• Nie Znaleziono Wyników

M 3 3 .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 3 3 ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 3 3 . Warszawa, d. 17 Sierpnia 1890 r. T o m I X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A “ W W a rs z a w ie : ro c zn ie re. 8

k w a r ta ln ie „ 2 Z p r z e sy łk ą p ocz tow ą: ro c z n ie „ 1 0 p ó łro c z n ie „ 6 P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta

i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .

Kom itet Redakcyjny W szechświata stanow ią panow ie:

A leksandrow icz J ., Bujw id O., Deiko K „ D ickstoin S., F lau m M., Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram -

sztyk S., N atanson J . i P ra u ss St.

„ W s z e c h ś w ia t" p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tr e ś ć m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz zw y k łeg o d r u k u w szp alcie alb o je g o m ie jsc e p o b ie ra się za p ie rw szy r a z k o p . 7'/i>

za sz eść n a s tę p n y c h r a z y k o p . 6, za d a lsze k o p . 5.

-A_dr©s lESedałscyi: ISZralsc-wslcie-^rzed.m.ieście, ISTr S©.

Zaćmienie słońca

*w d-tnioa. I V Oze rwca, i . l o .

Z w iadom ości, zebranych z różnyeh stron o tem zaćm ieniu, m ożem y zrobić sobie obraz 0 dokonanych spostrzeżeniach. W og ó ln o ­ ści biorąc, pogoda sprzyjała tylk o w n ie ­ których m iejscach, p ołożon ych bardzićj na p ołu d n ie. W pasie idącym od P aryża przez W arszaw ę aż do K azania, chm ury albo zu ­ p ełn ie nie d o z w a la ły w idzieć zaćm ienia, albo tylk o chw ilam i. Od teg o pasa na po­

łu d n ie pogoda była lepsza. W L yon ie, N iz z y , A lg ie r z e w id zian o początek i koniec zaćm ienia; podobnie także w Strassburgu, P a d w ie, P radze, w K is-K artal i O gyalla na W ęgrzech ; u nas notow ano tylk o początek zjaw iska, w dalszym je g o przebiegu często p rzeszkadzały chm ury, a pod koniec naw et deszcz. N ajlepićj dopisała pogoda na K r e ­ cie, gd zie b y ła je d n a francuska stacyja 1 gdzie, jak m ówi obserw ator, chm ury w tym czasie są nieznane.

Spostrzeżenia podobnych zjaw isk są w d zisiejszym stanie nauki dosyć urozm aicone;

mogą bowiem m ieć na celu albo notow anie chw ili, w którćj następuje początek i koniec zaćm ienia, albo fotografow anie tegoż w ró ż­

nych fazach, albo nareszcie badanie słońca przy pom ocy spektroskopu pod w zględem b udow y fizycznćj. P ierw szy rodzaj spo­

strzeżeń prow adzi do stw ierdzenia teoryi biegu ciał niebieskich, które na sw oich dro­

gach pozornie spotykają się i w zajem nie w ym ijają; drugi, u żyw ający fotografii do pom ocy, może posłużyć do znalezienia śre­

dnic słońca i księżyca; trzeci zaś, ja k ju ż nadm ieniono, ma na celu fizyczną budow ę słońca. Ze spostrzeżeń zaćm ienia czerw co ­ w ego, które było w E uropie częściow em , najw ięcćj odnosi się do uw ażania początku i końca zjawiska; w szystk ie one nie w yk a­

zały niczego nadzw yczajnego i n iep rzew i­

dzianego w biegu słońca i księżyca. W p ra ­ wdzie jed en z obserw atorów , a m ianow icie p. G ońnesiąt w L y o n ie, zro b ił u w agę, że całk ow ite trw anie zaćm ienia b y ło o ł/io m inuty krótsze, aniżeli w ypadało podług kalendarza „Connaissance des T em ps”, ale to n ie ma w istocie najm niejszego znacze­

nia, gd yż w podobnych kalendarzach poda­

j e się czas tylk o w przybliżeniu i w tym celu, ażeby obserw ator na swojcm stano­

(2)

514 w s z e c h ś w i a t. Nr 33.

w isk u m ó g ł w porę p rzygotow ać w szystk o, co mu je s t do sp ostrzeżen ia potrzebne. Ż a­

dnych zaćm ień n ie ob licza się naprzód z ta­

ką d okładnością, ja k iej dosięgn ąć dozw ala teoryja, b yłab y to bow iem robota zb y tecz­

na; dopiero po w ykonaniu spostrzeżenia m ożna przystąpić do ścisłego porów nania z teoryją. ')

Bardzo obfity m ateryjał zebrano także z fotograficznych w izeru n k ów zaćm ienia i w szyscy obserw atorow ie sp od ziew ają się otrzym ać d ok ład n e w ym iary śred n icy sło ń ­ ca i k siężyca.

D alek o w ażniejszem i okazać się m ogą sp ostrzeżen ia robione w ty ch m iejscach, g d zie zaćm ienie b y ło obrączkow e. D o ta ­ k ich n a leży w ybrzeże w ysp y K rety , dokąd b y ł w y sła n y przez francuskie m inisteryjum ośw iecen ia p. D e la Baum e P lu y in e l, który, p o d łu g p la n u naprzód u ło żo n eg o , m iał z a ­ ją ć się spostrzeżeniam i fotograficznem i i spektroskopow em i w ch w ili najm niejszej szerokości pierścienia, a to w celu p rzek o ­ nania się, czy w idm o sam ego brzegu tarczy słonecznej p rzed staw ia lin ije tlen u . W ia ­ dom o, że na w id m ie słońca w p ełn ym je g o blasku w ystęp u ją tak ie lin ije i pochodzą od tlen u atm osfery ziem sk iej. O tóż zach od zi­

ło p ytan ie, czy te lin ije w pew nej części n ie zależą także od atm osfery słon eczn ej. P o ­ d łu g Jan ssen a nadaje się n ajlep iej do zba­

dania tego przedm iotu ob rączk ow e zaćm ie­

n ie słońca, o so b liw ie w ted y, k ie d y p rzy p a ­ da w znacznej w y so k o ści nad poziom em . W sp raw ozd an iu sw ojem , p rzesłanem pa­

ryskiej akadem ii nauk, m ów i p. D e la B a u ­ me P lu y in e l, że n ie m ógł d ostrzedz żadnój różnicy pom ięd zy w idm em pierścienia s ło ­ n eczn ego, a w idm em zw y cza jn em całego słońca; o k o liczn o ść ta d ow od ziłab y, że po- m ienione lin ije tlen u pochodzą tylk o od atm osfery ziem sk iej.

Z fotograficznych w izeru n k ów zaćm ienia da się m oże w ysnuć ja k i w n io sek o atm o­

*) N ie p o tr z e b n ie te ż n ie k tó r e p is m a w a r s z a w ­ sk ie p o d n io s ły k rz y k z p o w o d u w s p o m n ia n e j u w a ­ g i p. G o n n e s ia ta , a b y ł to k r z y k n ie la d a , s k o ro n a w e t f e lje to n is ta „ K u r . C odz.“ z a c z ą ł w y w o d zić g łę b o k ie r o s p a m ię ty w a n ia n a t e m a t, ż e coś w św ie*

c ie p su ć się zaczy n a.

sferze księżyca. Z daw niejszych spostrze­

żeń przekonano się, że takie w izerunki od­

dają w cale dobrze perełk ow atość (gran u la- cyją) pow ierzchni słońca. J eżeli k siężyc posiada jaką atm osferę, chociażby naw et bardzo rozrzedzoną, m usi on także w czasie zaćm ienia słońca być nią otoczony; przy stopniow em zaś zakryw aniu słońca a tm o ­ sfera księżyca musi tuż przy je g o brzegu w y w o ła ć jak ą zm ianę w p erełkow atości tar­

czy słonecznej; przeciw n ie znow u w braku w szelkiej atm osfery księżyca p erełkow atość pom ieniona zachowa sw oje k szta łty i n ie ­ zm ien ion y w ygląd od jasn ego brzegu słońca aż do zakryw ającego j e brzegu księżyca.

Ju ż wyżej nadm ieniliśm y, że przy czerw - cow em zaćm ieniu słońca zebrano obfity m a­

tery ja ł fotograficzny; gd y tenże zostanie do­

kładnie zbadany, dow iem y się m oże czegoś o atm osferze księżyca, która dotąd musi być uw ażana za nierozw iązaną jeszcze z a ­ gadkę.

W końcu w spom nieć także w ypada o spad­

ku tem peratury w czasie zaćm ienia; n a K r e - cie b y ł on n a jw ięk sz y i w yn osił 6° C.

J . K ow alczyk.

CYWILIZACYJA PERU

P R Z E D Z A W O J O W A N I E M .

(D o k o ń c ze n ie).

Z tego, cośm y dotychczas m ów ili, w yro­

b iłb y sobie czy teln ik przekonanie, że w ład­

ca peruw ijański b ył to sobie despota n ie ­ zm iernie su row y, uw ażający w szystkich sw y c h p odw ładnych za zbiorow isko pion­

k ó w , którem i d ow oln ie poruszał d zięk i zna­

kom icie urządzonej m aszynie adm inistra- cyjn ej. N iew ątp liw ie, że Inka uw ażał się o ca łe niebo w yżej od reszty sw ego narodu;

zobaczym y jed n a k zaraz, że obok tego był on praw dziw ym ojcem narodu, dbającym o je g o w ielk ość i dobrobyt. D o tego p rzy ­ czy n ia ł się je d y n y w sw oim rodzaju ustrój sp ołeczn y, oparty na kom unizm ie.

(3)

N r 33. w s z e c h ś w i a t. 515 W P eru w łasność nie istn iała, a raczej

w szystko było w łasnością Inkasa, który n a ­ tom iast brał na sieb ie utrzym anie całego narodu. W szystkie ziem ie d z ie liły się na trzy części: jed n a n ależała do słońca, druga do Inkasa, a trzecia dopiero do ludu. K ażdy podw ładny otrzym yw ał część ziem i, zm ien­

ną, stosow nie do gatunku gruntu oraz do liczb y człon k ów rodziny danego in d y w i­

duum . P o d zia ł ten o d b y w a ł się co roku i każdem u dodaw ano, lub ujm ow ano ziem i, stosow n ie do teg o , czy mu się rodzina z w ię ­ k szyła, lub zm n iejszyła. Ziem ię upraw ia­

no w spólnem i siłam i, zachow ując jednak ten porządek, że naprzód upraw iano część należącą do słońca, następnie w szystkie p o ­ la, z których produkty cią g n ęły w dow y, sieroty, starce, lub rodziny w ojskow ych, b ę­

dących na słu żb ie czynnćj; a dopiero w tedy każdy z ludu m ógł sobie w łasne uprawiać, z w arunkiem jed n a k dopom agania tym z są­

siadów , k tórzyb y w skutek ja k ic h o k o liczn o ­ ści sami robocie p odołać nie m ogli. G dy w szystk ie te prace ukończono, wtedy d o ­ p iero cały naród p rzystęp ow ał do uprawy ziem i należącćj do Inkasa, z czego w idać, | że w ładca ten dbał o dobro sw ego narodu, j

skoro w danym razie siebie na ostatniem sta w ia ł m iejscu.

P rod u k cyja z ziem należących do słońca szła na utrzym anie licznego bardzo kleru; i p lo n y należące do Inkasa podtrzym yw ać m usiały całą rod zin ę królew ską. I jed n e i drugie składano w liczn ych m agazynach m urow anych, rossianych po całym obsza- j rze państw a i z tem zastrzeżeniem , że defi­

c y t w m agazynach Inkasa p ok ryw ał się z m agazynów słońca, do czego zresztą pra­

w ie n igd y nie przychodziło, a przeciw nie z czasem nazbierała się i tu i tam taka ilość zapasów , że w ed łu g zdania niektórych h i­

storyk ów ca ły naród m ógłb y w yżyć przez j lat 10, niepracując w cale. M agazyny m ia- j ły jeszcz e i to don iosłe znaczenie, że w ra- j zie g ło d u ludność zaopatryw ano z nich j w żyw n ość stosow n ie do potrzeby.

T rudno obm yśleć praw o agrarne, które- by w skutkach b y ło praktyczniejszem od p e r u w ia ń sk ie g o ; w szystk ie w yn alezion e przedtem , lub potem m ijały się ze swem przeznaczeniem , dając p rzew agę po u p ły ­ w ie p ew n ego czasu, czy to lu d ziom in teli-

gien tn ym , czy pracow itym . W P eru przy podobnym ustroju nie m ogło być ani lu d zi bogatych, ani biednych, gdyż w łaściw ie nikt n ic na w łasność nie m iał, a ziem i, k tó ­ rą mu pow ierzano, nie m ógł ani sprzedać, ani n aw et w ydzierżaw ić. M ądrem też nad­

zw yczaj było ow o prawo odnaw iania coro- ku działów , g d y ż utrzym yw ano tym sp oso­

bem w łaściw y stosunek ziem i do liczb y in ­ d yw iduów danćj rodziny. T ym sposobem każdy m iał to, co mu do życia potrzeba, nie- m ogąc jednak n ig d y dobić się fortuny.

P ew n ym też b ył, że gdy mu starość, lub choroba siły odejm ie, gm ina będzie m y­

ślała nad tem, aby mu n ic do życia nie brakło.

T e same praw a, co w roln ictw ie, stoso­

wano także i w innych gałęziach dom ow ego przem ysłu. P eru w ija n ie z w ięk szych z w ie ­ rząt dom ow ych zn ali tylk o lam ę i alpakę, dwa pokrew ne rodzaje zw ierzą t w ielb łąd o- w atych, dające doskonalą w ełn ę. W sz y st­

kie stada tych zw ierząt n a leżały do In k a ­ sa, k tóry rokrocznie w y d ziela ł ze składów sw ych w ełnę dla całego ludu. K ażda r o ­ dzina otrzym yw ała tyle, ile koniecznem było na roczne jój potrzeby, a kobiety zajm o­

w ały się przędzeniem i tkaniem . P o c z y n a ­ jąc od dziew czyny 5-letniój, a kończąc na staruszce zgrzyb iałćj, w szystkie m iały so­

bie jak ąś pracę w yznaczoną, gdyż w P eru nikt darmo chleba nie ja d ł, a len istw o u w a ­ żano za jed en z najw iększych w ystępków i karano je surow o.

W szystk ie kopalnie b y ły w łasnością In­

kasa, a złoto i srebro było je g o m onopolem , służąc do podtrzym ania zbytku k rólew sk ie­

go dw oru. W sztuce złotniczój doszli pe­

ruw ijanie do w ysok iego stopnia rozw oju , a to d zięk i prawu, że w szystk ie 1‘zem iosła były dziedziczne, przechodzące z ojca na sy ­ na. R zem ieślnicy zajęci p rzy dw orze zm ie­

niali się kolejno i u trzym yw an i byli przez czas sw ych zajęć kosztem Inkasa. Żaden z nich nie był przeciążony pracą nadm ier­

ną, aby m iał czas m yśleć o potrzebach własnój rodziny.

D o utrzym ania porządku w kraju, oraz należytój k on troli d ziałów pom agały doro­

czne sp isy ludności, uskuteczniane p rzy po­

m ocy w spom inanych już parokrotnie „qui-

(4)

516 WSZECHŚWIAT. Nr 33.

p u s” , czy li w ę zełk ó w różnokolorow ych, których cale p ęki odsyłano do sto licy , gdzie od czytyw an iem ich oraz obliczen iem zajm o­

w ała się osobna klasa ludzi zw anych „qui- p u cam ayos”. J ed y n y ten w sw oim rodzaju sposób porozum iew ania się pośredniego, u ży w a n y po dziś dzień przez n iek tórych pastuchów na południu P eru do u trzym a­

nia rachunku pow ierzon ych sob ie stad , po­

le g a ł na różnokolorow ych sznureczkach po­

prze wiązy w anych w ęzełkam i. K o lo ry ozna­

czały różne przedm ioty, a n a w et p ojęcia [ abstrakcyjne i tak np. k olor b iały oznaczał srebro i zarazem pokój '). W ę z ły ozn acza­

ły jed n ostk i je ż e li b y ły p ojed yń cze, d z ie ­ siątki oznaczano w ęzłam i podw ójnem i, setki potrójnem i i t. d. C ały ten system m iał przew ażnie zn aczen ie m nem oniczne, p o d o ­ bnie ja k w ę z e ł zrobiony na ch u stce od no­

sa dla przypom nienia pew nej ok oliczn ości i d latego „q uipus” m ia ły tylk o znaczenie o tyle, o ile im to w a rz y sz y ły p ew n e ustne inform acyje, które n astępnie p rzech o w y w a ­ ły się w pam ięci „ąuipucam ayos”. M rzonką też je st, aby k ied y k o lw iek b ą d ź zn alezion o klucz do od cyfrow an ia tego n iezw y k łeg o pisma, którego ślad y sp otyk am y praw ie w każdym grobie p eruw ijańskim 2).

P eru w ija n ie stali bardzo nisko co do roz­

w oju pojęć oderw anych, zaprzątnięci w y ­ łą czn ie w ojnam i, oraz kłopotam i m atery- ja ln e g o bytu, a u czen i ich, zw ani „am au- ta s” ograniczali w ied zę sw ą przew ażnie do pam iętania sk o m p lik ow an ego cerem onija- łu dw orskiego. L ic z y ć u m ie li ty lk o do stu ty ­ sięcy; w szy stk ie zaś w yższe liczb y określali, p orów n yw ając z ziarnam i piasku. A str o n o ­ m iczna ich w ied za o g ra n icza ła się na o z n a ­ czaniu dat porów nania i p rzesilen ia dnia z nocą, p osługiw ano się do teg o m urow anem i słupam i, które od b ierały należną cześć, jako będące w zw iązku z k ultem słonecznym . O sobliw ie czczone b y ły slu p y takie w Q u ito, gd yż, ja k u trzym yw ali p eru w ijan ie, na nich

') L o r e n te s . H is to r ia a n t :q u a d e l P e r u . L im a , 1860.

2) Z b io ry a k e d e m ii n a u k w K ra k o w ie p o s ia d a ją t e n ro d z a j p is m a p e r u w ija ń s k ie g o , p o d a ro w a n y w ra z z w ie lu s ta r o ż y tn o ś c ia m i p rz e z ś. p. K lu - g ie ra .

sp oczyw ało słońce dw a razy do roku, to je st w czasie w iosennego i jesien n eg o p orów na­

nia dnia z nocą. R uchy księżyca słu ży ły im do oznaczenia dw unastu m iesięcy; rok zaś słoneczny d op ełn iał się dniam i n a stęp ­ nego obrotu księżyca.

W szy stk ie zjaw iska atm osferyczne tłu m a­

czy li sobie baśniam i, niem ogąc sobie z nich zdać spraw y dla braku odpow iedniej w ie­

dzy. P o d tym w zględem stali na równi ze w szystk iem i dzikiem i ludam i. N iew iele też więcej postąpili w m edycynie, chociaż stosow ali często puszczanie krw i, używ ając ostrego kam yka zam iast lanceta. Znali też u życie różnych roślin lekarskich, ja k kory ch in ow ej, koki i innych u żyw an ych sk u te­

cznie po dziś dzień w m edycynie peruw i- jań sk iej. C zęsto jednak przyp isyw ali c h o ­ roby w p ływ om złego ducha, lub zły ch lu ­ d zi i jak o takie leczy li je p rzy pom ocy od- czarow yw ań, lub zam aw iań. D z iw ić się t e ­ mu niem ożna, skoro dziś je sz c z e sp o ty k a ­ m y podobne zabobony m iędzy ludam i c y w i­

lizow anem u

W yżój daleko zaszli peruw ijanie w sztu ­ kach p ięk n ych , osob liw ie w poezyi oraz architekturze. J ę z y k „quichua”, którym d o ­ tych czas m ów i w iększość ludów In k azyi nadaje się bardzo do poetycznych u tw orów d zięk i swój n iezw yk łej w yrazistości. U ż y ­ w ano go też skutecznie w pi-zem ówieniach, ja k ie w y g ła sz a li w ładcy peruw ijańscy ju żto podczas u czt narodow ych, ju żto przed b i­

tw am i. B ohaterskie czyn y w ojow n ik ów upam iętniano w form ie rom ansów , lub poe­

m atów , a jed en z nich noszący ty tu ł „O llan- t a ” (nazw isko jed n ego z w o jo w n ik ó w pe­

ru w ia ń sk ic h ) przechow ał się do dni n a ­ szych.

M uzyka peruw ijańska odznacza się prze- d ew szystkiem taką rzew nością, ja k iej n i- gdzieindziój nie zdarzyło mi się sły szeć.

Znali peruw ijanie k ilk a instrum entów , ja k flet, flecik (p in cu llu ), m ały bębenek (tinia);

najbardziej jed n a k zasługującem i na uw a­

gę była „quena” i „antara”. „Q u en a” w y ­ rabia się z kości przedram ieniow ej w ielk ich ptaków i posiada podobno tony tak rzew n e, że naw et zabraniano grać na tym in str u ­ m encie, gd y ż osoby bardziej n erw ow e do­

staw ały chorobliw ych ataków , słuchając tej rzewnej m uzyki, w której czuć było łkanie

(5)

N r 33. WSZECHŚWIAT. 517 zbolałego serca. Ż ałuję mocno, że w ciągu

mych podróży nie zd arzyło mi się ani razu spotkać z tym ciek aw ym instrum entem , k tó­

rego po dziś dzień używ ają jeszcze indyja- n ie środkow ego i p ołu d n iow ego Peru. Zato na każdym kroku spotykałem drugi ze w spom nianych instrum entów , t. zw . „anta- rę” lub „andarę”. Jestto szereg dudek, zro­

bionych z trzciny i ułożonych na podobień­

stw o organków , t. j . od najkrótszej do n a j­

dłuższej. D u d k i te zw iązan e razem , m a­

ją otw ory do góry i dobrane są akorda­

mi z tonu m inorow ego. N a nich to w y­

gryw ają p eru w ijan ie sw e sm utne „yaravi”

będące ostatnim w yrazem m uzyki peruw i- jań sk ićj.

A rch itek tu ra peruw ijańska pod w z g lę ­ dem estetyczn ym b y ła nadzw yczaj prostą i n iew yszu k an ą, niem niej jed n ak uciekali się nieraz do ornam entacyj, branych zw yk le ze św iata zw ierzęcego. Jeżeli w szelako bu- dowde in k asów n ie odznaczały się b oga­

ctw em pom ysłu, zato stronę praktyczną, czy li trw ałość miano tu g łó w n ie na uw adze.

L iczn e ru in y, przechow ane doskonale po dziś dzień św iadczą w ym ow nie o w ysoko posuniętćj sztuce architektonicznej u staro­

żytn ych peruw ijan. Ś w ią ty n ie, pałace m o ­ narchów , a przedew 'szystkiem fortece są rossiane po całym kraju, budząc dziś j e ­ szcze podziw ogląd ających je p od różn i­

ków ,

P eru w ija n ie k ry li sw e dom y trawą z e ­ schłą i stąd w szystk ie ruiny są dziś bez da­

ch ów . Są to z w y k le budynki czw orobocz­

ne bez okien. D o bud ow y u żyw an o z w y ­ k le nieobrobionego kam ienia, dobierano j e ­ dnak tak starannie kam ienie różnego k sz ta ł­

tu, że nazew nątrz rob iło to w rażenie, jak b y u m yśln ie obrobione b yły tak nieforem nie.

Z w y k le budow la trzym ała się sw ym w ła­

snym ciężarem , w id ziałem jed n ak ruiny, g d zie zam iast cem entu użyto g lin y . W n ie­

których razach kam ień obrabiano i to z ta ­ ką starannością i tak d okładnie, że praw ie n ie znać było spojeń pojedyńczych kam ieni.

Tern więcej nas to zd z iw ić pow inno, że pe­

ruw ijanie w ed łu g jed n o zg o d n y ch św iad ectw n ie zn ali u ży cia żelaza, a do w yrobu n a ­ rzędzi u żyw ali ja k ie jś m ięszaniny m iedzi z cyną w ed łu g jed n y ch , czy też m iedzi ze srebrem , w ed łu g in n ych historyków .

N a jw sp an ialszym pom nikiem arch itek to­

nicznym w ładców poruw ijańskich je s t for­

teca Sacsahuam an, broniąca dawnój stolicy inkasów . W zn osi się na p ółn oc od C uzco, na górze, która od strony m iasta posiada stoki bardzo urw iste i dlatego zbudow ano tu tylk o je d e n w ysoki mur. Zato od stro­

ny przeciw nój zabespieczono ją trzem a ró- w noległem i m uram i, odległem i jed en od drugiego o ja k ie osiem m etrów . Środek fortecy zajm ują trzy w ieżyce, z których środkowa okrągła przeznaczona była dla monarchy; dw ie zaś boczne czw orokątne, m ieściły w sobie straż przyboczną. W s z y ­ stkie trzy łą c z y ły się ze sobą przy pom ocy kurytarzy tak w ąskich, że led w ie je d e n człow iek przejść m ógł sw obodnie.

C ała forteca zbudow ana b yła z kam ienia i je st pew ność, że niektóre z kam ieni spro­

w adzano z od ległości 25 do 75 kilom etrów . A trzeba w iedzieć, że są tam bloki kam ien­

ne w ysokie na 38, szerokie na 18 i grube na 6 stóp. Cóż w ięc za n iesłychana praca dla ludzi dostarczać z tak w ielkiej odległości te olbrzym ie g ła zy , niem ając do pom ocy ani w ołów , ani koni, ani żadnych mnehin p o ­ m ocniczych. D ziś jeszcze pokazują jed en z tych głazów , który, dźw igany przez tysią­

ce lu d zi, oberw ał się na p ochyłości góry

| i stoczył, m iażdżąc m nóstw o ofiar. W sz y ­ scy też historycy podboju, jak Sarm iento,

j O ndegardo, G arcilaso de la Y eg a i inni zgadzają się na to, że fortecę Sacsahuam an b u d ow ało 2 0 0 0 0 lu d zi przez przeciąg lat

| 50. M im ow oli przychodzą tu na m yśl pira- I m idy egipskie, g d y jed n ak tam te b yły c z y ­ stą fantazyją faraonów i nie p rzy n o siły n aj­

m niejszego użytku, olbrzym ie fortece p eru ­ w ijan słu ży ły im sku teczn ie w razie w ojen z podbitem i plem ionam i.

O bok tych w spaniałych pom ników archi­

tektury peruw ijańskiej, pozostały jesz cze jako pam iątka d ziałaln ości in k asów ślady daw nych dróg, oraz liczn e kan ały ir y g a ­ cyjne, służące dziś jeszcze m ieszkańcom P e ­ ru do naw adniania pól. W ła d cy peruw i- ja ń scy w cześnie zrozum ieli, że najw ażniej- j szym środkiem utrzym ania tak obszernego

| państw a w porządku są doskonałe drogi.

P op rzerzyn ali też kraj cały w ygodnem i szlakam i, z których dwa g łó w n e przecin ały państw o w całej d łu gości, je d e n biegnąc

(6)

518 WSZECHŚWIAT. N r 33.

w zdłuż pobrzeża m orsk iego, d ru gi zaś w zdłuż K o r d y lijeró w . D roga pom orska nie przedstaw iała w ie lk ic h trudności, kraj to b ow iem p łask i po w iększej części i należało ty lk o ozn aczyć drogę kam ieniam i, lub k o ł­

kam i, aby podróżny m ógł się oryjen tow ać w śród piasków ruchom ych. Zato zbudo­

w anie drogi od Cuzco do Q u ito na p r ze­

strzeni paru tysięcy kilom etrów p rzed sta­

w iało trudności, które ty lk o nadludzka en ergija zw a lczy ć m ogła. T rzeba b y ło kuć w żyw ej opoce, rów nać, robić nasyp y, om i­

ja ć przepaści, budow ać m osty nad rw ące- mi strum ieniam i, piąć się po szczy ta ch n ie ­ b otycznych, przecinać w ą w ozy na tysiące m etrów głęb o k ie, słow em w a lcz y ć ze w szyst- kiem i m ożliw em i p rzeszk od am i, ja k ie p rzy ­ roda w tym razie sta w ia ć m oże. G ien iju sz in k asów p o k o n a ł w -z y stk ie trudności i na krótki czas przed najściem hiszpanów dro­

ga w ykończoną zo sta ła p rzez inkasa H u a y - na-Capaca, ojca ostatniego w ład cy peruw i- ja ń sk ieg o . D roga m iała od 18 do 25 stóp szerokości i, pom im o nierów n ości terenu, tak doskonale była poprow adzona, że m o ­ żna nią było w y g o d n ie p odróżow ać n aw et podczas ciem nych nocy. C ała ta praca, w szystek k rw aw y p ot lu d z k i, którym każdy cal k w ad ratow y d rogi b y ł obficie zlany, przepadł m arnie z najściem h iszp an ów , k tó ­ rzy pod w ielu w zględ am i kraj w stecz cofnęli.

Ś lad y tćj drogi o ca la ły w n iek tórych m iej­

scach, budząc dziś je sz c z e słu sz n y podziw podróżników europejskich.

N ie m niejszej pracy w y m agały liczn e kanały iry g a cy jn e, którem i in k asi p r o w a ­ dzili w odę ze zn aczn ych o d le g ło ści dla n a ­ w od n ien ia sw ych p ól u p ra w n y ch . P o zb a ­ w ien i w szelk ich in stru m en tów in ży n iersk ich um ieli nadać taki k ieru n ek i spadek, że dziś naw et, gdy ch od zi o n aw od n ien ie jak iej ok olicy, zapuszczonej od w iek ów , in ż y n ie ­ ro w ie europejscy przych od zą do w niosku, że najlepiej je st za ch ow ać kieru n k i daw nych k an ałów , których śla d y p o zo sta ły jeszc ze dość w id oczn e. P r e sc o tt p rzytacza je d e n z tych k an ałów w p ro w in cy i C ondesuyu, k tóry p ro w a d ził w odę z o d leg ło ści k ilk u ­ set k ilo m etró w . P ra w a co do u żyw an ia k olejn ego w o d y b y ły ściśle określone, a w szelk ie w yk roczen ia p rzeciw nim su ro ­ wo karane.

R oln ictw o stało u peruw ijan na bardzo w ysokim stopniu rozw oju, o czem św iadczą oprócz w spom nianych tylk o co kanałów irygacyjn ych , tak zw an e p rzez hiszpanów

„ h o y o s“ (d o ły ) i „andenes“ (tarasy). N a suchem pomorzu peruw ijańskiem , g d zie d e­

szcze praw ie nigdy nie padają i gd zie nadto n ie zawsze było m ożliw em sprow adzenie w od y z gór zapomocą akw aduktów , prze­

m yśln i krajow cy uciekali się do jed y n e g o w sw oim rodzaju sposobu, w ym agającego o l ­ brzym iej pracy. Oto zd ejm ow ali na po­

lach sw ych grubą w arstw ę suchej ziem i, dostając się tym sposobem do w ew nętrznych pokładów , zw ilżanych przez w odę zaskór- ną. „ A n d e n e s” były to tarasy, p ra k ty k o ­ w ane i u nas w E uropie p ołudniow ej, G d zie strom y bardzo spadek gór utrudniał upra- Wę, p eru w ijan ie zam ieniali go na szereg ta ­ rasów, leżących jed en nad drugim i zm n iej­

szających się w miarę zbliżania się ku w ierzch o łk o w i góry. O trzym yw ano je , ro­

biąc podm urow ania z kam ieni i w ypełniając ziem ią roślinną przestrzeń, objętą przez p o d ­ m urow anie. T ym sposobem n ietylk o u ła ­ tw iano upraw ę ziem i, ale nadto zw iększano p ow ierzch n ię gru n tów zajętych pod k u l­

turę.

G odnym też u w agi je st sposób, w ja k i odprow adzano w ody jezio r górsk ich , aby otrzym ać znaczne przestrzen ie w yśm ienitej ziem i, utw orzonej na dnie jezio r z tłu stego m ułu. N iejednokrotnie, podróżując po K o r ­ d y lie r a c h , spotyka się wśród gór obszerne zagłęb ien ia, pozbaw ione zu p ełn ie w sz e lk ie ­ go naturalnego ujścia. D n o tych zagłębień je st zw y k le rów ne ja k stół, co św iad czy w y ­

m ow nie o podw odnem ich pochodzeniu.

Środkiem rów n in y p łyn ie z w y k le rzeka lub rzeczka, która w jed n ym końcu ginie w otw orze w ydrążonym w sk ale, aby poja­

w ić się znów na pow ierzchni ziem i w o d le ­ głości kilk u kilom etrów od tego otw oru.

O tóż te podziem ne tunele, odprow adzające w odę, są d ziełem inkasów . W podróżach m ych spotkałem d w ie takie rów niny: na j e ­ dnej w znosi się znaczne miasto C utervo, (w departam encie Cajamarca); na drugiem rossiały się liczn e osady i wsi, ja k T otora, C orral, C hirim oto i M illp u c (w departam en­

cie A m azonas). W obu tych m iejscach ziem ia rów nin je s t bajecznie urodzajna,

(7)

N r 33. WSZECHŚWIAT. 519 a ostatnie z nich w yd aje trzcin ę cukrową,

w najlepszym gatunku ').

W id zim y z tego, że in d yjan ie peruw ijań- scy n ie szczęd zili trudu, g d zie chodziło o sp raw y roln ictw a. Jestto też jed y n y na­

ród am erykański, u którego p ierw si euro­

p ejscy p rzybysze z n a le ź li p łu g a raczój so ­ chę, bardzo w praw dzie pierw otną, odpo­

w iadającą jed n a k sw em u przeznaczeniu.

Socha peruw ijańska b y ł to gruby i ostro zakończony koł, posiadający w od ległości k ilk u n astu cali od ostrego końca drew nia­

ną poprzeczkę, na którćj orzący in d yjan in o p iera ł je d n ę nogę. P łu g ciągn ion y b y ł w takt n arod ow ych śp iew ów przez sześciu, lub ośm iu indyjan. O rał w praw dzie p ły t­

k o, bo led w ie na k ilk a cali, lecz urodzajna ziem ia peruw ijańska głębszćj orki n ie p o ­ trzebuje.

N a pom orzu znanem też b yło użycie n a j­

znakom itszego naw ozu, to je s t guana, k tó­

rego obfite p ok ład y rossiane są na n iek tó ­ rych w yspach w sąsied ztw ie pom orzą, oso­

b liw ie zaś na w yspach C hincha (czyt. C zin- cza). W ład cy peruw ijańscy zaprow adzili tu, ja k i w szęd zie w ielk i porządek w eks- ploatacyi guana, dając m ożność każdćj prow incyi k o lejn eg o używ ania naw ozów . W górach, g d zie dow óz guana b y ł u tru ­ dniony starano się zapobiedz w ycieńczaniu gru n tu przez k o lejn e u gorow an ie pól upra­

w nych.

R o ln ictw o b yło u peruw ijan w tak w iel- kiem p oszan ow an iu , że sam In k a d aw ał p rzykład sw ym podw ładnym , orząc podczas jed n e g o z w ielk ich św iąt narodow ych p łu ­ giem szczerozłotym . Za je g o przykładem szli też i in n i człon k ow ie rodziny k rólew ­ skiej. M ądrzy w ła d cy peruw ijańscy r o z u ­ m ieli d oskonale, że dobrobyt ich państw a p o leg a ł g łó w n ie na upraw ie ziem i.

Ze zw ierząt dom ow ych posiadali in d y ja ­ nie p eru w ijań scy lam ę, alpakę, psa, św inki m orskie i kaczki, zw ane przez nich fiuiiuma

') P r e s c o tt (1. c. p. 38) p r z y ta c z a p o d o b n y tu n e l w b lis k o śc i m ia s ta C a ja ra a rc a , są d z ą c , że z ro b io n o g o , a b y u n ik n ą ć zalew ó w w s k u te k p o d n o s z e n ia sig sig w o d y je z io ra . W e d łu g m e g o z d a n ia je d y n y m celem b y ło o tr z y m a n ie z n a c z n y c h p r z e s tr z e n i z ie ­ m i ja k n a jle p ie j u p r a w n e j.

(czyt. niunium a '). Lam a b yła z tych w sz y ­ stkich zw ierząt najużyteczniejszem stw o rze ­ niem, dawała bow iem w ełn ę, m ięso, pom iot, słu żący za p aliw o w górskich regijonach (puna), gd zie brak drzew iastej roślinności, a nadto słu żyła jeszcze jak o b yd lę ju czn e, m ogąc dźw igać ładunek do stu funtów w a ­ gi. N ie zn ali jed n ak peruw ijanie użycia m leka i naw et w ich języ k u niem a w yrazu na je g o ozn aczen ie. Stada lam i alpak na­

leżały w yłączn ie do w ła d cy i prow adzone b y ły z w ielką u m iejętnością. N a m ięso b i­

to ty lk o sam ce. S trzyżen ie od b yw ało się z w y k le raz w rok.

O prócz lam y żyje w K ordylijerach inne pokrew ne zw ierzę, zw ane ,,vicu ń a,” (w i- goń), które n igd y n ie było p rzysw ojone.

W ig o ń posiada w ełn ę jeszcze cieńszą od la ­ my, dlatego też p eruw ijanie starali się ją rok rocznie dostaw ać przy pom ocy w ielk ich polow ań, zw anych „ćhacos“ (czyt. czakos).

N a jednaj z w yżyn ogradzano w półk ole część przestrzeni sznurkiem pojedyńczym , na którym rozw ieszone b y ły różnokoloro­

we szm aty, w celu straszenia zw ierząt. N a ­ stępnie kilkanaście, lub k ilkadziesiąt ty s ię ­ cy indyjan, otaczało kołem znaczną p r z e ­ strzeń, tw orząc to, co w naszćj term inologii m yśliw skićj zw ie się ,,k o tłem “ i ścieśniając stopniow o k o ło , zapędzali w reszcie w sz y ­ stkie stada w igon i do ogrod zon ego m iejsca.

Z w ierzęta, spłoszope ruchem szm at różno­

k olorow ych , nie starały się ich naw et p rze­

skoczyć i d a w a ły się ch w ytać z łatw ością.

W ów czas strzyżono je i na w olność p u ­ szczano C zyż to nie dobry przykład dla naszych m yśliw ych, z których m nóstw o dba tylk o o to, aby użyteczną zw ierzynę w y tę ­ pić, niem yśląc, co będzie na przyszłość.

Z roślin upraw nych znanych peruw ija- nom naj w ażniejszem i b y ły kartofle, kuk u ­ rydza, m aniok i banany 2). Trzy. p ierw sze pochodzenia czysto am erykańskiego, ros- p ow szech n ily się dziś po całym św iecie, sta­

*) G a tu n ek z w an y u n a s k a c z k ą k o ra lo w ą lu b p iż m o w ą (C a irin a m o s c h a ta ).

2) Co do b a n a n u n ie m a z u p e łn e j p e w n o śc i, czy b y ł z n a n y p e ru w ija n o m p rz e d n a jś c ie m h isz p a n ó w , czy d o p iero p rz e z n ic h zo stał w p ro w ad z o n y . Z d a je sig je d n a k , że go p o sia d ali I n k a s i od cza9Ów n a j ­ d a w n ie js z y c h .

(8)

520 WSZECHŚWIAT.

now iąc w w ie lu krajach g łó w n y pokarm ludności. O prócz n ich m ieli p eruw ijanie ze zbóż ziarn o zw ane ,,q u in u a,“ a z w a­

rzy w na w y m ien ien ie zasługują: aracacha, oca, olloca, zapallo, chinche i w iele innych.

D osk on ałe ow oce, jak chirim oya, palta, gra- n a d illa , truskaw ka, ananas i w iele innych są pochodzenia am erykańskiego.

T ak i był ustrój w ew nętrzny i takie źró­

dła codziennego życia w starożytnej In k a- zy i. R ząd b y ł w n ajw yższym stopniu abso­

lu tn y, lecz zarazem dbały o dobro sw ych p odw ładnych. P eru w ija ń sk i teokrata, uw a­

żając się za syna Słońca, sta ł o c a łe niebo ponad sw ym ludem ; je d n o cześn ie w szelako uw ażał się za je g o ojca i w n ik a ł w n ajd ro­

b n iejsze je g o spraw y. Spotykam y tam j e ­ dyną w sw oim rodzaju k om b in acyją d esp o­

tyzm u z najczystszym socyjalizm em . O party na p raw ie lu d zk iem socyjalizm prędzej czy później sprow adzać m usi zam ięszania i n ie­

porządki, w P eru w ii zaś oparty b y ł na pra­

w ie boskiem , bo sło w o Inkasa ja k o syna S łoń ca było słow em boskiem , a w y k ro ­ czen ie przeciw je g o w o li było uw ażane za św iętok rad ztw o. D z ię k i sw ym in sty tu c y - jom , dzięki n ie z w y k łe j sp rężystości i r y g o ­ row i prawa, m ałe zrazu p ań stw o Inkasów rozrosło się z czasem w potężne cesarstw o, obejm ujące 39 stopni gieograficzn ych d łu ­ g o ści, ho rosciągało się od dzisiejszych gra­

n ic K olu m b ii i E k w ad oru aż po rzekę M au- le w C h ili. In k asi na p odobieństw o ara­

bów rozn osili na ostrzu m iecza k u lt sw ego słoń ca, w p o lity ce jed n a k w ew n ętrzn ej trzy- m ali się system u Btopniowej i pow oln ej asy- m ilacyi. N a ro d y za w ojow an e p rzez nich p rzyjm ow ały z w y k le d o b row oln ie ich reli- giją, ję z y k i urządzenia p ań stw ow e, czując d ostatecznie d ob roczyn n y ich w p ły w na ż y ­ cie w ew n ętrzn e. I g d yb y n ie n ajście h isz ­ panów b y łb y się ję z y k quichua rospow sze- ch n ił zczasem po całej A m ery ce p o łu ­ d n io w ej, od m ięd zym orza P an am sk iego do cieśn in y M agielańskiój. G arstka a w a n ­ tu rn ik ó w h iszp ań sk ich zm ien iła w j e - J dnej ch w ili p rzy szło ść całej jed n ej części I św iata.

J a n Sztolcm an.

PO D B IE G U N O W Y C H

i o i c h o b e c n e j d z i a ł a l n o ś c i .

(D o k o ń c ze n ie).

P o zn a n o oddawna, że lod n ik i ożyw ione są pew nym ruchem. N apozór nieruchom e, m asy te płyną jak b y rzeki po pochyłościach, na k tórych spoczyw ają. Jed y n a różnica pom iędzy biegiem w ód a lod n ik ów p olega chyba na tem , że w miarę siln iejszego zi­

m na zw aln ia się ruch tych ostatnich i że w ogólności p łyn ą w oln iej, najw iększa bo­

w iem szybkość, jaką dotąd zauw ażono w A l ­ pach w ynosi 1,5 m etra na dobę. P o d b ie g u ­ n ow e w szakże lod y posuwają się o w iele p ręd zej. W G ren lan d yi jed n a gałąź lodu p od b iegu n ow ego p łyn ie z szybkością 43 m e ­ trów , inne posiadają prędkość 30 do 40 m e­

trów na dobę. P rzy czy n y , pow odującej o so b liw e te ruchy lodników , p. R abot nie rozbiera, uw ażając, że badanie to wkracza raczej w d zied zin ę fizyki, an iżeli gieologii;

tem ła tw iej zaś pom inąć tu m ożem y tę kw e- styją, żeśm y ją. niedaw no w piśm ie naszem przed staw ili, podając opis n ajn ow szych d o ­ św iad czeń M aina, M c C onnela i K id d a, k tó ­ re rzecz tę zu p ełn ie praw ie rosstrzygają ').

O ży w io n e ruchem , potężne te m asy lo d o ­ w e są czynnikam i przew ozu, ja k prądy w o ­ dne. P rzesu w ając się, unoszą w szystk o, co się na ich pow ierzchni znajduje, a z teg o w łaśn ie w zględ u szczególn iejszą w ażność przedstaw iają dla gieologa.

L o d n ik i alpejskie są za w sze mniej lub więcój obładow ane głazam i i piaskam i, po- chodzącem i z niszczenia się sk ał je ota cza ­ ją cy ch . Część tych rum ow isk kam ienistych pozostaje nagrom adzoną u ich boków i sta ­ now i m oreny, czy li zw a ły boczne, część zaś inna spychana jest przez prąd lodu aż na kraniec d olny i tw orzy m oreny, czy li z w a ły k oń cow e albo czołow e. P e w n a w reszcie ilo ść gła zó w sp ad łych na lo d o w iec stacza się

') „O p la s ty c z n o ś c i lo d u i o r u c h u lo d n ik ó w 11 W s z e c h ś w a t z r. 1889, s tr . 41 i n a s t.

(9)

N r 33.

przez przepaści i grom adzi pod rzeką lo ­ dową: jestto m orena zagłębiona, o którój ty ­ le praw iono, ja k o o czynniku, pow odują­

cym w yżłab ian ie skał.

N a lod n ik ach b iegu n ow ych m oreny bar­

dzo słabo są rozw in ięte, w ogóln ości bo­

w iem żaden w ierzch ołek górsk i nad nie się n ie w znosi. W okolicach tych lod n ik i za j­

mują p ołożen ie górujące, a nie ustępują g ó ­ rom ja k w A lp a ch . P rzeb iegając inlandsis grenlandzki na k ilk aset m etrów od brze­

gów , n ie n ap otyk am y ziarn k a piasku w iel­

kości g łó w k i szp ilk o w ej. O d p o w ło k tych lod ow ych , ja k p ow ied zieliśm y, sstępują lo- dniki, schodzące aż do poziom u m orza, jak w G ren lan d yi lub Szpicbergu, albo też za­

trzym ujące się w pew nej w ysokości nad p ow ierzch n ią fjordów , ja k w N orw egii p ół­

nocnej. P rą d y te lo d o w e, sp ływ ając m ię­

dzy ścianam i sk alistćm i, posiadają moreny>

ale w ogóln ości n iew ielk ie w porów naniu z alp ejsk iem i. Istn ien ie ich zw iązan e jest z obecnością pośród lodnika szczytów ska­

listych , które dostarczają ładunków na m o­

reny.

N ap otyk ają się tam i m oreny zagłębione, w ytw orzon e skutkiem przedostaw ania się kam ieni przez lod y, n ie mają jed n a k zn acz­

nej grubości. T w ierd zon o, że m oreny te m ogą p och od zić i z głazów w yryw anych przez lo d y z gruntu, po którym suną, obser- w acyje nie p o tw ierd ziły w szakże tego p rzy­

puszczenia.

O statecznie zatem , m oreny są to utw ory w ła ściw e lodnikom alpejskim , które na lo ­ d zie śródlądow ym rozw ijają się je d y n ie w w arunkach szczególn ych . Składają się one tam z g ła zó w różnych w ym iarów , za­

grzebanych w znacznój masie cząstek p ias­

k ow ych , które są g łó w n y m żyw iołem tych rum ow isk. G ieo lo g o w ie przyjm ują zgodnie, że w szystk ie kam ienie m oren posiadają ką­

ty w yskakujące; u n o szo n eb o w iem na grzb ie­

cie lod n ik ów , n ie są narażone na w zajem ne u d erzen ia i na tarcie, zachow ują przeto k ra ­ w ęd zi sw e bez u szkodzenia. Cecha ta sta­

n o w ić ma naw et k ryteryjum , w yróżniające m ateryjały przeprow adzone za pośredni­

ctw em lod n ik ów od g ła zó w p rzen iesion ych przez prądy w odne, w ięcej lub mniej oto­

czonych. W m orenach w szakże lodników b iegu n ow ych kam yki w ygład zon e n a p o ty ­

kają się obficie. P . E abot zn alazł w L a p o ­ n ii znaczną ilość kam ieni kulistych, zaokrą­

glon ych w idocznie działaniem lodnika, k t ó ­ ry się po nich przesuw ał. W G renlandyi, w N o rw eg ii południow ej i w innych m iej­

scach znajdują się rów nież g ła zy o kątach stępionych.

D ru ga działalność g ieologiczn a lodników polega na w p ły w ie, ja k i w yw ierają na grunt, na którym się m ieszczą. W e w szystkich krajach, które poddane były silnem u z lo d o ­ w aceniu, w ystępują obficie jeziora. N a obu stokach pasma alp ejsk iego, u ujścia w szy st­

kich w ielkich dolin, n iegd yś zajętych przez lod n ik i, istnieją m alow nicze zbiorow iska wód. W F in la n d y i, gd zie objaw y lod ow e ze szczególnem w ystęp ow ały natężeniem , jezio r a zajm ują praw ie dziesiątą część po­

w ierzchni. W całój w reszcie dziedzinie da­

w nych lod n ik ów sk andynaw skich, ja k i w krajach biegunow ych, obecnie p ok rytych pow łok am i lod ow em i, brzegi są głęb o k o p ow ykraw ane fjordam i, które tw orzą po­

niekąd ja k b y je zio ra w ody słonej. Zdaje się zatem , że zachodzi zależność m iędzy lo- d nikam i, a pow staw aniem jezio r i fjordów , a m yśl ta doprow adziła w ielu g ieologów do w niosku, że lod n ik i czw artorzędow e d zia­

łaniem swem w y żło b iły k o tlin y tych jezior.

P rzyrod n icy ci zatem przypisują masom l o ­ d ow ym znaczną p otęgę erozyjną: lo d n ik i, w ed łu g ich teoryi, jak b y ekskaw atory, w y ­ d rą ży ły skałę na m iejscu. W ed łu g innych g ieologów lod n ik i m iały ty lk o osw obodzić poprzednio ju ż istniejące jeziora i fjordy od zapełniających je różnorodnych rum owisk.

Spór ten rosstrzygnąć mogą tylk o ścisłe ob- serw acyje. O tóż, w idziano w C ham ounix, że lod n ik B ossoń sk i p oru szył sw e p od łoże i przeniósł na sw e m oreny gru n t i roślin y, które u niósł. T ak samo w roku 1852 lo ­ dnik G ornerski w Zermat u n iósł przed sobą grunt jakby pług olbrzym i. W obu tych w szakże razach szło tylk o o rossypiska, o piaski rosproszone przed lodnikam i, albo o w arstw ę ziem i rodzajną, a zatem o g ru n ­ ty ruchom e tylk o. P od ob n ież w G renlan­

d yi kapitan J en sen zaobserw ow ał, że lo ­ d nik, posuw ając się, u n iósł ze skały p ok ry­

w ającą ją w arstw ę traw y, popchnął ją na­

przód i u syp ał przed sobą we w z g ó ­ rze. W G ren lan d yi północnej p. S ten stru p

521 WSZECHŚWIAT.

(10)

522 Nr 33.

stw ierd ził, że lo d n ik i z a g łę b iły niektóre do­

lin y w y żło b io n e w bazalcie. P . R abot p rzy­

tacza w ięcej je sz c z e takich p rzyk ład ów , k tó­

re dow odzą, że lod n ik i mogą, w yd zierać ska­

ły słabśj zb itości, ja k ziem ię rodzajną, p ia­

sk i a naw et bazalty; n ie posiadam y w szakże żadnego spostrzeżenia, któreby w yk azyw a­

ło , że w yżłabiają na m iejscu sk a ły w y trzy ­ m ałe, ja k gn ejsy, lub g ran ity, k tóre stan o­

w ią ich łożysk a w szęd zie p raw ie, bądź to w Laponii, bądź w G ren lan d yi. O bserw a- cyje uczą, że lod n ik nie m oże n iszczy ć sk ał tw ardych. W L ap on ii, g d zie lo d n ik , u su ­ nąw szy się, o d sło n ił na p ew n ej rozległości skały, nie dostrzeżono na n ich n ajsłab szego rysu, była to p łaszczyzn a bez n ajd rob n iej­

szej nierów n ości. Z daw ało się, że to wa­

lec m echaniczny w y g ła d ził pow ierzchnię g ru n ta.

W ob ec oczyw istości tych fak tów stronni­

cy erozyi lod ow ej zm ien ili d ow cip n ie swą teoryją. P o to k i w y p ły w a ją ce z lod n ik ów unoszą znaczną ilość m ułu (slam s). W id z i­

m y to w A lp a ch , ale na daleko w ięk szą sk a­

lę w G renlandyi. R zek a fsortock zaw iera p raw ie dziesięć kilogram ów m ułu w m etrze sześciennym w od y, a w ciągu roku sp row a­

dza go około czterech b ilijon ów na dno fjor- du, gd zie ma sw e ujście. W sz y stk ę tę o l­

brzym ią ilość m ułu unosi lód z łoża sk a li­

steg o , w którem się posuw a, m ów ią g ieo lo - | g o w ie , przypisujący lodnikom w ytw arzan ie się fjordów i dolin , są to zatem siln e c zy n ­ n ik i erozyi i m o g ły łatw o w yżłob ić te fjor- d y i te jezio ra . W rozum ow aniu tem w szak­

że zach od zi p e w n e p om in ięcie, przypuszcza ono bow iem , że m u ły sprow adzane przez | potoki pochodzą z erozyi gru n tu , tego zaś trzebaby dow ieść, a o b serw acyja p r zy p u sz ­ czenia tego n ie p otw ierd za. C ząstk i g li­

n iaste, un oszon e p rzez prądy w odne, w y ­ p ływ ające z lo d n ik ów , p ochodzą z czterech różnych źródeł. P rzew ażn ą ich część d o ­ starcza p ył, sp row ad zan y na lo d n ik przez w iatry; inlandsis g r en la n d zk i p o k ry ty je s t w sz ęd zie osadem takim , który N ord en sk jold j n a zw a ł k ryok on item . O sad ten rospostarty na p ow ierzch n i tego m orza lo d o w e g o , t w o ­ rzy w arstw ę o gru b ości w ynoszącej od m i­

lim etra do centym etra. Z k ryok on item tym , dalej, m ięszają się w są sie d ztw ie g ór cząst­

ki piasku, a ló d napozór n a jczy stszy naw et

zaw iera zaw sze obce drobiny, które stan o­

w ią głów n ą część m ułu, o którym m ów im y.

D alsza jeg o ilość pochodzi z w ypłókiw ania podłoża przez prądy w odne krążące pod lo- dnikiem , a inna w reszcie ze starcia m oreny na dnie przez te prądy i przez sam lod n ik . C zęść zatem tylk o i to bardzo drobna o g ó l­

nej ilości m ułu pochodzi z m ateryjału za­

bieranego przez lodniki, które tedy n ie są potężnem i czynnikam i erozyi, ja k to p rzy­

p u szcza w ielu g ieologów . O w szem , w cza­

sach obecnych lodniki uw ażać m ożna ra­

czej za czyn n ik i, sprow adzające zap ełn ia­

nie, m uły bow iem , unoszone przez potoki w yp ływ ające z lodu śródlądow ego za p eł­

niają jeziora i fjordy. W G renlandyi zw ła ­ szcza ta ich 1'obota je st ważna i szybka:

fjord Isortock za p ełn ił się ju ż na długości ok oło 70 kilom etrów . W sąsiedztw ie w ie l­

kiego lodnika F rederikshaaab w ysep k i po­

łączone zostały z lądem osadam i, składane- mi przez potok i lodnikow e.

W stronach,sąsiadujących z biegunem , lo ­ dy w ystępują n ietylk o na lądzie, ale i na morzu, w postaci olbrzym ich ław ic.

A b y w yjaśnić niektóre form acyje czw a r­

torzędow e, g ieo lo g o w ie odw ołali się do dzia-

! łan ia tych lod ów p ływ ających , p rzen oszą­

cych potężne g ła zy na znaczne od leg ło ści, na tej zasadzie, że i obecne ła w ice dźw igają m ateryjały w znacznych ilościach. R o s- patrzm y w ięc, jak rzeczy te zachodzą w p rzy­

rodzie.

L o d y ła w ic pochodzą z dw u źród eł róż­

nych; jed n e są następstw em zam arzania w o ­ dy m orskiej, inne pow stają przez odłam y- w anie brył od lodników , schodzących do po­

ziom u morza. L o d y m orskie z k o lei dzielą się na dw ie kategoryje, stosow n ie do tego czy tw orzą się na morzu, czy też w e fjor- dach, a zatem na w ybrzeżach lądów . O d ry ­ w ając się od lądu, albo też p rzesuw ając się w zdłuż brzegów , niektóre b ry ły lo d o w e strą­

cają z nich kam ienie, piasek lub glin ę, obła- dow ują się niem i na płaskiej zw yk le swej pow ierzchni, a pchane w iatram i lub prąda­

m i, przyb yw ają do lądów dalekich, rozbi­

ja ją się tam i składają sw e m ateryjały, obce zu p ełn ie tój m iejscow ości. W ten sposób na w ybrzeżu południow o-zachodniem G ren ­ lan d yi ław ice pozostaw iają bazalty, pocho­

dzące n iew ą tp liw ie ze strony w schodniej te-

(11)

Nr 33. WSZECHŚWIAT. 523 g o lądu. L od y w ięc fjordów są n iew ą tp li­

w ie czynnikam i przew ozu, w ażność w szakże tćj akcyi znacznie przesadzono. P . Rabot, przedzierając się przed dwom a laty przez m asę lod ów , nagrom adzoną u przylądka F a rv el, w ciągu kilk u god zin napotkał za ­ led w ie cztery lu b pięć brył lod ow ych , obcią­

żonych m ateryjałam i, chociaż morze zewsząd pokryte b yło lodem , śród którego okręt m o­

zoln ie torow ać m ógł sobie drogę. P rzen o ­ szenie zatem w ielk ich g ła zó w przez lód fjord ów n ie je st zjaw iskiem pow szechnem . N atom iast p ow ierzch n ia w szystkich b rył lo ­ d ow ych posiekana była zagłębieniam i, na- p ełn ion em i błotem , co też ob serw ow ali i in ­ ni podróżnicy, a masa tych osadów przed­

staw ia zapew ne objętość znaczną. W edług N ordenskjólda lod y m orskie są w łaściw ie tak że lodam i fjordów , pochodzącem i w szak­

że z dalekiój północy, z ląd ów dotąd niezna­

nych, istn iejących praw dopodobnie w o k o li­

cach bieguna. L o d y tćj kategoryi unoszą też na pow ierzchni sw źj zbiorow iska cząstek ziem istych , kam ienie w szakże i żw ir napo­

tykam y na nich rzadziej jeszcze, aniżeli na bryłach pow stających przez zam arzanie fjordów .

B r y ły lod ow e, pow stającc przez oderw a­

nie się od lod n ik ów dźw igać m ogą kam ienie, piasek i g lin ę, ale objaw ten łączy się ściśle z m orenam i; lód bow iem o ty le tylk o m oże b yć ob ład ow an y tem i szczątkam i, o ile je posiada sam prąd lod ow y, k tórego on je st odłam kiem . L od n ik np. Jacobshavn posia­

da m oreny zu p ełn ie n iezn aczn e, dla tego też od ryw ające się od n iego b ryły nie unoszą w cale p raw ie p odobnych szczątków . Na sto g ór lod ow ych (iceb ergs), które p. R abot w i­

d ział w cieśn in ie D avisa, na k ilk u zaledw ie d o str zeg ł drobne sm ugi błota, in n e b y ły z u ­ p ełn ie czyste. N a brzegu w schodnim n a to ­ m iast tegoż sam ego lądu, gdzie lodniki p rze­

chodzą obok szczytów górskich, m oreny d o ­ chodzą p ew n ego rozw oju , a b ryły o d ry w a ­ ją ce się tam od lod n ik ów są n iek ied y o b ła ­ d o w a n e ogrom ną ilością tych rum ow isk.

W o k o licy tej w id ział S coresb y górę lo ­ dow ą, d źw igającą grom adę głazów , których ciężar o cen ił na sto ty sięcy ton m etryczn ych . W o g o le w szakże niepodobna podać zasady ogóln śj co do p rzen oszen ia takich m ate- ry ja łó w przez g óry lod ow e, zależy to b o ­

w iem od w arunków lokalnych, w ja k ich p o ­ zostaje lodnik, dający bryłom tym lodow ym początek. W szystk ie w szakże te góry lo ­ dow e, najczystsze naw et napozór, przenoszą drobne osady, o których m ów iliśm y, a gdy tają na brzegach lądów , osw obodzone czą­

stki opadają i w zm agają nierów ności gruntu, jak to w id zim y u w ejścia do fjordu .Tacobs- havn.

Z bierając w reszcie w szystk ie te obserw a- cyje, dochodzi p. R abot do w niosku, że pod każdym w zględem przesadzano dotąd rolę gieologiczną lodników : jako czy n n ik i p rze­

w ozu mają znaczenie za led w ie d ru gorzę­

dne, na ukształtow anie zaś lądów w p ły w w yw ierają nieznaczny. A b y jednak osię- gnąć dokładniejszą znajom ość obecnych objaw ów lodników i tą drogą przeniknąć tajniki utw orów czw artorzędow ych, potrze­

ba n ow ych w ypraw do ok olic bieguna p ó ł­

n ocn ego. N ie w ie le zresztą krajów p rzed ­ stawia tyle pow abu dla podróżnika. W ie c ie n iezaw sze pokryte są one m głą i śniegiem ; często na olbrzym ie te lodniki rozlew a sło ń ­ ce blask niem al p ołudniow y, ośw ietlając je barwam i, k tórychby pędzel od tw orzyć nie zd ołał. O bok zaś tych p o w ło k lod ow ych , które nam odtw arzają krajobrazy czw a r to ­ rzęd ow e, plem iona E skim osów i L ap on ów żyją z m yślistw a i ryb ołów stw a, ja k przed­

h istoryczni nasi przodkow ie, zam ieszkujący jask in ie. P o d każdym zatem w zględem , z a ­ rów no co do dziejów człow iek a, jak i co do d ziejów ziem i, strony arktyczne uczą nas na żyw ym przykładzie o dalekiej przeszło­

ści ku li ziem skiej i jej m ieszkańców . S . K .

Postać liści i liścieni.

M ow a, w y p o w ie d z ia n a p rz e z S ir J o h n a L u b b o c k a w R o y al I n s titu tio n d. 25 K w ie tn ia r. b .

(D o k o ń c ze n ie).

Liścienie nierówne.

P o najw iększej części obadw a liścien ie są sobie rów ne, lecz istnieją w ypadki, w któ-

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Numer indeksu Obecność Rzut Parteru Zadanie 1 Zadanie 2 KOLOKWIUM SUMA

potkania go jest wtedy bardzo wysokie (większość samic złożyła już jaja i w ysiaduje je); straciłaby tym razem o wiele więcej czasu na szukanie wolnego

Spostrzeżono mianowicie oddaw na, że przez zrastanie się bliźniacze kryształów zmniejsza się ilość kątów i krawędzi, w y­.. stawionych nazewnątrz; ta k

gólna larw a bardzo je st rospowszechniona i do tego w rozm aitych skupieniach mało ze sobą spokrew nionych, wówczas możemy przyw iązyw ać do niej wielką wagę

[r]

Rodzaj Passerina, z rodziny Thymeleae, więcej ma gatunków nad Baj kałem niż u nas, przytem rodzaj Diarthron, do naszój flory nienależący, ma tam jednego

dziekan Uniw., mag. G, za dalsze kop.. Prżew alskago, pułkow nika g ienieral- nago sztaba, djejstw itielnago czlena Inip.. w ym ierzyć wysokość garbów.. uast.) 493.. KBONfKA