t e 26 ( 1109 ). W a r s z a w a , d n i a 2 8 c z e r w c a 1 9 0 3 r . Tom XX II.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
P R RN UMK RATA „WSZECHŚW IATA44.
W W arsz a w ie: rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2.
Z p rzesy łk ę p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.
Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
OGÓLNY O B IE G ATM OSFERY.
Znakom ity m eteorolog H ildebrand Hilde- brandsson ogłosił świeżo doniosłe dzieło p. t. „R aport o m iędzynarodowych obserw a- cyach obłoków, przedstaw iony M iędzynaro
dowemu K om itetow i meteorologicznemu.
Szkic historyczny. P rą d y ogólne atm osfery".
Poniżej podajem y, za Revue Scientifiąue, streszczenie epokowych pod " ..giędami badań, zaw artych w k.?ji|zce H ildebrands- sona.
Doniedawi .i m e U> o r o 1 o g o w ie, k tó iz y usiło
wali zbad średnich i w yższych w arstw atinnsferv, zadowala!' *ę bardzo niewielką ilością obserwacyj- i starali się z nich wydo- b ," możliwie najwięcej wniosków, czy to kierując się intuicyą, czy to stosując do zło
żonego tego zagadnienia rachunek m atem a
tyczny.
Po raz pierwszy w dziele powyżej wymie- nionem znakom ity m eteo ro lo g . upsalski tra k tu je tę kw estyę, posiłkując się jedynie czystą obserwacyą, nie wproAvadzając żadnej hypotezy, żadnych rozw ażań a priori. To też nie dziw, że otrzym ane wyniki na wielu ważnych pu n k tach różnią się od poglądów wszystkich poprzednich badaczów.
H ildebrandsson posiada specyalną kom- petencyę do tego rodzaju badań. Ju ż prze
szło dwadzieścia pięć lat tem u zapoczątkow ał |
on je, ustanaw iając na podstawie obserwa- cyj ruchów obłoków pierzastych (cirrus—
wysokość 8 do 11 km) fa k t rozbieżności mas powietrznych ponad depresyą barome- tryczną o dolnym ruchu zbieżnym. W ro
ku 1878 podnosił on konieczność obserwo
wania iw*- Vn obłoków górnych (pierza
stych, cirrus) i dolnych (kłębiastych, cumu- lus) w kilim.stei&y&feh* óraz o głaszan ia icii
!, 'Wyników. W tym sam ym d u ch u w ystępo w ał w r. 1879 a a kongr< sie w R zym ie.
W r. 1882 w K openhadze M iędzynarodo
wy stały K om itet m eteorologiczny poruczył Britonow i Capelli, Hildebranssonowi i Leyo- wi przygotow anie raportu w tej kwestyi;
rap o rt ten odczytano na następnej sesyi K om itetu w P aryżu w r. 1885. Uchwalono, aby w kilku krajach ogłaszano in extenso obserwaeye kierunku i prędkości pozornej obłoków pierzastych i kłębiastych.
A toli doświadczenie okazało, że zdobycie rzeczywistego pojęcia o ruchach mas powie
trza w ym aga większej dokładności obserwa
cyjnej. Okazało się, że trzeba śledzić ju ż nie dwa tylko kształty obłoków, lecz wszystkie ich kształty, przyczem każdy kształt odpo
wiada dość dokładnej wysokości średniej.
W przypadkach szczególnych m ożnaby zresz
tą mierzyć bezpośrednio wysokości. Zagadnie
nie przedstaw iało się jako bardzo złożone.
Trzeba było naprzód porozumieć się co do
nazw poszczególnych kszałtów obłoków oraz
W SZECHŚW IAT
JSfś 26
co do kształtów samych, albowiem między głównem i typam i uszczeblowany je s t szereg odm ian pośrednich.
J u ż w r. 1879 H ildebrandsson, odpow ia
dając n a życzenie, w yrażone przez kongres m eteorologiczny w W iedniu, ogłosił pracę
„O klasyfikacyi obłoków, stosow anej w ob- serw atoryum m eteorologicznem w U p sali“, ilustrow aną fotografiam i. Z drugiej strony E kholm i H agstróm przeprow adzili w latach 1884—1885 pom iary wysokości i prędkości różnych kształtów obłoków. N asuw ały się natenczas p y tan ia : czy pom iary te zgadza
ły się z oznaczeniami, dokonanem i w roz
m aitych pu nktach kuli ziemskiej? czy same k ształty typow e obłoków przedstaw iają się jednakow o w rozm aitych krajach? Zanim na py tan ia te nie odpowiedziano, w yraz „kla- syfikacya“ nie m ógł mieć żadnego określo
nego znaczenia.
Prace L aw rencea R otcha, C laytona i Fer- genssona w obserw atoryum na Blue-H ill (M assachusetts), obserwacye m aryn arzy an gielskich pod kierow nictw em ^ u k o w e m K lem ensa L eya, wreszcie ' od róże n a około św iata P " :f a A bercrum byego dow io
dły, żr'.rObłoki przybieraj jedn e i te same kształtloj.ft całej kuli ziemskiej, i że średnia wysoko; ażciego Z -tych k ształtó w w aha się mięc iOf" i liskiemi granicam i »’ na
leżności *ocr tem peratury średniej danego miejsca.
To też w r. 1883 A bercrom by i H ilde
brandsson przedstaw iają K rólew skiem u T o warzystw u m eteorologicznem u w L ondynie klasyfikacyę obłoków, k tóra następnie u sta
liła się wT nauce bez żadnych praw ie zm ian W r. 1889 na m iędzynarodow ym kongresie meteorologicznym w P a ry żu H ildebrandsson odczytał swój „R aport o klasyfikacyi obło
ków ", a na konferencyi m iędzynarodowej, zebranej w M onachium w r. 1894, przyjęto za p u n k t wyjścia do u stalenia klasyfikacyi i oznaczeń obłoków piękny A tlas obłoków, ułożony przez H ildebrandssona, N eum ayera i Koeppena. W reszcie w r. 1896 ogłoszo
n y został M iędzynarodow y atla; obłoków w trzech językach z 28 tablicam i kolorowa- nemi; autoram i jego s ą : H ildebrandsson, R iggenbach i Teisserenc de Bort.
K onferencya m onachijska uchw aliła, żeby pom iary ru chu i wysokości obłoków były
przeprow adzane w ciągu całego roku, od 1 m aja 1896 do 1 m aja 1897 r., w stacyach rozsianych po całej powierzchni ziemi. T er
m in ten przedłużono do końca r. 1897 dla stacyj, które nie m ogły zdążyć na maj. Dla następnego okresu badań nowa liczniejsza Kom isya obłoków rozesłała w styczniu r. 1898 form ularz-wzór, k tó ry m iał ujedno
stajnić publikacye obserwacyj. Albowiem w artość naukow a obserwacyj w znacznej mierze zależy od tej jednostajności.
■* *
*
D A W N IE JS Z E T EO K Y E O K K Ą Ż E N IU OGÓLNEM A T M O SFER Y .
W r. 1686 H alley w ygłosił zasadę, że, wobec obniżania się tem peratury powietrza od równika ku biegunom, a więc wobec te go, że powietrze jest lżejsze na równiku,
„m usi” istnieć w atm osferze prąd górny zw any „rów nikow ym 11, idący od rów nika do biegunów, oraz prąd dolny albo powierzch
niowy zwany „biegunow ym 11, sprow adzają
cy masy pow ietrza od bieguna do równika.
W r. 1775 w celu w ytłum aczenia faktu, że pasaty półkuli północnej, m iędzy rów ni
kiem a zwrotnikam i, dm ą od północo-wscho
du nie zaś od północy, H alley zwrócił uw a
gę na to, że w skutek obrotu ziemi wszelki prąd odchyla się w praw o na półkuli naszej, w lewo n a półkuli południowej.
Zaznaczm y m im ocboder,, śe r>a początku X I X stulecia Rommo w dziele sweuw.c w ia
tra c h i prąd ach kuli ziemskiej podał pierw
szy praw dziw ie genialny szkic teoryi krąże
nia powietrza na powierzchni ziemi, ale tylko na pow ierzchni,—szkic, który, następ
nie M aury, przez zebranie niezmiernie ob
fitych dowodów, dopełnił i udoskonalił.
Romme zwrócił uwagę na nagrom adzenia pow ietrza między równikam i, n a południo
wo-zachodnie w iatry stref um iarkow anych naszej półkuli, na w iatry północno-zachod
nie półkuli południowej. W ćwierć wieku później Dove wziął tu za p u n k t wyjścia tw ierdzenie, że w iatry kontr-pasatow e (t. j.
dmące między 5 a 15 kin wysokości ponad w arstw ą pasatów) opuszczają się na p o
wierzchnię ziemi wzdłuż zwrotników i stają
się na naszej półkuli „kontr-pasatam i dolne-
m iu lub „dolnem i w iatram i równi ko wemi".
K> 26
W SZECHŚW IAT387 Tak więc, gdy w edług H alleya w iatry bie
gunowe i równikowe przechodzą jedne po nad drugiem i, Dove przypuszczał, że obie te przeciwne sobie m asy powietrza dm ą bez
pośrednio po powierzchni ziemi. Tarcie w za
jem ne tych prądów m iało wyw oływ ać wiry.
Teorya ta, ja k się później okazało, sprzeci
w iała się wielu stw ierdzonym faktom m eteo
rologicznym, co też spowodowało jej upadek.
M aury w r. 1885 przyjął ideę opuszczania się kontr-pasatów nad zw rotnikam i; lecz w iatry te, staw szy się powierzchniowemi w iatram i południowo-zachodniemi, m ają, je go zdaniem, w irow ać dokoła bieguna pół
nocnego i powracać górnem i w arstw am i ku zwrotnikom , gdzie znowu opuszczają się na powierzchnię „krzyżując się bez m ieszania1' z kontr-pasatem wznoszącym się w górę.
Cząstka pow ietrza, wychodząca od równika, ma tedy zakreślać drogę k ształtu co w płasz
czy znie pionowej zanim znowu do równika powróci.
W r. 1856 Forrel, stw ierdzając istnienie niskich ciśnień i wirów, wznoszących się w okolicach kół biegunoAvych, przypuścił, że w strefie tej zachodzi dokoła całej kuli ziemskiej nowe skrzyżowanie się prądów.
W edług niego cząstka pow ietrza wyszła od rów nika wznosi się naprzód jako kontr- pasat, opuszcza się następnie ku zw rotniko
wi, posuwa się po powierzchni jako w ia tr południow o-zachodni w strefie um iark o w a
nej, wzm '‘i wśę k u k o łu biegunow em u, opa
da w irtijąc d ook o ła bieguna, odbiega odeń ja k o pow ierzchniow y w ia tr północno-wscho
dni, w znosi się w okołic&koła biegunowego, przechodzi ja k o w iatr górny nad strefą um iarkow aną,; opuszcza się znowu do zw rot
nika i staje się znowu pasatem. To samo odbywa się n a półkuli południowej syme
trycznie względem równika.
W r. 1857 Thom son ogłosił teoryę, będą
cą kom binacyą poglądów F orrela i Halleya.
W raz z tym ostatnim przypuścił on istnie
nie górnego prądu, idącego od zw rotnika ku biegunowi i p rąd u powracającego do rów ni
ka; ale tem u pow rotnem u prądow i kazał płynąć na wysokości kilku kilom etrów nad powierzchnią ziemi; między tym prądem pow rotnym a powierzchnią umieścił on pio
nowy obieg pow ietrza z krzyżowaniem się, bardzo zbliżony do przyjętego przez Forrela.
Zkolei i F orrel w prowadził modyfikacye do pierwotnej swej teoryi raz w r. 1860, potem w r. 1869, przyczem uwzględnił po
glądy Thom sona na ruch najwyższych w arstw atm osfery.
Z aletą teoryj obu tych meteorologów by
ło, że zgadzały się one z kilku najistotniej- szemi faktam i, m ianowicie z istnieniem p a sów m inim um barom etrycznego, jednego u równika, drugiego nieco n a południe od koła biegunowego; pasa m axim um barom e
trycznego u zw rotnika Raka; praw dopodob
nego ciśnienia ponad biegunem; kierunku północno-wschodniego pasatu oraz kierunku południowo-zachodniego w iatru powierzch
niowego strefy um iarkowanej (to samo, sy
metrycznie, na półkuli południowej). W adą ich teoryj, w stosunku do górnych w arstw atm osfery był brak dostatecznych dowodów, zaczerpniętych z doświadczenia.
Czy czyste doświadczenie potwierdza tę teoryę, opartą w części na znanych faktach, w części zaś na hypotezie? Oto zagadnie
nie, jaki>>‘ przedstaw ił sobie H ildebrandsson i k tó re g o ś • b>2zaniu poświęcił praw ie w y
łącznie ostatnichJ łat trzydzieści. Pierwsze w yniki tych badi«ń 'ogłosił w r.'18fc w Qtrar- terly Journal, król. ang. tow. rr .oorolog.
Od owego czasu z;n rał on sk atni'- do
k um enty drukowane lńh'-pk' enne, na który eh by oprzeć można usiano wie-nie dla każdego miejsca średniego kierunku obło
ków 'górnych dla całego roku.
Osiągnięte przezeń wyniki nie dają osta
tecznego rozw iązania całego zagadnienia, ale ju ż teraz stwierdzono fak ty pozytyw ne nadzwyczajnej wagi, zmieniające bardzo p o ważnie teorye dawniejsze : do faktów tych będzie się m usiała przystosować wszelka nowa teorya. K ierunek badań został raz na zawsze określony; w m iarę wzrostu ilości obserwacyj otrzym ać będzie można dokład
niejszą średnią roczną, średnie półroczne, później jeszcze średnie miesięczne, które wskażą, ja k i o ile zmienia się ogólny obieg atm osfery od jednej pory roku do drugiej.
Poniżej podajem y w yniki, dotychczas ju ż ustalone, a wielką, i pod licznemi względa
mi decydującą posiadające doniosłość.
ijs
j{;
*
3 8 8
W SZECHŚW IATN » 2 6
W yniki . 1) Ponad rów nikiem (ściślej : ponad równikiem cieplnym i obszarem za
cisza równikowego) istnieje w ciągu całego roku prąd wschodni, którego średnia pręd kość określona została w sposób bardzo prosty. P am iętnem i są zjaw iska optyczne, jak ie nastąpiły po w ybuchu w ulkanu K ra k a ta u (w sierpniu 1883); zjaw iska te, w y
w ołane przez kurz w ulkaniczny, obiegły n a
około kulę ziem ską od wschodu do zachodu ponad rów nikiem w ciągu d w unastu do trz y n a stu dni. P rąd y , niosące te n kurz, płynęły tedy z prędkością 37 m na se
kundę.
2) Ponad obszai’em pasatów (między rów nikiem a zw rotnikiem ) p anuje k o n tr-p a sa t g órn y południow o-zachodni na półkuli pół
nocnej, północno-zachodni na półkuli połud
niowej.
3) Ten ko ntr-p asat odchyla się coraz bar
dziej na praw o i staje się wreszcie prądem zachodnim ponad poziomem m axim um ba- rom etrycznego zw rotników , gdzie opuszcza się on i podsyca.
4) Obszary, położone n a równikowej g ra nicy pasatu wchodzą zależnie od pory roku to w strefę pasatu, to znów w obszar ciszy równikowej. Przed niem i płynie więc m u son górny : k o n tr-p asat zim ą a rów nikow y prąd wschodni latem .
5) Ciśnienie spada ustaw icznie od wyso
kich ciśnień u zw rotników ku kołom biegu
nowym . To też pow ietrze stre f um iarko
w anych w ciągnięte je s t w wielki „wir bie
gunow y “ obracający się z zachodu na wschód. Obrotow y ten ruch posiada, ja k się zdaje, ten sam ch arakter co zw ykły cy
klon : pow ietrze w arstw dolnych w iruje ku środkowi, a pow ietrze w arstw g órn y ch od
dala się odeń coraz bardziej z wysokością ponad pow ierzchnią ziemi aż do najw yż
szych obszarów dostępnych dotychczas dla obserwacyi (15 do 18 km).
6) Grórne w arstw y pow ietrza ze stref um iarkow anych rozciągają się ponad w yso
kie ciśnienia zw rotnikow e i tam opa
dają.
7) Nieprawidłowości, stw ierdzone na po w ierzchni ziemi, zwłaszcza w obszarze m u sonów w Azy i, znikają ju ż naogół n a wyso
kości obłoków dolnych lub pośrednich.
8) Trzeba zupełnie porzucić m yśl o pio
now ym obiegu między zw rotnikam i a bie
gunem , przyjm ow aną dotychczas przez For- rela i Thomsona.
m. h. h.
ZM IANY W SPOSOBACH G N IE ŻD ŻE N IA S IĘ PTA K Ó W .
K ażdy g atun ek ptaków m a właściwy so
bie sposób gnieżdżenia się : gdy jedne obie
rają miejsce na gniazdo w dziuplach, inne umieszczają je na gałęziach, a jeszcze inne w dołku w ziemi; gdy jedne tk ają gniazda z rozm aitych zdziebełek i włókienek, inne spajają m ateryał ziemią lub śliną, albo też w ygrzebują korytarze w ziemi i tam dopie
ro umieszczają kolebkę dla dzieci i t. p. Sło
wem, każdy gatun ek trzym a się pewnego określonego sposobu, podług którego budo
wali jego przodkowie i do którego pobudza go instynkt. Nie można jednakże twierdzić, że ów sposób budow ania gniazd nie ulega żadnym zmianom, że je s t zawsze jed n a k o wy; przeciwnie wiele spostrzeżeń dowodzi, że ów in stynkt przynajm niej u niektórych ptaków byw a bardzo naw et plastyczny, że um ieją one przystosowywać się do okolicz
ności i wprowadzać zm iany w sztuce budo
w ania gniazd.
Przedew szystkiem , najwięcej rozmaitości można zauważyć w doborze m ateryału, uży
tego do budowy. W praw dzie każdy ptak poszukuje zazwyczaj pewnego mniej lub więcej określonego m ateryału, ale gdy go niema, posiłkuje się innym , jaki m u się uda znaleźć. Słynne gniazdo rem iza byw a zwy
kle utk ane z w łókien i puchów roślin nad
wodnych; jeżeli atoli niem a takich włókien zupełnie albo przynajm niej w dostatecznej ilości, to p ta k zbiera m ateryał zwierzęcy i buduje je z sierści wielbłądziej, koziej lub owczej, ja k to m ożna widywać na gniaz
dach, pochodzących z nad jeziora Aralskie- go, albo naw et z włosia końskiego, ja k o tem wspom ina Pallas.
T ak samo dość często można zauważyć
zm iany w wyborze m iejsca na gniazdo. J e
żeli niem a b rak u miejsc odpowiednich do
gnieżdżenia się, to ptak, natu raln ie, obiera
przedewszystkiem takie, w jakiem przyw ykł
N i 26
W SZECHŚW IATosiadać zwykle. Ale że na ziemi istotom żywym je s t zawsze mniej lub więcej za cia
sno, że interesy każdej z nicli wchodzą, nie
raz w sprzeczność z interesam i sąsiadów, wypada więc często walczyć o to właściwe miejsce, nie zawsze przytem z pomyślnym skutkiem, w ypada nieraz ustąpić i przenieść się na inne mniej dogodne.
Nie w szystkie ptak i odznaczają się jedna
kową zdolnością w tym kierunku, w każdym atoli razie u bardzo wielu stwierdzono znaczną rozm aitość w obieraniu miejsca na gniazdo.
Sokół wędrowny (Falco peregrinus) gnieź
dzi się w krajach górzystych po niedostęp
nych skałach; w okolicach gęsto zaludnio
nych a posiadających duże lasy, obiera sobie na m ieszkanie wierzchołki najwyższych drzew albo w braku ich stare zamczyska, wysokie wieże, osiedla się nieraz naw et w m iastach. Brehm wspomina, że sam wi
dyw ał tego ptaka, gnieżdżącego się na wie
żach Berlina i A kw izgranu, na wierzchołku kościoła św. Stefana w W iedniu oraz kate
dry w Kolonii. Ale sokół zamieszkuje ta k że płaskie i m ało zaludnione rów niny pół
nocy, gdzie niem a ani gór, ani lasów, ani wysokich wież : stosując się do okoliczności, gnieździ się on tam na ziemi, wśród drob
nych zarośli, albo gdy i tych niem a wprost na środku moczarów, z jak ich składają się
tundry. *
Czasami p tak i obierają sobie bardzo na
w et niezwykłe miejsca na osiedlenie się.
Taczanowski wspom ina o muchołówce, któ
ra słała gniazdo za okiennicą. Bingley opo
wiada o parze jaskółek, które zbudowały gniazdo na ciele puszczyka przybitego sta
rodaw nym barbarzyńskim zwyczajem nad stajnią, a gdy następnie zdjęto w jesieni stam tąd puszczyka i zawieszono natom iast pustą skorupę, jaskółki,pow róciw szy na wio
snę, osiedliły się w niej natychm iast i urzą
dziły tam gniazdo. H. K rohn znalazł w r. 1882 w okolicy H am burga na leżącem na uboczu m row isku samiczkę potczosa (Emberiza schoeniclus), wysiadującą 4 jajk a w zagłębieniu, jakie pozostawiły koła wozu na starej m ało używanej bocznej drodze.
Ten sam autor widział, ja k sikora bogatka (Parus major) gnieździła się przez kilka la t z rzędu w rurze odpływowej starej pompy,
stojącej bez użytku; a białorzytka (Saxicola oenanthe) pod starym kotłem, który leżał przewrócony w dole, skąd dawniej w ybiera
no piasek. Nie było to zupełnie właściwe miejsce dla tego ptaka, który w zwykłych w arunkach gnieździ się w kupach kam ieni lub dziurach w skałach i dopiero w braku tych właściwych sobie kryjów ek osiedla się w sągacli drzewa lub dziuplach drzewnych, położonych tuż przy ziemi, a w ostateczno
ści gdy m u i ty ch zabraknie, w byle jakich dziurach. Spostrzeżenie K roh na nie jest bynajm niej odosobnione, bo i Taczanowski powiada, że znajdowano gniazda białorzytki w czaszkach końskich, a czasami znowuż w strzechach, a więc naw et na pewnej wy
sokości nad ziemią.
Szczególnie często korzystają różne ptaki z gniazd innych ptaków tego samego lub innego gatunku, zajm ując je i składając w nich własne jaja . Przedstaw ia to wiel
ką dogodność, gdyż jednocześnie stanowi oszczędność czasu i pracy, jaką osiągają, zajm ując ju ż gotowe gniazda, które wy
m aga co najwyżej drobnych przeróbek.
H. K rohn powiada, że porządkując skrzynki dla ptaków znajdow ał w nich nieraz gniaz
da usłane na jajach innego ptaka, który zginął przypadkowo, albo też może został wypędzony z siedziby przez późniejszych mieszkańców. W r. 1897 ten sam badacz znalazł koło Kolonii gniazdo czapli, złożone z dwu warstw : spód jego stanowiło pier
wotne gniazdo z 3-ma jajam i, na których usłane było nowe z chróstu brzozowego, a w niem 5 ja j. Innym razem to drugie gniazdo usłane było nie na jajach, lecz na kościach młodych czapli, których rodzice zostali zabici, a następnie i młode zginęły, gniazdo zaś zajęła nowa para, a popraw iając je, przykryła szczątki dawniejszych miesz
kańców. Jeszcze ciekawsze gniazdo K rohn znalazł w r. 1902 : było to stare gniazdo wrorlie, które po kilkakroć zmieniało właści
ciela. Po wronie nie zostało w niem już żadnego śladu, a zato na dnie leżało 7 jaj zwykłej kaczki krzyżówki, która, ja k w ia
domo, w wyjątkow ych razach gnieździ się na drzewach. Ale nie kaczka zamieszkiwa
ła wówczas to gniazdo : ja ja jej były zupeł
nie zagrzebane w w arstw ie sierści mysiej,
któ rą wysłała gniazda ostatnia jego właści-
3 9 0
W SZECHŚW IATM 2 6 cielk a—p u s tu łk a i n a stę p n ie zło ży ła w niem
5 w ła sn y c h ja j. N iek tó re p ta k i ta k p rz y zw y cza ja ją się do k o rz y s ta n ia z cu dzych g n iazd , że w ła sn y c h nie budują, p ra w ie n i
g d y , lecz zaw sze s ta ra ją się osiedlić w ju ż g o to w y ch , ja k np. k a n ia i n ie k tó re inne.
C zasam i n ie k tó re p ta k i osied lają się tu ż obok in n y c h w ty ch sa m y c h g n ia z d a c h lub dziup lach , co n ieraz b y w a n a w e t połączone z niebezpieczeństw em życia.
P ow szech n ie w iadom o, że w róble za jm u ją b ardzo często spodnie części g n ia z d orlich, g d y jedn ocześnie w g ó rn y c h m ieszk a ją p r a w ow ici ich w łaściciele. W y żej w sp o m n ian y H . K ro h n opow iada, że p rzez l a t 4 (od r. 1883 do 1887) w pew nej stodole g n ie ź d ziły się w d w u p u sty c h k o sza ch tu ż obok siebie : w je d n y m k u ra , a w d ru g im p u sz czyk. In n y m razem zn a la zł on puszczy ka, gnieżdżącego się razem ze szpakiem w s ta ry m w y p ró c h n iały m dębie w tej sam ej d ziupli. P u szczy k za jm o w a ł dno dziupli w g łęb i p n ia, szpak boczną je j odnogę w chodzącą w je d n ę z g ru b y c h gałęzi. P u s z czyk m iał je d n o ja jo w gnieździe, szp a k — pięć.
K aczk a o h a r czyli p o d g o rzelec (V ulpan ser tad o rn a ), zw an a ta k ż e gęsią n orow ą, g n ie ź dzi się w n o ra ch n a p o b rz eża ch lub w bliz- kości w ody. N a jc h ętn iej p rz y te m zajm u je ona n o ry opróżnione przez in n e zw ierzęta, ja k lisy, kró lik i, b o b ak i i t. p. G dy je d n a k nie m oże znaleźć p u sty c h , osiedla się w n ich tu ż obok p ie rw o tn y c h w łaścicieli m ieszka
nia. W szyscy p ra w ie badacze p o tw ierd z ają zgodnie, że bard zo często zam ieszk u je ona je d n e n o ry z lisem , a i sam a je j n az w a ła
ciń sk a (V ulpanser) stan o w i odbicie teg o spo
strzeżenia. P o zo staje ty lk o z a g a d k ą dlacze
go lis zachow uje się w zględem niej ta k d eli
k a tn ie i n ie k o rz y s ta z w ybo rnej sposobno
ści sko szto w an ia m ięsa w spółto w arzyszek m ieszkania.
Z p rz y to c zo n y ch p rz y k ła d ó w widać,- że p ta k i czy to z konieczności, z b ra k u od p o w ied n ich k ry jó w e k , czy z chęci oszczędze
nia sobie p ra c y i czasu, o b iera ją n iera z n a gniazdo m iejsca zu p e łn ie o d m ien n e od ty ch , w ja k ic h gn ieżd żą się zazw yczaj. P o c ią g a to za sobą n iera z p ew n ą nied ogo dność, a m ianow icie zm ian ę w sposobie b u d o w a n ia g n iazd a , w y w o łan ą w łaśn ie o dm ien n em i w a
ru n k a m i tej now ej m iejscow ości. Może to b y ć w y w o łan e zarów no p o trz e b ą p rz y sto so w a n ia k s z ta łtu g n iazd a do in n y ch zarysów p od staw y , ja k i odm iennem i w a ru n k am i k lim aty czn em i. N iek tó re p ta k i u m ieją w ów czas doskonale w p ro w ad zić odpow iednie zm ian y w budow ie. W A m ery ce północnej z n a jd u je się p ta k , zw any p tak iem b altim o re (Ic te ru s g a lb u la s. H y p h a n te s B altim ore) z ro dzin y Ic te rid a e , blizko spokrew nionej ze szpakam i. P ta k ów m a dość znaczny obszar rozm ieszczenia, zam ieszk uje bowiem zarów no północne, ja k i p ołu dnio w e części A m e
ry k i półno cnej. G niazdo swoje um ieszcza zaw sze n a drzew ach, ale b u d u je je inaczej, zależnie od teg o czy g nieździ się n a północy, czy n a p o łu d n iu , m iano w icie ro bi j e m niej lu b więcej ciepłem . W sta n a c h p o łu d n io w y c h spo rządza je z ta k zw anego m chu hiszp ańsk iego , u k ład ają c go luźno, ta k że p o w ietrz e p rz en ik a w szędzie z łatw o ścią p rzez ściany; w e w n ątrz nie k ład zie ża d n y ch m a te ry a łó w , zabezpieczających od zim na, i w do
d a tk u um ieszcza zw ykle g n iazd o n a północ
nej stro n ie drzew , żeby się zabezpieczyć od p ro m ien i słonecznych.
Z u p ełn ie inaczej b u d u je je w sta n a c h pół
n o cn y ch : tu ta j przed ew szy stk iem zaw iesza j e n a gałęziach , zw róconych k u po łudniow i, żeb y zapew nić sobie ja k n a j więcej ciepła, a ścian y w y k ła d a od w ew n ątrz, jak n a jd e li- k atn iejsze m i i najm iększem i m atery ałam i, żeby w gn ieźd zie było m ożliw ie ciepło.
T a k i sam objaw m ożna zau w aży ć u e u ro p ejskich k rzyw odziobów (Loxia). P ta k i te gn ieżd żą się w ro z m a ity c h p o rach ro k u z a ró w n o w lecie, ja k i w zim ie, ale g d y g n iaz
d a zim ow e m a ją ścian y g ru b e n a 3 cm, letnie o dzn aczają się nadzw yczaj cienkiem i ścia
nam i.
Z m ian y w sposobie b u d o w a n ia g n iazd obserw ow ał T aczan ow ski u naszej pokrzew - k i cierniów ki (C u rru ca s. S y lv ia c in e re a ):
g nieździ się o n a zw ykle w głęb i d ro b n y c h k rzaczk ó w n a w ysokości 1 m i b u d u je g n iazd o rz ad k o u słan e z tw a rd y c h g ałęzi- s ty c h ło d y żek zielonych. C zasam i je d n a k ściele je n a ch w astach p ra w ie tu ż p rz y zie
m i : w ów czas d o biera m atery ałó w d e lik a t
n iejszy c h i lżejszych, g łó w n ie tra w ia sty c h ,
ale za to p rz e ty k a je zn acznie ściślej, ta k że
ścian k i są b ardziej sp oiste i grubsze, co n a
M 2 6
W SZECHŚW IAT39 1
tura,lnie równoważy większą delikatność m ateryału i zapew nia należytą moc gniazdu.
Słowem, różne ptaki w mniejszym lub większym stopniu posiadają zdolność przy
stosowywania- się do zmienionych warunków i w prow adzania pew nych zmian w sposobie gnieżdżenia się. Zm iany te niekiedy przy
bierają ch arak ter stały, stają się przyzw y
czajeniam i trw ałem i. Takie zm iany dają się zauważyć szczególnie łatw o u ptaków, które przystosow ały się do nowych w arun
ków, wyw ołanych przez działalność czło
wieka.
Człowiek w prow adza liczne zmiany w ota
czającej go przyrodzie, i żadne ze stworzeń w okolicy, zamieszkanej przez człowieka, nie może usunąć się z pod jego wpływu, tylko że dla jednych ze zwierząt byw a on pom yślny, dla innych wręcz zgubny.
Gdy człowiek wznosi mniej lub więcej wysokie budowle, gdy przy swej gospodarce produkuje różne odpadki, z których mogą korzystać zwierzęta, w ytw arza on dla nich pomyślne w arunki istnienia, ściąga je do swego sąsiedztw a i robi bezwiednie na pół domowemi stworzeniam i. P taki, zwłaszcza gnieżdżące się w szczelinach skał lub w dziuplach drzew nych opuszczają odważ
nie swe m ieszkania i przenoszą się do ludzi, zachęcone tem, że znajdują u nich zarówno k ą t na gniazdo, ja k i dostateczną ilość po
karm u. W róble, jaskółki, jerzyki, kawki, niektóre g atu n k i sów i wiele innych przed
staw iają przykłady ptaków , które dobrowol
nie zmieniły zupełnie dzikie życie na wol
ności na półdoinowe w sąsiedztwie ludzi.
To samo dotyczę bociana, k tóry od wieków przyłączył się do ludzi i dziś Wyjątkowo ty l
ko gnieździ się w lasach.
Nie zawsze atoli działalność człowieka w y
daje ta k pom yślne skutki dla ptaków.
Człowiek swą gospodarką przerzedza a na
w et w ycina zupełnie lasy, osusza, błota, nadkłada, niw eluje g ru n t i t. d., a w ten sposób niszczy niezliczoną ilość kryjówek, w których ptak i przyw ykły gnieździć się od wieków. K ażde zrąbane drzewo to klęska nietylko dla tych, których gniazdo znajdo
wało się na niem w danej chwili, ale wogóle dla całego rodu ptaków nadrzewnych, gdyż wskutek tego zmniejsza się ilość miejsc odpo
wiednich dla nich n a mieszkanie. K ażde
osuszone m okradło—to hasło do wyniesienia się w inne strony dla ptaków błotnych, k tó re zakładają gniazda na grząskim i niedo
stępnym gruncie moczarów. Ta strona działalności człowieka daje się szczególnie we znaki ptakom , gnieżdżącym się w dziu
plach. Ju ż od sam ych początków trzebienia lasów drzewa spróchniałe, dziuplaste padały ofiarą częściej od innych, teraz zaś jeszcze staranniej wycina się wszelkie zepsute drze
wa niż dawniej, a one właśnie stanow ią dla nich jedyną właściwą kryjów kę. To też ptaki gnieżdżące się w dziuplach, zostałyby z czasem praw ie zupełnie pozbawione moż
ności istnienia w krajach cywilizowanych, gdyby z jednej strony nie zmieniły same obyczajów i nie odw ażyły się przenieść w najbliższe sąsiedztwo człowieka, a z d ru giej gdyby człowiek nie ułatw ił im tego przez urządzanie skrzynek na mieszkanie, które najdoskonalej zastępują im dziuple.
T aka zmiana m iejsca pobytu okazała się n a
wet dla niektórych gatunków bardzo po
myślną.
Ciekawego przykładu pod ty m względem dostarcza szpak w Niemczech. Ptakow i te
mu, dopóki mieszkał on wyłącznie w lasach i gnieździł się w drzewach dziuplastych, brak m ieszkań zaczął się dawać dotkliwie we znaki już od dawna i był czas, gdy zau
ważono powszechnie w całych prawie Niem
czech wyraźne zm niejszanie się ilości szpa
ków. Stosunki zmieniły się na lepsze do
piero wtedy, gdy szpaki zam iast w dziu
plach odważyły się gnieździć wprost przy m ieszkaniach ludzkich, w pustych a naw et zamieszkanych budynkach, oraz w skrzyn
kach, które ludzie zaczęli urządzać dla nich, oceniwszy należycie pożyteczność tych p ta
ków i potrzebę ich ochrony. U nas szpak nie wszedł jeszcze w tak bliskie stosunki z człowiekiem, rozporządza bowiem większą ilością miejsc dzikich na mieszkanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że z czasem i u nas przeniesie się on również w bezpo
średnie sąsiedztwo ludzi, gdy brak mieszkań w lasach zacznie m u dotkliwiej dawać się we znaki.
Za_granicą, a zwłasżcza w Niemczech, b ar
dzo ju ż wiele ptaków przyzwyczaiło się do gnieżdżenia się w skrzynkach : oprócz szpa
ków robią to mniej lub więcej dawno w róż-
3 9 2
W SZECH ŚW IATJSfo 2 6 n y ch m iejscow ościach sikory, k o w alik i, r u
dziki, m uchołów ki, pliszki i n ie k tó re inne.
S ąsiedztw o człow ieka i je g o działaln o ść m oże sprow adzić n iera z g ru n to w n e i g łęb o ko sięgające zm ian y w o b y cz ajach ptak ó w , ja k to m o żn a zau w aż y ć n a w róblach.
P ta k i te n ie należą b y n a jm n ie j do osiedla
ją c y c h się w d ziu p lac h : w szyscy ich k re w n ia c y u rz ą d z a ją m niej lu b więcej k u n sz to w n e g n iazd a, s ta ra n n ie u tk a n o i su to w y słan e, za m k n ię te ze w szy stk ich stro n , pró cz bocz
nego otw oru. I nasz w róbel dom ow y g n ie ź d ził się ta k sam o p rzed w iekam i, g d y jeszcze p ęd z ił zu pełnie w olny żyw ot; od k ie d y je d n a k zw iązał swe istn ie n ie z człow iekiem , zaczął gnieździć się po ro z m a ity c h d ziu ra ch : w strze ch ac h , pod d aszach , p o d ry n n a m i, g zy m sam i i t. p., zarzu ciw szy s ta ra n n ie i k u n sz to w n ie b u d o w a n e g n iazd a .
N ie za p o m n iał je d n a k zu p e łn ie d aw nego ta le n tu : drzem ie w n im zaw sze odziedziczo
n a zdolność do bud o w y sztu cz n y ch gniazd, a s p ry tn y p ta k um ie z niej sk o rz y sta ć, ile k ro ć zajdzie teg o p o trz e b a i w y p a d n ie m u znów gnieździć się n a drzew ach , ja k przed w iekam i. Z a k ła d a o n w ów czas n a g ałęziach bardzo s ta ra n n ie g n iazd o , splecione k u n sz to w n ie ze słom y, sia n a oraz in n y c h cienkich łodyżek, a m ając e k s z ta łt o w a ln y z otw orem z boku. Z m niejszenie się ilości strzech, a ta k ż e w ogóle d zisiejszy ro d zaj b u d y n k ó w , zw łaszcza w w ięk szy ch m ia sta c h , zm u szają w ró b la coraz częściej do w y d o b y w a n ia n a ja w ty c h d aw n y ch a za rzu c o n y ch ta le n tó w .
T a g a rs tk a p rz y k ła d ó w nie w y c zerp u je b y n ajm n iej k w e sty i, k tó ra zre sz tą nie je s t w cale ta k ła tw ą do w y c zerp a n ia, dow odzi je d n a k w k aż d y m razie, że in s ty n k t b u d o w n iczy p ta k ó w u leg a p e w n y m zm ianom w m ia rę zm ien iając y ch się okoliczności, że jeże li nie w szy stk ie p ta k i, to p rz y n a jm n ie j p e w n a ich ilość um ie p rz y sto so w y w ać się do n o w y ch w a ru n k ó w i sposoby gn ieżd że
n ia się m odyfikow ać odpow iednio.
B . D yakow ski.
U Ż Y T E C Z N O Ś Ć
N IE K T Ó R Y C H M E T A L I R Z A D K IC H Z G R U P Y P L A T Y N Y .
N iew iele m in iem y się z p ra w d ą , jeżeli za
ro d e k k u ltu ry ludzkiej p rz y p isz em y w ro
d zonem u n am popędow i z a sta n a w ia n ia się n ad u żyteczn ością i p rz y d atn o ścią do u ż y t
k u k ażdej rzeczy. Z w ierzę p o szu k u je tylk o teg o , co m u je s t n iezbędnie do ży cia a ra czej do p o d trzy m a n ia istn ie n ia p otrzebn e, nie zw raca zaś uw ag i n a p rzedm ioty w p ier
w o tn y ch p o trze b ach n ieuży teczne. C zło
w iek przeciw nie w obec każdego n iezn an ego m u p rz ed m io tu u w y d a tn ia zm ysł w y n a la z
czy, d ając m u ja k iś pożytek . W id zim y to częstokroć n a p rz y k ła d a c h bard zo n ieraz śm iesznych i zab aw n ych, ja k m ianow icie lu dzie dzicy u ży w ają p rzed m iotó w p rzem y słu euro pejskieg o, k tó re p rzy p ad k o w o d oszły do nich, lu b k tó re n a b y li p rzez zam ianę.
W ścisłym zw iązku z k w e sty ą uży teczn o
ści rzeczy i p rzed m iotó w zn a jd u je się te n b ra k zain te reso w a n ia się, ja k i ogół lud zki sta le okazuje d la ty ch rzeczy lub zjaw isk, k tó re uzn an e zo stały za bezużyteczne. Czło
w iek np. niezdolny lub n ied orosły do oceny z n a cze n ia dla ludzkości n a u k i i sztu ki, z za
dow oleniem w y ra ża sw ą w zg ard ę d la ty c h objaw ów d u c h a ludzkiego.
L ecz n a w e t w iedza czysta, k tó ra n a sz ta n d arze sw ym w y p isu je h asło ty lk o b a d a n ia a n ie ek sp lo ato w a n ia p rz y ro d y , ty lk o p o z n a n ie c a ło k sz ta łtu św iata, n aw et ona od
ró ż n ia ciała n ie p rz y d a tn e nikom u, obojętne, od ty c h , co n a w e t w tłu m ie w zbu dzają za
ciekaw ienie.
P rz y k ła d w ty m w zględzie — to zachow a
n ie się nasze w zględem t. zw. p ierw iastk ó w rzad k ich . S ta n o w ią one więcej niż połowę ty c h 70 p ierw iastk ó w chem icznych, ja k ie zn a m y n a k u li ziem skiej. W y k ry c ie k ażde
go z n ich sp o ty k ało się z pow szechnem u zn an iem i zapew niało nieśm iertelno ść szczę
śliw em u od kryw cy. L ecz n a tem koniec.
Okoliczność, że ta k i p ierw ia ste k ta k dłu go u k ry w a ł się p rzed okiem lu dzkiem , k azała zazw yczaj przy pu szczać, że je s t g o n a św ie- cie bardzo m ało, a zatem o użyteczności m ow y być w ta k ic h w a ru n k a c h n ie może.
Z ad aw alan o się zazw yczaj zaregestro w an iem w in w e n ta rz u n au k i ich w łasności p o d any ch p rzez odkryw cę. P o te m szły w zap om nie
nie, dopóki sam e o sobie n ie p rz y p o m n iały ,
u k a z u ją c się tam , gdzie się ich b y n ajm n iej
n ie spodziew ano. Jeszcze p rz ed 20 la ty n a
w y k ła d a c h u n iw ersy te ck ich nie okazyw ano
ich słuchaczom , a w iele je s t do dziś p o d
N# 2 6
W SZECHŚW IAT3 9 3
ręczników, gdzie albo są one pom inięte zgo
ła, albo tylko z imienia wspomniane. J e d nakże w czasach ostatnich okazuje się, że z bardzo m ałemi w yjątkam i można otrzy
mać bardzo pokaźne masy praw ie każdego t. zw. pierw iastku rzadkiego, jeżeli rozumie się nie pożałujem y kosztów i tru d u często dość znacznego. Rzadkość ich polega nie na w ystępow aniu w kilku zaledwie odleg
łych od siebie p u n k tach kuli ziemskiej, ale na tem , że są one domieszane do ciał innych w niezm iernie czasami m ałej, w prost zniko
mej ilości. N auka nie wypracow ała jeszcze m etod oznaczania dokładnego tych znikomo m ałych śladów substancyi, większość bo
wiem współczesnych metod analitycznych nie sięga w swej ścisłości poza jednę dziesiątą procentu. W szelka zatem domieszka w ilo
ści mniejszej od tysiącznych części całej m a
sy z n a tu ry rzeczy loży już poza granicam i błędów i brak jej lub prze wyżka musi być przypisana błędom metod, jeżeli rozum ie się nie zdradzi swej obecności jakąś reakcyą wybitną, chakakterystyczną, łatw o w oczy wpadającą. Pom im o to, te pierw iastki rzad
kie, to jest te znikome domieszki mogą niejednokrotnie zająć bynajm niej nie zni
kome stanow isko w gospodarce przyrody, a naw et człowieka, choćby wtedy, gdy stano
wią tysiączne a może i m ilionowe części. Tak np. S onstad t w ykazał, że w m etrze sześcien
nym wody morskiej znajduje się zaledwie kilka dziesiętnych m iligram a złota, a zatem jest to mniej niż m iliardowa część, a jednak gdybyśm y wyciągnęli z mórz i oceanów wszystko zaw arte w nich złoto i rozdali po
między ludzi, każdy z żyjących byłby m i
lionerem. Podobnież dzieje się z innem i t. zw. pierw iastkam i rzadkiem i, które wszak
że trudniej jest w ykryć niż złoto.
Pomimo to m nożą się coraz bardziej do
wody, że i te pierw iastki nie są tak drobno rozsiane, ja k się pierw otnie wydawało.
A przem ysł, bogacący arsenał swTych środ
ków w coraz to nowe sposoby i m etody, po
trafi wydobyw ać i stosować coraz to więk
sze ilości ty ch ciał, zdawałoby się ta k nie
uchw ytnych.
Gdyśm y ju ż o złoto potrącili, pozostańmy w dalszej mowie przy grupie t. zw. metali szlachetnych. W ybitne w niej stanowisko zajm uje rodzina m etali platynow ych. W szyst
kie one są pierw iastkam i rzadkiemi. Długi czas przypuszczano, że znajdują się one tyl
ko n a Uralu. Później jednak znaleziono skały platynonośne na rozległych obszarach Borneo, w Stanach Zjeduoczonych i w Ame
ryce południowej.
Dawno ju ż m inęły te czasy, kiedy nie wie
dziano co robić z platyną; dziś zastosowanie tego pięknego cennego m etalu jest ta k roz
powszechnione i Urozmaicone, że ostatniem i czasy podniesiono cenę jej w obawie, że produkcya nie wystarczy ani w połowie na zapotrzebowania. Jednakże przekonano się później, jak to ju ż niejednokrotnie w in
nych przypadkach miało miejsce, że obawy te były zupełnie bezpodstawne. Nowe źród
ła tego m etalu odkryte zostały niebawem, gdy okazało się, że obfitują weń piaski rzek syberyjskich. Stąd wniosek, że góry, będą
ce tych rzek początkiem, kryją w sobie w prost przechodzące wszelkie wyobrażenie skarby platynowe.
J a k jednakże platyna je s t na świecie roz
powszechniona, poucza nas przykład nastę
pujący. K iedy w państw ie niemieckiem zaprow adzano w alutę obecnego kursu, prze
robiono wszystkie stare monety, mianowicie rozpuszczano je, wydzielano czyste srebro, otrzym yw ano rozumie się wcale pokaźną ilość miedzi i oprócz tego okazało się, że sta
re talary zaw ierają dość znaczne ilości złota i co najdziw niejsza—platynę. Ta ostatnia rozumie się stanow i domieszkę bardzo drob
ną, lecz ważna w tym razie jest okoliczność, że srebro platynę zawierające pochodziło ze wszystkich stron świata, platyna zatem jest wszędzie, tylko w bardzo subtelnem roz
cieńczeniu.
Jeżeli zatem platyna jest tak szeroko roz
powszechniona, to samo utrzym yw ać może
my o jej towarzyszach. W fabrykach, gdzie przerabiają wielkie ilości platyny, m etale do niej domieszane stanow ią wcale pokaźne p ro dukty uboczne. Przem ysł dawno oglą
dał się za ich zastosowaniem do celów p rak tycznych. Nasamprzód zwrócono uwagę na iryd, jest go bowiem z tych wszystkich domieszek najwięcej. M etal ten posiada
j
wszystkie dodatnie cechy platyny w stopniu
| znacznie wyższym. Pierwszem zastosowa-
| niem tego m etalu był wyrób stopu używ a
nego na m iary normalne, wzorcowe, gdyż
3 9 4
W SZECH ŚW IATJ\ó 26 p la ty n a sto p io n a z iry d em je st b ard zo tw a r
d a i szty w n a , co ro z u m ie się w ty m p rz y p a d k u je s t rzeczą p ierw szo rzęd n ej w agi.
Lecz prócz te g o w czasach o s ta tn ic h w n ie
k tó ry c h in n y c h p rz y p a d k a c h iry d czysty rów nież zo stał zasto so w an y .
P ró cz iry d u z p la ty n y m u szą b y ć w y d z ie
lone in n e jeszcze p ie rw ia stk i, pom im o że z n a jd u ją się one w niej n iera z w ilościach bardzo i b ard zo n iezn aczn y ch . Je d n a k ż e w w ielk ich fa b ry k a c h i ty ch p ie rw ia stk ó w zebrać m ożna w p ro st im p o n u ją ce ilości. K il
k a la t tem u a n g ie lsk a fa b ry k a firm y „ J o h n son, M a tth e y i sp .“ n a je d n e j z w y sta w prz ed staw iła ce n tn a ro w ą b ry łę ro d u , je d n e go z rzadszych to w arzy szy p la ty n y , to je s t w y stęp u jąceg o w ilościach ja k n a jd ro b n ie j
szych. C ena tej b ry ły b y ła n iezm iern a, by ła to je d n a k ż e w a rto ść ty lk o idealna, g d y ż w obec nieum iejętn o ści zasto so w an ia teg o m e ta lu nie było żad n eg o n a ń za p o trzeb o w ania.
D ziś je d n a k ju ż sp ra w a stoi inaczej. R od je s t cennym m a te ry a łe m do w y ro b u te rm o m etró w e lek try czn y c h , p o zw alający c h nam m ierzyć d o k ład n ie te m p e ra tu ry ponad 1500°, g d y te rm o m e try szklane najw yżej słu ży ły do 550° i to w w a ru n k a c h b ard zo szczegól
n y c h i og raniczonych.
J e d n y m ze szczególniejszych m etali g ru p y platy n o w ej je s t pallad. Z p o zo ru podo b n y on je s t do sreb ra, lecz w y b itn ie ró żn i się odeń przed ew szy stk iem w łasnością p o c h ła n ia n ia w ielkich ilości w o d o ru . W łaściw ość ta p o słu ży ła do w y k ry c ia p a lla d u , czego do
k o n ał ch em ik angielski G ra h a m , n ie m a ona je d n a k zasto so w an ia techniczneg o. Z a sto sow anie jeg o polega n a czem innem , m ia n o w icie n a czułości, z ja k ą re a g u ją zw iązki teg o ciała n a n a jd ro b n ie jsz e n a w e t ilości za
bójczego d la człow ieka g a z u - tle n k u wę
gla. P a p ie re k zw ilżony solam i palad o w em i czernieje w z e tk n ię ciu ze ślad am i tle n k u w ęgla w atm o sferze. U ż y w am y go w ięc tam , gdzie czuw am y, aby nie w y p ły w a ły n a zew n ątrz gazy, tle n e k w ę g la zaw ierające, i w ielu ju ż g ro ź n y m niebezpieczeństw om za- pobieżono, k o rz y sta ją c z tej reak cy i.
Osm i ru te n są to m etale szlac h etn e ty lk o przez to, że w to w a rz y stw ie szlac h etn y ch w y stęp u ją, g d y ż w te m p e ra tu rz e odpow ied
niej sp alają się w p o w ietrz u i d a ją c iała lo t
ne, bard zo tru jąc e, kw as osm ow y i ru te- now y.
K w a s osm ow y je s t w ażnym o d czy n n i
kiem w techn ice m ikroskopow ej, m ian o w i
cie n ajd ro b n ie jsz a k ro p elk a tłuszczu, k tó ra z łatw o ścią u sz ła b y o ka badacza, czernieje p o tra k to w a n a ty m odczynnikiem p ła tw o w i
do czn ą się staje '). Osm w stopie z iryd em zastosow ano rów nież. Z iarn k a , będące p o łączeniem ty ch dw u m etali, często zn a jd u ją się w p laty n ie i w skałach p la ty n ę za w iera
ją c y c h . O p ierają się one stateczn ie w szy st
k im sposobom i m etodom , stosow anym w p rz e ra b ia n iu p laty n y . O ddaw na zia rn k a te ja k n a j sta ra n n ie j oddzielano od p la ty n y i o d rzu cano ja k o rzecz zup ełnie w artości p o zbaw ioną. P la ty n ę p ó łn o cno -am ery kań ską n a w e t uw ażano p raw ie za zupełnie nie p rz y d a tn ą do u ży tk u i przeró bk i, ta k w iele za
w ierała ona ciał, o k tó ry ch m owa.
Z ia rn k a te o p iera ją się n iety lk o w szelkim cz y n n ik o m chem icznym ale n ajsiln iejszy m ud erzen io m m łota, p rzyczem tw a rd e są ja k d y a m e n t. P ew ien am e ry k a n in dla tej w łas
ności sp ro bo w ał p rz y lu to w a ć je do ko- n iu szczk a p ió r zło ty ch do p isa n ia .
J a k w iadom o staló w k i nasze niszczą się zaró w n o chem icznie ja k m echanicznie.
Z że ra je a tra m e n t, a prócz teg o ko niec ich ściera się o p ap ier, k ró tk i je s t więc ich ży
w ot zazw yczaj. D aw no więc p róbow ano ju ż robić p ió ra złote, ab y uczy n ić je nieczu- łem i n a d ziała n ie chem iczne a tra m e n tu , lecz złoto, m iększe od stali, d aw ało pióra_
dro g ie a m niej trw a łe niż stalow e. N a stę p n ie usiłow ano w czub ki p ió r zło ty ch w p ra wić m aleń k ie d y am en ty , ale to było jeszcze niedogodniejsze, podnosiło cenę p ió ra, a czy
niło g o grubern, szorstkiem w p isa n iu i przy- tem pom im o n ajstara n n iejszej o p ra w y d y a m e n ty w y p a d a ły po dość k ró tk iem u ży w aniu.
W szy stk ich ty c h w ad u n ik n ię to , g d y do czubków złotego p ió ra p rz y lu to w a n o k aw ałek osm ku irydow ego. T a k a k o m b in acy a u czy n iła złote p ió ra am ery k ań sk ie niezniszczo-
■) Kwas osmowy w czasach ostatnich jest jednym z najbardziej używanych odczynników znakomicie utrwalających tkanki zwierzęce: stąd znaczne jego zastosowanie w technice histolo
gicznej.
K o 2 6
WSZECHŚWIAT3 9 5
nemi. Znane są przypadki ciągłego używ a
nia ty ch piór w ciągu lat dwudziestu, bez najm niejszego dla nich uszczerbku. Jeżeli się one psują to tylko przez nieostrożność, nigdy od użycia normalnego.
Pióro złote robi się ja k zwykle. G dy jest już wykończone, lecz jeszcze nie rozcięte, wlut.owuje się w czubek bryłkę m aleńką stopu osmowo-irydowego. Po w lutow aniu pióro na chwilę dotyka brzegu tarczy stalo
wej, cieniutkiej ja k najsubtelniejszy papier, obracającej się niezm iernie szybko. Przeci
na ona pióro w raz z tw ardem jego „oku- ciem “. Rozum ie się należy zachować jak- najw iększą ostrożność i aby przecięcie to wypadło w środku pióra. G dy operacya ta w ykonana została pomyślnie, czubek roz
ciętego pióra poleruje się pyłkiem d ia m e n towym. Oko uzbrojone w silną lupę doj
rzy wtedy na końcu pióra białe ziarnko tego dziwnie tw ardego metalu na dwie połówki przecięte.
Dopóki zastosowanie osmu i irydu o gra
niczało się tylko na tym osobliwym prze
myśle, pomimo wielkiej ilości tych piór, ziarnka osmowo-irydowe odpowiedniej wiel
kości i k ształtu w ybierano z odpadków po
zostałych po przeróbce platyny. W iększa część zatem tych odpadków irydowo-osmo- wych nie m ogła być używ ana wobec tego, że ziarnka nie m iały należytej form y i były zam ałe lub zawielkie.
Piętnaście lat tem u zaczęto wyrabiać tak zwane stylografy, to je s t pióra, w których atram en t ścieka na papier przez przewierco
n y koniuszek. A by wyciekanie to było jed nostajne, w kanale zawierającym atram ent i w czubku znajduje się cienki ruchom y pręcik, po którym atram en t spływ a na pa
pier. Cały ten przyrząd robiony był z k au
czuku i złota, aby opierał się chemicznemu działaniu atram entu. Aby jednak nie ście
rał się, myślano o zastosowaniu do w yrobu jego jakiegoś m ateryału tw ardego a nieczu
łego na odczynniki chemiczne. Należałoby więc zrobić z irydoosm u stożek i ten prze
wiercić, nie było wszakże sposobu na zlanie w jednę masę ziarnek irydoosmowych, ziarnka zaś przyrodzone dostatecznej wiel
kości były jeszcze rzadsze niż te, które były przydatne na w yrób piór rozciętych. I tu jednakże w końcu poradzono sobie. Od- |
kryto, że irydoosm z fosforem ogrzew any daje mieszaninę łatw o topliwą, tak że może ona być w lana w formę kształtu potrzebne
go. Można więc piasek osmoirydowy stopić w bryłę. Odlano więc potrzebne do w yrobu stylografów stożki ze stopu fosforowoosmo- woirydowego, a potem uwolniono je od do
danego fosforu przez wypalanie w sproszko- wanem wapnie i w ten sposób znów prze
tworzono na czysty osmoiryd. Od tego czasu w Ameryce przemysł, poświęcony wy
robowi tych piór napełnianych, rozw inął się bardzo, jednakże do E uropy nie przeszedł w większym zakresie. E ahrykacya ta zuży
wa wcale znaczne ilości osmoirydu.
Takie więc je s t zastosowanie techniczne osmu.
Ze wszystkich metali grupy platyny ruten jeden tylko nie jest jeszcze metalem tech
niki.
T ak więc grup a ciał, która zwracała uw a
gę tylko nielicznych badaczów, dziś wchodzi do przem ysłu jak o m ateryał techniczny i po
woli wchodzić zaczyna do rzeczy użytku codziennego.
E M IL D U N G ERN .