M 3 2 . Warszawa, d. 7 Sierpnia 1892 r. T o m X I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a rsz a w ie :
Z p rz e sy łk ą p o c z to w ą :
ro c zn ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 6
P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .
Kom itet Redakcyjny W sz e c h św ia ta stanowią panowie:
A leksandrow icz J ., D eike K „ D ickstein S., H oyer I I . , Jurk iew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., N atanson J ., P rauss St., Sztolcm an J . i W róblew ski W .
„ W s z e c h ś w ia t" p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w y k łeg o d ru k u w sz p alcie a lb o je g o m ie jsc e p o b ie r a się za p ie rw sz y r a z k o p . 7 '/ i
za sześć n a s tę p n y c h r a z y k o p . 6, za d alsze k o p . 5.
-A-dies IE3ed.a,łs:c37-i: IKIrałso-^rslsie-IFrzed.im.Ieście, U STr ©©.
K IL K A U W A G
N A D W Y T W A R Z A N IE M
ORZESZKOWATYCH NAROŚLI U M I N ,
Często spotykane na liściach, gałązkach, korzeniach i innych częściach roślin orzesz- kowate, lu b torebkow ate narosty, zwane niekiedy dębiankam i, uważane były długi czas za w ytw ory samych tylko owadów, bliższe je d n a k bada nia tych nowotworów wykazały, że i zwierzęta innych gromad, a n aw et i najniższe rośliny, również biorą, niekiedy czynny udział w powstawaniu wspom nianych narośli.
Od najdaw niejszych czasów te szczegól
ne utw ory anorm alne zaciekaw iały ogół oświecony i badaczów, którzy starali się wytłumaczyć ich tworzenie się, według p o jęć właściw ych danój epoce. Redi u tr z y mywał, że sama roślina b ra ła główny udział w tworzeniu się „ ro b a k a ”, znajdującego się w orzeszkowatój narośli. Malpighi p rz y puszczał, że owad wlewał w tkankę roślin-
i ną jak iś kwas, który wywoływał fermen- tacyją, a rezultatem tój ostatniej m iała być odpowiednia narośl. R óaum ur uważał, że ja jk o złożone przez owad z powodu swoje
go rozwoju wywoływało podwyższenie te m p eratury, co znowu pobudzało działalność tkanek i rozwijało narośl ja k o wytwór m iej
scowy.
W naszych czasach prof. Lacaze-Duthiers w pracach swoich nad uzbrojeniem o r g a nów rozrodczych u samic owadów w y kazał, że t. zw. świder czyli pokładełko, przyrząd przeznaczony do nakłuw ania tka-
; nek przy składaniu jajek, jest zaopatrzony w gruczoły jadow e, a owad składający j a j - : ko wpuszcza w rankę k rope lkę trującego
! płynu. P ły n ten, wydzielina gruczołów jadowych, jest, według profesora Lacaze- 1 Duthiersa, głów nym czynnikiem, w ytw arza
jącym narośle, a od jego różnorodnej n a tury, odpowiedniój do g atu n k u owadu, za
leży różnorodność kształtów owych orzesz- kowatych narośli.
P. A. Laboulb&ne od k ilk u lat prowadził liczne badania nad powstawaniem narośli na różnych organach roślinnych, pragnąc drogą czysto sztuczną, doświadczalną, dojść do wytwarzania owych orzeszkowatych na-
rostów. R ezultaty swoich poszukiwań pan A. Laboulb&ne umieścił w „Comptes ren- d u s ”, I ser., 1892, N r 13 (tom 114).
AV celu w ywołania owych now otw orów roślinnych, p. L. n ak łu w a ł rozmaite części rośliny, liście, pączki, gałązki, te j e d n a k czynności nie w yw oływ ały cha rak tery sty c z
nych narośli; też same niepom yślne re z u l t a ty otrzym yw ał przy w p row adza niu w tkanki roślinne ziarn piasku, szkła, cząstek m e
tali i t. p. W prow adzanie do w nętrza t k a n ki roślinnej j a je k rozmaitych owadów nie- wywołujących narośli, chociaż ich gąsienice były roślinożernemi, pozostawało bez sk u t
ku. Nakłucia, lub nastrzykiw ania jadu pszczół i os, dalój niek tó ry c h kwasów o r
ganicznych, mianowicie zaś mrówczanego, również nie w p ły w a ły na rozwój orzesz
ków.
Porównaw cze b adanie zw ierząt i roślin w ytw arzających rozmaite rodzaje narośli, najlepiej może doprow adzić do wykazania głównej przyczyny, od k tórśj zależy powsta
wanie wspomnianych w ytworów . W tym celu za p. L aboulbe ne zrobim y treściwy przegląd zwierząt i roślin, w ytw arzających orzeszkowate narośle (Cecidozoa i Cecido- phyta). P om iędzy pilarzam i (T e n th red i- nidae), owadami błonkoskrzydłem i, należą- cemi do oddziału rośliniarek, typową formą je s t Nematus gallicola (wnaroślik), który wytw arza narośle przez działanie płynu specyjalnego, wydzielanego przez samicę, albowiem narośle p ow stają w przód nim się zaczyna rozwój j a j k a czynniejszy i nim się wylęgnie gąsienica.
L iczne i ciekawe bardzo n aro sty w y t w a rzane przez właściwe galasów ki (Cynipi- dae) powstają głównie albo w skutek n a k łu cia tkanki i napuszczenia w nią jadow itego płynu przy sk ładaniu j a j e k przez samicę, albo też w skutek rozw oju samego jajka.
W z ro st orzeszków tych narośli w takim razie je st bardzo pow olny. J a j k o złożone w tk an k ę roślinną pow iększa się powolnie, następuje czynna endosmoza, a jeszcze czyn- niejsza egzosmosa, w yw ołująca rozwój n a rośli, głównie wskutek przerostu pew nych
e l e m e n t ó w tk an k i roślinnej, ja k o to: z g r u bienia ścian kom órek naskórkow ych, tkanki podnaskórkowćj i palisadowćj, j a k t o wy
kazali P rillieux, Beyerinck, F o lk e n i inni.
498
K urk u lio n id y (z owadów tęgopokrywych) robią na nóżkach kwiatowych i innych czę
ściach roślin krzyżowych wklęsłości, rodzaj kanałów, w które samiczka składa jajka, gąsienica zaś wychodząca z ja j k a sama w y
łącznie jest sprawTczynią nabrzmień, narośli, które tworzą się przez działanie płynu, w y chodzącego z jój gęby, skoro rospoczyna gryść tk ankę roślinną.
Motyle (L e p id o p te ra) bardzo rzadko są twórcami narośli, gdy przeciwnie dwuskrzy- dłe (D iptera), a szczególniej pryszczaki,Ce- cidomyidae, w ytw arzają prawdziwe orzesz
kowate nabrzm ienia z kanałam i wewnątrz, a nadto niektóre z nich składają jajk a i wytwarzają nabrzm ienia pomiędzy liśćmi i kwiatam i roślin. Liczne z gąsienic wspo
mnianych owadów mają, j a k się zdaje, skórę wilgotną.
Mszyce, które są twórcam i narostów to- rebkow atych lub pęcherzowatych, j a k np.
na wiązie, topoli, wierzbie i innych, za
opatrzone są w płyn trujący w gębie, podo
bnie j a k u mszycy winogronowej, czyli P hy llo x e ra vastatrix. P odobną drogą w y
wołują różne narośle n a liściach drzew róż
ne rostocze, czyli ak a ry d y (Phytoptoceci- diae).
Z typu robaków (Yermes), z grom ady Nematodes, nabrzm ienia sprow adzają A n - guillulae (węgorek) zbożowe i H e terodera Schachtii na korzeniach buraków , z wrot- ków zaś (R otatoria) Notommata Yerneckii sprowadza nabrzm ienia w nitkach Vau- cherii.
Roślinnych twórców narośli (Cecidophy- ta) je s t bardzo wiele, mianowicie zaś po
między niższemi grzybami (Mycocecidiae), j a k np. Plasmódiaphora, Roestelia, Ustilago
i t. p.
Godne uw agi narosty zostały świeżo zalezione na wodorostach morskich, na k tó re zwrócił uwagę p. Bornet, a mianowicie:
Streblonemopis irritans wywołuje now o
tw ory na wodoroście Cystoseira opuntioi- des, Ectocarpus Yaliantei zaś na Cystoseira ex-icoides. Wreszcie istnieją narośle wywo
łane przez bakteiyje, j a k u wielu drzew, np. u sosny A le p p o ( P in u s halepensis), oliw ki, jabłoni, gruszy i t. p.
Ostatecznie w p racy swój p. Laboulbene przychodzi do dwu ważnych uwag:
N r 32.
WSZECHŚWIAT.
N r 32. WSZECHŚWIAT.
1) J e d y n e doświadczenie, jakie zostało uwieńczone jakim ś skutkiem, było wyw oła
nie narośli albo przez zaszczepienie w tkanki roślinne kropli wody dystylowanćj, w któ- rćj były zanurzone i obmyte gąsienice Ce cidomyj, albo też przez wprowadzenie czą- j stki pokrycia tych gąsienic w tk ankę liścia [ lub pączek, lub wreszcie nieco płynu ze
branego po oderwaniu głowy kilku gąsieni
com, wytwarzającym narośle.
2) P a n L. przekonał się kilkakrotnie, że skoro owad p rodukując y narost żyć p rz e staje, najczęściój w skutek pasorzytów, to forma galasówki zmienia się niezawodnie.
Głównie stw ierdził to zjawisko na N euro- teru3 lenticularis i na owadach wywołują
cych now otw ory przeważnie u roślin k rz y żowych.
S treszczając wszystko, o czem wyżśj była mowa, okazuje się, że najważniejszą przy
czyną tworzenia się orzechowatych n a r o stów na roślinach są substancyje płynne wydzielane przez zwierzęta i rośliny, pro
dukujące wspomniane narośle. P łyny te pochodzą albo z gruczołów umieszczonych prz y organach rozrodczych samicy, albo przenikają przez błony miękkie ja jk a , z któ
rego powstają. W innych razach płyn jest wydzielany przez komórki gruczołów otwie
rających się do gęby, lub do przyrządu przeznaczonego do ssania, kłucia; nakoniec płyn taki może być w ytw arzany przez ciało gąsienicy, lub robaka, przenikać przez de
likatne pokrycia ciała, albo mogą go d o starczać b ak tery je wywołujące narośle.—
Wszelkie zakłucia, szczepienia obcych ciał, lub płynów nie mogą sprowadzić tych cha
rakterystycznych nowotworów.
A . S.
(D o k o ń c ze n ie).
Zachodzi teraz pytanie, czy k uropa tw y zasługują na taką ochronę, j a k ą j e we wszy
stkich k rajach cywilizowanych otaczają, czy też uważać je tylko należy za przedm iot roz-
i rywki dla tych panów, k tó rzy polować m o
gą. Aby na to pytanie odpowiedzieć, ro z
ważyć należy użytek, jak i p tak ten przynosi oraz szkody, jak ie przypuszczalnie wy
rządza.
U żytek z kuropatw y jest widoczny, daje bowiem doskonałe mięso i tak łatw o s t r a w ne, że je lekarze zalecają osobom z upośle-
J dzonem traw ieniem . W Prusiech, a nawet w niektórych okolicach Księstwa P oznań
skiego, gdzie myśliwstwo jest prowadzone należycie, k u ro p a tw a daje dobre dochody właścicielom m ajątków nienarażając ich
j bynajmniój na straty, gdyż szkody w polu p ta k ten żadnej nie zrządza, a przeciwnie j karmiąc się przeważnie różnem robactwem
J i pędrakami, wyniszcza ich znaczną ilość,
| przynosząc pożytek rolnictwu. Ziarno j e I w niewielkiej ilości i to przeważnie szuka go n a ścierniach, gdzie się przy sprzęcie otrząsa z kłosów. Że oziminę szczypać lubi, to też szkody tem żadnój nie wyrzą
dza, gdyż z wiosną roślina posiada dosyć siły, aby tę stratę powetować. Słowem, p ta k a tego uważać należy za bardzo uży
tecznego i otaczać go wielką opieką, wspo-
| magać w ostre zimy, chronić od d ra p ie ż
nych zwierząt i ptaków, a jeszcze bardzićj od stokroć drapieżniejszego człowieka.
W spomnieliśmy powyżój, że na Sybirze zwykłą szarą kuropatw ę zastępuje bliski g atunek k u ro p a tw y brodatej ( P e r d ix bar- bata), znanśj jeszcze Pallasowi, lecz opisa- nój dopiero w 1863 roku z egzemplarzy nadesłanych przez ś. p. Józefa Wałeckiego.
J e s t ona nieco większa od naszój zwykłój ku ro p a tw y i różni się niektóremi szczegó
łami ubarwienia, a mianowicie, że kolor rudaw o-płow y rosciąga się na cały przód szyi oraz piersi i że podkowa nie j e s t b a r wy kasztanowatej, lecz węglowo - czarna.
Zamieszkuje południowe pobrzeża Bajkału, całą D auryją, T urkiestan, T y b e t i Chiny, gdzie, według świadectwa księdza Dawida, sięga aż południowych części Chensi. O by
czajami, według świadectwa p. W ik to ra Godlewskiego l), nie różni się prawie od
•) Szczegół w z ię ty z d ru k u ją c e j się o b e c n ie p o ś m ie r tn e j p r a c y ś. p. T ac za n o w sk ie g o „ F a u n ę o r- n ito lo g iq u e d e la S ib e r ie o r ie n ta le " , s t r . 778.
500 WSZECHŚWIAT. N r 32.
naszej, tylko tem chyba, że stada jćj bardzo tru d n o rozbić, a raz rozbite zbijają się na- powrót tak szybko, że gdy myśliwy n a d e j
dzie, ju ż się k upą zryw ają. G niazdo z n a lezione przez p. Godlew skiego zawierało 22 jaja; P rze w alski nie znajdow ał nigdy wię
cej nad 18.
D ru g i rodzaj k u ro p a tw zamieszkujących E u ro p ę są to bartawele, inaczej zwane k u ropatwam i skalnemi od rodzaju ich życia, w nauce zaś znane są pod nazwą Caccabis.
Są one większe od k u ro p a tw właściwych, nogi u samca są uzbrojone tępą ostrogą, umieszczoną w połowie wysokości stoku;
ogon składa się tylko z 12 do 16 sterówek.
U barwienie obu płci je s t podobne, a odróż-
część brzucha i podogonie płowo-rude; boki ciała grubo pręgowane kolorem rdzawym, płowym, czarnym i błękitno-siwym. Ste
rówki, z wyjątkiem środkowych, kasztano- wato-rude. Nogi i dziób koralow o czer
wone. Tęczówka ciemno-brunatna.
W e d łu g Deglanda piękny ten p tak z a mieszkuje niektóre części Francyi, półw y
sep Iberyjski, niektóre okolice A ustryi i Szwajcaryi oraz W łochy. P rz e d niedaw nym stosunkowo czasem wprowadzona zo
stała do Anglii, gdzie się też doskonale za
aklimatyzowała. B rehm wspomina także, że bywa spotykana w A fryce północnej, lecz nie znalazłem potwierdzenia tój wiado
mości u innych autorów. W e F ranc yi przed
F ig . 2. K u ro p a tw a c z e rw o n a (C accabis r u b ra ).
nić można tylko samca od samicy po nieco większych rozm iarach i po ostrodze, którój samica nie posiada. T r z y gatu n k i tego ro dzaju zamieszkują E u ro p ę , a mianowicie ku ro p a tw a czerwona, bartaw ela i gam bra.
K u ro p a tw a czerw ona (Caccabis rubra, fig. 2) posiada wierzch głow y i szyi r d z a w o - szary, płaszcz oliwkowo-szary, z rdzawym nalotem na przedniej części pleców. P oza okiem w yraźna biała brew. G ard ziel i po- i liczki białe, oddzielone od reszty czarną pręgą połączoną na przodzie szyi, p rę g a ta j
na przodzie piersi i bokach szyi przechodzi j
w gru b e , czarne, k linow ate plamy. P ie rś i przednia część b rzucha popielate, tylna j
niedaw nym stosunkowo czasem nie była wielką rzadkością w okolicach P aryża, obec
nie jed n ak należy tam do bardzo rzadkich ptaków, wyparta, j a k się zdaje, przez k u r o patw ę szarą. W k ra ju tym za północną granicę jój rozmieszczenia uważać dziś n a leży dolinę rzeki L o a r y , na północ od któ- rój spotyka się j u ż tylko sporadycznie.
Obyczajami nie różni się wiele od k u ro patwy szarój, głos ma tylko donioślejszy i nieco niższy, lecz tego samego brzmienia, co i tamta. L u b i bardzo okolice pagórko
wate, gdzie pola upraw ne a szczególniej winnice urozmaicone są tu i owdzie kępami krzaków i drzew, lub jałowemi przestrze
N r 32.
niami pokrytem i wrzosem i żarnowcem.
Lęże się znacznie później od kuropatw y szarej, na dowód czego mogę przytoczyć, że we W rześniu, kiedy wszystkie kuro p a
tw y szare były j u ż prawie zupełnie wy
rośnięte, nieliczne stada kuropatw czerwo
nych, j a k ie nam się udało spotkać, składały się jeszcze z młodych piskląt niemogących latać. W ogóle przy lężeniu kuropatw a czerwona („ p e rd rix ro u g e” francuzów) b a r
dziej się k ryje, wybierając na ten cel gęste zarośla młodej dębiny, lub trudne do p rz e
bycia kolączki, zwane genet d’Espagne.
Gniazdo jej zwykle bywa słane na ziemi w niewielkiem zagłębieniu, lecz, według powagi Deglanda, nierzadko też spotyka się na niższych gałęziach krzewów, a nawet i na średnich konarach drzew. W niem znosi od 12 do 18 jaj barw y rudawo-szarój z b la d o -b ru n a tn e m uplamieniem. T w ier
dzenie Schinza j a k o b y kuropatwy te nie żyły w stadach je st błędne; przeciwnie trzymają, się one kom panijam i po kilkanaście do dw u
dziestu k ilk u sztuk razem, a nawet samce bezżenne łączą się razem w stada.
K u ro p a tw a czerwona karm i się, podobnie j a k i szara, owadami, larw am i ich, ro b a k a mi, ślimakami oraz wszelkiego rodzaju ziar
nem i pędami roślin. G d y sprzęt ziarna i ogrodowizn ukończony zostaje, nadchodzi właśnie w tój porze dojrzewanie winogron, na które p taki nasze są ogromnie łakome.
Wówczas wszystkie prawie stada ściągają z pól do winnic, gdzie nieraz dość znaczne szkody wyrządzają. Pozostają tam naw et i po winobraniu, gdyż zostaje sporo gron, które ludzie przeoczyli, lub pozostawili d la tego, że jeszcze nie były dojrzałe w chwili winobrania. Z drugiej strony winnice dają im niezłe schroniska do końca Listopada, gdyż w ted y sprzęt wszelki dawno ukończo
ny i oprócz winnic wszystkie pola są zby
tnio obnażone, aby się na nich k u ro p a tw a czerwona czuła bespieczną. Zdaje się n a wet, że śmiało powiedzieć można, iż k u r o patw a czerwona sięga n a północ we F r a n cyi tak daleko, j a k daleko rospostarta jest hodowla winnój latorośli, z k tó rą to r o śliną p ta k ten, zdaje się, je s t ściśle zwią
zany.
K ilkoletnie obserwacyje u tw ierdzają mnie w przekonaniu, że k u ro p a tw a czerwona od
bywa migracyje z nadejściem jesieni, o czem zresztą żaden z autorów francuskich nie wrspomina. Twierdzenie zaś to opieram na następujących danych: polując na k u r o patwy w Tourainie z początkiem W rześnia pomimo bardzo dobrych psów, nie spotyka
liśmy prawie wcale kuropatw czerwonych, lecz tylko szare, a nieliczne stada kuro p a tw czerwonych, ja k ie udało nam się przydy- bać, składały się z puchowych piskląt nie
zdolnych jeszcze do lotu. Dopiero w po
łowie Października, gdy się zbliżał czas w i
nobrania, k uropatw y czerwone pokazywać się zaczęły coraz obficiej i to nie napół wy
rośnięte, j a k b y się tego spodziewać można, lecz doskonale rozwinięte, ja k g d y b y s ta r
sze znacznie, aniżeli te, któreśm y przedtem we Wrześniu spotykali, skąd przypuszczać było można, że się one na południu w cie
plejszym klimacie wyprowadziły. W końcu Października i z początkiem Listopada licz
ba stad kuropatw czerwonych przewyższa liczbę stad kuropatw szarych. P rz y p u s z czać więc można, że pierwsze z nich posu
wają się z południa na północ, skoro tam winobranie wcześniej ukończone zostaje, gdyż przypomnieć sobie należy, com d opie
ro powiedział, że dla nich dojrzewające wino stanowi główne pożywienie.
K u ro p a tw a czerwona m a nie tak może licznych nieprzyjaciół we Francyi, j a k u nas szara, gdyż w k ra ju tym lis należy do rzad
kości, k una i tchórz nieczęsto też się spoty
kają, a jastrzębie, błotniaki i kanie są r z a d sze, niż u nas wskutek ciągłego prześlado
wania. Lecz zato człowiek, kłusownik, jest tam strasznym ich niszczycielem, gdyż po mimo dość surow ych p ra w na ten rodzaj przestępców i mimo ciągłej czujności stra ż ników, wysoka cena zwierzyny i dobry za
ro bek popychają licznych włościan a naw et i miejskich obywateli do kradzenia zwie
rzyny, a w P aryżu są naw et stowarzyszenia kłusowników, k tóre rossyłają swych agien- tów po całej Francyi.
Szkody, jakie kuro p a tw a czerwona wy
rządza w winnicach opłaca sowicie dosko
naleni mięsem, które jest bielsze, niż k u r o patw y szarój, lecz może nietak smaczne, wskutek czego te ostatnie na rynkach p a ryskich drożej kosztują od czerwonych, m i
mo, że są od nich znacznie mniejsze.
502 WSZECHŚWIAT. N r 32.
P o k re w n y gatunek, zw any przez francu
zów „bartavelle” (P e r d ix saxatilis, lub P.
graeca) zamieszkuje gói^zyste okolice E u r o py, w Azyi zastępuje ją. bliska odm iana (C. chukar). W E u ro p ie spotyka się w n i e których okolicach F ra n c y i, w Pirenejach, w A lpach, w T yrolu, w Górnej A ustry i, w Górnej Bawaryi, w Dalm acyi, w' T urcyi, we W łoszech i na Sycylii. W e d łu g prof.
m ieszkań ludzkich. Tem dziwniejsza, że
; p ta k ten na południu, j a k np. w Grecyi, trzy m a się przeważnie rów nin i nigdy nie posuw a się ku szczytom górskim, tak p rz y najmniej twierdzi von der Miihle.
P od względem obyczajów, lotu i głosu b artaw ela jest podobna do k u ro p a tw y c z er
wonej. Gniazdo buduje w zagłębieniu zie
mi, które zleiika wyścieła mchem i traw ą.
F ig . 3. K u ro p a tw a k ró le w s k a (T e tra o g a llu s c au c as ic u s).
Zawadzkiego, miałaby się spotykać w g ó rach Bukowińskich, lecz W odzicki wątpi o prawdziwości tego twierdzenia.
W E u ro p ie środkowej b a rta w e la trz y m a się pom iędzy granicą drzew iastej roślin n o ści i g ra n ic ą wiecznych śniegów, w re jo n ie t a k zwanój kosodrzewiny. W e d łu g zdania Tschudiego w czasie bardzo ostrój zimy spuszcza się do dolin i podchodzi n aw et do
Niesie w niem 12 — 15 jaj blado żółtych, usianych blado-brunatnem i plamami. K a r mi się podobnie j a k wszystkie kuropatw y;
mięso jej bardzo je s t cenione.
W reszcie g am bra (Caccabis petrosa), ró ż
niąca się od innych współrodzajowców ru d ą a nie czarną k ra w atką, zamieszkuje Sardyniją, K orsykę, Sycyliją, Maltę, A f r y kę północną aż po M arokko i wyspy K a n a
ryjskie. Z jaw ia się przypadkowo we F r a n cyi południowej i w Hiszpanii. Obyczajami zbliża się bardzo do dwu poprzednich ga
tunków.
Rodzaj kuro p a tw pustyniowych (Ammo- perdix) stanowi niejako przejście od k u ro patw właściwych do kuropatw skalnych, czyli barta w el. Do ostatnich zbliża się p o dobnym roskładem kolorów, brak jed n ak ostrogi na skoku u samca zbliża je do p ier
wszych. D w a są tylko znane gatunki tego rodzaju, a mianowicie kuropatw a Bonhama (A m m operdix Bonhami) i kuropatw a H eya (A m m operdix H eyi). Pierw sza z nich za
mieszkuje P ersy ją, kraj Zakaspijski i T u r kiestan, gdy d ru g a spotyka się tylko w Af
ryce i w P alestynie.
K u ro p a tw a B onham a posiada głowę wraz z gardzielem popielatą, czoło i szeroką brew czarną; od dzioba do oka i poza okiem ciągnie się biała szeroka smuga. W ierzch ciała blado płowo-szary, na ku p rz e upstrzo
ny drobnemi czarnemi płomykami. Ste
rówki rude z w yjątkiem środkowych, które są szare zlekka ciemniejszym kolorem mar- m urkowane. Boki szyi oraz k a r k popielate upstrzone grubem i trójkątnem i plamami koloru białego. P rz ó d piersi szary. Boki brzucha i ciała lilijowo • szare z mocnem czarnem i kasztanowatem podłużnem stry- chowaniem. Ś ro d ek brz u ch a biały z gru- bem strychow aniem podłużnem koloru rd z a wego. P odogonie blado - płowe. K u rk a jest całkowicie szara dość subtelnie prążko
wana i centkow ana jaśniejszym kolorem.
B rzuch i podogonie posiada brudno-białe.
Wielkość tój k u ro p a tw y je st mniejsza od zwykłej szarćj.
Niewiele szczegółów znamy o sposobie życia tój kuropatw y. Oto co o niej mówi B lanford '): „ T ihu (nazwa miejscowa) spo
tyka się w P ersy i wszędzie z wyjątkiem re- gijonu leśnego, od poziomu morza do wy
sokości 7 000' n a d poz. m orza w P ersy i p o łudniowej, a niewiele niżej sięga w północ
nej. T rz ym a się najchętniej niskich wzgó- rzy, lub kam ienistych wąwozów. Na wiosnę i latem spotyka się je pojedynczo, lub p a rami, w zimie zaś przypadkow o łączy się
w mała stadka, lecz nietak często i nietak licznie j a k bartawele (Caccabis). Z w y k le widzi się je spokojnie spacerujące po ka-
j mienistych skłonach wzgórzy, nie biegają je d n a k tak szybko j a k inne kuropatw y, ani też nie starają się tak j a k one ukrywać;
zresztą, gdy się chcą schować, dość jest aby nieruchomie n a miejscu pozostały, gdyż kolor ich tak je s t podobny do otaczających kamieni i piasku, że je wtedy nadzwyczaj tru d n o odkryć. Gdy się podryw ają podo
bne są do przepiórek zarówno ze swego by
strego lotu j a k i ze świstu, który, podno
sząc się, wydają. Z w ykły ich głos składa się z podwójnej nuty, powtarzanej przez pe
wien czas. Mięso ich je s t doskonałe, sto
kroć lepsze od mięsa bartaw eli i tylko u stę puje może mię^u frankolina, jeżeli mu nie dorównyw a”.
Zarudnoi *) wbrew twierdzeniu Blanfor- da utizy m u je , że k u ropa tw a pustyniowa jest ptakiem bardzo żyw ym i ruchliwym.
Zabił on pewnego razu starą kurę nad stru mieniem i gdy j ą wdół dziobem zwrócił, wylało się z niój przynajm niej półtorej szklanki wody. P r z e k o n a ł się następnie, że samica wypija tyle wody, aby j ą zanieść dzieciom, wyprowadzonym w znacznej od strum ieni odległości.
P ozostał nam jeszcze najw spanialszy ro dzaj kuro p a tw ta k zwanych królewskich.
W nauc e są one znane pod nazwą Tetrao- gallus (co znaczy cietrzew-kogut), lub Me- galoperdix (wielka kuropatw a); pierwsza j e d n a k nazwa j a k o dawniej nadana ma p r a
wo obywatelstwa i dziś powszechnie jest używana.
K u ro p a tw y królew skie są to ptaki wiel
kości cietrzewia, a nawet i większe, zbudo
wane nadzwyczaj silnie, o u b a rw ie n iu dość skromnem, w którem kolor szary zawsze przeważa. K o hot różni się tylko od k u ry nieco większemi rozmiarami oraz tępą ostro
gą, umieszczoną w połowie wysokości sko
ku. W szystkie gatunki znane (a je s t ich pięć), żyją w górach zwykle na najwyższych ich piętrach, u stóp wiecznych śniegów, tam gdzie szczyty przekraczają liniją śnieżną.
503
WSZECHŚWIAT. 503
*) B la n fo rd . E a s te r n P e ra ia .
*) N. Z a r u d n o i. O iseaux d e la C o n tree T ra n s - C a sp ie n n e w Buli. Soc. Im p. N a t , M oskw a, 1885, s t r . 324.
504 WSZECHŚWIAT. N r 32.
W szystkie bez w yjątku zamieszkują Azyją, a zachodnią granicą rozmieszczenia rodzaju są góry Kaukaskie.
Najlepiej znanym g atu n k ie m je s t k u r o patw a królew ska k a u k a s k a (T e traogallus caucasicus) zamieszkująca góry Kaukaskie.
Tło pierza posiada brunatno-czarniaw e n a d zwyczaj drobno-płow ym kolorem m arm ur- kowane, co n a pewnej odległości tworzy wrażenie koloru ciemno-szarego. Płaszcz cały m a upstrzony dużemi, podłużnem i p la mami barw y płowej, lub rudawo-płowr<5j.
Głowra jest jednolicie brunatno-szara. G a r dziel czysto-biały; takaż p ręga wychodzi z poza oka i biegnie w dół boku szyi, łącząc się u spodu z białym plastrem gardziela.
Spód ciała a szczególniej boki są wzdłuż poplamione grubem i strycham i k o loru pło wego, kasztanowatego i czarnego. Sterów ki są czarniawe rdzaw ym kolorem zakończone.
Najwięcej danych bijologicznych o tym gatu n k u zawdzięcamy d-rowi R ad d em u '), dyrektorowi muzeum tyfliskiego, któ ry je niejednokrotnie mógł obserwować w stanie wolnym. W e d łu g niego k u ro p a tw a k r ó lewska zamieszkuje najw yższe piętra gór W ielkiego K aukazu, powyżej pasu r o d o dendronów, a zapędza się n aw et między lodowce i na pola wiecznego śniegu. Nigdy badacz ten nie widział jej w granicach r o ślinności drzewiastej, mimo, że podczas s u rowej zimy spuszcza się nieco z wyżyn wiecznym śniegiem okrytych. T rz y m a się zawsze miejscowości bardzo dzikich, z a mieszkanych pra w ie wyłącznie przez kozła dzikiego (Aegoceros Pallasii), k tó re m u stale | towarzyszyć się zdaje, co wszelako R ad d e objaśnia nie ja k ą ś specyjałną sym patyją tych tak różnych zw ierząt, j a k b y to chcieli widzieć krajowcy, lecz w prost je d n y m i tym samym rodzajem pożywienia. K u ro p a tw a królew ska, w edług R addego, k a rm i się przeważnie pączkami roślin, osobliwie zaś lubi pączki rośliny P o tentilla, w b ra k u in nego pożywienia szczypie k ró tk ą traw ę a l pejską. P rz e k o n a ł się też Radde, że p ta k ten na zimę robi zapasy żywności, a m ia n o wicie, wchodząc na górę K azbek zauw ażył
na wysokości 10000' nad poz. morza pod występem skały nagromadzoną znaczną ilość różnych delikatnych roślin, między którem i rospoznał liście Leontodon Steveni, liście jakiegoś g a tu n k u Tragopogon, a t a k że kw iaty C am panula saxifraga. Z razu są
dził, że magazyn ten należy do jakiego nie
znanego g atu n k u gryzonia z rodzaju Lago- mys, lecz przewodnicy kategorycznie oświad-
j czyli mu, że to k u ropa tw a królewska te za-
j pasy robi na zimę.
Z ruchów, lotu i głosu p ta k ten p rz y p o mina zupełnie bartawele. L o t ma prosty i łoskotliwy, a gdy na miejsce zapada kiwa się przedtem na prawo i na lewo, j a k b y impet chciała zneutralizować. Do- siaduje zw ykle bardzo tw ardo i zrywa się z pod samych nóg, a gdy młode są przy starych, rozbiegają się i rozlatują ta k szyb
ko, że je łatwo zgubić można.
Gniazdo swe umieszcza pod występem skały, aby je ochronić od ulew wiosennych, lub śniegu. J a j niesie 12 do 20, barw y
i szaro-żółtej, upstrzonych plamami koloru blado-brunatnego. J a j a są stosunkowo nie
wielkie, mierzą bowiem 69 milimetrów d łu gości na 46 m m grubości. Oboje starzy zajm u ją się wychowaniem potomstwa, p rz y najm niej R ad d e zawsze spotykał koguta i kurę przy młodych. Mięso tych ptaków według świadectwa R addego i d ra Lullyego m a być doskonałe, w niczem nieustępujące mięsu bartaweli.
I n n e gatunki kuro p a tw y olbrzymiej z a m ieszkują różne okolice Azyi zachodniej i środkowej. I tak T. caspius spotyka się na W ielkim i Małym Araracie, na Elboru- sie, w górach P ersyi, a także w okolicach Aschabadu, skąd przed niedaw nym czasem muzeum hr. Branickich otrzymało piękny i okaz samca tego rzadkiego g atu n k u . T. al^
taićus zamieszkuje Ałtaj, T. tibetanus góry T y b etu i T u rk iesta n u chińskiego, wreszcie T. himalayensis góry Him alajskie, T ybet
j i Turkiestan. W szystkie trzym a ją się na znacznej wysokości i wszystkie należą do wielkich'rzadkości po zbiorach.
J a n Sztolcman.
') D r G. R a d d e . 0 r n i x C a u e a s ic a . Tyfl s, 1885, j s tr . 268.
505
BADANIA M IKROSKOPOW E
SKAŁ I MINERAŁÓW.
(C iąg d a lszy ).
M usimy z kolei rospatrzyć jeszcze jednę własność m inerałów skalnych, która, ze względu na ogólne dziś zainteresowanie się nią, mineralogów, zasługuje na szczególną uwagę czytelników Wszechświata. Mówimy tu o bliźniaczem zrastaniu się dwu albo wielu minerałów, w rd łu g pewnych ściśle określonych praw. Zjawisko to, bardzo w przyrodzie pospolite, daje się doskonale obserwować n a wielu m inerałach skalnych.
Tw orzenie się bliźniaków pozostaje, j a k do
wodzi O. L ehm ann, w pewnój zależności od własności rostwToru, z którego powstają.
Jeżeli się zgodzimy na to, że kryształ je st pra w idłow ym agregatem jednakow ych z u pełnie m olekuł wielościennych, ułożonych względem siebie równolegle, to łatwo zro
zumiemy, że w procesie krystalizacyi osia
danie m olekuł na ścianach rosnącego k r y ształu musi być połączone z ich pewnego rodzaju obrotem w przestrzeni, przez który elementy ich ograniczenia stają się zupełnie równoległemi z takiemiż elementami wszy
stkich innych m olekuł kryształu. P r z y puśćmy, że je d n a z osiadających molekuł, dla pewnych przyczyn, zajęła względem innych położenie nie ściśle równoległe, lecz dowolne; jeżeli inne przybywające z ros- tw oru m olekuły ułożą się równolegle do niój, natenczas powstaje dwojak; kry stali- zacyja j a k b y się rozdwaja: z jednój strony kryształu te same molekuły układają się inaczej niż z drugiój, lecz według p ra w tój samój symetryi. O. L ehm ann przypuszcza, że w rostworach ta k gęstych, j a k lawy, to obracanie się m olekuł podczas ki^ystaliza- cyi j e s t daleko bardzićj utrudnione, niż np.
w rostworach wodnych, odznaczających się wielką ruchliwością cząsteczek. P r z y p u szczenie powyższe zgadza się z tym cieka
wym faktem, że niektóre m inerały skalne, j a k np. feldspaty sodowo-w apienne k r y s t a lizują się praw ie wyłącznie w postaci zrost- ków bliźniaczych.
Najprostszym rezultatem prawidłowego zrastania się minerałów je st dwojak, liczba zrastających się osobników je s t je d n a k n ie ograniczona i może sięgać od dwu do nie
skończoności. Płaszczyzną zrastania bywa zwykle jedna ze ścian kryształu, z w yjąt
kiem tych, które biegną równolegle do p ł a szczyzn symetryi; w każdym więc układzie krystalograficznym p anują wogóle inne p ra wa bliźniacze.
Bliźniaki makroskopowe poznajemy zw y
kle po kątach w'klęsłych, które są tylko zrostkom właściwe. P rzy badaniu je d n a k skał cecha ta j e s t zwykle bezużyteczną z po
wodu allotriomorfizmu (t. j . n iepra w idło
wego ograniczenia) minerałów skalnych.
W badaniach mikroskopowych zatem po - sługujemy się wyłącznie metodą optyczną odróżniania bliźniaków. Metoda ta polega w p ro st na rospatryw aniu p re p ara tu z a w ie rającego zrostki w świetle spolaryzowanem równoległem, lub schodzącem się. P o n ie
waż osi krystalograficzne (ja k również i osi sprężystości optycznćj) obu bliźniaków są względem siebie nachylone, a więc i kie
runki znikania światła na obu indywiduach muszą być różne, gdy je d n a k połowa bliź
niaka znajdzie się w położeniu zupełnego zaćmienia, druga będzie jasna i naodwrót.
W ten sposób odróżniamy dwojaki od k ry sz tałów pojedyńczych bez względu na to, czy mają właściwe sobie postaci, czy też wystę
pują w ziarnach, lub formach niepraw idło
wych. Jedynie tylko bliźniaki układ u fo
remnego (prawidłowego) nie mogą być m e
todą pomienioną rospoznawane z powodu, że kryształy układ u foremnego są ciałami izotropowemi.
Bliźniaki wielokrotne, t. j. składające się z wielu zrośniętych ze sobą osobników są właściwością n ad e r charakterystyczną wszy
stkich plagioklazów, stanowiącą doskonały środek odróżniania tych ciał od ortoklazu.
W świetle spolaryzowanem między n ikola
mi akrzyżowanemi zrostek w ielokrotny pla- gioklazu przedstaw ia się j a k o szereg smug różnobarw nych, z których każda odpowiada innem u osobnikowi. Zjawisko to w sposób schematyczny przedstawia fig. 10, nie daje j e d n a k najmniejszego pojęcia o świetności obrazu tego in natura.
I n n y typ bliźniaków wielokrotnych sta
506 w s z e c h ś w i a t. Nr 32.
nowią zrostki feldspatu m ikroklinem zwa
nego. P ojedynczy napozór kryształ m ine
ra łu tego, j e s t w istocie rzeczy zrostkiem .nadzwyczaj cienkich p ły tek p o dług dwu różnych praw , pow odujących krzyżowanie się wzajemne blaszek pod kątem prawie prostym. Między nikolam i skrzyżowanem i występuje dosadnie n a tu ra zrostkow a mi- kro k lin u , gdyż zamiast p rz e k ro ju je d n o stajnie zabarwionego w idzim y siatkę b ar
dzo subtelną, u tk a n ą z włókien ró ż n o b a rw nych i prostopadle się przecinających. C z ę stokroć we właściwą substancyją m ikrokli- nu wciska się w postaci bardziej szerokich wstęg (mowa o p rz e k ro ju ) ortoklaz lub al- bit, j a k to wyobraża fig. 11, przedstaw ia
jąca przekrój m ikroklinu w świetle spola
ryzowanem.
D w a kryształy, zrastając się w dwojak, tw orzą zrostek, który ro sp a try w a n y jako całość, jest b ry łą wogóle bardziój sym etry
czną, niż składające go indyw idua. Syme- tryczność kryształu O' ceniamy ilością płasz
czyzn symetryi, t. j.
takich płaszczyzn, k t ó re przecinają go na dwie zupełnie j e d n a kowe połowy, będące względem siebie w ta kim stosunku; j a k p rz edm iot i jeg o odbicie w lustrze. Ponieważ zaś dw a krysz ta ły b liź niacze są położone sym etrycznie względem płaszczyzny zrastania, d w o jak więc ma z a wrze o je d n ę płaszczyznę sym etryi więcćj, niż składające go k ry sz ta ły pojedyncze; t r o ja k i i czworaki będą oczywiście jeszcze b a r dziej symetryczne, niż odnośne in d yw idua pojedyńcze. T a k np. t r z y słupy aragonitu, m inera łu rombowego, zrastając się ze sobą ścianami pryzm atu, tw orzą słup aż sześcio
k ątn y (sześcioboczny), bryłę, posiadającą o cztery płaszczyzny sym etryi więcój, niż pojedynczy k ry sz ta ł aragonitu. W idzim y więc, że zrastanie się bliźniacze podnosi stopień sym etryi kryształu. Jeżeli wnio
sek te n jest praw dziw y, to za logiczne jego następstwo musimy przyjąć, że z ro st
ki wielokrotne wogóle pow inny zy sk i
wać na podniesieniu się stopnia symetryi, właściwego ich pojedynczym elementom
krystalograficznym. T a k jest w samój rzeczy.
Szczegółowe badania mikroskopowe wy- k r y ł y pewną liczbę minerałów (która z każ-
! dym prawie dniem wrzrasta), należących
| krystalograficznie do b rył układ u prawi-
j dłowego, posiadających je d n a k zdolność, aczkolwiek słabą, podwójnego załamywania
j światła, co je s t w rażącśj sprzeczności z k a rd y n aln ą własnością minerałów u k ła d u praw idłow ego ciał, j a k wiemy, izotropo
wych i jednołomnych. Tę na razie niewy
tłumaczoną sprzeczność nazwano anomaliją optyczną. Dziś, dzięki klasycznym study- jo m głównie E . M allarda i C. K leina nad m inerałami optycznie anomalnemi, owa i sprzeczność zdumiewająca bespowrotnie
znikła, albowiem okazało się, że p ra w id ło we napozór krysz ta ły są w istocie wielo- krotnemi, bardzo skom plikowanemi często
kroć zrostkami indywiduów o znacznie niż
szym stopniu symetryi, krystalograficznie j e d n a k bardzo zbliżonemi do b ry ł układu prawidłowego. Typowrym przedstaw icie
lem minerałów anomalnych je s t leucyt, stały towarzysz law W ezuwijusza. Z w ykłą jego formą krystaliczną je s t dwudziestocztero- ścian trapezoidalny, zw any dawniój leucy- toedrem . C. K lein dowiódł przy pomocy t. zw. szlifów oryjentowanych, t. j. wycię
tych w pew nych ściśle określonych k i e r u n kach, że leucytoedr je s t zrostkiem wielo
k ro tn y m cieniutkich blaszek dwójłomnych, których płaszczyznami bliźniaczemi są wszy
stkie ściany g ra n a to e d ru (dwunastościanu rombowego). W szlifie rów noległym do
N r 32.
górnej ściany sześcianu otrzym ał nadto C.
K lein w świetle spolaryzowanem schodzą- cem się obraz interferencyjny dwuosiowy o bardzo małym kącie osi optycznych. O d krycie to rzuciło jednocześnie światło na ciemną, kwestyją u k ła d u krystalograficzne
go leucytu, który nie może być ani praw i
dłowym, ani tetragonalnym, lecz jednym z układów dwuosiowych. F ig. 12 oddaje dość wiernie ogólny ch a rak ter przekroju leucytu, widzianego w świetle spolaryzow a
nem równoległem między nikolami skrzy- żowanemi.
K ryształy, będące zrostkami wielokrot- nemi osobników o niskim stopniu symetryi, lecz naśladujące kształtami swojemi formy bardziej symetryczne, C zerm ak nazwał mi- metycznemi, a samo zjawisko — mimezyją (naśladownictwem); M allard zaś te same
Fig. 12.
kryształy m ianuje pseudosymetrycznemi (resp. pseudosymetrycznością). Największą, ilość m inerałów pseudosymetrycznych za
wiera u k ład prawidłow y: prócz leucytu, bo- racyt, niektóre g ra n a ty , h aju in i in ; mniej ich mamy w tetragonalnym (apofillit) i h e k sagonalnym (trydym it), jeszcze mniej w ro m bow ym i t. d.
Zastanówmy się teraz nad pytaniem, czy zrostki bliźniacze są dziełem tylko prostego przy p ad k u , zależnego od stopnia gęstości zastygającego rostworu, ja k u trzym uje O.
L ehm ann, czy też m ają one jeszcze ja k i e kolwiek głębsze znaczenie w historyi m ine
rału? W literaturze mineralogicznej istnie
je, nieliczny w praw dzie, szereg obserwacyj i doświadczeń, k tóre pozwalają o dpow ie
dzieć twierdząco n a pytanie wyżej posta
wione. Spostrzeżono mianowicie oddaw na, że przez zrastanie się bliźniacze kryształów zmniejsza się ilość kątów i krawędzi, w y
stawionych nazewnątrz; ta k np. w p o tr ó j
nym zrostku pseudohelcsagonalnym sześcio
kątnym aragonitu ilość pierwotnych k ra w ę dzi w pasie pryzmatycznym z d w una stu r e dukuje się do sześciu; w zrostkach zaś wielo
k rotnych redukcyja ta dochodzi rozmiarów znacznie większych. Z drugiej strony wiemy z doświadczenia i obserwacyi zjawisk n a turalnych, że krawędzie i kąty są temi ele
m entam i ograniczenia, które najłatwićj ulegają zniszczeniu pod działaniem sił bądź mechanicznych, bądź też chemicznych. Stąd w yprow adzam y wniosek, że przez zrastanie się bliźniacze minerał nabiera większej od
porności względem nieprzyjaznych w a ru n ków otoczenia. Dalej w k ilku wypadkach dowiedziono, że bliźniaki zrastają się nie jakąkolw iek ścianą z możliwych k ry stalo graficznie, lecz tą mianowicie, która jest najwrażliwszą na wpływy niszczące. Oto p rz ykła d. Płaszczyzny klinopinakoidalne pojedynczych kryształów ortoklazu bywają zwykle zw ietrzałe i nagryzione; najpospo
litsze zaś dwojaki tego minerału, karlsbadz- kie, zrastają się zawsze płaszczyzną wym ie
nioną, przez co powierzchnia ścian najmniej w ytrzym ałych zmniejsza się o połowę.
W czworakach baweńskich ściany k lin o p i
nakoidalne k ry ją się całkowicie wewnątrz zrostka, m inerał pozbywa się słabych stron swoich i wygląda zupełnie świeżo. P o d o bnież zrostek mimetyczny aragonitu otacza się ścianami pryzmatu, stosunkowo wytrzy- małemi na działanie odczynników chemicz
nych, skrywając starannie swe, najsłabsze pod tym względem, ściany brachypina- koidu.
Nietylko bliźniaki, lecz wogóle i k r y s z tały pojedyncze, otaczają się przeważnie, j a k to w ypływ a z doświadczeń Beckego, temi ścianami, które są najm niej wrażliwe na działanie ośrodka krystalizacyi. Becke dowiódł doświadczalnie, że ściana cukru gronowego, k tó rą tenże przyrasta do dna i boków krystalizatora, rospuszcza się w wo
dzie dziesięć razy prędzej, niż ściany zw ró
cone ku rostworowi. W innej pracy, o g ło szonej przed dwom a laty, tenże uczony, również eksperym entalnie wykazał, że j e dne ściany fluspatu łatwiej się w y traw iają kwasami, drugie zaś — zasadami. Kom bi- nacyje ścian pierwszego rodzaju w ystępują
WSZECHŚWIAT.
508 AVSZ£CHŚWTAT. N l' 32.
w n aturze przeważnie w tow arzystw ie mi- 5 nerałów zasadowych, gdy kombinacyjom ścian wrażliwszych na działanie zasad t o warzyszą. związki kwaśne. Na podstawie tych doświadczeń, Becke dochodzi do wnio
sku takiego: te z zarodków krystalicznych, j powstałych w danym rostw orze, m ają wię
cej szans do pomyślnego rozw oju nadal, które otoczyły się ścianami o znacznym stopniu odporności na działanie ośrodka.
W zastosowaniu do bliźniaków zdanie to możnaby sform ułować w ten sposób: jeśli jednocześnie pow stają obok siebie kryształ pojedyńczy i zrostek, to ostatni przedsta
wia formę skupienia m olekularnego, lepiej przystosow aną do swego otoczenia, a więc trwalszą.
Zw racając się do zjaw iska mimezyi, mo
żemy i w niem d o p atrz y ć się okoliczności, zapewniającej kryształom pseudosymetrycz- nym większą odporność i trwałość. K u la je s t figurą gieometryczną, posiadającą n a j
m niejszą pow ierzchnię w stosunku do swój j
objętości. K ry s z ta ły u k ła d u p ra w id ło w e
go są najbardziej zbliżone do kuli; dlatego ! też ośmiościan re g u la rn y ma mniejszą po
wierzchnię, niż ośmiościan układ u tetrago- nalnego, chociaż oba mogą mieć jednakow e objętości; powierzchnia ograniczenia ośmio- ścianu tetragonalnego je s t wdększa, przy równych objętościach, od powierzchni p i r a midy rombowej i t. d.
W idzim y więc, że k ry s z ta ły mimetyczne, będące zrostkami osobników o niższym sto
sunkowo stopniu symetryi, przez pod wyż- ! szenie tój ostatniej tracą n a pow ierzchni ograniczenia i, co zatem idzie, zyskują na w ytrzymałości; gdyż z d w u b rył, mających jednakow ą objętość, ta będzie dłużej opie
rać się działaniu jakiegoś, całość jej n a r u szającego, czynnika, którój powierzchnia zetknięcia się z nim je s t mniejsza. Z z e s ta wienia powyższego faktów i rozumow ań wynieść musimy to przekonanie, że dla wie
lu m inerałów zrastanie się bliźniacze jest aktem pierwszorzędnej wagi, zabespiecza- jący in je w części od niszczącego działania ośrodka, czego są pozbawione osobniki po- jedyńcze.
(dok. nast.)
J . Morozewicz.
M E C H A N I K A
F I Z Y J O G N O M I I .
( S o d ł u y Slfcctj.-n.eeła).
(D o k o ń c z e n ie ).
Tak, j a k irradyjacyja łączy pewien akt ruchow y z dodatkową g rą ruchową, tak znowu przyczynow y przebieg pewnych m y
śli wiąże się z dodatkowemi skojarzeniami, które znów ze swej strony łączyć się mogą z pew nem i poczuciami innerw acyjnem i, j a ko nowa ruchowa pobudka i wyrażać się mimicznemi poruszeniami, chociażby sytua- cyja, tym ruchom odpowiednia, wcale do świadomości nie dochodziła.
Tę ostatnią okoliczność zrozumiemy, gdy w raz z F echne rem przyjm iemy, że stan czuwania mózgu jest zawsze tylko szeroko rosprzestrzenionym częściowym snem jego, wśród którego te tylko skojarzenia obrazów mózgowych znajdują się w stanie istotnego czuwania, na które zwrócona jest uwaga w jej fazie wzmożonej pobudliwości. R óżni
ca pomiędzy częściowem czuwaniem, a czę
ściowym snem polega zapewne tylko na różnicy natężenia, pobudliwości i odżywia
nia na korzyść spraw mózgowych, z n a jd u jący c h się w stanie czuwania. N ie św ia dome poruszenia mimiczne, rospoczynane przez organ kojarzący, wybuchają przeto spośród snu częściowego.
G dy tedy wszystkie miejsca narządu k o jarzącego, w którym wrażenia zmysłowe i odruchy pozostawiają ślady pamięciowe, pozostają ze sobą w związku zapomocą pęczków kojarzących, pojmiemy w szech
stronność połączeń myślowych, skoro tylko w świadomości zapanuje żywsze p obudze
nie, ale też łatw o zrozumiemy, że najłatw iej powstają takie skojarzenia, k tóre ju ż czę
ściej się w świadomości łączyły.
Gdy pośród każdorazowej czynności n a rządu kojarzącego odróżniamy skojarzenia głów ne i uboczne, to i występujące podczas snu częściowego oraz wiodące za sobą p o ruszenia mimiczne skojarzenia uboczne s to sować się muszą do pewnego praw idłow ego
i zgodnego uszykowania. Co do tego w ści- ślejszem znaczeniu psychicznego pow sta
wania poruszeń mimicznych, niema różnicy pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem, tylko że u zwierzęcia cały zakres czynności k oja
rzącej je s t mniejszy. Atoli u zwierzęcia ruch mimiczny, prawdopodobnie dlatego, tem pewniój występuje, że u niego zaha
mowanie przez n arząd kojarzący je st d ale
ko mniej wybitne, niż u człowieka. W i n niśmy jeszcze dodać tę uwagę, że porusze
nia mimiczne mogą się, powstając z ubocz
nych skojarzeń, łączyć zarówno z afektami, ja k i z myślami bez afektu.
Zakres przytoczyć się tu dających p rz y kładów je s t niezbyt rozległy. Dla m im icz
nego w yrazu skojarzeń ubocznych przy afekcie gniew u klasycznemi są opisy, p o d a ne przez D arw ina, dzikich zw ierząt wobec ich nieprzyjaciół. Mówiliśmy przy afekcie gniewu o poczuciu siły wskutek podniece
nia uczuć innerw acyjnych. Siła kojarzy się z wyobrażeniem powiększenia zw ierzę
cia. J u ż D a rw in zwrócił uwagę, że zwie
rzę napadające istotnie się powiększa, unosii najeża włos, a szczególniej, j a k np. ptaki drapieżne, nastrosza pióra. Skojarzeniem napaści jest samoobrona. Zwierzę drapież
ne już podczas zabawy do tego przyuczone kładzie podczas napadu uszy po sobie, dalej zamierzonemu napadow i towarzyszy, jak o skojarzenie uboczne, napaść dokonana: kły się wyszczerzają.
M im ika gniew u u człowieka w yraża się im ponującą postawą, rozdrażnienie ujawnia się przez ochronę oczu pod namarszczonem poprzecznie czołem, przyczem wszakże oko w ystępuje zaczepnie naprzód, wyszczerza
my zęby, a naw et szczękamy lub zgrzytam y niemi, w y k onyw a jąc ruchy gryzienia, k o ń czynami machamy, uderzam y, tupiemy.
P rz y opanowanej, by tak powiedzieć szcząt
kowej mimice gniewu, zdaje się, że groźny ruch pięści, jako oznaka bicia, ogranicza się do grożenia palcem.
P ow racam y teraz do ubocznych skojarzeń z dziedziny słabego pobudzenia podczas snu częściowego, które wikła nasze zacho
wanie z nieświadomą mimiczną g rą ruchów, naw et bez koniecznej do tego pobudki.
Niejasną je s t napozór rzeczą, dlaczego tak N r 32.
słabe pobudzenia nieodbicie ruch wywołują i j a k przytem sama postać ruchow a stosuje się prawidłowo do spraw nic wspólnego z ruchem niemających. Ich niezbędność zasadza się zapewne n a tem, że są to po staci ruchowe pierw otne od samego dzie
ciństwa u trw alone oraz najbliżej z niemi spokrewnione pochodniki, o które tu cho
dzi, innemi słowy, że są to ruchy powstałe z niezahamowanego pierwotnie życia o d ru chowego. Szereg tych poruszeń jest dość ograniczony. D la odporu, wstrętu, zasłu
gują tu na uwagę: mina płaczliwa,, zaci-
| śnięcie powiek, wydęcie ust ja k b y do d m u chnięcia i odsunięcia lekkich, j a k pow ie
trze obelg, ruch odsuwający kończyny gór
nej, cofnięcie się wstecz kończyny dolnej, wreszcie odwrócenie się całem ciałem; dla zaczepki: ruch ssania, dotykania, cmokania wargami, oblizywania się, mina uśmiech
nięta, rozwarcie powiek, posuwanie się n a przód, chwytanie.
Gdy teraz jeszcze na chwilę prz y p o m n i
my, że fizyjognomika bez wpływu naślado-
i wnictwa tworzy się ze współdziałania w ro
dzonej niejako, choć j u ż zewnątrzpłodowej
! fazy życia z następczą przez narządy ko
jarzące mózgu wywołaną, pragnęlibyśmy zwrócić poniekąd uwagę na tę okoliczność, j a k uboczne skojarzenia, pochodzące z wie
ku dziecięcego, czysto zmysłowo usposobio
nego, mogą się później łączyć z treścią spraw umysłowych, niemowlęciu całkiem obcych.
Uprościmy sobie ten zamiar, ogranicza
jąc się do zastępczej symboliki całego świa
ta zmysłowego i umysłowego przez mowę.
M eynert nie za trzym uje się przytem nad rolą, j a k ą dźwięki pierwotnej mowy czucio
wej odgryw ają w swem mimicznem znacze
niu jako znaki porozumienia się i tylko we względzie fizyjognomicznym zw raca uwagę, że samogłoski wymawiane ruchem zaczepnym ust j a k a wyrażają zadowolenie, zaś zwężonemi ustami j a k o odpowiadają wyrazowi niezaspokojenia.
Dziecko używ a wyrazów w znaczeniu bespośredniem do oznaczania przedmiotów zmysłowo widzialnych, w późniejszym wie
ku stosujemy j e w znaczeniu przenośnem do przedmiotów zmysłowo niewidzialnych.
510 WSZECHŚWIAT.
Dziecię nazywa słońce, dzień, płom ień j a s nym lub światłym , człow iek rozwinięty, dojrzały zwie ja k ą ś praw dę, jakąś n a u kę jasną, w yraźną, niejasną, lub ciemną.
U dziecka jasność, światłość s k o jarz y ły się z widzeniem przedm iotów , ze zbliżaniem się do nich, z ich chw ytaniem . S kojarzone z temi wyrazam i ru c h y u dziecka kojarzą się też z w yrazam i w znaczeniu przenoś- nem; nazywam y myśl widoczną, dotykalną, a mimiczne poruszenia naszego zgadzania się na myśl daną stosują się zupełnie do pierw otnego znaczenia wyrazów. G ra tiole t powiada, że ktoś niezgadzający się na cudzy pogląd zam yka oczy, lub odw raca twarz jak o zna k przeczenia, j a k g d y b y nie mógł, lub nie chciał widzieć rzeczy p rzedstaw ia
nej, lub też wreszcie w ykonyw a otw artą ręką poruszenie, j a k b y chciał pokazać, że je s t pustą; gdy zaś się zgadza, k iw a p o ta kująco głową,zbliża j ą do mówiącego, otwie
ra szeroko oczy, j a k b y coś przed niemi wy
raźnie widział. E n g e l zw raca uw agę, że ktoś niemogący sobie dać ra d y z jakąś my- j
ślą zwalnia swój chód, przyspiesza go zaś j a k skoro trudność myślową pokona.
Ja k k o lw ie k słuszną być może wyłożona powyżej m echanika fizyjognomii nie w y starcza nam ona do należytego określenia wszystkich odm ian pojedyńczych wyrazu tw arzy i postawy, daje wszakże doskonałą wskazówkę do zrozum ienia niektórych; tak np. gdy w yraz tw a rz y dla myśli odpornych i w znaczeniu lekceważącem u w y d a tn ia się, j podług P id e rita, ruchem dm uchania, j a k b y dla odepchnięcia lekkich przedm iotów, dla wstrętu cięższego, p o d łu g D a rw in a , z d rad za się jak b y dławieniem, dla p rz y k ry c h w r a żeń w ykrzyw ieniem tw arzy j a k b y do p ł a czu, przyjem nego uczucia zgadzania się r u - j chem ssania lub mlaskania. Zaczepny ruch p o całunku znajduje swe przygotow anie w skłonności dziecka do używ ania w a rg ! ja k o o rga nu dotykowego. Również i śmiech da się najprościej wytłumaczyć, gdy uwzglę
dnim y skłonność dziecięcego n a r z ą d u o d r u chowego do skurczów oddechowych, tak dobrze p rz y płaczu j a k i przy usposobieniu wesołem; oczywiście u w a g a ta stanow i z a ledwie pierwszy klucz do zrozum ienia m e
chanizmu śmiechu. W y r a z tw arzy uśm iech
nięty, j a k b y śmiech szczątkowy, tow arzyszy '
wszelakim pobudzeniom radosnym i prz y
jaznym .
Winniśmy jeszcze za M eynertem p rz y to czyć jeden przykład bardzo doniosłego z n a czenia, a poczerpnięty z głęboko pomyśla
nej rosprawy Johannesa Mfillera, dotyczą
cej spojrzenia ludzkiego, z tem o g ra n ic ze
niem, że uczony badacz podaje tylko fizyjo- gnomiczne znaczenie ruchów gałki ocznój z pominięciem zupełnem mimicznych r u chów otaczających j ą części. M uller o d różnia dw a rodzaje patrzenia: po prostej linii i w ru c h u krzywolinijnym . P r z y li- nijnem posuw aniu się przez płaszczyznę poziomą oba oczy wym ierzają nierów ne długości dla zapobieżenia obrazom podwój
nym. T a okoliczność, a zarazem zmiana refrakcyi obarcza spojrzenie pewnemi t r u dnościami, przyczem uczuwam y niemiłe napięcie mięśni. N atom iast przy rospatry- waniu gwiaździstego nieba spojrzenie od
bywa ruch kolisty swobodny i przyjem ny.
M uller, przechodząc od tój uwagi do fizyjo- gnomicznego znaczenia spojrzenia, powia
da: życzliwe, uważne spojrzenie obejm uje przedm iot bez Unijnego ustawienia, spoj
rzenie nieżyczliwe, mierzące, badające je s t prostolinijne; przytem dodaje d elikatne sp o strzeżenie, że gdy dobrze ukształcone oko łukow atem i linijam i przenosi się z jednego przedm iotu n a drugi, skrom ne spojrzenie niewieście zatacza krzyw izny k u dołowi zwrócone.
Ze wszystkiego, co powyżej powiedziano, zdaje się wynikać wyraźnie, że mimika polega pierwotnie na odruchowej irradyja- cyi, następczo zaś—na skojarzeniach ubocz
nych; p rz y towarzyskiem życiu ludzi ze sobą przybyw a jeszcze działanie trzecie dla pośredniego nabycia poruszeń mimicznych, mianowicie naśladownictwo, które odbywa się nieświadomie naw et podczas częściowego snu Fechnerow skiego.
Dodać tu jeszcze winniśmy, zanim o z n a czeniu bijologicznem ruchów mimicznych powiemy, że wszelkie skojarzenia mogą się wyzwalać dwustronnie, to znaczy, że za
równo zm ienny w yraz tw arzy może po
chodzić od zmiennego afektu, ja k o te ż z m i e nione wrażenie powstawać przy zmianie wyrazu.
Bijologiczne znaczenie mimiki polega na
tem, że je st ona znakiem porozumiewania się, lecz wartość jój w tym k ierunku jako- też jój znaczenie estetyczne należy jćj się jed y n ie jako porozumiewaniu się nieświa
domemu. W szelkie m imiczne ruchy d o wolne nie posiadają wcale cech powstawa
nia koniecznego a ja k o w yraz błaznowania stają się śmiesznemi, zaś ja k o wyraz kłam liw y w inny być lekceważone.
Wszakże mimika nie byłaby sposobem porozumiewania się, gdyby nie była roz u
mianą. L u d zie i zwierzęta rozumieją w z a - jemnie wyraz swćj fizyjognomii. Jakimże sposobem dzieje się, że właśnie istoty zwie- j rzęce znają się na fizyjognomii, że są fizyjo- gnomistami?
Otóż pochodzi to stąd, że widok ruchu mimicznego wyw ołuje obraz naśladowania, a obraz innerw acy jn y naśladowania kojarzy się znowu z temi wyobrażeniami czy afek
tami, które panują pod spostrzeganą m im i
ką. Lecz czemże jest naśladowanie? N ader ja s n y m przykładem je g o powstawania j e s t ' skłonność zw ierząt i dzieci do wydawania dźwięków głosowych, skoro tylko ich słuch zostanie podrażniony. Jestto zrazu tylko | odruch. K ażdy n e rw czuciowy może pod
nietę swoję przenosić na całą m uskulaturę:
uczucie bólu w palcu u nogi wywołuje od ruchowo k rz y k bolesny. W iem y zaś z b a dań Pfliigera, że odruch powstaje ju ż przy bardzo słabych podnietach, jeżeli nerw y mięśni na bodziec odpowiadających odcho
dzą blisko od miejsca wchodzenia nerwów czuciowych podrażnionych. N erw słucho
wy bierze początek na poziomie nerwów n arząd u głosowego dróg oddechowych, krtani, języka i ru c h ó w warg. T ak i u k ład i rozmieszczenie nerw ów sprzyja temu, że słyszane dźwięki wywołują odruchowo w y
daw anie głosu. Stanowi to j u ż w ogól
ności naśladowanie czynności nerwowych.
Naśladowanie podobieństwa dźwiękowego danych brzmień głosowych polega już na kojarzeniu.
P ie rw o tn y odruch dźwiękowy, ta k samo, j a k to mówiliśmy o m ru g a n iu powiek, po
zostawia w narządzie kojarzącym (mózgu przednim ) następczo poczucia innerw acyj- ne narząd u głos wydającego. T a k j a k przy uczeniu się chodu pionowego, organ k o j a
rzący tak długo maca, aż skojarzy te po czucia innerw acyjne, przy pomocy których usłyszany dźwięk zostaje pow tórzony przez narząd głosowy.
Poczucia innerw acyjne stanowią pobudki czyli impulsy ruchów świadomych. P r a k tycznie teoi^yja ta została urzeczywistniona przy nauczaniu mówienia głuchoniemych metodą t. zw. niemiecką. Ponieważ głucho
niemy nie słyszy, może więc tylko widzieć ruchy organów mowy i tym sposobem uczy się własne poczucia innerw acyjne ta k szy
kować, aby one odtw arzały niesłyszaną przez niego mowę głosową.
Wszelkie naśladownictwo je s t ruchem;
widzimy ruchy mimiczne innych ludzi i z te- mi spostrzeżeniami kojarzymy poczucia i n nerwacyjne, które znów w nas wywołują taki sam ruch mimiczny. Rozumiemy m i
mikę innych dlatego, ponieważ oddźwięki własnych mimicznych poczuć innerw acyj- nych i ich połączeń z afektami kojarzyć musimy w mózgu z temi wyobrażeniami ubocznemi, od których nasza własna g ra mimiczna pochodzi. Dlatego wszyscy j e steśmy fizyjognomistami, dlatego mimika zostaje zrozumianą i staje się środkiem porozumiewania.
Oto j a k się przedstawia pogląd M eynerta na wew nętrzne przyczyny powstawania w yrazu tw arzy i postawy fizyjognomicznój;
j a k widzimy, rzuca on bardzo wiele światła na psycho-fizyjologiczne podstawy tój zawi- łćj i ciekawój kwestyi.
D r Aleksander Fabian.
Wiadomości bibliograficzne.
— wk. flngot, I n s tr u c tio n s m e te o ro lo g iq u e s 3-m e e d itio n , e n tie re m e n t r e fo n d u e . P a ris , G a u th ie r- Y illa rs, 1891, cen a 3 fr. 50 ct.
J e s tto trz e c ie w y d a n ie in s tr u k c y i, w y d a n e j p rzez B iu ro c e n tr a ln e m e te o ro lo g ic z n e p a ry s k ie d la s ta - cyj m e te o ro lo g ic z n y c h . W y d a n ie to j e s t w z u p e l n o sc i p rz e ro b io n e i u z u p ełn io n e: ta b lic e , k tó ry c h in s tr u k c y ja z a w ie ra w ie lk ą liczbę, są. w y ję te z d z ie ta „ T a b le s raeteo ro lo g iq u es in te r n a tio n a le s “ .