• Nie Znaleziono Wyników

"Ballady i romanse" wobec tradycji niemcewiczowskiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Ballady i romanse" wobec tradycji niemcewiczowskiej"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Maria Żmigrodzka

"Ballady i romanse" wobec tradycji

niemcewiczowskiej

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 47/Zeszyt specjalny, 122-149

(2)

M A RIA ŻMIGRODZKA

„BALLADY I RO M AN SE“

WOBEC TR A D Y CJI N IEM CEW ICZO W SK IEJ

„Nie n ap isałb y m ballad, gdyby n ie było K arpińskiego i N iem ­ cewicza “ 1 — to stw ierd zen ie poety, znane, w ielok rotnie w yko rzy ­ styw ane, pochodzi z ułam kow ych n o ta te k M alewskiego, przekazu ­ jących treść jed n ej z rozm ów z M ickiew iczem toczących się w ciągu roku 1827.

P o b y t M ickiewicza w Rosji, w obcym środow isku literack im , i w yw ołany tym pew ien d ystans wobec w arszaw skich dyskusji — p rzy jednoczesnej świadomości, że jego tw órczość je s t w dalszym ciągu osią k ry ty czn y ch polem ik w k ra ju — pogłębiły ten d en cję poety do w y k o rzy sty w an ia zjaw isk europejskiego życia literackiego jak o arg u m en tó w d yskusyjnych, do ro zp a try w a n ia w łasnej poezji n a szerokim tle w alki o now ą lite ra tu rę , w alk i toczącej się w spół­ cześnie od P a ry ża po M oskwę. Jednocześnie przecież k o n fro n ta cja dróg rozw ojow ych p isarstw a polskiego z dziejam i lite ra tu ry całej E uropy kazała doceniać w agę tra d y c ji rodzim ej, w skazyw ała, jak ie a tu ty d aje poecie w ręk ę przeszłość k u ltu ry narodow ej — i jak ie ograniczenia m u narzuca. C ytow ane zdanie o K arpińsk im i N iem ­ cew iczu je st nie tylk o try b u te m wdzięczności wobec m istrzów m ło­ dości — dowodzi ono rów nież, jak M ickiewicz rozum iał m echanizm oddziaływ ania w pływ ów obcych i tra d y c ji rodzim ej, jak w y raźnie w idział determ in isty czn ą w p ro st zależność p o e ty od tej tra d y c ji. P rzytoczm y to zdanie w szerszym , zazw yczaj p om ijan y m kontekście:

W in n y m język u eu rop ejsk im nap isać n ie podobna. N ie m a „ sto ff“ cy w iliza cja . P rzodki k szta łcą język , to p oeta zn ajd ow ać m u si, to na n iego od d ziaływ a. N im w P o lsce język , ja k im D on Z u a n p isa n y , u k szta łci się, długo czekać trzeba. Są m eta fo ry utarte; jed n o słow o, jak „quos eg o “, zn ajom e już, przyp om in a resztę, m ożna p rzesk ak iw ać.

1 A. M i c k i e w i c z , D zieła w s z y s t k i e . W ydanie S ejm o w e. T. 16. W ar­ sza w a 1933, s. 50.

(3)

„ B A L L A D Y i R O M A N S E “ 123 Z y g m u n to w scy p isarze za d a li cios; gd y b y p isan o jak rom an se w w ie ­ k ach śred n ich , k a żd y b y p isał; b y ło b y w ie le złego, a le w ła sn a poezja m ia ła b y n a czym się oprzeć, jak an gielsk iej litera tu rze to b yło podstaw ą. P isząc po h oracju szow sk u , dla n ie w ie lu sta li się dostępni; n ie w ie lu budzili, i ci, k ie d y za czy n a li pisać, to już duch w te form y m u sia ł się n aginać, ju ż to ty lk o śp iew a ć m ogli. W język u zygm u n tow sk im , T rem ­ b eckiego, ła ciń sk o -p o lsk im , dziś p isa ć ła tw iej jest, i w ty m rodzaju e n ­ tuzjazm się podsyca.

N ie n a p isa łb y m b allad, g d y b y n ie b yło K arp iń sk iego i N iem cew icza. D ziś już ła tw ie j pisać. K ażdy, kto zacznie:

I staje, i patrzy, i słucha...

m usi m y śleć, że upiory, d u ch y w ejd ą na scen ę. T ak się form y w y r a b ia ją 2. W estetyczn y ch w ypow iedziach M ickiewicza, od w czesnych w y­ stąp ień aż po L itera tu rą słow iańską, w różny sposób była w ym ie­ rzan a spraw iedliw ość „pisarzom zy gm untow skim “. C ytow ane tu ułam kow e zdania m ają jed n a k szczególną w agę dla ośw ietlenia „estetycznej św iadom ości“ poety w e w czesnych lata ch jego ro m an­ tycznej twórczości. Przem ów ił tu n ie este ty k i nie h isto ry k lite ra ­ tu ry , lecz poeta sta ją cy w obec p rak ty czn y ch sp raw w a rszta tu pi­ sarskiego, wobec tru d n o ści „w yrobienia fo rm “ literackich. R om an­ tyk, biorący u d ział w szerokim froncie europejskiej w alki o now ą poezję, rozpoczynający od nowego, n ie spopularyzow anego dosta­ tecznie ani w lite ra tu rz e , ani w poetyce polskiej g a tu n k u ballady, odrzucający m ożliw ość w y k o rzy stan ia szyldu zaaklim atyzow anej ju ż dum y, m a jed n ak że świadomość, że now atorstw o w poezji ogra­ niczone je st w decydującej niem al m ierze zasięgiem tra d y c ji n a ro ­ dow ej, że z jej k ręg u w yłam ać się „nie podobna“ . Tak należy ro­ zum ieć zdanie, iż „przodki k ształcą języ k “ . Poecie w całej wypo­ w iedzi nie chodzi o słow nictw o ani n a w e t o u ta rte ujęcie stylistyczne, gdy w spom ina o popularności klasycznych m etafor, lecz o całość szeroko rozum ianej, w spólnej autorow i i czytelnikow i k ul­ tu ry literack iej, w o bręb ie k tó rej dopiero m ogą uzyskać pełn y rezo­ n an s w prow adzone przez pisarza n o w atorskie środki artystyczne. K u ltu ra litera c k a polskich kręgów czytelniczych została nag ięta do fo rm „horacjuszow skich“, stała się e lita rn a i „dla niew ielu do­ s tę p n a “. Z a ta rte zostały ry sy daw nej lite ra tu ry rodzim ej, ko­ niecznej, zdaniem a u to ra ro zp raw y O poezji ro m a n tyczn ej, jako e lem en t narodow ej tra d y c ji k u ltu ra ln e j — „w łasna poezja m iała­ b y się na czym oprzeć, ja k angielskiej lite ra tu rz e to było podstaw ą“ .

(4)

124 m a r i a ż m i g r o d z k a

K arpiński i Niem cewicz jako poprzednicy M ickiew icza to zatem

tw órcy „polskiego języ k a“ poezji w łasnej, przeciwstawionego-

„łacińsko-polskiem u“ językow i p isarzy czasów zygm untow skich i czasów Trem beckiego. Ję z y k te n um ożliw ić m iał w łaściw e poro­ zum ienie z czytelnikiem , recepcję u tw o ru literackiego przy pełnym w yczuleniu odbiorcy n a jego filozofię, n a stró j, ten d en cję artystyczną. Tak więc problem zw iązku M ickiew icza z tra d y c ja m i gatunk ow ym i polskiej d u m y -b allad y czy n a w e t częściowo sielanki m ożna próbo­ w ać rozw iązać n ie poprzez in w e n ta ry za c ję w spólnych m otyw ów , lecz przez zarysow anie stosunku p o e ty do osiągnięć postępow ego n u rtu polskiego sen ty m en talizm u i jego epigońskich, reak cy jn y ch k on ty n u ato ró w z początku X IX stulecia. C enne stu d iu m B ru c h - nalskiego, w ykazu jąc zbieżność w ątk ó w tem aty czn y ch u N iem cew i­ cza i M ickiewicza, zaprzepaściło je d n a k ogrom ną różnicę w ujęciu p roblem atyk i i w sty lu b allad obu p isarzy 3. Z drugiej znów stron y, nie m ożna się zadowolić w y jaśn ien iem Zgorzelskiego, k tó ry — w span iale u k azu jąc arty sty c z n e n o w ato rstw o b allad y M ickiew i­ czowskiej w stosunku do dum y se n ty m e n ta ln e j — przyznanie się M ickiewicza do długów w dzięczności w zględem N iem cew icza i K a r­ pińskiego tra k to w a ł jako fa k t w g ru ncie rzeczy parado ksalny . Je d y n e w y tłu m aczen ie tej sy tu a c ji w idział Zgorzelski w fo rm ali- stycznym m echanizm ie k ształto w ania się literack iej tra d y c ji poprzez naw iązyw anie tylko do pion ieró w -no w atorów w zakresie danego p rą d u artystycznego 4. W ydaje się natom iast, że m am y tu do czy­ nienia ze św iadectw em istn ien ia pew nej w ięzi ideow ej, łączącej w ileński przełom ro m an ty czny z tra d y c ja m i postępow ego senty­ m entalizm u.

B adania B ruchnalskiego zgrom adziły w iele przesłan ek do w y­ sunięcia tezy, k tó ra w y d a je się niew ątp liw a: jeśli filom aci mogli w który m k olw iek p u nkcie naw iązać do lite ra tu ry K ró lestw a K on­ gresowego, to m ożliw ość tę o tw ierała tylko poezja N iem cewiczow ska. Osobiście k ap itu lan ck ie stanow isko polityczne N iem cew icza w dobie K ró lestw a K ongresow ego — ty m b ardziej u d erzające, że idące w p arze z n ieu b łag an ą n ienaw iścią do c aratu i belw ederskiego „m o n stru m “ , z b rak iem w szelkich złudzeń co do w artości

„konsty-S W. B r u c h n a l s k i , M i c k i e w i c z — N i e m c e w i c z . L w ó w 1907. P opra­ w io n a odbitka z P a m i ę t n i k a L i t e r a c k i e g o (II, 1903; III, 1904; IV, 1905).

4 Cz. Z g o r z e l s k i , O p i e r w s z y c h balla d a ch M ic k ie w ic z a . P a m i ę t ­ n i k L i t e r a c k i , X X X V III, 1948, s. 75— 76.

(5)

„ B A L L A D Y I R O M A N S E * 125

tu c ji“ — nie mogło przesłonić fak tu , że dla sw ych czytelników był on przede w szystkim auto rem Ś p iew ó w histo ryczn ych, żyjącą p a m ią tk ą zw iązaną ze w szystkim , co szlachetne w ostatn ich dniach niepodległości k ra ju . T ak też ocenił go po latach M ickiewicz w L i­

tera tu rze sło w ia ń sk iej:

w sw o ich p ogląd ach p o lity czn y ch i literack ich w yobrażał, co b y ło n a j­ szla ch etn iejszeg o , n a jsiln iejszeg o w u czuciach tych P olak ów , k tórzy pra­ g n ę li jeszcze zach ow ać starod aw n ą n iep od ległość; a le razem w sw y ch d ą żen iach , w sk ło n n o ścia ch p rzeczu w ał p on iek ąd P o lsk ę n ow oczesn ą 5.

Ś p ie w y h isto ryczn e w łaśnie przez żywość i szczerość nie k a p itu ­

lującego p a trio ty z m u różniły się od p u sty ch deklam acji „obyw a­ te ls k ie j“ lite ra tu ry K rólestw a. S tanow iły one podstaw ow y skład nik tra d y c ji niem cew iczow skiej w dobie K rólestw a, przynosiły now y ty p epiki narodow ej, obliczonej n a ja k najszerszy zasięg; w m iejsce epopei sta w ia ły g a tu n e k popularniejszy; zm ierzały do tego, by do­ trzeć wszędzie, stać się nieodłączną częścią życia n arodu, dowodem, iż „b urzy ciele św iata [...] n ie zatłu m ią nigdy w u stach m atek tych pieśni, k tó ry m i one przy po m in ają dzieciom, że m ieli ojczyznę“ 6. Ta N iem cew iczow ska w e rsja narodow ej „pieśni g m in n ej“ uzupeł­ niona b y ła jeszcze innym i, now ym i n a grun cie polskim elem en­ tam i — czułym i pow ieściam i „z życia pospolitego“, prow eniencji bądź angielskiej, bądź też — w późniejszym w yd an iu — sięgającym i do ludow ej poezji u k raiń sk iej.

Te św ieże ujęcia poezji n a rra c y jn e j stanow iły bezpośrednią tra d y c ję gatunkow ą, od k tó rej w yszli filom aci i M ickiewicz w po­ szu k iw aniu now ych form poezji narodow ej.

N aw iązanie to jed n a k n ie odbyło się ta k w yłącznie na płasz­ czyźnie k u ltu zasłużonego m ęża, jak to w yobrażał sobie B ruchnalski, n ie zn ający jeszcze korespondencji filo m a tó w 7. Niem cewicz znalazł się tam pod obstrzałem m łodzieńczej k ry ty k i, k tó rą sform ułow ał w łaśn ie Czeczot, w śród filom ackiego grona najbliższy tra d y c ji niem cew iczow skiej.

Ś p ie w y h isto ryczn e oraz B a jk i i pow ieści N iem cew icza p rze­

znaczano n a ró w n i z pism am i K arpińskiego jak o n agrod y u fu ndo-5 A. M i c k i e w i c z , D zie ła. W yd an ie N arod ow e. T. 10. W arszaw a 19ndo-52, s. 251.

e J. U. N i e m c e w i c z , Ś p i e w y h is to r y c z n e . Z u w a g a m i L e l e w e l a . K rak ów 1835, s. II (z „P r z e m o w y “ a uto ra do „ Ś p i e w ó w h i s t o r y c z n y c h “ w y d a ­

n ia 1816 roku).

(6)

126 M A R I A Ż M I G R O D Z K A

w ane przez filom atów dla uczniów k o w ie ń s k ic h 8. M ickiewicz żą­ dał zresztą ch araktery sty czn eg o przesunięcia w p lanie ty ch nagród: przeznaczenia Ś p iew ó w N iem cew iczow skich dla k lasy n ajstarszej 9, p rzyw iązując w idocznie w iększą w agę do o ddziaływ ania w ychow aw ­ czego tych ostatnich, b y n ajm n iej przecież n ie „ tru d n iejszy c h “ niż poezje K arpińskiego. D w utom ow e w y dan ie pism N iem cew icza figu­ ru je rów nież jako nag roda w kon ku rsie na pieśń dla fila re tó w 10 — edycje Niem cew iczow skie b y ły więc w k ręg u filom ackim książkam i cenionym i i u pragnionym i. Ś p ie w y h isto ryczn e przy ty m polecał Z an do czytania na m ajów kach; sam śpiew ał je z M arylą n .

Jed n ak że Czeczot, rozpoczynając p racę n a d sw ym i „śpiew kam i“ , podejm ow ał g a tu n e k N iem cew iczow ski n a płaszczyźnie d yskusji z jego tw órcą. S tosunek Czeczota do N iem cew icza m oże być w y ­ kład n ik iem niejednoznacznej oceny, z ja k ą w oczach M ickiew i­ czowskich tow arzyszy spotykała się tra d y c ja postępow ego sen ty ­ m entalizm u.

Czeczot w listach z W arszaw y z 1821 r., pod w rażeniem ideow ego m arazm u i epigońskich form życia k u ltu ra ln e g o klasycznej stolicy, przesy łał kolegom gorzkie uw agi filom aty, zaznaczając jednocześnie w relacji z posiedzenia T ow arzystw a P rzyjació ł N auk: „jednego tylko Niem cew icza obecność m ię cieszy“ 12. K ryty czniej szy M a­ lew ski sform ułow ał w e rd y k t ostro: „W szyscy n ib y grają, ale L inde jed en kalu ku je, bo najuczeńszy. Inni, nie w y jm u ją c kochanego U rsyna, p raw ią bąki, aż w sty d “ 13. C iekaw szy c h a ra k te r m a w y ­ m ian a zdań o N iem cew iczu w listach Czeczota i M ickiew icza z okazji „śpiew ków “. Czeczot, o d stęp u jąc (intencjonalnie) od w zorów Niem ­ cewicza, szukał teo rety czn ych uzasadnień dla sw ej p ra k ty k i poe­ tyckiej i prosił o zdanie przyjaciela, będącego dla filom atów auto­ ry te te m nie tylko w zakresie p ra k ty k i poetyckiej, lecz także i w dziedzinie estetyki:

R eg u ły będą w uczuciu. L ecz n a w ia sem rzucam ci te u w a g i, a ty, jako estety k , i tam dalej, podaj m i r e g u ły 14.

8 A r c h i w u m F il o m a t ó w . C zęść I. K o r e s p o n d e n c j a 1815— 1823. W yd. Jan C z u b e k . T. 2: 1820. K rak ów 1913, s. 35. 9 T a m że , s. 47. 10 T a m że , t. 3, s. 173. 11 T a m że , t. 2, s. 49 i 248. 12 T a m ż e , t. 4, s. 57. 13 T a m że , s. 136. 14 T a m ż e , t. 5, s. 147.

(7)

„ B A L L A D Y I R O M A N S E * 127

Czeczot w ysuw ał pod adresem Ś p iew ów zastrzeżenia bardzo znam ienne. N ie um iejąc w yjść poza zasięg pojęć ideow ych i typ m oralistyk i p atrio ty cznej reprezen to w an ej przez Ś p iew y, w idział jedn ak , jak dalece p ed an ty zm historycznego w y k ład u ograniczał krąg ich ideow ego i em ocjonalnego działania. P rób o w ał więc zmo­ dyfikow ać g a tu n e k „śpiew ków “, przede w szystkim przez zerw anie z am bicją ilu stra c ji h istorycznej, i cały nacisk położył n a drugi składnik ideow ej p ro b lem aty ki utw orów N iem cew icza — na u ka­ zanie m o raln o -p atrio ty cznego w zoru do naśladow ania. Czeczot po­ św ięcił sw e „śp iew k i“ kobietom nie tylko z sen ty m en taln ej galan­ terii i nie tylk o przez w zgląd n a ich ad resatk ę — Zosię M alewską. Było to bow iem w yrazem dążności do upow szechnienia obyw a­ telskiego w zoru osobowego, do jego jak b y „ u p ry w a tn ien ia “ , w p ro ­ w adzenia w zakres obowiązków i m ożliwości każdej jednostki. Czeczot p rag n ą ł ukazać b ohaterstw o nie jako przyw ilej i obowiązek p rzedstaw iciela możnego ro du lub nieodłączny a try b u t szlachet­ nego króla, wodza czy m ęża stanu, dlatego pisał „śpiew ki o kobie­ tach, k tó ry ch dzieła heroiczne są cnoty i czyny znakom ite przypad ­ kowe, a n ie są tak, ja k królów panujących, którzy ciągle czynni, zło lu b dobro ro b ią “ 15. Toteż oświadcza w prost, że m o ralisty k a je st osią jego p ro g ra m u arty sty czn ego w zakresie „śpiew ków “ :

zd aje się, ż e dobrze tra fiłe m w duch m oralizow an ia i w niek tórych , np. w R z e p is ie [!] raczej w m orały ja k w h istorią się w d a łem . H istoria sucha, n a w e t N iem cew icz tym n iezm iern ie przegryw a; m o ra ły są dobre ,e. D rugim isto tn y m elem entem poetyki „śpiew ków “ był ich pieś­ niowy, m uzyczny c h arak ter. Czeczot uw ażał to za nieodzow ny w a ru n e k ich popularności i wychow aw czego oddziaływ ania. Ale i tu ta j zdaw ał sobie spraw ę, ja k n ie a tra k c y jn y m uzycznie, m ono­ tonn y c h a ra k te r posiada N iem cew iczow ska konw encja śpiewów, zw łaszcza gdy „nie m a śpiew ać ich M innesänger, ale dziewica, która, jeśli um ie dobrze śpiew ać, w oli lepiej śpiew ać a rią w łoską jednostrofow ą, a ta k rozm aitą i do popisania się, i do zajęcia zdolną,

aniżeli śpiew ek polski...“ 17.

Czeczot chciał zatem atrak cy jn o ść arty sty c z n ą sw ych „śpiew ­ ków “ rato w ać przez krótkość i rezygnację z „h istorii czystej“ .

C h arak tery sty czn a dla trad y cy jn eg o dosyć sm aku literackiego

filom aty je s t koncepcja „poetyczności“ n a rra c ji, k tó ra w jego ro­ 15 Ta m że, s. 145.

16 T am że. 17 T a m że , s. 146.

(8)

128 M A R I A Ż M I G R O D Z K A

zum ieniu sprow adza się do „ozdób“ i „u p ięk szeń“ rozw lek ających tylko m ate rię utw o ru . R ecep ta końcow a w yp adła w ięc n astęp u jąco : „T ak tedy trzeb a się pozbyć poezji, uczucia tylko trochę, a że m orału potrzeba, więc m o rału tro chę i koniec śpiew ku “ 18.

Czeczotowska pró b a k o n ty n u ac ji tra d y c ji niem cew iczow skiej je st przejaw em ten d e n c ji do ograniczenia żyw iołu epickiego oraz do przesunięcia tego g a tu n k u kró tk ieg o w iersza n a rra c y jn e g o w kie­ ru n k u utw o rów o c h a ra k te rz e parenety czny m . Czeczot n ie um ie w yw ikłać się ze sprzeczności m iędzy p o ety k ą pieśni a „suchością“ relacji historycznej, k tó rej m onotonię pow iększa tożsam ość dy­ daktycznej konkluzji, organizującej tak że i ty p p rzed staw ien ia akcji każdego „śp iew u “ dla w ydobycia ty ch sam ych, p o zy tyw nie w a rto ­ ściow anych cech b ohaterów . L iry zm u jęc ia plącze z m orałem , „poetyczność“ utożsam ia z ozdobnością i dlatego też ru g u je — w im ię „p ro sto ty “ .

Odpowiedź M ickiewicza dotyczyła przede w szystkim „śpiew ­ ności“ Czeczotowych w ierszy. N ie b y ła to w jego poetyce sp raw a błaha. W przedm ow ie O p o ezji ro m a n ty czn e j — b y n ajm n iej nie n a zasadzie stylow ej naw yczki klasycznej — „p ien ia“ są n a j­ częstszym o kreśleniem poezji n arodow ej, bliskiej ludow i i czerpią­ cej ze źródeł ludow ej k u ltu ry . D latego też M ickiewicz — k u zdu­ m ieniu B ruchnalskiego — o k reślił sw e u tw o ry w e w stęp ie jako „ballady i pieśn i“ 19, dlatego, u w y d a tn ia jąc czy też w p ro st fingu jąc ich zw iązek z poezją ludu, d aw ał przypisek: „ze śpiew ów gm in­ n y c h “ 20.

Owa ten d en cja znajdzie swój szerszy kom entarz, n iew ą tp liw ie bardzo bliski postaw ie M ickiew iczow skiej, w słynnej ro zp raw ie H erd era Ü ber Ossjan u n d die L ied er alter V ölker. P olem izując z przekładem O sjana, u ję ty m w ry tm niem ieckiego h e k sa m e tru K lopstocka, H erd er w y stęp o w ał p rzeciw dążności do zacierania granic m iędzy klasyczną epopeą a arch aiczny m i pieśniam i ludo­ w ym i, do k tó ry ch zaliczał u tw ó r M acphersona; b ro n ił p ra w pieśni, jako p rasta re j, w łaściw ej ludom eu ro p ejsk im fo rm y epiki. Pieśń by ła dlań w łaściw ym głosem lu d u bliskiego n atu rze, wolnego.

18 T a m że .

19 M i c k i e w i c z , D zie ła, t. 5, s. 178.

i0 P rzyp isk iem : „Ze śp ie w u g m in n eg o “ — p oeta o p a trzy ł R y b k ą ; przy L ilia c h n apisał: „Z p ie śn i g m in n e j“. K u r h a n e k M a r y l i zo sta ł zaop atrzon y w in ­

form ację: „M yśl ze śp iew u lite w s k ie g o “, D u d a r z — „M yśl z p ieśn i g m in ­ n e j“, zaś To lu b ię w g su g e s tii p o e ty „ jest tłu m a czen ie m w ie js k ie j p ie ś n i“.

(9)

„ B A L L A D Y I R O M A N S E * 129

O ty m m ów ił zresztą cały rew o lu cyjny dla lite ra tu ry europejskiej zbiór S tim m e n der V ö lk er in L ie d e r n :

J e e n t f e r n t e r v o n kü n stlich er, w is s e n s c h a f t li c h e r D e n k a rt, S p ra c h e und L e t t e r n a n t das V o lk ist, desto w e n i g e r m ü s s e n auch seine L ie d e r f ü r ’s P a p i e r g e m a c h t u n d t o d t e L e t t e r n v e r s e sein: v o m L yris c h e n , v o m L e b e n ­ d ig e n u n d g le ic h sa m T a n z m ä s s ig e n d e s G esanges, v o n l e b e n d i g e r G e g e n ­ w a r t d e r B il der, v o m Z u s a m m e n h ä n g e u n d gle ic h sa m N o th d r a n g e des In h alts, d e r E m p fin d u n g e n , v o n S y m m e t r i e d e r W or te, d e r S y lb e n , bei m a n c h e n sogar d e r B u ch sta b en , v o m G ange d e r M elodie , u n d v o n h u n ­ d e r t ä n d e r n S ach en , die zur le b e n d i g e n W e l t , z u m S p ru c h — u n d N a t i o ­ n a ll ie d e gehöre n, u n d m i t d i e s e m v e r s c h w i n d e n — d avon, u n d d a v o n a llein h ä n g t d a s W esen, d e r Z w e c k , die g a n ze w u n d e r t h ä t i g e K r a f t ab, d e n d ie s e L i e d e r haben, die E n tzü ck u n g , d ie T r ie b f e d e r , d e r e w i g e Erb- u n d L u s tg e s a n g d es V o lk s z u s e i n ! 21.

„Pieśniow ość“ ballad M ickiew iczow skich nie była jed n ak

m echaniczną zasadą. A naliza to k u w ersyfikacyjn ego S w itezi, do­ k o n ana przez Zgorzelskiego, w ykazuje, że tam , gdzie np. podstaw ą organizow ania epickiej relacji je s t opow iadanie n a rra to ra , M ic­ kiew icz w prow adza stylizację gaw ędow ą, ogranicza „pieśniow ość“ w budow ie stroficznej 22. Założenie „śpiew ności“ now ej epiki jest bow iem ogólną zasadą, w p row adzającą w m iejsce epopei zespół pieśni liro-epickich, b y n ajm n iej jed n a k n ie jed n o litą cechą u kształ­ to w ania m etrycznego każdego u tw o ru tego typu. W szak p rzed ­ m ow a do ballad w spom ina, obok pieśni, o „pow ieściach gm innych św iata rom an ty czn eg o “, a tak że broniąc b allad y angielskiej pod­ k reśla ł M ickiewicz jej c h a ra k te r „p o w iastk i“ 23.

Toteż odpow iedź M ickiew icza św iadczy, że „śpiew u“ jako form y k ró tk iej relacji epickiej poeta nie utożsam iał z u tw o rem przezna­ czonym do śpiew ania i chciał pow ściągnąć zapał Czeczota w tym zakresie:

T w o je u w a g i w zg lęd em śp ie w ó w te g o rodzaju n ie za w sze słu szn e. O pow ia­ d an ia h isto ry czn e ró w n ie m ało zdadzą się do m uzyki, jak i m orały. M u­ zyk a je s t ty lk o g ło sem uczucia. Co n ie n a m iętn y m , n ie je s t w ła śc iw ie śp iew n y m . D la teg o śp ie w y N iem cew icza są raczej do czytan ia n iż grania i śp iew a n ia .

U czo n e k an tork i w o lą w ło szczy zn ę, g m in p ow tarza p iosn k i K arpiń­ sk iego; n ik t n ie śp iew a o k sią żęciu J ó z e f ie 24.

21 S t i m m e n d e r V ö l k e r in L ied ern . G esam m elt, geordnet, zum T eil ü b er­ se tz t v o n J. G. v o n H e r d e r . S tu ttg a rt und T ü b in gen 1846, s. 8— 9.

22 Z g o r z e 1 s k i, op. cit., s. 100.

28 M i c k i e w i c z , Dzieła, t. 5, s. 190 i 195. 24 A i c h i w u m F il o m a t ó w , cz. I, t. 5, s. 170— 171.

(10)

130 M A R I A Ż M I G R O D Z K A

D latego sugerow ał Czeczotowi, że silną stro n ą jego utw orów są raczej elem enty gaw ędow e, których — co ciekaw e — nie łączył stylow o z cecham i poezji narodow ej o ch arak terze „g m inn ym “, lecz z tra d y c ją staropolską:

T w oje śp ie w y m ają ch arak ter jakiej [ś] starop olsk iej szczerości i ru - baszności; w szęd zie, gd zie ten charakter przebija się w y ra źn iej, gd zie przedm iot b y ł sto so w n iejszy , i trak tow an ie, i w y d a n ie w ięcej się p o­

doba. [...] G dzie ty lk o je s t m en torsk a p ow aga, tam s ię n a jlep iej u d aje naszem u m e n to r o w i25.

Ta w ypow iedź z r. 1825 je st bardzo isto tn a ze w zględu n a cha­ ra k te r, jak i p rzy jm ie w dalszym ciągu balladow a tw órczość Mic­ kiew icza w rod zaju Czat, T rzech B udrysó w , Renegata, w prow ad za­ jąc a w w iększym lu b m niejszym stopniu realistyczną .n a rra c ję gaw ędow ą.

W odpow iedzi M ickiew icza m usi zwrócić uw agę jeszcze jeden m om ent: poeta m ia rk u je kryty cyzm Czeczota, k tó ry autorow i

Ś p iew ó w zarzuca w dość o stry m tonie niedbałość, rozw lekłość,

ogólnikow ość relacji historycznej. M ickiewicz pisze do przyjaciela: W szakże N iem cew icz nad to u cieb ie ganiony; jest on n ied b alec, a le m a za w sze coś ujm u jącego i orygin aln ego, za w sze jest lep szy od ca łej szkoły fr a n c u s k ie j2e.

I w tych w ięc słowach, w yodręb niając N iem cew icza z szeregów „szkoły fra n c u sk ie j“, podkreślił poeta fakt, że uw aża go za jednego z tw órców lite ra tu ry narodow ej, do którego dzieł m oże naw iązać now a poezja. N aw iązanie to jed n ak dokonało się przede w szystkim n a zasadzie ogólnej sugestii ideow o-tem atycznej, w skazującej moż­ liw ości w y rażen ia narodow ych treści w form ie nowego gatu nku. Znaczenie Ś p iew ó w h isto ryczn ych jako źródła ideow o-artystycz­ nej in spiracji polskiej ballady nie zostało do dziś dostatecznie w yjaśn ion e i uczynić tego nie m ożna bez pogłębienia naszej ogólnej, dość n ikłej w iedzy o Niem cewiczu. Z apew ne nie w szystkie „śpiew y“ odegrały w ty m zakresie rolę jednakow ą. P ow staw ały w ciągu dość długiego czasu, a w h isto rii ich zaznaczyła się dość w y raźn ie cha­ rak te ry sty cz n a zm iana poglądów au to ra n a u k ształto w an ie fabuły i ty p k o n tru k c ji tego rodzaju utw orów epickich. W bardzo in te re ­ sującej P rzem o w ie z 1816 r. Niem cewicz próbow ał określić różnice gatunkow e, jak ie w y stę p u ją m iędzy „śpiew am i“ a rom ansam i.

25 T a m ż e , s. 171. 26 T am że.

(11)

„ B A L L A D Y i R O M A N S E “ 131 Jakoż w y sta w u ją c królów naszych w całym przepychu m a jesta tu zasia­ d ających w obradach n arodow ych, m ó w ią c o w jeżd żających w tryu m fie w odzach, ogrom n ych narodu z narod em w alk ach , trudno b yło u żyw ać tego potocznego toku, k tórym p rostych rycerzy dok azyw an ia i m iłości o p isy w a n e są w obcych pieśn iach , r o m a n s a m i zw anych. W tych poeta, n ie przym u szon y trzym ać się śc iśle p raw d y h istoryczn ej, b ierze treść z d ziejów , u p ięk sza je w szy stk im i om am ien iam i u czucia i im agin acji, m ia ­ sto tego, co b yło praw d ziw ym , p isze to, co rozrzew nia, unosi, zachw yca; p rzeciw n ie poeta dziejopis, n ie głosi, jak tylk o to, co było: d zieje zaś lu d zk ie rzadko k ied y są poetyczn ym i. S am ty tu ł Ś p i e w ó w h is to r y c z n y c h oznacza rodzaj w ierszo p istw a w y ż sz y nad p ieśn i potoczne, a w k ła d a ją c na p iszą ceg o ob ow iązek trzym ania się praw d y, o d ejm u je m u n a jc e l­ n iejszą w p oezji sprężynę, o d ejm u je m u im agin ację. W d w óch śp ie­ w a ch z m łod ości m ojej, o Ż ó łk iew sk im i o S tefa n ie P otock im , u m ieści­ łem k och an ie obok odw agi, je s t on o za p ew n e n ierozd zieln e z w aleczn ością; lecz n ie zd ało m i się p ow tarzać je częściej w p ien ia ch p o św ięco n y ch p raw dzie, m iło ści ojczyzn y i n iezm yślon ej sła w ie p rzodków n a s z y c h 27. Niem cewicz w ch arak tery sty czn y sposób dał tu ocenę sen ty­ m en talnej dum y z p u n k tu w idzenia sm aku klasycznego. Zaznaczył jej „niższość“, niem ożność oddania w jej „potocznym to k u “ p a te ­ tycznego obrazu historii. Sam a u to r zdaje sobie spraw ę z różnic m iędzy bliskim i sen ty m en taln ej rom ancy, w yodrębnionym i n aw et ch arak terem ty tu łu — D um ą o Ż ó łk ie w sk im czy D um ą o S tefa n ie

Potockim , a resztą „śpiew ów “ . Różnicę tę u p a tru je przede w szyst­

kim w istn ien iu w nich „uczucia“ , w e w prow adzeniu rom ansow ego „zm yślenia“. Istn ieje jed n ak u tw ó r także dość wczesny, pozbaw iony w ątku erotycznego, a dalszy m oże jeszcze niż dw a poprzednie od typu k o n stru k c ji późniejszych „śpiew ów “ . J e s t to trzecia dum a zbioru, D um a o kn iaziu M ichale G lińskim , słusznie nazw ana przez K lein era pierw szą polską balladą o ry g in aln ą — za „nastrojow ość i zw arcie akcji w scenę (lub sceny) o tętn ie dram atycznym , stop­ niowo rozjaśn iającą w yp ad k i“ 28.

W ydaje się, że pod w pływ em atm osfery w arszaw skiego obozu klasyków w późniejszych „śpiew ach“ zarysow ał się pew ien sw oisty regres arty sty czny . Są one n iew ątp liw ie bliższe klasycznem u w i­ dzeniu historii, i to nie tylko w sw ych cechach stylow ych, ale w sam ej koncepcji fab u larn ej. Zgorzelski stanow czo podkreśla fakt, że i w późniejszych „śpiew ach“ w y stę p u ją obok „k ro n ik “ elem enty

27 N i e m c e w i c z , op. cit., s. V III.

28 J. K l e i n e r , L e w i s i je g o „Tale s o f W o n d e r “ j a k o ź r ó d ło b a ll a d N i e m ­

cew icza. W tom ie: S tu d i a z z a k r e s u l i t e r a t u r y i filo zo fii. W arszaw a 1925,

s. 58.

(12)

132 M A R I A Ż M I G R O D Z K A

ko n stru k cji „b allad o w ej“ 29, ale n ie dowodzi to bynajm niej, że daw ny ty p dum y, d ający pew ne m ożliw ości hum anistycznego u ję ­ cia postaci historycznej, k on ty n u o w an y je s t w now ych utw orach. T yp ujęcia przeszłości i ton n a stro jo w y w łaściw y pseudoklasycznej

„ d ra m ie “ narodow ej p a n u je niepodzielnie. M om enty fab u la r­

nych scen podporządkow ane są jed n o litej zasadzie pom patycznej w izji h istorii, m ają c h a ra k te r d ek o racyjn ych „żyw ych obrazów “, ilu stru jąc y c h św ietność przeszłości. W ypow iedzi b o hateró w to nie dialog, lecz przem ów ienie, proroctw o, m aksym a m oralna.

To tłum aczy, dlaczego tru d n o m ów ić o bardziej bezpośrednim zw iązku sty lo w y m poezji M ickiew icza i Ś p iew ó w h istorycznych. Z w iązek ten istn iał n a płaszczyźnie naw iązyw ania filom atów do tra d y c ji p a trio ty z m u N iem cewicza, ale M ickiewicz m usiał poszuki­ w ać m ożliwości now atorskiego w y rażen ia swej ideologii narodow ej

poprzez różnorodne dośw iadczenia ideow o-artystyczne, do któ­ ry ch poezja Niem cew icza m ogła w skazyw ać drogę tylko w sposób bardzo ogólnikow y.

P ro sta k o n ty n u acja p ra k ty k i N iem cew iczow skiej — rozw ijanie ta k rozum ianej poezji historycznej — m ogła doprow adzić tylko do epigoństw a wobec pseudo-narodow ej lite ra tu ry klasyków . To­ też M ickiewicz nie p rzy jm u je teorety czny ch propozycji swego sław nego poprzednika. W e w spom nianej P rzem ow ie z r. 1816 Niem cew icz w łączył sw oje Ś p ie w y h isto ryczn e w ciąg tra d y c ji n a ­ rodow ej pieśni w ojen n ej — od poezji T yrteusza, poprzez śpiew y bardów , aż po „h y m n y M arsylczyków i podobne“, któ ry m w iele zw ycięstw zaw dzięczały „rew o lu cy jn e w ojska fra n c u sk ie “ 30. Sądził przy tym , że należy zainteresow ać się szczątkam i zaginionej epiki ry cersk iej, o k tó rej w zm ianek szukał w kronikach. M łody poeta w ileński nie chciał w yzyskać tej m ożliwości. Ju ż w om aw ianym poprzednio liście M ickiew icza do Czeczota fig u ru je pow ołanie się n a „M innesänger’a“, n a „W ajdelotę, śpiew ającego na uczcie“ 31 jak o na w zory n iep rz y d atn e do ko n ty n u o w an ia w e w spółczesnej rzeczyw istości. Filom aci więc zdaw ali sobie sp raw ę z fak tu , iż w skrzeszenie tra d y c ji starej poezji ry cersk iej i w ojennej w duchu m ody n a średniow ieczyznę — prow adzić m oże tylko do sztuczności i poetyckiej m anieryczności tego ro d zaju epiki. Toteż zjaw isk po­ dobnego ty p u znajdziem y w ich poezji bardzo mało.

29 Cz. Z g o r z e l s k i , D u m a , p o p r z e d n i c z k a b a lla d y . T oruń 1949, s. 42— 44. 50 N i e m c e w i c z , op. cit., s. III— IV.

(13)

„ B A L L A D Y I R O M A N S E “ 133

I M ickiew icz pisząc b allad y nie chciał stw arzać fikcyjnych „b ard ó w “, ożyw iać sztucznie tra d y c ji zupełnie zatarty ch . Nie działo się to n a sk u tek k u ltu historycznego czy folklorystycznego au ten ty zm u, n ie tkw iącego b y n ajm n iej w obyczajow ości literackiej tej epoki w ielkich m isty fik acji — od Osjana po Guzlę. M ickiewicz dał zresztą dowód b ra k u „p ed an ty zm u “ w ty m zakresie, bez zbyt­ nich sk ru p u łó w szafując w stosunku do sw ych ballad określeniem : „z pieśni g m in n e j“ . Sposobność w prow adzenia historycznej pieśni W ajdeloty w y k o rzy stał zaś później w k o n stru k c ji W allenroda. W y­ d aje się więc, że w swoim tom iku M ickiewicz św iadom ie poprze­ stał jeśli n ie n a tem aty ce ludow ej, to w każdym razie n a sugero­ w aniu, że pieśń gm inna je st podstaw ow ym i jed y n y m źródłem w ątk ów balladow ych, że jest dla k u ltu ry polskiej isto tn ą sk arbnicą tra d y c ji narodow ej.

T ak należy rozum ieć sens m odyfikacji, ja k ą przeszła h isto ria oblężenia W endy ze śpiew u o S tefan ie B atorym , nim stała się w ątk iem S w itezi. M ickiewicz w prow adził do sw ych b allad tra d y c ję

Ś piew ów N iem cewicza; w ątek relacji historycznej i obyw atelskiej

m oralistyk i u leg ł jed n a k zasadniczem u przekształceniu. H istoria Sw itezi w fan tasty czn y m ujęciu ludow ego podania spleciona z nie­ zliczonym i h isto riam i o zatopionych grodach, odsunięta w ęzasy odległe i zw iązana z dziejam i fik cy jn y ch lub pó łlegen darny ch ksią­ żąt, tra c i w szelkie znam iona ta k charakterystyczneg o dla N iem ­ cewicza w y k ła d u -ilu strac ji h istorii. O dstępstw o od techniki N iem - cewiczow skiej zaznacza się n ie tylk o w w yborze dram atycznego m om en tu w m iejsce k ro n ik i czy p an o ram y historycznej, ukazującej k ilka statycznie tra k to w a n y ch obrazó w -ilustracji. Podaniow a m gli- stość historycznego m om en tu zaciera konk retność i jednorazow ość w ydarzenia, n a d a je m u w alo r niem al sym boliczny, każe dopatryw ać się w nim stw ierd zenia p ew nej ogólnej zasady, p rze jaw u m oralnego ład u św iata. M aksym a m oralno-polityczna, k tó rą Niem cew icz w y­ snuw a z biegu w y d arzeń jako konkluzję, lub też jako tezę historycz­ nego w y k ład u staw ia n a czele u tw o ru , tu ta j zasugerow ana zostaje czytelnikow i pośrednio — zgodnie z c h a ra k te re m fan ta sty k i ludow ej— przez fa k t n a d n a tu raln e g o ocalenia kobiet w iern y ch obyw atelskiem u obowiązkowi. „C udow ność“ b allad y je s t w ięc drogą ap ro b aty okre­ ślonego ty p u ludzkiego postępow ania — w duchu naiw nej ludow ej w iary w zw ycięstw o spraw iedliw ości. D y d ak ty k a patriotyczna, po­ tęp ienie zaborczości i g lo ry fikacja w ojny spraw iedliw ej — up ro ­ szczone, oczyszczone z koniecznej u N iem cew icza kom plikacji

(14)

kon-134 M A R I A Ż M I G R O D Z K A

k retn e j sy tu acji politycznej — splecione zostały z cecham i skła­ dającym i się n a w izję stro n y cierpiącej w ludow ych obrazach krzyw dy. Słabość, bezbronność, niew inność — u zn ane zostały za godne n a d n a tu raln e j in terw en cji, g w a ra n tu jąc e j zw ycięstw o słusz­ ności i dobra.

W rozw ażaniach o stosunku S w ite z i do śpiew u o B atorym nie je st n a w e t zresztą isto tn y fakt, czy rzeczyw iście bezpośrednia zależność genetyczna łączy te dw a u tw ory , czy też historyczną legendę leżącą u podłoża b allad y zaczerpnął poeta z opow iadania Onacewicza. W ażna je st różnica w u jęciu te m a tu u N iem cewicza i M ickiewicza. Isto tn y je st tu przede w szystkim fakt, iż tylko przez przesunięcie w y darzen ia dziejowego w sferę podaniow ej „cudow ­ ności“, przez odarcie go z historycznego k o n k re tu uzyskał M ickie­ wicz ludow e zab arw ien ie legendy, m ógł w prow adzić ją jako elem ent ludow ej w izji św iata. W in ny m u jęciu stylo w ym było to podówczas zadanie nie do rozw iązania. R ealistyczny obraz ludow ego żołnierza zrodzić się m iał dopiero w gaw ędzie czerpiącej z dośw iadczeń pow stańczych.

P rzed w ystąp ieniem M ickiew icza istn iały w ty m zakresie dwa sposoby w prow adzenia podobnej p ro b lem aty k i do lite ra tu ry : sielanki Reklew skiego i — bliższe nieró w nie dum om N iem cew iczow skim i balladom M ickiewicza — dum y Rzesińskiego. R e p re ze n tu ją one szczególny p rzyp ad ek w śród dziew iętnastow iecznych dum se n ty ­ m entalnych. Z achow ują aż do szczegółów schem atyczny u k ład zba-

nalizow anych m otyw ów , stanow iących konw encjo nalny p u n k t

w yjścia typow ej dum y sen ty m entalizm u: tk liw ą m iłość dw ojga kochanków , konieczność rozłączenia w sk u te k n ap ad u w roga, odjazd bohatera, przysięgi w ierności i żale dziew czyny. E lem en ty te jed n a k w zam ierzeniu a u to ra służyć m ają idei patrio ty czn ej przez zasto­ sow anie charak tery sty czn ego dla sen ty m e n ta ln e j m o ralisty k i chw y­ tu — dla dobitniejszej, jaskraw szej w ym ow y budującego p rzykładu nosicielką’ idei heroizm u zostaje „słaba n iew ia sta “ , zaś rzecznikam i obow iązku obyw atelskiego i patriotycznego są „p ro stacy “, n ie ry ­ cerze, lecz pasterze z „ubogiej c h a tk i“ .

A więc w utw orze, którego schem at k o n stru k c y jn y służyć może tylko arty sty czn em u zam ierzeniu u kazania w iernej i czułej m iłości w konflikcie z n iep rzy jazn y m i jej p raw am i rzeczyw istości, pojaw ia > się obca tej kom pozycji fa b u la rn e j ten d e n c ja patriotyczna, co w ię- cej — próba n arzu cen ia pseudoludow ego pokostu fałszyw ej sie- lankow ości zjaw iskom i w ydarzeniom ja k n ajd alszy m od ludowego

(15)

„ B A L L A D Y I R O M A N S E “ 135

o dczuw ania św iata. S tąd sztuczność, anachronizm y, całkow ity brak logiki arty sty c z n e j tak ich np. dum Rzesińskiego ja k M orgal i Ska w a czy S o b u t k i32. N ajszerzej rozbudow aną p a rtią obu u tw o ró w jest np. p a te ty cz n a d ek lam acja kochanków o słodkim obow iązku obrony ojczyzny, k tó ra to d eklam acja n ie m a żadnego logicznego uzasa­ dn ien ia ani w ak cji pierw szej dum y, gdzie b o h a te r pada o fiarą nie swej p atrio ty czn ej cnoty, lecz przysłow iow ego „grom u z jasnego n ie b a “ , ani też w drugiej z nich, gdzie k raj ocala ry cersk i czyn Sobutki, nie pozostający w żadnym zw iązku przyczynow ym z w y­ p ra w ą Sieciecha n a w ojnę i tk liw y m i opisam i rozstania i p rzy ­ w itan ia kochanków . T em at sta je się po pro stu okazją do nizania szeregu tra d y c y jn y c h „czułych“ sy tuacji, pozornie różnorodnych, choć banalny ch , silnie k on trasto w y ch w sw ym n a stro ju , pozw ala­ jących zarysow ać uczucia kochanków gnębionych niestałością lo­ sów ludzkich — od u niesień sielankow ego szczęścia do rozpaczy rozstania czy żalów pogrzebnych. Ludow ość nie o rganizuje św iata pojęć an i stylow ego w y razu ballady. J e s t jed ny m ze sposobów uw znioślenia fab u ły przez cofnięcie jej w czasy archaicznej jedności narodu, w sielankow ą pro sto tę złotego w ieku, z drugiej zaś strony stanow i środek w zm ocnienia siły budującego przykładu.

Czy a rty sty c z n a k o nsekw encja w ludow ej sty lizacji ballady

M ickiew iczow skiej św iadczy o głębszym ideow ym rozum ieniu

zw iązku m iędzy p atrio ty zm em a sp raw ą ludu? Ten w niosek byłby tu z pew nością przedw czesny. W m ontow anie w św iat balladow y h isto rii w alki i b o h a te rstw a św iadczy o tym , że elem en t ten był M ickiewiczowi konieczny w św iecie ludow ego „czucia i w ia ry “, a z drugiej stro n y — także i o tym , że m o raln ą sankcję ludowego podania tra k to w a ł poeta jako potrzebn ą dla w szystkich m om entów narodow ego życia. C iekaw e zresztą, jak m otyw „bohaterskiej dzie­ w icy“ , w chodząc w sferę fan ta sty k i ludow ej, zatraca ry sy sen ty ­ m en taln ej sztam py, ja k pogłębia się jednocześnie i psychologiczny realizm m otyw acji. Jeszcze w Ż y w ili, oczyszczonej z rażących nie­ konsekw encji w łaściw ych elu k ub racjo m takiego Rzesińskiego, k ró ­ lu je zarów no tk liw y schem at nieszczęsnej miłości, ja k aprob ata tea tra ln eg o i od d aw n a ju ż zbanalizow anego gestu dziew icy chw y­ tającej za m iecz dla zaw stydzenia „niem ęskich“ wojow ników ,

32 J. K.‘ R z e s i ń s к i, M o r g a l i S k a w a . D um a. P s z c z ó ł k a K r a k o w - s k a , 1821. — T e n ż e , S o b u tk i . D um a n arod ow a T a m ż e , 1820.

(16)

136 m a r i a Żm i g r o d z k a

gestu w spólnego zarów no dum om N iem cew icza (H edw iga, królow a

polska, S te fa n B atory), ja k Rzesińskiego. Fałszyw y patos tej sy­

tu acji zdezaw uow ał potem sam M ickiew icz w k ry ty c e Izo ry O dyńca 33, an i słow em zresztą n ie w spom inając, że jego m łody w iel­ biciel m ógł przecież przejąć upodobanie dla tego ty p u m an ifestacji nie tylko z tra d y c ji sentym entalizm u...

W S w ite z i w idzim y ju ż znam ienne p rzełam an ie sentym entalnego schem atu. W ystęp u je ono n ie tylko w pom inięciu p e ry p e tii czułych kochanków w obrębie k o n stru k c ji fab u la rn e j ballady. Żeby sięgnąć do określenia M ickiewiczowskiego — „ te a tra ln y “, obliczony na efek t dydaktyczny, gest Sobutki czy Ż yw ili zastąpiony tu został isto tn ą dram atycznością losu m ieszkanek bezbronnego m iasta. So- butka, k tó ra „w śród b roni szczęku pierw sza u derza z groźnym m ie­ czem w rę k u “, n ie je s t b o h aterk ą ludow ą, jakk olw iek R zesiński usilnie zapew nia nas o jej pochodzeniu „spod strzechy “ . N ie je s t nią rów nież ani obiektyw nie, ani w in te n c ja c h M ickiewicza księżniczka z rodu Tuhanów . Sam d y lem at m o raln y b a lla d y — niew ola i h ańb a czy śm ierć sam obójcza — n ie m a c h a ra k te ru ludowego. T rad y cje rzym skiego w zoru niew ieściej cnoty w sp ó łg rają tu z w yobraże­ niam i chrześcijańskim i. Toteż ludow ość S w ite z i nie w y stę p u je rów nom iernie w e w szystkich p a rtiac h ballady. N ajsilniej organizu je opis „dziw ów “, m ów iących o istn ien iu zatopionego m iasta bądź będących św iadectw em cudow nego ocalenia bezbronnych i k a ry dla napastników . J e s t rów nież rzeczą ch arak tery sty czn ą, że opow iadanie rusałk i skierow ane do „pana n a P łu ż y n ac h “ , jego przyjaciół i sług, zrelacjonow ane zostało przez w spółczesnego św iadka, nie zaś p rze­ kazane w u jęciu p ra sta re j w ieści ludow ej. W relacji tej elem en ty ludow e g ra ją rolę stosunkow o n ikłą; nosi ona p ew ne ry sy opowieści rycersk iej. W ten sposób Ś w ite ź stanow i p rzy k ła d splecenia tra d y c ji rycerskiej i ludow ej, z tym , że o ile ta pierw sza dostarcza w ielu elem entów fab u larn y ch , to ludow ość g ra podstaw ow ą rolę w ideow ej in te rp re ta c ji ballady. P rzynosi ona sank cję m oralną dla h isto rii obrony Sw itezi, służy rozw iązaniu k o n flik tu w duchu o ptym istycz­ nej w iary ludow ej w zw ycięstw o dobra.

T ak w ięc stw ierdzić należy, że linia tra d y c ji niem cew iczow skiej, wychodząca od Ś p iew ó w h isto ryczn ych, aczkolw iek niew ątp liw ie w istotn y sposób zaw ażyła n a Balladach i rom ansach, została przez M ickiewicza w podstaw ow ych elem entach przekształcona przede w szystkim przez próbę jej ludow ej in te rp re ta c ji. K ie ru n e k tej

(17)

„ B A L L A D Y i R O M A N S E “ 137

sty lizacji je s t n ajzu p ełn iej różny od m odyfikacji, k tórym trad y cja niem cew iczow ska uległa w dalszym toku rozw oju dum y sen ty ­ m en taln ej.

J a k się n a to m ia st m iała rzecz ze znaczeniem ballad N iem cew i- czowskich dla u k ształto w an ia ty p u ballad y M ickiewicza?

P rz y k ła d N iem cew iczow ski je st bardzo zn am ienn y jak o a rg u m e n t przeciw w pływ ologicznej koncepcji rozw oju lite ra tu ry opartej 0 zasadę recepcji now inek literack ich z k ra jó w przodujących k u l­ tu ra ln ie . N igdzie m oże w aga dojrzałości rodzim ego środow iska lite ­ rackiego do przełom u, nigdzie znaczenie przygotow ania g ru n tu nie tylk o w zakresie k u ltu ry literack iej, ale w sensie ukształtow an ia w rzeczyw istości przesłan ek now ego ty p u życia, nowego w idzenia 1 odczuw ania św iata, k tó re z n ajd u je swój w yraz i w poezji, nie w y­ stę p u ją ta k do b itn ie ja k p rzy p o ró w n aniu ch a ra k te ru , losów i zna­ czenia N iem cew iczow skich „pow ieści poetycznych “ oraz Ballad i ro­

m ansów M ickiewicza. Nie tylk o różnica w skali ta le n tu i w stopniu

oryginalności spraw iła, że u tw o ry N iem cew icza b y ły jaskó łką no­ wego w zak resie stosunkow o bardzo w ąskim i pociągnęły za sobą falę naśladow nictw , k tó ra w niczym n ie posunęła n ap rzó d rozw oju lite ra tu ry ; przeciw nie: przez u roki pozornego no w ato rstw a u tw ie r­ dziły panow anie stareg o sm aku. N atom iast ballady M ickiewicza w yznaczyły d a tę n aro d zin now oczesnej lite ra tu ry polskiej.

N ie chodzi tu tak że tylk o o różnicę w ty p ie w y stąp ien ia obu pisarzy — M ickiew icz uczynił ze swego tom iku m an ifest now ej poezji i now ych n a g ru n cie polskim pojęć estetycznych. Niemce­ wicz nie w y o d ręb n ił nigd y w osobny cykl sw ych „naśladow anych z angielskiego“ , czy n a w e t z ludow ej „pieśni ru sk ie j“ , utw orów , ani też n ie o p u b lik ow ał ich w szystkich od razu; liczba ich zw ięk­ szała się stopniow o w kolejny ch w ydan iach dzieł poety m iędzy r. 1803 a 1820. N ie o dcinały się one raczej zb yt jaskraw o od innych u tw oró w n a rra c y jn y c h — b ajek, gaw ęd, alegorycznych pow iastek m itologicznych, o b jęty c h w w yd aniach zbiorow ych w spólną nazw ą „pow ieści poetyczn ych “ , k tó ra m iała podkreślać dom inujący w nich c h a ra k te r fab u la rn y . T erm iny: b a l l a d a czy r o m a n c a , k tó re w eu rop ejsk im życiu literack im m iały już swój określony, chociaż nie zawsze jednoznaczny, w alo r stylow y, nie stanow iły dla N iem ­ cewicza teoretycznego problem u. P oeta w prow adza je niekiedy idąc za oryginałem , n iek ied y z astęp u je term in e m „pow ieść“ albo w p ro st — „ b a jk a “. O kreślenie „pow ieść“ p rze jęte je s t zapew ne ze zbioru Tales o f W o n d er Lewisa, k tó ry , ja k w ykazał K leiner, był

(18)

138 M A R I A Ż M I G R O D Z K A

głównym , jeśli nie jed y n y m p rzew odnikiem polskiego a u to ra na

szlakach angielskich now inek p o e ty c k ic h 34. A le nie w yłącznie

sugestie Lew isa zaciążyły n ad c h a ra k te re m stylow ym ad ap ta c ji Niem cewiczow skich — c h a ra k te r ów je s t przede w szystkim w y­ razem upodobań estetycznych autora.

P ytanie, czy Niem cew icz zn ał sły n n y zbiór P e rc y ’ego R eliques

of A n cien t English P oetry, należy raczej ro zstrzy gn ąć pozytyw nie.

Na przek o n yw ający dowód w skazał P iła t ustalając, że bezpośre­ dnim w zorem N iem cewiczow skiego Z a k o n n ika b yła b allada The

Friar of Orders gray z drugiej serii R e liq u e s 35. M ożna dodać, że

tam też zapew ne, w uw agach P e rc y ’ego do czw artego w ydania

zbioru, znalazł nasz p oeta w zm iankę o balladzie E d w in i A niela Goldsm itha, k tó rą przełożył także, w cześniej zresztą niż Z akonnika. P ercy u w ażał zarów no u tw ó r G oldsm itha, jak w łasny za w spół­ czesne przeró b ki starej b allad y G entle H erdsm an. I tu w kraczam y w zakres sp raw decydujących dla in te rp re ta c ji b allad Niemcewicza, w zakres w yboru tem ató w i źródeł. N ie przypadkow o zapew ne z trzech w ersji b allady m ów iącej o o k ru cieństw ie dziew czyny i śm ierci odtrąconego kochanka Niem cew icz pom ija n a jsta rsz ą (zresztą bynajm n iej nie ludow ą, noszącą cechy siedem nastow iecznej sielanki), a przek łada aż dw ie jej literack ie w ersje, bliźniaczo po­ dobne w tonie uczuciow ym i ty p ie optym istycznego rozw iązania. Niemcewicz bow iem kon sek w en tnie w y b iera z angielskiej tra d y c ji balladow ej w ą tk i u k ształto w an e przez sentym entalizm . O praco­ w ania P e rc y ’ego i G oldsm itha ro zw ijając s ta ry m otyw poezji pa­ storaln ej — skru ch ę nieczułej dziew czyny — kład ą cały nacisk na analizę skom plikow anych uczuć ludzkiego serca. W obu balladach m om ent niespodzianki — odnalezienie rzekom o zm arłego ko­ chanka — sta je się przede w szystkim o kazją do w prow adzenia krańcow ej zm iany ton acji uczuciow ej u tw o ru , stw arza m ożliwość jeszcze jed n ej w a ria c ji senty m entaln ego tem atu . N iew ielka róż­ nica m iędzy Z a k o n n ikie m a E d w in em i A n ielą polega n a opracow a­ n iu identycznego niem al w ą tk u fabularneg o w edług dwóch odm ien­ nych nieco planów , lecz w duchu identycznego sentym entalnego w idzenia św iata. Oba u tw o ry są apoteozą uczuć „czułych“ jako jed y n ej w artości życia. W Z a k o n n iku m yśl ta w y stę p u je w dialogu

34 K l e i n e r , op. cit., s. 55— 63.

35 R. P i ł a t , H istoria l i t e r a t u r y p o ls k ie j . T. 4, cz. 2. L w ó w —W arszaw a 1908, s. 80. Por. tak że M. S z y j k o w s k i , D z ie j e p o ls k ie g o up io r a p r z e d

(19)

„ B A L L A D Y i H O M A N S E “ 139

dziew czyny z m nichem , w k o lejn y m dezaw uow aniu w szystkich obiekcji d y ktow any ch w zględam i życiowego rozsądku przeciw w yłączności uczucia. W balladzie G oldsm itha „ch atka p u ste ln ik a “ s ta je się siedliskiem szczęścia, miłości, p rostoty — w b rew w szyst­

kim u rokom „ św iata “, k tó re niszczą i krzyw ią uczucia ludzkie. P ro b lem w y b o ru tra d y c ji sen ty m en taln ej w y stąp i jeszcze w y­ raźn iej w sto su n ku do innego w iersza N iem cewicza pt. Cień E w eliny. Z arów no zbiór P e rc y ’ego, ja k L ew isa przy taczają sta rą balladę

P iękn a M ałgorzata i lu b y W illia m , spopularyzow aną podówczas

szeroko w E uro p ie tak że dzięki św ietnem u tłum aczeniu H erdera w S tim m e n der V ö lk er oraz dzięki dość płaskiem u, se n ty m e n ta l­

nem u opracow aniu podobnego m oty w u przez M alleta w w ierszu pt.

D uch M ałgorzaty.

N iem cew icz znów nie docenił piękna starej ballady, p ro sto ty je j tonu, szlachetnej pow ściągliw ości w w yrazie uczuć, urok u nie­ dopow iedzenia, kry jąceg o się w eliptycznej k o n stru k c ji fabu ły i w sm u tn ej iro nii pointy. P rzełożył u tw ó r M alleta. Z am iast h isto rii kochanków , z k tó ry c h jedno w yrzekło się swego uczucia dla „w zględów św iato w y ch “ (istnieją inne w e rsje m ówiące, iż W illiam za n am ow ą rodziny porzuca M ałgorzatę dla bogatszej narzeczonej), w y b ra ł u tw ó r n a d e r c h arak tery sty czn y dla ty p u sen ty m en taln ej ballad y . D uch M ałgorzaty to obszerny m onolog upiora zdradzonej dziew czyny, p ełen skarg, rozw lekłych w y rzu tó w — Niem cewicz skrócił je zresztą znacznie — i m oralistycznych sentencji. Polski poeta uzup ełn ił poza ty m u tw ó r M alleta zakończeniem w ziętym ze s ta re j b allad y — h isto rią k rzew u róży i głogu, k tó re w yrosły z serc kochanków i splotły gałęzie pod dachem kościoła. Ten częsty m o ty w balladow y g ra bardzo isto tn ą i w ieloznaczną rolę w P iękn ej

M ałgorzacie i lu b y m W illia m ie : z jed n ej strony, podkreśla zw ycię­

stw o uczucia n ad rach u b ą, z drugiej jed n a k — w nosi też ak cen t pe­ sym istyczny. I ta bow iem m ożliw ość połączenia zostaje zniszczona p rzez ludzi — kościelny ścina oba krzew y. U N iem cew icza b ra k pe­ sym istycznej pointy. Róża złączona z cierniem jako pom nik w iernej m iłości stanow i nieoczekiw aną k onkluzję h isto rii o zdradzie i karze, św iadczy o b ra k u odczucia d iam etraln ej odrębności tonu obu utw o­ ró w z angielskiego zbioru i o bezw zględnej p red y le k cji do sen ty ­ m en taln ej stylizacji w ątkó w balladow ych, do k tó rej poeta polski d o stra ja ł tak że e lem en ty czerpane z innych źródeł.

C ień E w elin y łączy w sobie skargi b o h aterk i n a nieczułość

(20)

140 M A R I A Ż M I G R O D Z K A

rządkow ane to zostało se n ty m en taln ej m oralistyce, w skazu jącej na n ietrw ałość ludzkiego losu: życia, potęgi, szczęścia, w obec której jako jed y n e w arto ści o stają się ty lk o cnota i uczucie. N iem ce­ wicz w przek ład zie w iersza M alleta w zm acnia n aw et te ak cen ty przy pomocy zabiegów stylistycznych. M akabryzm je s t bow iem po d sta­ wow ą form ą i uzasadnieniem w ystęp ow ania w dum ach N iem cew i- czowskich „cudow ności“ — „zm yślenia dziw nego“ . P o jaw ia się ona w c h arak terze poetyckiego o rn a m e n tu i słusznie u znana została za jedno z istotniejszych źródeł genezy elem entów „grozy“ w pol­ skich dum ach sen ty m en taln y ch i b alladach reakcyjnego ro m an­ tyzm u. O ddziaływ a tu Niem cewicz jako tłum acz A londza i H eleny,

Cienia E w elin y, w reszcie — B ürgerow skiej L enory, u tw o ru , k tó ­

ry jako p rzedm iot niezliczonych przekładów i „naślad ow ań“ sta ł u kolebki ru ch u balladow ego w w ielu lite ra tu ra c h . Otóż stw ierdzić trzeba, że tej cechy balladow ego sty lu n ie p rz e ją ł M ickiewicz ani od Niem cewicza, an i bezpośrednio od B ürgera, cenionego przezeń zresztą jako „poeta lu d o w y“ .

Je d n y m z u d erzających rysów M ickiewiczowskiego to m ik u jest odcięcie się od tra d y c ji upiom ości tego typu, b rak L e n o ry w de­ biucie m łodego poety. Ucieczka, n apisana później, w okresie, gdy dalszy rozwój M ickiew iczow skiej tw órczości balladow ej szedł już w zasadzie in n ą drogą, je s t zjaw iskiem zaskakującym i — m im o jej całej arty sty czn ej dojrzałości — w y d aje się raczej ćw iczeniem form alnym , popisem m aestrii stylizato rskiej poety, k tó ry bierze n a w a rszta t w ątek, zdaw ałoby się, całkow icie zbanalizow any, od­ świeża go sugestiam i tem aty czn y m i w e rsji polskiej i d aje u tw ó r będący ad ap ta c ją w ą tk u i techn iki B ürgera, a przecież oryginalny.

Lilie, b allad a najbliższa tem u kręgow i tem aty cznem u i stylo­

wem u, w y k o rzy stu jąca w iele elem entów techn iki B ürgera, w y­ k azu ją w łaśn ie ogrom ne różnice w ty p ie p ro b lem aty k i i poetyckiego ujęcia. P u n k t ciężkości przeniesiony został n a prob lem m oralny:

m istrzow skie w y k o rzy stan ie balladow ego „zew n ętrznego “ typu

n a rra c ji dla zobrazow ania k o n flik tu psychicznego spraw iło, iż poe­ ty k a b allad y n ie została tu naruszona. P rz y takim u jęciu te m a ty k i elem enty „grozy“ i „ n a stro ju “ sp ełn iają zupełnie in n ą funkcję, służą zbliżeniu do św iata uczuć i przeżyć bohaterki. Z jaw ienie się upiora, jak k o lw iek budzące grozę, jak o św iadectw o surow ości m oralnego w y rok u i potęp ien ia zbrodniarki, je st jednocześnie dalekie od taniego m akabryzm u, tak popularnego w śród epigonów B ürgera.

(21)

„ B A L L A D Y i R O M A N S E 4 141

P o ety k a „grozy“ pojaw iła się w k ilk u jeszcze b alladach Mic­ kiew icza, ale w u jęciu bardzo specyficznym : bądź w rela cji n aiw ­ nego św iadka, trak to w an eg o przez a u to ra pobłażliw ie, z m niejszą lub w iększą dozą żartobliw ości (To lubię, Ś w iteź), bądź też na płaszczyźnie groteskow ej deform acji m o ty w u należącego do rep e r­ tu a ru balladow ej „grozy“, lecz przekształconego od początku lub stopniow o tak, b y budzić tylko efek t hum orystyczny, jak w Pani

T w a rd o w skiej i T u ka ju .

M ickiew iczow ska „cudow ność“ n ie je st bow iem o rn am en tem „u d ziw n iającym “ rzeczyw istość, lecz n ajgłębszym dostępnym w ów ­ czas poecie sposobem jej odkryw czej in te rp re ta c ji. N atom iast u N iem cew icza elem en ty „grozy“ stan o w ią podstaw ę estetycznej stylizacji, a oprócz tego są podporządkow ane ten d en cji m oraliza­ torskiej. P rzek ład Niem cew icza w prow adza z reg u ły am plifikacje w ty ch m om entach, gdzie poecie w y d aje się, iż oryginał n ie w yzy­ sk u je w szystkich m ożliw ości d y d akty zm u tego ty p u (A londzo

i Helena), bądź też — gdzie chce, ja k w M alw inie, podkreślić środ­

kam i sty listy czny m i n e g a ty w n ą ocenę zachow ania b u n tu ją c ej się b o h aterk i („S krw aw ionym okiem naokoło toczy, I straszn e jęki w y d a je “ ; „odezw ie się z krzykiem I z postacią p raw ie w ściekłą...“).

M alw ina jest, jak w ykazał K leiner, p rzeróbką angielskiej adap­

ta c ji L eno ry, k tó ra w prow adziła wobec o ryginału w iele zm ian w duchu se n ty m e n ta ln y m i z a ta rła cechy stylow e cenione przez ro m an ty k ó w (m. in. słyn n e B ü rgerow skie onom atopeje). Nie m ożna zatem oceniać N iem cew icza przez zestaw ienie M a lw in y z o ry g i­ nałem L enory. Że jed n a k przeróbki Spencera zgadzały się ze sm a­ kiem polskiego poety, św iadczy nie tylko fa k t w yboru, ale i jego w łasne interp o lacje. Do nich n ależy ow a jazda przez „pow ietrze p ły n n e “, przez n ap o w ie trzn e „u m arły ch k ra in y “ , n iezb y t konsek­ w en tn a wobec o b razu „ziem skiego“ galopu konia, gdzie „Z każdym podkow y w ziem ię u d erzen iem O stre isk ry w górę lecą“ . S kąd się u N iem cew icza w zięły elem enty sk ład ające się na obraz k ra ju um arłych: „te w ia try świszczące, Te sm u tn e wszędzie ruiny , Te w białych ru n ach ch m u ry la ta ją c e “ — wskazać nie trudno. K ra jo ­ braz osjaniczny jeszcze bardziej zaciera to, co w balladzie Biirge- row skiej wzięło się z ducha niem ieckiej pieśni ludow ej.

M oralistyka w reszcie zadecydow ała o ty p ie przerób ek w prow a­ dzonych przez N iem cew icza do p rze k ład u angielskiej ballad y Dzieci

w lesie. N ie ty lk o końcow y m o rał z ap o stro fą do uczciwości opie­

(22)

142 M A R I A Ż M I G R O D Z K A

także zw rotki w stępne, służące p rzeniesieniu angielskiego w ą tk u n a g ru n t polski. Szlachcic znad D niestru, k tó ry „K ochał ojczyznę, sw e dzieci i żonę, Nie p rag n ą ł dobra cudzego, J a k m ąż cnotliw y życie sw oje traw ił, Ludzie go czcili, a Bóg błogosław ił“ — s ta je się więc sen ty m en taln y m w zorem cnoty i pom ierności, a dalsze jego losy u k ład a ją się rów nież w m yśl se n ty m e n ta ln e j filozofii: „N ie m a n a św iecie szczęśliwości trw ałe j...“ M oralistyczna stylizacja je st przyczyną n ie tylko fab u la rn y c h w trętów , ale org an izu je rów nież tok n a rra c ji. O na to rozstrzyga o c h a ra k te rz e klasycystycznego, pełnego patetyczny ch p ery fraz i epitetów sty lu N iem cew iczow skiej dum y. Te elem en ty stylow e w k raczają z reg u ły po to, by stać się w ykładnikiem autorskiego potępienia dla zbrod ni stry ja:

N a ją ł dw óch zb ójców z ok rop n ym w ejrzeniem , B y w la s dzieci w p row ad zili,

I tam w u stę p ie m ięd zy g ę stw y cien iem N iem iło siern ie zabili.

Sam zaś rozgłosił przez p iek ieln ą sztukę, Że je do m iasta p o sła ł na nau k ę.

N a rra c ja Niem cew icza odbija uderzająco od toku b allad y an­ gielskiej, bardzo p ro stej, celowo naiw nej w uk ształto w an iu sty ­ lowym , p o w strzym ującej się w p a rtiac h fab u la rn y c h od k om entarza autorskiego.

P rzy k ład y powyższe w skazują, że zarów no w ybór, jak i stylow a a d a p ta c ja b allad y angielskiej u N iem cew icza nie m ogły się stać uderzeniem przeciw estety ce pseudoklasycyzm u i se n ty m e n ta ­ lizm u, k tó re w Polsce w spółżyły stosunkow o zgodnie, n a zasadzie w zajem nej tolerancji.

W pierw szych latach X IX w., gdy po w staw ały N iem cew iczow - skie adaptacje, losy b allad y europejskiej zostały już skrystalizow ane dostatecznie jasno. G atu n ek balladow y, ja k rów nież w zory ballady średniow iecznej, ludow ej i rycerskiej, jako now e źródło w ątków fab u la rn y c h i sugestii stylisty cznych nie b y ły odkryciem ro m an ­ tyzm u. W n iek tó ry ch przy ty m k rajach , takich ja k A nglia, nić tra d y c ji balladow ej nie uległa nigdy całkow item u zerw aniu, kon­ ta k t m iędzy tw órczością tra d y c y jn ą i ludow ą a lite ra tu rą „uczoną“ u trzy m y w ał się stale, istn iały rodzaje i u tw o ry graniczne, istniała w ym iana m otyw ów i tem atów . O ile je d n a k n a w e t dla angiel­ skiej publiczności literack iej ballada sch y łk u X V III i początku X IX w. b y ła sw oistym odkryciem , to położyć je trzeb a n a k a rb zasług sen tym entalizm u. In na rzecz, że sen tym entalizm n ie bardzo

(23)

„ B A L L A D Y I R O M A N S E “ 143

u m iał sobie z ty m odkryciem poradzić, i m ożna stw ierdzić, że w końcu ja k bajeczny chciw iec zginął przytłoczony ciężarem zna­ lezionego sk arb u . D opiero postępow y rom anty zm zaadoptow ał now y g a tu n e k i w y k o rzy stał jego w szystkie w alory, p o tra fił w ydobyć zarów no cały blask i piękno sta re j rodzim ej trady cji, przeciw sta­ w ionej obcej k u ltu rz e klasycznej, ja k i uczynić z b allady w ażki elem en t now ej lite ra tu ry — „głos lu d u w poezji n aro d o w ej“ .

T em u zad an iu n ie m ogła oczywiście sprostać N iem cew iczow ska dum a i zadań tak ich przed sobą nie staw iała. Niem cewicz dostrzegł w balladzie ty le jedynie, ile m u w skazać m ogli sen ty m en taln i prze­ w odnicy — G oldsm ith, M allet, P ercy , Spencer. Od Lew isa i W ords- w o rth a w ziął dreszcz grozy (A lo n d zo i Helena) i niesam ow ity, p seu do -naiw ny to n w iersza o sąsiedztw ie św iata żyw ych i um arłych

(Jest nas siedm ioro).

W śród a d a p ta c ji z angielskiego jed en je st tylko w iersz odbiega­ jący od sztam pow ych sty lizacji m o tyw u m iłości i zdrady — Zima. P raw d ziw e nieszczęście ludzkie przem aw ia z tego w iersza o śm ierci uw iedzionej dziew czyny i jej dziecka. K om pozycja i stylistyczne u k ształto w an ie du m y są niezaw odnym i św iadectw am i jej sen ty m en ­ taln e j p ro w en iencji, ale jednocześnie dla szeregu m otyw ów utw o ru znaleźć m ożna p a re n te le w pieśniach ludow ych, w skargach dziew ­ cząt o d trąco ny ch przez surow ych rodziców lu b porzuconych przez szuk ający ch bogatszej żony kochanków . J e s t tu ta j pokrpw ieństw o nie stylu, lecz tem aty k i, to nacji uczuciow ej z ludow ym i pieśniam i i b allad am i B urnsa, w k tó ry c h m o ty w ten odgryw a dość pow ażną rolę. Spod m ask i sen ty m e n ta ln e j m itologizacji uczuć w y jrzała rea ln a sy tu a c ja życiowa, p raw d a ludzkiego losu. Toteż ze w szystkich dum N iem cew icza ta jed n a tylko zdradza isto tne pokrew ieństw o ideow e z tonem uczuciow ym b allad y M ickiewicza i w stosunku do niej jednej w yszu k iw an ie zbieżności sy tu acy jn y ch nie je s t zabie­ giem jałow ym , nie m ogącym pow iedzieć nic istotnego zarów no o balladzie Niem cew icza, ja k i M ickiewicza.

Zw łaszcza bow iem w sto su nk u do R y b k i zbadanie związków tej b allad y z tra d y c ją sen ty m en talizm u w skazać może, na jakiej zasadzie ta o sta tn ia m ogła w spółżyć w utw o rze z sugestiam i nasu ­ w any m i przez ludow ą baśń o dziejach prześladow anej m atki. Z aw ią­ zek sy tu a c ji fa b u la rn e j stanow i tu opowieść ludow a o dziew czynie- rusałce, k tó re j k ilk a w a ria n tó w c y tu je S ta n k ie w ic z 36. M ickiewicz

36 S. S t a n k i e w i c z , P i e r w i a s t k i b ia ło ru sk ie w p o ls k ie j p o e z j i r o m a n ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na tym tle rysuje się wyraźnie historyczna i aktualna rola sądowni­ ctwa wojskowego jako czynnika służącego budownictwu ustroju socjali­ stycznego, przede

Adw.. Od szeregu lat działa przy naszej Izbie Koło Obrońców Wojskowych, którego aktyw­ na działalność nie ogranicza się tylko do podejmowania środków mających

Jest więc jednym ze współtwórców pierwszego Zbioru zasad etyki adwokackiej i godności zawodu, a także komentatorem norm etyki adwokackiej w monograficznej pracy

W sekcjach opiekuńczych Wydziałów dla Nieletnich: Sądu Powiato­ wego dla m. Warszawy oraz Sądu Powiatowego dla Warszawy-Pragi przebadałem 200 akt spraw o

Do obalenia jednak prawomocnych orzeczeń sądowych prowadzi także instytucja przywrócenia term inu w powiązaniu ze zwykłym środkiem odwoławczym bądź innym

Odpowiedź na to pytanie wymaga oczywiście uwzględnienia dynami­ ki c a ł e j struktury kar z odniesieniem jej do okresu poprzedzającego wejście w życie nowego

Ze względu na powierzchnię (28 a) może ona być nabyta przez nierolnika przy zachowaniu dotychczasowego jej przeznaczenia. Wydanie omawianej decyzji w niczym nie

W toku dyskusji zaakceptowano konieczność wprowadzenia obowiązku sygnalizacji o niedociągnięciach w pracy zespołów zauważonych przez komisje dyscyplinarne,