C H R Z E Ś C I J A N I N
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRKĘ PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1920 Warszawa,
Nr 11., listopad 1900 r.
■
o POŻYTECZNEJ KSIĄŻCE DOBRY PASTERZ
ŚWIATŁO NIEBA
WYDAWNICTWA KOŚCIELNE WSPOMNIENIA Z KURSÓW MŁODZIEŻOWYCH
MIKOŁAJ REJ
SZESĆDZIESIĘCIOLECIE ZBORU W TR ZAMÓWIĆ ACH
ZŁY KOLEGA
LISTY, WSPOMNIENIA...
KRONIKA
M ie się c z n ik „ C h r z e ś c ija n in ” w y s y ła n y j e s t b e z p ła tn ie ; w y d a w a n ie c z a s o p ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie o fia rn o ś ć C z y te l
n ik ó w . W s z e lk ie o f ia ry n a c z a so p ism o w k r a j u , p r o s im y k ie ro w a ć n a k o n to : Z je d n o c z o n y K o śc ió ł E w a n g e lic z n y : P K O W a rsz a w a , N r 1-14-147.252, z a z n a c z a ją c c e l w p ła ty n a o d w ro c ie b la n k ie tu . O fia r y w p ła c a n e z a g r a n ic ą n a le ż y k i e r o w ać p rz e z o d d z ia ły z a g ra n ic z n e B a n k u P o ls k a K a sa O p ie k i, n a a d r e s P r e z y d iu m R a d y Z je d n o c z o n e g o K o śc io ła E w a n g e lic z n e g o w W a rsz a w ie , u l. Z a - g ó rn a 10.
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego.
Redaguje Kolegium w następującym składzie: Józef Mrózek (red. nacz.), M ieczysław K w iecień (sekr.), Zdzi
sław A. Repsz, Edward Czajko, Jan Tołwiński. Adres Redakcji i Adm i
nistracji: Warszawa, ul. Zagórna 10.
Telefon: 29-52-61 (wewn. 9). M ate
riałów nie zamówionych nie zwra
ca się.
RSW „ P ra s a ”, W arszaw a, S m olna 10/12. Nafeł. 4800 egz. Obj. 3,5 ark.
Ziam. 1694. P-29.
2
O POŻYTECZNEJ KSIĄŻCE
W najbliższym czasie nasza Społeczność kościelna otrzym a now ą książkę noszącą ty tu ł „D u c h o w e p r z e b u d z e n i e”. K siążka ta składa się z trzech części: au torem pierw szej jest C h a r l e s G. F i n n e y , k tórzy obok D. L. Mo ody'ego i R. A. T o rre y ’a n a leży do klasyków piszących na tem a t przebudzenia duchowego.
C harles F in n ey ( | 16 IV 1876 r.) b y ł n ie ty lk o teo re ty k ie m w iel
kiego ru ch u przebudzeniow ego, k tó ry sw ym i korzeniam i sięga głę
boko w historię Kościoła, lecz rów nież w y b itn y m prak ty k iem — kaznodzieją Słow a Bożego. W ty m dziele (ang.: R evivals of Religion), od którego pochodzi ty tu ł naszego w ydaw nictw a — po p rzed staw ieniu życiorysu Finmey’a przez tłum acza całego dzieła Jó zefa P ro w era (n.b. J ó z e f P r o w e r jest tłu m a czem p ra w ie w szystkich (!) książek w yd any ch przez Zjedno
czony Kościół Ew angeliczny) — C zytelnik o trzy m u je tek st od
czytów Ch. F in n e y ’a n a tem a t isto ty przebudzenia duchow ego (ang.: revivalism ), m odlitw y (m odlitw a mocy, m odlitw a w iary, duch m odlitw y), pełności D ucha oraz sposobu głoszenia Ew ange
lii. W dwóch ostatnich rozdziałach sw ojej pracy, k tó ra w naszym w y d an iu liczy 262 strony, F inney zam ieszcza w skazów ki dla n o wo naw róconych oraz w ypow iada się n a tem at w zrastania w łasce.
A utorem drugiej części książki „D uchow e przebudzenie” jest P..
T h o m s o n , k tó ry przedstaw ia w bardzo in te resu jąc y sposób (str.
263 do 368) działalność H u d s o n a T a y l o r a — w ielkiego m i
sjonarza Chin. O to k ró tk a m igaw ka z działalności H udsona n a te re nie Chin, fra g m en t jego rozm ow y z pew nym człowiekiem, k tó ry został w yznaw cą Jezu sa C hrystusa:
„ J a k długo m ieliście D obre W ieści (Ewangelię — przyp. rec.) w w aszym czcigodnym k raju , w A nglii?” zapytał pew nego dnia H ud
sona. M łody m isjonarz zaw ahał się n a chw ilę z udzieleniem od
powiedzi... Ten szlachetnego rodu Chińczyk, k tó ry tak radośnie i z tak ą gotowością p rzy ją ł pełne miłości zaproszenie ze stro n y Boga żyw ego — bardzo pragnął, aby i inni usłyszeli o tej kosztow nej wieści!
„Ju ż od kilk u set la t” , pow iedział w reszcie H udson, czując, że był:
to okres bardzo długi.
„ K i l k a s e t l a t ! ” w y k rzy kn ął Nee ze zdum ieniem . „Czyż to jest możliwe, że w w aszym czcigodnym k ra ju J e z u s b y ł z n a n y o d t a k d a w n a , a w y d o p i e r o t e r a z przyjechaliś
cie nam o Nim opow iedzieć?”
P rzed oczym a jego serca stan ęła w ty m m om encie ukochana po
stać męża, którego bardzo m iłował, k tó ry z w ielką uw agą czytał klasyków , gorliw ie uczęszczał do św iątyń, aby padać n a tw a rz przed m ilczącymi, nie dającym i żadnej odpowiedzi bałw anam i, męża, k tó ry długo p rzesiadyw ał w cichym zam yśleniu i m odlit
wie, starającego się p rzeniknąć tajem nice życia i śmierci.... Na tw a rzy p an a Nee m alow ał się głęboki sm utek.
„Mój ojciec szukał p raw d y przez przeszło dw adzieścia la t”, po
w iedział w reszcie powoli. U m arł, nie znalazw szy jej. Ach, d l a c z e g o p r z y j e c h a l i ś c i e d o n a s t a k p ó ź n o?”
R ecenzow ana książka jest już w yd ru k o w an a i zn ajd uje się w opra
wie. N iebaw em więc dostanie się ju ż do rą k Czytelników. W ydaw
cy książki zaznaczają zaś na w stępie, iż le k tu ra odczytów F in - n e y ’a — „jednego z najb ard ziej błogosław ionych «fachowców»” w dziedzinie duchow ego p rzebudzenia oraz dziejów i czynów męża pełnego ducha miłości i pośw ięcenia — H udsona T aylora — bę
dącego dla nas w zorem postępow ania — pow inna pomóc nam w szystkim w upodobnieniu się do P an a Kościoła, Jezusa C hrys
tusa.
P.S. K siążka może być pożytecznym i m iłym upom inkiem dla bli
skich lu b przyjaciół oraz in teresu jącą lek tu rą na długie wieczory, zwłaszcza, jesienne i zimowe. Część trzecia książki nosi ty tu ł:
„Czekoladowy żołnierz”, a jej autorem jest C. T. Studd.
o. m.
Dobry pasterz
J
ezus C hrystus, Zbaw iciel nasz i P an pow iedział kiedyś tak : „W szystko, co Mi daje Ojciec, do M nie przyjdzie a tego, co do M nie przyjdzie, nie w yrzucę precz”, i za chw ilę dodał jeszcze: „Ż aden do M nie przyjść nie może, jeżeli go Ojciec Mój nie pociągnie a J a go w zbudzę w ostateczny dzień” . Te słowa P ańskie zapisał św.
J a n Apostoł (w rozdziale 6, w ierszach 37 i 44).
W szyscy ludzie są grzesznikam i, ale nie m a człowieka, k tó ry nie m iałby takiej chwili w ży
ciu, w której grzech tak m u ciąży, że przycho
dzi do serca w ielkie prag n ien ie odpoczynku, po
koju w ew nętrznego i jednocześnie m yśl o Bogu.
Taka sy tu acja bardzo często m a m iejsce, a jed nocześnie bardzo rzadko człowiek zdaje sobie spraw ę, że jest to działanie D ucha Świętego.
Jakże często serce nie poddaje się tem u działa
niu Bożemu i w dw ojaki sposób lekcew aży od
zyw ający się głos sum ienia: bądź przez proste stw ierdzenie, że to w praw dzie piękne, ale nie życiowe, bo n ie jest m ożliw e przyzw oicie, cno
tliw ie żyć i po chrześcijańsku postępow ać, bądź też przez rów nie proste odkładanie n a później próby pow ażnego w yciągnięcia jakiegoś w nio
sku z ty ch swoich m yśli i przeżyć. I jednio i d ru gie jest nieszczęściem człowieka, pochodzi bo
wiem od ducha ciem ności przeszkadzającego człowiekowi w osiągnięciu prawdziwego- szczę
ścia, płynącego z obcow ania z Bogiem.
B yw a jednak, że człowiek podda się działa
niu łaski Bożej i postanow i ze swoimi tru d n o ściami, niepokojam i i w y rzu tam i sum ienia przyjść do Boga. O, jakże to dobre postanow ie
nie, a jeszcze bardziej dobre, gdy b yw a w y konane bez zwłoki. P an Jezus pow iedział bo
w iem ta k prosto: „Pójdźcie do M nie wszyscy, którzyście spracow ani i obciążeni, a J a w am spraw ę odpocznienie”. A to m ówi te n P a n J e zus, k tó ry też obiecał, że „tego k tó ry do M nie przyjdzie, nie odrzucę precz” .
Ale przyjść trzeba, i to do samego Jezusa.
A do Niego tak i łatw y przystęp m a k a ż d y człowiek. Bo P an Jezus przyszedł dla k a ż d e - g o człowieka. K a ż d e g o grzechy z osobna wziął n a Siebie i za k a ż d e g o Sam poniósł karę. Tam, na Golgocie. Na K rzyżu.
K ażdy człowiek, k tó ry Go p o trzeb u je — m a do Niego przystęp. W każdej sytuacji, o każdej porze dnia lub nocy. Póki żyjesz — możesz przystąpić do P an a łaski, zbaw ienia i życia wiecznego.
A więc i dzisiaj, jeśli ktokolw iek z W as — drodzy C zytelnicy — odczuje potrzebę obcowa
nia ze Zbawicielem , jeśli m a prośbę, pytanie, p ragnie zbaw ienia i pokoju z Bogiem, niech przyjdzie do Niego i powie Mu w m odlitw ie wszystko, co m a w sercu swoim.
W nocy przyszedł kiedyś do M istrza pew ien w ierzący, bo czuł, że pom im o swej pobożności
i ziiajomości Słow a Bożego — nie m a żywota wiecznego. P rz y ją ł go P an w nocy i powiedział mu. to, co przyprow adziło tego człowieka do zba
w ienia. Bo p rzy ją ł Słow a Pana. Ten człowiek nazyw ał się Nikodem. O tym w ydarzeniu czyta
m y w Ew angelii św. J a n a w rozdziale trzecim.
W pełn ym św ietle dnia, do domu, w którym przyjm ow ano P a n a Jezu sa posiłkiem — p rzy szła grzeszna niew iasta. I bez słowa naw et, ale całym sw ym zachow aniem powiedziała, że przy
szła do Pana, jako do jedynego, ostatecznego ra tu n k u przed straszną ro zterk ą duchową, niepo
kojem sum ienia, i obaw ą p otępienia w iekuiste
go. Nie odrzucił jej św ięty i czysty Jezus, choć to była niew iasta wszeteczna. D arow ał jej w i
ny, w prow adził pokój do jej ser-ea, i w pokoju pozwolił odejść. Nie znam y jej im ienia, ale zna
m y jej przeżycie. Opisał je św. Łukasz w roz
dziale siódmym.
W pełnym też blasku dnia, wobec zebra
nych tłum ów , zabójca, straszn y więc przestęp
ca — w ostatnich godzinach swego życia zwró
cił się do P a n a Jezu sa wiszącego obok n a krzyżu z prośbą o zbaw ienie go. „P an ie” — rzekł pro
sto — „pom nij na m nie, gdy przyjdziesz do K ró
lestw a Sw ego”. I popatrz C zytelniku — na tę prostą, zw ykłą m odlitw ę, odpow iada Zbawiciel w tejże chw ili: „Z apraw dę pow iadam ci, że dziś jeszcze będziesz ze M ną w R aju ” . Im ienia prze
stępcy nie znam y. Ale znam y objaw ioną łaskę i miłość Bożą na Golgocie dla każdego, kto za
woła o ratu n ek . Zapisał nam to św. Łukasz w rozdziale 23.
Wiele, w iele innych przeżyć ludzi grzeszą
cych, bolejących i zasm uconych, którzy przyszli po ratu n e k do P an a Jezusa, m am y zapisane na k artach Ew angelii i Dziejów Apostolskich. W ie- leśm y takich w y darzeń w idzieli my, którzy też jako zgubieni grzesznicy szukaliśm y ratu n k u u Zbaw iciela naszego, i znaleźliśm y go! Niech będzie chw alone i w ielbione Im ię Jezusa C hry
stusa, P a n a naszego!
P opatrzm y n a pew nę chwilę opisaną przez św. Łukasza: „I przybliżali się do Niego w szys
cy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchali. I szem
rali Faryzeuszow ie i nauczeni w Piśm ie m ó
w iąc: „Ten grzeszników p rzy jm u je i je z nimi.
I pow iedział im to podobieństw o m ówiąc: K tó ryż z was, gdyby m iał sto owiec a straciłby je d ną z nich, izali nie zostaw ia onych dziewięćdzie
sięciu i dziew ięciu na puszczy, a nie idzie za oną, k tó ra zginęła, ażby ją znalazł? A znalazł
szy kładzie ją n a ram iona swoje, radu jąc się, A przyszedłszy do dom u zw ołuje przyjaciół i .są
siadów m ówiąc im: R adujcie się ze mną, bom znalazł owcę, k tó ra była zginęła. Pow iadam wam, że taka będzie radość w niebie nad jed nym grzesznikiem , k tó ry się upam ięta, więcej niż nad dziew ięćdziesiąt i dziewięciu spraw iedli
wymi, którzy nie potrzebu ją upam iętan ia” . 3
Czytelniku! U słyszałeś głos P an a Jezusa?
Dowiedziałeś się o Jego w ielkiej, bezgranicznej miłości do człow ieka upadełgo i zgubionego.
P opatrz: nie rozum ieli P an a Jezu sa ówcześni duchow ni, gorliw i i pobożni ludzie, nie rozum ieli i ci grzesznicy, k tórzy do Niego p rzyjść n i e c h c i e l i . Ale ci, którzy się źle m ieli w sw ym dotychczasow ym życiu grzesznym a n aw et p rze
stępczym , ci w łaśnie posłyszeli i zrozum ieli sło
w a P a n a Jezu sa: „Pójdźcie do M nie wszyscy spracow ani i obciążeni, a J a w am sp raw ię od- pocznienie” . A gdy przychodzili do P a n a i w y znaw ali szczerze Mu swe upadki, grzechy i bo
leści — P a n p rzyjm ow ał ich, w ysłuchiw ał le
czył, a co najw ażniejsze — prag n ącym zbaw ię-
Ś w i a t ł o ni eba
W
śró d osób, k tó re Bilblia w y m ien ia w zw iązk u z n aro d zen iem się P a n a Jezusa, z n a j
d u je m y (także m ędrców , k tó rz y p rz y b y li ze W schodu, aby złożyć h o łd d z ie c ią tk u Jezus.
0 itym, że to w łaśn ie m iało się w ydarzyć, w ie dzieli z o d k ry cia now ej gw iazdy, k tó ra też pro w ad ziła ich. W iem y, że m ęd rc y W schodu b ard zo w iele zajm ow ali się o b serw acją n ieb a 1 u p raw ia li n au k ę, zw aną astrologią. P rz e b y w ali o n i szczególnie w B ab ilo n ie ;i sąsiad uj ą- cydh k ra ja c h , w łaśnie tam , d o k ąd zostali za
p ro w adzen i Ż ydzi na czas niew oli i gdzie żyło kilk u ich w ielkich proroków ja k Ezechiel, D a
niel i inni. Z apew ne Żydzi ci w czasie swej niew oli zw iastow ali w sw oim otoczeniu posel
stw o o Tym, którego oczekiw ali i k tó ry n a po dstaw ie o b ietn ic Bożych p rzy jść m iał, a m ianow icie o< M e s j a s z u.
To poselstw o pozostało- u lud zi W schodu.
P rzy p o m in ali je sobie, m ów ili o n im , a n ie
k tó rz y zapew ne napełniieni byli tę sk o n tą i m ó
wili: (O, gdybyż ten Mesjasz., o k tó ry m sły- liśm y, p rzy szed ł nareszcie! W spom niani więc m ęd rcy m ieli zw yczaj p ilnie obserw ow ać gw iazdy, alby w nich odczytać losy człow ieka.
I s ta ło się, że Bóg znalazł ic h w łaśnie ma tej drodze, na której jedynie mógł ich spotkać.
Mówił więc do nich p rze z 1 gw iazdę, skoro in n ym .sposobem nie m ogli Go usłyszeć, w sw ej łasce dał im ujrzeć gwiazdę, k tó ra w zbudziła ich z a in tere so w a n ie a n astęp n ie w sk a z a ła im drogę, która, zaw iodła ich do B etlejem , aby m ogli złożyć swój h o łd dzieciątk u Jezus.
G w iazdy w e w szystkich czasach przy n osiły poselstw o św ięty m ludziom . G dy A b raham k iedy ko lw iek podnosił oczy sw e k u gw iazdom , p rzy po m n iał sobie o o b ietn icy Bożej, że n asie
nie jego ta k liczne będzie, ja k g w iazdy na niebie.
Dawid, mówi: „G dy się p rz y p a tru ję n ie
biosom Twoim,, dziełu palców Twoich, m ie
siącowi i gw iazdom , k tó reś w y stw ił, ted y m ó-
nia i pokoju Bożego — daw ał dożyć zbawienia!
Może myślisz, żeś zbyt grzeszny, aby P an cię przyjął, bo ta k i Ty, i inni ludzie sądzą. Nie
praw da, nie w ierz ludziom, ale słuchaj słów P a n a Jezu sa i uw ierz Mu. P rzy jdź do Niego tak, jak jesteś, i poproś Go o zbaw ienie i pokój Boży. Poproś — a otrzym asz! Poproś dziś — a dziś możesz być szczęśliwym człowiekiem na wieki. I Ty dziś możesz stać się tą owcą zgu
bioną, k tó ra pozw oliła P a n u Jezusow i uratow ać siebie. Pozwól aby D obry P asterz dziś w prow a
dził Cię do Swej ow czarni na wieki.
brat Zdzisław
wię: Cóż je s t człow iek, iż n a ń pam iętasz? albo syn człow ieczy, iż go naw iedzasz?” (Ps. 8, 4.5).
M y w szyscy staliśm y zapew ne niejed n o k ro tnie, zarów no’ jako dzieci a później jak o s ta r si, i p a trz y liśm y w g órę w n iez m ie rn ą d a l i b yliśm y wówczas urzeczeni pięknością, i w iel
kością stw o rzen ia Bożego. Bóg m ów i n a p ra w d ę przez, gw iazdy do nas. P rzynoszą one nam poselstw o Boże o- m ocy i m ajestacie. U Iza ja sza (40,26) czytam y: „P odnieście k u górze oczy wasz.e a obaczcie! Kfc> to stw orzył? K to w yw iódł w poczcie w ojsko1 ich ?”. Ten w łaśnie w idok d o b rze je s t sobie stale przypom inać, gdy z naszym i p ro śb am i i troskam i, idziem y w m odlitw ie d o Boga. Jesteśm y bowiem, p o chopni 'do ograniczania, n iejako P a n a Boga w Jego m ożliw ościach. K ie d y w idzim y, n a p rzy kład , że gorączka spad a, w te d y w ierzym y, że Bóg m oże n a m pomóc. Albo k ied y w idzim y, że choroba lu b b ieda, w k tó re j się m odlim y, n ie je s t z ro d zaju niebezpiecznych, to w ów czas też m yślim y, ż e pomoc Boża leży w za
sięgu możliwości, i że tera z m oże nastąp ić po
praw a. Ale k ied y w szystko w ygląda bezna
dziejnie, w iara nasza sp a d a poniżej p u n ktu zerow ego i w ów czas m yślim y, że w sz e lk a n a d zie ja zginęła,.
A le Bóg, k tó reg o m y m am y n ie je st tak i, aby Jego m oc o d czegokolw iek zależała. Nie, albow iem z niczego stw o rzy ł Bóg św iaty . List do H eb rajczy ków m ów i, że „w iarą ro zum ie
m y, że św iat je s t sp ra w io n y słow em Bożym, ta k iż rzeczy, k tó re w idzim y n ie sta ły się z rzeczy w idzialnych, ale z niczego”. Niczego nie było, ale Bóg pow iedział słow o i s ta ły się św iaty! Bóg może w naszej najczarniejszej ciem ności pow iedzieć Sw oje: N iech będzie św iatłość! I sta n ie się św iatło. On może dziś jeszcze stw arzać. On może jeszcze dziś cuda działać. Mówi słowo Boże ,,... w yw iódł w poczcie w ojsko ich, a to w szystko z im ienia przyzyw a, według, w ielkości siły i w ielkiej m ocy tak , że ani j e d n o z nich n ie zginie”.
T ak im je st On, te n Bóg, z k tó ry m m am y do czynienia, k ied y się m odlim y.
4
O ty m d o b rze w iedział pierw szy Zbór chrześcijan. K ied y b y li w b iedzie i trosce, być m oże w tedy, k ie d y ich p rzew od n icy byli w w ięzieniu, w o łali w ów czas jed n o m y śln ie do Boga a zaczynali p rz y ty m zawsze od n a stę p u jących isłów: „Panie! T yś jest Bóg, k tó ry ś uczynił niebo i ziem ię, i m orze, i w szystko, co w nich je s t” .
Zw róćm y uwagę, iże z ty m zaczynali sw oją m odlitw ę. Przez to uśw iad am iali sobie w za
jem n i e, k to je s t Ten, >cto k tó re g o się m odlili.
A do kogo m odlim y się m y? Czyż m e jest to ten sam Bóg? Tak, m y m o d lim y się do P a n a w szystkiego świata,!
Z apew n e je s t w iele ludzi, k tó rz y w raz z liam i są zgodni w ty m , że w ielkość dzieła stw orzenia, św iadczy o w ielkim S tw orzycielu, a le ty m różnią się od nas, że m ów ią, że nie m a w ty m dziele stw o rz e n ia niczego, co by n a m osobiście w ychodziło n a korzyść, gdyz w praw dzie stw o rzy ł Bóg kied y ś te n w szecn- św iat, 'lecz p o tem u su n ą ł się n a jak ieś m iejsce w jego śro d k u , sk ą d b y ć m oże o b se rw u je bieg w szystkich rzeczy, lecz, nigdy n ie in te rw e n iu
je. Wszystko- bo w iem w n a tu r z e niejako* a u to m aty czn ie się dzieje, podobnie też, i m y m u sim y w szystko czynić. J e s t w ięc zuchw alstw em tw ierdzić, że Ten k tó ry stw orzy ł g w iazd y i system słoneczny, będzie się też zajm ow ał p o szczególnym m ały m człow iekiem . T ak p rz y n ajm n iej się m yśli.
Lecz w łaśn ie czyni to1 Bóg i to przem ó
w iło ta k do D aw ida, że kiedy w idział niebo, księżyc, gw iazdy — w ted y m u siał w y krzy k n ąć: „Cóż, je s t 'człowiek?” 1 tak, w łaśnie trz e b a się pytać. Ziemia, je s t tyliko' ziarnk iem piask u w n iezm iern y ch p rzestw o rzach w szech
św iata; jest jed n y m z m ały ch c ia ł n iebieskich.
1 n a te j paszej „ m a łe j” ziem i ży ją ludzie, ja k m ałe robaczki. O becnie je s t ich około trz e ch m iliardów . A g d y się pom yśli, że w ciągu ty siącleci przychodziło po k o len ie za pokoleniem , to- aż w głow ie się m ąci, g d y o ty m m y ślim y i p y tam y ze zdziwieniem,: C zy p a m ię ta Bóg napraw dę o m ałej istocie ludzkiej ? Czy pam ię
ta On rzeczyw iście o każdym poszczególnym człowieku? O tobie, o m nie?
Jak k o lw iek b y śm y o ty m m y śleli i ja k by to pozornie zu chw ale w yglądało, to jed n a k ta k w łaśn ie n a u cza nas Biblia. Ona, uczy nas, że Bóg w cały m sw oim m a je sta c ie ma. jed n a k serce d la każdego poszczególnego człow ieka.
O n m a se rc e dla, ciebie osobiście jak k o lw iek by łb y ś m aleń sk im św iatem sam d la siebie. ja k by poza tob ą już nic nie istniało. Bóg troszczy się o każdego człowieka, o sam otnego, o opu
szczonego. Ż y jem y w czasie, w k tó ry m czło
w iek jak o osoba n iew iele znaczy. J e st on czę
sto ty lk o n u m ere m w śród w ielu innych. (W H olandii n a p rz y k ła d i NRF m a się zap row a
dzić num erację obyw ateli — prz;yp. tłum,.) N ajcudow niejsze k a z an ia w B iblii nie by ły w ygłoszone do' w ielkich tłum ów , lecz do poszczególnych ludzi. To Słowo, k tó re n azy w ane też b y w a „m ałą B ib lią ”, stało się n ie
śm ierteln e, gdyż p odobnie ja k ziarno n asie
nia zawiera, w sobie ca ły no w y żyw ot, ta k i to Słowo zam yka w sobie całą Ew angelię, i sa
mo w sobie mogło b y w y starczyć całkow icie, aby człow iekow i p rzy n ieść zbaw ienie. To Słowo brzm i: „A lbow iem ta k Bóg um iłow ał św iat, że S yna Sw ego jed n o rodzonego dał, aby każd y k to W eń w ierzy, n ie zginął ale m iał ży
w ot w ieczny.” (Ja n 3,16). C zy wiesz, k ie d y to Słowo po raz, p ierw sz y zostało w ypow iedzia
ne? W łaśnie w sam otnej, cichej, nocnej roz
mowie j e d n e g o człow ieka z Jezusem . O d biorcą tego- Słowa, b y ł sa m o tn y poszukiw acz zbaw ienia — N ikodem .
Jezu s m iał czas dla poszczególnych osób i dla, ich n ajw ażn iejszy ch po trzeb. O bojętnie, czy było to o- północy, czy w skw arze południa
— Jezus w ysłuchiw ał każdego, k to przyszedł do Niego. P og ardzana n iew ia sta o trzym ała od Niego, tam u s tu d n i Jak u b o w ej, w "skwarne południe, cudow ne słowo o „żywej w odzie”, k tó ra gasi p ra g n ie n ie d u ch a i s ta je się „źró
dłem ku żyw otow i w ieczornem u” . A by te j ko
biecie dać „żyw ej w o d y ”, zanied bał Jezus m yśli o Sw ym w łasn ym znużeniu, i p rag n ie niu. Je śli będziem y b adać należycie, to zoba
czym y ja k w iele miejsca, udziela Nowy T esta- bądź w części, m ówi naw róceniu p o jed yn czych ludzi, W D ziejach A postolskich m am y trz y rozdziały, z, k tó ry ch każdy, bądź cały bądź w części, mówi O' naw róceniu po jedy n
czej osoby: ósm y rozdział — mówi o kom orni
k u k rólow ej Etiopii, d z ie w ią ty — O' Saulu z Tarsu, dziesiąty — o K orneliuszu. Trzy roz
działy — trzech ludzi.
Tak, mój m iły p rzy ja cie lu , Bóg m oże po
ruszyć niebem i ziem ią, alby zbawić je d n ą je d y n ą duszę, K iedy jesteśm y w biedzie, tro s
k a c h i stra c h u , i składam y wówczas ręce w m odlitw ie do Boga, to jest tak a jed na p a ra oczu ojcow skich, która, nas widzi.
N igdy n ie zapom ną o pow iadania pewnego norw eskiego' b ra ta , k tó ry g d y tylk o m ia ł w ol
ny czas, głosił Ew angelię. W dzień zaś p ra cował na chleb, zarab iając ręk a m i sw ym i.
Pew nego w ieczoru m ia ł jechać daleko- do p ew nej m iejscow ości nad fiordem , aby tam u słu żyć Słowem Bożym, w zgrom adzeniu. P op ły
nął tam łódką m otorow ą, poniew aż ta k było szybciej. A le k ied y b y ł już n a m niej więcej połowie drogi ido celu, silnik n a g le przestał pracow ać. T en b r a t d o brze znał się na m oto rach, ale ty m razem n ie m ógł w żaden spo
sób w y k ry ć przyczyny, k tó ra spraw iła, że mo
to r p rz e s ta ł działać. B enzy ny było dość, lecz silnik nie chciał pracow ać. P łyn ąć do celu przy pom ocy w ioseł było niem ożliw e, gdyż droga b y ła zbyt długa. Do dom u też już było daleko. Pozostało' jed y n e tylko w yjście: po- wiosłow ać do ląd u i pójść do najbliższego ja kiegoś domUi. B yło ciem no i ty lk o w jednym domu, jak w idział, paliło się św iatło w oknie.
G dy dobił do b rzeg u a następ n ie podszedł do ośw ietlonego o kna i za jrza ł do w nętrza, zo
baczył k o b ietę leżącą w łóżku, a obok łóżka 5
klęczącą dziewczyfcnę m a ją c ą około- dziesięciu la t i m od lącą się w igłos: „...Boże, poślij kogoś do m am usi zanim um rze...!”
P om yśl sobie, m ała d ziew czyn k a na k o la n ach m odli się w w ielkiej p o trzeb ie o w y b a
w ien ie d la jej u m ierającej m atk i. I Bóg w y słu ch u je jej m odlitw ę! T en Bóg z atrzy m u je m otor łodzi kaznodziei, i p rzy p ro w ad za go na pomoc. D ziew czynka t a b y ła jed y n ą zbaw ioną duszą w ty m dom u, a była, też przy ty m zu
pełnie sama, przy u m ie rają ce j m atce, k tó ra nagle zachorow ała. Czyż jej m a tk a m ia ła ta k um rzeć n ie dożyw szy p o k o ju zbaw ienia? N i e, Bó|g m ia ł jednego ,ze S w ych -sług p o d ręką.
Ten sługa m ógł uisłużyć chorej. I ta k dożyła o-na zbaw ien ia z łask i Bożej. K a z n a d z ie ja m ógł i m u sia ł ta m przenocow ać. A kiedy n a stę p n e go ranka, zszedł do swej łodzi, aby p op rób o
w ać uruchom ić siln ik, te n p rz y pierw szej p ró b ie zaraz z a te rk o ta ł itak, że k azn o d zieja bez przeszkód móglł puścić się w drogę. [Czy wiesz, że Bóg obiecał: „N adto s ta n ie isię, że p ierw e j niż zaiwołąją, J a się o-zwę; jeszcze m ów ić b ę dą a J a w y słu c h am ” (Izaj. 65,24). T u spełniło się to słowo — p rzy p , tłum .].
Tak, m am y cudow nego Boga. O n słyszał dziecko m odlące się na kolanach. On widzi każdego człow ieka. On chce i cieb ie spotkać, kim kolw iek jesteś. Zna Om tw ój ad res d o k ład nie. „W iem, [gdzie m ieszkasz” — jest n a p isa n e w jed n y m m iejscu Biblii.
„Przecz,-że te d y pow iadasz Jak u b ie! P rzecz
że ta k m ówisz Izraelu : s k ry ta je s t d ro g a m oja przed P anem , a spraw a, m o ja p rz e d Boga, m e
go- n ie przychodzi?” (Izaj. 40,27). T a k nie jest, lecz. On, k tó ry policzonym gw iazdom k aże le
cieć po- iniebie i wiszystkie je im ieniem ich n a zywa, zna też i liczbę włosów ma w szystkich naszych głow ach. On zna cieb ie z im ienia i -chce ciebie sp o tk ać ze S w oją łaską.
Z nasienia, Abrahamow-ego m ia ł p rzy jść Ten, k tó ry m ia ł być b łogosław ieństw em d la całego św iata. L a ta p rzem ijały , a A braham ow i nie ro-dził isię s,ym, i A b rah am zaczął m iedowierzać.
W ted y Bóg -mówił zmów do niego-. Czytam y:
„...i W ywiódł go- ma d w ó r i rzek ł: Spo jrzyj t e raz k u .niebu a, zlicz gw iazdy; będziiesz-li je mógł zliczyć? I rzekł m u: T ak będ zie nasien ie tw o je ”.
„Spojrzyj k u n ieb u!” — to słow o sk ie ro w an e jest: i ,do ciebie, k tó ry w łaśnie b y ć m oże dzisiaj p a trz y sz ma siebie i sw oje możliwości, i dlatego- s-tajesz się s m u tn y i o g a rn ia cię znie
chęcenie. Mój m iły p rzy ja cie lu , w y jd ź z siebie samego- i s k ie ru j s w e sp o jrzen ie w g ó rę — a zobaczysz g;wiazdy; w szy stk ie one św iadczą o tym , że ob ietn ice Boże istn ie ją napraw dę. Bo
żych o b ietn ic jest tyle, co- gw iazd ma. niebie.
M ówi to n am , że n ie m-a, ani jed n ej tak ie j sy
tu ac ji w życiu, ciem nej i ciężkiej, dla której nie było- b y tak ż e jak ie jś jedn ej obietnicy, jednej gwia-zdy, k tó ra b y -ci zaśw ieciła. Ja k w iele s y tu a c ji — ta k też i w ie le gw iazd.
G w iazd n ie -widzimy w dzień, ale kie-djr nad e jd z ie noc, gw iazdy p ro m ie n ie ją w y ra z i
ście. K ied y w lata ch w ojny b y łem powołamy do- słu żb y w ojskow ej, p rze b y w aliśm y nied ale
ko m iasta. G. P ew nego zim owego popołudnia udałem się 'do m iasta a zm ierzch tym czasem zapadł. W sam y m m ieście było widmo dzięki ośw ietleniu ulic, dlatego- też mie zw racałem uw agi, ani nie -dostrzegłem gw iazd na niebie.
L edw ie ja k a ś pojedyncza, m ogła być d o strz e żona. Le-cz w polu, w ciem nym lesi-e, gdzie znajdow ał się nasz obóz, gdy się spojrzało na niebo, m ożna było ujrzeć, że całe jest błysz
czące od gw iazd.
S p o ty k am y ciem ność na n aszej drodze, a b y ś
m y m ogli ujrzeć gw iazdy. N igdy n ie zobaczy
libyśm y obietnic Bożych, g d y b y mie sp otkała nas bieda. W łaśnie w biedzie zm uszeni jeste ś
m y (podmieść .nasze sp o jrzenie w górę, a. gdy to- uczynim y, w idzim y, że św iecą n a m gw iaz
dy obietnic Bożych. W chw ilach najw iększej boleści i b ied y naro dziła się p ieśń, k tó rą tak chętnie ii często śpiew am y:
Bóg obietnice S w e spełni.
W ieczne i p ew n e są.
Je zu s p o tw ierd ził je w pełni, Św iętą, n ie w in n ą krw ią...
B yły to chw ile, g d y w -domu b ra ta Lew i P e th ru s a ro z trz y g a ła się spraw a życia lub śm ierci. Lecz, w (biedzie tej sz u k ał Boga, i w te d y n ap isał tę pieśń, a w niej i tak ie słow a:
W ierz i ja k A braham ,
Szczerze w niebo w zrok podnieś swój, Rośmi-esz w .nadziei i w ierze,
K iedy gw iazd liczysz rój.
O dw róć sp o jrz e n ie od siebie i od w szyst
kich sw oich trosk, a będziesz zdum iony m nó
stw em gw iazd Bożych -obietnic.
Allan Tornberg tłu m . G. Ja sio k
(„ D e r Ł e u c h t e r ” , n r 12/68)
WTORKI I SOBOTY GOOZ. 17
U
FALI 31 IT R . „GŁOS EWANGELII" PRZEZM E
WOBLO RADIO Z MONTE CARLOV
6
W Y D A W N IC T W A K O Ś C IE L N E
J. Bunyan, WĘDRÓWKA PIELGRZYMA — opowieść alegoryczna o życiu chrze
ścijanina w drodze do niebiańskiej Ojczyzny, pierwsze pełne w ydanie w jęz.
polskim w przekładzie (z oryginału ang.) J. Prowera, opr. płócienna, obwoluta,
liczne ilustracje, zł 25.—
J. Bunyan, DZIEJE LUDZKIEJ DUSZY — dalszy ciąg Wędrówki Pielgrzyma;
przekł. J, Prowera, oprawa płócienna, obwoluta, str. 270, zł 30.—
oprawa kart. zł 25.—
CO TO ZNACZY BYC UCZNIEM JEZUSA CHRYSTUSA — najnowsza książka w y
dana przez Kościół; napisana przez dwóch znanych, autorów tłum. J. Prower.
zł. 15.—
E. Czajko, CHRZEŚCIJANIE EWANGELICZNI W POLSCE — krótkie przed- stw ienie historii i zasad wiary, fotografie, oprawa broszurowa, zł 3.—
DUCHOWE ODRODZENIE — n iew ielka publikacja zawierająca m.in. znaną n ow elk ę-historię pt. P aw eł Smoluch — dzieje jednego nawrócenia, oprawa brosz.,
stron 62, r\ 5. _
A. Kinnear, NORMALNE ŻYCIE CHRZEŚCIJAŃSKIE, książka będąca rodzajem w ykładu i kom entarza na tem at 5, 6, 7, 8 i 12 rozdz. Listu Ap. Paw ła do Rzymian z ang. tłum aczył J. Prower, oprawa płócienna, zł 18,—
A. Kinnear, ŻYCIE W CHRYSTUSIE — w ykład i rodzaj komentarza do Listu do Efezjan; rozdz. 1—3 w ykład części dogmatycznej, rozdz. 4—6 etyka chrześci
jańska, przekł. J. Prowera, oprawa kartonowa i obwoluta. zł 25._
oprawa płóc. zl 30.—
NOWY TESTAMENT I PSALMY (przekład oraz w stęp B. Goetzego), oprawa
płócienna, zł 25.—
PIEŚNI KOŚCIELNE NA CHÓR MJtfiSZANY, WYDANIE II UZUPEŁNIONE, stron 456, 188 pieśni, w iele pieśni niedrukow anych w dotychczas używanych
chóralnikach, opr. płócienna, zł 100.—
O. J. Smith, EWANGELIA, KTÓRĄ GŁOSIMY — w dziesięciu rozdziałach autor om awia w sposób bardzo interesujący treść i form y ew angelizacji, w ydanie II., przekł. W. Benedyktowicza, oprawa kart. estetyczna obwoluta, zł 5.—
O. J. Smith, MĄŻ, KTÓREGO BÓG UŻYWA — książka ta jest żywym i go
rącym św iadectw em na tem at istoty życia chrześcijańskiego; opr. kartonowa, zł 10.—
C. H. Spurgeon, KLEJNOTY OBIETNIC BOŻYCH — WYDANIE IŁ, krótkie roz
m yślania na każdy dzień roku, napisane przez słynnego angielskiego kaznodzieję, który żył w 2 poł. ubiegłego stulecia; opr. płócienna, format kieszonkowy,
zł 30.—
ŚPIEWNIK PIELGRZYMA, część II (z nutami) z zam ieszczonym i na końcu p ieś
niami dla dzieci, oprawa płócienna, zł 50.—
W szystkie zam ów ienia na literaturę prosimy kierować w y ł ą c z n i e na adres;
Zjednoczony Kościół Ew angeliczny, D ział w ydaw niczy, Warszawa, ul. Zagórna 10.
1
W s p o m n ie n ia z k u r s ó w m ł o d z i e ż o w y c h
GDAŃSK
j ^ u r s y biblijno - um u zy k aln ia
jące dla m łodzieży naszego Kościoła — odbyw ające się p ra w ie każdego roku w lipcu — przeszły niem al do trad y cji Zbo
ru gdańskiego. Rów nież i w tym roku od pierw szych dni lipca zborow nicy radośnie oczekiwali n a p rzy byw ającą m łodzież z różnych zakątków naszego k ra ju. N adszedł 3 lipiec, w p ro m ieniach upalnego słońca m ło
dzież coraz liczniej zdążała na ulicę M enonitów, gdzie zn a jd u je się siedziba Zboru i jednocze
śnie m iejsce kursu. D la chłop
ców p rzygotow any b y ł now y nam iot, w k tó ry m z radością za
jęli m iejsca. Po w stęp n ych p rzy gotow aniach pierw szy dzień na kursie szybko dobiegł końca.
W raz z chłodem w ieczornym młodzież zebrała się liczne na podw órzu obok kaplicy i zaczęła śpiewać. N a pieśni tę w ielu z sąsiadów czekało już cały rok.
Tak po kilku godzinach śpiew u zabrzm iała końcowa pieśń:
Stojąc jeszcze chw ilę w k rę gu, w m odlitw ie, oddajem y się w opiekę Bogu. Z egar w ybił go
dzinę 22.00; cichną w okół k a p licy w szelkie głośne rozm owy, m ija jeszcze parę m in u t i gasną św iatła w pom ieszczeniach, w re szcie n astęp u je ostatni przegląd br. Jerzego — zam ykający dzień na kursie. W szyscy bow iem już wiedzą, że następnego dnia przed godziną 7.30 trzeb a zająć m iejsce w kaplicy n a porannej m odlitw ie. W szystkie następne dni b yły podobne do siebie, m ia
ły jednakże dosyć różnorodny i urozm aicony program .
W ykłady biblijne n a kursie odbyw ały się przed południem i czasami po południu. P ro w a
dzili je bracia: S. W aszkiewicz,
— ,,0 Boskości Je zu sa ”, J. Toł
w iński —■ ,,'Etyka”, oraz dwaj studenci ChAT odbyw ający p rak ty k ę w akacy jną w czasie kursu J. A rchutow ski — „O1 ży
ciu Jezu sa” i Z. Józefowicz —
„B iblia a n a u k a ” . Je d en w ykład na tem a t zasad w iary ew ange
licznych chrześcijan wygłosił b ra t E dw ard Czajko — będący gościem k u rsu w G dańsku. Czas w olny od w ykładów młodzież spędzała n a kąpielach słonecz
nych i m orskich. Dzięki pięknej pogodzie kursanci mogli odw ie
dzić dalej położone plaże, jak Sobolewo, G dynia i Brzeźno, najczęściej jed n ak jeździli na Stogi. B yła rów nież okazja od
w iedzenia M alborka a innym r a zem Gdyni, gdzie kursanci zwie
„Słońce zaszło, dzień się skończył, cichną dźwięki,
Tobie Pan ie mój i Boże
składam dzięki . G r u p a m ło d z ie ż y z k u r s u w G d a ń s k u
dzili poiżKi tra n sa tlan ty k „B a
to ry ”.
M iłś chwile przeżyliśm y rów nież z m łodzieżą zborów b a p ty - stycznych, k tó ra rów nolegle z nam i odbyw ała swój k urs b ib lij
ny w G dańsku. W spólnie z n i
mi spędziliśm y 3 wieczory, w tym jeden p rzy w spólnym po
siłku wokół płonącego ogniska urządzonego w ysoko na B isku
piej Górce. Był to niezapom nia
ny w ieczór dla m łodzieży oby
dw u kursów . Śpiew aliśm y w ie le pieśni i słuchaliśm y św ia
dectw m łodych braci i sióstr.
Ś w iadectw a te m ogła słyszeć także licznie zgrom adzona m ło
dzież z te re n u Gdańska.
Błogosławione chw ile p rze
żyw aliśm y podczas nabożeństw ew angelizacyjnych, w czasie których w ielu m łodych k u rsa n tów po raz pierw szy w życiu
^gdjęło decyzję oddania się P a-
,1 Jezusow i.
Nadszedł w reszcie dzień 18 lipca — ostatni dzień kursu.
K ończyliśm y te n dzień przy obficie zastaw ionym stole, k tó ry przygotow ały siostry usłu g u jące. W dniu ty m gościliśmy także w śród nas B ra ta - p re zesa K rakiew icza. Po posiłku m łodzież p rzy stąp iła do rea li
zacji program u, n a k tó ry złoży
ło się w iele żyw ych i dziękczyn
nych pieśni, deklam acji i in.
Słowem Bożym usłużył rów nież br. K rakiew icz — zam ykając ostatni dzień kursu.
N a ty m m iejscu należy także w yrazić serdeczne podzięko
w anie w szystkim siostrom , któ re przygotow yw ały dla nas sm aczne i obfite posiłki. Osob
ne podziękow anie należy w y ra zić br. W aszkiewiczowi — go
spodarzow i k u rsu i przełożone
m u m iejscowego Zboru — za opiekę i w ykłady oraz braciom z Prezydium , k tórzy odwiedzili
nasz kurs.
N ajw iększa jed n a k w dzięcz
ność należy się Bogu, k tó ry był z nam i, pom agał nam i strzegł nas i błogosławił nam te pięk
ne dni spędzone w G dańsku.
J. R.
BRZEŻAWA
\A /d n ia c h od 5 do 24 lipca br.
’ " odbył się w Brzeżaw ie ew angelizacyjno - um uzyk alnia
jący k u rs dla m łodzieży naszej społeczności. Był to już drugi z kolei k u rs tego rodzaju w Brze
żawie. Z tego też pow odu m iał on c h a ra k te r k u rsu Ii-go stopnia dla ty ch spośród uczestników , k tórzy słuchali w ykładów na ubiegłorocznym kursie lipco
w ym w Brzeżaw ie lub w K a ta rzynie. K ierow nikiem k u rsu był b rat W ładysław Sosulski z K ra kow a; w ykładali zaś br. K azi
m ierz Sosuski, br. A natol Ma- tiaszuk, s. K ry sty n a Sokołowska i br. K azim ierz K rystoń. P rog ram k u rsu obejm ow ał m. in. co
dzienne nabożeństw a ew angeli
zacyjne, m odlitw y, w y kład y i zajęcia praktyczne. W ram ach tych ostatnich zorganizow ano szereg ew angelizacji w pobli
skich m iejscowościach. Można powiedzieć, że P an obficie po
błogosławił św iadectw o m łodzie
ży — rozdano bardzo w iele lite r a tu ry chrześcijańskiej o cha
rak terze ew angelizacyjnym , od
były się rów nież po raz p ierw szy nabożeństw a w e wsiach, w k tó ry ch nie było zboru czy p la
cówki. Młodzież z zapałem i ra dością składała św iadectw o o swoim Zbawicielu. Pew ność i
radość zbaw ienia głosiły także pieśni, k tóre tak bardzo polubiła okoliczna ludność. N a długo po
zostaną w pam ięci te piękne chwile, kiedy w otoczeniu bieszczadzkiej p rzy ro d y pły nęła pieśń „G dy na ten świat, spoglądam W ielki Boże...” W y
kłady prow adzone przez braci K. Sosulskiego i A. M atiaszuka obejm ow ały program nauki ew angelizow ania. R ozpatryw ano m. in. kw alifikacje duchowe ew angelisty, a także treść jego zw iastow ania („Boży P lan Zba
w ien ia”), oraz jak należy postę
pować z różnym i kategoriam i ludzi. B ardzo w iele czasu po
święcono nabyciu um iejętności naw iązyw ania k o n tak tu i prze
prow adzenia rozm owy ew ange
lizacyjnej. W ykładam i uzupeł
n iającym i usłużyli także s. K ry sty n a Sokołowska (studentka ChAT) — n a tem a t służby i roli niew iast w Kościele oraz br.
K azim ierz K rysto ń — n a tem at naw rócenia.
P ro gram obejm ow ał także za
jęcia um uzykalniające. W r a m ach tychże uczestnicy kursu pracow icie ćwiczyli pieśni chó
raln e pod k ieru nk iem s. Bogu
sław y Fochtm an, któ re to pieśni chór kursow y śpiew ał na nabo
żeństw ach ew angelizacyjnych.
B racia K. Sosulski i J. K aczm a
rek z W arszaw y prow adzili n au
U c z e stn ic y k u r s u w B rz e ż a w ie
kę gry na gitarze. W czasie n a bożeństw a w bardzo piękny spo
sób usługiw ał zespół in stru m e n taln y (dwoje skrzypiec, flet, m andolina i gitara), k tó ry zastę
pow ał akom paniam ent fish a r
m onii podczas śpiew u zboru.
W ieczorowe nabożeństw a ew an
gelizacyjne (odbyw ające się p rzy św ietle lam p naftow ych) zgro
m adzały tak w ielką liczbę słu chaczy, że sala zborow a nie m o
gła ich pomieścić. G odnym u w a gi jest, że w śród słuchaczy i sym patyków przew ażała m ło
dzież. S tro n a gospodarcza kursu, to przedm iot troski br. W łady
sław a Sosulskiego, a także s.
S tanisław y Sosulskiej i s. Koleś- nik, któ re troszczyły się o chleb powszedni. W ty m m iejscu n a leżą im się słow a uznania, że pom im o bardzo tru d n y c h w a
ru nkó w (zupełny b rak jarzy n spow odow any opóźnioną wio
sną) p o trafiły zaw sze n a czas przyrządzić obfite i sm aczne po
siłki. W ielką pom ocą służyli ta k że bracia i siostry z m iejscow e
go zboru, za co także niech P an nasz im w ynagrodzi. W kursie brała udział g ru p a m łodych braci, którzy dnia 21 lipca udali się w woj. kieleckie na dłuższą w ypraw ę ew angelizacyjną. Po
zostali uczestnicy zakończyli swój pobyt w gościnnej Brzeża
wie 24 lipca, wyw ożąc w spom nienie p ięknych dni przeżytych z P anem i w społeczności Jego lu d u w tej m ałej, zagubionej w śród gór wiosce.
W ierzym y, że Jezus C h ry stus obficie pobłogosławi i da w zrost nasieniu posianem u w sercach ludzi, k tórzy usłyszeli św iadectw o o Nim, otrzym ali Pism o Św ięte i lite ra tu rę ew an
gelizacyjną. Dzięki także skła
dam y naszem u Panu, za tę tak dogodną możliwość a jednocze
śnie prosim y o m odlitw y przy
czyn ne o spraw ę ew angelizacji naszego kraju ]
(am)
WISŁA
W
isła 29. V I.69 — ta d ata w idniała w okólniku K ościoła już od m aja 1969 roku.
Je d n a k dla organizatorów k u r
su przygotow ania, w spierane m odlitw am i, zaczęły się w po
czątkach stycznia 1969 r. Do schroniska „Steców ka” zapro
w adziła nas tra sa zimowego ku- ligu i dziś, post factum , sądzi
m y iż był to tra fn y w ybór. Na w zniesieniu 800 m n.p.m . pan M. Legierski ak tu a ln y gospo
darz w ybudow ał 36 la t tem u górskie schronisko, a opodal sty lowy d rew n iany kościółek k ato licki. M alow niczy w idok grzbie
tów gór otaczający kotlinę rze ki Olzy zachw ycał przybyszów . U ta rty szlak prow adzący tędy w łaśnie n a Górę B aranią spro
w adzał nam w ielu turystów . J u ż w pierw szym tygodniu licz
ba uczestników k u rsu była tak duża (ponad 90 osób), że m ożna było podzielić ich n a cztery r y w alizujące ze sobą w w ielu dzie
dzinach g ru p y (znajomość B i
blii, pilność, czystość, sport).
Nadzór nad pracą każdej z nich spraw ow ał grupow y. N iezależ
nie od tego pod ziału szkolenie prow adzono zgodnie z zain tere
sow aniam i i ch arak terem ku rsu : klaw iatura, dyrygow anie, śpiew solowy i zbiorowy, gra n a g ita
rze w dwóch grup ach (począt- na m andolinie i skrzypcach.
Spędziliśm y ze sobą tam praco
w ite trz y tygodnie pełne rado
ści, śpiew u i bogate w różno
rodność przeżyć. Bez w ysiłku nie byłoby osiągnięć. Ćwiczono więc w grupach i ind yw id ual
nie, w godzinach zajęć oraz w każdej w olnej chwili.
Zw ykły dzień przebiegał na,- stępująco. Każdego p o ran k u b u dził ńas ze sn u dźw ięk trąbki, k tó rą niepodzielnie w ładał ■ br.
Je rz y B yrtek. Po czym k rótka gim nastyka, porządki, p o ranna m odlitw a i śniadanie. P o ra n nych m odlitw nie m ożna zbyć jed n y m słowem. N a początku w spom niałam o drew nianym kościółku katolickim . Spokoj
n e zdobione w n ętrze w r e gionalnym stylu, bardzo sk ro m n y ołtarz, którego jed y n ą ozdobą była d rew nian a lipow a ram a z w yrzeźbionym w izerun kiem aniołów ulatu jących do
nieba. W szystko to stw arzało % nastrój spokojny, m odlitew ny.
Tu w łaśnie z pom ocą Bożą za
czynaliśm y każdy nasz dzień.
A by w ypożyczyć św iątynię, po
trzeb a było porozum ieć się z m iejscow ym proboszczem oraz księżm i sp raw ującym i opiekę nad tą placów ką w ciągu lata.
N aw iązane w ten sposób zna
jomości i ko n tak ty były w za
jem nym zbudow aniem , gdyż w spólnie m odliliśm y się śpiew a
jąc i chw aląc naszego Pana.
. Czas do obiadu w ypełniony był w ykładam i bib lijno -m u- zycznym i. Godziny popołudnio
w e zaś, aż do kolacji, m iały c h a ra k te r w ypoczynkow y. Wez
w anie na kolację oznaczało zm ianę stro ju i nastroju , gdyż w ieczory choć bardzo różniły się m iędzy sobą i k ry ły w sobie niespodzianki, n a ogół m iały ch a ra k te r pow ażny. O godz. 19 odbyw ały się nasze codzienne nabożeństw a ew angelizacyjne.
Mimo, iż schronisko było odda
lone od głównej drogi, często przybyw ali d o , nas goście, k tó
rzy usługiw ali na ty ch w łaśnie nabożeństw ach. I tak odwiedzili nas B racia: St. Krakiew icz, K.
Sniegoń, J. Cieślar, J. Kędzior, A. K om inek, J. Mrózek, J. P ro w e r z m ałżonką, J. Sacewicz z gośćmi ze Zw. Radzieckiego, oraz m ałżeństw o z Anglii.
Cieszyliśm y się kilkudniow ą obecnością br. J. W ojnara z Cie
szyna, k tó ry dyrygow ał zapro
szoną przez nas orkiestrą z Wi
sły. D w ukrotnie odw iedziła nas i usłużyła pieśnią g ru p a m ło
dzieży ze zboru w M alince. Od
w iedzili nas rów nież księża ewangeliccy, a m ianow icie ks.
Fiszkal i ks. G ringiel w raz z dw om a w spółw yznaw cam i.
Ze szczególną życzliwością spotkaliśm y się ze strony B ra
ci — przełożonych okolicznych Zborów. Tę życzliwość czuliś
m y podczas ich w ielokrotnych odwiedzin, św iadectw i m odlitw.
W ierzym y iż ta więź u stóp J e zusa nie przem inie, lecz w zra
stać będzie ku Bożej chwale.
Być w górach i nie zdobyć kil
ku szlaków turystycznych, to
„być w Rzym ie i papieża nie w idzieć”. Zaliczaliśm y w ięc szla
ki górskie. J a k k to m ógł — pie
szo, samochodem, końm i. By
liśm y na B araniej, Czantorii, W