M 29 (1112). W arszawa, dnia 19 lipca 1903 r.
Tom XXII.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M ,
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A 44.
W W a r s z a w i e : roczn ie rub. 8 , k w artaln ie rub. 2.
Z p r z e s y łk ą p o c z t o w ą : roczn ie rub. 10, półroczn ie rub. 5.
Prenum erować m ożna w R edakcyi W szech św iata i w e w szystkich k sięgarniach w kraju i zagranicą.
R ed ak tor W szech św ia ta przyjm u je ze sprawam i redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
PROF. DE. M. BACIBORSKI.
R O Ś L IN N O Ś Ć K U L I Z IE M S K IE J W W I E K A C H M IN IO N Y C H .
O dczyt publiczny, w y g ło s zo n y w K rak ow ie d. 12 marca r. b.
Szata roślinna kuli ziemskiej przem ieniała się w ciągu m inionych epok geologicznych ustawicznie; zadaniem dzisiejszego odczytu będzie przem iany te pokrótce opisać i o ile możności w ytłum aczyć. Nauka, która tego rodzaju badaniami się zajmuje, nazywa się paleontologią roślin czyli fytopaleontolo- gią. Jest ona stosunkowo młoda, bo ja k kolw iek pierwsze jej zaczątki X V I I I sięgają wieku, to jednak przez długi szereg lat ba
dania paleontologiczne b y ły tylk o na usłu
gach g eo lo gii i dopiero w ostatnich latach trzydziestu przew ażać w nich zaczął kieru
nek ściśle botaniczny. M etody paleontologii roślin zależą od materyału, jakim ona rozpo
rządza, Przypom in ają w og óle m etody hi
storyi ludzkiej. T a k samo, ja k z nielicz
nych kart starych kronik, ze skąpych pom ników zam ierzchłej przeszłości historyk od
budowuje dzieje ludzkości, tak samo ze ską
pych i często niew yraźnych śladów roślin
ności m inionych, przechowanych w skałach, staramy się odgadnąć, nieraz, niestety, z pew ną dozą poetyckiej intuicyi, ja k w yglą d a ły dawne szaty roślinne kuli ziemskiej.
Szczątki kopalne dawno w ym arłych ro
ślin wyglądają, w miarę zachowania, roz
maicie. AV przypadkach najpospolitszych zdarza się, że ło d ygi, liście, k w ia ty lub ow o
ce przykryte warstwą drobnoziarnistego iłu przygniecione tym że tw orzą na nim odciski przechowane do dnia dzisiejszegOj czasem np. u nas w ziem i krakowskiej, w glinkach ogniotrw ałych znajdują się odciski roślinne tak subtelne i delikatne, że m ożem y dziś na nich rozeznawać pod mikroskopem kształty i granice pojedynczych komórek skórki. A l bo też części roślinne wrzucone w w odę bo
gatą w wapno lub krzemionkę w zupełności wapnieją lub kamienieją, a w ted y m ożem y na cieniuchnych i przejrzystych, szlifo waniem otrzym anych wycinkach rozeznać w nich wszystkie szczegóły budowy m orfo
logicznej i anatomicznej. A lb o też, i to są przypadki nader pospolite, roślina p rzy k ry ta szlamem, gd zie jej braknie dostępu p o w ietrza, a więc i tlenu, oddaje coraz więcej tlenu na zewnątrz, a sama odtleniając się podlega zwęgleniu. W ten to sposób w y-
; tw o rz y ły się owe ogrom ne zapasy —pow iedz
m y w prost— kapitału, jakim jest każda ko
palnia węgla, kapitału energii i to ze w szel
kich form energii najmniej rozpraszającej się. Ona to dozwala nam korzystać dzisiaj z tych promieni świetlnych, które kiedyś w odległej przeszłości ośw ietlały kulę ziem ską, a obecnie, przekształcone w energię
484 W S Z E C H Ś W IA T J\ś 29
chemiczną, ogrzew ają dom y i w rucli pusz
czają nasze fabryki.
Stosownie do celu, ja k i marny przed oczy
ma, kierunek badań roślinności w ym arłej m oże być rozm aity. M oże chodzić o to, aby poznać ja k przem ien iały się roślin y w dłu
giej fa li epok geologiczn ych, ja k z jed n ych w y tw a rz a ły się inne, a w ted y będziem y m ieli studyum, które z punktu w idzenia bo
tanicznego nazw ałbym rozw ojow em . A lb o też będziem y badać, czy w danej ch w ili g e o logicznej roślinność na całym obszarze kuli ziemskiej była jednostajną, lub też różną w okolicach różnych i będzie to punkt w i
dzenia g eogra ficzn y. A lb o też będziem y na podstawie struktury i na podstaw ie tych wiadomości, ja k ie m am y dziś o zw iązku bu
d o w y i kształtów każdego organu z je g o czynnościami, starali się zbadać, a w łaści
w ie odgadnąć tylko, w ja k i sposób ż y ły te daw ne rośliny, w jakiem otoczeniu, w ja k im klim acie, t. j. będziem y badali stronę w spół
życia ekonom icznego dawnej roślinności, a studyum nazw iem y ekologicznem . N atu ralnie braknie nam w badaniach paleonto
logicznych w zupełności tej strony czw artej, która we wszystkich naukach b io logiczn y eh jest najważniejszą, braknie nam strony fizy olog iczn ej, m am y tu bowiem do czyn ie
nia z trupami, a nie z ciałam i żyw em i; m oż
ność doświadczeń nie istnieje w paleontolo
g ii zupełnie.
W szeregu kolejno po sobie następują
cych obrazów dawnej przeszłości, ja k i przed
stawię, opierać się będę przedew szystkiem na roślinności ziem polskich. Jest to szcze
g ó ł ciekaw y i do niedawna nieoczekiw any, że na niewielkim stosunkowo obszarze ziem i m ięd zy B ałtyk iem a U krainą, m iędzy T a tram i a L it w ą m am y reprezentowane p ra w ie w szystkie najw ażniejsze flo ry daw nych epok geologicznych, tak że tylk o dla w y ja śnienia trzeba nam zw racać się w okolice inne, poza Polskę. Co praw da nie w szyst
kie z tych flo r daw nych roślinności na ziem i są do dziś dnia należycie zbadane i tu ro z le g łe jeszcze pozostaje pole dla późniejszych badaczów.
W iadom o, i nie m yślę szeroko p rzyp om i
nać, że w g e o lo g ii rozróżniam y trz y w ie l
kie epoki, na które d zielim y przeszłość geologiczną kuli ziem skiej : epokę staro
żytną (paleozoiczną), średniowieczną (mezo- zoiczną) i now ożytną (neogeniczną). Otóż roślinność tych trzech epok reprezentowana jes t u nas bardzo bogato. Już w najstar
szych niemal warstwach, jakie na ziemiach polskich napotykam y, w warstwach sylur- skich g ó r Św ięto - K rzysk ich znajdujem y pierwsze ślady roślin, co prawda tak n iew y
raźne, że nie jesteśm y w stanie dać obrazu, ja k u nas ta roślinność w yglądała, tembar- dziej, że badania tejże flory, prowadzone w A m eryce północnej, nie są do dziś dnia tak dokładne, byśm y na podstaw ietego krajo
brazu amerykańskiego m ogli snuć wnioski dalsze.
W bezpośrednio następującej epoce de- wońskiej posiadamy, znowuż w górach Świę- to-K rzyskich, zupełnie podobną do poprzed
niej, nieco lepiej rozwiniętą florę. Z nam y w niej ju ż w idłaki, np. Lepidodendron Ga- spianum, ale są to wszystko okazy bardzo w ątpliw e, źle zachowane, nadto bai’dzo w y eksploatowane. I dopiero z chwilą epo
k i następnej, w ęglow ej, m am y przed sobą, a zwłaszcza w t. zw. kotlinie w ęglow ej p o l
skiej, szerokiej 160 km, od Sudetów po K r z e szow ice— nadzw yczajnie bogatą florę w szy
bach i kopalniach, która też została dosyć dobrze zbadana. Jestto t. zw. roślinność w ęglow a. D o opisania jes t ona dla przyrod nika nie łatw a, dlatego że odtworzenie po- jed yń czych gatunków, ja k ie w ted y ż y ły i które z drobnych okruchów i członków dość dobrze znamy, jest niemal koncepcyą poetyczną, która, czy odpow iada zupełnej prawdzie, w w yją tk ow y ch tylk o razach zba
dać m ożem y. Jednakże napewno w iem y tyle, że na roślinność, ja k a w ted y rosła, składały się przew ażnie rośliny rodniowe, a z tego przedew szystkiem paprocie i to nie z tych, ja k ie dziś w naszych lasach w idzim y, ale paprocie z ty c h nielicznych pod rów nikiem dziś jeszcze istniejących rodzajów i rodzin, o pniach często bardzo wyniosłych, o liściach ogromnej długości, które łączym y w rodzi
nie Marattiaceae. Dalej znajdujem y skrzy
py, a w ięc rośliny, które i dziś znam y w k il
kudziesięciu gatunkach na kuli ziemskiej.
G d y jednak dzisiejsze są to rośliny drobne, jeden z w iększych naszych nie przenosi g ru bości palca, w ted y rozliczne gatunki skrzy- powate, znane pod pospolitą nazwą kałami-
jYo 29 W S Z E C H Ś W IA T 435
tó w , dosięgały grubości metra, wysokości z pewnością kilkudziesięciu metrów, bogato rozgałęzione, ale o liściach drobnych. G d y bym chciał dać obraz tego rodzaju skrzypu, to prawdopodobnie kazuaryny lasów A ustra
lii odpow iadałyby jeszcze najbardziej kala- mitom swem pokrojem zewnętrznym . L i ście tak drobne, że zdaleka nie widać ich wcale, rozgałęzienie regularne.
Dalej idzie grupa w idłaków . W iem y, że i dziś po naszych piaskach i borach ży ją g a tunki drobne i nikłe. Tym czasem te same w id ła k i epoki w ęg low ej b y ły to drzewa olbrzym ie, rozgałęzione i widlaste, rozbite na bardzo w ielką ilość odrębnych od siebie gatunków , z których to, co dziś na kuli ziem skiej mamy, przedstawia jedynie zubo
żałe i ostatnie szczątki. Sądząc ż budowy liści, z grubości i pewnych szczegółów ana
tom icznych bu dow y pnia roślin z epoki w ę glow ej, m ożem y dojść do wniosku, że t. z w.
energia wzrostu, a w ięc szybkość wzrostu była u roślin tych nadzwyczajnie w ybitną, daleko w ybitniejszą, aniżeli u roślin dziś ż y jących. I tej to właśnie szybkości w zro
stu zaw dzięczam y ogrom ne złoża w ęglow e, w epoce tej powstałe. Z k otlin y w ęglow ej polskiej znam y około 60 gatunków wówczas żyjących roślin; jest to jednak z pewnością tylk o drobna część wszystkich wówczas tu rosnących. P od koniec epoki w ęglow ej, np.
u nas w okolicy K w a cza ły lub K arniow ic, z bogatej tej flo ry znajdujem y ju ż tylk o bar
dzo nieliczne typ y, z biegiem czasu flora w ęglow a ubożała, ginęła. T u właśnie pod Krzeszow icam i, w Karniow icach, b y ły ów cześnie, ja k i dziś w bezpośredniem sąsiedz
tw ie białych w arstw wapienia w ęglow ego źródła bogate w wapień, który inkrustował i p o k ryw a ł rośliny i skutkiem tego posiada
m y tam bardzo piękne, niemal w marmur przekształcone liście, ło d y g i i owoce zubo
żałej flory w ęglow ej, czy li t. zw. permo-kar- bońskiej. G d y w K arniow icach, K w aczale i innych miejscach znajdujem y roślinność w ęglow ą lubo zubożałą, w gatunki ubogą, w tej samej epoce na południow ych krań
cach A z y i, w krajach leżących gdzieś m ię
dzy Tasm anią, H im alayam i a A fr y k ą połud
niową, u tw orzyła się flora zupełnie nowa.
N ie w iem y dokładnie wskutek czego łączą jej powstanie przyczyn ow o często, chociaż
bez dostatecznych dowodów, z w ytw arza niem się we wspomnianych krajach lod ow ców. F lora ta, którą obejmuję pod nazwą flo ry indyjskiej „G ondw ana", zwolna z cen
trum południow o-azyatyckiego rozszerzać się zaczęła na w szystkie strony i pow oli po
kryła całą kulę ziemską, w ypierając owe resztki skromnej flory paleozoicznej. W ten sposób w epoce późniejszej będziem y mieli do czynienia z przybyszam i, z em igracyą roślinną z A z y i południowej, która w y tw o rzyła zwolna nowe gatunki na niektórych ziemiach, słowem w ytw orzy ła nowe typ y flo ry m ezozoicznej. Jak na naszych zie
miach w yglądała pierwsza flora oWych p rzy
b yszów azyatyckich, tego nie wiem y. D o
piero znacznie później, w epoce t. zw. trya- su, napotykam y pierwsze rośliny mezozoicz- ne lepiej w ykształcone na Śląsku, znacznie bogatsze i piękniejsze, choć nieco później
sze, w górach Święto-Krzyskich, które to g ó r y są rzeczyw iście kopalnią dla badają
cych dawną roślinność ziemi. Roślinność tę nową, mezozoiczną, m ożem y nazwać ro
ślinnością drzew iglastych oraz sagowców.
Sagow ce jest to grupa roślin i dziś jeszcze żyjących, jednak zaledwie w kilkudziesięciu gatunkach, rozrzuconych w zdłuż rów nika naokoło całej kuli ziemskiej. W epoce zaś jurajskiej na małej przestrzeni koło G rójca pod K rakow em b yło ich około 30 gatunków.
D rzew iglastych, których dziś także tak niewiele mamy, b y ło wtenczas tak wiele, że tw o rz y ły one większość w egetacyi, a wśród tych sagow ców i iglastych w ystępow ało m nóstwo paproci, głów n ie tych typów , jakie jeszcze dziś znam y, ale z k rajów gorących.
Jak ówczesna w egetacya w yglądać m o
gła? Przedew szystkiem ogrom nie zielono, nie b yło bowiem żadnych typ ow ych kw ia
tów barwnych, lub wonnych, które dziś wszędzie w idzim y. Paprocie— m ów i się czę
sto— kw iatów nie mają. T a k nie jest. One kwitną, choć nietylko, ja k chce baśń ludo
wa, w noc świętojańską, ale i p rzy dziennem świetle; lecz k w ia ty te są bardzo niepozorne, mało widoczne przedrośla, które na barw ność krajobrazu nie w pływ ają. Drzewa iglaste kwitną, ale k w iaty ich zapylane są przez wiatr, nie w ydają woni, nie m ają barw. Jaka była obfitość gatunków tej ro ślinności zrozum iem y z tego, co wspomnia
436 W S Z E C H Ś W IA T Nh 29
łem przed chwilą o sagowcach. Jeszcze dru
g i przykład z G rójca pod K rakow em . D zi
siaj na bagnach ż y je u nas gatunek paproci zw a n y długoszem lub paprocią królewską, rzadki zabytek daw nych epok, do dziś dnia przechow any w nielicznych ty lk o m iejsco
wościach. T e j paproci na całej kuli ziem skiej jest dziś gatu nków pięć. A wówczas w G rójcu samym było ich znacznie w ięcej.
Co do klimatu, to w niektórych p rzy n a j
mniej okolicach na podstawie samej budow y liści stwierdzić można, że w tej epoce b yły na kuli ziemskiej m iejsca bardziej suche i inne mniej suche, różniące się pom ię
dzy sobą roślinnością odrębną. Obok flory w Grójcu, która: w ykazuje, że była tu okoli
ca bardzo w ilgotna, m am y flo ry rów nocze
sne wykazujące twardą, niem al blaszaną konsystencyę liści, co dow odzi, że rośliny te ż y ły w klim atach suchych, w których bronić się m usiały grubą skórką przeciw zbytniem u wyschnięciu.
Jeżeli dobiegam y z czasem do m łodszych w arstw średniowiecznych, a w ięc do czasów, g d y tw o rz y ły się w apienie skaliste, np. O j
cowa lub K rzem ion ek pod K ra k ow em , to spostrzeżem y znow uż zjaw isko zubożenia roślinności, analogiczne z opisanem pow yżej z epoki perm okarb on u : flora, nie u nas w praw dzie, ale np. w e F ran cyi, po pew n ym przeciągu czasu przeżyła się, zubożała i zwolna ginie.
( D N )
H Y P N O T Y Z M Ż A B .
Oddawna wiadom o, że zw ierzęta m ogą za
padać nagle w stan od rętw ien ia je ż e li zn aj
dą się w p o zy c y i nienorm alnej, albo jeżeli ruchy m ają skrępowane. Pozostają w ó w czas nadal nieruchome i przybierają pozy nieraz dziwaczne i w ielce n iew ygodn e. Już w r. 1646 jezu ita A ta n a zy K irc h e r opisał podobne doświadczenia dokonane na kurze dom owej i ilustrow ał je drzew orytem . K i r cher zaleca unieruchomić w p rzó d y kurę w ię zami, następnie p o łożyć ją na stole i nakre
ślić kredą przed je j oczam i lin ię prostą. K u ra wpatruje się w białą lin ię i usypia. D o świadczenia owe zyskały niezm ierny rozgłos ,
w swoim czasie i otrzym ały nazwę : E xpe- rim entum m irabile de im aginatione gal- linae.
P rzez długi czas świat uczony odm awiał wszelako Swego uznania podobnym doświad
czeniom i dopiero w drugiej połow ie X I X - g o w ieku dawne fakty, podane poraź pierw szy przez Kirchera, powtórzone zostają przez uczonych. F iz y o lo g Czermak spostrzega (1873), że doświadczenie udaje się w ybornie nawet bez użycia w ięzów i bez nakreślenia białej linii. W y sta rc zy kurę położyć na plecach i potrzym ać ją przez minutę w tem położeniu. M ożna ją potem pozostawić w spokoju, a nie okaże ona żadnej chęci do zm iany p o zy cy i i pozostanie nieruchoma przez pew ien przeciąg czasu. Czermak roz
szerzył nadto swe doświadczenia do w ielu innych ptaków, do gęsi, kaczek, łabędzi, g o łębi, a naw et do m ałych ptaszków śpiewa
jących. Spostrzegł on również, że ptaki usypiają z łatwością, je ż e li zb liżym y do ich oczu jakikolw iekbądź przedmiot; to mu na
sunęło myśl, że owe ciekawe i zagadkowe zjaw iska są istotnem i stanami hypnotyczne- m i u zwierząt.
W e d łu g P reyera istotna przyczyna zja w i
ska jest całkiem in n a : jest nią przestrach.
Z ab iegi, w yk on yw an e dla unieruchomienia zwierzęcia, w strzym anie je g o ruchów, są czynnikam i w yw ołu j ącemi przestrach i w trą caj ącemi zw ierzę w stan odrętwienia.
W kilka la t później Heubel (1877) po
św ięcił studyum stanowi fizyologicznem u zw ierząt zahypnotyzow anych i usiłował dać w yjaśnienie tego stanu. W ed łu g niego ów stan nie jest niczem innem tylk o snem na
turalnym. Przeciw n ie zaś, Danilew ski po
dziela zapatryw anie Czermaka, k tóry utoż
samiał stan odrętwienia zw ierząt ze snem h ypn otyczn ym człowieka.
W r. 1891 ukazała się ciekawa praca B ier
nackiego nad w pływ em niektórych alkaloi
d ów na ośrodki nerw ow e podczas hypnozy.
A u to r w y b ra ł dw ie substancye działające drażniąco na rdzeń pacierzow y : strychninę i tebainę; oraz dw ie substancye działające drażniąco na korę m ózgow ą : atropinę i ko
kainę. Otóż żaby hypn otyzow ane słabiej odczuwają działanie strychniny i tebainy w strzykniętej pod skórę od żab norm alnych.
N ad to hypnoza staje się daleko bardziej po
Na 29 W S Z E C H Ś W IA T 437
wierzchowna, g d y żaba znajduje się pod w p ływ em jednej z tych trucizn. Co zaś do atropiny, której w p ły w drażniący na półku
le m ózgow e dobrze jest znany, Biernacki odsłaniał półkule i zw ilża ł je słabym roz
tw orem tej trucizny. AV tych warunkach hypnoza staje się znacznie głębszą. K o k a i
na w y w iera takiż sam w p ły w ja k atropina.
Opierając się na tych doświadczeniach, autor w yciąga wniosek, że podczas hypno- z y rdzeń pacierzow y znajduje się w stanie zmniejszonej pobudliwości, natomiast m ózg znajduje się w stanie pobudliwości w zm o
żonej .
W obszernej pracy poświęconej hypnozie, Verw orn (1898) zajął się głów n ie pozycyą zw ierzęcia i stanem mięśni podczas snu hyp- notycznego. Z w ró c ił on poraź pierwszy uwagę na ten fa k t niezm iernie ciekawy, że niezw ykłe pozy, przybierane przez zw ierzę
ta zahypnotyzow ane, w yp ły w a ją stąd, że zw ierzę usiłuje popraw ić nadaną mu pozy- cyę, lecz w chw ili w ysiłku nagle kamienieje i zachowuje najdziwaczniejsze pozycye.
W id zim y z poprzedniego poglądu, że pra
ce lat ostatnich w yśw ietliły w iele ciekawych stroń hypn ozy zwierzęcej, a choć nie dały nam w yjaśnienia samego zjawiska, nato
miast bliżej określiły warunki, w jakich się ono odbywa.
Przechodzim y obecnie do doświadczeń panny Stefanowskiej. Prace poprzednie nie postarały się uchw ycić związku m iędzy snem hypnotycznym a odżyw ianiem się zwierzęcia. Z aledw o parę spostrzeżeń w tym w zględ zie spotykam y u Gląya. In n i ekspe- rym entatorow ie nie dostarczają nam żad
nych w skazówek co do stanu fizyologiczne- g o żab u żytych do doświadczeń. A jest to luka dość poważna; wiadomo bowiem, że życie żaby rozpada się na dw ie e p o k i:
w pierwszej (lato i jesień) żaba przyjm u je pokarm i wzm acnia swe siły; w drugiej (zi
ma i wiosna) żaba nie przyjm u je żadnych pokarm ów i w tym okresie p rzeja w y życia jej są w ogóle znacznie słabsze. Zazw yczaj też w laboratoryach odróżniają żaby „zim o
w e" od żab „ l e t n i c h P i e r w s z e są w ycień czone głodem , anemiczne i przedstawiają liczne zboczenia od norm y w pobudliwości m ięśniowej. Otóż ciekawem było rozpa
trzeć, czy w ycieńczenie ustroju jest w stanie
i w yw rzeć ja k ik o lw iek w p ły w na układ ner
w o w y i na zjawiska hypnozy. Z doświad
czeń p-ny Stefanowskiej w ynika, że usposo
bienie do hypnozy pozostaje w ścisłym zw iąz
ku z warunkam i fizyologicznem i ustroju.
Doświadczenia swe autorka przeprowadzi
ła w e wszystkich porach roku; prócz tego niektóre osobniki doprowadzone zostały do najw yższego stopnia wyniszczenia, spędziw
szy w pracowni całą zimę, wiosnę i połowę lata bez przyjm ow ania żadnego pokarmu;
przedstaw iały one w yg lą d istnych szkiele
tów, a niektóre nie b y ły nawet w stanie skakać, lecz p ełzały podobnie ja k ropuchy.
N ie wszystkie jednak żaby doprowadzone zostały do tego stanu wyczerpania.
Z doświadczeń tych p-ny Stefanowskiej w yp ływ a, że należy u żab odróżnić stan „m a
łej h yp n ozy“ od stanu „w ielkiej h ypn ozy".
Ż ab y silne i zdrow e (t. j. w jesieni i na początku zim y) nie są wcale skłonne do snu hypnotycznego; niektóre byw ają nawet cał
kiem odporne; inne, dopiero po długich za
biegach ze strony eksperymentatora dają się uśpić; lecz jest to sen krótkotrw ały i po
w ierzchowny, z którego z łatwością dają się zbudzić. Zasługuje on przeto na nazwę
„m ałej h yp n ozy“ .
Odmienny całkiem obraz przedstawia h y pnoza u żab, które przezim ow ały w akwa- ryum nic nie jedząc. Ich stan hypnotyczny w ykazuje też same cechy zewnętrzne, które Charcot opisał u człow ieka pod nazwą
„w ielkiej hypnozy
Żaba położona na plecach zaczyna wnet oddychać szybko i głęboko, lecz niebawem ruchy oddechowe zaczynają słabnąć, stają się coraz bardziej powierzchowne, aż prze
stają być całkiem widoczne. Im głębszy jest sen hypnotyczny, tem słabsze stają się ruchy oddechowe. Oczy podczas snu hypno
tyczn ego są zawsze szeroko otwarte; źreni
ce się zw ężają i przybierają kształt szparki poziom o w ydłużonej. Bezwładność szeroko otw artych oczu i zwężenie źrenic nadają za- hypnotyzow anej żabie w yra z osłupienia i m artwoty.
Żaba silnie zahypnotyzow ana nie reaguje nawet na najsilniejsze bodźce. M ożem y do
tykać jej źrenic, łechtać nozdrza, rozmawiać w je j pobliżu, uderzać o stół, na k tórym le
ż y uśpiona, wreszcie kłóć śpilką do k rw i
438 W S Z E C H Ś W IA T No 29
najczulsze miejsca skóry, ja k np. błonę m ię
dzy palcami, a nie poruszy się ona nawet, je ż e li hypnoza jest p raw d ziw ie głęboką.
N ieraz żaba zachowuje pozycyę, w której została uśpiona. Często jednak podczas snu zw ierzę nadaje ciału now e pozycye, np. pod
nosi nagle głow ę, w yciąga ram iona i kam ie
nieje ja k b y w ekstazie. Czasem podnosi jednę z tyln ych łap i zesztyw n ia w szy śpi w dalszym ciągu w tej arcyn iew ygodn ej po- z y c y i przez p ó ł god zin y albo i dłużej. Z a
znaczyć należy, że pod
czas snu hypnotycznego żaby są niedostępne znu
żeniu i m ogą przechow y
w ać najm niej zrów now a
żone pozycye przez dłu gi przeciąg czasu.
AYielka hypnoza żab zło
żona jes t z dwu kolejno po sobie następujących fa z : 1) stan letargiczny, w którym mięśnie są ro z
kurczone, a koń czyn y opa
dają obwisłe; 2) stan ka- taleptyczny, w którym
istnieją jeszcze inne warunki, które osłabia
ją c ustrój, powiększają skłonność do hypno
zy. I tak, p. Stefanowska spostrzegła, że ujęcie w ody tkankom działa w podobny sposób. Nadto, żaby znużone, oraz osobni
k i chore, przebyw ające długi czas w nie
w oli, są w w ysokim stopniu skłonne do za
padania w stan hypnotyczny.
H ypn oza zw ierząt zwłaszcza zaś żaby da
je się porównać z hypnozą człowieka. Ob
ja w y je j są bardziej delikatne i złożone u człowieka, zwłaszcza zaś u histeryków. G łó w ne cechy są jednak też same u ludzi i zwierząt.
Doświadczenia p. Stefa
nowskiej stanowią zatem przyczynek do patologicz
nej teoryi hypnotyzm u, w edług nauczania Char- cota i szkoły w Salpetrie- re. Jak wiadomo, szko
ła ta uważa hypnotyzm za rodzaj choroby, którą dotknięte m ogą być nie
które tylk o osobniki. Po-
W ielk a hypnoza żab (według Stefanowskiej).
mięśnie są zesztyw niałe, a członki zachow u
ją wszystkie nadane im pozycye.
Z najgłębszej h yp n ozy żaba m oże być przebudzona, je ż e li g w a łto w n ie zm ienim y je j pozycyę. P o przebudzeniu zw ierzę w y daje się mocno podniecone, próbuje ucieczki głośno rechocząc. Podniecenie pohypnotycz- ne trw a zazw yczaj krótko i ustępuje miejsca fa zie znużenia. Żaba zbudzona po długiej hypnozie m oże b yć z łatw ością ponow nie uśpiona.
W id zim y zatem, że złe w arunki o d ży w ia nia pod w p ły w em głod zenia sp rzyjają w w y sokim stopniu hypnozie. Obok głodzenia
nieważ Charcot m iał na m yśli „w ielk ą hypno- z ę “ , w ięc oczyw iście m iał słuszność w. swem dowodzeniu.
Z innych doświadczeń autorki nad hypno- tyzm em żaby przytoczym y jeszcze w p ły w środków znieczulających i zm ian tem pera
tury. Jeżeli żabę głęboko uśpioną p rzy k ry je m y dzwonem zaw ierającym gąbeczkę zm o
czoną eterem lub chloroform em , w p ły w środka znieczulającego okazuje się prawie natychm iastow y. Oddychanie staje się wnet silniejsze, a po kilku sekundach żaba zryw a się nagle i okazuje w ielkie podniecenie. E ter działa jeszcze silniej od chloroform u, lecz
j\o 29 W S Z E C H Ś W IA T 439
oba te środki w yw ołu ją nieodmiennie prze
budzenie żaby. Jak wiadomo, środki znie
czulające działają w pierwszej chw ili pod
niecająco; otóż ow e krótkotrw ałe podniece
nie w ystarcza do przebudzenia ze snu hyp- notycznego. Pon iew aż przebudzenie nastę
puje nadzwyczaj szybko, m am y prawo p rzy
puszczać, że w yw ołan e zostało drażniącym w p ływ em eteru lub chloroform u na półkule m ózgowe. Podobnie ja k środki znieczula
jące zachowują się inne bodźce chemiczne, ja k np. amoniak i kwas m rów kow y. Oba te ciała chemiczne są bodźcami ogólnemi, działającem i silnie na układ nerw ow y.
O gólnym bodźcem jest rów nież podniesie
nie tem peratury. Jeżeli nagle ogrzejem y wodę, w której spoczywa uśpiona żaba, prze
budzenie jest niewątpliwe. Przeciw nie, ozię
bienie w o d y pozostaje bez w pływu.
A zatem bodźce działające na organy zm ysłów (ja k ból, dźw ięk i t. d.) pozostają bez w pływ u na przebieg hypnozy, jeżeli ta ostatnia jest w ielce głęboką. L ec z bodźce ogólne są zawsze w stanie rozbudzić żabę ze snu hypnotycznego.
Streściła B r . mecl. Józefa Joteyko.
P R Z Y C Z Y N E K DO T E O R Y I C Z Y N N O Ś C I N E R W Ó A Y . »)
„T e o ry a sił nerw ow ych powinna tłuma
czyć, ja k z różnorodnych warunków, któ
rym nerw y są podległe, koniecznie w ynikać muszą specyficzne w łaściwości tych ostat
nich “ .
Słowa te czytam y w w iekopom nym pod
ręczniku fizy o lo g ii K a rola Lu dw iga. To, co w yłożyć zamierzam, niezupełnie będzie sta
nowiło przyczyn ek do teoryi czynności ner
w ów w sensie słów powyższych. A n i ze składu chem icznego nerwów, ani z ich p o staci nie um iem y w yprow adzić tych własno
ści, o których m ów ić będziem y, chociaż w zupełności przyznać musimy słuszność
*) Zur Theorie der Nerventhatigkeit. Aka- demischer yortrag, gehalten von Ewald Hering, Professor de Physiologie an der Universitat Leipzig.
L u d w igo w i, że „n erw zawdzięcza swe siły swemu składowi chemicznemu i swej posta
ci, a przem iany swych sił przemianom swych własności11.
Źródło, z którego pochodzą poglądy po
niższe na charakter czynności nerwów, leży zclala od wszystkich naszych obecnych w ia domości o budowie włókna nerwowego, o je g o fizycznych i chemicznych własno
ściach; dlatego też zgodzę się chętnie z tym, k tóry rozważania poniższe uważać będzie nie za teoryę czynności nerwów, lecz tylko za przypuszczenie.
N a usprawiedliwienie m oje niech m i je d nak wolno będzie zaznaczyć, że o praw d zi
wej istocie czynności nerw ów m ożem y dziś w ypow iadać same tylk o przypuszczenia.
D zięki H elm holtzow i w iem y, że nagła zm ia
na w yw ołana w stanie w łókna nerw ow ego przez podnietę, przenosi się wzdłuż włókna z szybkością, którą w ym ierzyć m ożem y i któ
rej wielkość znamy. A le nie w iem y nic ani o charakterze tej zmiany, ani o istocie pro
cesu przenoszącego się we włóknie nerw o- wem. Klasyczne badania Du Bois Reym on- da zapoznały nas z elektrobodźczą w łasno
ścią nerwu w rozm aitych je g o stanach. A le ja k prąd galw aniczny nic nam nie m ów i j o procesie chemicznym, któremu początek zawdzięcza, tak samo prąd w ytw arzany przez nerw nie odsłania przed nami żadnych szczegółów przem iany chemicznej, zachodzą
cej w e włóknie nerwowem. Jest to oczy w i
ście więcej niż proste przypuszczenie, g d y m ówim y, że to, co nazyw am y czynnością nerw ów , polega na sprawach chemicznych;
ale to samo powiedzieć m ożem y w ogólno
ści o każdej substancyi żyw ej; w orzeczeniu tem niema nic, coby w yróżniało życie nerwu od życia jakiegobądź innego narządu. W o - góle życie jest dla nas dzisiaj tą samą nie
rozwiązaną zagadką, jaką było w tedy, g d y t. zw. mechaniczne pojm ow anie zjaw isk ż y ciowych w zięło górę nad witalizm em , g d y świetne powodzenie mechanistów budziło nadzieje, w ybiegające daleko poza osiągnię
te dziś zdobycze, pomim o całego ich boga
ctwa i wartości. W szelkie postępy fiz y c z nego i chemicznego badania organizmu zwierzęcego natrafiały koniec końcem w szę
dzie, prędzej czy później na tajemnicze pa
nowanie substancyi żyw ej organizm ów ele
440 W S Z E C H Ś W IA T J\ś 29
mentarnych, z których składa się ciało lu dz
kie i zwierzęce. N au czyliśm y się skrom no
ści; gd zie dawniej zdawało się nam, żeśmy przeniknęli do samego w nętrza, tam dziś uznać musimy, że m am y za sobą zaledwie n ajpierw szy przedsionek. Cóż w ięc d ziw nego, że dawna błędna nauka o sile życio
w ej, którą uw ażaliśm y za pogrzebaną bez
powrotnie, dziś znowu podnosi g ło w ę pod zm ienioną nazwą? P rzy zn a ć m usim y, że nasza własna w tem w ina : w upojeniu po
w odzenia obiecyw aliśm y w ięcej, niż można było dotrzym ać. Przestań m y uważać fizyo- logię w yłączn ie za fizyk ę i chemię stoso
waną; w yw ołu je to tylk o słuszny protest tych, k tórzy są przekonani, że próżno chcieć w ytłu m aczyć w yczerpująco ży w e przez m ar
tw e. Ż ycie m ożna całkow icie zrozum ieć tylk o samo przez się; fizyk a i chemia w y r o sły na gruncie p rzy ro d y n ieożyw ionej i do niej tylk o są przystosowane; to też zdołają nam w yjaśn ić to tylko, co wspólne jest w żyw em i w m artwem . B ardzo to wiele, lecz nie w szystko; parafrazując słowa g e nialnego fizyk a !), m ożem y niem al pow ie
dzieć, co następuje : uważać fizy o lo g ię tylk o za stosowaną fizykę i chemię, to znaczy tw ierdzić, że praw a znalezione w fizyce i chem ii w ystarczają bez rozszerzeń i u ogól
nień do przejrzenia spraw życiow ych ; „p o g ląd ten przypom ina Thalesa, k tó ry chciał w szystko objaśniać na zasadzie własności w ody. Jakże mało je s t praw dopodobień
stwa, ażeby szerszą dziedzinę m ożna było zupełnie w yczerpać znanem poprzednio do
świadczeniem z dziedzin y w yższej “ 2).
W rzeczyw istości fizy o lo g ia zaw dzięczała sw ego czasu swe świetne zdobycze nie ty le samemu odrzuceniu siły życiow ej, ile raczej w prow adzon ej przez to do b io lo g ii ściśle przyrodniczej m etodzie w raz z całym je j
x) E. Mach. D ie Principien d. Warmelehre, str. 351.
2) Gdyby można było z góry wszystko, co za
chodzi w naturze, nazwać procesem fizycznym lub chemicznym, czy się to daje podporządkować pod znane dzisiaj twierdzenia fizyki i chemii, czy nie, w takim razie i wszystkie zjawiska życiowe należałyby do zakresu fizyki i chemii. A le nie
podobna zatykać sztandaru w krainie, której jeszcze nie przestąpiliśmy, nie mówiąc już wcale o zbadaniu.
aparatem naukowym ; w italizm w yrządził szkodę istotną o tyle tylko, o ile wnosił z so
bą bezpłodne m etody traktowania zagad
nień biologicznych; usunięcie go tylk o w tym w zględ zie przyniosło korzyść rzetelną. N a w et w okresie rozkw itu w italizm u wszystko, co tylk o spostrzegano na żyw y ch tworach bezpośrednio dostępnego dla tłumaczenia fizycznego, objaśniono drogą fiz y c z n ą : pra
wa d źw ign i zastosowane zostały do ruchów członków ciała ludzkiego i ruch k rw i spro
w adzony został do skurczów mięśnia serco
w ego ju ż w tedy, g d y o czynności mięśni samych panow ały jaknaj bardziej w itali- styczne poglądy. Czynności tej nie umie
m y jednak w ytłu m aczyć i dzisiaj jeszcze, chociaż należy do najbardziej uchw ytnych i najm niej u krytych przejaw ów życia. T k w i w nas zbyt w ielka skłonność do analogii i do przenoszenia twierdzeń, abstrahowanych z jednej dziedziny zjaw isk na inne dzie
dziny; zbyteczną byłaby obawa, ażeby jakie zjaw isko życiow e m ogło się na długo ostać bez objaśnienia fizycznego lub chemicznego, ja k tylk o fizyka i chemia będą posiadały potrzebne do teg o środki. Dzisiaj daleko większem niebezpieczeństwem zagraża przed
wczesne, a zatem niedostateczne tłum acze
nie fizyko-chem iczne zjaw iska życ io w eg o niż siła życ io w a — to łoże w ygodne, na któ- rem zasypia rozsądek na pościeli z nieja
snych kategoryj. Mechaniczna teorya życia nie zdołała tem u zapobiedz, ażeby na m iej
scu starej w italistycznej nie powstała do
gm atyk a nowa; rozbiór drastycznego przy
kładu tego dogm atyzm u będzie właśnie przedm iotem nasych rozważań.
Jak ju ż zauważyłem , nieznana jest nam praw d ziw a istota tego, co n a zyw am y po
drażnieniem, przenoszącem się w nerwie.
Pom im o to większość fizy olog ów dzisiejszych uważa za pewnik, że ten proces podrażnie
nia jest zaw sze zupełnie ten sam, nietylko w jednem i tem samem, ale nawet we wszystkich włóknach nerw ow ych; zachodzić m ogą różnice tylk o co do natężenia i co clo przebiegu w czasie, ale nie co do jakości;
wszelkie zróżnicow anie funkcyonalne doty- czeć m oże tylk o centralnego lub obw odow ego aparatu końcow ego. N iek tórzy są o tem tak mocno przekonani, że odrzucają a lim i- ne wszelkie rozw ażania oparte na jakościo
A !e 29 W S Z E C H Ś W IA T 441
wej zmienności procesu podrażnienia w łó kien nerw ow ych zgodnie z Helm holtzem , Du Bois Reym ondem i Dondersem.
Zastanów m y się nad tem, co zawiera w sobie tw ierdzenie o jednorodności podraż
nienia w e wszystkich włóknach nerwowych.
Przypuśćm y, że m ożem y w łączyć kaw a
łek nerwu czuciowego w przebieg nerwu ru
chowego, spajając je organicznie co do w łó kna; w takim razie idące od m ózgu podraż
nienie nerwu ruchow ego musi przebiedz przez w łączon y kaw ałek nerwu czuciowego, dochodzi bez zm iany do mięśnia i powoduje je g o skurcz. G dybyśm y m ogli w yciąć część nerwu w zrokow ego i zastąpić ją kawałkiem nerwu ruchow ego tak, żeby się każde w łók
no pierw szego zgoiło z jednem włóknem drugiego, w te d y otrzym alibyśm y dawną ciągłość anatomiczną i funkcyonalną i po
strzegalibyśm y św iatło i barwę zupełnie tak samo, ja k przedtem. W yob ra źm y sobie te raz, że nerw y słuchowy i w zrok ow y zostały przecięte i z g o iły się na krzyż; w tedy, ja k pow iada D u B o is Reym ond, będziem y okiem słyszeć huk błyskaw icy, a uchem w idzieć grzm ot, jako szereg wrażeń świetlnych.
D o takich konsekwencyj prow adzi nas przypuszczenie całkow itej jednorodności funkcyonalnej wszystkich w łókien nerw o
wych. N iem ożliw ość urzeczywistnienia przy
padków pow yższych nie zmienia w niczem słuszności wnioskowania.
Co m ogło sprowadzić w ypow iedzen ie i przyjęcie ogólne tak stanowczych sądów w sprawie tak ciemnej jeszcze? O ngi K . L u d w ig z przew idującą ostrożnością rozbie
rał kw estyę „jednorodności lub różnorodno
ści w łókien n erw ow y ch 11, aby ją w końcu pozostaw ić nierozstrzygniętą, tak samo jak przedtem Jan M uller. Od tego czasu nie został poznany żaden now y fakt, k tóryby przechylił szalę na stronę teoryi jednorodno
ści, ja k ją nazw ał L u d w ig . Doświadczenia, w których ob w od ow y koniec przeciętego nerwu zga ja się z centralnym końcem nerwu obdarzonego inną funkcyą, nie rozstrzygają naszej kw estyi, nawet je ż e li się udają. P o mimo to teorya jednorodności jest dziś jesz
cze dla większości fizy olog ów pewnikiem niezbitym .
Przez swe „badania nad elektrycznością zw ierzęcą11 Du Bois Reym ond „u rzeczyw ist
n ił (ja k mniemał) stuletnie marzenie fizy k ó w i fizyologów o identyczności istoty czynno
ści nerw ów z elektrycznością, choć w zm ie
nionej nieco form ie". Ogłoszone przez niego fa k ty znalazły potem potw ierdzenie we wszystkich istotnych punktach. Chociaż tłumaczenie ich jest inne, w ielu fizy o lo g ó w podziela dziś jeszcze pogląd w ypow iedziany przez Du Bois Reym onda, że praw dziw ym w yrazem istoty czynności nerwowej są zja
wiska elektryczne. Zdaje m i się, że po
gląd ten był i jest głów nem jądrem tw ier
dzenia o jednorodności.
Podrażniając nerw w jakim bądź punkcie jeg o przebiegu zapomocą sztucznej podnie
ty, m ożem y badać za pośrednictwem galwa- nometru stopniowe przenoszenie się procesu podrażnienia: elektryczne zachowanie się substancyi nerwowej ulega zmianie w m ia
rę przejścia w stan podrażnienia. Galwa- nometr pokazuje nam t. zw. „prąd czynno
ściow y11, lub też t. zw. wahanie prądu uszkodzeniowego, jeżeli połączym y z galw a- nometrem miejsce przecięcia nerwu. Już Du B ois Reym ond dowiódł, że bardzo prawdopodobnie te zjawiska elektryczne w łaściw e są wszystkim nerwom i że tow a
rzyszą one nietylko podrażnieniom, spowo-
j dowanym przez sztuczne podniety, ale i tym , które w sposób naturalny biorą początek w centralnym lub obwodow ym aparacie końcowym włókna nerw ow ego. Badania późniejsze p o tw ierd ziły ten pogląd. G d y by zjaw iska elektryczne b y ły praw dziw ym wyrazem istoty podrażnienia, przew odzone
go w nerwie, w takim razie z jednorodności [ pierwszych w yn ikałaby jednorodność dru-
! gich; włókna nerwowe m ogłyby się różnić pom iędzy sobą tylk o co do natężenia podraż
nienia i przebiegu je g o w czasie. Potem przekonano się, że te zjaw iska elektryczne są poprostu w yrazem procesu chemicznego, przenoszącego się w nerwie w stanie podraż
nienia, a jednak teorya jednorodności nie została porzucona. Skoro tylk o teorya ta raz się ugruntowała, z identyczności pod w zględem elektrycznym w ysnuty został wniosek, że i proces chem iczny musi być jednakow y; nie pamiętano wcale o tem, że rów nie dobrze m ożnaby wnioskować o iden
tyczności dwu spraw chemicznych, jeżeli ich efek ty cieplne są jednakowe, albo o iden
442 W S Z E C H Ś W IA T
tyczności przem ian chem icznych w dwu elementach galw anicznych, jeż e li prąd w obu przypadkach jes t jednakow y.
T a k w ięc zjaw iska elektryczne, to w a rzy szące stanowi podrażnienia nerw ów , nie da
ją bynajm niej dostatecznego oparcia teoryi jednorodności; zobaczm y teraz, ja k w ygląda jednorodność w łókien nerw ow ych pod w zględem m orfolo giczn ym i chem icznym . Bądź co bądź dzisiaj nie um iem y jeszcze odróżnić zapomocą m ikroskopu lub reakcyj chemicznych każdego w łókna ruchow ego od w ydzielniczego, lub w zrok ow ego od słucho
w ego. Natom iast znam y niezliczoną liczbę przypadków, w których ż y w e tw o ry elem en
tarne o funkcyach z pewnością różnorod
nych zachowują się zupełnie jed n akow o w o bec w szystkich naszych dzisiejszych op tycz
nych lub chem icznych środków badania.
Już zarodki rozm aitych gatu nków zw ierząt są nieraz tak do siebie podobne, że nie m oż
na ich w żaden sposób odróżnić, a cóż do
piero m ów ić o zarodkach różn ych osobni
ków jednego i tego samego gatunku. P o m im o to żaden b io lo g nie wraha się p r z y znać każdemu zarodkow i zupełnie specyficz
nych, albo indyw idualnych, że tak pow iem , osobistych w łaściwości w najdelikatniejszej budowie w ew nętrznej lub w składzie czą
steczkowym , które zakreślają jem u tylk o właściw ą drogę dalszego rozw oju .
N ie w ątpim y rów nież, że rozm aitość funk- cyj komórek w yd zieln iczych oddzielnych gruczołów zależy od chem icznych i fizy cz
nych różnic w ich substancyi żyw ej; jed n a k że w w ielu przypadkach nie um iem y dziś jeszcze rozpoznać fu n k cyi poszczególnej ko
m órki gruczołow ej zapom ocą m ikroskopo
w ego lub m ikrochem icznego badania.
Maks Schultze u czył już kilkadziesiąt lat tem u— badania późniejsze to p o tw ie rd z iły — że nibyn óżki jed n ego i tego samego p ie rw o t
niaka łatw o zlew ają sie i łączą ze sobą; nato
miast nibynóżki różnych osobników tego samego gatunku w razie zetknięcia się, nie zlew ają się z sobą n igd y. G d y b y protoplaz- ma dwu osobników tego sam ego gatunku była zupełnie identyczna, to d laczegóżby n i
byn óżk i ich m ia ły się zach ow yw ać w z g lę dem siebie inaczej, niż nibyn óżki jed n ego i tego samego osobnika?
T a k więc nawet u najprostszych istot ży-
JMa 29
w ych przyznać musimy każdemu in d yw i
dualne własności substancyi żyw ej, w y ró ż niające go od pozostałych osobników jego gatunku. Pom im o to ani m yśleć nie m ożem y o tem, ażeby dzisiejsze nasze środki badania m o g ły w ykazać bezpośrednio te różnice, w y w nioskow ane drogą rozumową. Jeżeli te
raz każdemu z niezliczonych osobników ja kiegoś gatunku pierw otniaków przyznać m usim y indyw idu alny charakter je g o sub
stancyi, to dlaczegóż m ielibyśm y odmawiać teg o organizm om elementarnym, z których zbudow any jest układ nerw ow y? W p ra w dzie pierwsze prowadzą b y t samodzielny, a drugie są podporządkowane organizm ow i w yższego rzędu; ale zato poszczególne w łók
na nerw ow e są związane z nader rozmaite- m i funkcyam i życiow em i i m ogą być zróż
nicowane na zasadzie podziału pracy; u pier
w otn iak ów zaś ten ostatni w zgląd zupełnie nie istnieje.
Pow ołan iem się na podział pracy, w idocz
n y w naszym organizm ie, m ogę ju ż po czę
ści odpow iedzieć zwolennikom teoryi je d norodności, g d y b y mnie spytali, dlaczego szukam różnorodności tam, gdzie napozór jednorodność tłum aczy zupełnie zadawalają
co funkcyę w łókien nerwowych, jako pro
stych narządów przewodzących. W szystko co pow iedziałem dotąd (zarzucą m i) dow o
dzi co n ajw yżej, że niepodobna dziś w yk a zać jednorodności wszystkich w łókien i że są w zg lę d y niejakie m ogące przem awiać za różnorodnością, dla której brak jednak do
w od ów stanowczych. W sza k dru ty prze
wodzące elektryczność, służyć m ogą do róż
nych celów, a jednak proces elektryczny jest w e wszystkich przew odnikach jakościo
wo jednakow y. Podrażnienie nerw ów gru czołow ych sprowadza w praw dzie w yd zie
lanie, a podrażnienie n erw ów m ięśniowych ruch, ale to objaśnia.się w zupełności różni
cam i w aparatach końcowych, tym nerwom podległych; podobnież rozmaitość podniet, przez które podrażnione zostają n erw y po
szczególnych narządów zm ysłów , nie dow o
dzi jakościow ych różnic w stanie podrażnie
nia. D źw ięk działa na nerw słuchowy, a św iatło na w zro k o w y dlatego tylko, że aparaty, znajdujące się na obw odow ym koń
cu tych nerw ów , są r o z m a ite : jed n e są spe- cyalnie urządzone do przyjm ow ania fal