s j a s z u.

To poselstw o pozostało- u lud zi W schodu.

P rzy p o m in ali je sobie, m ów ili o n im , a n ie­

k tó rz y zapew ne napełniieni byli tę sk o n tą i m ó­

wili: (O, gdybyż ten Mesjasz., o k tó ry m sły- liśm y, p rzy szed ł nareszcie! W spom niani więc m ęd rcy m ieli zw yczaj p ilnie obserw ow ać gw iazdy, alby w nich odczytać losy człow ieka.

I s ta ło się, że Bóg znalazł ic h w łaśnie ma tej drodze, na której jedynie mógł ich spotkać.

Mówił więc do nich p rze z 1 gw iazdę, skoro in ­ n ym .sposobem nie m ogli Go usłyszeć, w sw ej łasce dał im ujrzeć gwiazdę, k tó ra w zbudziła ich z a in tere so w a n ie a n astęp n ie w sk a z a ła im drogę, która, zaw iodła ich do B etlejem , aby m ogli złożyć swój h o łd dzieciątk u Jezus.

G w iazdy w e w szystkich czasach przy n osiły poselstw o św ięty m ludziom . G dy A b raham k iedy ko lw iek podnosił oczy sw e k u gw iazdom , p rzy po m n iał sobie o o b ietn icy Bożej, że n asie­

nie jego ta k liczne będzie, ja k g w iazdy na niebie.

Dawid, mówi: „G dy się p rz y p a tru ję n ie­

biosom Twoim,, dziełu palców Twoich, m ie­

siącowi i gw iazdom , k tó reś w y stw ił, ted y m ó-

nia i pokoju Bożego — daw ał dożyć zbawienia!

Może myślisz, żeś zbyt grzeszny, aby P an cię przyjął, bo ta k i Ty, i inni ludzie sądzą. Nie­

praw da, nie w ierz ludziom, ale słuchaj słów P a n a Jezu sa i uw ierz Mu. P rzy jdź do Niego tak, jak jesteś, i poproś Go o zbaw ienie i pokój Boży. Poproś — a otrzym asz! Poproś dziś — a dziś możesz być szczęśliwym człowiekiem na wieki. I Ty dziś możesz stać się tą owcą zgu­

bioną, k tó ra pozw oliła P a n u Jezusow i uratow ać siebie. Pozwól aby D obry P asterz dziś w prow a­

dził Cię do Swej ow czarni na wieki.

brat Zdzisław

wię: Cóż je s t człow iek, iż n a ń pam iętasz? albo syn człow ieczy, iż go naw iedzasz?” (Ps. 8, 4.5).

M y w szyscy staliśm y zapew ne niejed n o k ro ­ tnie, zarów no’ jako dzieci a później jak o s ta r ­ si, i p a trz y liśm y w g órę w n iez m ie rn ą d a l i b yliśm y wówczas urzeczeni pięknością, i w iel­

kością stw o rzen ia Bożego. Bóg m ów i n a p ra w ­ d ę przez, gw iazdy do nas. P rzynoszą one nam poselstw o Boże o- m ocy i m ajestacie. U Iza ja ­ sza (40,26) czytam y: „P odnieście k u górze oczy wasz.e a obaczcie! Kfc> to stw orzył? K to w yw iódł w poczcie w ojsko1 ich ?”. Ten w łaśnie w idok d o b rze je s t sobie stale przypom inać, gdy z naszym i p ro śb am i i troskam i, idziem y w m odlitw ie d o Boga. Jesteśm y bowiem, p o ­ chopni 'do ograniczania, n iejako P a n a Boga w Jego m ożliw ościach. K ie d y w idzim y, n a p rzy ­ kład , że gorączka spad a, w te d y w ierzym y, że Bóg m oże n a m pomóc. Albo k ied y w idzim y, że choroba lu b b ieda, w k tó re j się m odlim y, n ie je s t z ro d zaju niebezpiecznych, to w ów ­ czas też m yślim y, ż e pomoc Boża leży w za­

sięgu możliwości, i że tera z m oże nastąp ić po­

praw a. Ale k ied y w szystko w ygląda bezna­

dziejnie, w iara nasza sp a d a poniżej p u n ktu zerow ego i w ów czas m yślim y, że w sz e lk a n a ­ d zie ja zginęła,.

A le Bóg, k tó reg o m y m am y n ie je st tak i, aby Jego m oc o d czegokolw iek zależała. Nie, albow iem z niczego stw o rzy ł Bóg św iaty . List do H eb rajczy ków m ów i, że „w iarą ro zum ie­

m y, że św iat je s t sp ra w io n y słow em Bożym, ta k iż rzeczy, k tó re w idzim y n ie sta ły się z rzeczy w idzialnych, ale z niczego”. Niczego nie było, ale Bóg pow iedział słow o i s ta ły się św iaty! Bóg może w naszej najczarniejszej ciem ności pow iedzieć Sw oje: N iech będzie św iatłość! I sta n ie się św iatło. On może dziś jeszcze stw arzać. On może jeszcze dziś cuda działać. Mówi słowo Boże ,,... w yw iódł w poczcie w ojsko ich, a to w szystko z im ienia przyzyw a, według, w ielkości siły i w ielkiej m ocy tak , że ani j e d n o z nich n ie zginie”.

T ak im je st On, te n Bóg, z k tó ry m m am y do czynienia, k ied y się m odlim y.

4

(5)

O ty m d o b rze w iedział pierw szy Zbór chrześcijan. K ied y b y li w b iedzie i trosce, być m oże w tedy, k ie d y ich p rzew od n icy byli w w ięzieniu, w o łali w ów czas jed n o m y śln ie do Boga a zaczynali p rz y ty m zawsze od n a stę ­ p u jących isłów: „Panie! T yś jest Bóg, k tó ry ś uczynił niebo i ziem ię, i m orze, i w szystko, co w nich je s t” .

Zw róćm y uwagę, iże z ty m zaczynali sw oją m odlitw ę. Przez to uśw iad am iali sobie w za­

jem n i e, k to je s t Ten, >cto k tó re g o się m odlili.

A do kogo m odlim y się m y? Czyż m e jest to ten sam Bóg? Tak, m y m o d lim y się do P a n a w szystkiego świata,!

Z apew n e je s t w iele ludzi, k tó rz y w raz z liam i są zgodni w ty m , że w ielkość dzieła stw orzenia, św iadczy o w ielkim S tw orzycielu, a le ty m różnią się od nas, że m ów ią, że nie m a w ty m dziele stw o rz e n ia niczego, co by n a m osobiście w ychodziło n a korzyść, gdyz w praw dzie stw o rzy ł Bóg kied y ś te n w szecn- św iat, 'lecz p o tem u su n ą ł się n a jak ieś m iejsce w jego śro d k u , sk ą d b y ć m oże o b se rw u je bieg w szystkich rzeczy, lecz, nigdy n ie in te rw e n iu ­

je. Wszystko- bo w iem w n a tu r z e niejako* a u to ­ m aty czn ie się dzieje, podobnie też, i m y m u ­ sim y w szystko czynić. J e s t w ięc zuchw alstw em tw ierdzić, że Ten k tó ry stw orzy ł g w iazd y i system słoneczny, będzie się też zajm ow ał p o ­ szczególnym m ały m człow iekiem . T ak p rz y ­ n ajm n iej się m yśli.

Lecz w łaśn ie czyni to1 Bóg i to przem ó­

w iło ta k do D aw ida, że kiedy w idział niebo, księżyc, gw iazdy w ted y m u siał w y ­ krzy k n ąć: „Cóż, je s t 'człowiek?” 1 tak, w łaśnie trz e b a się pytać. Ziemia, je s t tyliko' ziarnk iem piask u w n iezm iern y ch p rzestw o rzach w szech­

św iata; jest jed n y m z m ały ch c ia ł n iebieskich.

1 n a te j paszej „ m a łe j” ziem i ży ją ludzie, ja k m ałe robaczki. O becnie je s t ich około trz e ch m iliardów . A g d y się pom yśli, że w ciągu ty ­ siącleci przychodziło po k o len ie za pokoleniem , to- aż w głow ie się m ąci, g d y o ty m m y ślim y i p y tam y ze zdziwieniem,: C zy p a m ię ta Bóg napraw dę o m ałej istocie ludzkiej ? Czy pam ię­

ta On rzeczyw iście o każdym poszczególnym człowieku? O tobie, o m nie?

Jak k o lw iek b y śm y o ty m m y śleli i ja k by to pozornie zu chw ale w yglądało, to jed n a k ta k w łaśn ie n a u cza nas Biblia. Ona, uczy nas, że Bóg w cały m sw oim m a je sta c ie ma. jed n a k serce d la każdego poszczególnego człow ieka.

O n m a se rc e dla, ciebie osobiście jak k o lw iek by łb y ś m aleń sk im św iatem sam d la siebie. ja k by poza tob ą już nic nie istniało. Bóg troszczy się o każdego człowieka, o sam otnego, o opu­

szczonego. Ż y jem y w czasie, w k tó ry m czło­

w iek jak o osoba n iew iele znaczy. J e st on czę­

sto ty lk o n u m ere m w śród w ielu innych. (W H olandii n a p rz y k ła d i NRF m a się zap row a­

dzić num erację obyw ateli — prz;yp. tłum,.) N ajcudow niejsze k a z an ia w B iblii nie by ły w ygłoszone do' w ielkich tłum ów , lecz do poszczególnych ludzi. To Słowo, k tó re n azy ­ w ane też b y w a „m ałą B ib lią ”, stało się n ie ­

śm ierteln e, gdyż p odobnie ja k ziarno n asie­

nia zawiera, w sobie ca ły no w y żyw ot, ta k i to Słowo zam yka w sobie całą Ew angelię, i sa­

mo w sobie mogło b y w y starczyć całkow icie, aby człow iekow i p rzy n ieść zbaw ienie. To Słowo brzm i: „A lbow iem ta k Bóg um iłow ał św iat, że S yna Sw ego jed n o rodzonego dał, aby każd y k to W eń w ierzy, n ie zginął ale m iał ży­

w ot w ieczny.” (Ja n 3,16). C zy wiesz, k ie d y to Słowo po raz, p ierw sz y zostało w ypow iedzia­

ne? W łaśnie w sam otnej, cichej, nocnej roz­

mowie j e d n e g o człow ieka z Jezusem . O d ­ biorcą tego- Słowa, b y ł sa m o tn y poszukiw acz zbaw ienia — N ikodem .

Jezu s m iał czas dla poszczególnych osób i dla, ich n ajw ażn iejszy ch po trzeb. O bojętnie, czy było to o- północy, czy w skw arze południa

— Jezus w ysłuchiw ał każdego, k to przyszedł do Niego. P og ardzana n iew ia sta o trzym ała od Niego, tam u s tu d n i Jak u b o w ej, w "skwarne południe, cudow ne słowo o „żywej w odzie”, k tó ra gasi p ra g n ie n ie d u ch a i s ta je się „źró­

dłem ku żyw otow i w ieczornem u” . A by te j ko­

biecie dać „żyw ej w o d y ”, zanied bał Jezus m yśli o Sw ym w łasn ym znużeniu, i p rag n ie ­ niu. Je śli będziem y b adać należycie, to zoba­

czym y ja k w iele miejsca, udziela Nowy T esta- bądź w części, m ówi naw róceniu p o jed yn ­ czych ludzi, W D ziejach A postolskich m am y trz y rozdziały, z, k tó ry ch każdy, bądź cały bądź w części, mówi O' naw róceniu po jedy n­

czej osoby: ósm y rozdział — mówi o kom orni­

k u k rólow ej Etiopii, d z ie w ią ty — O' Saulu z Tarsu, dziesiąty — o K orneliuszu. Trzy roz­

działy — trzech ludzi.

Tak, mój m iły p rzy ja cie lu , Bóg m oże po­

ruszyć niebem i ziem ią, alby zbawić je d n ą je ­ d y n ą duszę, K iedy jesteśm y w biedzie, tro s­

k a c h i stra c h u , i składam y wówczas ręce w m odlitw ie do Boga, to jest tak a jed na p a ra oczu ojcow skich, która, nas widzi.

N igdy n ie zapom ną o pow iadania pewnego norw eskiego' b ra ta , k tó ry g d y tylk o m ia ł w ol­

ny czas, głosił Ew angelię. W dzień zaś p ra ­ cował na chleb, zarab iając ręk a m i sw ym i.

Pew nego w ieczoru m ia ł jechać daleko- do p ew ­ nej m iejscow ości nad fiordem , aby tam u słu ­ żyć Słowem Bożym, w zgrom adzeniu. P op ły­

nął tam łódką m otorow ą, poniew aż ta k było szybciej. A le k ied y b y ł już n a m niej więcej połowie drogi ido celu, silnik n a g le przestał pracow ać. T en b r a t d o brze znał się na m oto ­ rach, ale ty m razem n ie m ógł w żaden spo­

sób w y k ry ć przyczyny, k tó ra spraw iła, że mo­

to r p rz e s ta ł działać. B enzy ny było dość, lecz silnik nie chciał pracow ać. P łyn ąć do celu przy pom ocy w ioseł było niem ożliw e, gdyż droga b y ła zbyt długa. Do dom u też już było daleko. Pozostało' jed y n e tylko w yjście: po- wiosłow ać do ląd u i pójść do najbliższego ja ­ kiegoś domUi. B yło ciem no i ty lk o w jednym domu, jak w idział, paliło się św iatło w oknie.

G dy dobił do b rzeg u a następ n ie podszedł do ośw ietlonego o kna i za jrza ł do w nętrza, zo­

baczył k o b ietę leżącą w łóżku, a obok łóżka 5

(6)

klęczącą dziewczyfcnę m a ją c ą około- dziesięciu la t i m od lącą się w igłos: „...Boże, poślij kogoś do m am usi zanim um rze...!”

P om yśl sobie, m ała d ziew czyn k a na k o la ­ n ach m odli się w w ielkiej p o trzeb ie o w y b a­

w ien ie d la jej u m ierającej m atk i. I Bóg w y ­ słu ch u je jej m odlitw ę! T en Bóg z atrzy m u je m otor łodzi kaznodziei, i p rzy p ro w ad za go na pomoc. D ziew czynka t a b y ła jed y n ą zbaw ioną duszą w ty m dom u, a była, też przy ty m zu­

pełnie sama, przy u m ie rają ce j m atce, k tó ra nagle zachorow ała. Czyż jej m a tk a m ia ła ta k um rzeć n ie dożyw szy p o k o ju zbaw ienia? N i e, Bó|g m ia ł jednego ,ze S w ych -sług p o d ręką.

Ten sługa m ógł uisłużyć chorej. I ta k dożyła o-na zbaw ien ia z łask i Bożej. K a z n a d z ie ja m ógł i m u sia ł ta m przenocow ać. A kiedy n a stę p n e ­ go ranka, zszedł do swej łodzi, aby p op rób o­

w ać uruchom ić siln ik, te n p rz y pierw szej p ró ­ b ie zaraz z a te rk o ta ł itak, że k azn o d zieja bez przeszkód móglł puścić się w drogę. [Czy wiesz, że Bóg obiecał: „N adto s ta n ie isię, że p ierw e j niż zaiwołąją, J a się o-zwę; jeszcze m ów ić b ę ­ dą a J a w y słu c h am ” (Izaj. 65,24). T u spełniło się to słowo — p rzy p , tłum .].

Tak, m am y cudow nego Boga. O n słyszał dziecko m odlące się na kolanach. On widzi każdego człow ieka. On chce i cieb ie spotkać, kim kolw iek jesteś. Zna Om tw ój ad res d o k ład ­ nie. „W iem, [gdzie m ieszkasz” — jest n a p isa n e w jed n y m m iejscu Biblii.

„Przecz,-że te d y pow iadasz Jak u b ie! P rzecz­

że ta k m ówisz Izraelu : s k ry ta je s t d ro g a m oja przed P anem , a spraw a, m o ja p rz e d Boga, m e­

go- n ie przychodzi?” (Izaj. 40,27). T a k nie jest, lecz. On, k tó ry policzonym gw iazdom k aże le­

cieć po- iniebie i wiszystkie je im ieniem ich n a ­ zywa, zna też i liczbę włosów ma w szystkich naszych głow ach. On zna cieb ie z im ienia i -chce ciebie sp o tk ać ze S w oją łaską.

Z nasienia, Abrahamow-ego m ia ł p rzy jść Ten, k tó ry m ia ł być b łogosław ieństw em d la całego św iata. L a ta p rzem ijały , a A braham ow i nie ro-dził isię s,ym, i A b rah am zaczął m iedowierzać.

W ted y Bóg -mówił zmów do niego-. Czytam y:

„...i W ywiódł go- ma d w ó r i rzek ł: Spo jrzyj t e ­ raz k u .niebu a, zlicz gw iazdy; będziiesz-li je mógł zliczyć? I rzekł m u: T ak będ zie nasien ie tw o je ”.

„Spojrzyj k u n ieb u!” — to słow o sk ie ro ­ w an e jest: i ,do ciebie, k tó ry w łaśnie b y ć m oże dzisiaj p a trz y sz ma siebie i sw oje możliwości, i dlatego- s-tajesz się s m u tn y i o g a rn ia cię znie­

chęcenie. Mój m iły p rzy ja cie lu , w y jd ź z siebie samego- i s k ie ru j s w e sp o jrzen ie w g ó rę — a zobaczysz g;wiazdy; w szy stk ie one św iadczą o tym , że ob ietn ice Boże istn ie ją napraw dę. Bo­

żych o b ietn ic jest tyle, co- gw iazd ma. niebie.

M ówi to n am , że n ie m-a, ani jed n ej tak ie j sy­

tu ac ji w życiu, ciem nej i ciężkiej, dla której nie było- b y tak ż e jak ie jś jedn ej obietnicy, jednej gwia-zdy, k tó ra b y -ci zaśw ieciła. Ja k w iele s y tu a c ji — ta k też i w ie le gw iazd.

G w iazd n ie -widzimy w dzień, ale kie-djr nad e jd z ie noc, gw iazdy p ro m ie n ie ją w y ra z i­

ście. K ied y w lata ch w ojny b y łem powołamy do- słu żb y w ojskow ej, p rze b y w aliśm y nied ale­

ko m iasta. G. P ew nego zim owego popołudnia udałem się 'do m iasta a zm ierzch tym czasem zapadł. W sam y m m ieście było widmo dzięki ośw ietleniu ulic, dlatego- też mie zw racałem uw agi, ani nie -dostrzegłem gw iazd na niebie.

L edw ie ja k a ś pojedyncza, m ogła być d o strz e ­ żona. Le-cz w polu, w ciem nym lesi-e, gdzie znajdow ał się nasz obóz, gdy się spojrzało na niebo, m ożna było ujrzeć, że całe jest błysz­

czące od gw iazd.

S p o ty k am y ciem ność na n aszej drodze, a b y ś­

m y m ogli ujrzeć gw iazdy. N igdy n ie zobaczy­

libyśm y obietnic Bożych, g d y b y mie sp otkała nas bieda. W łaśnie w biedzie zm uszeni jeste ś­

m y (podmieść .nasze sp o jrzenie w górę, a. gdy to- uczynim y, w idzim y, że św iecą n a m gw iaz­

dy obietnic Bożych. W chw ilach najw iększej boleści i b ied y naro dziła się p ieśń, k tó rą tak chętnie ii często śpiew am y:

Bóg obietnice S w e spełni.

W ieczne i p ew n e są.

Je zu s p o tw ierd ził je w pełni, Św iętą, n ie w in n ą krw ią...

B yły to chw ile, g d y w -domu b ra ta Lew i P e th ru s a ro z trz y g a ła się spraw a życia lub śm ierci. Lecz, w (biedzie tej sz u k ał Boga, i w te ­ d y n ap isał tę pieśń, a w niej i tak ie słow a:

W ierz i ja k A braham ,

Szczerze w niebo w zrok podnieś swój, Rośmi-esz w .nadziei i w ierze,

K iedy gw iazd liczysz rój.

O dw róć sp o jrz e n ie od siebie i od w szyst­

kich sw oich trosk, a będziesz zdum iony m nó­

stw em gw iazd Bożych -obietnic.

Allan Tornberg tłu m . G. Ja sio k

(„ D e r Ł e u c h t e r ” , n r 12/68)

WTORKI I SOBOTY GOOZ. 17

U

FALI 31 IT R . „GŁOS EWANGELII" PRZEZ

M E

WOBLO RADIO Z MONTE CARLO

V

6

(7)

W Y D A W N IC T W A K O Ś C IE L N E

J. Bunyan, WĘDRÓWKA PIELGRZYMA — opowieść alegoryczna o życiu chrze­

ścijanina w drodze do niebiańskiej Ojczyzny, pierwsze pełne w ydanie w jęz.

polskim w przekładzie (z oryginału ang.) J. Prowera, opr. płócienna, obwoluta,

liczne ilustracje, zł 25.—

J. Bunyan, DZIEJE LUDZKIEJ DUSZY — dalszy ciąg Wędrówki Pielgrzyma;

przekł. J, Prowera, oprawa płócienna, obwoluta, str. 270, zł 30.—

oprawa kart. zł 25.—

CO TO ZNACZY BYC UCZNIEM JEZUSA CHRYSTUSA — najnowsza książka w y­

dana przez Kościół; napisana przez dwóch znanych, autorów tłum. J. Prower.

zł. 15.—

E. Czajko, CHRZEŚCIJANIE EWANGELICZNI W POLSCE — krótkie przed- stw ienie historii i zasad wiary, fotografie, oprawa broszurowa, zł 3.—

DUCHOWE ODRODZENIE — n iew ielka publikacja zawierająca m.in. znaną n ow elk ę-historię pt. P aw eł Smoluch — dzieje jednego nawrócenia, oprawa brosz.,

stron 62, r\ 5. _

A. Kinnear, NORMALNE ŻYCIE CHRZEŚCIJAŃSKIE, książka będąca rodzajem w ykładu i kom entarza na tem at 5, 6, 7, 8 i 12 rozdz. Listu Ap. Paw ła do Rzymian z ang. tłum aczył J. Prower, oprawa płócienna, zł 18,—

A. Kinnear, ŻYCIE W CHRYSTUSIE — w ykład i rodzaj komentarza do Listu do Efezjan; rozdz. 1—3 w ykład części dogmatycznej, rozdz. 4—6 etyka chrześci­

jańska, przekł. J. Prowera, oprawa kartonowa i obwoluta. zł 25._

oprawa płóc. zl 30.—

NOWY TESTAMENT I PSALMY (przekład oraz w stęp B. Goetzego), oprawa

płócienna, zł 25.—

PIEŚNI KOŚCIELNE NA CHÓR MJtfiSZANY, WYDANIE II UZUPEŁNIONE, stron 456, 188 pieśni, w iele pieśni niedrukow anych w dotychczas używanych

chóralnikach, opr. płócienna, zł 100.—

O. J. Smith, EWANGELIA, KTÓRĄ GŁOSIMY — w dziesięciu rozdziałach autor om awia w sposób bardzo interesujący treść i form y ew angelizacji, w ydanie II., przekł. W. Benedyktowicza, oprawa kart. estetyczna obwoluta, zł 5.—

O. J. Smith, MĄŻ, KTÓREGO BÓG UŻYWA — książka ta jest żywym i go­

rącym św iadectw em na tem at istoty życia chrześcijańskiego; opr. kartonowa, zł 10.—

C. H. Spurgeon, KLEJNOTY OBIETNIC BOŻYCH — WYDANIE IŁ, krótkie roz­

m yślania na każdy dzień roku, napisane przez słynnego angielskiego kaznodzieję, który żył w 2 poł. ubiegłego stulecia; opr. płócienna, format kieszonkowy,

zł 30.—

ŚPIEWNIK PIELGRZYMA, część II (z nutami) z zam ieszczonym i na końcu p ieś­

niami dla dzieci, oprawa płócienna, zł 50.—

W szystkie zam ów ienia na literaturę prosimy kierować w y ł ą c z n i e na adres;

Zjednoczony Kościół Ew angeliczny, D ział w ydaw niczy, Warszawa, ul. Zagórna 10.

1

(8)

W s p o m n ie n ia z k u r s ó w m ł o d z i e ż o w y c h

GDAŃSK

j ^ u r s y biblijno - um u zy k aln ia­

jące dla m łodzieży naszego Kościoła — odbyw ające się p ra ­ w ie każdego roku w lipcu — przeszły niem al do trad y cji Zbo­

ru gdańskiego. Rów nież i w tym roku od pierw szych dni lipca zborow nicy radośnie oczekiwali n a p rzy byw ającą m łodzież z różnych zakątków naszego k ra ­ ju. N adszedł 3 lipiec, w p ro ­ m ieniach upalnego słońca m ło­

dzież coraz liczniej zdążała na ulicę M enonitów, gdzie zn a jd u ­ je się siedziba Zboru i jednocze­

śnie m iejsce kursu. D la chłop­

ców p rzygotow any b y ł now y nam iot, w k tó ry m z radością za­

jęli m iejsca. Po w stęp n ych p rzy ­ gotow aniach pierw szy dzień na kursie szybko dobiegł końca.

W raz z chłodem w ieczornym młodzież zebrała się liczne na podw órzu obok kaplicy i zaczęła śpiewać. N a pieśni tę w ielu z sąsiadów czekało już cały rok.

Tak po kilku godzinach śpiew u zabrzm iała końcowa pieśń:

Stojąc jeszcze chw ilę w k rę ­ gu, w m odlitw ie, oddajem y się w opiekę Bogu. Z egar w ybił go­

dzinę 22.00; cichną w okół k a p ­ licy w szelkie głośne rozm owy, m ija jeszcze parę m in u t i gasną św iatła w pom ieszczeniach, w re ­ szcie n astęp u je ostatni przegląd br. Jerzego — zam ykający dzień na kursie. W szyscy bow iem już wiedzą, że następnego dnia przed godziną 7.30 trzeb a zająć m iejsce w kaplicy n a porannej m odlitw ie. W szystkie następne dni b yły podobne do siebie, m ia­

ły jednakże dosyć różnorodny i urozm aicony program .

W ykłady biblijne n a kursie odbyw ały się przed południem i czasami po południu. P ro w a­

dzili je bracia: S. W aszkiewicz,

— ,,0 Boskości Je zu sa ”, J. Toł­

w iński —■ ,,'Etyka”, oraz dwaj studenci ChAT odbyw ający p rak ty k ę w akacy jną w czasie kursu J. A rchutow ski — „O1 ży­

ciu Jezu sa” i Z. Józefowicz —

„B iblia a n a u k a ” . Je d en w ykład na tem a t zasad w iary ew ange­

licznych chrześcijan wygłosił b ra t E dw ard Czajko — będący gościem k u rsu w G dańsku. Czas w olny od w ykładów młodzież spędzała n a kąpielach słonecz­

nych i m orskich. Dzięki pięknej pogodzie kursanci mogli odw ie­

dzić dalej położone plaże, jak Sobolewo, G dynia i Brzeźno, najczęściej jed n ak jeździli na Stogi. B yła rów nież okazja od­

w iedzenia M alborka a innym r a ­ zem Gdyni, gdzie kursanci zwie­

„Słońce zaszło, dzień się skończył, cichną dźwięki,

Tobie Pan ie mój i Boże

składam dzięki . G r u p a m ło d z ie ż y z k u r s u w G d a ń s k u

(9)

dzili poiżKi tra n sa tlan ty k „B a­

to ry ”.

M iłś chwile przeżyliśm y rów ­ nież z m łodzieżą zborów b a p ty - stycznych, k tó ra rów nolegle z nam i odbyw ała swój k urs b ib lij­

ny w G dańsku. W spólnie z n i­

mi spędziliśm y 3 wieczory, w tym jeden p rzy w spólnym po­

siłku wokół płonącego ogniska urządzonego w ysoko na B isku­

piej Górce. Był to niezapom nia­

ny w ieczór dla m łodzieży oby­

dw u kursów . Śpiew aliśm y w ie ­ le pieśni i słuchaliśm y św ia­

dectw m łodych braci i sióstr.

Ś w iadectw a te m ogła słyszeć także licznie zgrom adzona m ło­

dzież z te re n u Gdańska.

Błogosławione chw ile p rze­

żyw aliśm y podczas nabożeństw ew angelizacyjnych, w czasie których w ielu m łodych k u rsa n ­ tów po raz pierw szy w życiu

^gdjęło decyzję oddania się P a-

,1 Jezusow i.

Nadszedł w reszcie dzień 18 lipca — ostatni dzień kursu.

K ończyliśm y te n dzień przy obficie zastaw ionym stole, k tó ­ ry przygotow ały siostry usłu g u ­ jące. W dniu ty m gościliśmy także w śród nas B ra ta - p re ­ zesa K rakiew icza. Po posiłku m łodzież p rzy stąp iła do rea li­

zacji program u, n a k tó ry złoży­

ło się w iele żyw ych i dziękczyn­

nych pieśni, deklam acji i in.

Słowem Bożym usłużył rów nież br. K rakiew icz — zam ykając ostatni dzień kursu.

N a ty m m iejscu należy także w yrazić serdeczne podzięko­

w anie w szystkim siostrom , któ ­ re przygotow yw ały dla nas sm aczne i obfite posiłki. Osob­

ne podziękow anie należy w y ra ­ zić br. W aszkiewiczowi — go­

spodarzow i k u rsu i przełożone­

m u m iejscowego Zboru — za opiekę i w ykłady oraz braciom z Prezydium , k tórzy odwiedzili

nasz kurs.

N ajw iększa jed n a k w dzięcz­

ność należy się Bogu, k tó ry był z nam i, pom agał nam i strzegł nas i błogosławił nam te pięk­

ne dni spędzone w G dańsku.

J. R.

BRZEŻAWA

\A /d n ia c h od 5 do 24 lipca br.

’ " odbył się w Brzeżaw ie ew angelizacyjno - um uzyk alnia­

jący k u rs dla m łodzieży naszej społeczności. Był to już drugi z kolei k u rs tego rodzaju w Brze­

żawie. Z tego też pow odu m iał on c h a ra k te r k u rsu Ii-go stopnia dla ty ch spośród uczestników , k tórzy słuchali w ykładów na ubiegłorocznym kursie lipco­

w ym w Brzeżaw ie lub w K a ta ­ rzynie. K ierow nikiem k u rsu był b rat W ładysław Sosulski z K ra ­ kow a; w ykładali zaś br. K azi­

m ierz Sosuski, br. A natol Ma- tiaszuk, s. K ry sty n a Sokołowska i br. K azim ierz K rystoń. P rog ­ ram k u rsu obejm ow ał m. in. co­

dzienne nabożeństw a ew angeli­

zacyjne, m odlitw y, w y kład y i zajęcia praktyczne. W ram ach tych ostatnich zorganizow ano szereg ew angelizacji w pobli­

skich m iejscowościach. Można powiedzieć, że P an obficie po­

błogosławił św iadectw o m łodzie­

ży — rozdano bardzo w iele lite ­ r a tu ry chrześcijańskiej o cha­

rak terze ew angelizacyjnym , od­

były się rów nież po raz p ierw ­ szy nabożeństw a w e wsiach, w k tó ry ch nie było zboru czy p la­

cówki. Młodzież z zapałem i ra ­ dością składała św iadectw o o swoim Zbawicielu. Pew ność i

radość zbaw ienia głosiły także pieśni, k tóre tak bardzo polubiła okoliczna ludność. N a długo po­

zostaną w pam ięci te piękne chwile, kiedy w otoczeniu bieszczadzkiej p rzy ro d y pły ­ nęła pieśń „G dy na ten świat, spoglądam W ielki Boże...” W y­

kłady prow adzone przez braci K. Sosulskiego i A. M atiaszuka obejm ow ały program nauki ew angelizow ania. R ozpatryw ano m. in. kw alifikacje duchowe ew angelisty, a także treść jego zw iastow ania („Boży P lan Zba­

w ien ia”), oraz jak należy postę­

pować z różnym i kategoriam i ludzi. B ardzo w iele czasu po­

święcono nabyciu um iejętności naw iązyw ania k o n tak tu i prze­

prow adzenia rozm owy ew ange­

lizacyjnej. W ykładam i uzupeł­

n iającym i usłużyli także s. K ry ­ sty n a Sokołowska (studentka ChAT) — n a tem a t służby i roli niew iast w Kościele oraz br.

K azim ierz K rysto ń — n a tem at naw rócenia.

P ro gram obejm ow ał także za­

jęcia um uzykalniające. W r a ­ m ach tychże uczestnicy kursu pracow icie ćwiczyli pieśni chó­

raln e pod k ieru nk iem s. Bogu­

sław y Fochtm an, któ re to pieśni chór kursow y śpiew ał na nabo­

żeństw ach ew angelizacyjnych.

B racia K. Sosulski i J. K aczm a­

rek z W arszaw y prow adzili n au ­

U c z e stn ic y k u r s u w B rz e ż a w ie

(10)

kę gry na gitarze. W czasie n a ­ bożeństw a w bardzo piękny spo­

sób usługiw ał zespół in stru m e n ­ taln y (dwoje skrzypiec, flet, m andolina i gitara), k tó ry zastę­

pow ał akom paniam ent fish a r­

m onii podczas śpiew u zboru.

W ieczorowe nabożeństw a ew an­

gelizacyjne (odbyw ające się p rzy św ietle lam p naftow ych) zgro­

m adzały tak w ielką liczbę słu ­ chaczy, że sala zborow a nie m o­

gła ich pomieścić. G odnym u w a ­ gi jest, że w śród słuchaczy i sym patyków przew ażała m ło­

dzież. S tro n a gospodarcza kursu, to przedm iot troski br. W łady­

sław a Sosulskiego, a także s.

S tanisław y Sosulskiej i s. Koleś- nik, któ re troszczyły się o chleb powszedni. W ty m m iejscu n a ­ leżą im się słow a uznania, że pom im o bardzo tru d n y c h w a­

ru nkó w (zupełny b rak jarzy n spow odow any opóźnioną wio­

sną) p o trafiły zaw sze n a czas przyrządzić obfite i sm aczne po­

siłki. W ielką pom ocą służyli ta k ­ że bracia i siostry z m iejscow e­

go zboru, za co także niech P an nasz im w ynagrodzi. W kursie brała udział g ru p a m łodych braci, którzy dnia 21 lipca udali się w woj. kieleckie na dłuższą w ypraw ę ew angelizacyjną. Po­

zostali uczestnicy zakończyli swój pobyt w gościnnej Brzeża­

wie 24 lipca, wyw ożąc w spom ­ nienie p ięknych dni przeżytych z P anem i w społeczności Jego lu d u w tej m ałej, zagubionej w śród gór wiosce.

W ierzym y, że Jezus C h ry ­ stus obficie pobłogosławi i da w zrost nasieniu posianem u w sercach ludzi, k tórzy usłyszeli św iadectw o o Nim, otrzym ali Pism o Św ięte i lite ra tu rę ew an­

gelizacyjną. Dzięki także skła­

dam y naszem u Panu, za tę tak dogodną możliwość a jednocze­

śnie prosim y o m odlitw y przy­

czyn ne o spraw ę ew angelizacji naszego kraju ]

(am)

WISŁA

W

isła 29. V I.69 — ta d ata w idniała w okólniku K o­

ścioła już od m aja 1969 roku.

Je d n a k dla organizatorów k u r­

su przygotow ania, w spierane m odlitw am i, zaczęły się w po­

czątkach stycznia 1969 r. Do schroniska „Steców ka” zapro­

w adziła nas tra sa zimowego ku- ligu i dziś, post factum , sądzi­

m y iż był to tra fn y w ybór. Na w zniesieniu 800 m n.p.m . pan M. Legierski ak tu a ln y gospo­

darz w ybudow ał 36 la t tem u górskie schronisko, a opodal sty ­ lowy d rew n iany kościółek k ato ­ licki. M alow niczy w idok grzbie­

tów gór otaczający kotlinę rze ­ ki Olzy zachw ycał przybyszów . U ta rty szlak prow adzący tędy w łaśnie n a Górę B aranią spro­

w adzał nam w ielu turystów . J u ż w pierw szym tygodniu licz­

ba uczestników k u rsu była tak duża (ponad 90 osób), że m ożna było podzielić ich n a cztery r y ­ w alizujące ze sobą w w ielu dzie­

dzinach g ru p y (znajomość B i­

blii, pilność, czystość, sport).

Nadzór nad pracą każdej z nich spraw ow ał grupow y. N iezależ­

nie od tego pod ziału szkolenie prow adzono zgodnie z zain tere­

sow aniam i i ch arak terem ku rsu : klaw iatura, dyrygow anie, śpiew solowy i zbiorowy, gra n a g ita­

rze w dwóch grup ach (począt- na m andolinie i skrzypcach.

Spędziliśm y ze sobą tam praco­

w ite trz y tygodnie pełne rado­

ści, śpiew u i bogate w różno­

rodność przeżyć. Bez w ysiłku nie byłoby osiągnięć. Ćwiczono więc w grupach i ind yw id ual­

nie, w godzinach zajęć oraz w każdej w olnej chwili.

Zw ykły dzień przebiegał na,- stępująco. Każdego p o ran k u b u ­ dził ńas ze sn u dźw ięk trąbki, k tó rą niepodzielnie w ładał ■ br.

Je rz y B yrtek. Po czym k rótka gim nastyka, porządki, p o ranna m odlitw a i śniadanie. P o ra n ­ nych m odlitw nie m ożna zbyć jed n y m słowem. N a początku w spom niałam o drew nianym kościółku katolickim . Spokoj­

n e zdobione w n ętrze w r e ­ gionalnym stylu, bardzo sk ro ­ m n y ołtarz, którego jed y n ą ozdobą była d rew nian a lipow a ram a z w yrzeźbionym w izerun ­ kiem aniołów ulatu jących do

nieba. W szystko to stw arzało % nastrój spokojny, m odlitew ny.

Tu w łaśnie z pom ocą Bożą za­

czynaliśm y każdy nasz dzień.

A by w ypożyczyć św iątynię, po­

trzeb a było porozum ieć się z m iejscow ym proboszczem oraz księżm i sp raw ującym i opiekę nad tą placów ką w ciągu lata.

N aw iązane w ten sposób zna­

jomości i ko n tak ty były w za­

jem nym zbudow aniem , gdyż w spólnie m odliliśm y się śpiew a­

jąc i chw aląc naszego Pana.

. Czas do obiadu w ypełniony był w ykładam i bib lijno -m u- zycznym i. Godziny popołudnio­

w e zaś, aż do kolacji, m iały c h a ra k te r w ypoczynkow y. Wez­

w anie na kolację oznaczało zm ianę stro ju i nastroju , gdyż w ieczory choć bardzo różniły się m iędzy sobą i k ry ły w sobie niespodzianki, n a ogół m iały ch a ra k te r pow ażny. O godz. 19 odbyw ały się nasze codzienne nabożeństw a ew angelizacyjne.

Mimo, iż schronisko było odda­

lone od głównej drogi, często przybyw ali d o , nas goście, k tó­

rzy usługiw ali na ty ch w łaśnie nabożeństw ach. I tak odwiedzili nas B racia: St. Krakiew icz, K.

Sniegoń, J. Cieślar, J. Kędzior, A. K om inek, J. Mrózek, J. P ro ­ w e r z m ałżonką, J. Sacewicz z gośćmi ze Zw. Radzieckiego, oraz m ałżeństw o z Anglii.

Cieszyliśm y się kilkudniow ą obecnością br. J. W ojnara z Cie­

szyna, k tó ry dyrygow ał zapro­

szoną przez nas orkiestrą z Wi­

sły. D w ukrotnie odw iedziła nas i usłużyła pieśnią g ru p a m ło­

dzieży ze zboru w M alince. Od­

w iedzili nas rów nież księża ewangeliccy, a m ianow icie ks.

Fiszkal i ks. G ringiel w raz z dw om a w spółw yznaw cam i.

Ze szczególną życzliwością spotkaliśm y się ze strony B ra­

ci — przełożonych okolicznych Zborów. Tę życzliwość czuliś­

m y podczas ich w ielokrotnych odwiedzin, św iadectw i m odlitw.

W ierzym y iż ta więź u stóp J e ­ zusa nie przem inie, lecz w zra­

stać będzie ku Bożej chwale.

Być w górach i nie zdobyć kil­

ku szlaków turystycznych, to

„być w Rzym ie i papieża nie w idzieć”. Zaliczaliśm y w ięc szla­

ki górskie. J a k k to m ógł — pie­

szo, samochodem, końm i. By­

liśm y na B araniej, Czantorii, W

Cytaty

Powiązane dokumenty

Miało by to w ielkie znaczenie dla ew angelicznych chrześcijan polskiego pochodzenia, wzm acniało ich kontakt ze „starym Krajem ”, służyło też dobrze rozumianej

jest czysta, tak czysta jest też miłość Boża. Od w iary bow iem uzależniona jest skuteczność naszej wszelkiej prośby.. Dzięki Ci, Panie, że w yraźnie i

Ogłaszanie Bożej propozycji zbaw ienia może odbywać się w różny sposób.. BÓG SYN W

skwie w dniach 4!—7 października 1966 roku Kościół Ewangelicznych Chrześcijan-Baptystów w ZSRR przyjął jako obowiązujące w całym K ościele3 zasady wiary

Zjednoczony Kościół Ew angeliczny jest ty ­ pem wolnego kościoła i stanow i rad y k aln e skrzydło p ro testan ty zm u polskiego.. W edług nauki

towany, a czyste Słowo Boże było przez prostych, skromnych ludzi rozsiewane z miłością, obficie i wytrwale, więc bardzo szybko przybywało zborowi tych, którzy

W szystkie w izje prorockie Starego T estam en tu odnosiły się do drugiego przy jścia Pańskiego.. Członkowie ciała Jezusow ego, Jego Kościoła m ają przed sobą

dla naszego zbawienia zniósł męki fizyczne i 0 wiele większe udręki duchowe, że dla nas był odrzucony przez Boga i przeżył wielkie milczenie Boga, wreszcie