• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek tygodniowy "Głosu Wąbrzeskiego" poświęcony sprawom oświatowym, kulturalnym i literackim 1929.12.25, R. 7 [i.e. 6], nr 45

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek tygodniowy "Głosu Wąbrzeskiego" poświęcony sprawom oświatowym, kulturalnym i literackim 1929.12.25, R. 7 [i.e. 6], nr 45"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Wydanie świąteczne

„NASZ PRZYJACIEL"

Dodatek tygodniowy „Głosu Wąbrzeskiego*4 poświęcony sprawom oświatowym kulturalnym i literackim.

Nr. 45 Wąbrzeźno, dnia 25 grudnia 1929 r. Rok 7

HJiiiiimiiiiiiiniiiiiiiiiiiiiiniinnnniiminHiiiiininininiiininininiimnnmnnntntmnminimmnfimiiiitniiiiiiii

W NOC CUDU...

Ą gdy gwluzdi na niebie zapłonie, pierwsza blaskiem się złotym roztarty —>

do wigilji z uśmiechem na twarzy

aiądimy społem w rodzinnem swem gronie!...

Niech z opłatkiem uścisną się dłonie, garstką tyczeń matusia obdarzył a gdy westchną i młodzi i starzy, kłoś ukradkiem łzę otrze na stronie:

pierś, napoły zapadłą i skrzepłą, bez nadziei dni lepszych i godzin, Spłynie naraz otucha i ciepło. — tn tę Noc świętą Cudownych Narodzin.

Dwakroć głośniej bić serca w was będą, upojone prastarą kolędą!...

C. KŁONIECKI.

imnniliiniiniiiimiiliiinMnniiinimimimnnninnffflmMmimninnnnnuuimtimmflfflununmjttiHmtuiiwiBJtnmimitiiimiHMUuniiiiuiiiffliittiiihfiMmtmiiminnimnimBiHinnnnniwmiiimififiniimiiiiininiii

(2)

1 8 5 —

E w a n g e lje

ś w . Ł u k a s z a ro z d z . 2 , w ie rsz 1 — 1 4 .

S ta ło s ię , ż e w o n e d n i w y s z e d ł d e k re t o d c e s a rz a A u ­ g u s ta , a b y p o p is a n o w s z y s te k ś w ia t. T e n p o p is p ie rw sz y s ta ł s ię o d s ta ro s ty C y ry jsk ie g o C y ry n a . I s z li w s z y sc y , a b y s ię p o p is a li, k a ż d y d o m ia sta s w e g o . S z e d ł te ż i J ó z e f o d G a lile i z m ia s ta N a z a re t d o m ia sta

D a w id o w e g o , k tó re z w ą : B e tle e m : p rz e to iż b y ł z d o m u i p o k o le n ia D a ­ w id o w e g o , a b y b y ł p o p isa n z M a ry ą , p o ś lu b io n ą s o b ie m a łż o n k ą b rz e m ie n ­ n ą . I s ta ło s ię , g d y ta m b y li, w y p e łn i­

ły s ię d n i, a b y p o ro d z iła . I p o ro d z iła S y n a S w e g o p ie rw o ro d n e g o , a u w in ę ­ ła g o w p ie lu sz k i i p o ło ż y ła G o w ż ło ­ b ie , iż m ie js c a n ie b y ło im w g o s p o ­ d z ie . A b y li p a s te rz e w te jż e k ra in ie c z u ją c y i s trz e g ą c y n o c n e s tra ż e n a d trz o d ą s w o ją . A o to A n io ł P a ń s k i s ta ­ n ą ł p o d le n ic h , a ja s n o ś ć B o ż a z e ­ w s z ą d ic h o ś w ie c iła . I z lę k li s ię w ie l­

k ą b o ja ź n ią . I rz e k ł im A n io ł: N ie b ó jc ie s ię , b o o to o p o w ia d a m w a m w e s e le w ie lk ie , k tó re b ę d z ie w s z y st­

k ie m u lu d o w i, iż s ię w a m d z iś n a ro ­ d z ił Z b a w ic ie l, k tó ry je s t C h ry s tu s P a n , w m ie śc ie D a w id o w e m . A te n w a m z n a k : z n a jd z ie c ie N ie m o w lą tk o u w i- n io n e w p ie lu s z k i i p o ło ż o n e w ż ło b ie . A n a ty c h m ia s t b y ło z A n io łe m m n ó ­ s tw o w o jsk a n ie b ie sk’e g o , c h w a lą c y c h

B o g a i m ó w ią c y c h : C h w a ła n a w y s o k o ś c i B o g u : a u a z ie m i p o k ó j lu d z io m d o b re j w o li.

3

ś w . Ł u k a s z a ro z d z . 2 , w ie rsz 1 5 — 2 0 .

P a s te rz e m ó w ili je d e n d o d ru g ie g o : P ó jd ź m y a ż d o B e ­ tle e m a o g lą d a jm y to S ło w o , k tó re s ię s ta ło , k tó re n a m P a n p o k a z a ł. I p rz y s z li k w a p ią c s ię i z n a le ź li M a ry ę i J ó z e fa i N ie m o w lą tk o p o ło ż o n e w ż ło b ie . A u jrz a w sz y p o z n a li s ło ­ w o , k tó re im b y ło p o w ie d z ia n e o D z ie c ią tk u te m . A w s z y ­ s c y , k tó rz y s ły s z e li, d z iw o w a li s ię te m u i c o d o n ic h p a ­ s te rz e m ó w ili. L e c z M a ry a w s z y s tk ie te s ło w a z a c h o w y ­ w a ła s to su ją c w s e rc u S w o je m . I w ró c ili s ię p a s te rz e , w y ­ s ła w ia ją c i c h w a lą c B o g a z e w s z y stk ie g o , c o s ły s z e li i w i­

d z ie li, ja k im p o w ia d a n o .

ś w . J a n a ro z d z . 1 , w ie rs z 1 — 1 4 ,

N a p o c z ą tk u b y ło S ło w o , a S ło w o b y ło u B o g a , a B o ­ g ie m b y ło S ło w o . T o b y ło n a p o c z ą tk u u B o g a . W s z y s tk o s ię p rz e z n ie s ta ło , a b e z n ie g o n ic s ię n ie s ta ło . W n :e m b y ł ż y w o t, a ż y w o t b y ł ś w ia tło ś c ią lu d z i. A ś w ia tło ś ć w c ie m n o ś c ia c h ś w ie c i, a c ie m n o ś c i ’*4 u ie o g a rn ę ły . B y ł

c z ło w ie k p o sła n y o d B o g a , k tó re m u n a im ię b y ło J a n . T e n p rz y sz e d ł n a ś w ia d e c tw o , a b y d a ł ś w ia d e c tw o o ś w ia tło ś c i, a b y p rz e z e ń w s z y sc y w ie rz y li. N ie b y ł o n ś w ia tło ś c ią , a le iż b y ś w ia d e c tw o d a ł o ś w ia tło ś c i. B y ła ś w ia tło ś ć p ra w d z i­

w a , k tó ra o ś w ie c a w s z e lk ie g o c z ło w ie k a n a te n ś w ia t p rz y ­ c h o d z ą c e g o . N a ś w ie c ie b y ł, a je s t n - c z y n io n p rz e z e ń , a ś w ia t G o n ie p o ­ z n a ł. P rz y s z e d ł d o w ła s n o ś c i, a s w o iż G o n 'e p rz y ję li. A ile k o lw ie k ic h p rz y ­ ję li G o , d a ł im m o c , a b y s ię s ia li s y ­ n a m i B o ż y m i, ty m , k tó rz y w ie rz ą w im ię J e g o , k tó rz y n ie z e k rw i, a n i z w o li c ia ła , a n i z w o li m ę ż a , a le z B o g a s ię n a ro d z ili. A S ło w o c ia łe m s ię s ta ­ ło i m ie sz k a ło m ię d z y n a m i (i w id z ie ­ liśm y c h w a łę J e g o , c h w a łę ja k o je d - n o ro d z o n c g o o d O jc a ) p e łn e ła sk i i p e łn e p ra w d y .

W żłobie leży

B o ż e N a ro d z e n ie ! K o g o ż s e rc e w w ty m d n iu n ie ro z p ie ra ra d o ść , s z c z ę ­ ś c ie , w e se le ! D z iś B ó g o p u ś c .l s w e n ie b ie s k ie m 'e sz k a n 'e i s ta n ą ł m ię d z y n a m i ja k o c z ło w ie k . P rz y sz e d ł d o lu d z i s ła b y c h i g rz e sz n y c h , a le d o „ lu ­ d z i d o b re j w o li

P rz e d o c z y m a s ta je ż y w o o b ra z s ta je n k i b e tle e m sk 'e j. O n a to w te j c h w ili s ta ła s ię n ie b e m n a z ie m i. M a ­ rja i a o z. e t ta m z a to p ie n i w g łę b o k ie in u w ie lb ie n iu .... w ó ł i o s ie ł z d z iw io n e p a trz ą b e z m y ś ln ie n a tę ś w ię tą ta je m n ic ę . A w ż łó b k u n a s ia n ie k w ili B o s k a D z ie c in a i rą c z ę ta w y - c ią g a , ja k b y ś w ia t c a ły i w s z y s tk ic h lu d z i c h c ia ła p rz y c i­

s n ą ć d o s w e g o m a le ń k e g o s e rd u sz k a .

D la te j m a łe j i n ie w d z ię c z n e j z ie m i, S tw ó rc a , k tó re g o n ie b o o g a rn ą ć n ie m o ż e , s ta l s ię c ia łe m 1 z a m e s z k a l m ię ­ d z y n a m i. W te j z d ro b n ia łe j p o s ta c i B ó g n a jw y ż s z y , n ie o ­ g a rn io n y , n ie p o ję ty , s ta je s ię n a m b lis k im i p rz y s tę p n y m . W ’ te j p o s ta c i m o ż e m y G o le p ie j z ro z u m ie ć , p o k o c h a ć i p o ­ s ią ś ć . T e w y c ią g n ię te rą c z ę ta , k tó re k ie d y ś ty le d o b ro ­ d z ie js tw lu d z io m u d z ie lą , le c z ą c c h o ry c h , łz y o c ie ra fą c , k a r­

m ią c n a p u s z c z y z g ło d n ia ły c h , u c z ą n a s , ja k B ó g je st d o ­ b ry , s e rd e c z n y , k o c h a ją c y , a ja k k o c h a n y m b y ć w in ie n .

T e ra z z im n o n a ś w ie c ie . Ś w ia t z im n e m o b o ję tn o ś c i i n ie ­ w ia ry p rz y ją ł P a n a s w e g o . O n le ż y w ż łó b k u d rż ą c z z im ­ n a i p ła c z u i s e n z a m y k a M u s p ła k a n e o c z ę ta . D la te g o M a - rja G o o tu la w p ie lu s z k i — a w ó ł i o s ie ł tc h e m s w o im G o o g rz e w a ją . — C z y ż i ty n ie o tu lis z te j D z ie c in y m iło ś c ią s e rd e c z n ą , c z y n ie z a ś p ie w a ż J e j k o ły sa n k i p rz e ś lic z n e j:

L u la jż e J e z u n iu , m o ja p e re łk o ! L u la j u lu b io n e m e p ^ e ś c id e łk o !

N a ro d z ił s ię J e z u s C h ry s tu s , b ą d ź m y w e s e li! C z e c h

(3)

— 186 —

J

A gromada na twarz pada, Oczy, ręce w niebo wznosi...

O sen cichy i spokojny Dla Dzieciny Bożej prosi...

Chór aniołów piosnką cichą Ukołysał Dziecię Boże.

Gwarem—szmerem—niepokojem Nikt Go zbudzić tu nie może.

I uwielbia dobroć Bo^a, Który zstąpił na niskości...

I powtarza szeptem cichym:

„Chwała Bogu na Wysokości!

Cicho, dcho!

Cicho! cicho! śpi Dziecina...

Zziębła — głodna — malusieńka — Przy Niej głowę Swą skłoniła Panna Święta, Matuleńka.

(4)

187

Belleem na Polskiej ziemi

Gdybyśmy tylko z kolend znali historję Naro­

dzenia Chrystusa i jego żywot, to musielibyśmy myśleć, że Stwórca nasz narodził się chyba w Pol­

sce, w naszej wsi, w wiejskiej zagrodzie.

Pasterze, śpieszący do stajenki, niepodobni są bowiem do żadnych arabów ani żydów, ale zato przypominają wiernie naszych parobczaków, a owa stajnia wyglada zupełnie jak każda stajnia w Polsce, kryta słomą lub gontami. I to właśnie jest taką szczerą, wielką pięknością naszej ko- lendy.

Wniesiony jest tu cały polski wiejski świat;

mróz i śnieg grudniowy, polski krajobraz, polscy pasterze, chłooi, żydzi, zapasy, sprzęty domowe, wszystko polskie.

Zapytać się można, dlaczego? Wiemy prze­

cież, że Chrystus narodził się nie u nas, lecz w Azji pod gorącem niebem, wobec królów-mędrców ze wschodu. Oto dlatego, że ten wiejski poeta, co kolendy układał, czuł doskonale, jak bliskim jest dla cierpiących i ubogich — Chrystus w żłobie.

Właśnie do najniższych i najuboższych przyszedł, uniżywszy się sam; im właśnie najpierw głosi do­

brą nowinę i pokój obwieszcza. Poeta wiejski czu­

je się więc bliskim Chrystusa, w swych pieśniach umieścił go koło siebie, na polskiej ziemi.

O ubóstwie Chrystusa prawie wszystkie ko­

lendy śpiewają. Jedna ze znanych kolend powia­

da n. p., że „Pan stworzenia w ubóstwie się na­

rodził”, a nie miał pałacu zbudowanego. A druga ulubiona: „W żłobie leży” dziwi się i pyta: „Cze­

mu w źłobeczku, nie w łóżeczku, na sianku poło­

żony. — Czemu z bydlęty nie z panięty w stajni jesteś złożony?” I te dwie kolendy właśnie naj­

serdeczniej wyrażają to, co jest we wszystkich innych.

Są też kolendy i pastorałki, co mają w sobie ducha wsi polskiej. Oto jest n. p. pasterz, który

„cztery lata wołki pasał w tej dolinie”, a „jako żywo nic nie słyszał o tej nowinie”. Aż ochota przychodzi zapytać, czy mu te wołki ani razu nie poszły w cudzą szkodę. Albo inny, który troszczy się, czy baranek biały to nie za skromny dar dla Jezusa, podczas gdy inny niesie jabłka, inny znów kukiełkę i masła osłkę. A wszystko to, „aby nie zmarniało niebieskie Pacholątko”.

Jest kolenda, która powiada o chłopku, co miał sen, że „koło jego budy słońce świeciło”, ma się rozumieć w nocv, więc zrywa się i budzi Mać­

ka, Bartka, Kubę. Otóż Maciek wie co się dzieje, bać się jednak nie boi, bo wie, że jest służką bo­

żym. jako i Aniołowie.

Kolenda: „Hej, w dzień Narodzenia” jest też bardzo poufała, bo też i osoby święte mieszają się do rozmowy. Św. Józef czasem grozi i do kija się nawet bierze, lecz wogóle jest łagodny i nawet zabawić się z pasterzami lubi. Twórcy kolend pa­

miętali też o „dziadusiu”, więc parobczaki przyno­

szą mu „winka dobrego”.

Czasem wreszcie mówi kolenda o samotności Marji, która usypia dzieciątko, śpiewając:

„Lulajże Jczuniu, moja perełko”. Serce matki widzi zawsze w dziecku wszystko co najjaśniejsze i na'lepsze.

Nie wszystkie kolendy można śpiewać w ko­

ściele Wiele z nich śoiewa się tylko po chatach i dworkach. Są one zwykle dla etnografa bogatą kopalnią studjów.

Adam Asnyk.

Przyjście

Lud, czekający na swego Mesjasza, Nie zwrócił oczu na dziecinę małą I do biednego nie zajrzał poddasza;

Mniemał, że Zbawcę, którego czekało Tyle pokoleń, ujrzy ziemia nasza Odrazu ziemską okrytego chwałą,

Jak na wojsk czele — niewiernych rozprasza.

Chrystusa

Mniemał, że wszystko przed nim będzie drżało, Że nawet głowy ugną się książęce,

Zdając mu władzę nad światem... więc jeśli Usłyszy, że się narodził w stajence,

I że mędrcowie dary mu przynieśli, Pytał ze śmiechem: Jakto? ten syn cieśli Ma rządy świata ująć w swoje ręce?

(5)

388

Kiedy grudniowy wiatr najostrzej chłodzi, Kiedy noc miary najdłuższej dochodzi, Gdy pod zaspami śniegu świat truchleje l życie drętwe z śmiercią już się godzi;

Kiedy noc miary najdłuższej dochodzi, I iak na:gorzej stworzeniu się dzieje:

Nagle słyszymy — my, Hioerboreje, Ten nie do wiary okrzyk: „Bóg się rodzi!4*

O dziwie: Zawsze Bóg w grudniowej porze Rodzi się! Czyż się urodzić n e może, Że odnawiaia się co rok te wieści?

Nieszczęśni! nędzni! chromi! śleoi! głusi! — Bóg Wieczny rodzić się nrzez Wieczność musi, A może-ż rodzić Go świat — bez boleści?

LEOPOLD STAFF.

Święto Bożego Nagodzenia wśrćH narodów crłego świata

Jak święcą dzień Bożego Narodzenia poszczególne narody—Charakterystyczne zwyczaje w Angl'i Dzień wesela i zabaw w Szwajcarii. — Podniosłe nastroić świąteczne w Talii — Rytm zabawowy

w Paryżu. — Od jak dawna zn Dzień narodzenia Chrystusa-Pana jest iednem z głównych świąt kościelnych, któ^e iaknajooteż- niejszem echem rozlega się wśród całego świata chrześcijańskiego. Niema tak odległego zakątka ziemi, gdzieby ludność chrześcijańska nie święciła w dniu tvm pamięci Svna Bożego, niema narodu chrześcijańskiego, któryby w tradycyjny ów wie­

czór wigiliiny nie ujawnił swej radości i swego hołdu dla Dziecięcia Bożego. I przemienia się święto Bożego Narodzenia w rodzinne święto wszystkich ludów i całego świata — przemienia się w święto, zbliżające całą ludzkość ku sobie.

Stad też płynie wielkość i potęga dnia Narodzenia Pańskiego.

Oczywiście u każdego z narodów związane jest święto Bożego Narodzenia z odrębnemi zwycza­

jami ludowemi, oraz ze swoistą tradycją i wierze­

niami. I tak u niektórych ludów ma ono charakter głównie religijny, a uroczystości z niem związane zamykają się w granicach rodziny. U innych zaś narodów na plan pierwszy wysuwa się nie obrzęd i nie nabożeństwo, lecz beztroska radość i zaba­

wa, która zespala wszystkich bliskich i dalekich w powszechnem zbrataniu.

W Anglji.

W Anglji na przykałd zwie się święto Bożego Narodzenia ,,Christmas'*. Jednem z głównych akcesorjów świątecznych jest tak, jak i u nas ,,drzewko", które jednak wśród Anglików spełnia zupełnie inną rolę, niż w Polsce jest ona znana.

I tak w czasie wieczerzy wigilijnej wnosi się do pokoju malutką sosenkę, która przybrana jest naj­

różnorodniejszymi podarunkami. Sosenka ta wę­

druje z rąk do rąk i każdy z biesiadników zdejmu­

je z niej prezent, który został dla niego przezna­

czony. Na tej misji kończy się też rola ,,drzewka".

Prawdziwie angielskim jest jednak inny zwy­

czaj, panujący w Brytanji od niepamiętnych cza­

sów. Oto w środku każdego domu zawiesza się na

ane iest ..drzewko świąteczne**.

suficie świecznik lub gałeż jemioły. Każda pani, która stanie pod gałęzia otrzymuje od przedstawi­

cieli „płci brzydk’ej" kilka całusów. Utywa się naturalnie różnych forteli, by na błogosławione miejsce pod świecznikiem przesunąć niewiasty młode i piękne, a usunąć zeń takie, któ-e zgłasza­

ją się na ochotnika, a są stare i brzydkie.

Pozatem spędzają Anglicy święto najchętniej w hotelach, gdzie ucztuje i zabawia się przy stu­

łach świątecznych aż do późnej nocy. Na parę ty­

godni przed świętami są już wynajęte wszystkie miejsca w hotelach i to nielylko w Londynie, lecz i w najbardziej odległych miejscach wypoczynko­

wych i uzdrojowiskach.

Podczas gdy starsi tańczą i ucztują, czekają na dzieci inne niespodzianki. Oto odpowiednio umun­

durowany „funkcjonarjusz świąteczny", przybrany v/ futro i wysoką czapicę, oraz przystrojony w dłu­

gą siwą brodę, roznosi dzieciom specjalnie przy­

gotowane podarki świąteczne.

W Szwajcarji.

W Szwajcarji, obok narodowych zwyczajów, odbija się na charakterze święta bardzo silny przypływ międzynarodowych turystów, którzy tłumnie zapełniają hotele i kasyna uzdrowiskowe, by beztroską zabawą uczcić dni świąteczne.

I podczas, gdy w cichych, podmiejskich dom- kach lśnią obwieszone świeczkami choinki i roz­

lega się uroczysty śpiew kolend, gdy w kościół­

kach wiejskich rozbrzmiewają „pasterki", wre równocześnie w wielkich miastach zgiełkliwa za­

bawa. Ulicami przeciągają fantastycznie przybra­

ne postacie, za któremi sypie się barwny śnieg różnokolorowych konfeti i korjandoli. Słowem na­

strój radosny — beztroski — prawie że karnawa­

łowy. Nawet dla dzieci organizowane są specjalne

„bale dziecinne", które zazwyczaj łączą się z we- sołemi przedstawieniami scenicznemi.

W Itaiji.

W Itaiji ma natomiast święto Bożego Narodze­

nia charakter bardziej podniosły i ścisłej religijny.

(6)

189 — D zieci w ło sk ie n ie o trzy m u ją w sam o św ięto ż a d ­ n y ch p o d ark ó w . Je d y n ą ich zab aw ą św iąteczn ą jest k lejen ie szo p ek i żłob k ó w , w k tó ry c h sta w ia­

n e są p ap iero w e fig urk i M atk i B o sk iej, D zieciątka o raz in n y ch p o staci relig ijn y ch .

P o d aru n ki p rz e syła się d o p iero n a „T rzech k ró li". P rzy n o si je zazw y czaj czarow nica „B esa- n a ": k o b ie ta u c h a ra k te ry z o w an a n a w ied źm ę z d łu g im n o sem i o g ro m n em i o k u laram i.

W S zw ecji.

N a p ó łn o cy E u ro p y , w S zw ecji m a św ięto B o ­ żeg o N aro d zen ia c h a ra k te r ściśle fam ili n y . Z n an e jest o czy w iście d rzew k o , o raz u trzy m y w an e są w y ­ staw n e k o lacje relig ijn e. Jed n y m z n ajb ard ziej c h a­

ra k te ry sty cz n y c h zw y czajó w jest jed n ak u ro c zy ­ sto ść w ręczan ia „b ab k i św iąteczn ej". O b o w iązek ten ciąży n a n ajstarszej có rce, k tóra , p rzy b raw szy się w n ajb ard ziej fa n ta sty c z n y k o stju m , o d d aje

m a tc e w śró d sp ecjaln eg o cerem o n jału u p ieczo n y sm ak o ły k .

W e F ran cji.

F ra n c u zi św ięcą B o że N aro d zen ie b a rd z o w e ­ so ło. Ich św ięto m a w so b ie u ro k b e z tro sk iej w e­

so ło ści, lek k o m y śln ej, n ieled w ie d ziecin n ej z a b a­

w y .

N iezw y k ły w id o k p rz e d sta w ia ją g łó w n ie w o - k re sie św iąteczn y m u lice P ary ża. P rz e z n a je le g a n t­

sze b u lw ary su n ą, d źw ięcząc d zw o n eczk am i, b u ­ d y cy rk o w e. N a śro d k u p lacó w k rę c ą się k a ru z e le , m ig ają w p o w ietrzu h u śtaw k i, p o p isu ją się lino sk o­

czk o w ie i b łazn y . N ajbard ziej d y sty n g o w an i p a n o ­ w ie i n ajelegan tsze p an ie u p ra w ia ją p raw d ziw ie lu d o w e ro zry w k i, jak n . p. rzu can ie o b ręczam i n a flaszk i, strz ela n ie d o celu i t. p. S ło w em śre d n io ­ w ieczn a, lu d o w a F ra n c ja z c a łą sw ą b arw n o ścią i jarm arczn y m zg iełk iem o d ży w a n a czas św iąt

„B o żeg o N aro d zenia".

T y lko w ieczo ry p o św ięco n e są ro zry w k o m b ard ziej n o w o czesn y m . B ary , k a b a re ty , rew je i te a trz y k i p rześcig ają się w zajem n ie ro zm aito ścią p ro g ram ó w i ek scen try czn o ścią p rzeb o jó w św ią te­

czn y ch . O czy w iście zd o b y cie b iletó w jest rzeczą b ard zo tru dn ą, ju ż n a ty d zień p rz ed tem są b o w iem w szy stk ie m iejsca zam ó w io n e. W łaściw e św ięto ro zp o czy n a się o k o ło p ó łn o cy . W e w szy stk ich re ­ sta u ra cja c h zastaw ian e są sto ły św iąteczn e, p rzy k tó ry ch , p o o b fitej k o lacji, zaczyn a się zab aw a aż d o b iałeg o ran a.

T rad y cja „d rzew k a" n ie jest w e F ran cji z b y t­

n io ro zp o w szech n io n a. T y lk o n ieliczn e d o m y , a p rzew ażn ie h o tele i re stau ra c je sp raw iają „ d rz e w ­ k a", k tó re jed n ak n aty chm iast p o w ieczo rze w ig i­

lijn y m zn ik ają. R ó w n ież n iezn an y jest zw y czaj p rzesy łan ia p o d aru n k ó w w d n iu „B o żeg o N a ro ­ d zen ia". D o p iero n a „n o w y ro k " w y sy łają F ran cu zi w zajem n e p rezen ty .

W A m ery ce.

N a d ru g iej n aszej p ó łk u li m a n a to m ia st św ięto B o żego N aro d zen ia c h a ra k ter p o dn iosłego sk u p ie­

n ia. Ja k n a „ re k o rd y am ery k ań sk ie", w y d aje się m o że to d ziw acznem , ale tak jest w isto cie. W k o ­ ścio łach w szy stkich w y zn ań o d b y w ają się k o n c erty u tw o ró w relig ijn y ch , sto jące zazw y czaj n a w y so ­ k im p o zio m ie arty sty czn y m . P o n ad to p rzep ęd zają

A m e ry k a n ie św ięto p rzew ażn ie w g ro n ie ro d zin - n em .

Z w y czaj o b d aro w y w an ia d zieci m a. tu sw o istą, ciek aw ą fo rm ę: O to n a k ilk a d n i p rzed św iętam i d zieci u d ają się d o sk lep ó w , g d zie czek a n a n ie sp ecjaln y „u rzęd n ik św iąteczn y ". W o g ro m n ej k sięd ze zap isu je sk rz ę tn ie ży czen ia m ałych „Y an - k esó w ", p rzy jm u jąc ta k ż e listy z zam ó w ien iam i, W d n iu św ię ta w szy stk ie zam ó w ien ia b y w ają w y ­ k o n an e. W p raw d zie ten zw y czaj o d b iera u p o m in ­ k o m u ro k n iesp o d zian k i, ale p o zw ala z d ru g iej stro n y zad o w alać w szy stk ie ży czen ia „p o ciech".

L iczn e k o lo n je p o lsk ie, k tó re m ieszk ają w m ia­

sta ch i n a farm ach am ery k ań sk ich , zach o w ały p o ­ n ad to w szy stk ie zw y czaje i o b rzęd y, k tó re d o b rze zn an e są n a ziem iach p o lsk ich .

Z w y czaje o g ó ln e.

N a k o n iec zazn aczy ć n ależy , iż ro zp o w szech ­ n io n y n a cały m n iem al św iecie zw y czaj „d ek o ro - w an ia d rz e w ek " n a B o że N aro d zen ie p o ch o d zi jeszcze z X V I w iek u i p o ra z p ierw szy z a sto so w a­

n y zo stał w S trassb u rg u . Z w y czaj ten ro z p o­

w szech n ił się b ard zo szy b k o , p rzy czem d o p iero w ro k u 1737 zaczęto p o raź p ierw szy św iecić św iecz ­ k i n a d rzew k u. T rad y cja p rz e sy ła n ia p o d aru n k ó w w d n iu B o żeg o N aro d zen ia sięg a jeszcze ro k u

1 0 0 0 -czn eg o . W i. K r-c k i.

(7)

— 190 —

Choinka

(Opowiadanie wigilijne)

Mroźna noc zimowa... Ziemia, jak okiem doj­

rzysz, otulona płaszczem śnieżnym, odbija od ciem­

nego tła nieba... Srebrne gwiazdy patrzą ku ziemi z wysoka, a skrzą, a migocą rozradowane, zdając się słuchać szmerów śpiewnych, co płyną ku nie­

bu z tych chat oświetlonych, z tych izb przybra­

nych odświętnie.

Bóg się rodzi, Moc truchleje, Pan niebiosów obnażony..."

Tak. To wilja, święto radości powszechne...

W tym dniu zbywa się wszelkich trosk i kło­

potów, które przez rok cały gnębią i ku ziemi gną barki niemocne. W tym dniu zapomina się waśni i uraz...

Może to myśl o wielkiej tajemnicy, z pokolenia w pokolenie ze czcią przekazywanej, a może drzewko Boże jarzące blaskiem płonących świe­

czek i budzące tysiące wspomnień czasów, gdyś- my dziećmi byli — nie wiem, co nas tak przeina­

cza na chwilę, ale w dniu tym jestetśmy cisi, spo­

kojni i bardzo dobrzy.

Na końcu wsi, oddalona znacznie od reszty zabudowań, stoi chata nędzna. Dach ogołocony ze słomy, przekrzywiony w stronę boru, komin, ścia­

ny dziwacznie powyginane i popodpierane drąga­

mi, a mimo to przy ka .dym mocniejszym podmu­

chu wiatru zdające się grozić zawaleniem, kaza­

łyby przypuszczać, iż chata nie jest zamieszkałą, gdyby nie skąpy blask, przedzierający się z wnę­

trza przez zatfuszczony papier, którym pozakleja- ne są okna.

Tu mieszkają ludzie... Lecz czemu tak ciemno i cicho? Czemu, gdy z innych chat dolatują dźwię­

ki kolend dziękczynnych, tu cisza taka panuje?

Na barłogu zbutwiałej słomy leży kobieta...

Żyje? Tak, bo oto świszczący oddech poruszył zeshniętą jej piersią, a wychudła, koścista ręka poszukała jasnej główki śpiącego obok niej dziec­

ka.

W kącie na ławie, ukrywszy głowę w dłoniach, siedzi on, mąż i ojciec. Myśli jego kłębią się i wi­

rują w mózgu i nie znajdując ujścia, zdają się roz­

sadzać czaszkę. Boi się spojrzeć przez palce w bok, tam, na barłóg, żeby nie ujrzeć rzeczy strasz­

nej. Nie, nie — poruszyło się coś. — Tu mały, roz­

budzony przez zimno, panujące w izbie, uniósł się nieco na barłogu i, przyłożywszy rączkę do oczu, stara się przebić mrok. — Dojrzał ojca.

— Tato...

Porwał się stary.

— Czego, dziecko, czego?

— To wilja dzisiaj, prawda tato?

— Tak, wilja...

— A dlaczego tu tak zimno i ciemno? Dlaczego niema choinki?

Chora z trudem uniosła rękę i pogładziła chłop­

ca po główce. A to tu w tym ruchu coś tak boles­

nego, że stary do krwi zagryzł wargi zębami, że­

by nie ryknąć.

— Tato, ja chcę choinki — wszystkie chłopaki mają choinkę — i piernika. Mnie się jeść chce, tato.

Malec zapłakał rzewnie i objąwszy matkę rę­

kami mocniej, przycisnął się do niej.

Stary przez chwilę popatrzył obłędnie dokoła, rozgniótł kułakiem łzę, cisnącą się do oczu, westchnął głęboko i, chwyciwszy siekierę, wolno wyszedł z izby.

Przed chatą pozostał chwilę, jakby się namy­

ślając, co ma robić, poczem szybko poszedł ku czerniejącemu zdała borowi. Wkrótce znalazł się w borze. Szedł jednak ciągle naprzód, dopóki przybrana śniegiem gałęź sporej chojny nie zro­

siła mu rozpalonej twarzy. Stanął i popatrzył na choinkę, wyciągnął siekierę z za pasa i jął rąbać.

Wkrótce choinka leżała już u jego nóg. Schylił się, by ją podjąć, gdy nagle poczuł na kołnierzu czy­

jąś rękę, a tubalny głos zahuczał mu nad uchem:

— Mam cię nareszcie, ptaszku. Pokaż no gębę, pokaż. A to ty Marcinie? To ty się na taki proce­

der b erzesz? Zapłacisz ty mi teraz za wszystkie chojny, skradzione mi w tym tygodniu i za te nie­

przyjemności, jakie przez ciebie miałem od dzie­

dzica! Ty złodzieju, bestjo, to ty się nie wstydzisz kraść?

Marcin poznał od razu leśniczego. Któ by go nie znał? Obawiano się go, jak ognia, bo srogi był i bezlitościwy i za byle gałązkę strażnikom odda­

wał.

A leśniczy grzmiał dalej:

— Zapłacisz ty mi, bratku, zapłacisz. W kaj­

dany okuć każę! A potem kryminał, złodziejska duszo. Wiesz teraz, czem to pachnie?

A Marcinowi stanęło nagle przed oczami to, co mówił leśniczy. Zatrząsł się z trwogi. Boć prze­

cie żona chora, dziecko. Sami głodni. Jezu!

Więc nachylił się do ręki pana leśniczego i jął bełkotać:

. — Wielmożny panie, wielmożny panie! Ja nie...

To przecież nie na sprzedaż... Wilja... Żona... Ja­

siek choinki, choinki. Głodny... Nędza... Jasiek....

Wielmożny panie!

— Baj baju, bratku. Myślisz, że ci uwierzę?

żona, Jasiek, a jakże. Powiedz lepiej od razu, ileś choin nakradł i ile za nie w mieście dostałeś? Nie, bratku, kryminał. Nic nie pomoże.

Na to starego schwyciła rozpacz, oczy mu przesłoniła mgła, Wycharknął coś, co do dźwięku mowy ludzkiej nie było podobne, chwycił leżącą na ziebmi siekierę i z rozmachem podniósł do góry-

Wtem z wieżycy wie:skiego kościoła zabrzmiał dzwonek... Raz, dwa... Potem coraz częściej, co­

raz częściej, coraz częściej, dźwięczny, radosny dzwonek, na pasterkę...

Upuścił Marcin siekierę... Ręce mu zwisły bez­

władnie, a z ócz popłynęły łzy... i ciekły po twa­

rzy zmarszczonej.

Leśniczy popatrzył, może zrozumiał i wyszep­

tał:— Idź... idź...

W godzinę potem przed chałupinę Marcina za­

jechał wózek z leśniczówki, z którego gajowy zniósł do izby kosz jadła, trochę drew i niedawno ściętą przez Marcina choinkę.

Pamiętano też o świeczkach i piernikach na choinkę i o zabawkach dla małego Jaśka.

(8)

191

H-U-M-O-R

SO?

Dicta przymówka.

— Czy m o g ę p an u w ło ż y ć na ta le rz je­

s z c z e je d e n k a w a łe k p ie c z en i? — p y ta p a ­ n i d o m u -

I o w s z e m — o d p o w ia d a g o ść . — A le ta k m a ły ty lk o , ja k p o p rze d n i. (v

„Dowód**.

C ó ż b y ło w s z k o le , J a s:u ? C z y ś p o ­ w ie d z ia ł. ż e n ie m o K łeś p rz y jść d la te g o , ż e śm y z a b ili w ie p rz k a ?

- T a k m a m o ! A le n a u c z y c ie l k a z a ł m i p rz y n ie ś ć d o w ó d . In a c z e j n ie u w z g lę d n i

g o d z in . (▼

„ W y m ie ń m i ra j i m ą c z k ę ".

..K o łn ie rz ) k i b o i ze *.

W s z k o le .

k ilk a rz e c z y , k tó re z a w ie -

i m a n k ie ty , p a n ie p ro fe -

(„ P ó le - M ć le “).

Ułatwienie.

Z d a ję m i się . ż e p a n tro c h ę k u le je

m ó w ił s z ef d o s w e g o p o d ró ż u jąc e g o .

T ro c h ę ? Ł a d n e tro c h ę ! P rz e z c a ­ ły ty d z ie ń m iałem c ią g łe z g ry zo ty . W p o ­ n ie d z iałe k b y łe m u P in k u s a . z rz u c ił m n ie z d ru g ie g o p ię tra - z a trzy m a łe m się d o p ie­

ro n a p a rterz e- W śro d ę b y ło je sz c ze g o ­ rz e j: b y łe m u firm y N o g a i S p . C i m a ją k a n to r a ż n a trz e ć e m p ię trz e , w ię c d z i­

s ia j le d w o c h o d z ę . W o g ó le m a m ju ż te g o d o ść i w ię c ej k lie n te li o w ie d z a ć n ie b ę d ę !

N ie ta k g o rą c o , k o c h a n y p a n ie . 0 - c z y w iś c ie ż e b ę d z ie p a n p ra c o w ał d a lej, ty lk o o d tą d b ę d ę p a n a p o s y ła ł w y łą c z n ie d o k lie n teli m ie sz k a ją c e j n a p a rte rz e .

n a s ju ż c a ły m ie sią c a ’ ta - n a le ż ą s ię p iz e c ie ż p e w n e

(v

Koszta budowy.

N o w o b o g a ck i z w ied z a p ira m id y w E - g ip c ie .

— B u d o w a te j p iram id y — o b ja ś n ia p rz e w o d n ik — p o c h to n ę la su m y , d o c h o ­ d z ą c e w e d łu g w a rto ś c i d z isie jsz e j d o 2 m ilia rd ó w fra n k ó w .

T o c z em u ż n ie d o ło żo n o g łu p ie g o m iljo -n a i n ie z b u d o w a n o w in d y d la tu ry ­

s tó w ? (y

P o m ię d z y m a la rz a m i.

;— T o je s t n a jle p s z y o b ra z , ja k i n a m a lo ­ w a łe m !...

N ie ro z p a c z a j z te g o p o w o d u !...

S ta ry u c z o n y , b ę d ą c y w ie lk im s m a k o ­ s z e m , je s t w p e w n y m d o m u n a o b ie Iz ie i z a p e w n ia , ż e z a w s z e ro z ró ż n i s ta ry d ró b o d m ło d e g o

— P o c z e m ? — p y ta g o s p o d a rz .

— P o z ę b a ch .

P rz e c ie ż d ró b n ie m a z ę b ó w . D ró b n ie , a le ja .

..C z y p a n i ta k ż e p o d z ie la z d a n ie , ż e lo w a n ie s ię je s t rz e c zą n ie z d ro w ą ? "

„ N ie w ie m , g d y ż n ig d y n ie b y ła m — •*

„ C o ? .„ c a ło w a n a ? * *

„ N ie , c h o ra " !

ca-

(w N e b e ls p a lte r',J>

P re z e n t.

P a n i p a n i s to ją p rz e d s k ą

P o p a trz , m ę ż u s iu — c a ś lic z n e k le jn o ty ! K u p

(m

w y s fa w ą J u b ile r-

m ó w i ż o n a — c o m i c o ś n a im ia -

*

D e n ty sta : P ro sz ę s ię n ie o b a w ia ć . N ie b ę d z ie p a n w c a le c z u ł b ó lu .

P a c je n t: N ie c h p a n n ie b u ja — je s te m e& m d e n ty s L ą (E v e ry b o d y 'll), (m

u in y .

D o b rz e, n a jd ro ż s z a , k u p ię c i.

fc— J a k iś ty d o b ry ! A c z y n a rę k ę , c z y n a s z y ję?

— I na ręce l na Myję kawałek my­

dła-

„ P a n i p o z w a la n a to , te s łu ż ą c a ją ty k a ?1*

„ O n a je st u ry m s łu g o m

w z g lę d y .

„ Ila llo , to p is k lę ju ż w y g lą d a z ja jk a n a ś w ia tl"

(„ P a s sin g S h o w “ .)

„ C z e m u m a lu je sz s w o je a u to n a k o lo r ró ż o w y ? "

„ C z y n ie w ie s z o te rn , te o trz y m a ła m n o w y , ró ż o w y k a p e lu sz ? * *

C D im a n c h e illu stre* * ).

Cytaty

Powiązane dokumenty

A gdy najdzie, zwoływa przyjaciółek i sąsiadek, mówiąc: Radujcie się ze mną, bom znalazła drachmę, którąm była straciła.. Tak, powiadam wam, radość będzie przed Anioły

Wonczas, gdy mówił Jezus do rzeszy, oto książę jeden przyszedł, i pokłonił się Mu, mó­.. wiąc: Panie, córka moja dopiero skonała, ale pójdź, włóż na nią rękę Twoją,

A jeśliż i szatan jest rozdielon przeciw sobie, jakoż się stoi króle­..

Odpowie ­ dzieli tedy mu żydowie i rzekli mu: Iżali my nie dobrze mówimy żeś ty jest Samarytan i czarta masz.. Odpowiedział Jezus: Ja czarta nie mam ale czczę Ojca Mego

Rzekł Mu je-, den z uczniów Jego, Andrzej brat Szymona Piotra: Jest tu jedno pacholę, co ma pięcioro chleba jęczmiennego i dwie ryby: ale co to jest na tak

tra, Jakóba i Jana brata jego i wprowadził ich na górę wysoką o- sobno, i przemienił się przed nimi.. A oblicze Jego rozjaśniało, jako słońce, a szaty Jego stały się białe

Onego czasu wziął Jezus z sobą uczniów dwunastu i rzekł im: Oto wstępujemy do Jeruzalem, a skończy się wszystko, co napisano jest przez proroki o Synie czło ­

Inne podobieństwo powiedział ludowi Jezus, mówiąc: Podobne jest Królestwo niebieskie ziarnu gorczycznemu, które wziąwszy czło ­ wiek wsiał na roli swojej..