• Nie Znaleziono Wyników

Rzecz o ziemi naszej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rzecz o ziemi naszej"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

RZECZ

O Z I E M I N A S Z E J

P R Z E Z

Ignacego Sołdraczyńskiego.

„Opatrzność, która społeczności pobudza do życia, w ołając: N a p r z ó d ! n a p r z ó d ! odbiera im to życie bez litości, gdy na jej wołanie zostają głuehemi.“

B o ssu ei.

" W l e C K . ^ j t S Q W 'X r E : .

(2)

7)9- IföLffc

/ /

(3)

Wiemożneniu Panu

JÓZEFOWI s l P i S s KI KMC

f

a u t o r o w i d z i e ł : „Myśl lizyologii w szechśw iata“ i „Szkoła polska gospodarstw a społecznego“

w dowód wysokiego pow ażania i wdzięcznej i życzliwej przyjaźni

poświęca

A U T O R .

(4)
(5)

R Z E C Z O Z IE M I N A S Z E J

przez Ig n a c e g o S o łd r a c z y ń s k ie g o .

D uch obleczony w k sz ta łty zmysłowe ow ładnął ziem ię i nie­

p o jęte, niedoeieczone siły przyrody.

B ad ając obecny rozm iar um iejętności, sztuk pięknych, p rze­

m ysłu, rolnictw a, zdum iew ać nam się przychodzi n a d olbrzym ią d ziałalnością ludzkiego ducha, który, acz w w ątłej zam ieszkały skorupie, u ja rz m ia dzikiego zw ierza, m istrzuje bałw anom m orza, z ap rz ę g a w sw ą posługę szalejące w ichry i prom ienie słońca. On m artw em u w ęglow i pracow ać za siebie k azał, a isk rę elektryczną zniewolił do przenoszenia sw ej m yśli i w oli przez szero k ie m orza.

Nie powinnoźto n apaw ać czło w iek a w dzięcznością dla Tego, co go posadził n a tronie ziemi, co m u oddał berło św iata i do­

zwolił używ ać w szelkiej godziwej rozkoszy ? ! . . .

Z apraw dę, w m ózgu zam glonym m ogła się tylko w ylęgnąć m yśl, że ziem ia m a pozostać po w szystkie czasy padołem płaczu.

Mogłoż leżeć w celach O patrzności, zrobić człow ieka ig ra sz k ą lo­

su, k tó ry b y rzu cał nim z nieszczęścia w nieszczęście, p o g rą ż a ł go z niedoli w n ied o lę?

O patrzności, k tó ra o k ażdym w ym oczku p am ię ta ła , nie wol­

no pom aw iać o to.

(6)

A je d n a k ludzkość cierpi. N iestety! Dzieje przeszłości i chw ila obecna pouczają, że nie dość bogactw , ja k ie B ó g stw o rzy ł dla uszczęśliw ienia lu d zk o ści; nie dość blasku i w ładzy, k tó re posiąść jej dozwolił.

Chęć rządzenia, łakom stw o, egoizm , dum a zaślep io n a, za­

zdrość, depcą dotąd przyrodzone p ra w a ludzkości, a ciem nota, le k ­ kom yślność, lenistw o, b rak m iłości bliźniego, brak w y trw ałej p ra ­ cy w oporze złem u lub pośpiech przedw czesny w tym k ieru n k u uniem ożebniają w yzw olenie się z niewoli.

D laczegóż niebo' nie zeszłe grom u na tę n iep raw o ść p su ją ­ cą b o sk ą h a rm o n ią ? D laczegóż św iatło z niebios nie przebije chm ur zalegających dotąd h o ry zo n t?

O patrzność w szystko najm ądrzej obm yślała. W p rzezn acze­

niu ja k ie sw em u dziełu stw orzenia n a k re śliła leżało i to, aby lu d z ­ kość przez ciężkie próby d o b ijała się lepszej przyszłości. T e s a ­ me dzieje które nam k reślą niem oc i cierpienia ludzkości, uczą nas zarazem , że p raw d a wszędzie w końcu zw ycięża; że p raw boskich długo deptać nie wolno; że ziem ia je s t w spólną w łasn o ­ ścią ludzi i narodów w szy stk ich ; że u stołu, k tó ry O patrzność hojnie daram i zastaw iła, godow ać m ają w szyscy, w ielbiąc jej dzieło; że zbrodnia przed w y trw ałą p ra c ą i n a b y tą przez n ią wie­

dzą w szędzie i zaw sze u stąp ić m usi.

S t u l e c i a , t o g o d z i n y w ż y c i u l u d z k o ś c i .

W iedza i p ra c a kierow ane m yślą ch rześciań sk ą wszędzie sprow adzą tryum f, bo dziełem boskiem nie może być n iedoskona­

łość. W olność, miłość, św iatło, d o statek , okupione cierpieniam i d łu ­ giego szeregu pokoleń n ęk an y ch za błędy i g rzechy poprzednie, zap an u ją n a całym św iecie, tak j a k od w ieków p a n u ją w niebie, którego tylko przedsionkiem strojnym będzie nasz p lan eta.

CZĘŚĆ PIERWSZA.

N a s z a p r z e s z ło ś ć —n a s z e o b e c n e p o ło ż e n ie .

K sięga dziejów ludzkości leży otw arta przed nam i. T am i nasz naród m a swoje k arty , k tó re zapisał k rw ią w łasną. T am się uczymy, że dopóki ten n aró d trzy m ał się zasad domowej zgody, miłości bliźniego, miłości rzeczy publicznej i rozw oju sił sw ych

(7)

n a tle rodzinnem , dopóty w rzeszy innych narodów był jednym z najp ierw szy ch ; kw itngły jeg o grody, lud w iejski b y ł w nim za­

m ożny, b y t dobry ogólny.

P o lsk a p ły n ęła m lekiem i m io d e m ; a ąjioć najeźd źca obcy zapuścił w k raj zagony, rychło zostaw ał w y p a rty i szkody w y ­ rządzone przez niego niebaw em się zacierały.

P o lsk a nie m iała w praw dzie dobrych dróg, nie m iała b an­

ków, nie p o siad ała kunsztow nych wym ysłów, ale nie m iała d łu ­ gów, w o jsk a i zgrai urzędników . K ażdy poczuw ał się do obrony k ra ju , zad aw alan o się lem co k raj sam w y p ład zał; a choć zbyt- kow e rzeczy nie były tak że rzadkością, te tylko zam ożnym rodzi­

nom były znane. Ogół ja d a ł i p ijał to, czego kraj dostarczał, odziew ał się tem , co sam w y rab iał, chw alił B oga w m owie w ła­

snej i w niej przem aw iał do ludzi.

N astały potem czasy zacbceu i zepsucia. Górę wzięło m o­

żnow ładztw o. Z ap rag n ięto w iększych dostatków , szat i w in dro­

gich, św it, przepychu i panow ania. Z aczął się zbytek. A by z b y t­

kowi podołać, trzeb a było więcej żądać od ludu roboty i pow ięk­

szyć i ta k znaczne latifundia. P rzy szły ła ta Sasów , trw onienie m ienia, rozpusta. Potem było jeszcze gorzej ; aż naród - olbrzym stracił sw ój b y t s a m o d z ie ln y ...

B ok 1846 ok ro p n ą d o tk n ął nas k lęsk ą. Bok 1848 zastał nas nieprzygotow anych. N ag ła zm iana stosunków , obałam ucenia i pow aśnienia w kraju, długie la ta eksperym entów politycznych, sm utnej pam ięci lata, la ta w ypisane żałobnem i głoskam i w dzie­

ja c h n aszy ch : 1863 i 1864, kry ty czn y rok 1865 i 1866, zachw ia­

ły do reszty stanow iskiem naszem m a te ry a la em zdaw na ju ż pod­

kopane m.

Ileż w tych ostatnich latach ziem i naszej przeszło w obce ręce, z których napow rót ju ż nie w ró c i! Ile zaciągnęliśm y cięża­

rów na resztę ziemi, k tóra p ozostała n a sz ą ! J a k m ienie nasze ze­

szczuplało! Ile ra n sercom naszym zadano, oddzielając nas zapo- m oeą in try g głęb o k ą p rzep aścią od ludu! Ile bolesnych dośw iad­

czyliśm y r o z c z a ro w a ń ! ...

A czy doprow adziły nas te klęsk i do skruchy, do podw ojo­

nej p ra c y ? Czy w ytężam y siły nasze, a b y odbić choć w części to, cośm y p rzeg rali przez w ieki całe ? — N i e — M iasto grubej

(8)

8

żałoby, htórąby nam prggiudsiać, oblekliśm y si§ w ssat§ lekceivase- nia naszego położenia. H o łd u jem y lenistw u i próżności.

Poczet zacnych m ężów upom ina, zachęca do pracy, idzie n a ­ przód p rzykładem dobrym , a n atrafia n a in d y fe re n ty sm i apatyą...

Ludzie w w ir życia pełnego porw ani m niej m a ją sposobno­

ści do zastan aw ian ia się n ad kolejam i przebytem i przez n a ro d y , i nad tem co się dzieje koło nich p o dług p ew n y ch , stałych, bo odwiecznych praw , a co stanow ić będzie m a te ry a ł dla przyszłej historyi.

Mnie los sk a z a ł n a sam otność. U m ysł mój w rażliw y b ad a, waży, porów nyw a chw ile naszej przeszłości, proces obecnej doby, i sm utno w yrzec, ale p rzek o n an ia ta ić nie godzi się w obec ziom ­ k ó w : w i d z ę , ż e j e s t e ś m y z a g r o ż e n i .

Ziem ia n asza pozostanie tem, do czego j ą B óg stworzył. Ona corocznie będzie się stroić w św ieże kw iaty, rodzić owoce, k arm ić liczne pokolenia. O na do k ra s y swej i urodzajności przyrodzonej za k ilk ad ziesiąt lat doda w dzięk cyw ilizacyi, w ielki postęp w ro l­

nictw ie i przem yśle osiągnie.

A le czy ta ziem ia pozostanie w rękach naszych, ziem ianie ? Może nadto czarno w id z ę ? — Ni e . — Z astan aw iam się chło­

dno, nie ze stanow iska p ła czk a - poety, i jesz c z e raz orzec m i p rz y c h o d z i: Z iem ia w yjdzie z rą k naszych, jeżeli się nie ockniemy, nie sku p im y s i ł i z całem w ytężeniem pracow ać nie zaczniem y nad podźw ignięciem bytu naszego materyalnego.

Luźnie stoją w dzien n ik arstw ie i w piśm iennictw ie naszem utyskiw ania n ad sm utnem naszem położeniem . N ik t p ró cz J ó z e f a S u p i ń s k i e g o , tego zacnego p a tryo ty, światłego i głębokiego ba­

dacza, nie sfo rm u ło w a ł jeszcze tej p rzyszło ści dalszej a n ieu n ikn io ­ nej, jeżeli się je j nie oprzemy trzeźtco i ivytnvale.

Wiele, bardzo wiele w in n y okoliczności n iezaw isłe od n a s . . A le czy m y nic nie w in n i? My przy złotych sercach , g o rą ­ cej miłości dla ziemi ojczystej, w ielkiej czci d la naszej p rzeszło ­ ści, m yśm y ciemni, lekkom yślni j a k dzieci.

R ozpraw iam y o polityce, ja k b y śm y z g ab in e ta m i żyli w po- ufnem zetknięciu, robim y ciągle pro g ram y , staw iam y d la p rzy ­ szłości narodów horoskopy, ćw iertujem y E u ro p ę j a k k a rtk ę p a p ie ­ ru — a w domu u nas i wokoło nas m ieszka niechęć do zatrudnień naszych, brak ochoty, naw et zupełna obojętność do p o zn a n ia p r z y ­ czyn naszego materyalnego ucisku, indyferentyzm n a zevjszad o skrzy-

(9)

dlający nas post§p, u nas tale p o żą d a n y, i rozsiadło i ro m ielm o ż- niło się ssterolco oddłużenie i wyw łaszczenie.

Z w ierzę naw et najniższego rzęd u in sty n k tem zachow aw czym prow adzone broni sw ego legow iska,— da się zabić a broni. Czło­

w iek elastyczniejszą m a n a tu rę ,— a Polał; najelastyczniejszą.

N ik t ta k ja k on nie tęskni do ojczyzny. W ygnaniec, o ty ­ siące mil unosi g arść ziemi rodzinnej i z nią grzebać się każe w obczyźnie. Z dalekich stref, z za m orza, o lułaczym cblebie, z bijącem sercem i łzaw em okiem , spieszy aby ojczyznę ra z j e ­ szcze przed zgonem ujrzeć, aby odetchnąć je j pow ietrzem . Wię- zieii stanu, z nadludzkiem natężeniem k ru sz y k a jd a n y , m yli s tr a ­ że, p rzebiega śnieżne, bezludne p rzestrzenie o głodzie i chłodzie i dąży do ojczystej ziem i, aby znaleść śm ierć m ęczeńską n a n iej—

byle na niej i śród sw o ic h . . . A stracić tę ziem ię p rze z nierząd, niegospodarność, nieoględne używ anie m ienia, życie n a d stan, brak um iejętności w ytw arzania i zaoszczędzania,— skory ja k nikt.

W iele w szędzie w aży opieka rządu, w iele sum ienna adm ini- stracya, ośw iata k iero w an a starannie, spraw iedliw ości w y m iar słu ­ szny, których nam dotąd brakow ało niem ało. I p o jm u ją to dziś w górze, choć może nie zupełnie je s z c z e ; pojm ują, że sam i s tr a ­ cili na tem wiele. A le któż z mężów stanu, któż z m ocarzy zdoła rozżarzyć cnoty domoioe g d y toygasają? K tó ż iv stanie natchnąć poczuciem obowiązków pojedyncze ro d zin y?

Może to n ieu b łag an e fa tu m . K asy w y ra d z a ją się, ję z y k i za- um ierają, n aro d y tra c ą k ształty i rów nik się zm ienia — uezy nas historya, każe się dom yślać um iejętność.

P rz y k re to w nioski dla człow ieka, który z kosm opolityzm em nie m ógł się d o tąd osw oić; k tó ry mimo zapew nień, że patryotyzm i kosm opolityzm d ad zą się pogodzić, że oba razem rę k a w rę k ę iść pow inny, że kosm opolityzm stra c ił ju ż sw ą cechę id e a ln ą n i­

szczącą p atryotyzm , a p atryotyzm z jednostronności swej pełnej p rzesąd ó w ustąpić pow inien — nie ufa tym frazesom . P ra w d a nie potrzebuje aby j ą brały w opiekę sofizmata. — Mnie boli, g d y widzę ja k n a jlep sza część narodu u traca stopniowo ziem ię, w p ły ­ wy, i ustępow ać m usi n ajg raw ającej się z niej czeredzie gorszych, stokroć gorszych k re a tu r. . .

Może w idzę rzeczy n ad to czarno, jeszcze raz pow tarzam . Tem lepiej dla mnie; bo jeżeli O patrzność gotuje nam lep szą przyszłość i m nie je j dożyć dozwoli, tem w iększym k o n trastem ona o mego zbolałego ducha uderzy, i tem silniejszą rad o ścią go n apełni.

2

(10)

10

D a j B o ż e ! W i e r z ę w T w ą m o e i p o m o c , i w s i ­ ł y ż y w o t n e n a r o d u .

C z e g o p o n a s w y m a g a n a s z e p o ło ż e n ie .

N ie gniew ajm y si§, nie unośm y, g d y nam stvoi praivd§ mó- w ią ; bądźm y ssczerem i i otwartem i p rze d sobą; sta ra jm y się p o ­ znać nasze położenie i obowiązki do niego p r z y w ią z a n e ; nie łu d ź ­ m y się; chciejmy pojąć, że źle bardzo z nam i, i złe grozi n a m ze wszech stro n ; ch w yta jm y za dobre praw a i reform y które nam d ziś d a ją ; w spierajm y całą d uszą tych którzy je d a ją , a dopomi­

n a jm y się reform ja k ic h nam p o trze b a ; ra tu jm y się w zajem nie ra ­ dą i czyn em ; oszczędzajmy, p ra cu jm y, aby się dorobić w iedzy i m ie­

n ia ; kochajm y braci naszych m łodszych, lu d nasz, i kochajm y n a ­ szą ziemię, nie m iłością roznamiętnionego m łodzieńca, zdolnego do niewczesnych wybuchów, naw et do szaleństwa, ale m iłością dojrza­

łego i poważnego męża.

W d rażać w to ogół obow iązkiem naszym , ziem ianie, ja k o ty ch , co stoim y n a straży , co stoim y po śró d ludu którego losy O patrzność nam pow ierzyła, um ieszczając nas najbliżej n ie g o ; j a ­ ko tych, co żyw iej pojm ujem y ozem byliśm y, a czem byśm y jeszcze kiedyś być mogli, gdy b y te p rzek o n an ia p rzyjęły się n a niw ach naszych, i prace podług nich p o k iero w an e zo stały .

S zalb ierstw a i m atactw a dyplom acyi, burm istrzow anie nie­

proszonych i niepow ołanych, p o lity k a b łędnych ry cerzy, nie w yra- ra tu ją, nie zbaw ią nas. Dziś w szystko oprzeć trzeb a n a realizm ie.

Postęp u nas społeczny je s t niem ożebnym , p o k ą d się nie ob- znajom im y z n a u k a m i społecsnemi, i z tych n a u k nie w yrobim y dla siebie sam i p ra w d m ających nas obowiązywać. Ale m atery aln y postęp zw iązan y je s t z m oralnym , i o tem p am iętać nam potrzeb a.

I -wiedzieć nam trzeb a, źe wiele je st teoryj błędnych, zgu­

bnych dla n as. N a niwach um iejętności społecznej i n a u k i g o ­ spodarstw a społecznego rośnie w iele k w iató w acz w dzięcznego k ształtu, ale bozw onnych i niew ydających dościgłego owocu. A są ta m kw iaty, k tóre ja d tru cizn y noszą w sobie.

A nglii potrzeba naszego ziarna, N iem cy p ra g n ą w śród nas spełnić sw ą m isyą opatrznościow ą (?), F ra n c y a sz u k a u n as od­

(11)

11

bytu n a Wyroby zbytkow e. P ra w ią nam w ięc o w olnym handlu, o forsow nej upraw ie, o d renach, z ach ęcają do z aciąg an ia pożyczek na ziem ię naszą, i do loyw om ziem i naszej. W ielu w śród nas w dobrej w ierze p o w tarza i w ygłasza teorye lub fra z e sa zrodzone w obczyźnie, nieodpow iadające nam . Oni olśnieni, oszołom ieni, nie porównywali i nie zg łęb iali nic.>

Nam iść trzeb a bezpieczną drogą. N am trzeb a system u za­

pew niającego korzyść ciąg łą i trw ałą i postęp, a nie popisów , o- klasków , chw ilow ego tryum fu, aby potem doznać rozczarow ania i strat, gdy ju ż zapóźno będzie.

W skazać drogę k tó rą kroczyć m am y w m ateryalnym ro z­

w oju w ogólnych zarysach, zadaniem tej p ra c y m ojej. Je ż e li się m ylę, je ż e li w y b rałem b łędną, pouczcie lepiej k raj i m nie. Ale nie pom aw iajcie o n arzu can ie się, a coby jeszcze było boleśniej­

sze, o zarozum iałość ezłowdeka, k tó ry ziem ię n aszą gorąco k o ­ cha, który d rży o przyszłość naszą, a z owocu nagrom adzonej w iedzy wielkich m yślicieli w y b rał to, co uznaje sum iennie z a od­

pow iednie, z a pożyteczne dla nas.

S o lid a r n o ś ć . P r a c a .

Poczucie się w e w szystkich stosunkach ży cia społecznego do pewnego trz y m a n ia się razem w zdaniu, rad zie, w ierze politycz­

nej, celach i czynach, do o b staw an ia za sobą, b ran ia inicyatyw y w spólnej, zowie się solidarnością, i stanow i p o d staw ę życia n a ­ rodów.

Solidarność pow inna w szystkie w arstw y, w szystkie k lasy , w szystkie w yznania religijne i odcienia polityczne danego k raju polączać, i d o strzeg am y w praw dziw ie ucyw ilizow anych społeczno­

ściach, że pom im o zatargów dom owych, p a rty j i drobiazgow ych n a ­ w et odrębności, te społeczności poczuw ają się solidarnie do obro­

ny honoru sw ego, do obrony sw ych interesów m ateryalnych, u rz ą ­ dzeń posiad an y ch , p raw zdobytych.

U nas dowodzić u g ó ry solidarności nie w idzę potrzeby, bo gdyby jej tam nie było, w ład za o staćby się nie m ogła.

U dołu lud nasz stoi niew zruszony z solidarnością g o d n ą lep ­ szej spraw y, uparcie, w ytrw ale dom agający się je d n y ch i ty ch s a ­ m ych rzeczy, u p arty i w ytrw ały w przesądzie, ja k lud w szędzie, ale obok tego solidarnie też uparty, w y trw a ły i g o d n y naśladow a­

n ia w wierze ojców, stroju, obyczaju i zw yczaju.

(12)

12

N ie s te ty ! środek nie dopisuje.

P o trzeb y i konieczności solidarności u ziem iaństw a n ik t z nas w zasadzie nie zaprzecza, w u stach ona je s t w szystkich. A

c&ynach ?

Gdzież je s t to skupienie sił naszych m oralnych i m a te ry a l- nych do p o p raw ien ia położenia naszego m ateryalnego ? Czy k w e- sty a u trzym ania się przy ziem i je s t m niej żyw otną od istn ien ia narodow ego ? czy m atery ą od idei w p rak ty ce życia m am y o d łą ­ czyć? Czy straciw szy z pod nóg ziem ię i staw szy się pauprarni, w najlepszym r& zw jednodw orccm i, będziemy m ieli praw o i możność glos podnosić iv leraju ? . . .

Je żeli nas ta k obchodzą w szystkie drgnięcia polityki w E u ro ­ pie, w szystkie n ajsła b sz e , często zm yślone sym ptom ata, w których n ieraz prócz n as n ik t nie m ógłby się dom acać szybszego pulsu dla nas, a m y ju ż w stajem y na nogi i czekam y g o to w i. . . dlaczegóż nas ta k mało obchodzi k w estya tak bliska, ta k w ażna, ta k esen- cy onalna: m s z byt m aterya ln y? G dzież tu nasza so lid a rn o śc i

Cóż z polityki, k tó ra nas ciągle z d ra d z a ? k tó ra n as fan aty - zuje n a d a re m n ie ? k tó ra nas odw raca od p rac pow ażnych, a m ło­

dzież n aszą od n a u k ?

Zostaw m y w ielką p olitykę tym , cośmy ich obrali do k ie ro ­ w an ia naszem i spraw am i, a k ieru n ek św iata T e m u , k tó ry rząd zi losem narodów . On n a k a rm ia ptaszk i, On o robaczku nie z a p o ­ m ina; On i o nas nie zapom ni.

Czy to m a oznaczać apatyą ? Czy m a znaczyć, że po w in n iś­

m y m oralnie zam rzeć, wyrzec się naszych dziejów, naszej p rze­

szłości, naszego posłannictw a, i tylko zag rzeb ać się w grubym m ateryalizm ie ?

P rz e n ig d y ! A le ro z w a ż m y . . . „Ś w iat należy do u m iark o w a­

n y ch “, w yrzekł i trafnie w y rzek ł w ielki m ąż dziew iętnastego w ieku.

Ś w iat się w yszam ocze, n asi w rogow ie n aw et p r z e jr z ą , a m y w dom u tu ląc n a sz ą mowę, obyczaj i zw yczaj do łona, nie z n a j­

dziem y się chwili w ym ierzenia spraw iedliw ości tułaczam i, ale na w łasnym zagonie.

S olidarna więc praca na zagonie , tak t, chłód pozorny, gdy pod suk m an ą serce żyw o bije! A w y b racia za kordonem , co k r o ­ czycie przez ciernie i głogi „bądźcie prostodusznerai ja k gołębice, a chytrem i ja k w ęże.“

(13)

13

W i e d z a .

Z narodów europejskich stojących n ajw y żej w ośw iacie, nie­

m iecki celuje gruntow nością, k tó ra w szystkie jeg o p race naukow e i p ra k ty k i realn e cechuje. Ale N iem cy są specjalistam i. Ogólna w iedza u nich nie popłaca. I niedość jeszcze że się N iem cy wy­

łącznie jed n ej um iejętności, sztuce lub rzem iosłu o d d ają, oni i tu dzielą jeszcze. U czony obrabia pew ną gałęż um iejętności, ogrod­

n ik pew n ą kulturę, ale w szystko gruntow nie, w yczerpująco. N ie­

miec w cale nie tai się z tem , że o innych przedm iotach w iedzy ludzkiej m a tylko bardzo ogólne w yobrażenie, i nie w stydzi się tego bynajm niej. Swej zaś specjalności oddaje życie całe z za­

m iłow aniem , b a d a gruntow nie, dośw iadcza, a j a k o tem pisze, to gruntow nie. W ten sposób je s t pożytecznym ja k o te o rety k lub p ra k ty k dla n arodu sw ego i dla obcych. N iech kto tw ierdzi co chce o uczoności niem ieckiej, oni (N iem cy) są głębocy m yśliciciele i bardzo daleko posunęli się w p rak ty ce.

U nas nex om nibus aliquid, ex toto n ih il“: teo ry a i p ra k ty k a . Zdolności m am y wielkie, ale b ra k nam chęci, b ra k w ytrw ałości do nabycia w iedzy gruntow nej. C hw ycić za ry sy ogólne, z nauk ścisłych przysw oić sobie k o ntury, coś trochę n a sztukach pięknych rozum ieć się, ja k iś talen t napół rozw inąć, a resztę dosstukow yw ać w rodzonym n a m sm ysiem , zw a n ym sensus s e x tu s. . . . oto nasz obyczaj.

Nie m ożemy w ięc postąpić w rozw oju u m y sło w y m , — ale nie przez b ra k uzdolnienia, niepojętność, bo o to nas n ik t nie p o ­ sądzi, — ale przez b ra k chęci do p racy um ysłow ej, i przez b ra k w ytrw ałości w tym kierunku. Bo dla nas trzeb a ciągle nowości, w zruszeń. A je śli k tó ry z nas lgnie bardziej do p ra c y um ysło­

wej, to mu pragnienie nowości, w zruszeń, p rzeszk ad za, bo mu ciągle potrzeba przeskoków z’kw ia tk a n a k w iatek , ja k m otylkow i.

R ozpraw iać um iem y o w szystkiem , n aw et o przedm iotach g dzieby się n ieraz nie w ypadało odzyw ać naw et, ale słuchać tyl­

ko pobożnie.

H a ! k ied y m ożna być w danym ra z ie politykiem , o rg an iza­

torem , posłem zagranicznym , ochm istrzem , dro g o m istrzem , m echa­

n ikiem , bez w ielkiej p racy i zachodu, dla csegóżby nie m ożna być gospodarzem w iejsU m ? W szak tu jiieo sza co w a n y sensus sextus bez­

piecznie w y sta rc zy . . . .

(14)

u

Zdolny m alarz c h a rak teró w m iałby obfity m atery ał do szk i­

cowania, biorąc nasze um y g ospodarskie za przedm iot. Mnie n a to nie stać. S tarszym naw et z nas, co zapam iętali ten rygor, r e ­ sp e k t ja k i w yw ierali (w onym czasie) wokoło siebie, a których n a tu ra nie nagnie się ju ż do stosunków dzisiejszych, dałbym n a w szelki sposób p okój. Z tem i tru d n a ra d a , oni w żadne kom bi- nacye postępu nie wierzą, w ięc w nie w ciągnąć się nie d ad zą, do grobow ej deski p o zostaną poczciw cam i, a le — niepopraw nem u Go dzi się uw zględnić ich przeszłość, ducha czasu w k tórym wzrośli;

na nich n a w e t nasz ucyw ilizow any żydek nie tak się ta rg a . „ J e ­ gom ość", choćby o statek ju ż p o strad ał, ja k iś zaw sze w zgląd z n a j­

dzie u nich. I lud ich szanow ać nie przestanie, chociaż po sta ­ rodaw nem u b urczą n a niego — „to sta rz y panow ie.“ K rn ąb rn i, uparci, ale poczciwi, m iłujący ziemię, pracow ici, ale w szystko m a ń ku ta .a A tacy i ich ekonom owie, strzelcy, lokaje,— wszyscy zostan ą już do grobu takiem i, ja k ie m i ich za sta ł ro k 1848.

Ale serce p a try o ty żalem się n a p aw a robiąc p rzeg ląd zna­

cznej części m łodzieży naszej ziem iańskiej, k tó ra w słow ach głosi postęp, ro zp raw ia n aw et o naukach, p o lity k ą się zajm uje, coś z w iedzy ch w y ciła; a m arnuje życie niby przy gospodarce, a p il­

nuje więcej ja rm ark ó w , polow ania, k a rt, końm i h an d lu je, zm yśla tysiące przygód, kłam ie (nieraz bezczelnie) o zbiorach i om lotaeh zboża, w y datkach wódki i t. d. M ło d sieś to co s r m c iła p ręd sej strój narodoivy n iż go p rzyw d zia ła , i śm ienia zdania to mowie i w głow ie róionie łatico i często jaJc ubranie g ło w y . . . .

Czy ta k postępow ać potom kom nieszczęśliw ego n a ro d u ? D la czego opinia nie potępi tego, dziennikarstw o nie zgrom i, ani w ła­

śni ojcowie, n ieraz ciężko pracu jący , w chw ilach g d y panicz śpi długo, w yjeżdża w najgorętszy czas g o sp o d ark i z domu, poluje, g ra w p referan sa, hum oreski lub pow ieści czy ta?

Precz tu ze słabością.. T u śm iało w ystępow ać, użyć w szel­

kich sprężyn m oralnego przym usu, aby pó k i czas, póki te naw yez- ki nie sk ry stalizo w ały się jeszcze u m łodzieńca w nałogi, zwrócić n a inny tor ten fałszyw y i szkodliw y dla n aro d u k ieru n ek .

Czy to m oże zjednać nam szacunek u ludu, g d y on ciężko pracu je a m łodzież ziem iańską w idzi pró żn u jącą, h a sa ją c ą obok?

Czy to m ają być ludzie przyszli do ra d y w sejm ie, do d a w a ­ nia wotów w kw estyach ośw iaty, do kiero w an ia zdaniem w gm i­

nie, w rad ach p o w iato w y ch ?

A nie wieleby to kosztow ało; bo ogółem biorąc, se rc a tam dobre i in sty n k tu lepsze w g łęb i napotkasz; tylko popsute pobła-

(15)

15

żanięm. G dyby to było w św iecie dalszym się otarło, lub gdy b y przynajm niej coś czytało lepszego, byłoby się to inaczej p o k iero ­ wało. Ale tak, jed en z drugiego bierze wzór; bo g d y n ikt nie poucza, nie ośw ieca, nie k ry ty k u je, zdaje im się, że ta k być p o ­ winno ja k jest.

Tu podsunąć trzeb a m yśli w yższe, zachęcić do czynów szla­

chetnych, w sk azać gdzie praw d ziw a miłość ojczyzny m ieszka, i niech b ęd ą choć dobrem i ru tyn ista m i, kiedy n a racy o n ałn e w y k sz ta ł­

cenie ju ż zapóźno.

Bez czego się nasze zatrudnienie, w zględnie do w iedzy obejść nie m oże, a co w szystko gospodarz w iejski pow inienby wie­

dzieć i umieć, gdybyśm y rzecz posunęli do ostatecznych granic?—

zap y tu ję w as ziem ianie.

Jnżciż przyznacie mi, że teorya go sp o d arstw u wiejskiem u racyonalnem u, do ja k ie g o dziś dążyć m am y, obcą być nie może, bo bez niej gospodarz w iejski je st tylko em pirykiem , nie u m ieją­

cym sobie zdać z niczego spx-aw y, do tego jeszcze p odejrzliw y w zględem w szelkiej nowości, zaczarow any w ciasnem kole swej ru ty n y .

A le co sig to m ieści w tym ivyrazie „teorya gospodarstw a wiejskiego“ ! I l e gadęsi w iedzy ludzkiej wchodzi w t§ teoryą!

Czy te o ry ą g o sp o d arstw a w iejskiego objąć m ożna dziełkiem o 200 np. stronnicach, (gdyby jeszcze chcieć być trochę obszer­

niejszym w w łaściw ych oddziałach z historyi n atu raln ej, chem ii, fizyologii, geologii i t. p.), choćby z nie w iem ja k ą zw ięzłością napisanem , tak , że raz p rzeczytaw szy gotów byś uw ierzyć, że m asz tam całą te o ry ą gospodarstw a w iejsk ieg o ? B ardzo słab e będzie tw e pojęcie teoryi g ospodarstw a w iejskiego z w spom nionego dzie­

ła nabyte, choćbyś w pam ięć w raził je całe, je ż e li do tego jeszcze autor k o m p ilato r słab y , a dziełko n a sp ek u la c y ą k się g a rsk ą zo­

stało n apisane.

A czyż m echanika rolnicza, budow nictw o w iejsk ie lądow e i w odne, m iernictw o, niw elacya, rachunkow ość do g o sp o d a rstw a w iejskiego zastosow ana, sta ty sty k a rolnicza i t. d. i t. d. pom ie­

ścić się d a tak że w je d n e m d z iełk u — co w szystko, choćbyśm y te ­ go nie zaliczali do teoryi g o sp o d arstw a w iejskiego, dla ziem ianina je s t potrzebne? Nie w spom inam n aw et o naw odnieniu, sączk ach i innych specyalnościach osobne dzieła stanow ić m ogących. A c a ­ ły przem ysł rolniczy?

(16)

16

D latego je d y n ie rzuciłem trochę św iatła n a ten kolos w ie ­ dzy, bo n iejeden z nas przeczytaw szy jed n o lub k ilk a dziełek, są­

dzi, źe to ju ż w szystko, że to ju ż dosyć. I z zakładów g o sp o d ar­

czo - rolniczych wynosi się tylko a, b, c. Rolnictwo je s t zatrudnieniem Móre si§ najpóźniej rozwinęło, i co chivüa w zyw a pomocy innych umiejętności.

W yżej postaw iłem pytanie: co gospodarz w iejski pow inienby w iedzieć i um ieć, gdybyśm y rzecz posunęli do ostatecznych g ra ­ n ic ? A chcąc lepiej jeszcze być zrozum ianym , p y ta m : co u k ształ- cony obyw atel ziem ski z w iedzy p osiadaćby p o w in ien ? Bo czyż zatrudnienie n asze i stosunki kończą się na roli, lesie, brow arze i stajn iach ? Czy ziem ianin, ja k o je d e n z pierw szych obyw ateli k raju , nie powinien znać ustaw , przepisów ad m inistracyjnych obo­

w iązujących dziś, a znać i te co daw niej obow iązyw ały, znać krajo w e i obce? Czyż pole n au k społecznych może mu być obce?

Czy m ając rozliczne stosunki, a nie chcąc ponosić strat, może być obcym całej konstelacyi handlowej i industryjnej ?

Czy dobrze dla ojca nie m ieć w yobrażenia o tern czego się synow ie uczą, nie umieć ocenić czy p o stęp y robią w n aukach, czy go o szu k u ją?

H igiena czy może mu być obcą, je ż e li chce ż y ć fizycznie i m oralnie rozum nie?

D zieje w łasnego n arodu, dzieje pow szechne, filozofia, s ta ty ­ styka, polityka, b eletrystyka n aw et m ogąż m u być obce? Czy mo­

żna go uw ażać za ukształconego, je ż e li i tu n a ty c h niw ach w ie ­ dzy ludzkiej nie p osiadł jaśniejszego p o g lą d u ?

W ięc gospodarz w iejski m a wiele umieć, w iele ro z u m ie ć ; bez gry w k a rty i p u k an ia do szarak ó w chybaby się obejść mógł bez szkody.

K tó ż je s t 10 stanie podołać tylu naułcom i umiejętnościom ści­

słym , posiąść tyle iviedsy i do tego g ru n to w n ie! A je d n a k nie z a ­ przeczycie, że tu niem a nic nadto, że jed n o koniecznie potrzebne, bez drugiego dośw iadczy się ciągłych strat, a trzecie dopiero uzu­

p ełn ia ziem ianina, ja k o człow ieka zajm ującego w k raju stanow isko znaczące, m ające reprezentow ać z godnością i św iadom ością in te­

re s u ' sw e w obec w ładz i innych zatrudnień społecznych, m a ją ­ ce poruszać się pożytecznie, ośw ieeająco i ogrzew ająco sw e oto­

czenie.

(17)

17

B ierzm y rzeczy po ludzku, a w ted y dotrzem y do pew nika, że dostąpić tyle w iedzy niepodobna p raw ie, z w yjątkiem cbyba ta k zw anych lum inów, a „i w słońcu są p lam y .“ My gospodarze w iejscy nie m ożem y być tem czem n as teo ry a o kreśla, ale tem czem być m ożem y w p rak ty ce, ja k o ci co m usim y pracow ać w p o ­ lu, zajrzeć do lasu, pojechać na targ. Z adanie postaw ić wolno, ale j e rozw iązać w życiu zupełnie co innego.

Czy n as to ju ż m a zniechęcić do p ra c y um ysłow ej? ISfie. — A le sta ra jm y si§ być fachowemi. P ra g n ijm y w iedzy dla korzyści, dla m ożności usacnienia siebie i tych co nas otaczają, ale p o m n ij­

m y, że doskonałość i wszechwiedza bóstwa tołasnością, a gieniusz to meteor.

C hcąc posiąść wiele, stargalibyśm y siły nasze nadarem nie zanim byśm y do pół m ety doszli, zaniedbalibyśm y nasze zatru d n ie­

nie, i tem w ięk sza obojętność zaw ładnęłaby nami.

P ra cu jm y więc ciągle, każdy p o d łu g ivroäzonych zdolności, p o ­ d łu g nabytych daicniej za m łodu n a u k przygotoivaivczych, ale p ra c u j­

m y

f

a c h o iv o , bo grzechem śm iertelnym zanurzać się w bezczyn­

ność um ysłow ą, j a k i grzechem grzebać tylko za groszem, j a k błę­

dem szkodliw ym dla n a s i dla k ra ju p ra g n ą ć nadto, i rozstrzeliw ać swe s iły um ysłow e.

K a ż d y z nas do odbudoivania społeczności naszej ziem iańskiej n a zdrow ych i silnych podstaw ach swojej cegiełki dostarczyć może i p o w i n i e n ; a droga do m iejsca gdzie m a stanąć ten p r z y b y ­ tek w iedzy naszej wspólnej dawno j u ż znana, pew na, n iem yln a : p o d z i a ł p r a c y i zestrzelenie naszych doświadczeń, naszych p o ­ glądów w jed n o ognisko, w stow arzyszenie iciedzy teoretycznej i p r a ­ ktycznej, które w inno objąć głów ny ster, pracoicać, kierować, oświe­

cać p ro m ien ia m i od środka idącem i ziem iaństw o, i reprezentoivac jego interesu wszędzie.

S t o w a r z y s z e n ie .

S tow arzyszenia pod ja k ą b ą d ź nazw ą zaw iązanego w celach podniesienia w szystkich gałęzi g o sp o d arstw a w iejskiego zadaniem być p o w in n o : poznanie d o k ład n e sto su n k ó w g o s p o d a rc z o -ro ln i­

czych, przem ysłow ych i handlow ych tej p rzestrzeni k ra ju n a k tó ­ ry sw ą działalność rozszerzyć zam ierzyło; reprezentącya interesów danej p rzestrzeni k ra ju pod w zględem g o sp o d arstw a w iejskiego;

upowszechnianie przez organ w łasn y rezultatów obecnego stan u go­

sp o d arstw a w iejskiego ze stan o w isk a w iedzy i dośw iadczenia.

3

(18)

18

Stow arzyszenie winno p o siadać w łasne z a k ła d y d o św iad czal­

ne i porów nacze, i szkoły agronom ii i leśnictw a, oraz szkołę rol­

niczo przem ysłow ą. O prócz działalności ciągłej przez w y b ran e zastępstw o, winno stow arzyszenie odbyw ać w alne zgrom adzenia celem zm ian swych ustaw , kontroli sw ych kroków , inicyatyw y mo- żebnej tu we w szystkiem ze strony stow arzyszonych, odbyw ać zbory w ędrow nicze, zarząd zać w ystaw y, rozpisyw ać k o n k u rsa, u- dzielać n agrody za pożyteczne d la k ra ju dzieła, zachow anie się, z ręczn o ść___

T a k ie je s t mniej więcej zad an ie in sty tu cy i o k tó rej mowa.

O rg a n iz a c ja stow arzyszenia, jeżeli m a d z iałać n a m ały o b ­ s z a r ziem i, j e s t bardzo prosta; bo gdzie p rzestrzeń m niejsza, tam i ro zm iar czynności będzie m niejszy. Jeżeli je d n a k pow staje sto ­ w arzyszenie w k ra ju o p aru m ilionach ludności i odpow iedniej tej ludności przestrzeni kilkusetm ilow ej, o odm iennych oczyw iście licach i stosunkach najrozm aitszych, w ted y niepodobna w inny sposób spodziew ać się w dzięcznych owoców z jego d ziałaln o ści, tylko w takim razie, g d y ognisko centralne ulokow ane w głów nym p unkcie obszaru, prom ienie sw e po całym obszarze pod n azw ą delegacyj, k ó łe k ziem iańskich lub filij rozrzuci (bo p o d ział p ra ­ cy i tu w inien być zastosow any), za strz e g ają c zaw sze g łó w n y k ie ­ ru n e k i re p re z e n ta c ją dla centrum.

O ile istniejące w k ra ju naszym dw a stow arzyszenia w ce^

lach g ospodarstw a w iejskiego o d p o w iad ają potrzebom k ra ju , nie mnie osądzać.

N ie m ogę je d n a k tego pom inąć, że gdzie n a pięć p raw ie m i­

lionów m ieszkańców i ty siąc p a reset m il kw ad rato w y ch obszaru, jedno tylko szczupłych rozm iarów , i hard zo mało zasilane p rzez członków stow arzyszenia czasopism o gospodarczo - rolniczej treści w ychodzi; gdzie n a w alne zgrom adzenia ty ch stow arzyszeń, liczą­

cych do ty siąca członków k a ż d a , przybyw a 100 — 2 0 0 ; gdzie od la t k ilk u w piśm iennictw ie treści gospodarczo - rolniczej żadnego praw ie objaw u n ie m a ,— tam niem a poczucia się należytego do soli­

d arności w interesach gospodarstw a w iejskiego, i obojętność w iel­

k a n a sp raw ę k ra jo w ą w tym żyw otnym k ie ru n k u p an u je. L ics- by dow odzą lepiej n iż rozum owanie.

Poniew aż ostatniem i czasy m yśl re o rg a n iz a c ji obu naszych sto­

w arzyszeń gospodarczo - rolniczych została ju ż poruszoną, i zap ew ­ ne n a przyszłych w alnych zgrom adzeniach n a p o rząd ek dzienny przyjdzie, — i w tej kw estyi w ięc, m ającej być przez w szystkie

(19)

19

znakom itości rolnicze k ra ju ro zb ieran ą i do decyzyi ostatecznej doprow adzoną, nie w y p ad a w yro k o w ać przedw cześnie nikom u.

A le niech stow arzyszenia w iedzy za jm ą się stow arzyszeniam i w celach p ra c produkcyjno - m ateryalnych, sp ra w ą kred ytu ziem skie­

go, u ła tw ia ją takow ym pow stanie, a pow stałe niech w iodą do ro z­

kw itu .

CZĘŚĆ DRUGA.

M y ln e p o ję c ia — B łę d n a p r a k ty k a — S m u tn e n a s t ę p s t w a .

Z iem iaństw o n asze tw ierdzi p raw ie w ogóle, że poniew aż Ga- licy a je s t k ra je m ściśle rolniczym , zadaniem naszem je s t płody ziem i naszej w k sz tałcie surow ym wywozić za gran icę, bo nam w k ra ju rąk , kapitałów i wiedzy b ra k u je do p rz e tw a rza n ia tych surow ych płodów przez rękodzielników i fa b ry k i; że choćby się to o statn ie z w ielkiem wysileniem pow iodło, nie znajdziem y k o n ­ sum entów n a tyle w k ra ju , a ta część (konsum entów ), k tó rą p o ­ siadam y, p rzen iesie więcej p raw dopobnie w ykończone, choćby dro ż­

sze w yroby ręk odzielnictw a i fa b ry k zagranicznych, w ięc konku- rencyi nie w ytrzym alibyśm y na w yroby n ajszlach etn iejsze, a mniej szlachetnych w k ra ju biednym niem a dostatecznie kom u k o n su ­ m ow ać. N ie po zo staje nam w ięc, m ów ią, ja k w ytw arzać dalej zboże, m ięso, lój, w ódkę, wełnę, skóry, rzepak, konicz nasien n y , w łókno i t. p.; w yw ozić te płody n a ta rg i ościenne, a ztam tąd d o ­ sta rc z ą nam sukna, płótno, żelaza, m achin, sprzętów gospodarczych, m etalów , papieru, a rty k u łó w potrzeb dom ow ych, w ygody i mody.

W ywozim y w ięc płody surow e z k raju , a z zag ran icy zao ­ p a tru ją nas we w szystko, czego nam tylko b ra k u je , ale kosztem zu b o ­ żenia naszej ziem i, która ciągle szlachetne swe p ierw ia stki utraca, i kosztem uszczuplania się ciągłego m ienia naszego.

Czy je s t kto w k raju , któryby zaprzeczył m em u tw ierdzeniu:

źe m y ciągle ubożejem y, że corocznie ziem ia n a sz a przechodzi

(20)

20

w ręce obce, że p ra k ty k a n asza g ospodarcza co ro k u sta je się słabszą, że corocznie m iliony długów w pisanych zostaje do tabułi k r a jo w e j/ a krocie w eksli do pularesów lichw iarzy w ę d ru je ? Że leraj cały co dnia p rzyb iera postać icięlcszego ubóstwa, opuszczenia^

„C iążą na nas wielkie p o d a tk i.“ — P ra w d a — „D ośw iadczy­

liśm y klęsk elem en tarn y ch .“ P raw d a. — „P o n ió sł kraj nasz znacz­

ne ofiary dla sp ra w y nieszczęśliw ej ale św iętej n am .“ To w szyst­

ko wiele mogło nadw erężyć naszego m ienia i u cisk a nas ciągle:

ale wzięliśmy m iliony za zniesione urbarialia, m ieliśm y la ta uro­

dzaju przy w ielkich cenach, rok 1866 niezły, a je d n a k zostanie­

m y biednemi. N adto m ożna pow iedzieć, że w całej m onarchii bie­

da. A le u nas najw iększa. U nas zubożenie, obdłużenie i w yw ła ­ szczenie kolosalne p rzy b ra ło rozm iary.

J a k radzić te m u ? „Nie m am y dosyć kolei żelaznych, tra n s­

p o rt na tych k tó re m am y je s t drogi, i trzeb ab y nam koniecznie w ięcej płodów surow ych p ro d u k o w ać; w tenczas choć będzie taniej, ale będzie rachunek. K oszta tran sp o rtu obniżą się, a co dziś m asz korzec, w iadro lub cen tn ar, j a k będziesz m ieć dw a ra z y tyle z tej sam ej przestrzeni, w yjdziesz zaw sze n a sw oje, opędzisz pro- dukcyi k o szta i coś ci jeszcze zo stan ie“ — ta k m ów ią.

J a k p rzy jść do to /o ? „Zbudow ać koleje w kilku k ieru n k ach k raju i w ykończyć sieć dróg k rajo w y ch i pow iatow ych, zbudow ać spichlerze przy kolejach, a produkcyę spotęgow ać forsow niejszą u praw ą, w ięc drenam i, m achinam i popraw nem i, posypkam i i t. d.

aby diva kłó ski tam rosły gdzie dziś jeden rośnie, bo w ted y ceny nisk ie zap ew n ią nam i zach ęcą do nas kupca, i choć tanio sp rz e ­ dam y, ale że wiele, w yjdziem y na sw oje.“ (M ylisz się czcigodny h rabio A ndrzeju). „R ęce w szystkie trzeb a użyć do roli, z a k ła d a ć w k ra ju banki rolnicze zaliczkow e, um ożebnić zaciąganie w ię k ­ szych pożyczek na d obra ziem skie, bo my stosunkow o do innych k rajó w bardzo m ało m am y jeszcze długu hip o teczn eg o .“ T a k ra d z ą .

Nie chcę się pow tarzać, sk reślając (w dziełku „G ospodarstw o w iejskie i przem ysł w g ó rach ziem i sa n o c k ie j“ R ozdział V III)

(21)

21

szanse sła b e pow odzenia płodów naszych surow ych za g ra n ic ą , bo i tam sie ją i zb ierają, i tam hodują, i tam p łody surow e n a jro z­

m aitsze w y tw arzają; nie do tk n ę n aw et w y czerp y w an ia się ziemi naszej (o tern gdzieindziej m ówić sobie dokładnie zastrzegam ), a p rz y ­ taczam tu tylko słow a w ielkiego ekonom isty C a r e y a (K erija):

„Naród, któ ry za czyn a od w yw ozu ziem i, m u si skończyć n a w yw o­

zie lu d zi.11 T en sam m ąż utrzym uje „że rolnictw o może się tylko tam wyżej rozw inąć, gdzie przem y sł już k w itn ie .“ Z a d a ję tylko jed n o p y tan ie ziem iaństw u n aszem u :

Jeżeli dziś b y w ają la ta , że n ik t zboża sp rzed ać w G alicyi nie m oże za granicę, że w oły s ą p raw ie tań sze w W iedniu niż np. w Przem yślu, że woły opasow e są czasem tań sze od chudżców tego sam g j w zrostu i k o śc i; że o rozm aite płody surow e nasze n ik t się nie sp y ta czasem , cóż w tedyby nastąpiło, jeżelib yśm y (po- sito) dw a ra zy tyle w ypładzali, dw a razy ta k ie zap asy m ieli ja k by w ają, a g d yb y i ościenne kraje, które tak samo j a k m y są tylko rolnikam i, a więc producentam i p ło d ó w surowych, tak samo do m a ­ sowej p ro d u kcyi się zabraicszy, takie sam e rezultatu p rze d sta w iły ?

W ted y nastąpiłoby oczywiście takie przepełnienie spichrzów i składów , że chyba ciągły nieurodzaj w znacznej części E u ro p y w yp ró żn iłb y j e podołał.

A le poniew aż i tam sieją i zb ierają, a naw et wiele, wiele więcej z tej sam ej p rzestrzen i co m y, i ciągle jeszcze więcej zb ierać b ęd ą, m a ją handlow e floty, m a ją kolonie, m a ją lepsze i tan ie kom unikacye lądow e, m ają urozm aiconą produkcyą, k tó ra ta k łatw o głodu nie dopuszcza, i p ostępują we w szystkiem olbrzy- m iem i k ro k a m i *), p o rzu ćm y więc błędne nasze pojęcia, p o rzu ćm y oglądanie się tylko n a targi ościenne, i u zn a jm y p e w n ik i które u- miejętność społeczna stw ierdzone wiekowem doświadczeniem nam podaje.

Z a ł o ż e n i e .

U m iejętność społeczna postaw iła p ew niki i udow odniła z d zie­

jów , że n a urozm aiceniu ja k n ajn ajw ięk szem zatrudnień w s p o łe ­

*) Francya do niedawna nie wiedziała co robić ze zbożem, Niemcy so­

bie głow ę łamią jakby przejść z produkcyi nadmiarowej zboża w więcej uroz­

maiconą. Proszę tylko rozpatrzyć się w dziennikarstwie tych krajów, prze­

czytać rozprawy Towarzystw gospodarczych tych krajów, odczytać odpo­

wiedzi Władz na te utyskiwania na nadmiarową produkcyą zboża. A utor.

(22)

22

cznościach zasa d z a się je d y n a pom yślność spo łeczn o ści; źe w kom- lin a c y i zatru d n ień spoczyw a je d y n ie harm o n ia sp o łeczn a; że im m n iej zatru d n ień w społeczności, k m w iększa jednostronność, tem w iększa zaw isłość od d ru g ich ; ubóstwo, niew’ola i d ysbarm onia.

Dalej poucza um iejętność społeczna, że każda przewaga, ja k ą je d n o zatrudnienie na drugie w yw iera, rodzi u p ad ek o statniego;

że gdzie inne zatrudnienia kw itną, tam tylko rolnictwo kw itn ą ć m o ­ że i odw rotnie. W końcu poucza um iejętność społeczna, że przy

zupełnej tylko h arm onii za tru d n ień i urozm aiceniu ich, społeczność szczęśliw ą być m oże, m ienie narastać, dobrobyt ogólny się w zm a­

g ać, a człow iek coraz więcej zbliżać się do p rzezn aczen ia, ja k ie mu O patrzność w ytknęła, a któ rem je s t:

W o l n o ś ć , d o b r o b y t i u z a c n i e n i e m o r a l n e .

U d o w o d n ie n ie ,

a. Materya. — Ruch. — C z ło w ie k .

R uch i m aterya, oto zja w isk a w idom e w szechśw iatu. P o łą ­ czenie tych dw óch czynników tw orzy siłę. M aterya je s t o g ran iczo ­ ną, niem a w niej ani p rzy b y tk u , ani u b y tk u ; jed y n em i zm ianam i ja k im p o d p ad a s ą : zm iany fo rm y i m iejsca ( I ) *). T e zm iany tw o rzą ciągły i nieustanny obieg kodowy m a teryi ( 2 ) , a to nie­

skończone przeo b rażan ie się nazyw am y życiem.

Isto tą o najdoskonalszej organizacyi, o u stro ju najw yższej kom plikacyi m ateryi i ru ch u natchnionych duchem boskim , je s t człowiek, król i m istrz przyrody. Jego stro n a m atery aln a podle­

g a tym sam ym praw om i w arunkom , k tó re służą całej przyrodzie;

ale jego stro n a duchow a, w olna wola, choć nie jest zdolna p rz y ­ rodzie now ych p ra w dyktow ać, ale jest w stanie siłam i przyrody do pew nego stopnia k iero w ać zu pełnie podług sw ego życzenia. J a k olbrzym i je s t postęp tego ducha, w iedzy i woli, w y starczy p o ró w ­ nać, ja k pierw szy człow iek siek ierą z k. m ienia drzewo o brabiał, a ja k dziś p rzy pom ocy żelaza i w ęgla rocie desek trze w je ­ dnym dniu i hebluje **).

*) Liczby w nawiasach odpowiadają liczbom rozdziałów artykułu któ­

ry nastąpi po niniejszym i będzie jego dopełnieniem. Artykuł ten będzie mieć tytuł: „ K a r ty z u m iejętn ości społecznej w y je ie .“ A utor.

**) Machinowych heblami znajduje się w półno.nych stanach Unii me xykanskiej tr zy d zie śc i ty się c y - każda z nich pracuje za 60 ludzi. A utor.

(23)

23

P rz y ro d a w ięc je s t słu g ą człow ieka. O na istnieje dla niego darm o, je j bogactw a czek ają tylko skinienia, ab y go otoczyć w szel­

kim d ostatkiem ( 3 ) .

C złow iek je d n a k pojedynczo nie byłby w stan ie, a p rz y n a j­

mniej bard zo m ało, k o rzy stać z bogactw darem nych przyrody i sił je j, bo jeg o w łasne siły są tu za słab e.

Stoivarzyszenie się dopiero i podział pracy, a w ięc u ro zm a i­

cenie zutru d n ień , um ożebniają przeznaczenie, do którego pow ołał S tw ó rca człow ieka, a tern je s t : przy pom ocy bogactw a przyrody i je j sił, nabytego dośw iadczenia i nagrom adzonych zasobów p rze­

szłości dojść za pom ocą iciedzy i siły siOej fizycznej do najicyższe- go udoskonalenia siebie i swego położenia we względzie fizycznym , um ysłow ym i m oralnym ( 4 ) .

b. W ym ian a m iejscow a.

O puszczam pierw sze prace człow ieka w kolebce dziejów , je ­ go w alk ę z przyrodą, je g o nieudolność, ubóstw o, pom im o bogactw otaczających go w obfitości, i sta ję w epoce dziejów d ru g ie j, gdy człow iekow i udało się ju ż p osiąść w aru n k i życia, pierw szego sto ­ w arzy szen ia się, stałego osiedlenia, ja k ie ta k ie bezpieczeństw o w ła­

sności i pierw szych potrzeb, to je s t pożyw ienia, odzienia i m ie­

szkania re g u la rn e zaspokojenie.

Ju ż tu w idzim y p o d z ia ł zatrudnień od pojedyńczej rodziny począw szy, gdzie ojciec i starsi synow ie tru d n ią się rolnictw em i hodow lą zw ierząt dom ow ych, m atk a i córy p rz y rz ą d za ją po k arm , p rzy sp o sab iają z a p a sy żyw ności i odzienia, dziatw a trzodę p asie drobniejszą. T a ep o k a w p o czątkach je s t ściśle rolniczą, ale z cza­

sem , gdy ludność n a ra sta , poczyna dzielić sw e zatrudnienia, bo dośw iadczeniem przychodzi do p rzekonania, że zm iana m iejsca m a- teryi je s t najw iększą stra tą wartości p ra c y i czasu. Je d n i w ięc roli p iln u ją, drudzy odzienie sp o rząd zają, m ielnik w yrabia m ąkę, kołodziej sprzęty rolnicze. Im dalej ludzkość kroczy, tern więcej się zatru d n ien ia urozm aicają, bo um ysł człow ieka tw órczy coraz więcej p o d b ija sobie siły p rzy ro d y do p ra c y za siebie, coraz w ię­

cej jej bogactw p rzerab ia w m ienie ludzkie, tw orzy zasoby, i co­

raz więcej potrzeb sobie w ynajduje.

Stoivarzyszenie się więc czyli asocyacya i rozm aitość z a tr u ­ dnień czyli kom binacya, są pierw szem i objaw am i cyw ilizacyi, a rolnictwo i p r z e m y s ł obok siebie, i w ym iana miejscowa ( 5 ) ich prac w zajem nych, owoców i usług, pierw szym je s t objaw em pom yślno­

(24)

24

ści w iększej człow ieka, w yzw oleniem się je g o z niem ocy obok p rzyrody.

c. H a n d e I.

Społeczność drugiej epoki n a ra sta ją c ciągle, u ro zm aicając coraz więcej sw e zatru d n ien ia, n a b ie ra ją c coraz w ięcej m ocy n ad przy ro d ą przez stow arzyszenie się i p o d ział zatrudnień, a uzupełnia­

ją c w łasne potrzeby przez w ym ianę m iejscow ą (przez co oszczę­

dza pracy i czasu), pow iększa sw e m ienie. Z n a rastan iem m ienia ludzkiego rośnie ludność i rozprzestrzenia się coraz w ięcej. P o ­ w sta ją gęstsze osady, zaw iązu ją się stosunki w zajem ne ty cb osad, p o w stają drogi i te stosunki ułatw iają. O sady dla bezpieczeństw a i interesów w zajem nych łączą się, p ow staje rzą d , państw o. P ło ­ dów w ym iana staje się coraz obfitszą. P u n k ta środkow e, m iasta, zgrom adzają przem ysł, a że z postępem ludzkości, rozrostem jej, przybyw aniem coraz w iększem płodów , coraz w iększe, now sze po­

trzeb y się rodzą, coraz innych ludzkości do zaspokojenia je j zachceń potrzeb a dostatków , któ ry ch w ym iana m iejscow a zaspokoić ju ż nio jest w stanie, n astaje w ięc coraz szerszy zak re s w ym iany, k tó ry p rzy b iera znaczenie handlu.

T u ju ż zjaw ia się znak w ym iany, p ien ią d z, i p o średniczący tej odleglejszej w ym ianie hupiec (6 ) .

D opóki p r z e m y s ł kw itnie i rolnictwo kivitnie, bo się w zajem ­ nie uzupełniają i bez stra ty czasu na zm ianę m iejsca m a teryi coraz

w ięcej z swych dostatków udzielać sobie m o g ą ; dopóki handel trz y ­ m a się granic przez rozsądek mu w skazanych — żadne z zatrudnień nie cierpi i p an u je zu p ełn a m iędzy niem i h a rm o n ia : — «Ze j a k skoro jedno zatrudnienie kosztem drugiego się zasila, jed n o na d ru ­ gie nacisk w yw iera, nastaje dysharm onia.

P oniew aż m a te ry a co do fo rm y i zm iany m iejsca p odlega ty lk o zm ianie, a ta zm iana je s t sum ą w szystkich zjaw isk sił p rzy ­ ro d y i p racy ludzkiej, w ięc tylko praca ludzka i s iły p rzy ro d y zm ienić form ę i miejsce m ateryi mogą.

W epoce drugiej znajdujem y d w a z a tru d n ie n ia : rolnictwo i p rze m y sł ( 7 ) . Z b a d a jm y więc teraz w ja k im stosunku zo stają ta m te dw a z a tru d n ien ia do m ateryi i sił przyrodzonych.

(25)

25 N a jp r z ó d r o ln ic tw o .

R olnictw a zadaniem je s t: zapom ocą sił fizycznych ludzkich, bogactw przyrody darem nych i sił je j, oraz nagrom adzonego m ienia ludzkiego (kapitału), w ytw arzać p łody surowe służące do u trzy m an ia życia człow ieka. Całe to zadanie w y m aga ciągłej zm iany m iejsca człowieka, zw ierząt, sprzętów , m ateryi n a k tó rą człow iek działa, i czasu. D ziałanie to połączone je s t z natężeniem i zużyciem się muszkułów; działanie to je d n a k z postępem rozw oju rolnictw a, w m iarę ja k człow iek coraz więcej w iedzy i dośw iad­

czenia nabiera, coraz w iększe w k ład y w ziem ię i p rzyrządy porobi, staje się coraz w dzięczniejszem , wyżej w ynagradzającem pracę i oszczędzającem czas jego.

P ierw szy ro ln ik prócz k ija, którym dziury w ziem i robił, a rę k ą ziarno p rzy g artał, nie m iał pewnie innej pomocy. Stopnio­

wo szła m otyka z kości, potem z bronzu. W ynalazek dopiero że­

la z a um ożebnił d okładniejszą upraw ę i w iększy sprzęt, a naw oże­

nie, zm iana płodów, przy m nogich ulżeniach i ulepszeniach zdzia­

ła ły dla rolnictw a to, co dzisiejsze rolnictw o do sw ych zdobyczy policzą.

K iedy pierw sza epoka ledw ie ręce żywi, i jeszcze rybołów stw o i m yśliw stw o dopom agać m uszą (obok m oże drobnych pożytków z przysw ojonych zw ierząt), człow iek - rolnik drugiej epoki ju ż ma dostatek, a nadto znaczna przew yżka pozostaje mu od w łasnego użycia.

N aturalnym więc porządkiem rzeczy obok rolnictw a, które już więcej w ytw arza niż spożyw a, ale znow u samo nie w ystarcza n a zaspokojenie innych potrzeb, p o w sta ł p r z e m y s ł i w ym iapa m iej­

scowa przem ysłow ca s rolnikiem . R olnik stał się konsum entem przem ysłow ca, przem ysłow iec konsum entem rolnika, a że oba o- bok siebie się zn ajdują, harm onia je s t zupełna.

Ziem ia dostaje zw rot odpadków od przem ysłu, i tylko n a j­

szlachetniejsza część płodów surowych przechodzi w w yroby p rz e ­ m ysłu, a rolnik, którego w szystkie potrzeby, oprócz pożyw ienia, za­

s p a k a ja przem ysłow iec, coraz więcej przyrodę podbija, coraz w ię­

cej może płodów surow ych w ytw arzać *).

*) Zwracam uwagę Czytelnika na to, że umiejętność społeczna, celem udowodnienia swych założeń, musi brać rzeczy podług p r in c ip ió w a nie po­

dług ro zm a ito ści p r a k ty k i, która się pod stałe reguły wszędzie podciągnąć

nie daje. A utor.

4

(26)

26

Go d o p r z e m y s łu .

Przem ysłow iec którego potrzebę w yżyw ienia sig z a sp a k a ja rolnictwo i płodów] surow ych je g o w arsztatow i dostarcza, coraz więcej się doskonali w swem zatru d n ien iu ; a nie potrzebując się sam zajm ow ać w ytw arzaniem płodów surow ych, nie tra c i n a p rz e ­ chodzeniu ciągiem z jednego zatrudnienia w drugie.

Oba w ięc zatrudnienia (rolnictw o i przem ysł) coraz w ięk szą m ają ilość do w ym iany, bo ich zatrudnienia coraz więcej w ypładza- j ą i w ytw arzają, oba za owoce swej pracy coraz z w iększą obo­

pólną k o rzy ścią zam iany ro b ią i coraz w iększe zasoby n a g ro m a ­ dzać są w s ta n ie . W artość ich p ra cy je s t coraz większa, cena p ł o ­ dów surowych coraz icyższa, zaś wyrohóio p rze m y słu coraz niższa;

tak, że te obie ceny coraz się więcej do siebie zbliżają.

To wszystko dzieje się tak długo, ja k długo rolnictwo i p rze­

m ysł zostają obok siebie; w m iarę je d n a k o ddalenia się ich od siebie p r z y b y wa — « « u a e d o b r z e —- ccdy koszt zm ia n y miejsca m ateryi, to je s t ekspens transportu; a im dalszy transport, tem w ięk­

sze te koszta, tern m niejszy obopólny zysk, tem w iększa strata dla obu, a tem w iększa dla rolnika, który odpadków p rzem ysłu od su- rowych plodow z pow odu oddalenia ziorócić ziem i nie może.

Gdy w ięc w ym iana m iejscow a z powodu o d dalenia nie m o­

że już bezpośrednio m iędzy rolnikiem a przem ysłow cem n astąp ić, po w staje trzecie zatrudnienie, handel, i za tru d n ia ją cy się n im kupiec.

Oba poprzednie zatrudnienia uzupełniały się w zajem nie, k o ­ rzyść obopólna ich była tem w iększą im bliżej siebie były p o sta­

wione, bo koszta transportu były praw ie żadne. T eraz, g d y z po­

wodu oddalenia te sam e ich potrzeby przez handel zo stają z a ­ spokojone, handel z n iż y ł ivartość surowego p ło d u i w yrobu p r z e ­ m ysłu z powodu kosztów transportu i tym sposobem obu zatrudnień zy sk uszczuplił.

D odajm y do tego, że zw ykle w han d lu są znaczne k a p ita ły , że handel zw ykle m onopolizuje sw e zatrudnienie względem ro ln ic­

tw a i przem ysłu, k tó re k ap itałam i najczęściej takiem i nie dyspo­

nują; że handel n ajm n iej p roduktyw ny (w znaczeniu ścisłem) k o ­ sztem tylko innych zatru d n ie ń żyje, kosztem ich się w zbogaca i w zm aga, i coraz w iększą ilością k ap itału dysponuje, zawsze tanio

(27)

chce nabyć, zaw sze drogo sp rzedać, i k orzysta najczęściej z w szyst­

kich ucisków innych zatrudnień,— przyjd ziem y do przekonania : że handel tylko iv y j ą t k o w o je s t p ro d yktyw n ym , tylko rozsądnie i u- m iarkow ahie dozwolony może być i je s t korzystnym dla społeczno­

ści, w najwięcej zaś razach ze szkodą innych zatrudnień się p rze d ­ staw ia i rodzi u b ó s t w o , w y c z e r p a n i e z i e m i , n i e w o l ę p r a ­ c y l u d z k i e j u k a p i t a ł u , i vy w ł a s z c z e n i e , r o z p r o s z e n i e s i ę l u d z k o ś c i i d y s h a r m o n i ą ( 8 ) .

d. H arm o n ia. — d y sh arm o n ia.

J a k ie więc są powody, że społeczności d a ją się ow ładać tej dysharm onii n a szkodę w ła sn ą ?

Przem oc silniejszych. Chęć fałszyicego wzbogacenia się. Opóź­

nienie się icpośród w yżej stojących iv rozwoju społeczności. F a ł- szyivy rozwój jednostronny produkcyi.

Społeczności tą d rogą idące z własnego popędu lub iść zm u­

szone, cierpią n a suchoty, a w końcu u m ierają w yczerpane przez handel.

B o m ienie nie narośnie i harm onii nie będzie tam , gdzie przem oc każe pracow ać dla m ożnow ładcy własnego, lub sąsied n ie­

go ty ra n a w ybierającego haracz krw i i potu za pośrednictw em handlu.

B o mienie nie narośnie i harm onii nie będzie tam , gdzie handel najszlachetniejszych pierw iastków , celem wzbogacenia sie­

bie, uboży ziemię.

B o mienie nie narośnie i harm onii nie będzie tam , gdzie o- póżniona społeczność sam a się nie broni, i p ad a ofiarą handlu z okalającem i j ą wyżej od niej w rozw oju stojącem i społeczno­

ściami.

B o mienie nie narośnie i harm onii nie będzie tam, gdzie j e ­ dnostronna a droga produkcya nagrom adza p ło d y które nie m a ją odbytu, a choć m a ją odbyt, to koszta transportu i monopol ka p ita ­ łu kupca sprow adza ich p ra icd ziw ą cenę do bardzo nieznacznych rozm iarów ( 9 ) .

M e mienie narasta i zupełna pan u je harm onia tam , gdzie społeczność trzeźwo p ojm uje znaczenie produkcyi i konsum cyi p r z y w ym ianie miejscowej, gdzie tych dwóch głów nych zatrudnień ro l­

nictw a i przem ysłu w zajem ny stosunek je s t zdrow y, gdzie rząd i p rzodkujący w k ra ju um ieją n ad ać kierunek oświecony z a tru ­

(28)

28

dnieniom realnym , gdzie rząd u n ik a wojen, rąk i zasobów swoich używ a do produkeyj dalszych, a nie m arnotraw i ich na w ojsko, flo­

tę, budow le i drogi strategiczne; gdzie ro zk ład ciężarów ponoszo­

nych na zarząd k ra ju je s t spraw iedliw y; gdzie w szelka pomoc udzielaną bywa zatrudnieniom n a których rozw oju krajowi zależy;

gdzie m ądre cła ochronne dozw alają zakw itnąć na w łasnych n i­

w ach przem ysłow i; gdsie i handel je s t pielęgnowany, ale handel rozumny, nie wyczerpujący i w ywożący ziemie w obczyznę, ale p rzera ­ biający je j p ło d y w jahnajszczuplejsze i jalm ajivyhw itniejsze Tcształty.

e. N astęp stw a d y sh arm o n ii.

P atrzcie n a Indye W schodnie, któ ry ch przem ysł i w ym ianę m iejscow ą zabiła Anglia, k tó re sk a z a ła n a jednostronne zatru d n ie­

nie, na rolnictw o, których surow e płody wywozi, których ziem ię w yczerpuje handlem a w zbogaca siebie, a którym te w szystkie k rzy w d y w yrządzone okruszynam i od sw ych w arsztató w drogo opłacanem i nagradza.

P atrzcie n a Irlan d y ą, m a jącą o wiele urodzajniejszą ziem ię od W. B ry tan ii, k tó rej przem ysł i w ym ianę m iejscow ą zabiła W. B rytania, a której lud ginący z głodu do w ychodżtw a zmusza.

P a trz c ie na T urcyą, P ortugalia, które A nglia podstępnem i tra k ta ta m i w yssała, którym zapom ocą podstępnych trak tató w n a rz u ­ ca swego przem ysłu wyroby, i uniem ożebnia pow stanie tam w ła­

snego przem ysłu i w ym iany m iejscowej.

P atrzcie n a południow e k ra je unii am erykańskiej, k tó re ła ­ kom stw o rzuciło n a jednostronne produkcye, zubożyło ziemię przez wywóz, i cale przestrzenie zam ieniło w pustynie.

A teraz patrzcie na leraj, w którym fałszyw y jednostronny rozwój produkcyi, pomimo dość gęstej ludności i bogactw p rzy ro ­ dzonych rę k ą Stw órcy najobficiej przydzielonych, nie d aje się po- dżw ignąć przem ysłow i i w ym ianie miejscowej, a w następ stw ie i rolnictw u; gdzie m iliony w artości tkw iących w m ózgu i siłach fi­

zycznych ludności niezatrudnionej przem ysłow o, zm arnotraw ione są co roku przez ciem notę u dołu, a; u góry przez b ra k chęci i wiedzy; gdzie w jed n y m roku lud z głodu um iera, a na p rzy ­ szły ju ż zboże w szpichrzach z a tę c h a ; gdzie rozpow szechniła się chęć używ ania owoców cyw ilizacyi bez dorobienia się ich p racą um ysłow ą i fizyczną; gdzie powstanie gęstej sieci dróg ułatw iających w ym ianę m iejscow ą paraliżują re k u rsa i niedba- łość o kom unikacyą in te re se n tó w ; gdzie lekkom yślne zaciąga-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Do łańcucha karpackiego należą najwyższe góry w Polsce: Tatry, ciągnące się około 60 kilometrów wzdłuż od zachodu na wschód, a w szerz liczą około 20

Ponadto oświadczam, iż wyrażam zgodę na opublikowanie przez Kosakowskie Centrum Kultury z siedzibą w Rewie oraz Urząd Gminy Kosakowo w formie drukowanej i/lub na

Umieść urządzenie Firefly 2+ w stacji dokującej do ładowania: dioda LED miga na niebiesko podczas ładowania i świeci na niebiesko, gdy urządzenie jest w pełni naładowane.. Aby

W ka»dym podpunkcie w poni»szych pytaniach prosimy udzieli¢ odpowiedzi TAK lub NIE zaznaczaj¡c j¡ na zaª¡czonym arkuszu odpowiedzi.. Ka»da kombinacja odpowiedzi TAK lub NIE w

Napisa¢

Lp Numer działania lub poddziałania Tytuł lub zakres projektu3 Podmiot zgłaszający4 Data identyfikacji5 Podmiot, który będzie wnioskodawcą6 Szacowana11 całkowita wartość

Przewidywany w dniu identyfikacji termin złożenia wniosku o dofinansowanie (kwartał/ miesiąc oraz rok)9 Przewidywany15 w dniu identyfikacji termin rozpoczęcia realizacji

Pani/Pana dane osobowe przetwarzane będą przez okres trwania postępowania kwalifikującego, przez czas trwania Konkursu oraz przechowywane będą przez okres 5 lat po