• Nie Znaleziono Wyników

M 3 2 .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 3 2 ."

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

M 3 2 . Warszawa, d. 7 Sierpnia 1892 r. T o m X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a rsz a w ie :

Z p rz e sy łk ą p o c z to w ą :

ro c zn ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 6

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .

Kom itet Redakcyjny W sz e c h św ia ta stanowią panowie:

A leksandrow icz J ., D eike K „ D ickstein S., H oyer I I . , Jurk iew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., N atanson J ., P rauss St., Sztolcm an J . i W róblew ski W .

„ W s z e c h ś w ia t" p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w y k łeg o d ru k u w sz p alcie a lb o je g o m ie jsc e p o b ie r a się za p ie rw sz y r a z k o p . 7 '/ i

za sześć n a s tę p n y c h r a z y k o p . 6, za d alsze k o p . 5.

-A-dies IE3ed.a,łs:c37-i: IKIrałso-^rslsie-IFrzed.im.Ieście, U STr ©©.

K IL K A U W A G

N A D W Y T W A R Z A N IE M

ORZESZKOWATYCH NAROŚLI U M I N ,

Często spotykane na liściach, gałązkach, korzeniach i innych częściach roślin orzesz- kowate, lu b torebkow ate narosty, zwane niekiedy dębiankam i, uważane były długi czas za w ytw ory samych tylko owadów, bliższe je d n a k bada nia tych nowotworów wykazały, że i zwierzęta innych gromad, a n aw et i najniższe rośliny, również biorą, niekiedy czynny udział w powstawaniu wspom nianych narośli.

Od najdaw niejszych czasów te szczegól­

ne utw ory anorm alne zaciekaw iały ogół oświecony i badaczów, którzy starali się wytłumaczyć ich tworzenie się, według p o ­ jęć właściw ych danój epoce. Redi u tr z y ­ mywał, że sama roślina b ra ła główny udział w tworzeniu się „ ro b a k a ”, znajdującego się w orzeszkowatój narośli. Malpighi p rz y ­ puszczał, że owad wlewał w tkankę roślin-

i ną jak iś kwas, który wywoływał fermen- tacyją, a rezultatem tój ostatniej m iała być odpowiednia narośl. R óaum ur uważał, że ja jk o złożone przez owad z powodu swoje­

go rozwoju wywoływało podwyższenie te m ­ p eratury, co znowu pobudzało działalność tkanek i rozwijało narośl ja k o wytwór m iej­

scowy.

W naszych czasach prof. Lacaze-Duthiers w pracach swoich nad uzbrojeniem o r g a ­ nów rozrodczych u samic owadów w y ­ kazał, że t. zw. świder czyli pokładełko, przyrząd przeznaczony do nakłuw ania tka-

; nek przy składaniu jajek, jest zaopatrzony w gruczoły jadow e, a owad składający j a j - : ko wpuszcza w rankę k rope lkę trującego

! płynu. P ły n ten, wydzielina gruczołów jadowych, jest, według profesora Lacaze- 1 Duthiersa, głów nym czynnikiem, w ytw arza­

jącym narośle, a od jego różnorodnej n a ­ tury, odpowiedniój do g atu n k u owadu, za­

leży różnorodność kształtów owych orzesz- kowatych narośli.

P. A. Laboulb&ne od k ilk u lat prowadził liczne badania nad powstawaniem narośli na różnych organach roślinnych, pragnąc drogą czysto sztuczną, doświadczalną, dojść do wytwarzania owych orzeszkowatych na-

(2)

rostów. R ezultaty swoich poszukiwań pan A. Laboulb&ne umieścił w „Comptes ren- d u s ”, I ser., 1892, N r 13 (tom 114).

AV celu w ywołania owych now otw orów roślinnych, p. L. n ak łu w a ł rozmaite części rośliny, liście, pączki, gałązki, te j e d n a k czynności nie w yw oływ ały cha rak tery sty c z­

nych narośli; też same niepom yślne re z u l t a ­ ty otrzym yw ał przy w p row adza niu w tkanki roślinne ziarn piasku, szkła, cząstek m e­

tali i t. p. W prow adzanie do w nętrza t k a n ­ ki roślinnej j a je k rozmaitych owadów nie- wywołujących narośli, chociaż ich gąsienice były roślinożernemi, pozostawało bez sk u t­

ku. Nakłucia, lub nastrzykiw ania jadu pszczół i os, dalój niek tó ry c h kwasów o r­

ganicznych, mianowicie zaś mrówczanego, również nie w p ły w a ły na rozwój orzesz­

ków.

Porównaw cze b adanie zw ierząt i roślin w ytw arzających rozmaite rodzaje narośli, najlepiej może doprow adzić do wykazania głównej przyczyny, od k tórśj zależy powsta­

wanie wspomnianych w ytworów . W tym celu za p. L aboulbe ne zrobim y treściwy przegląd zwierząt i roślin, w ytw arzających orzeszkowate narośle (Cecidozoa i Cecido- phyta). P om iędzy pilarzam i (T e n th red i- nidae), owadami błonkoskrzydłem i, należą- cemi do oddziału rośliniarek, typową formą je s t Nematus gallicola (wnaroślik), który wytw arza narośle przez działanie płynu specyjalnego, wydzielanego przez samicę, albowiem narośle p ow stają w przód nim się zaczyna rozwój j a j k a czynniejszy i nim się wylęgnie gąsienica.

L iczne i ciekawe bardzo n aro sty w y t w a ­ rzane przez właściwe galasów ki (Cynipi- dae) powstają głównie albo w skutek n a k łu ­ cia tkanki i napuszczenia w nią jadow itego płynu przy sk ładaniu j a j e k przez samicę, albo też w skutek rozw oju samego jajka.

W z ro st orzeszków tych narośli w takim razie je st bardzo pow olny. J a j k o złożone w tk an k ę roślinną pow iększa się powolnie, następuje czynna endosmoza, a jeszcze czyn- niejsza egzosmosa, w yw ołująca rozwój n a ­ rośli, głównie wskutek przerostu pew nych

e l e m e n t ó w tk an k i roślinnej, ja k o to: z g r u ­ bienia ścian kom órek naskórkow ych, tkanki podnaskórkowćj i palisadowćj, j a k t o wy­

kazali P rillieux, Beyerinck, F o lk e n i inni.

498

K urk u lio n id y (z owadów tęgopokrywych) robią na nóżkach kwiatowych i innych czę­

ściach roślin krzyżowych wklęsłości, rodzaj kanałów, w które samiczka składa jajka, gąsienica zaś wychodząca z ja j k a sama w y­

łącznie jest sprawTczynią nabrzmień, narośli, które tworzą się przez działanie płynu, w y ­ chodzącego z jój gęby, skoro rospoczyna gryść tk ankę roślinną.

Motyle (L e p id o p te ra) bardzo rzadko są twórcami narośli, gdy przeciwnie dwuskrzy- dłe (D iptera), a szczególniej pryszczaki,Ce- cidomyidae, w ytw arzają prawdziwe orzesz­

kowate nabrzm ienia z kanałam i wewnątrz, a nadto niektóre z nich składają jajk a i wytwarzają nabrzm ienia pomiędzy liśćmi i kwiatam i roślin. Liczne z gąsienic wspo­

mnianych owadów mają, j a k się zdaje, skórę wilgotną.

Mszyce, które są twórcam i narostów to- rebkow atych lub pęcherzowatych, j a k np.

na wiązie, topoli, wierzbie i innych, za­

opatrzone są w płyn trujący w gębie, podo­

bnie j a k u mszycy winogronowej, czyli P hy llo x e ra vastatrix. P odobną drogą w y­

wołują różne narośle n a liściach drzew róż­

ne rostocze, czyli ak a ry d y (Phytoptoceci- diae).

Z typu robaków (Yermes), z grom ady Nematodes, nabrzm ienia sprow adzają A n - guillulae (węgorek) zbożowe i H e terodera Schachtii na korzeniach buraków , z wrot- ków zaś (R otatoria) Notommata Yerneckii sprowadza nabrzm ienia w nitkach Vau- cherii.

Roślinnych twórców narośli (Cecidophy- ta) je s t bardzo wiele, mianowicie zaś po­

między niższemi grzybami (Mycocecidiae), j a k np. Plasmódiaphora, Roestelia, Ustilago

i t. p.

Godne uw agi narosty zostały świeżo zalezione na wodorostach morskich, na k tó ­ re zwrócił uwagę p. Bornet, a mianowicie:

Streblonemopis irritans wywołuje now o­

tw ory na wodoroście Cystoseira opuntioi- des, Ectocarpus Yaliantei zaś na Cystoseira ex-icoides. Wreszcie istnieją narośle wywo­

łane przez bakteiyje, j a k u wielu drzew, np. u sosny A le p p o ( P in u s halepensis), oliw ­ ki, jabłoni, gruszy i t. p.

Ostatecznie w p racy swój p. Laboulbene przychodzi do dwu ważnych uwag:

N r 32.

WSZECHŚWIAT.

(3)

N r 32. WSZECHŚWIAT.

1) J e d y n e doświadczenie, jakie zostało uwieńczone jakim ś skutkiem, było wyw oła­

nie narośli albo przez zaszczepienie w tkanki roślinne kropli wody dystylowanćj, w któ- rćj były zanurzone i obmyte gąsienice Ce cidomyj, albo też przez wprowadzenie czą- j stki pokrycia tych gąsienic w tk ankę liścia [ lub pączek, lub wreszcie nieco płynu ze­

branego po oderwaniu głowy kilku gąsieni­

com, wytwarzającym narośle.

2) P a n L. przekonał się kilkakrotnie, że skoro owad p rodukując y narost żyć p rz e ­ staje, najczęściój w skutek pasorzytów, to forma galasówki zmienia się niezawodnie.

Głównie stw ierdził to zjawisko na N euro- teru3 lenticularis i na owadach wywołują­

cych now otw ory przeważnie u roślin k rz y ­ żowych.

S treszczając wszystko, o czem wyżśj była mowa, okazuje się, że najważniejszą przy­

czyną tworzenia się orzechowatych n a r o ­ stów na roślinach są substancyje płynne wydzielane przez zwierzęta i rośliny, pro­

dukujące wspomniane narośle. P łyny te pochodzą albo z gruczołów umieszczonych prz y organach rozrodczych samicy, albo przenikają przez błony miękkie ja jk a , z któ­

rego powstają. W innych razach płyn jest wydzielany przez komórki gruczołów otwie­

rających się do gęby, lub do przyrządu przeznaczonego do ssania, kłucia; nakoniec płyn taki może być w ytw arzany przez ciało gąsienicy, lub robaka, przenikać przez de­

likatne pokrycia ciała, albo mogą go d o ­ starczać b ak tery je wywołujące narośle.—

Wszelkie zakłucia, szczepienia obcych ciał, lub płynów nie mogą sprowadzić tych cha­

rakterystycznych nowotworów.

A . S.

(D o k o ń c ze n ie).

Zachodzi teraz pytanie, czy k uropa tw y zasługują na taką ochronę, j a k ą j e we wszy­

stkich k rajach cywilizowanych otaczają, czy też uważać je tylko należy za przedm iot roz-

i rywki dla tych panów, k tó rzy polować m o­

gą. Aby na to pytanie odpowiedzieć, ro z­

ważyć należy użytek, jak i p tak ten przynosi oraz szkody, jak ie przypuszczalnie wy­

rządza.

U żytek z kuropatw y jest widoczny, daje bowiem doskonałe mięso i tak łatw o s t r a w ­ ne, że je lekarze zalecają osobom z upośle-

J dzonem traw ieniem . W Prusiech, a nawet w niektórych okolicach Księstwa P oznań­

skiego, gdzie myśliwstwo jest prowadzone należycie, k u ro p a tw a daje dobre dochody właścicielom m ajątków nienarażając ich

j bynajmniój na straty, gdyż szkody w polu p ta k ten żadnej nie zrządza, a przeciwnie j karmiąc się przeważnie różnem robactwem

J i pędrakami, wyniszcza ich znaczną ilość,

| przynosząc pożytek rolnictwu. Ziarno j e I w niewielkiej ilości i to przeważnie szuka go n a ścierniach, gdzie się przy sprzęcie otrząsa z kłosów. Że oziminę szczypać lubi, to też szkody tem żadnój nie wyrzą­

dza, gdyż z wiosną roślina posiada dosyć siły, aby tę stratę powetować. Słowem, p ta k a tego uważać należy za bardzo uży­

tecznego i otaczać go wielką opieką, wspo-

| magać w ostre zimy, chronić od d ra p ie ż­

nych zwierząt i ptaków, a jeszcze bardzićj od stokroć drapieżniejszego człowieka.

W spomnieliśmy powyżój, że na Sybirze zwykłą szarą kuropatw ę zastępuje bliski g atunek k u ro p a tw y brodatej ( P e r d ix bar- bata), znanśj jeszcze Pallasowi, lecz opisa- nój dopiero w 1863 roku z egzemplarzy nadesłanych przez ś. p. Józefa Wałeckiego.

J e s t ona nieco większa od naszój zwykłój ku ro p a tw y i różni się niektóremi szczegó­

łami ubarwienia, a mianowicie, że kolor rudaw o-płow y rosciąga się na cały przód szyi oraz piersi i że podkowa nie j e s t b a r ­ wy kasztanowatej, lecz węglowo - czarna.

Zamieszkuje południowe pobrzeża Bajkału, całą D auryją, T urkiestan, T y b e t i Chiny, gdzie, według świadectwa księdza Dawida, sięga aż południowych części Chensi. O by­

czajami, według świadectwa p. W ik to ra Godlewskiego l), nie różni się prawie od

•) Szczegół w z ię ty z d ru k u ją c e j się o b e c n ie p o ­ ś m ie r tn e j p r a c y ś. p. T ac za n o w sk ie g o „ F a u n ę o r- n ito lo g iq u e d e la S ib e r ie o r ie n ta le " , s t r . 778.

(4)

500 WSZECHŚWIAT. N r 32.

naszej, tylko tem chyba, że stada jćj bardzo tru d n o rozbić, a raz rozbite zbijają się na- powrót tak szybko, że gdy myśliwy n a d e j­

dzie, ju ż się k upą zryw ają. G niazdo z n a ­ lezione przez p. Godlew skiego zawierało 22 jaja; P rze w alski nie znajdow ał nigdy wię­

cej nad 18.

D ru g i rodzaj k u ro p a tw zamieszkujących E u ro p ę są to bartawele, inaczej zwane k u ­ ropatwam i skalnemi od rodzaju ich życia, w nauce zaś znane są pod nazwą Caccabis.

Są one większe od k u ro p a tw właściwych, nogi u samca są uzbrojone tępą ostrogą, umieszczoną w połowie wysokości stoku;

ogon składa się tylko z 12 do 16 sterówek.

U barwienie obu płci je s t podobne, a odróż-

część brzucha i podogonie płowo-rude; boki ciała grubo pręgowane kolorem rdzawym, płowym, czarnym i błękitno-siwym. Ste­

rówki, z wyjątkiem środkowych, kasztano- wato-rude. Nogi i dziób koralow o czer­

wone. Tęczówka ciemno-brunatna.

W e d łu g Deglanda piękny ten p tak z a ­ mieszkuje niektóre części Francyi, półw y­

sep Iberyjski, niektóre okolice A ustryi i Szwajcaryi oraz W łochy. P rz e d niedaw ­ nym stosunkowo czasem wprowadzona zo­

stała do Anglii, gdzie się też doskonale za­

aklimatyzowała. B rehm wspomina także, że bywa spotykana w A fryce północnej, lecz nie znalazłem potwierdzenia tój wiado­

mości u innych autorów. W e F ranc yi przed

F ig . 2. K u ro p a tw a c z e rw o n a (C accabis r u b ra ).

nić można tylko samca od samicy po nieco większych rozm iarach i po ostrodze, którój samica nie posiada. T r z y gatu n k i tego ro ­ dzaju zamieszkują E u ro p ę , a mianowicie ku ro p a tw a czerwona, bartaw ela i gam bra.

K u ro p a tw a czerw ona (Caccabis rubra, fig. 2) posiada wierzch głow y i szyi r d z a w o - szary, płaszcz oliwkowo-szary, z rdzawym nalotem na przedniej części pleców. P oza okiem w yraźna biała brew. G ard ziel i po- i liczki białe, oddzielone od reszty czarną pręgą połączoną na przodzie szyi, p rę g a ta j

na przodzie piersi i bokach szyi przechodzi j

w gru b e , czarne, k linow ate plamy. P ie rś i przednia część b rzucha popielate, tylna j

niedaw nym stosunkowo czasem nie była wielką rzadkością w okolicach P aryża, obec­

nie jed n ak należy tam do bardzo rzadkich ptaków, wyparta, j a k się zdaje, przez k u r o ­ patw ę szarą. W k ra ju tym za północną granicę jój rozmieszczenia uważać dziś n a ­ leży dolinę rzeki L o a r y , na północ od któ- rój spotyka się j u ż tylko sporadycznie.

Obyczajami nie różni się wiele od k u ro ­ patwy szarój, głos ma tylko donioślejszy i nieco niższy, lecz tego samego brzmienia, co i tamta. L u b i bardzo okolice pagórko­

wate, gdzie pola upraw ne a szczególniej winnice urozmaicone są tu i owdzie kępami krzaków i drzew, lub jałowemi przestrze­

(5)

N r 32.

niami pokrytem i wrzosem i żarnowcem.

Lęże się znacznie później od kuropatw y szarej, na dowód czego mogę przytoczyć, że we W rześniu, kiedy wszystkie kuro p a­

tw y szare były j u ż prawie zupełnie wy­

rośnięte, nieliczne stada kuropatw czerwo­

nych, j a k ie nam się udało spotkać, składały się jeszcze z młodych piskląt niemogących latać. W ogóle przy lężeniu kuropatw a czerwona („ p e rd rix ro u g e” francuzów) b a r­

dziej się k ryje, wybierając na ten cel gęste zarośla młodej dębiny, lub trudne do p rz e­

bycia kolączki, zwane genet d’Espagne.

Gniazdo jej zwykle bywa słane na ziemi w niewielkiem zagłębieniu, lecz, według powagi Deglanda, nierzadko też spotyka się na niższych gałęziach krzewów, a nawet i na średnich konarach drzew. W niem znosi od 12 do 18 jaj barw y rudawo-szarój z b la d o -b ru n a tn e m uplamieniem. T w ier­

dzenie Schinza j a k o b y kuropatwy te nie żyły w stadach je st błędne; przeciwnie trzymają, się one kom panijam i po kilkanaście do dw u­

dziestu k ilk u sztuk razem, a nawet samce bezżenne łączą się razem w stada.

K u ro p a tw a czerwona karm i się, podobnie j a k i szara, owadami, larw am i ich, ro b a k a ­ mi, ślimakami oraz wszelkiego rodzaju ziar­

nem i pędami roślin. G d y sprzęt ziarna i ogrodowizn ukończony zostaje, nadchodzi właśnie w tój porze dojrzewanie winogron, na które p taki nasze są ogromnie łakome.

Wówczas wszystkie prawie stada ściągają z pól do winnic, gdzie nieraz dość znaczne szkody wyrządzają. Pozostają tam naw et i po winobraniu, gdyż zostaje sporo gron, które ludzie przeoczyli, lub pozostawili d la ­ tego, że jeszcze nie były dojrzałe w chwili winobrania. Z drugiej strony winnice dają im niezłe schroniska do końca Listopada, gdyż w ted y sprzęt wszelki dawno ukończo­

ny i oprócz winnic wszystkie pola są zby­

tnio obnażone, aby się na nich k u ro p a tw a czerwona czuła bespieczną. Zdaje się n a ­ wet, że śmiało powiedzieć można, iż k u r o ­ patw a czerwona sięga n a północ we F r a n ­ cyi tak daleko, j a k daleko rospostarta jest hodowla winnój latorośli, z k tó rą to r o ­ śliną p ta k ten, zdaje się, je s t ściśle zwią­

zany.

K ilkoletnie obserwacyje u tw ierdzają mnie w przekonaniu, że k u ro p a tw a czerwona od­

bywa migracyje z nadejściem jesieni, o czem zresztą żaden z autorów francuskich nie wrspomina. Twierdzenie zaś to opieram na następujących danych: polując na k u r o ­ patwy w Tourainie z początkiem W rześnia pomimo bardzo dobrych psów, nie spotyka­

liśmy prawie wcale kuropatw czerwonych, lecz tylko szare, a nieliczne stada kuro p a tw czerwonych, ja k ie udało nam się przydy- bać, składały się z puchowych piskląt nie­

zdolnych jeszcze do lotu. Dopiero w po­

łowie Października, gdy się zbliżał czas w i­

nobrania, k uropatw y czerwone pokazywać się zaczęły coraz obficiej i to nie napół wy­

rośnięte, j a k b y się tego spodziewać można, lecz doskonale rozwinięte, ja k g d y b y s ta r­

sze znacznie, aniżeli te, któreśm y przedtem we Wrześniu spotykali, skąd przypuszczać było można, że się one na południu w cie­

plejszym klimacie wyprowadziły. W końcu Października i z początkiem Listopada licz­

ba stad kuropatw czerwonych przewyższa liczbę stad kuropatw szarych. P rz y p u s z ­ czać więc można, że pierwsze z nich posu­

wają się z południa na północ, skoro tam winobranie wcześniej ukończone zostaje, gdyż przypomnieć sobie należy, com d opie­

ro powiedział, że dla nich dojrzewające wino stanowi główne pożywienie.

K u ro p a tw a czerwona m a nie tak może licznych nieprzyjaciół we Francyi, j a k u nas szara, gdyż w k ra ju tym lis należy do rzad­

kości, k una i tchórz nieczęsto też się spoty­

kają, a jastrzębie, błotniaki i kanie są r z a d ­ sze, niż u nas wskutek ciągłego prześlado­

wania. Lecz zato człowiek, kłusownik, jest tam strasznym ich niszczycielem, gdyż po ­ mimo dość surow ych p ra w na ten rodzaj przestępców i mimo ciągłej czujności stra ż ­ ników, wysoka cena zwierzyny i dobry za­

ro bek popychają licznych włościan a naw et i miejskich obywateli do kradzenia zwie­

rzyny, a w P aryżu są naw et stowarzyszenia kłusowników, k tóre rossyłają swych agien- tów po całej Francyi.

Szkody, jakie kuro p a tw a czerwona wy­

rządza w winnicach opłaca sowicie dosko­

naleni mięsem, które jest bielsze, niż k u r o ­ patw y szarój, lecz może nietak smaczne, wskutek czego te ostatnie na rynkach p a ­ ryskich drożej kosztują od czerwonych, m i­

mo, że są od nich znacznie mniejsze.

(6)

502 WSZECHŚWIAT. N r 32.

P o k re w n y gatunek, zw any przez francu­

zów „bartavelle” (P e r d ix saxatilis, lub P.

graeca) zamieszkuje gói^zyste okolice E u r o ­ py, w Azyi zastępuje ją. bliska odm iana (C. chukar). W E u ro p ie spotyka się w n i e ­ których okolicach F ra n c y i, w Pirenejach, w A lpach, w T yrolu, w Górnej A ustry i, w Górnej Bawaryi, w Dalm acyi, w' T urcyi, we W łoszech i na Sycylii. W e d łu g prof.

m ieszkań ludzkich. Tem dziwniejsza, że

; p ta k ten na południu, j a k np. w Grecyi, trzy m a się przeważnie rów nin i nigdy nie posuw a się ku szczytom górskim, tak p rz y ­ najmniej twierdzi von der Miihle.

P od względem obyczajów, lotu i głosu b artaw ela jest podobna do k u ro p a tw y c z er­

wonej. Gniazdo buduje w zagłębieniu zie­

mi, które zleiika wyścieła mchem i traw ą.

F ig . 3. K u ro p a tw a k ró le w s k a (T e tra o g a llu s c au c as ic u s).

Zawadzkiego, miałaby się spotykać w g ó ­ rach Bukowińskich, lecz W odzicki wątpi o prawdziwości tego twierdzenia.

W E u ro p ie środkowej b a rta w e la trz y m a się pom iędzy granicą drzew iastej roślin n o ­ ści i g ra n ic ą wiecznych śniegów, w re jo n ie t a k zwanój kosodrzewiny. W e d łu g zdania Tschudiego w czasie bardzo ostrój zimy spuszcza się do dolin i podchodzi n aw et do

Niesie w niem 12 — 15 jaj blado żółtych, usianych blado-brunatnem i plamami. K a r ­ mi się podobnie j a k wszystkie kuropatw y;

mięso jej bardzo je s t cenione.

W reszcie g am bra (Caccabis petrosa), ró ż­

niąca się od innych współrodzajowców ru d ą a nie czarną k ra w atką, zamieszkuje Sardyniją, K orsykę, Sycyliją, Maltę, A f r y ­ kę północną aż po M arokko i wyspy K a n a ­

(7)

ryjskie. Z jaw ia się przypadkowo we F r a n ­ cyi południowej i w Hiszpanii. Obyczajami zbliża się bardzo do dwu poprzednich ga­

tunków.

Rodzaj kuro p a tw pustyniowych (Ammo- perdix) stanowi niejako przejście od k u ro ­ patw właściwych do kuropatw skalnych, czyli barta w el. Do ostatnich zbliża się p o ­ dobnym roskładem kolorów, brak jed n ak ostrogi na skoku u samca zbliża je do p ier­

wszych. D w a są tylko znane gatunki tego rodzaju, a mianowicie kuropatw a Bonhama (A m m operdix Bonhami) i kuropatw a H eya (A m m operdix H eyi). Pierw sza z nich za­

mieszkuje P ersy ją, kraj Zakaspijski i T u r ­ kiestan, gdy d ru g a spotyka się tylko w Af­

ryce i w P alestynie.

K u ro p a tw a B onham a posiada głowę wraz z gardzielem popielatą, czoło i szeroką brew czarną; od dzioba do oka i poza okiem ciągnie się biała szeroka smuga. W ierzch ciała blado płowo-szary, na ku p rz e upstrzo­

ny drobnemi czarnemi płomykami. Ste­

rówki rude z w yjątkiem środkowych, które są szare zlekka ciemniejszym kolorem mar- m urkowane. Boki szyi oraz k a r k popielate upstrzone grubem i trójkątnem i plamami koloru białego. P rz ó d piersi szary. Boki brzucha i ciała lilijowo • szare z mocnem czarnem i kasztanowatem podłużnem stry- chowaniem. Ś ro d ek brz u ch a biały z gru- bem strychow aniem podłużnem koloru rd z a ­ wego. P odogonie blado - płowe. K u rk a jest całkowicie szara dość subtelnie prążko­

wana i centkow ana jaśniejszym kolorem.

B rzuch i podogonie posiada brudno-białe.

Wielkość tój k u ro p a tw y je st mniejsza od zwykłej szarćj.

Niewiele szczegółów znamy o sposobie życia tój kuropatw y. Oto co o niej mówi B lanford '): „ T ihu (nazwa miejscowa) spo­

tyka się w P ersy i wszędzie z wyjątkiem re- gijonu leśnego, od poziomu morza do wy­

sokości 7 000' n a d poz. m orza w P ersy i p o ­ łudniowej, a niewiele niżej sięga w północ­

nej. T rz ym a się najchętniej niskich wzgó- rzy, lub kam ienistych wąwozów. Na wiosnę i latem spotyka się je pojedynczo, lub p a ­ rami, w zimie zaś przypadkow o łączy się

w mała stadka, lecz nietak często i nietak licznie j a k bartawele (Caccabis). Z w y k le widzi się je spokojnie spacerujące po ka-

j mienistych skłonach wzgórzy, nie biegają je d n a k tak szybko j a k inne kuropatw y, ani też nie starają się tak j a k one ukrywać;

zresztą, gdy się chcą schować, dość jest aby nieruchomie n a miejscu pozostały, gdyż kolor ich tak je s t podobny do otaczających kamieni i piasku, że je wtedy nadzwyczaj tru d n o odkryć. Gdy się podryw ają podo­

bne są do przepiórek zarówno ze swego by­

strego lotu j a k i ze świstu, który, podno­

sząc się, wydają. Z w ykły ich głos składa się z podwójnej nuty, powtarzanej przez pe­

wien czas. Mięso ich je s t doskonałe, sto­

kroć lepsze od mięsa bartaw eli i tylko u stę ­ puje może mię^u frankolina, jeżeli mu nie dorównyw a”.

Zarudnoi *) wbrew twierdzeniu Blanfor- da utizy m u je , że k u ropa tw a pustyniowa jest ptakiem bardzo żyw ym i ruchliwym.

Zabił on pewnego razu starą kurę nad stru ­ mieniem i gdy j ą wdół dziobem zwrócił, wylało się z niój przynajm niej półtorej szklanki wody. P r z e k o n a ł się następnie, że samica wypija tyle wody, aby j ą zanieść dzieciom, wyprowadzonym w znacznej od strum ieni odległości.

P ozostał nam jeszcze najw spanialszy ro ­ dzaj kuro p a tw ta k zwanych królewskich.

W nauc e są one znane pod nazwą Tetrao- gallus (co znaczy cietrzew-kogut), lub Me- galoperdix (wielka kuropatw a); pierwsza j e d n a k nazwa j a k o dawniej nadana ma p r a ­

wo obywatelstwa i dziś powszechnie jest używana.

K u ro p a tw y królew skie są to ptaki wiel­

kości cietrzewia, a nawet i większe, zbudo­

wane nadzwyczaj silnie, o u b a rw ie n iu dość skromnem, w którem kolor szary zawsze przeważa. K o hot różni się tylko od k u ry nieco większemi rozmiarami oraz tępą ostro­

gą, umieszczoną w połowie wysokości sko­

ku. W szystkie gatunki znane (a je s t ich pięć), żyją w górach zwykle na najwyższych ich piętrach, u stóp wiecznych śniegów, tam gdzie szczyty przekraczają liniją śnieżną.

503

WSZECHŚWIAT. 503

*) B la n fo rd . E a s te r n P e ra ia .

*) N. Z a r u d n o i. O iseaux d e la C o n tree T ra n s - C a sp ie n n e w Buli. Soc. Im p. N a t , M oskw a, 1885, s t r . 324.

(8)

504 WSZECHŚWIAT. N r 32.

W szystkie bez w yjątku zamieszkują Azyją, a zachodnią granicą rozmieszczenia rodzaju są góry Kaukaskie.

Najlepiej znanym g atu n k ie m je s t k u r o ­ patw a królew ska k a u k a s k a (T e traogallus caucasicus) zamieszkująca góry Kaukaskie.

Tło pierza posiada brunatno-czarniaw e n a d ­ zwyczaj drobno-płow ym kolorem m arm ur- kowane, co n a pewnej odległości tworzy wrażenie koloru ciemno-szarego. Płaszcz cały m a upstrzony dużemi, podłużnem i p la ­ mami barw y płowej, lub rudawo-płowr<5j.

Głowra jest jednolicie brunatno-szara. G a r ­ dziel czysto-biały; takaż p ręga wychodzi z poza oka i biegnie w dół boku szyi, łącząc się u spodu z białym plastrem gardziela.

Spód ciała a szczególniej boki są wzdłuż poplamione grubem i strycham i k o loru pło ­ wego, kasztanowatego i czarnego. Sterów ki są czarniawe rdzaw ym kolorem zakończone.

Najwięcej danych bijologicznych o tym gatu n k u zawdzięcamy d-rowi R ad d em u '), dyrektorowi muzeum tyfliskiego, któ ry je niejednokrotnie mógł obserwować w stanie wolnym. W e d łu g niego k u ro p a tw a k r ó ­ lewska zamieszkuje najw yższe piętra gór W ielkiego K aukazu, powyżej pasu r o d o ­ dendronów, a zapędza się n aw et między lodowce i na pola wiecznego śniegu. Nigdy badacz ten nie widział jej w granicach r o ­ ślinności drzewiastej, mimo, że podczas s u ­ rowej zimy spuszcza się nieco z wyżyn wiecznym śniegiem okrytych. T rz y m a się zawsze miejscowości bardzo dzikich, z a ­ mieszkanych pra w ie wyłącznie przez kozła dzikiego (Aegoceros Pallasii), k tó re m u stale | towarzyszyć się zdaje, co wszelako R ad d e objaśnia nie ja k ą ś specyjałną sym patyją tych tak różnych zw ierząt, j a k b y to chcieli widzieć krajowcy, lecz w prost je d n y m i tym samym rodzajem pożywienia. K u ro p a tw a królew ska, w edług R addego, k a rm i się przeważnie pączkami roślin, osobliwie zaś lubi pączki rośliny P o tentilla, w b ra k u in ­ nego pożywienia szczypie k ró tk ą traw ę a l ­ pejską. P rz e k o n a ł się też Radde, że p ta k ten na zimę robi zapasy żywności, a m ia n o ­ wicie, wchodząc na górę K azbek zauw ażył

na wysokości 10000' nad poz. morza pod występem skały nagromadzoną znaczną ilość różnych delikatnych roślin, między którem i rospoznał liście Leontodon Steveni, liście jakiegoś g a tu n k u Tragopogon, a t a k ­ że kw iaty C am panula saxifraga. Z razu są­

dził, że magazyn ten należy do jakiego nie­

znanego g atu n k u gryzonia z rodzaju Lago- mys, lecz przewodnicy kategorycznie oświad-

j czyli mu, że to k u ropa tw a królewska te za-

j pasy robi na zimę.

Z ruchów, lotu i głosu p ta k ten p rz y p o ­ mina zupełnie bartawele. L o t ma prosty i łoskotliwy, a gdy na miejsce zapada kiwa się przedtem na prawo i na lewo, j a k b y impet chciała zneutralizować. Do- siaduje zw ykle bardzo tw ardo i zrywa się z pod samych nóg, a gdy młode są przy starych, rozbiegają się i rozlatują ta k szyb­

ko, że je łatwo zgubić można.

Gniazdo swe umieszcza pod występem skały, aby je ochronić od ulew wiosennych, lub śniegu. J a j niesie 12 do 20, barw y

i szaro-żółtej, upstrzonych plamami koloru blado-brunatnego. J a j a są stosunkowo nie­

wielkie, mierzą bowiem 69 milimetrów d łu ­ gości na 46 m m grubości. Oboje starzy zajm u ją się wychowaniem potomstwa, p rz y ­ najm niej R ad d e zawsze spotykał koguta i kurę przy młodych. Mięso tych ptaków według świadectwa R addego i d ra Lullyego m a być doskonałe, w niczem nieustępujące mięsu bartaweli.

I n n e gatunki kuro p a tw y olbrzymiej z a ­ m ieszkują różne okolice Azyi zachodniej i środkowej. I tak T. caspius spotyka się na W ielkim i Małym Araracie, na Elboru- sie, w górach P ersyi, a także w okolicach Aschabadu, skąd przed niedaw nym czasem muzeum hr. Branickich otrzymało piękny i okaz samca tego rzadkiego g atu n k u . T. al^

taićus zamieszkuje Ałtaj, T. tibetanus góry T y b etu i T u rk iesta n u chińskiego, wreszcie T. himalayensis góry Him alajskie, T ybet

j i Turkiestan. W szystkie trzym a ją się na znacznej wysokości i wszystkie należą do wielkich'rzadkości po zbiorach.

J a n Sztolcman.

') D r G. R a d d e . 0 r n i x C a u e a s ic a . Tyfl s, 1885, j s tr . 268.

(9)

505

BADANIA M IKROSKOPOW E

SKAŁ I MINERAŁÓW.

(C iąg d a lszy ).

M usimy z kolei rospatrzyć jeszcze jednę własność m inerałów skalnych, która, ze względu na ogólne dziś zainteresowanie się nią, mineralogów, zasługuje na szczególną uwagę czytelników Wszechświata. Mówimy tu o bliźniaczem zrastaniu się dwu albo wielu minerałów, w rd łu g pewnych ściśle określonych praw. Zjawisko to, bardzo w przyrodzie pospolite, daje się doskonale obserwować n a wielu m inerałach skalnych.

Tw orzenie się bliźniaków pozostaje, j a k do­

wodzi O. L ehm ann, w pewnój zależności od własności rostwToru, z którego powstają.

Jeżeli się zgodzimy na to, że kryształ je st pra w idłow ym agregatem jednakow ych z u ­ pełnie m olekuł wielościennych, ułożonych względem siebie równolegle, to łatwo zro­

zumiemy, że w procesie krystalizacyi osia­

danie m olekuł na ścianach rosnącego k r y ­ ształu musi być połączone z ich pewnego rodzaju obrotem w przestrzeni, przez który elementy ich ograniczenia stają się zupełnie równoległemi z takiemiż elementami wszy­

stkich innych m olekuł kryształu. P r z y ­ puśćmy, że je d n a z osiadających molekuł, dla pewnych przyczyn, zajęła względem innych położenie nie ściśle równoległe, lecz dowolne; jeżeli inne przybywające z ros- tw oru m olekuły ułożą się równolegle do niój, natenczas powstaje dwojak; kry stali- zacyja j a k b y się rozdwaja: z jednój strony kryształu te same molekuły układają się inaczej niż z drugiój, lecz według p ra w tój samój symetryi. O. L ehm ann przypuszcza, że w rostworach ta k gęstych, j a k lawy, to obracanie się m olekuł podczas ki^ystaliza- cyi j e s t daleko bardzićj utrudnione, niż np.

w rostworach wodnych, odznaczających się wielką ruchliwością cząsteczek. P r z y p u ­ szczenie powyższe zgadza się z tym cieka­

wym faktem, że niektóre m inerały skalne, j a k np. feldspaty sodowo-w apienne k r y s t a ­ lizują się praw ie wyłącznie w postaci zrost- ków bliźniaczych.

Najprostszym rezultatem prawidłowego zrastania się minerałów je st dwojak, liczba zrastających się osobników je s t je d n a k n ie ­ ograniczona i może sięgać od dwu do nie­

skończoności. Płaszczyzną zrastania bywa zwykle jedna ze ścian kryształu, z w yjąt­

kiem tych, które biegną równolegle do p ł a ­ szczyzn symetryi; w każdym więc układzie krystalograficznym p anują wogóle inne p ra ­ wa bliźniacze.

Bliźniaki makroskopowe poznajemy zw y­

kle po kątach w'klęsłych, które są tylko zrostkom właściwe. P rzy badaniu je d n a k skał cecha ta j e s t zwykle bezużyteczną z po­

wodu allotriomorfizmu (t. j . n iepra w idło­

wego ograniczenia) minerałów skalnych.

W badaniach mikroskopowych zatem po - sługujemy się wyłącznie metodą optyczną odróżniania bliźniaków. Metoda ta polega w p ro st na rospatryw aniu p re p ara tu z a w ie ­ rającego zrostki w świetle spolaryzowanem równoległem, lub schodzącem się. P o n ie­

waż osi krystalograficzne (ja k również i osi sprężystości optycznćj) obu bliźniaków są względem siebie nachylone, a więc i kie­

runki znikania światła na obu indywiduach muszą być różne, gdy je d n a k połowa bliź­

niaka znajdzie się w położeniu zupełnego zaćmienia, druga będzie jasna i naodwrót.

W ten sposób odróżniamy dwojaki od k ry sz ­ tałów pojedyńczych bez względu na to, czy mają właściwe sobie postaci, czy też wystę­

pują w ziarnach, lub formach niepraw idło­

wych. Jedynie tylko bliźniaki układ u fo­

remnego (prawidłowego) nie mogą być m e­

todą pomienioną rospoznawane z powodu, że kryształy układ u foremnego są ciałami izotropowemi.

Bliźniaki wielokrotne, t. j. składające się z wielu zrośniętych ze sobą osobników są właściwością n ad e r charakterystyczną wszy­

stkich plagioklazów, stanowiącą doskonały środek odróżniania tych ciał od ortoklazu.

W świetle spolaryzowanem między n ikola­

mi akrzyżowanemi zrostek w ielokrotny pla- gioklazu przedstaw ia się j a k o szereg smug różnobarw nych, z których każda odpowiada innem u osobnikowi. Zjawisko to w sposób schematyczny przedstawia fig. 10, nie daje j e d n a k najmniejszego pojęcia o świetności obrazu tego in natura.

I n n y typ bliźniaków wielokrotnych sta­

(10)

506 w s z e c h ś w i a t. Nr 32.

nowią zrostki feldspatu m ikroklinem zwa­

nego. P ojedynczy napozór kryształ m ine­

ra łu tego, j e s t w istocie rzeczy zrostkiem .nadzwyczaj cienkich p ły tek p o dług dwu różnych praw , pow odujących krzyżowanie się wzajemne blaszek pod kątem prawie prostym. Między nikolam i skrzyżowanem i występuje dosadnie n a tu ra zrostkow a mi- kro k lin u , gdyż zamiast p rz e k ro ju je d n o ­ stajnie zabarwionego w idzim y siatkę b ar­

dzo subtelną, u tk a n ą z włókien ró ż n o b a rw ­ nych i prostopadle się przecinających. C z ę ­ stokroć we właściwą substancyją m ikrokli- nu wciska się w postaci bardziej szerokich wstęg (mowa o p rz e k ro ju ) ortoklaz lub al- bit, j a k to wyobraża fig. 11, przedstaw ia­

jąca przekrój m ikroklinu w świetle spola­

ryzowanem.

D w a kryształy, zrastając się w dwojak, tw orzą zrostek, który ro sp a try w a n y jako całość, jest b ry łą wogóle bardziój sym etry­

czną, niż składające go indyw idua. Syme- tryczność kryształu O' ceniamy ilością płasz­

czyzn symetryi, t. j.

takich płaszczyzn, k t ó ­ re przecinają go na dwie zupełnie j e d n a ­ kowe połowy, będące względem siebie w ta ­ kim stosunku; j a k p rz edm iot i jeg o odbicie w lustrze. Ponieważ zaś dw a krysz ta ły b liź ­ niacze są położone sym etrycznie względem płaszczyzny zrastania, d w o jak więc ma z a ­ wrze o je d n ę płaszczyznę sym etryi więcćj, niż składające go k ry sz ta ły pojedyncze; t r o ­ ja k i i czworaki będą oczywiście jeszcze b a r ­ dziej symetryczne, niż odnośne in d yw idua pojedyńcze. T a k np. t r z y słupy aragonitu, m inera łu rombowego, zrastając się ze sobą ścianami pryzm atu, tw orzą słup aż sześcio­

k ątn y (sześcioboczny), bryłę, posiadającą o cztery płaszczyzny sym etryi więcój, niż pojedynczy k ry sz ta ł aragonitu. W idzim y więc, że zrastanie się bliźniacze podnosi stopień sym etryi kryształu. Jeżeli wnio­

sek te n jest praw dziw y, to za logiczne jego następstwo musimy przyjąć, że z ro st­

ki wielokrotne wogóle pow inny zy sk i­

wać na podniesieniu się stopnia symetryi, właściwego ich pojedynczym elementom

krystalograficznym. T a k jest w samój rzeczy.

Szczegółowe badania mikroskopowe wy- k r y ł y pewną liczbę minerałów (która z każ-

! dym prawie dniem wrzrasta), należących

| krystalograficznie do b rył układ u prawi-

j dłowego, posiadających je d n a k zdolność, aczkolwiek słabą, podwójnego załamywania

j światła, co je s t w rażącśj sprzeczności z k a rd y n aln ą własnością minerałów u k ła d u praw idłow ego ciał, j a k wiemy, izotropo­

wych i jednołomnych. Tę na razie niewy­

tłumaczoną sprzeczność nazwano anomaliją optyczną. Dziś, dzięki klasycznym study- jo m głównie E . M allarda i C. K leina nad m inerałami optycznie anomalnemi, owa i sprzeczność zdumiewająca bespowrotnie

znikła, albowiem okazało się, że p ra w id ło ­ we napozór krysz ta ły są w istocie wielo- krotnemi, bardzo skom plikowanemi często­

kroć zrostkami indywiduów o znacznie niż­

szym stopniu symetryi, krystalograficznie j e d n a k bardzo zbliżonemi do b ry ł układu prawidłowego. Typowrym przedstaw icie­

lem minerałów anomalnych je s t leucyt, stały towarzysz law W ezuwijusza. Z w ykłą jego formą krystaliczną je s t dwudziestocztero- ścian trapezoidalny, zw any dawniój leucy- toedrem . C. K lein dowiódł przy pomocy t. zw. szlifów oryjentowanych, t. j. wycię­

tych w pew nych ściśle określonych k i e r u n ­ kach, że leucytoedr je s t zrostkiem wielo­

k ro tn y m cieniutkich blaszek dwójłomnych, których płaszczyznami bliźniaczemi są wszy­

stkie ściany g ra n a to e d ru (dwunastościanu rombowego). W szlifie rów noległym do

(11)

N r 32.

górnej ściany sześcianu otrzym ał nadto C.

K lein w świetle spolaryzowanem schodzą- cem się obraz interferencyjny dwuosiowy o bardzo małym kącie osi optycznych. O d ­ krycie to rzuciło jednocześnie światło na ciemną, kwestyją u k ła d u krystalograficzne­

go leucytu, który nie może być ani praw i­

dłowym, ani tetragonalnym, lecz jednym z układów dwuosiowych. F ig. 12 oddaje dość wiernie ogólny ch a rak ter przekroju leucytu, widzianego w świetle spolaryzow a­

nem równoległem między nikolami skrzy- żowanemi.

K ryształy, będące zrostkami wielokrot- nemi osobników o niskim stopniu symetryi, lecz naśladujące kształtami swojemi formy bardziej symetryczne, C zerm ak nazwał mi- metycznemi, a samo zjawisko — mimezyją (naśladownictwem); M allard zaś te same

Fig. 12.

kryształy m ianuje pseudosymetrycznemi (resp. pseudosymetrycznością). Największą, ilość m inerałów pseudosymetrycznych za­

wiera u k ład prawidłow y: prócz leucytu, bo- racyt, niektóre g ra n a ty , h aju in i in ; mniej ich mamy w tetragonalnym (apofillit) i h e k ­ sagonalnym (trydym it), jeszcze mniej w ro m ­ bow ym i t. d.

Zastanówmy się teraz nad pytaniem, czy zrostki bliźniacze są dziełem tylko prostego przy p ad k u , zależnego od stopnia gęstości zastygającego rostworu, ja k u trzym uje O.

L ehm ann, czy też m ają one jeszcze ja k i e ­ kolwiek głębsze znaczenie w historyi m ine­

rału? W literaturze mineralogicznej istnie­

je, nieliczny w praw dzie, szereg obserwacyj i doświadczeń, k tóre pozwalają o dpow ie­

dzieć twierdząco n a pytanie wyżej posta­

wione. Spostrzeżono mianowicie oddaw na, że przez zrastanie się bliźniacze kryształów zmniejsza się ilość kątów i krawędzi, w y­

stawionych nazewnątrz; ta k np. w p o tr ó j­

nym zrostku pseudohelcsagonalnym sześcio­

kątnym aragonitu ilość pierwotnych k ra w ę ­ dzi w pasie pryzmatycznym z d w una stu r e ­ dukuje się do sześciu; w zrostkach zaś wielo­

k rotnych redukcyja ta dochodzi rozmiarów znacznie większych. Z drugiej strony wiemy z doświadczenia i obserwacyi zjawisk n a ­ turalnych, że krawędzie i kąty są temi ele­

m entam i ograniczenia, które najłatwićj ulegają zniszczeniu pod działaniem sił bądź mechanicznych, bądź też chemicznych. Stąd w yprow adzam y wniosek, że przez zrastanie się bliźniacze minerał nabiera większej od­

porności względem nieprzyjaznych w a ru n ­ ków otoczenia. Dalej w k ilku wypadkach dowiedziono, że bliźniaki zrastają się nie jakąkolw iek ścianą z możliwych k ry stalo ­ graficznie, lecz tą mianowicie, która jest najwrażliwszą na wpływy niszczące. Oto p rz ykła d. Płaszczyzny klinopinakoidalne pojedynczych kryształów ortoklazu bywają zwykle zw ietrzałe i nagryzione; najpospo­

litsze zaś dwojaki tego minerału, karlsbadz- kie, zrastają się zawsze płaszczyzną wym ie­

nioną, przez co powierzchnia ścian najmniej w ytrzym ałych zmniejsza się o połowę.

W czworakach baweńskich ściany k lin o p i­

nakoidalne k ry ją się całkowicie wewnątrz zrostka, m inerał pozbywa się słabych stron swoich i wygląda zupełnie świeżo. P o d o ­ bnież zrostek mimetyczny aragonitu otacza się ścianami pryzmatu, stosunkowo wytrzy- małemi na działanie odczynników chemicz­

nych, skrywając starannie swe, najsłabsze pod tym względem, ściany brachypina- koidu.

Nietylko bliźniaki, lecz wogóle i k r y s z ­ tały pojedyncze, otaczają się przeważnie, j a k to w ypływ a z doświadczeń Beckego, temi ścianami, które są najm niej wrażliwe na działanie ośrodka krystalizacyi. Becke dowiódł doświadczalnie, że ściana cukru gronowego, k tó rą tenże przyrasta do dna i boków krystalizatora, rospuszcza się w wo­

dzie dziesięć razy prędzej, niż ściany zw ró­

cone ku rostworowi. W innej pracy, o g ło ­ szonej przed dwom a laty, tenże uczony, również eksperym entalnie wykazał, że j e ­ dne ściany fluspatu łatwiej się w y traw iają kwasami, drugie zaś — zasadami. Kom bi- nacyje ścian pierwszego rodzaju w ystępują

WSZECHŚWIAT.

(12)

508 AVSZ£CHŚWTAT. N l' 32.

w n aturze przeważnie w tow arzystw ie mi- 5 nerałów zasadowych, gdy kombinacyjom ścian wrażliwszych na działanie zasad t o ­ warzyszą. związki kwaśne. Na podstawie tych doświadczeń, Becke dochodzi do wnio­

sku takiego: te z zarodków krystalicznych, j powstałych w danym rostw orze, m ają wię­

cej szans do pomyślnego rozw oju nadal, które otoczyły się ścianami o znacznym stopniu odporności na działanie ośrodka.

W zastosowaniu do bliźniaków zdanie to możnaby sform ułować w ten sposób: jeśli jednocześnie pow stają obok siebie kryształ pojedyńczy i zrostek, to ostatni przedsta­

wia formę skupienia m olekularnego, lepiej przystosow aną do swego otoczenia, a więc trwalszą.

Zw racając się do zjaw iska mimezyi, mo­

żemy i w niem d o p atrz y ć się okoliczności, zapewniającej kryształom pseudosymetrycz- nym większą odporność i trwałość. K u la je s t figurą gieometryczną, posiadającą n a j­

m niejszą pow ierzchnię w stosunku do swój j

objętości. K ry s z ta ły u k ła d u p ra w id ło w e­

go są najbardziej zbliżone do kuli; dlatego ! też ośmiościan re g u la rn y ma mniejszą po­

wierzchnię, niż ośmiościan układ u tetrago- nalnego, chociaż oba mogą mieć jednakow e objętości; powierzchnia ograniczenia ośmio- ścianu tetragonalnego je s t wdększa, przy równych objętościach, od powierzchni p i r a ­ midy rombowej i t. d.

W idzim y więc, że k ry s z ta ły mimetyczne, będące zrostkami osobników o niższym sto­

sunkowo stopniu symetryi, przez pod wyż- ! szenie tój ostatniej tracą n a pow ierzchni ograniczenia i, co zatem idzie, zyskują na w ytrzymałości; gdyż z d w u b rył, mających jednakow ą objętość, ta będzie dłużej opie­

rać się działaniu jakiegoś, całość jej n a r u ­ szającego, czynnika, którój powierzchnia zetknięcia się z nim je s t mniejsza. Z z e s ta ­ wienia powyższego faktów i rozumow ań wynieść musimy to przekonanie, że dla wie­

lu m inerałów zrastanie się bliźniacze jest aktem pierwszorzędnej wagi, zabespiecza- jący in je w części od niszczącego działania ośrodka, czego są pozbawione osobniki po- jedyńcze.

(dok. nast.)

J . Morozewicz.

M E C H A N I K A

F I Z Y J O G N O M I I .

( S o d ł u y Slfcctj.-n.eeła).

(D o k o ń c z e n ie ).

Tak, j a k irradyjacyja łączy pewien akt ruchow y z dodatkową g rą ruchową, tak znowu przyczynow y przebieg pewnych m y­

śli wiąże się z dodatkowemi skojarzeniami, które znów ze swej strony łączyć się mogą z pew nem i poczuciami innerw acyjnem i, j a ­ ko nowa ruchowa pobudka i wyrażać się mimicznemi poruszeniami, chociażby sytua- cyja, tym ruchom odpowiednia, wcale do świadomości nie dochodziła.

Tę ostatnią okoliczność zrozumiemy, gdy w raz z F echne rem przyjm iemy, że stan czuwania mózgu jest zawsze tylko szeroko rosprzestrzenionym częściowym snem jego, wśród którego te tylko skojarzenia obrazów mózgowych znajdują się w stanie istotnego czuwania, na które zwrócona jest uwaga w jej fazie wzmożonej pobudliwości. R óżni­

ca pomiędzy częściowem czuwaniem, a czę­

ściowym snem polega zapewne tylko na różnicy natężenia, pobudliwości i odżywia­

nia na korzyść spraw mózgowych, z n a jd u ­ jący c h się w stanie czuwania. N ie św ia ­ dome poruszenia mimiczne, rospoczynane przez organ kojarzący, wybuchają przeto spośród snu częściowego.

G dy tedy wszystkie miejsca narządu k o ­ jarzącego, w którym wrażenia zmysłowe i odruchy pozostawiają ślady pamięciowe, pozostają ze sobą w związku zapomocą pęczków kojarzących, pojmiemy w szech­

stronność połączeń myślowych, skoro tylko w świadomości zapanuje żywsze p obudze­

nie, ale też łatw o zrozumiemy, że najłatw iej powstają takie skojarzenia, k tóre ju ż czę­

ściej się w świadomości łączyły.

Gdy pośród każdorazowej czynności n a ­ rządu kojarzącego odróżniamy skojarzenia głów ne i uboczne, to i występujące podczas snu częściowego oraz wiodące za sobą p o ­ ruszenia mimiczne skojarzenia uboczne s to ­ sować się muszą do pewnego praw idłow ego

(13)

i zgodnego uszykowania. Co do tego w ści- ślejszem znaczeniu psychicznego pow sta­

wania poruszeń mimicznych, niema różnicy pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem, tylko że u zwierzęcia cały zakres czynności k oja­

rzącej je s t mniejszy. Atoli u zwierzęcia ruch mimiczny, prawdopodobnie dlatego, tem pewniój występuje, że u niego zaha­

mowanie przez n arząd kojarzący je st d ale­

ko mniej wybitne, niż u człowieka. W i n ­ niśmy jeszcze dodać tę uwagę, że porusze­

nia mimiczne mogą się, powstając z ubocz­

nych skojarzeń, łączyć zarówno z afektami, ja k i z myślami bez afektu.

Zakres przytoczyć się tu dających p rz y ­ kładów je s t niezbyt rozległy. Dla m im icz­

nego w yrazu skojarzeń ubocznych przy afekcie gniew u klasycznemi są opisy, p o d a ­ ne przez D arw ina, dzikich zw ierząt wobec ich nieprzyjaciół. Mówiliśmy przy afekcie gniewu o poczuciu siły wskutek podniece­

nia uczuć innerw acyjnych. Siła kojarzy się z wyobrażeniem powiększenia zw ierzę­

cia. J u ż D a rw in zwrócił uwagę, że zwie­

rzę napadające istotnie się powiększa, unosii najeża włos, a szczególniej, j a k np. ptaki drapieżne, nastrosza pióra. Skojarzeniem napaści jest samoobrona. Zwierzę drapież­

ne już podczas zabawy do tego przyuczone kładzie podczas napadu uszy po sobie, dalej zamierzonemu napadow i towarzyszy, jak o skojarzenie uboczne, napaść dokonana: kły się wyszczerzają.

M im ika gniew u u człowieka w yraża się im ponującą postawą, rozdrażnienie ujawnia się przez ochronę oczu pod namarszczonem poprzecznie czołem, przyczem wszakże oko w ystępuje zaczepnie naprzód, wyszczerza­

my zęby, a naw et szczękamy lub zgrzytam y niemi, w y k onyw a jąc ruchy gryzienia, k o ń ­ czynami machamy, uderzam y, tupiemy.

P rz y opanowanej, by tak powiedzieć szcząt­

kowej mimice gniewu, zdaje się, że groźny ruch pięści, jako oznaka bicia, ogranicza się do grożenia palcem.

P ow racam y teraz do ubocznych skojarzeń z dziedziny słabego pobudzenia podczas snu częściowego, które wikła nasze zacho­

wanie z nieświadomą mimiczną g rą ruchów, naw et bez koniecznej do tego pobudki.

Niejasną je s t napozór rzeczą, dlaczego tak N r 32.

słabe pobudzenia nieodbicie ruch wywołują i j a k przytem sama postać ruchow a stosuje się prawidłowo do spraw nic wspólnego z ruchem niemających. Ich niezbędność zasadza się zapewne n a tem, że są to po ­ staci ruchowe pierw otne od samego dzie­

ciństwa u trw alone oraz najbliżej z niemi spokrewnione pochodniki, o które tu cho­

dzi, innemi słowy, że są to ruchy powstałe z niezahamowanego pierwotnie życia o d ru ­ chowego. Szereg tych poruszeń jest dość ograniczony. D la odporu, wstrętu, zasłu­

gują tu na uwagę: mina płaczliwa,, zaci-

| śnięcie powiek, wydęcie ust ja k b y do d m u ­ chnięcia i odsunięcia lekkich, j a k pow ie­

trze obelg, ruch odsuwający kończyny gór­

nej, cofnięcie się wstecz kończyny dolnej, wreszcie odwrócenie się całem ciałem; dla zaczepki: ruch ssania, dotykania, cmokania wargami, oblizywania się, mina uśmiech­

nięta, rozwarcie powiek, posuwanie się n a ­ przód, chwytanie.

Gdy teraz jeszcze na chwilę prz y p o m n i­

my, że fizyjognomika bez wpływu naślado-

i wnictwa tworzy się ze współdziałania w ro­

dzonej niejako, choć j u ż zewnątrzpłodowej

! fazy życia z następczą przez narządy ko­

jarzące mózgu wywołaną, pragnęlibyśmy zwrócić poniekąd uwagę na tę okoliczność, j a k uboczne skojarzenia, pochodzące z wie­

ku dziecięcego, czysto zmysłowo usposobio­

nego, mogą się później łączyć z treścią spraw umysłowych, niemowlęciu całkiem obcych.

Uprościmy sobie ten zamiar, ogranicza­

jąc się do zastępczej symboliki całego świa­

ta zmysłowego i umysłowego przez mowę.

M eynert nie za trzym uje się przytem nad rolą, j a k ą dźwięki pierwotnej mowy czucio­

wej odgryw ają w swem mimicznem znacze­

niu jako znaki porozumienia się i tylko we względzie fizyjognomicznym zw raca uwagę, że samogłoski wymawiane ruchem zaczepnym ust j a k a wyrażają zadowolenie, zaś zwężonemi ustami j a k o odpowiadają wyrazowi niezaspokojenia.

Dziecko używ a wyrazów w znaczeniu bespośredniem do oznaczania przedmiotów zmysłowo widzialnych, w późniejszym wie­

ku stosujemy j e w znaczeniu przenośnem do przedmiotów zmysłowo niewidzialnych.

(14)

510 WSZECHŚWIAT.

Dziecię nazywa słońce, dzień, płom ień j a s ­ nym lub światłym , człow iek rozwinięty, dojrzały zwie ja k ą ś praw dę, jakąś n a u ­ kę jasną, w yraźną, niejasną, lub ciemną.

U dziecka jasność, światłość s k o jarz y ły się z widzeniem przedm iotów , ze zbliżaniem się do nich, z ich chw ytaniem . S kojarzone z temi wyrazam i ru c h y u dziecka kojarzą się też z w yrazam i w znaczeniu przenoś- nem; nazywam y myśl widoczną, dotykalną, a mimiczne poruszenia naszego zgadzania się na myśl daną stosują się zupełnie do pierw otnego znaczenia wyrazów. G ra tiole t powiada, że ktoś niezgadzający się na cudzy pogląd zam yka oczy, lub odw raca twarz jak o zna k przeczenia, j a k g d y b y nie mógł, lub nie chciał widzieć rzeczy p rzedstaw ia­

nej, lub też wreszcie w ykonyw a otw artą ręką poruszenie, j a k b y chciał pokazać, że je s t pustą; gdy zaś się zgadza, k iw a p o ta ­ kująco głową,zbliża j ą do mówiącego, otwie­

ra szeroko oczy, j a k b y coś przed niemi wy­

raźnie widział. E n g e l zw raca uw agę, że ktoś niemogący sobie dać ra d y z jakąś my- j

ślą zwalnia swój chód, przyspiesza go zaś j a k skoro trudność myślową pokona.

Ja k k o lw ie k słuszną być może wyłożona powyżej m echanika fizyjognomii nie w y ­ starcza nam ona do należytego określenia wszystkich odm ian pojedyńczych wyrazu tw arzy i postawy, daje wszakże doskonałą wskazówkę do zrozum ienia niektórych; tak np. gdy w yraz tw a rz y dla myśli odpornych i w znaczeniu lekceważącem u w y d a tn ia się, j podług P id e rita, ruchem dm uchania, j a k b y dla odepchnięcia lekkich przedm iotów, dla wstrętu cięższego, p o d łu g D a rw in a , z d rad za się jak b y dławieniem, dla p rz y k ry c h w r a ­ żeń w ykrzyw ieniem tw arzy j a k b y do p ł a ­ czu, przyjem nego uczucia zgadzania się r u - j chem ssania lub mlaskania. Zaczepny ruch p o całunku znajduje swe przygotow anie w skłonności dziecka do używ ania w a rg ! ja k o o rga nu dotykowego. Również i śmiech da się najprościej wytłumaczyć, gdy uwzglę­

dnim y skłonność dziecięcego n a r z ą d u o d r u ­ chowego do skurczów oddechowych, tak dobrze p rz y płaczu j a k i przy usposobieniu wesołem; oczywiście u w a g a ta stanow i z a ­ ledwie pierwszy klucz do zrozum ienia m e­

chanizmu śmiechu. W y r a z tw arzy uśm iech­

nięty, j a k b y śmiech szczątkowy, tow arzyszy '

wszelakim pobudzeniom radosnym i prz y­

jaznym .

Winniśmy jeszcze za M eynertem p rz y to ­ czyć jeden przykład bardzo doniosłego z n a ­ czenia, a poczerpnięty z głęboko pomyśla­

nej rosprawy Johannesa Mfillera, dotyczą­

cej spojrzenia ludzkiego, z tem o g ra n ic ze­

niem, że uczony badacz podaje tylko fizyjo- gnomiczne znaczenie ruchów gałki ocznój z pominięciem zupełnem mimicznych r u ­ chów otaczających j ą części. M uller o d ­ różnia dw a rodzaje patrzenia: po prostej linii i w ru c h u krzywolinijnym . P r z y li- nijnem posuw aniu się przez płaszczyznę poziomą oba oczy wym ierzają nierów ne długości dla zapobieżenia obrazom podwój­

nym. T a okoliczność, a zarazem zmiana refrakcyi obarcza spojrzenie pewnemi t r u ­ dnościami, przyczem uczuwam y niemiłe napięcie mięśni. N atom iast przy rospatry- waniu gwiaździstego nieba spojrzenie od­

bywa ruch kolisty swobodny i przyjem ny.

M uller, przechodząc od tój uwagi do fizyjo- gnomicznego znaczenia spojrzenia, powia­

da: życzliwe, uważne spojrzenie obejm uje przedm iot bez Unijnego ustawienia, spoj­

rzenie nieżyczliwe, mierzące, badające je s t prostolinijne; przytem dodaje d elikatne sp o ­ strzeżenie, że gdy dobrze ukształcone oko łukow atem i linijam i przenosi się z jednego przedm iotu n a drugi, skrom ne spojrzenie niewieście zatacza krzyw izny k u dołowi zwrócone.

Ze wszystkiego, co powyżej powiedziano, zdaje się wynikać wyraźnie, że mimika polega pierwotnie na odruchowej irradyja- cyi, następczo zaś—na skojarzeniach ubocz­

nych; p rz y towarzyskiem życiu ludzi ze sobą przybyw a jeszcze działanie trzecie dla pośredniego nabycia poruszeń mimicznych, mianowicie naśladownictwo, które odbywa się nieświadomie naw et podczas częściowego snu Fechnerow skiego.

Dodać tu jeszcze winniśmy, zanim o z n a ­ czeniu bijologicznem ruchów mimicznych powiemy, że wszelkie skojarzenia mogą się wyzwalać dwustronnie, to znaczy, że za­

równo zm ienny w yraz tw arzy może po­

chodzić od zmiennego afektu, ja k o te ż z m i e ­ nione wrażenie powstawać przy zmianie wyrazu.

Bijologiczne znaczenie mimiki polega na

(15)

tem, że je st ona znakiem porozumiewania się, lecz wartość jój w tym k ierunku jako- też jój znaczenie estetyczne należy jćj się jed y n ie jako porozumiewaniu się nieświa­

domemu. W szelkie m imiczne ruchy d o ­ wolne nie posiadają wcale cech powstawa­

nia koniecznego a ja k o w yraz błaznowania stają się śmiesznemi, zaś ja k o wyraz kłam ­ liw y w inny być lekceważone.

Wszakże mimika nie byłaby sposobem porozumiewania się, gdyby nie była roz u­

mianą. L u d zie i zwierzęta rozumieją w z a - jemnie wyraz swćj fizyjognomii. Jakimże sposobem dzieje się, że właśnie istoty zwie- j rzęce znają się na fizyjognomii, że są fizyjo- gnomistami?

Otóż pochodzi to stąd, że widok ruchu mimicznego wyw ołuje obraz naśladowania, a obraz innerw acy jn y naśladowania kojarzy się znowu z temi wyobrażeniami czy afek­

tami, które panują pod spostrzeganą m im i­

ką. Lecz czemże jest naśladowanie? N ader ja s n y m przykładem je g o powstawania j e s t ' skłonność zw ierząt i dzieci do wydawania dźwięków głosowych, skoro tylko ich słuch zostanie podrażniony. Jestto zrazu tylko | odruch. K ażdy n e rw czuciowy może pod­

nietę swoję przenosić na całą m uskulaturę:

uczucie bólu w palcu u nogi wywołuje od ­ ruchowo k rz y k bolesny. W iem y zaś z b a ­ dań Pfliigera, że odruch powstaje ju ż przy bardzo słabych podnietach, jeżeli nerw y mięśni na bodziec odpowiadających odcho­

dzą blisko od miejsca wchodzenia nerwów czuciowych podrażnionych. N erw słucho­

wy bierze początek na poziomie nerwów n arząd u głosowego dróg oddechowych, krtani, języka i ru c h ó w warg. T ak i u k ład i rozmieszczenie nerw ów sprzyja temu, że słyszane dźwięki wywołują odruchowo w y­

daw anie głosu. Stanowi to j u ż w ogól­

ności naśladowanie czynności nerwowych.

Naśladowanie podobieństwa dźwiękowego danych brzmień głosowych polega już na kojarzeniu.

P ie rw o tn y odruch dźwiękowy, ta k samo, j a k to mówiliśmy o m ru g a n iu powiek, po­

zostawia w narządzie kojarzącym (mózgu przednim ) następczo poczucia innerw acyj- ne narząd u głos wydającego. T a k j a k przy uczeniu się chodu pionowego, organ k o j a ­

rzący tak długo maca, aż skojarzy te po ­ czucia innerw acyjne, przy pomocy których usłyszany dźwięk zostaje pow tórzony przez narząd głosowy.

Poczucia innerw acyjne stanowią pobudki czyli impulsy ruchów świadomych. P r a k ­ tycznie teoi^yja ta została urzeczywistniona przy nauczaniu mówienia głuchoniemych metodą t. zw. niemiecką. Ponieważ głucho­

niemy nie słyszy, może więc tylko widzieć ruchy organów mowy i tym sposobem uczy się własne poczucia innerw acyjne ta k szy­

kować, aby one odtw arzały niesłyszaną przez niego mowę głosową.

Wszelkie naśladownictwo je s t ruchem;

widzimy ruchy mimiczne innych ludzi i z te- mi spostrzeżeniami kojarzymy poczucia i n ­ nerwacyjne, które znów w nas wywołują taki sam ruch mimiczny. Rozumiemy m i­

mikę innych dlatego, ponieważ oddźwięki własnych mimicznych poczuć innerw acyj- nych i ich połączeń z afektami kojarzyć musimy w mózgu z temi wyobrażeniami ubocznemi, od których nasza własna g ra mimiczna pochodzi. Dlatego wszyscy j e ­ steśmy fizyjognomistami, dlatego mimika zostaje zrozumianą i staje się środkiem porozumiewania.

Oto j a k się przedstawia pogląd M eynerta na wew nętrzne przyczyny powstawania w yrazu tw arzy i postawy fizyjognomicznój;

j a k widzimy, rzuca on bardzo wiele światła na psycho-fizyjologiczne podstawy tój zawi- łćj i ciekawój kwestyi.

D r Aleksander Fabian.

Wiadomości bibliograficzne.

— wk. flngot, I n s tr u c tio n s m e te o ro lo g iq u e s 3-m e e d itio n , e n tie re m e n t r e fo n d u e . P a ris , G a u th ie r- Y illa rs, 1891, cen a 3 fr. 50 ct.

J e s tto trz e c ie w y d a n ie in s tr u k c y i, w y d a n e j p rzez B iu ro c e n tr a ln e m e te o ro lo g ic z n e p a ry s k ie d la s ta - cyj m e te o ro lo g ic z n y c h . W y d a n ie to j e s t w z u p e l n o sc i p rz e ro b io n e i u z u p ełn io n e: ta b lic e , k tó ry c h in s tr u k c y ja z a w ie ra w ie lk ą liczbę, są. w y ję te z d z ie ta „ T a b le s raeteo ro lo g iq u es in te r n a tio n a le s “ .

Cytaty

Powiązane dokumenty

W mojej pierwszej pracy trafiłem na towarzystwo kolegów, którzy po robocie robili „ściepkę” na butelkę i przed rozejściem się do domów wypijali po kilka

Zakładając, że rozkład wieku ogółu lekarzy jest normalny, zbudować przedział ufności dla przeciętnego wieku ogółu lekarzy (miejskich i wiejskich łącznie),

Zakładając, że rozkład wieku ogółu lekarzy jest normalny, zbudować przedział ufności dla przeciętnego wieku ogółu lekarzy (miejskich i wiejskich łącznie),

Współpraca z instytucjami planowania i planistami otworzyła dla geo- grafów, zwłaszcza w Polsce nowe pola badań naukowych i nowe stano- wiska dla pracy zawodowej. Planowanie,

„Pożyczamy” zawsze 10, od cyfry (różnej od zera) stojącej przed, a ona zmniejsz się o 1.. Może się zdarzyd, że odejmując jedną liczbę od drugiej,

Teoria modeli ciaª, Lista

Na wykresie przedstawiono wykres funkcji opisanej

Choć z jedzeniem było wtedy już bardzo ciężko, dzieliliśmy się z nimi czym było można.. Ale to byli dobrzy ludzie, jak