• Nie Znaleziono Wyników

Biblioteka Warszawska, 1860, T. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Biblioteka Warszawska, 1860, T. 2"

Copied!
825
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

BIBLIOTEKA

WARSZAWSKA.

P IS M O P O Ś W IĘ C O N E

NA.UKOM, SZTUKOM I PRZEMYSŁOWI.

1 8 6 0 .

Tom drugi.

N O W E J S E R Y I TOM X.

L1M «V A

WARSZAWA.

w DRUKARNI GAZETY CODZIENNEJ,

p r z y u l i c y D a 11 i ł o w ic z o w s k i ó j Nr. 619.

1860

.

(4)

Warszawa, dnia 20 Marca (1 Kwietnia) 1860 r.

Cenzor, ra d c a k o llk u ia ln y S t a n i s ł a w s k i .

(5)

O ŻYCIU I PISMACH

A U T O R A F O J A T 7 .

K A P I f l A Ł

Kajetan Kotowski.

Pamięć imion zasłużonych w literaturze pięknej, dopóty zwykle bywa w poszanowaniu, dopóki jej nowe, znako­

mitsze w tymże zawodzie, nie zaćmią imiona. Dzieła pisarzy, nawet niepospolitym obdarzonych talentem, nie­

gdyś ulubione i poszukiwane, po niedługich latach wzię- tości i sławy, zwolna wychodzą z obiegu, nabierają niby piętna starości i nikną w pomroce zapomnienia, ustępu­

jąc miejsca innym, które świeższe na siebie przybrawszy barwy, nowe przyjąwszy dążności i formy estetyczne, całą na pewien czas pochłaniają uwagę czytających, dopóki z kolei temuż samemu co i poprzednie nie ulegną losowi. Liczba imion i dzieł niezapomnianych, a wyż­

szych nad opinie i upodobania czasowe, nader jest ogra­

niczoną: gust, publiczności zmienia się co chwila, szereg zaś piszących za dni naszych wzrasta niesłychanie, tak, iż płody literatury pięknćj coraz bardziej tracą na swojój wziętości, już dla tćj jednaj przyczyny, iż jest wiele i coraz więcej przybywa.

Sumienna krytyka jednak i bistorya literatury nie jest tak niestałą i niewdzięczną dla autorów, jak czytają­

ca ich dzieła społeczność: prędzćj czy później odróżni

T » m I I . K v U ' i r A IS « 0 . 1

(6)

ona w tym różnorodnym tłumie prawdziwy talent i za­

sługę, od nieudolnych prób i fałszywych uroszczeń;

a utwory piśmienne oceni, nie według zmiennego smaku powszechności, tak chętnie ubiegającej się za każdą chociażby mierną nowością, tak łatwo zapominającej 0 tem nawet, co przed chwilą było przedmiotem jej hołdu 1 poklasków, lecz według rzeczywistej ich wartości i wpływu, jaki wywarły na swoich spółczesnych i ogólny postęp krajowej literatury.

Nie nadto dawno, bo przed dwudziestu kilku laty, romans z dziejów lub obyczajów narodowych wysnuty, był jeszcze nowem i nie ledwie znakomitem zjawiskiem w literaturze naszej; pierwsze w tym rodzaju, mniejwięcćj szczęśliwe, próby Niemcewicza, Wężyka, hr. Skarbka, Bernatowicza, księżnej Wirtembergskiej, Tańskiej, hrabi­

ny Jaiaczewskiej, miały licznych wielbicieli, znajdywały chętnych wydawców, a niektóre i tłumaczów na obce języki: zdawało się nawet, iż na długi przeciąg czasu wystarczą umysłowym potrzebom i upodobaniom czyta­

jącej publiczności. Dziś wszakże forma romansu stała się najpospolitszą i najdostępniejszą każdemu, komukol­

wiek spodoba się doświadczać sił swoich w zawodzie pisarskim; cały obszar coraz więcej bogatej i rozjaśnionej krytycznie wiedzy historycznej, kwestye społeczne i moralne, najpoważniejsze prawdy i najdziwaczniejsze urojenia, mieszczą się-w niej wygodnie: słowem, literatu­

ra nasza, nie wiem, czy na korzyść czy na szkodę swoję, nie ustępując w tej mierze francuzkiej i niemieckiej, przepełnia się mnóstwem romansów i powieści różnej osnowy i wartości, przybierających na się kształty naj­

swobodniejsze, dążności najrozmaitsze; a pośrodku wielu na tem polu pracowników, imiona Kraszewskiego, Chodźki, Korzeniowskiego, hr. Rzewuskiego, Sztyrme- rowćj, Dzierzkowskiego, Kaczkowskiego, że wielu innych równie odznaczających się zdolnościami pomijam, kazały nam prawie zapomnieć o starszych powieścio-pisarzach polskich, którzy obok innych zasług tem jeszcze pochlu­

bić sięu mogą, iż pierwsi w obyczajach i wspomnieniach własnego kraju poczęli szukać treści dla swoich utwo­

rów, i jednocześnie, a prawie wspólną siłą 7. wieszczami

(7)

AUTORA P O JA T f. 3 Litwy i Ukrainy, wzięli się do odbudowania ojczystej literatury, według nowszych pojęć i zasad estetycznych.

To, co wyszło z pod ich pióra, lubo nie zawsze zaspakaja wymagania dzisiejszej krytyki, nosi wszakże na sobie znamiona rozważnej pracy i niepoślednich zdolności, tchnie miłością rodzinnej ziemi i nieposzlakowaną ten- dencyą moralną; wszędzie zaś odznacza się biegłą i po­

prawną mową polską, a niekiedy żywóm i poetycznem przedstawieniem zdarzeń i miejscowości. Malwmy, Po- jatij, Tenczyńscy, Wieczory adwentowe, chwalebnie rozpo­

czynają szereg romansów polskich; miłośnicy ksiąg po­

ważnych nawet i surowi moraliści z upodobaniem odczy­

tywali je niegdyś: żywo one zajmowały wyobraźnią naszych ojców i matek i nas samych w młodzieńczych leciech; a lubo dzisiaj zeszły już prawie z pułek księgar­

skich i w coraz rzadszym są obiegu, jednakże twórcom swoim trwałe powinny zjednać wspomnienie na kartach dziejów ojczystej literatury.

W zacnem gronie tych autorów i autorek, nietylko ze sławy powieściopisarskiej w kraju znanych i poważa­

nych, a do dzisiaj w większej liczbie zeszłych już z d o ­ czesnej świata widowni, najwięcej bez wątpienia, jako autor historycznych romansów, odznaczył się Feliks Bernatowicz. Nierozsądne śluby, Pojatu, Nałęcz, Powieści z jpodań ludu, jako pierwsze z wyższym talentem napisa­

ne powieści polskie, dają mu niejako naczelne stanowisko w tym oddziale literatury naszej. „Skutkiem tylko ma­

łego ruchu w literaturze polskiej (mówi Michał Grabow­

ski), te, chociaż stawały się nawet popularne, ale ulegały mało dokładnym krytycznym rozbiorom, nie zajmowano się nim ani jako autorem, ani jako człowiekiem, i dzieli los wielkićj części naszych autorów, co przeszli niepo- strzeżeni prawie wśród swoich spółczestiych. Warto, póki czas, zaradzić temu względem Bernatowicza, bo niewątpliwie, że wśród pisarzy swojego czasu położył on niepoślednie zasługi, i ze wszech miar się godzi, ażeby pamięć życia tego pisarza przechowaną była troskliwi®

w ojczystćj literaturze” .

(8)

Mimo tych słów wzywających naszego znakomitego krytyka, krótkie bardzo i niedokładne w tym względzie podano nam w czasopismach naszych wspominki (1);

przyjaciele i bliżsi znajomi naszego autora, z których wielu żyje i pamięta zapewne czasy wspólnego pożycia i trudów koleżeńskich, obojętne zachowują milczenie.

To powinno usprawiedliwiać opóźnienie i śmiałość zara­

zem naszą w kreśleniu rysu życia człowieka, z którym nas żadne znajomości nie wiązały stosunki. W istocie, cóż można powiedzićć o nieznajomym? Trzeba nie ledwie za każdem słowem radzić się cudzej opinii, a przy jéj słabćm świetle niepodobna głębićj wnikać i rzetelnie oce­

niać usposobienia umysłu, skłonności serca i moralną wartość charakteru; niepodobna żywszych użyć kolorów do wizerunku jego ducha, a tém samém dodać wagi i zajęcia życiorysowi, nie obfitemu w zdarzenia i przygo­

dy. Prawiący o nieznajomych, mogą tylko suche i bez­

barwne podawać biografie. Podajemy przecież jednę z takich: posiadanie bowiem skryptów pozostałych po zgonie autora „P ojaty ,” jak niemniej udzielone nam niektóre szczegóły biograficzne od osób z jego rodziny,

(1) Wprawd/.ie p. Seweryn Ciemnie wski o życiu, a p. Skimboro- wici o rękopismach Bernatowicza dali nam wiadomość w Przeylądzit naukowym z r. 1S44; lec* wiele błędnych pomieszczonych tam szczegółów, jest jeszcze jednym więcej z powodów do napisania niniejszego wspo­

mnienia. P. C. powiada, iż autor Pojaty końciył nauki w Kamieńcu Podclikim (gdzie wcale nie był), że tłumaczył Nierozsądne Śluby, napisał poioieić Helenkę (?) i t. p. P. S. mówi, iż napisał Podrói z Kielc do Karls­

badu w 2 listach zamieszczoną w Pamiętniku umiejętności moralnych i lite­

ratury (r. 1830. Zeszyt V II i V III); wiadomo zaś, iż podróż ta wyszła z pod pióra Franciszka Bogdańskiego i że cyframi F. B. podpisywali

«woje prace wtody, oprócz Bogdańskiego Feliks Bentkowski, Feliks Bo- znański i inni.

Niniejszych wiadomości, oraz pozostałych skryptów udzielił nam brat Feliksa ś. p Ignacy Bernatowicz, sędzia trybunału łomżyńskiego, także p. Szpadkowski Józef, podprokurator w Łomży zamieszkały. Inno rękopigma mogły się znajdować w ręku professora ś. p. Teodozego Siero- cińskiego; najbliższe zaś wiadomości dotyczące życia autora zapewne posiada p, A dolf Dobrowolski b. naczelnik wydz. w Banku pol., później jlny plenipotent księcia Wittgenszteina, jako niegdyś żyjący z nim w Sie­

niawie i Puławach w koleżeństwie i przyjaznych stosuukach. Portret

•w miniaturze autora posiadać ma p. Symforyan S*padkow*ki budowniczy w ro. Piotrkowie.

(9)

AUTORA P O JA T Y. 5

wkładają na nas niejako obowiązek obznajmienia z tako wemi miłośników rzeczy dotyczących krajowej literatu­

ry. a zarazem oddania autorowi ostatecznej chrześciań- skićj oraz literackiej czci, na którą przeszło od lat dwu­

dziestu w grobie od swych ziomków oczekuje. Iżby zaś ta była usprawiedliwioną, a wspomnienie to dać mogło czytelnikom naszym jakiekolwiek wyobrażenie o całko­

witym zawodzie pisarskim Bernatowicza, nie możemy pomijać szczegółów już przed nami wypowiedzianych:

a lubo powieści jego w znanem dziele Literatura i kryty­

ka dokładnie rozebrane i sprawiedliwie ocenione zostały, i o tych nie przemilczymy, składając one bowiem jedyną jego trudów doczesnych iściznę, niekiedy wiążą się ze zdarzeniami życia i w jaśniejszym stawiają je świetle.

Feliks Aleksander Geisztowt Bernatowicz urodził się w Kownie, dnia 18 maja 1786 r., z matki Wiktoryi z Ba­

ranowiczów i ojca Jakóba Bernatowicza, rotmistrza b.

województwa trockiego, który młodość swoje spędzić miał na usługach książąt Radziwiłłów nieświeżsidch, wo­

jewodów wileńskich, w obowiązku sekretarza, a osta­

tecznie osiadł w powiecie maryampolskim w dziedzicznej majętności Opuszata; tam dni swoich dokonał, a potom­

stwu dobre imię, lecz nie dość zabezpieczającą byt mu w przyszłości, przekazał iściznę. Feliks oddany do szkół do Wilna, nie ukończywszy jeszcze nauk, w szesnastym roku życia wraz z młodszem rodzeństwem, siostrą Józefą i bratem Ignacym, ujrzał się w stanie sieroctwa. Wszakże matka troskliwa o los swoich dzieci, nieco później od ojca wstępując do grobu, testamentem obrała za opieku­

na Józefa Godlewskiego, niegdyś posła, właściciela dóbr Fredy. Mąż ten zacny, znany z uczuć obywatelskich, który nie jednemu z litewskiej młodzieży chętnej pomocy udzielił, nie uchylił się od tćj miłćj dla cnotliwego serca powinności, i zajął się losem sierot. Własność ziemska do czasu pelnoletności w dobrym stanie zachowaną im została, a umysły i serca młodociane nie poszły w zanie­

dbanie, lecz przyjęły trwałe zasady moralne i edukacyą gruntowną.

(10)

Siostra Feliksa weszła w związek małżeński z oby­

watelem gubernii grodzieńskiej Żukowskim; brat Ignacy obrał zawód sądowy, a Feliksa zawezwał stryj jego T o ­ masz Bernatowicz, stolnik witebski, znaczną na Podolu dziedziczący posiadłość ziemską, i dla ukończenia edu- kacyi, wraz z dwoma swoimi synami, oddał do liceum krzemienieckiego. Wiadomo, jak w szkołach tych, pra­

wie nie niższych pod względem wykładu nauk od ówcze­

snych uniwersytetów, znakomite talenta i sława profes- sorów pod sterem zasłużonego Tadeusza Czackiego, po­

tężny wpływ wywierała na postęp moralny i umysłowy uczącćj się młodzieży, a pośrodku niej samej każda wyższa zdolność i usilniejsza praca w jednym uczniu, obudzała chwalebne współzawodnictwo w drugich, wzma­

gała ogólny zapał do nauk. Malczeski, Wiszniewski, Korzeniowski, Szczeniowski, Sienkiewicze i wielu innych, którzy się tutaj kształcili, niewątpliwie nietylko wrodzo­

nym zdolnościom, ale i tym błogim wpływom zawdzięcza swoje stanowisko w świecie uczonym. Nauka tutaj straciła swój wyraz surowy i pedancki, a nauczycieli, uczniów i ich rodziny złączyła w jedno przyjacielskie koło. Liczne familie najzamożniejszych obywateli z W o­

łynia, Podola i Ukrainy, które dla kształcenia swoich synów przemieszkiwały w Krzemieńcu, podawały mło­

dzieży sposobność nawykania do życia towarzyskiego i zawiązywania życzliwych stosunków, co ściągnęło może nadzbyt surowe przygany niektórych ówczesnych peda gogów i samegoż Jana Śniadeckiego, jakoby edukacya krzemieniecka, ze szkodą gruntowniejszego naukowego doskonalenia, wiodła młodzież do zamiłowania w zaba­

wach, w życiu miękkióm i światowem. Przywodzimy te okoliczności z przekonaniem, iż one silny wpływ wywarły na dalszy żywot Feliksa, przeważnie działały na jego stosunki, skłonności i obyczaje: zdaje się nawet, iż zaszczepiły w sercu jego żądzę sławy, a prosty i otwarty charakter wychowańca Litwy, uczyniły giętkim i łatwo uległym wymaganiom form światowych. Nauki przycho­

dziły mu z łatwością, mianowicie filologiczne, którym ze szczególnem zamiłowaniem się poświęcał. Języki starożytne dokładnie poznał i zgłębiał ich literaturę:

(11)

AUTORA POJATY. 7

w francuzkim języku tłumaczył się i pisał z wielką bie­

głością; dzieła pisarzy Zygmuntowskich znał i wysoko cenił.

Tak usposobiony przybywszy do domu swego stry­

ja, zaledwie miał pozostawionego kilka miesięcy wolnego czasu na odwiedzenie Litwy, swego rodzeństwa, oraz poznanie niektórych okolic Podola i Pińszczyzny; stolnik bowiem żyjąc w życzliwych stosunkach z księciem Ada­

mem Czartoryskim, generałem ziem podolskich, feldmar­

szałkiem Ptwa austryackiego, umieścił go na dworze księcia, w Sieniawie przemyślskiej, gdzie miał sobie po­

wierzony obowiązek sekretarza, i używanym był do mnogich w polskim i francuzkim języku korresponden- cyj jużto z różnemi władzami kraju, jużto z wielu znako- mitemi owego czasu mężami. Aby ocenić to, niby pry­

watną służbą określone, ale ze wszech miar błogie i ko­

rzystne jako dla młodzieńca, i nie tyle może małozna- czące, jakby zdawać się mogło, położenie Feliksa w Sie­

niawie, trzebaby wspomnieć na ogrom ważnych zajęć jego zwierzchnika, przeważny wpływ wywierającego na bieg spraw politycznych, wymiar sprawiedliwości, postęp edukacyi narodowej i rozkrzewienie nauk; trzeba­

by nadto przywieść sobie na pamięć owe czasy, pełne ważnych wypadków i nieustannych zmian politycznych w kraju, pośrodku których, lubo już w podeszłe lata zachodzący książę, nie był jeszcze bezczynnym, a tem samem i jeden z najbliższych powierników i wyko­

nawców woli jego, coraz wuększe jednający zaufanie i życzliwość, nie mógł niebrać jakowegoś udziału. W li­

cznych i ważnych sprawach księcia wysyłanym będąc w różne strony kraju i za granicę, nawiedzając kilkakro­

tnie Wiedeń, Monachium, Drezno i inne miasta niemie­

ckie, patrząc niekiedy z blizka na ludzi, czyny i miejsca świeżo krwawźj epopei naznaczone śladem, nabierał rozleglejszćj znajomości świata i jego bieżących stosun­

ków, a tym sposobem przechodził niby szkołę praktyczną, dopełniającą edukacyi teorycznej, w Wilnie i Krzemieńcu nabytej.

(12)

Wiadomo, jak w drugim lat dziesiątku wieku na­

szego, gdy burze polityczne uciszać się zaczęły a popęd do nauk i sztuk wyzwolonych, od czasu króla Stanisława Augusta prawie uśpiony, na nowo w kraju coraz więcćj obudzać się zaczął, dwór księcia generała ziem podol­

skich, jaśniał nad wszystkie dwory magnackie, światłem, wytwornym smakiem, doborem towarzystw, a nade- wszystko starodawną gościnnością i hojnie udzielaną protekcyą naukom i sztukom. Sieniawa i Puławy, nie jednokrotnie zaszczycane odwiedzinami potężnych wład­

ców, były naprzemian ogniskami zjazdów obywatelskich, napływu cudzoziemców, posiedzeń mężów stanu, woj­

skowych, artystów i uczonych, którym książę chętnie otwierał gościnne podwoje, radził, wspierał, zachęcał do pracy: sam pisząc w różnych przedmiotach był razem kolegą i promotorem; te zaś chwalebne usiłowania o po- dźwignienie zaniedbanych muz ojczystych, z równą żar­

liwością wspierała jego światła małżonka Elżbieta z hr.

Flemingów, autorka znanego dzieła o Ogrodach, i córka jé j Marya Wirtembergska, autorka Malwiny. Im naj- więcćj zawdzięczały powab tamtejsze słynne zgroma­

dzenia osób, związkami pokrewieństwa, wzajemną ży­

czliwością i zamiłowaniem nauk zjednoczonych; zgro­

madzenia codzienne z kilkudziesiąt a niekiedy kilkuset osób złożone, w których kształcił się umysł młodzieży, gust artystów i poetów tamtoczesnych; gdzie zresztą nabywał się prawdziwy polor towarzyski, a umacniała się miłość cnoty i dobra publicznego. Różnorodne ele­

menta społeczeńskie łączyły się tu z sobą w związek przyjazny jednym prawie tchnący duchem. Spokre­

wnione rodziny Zamojskich i Potockich, obywatelstwo przetnyślskie, jakoto: hr. hr. Dembińscy, Krasiccy, Wie­

siołowscy, Drohojewscy, Stadniccy, Górscy, Prekowie i inne z dalszych nawet okolic familie ziemiańskie miały w Sieniawie swój punkt zjednoczenia, już to do zabawy, już to do narady, o własnych i kraju potrzebach, Staszyc, Niemcewicz, Szaniawski, Kropiński, Feliński, Morawski, Wężyk, Koźtnian, Chomiński, Lipiński i inni przedsta­

wiciele ówczesnej intelligencyi, których słusznie do tak zwanej (przez jednego z naszych autorów) szkoły pu­

(13)

AUTORA POOATY. 9 ławskiej zaliczyć można, nie rzadko tu i w Puławach gościli, spotykali się z sobą, odczytywali swoje utwory, a, w zbiorach starożytności i bogatych bibliotekach czer­

pali obfite zasoby wiedzy i popęd do dziel w swoim czasie mających rozgłos i wziętość; z duchowieństwa:

ksiądz arcybiskup Woronicz, ks. biskup przemyślski Go­

łaszewski, ks. kanonik Siarczyński proboszcz jarosławski, znany z dzieł statystycznych i historycznych, ks. Kra- snodębski, proboszcz sieniawski, byli najbliższetni przy­

jaciółm i, oraz powiernikami sumienia rodziny i dworu książęcego. Lecz trzebaby wymieniać długie szeregi osób różnego powołania, rozmaitych zasług i talentów, chcąc dać wyobrażenie o tych towarzystwach, pośród których znalazł się Bernatowicz, w których nie ledwie połowę swojego życia spędził i przejął się ich duchom i wyobrażeniami; należy jednak wymienić tych jeszcze, z które id i w najbliższych przyjaźni i koleżeństwa zosta­

wał stosunkach, mianowicie: Ksawerego Preka, Adama Kłodzińskiego, Łukasza Gołębiowskiego i Adolfa Dobro­

wolskiego, który był wtedy drugim sekretarzem w Sie­

n ia w i e .

W gronie goszczących, oraz w licznym orszaku dworzan i rezydentów znajdowali się ludzie młodzi i zdolni, a nie mający stale wskazanego zatrudnienia, lub posiadający dość wolnego czasu od prac urzędo­

wych; książę jednych na dłuższy czas zatrzymując u sie­

bie, podawał środki specyalnego uksztalcenia, innych swoim kosztem wysyłał do instytutów naukowych za­

granicznych; wielu pod swoim okiem polecał doskonalić w naukach i sztukach, mianowicie w rysunkach i typo- grafii, niektórych zaś sam usposabiał do pióra. Wy­

znaczał różne prace literackie, wybierał celniejsze dzieła wierszem i prozą w obcym, a najczęścićj w francuzkim napisane języku, i takowe kazał tłumaczyć na polski;

niekiedy naznaczał temata do rozpraw, lub żądał relac-yi z dzieł poważnych i systematycznych. Później zwykle prace takowe przeglądał, a niekiedy udzielał rad i upo ■ mnień. Tego rodzaju zajęcia jeżeli wiele miernych ośmieliły zdolności, to za to nie jeden istotny wyrobiły

fura II. Kwiecień 1860 r. 2

(14)

talent. Niemcewicz w swoich pamiętnikach otwarcie wyznaje, iż podobnym okupacyoin, a mianowicie zada­

wanym mu tłumaczeniom wierszy francuzkich, zawdzię­

czał swoję łatwość i wprawę pisarską. W podobnyź sposób i Bernatowicz przechodził szkołę autorską. Tłu­

maczenia pism panny Trimadeur, Choisnena, uzbierane z różnych źródeł wiadomości o Husie i reformacyi i wiele innych przekładów i wyciągów, mianowicie z dzieł francuzkich, traktujących dawne dzieje polskie, jakie znajdujemy w szczątkach pozostałych po nim rę- kopismów, niewątpliwie należą do rzędu tych począt­

kowych prób, pod okiem księcia dokonywanych. Po­

siadając umysł bystry, wyobraźnią żywą, a przy nabytej wprawie do pióra przebywając w sferze tak silnie obu- dzającej namiętności autorskie, nie mógł poprzestać na skromnej roli tłumacza lub referenta monotonnych kor- respondencyj. Naprzód tedy zapragnął sławy autora dramatycznego i napisał dwie komedye prozą: jednę pod tytułem Koczyk pomarańczowy, w 1 akcie (1), a dru­

gą Beężeniec w kłopotach, w S aktach. Obie miały być przedstawiane niegdyś na teatrze lwowskim. Koczyk pomarańczowy jest dość słabą i nąjpierwszą, jak się zdaje, próbą autorską; druga ma dużo humoru, mieści w sobie kilka scen prawdziwie dramatycznych, a nie­

które charaktery osób wprowadzonych oddane są trafnie i ze znajomością serca i namiętności ludzkich, tak, że i dzisiaj nawet mogłaby wzbudzić zajęcie. Oprócz tych komedyek mamy pod ręką dwa pomysły do dramatów na wielki rozmiar: jeden wzięty z.dziejów Władysława III, zwanego W a r n e ń s k im , w czasie jego ostatnićj wypra­

wy na Turków; drugi zaś zawiera przygody Halszki, księżnej Ostrogskićj. Obie te postacie w późniejszych czasach przedstawiły się w tragedyi Niemcewicza i dra­

macie Kraszewskiego, w rękopismach zaś Bernatowicza pozostały na planach nie przywiedzionych do wykonania,

(1) Bernatowicz w biografii księcia Adama C. w Pamiętniku umie­

jętności morał, i liter. r. 1830 zamieszczonej, nadmienia, ii on między innemi napisał komedye Koczyk pomarańczowy, przetłumaczył Pamiętniki Choisnena', mamy jednak w ręku przekonywające dowody, iż te sam Ber­

natowicz pisał lub przynajmniej miał udział w napisaniu.

(15)

AUTORA POJATY. 11 chociaż narysowanych starannie i szczegółowo, tak pod względem historyi, jak i określenia charakterów osób i sytuacyj dramatycznych. Teraz posłużyć one mogą za dowód, iż Bernatowicz do swoich prac literackich przystępował sumiennie, z namysłem i starannie nagro­

madzonym materyalem, lecz egzekucya była słabą stroną jego talentu. VViele innych ledwie napoczętych planów moglibyśmy przytoczyć na poparcie naszego zdania. Być też może, iż obliczywszy się ze swojeirii silami i nie znalazłszy w sobie dosyć zdolności do dramaturgii, po­

rzucił ją na zawsze, a wziął się do pisania powieści.

Uważał zapewne, iż w formie powieściowej, wtedy je­

szcze świeżej i niezużytej, mógł swobodniej pomysły swoje rozwijać i śmielej kreślić to, co mu młoda wyo­

braźnia podawała, nie będąc niewolonym naginać toku rzeczy do efektów scenicznych. Pierwsza powieść jego, Nierozsądne śluby, tchnie życiem myśli i słowa, porywa siłą uczucia i namiętności, jakiej nie dostrzegamy ani w zadnéj współczesnej, ani w żadnej późniejszej jego własnej powieści. W przedmowie wyznaje, iż zamieścił tam wiele pomniejszych wydarzeń, których był świad­

kiem, że wiele uczuć wynurzył, których sam doświad­

czył; wyraża obawę surowej krytyki i uprzedza czytel­

ników, iż wcale nie miał na widoku reputacyi autorskiéj, lecz że największą będzie dlań nagrodą, jezoli ta, ktôréj pamięć kierowała jego piórem, zwrócić zechce uwagę na te karty, zabawi się i rozśmieje. Rzeczywiście jestto utwór najbliższy serca autora, kreślony pośród tęsknych myśli i ponętnych wrażeń gościnnego dworu, pod wpły­

wem uczuć platonicznych i zawiedzionych młodzieńczych marzeń, które ten przynajmniej osiągnęły skutek, iż mógł z francuzkim wieszczem powiedzieć o sobie:

Souris d'une femme m'a fait pôele !

Wiadomo z niejednej biografii, jak wiele najprze­

dniejszych dzieł sztuki i literatury zawdzięczamy jedynie tym burzliwym i niebezpiecznym przejściom ich twór­

ców, dla których wdzięczny lecz często zwodniczy uśmiech piękności rozsiewał w sercach iskry natchnie­

nia, budził do czynu i pracy bezczynnie drzemiące talenta.

(16)

Powieść Nierozsądne śluby, albo Listy dioojga ko­

chanków na brzegach Wisły mieszkających, w 2 tomach, z dwiema rycinami wyszła na widok publiczny w r. 1820, lecz o parę lat wcześniej napisana: nie była to na swój czas pospolita publikacya. Ówczesne czasopisma war­

szawskie, jedne zamieszczały całkowite z niéj listy, inne nie szczędziły pochwał, już to stawiając ją obok nmcćj Heloizy J. I. Roussa, już utrzymując, iż podobne dzieła język nasz do gładkości i pięknego wyrażania serde­

cznych uczuć naginają, tém bardziej, że autor Ślubów nie wzorem francuzkich, zbytnią i przesadną wytworność i sentymentalność, ale wylanie się czułego serca z pro­

stotą i naturalnością przedstawia: „Tak ubodzy jesteśmy w dzieła oryginalne (mówi jeden z redaktorów Pamięt­

nika: „Wanda” ), tyle się na ten niedostatek uskarżamy, tyle mamy tłumaczeń nawet i w romansach, tak powsze­

chnie teraz od płci pięknej czytanych, że po dość zaj- inujacéj Mahoinie i nieszczęśliwym Hrabi Ostrorogu, to dopiéro pierwsze oryginalne dzieło z druku wychodzi.

Krom tych i tym podobnych pobieżnych uwag, nie znaj­

dujemy przecież nigdzie dokładnego krytycznego roz­

bioru, na jaki zasługiwał ten prawie pierwszy, a niewąt­

pliwie wtedy najlepszy romans polski w ściślejszym tego nazwiska znaczeniu; nie można bowiem dydaktycznych opowiadań Krasickiego, ks. Krajewskiego, lub powiastek Anny hr. Mostowskiej i innych do owego czasu znanych pism , pozorny tylko kształt romansu na się przybiera­

jących, zaliczać bezwarunkowo do tego rodzaju litera­

tury. Celniejsze romanse zagranicznych pisarzy nawet były wtedy jeszcze nieznane: tłumaczono stare francuzkie i włoskie nouvelle, moralne powieści pani Genlis i Cot- tin ; a nieco później dopiéro dzieła Walter Scotta, Du- cangea, Wan-der-Welda i inne w nowszym guście na­

pisane romanse rozpowszechniły się u nas, szczególniej w przekładach Fr. Salezego Dmochowskiego.

Lecz nietylko powieść Bernatowicza nie została należycie ocenioną, ale nawet doznała krzywdzącego zarzutu, jakoby była plagiatem przesławionego romansu Julia i Adolf, który we dwa lata później generał Kro- piński ogłaszając drukiem, w przedmowie ostrzegł swo­

(17)

ADTORA PO JAT Y . 13 ich czytelników, iż autor Nierozsądnych ślubów posiadał go poprzednio w rękopiśmie, a tćrn sarnim na swój własny przerobił. Mimo podobieństwa osnowy tych dwóch utworów, z tych samych podbbno prawdziwych zdarzeń wziętej, wielka zachodzi różnica w duchu, eks- pozycyi i przedstawieniu rzeczy w obudwu. Julia i Adolf żadną nie może się pochlubić z tych zalet, jakie przyznać należy Nierozsądnym ślubom. Koloryt rodzimy, trafne rysy obyczajów narodowych, krajobrazy niekiedy z na­

tury malowane, sceny żywe, niekiedy rozrzewniające, a język właściwie tłumaczący myśli i namiętności osób wprowadzonych, nie może iść w porównanie z przesa- dnemi deklamacyami, próżnego poezyi a pełnego pre- tensyj i udanych uczuć romansu Kropińskiego. Lecz nie czas wznawiać tę dawną i zapomnianą sprawę lite­

racką: już ją rozstrzygnął M. Grabowski na korzyść Bernatowicza; my zaś kończąc nasze pobieżne sprawo­

zdanie z tej pierwszój pracy naszego autora, dodamy, iż możnaby jćj słuszniejszy od wymienionego uczynić zarzut: zasługuje na takowy jej część historyczna wcale słaba i skrzywiona. Sprawa powieści odbywa się w po­

łowie X V I wieku, a myśli i zdarzenia zdradzają często czas i okoliczności, wśród których autor je opisywał:

dwory Puław i Sieniawy z ich życiem, zabawami i zwy­

czajami, dziwacznie rysują się na tle odległych czasów Zygmunta Augusta. Poezya historyi i poezya egotyczna, są dwa różnej natury pierwiastki, które nigdy nie dadzą się z sobą pomieszać i pogodzić bez obrazy prawdy

i smaku.

Z kolei wspomnimy o drugiej, prawie jednocześnie wyszłćj na widok publiczny powieści Bernatowicza, nie­

gdyś głośnćj i wielce popularnćj, którą on sam zdawał się chlubić, tytułując się od jej nazwiska na wszystkich swoich późniejszych pismach autorem Pojaty.

Ogólny popęd literatury w owym czasie, coraz bar dziej zwracał się do powieścio-pisarstwa. Sława histo­

rycznych romansów Walter-Scotta wywołała wszędzie jego mnogich naśladowców. Bernatowicz był pierwszym u nas, który może najlepiej ocenił i zrozumiał metodę po-

(18)

wieścio - pisarską proroka minionych onas<hv, zapragnął ją przyswoić naszćj literaturze, i zajął się napisaniem ro­

mansu ściśle historycznego. Początek założenia Wilna, unią Litwy z Polską, upadek litewskiego połiteizmu i za­

prowadzenie wiary chrześciańskićj, wypadki prawie naj­

ważniejsze w historyi naszego kraju, obrał za przedmiot tego dzieła. One wiążąc się z osobisfemi wspomnieniami rodzinnych stron autora, gdzie światło dzienne ujrzał i lata pierwszćj młodości spędził, silnie zajęły jego wyo­

braźnią, i zapewne kierowały wyborem miejsca i osnowy, Mając plan przygotowany wyjechał na Litwę, zwiedzał Kowno, KrewTo, Kiernowo, Troki, Antokol i inne miejsca wstawione w dziejach Litwy i Krzyżactwa; tam na malo­

wniczych wybrzeżach Wilii i Niemna, lub pośrodku lasów i jezior litewskich, dalekie pieszo odbywał wycieczki, badał podań ludu, śledził zabytki przeszłości, kreślił wi­

doki okolic pamiętnych, a myślą zagłębiał się w czasy Jagiełłów, Olgierdów i Gedyuiinów.

Po powrocie z tej artystycznej wędrówki, wykoń­

czył swoję pracę i wydał w czterech tomach pod tytu­

łem, IJojuta Córka Lezdejki albo Litwini w X IV weku.

Sam tytuł wskazuje prawie, iż to jest w połowie romans, w połowie obraz historyczny, połączenie rzetelnie opisa­

nych najważniejszych faktów historycznych ze zdarzenia­

mi w wyobraźni czerpanemi, utwór znacznego rozmiaru, mieszczący w swej osnowie mnóstwo wypadków i obra­

zów, niekiedy ściśle, niekiedy słabiej powiązanych z sobą.

Aby ocenić ogrom tej pracy, należy pamiętać, iż ona pod­

jętą byłą przed czterdziestą laty, że autor jćj wchodził w nową i obcą jeszcze dla naszej literatury sferę, że nie miał przed sobą żadnego wzoru w ojczystym języku, ża­

dnych wskazań estetycznych: a co najważniejsza, że nie było wtedy jeszcze dzieł, ułatwiających szczegółowe bada­

nie dziejów naszego kraju, nie było krytyki historycznej.

Dzisiaj przy światłych i licznych na tdm polu poszukiwa­

niach Maciejowskiego, Narbutta, Raczyńskiego, Malinow­

skiego, Lelewela, Przezdzieckiego, Wojciokiego i innych, snadniej rozejrzeć się można w obliczu danej epoki, łatwiej poznać jej ducha, prawa i obyczaje, a tćm sarnim wysnuć z niej wątek przydatny do poetycznego utworu. Wów­

czas była to trudna i mozolna praca: trzeba było nader

(19)

AtJTORA POJATT. 15 uważnie rozpatrywać się w mnóstwie często sprzecznych z sobą kronikarskich podań, zaczynać się uczyć archeo­

logii, przerzucić setki tomów dla obznajmienia się z je­

dnym szczegółem, dotyczącym dawnego obrządku, ustawy lub obyczaju. Ze autor Pojaly sumiennie wykonał tę część swojej pracy, temu nikt zaprzeczyć nie może: ow­

szem, zdaje się, że niei’az za nadto powstrzymywał lot swojej wyobraźni ograniczając go kołem zawarowanćm historyą; dlago też pośród ustępów godnych pióra dziejo­

pisarza, znajdujemy niekiedy rysy blade i pospolite, jakby zdradzające obawę śmielszego i żywszego przedstawienia rzeczy. Dokładnie rozebrał i sprawiedliwie osądził to dzieło cytowany już przez nas autor Literatury i Kryty­

ki, możemy więc jego wyręczyć się słowami: „Objąwszy myślą ogół kompozycyi Bernatowicza (mówi on zamyka­

jąc rozbiór Pojoly) zadziwia w rzeczy samej całość osno­

wy; liczne szczegóły wymyślone są szczęśliwie, wykona­

nie tylko nie wszęd/.ie się udało: w niektórych miejscach gwałtowna zmusza się potrzeba poetyczniejszego wysta­

wienia, wyższych barw, umiejętniejszego światłocienia.

Spotykając pomysł szczęśliwy, obrobiony na chłodno, chce się wołać poezyi! poezyi! Są wszelako części szczę­

śliwsze: wejrzenie poety na Litwę X IV wieku, na epokę jej przechodu w chrześciaństwo i sojusz z Polską, dostrzegło nawet wyraźnych kształtów w tym zamierzchłym świecie, takiemi są: gruppa Heleny, Dowrojny, Lasdona i t. p.

Utwór Bernatowicza wygląda dla nas jak robota rzeźbia­

rza, który zamyślił utworzyć gruppę w sto figur. Wykuł już, ustawił, robota materyalna około nich ukończona, ale niedostawało mu tchnienia między nie wszystkie roz­

dzielić. Należy więc podziwiać jego pracowitość, nie zapoznawać rozum, który pomysłowi i uszykowaniu tych figur przewodniczył, a nie w lekkiej mieć wadze, że przy­

najmniej na kilku czołach ogień pigmalioński błyszczy.

Jakkolwiek (mówi w końcu) surowo osądziliśmy Pojatę, znajdujemy wszelako, że zapewnione dla niej miejsce na zawsze w naszej literaturze. Jako próbie romansu histo­

rycznego przewodniczyły jej bardzo poważne rozmysły;

kilka scen, kilka postaci żywych, przybyło do świata powstałego z twórczości narodowych poetów; nawiódł

(20)

też barwami żywemi kilka obrazów naszej ponętnej staro- świecczyzny. Wywiązał się zatćin z długu p o e t y . P a n Kraszewski w swoim przeglądzie romanso-pisarzy pol­

skich mnićj pochlebne wyrzekł zdanie o Pojacn: odparł je wszakże nasz krytyk w powyższym rozbiorze; autor Amerykanki chlubnie o niej wspomina; lecz jakkolwiek słuszne mogą być przeciwko niej zarzuty dzisiejszej kry­

tyki, sądzimy, iż sama znakomita jej wziętość, jakiej ja­

wnie dowodzi cztery wydań i tłumaczenia na język fran- cuzki, angielski, niemiecki i rossyjski, wziętość, jaką rzadko który nasz romans pochlubić się jest w stanie, nie pozwalają ważyć ją lekko w naszćj literaturze. Wzię­

tość ta nawet nie przeszła bez znacznych materyalnych korzyści dla autora; o czem, jako o wypadku nadzwyczaj­

nym w owym c/.asie, wspominamy. Można wreszcie twierdzić, iz mimo licznych wyrobów literackich podo- bnejże treści, z wyłączeniem może jednego dzieła Szaj­

nochy, nic dotąd nie znajdujemy w piśmiennictwie na- szćm, coby więcej od Po jaty jaśniejszego i barwniejszego rozlało światła na czasy Jagiellońskie, lub odbitym od nićj nie zalecało się blaskiem. Powieść w francuzkiin języku p. t. Jagiełło i Jadwiga czyli połączenie Litwy z Polską, napisana przez hrabinę Choiseuil-Gouffier, jest naśladowa­

niem Pojaty; p. Emil Deryng przerobił ją na dramat.

W ogóle mówiąc o naszetn historycznym powieścio-pi- sarstwie, ani wątpić, iż Rzewuski i Kaczkowski na wyż­

szym postawili je dzisiaj szczeblu, lecz jakież to od owe­

go czasu we wszystkićm zaszły zmiany i udoskonalenia!...

Kiedy Bernatowicz uzyskawszy uwolnienie od za­

trudnień sekretarza, do nowych prac literackich się spo- sposobił, śmierć księcia Adama Czartoryskiego G. Z. P.

w d. 19 marca 1823 r. przypadła, ciężkim okryła smut­

kiem dwór sieniawski. Według życzeń dzieci hr. Dem­

biński wraz z księdzem Siarczyńskim zajął się urządze­

niem okazałego obrzędu pogrzebowego, a Bernatowicz opisaniem życia i zgonu zmarłego. Żywot ks. Adama Czartoryskiego zamieścił w Zbiorze wizerunków sławnych ludzi w Polsce, wydawanym przez Ksawerego Preka; bio­

(21)

AUTORA POJATY. 17

grafią tę powtórzył Pamiętnik umiejętności warszawski, a opisi/ pogrzebu znajdujemy w gazetach lwowskich i war­

szawskich. Artykuły te są tylko streszczeniem dokła­

dniejszych i więcej szczegółowych opisów, których szczą­

tki napotykamy w pozostałych rękopismach. Ostatnie chwile życia, chorobę, śmierć i obchód pogrzebowy, znajdujemy w nich z drobiazgową a niekiedy przema­

wiającą serca ; wyobraźni dokładnością opowiadane:

znac tu rzetelne uczucie żalu szczerze przywiązanego dworzanina, po stracie miłego mu zwierzchnika i dobro­

czyńcy. „Kto był tyle lat (powiada) świadkiem niepo­

równanej dobroci, gościnności i tylu cnót towarzyskich i publicznych tego pana; kto przed kilkudniami widział go ożywiającego to całe zgromadzenie, które wkrótce jego stratą miało być zasmuconem a teraz ogląda złożo­

nego na katafalku, pośrodku ścian obitych kirem, na któ­

rych trzy srebrem wyszyte krzyże błyszczą naprzeciw trzech ołtarzy mnóstwem światęł gorejących; komu też same światła, innych, weselszych użyczały blasków w c iwi ach świetnych zabaw, przyjemnych posiedzeń;

o w swiezćj jeszcze miał pamięci te uroczystości świą­

teczne i iamilijne, chrzty, śluby różnych osób, jakie na tejże samej odbywały się sali, w ci;jgu lat kilkunastu: ten bez najgłębszej boleści nie mógł pozierać na te okropną zmianę!“

Z owej sali pogrzebowej przechodzi do przedpokoju dla ukrycia łez, mimowoli do oczu się cisnących: lecz i tam znajduje powody do smutnych dumań; a zwróciwszy uwagę na stary i wydarty z ram portret posła i nadwor­

nego marszałka królewskiego, Opalińskiego, wi,szący tam od dawna w zaniedbaniu, marzy: „Wszak i ten pan nie­

gdyś możny i bogaty równie żył wspaniale, równie był hojnym i uczynnym, równie okazałym był uczczony po­

grzebem, i ten obraz zdobił może jego wezgłowia: dziś już nikt i nie spojrzy na niego, a nie bacząc czyj on jest, wkrótce zapewne wyrzuconym będzie nawet z przedsion­

ka pałacu.“ Temi i podobnemi gorzkiemi uwagami prze­

plata wspomnienia cnót zmarłego, przygotowań pogrze­

bowych: kreśli obrazy żalu wdowy, skazującej się na po-

Tom Ir. Kwiecień

(22)

sty i modlitwę w zamknięciu swego pałacu; córki Maryi, całe noce czuwającej nad łózem chorego a potem nad ciałem zgasłego ojca; smutku domowników, włościan skraplających łzami jego ręce i nogi; wreszcie owych hajduków i kozaków, co knuli spisek przemocą wzbronić lekarzom dyssekcyi ciała nieboszczyka, jako grzesznej i zbrodniczej w ich oczach operacyi. Czytając te karty, mające wartość tylko familijnej nie zaś literackiej pamią­

tki, i mierząc wrażenie z wrażeniami nawet najpiękniej­

szych ustępów jego powieści, niepodobna nieprzyznać, iż prawdziwe obrazy rzeczywistego świata, choćby dro­

biazgowe i mniej udatne, ale z rzetelnem uczuciem kre­

ślone, więcej mówią do serca, niż najułudniejsze zmyśle­

nia wyobraźni. Z tą myślą i wrażeniem przerzucaliśmy skrypta naszego autora, spodziewając się natrafić na wię- cćj podobnych wspomnień; badaliśmy rodziny, czy nie spisywał spostrzeżeń swoich z tamtoczesnego świata, czy nie zostawił pamiętników? Wszak życie swoje spędził w społeczeństwie godnćm pamięci potomnych, a z tego, co widział lub słyszał, nader ciekawe i zajmujące umiałby ułożyć obrazy, których czas wTartościby nie zniżył, jak to zwykł czynić z utworami literatury pięknćj. Próżne je ­ dnak były nasze nadzieje: pełno tam znajdowaliśmy po­

mysłów, wyciągów z dzieł obcych, postrzeźeń z obumar­

łej przeszłości, ale nie ze świata, który go otaczał i ży- wem owiewał tchnieniem, a bez szperania w zapylonych księgach obfitych do pióra nastręczał materyałów. N a­

potykaliśmy niejakie ku temu zaczątki, lecz tak mało zna­

czące, tak żadnego niedające światła na czas, osoby i oby­

czaje, że i wspominać o nich nie warto.

Zostawiliśmy naszego autora, dzielącego żałość ro­

dziny książęcej, i smutnie rozglądającego się w zamku sieniawskim. Jakoż z ostatniem echem pogrzebowych pieśni ucichł on i osamotniał, a z nim osinutniala cała okolica przemyślska i w znak czci i żalu na sześć tygodni przywdziała żałobę. Owdowiała księżna z drużyną do­

mowników przeniosła się do Puław, rezydencyi swego syna; dokąd także zawezwała Bernatowicza, gdzie miał

(23)

a u t o r a p oj a t y. 19 powierzony sobie zarząd księgozbiorów i starożytności.

Obok tego znajdujemy ślady jego pracy w urządzeniu i zarządzie szkól elementarnych w dobrach książęcych.

Zresztą pobyt jego w Puławach, prawie nie różni! się od lat przeżytych w Sieniawie: był raczej dalszym ciągiem tegoż samego trybu życia z niejaką odmianą w zajęciach urzędowych, mniej odrywających go od prac literackich.

Mając pod ręką obfite źródła do historyi ojczystej, zbio­

ry archeologii, monumenta, kroniki, dyaryusze, rzadkie rękopisma, mógł wzbogacić literaturę naszą dziełami po­

ważniejszej historycznej treści, do czego niewątpliwie posiadał znakomitą zdolność i naukowe usposobienie;

znać jednak, iż po śmierci swojego pana i mentora, nie miał ku temu popędu z zewnątrz siebie, a był istotnie z liczby tych indywiduów, które nic nie przedsiębiorą bez środków zachęcających; długi więc przeciąg czasu upłynął, zanim dał jakiś dowód działalności, w obranym zawodzie, bo dopiero w r. 1827 ogłosił drukiem powieść historyczną w 3 toniach pod tyt.: Nałęcz. Wychodząc na świat powieść ta spotkała się z dwiema innemi podobnej osnowy, to zaś dało powód ówczesnym czasopismom do licznych krytyk i porównań (1). ,,Już tą samą zaletą wyboru (utrzymuje jeden z recenzentów), iż jak najbieglejsi , malarze, lub rzeźbiarstwem trudniący się mistrze, na je­

dnostajnym przedmiocie nieraz sił swoich doświadczają, a każdy z innego uważając go stanowiska, inną postawę mu nadając, współzawodników prześcignąć usiłuje i w słod­

kie wprawia omamienie, podobnież u nas znakomici p i­

sarze, jakby na wyścigi, zajmują się otatnim z plemienia Piastów, Kazimierzem Wielkim. Jakoż, jestli w dziejach naszych godniejszy piękności ideał, jak król potężny, szlachetny, dobroczynny, ojciec ludu swojego, wielki prawdziwie, mimo to przecież ludzkim słabościom uległy?

Jak więc zajął ten monarcha Bronikowskiego, Bernato­

wicza, tak zajął i Bułharyna.“ Bronikowskiemu przyzna­

ją dobitniej skreślone charaktery i żywszy koloryt, Buł­

haryna chwalą, iż więcej swojej powieści nadał jedności

” v Fi i .* t j j, • - ii ??>i\ \ t fi ( 0 Gazeta polska N, 174 i dalsze. Pamiętnik umieietności. T. IV z r. 182? i t. p.

(24)

i trafny dał wizerunek Kazimiera Wgo; w Nałęczu, znaj­

dują doskonalej utkaną osnowę, lepiej obraną stronę prawdy historycznej i wydatniejszą cechę narodowości:

wykazują Zaś usterki, w przedstawianiu szczegółów', w sy- tuacyach i zagmatwaniu rozciągłej intrygi romansu. Na- szem zdaniem wszyscy ci trzej współzawodnicy, wcale pochlubić się nie mogą wyborem osnowy, jako ujemną tylko stronę dziejów wielkiego monarchy odsłaniającej.

Wprowadzając na jaskrawe światło sztuki nie najlepsze pożycie małżeńskie i pokątne króla miłostki z Esterką i Rokiczaną, jakoby te ważną stanowiły treść jego żywo­

ta, nie przedstawili nam w odwet, ani nawet mogli nam przedstawić tych dzieł i uczynków, jakiemi uświetnił swo­

je panowanie, gdyż to przechodziłoby zadanie powie­

ści a wkraczałoby w zakres historyi. Ztąd tego rodzaju utwory, jako tylko jedną stroną i to w złem świetle sta­

wiające nam swój przedmiot przed oczy, nie mogą przy­

padać do smaku powszechności poważnej i z większą czcią przyzwyczajonej u nas zapatrywać się na historyą ojczystą jak gdzieindziej. Nałęcz nletylko z tego wzglę­

du ale i ze względu rozwlekłego i dosyć prozaicznego przedstawienia rzeczy (z wyjątkiem może kilku początko­

wych rozdziałów) niższym jest od poprzednich dzieł Ber­

natowicza.

Daleko lepiej okazał się talent jego w niniejszego rozmiaru powieściach, jednej p. t. Reginka z Sieciechowa, a drugićj Powódź PiiUlrd, które zamieszczone były na­

przód w czasopismach warszawskich, a potem wyszły w osobnem wydaniu F. S. Dmochowskiego p. t. Powieści z podań hula. Opowiadaczem pierwszej czyni autor sta­

rego zakrystyana z Sieciechowa, który stylem kantycz- kowym prawi dość zabawną historyjkę szkółki klasztor­

nej. Obrazy żaków i dziadów z niedawnej tradycyi ujęte, trafnie są tu narysowane; w drugiej powieści wprowadza nas na Polesie, i daje nam nic obszerny, ale nader zajmu­

jący rys zdarzeń i miejscowości. Bernatowicz znalazł się tutaj w prawdziwie polskiej sferze artystycznej, zrozu­

miał rodzaj poezyi, który nas nie odrywa, ale godzi z ży­

ciem powszedniem, na pozór jednostajnem i prozaicznćm;

nie snuł też pasma zawiłych intryg, nadzwyczajnych zda­

(25)

AUTORA POJATY. 21 rzeń i namiętności wyjątkowych, hib za obrębem ize- czywistego świata istniejących; lecz wszedł na po e prawdy i umiał znaleźć żywioł poetyczny nawet w t umie lichego dziadostwa, lub pośród lasów i bagien posępnej Pińszczy7.ny. Żałować należy, iż ów zajmujący sposo opowiadania tradycyj miejscowych, jakim w obcej litera­

turze Walter-Skot i Waszyngton Irving, tak szczęśliwie się odznaczyli, u nas nie wielu znalazł umiejętnyc mi strzów, i Bernatowicz, który do tego miał pole " e y otwarte i nietknięte prawie, oprócz dwóch wy mieniony c , więcej nie zostawił nam w tym rodzaju powieści. _ *.*?.

kopismach znaleźliśmy tylko jednę małą i niewielkiej wartości powiastkę, wysnutą z życia i stosunków scowych, pod tytułem: „Szczęście z przypadku.“ _ W tej

chwili nie umiemy powiedzieć, czy była ona lub nie była pomieszczoną w dawniejszych czasopismach naszych.

Rok 1831 Bernatowicz spędził w Warszawie; w dwa lata potem przebiegi Niemcy, bawił czas jakiś w Pozna­

niu, Dreźnie i Paryżu. Wówczas w dziennikach francuz- kich miał pomieścić kilka artykułów treści historycznej i opisać współczesne sobie wypadki polityczne. W roku 1834 wróciwszy do Warszawy, przyjął obowiązek redak­

tora Dziennika Powszechnego rządowego; a w chwilach wolnych od obowiązku zajmował się napisaniem na 3 tomowy rozmiar powieści historycznej p. t.: Madonna albo Niemy zakochany. Sprawa tej powieści odbywra się w mie­

ście i okolicach Łomży, w czasach pierwszych wojen szwedzkich, kiedy to niegdyś znakomite miasto w Polsce, przez pożar i rabunek nąjezdników zupełnemu^ uległo zniszczeniu. Autor ze zwykłą sobie sumiennością za­

mierzył poznać miejscowość i jćj tradycye: w tym celu nawiedził dom brata swojego Ignacego, sędziego tryb.

w Łomży. Powieści jednak swojój nie doprowadził do końca, niespodziane bowiem cierpienia umysłowe wytrą­

ciły mu pióro z ręki.

(26)

Ostatnie chwile jego życia przywodzą nam na pa­

mięć podobnyż peryod w biografii Kniaźnina: owszem, nawet prawie we wszystkich tegoż peryodach znajdujemy uderzające podobieństwa, tak, iż możnaby nieledwie po­

wiedzieć, że taż sama gwiazda, co zeszła nad grobem li­

rycznego rymotworcy, ożyła na nowo nad kolebką na­

szego romanso-pisarza, aby wodzić go po tychże samych ścieżkach doczesnego tulactwa, równe zsyłać troski i pociecłiy, a nakoniec wtrącić w nieuleczony stan cier­

pień duchowych. Zaledwie pewna różnica temperamen­

tów, usposobień umysłu, czas i okoliczności stawiają w odmiennem świetle te dwie smutne postacie literatów- dworaków. Zdaje się, iż Bernatowicz osiadłszy w War­

szawie, wszedł w nowy tryb życia, do którego nie na­

wyki: ujrzał dotychczasową swoją karyerę zwichniętą i uczuł się prawie samotnym i osieroconym po utracie osób, z które mi los swój na zawsze mniemał być związa­

nym. Właściwie, wtedy zapewne, mógł zastosować do swego położenia słowa jednego z bohaterów swojej powieści: „jako ptak, co drzewo opuszcza, o które topór uderzył, nagle uleciała wszystka moja nadzieja!”

Bliżćj jeszcze przekonywamy się o tym smutnym stanie duszy, pogrążającej się w cierpienia i mizantropią, z własnych słów jego: „Żyję w odosobnieniu (pisze on do jednego ze swoich przyjaciół), rzadko odwiedzam świat, oddaję się naukom i tym marzeniom o przeszłości i przy­

szłości, które pocieszając na chwilę, pomagają żyć tam, gdzie dla serca nic już nie zostało. Nawykłem każdego wieczora, w największą nawet ciemność, puszczać się na przechadzkę. Celem jej są jużto place miasta, jużto przyległe jego okolice, a nawet odległe i nieznane mi strony za miastem. Przechadzki te są moją jedyną roz­

rywką, i bardzo ważnych potrzeba przyczyn, ażebym je kiedy zaniechał. Deszcz, nawet śnieg i zawieja, nie są często w stanie mnie zatrzymać. Błąkając się wśród ciemnej ciszy, lubię szczególniej wywoływać dawne wspomnienia, bo te z latami coraz droższemi się stają:

niepowetowana przeszłość, pićrwsze uczucia miłości, znikłe i zawiedzione nadzieje młodzieńcze, coraz słabszy popęd do prac i rozrywek, które tyle miały dawniej uro-

(27)

a u t o r a P 0 J A T Y . 23 ku; o! w grze życia tyle się już straciło, ze jes za czem

spojrzeć za siebie z westchnieniem! Lubię w tern noc nem samotnem tułactwie wzywać jakiej urojonej istoty, ja lej zachwycającej mary, z którą rozmawiam, a ona u gę duszy mojej przynosi; wynurzam jćj wszystkie moje sza­

lone myśii, nadzieje i utrapienia, a tak, jakkolwiek zatru­

dniam serce i wyobraźnią, lecz wkrótce pizyc o ząc do rozwagi, z żalem zapytuję siebie: czemuż to wszys 10 jest tylko urojeniem?”

Widoczną jest rzeczą, iż serce jego przepełnione było czczością, wyobraźnia roiła o przeszłości, a usza łaknęła silnych wrażeń. Nie znamy dokładnie innyc i bliższych przyczyn i okoliczności, które stopniowo zgubny wpływ wywierały na umysł naszego romanso- pisarza: czy to był zawód w widokach lepszej przyszłości, czy (jak niektórzy mniemali) niefortunne uczucia ku jednój z najsławniejszych wtedy cór Melpomeny, czy inne skryte moralne cierpienia serca, lub może nawet wada tegoż organiczna: dość, iż to smutne nastrojenie duszy czekaldffcylko okazyi, aby udeterminować się w chorobę.

Taka okazya łatwo się też nastręczyła....

Wieść o nieszczęściu, jakie dotknęło Bernatowicza, o ile bolesne uczyniła wrażenie na sercach jego licznych przyjaciół i znajomych w Warszawie, o tyle obudziła szczerą ich troskliwość w obmyśleniu środków zarad­

czych. Fryderyk hr. Skarbek. Adolf Dobrowolski, wów­

czas naczelnik w banku, Piotr Chlebowski, Teodozy Sierociński, Paweł Paliński, byli pićrwsi z liczby tych uczynnych i zacnych osób, które zebrały się w jedno grono dla odbycia narady nad losem nieszczęśliwego.

Przez sumienność biograficzną podajemy wyciąg z pro"

tokólu tej narady.

Przybyły z Łomży na wezwanie kollegów i znajo­

mych Feliksa, brat jego Ignacy B. przystąpił wraz z te- miż w d. 17 czerwca 1835 r. do narady, jakich środków użyć należy dla zapewnienia choremu stosownćj opieki i lekarskićj pomocy. Naprzód objawił życzenie przyję­

cia go do swojego domu, iżby tam nie zbywało mu na koniecznych życia potrzebach i staraniach familijnych;

lecz rozpoznawszy bliżej stan rzeczy i bacząc, iżby zdro-

(28)

wie jego brata, które obecnie zdaje się polepszać, na nowo się nie pogorszyło, że dla osiągnienia pewnych skutków polepszenia właściwa metoda lekarska zastoso­

waną być powinna, odstąpił od powziętego zamiaru.

Pomoc, jaką w miejscu miał sobie daną, nie zdawała się dostatecznie uręczać za jego zdrowie; zgodzono się zatem na wniosek hr. Skarbka (który szczególniej zajmował się losem chorego), aby obrać za miejsce kuracyi dla Fe­

liksa instytut Dra Martyniego w Lejbus pod Wrocławiem, który hrabia sam zwiedzał i uznał za najlepiej urządzony z bliższych tego rodzaju zakładów. Dla przy wiedzenia do skutku tego projektu, przyrzekł niezwłocznie napisać do Dra Martyniego, iżby z tutejszego instytutu, gdzie tymczasowo pomieszczonym został, można było w jak najkrótszym czasie przeprowadzić chorego do Lejbus.

Nadto postanowiono zawrzćć ugodę z przełożonym na 3, 6 miesięcy lub rok cały, w miarę potrzeby i skutków, jakie się okażą; procentu zaś od około stu tysięcznej

summy Feliksa, jaką w części z daru księżnej Elżbiety Cz., w części z ulokowania własnych jego fuftduszów miał ubezpieczoną na dobrach puławskich, użyć na ppłatę instytutu. Jeżeliby zaś kuracya nie osiągnęła pożądanego skutku, postanowiono porozumieć się wspól­

nie raz drugi, lub przystąpić do zwołania rady familijnej i dalszych kroków, jakie prawo w tym razie naznacza.

Ze zaś brat chorego zajętym był w Łomży urzędowa­

niem, a tem samem wykonywaniem powyższej uchwały zająć się nie mógł, zastąpił go więc w tym względzie Adolf Dobrowolski. Przystąpiono w końcu do zabez­

pieczenia własności ruchomej. Za kilka tysięcy złotych znalezionej gotowizny, kupiono listy zastawne, i te zło­

żono w kassie ordynata Zamoyskiego. Meble, książki i papiery przyjął na skład professor Sierociński; resztę zaś ruchomości już przeznaczono na podróż, już dano do przechowania bratu. Dodamy tutaj (jak utrzymywał tenże brat Feliksa), iż przed dopełnieniem tej czynności wiele zaginęło skryptów wraz z innemi dosyć kosztowne- mi objektami i pieniędzmi, które przeszły do rąk ludzi w nieszczęściu bliźniego szukających nikczemnej ko­

rzyści. Zniknąć wtedy miała Hittorya literatury yoUkUj,

(29)

AUTORA POJATY. 2 5

dzieło jednotomowe, napisane ze znajomością i zdrowym sądem o rzeczy, jak o tem ś. p. professor Sierociński wspominaj że wówczas nie jeden utwór powieści©-pisar­

ski, nie ogłoszony jeszcze drukiem, mógł uledz podobne- muż losowi, o tein również nadmienił.

W skutku umowy z Drem Martynim, zawartej za pośrednictwem Karola Wejgiel, bankiera z Wrocławia, chory niezwłocznie do Lejbus zawiezionym został. la m rok cały przebywał. Pomimo jednak usiłowań i troskli­

wości p. Martyniego, który we własnym pomieścił go domu i wszelkiemi wygodami otoczył, chory nie wracał do zdrowia. Nie dające się usunąć przyczyny we­

wnętrzne i wiek już niemłody, główne zapewne stawiały przeszkody.

Umysł nieszczęśliwego nader rzadko i chwilowo tylko wychodził z obłędu: nie rzadko pogrążał się w głu­

chej apatyi, najczęściej zaś pod wpływem manii błąkał się pomiędzy światem rzeczywistym a urojonym. Imiona i role osób historycznych były dlań ulubione: często przybierał je na siebie lub otaczających niemi obdarzał;

na odgłos muzyki wpadał w zachwycenie lub melancho­

lią. Niekiedy znajdowano go wesołym i zabawnym, a zawsze posłusznym i nikomu krzywdy lub szkody wy­

rządzającym. Zapewniono nas nawet, iż ten rodzaj obłą­

kania żadnego przykrego wrażenia patrzącym nie czynił, a nawet wcale nie zdradzał cierpień moralnych; dlatego wątpiono o ich przyczynie. Głębsze jednak zastanowie­

nie i znajomość serca ludzkiego przekonywa, iż nie zawsze jego boleść łzami lub bladem i posępnćm wyraja się obliczem.

W takim stanie umysłu Feliksa, brat jego w końcu m. czerwca 183G r. przywiózł go z Lejbus do Łomży.

Dowody współczucia, oraz tkliwa opieka zacnćj rodziny brata, zdawały się pomyślnie wpływać na uspo­

kojenie umysłu chorego. Siły fizyczne znacznie się wzmogły, nabrał tuszy i wyrazu zdrowia. Byłyto prze­

cież mamiące pozory, albo raczćj oznaki zupełnego uśpie­

nia ducha, ostatnie wysilenia natury fizycznej; nad wszelkie bowiem spodziewanie otaczających, w d. 7 wrze-

Tom II. Kwiecień 1860. 4

(30)

śnia 1836 r., tknięty apoplexyą nagle żywot zakończył.

Zwłoki spoczęły na cmentarzu łomżyńskim pod skro­

mnym nadgrobkiem z ciosowego kamienia, na którym znajdujemy napis: „Tu leży autor Pojaty” . Pierwsze wspomnienie pośmiertne i opis pogrzebu zamieścił w ów­

czesnych gazetach sędzia Wyrzykowski z Łomży, przy­

jaciel zmarłego.

Oto wszystko, co mogliśmy wypowiedzieć o życiu i pracach autora Pojaty; widzieliśmy, iż dni jego ubiegały pośród roztargnień i zabiegów dworactwa, bez walk i trosk materyalnych o chleb powszedni, ale nie bez cierpień i wstrząśnień moralnych, ostatecznie upokarza­

jącym upadkiem ducha przerwanych. Ubiegły, zawodząc go w błogich marzeniach o sławie i miłości, o losach kraju i rodziny, której wiernie służył; ubiegły wreszcie, zawodząc może nawet oczekiwania powszechności, która z jego talentu i nauki bogatszych nad te, jakie nam prze­

kazał, miała prawo domagać się plonów: ubiegły prze­

cież nie bez śladu, nie bez istotnych korzyści dla ojczy­

stej literatury.

Dziś pamięć jego zatarła się przy nowym ruchu umysłowym, i nie dziw: od czasu jego zgonu tak wrażne zaszły zmiany w pojęciach i dążnościach piśmiennictwa, a nawet w powodzeniu ludzi poświęcających mu swoje trudy i zdolności! Nie czuwa nad niemi życzliwa opieka Poniatowskich, Jabłonowskich, Załuskich, Czartoryskich;

lecz za to zawód pisarski przy coraz większem zamiłowa­

niu społeczności w czytaniu dzieł przyjemnych i uży­

tecznych, coraz mniej ma powodów hołdować prywacie i możnowładcom: lecz coraz więcćj zdobywa sobie byt pewny, niezależny, o własnych środkach istnieć mogący.

Dobriyjalów, 15 grudni» 1868 r.

Skrypta pozostałe po ś. p. Feliksie Bernatowiczu, jakie obecnie posiadam'.

1. Komedy a w 1 akcie prozą: Kociyk pomarańczowy.

2. Komedya w 3 aktach: Hezieniec w kłopotach.

3. Madonna albo Niemy zakochany, powieść historyczna w 3 toinach, niedokończona: rzecz wzięta z czasów pierwszych wojen szwedzkich.

(31)

AOTORA PO JA T Y . 27

4. Powiastka: Szcząicie z przypadku.

5. Badania i wyciągi z dzieł historycznych, dotyczące panowania króla Władysława zwanego Warneńskim.

6. Opisanie ostatnich chwil życia, zgonu i pogrzebu księcia Adama Czartoryskiego G. Z. P. (bez początku).

7. Badania historyczne o Husie i reformacyi, w szczątkach.

8. Rożne papiery, plany do powieści i dramatów, badania genealo­

giczne familii Bernatowiczów; także w szczątkach tłumaczenia pism panny łrimadour i Pamiętniki historyczne Choisnena, parę listów księcia A da­

ma, księcia J . Poniatowskiego i t. p., oraz jego własne listy szkolne do rodziców i listy późniejszo do brata z Warszawy.

9. Opisanie przygód z buldogiem, którego przewozi! dla hrabiny Z.

z Wiednia do Lwowa; Skargi i użalenia na niejakiego pana K. i t. p. (są to niby własne jego pamiętniki, alo malej wartości) K.

(32)

P R Z Ę Z

Zygmunta Kaczkowskiego.

I.

RZ E CZ 0 H I S T O R Y I KOBI ETY.

S ^ n o w is k o , znaczenie i w ogóle wszelka dola albo niedola, jaka koleje wieków spotykała naszą, kobietę w rodzinie i społeczeń­

stwie, jej charakter, przymioty i wpływy, jakie wywierała na roz­

wój uczuć rodzinnych i narodowych, były oddawna przedmio­

tem mojego najżywszego zajęcia. Rozpatrywałem się pilnie, tak w pomnikach pisemnych, jak też w tradycyach, obyczajach, obrzędach, pieśniach a nawet legendach i bajkach, ażeby z nich sobie utworzyć ile możności jasne i niewątpliwe p ojęjie, jaką była postać moralna kobiśty przez cały ciąg naszej historyi. Za­

cząłem, jak się to dzieje zazwyczaj, od czasów teraźniejszości najbliższych i zastałem żniwo bardzo bogate; lecz napotkawszy na niejedną wątpliwość, szedłem dalej i dalej, a nie znalazłszy jej rozwiązania w epokach Jagiellońskich, przyszło mi nieraz za jakąś nicią, w zmrokach dziejowych niknącą, zapuszczać się w wieki Piastowskie i przedchrześciańskie.

Badania te zawsze żmudne i trudne, często rozbijające się o brak lub niepewność podań dziejowych, a nieraz w zetknięciu się z ich zupelnćin milczeniem urywane i porzucane, były ini zra­

zu do celów li artystycznych potrzebne: mimo to wszakże przy­

wiązywałem do nich zawsze nie małą wagę historyczno-ogólną.

Zdawało mi się bowiem i jestem wciąż tego zdania, iż d o ­ póty napróżuo silić się będziein nad dokladnem i zupelnein zro­

Cytaty

Powiązane dokumenty

gnąć wiadomości, gdzie i kiedy zjazdy się odbędą, tak, iżby mógł być wyprawionym wielki poseł. Mość pragnie sprawę pokoju polu- mwnie załatw ić i ma

tissim o, animo officiosissimo. pilnie oddaw szy.. N ie onego św iata obyczaje. P odszaleć musi rozum, potem do siebie przychodzi. przedsie rw iesz, jako

Katedra w Korfu, równie jak wszystkie kościoły g re ­ ckie, je st bardzo mała, i dla tego do jej wnętrza wchodzili tylko reprezentanci wszystkich wysp, wsi i

lepsze ze wszystkich polskich, lubo z uw agi n a treść jego, więcej je pismem zbiorowem, niż czasopism em peryodycz- nćm bieżącem nazw aćby można. SłoIwiński,

nia, lecz rzeczy co się jego tycze tak się obróciły, iż chociaż spraw a wisiała jeszcze między nim a Banerera, on zastanowiwszy się może nad skutkami

ny do odjazdu, mały parostatek dowoził pasażerów na pokład Silezyi, stojącćj na kotwicy, już na pełniejszśm morzu, o dwie godziny jazdy od portu; ponieważ

Kiedy przełożono na jgzyk Angielski roz praw ę Śniadeckiego o Koperniku przebito medal w Paryżu, ani się domyślano wznowię nia sporu.. Taka

Jedynym jéj oporem w tej drodze, w tym locie dachowym jest uznawanie: Iż lot ten poddanym jest jednak jakiemuś wyższemu źródłu, duchowi; a ztąd opieranie