• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXII. 26 ( 1109 ).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXII. 26 ( 1109 )."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

t e 26 ( 1109 ). W a r s z a w a , d n i a 2 8 c z e r w c a 1 9 0 3 r . Tom XX II.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

P R RN UMK RATA „WSZECHŚW IATA44.

W W arsz a w ie: rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2.

Z p rzesy łk ę p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

OGÓLNY O B IE G ATM OSFERY.

Znakom ity m eteorolog H ildebrand Hilde- brandsson ogłosił świeżo doniosłe dzieło p. t. „R aport o m iędzynarodowych obserw a- cyach obłoków, przedstaw iony M iędzynaro­

dowemu K om itetow i meteorologicznemu.

Szkic historyczny. P rą d y ogólne atm osfery".

Poniżej podajem y, za Revue Scientifiąue, streszczenie epokowych pod " ..giędami badań, zaw artych w k.?ji|zce H ildebrands- sona.

Doniedawi .i m e U> o r o 1 o g o w ie, k tó iz y usiło­

wali zbad średnich i w yższych w arstw atinnsferv, zadowala!' *ę bardzo niewielką ilością obserwacyj- i starali się z nich wydo- b ," możliwie najwięcej wniosków, czy to kierując się intuicyą, czy to stosując do zło­

żonego tego zagadnienia rachunek m atem a­

tyczny.

Po raz pierwszy w dziele powyżej wymie- nionem znakom ity m eteo ro lo g . upsalski tra k tu je tę kw estyę, posiłkując się jedynie czystą obserwacyą, nie wproAvadzając żadnej hypotezy, żadnych rozw ażań a priori. To też nie dziw, że otrzym ane wyniki na wielu ważnych pu n k tach różnią się od poglądów wszystkich poprzednich badaczów.

H ildebrandsson posiada specyalną kom- petencyę do tego rodzaju badań. Ju ż prze­

szło dwadzieścia pięć lat tem u zapoczątkow ał |

on je, ustanaw iając na podstawie obserwa- cyj ruchów obłoków pierzastych (cirrus—

wysokość 8 do 11 km) fa k t rozbieżności mas powietrznych ponad depresyą barome- tryczną o dolnym ruchu zbieżnym. W ro­

ku 1878 podnosił on konieczność obserwo­

wania iw*- Vn obłoków górnych (pierza­

stych, cirrus) i dolnych (kłębiastych, cumu- lus) w kilim.stei&y&feh* óraz o głaszan ia icii

!, 'Wyników. W tym sam ym d u ch u w ystępo ­ w ał w r. 1879 a a kongr< sie w R zym ie.

W r. 1882 w K openhadze M iędzynarodo­

wy stały K om itet m eteorologiczny poruczył Britonow i Capelli, Hildebranssonowi i Leyo- wi przygotow anie raportu w tej kwestyi;

rap o rt ten odczytano na następnej sesyi K om itetu w P aryżu w r. 1885. Uchwalono, aby w kilku krajach ogłaszano in extenso obserwaeye kierunku i prędkości pozornej obłoków pierzastych i kłębiastych.

A toli doświadczenie okazało, że zdobycie rzeczywistego pojęcia o ruchach mas powie­

trza w ym aga większej dokładności obserwa­

cyjnej. Okazało się, że trzeba śledzić ju ż nie dwa tylko kształty obłoków, lecz wszystkie ich kształty, przyczem każdy kształt odpo­

wiada dość dokładnej wysokości średniej.

W przypadkach szczególnych m ożnaby zresz­

tą mierzyć bezpośrednio wysokości. Zagadnie­

nie przedstaw iało się jako bardzo złożone.

Trzeba było naprzód porozumieć się co do

nazw poszczególnych kszałtów obłoków oraz

(2)

W SZECHŚW IAT

JSfś 26

co do kształtów samych, albowiem między głównem i typam i uszczeblowany je s t szereg odm ian pośrednich.

J u ż w r. 1879 H ildebrandsson, odpow ia­

dając n a życzenie, w yrażone przez kongres m eteorologiczny w W iedniu, ogłosił pracę

„O klasyfikacyi obłoków, stosow anej w ob- serw atoryum m eteorologicznem w U p sali“, ilustrow aną fotografiam i. Z drugiej strony E kholm i H agstróm przeprow adzili w latach 1884—1885 pom iary wysokości i prędkości różnych kształtów obłoków. N asuw ały się natenczas p y tan ia : czy pom iary te zgadza­

ły się z oznaczeniami, dokonanem i w roz­

m aitych pu nktach kuli ziemskiej? czy same k ształty typow e obłoków przedstaw iają się jednakow o w rozm aitych krajach? Zanim na py tan ia te nie odpowiedziano, w yraz „kla- syfikacya“ nie m ógł mieć żadnego określo­

nego znaczenia.

Prace L aw rencea R otcha, C laytona i Fer- genssona w obserw atoryum na Blue-H ill (M assachusetts), obserwacye m aryn arzy an ­ gielskich pod kierow nictw em ^ u k o w e m K lem ensa L eya, wreszcie ' od róże n a ­ około św iata P " :f a A bercrum byego dow io­

dły, żr'.rObłoki przybieraj jedn e i te same kształtloj.ft całej kuli ziemskiej, i że średnia wysoko; ażciego Z -tych k ształtó w w aha się mięc iOf" i liskiemi granicam i »’ na­

leżności *ocr tem peratury średniej danego miejsca.

To też w r. 1883 A bercrom by i H ilde­

brandsson przedstaw iają K rólew skiem u T o ­ warzystw u m eteorologicznem u w L ondynie klasyfikacyę obłoków, k tóra następnie u sta­

liła się wT nauce bez żadnych praw ie zm ian W r. 1889 na m iędzynarodow ym kongresie meteorologicznym w P a ry żu H ildebrandsson odczytał swój „R aport o klasyfikacyi obło­

ków ", a na konferencyi m iędzynarodowej, zebranej w M onachium w r. 1894, przyjęto za p u n k t wyjścia do u stalenia klasyfikacyi i oznaczeń obłoków piękny A tlas obłoków, ułożony przez H ildebrandssona, N eum ayera i Koeppena. W reszcie w r. 1896 ogłoszo­

n y został M iędzynarodow y atla; obłoków w trzech językach z 28 tablicam i kolorowa- nemi; autoram i jego s ą : H ildebrandsson, R iggenbach i Teisserenc de Bort.

K onferencya m onachijska uchw aliła, żeby pom iary ru chu i wysokości obłoków były

przeprow adzane w ciągu całego roku, od 1 m aja 1896 do 1 m aja 1897 r., w stacyach rozsianych po całej powierzchni ziemi. T er­

m in ten przedłużono do końca r. 1897 dla stacyj, które nie m ogły zdążyć na maj. Dla następnego okresu badań nowa liczniejsza Kom isya obłoków rozesłała w styczniu r. 1898 form ularz-wzór, k tó ry m iał ujedno­

stajnić publikacye obserwacyj. Albowiem w artość naukow a obserwacyj w znacznej mierze zależy od tej jednostajności.

■* *

*

D A W N IE JS Z E T EO K Y E O K K Ą Ż E N IU OGÓLNEM A T M O SFER Y .

W r. 1686 H alley w ygłosił zasadę, że, wobec obniżania się tem peratury powietrza od równika ku biegunom, a więc wobec te ­ go, że powietrze jest lżejsze na równiku,

„m usi” istnieć w atm osferze prąd górny zw any „rów nikow ym 11, idący od rów nika do biegunów, oraz prąd dolny albo powierzch­

niowy zwany „biegunow ym 11, sprow adzają­

cy masy pow ietrza od bieguna do równika.

W r. 1775 w celu w ytłum aczenia faktu, że pasaty półkuli północnej, m iędzy rów ni­

kiem a zwrotnikam i, dm ą od północo-wscho­

du nie zaś od północy, H alley zwrócił uw a­

gę na to, że w skutek obrotu ziemi wszelki prąd odchyla się w praw o na półkuli naszej, w lewo n a półkuli południowej.

Zaznaczm y m im ocboder,, śe r>a początku X I X stulecia Rommo w dziele sweuw.c w ia­

tra c h i prąd ach kuli ziemskiej podał pierw­

szy praw dziw ie genialny szkic teoryi krąże­

nia powietrza na powierzchni ziemi, ale tylko na pow ierzchni,—szkic, który, następ­

nie M aury, przez zebranie niezmiernie ob­

fitych dowodów, dopełnił i udoskonalił.

Romme zwrócił uwagę na nagrom adzenia pow ietrza między równikam i, n a południo­

wo-zachodnie w iatry stref um iarkow anych naszej półkuli, na w iatry północno-zachod­

nie półkuli południowej. W ćwierć wieku później Dove wziął tu za p u n k t wyjścia tw ierdzenie, że w iatry kontr-pasatow e (t. j.

dmące między 5 a 15 kin wysokości ponad w arstw ą pasatów) opuszczają się na p o­

wierzchnię ziemi wzdłuż zwrotników i stają

się na naszej półkuli „kontr-pasatam i dolne-

m iu lub „dolnem i w iatram i równi ko wemi".

(3)

K> 26

W SZECHŚW IAT

387 Tak więc, gdy w edług H alleya w iatry bie­

gunowe i równikowe przechodzą jedne po nad drugiem i, Dove przypuszczał, że obie te przeciwne sobie m asy powietrza dm ą bez­

pośrednio po powierzchni ziemi. Tarcie w za­

jem ne tych prądów m iało wyw oływ ać wiry.

Teorya ta, ja k się później okazało, sprzeci­

w iała się wielu stw ierdzonym faktom m eteo­

rologicznym, co też spowodowało jej upadek.

M aury w r. 1885 przyjął ideę opuszczania się kontr-pasatów nad zw rotnikam i; lecz w iatry te, staw szy się powierzchniowemi w iatram i południowo-zachodniemi, m ają, je ­ go zdaniem, w irow ać dokoła bieguna pół­

nocnego i powracać górnem i w arstw am i ku zwrotnikom , gdzie znowu opuszczają się na powierzchnię „krzyżując się bez m ieszania1' z kontr-pasatem wznoszącym się w górę.

Cząstka pow ietrza, wychodząca od równika, ma tedy zakreślać drogę k ształtu co w płasz­

czy znie pionowej zanim znowu do równika powróci.

W r. 1856 Forrel, stw ierdzając istnienie niskich ciśnień i wirów, wznoszących się w okolicach kół biegunoAvych, przypuścił, że w strefie tej zachodzi dokoła całej kuli ziemskiej nowe skrzyżowanie się prądów.

W edług niego cząstka pow ietrza wyszła od rów nika wznosi się naprzód jako kontr- pasat, opuszcza się następnie ku zw rotniko­

wi, posuwa się po powierzchni jako w ia tr południow o-zachodni w strefie um iark o w a­

nej, wzm '‘i wśę k u k o łu biegunow em u, opa­

da w irtijąc d ook o ła bieguna, odbiega odeń ja k o pow ierzchniow y w ia tr północno-wscho­

dni, w znosi się w okołic&koła biegunowego, przechodzi ja k o w iatr górny nad strefą um iarkow aną,; opuszcza się znowu do zw rot­

nika i staje się znowu pasatem. To samo odbywa się n a półkuli południowej syme­

trycznie względem równika.

W r. 1857 Thom son ogłosił teoryę, będą­

cą kom binacyą poglądów F orrela i Halleya.

W raz z tym ostatnim przypuścił on istnie­

nie górnego prądu, idącego od zw rotnika ku biegunowi i p rąd u powracającego do rów ni­

ka; ale tem u pow rotnem u prądow i kazał płynąć na wysokości kilku kilom etrów nad powierzchnią ziemi; między tym prądem pow rotnym a powierzchnią umieścił on pio­

nowy obieg pow ietrza z krzyżowaniem się, bardzo zbliżony do przyjętego przez Forrela.

Zkolei i F orrel w prowadził modyfikacye do pierwotnej swej teoryi raz w r. 1860, potem w r. 1869, przyczem uwzględnił po­

glądy Thom sona na ruch najwyższych w arstw atm osfery.

Z aletą teoryj obu tych meteorologów by­

ło, że zgadzały się one z kilku najistotniej- szemi faktam i, m ianowicie z istnieniem p a ­ sów m inim um barom etrycznego, jednego u równika, drugiego nieco n a południe od koła biegunowego; pasa m axim um barom e­

trycznego u zw rotnika Raka; praw dopodob­

nego ciśnienia ponad biegunem; kierunku północno-wschodniego pasatu oraz kierunku południowo-zachodniego w iatru powierzch­

niowego strefy um iarkowanej (to samo, sy­

metrycznie, na półkuli południowej). W adą ich teoryj, w stosunku do górnych w arstw atm osfery był brak dostatecznych dowodów, zaczerpniętych z doświadczenia.

Czy czyste doświadczenie potwierdza tę teoryę, opartą w części na znanych faktach, w części zaś na hypotezie? Oto zagadnie­

nie, jaki>>‘ przedstaw ił sobie H ildebrandsson i k tó re g o ś • b>2zaniu poświęcił praw ie w y­

łącznie ostatnichJ łat trzydzieści. Pierwsze w yniki tych badi«ń 'ogłosił w r.'18fc w Qtrar- terly Journal, król. ang. tow. rr .oorolog.

Od owego czasu z;n rał on sk atni'- do­

k um enty drukowane lńh'-pk' enne, na który eh by oprzeć można usiano wie-nie dla każdego miejsca średniego kierunku obło­

ków 'górnych dla całego roku.

Osiągnięte przezeń wyniki nie dają osta­

tecznego rozw iązania całego zagadnienia, ale ju ż teraz stwierdzono fak ty pozytyw ne nadzwyczajnej wagi, zmieniające bardzo p o ­ ważnie teorye dawniejsze : do faktów tych będzie się m usiała przystosować wszelka nowa teorya. K ierunek badań został raz na zawsze określony; w m iarę wzrostu ilości obserwacyj otrzym ać będzie można dokład­

niejszą średnią roczną, średnie półroczne, później jeszcze średnie miesięczne, które wskażą, ja k i o ile zmienia się ogólny obieg atm osfery od jednej pory roku do drugiej.

Poniżej podajem y w yniki, dotychczas ju ż ustalone, a wielką, i pod licznemi względa­

mi decydującą posiadające doniosłość.

ijs

j

{;

*

(4)

3 8 8

W SZECHŚW IAT

N » 2 6

W yniki . 1) Ponad rów nikiem (ściślej : ponad równikiem cieplnym i obszarem za­

cisza równikowego) istnieje w ciągu całego roku prąd wschodni, którego średnia pręd ­ kość określona została w sposób bardzo prosty. P am iętnem i są zjaw iska optyczne, jak ie nastąpiły po w ybuchu w ulkanu K ra ­ k a ta u (w sierpniu 1883); zjaw iska te, w y­

w ołane przez kurz w ulkaniczny, obiegły n a­

około kulę ziem ską od wschodu do zachodu ponad rów nikiem w ciągu d w unastu do trz y n a stu dni. P rąd y , niosące te n kurz, płynęły tedy z prędkością 37 m na se­

kundę.

2) Ponad obszai’em pasatów (między rów ­ nikiem a zw rotnikiem ) p anuje k o n tr-p a sa t g órn y południow o-zachodni na półkuli pół­

nocnej, północno-zachodni na półkuli połud­

niowej.

3) Ten ko ntr-p asat odchyla się coraz bar­

dziej na praw o i staje się wreszcie prądem zachodnim ponad poziomem m axim um ba- rom etrycznego zw rotników , gdzie opuszcza się on i podsyca.

4) Obszary, położone n a równikowej g ra ­ nicy pasatu wchodzą zależnie od pory roku to w strefę pasatu, to znów w obszar ciszy równikowej. Przed niem i płynie więc m u ­ son górny : k o n tr-p asat zim ą a rów nikow y prąd wschodni latem .

5) Ciśnienie spada ustaw icznie od wyso­

kich ciśnień u zw rotników ku kołom biegu­

nowym . To też pow ietrze stre f um iarko­

w anych w ciągnięte je s t w wielki „wir bie­

gunow y “ obracający się z zachodu na wschód. Obrotow y ten ruch posiada, ja k się zdaje, ten sam ch arakter co zw ykły cy­

klon : pow ietrze w arstw dolnych w iruje ku środkowi, a pow ietrze w arstw g órn y ch od­

dala się odeń coraz bardziej z wysokością ponad pow ierzchnią ziemi aż do najw yż­

szych obszarów dostępnych dotychczas dla obserwacyi (15 do 18 km).

6) Grórne w arstw y pow ietrza ze stref um iarkow anych rozciągają się ponad w yso­

kie ciśnienia zw rotnikow e i tam opa­

dają.

7) Nieprawidłowości, stw ierdzone na po ­ w ierzchni ziemi, zwłaszcza w obszarze m u ­ sonów w Azy i, znikają ju ż naogół n a wyso­

kości obłoków dolnych lub pośrednich.

8) Trzeba zupełnie porzucić m yśl o pio­

now ym obiegu między zw rotnikam i a bie­

gunem , przyjm ow aną dotychczas przez For- rela i Thomsona.

m. h. h.

ZM IANY W SPOSOBACH G N IE ŻD ŻE N IA S IĘ PTA K Ó W .

K ażdy g atun ek ptaków m a właściwy so­

bie sposób gnieżdżenia się : gdy jedne obie­

rają miejsce na gniazdo w dziuplach, inne umieszczają je na gałęziach, a jeszcze inne w dołku w ziemi; gdy jedne tk ają gniazda z rozm aitych zdziebełek i włókienek, inne spajają m ateryał ziemią lub śliną, albo też w ygrzebują korytarze w ziemi i tam dopie­

ro umieszczają kolebkę dla dzieci i t. p. Sło­

wem, każdy gatun ek trzym a się pewnego określonego sposobu, podług którego budo­

wali jego przodkowie i do którego pobudza go instynkt. Nie można jednakże twierdzić, że ów sposób budow ania gniazd nie ulega żadnym zmianom, że je s t zawsze jed n a k o ­ wy; przeciwnie wiele spostrzeżeń dowodzi, że ów in stynkt przynajm niej u niektórych ptaków byw a bardzo naw et plastyczny, że um ieją one przystosowywać się do okolicz­

ności i wprowadzać zm iany w sztuce budo­

w ania gniazd.

Przedew szystkiem , najwięcej rozmaitości można zauważyć w doborze m ateryału, uży­

tego do budowy. W praw dzie każdy ptak poszukuje zazwyczaj pewnego mniej lub więcej określonego m ateryału, ale gdy go niema, posiłkuje się innym , jaki m u się uda znaleźć. Słynne gniazdo rem iza byw a zwy­

kle utk ane z w łókien i puchów roślin nad­

wodnych; jeżeli atoli niem a takich włókien zupełnie albo przynajm niej w dostatecznej ilości, to p ta k zbiera m ateryał zwierzęcy i buduje je z sierści wielbłądziej, koziej lub owczej, ja k to m ożna widywać na gniaz­

dach, pochodzących z nad jeziora Aralskie- go, albo naw et z włosia końskiego, ja k o tem wspom ina Pallas.

T ak samo dość często można zauważyć

zm iany w wyborze m iejsca na gniazdo. J e ­

żeli niem a b rak u miejsc odpowiednich do

gnieżdżenia się, to ptak, natu raln ie, obiera

przedewszystkiem takie, w jakiem przyw ykł

(5)

N i 26

W SZECHŚW IAT

osiadać zwykle. Ale że na ziemi istotom żywym je s t zawsze mniej lub więcej za cia­

sno, że interesy każdej z nicli wchodzą, nie­

raz w sprzeczność z interesam i sąsiadów, wypada więc często walczyć o to właściwe miejsce, nie zawsze przytem z pomyślnym skutkiem, w ypada nieraz ustąpić i przenieść się na inne mniej dogodne.

Nie w szystkie ptak i odznaczają się jedna­

kową zdolnością w tym kierunku, w każdym atoli razie u bardzo wielu stwierdzono znaczną rozm aitość w obieraniu miejsca na gniazdo.

Sokół wędrowny (Falco peregrinus) gnieź­

dzi się w krajach górzystych po niedostęp­

nych skałach; w okolicach gęsto zaludnio­

nych a posiadających duże lasy, obiera sobie na m ieszkanie wierzchołki najwyższych drzew albo w braku ich stare zamczyska, wysokie wieże, osiedla się nieraz naw et w m iastach. Brehm wspomina, że sam wi­

dyw ał tego ptaka, gnieżdżącego się na wie­

żach Berlina i A kw izgranu, na wierzchołku kościoła św. Stefana w W iedniu oraz kate­

dry w Kolonii. Ale sokół zamieszkuje ta k ­ że płaskie i m ało zaludnione rów niny pół­

nocy, gdzie niem a ani gór, ani lasów, ani wysokich wież : stosując się do okoliczności, gnieździ się on tam na ziemi, wśród drob­

nych zarośli, albo gdy i tych niem a wprost na środku moczarów, z jak ich składają się

tundry. *

Czasami p tak i obierają sobie bardzo na­

w et niezwykłe miejsca na osiedlenie się.

Taczanowski wspom ina o muchołówce, któ­

ra słała gniazdo za okiennicą. Bingley opo­

wiada o parze jaskółek, które zbudowały gniazdo na ciele puszczyka przybitego sta­

rodaw nym barbarzyńskim zwyczajem nad stajnią, a gdy następnie zdjęto w jesieni stam tąd puszczyka i zawieszono natom iast pustą skorupę, jaskółki,pow róciw szy na wio­

snę, osiedliły się w niej natychm iast i urzą­

dziły tam gniazdo. H. K rohn znalazł w r. 1882 w okolicy H am burga na leżącem na uboczu m row isku samiczkę potczosa (Emberiza schoeniclus), wysiadującą 4 jajk a w zagłębieniu, jakie pozostawiły koła wozu na starej m ało używanej bocznej drodze.

Ten sam autor widział, ja k sikora bogatka (Parus major) gnieździła się przez kilka la t z rzędu w rurze odpływowej starej pompy,

stojącej bez użytku; a białorzytka (Saxicola oenanthe) pod starym kotłem, który leżał przewrócony w dole, skąd dawniej w ybiera­

no piasek. Nie było to zupełnie właściwe miejsce dla tego ptaka, który w zwykłych w arunkach gnieździ się w kupach kam ieni lub dziurach w skałach i dopiero w braku tych właściwych sobie kryjów ek osiedla się w sągacli drzewa lub dziuplach drzewnych, położonych tuż przy ziemi, a w ostateczno­

ści gdy m u i ty ch zabraknie, w byle jakich dziurach. Spostrzeżenie K roh na nie jest bynajm niej odosobnione, bo i Taczanowski powiada, że znajdowano gniazda białorzytki w czaszkach końskich, a czasami znowuż w strzechach, a więc naw et na pewnej wy­

sokości nad ziemią.

Szczególnie często korzystają różne ptaki z gniazd innych ptaków tego samego lub innego gatunku, zajm ując je i składając w nich własne jaja . Przedstaw ia to wiel­

ką dogodność, gdyż jednocześnie stanowi oszczędność czasu i pracy, jaką osiągają, zajm ując ju ż gotowe gniazda, które wy­

m aga co najwyżej drobnych przeróbek.

H. K rohn powiada, że porządkując skrzynki dla ptaków znajdow ał w nich nieraz gniaz­

da usłane na jajach innego ptaka, który zginął przypadkowo, albo też może został wypędzony z siedziby przez późniejszych mieszkańców. W r. 1897 ten sam badacz znalazł koło Kolonii gniazdo czapli, złożone z dwu warstw : spód jego stanowiło pier­

wotne gniazdo z 3-ma jajam i, na których usłane było nowe z chróstu brzozowego, a w niem 5 ja j. Innym razem to drugie gniazdo usłane było nie na jajach, lecz na kościach młodych czapli, których rodzice zostali zabici, a następnie i młode zginęły, gniazdo zaś zajęła nowa para, a popraw iając je, przykryła szczątki dawniejszych miesz­

kańców. Jeszcze ciekawsze gniazdo K rohn znalazł w r. 1902 : było to stare gniazdo wrorlie, które po kilkakroć zmieniało właści­

ciela. Po wronie nie zostało w niem już żadnego śladu, a zato na dnie leżało 7 jaj zwykłej kaczki krzyżówki, która, ja k w ia­

domo, w wyjątkow ych razach gnieździ się na drzewach. Ale nie kaczka zamieszkiwa­

ła wówczas to gniazdo : ja ja jej były zupeł­

nie zagrzebane w w arstw ie sierści mysiej,

któ rą wysłała gniazda ostatnia jego właści-

(6)

3 9 0

W SZECHŚW IAT

M 2 6 cielk a—p u s tu łk a i n a stę p n ie zło ży ła w niem

5 w ła sn y c h ja j. N iek tó re p ta k i ta k p rz y ­ zw y cza ja ją się do k o rz y s ta n ia z cu dzych g n iazd , że w ła sn y c h nie budują, p ra w ie n i­

g d y , lecz zaw sze s ta ra ją się osiedlić w ju ż g o to w y ch , ja k np. k a n ia i n ie k tó re inne.

C zasam i n ie k tó re p ta k i osied lają się tu ż obok in n y c h w ty ch sa m y c h g n ia z d a c h lub dziup lach , co n ieraz b y w a n a w e t połączone z niebezpieczeństw em życia.

P ow szech n ie w iadom o, że w róble za jm u ją b ardzo często spodnie części g n ia z d orlich, g d y jedn ocześnie w g ó rn y c h m ieszk a ją p r a ­ w ow ici ich w łaściciele. W y żej w sp o m n ian y H . K ro h n opow iada, że p rzez l a t 4 (od r. 1883 do 1887) w pew nej stodole g n ie ź ­ d ziły się w d w u p u sty c h k o sza ch tu ż obok siebie : w je d n y m k u ra , a w d ru g im p u sz ­ czyk. In n y m razem zn a la zł on puszczy ka, gnieżdżącego się razem ze szpakiem w s ta ­ ry m w y p ró c h n iały m dębie w tej sam ej d ziupli. P u szczy k za jm o w a ł dno dziupli w g łęb i p n ia, szpak boczną je j odnogę w chodzącą w je d n ę z g ru b y c h gałęzi. P u s z ­ czyk m iał je d n o ja jo w gnieździe, szp a k — pięć.

K aczk a o h a r czyli p o d g o rzelec (V ulpan ser tad o rn a ), zw an a ta k ż e gęsią n orow ą, g n ie ź ­ dzi się w n o ra ch n a p o b rz eża ch lub w bliz- kości w ody. N a jc h ętn iej p rz y te m zajm u je ona n o ry opróżnione przez in n e zw ierzęta, ja k lisy, kró lik i, b o b ak i i t. p. G dy je d n a k nie m oże znaleźć p u sty c h , osiedla się w n ich tu ż obok p ie rw o tn y c h w łaścicieli m ieszka­

nia. W szyscy p ra w ie badacze p o tw ierd z ają zgodnie, że bard zo często zam ieszk u je ona je d n e n o ry z lisem , a i sam a je j n az w a ła ­

ciń sk a (V ulpanser) stan o w i odbicie teg o spo­

strzeżenia. P o zo staje ty lk o z a g a d k ą dlacze­

go lis zachow uje się w zględem niej ta k d eli­

k a tn ie i n ie k o rz y s ta z w ybo rnej sposobno­

ści sko szto w an ia m ięsa w spółto w arzyszek m ieszkania.

Z p rz y to c zo n y ch p rz y k ła d ó w widać,- że p ta k i czy to z konieczności, z b ra k u od p o ­ w ied n ich k ry jó w e k , czy z chęci oszczędze­

nia sobie p ra c y i czasu, o b iera ją n iera z n a gniazdo m iejsca zu p e łn ie o d m ien n e od ty ch , w ja k ic h gn ieżd żą się zazw yczaj. P o c ią g a to za sobą n iera z p ew n ą nied ogo dność, a m ianow icie zm ian ę w sposobie b u d o w a n ia g n iazd a , w y w o łan ą w łaśn ie o dm ien n em i w a­

ru n k a m i tej now ej m iejscow ości. Może to b y ć w y w o łan e zarów no p o trz e b ą p rz y sto so ­ w a n ia k s z ta łtu g n iazd a do in n y ch zarysów p od staw y , ja k i odm iennem i w a ru n k am i k lim aty czn em i. N iek tó re p ta k i u m ieją w ów ­ czas doskonale w p ro w ad zić odpow iednie zm ian y w budow ie. W A m ery ce północnej z n a jd u je się p ta k , zw any p tak iem b altim o re (Ic te ru s g a lb u la s. H y p h a n te s B altim ore) z ro dzin y Ic te rid a e , blizko spokrew nionej ze szpakam i. P ta k ów m a dość znaczny obszar rozm ieszczenia, zam ieszk uje bowiem zarów ­ no północne, ja k i p ołu dnio w e części A m e­

ry k i półno cnej. G niazdo swoje um ieszcza zaw sze n a drzew ach, ale b u d u je je inaczej, zależnie od teg o czy g nieździ się n a północy, czy n a p o łu d n iu , m iano w icie ro bi j e m niej lu b więcej ciepłem . W sta n a c h p o łu d n io ­ w y c h spo rządza je z ta k zw anego m chu hiszp ańsk iego , u k ład ają c go luźno, ta k że p o ­ w ietrz e p rz en ik a w szędzie z łatw o ścią p rzez ściany; w e w n ątrz nie k ład zie ża d n y ch m a te ­ ry a łó w , zabezpieczających od zim na, i w do­

d a tk u um ieszcza zw ykle g n iazd o n a północ­

nej stro n ie drzew , żeby się zabezpieczyć od p ro m ien i słonecznych.

Z u p ełn ie inaczej b u d u je je w sta n a c h pół­

n o cn y ch : tu ta j przed ew szy stk iem zaw iesza j e n a gałęziach , zw róconych k u po łudniow i, żeb y zapew nić sobie ja k n a j więcej ciepła, a ścian y w y k ła d a od w ew n ątrz, jak n a jd e li- k atn iejsze m i i najm iększem i m atery ałam i, żeby w gn ieźd zie było m ożliw ie ciepło.

T a k i sam objaw m ożna zau w aży ć u e u ro ­ p ejskich k rzyw odziobów (Loxia). P ta k i te gn ieżd żą się w ro z m a ity c h p o rach ro k u z a ­ ró w n o w lecie, ja k i w zim ie, ale g d y g n iaz­

d a zim ow e m a ją ścian y g ru b e n a 3 cm, letnie o dzn aczają się nadzw yczaj cienkiem i ścia­

nam i.

Z m ian y w sposobie b u d o w a n ia g n iazd obserw ow ał T aczan ow ski u naszej pokrzew - k i cierniów ki (C u rru ca s. S y lv ia c in e re a ):

g nieździ się o n a zw ykle w głęb i d ro b n y c h k rzaczk ó w n a w ysokości 1 m i b u d u je g n iazd o rz ad k o u słan e z tw a rd y c h g ałęzi- s ty c h ło d y żek zielonych. C zasam i je d n a k ściele je n a ch w astach p ra w ie tu ż p rz y zie­

m i : w ów czas d o biera m atery ałó w d e lik a t­

n iejszy c h i lżejszych, g łó w n ie tra w ia sty c h ,

ale za to p rz e ty k a je zn acznie ściślej, ta k że

ścian k i są b ardziej sp oiste i grubsze, co n a ­

(7)

M 2 6

W SZECHŚW IAT

39 1

tura,lnie równoważy większą delikatność m ateryału i zapew nia należytą moc gniazdu.

Słowem, różne ptaki w mniejszym lub większym stopniu posiadają zdolność przy­

stosowywania- się do zmienionych warunków i w prow adzania pew nych zmian w sposobie gnieżdżenia się. Zm iany te niekiedy przy­

bierają ch arak ter stały, stają się przyzw y­

czajeniam i trw ałem i. Takie zm iany dają się zauważyć szczególnie łatw o u ptaków, które przystosow ały się do nowych w arun­

ków, wyw ołanych przez działalność czło­

wieka.

Człowiek w prow adza liczne zmiany w ota­

czającej go przyrodzie, i żadne ze stworzeń w okolicy, zamieszkanej przez człowieka, nie może usunąć się z pod jego wpływu, tylko że dla jednych ze zwierząt byw a on pom yślny, dla innych wręcz zgubny.

Gdy człowiek wznosi mniej lub więcej wysokie budowle, gdy przy swej gospodarce produkuje różne odpadki, z których mogą korzystać zwierzęta, w ytw arza on dla nich pomyślne w arunki istnienia, ściąga je do swego sąsiedztw a i robi bezwiednie na pół domowemi stworzeniam i. P taki, zwłaszcza gnieżdżące się w szczelinach skał lub w dziuplach drzew nych opuszczają odważ­

nie swe m ieszkania i przenoszą się do ludzi, zachęcone tem, że znajdują u nich zarówno k ą t na gniazdo, ja k i dostateczną ilość po­

karm u. W róble, jaskółki, jerzyki, kawki, niektóre g atu n k i sów i wiele innych przed­

staw iają przykłady ptaków , które dobrowol­

nie zmieniły zupełnie dzikie życie na wol­

ności na półdoinowe w sąsiedztwie ludzi.

To samo dotyczę bociana, k tóry od wieków przyłączył się do ludzi i dziś Wyjątkowo ty l­

ko gnieździ się w lasach.

Nie zawsze atoli działalność człowieka w y­

daje ta k pom yślne skutki dla ptaków.

Człowiek swą gospodarką przerzedza a na­

w et w ycina zupełnie lasy, osusza, błota, nadkłada, niw eluje g ru n t i t. d., a w ten sposób niszczy niezliczoną ilość kryjówek, w których ptak i przyw ykły gnieździć się od wieków. K ażde zrąbane drzewo to klęska nietylko dla tych, których gniazdo znajdo­

wało się na niem w danej chwili, ale wogóle dla całego rodu ptaków nadrzewnych, gdyż wskutek tego zmniejsza się ilość miejsc odpo­

wiednich dla nich n a mieszkanie. K ażde

osuszone m okradło—to hasło do wyniesienia się w inne strony dla ptaków błotnych, k tó ­ re zakładają gniazda na grząskim i niedo­

stępnym gruncie moczarów. Ta strona działalności człowieka daje się szczególnie we znaki ptakom , gnieżdżącym się w dziu­

plach. Ju ż od sam ych początków trzebienia lasów drzewa spróchniałe, dziuplaste padały ofiarą częściej od innych, teraz zaś jeszcze staranniej wycina się wszelkie zepsute drze­

wa niż dawniej, a one właśnie stanow ią dla nich jedyną właściwą kryjów kę. To też ptaki gnieżdżące się w dziuplach, zostałyby z czasem praw ie zupełnie pozbawione moż­

ności istnienia w krajach cywilizowanych, gdyby z jednej strony nie zmieniły same obyczajów i nie odw ażyły się przenieść w najbliższe sąsiedztwo człowieka, a z d ru ­ giej gdyby człowiek nie ułatw ił im tego przez urządzanie skrzynek na mieszkanie, które najdoskonalej zastępują im dziuple.

T aka zmiana m iejsca pobytu okazała się n a­

wet dla niektórych gatunków bardzo po­

myślną.

Ciekawego przykładu pod ty m względem dostarcza szpak w Niemczech. Ptakow i te­

mu, dopóki mieszkał on wyłącznie w lasach i gnieździł się w drzewach dziuplastych, brak m ieszkań zaczął się dawać dotkliwie we znaki już od dawna i był czas, gdy zau­

ważono powszechnie w całych prawie Niem­

czech wyraźne zm niejszanie się ilości szpa­

ków. Stosunki zmieniły się na lepsze do­

piero wtedy, gdy szpaki zam iast w dziu­

plach odważyły się gnieździć wprost przy m ieszkaniach ludzkich, w pustych a naw et zamieszkanych budynkach, oraz w skrzyn­

kach, które ludzie zaczęli urządzać dla nich, oceniwszy należycie pożyteczność tych p ta­

ków i potrzebę ich ochrony. U nas szpak nie wszedł jeszcze w tak bliskie stosunki z człowiekiem, rozporządza bowiem większą ilością miejsc dzikich na mieszkanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że z czasem i u nas przeniesie się on również w bezpo­

średnie sąsiedztwo ludzi, gdy brak mieszkań w lasach zacznie m u dotkliwiej dawać się we znaki.

Za_granicą, a zwłasżcza w Niemczech, b ar­

dzo ju ż wiele ptaków przyzwyczaiło się do gnieżdżenia się w skrzynkach : oprócz szpa­

ków robią to mniej lub więcej dawno w róż-

(8)

3 9 2

W SZECH ŚW IAT

JSfo 2 6 n y ch m iejscow ościach sikory, k o w alik i, r u ­

dziki, m uchołów ki, pliszki i n ie k tó re inne.

S ąsiedztw o człow ieka i je g o działaln o ść m oże sprow adzić n iera z g ru n to w n e i g łęb o ­ ko sięgające zm ian y w o b y cz ajach ptak ó w , ja k to m o żn a zau w aż y ć n a w róblach.

P ta k i te n ie należą b y n a jm n ie j do osiedla­

ją c y c h się w d ziu p lac h : w szyscy ich k re w ­ n ia c y u rz ą d z a ją m niej lu b więcej k u n sz to w ­ n e g n iazd a, s ta ra n n ie u tk a n o i su to w y słan e, za m k n ię te ze w szy stk ich stro n , pró cz bocz­

nego otw oru. I nasz w róbel dom ow y g n ie ź ­ d ził się ta k sam o p rzed w iekam i, g d y jeszcze p ęd z ił zu pełnie w olny żyw ot; od k ie d y je d ­ n a k zw iązał swe istn ie n ie z człow iekiem , zaczął gnieździć się po ro z m a ity c h d ziu ra ch : w strze ch ac h , pod d aszach , p o d ry n n a m i, g zy m sam i i t. p., zarzu ciw szy s ta ra n n ie i k u n sz to w n ie b u d o w a n e g n iazd a .

N ie za p o m n iał je d n a k zu p e łn ie d aw nego ta le n tu : drzem ie w n im zaw sze odziedziczo­

n a zdolność do bud o w y sztu cz n y ch gniazd, a s p ry tn y p ta k um ie z niej sk o rz y sta ć, ile ­ k ro ć zajdzie teg o p o trz e b a i w y p a d n ie m u znów gnieździć się n a drzew ach , ja k przed w iekam i. Z a k ła d a o n w ów czas n a g ałęziach bardzo s ta ra n n ie g n iazd o , splecione k u n sz ­ to w n ie ze słom y, sia n a oraz in n y c h cienkich łodyżek, a m ając e k s z ta łt o w a ln y z otw orem z boku. Z m niejszenie się ilości strzech, a ta k ż e w ogóle d zisiejszy ro d zaj b u d y n k ó w , zw łaszcza w w ięk szy ch m ia sta c h , zm u szają w ró b la coraz częściej do w y d o b y w a n ia n a ja w ty c h d aw n y ch a za rzu c o n y ch ta le n tó w .

T a g a rs tk a p rz y k ła d ó w nie w y c zerp u je b y n ajm n iej k w e sty i, k tó ra zre sz tą nie je s t w cale ta k ła tw ą do w y c zerp a n ia, dow odzi je d n a k w k aż d y m razie, że in s ty n k t b u d o w ­ n iczy p ta k ó w u leg a p e w n y m zm ianom w m ia rę zm ien iając y ch się okoliczności, że jeże li nie w szy stk ie p ta k i, to p rz y n a jm n ie j p e w n a ich ilość um ie p rz y sto so w y w ać się do n o w y ch w a ru n k ó w i sposoby gn ieżd że­

n ia się m odyfikow ać odpow iednio.

B . D yakow ski.

U Ż Y T E C Z N O Ś Ć

N IE K T Ó R Y C H M E T A L I R Z A D K IC H Z G R U P Y P L A T Y N Y .

N iew iele m in iem y się z p ra w d ą , jeżeli za­

ro d e k k u ltu ry ludzkiej p rz y p isz em y w ro ­

d zonem u n am popędow i z a sta n a w ia n ia się n ad u żyteczn ością i p rz y d atn o ścią do u ż y t­

k u k ażdej rzeczy. Z w ierzę p o szu k u je tylk o teg o , co m u je s t n iezbędnie do ży cia a ra ­ czej do p o d trzy m a n ia istn ie n ia p otrzebn e, nie zw raca zaś uw ag i n a p rzedm ioty w p ier

w o tn y ch p o trze b ach n ieuży teczne. C zło­

w iek przeciw nie w obec każdego n iezn an ego m u p rz ed m io tu u w y d a tn ia zm ysł w y n a la z­

czy, d ając m u ja k iś pożytek . W id zim y to częstokroć n a p rz y k ła d a c h bard zo n ieraz śm iesznych i zab aw n ych, ja k m ianow icie lu ­ dzie dzicy u ży w ają p rzed m iotó w p rzem y słu euro pejskieg o, k tó re p rzy p ad k o w o d oszły do nich, lu b k tó re n a b y li p rzez zam ianę.

W ścisłym zw iązku z k w e sty ą uży teczn o­

ści rzeczy i p rzed m iotó w zn a jd u je się te n b ra k zain te reso w a n ia się, ja k i ogół lud zki sta le okazuje d la ty ch rzeczy lub zjaw isk, k tó re uzn an e zo stały za bezużyteczne. Czło­

w iek np. niezdolny lub n ied orosły do oceny z n a cze n ia dla ludzkości n a u k i i sztu ki, z za­

dow oleniem w y ra ża sw ą w zg ard ę d la ty c h objaw ów d u c h a ludzkiego.

L ecz n a w e t w iedza czysta, k tó ra n a sz ta n ­ d arze sw ym w y p isu je h asło ty lk o b a d a n ia a n ie ek sp lo ato w a n ia p rz y ro d y , ty lk o p o ­ z n a n ie c a ło k sz ta łtu św iata, n aw et ona od­

ró ż n ia ciała n ie p rz y d a tn e nikom u, obojętne, od ty c h , co n a w e t w tłu m ie w zbu dzają za­

ciekaw ienie.

P rz y k ła d w ty m w zględzie — to zachow a­

n ie się nasze w zględem t. zw. p ierw iastk ó w rzad k ich . S ta n o w ią one więcej niż połowę ty c h 70 p ierw iastk ó w chem icznych, ja k ie zn a m y n a k u li ziem skiej. W y k ry c ie k ażde­

go z n ich sp o ty k ało się z pow szechnem u zn an iem i zapew niało nieśm iertelno ść szczę­

śliw em u od kryw cy. L ecz n a tem koniec.

Okoliczność, że ta k i p ierw ia ste k ta k dłu go u k ry w a ł się p rzed okiem lu dzkiem , k azała zazw yczaj przy pu szczać, że je s t g o n a św ie- cie bardzo m ało, a zatem o użyteczności m ow y być w ta k ic h w a ru n k a c h n ie może.

Z ad aw alan o się zazw yczaj zaregestro w an iem w in w e n ta rz u n au k i ich w łasności p o d any ch p rzez odkryw cę. P o te m szły w zap om nie­

nie, dopóki sam e o sobie n ie p rz y p o m n iały ,

u k a z u ją c się tam , gdzie się ich b y n ajm n iej

n ie spodziew ano. Jeszcze p rz ed 20 la ty n a

w y k ła d a c h u n iw ersy te ck ich nie okazyw ano

ich słuchaczom , a w iele je s t do dziś p o d ­

(9)

N# 2 6

W SZECHŚW IAT

3 9 3

ręczników, gdzie albo są one pom inięte zgo­

ła, albo tylko z imienia wspomniane. J e d ­ nakże w czasach ostatnich okazuje się, że z bardzo m ałemi w yjątkam i można otrzy­

mać bardzo pokaźne masy praw ie każdego t. zw. pierw iastku rzadkiego, jeżeli rozumie się nie pożałujem y kosztów i tru d u często dość znacznego. Rzadkość ich polega nie na w ystępow aniu w kilku zaledwie odleg­

łych od siebie p u n k tach kuli ziemskiej, ale na tem , że są one domieszane do ciał innych w niezm iernie czasami m ałej, w prost zniko­

mej ilości. N auka nie wypracow ała jeszcze m etod oznaczania dokładnego tych znikomo m ałych śladów substancyi, większość bo­

wiem współczesnych metod analitycznych nie sięga w swej ścisłości poza jednę dziesiątą procentu. W szelka zatem domieszka w ilo­

ści mniejszej od tysiącznych części całej m a­

sy z n a tu ry rzeczy loży już poza granicam i błędów i brak jej lub prze wyżka musi być przypisana błędom metod, jeżeli rozum ie się nie zdradzi swej obecności jakąś reakcyą wybitną, chakakterystyczną, łatw o w oczy wpadającą. Pom im o to, te pierw iastki rzad­

kie, to jest te znikome domieszki mogą niejednokrotnie zająć bynajm niej nie zni­

kome stanow isko w gospodarce przyrody, a naw et człowieka, choćby wtedy, gdy stano­

wią tysiączne a może i m ilionowe części. Tak np. S onstad t w ykazał, że w m etrze sześcien­

nym wody morskiej znajduje się zaledwie kilka dziesiętnych m iligram a złota, a zatem jest to mniej niż m iliardowa część, a jednak gdybyśm y wyciągnęli z mórz i oceanów wszystko zaw arte w nich złoto i rozdali po­

między ludzi, każdy z żyjących byłby m i­

lionerem. Podobnież dzieje się z innem i t. zw. pierw iastkam i rzadkiem i, które wszak­

że trudniej jest w ykryć niż złoto.

Pomimo to m nożą się coraz bardziej do­

wody, że i te pierw iastki nie są tak drobno rozsiane, ja k się pierw otnie wydawało.

A przem ysł, bogacący arsenał swTych środ­

ków w coraz to nowe sposoby i m etody, po­

trafi wydobyw ać i stosować coraz to więk­

sze ilości ty ch ciał, zdawałoby się ta k nie­

uchw ytnych.

Gdyśm y ju ż o złoto potrącili, pozostańmy w dalszej mowie przy grupie t. zw. metali szlachetnych. W ybitne w niej stanowisko zajm uje rodzina m etali platynow ych. W szyst­

kie one są pierw iastkam i rzadkiemi. Długi czas przypuszczano, że znajdują się one tyl­

ko n a Uralu. Później jednak znaleziono skały platynonośne na rozległych obszarach Borneo, w Stanach Zjeduoczonych i w Ame­

ryce południowej.

Dawno ju ż m inęły te czasy, kiedy nie wie­

dziano co robić z platyną; dziś zastosowanie tego pięknego cennego m etalu jest ta k roz­

powszechnione i Urozmaicone, że ostatniem i czasy podniesiono cenę jej w obawie, że produkcya nie wystarczy ani w połowie na zapotrzebowania. Jednakże przekonano się później, jak to ju ż niejednokrotnie w in­

nych przypadkach miało miejsce, że obawy te były zupełnie bezpodstawne. Nowe źród­

ła tego m etalu odkryte zostały niebawem, gdy okazało się, że obfitują weń piaski rzek syberyjskich. Stąd wniosek, że góry, będą­

ce tych rzek początkiem, kryją w sobie w prost przechodzące wszelkie wyobrażenie skarby platynowe.

J a k jednakże platyna je s t na świecie roz­

powszechniona, poucza nas przykład nastę­

pujący. K iedy w państw ie niemieckiem zaprow adzano w alutę obecnego kursu, prze­

robiono wszystkie stare monety, mianowicie rozpuszczano je, wydzielano czyste srebro, otrzym yw ano rozumie się wcale pokaźną ilość miedzi i oprócz tego okazało się, że sta­

re talary zaw ierają dość znaczne ilości złota i co najdziw niejsza—platynę. Ta ostatnia rozumie się stanow i domieszkę bardzo drob­

ną, lecz ważna w tym razie jest okoliczność, że srebro platynę zawierające pochodziło ze wszystkich stron świata, platyna zatem jest wszędzie, tylko w bardzo subtelnem roz­

cieńczeniu.

Jeżeli zatem platyna jest tak szeroko roz­

powszechniona, to samo utrzym yw ać może­

my o jej towarzyszach. W fabrykach, gdzie przerabiają wielkie ilości platyny, m etale do niej domieszane stanow ią wcale pokaźne p ro dukty uboczne. Przem ysł dawno oglą­

dał się za ich zastosowaniem do celów p rak ­ tycznych. Nasamprzód zwrócono uwagę na iryd, jest go bowiem z tych wszystkich domieszek najwięcej. M etal ten posiada

j

wszystkie dodatnie cechy platyny w stopniu

| znacznie wyższym. Pierwszem zastosowa-

| niem tego m etalu był wyrób stopu używ a­

nego na m iary normalne, wzorcowe, gdyż

(10)

3 9 4

W SZECH ŚW IAT

J\ó 26 p la ty n a sto p io n a z iry d em je st b ard zo tw a r ­

d a i szty w n a , co ro z u m ie się w ty m p rz y ­ p a d k u je s t rzeczą p ierw szo rzęd n ej w agi.

Lecz prócz te g o w czasach o s ta tn ic h w n ie­

k tó ry c h in n y c h p rz y p a d k a c h iry d czysty rów nież zo stał zasto so w an y .

P ró cz iry d u z p la ty n y m u szą b y ć w y d z ie­

lone in n e jeszcze p ie rw ia stk i, pom im o że z n a jd u ją się one w niej n iera z w ilościach bardzo i b ard zo n iezn aczn y ch . Je d n a k ż e w w ielk ich fa b ry k a c h i ty ch p ie rw ia stk ó w zebrać m ożna w p ro st im p o n u ją ce ilości. K il­

k a la t tem u a n g ie lsk a fa b ry k a firm y „ J o h n ­ son, M a tth e y i sp .“ n a je d n e j z w y sta w prz ed staw iła ce n tn a ro w ą b ry łę ro d u , je d n e ­ go z rzadszych to w arzy szy p la ty n y , to je s t w y stęp u jąceg o w ilościach ja k n a jd ro b n ie j­

szych. C ena tej b ry ły b y ła n iezm iern a, by ­ ła to je d n a k ż e w a rto ść ty lk o idealna, g d y ż w obec nieum iejętn o ści zasto so w an ia teg o m e ta lu nie było żad n eg o n a ń za p o trzeb o ­ w ania.

D ziś je d n a k ju ż sp ra w a stoi inaczej. R od je s t cennym m a te ry a łe m do w y ro b u te rm o ­ m etró w e lek try czn y c h , p o zw alający c h nam m ierzyć d o k ład n ie te m p e ra tu ry ponad 1500°, g d y te rm o m e try szklane najw yżej słu ży ły do 550° i to w w a ru n k a c h b ard zo szczegól­

n y c h i og raniczonych.

J e d n y m ze szczególniejszych m etali g ru p y platy n o w ej je s t pallad. Z p o zo ru podo b n y on je s t do sreb ra, lecz w y b itn ie ró żn i się odeń przed ew szy stk iem w łasnością p o c h ła ­ n ia n ia w ielkich ilości w o d o ru . W łaściw ość ta p o słu ży ła do w y k ry c ia p a lla d u , czego do­

k o n ał ch em ik angielski G ra h a m , n ie m a ona je d n a k zasto so w an ia techniczneg o. Z a sto ­ sow anie jeg o polega n a czem innem , m ia n o ­ w icie n a czułości, z ja k ą re a g u ją zw iązki teg o ciała n a n a jd ro b n ie jsz e n a w e t ilości za­

bójczego d la człow ieka g a z u - tle n k u wę­

gla. P a p ie re k zw ilżony solam i palad o w em i czernieje w z e tk n ię ciu ze ślad am i tle n k u w ęgla w atm o sferze. U ż y w am y go w ięc tam , gdzie czuw am y, aby nie w y p ły w a ły n a zew n ątrz gazy, tle n e k w ę g la zaw ierające, i w ielu ju ż g ro ź n y m niebezpieczeństw om za- pobieżono, k o rz y sta ją c z tej reak cy i.

Osm i ru te n są to m etale szlac h etn e ty lk o przez to, że w to w a rz y stw ie szlac h etn y ch w y stęp u ją, g d y ż w te m p e ra tu rz e odpow ied­

niej sp alają się w p o w ietrz u i d a ją c iała lo t­

ne, bard zo tru jąc e, kw as osm ow y i ru te- now y.

K w a s osm ow y je s t w ażnym o d czy n n i­

kiem w techn ice m ikroskopow ej, m ian o w i­

cie n ajd ro b n ie jsz a k ro p elk a tłuszczu, k tó ra z łatw o ścią u sz ła b y o ka badacza, czernieje p o tra k to w a n a ty m odczynnikiem p ła tw o w i­

do czn ą się staje '). Osm w stopie z iryd em zastosow ano rów nież. Z iarn k a , będące p o ­ łączeniem ty ch dw u m etali, często zn a jd u ją się w p laty n ie i w skałach p la ty n ę za w iera­

ją c y c h . O p ierają się one stateczn ie w szy st­

k im sposobom i m etodom , stosow anym w p rz e ra b ia n iu p laty n y . O ddaw na zia rn k a te ja k n a j sta ra n n ie j oddzielano od p la ty n y i o d rzu cano ja k o rzecz zup ełnie w artości p o ­ zbaw ioną. P la ty n ę p ó łn o cno -am ery kań ską n a w e t uw ażano p raw ie za zupełnie nie p rz y ­ d a tn ą do u ży tk u i przeró bk i, ta k w iele za­

w ierała ona ciał, o k tó ry ch m owa.

Z ia rn k a te o p iera ją się n iety lk o w szelkim cz y n n ik o m chem icznym ale n ajsiln iejszy m ud erzen io m m łota, p rzyczem tw a rd e są ja k d y a m e n t. P ew ien am e ry k a n in dla tej w łas­

ności sp ro bo w ał p rz y lu to w a ć je do ko- n iu szczk a p ió r zło ty ch do p isa n ia .

J a k w iadom o staló w k i nasze niszczą się zaró w n o chem icznie ja k m echanicznie.

Z że ra je a tra m e n t, a prócz teg o ko niec ich ściera się o p ap ier, k ró tk i je s t więc ich ży­

w ot zazw yczaj. D aw no więc p róbow ano ju ż robić p ió ra złote, ab y uczy n ić je nieczu- łem i n a d ziała n ie chem iczne a tra m e n tu , lecz złoto, m iększe od stali, d aw ało pióra_

dro g ie a m niej trw a łe niż stalow e. N a stę p ­ n ie usiłow ano w czub ki p ió r zło ty ch w p ra ­ wić m aleń k ie d y am en ty , ale to było jeszcze niedogodniejsze, podnosiło cenę p ió ra, a czy­

niło g o grubern, szorstkiem w p isa n iu i przy- tem pom im o n ajstara n n iejszej o p ra w y d y a ­ m e n ty w y p a d a ły po dość k ró tk iem u ży ­ w aniu.

W szy stk ich ty c h w ad u n ik n ię to , g d y do czubków złotego p ió ra p rz y lu to w a n o k aw ałek osm ku irydow ego. T a k a k o m b in acy a u czy ­ n iła złote p ió ra am ery k ań sk ie niezniszczo-

■) Kwas osmowy w czasach ostatnich jest jednym z najbardziej używanych odczynników znakomicie utrwalających tkanki zwierzęce: stąd znaczne jego zastosowanie w technice histolo­

gicznej.

(11)

K o 2 6

WSZECHŚWIAT

3 9 5

nemi. Znane są przypadki ciągłego używ a­

nia ty ch piór w ciągu lat dwudziestu, bez najm niejszego dla nich uszczerbku. Jeżeli się one psują to tylko przez nieostrożność, nigdy od użycia normalnego.

Pióro złote robi się ja k zwykle. G dy jest już wykończone, lecz jeszcze nie rozcięte, wlut.owuje się w czubek bryłkę m aleńką stopu osmowo-irydowego. Po w lutow aniu pióro na chwilę dotyka brzegu tarczy stalo­

wej, cieniutkiej ja k najsubtelniejszy papier, obracającej się niezm iernie szybko. Przeci­

na ona pióro w raz z tw ardem jego „oku- ciem “. Rozum ie się należy zachować jak- najw iększą ostrożność i aby przecięcie to wypadło w środku pióra. G dy operacya ta w ykonana została pomyślnie, czubek roz­

ciętego pióra poleruje się pyłkiem d ia m e n ­ towym. Oko uzbrojone w silną lupę doj­

rzy wtedy na końcu pióra białe ziarnko tego dziwnie tw ardego metalu na dwie połówki przecięte.

Dopóki zastosowanie osmu i irydu o gra­

niczało się tylko na tym osobliwym prze­

myśle, pomimo wielkiej ilości tych piór, ziarnka osmowo-irydowe odpowiedniej wiel­

kości i k ształtu w ybierano z odpadków po­

zostałych po przeróbce platyny. W iększa część zatem tych odpadków irydowo-osmo- wych nie m ogła być używ ana wobec tego, że ziarnka nie m iały należytej form y i były zam ałe lub zawielkie.

Piętnaście lat tem u zaczęto wyrabiać tak zwane stylografy, to je s t pióra, w których atram en t ścieka na papier przez przewierco­

n y koniuszek. A by wyciekanie to było jed ­ nostajne, w kanale zawierającym atram ent i w czubku znajduje się cienki ruchom y pręcik, po którym atram en t spływ a na pa­

pier. Cały ten przyrząd robiony był z k au­

czuku i złota, aby opierał się chemicznemu działaniu atram entu. Aby jednak nie ście­

rał się, myślano o zastosowaniu do w yrobu jego jakiegoś m ateryału tw ardego a nieczu­

łego na odczynniki chemiczne. Należałoby więc zrobić z irydoosm u stożek i ten prze­

wiercić, nie było wszakże sposobu na zlanie w jednę masę ziarnek irydoosmowych, ziarnka zaś przyrodzone dostatecznej wiel­

kości były jeszcze rzadsze niż te, które były przydatne na w yrób piór rozciętych. I tu jednakże w końcu poradzono sobie. Od- |

kryto, że irydoosm z fosforem ogrzew any daje mieszaninę łatw o topliwą, tak że może ona być w lana w formę kształtu potrzebne­

go. Można więc piasek osmoirydowy stopić w bryłę. Odlano więc potrzebne do w yrobu stylografów stożki ze stopu fosforowoosmo- woirydowego, a potem uwolniono je od do­

danego fosforu przez wypalanie w sproszko- wanem wapnie i w ten sposób znów prze­

tworzono na czysty osmoiryd. Od tego czasu w Ameryce przemysł, poświęcony wy­

robowi tych piór napełnianych, rozw inął się bardzo, jednakże do E uropy nie przeszedł w większym zakresie. E ahrykacya ta zuży­

wa wcale znaczne ilości osmoirydu.

Takie więc je s t zastosowanie techniczne osmu.

Ze wszystkich metali grupy platyny ruten jeden tylko nie jest jeszcze metalem tech­

niki.

T ak więc grup a ciał, która zwracała uw a­

gę tylko nielicznych badaczów, dziś wchodzi do przem ysłu jak o m ateryał techniczny i po­

woli wchodzić zaczyna do rzeczy użytku codziennego.

E M IL D U N G ERN .

NOW E DO ŚW IA DCZEN IA NAD EIZY O LO G IĄ ZA PŁO D N IEN IA . >)

J u ż dawniej wiedziano, że plem niki dane­

go g atuk u nie w nikają do jaje k innego g a ­ tunku, chyba bardzo blizko pokrewnego.

Z doświadczeń P feffera wynikało, że muszą istnieć jakieś substacye, które działają che- m otaktycznie na plemniki, ale następne ba­

dania Bullera nie doprowadziły do żadnych pewnych wyników w tym wzgędzie. Dun- gern podjął więc na nowo te badania i zadał sobie pytanie, czy w jajk ach znajdują się substancye, które wniknięciu obcych plem ni­

ków przeszkadzają i czy zapłodnieniu przez plem niki tego samego g atu n k u sprzyja ja ­ kaś specyficzna funkcyą protoplazm y. Do-

') Neue Versuche zur Physiólogie der F3e-

fruchtung w Zeitschrift fiir Allgemeine Physiolo-

gie v. Dr. Max Verworn t. I. Jena, 1902..

(12)

396

W SZECH ŚW IAT

M 26 św iadczenia sw oje p rz e p ro w a d z a ł n a jeżo w ­

cach (E chinus m ic ro tu b e rc u la tu s, S phaere- ch in n s g ra n u la ris, S tro n g y lo c e n tro tu s livi- dus, A rb a cia p u stn lo sa ) i ro z g w iazd a ch m o r­

skich (A sterias g lacialis, A stro p e c te n a u ran - tiacus). O tóż m ó g ł się on przek o n ać, że isto tn ie ja jk a rozgw iazd z a w ie ra ją p ew n ą su b stan cy ę, d ziała ją cą zabójczo n a p lem n ik i jeżow ców . T ę to k sy czn ie d ziała ją cą sub- sta n c y ę m o żn a o trzy m a ć przez w y tra w ie n ie w odą ro z ta rty c h ja je k rozgw iazd lub przez ich zagotow anie. P o za sto so w an iu n aw et b ard zo słab y ch roztw orów tej su b stan cy i, p lem n ik i u leg ały zn iek sz tałcen iu i o kazy­

w a ły w y b itn e ob jaw y śm ierci ju ż po upły- w ie '/'2 go dziny , podczas g d y p lem n ik i ro z ­ g w iazd n a d a l sam odzielne ru c h y zachow y ­ w ały. T e m p e ra tu ra 60° nie niw eczy d z ia ła ­ n ia ty c h jadów , a n o rm a ln a su ro w ica k ró lik a działa silnie an ty to k sy cz n ie , ta k , że d ziałan ie je j ró w n o w aży się z d ziała n ie m surow icy k ró lik a, k tó rem u p oprzednio j a j a rozg w iazd zastrzy k n ięto . P o d o d an iu ta k ie j surow icy do n aczynia, w k tó re m się z n a jd o w a ły ja ja rozgw iazd i p lem n ik i jeżow ców , m ożna było zauw aży ć pod ział n ie k tó ry c h ja je k n a dw a a n a w e t i cztery b lasto m ero n y , jed n ak o w o ż b ró zdko w anie by ło t a k n iew y raźn e , że o tw o rz en iu się m ieszańców w ty m p rz y p a d ­ k u z ca łą pew nością tw ierd z ić nie m ożna.

M im o to je d n a k ż e d ziała n ie su ro w icy nie ulegało żadnej w ątpliw ości, g d y ż p lem n ik i jeżow ców przez d łuższy czas p o zo staw ały p rzy życiu, podczas g d y w w odzie m orskiej bez suro w icy króliczej w obec ja je k ro z ­ g w iazd w k ró tk im bardzo czasie o bum ierały . J e d n a k n iety lk o w ja jk a c h ro zg w iazd z n a j­

d u ją się te su b stan cy e toksyczn e; p o d o b n a z u ­ p ełn ie po d w zględem jak o ści is to ta zn a jd u je się w śluzie A steria s g lacialis. I tej sub­

stan cy i d ziała n ie tru ją c e u n ic e stw ia su ro w i­

ca królicza.

Obie te isto ty , zaró w n o pochod ząca z j a ­ je k , ja k i z a w a rta w śluzie, ro zp u szcz ają się w 90%' alkoholu, z k tó reg o je m o żn a strą c ić eterem , obie ta k ż e ro z p u szczają czerw one c iałk a k rw i k ró lik a. Z teg o D u n g e rn w y sn u ­ wa w niosek, że p ro to to p la z m a ro z g w iazd p o ­ siada w ogóle m niej lu b więcej d la różnych organizm ów tru ją c ą su b stan cy ę, k tó ra ty m zw ierzętom słu ży za b ro ń zaczepną i od­

p o rn ą.

In a cze j n a to m ia st p rz ed staw ia się t a sp ra ­ w a u jeżow ców . T e p o siad ają w cały m sze­

re g u nóżek k leszczyk ow atych (Pedicellaria) tru c iz n ę (v. U exkull), k tó ra d ziała zabójczo n a p lem n ik i rozgw iazd; nie w p ły w a zaś, albo ty lk o słabe d ziałan ie w y w iera n a p lem n ik i jeżow ców . Je d n a k ż e w przeciw ień stw ie do ro zg w iazd , w śluzie jeżow ców , ani w proto- p lazm ie ich ja je k tru c iz n y te j nie znaj d ujem y.

M im o to plem n ik i ro zg w iazd do ja je k jeżo w ­ ców nie w n ik ają. To n ap ro w ad ziło D un- g e rn a n a m yśl, że m uszą istn ieć jeszcze in n e prz y czy n y , k tó re p rzeszk ad zają zap ło d n ie­

n iu ja je k przez obce plem niki.

T em d ziała n ie m je s t ag lu ty n ac y a, t. j. zbi­

ja n ie się p lem nik ów pod w pływ em pew ny ch su b stan cy j w m niejsze lub w iększe m asy (obok ich obum ierania). A g lu ty n in y te z n a jd u ją się ta k w g alareto w ate j osłonce j a j ­ ka, ja k i w całej pro to p lazm ie rozgw iazd.

R o zg w iazd y p o siad ają a g lu ty n in ę p rze­

ciw p lem n ik om jeżow ców i n ao d w ró t jeżow ­ ce—przeciw ciałkom n asien n y m rozgw iazd.

J e d n a k w ja jk a c h nie w szy stkich jeżow ców zn a jd u je m y podob ne a g lu ty n in y , np. b ra k ich zupełnie u S p h aerech in u s g ra n u la ris.

D latego , sądzi D u n g e rn , fu n k c y i specy­

ficznej ja je k jeżow ców w sp raw ie zap łod nie­

n ia nie m ożna w y jaśn ić do stateczn ie przez sam ę ty lk o specyficzną ag lu ty n a c y ę obcych plem ników .

W ja jk a c h jeżow ców zn a jd u ją się i ta k ie su bstancy e, k tó re p o b u d za ją obce plem niki, np. rozgw iazd, do pew nych ruchów . P od w p ływ em ty c h sub stan cy j p lem n ik i ro z­

gw iazd zbliżyw szy się do ja je k jeżow ców n a ­ ty c h m ia st zb aczają ze swej d ro g i, albo u s ta ­ w ia ją się w płaszczyźnie stycznej do ja jk a . N ic w ięc dziw nego, że w ty m p rz y p a d k u za­

pło d n ien ie do sk u tk u dojść nie może.

W y p a d a ło jeszcze zbadać, czy w ja jk a c h z n a jd u ją się i ta k ie su bstancy e, k tó re sp rz y ­ ja j ą w n ik n ięciu p lem ników teg o sam ego g a ­ tu n k u . D o św iadczenia D u n g e rn a i tę w ą t­

pliw ość w zupełności u su n ęły . A m ian o w i­

cie zau w aży ł on, że, jeżeli p lem n ik i i ja jk a teg o sam ego g a tu n k u zm ieszam y, to w ów ­ czas p lem n ik i obok b ardzo słab y ch ruchów s p ira ln y c h po k ró tszy m lu b dłuższy m czasie u s ta w ia ją się p ro sto p ad le do pow ierzchni ja jk a , p rz y le g ając d o ń bezpośrednio g łów ką.

P o zy cy i tej, k tó rą m usim y uw ażać za zasad ­

(13)

Js|ó 2 6

W SZECHŚW IAT

3 9 7

niczą i konieczną przy w nikaniu plemników do jajek, zgoła nie zauważam y w razie zmie­

szania jajek i plem ników odm iennych ga­

tunków zwierząt. Plemniki wtedy, ja k wia­

domo, albo zbaczają ze swej drogi, albo przyjm ują położenie styczne do powierzchni jajka. M ożnaby jed nak przypuścić, że przy­

czyną tego prostopadłego ustaw ienia się plem ­ ników wobec jajek tego samego rodzaju nie są jakieś specyalne substancye produkow ane przez jajk a, ale że ustaw iają się one prosto­

padle dlatego, że wszelkie te trucizny, aglu- ty n iny i t. p. substancye, o których p rze d ­ tem była mowa, na plem niki tego sam ego gatun ku nie działają, plemnikom zaś obcym przeszkadzają w tem ustaw ieniu się.

I tę wątpliwość D ungern usunął.

Rozcierał on mianowicie ja jk a jeżowców i mieszał taką m iazgę z żelatyną. Rozdro- biwszy następnie tę masę na m aleńkie k u ­ leczki, w sypyw ał pew ną ich ilość do naczy­

nia z wodą m orską, do którego wlewał plem ­ niki jeżowców. Przew ażna część plem ni­

ków ustaw iała się prostopadle do powierzchni kuleczek żelatynow ych. Zachodziło teraz pytanie, w jak i sposób odbywało się działa­

nie ty ch substancyj. Otóż D tm gern dowiódł, że działanie to polega na zaham owaniu po­

budliwości plem ników, w skutek czego one na pobudki m echaniczne, ani chemiczne nie reagow ały, a przylepiw szy się raz główką do galaretow atej osłonki jajk a, w tej pozy- cyi zostały unieruchomione. Ze było to istotnie tylko zaham owanie pobudliwości, unieruchomienie, a nie śmierć plem nika, do­

wodem tego fak t, że jeżeli do naczynia, w którem znajdow ały się unieruchomione (wskutek dodania pewnej ilości roztartych jajek jeżowców) plem niki jeżowców doleje­

my nadm iaru wody m orskiej, plem niki w net się ożywiają. Naj oczy wiściej więc działanie owej substancyi ustało w skutek nadm ierne­

go jej rozcieńczenia.

T ak ą substancyę ham ującą pobudliw ość posiadają nietylko ja jk a wobec plemników tego samego rodzaju jajek. Jestto niejako wzajemne działanie na się dw u pokrew ­ nych protoplazm, ułatw iające zbliżenie się i następnie zlanie w jednę całość organiczną.

AV drugiej części swej pracy D ungern zaj­

muje się kw estyą surowicy uodporniającej jajek. Surowicę tak ą otrzym yw ał przez

zastrzyknięcie do jam y brzusznej królika pewnej ilości roztartych jajek np. roz­

gwiazdy A sterias glacialis i po zebraniu w kilka dni potem surowicy z wypuszczonej krwi. Zapłodnione ja jk a A sterias w nor­

malnej surowicy króliczej nie ulegały zm ia­

nom nieoczekiwanym, t. j normalnie brózd- kowały, ale i w surowicy uodporniającej odstępstw a od norm y nie można było zau­

ważyć. N atom iast, co dziwniejsze, plem ­ niki pod wpływem tejże surowicy uodpor­

niającej (jajek tego samego rodzaju) zrazu zlepiały się po kilka ze sobą, poruszając się jed nak dość wyraźnie, następnie ju ż i ruchy ustaw ały, plem niki tw orzyły coraz to bar­

dziej zbite masy, aż wreszcie jako ostatnie ślady życia w ystępow ały tylko tu i owdzie drgaw ki —plem niki okazywały w ybitną aglu- tynacyę.

Działaniu surowicy uodporniającej jajek n a ja jk a tego samego g atu n k u przeszka­

dzała z wszelkiem prawdopodobieństwem galaretow ata otoczka jajek, bo jeżeli otoczki zabrakło i na jajk a ch działanie owej su ro ­ wicy się uwidoczniało, choć nie w tak w y­

bitnym stopniu, ja k na plem nikach.

T ak ą surowicę uodporniającą można otrzym ać z krw i króliczej, przez zastrzy­

knięcie do jam y brzusznej tego zwierzęcia nietylko z roztartych jajek, ale i z plem ni­

ków, a naw et przez równoczesne zastrzy­

knięcie i jajek i plemników. Pod wpływem wszystkich tych surowic plem niki ulegały wyraźnej aglutynacyi. Jednakow oż nigdy nie udało się zaobserwować zapłodnienia ja ­ jek jeżowców przez plem niki rozgwiazd.

Chociaż więc doświadczenia D ungerna, ja k sam on pisze w końcu swej pracy, nie dały oczekiwanego w yniku, a mianowicie, aby m ożna przez specyficzne anti-substancye w dowolny sposób procesy zapłodnienia i rozwoju modyfikować, doprowadziły m i­

mo to do ciekawych rezultatów . Przeko­

n ały nas bowiem, że surowica uodporniająca jajek jest zarazem takąż surowicą dla plemników, a tem samem dowiodły równo- znaczności ją d e r obu tych komórek, nietyl­

ko pod względem morfologii, ale i che- mizmu.

Doświadczenia te z surow icą uodpornia­

jącą dowiodły zarazem, że zapłodnienie nie

polega na w ytw orzeniu specyficznego anta-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zaufanie moralne jest bezwarunkowe - ludziom po prostu się wierzy i ufa; zaufanie strategiczne oparte jest na pewnym warunku - trzeba dowieść, że jest się go

Kiedy, któryś z zawodników przetnie linie swoją lub drugiego zawodnika rysuje w miejscu przecięcia kropkę swoim kolorem (najlepiej jest to zrobić od razu, aby się nie

Czynność ta nosi nazwę ataku siłowego (brute force). W szyfrowaniu przy użyciu komputera można ustalić długość klucza. Wraz z długością klucza wzrasta liczba

Częstość kołowa w wym zewnętrznej siły powodującej drgania wymuszone Gdy w = w wym mamy rezonans !!. Wtedy amplituda drgań i zmian prędkości

• Pamiętaj o poleceniu z poprzedniej lekcji: „Zwróć uwagę na ilość wapnia w swojej codziennej diecie (obserwuj, czy Twój organizm dostaje codziennie porcję tego

Uczestnicy spotkania spędzili ze sobą pół dnia zapoznając się ze sobą, rozmawiając, dyskutując i świetnie się przy tym bawiąc.. MłodzieŜ omówiła róŜnice i podobieństwa

Lehr-Spławiński Tadeusz (Kraków) Leszczyńska Zofia (Kraków) Lewicki Karol (Kraków).. Librowski Stanisław

zjaw iskiem powszechnem, występującem we wszystkich niemal stadyach rozw ojow ych, j od okresu gastrulacyjnego aż do tworzenia się szkieletu. d., autor wysnuwa