jsn>.
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W arszawie: ro c z n ic r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.
Z przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.
PREN UM ERO W A Ć MOŻNA:
W R e d ak cy i „ W sz e c h św ia ta " i we w sz y stk ic h k się g a r
niach w k ra ju i za g ran icą.
R e d a k to r „W szechśw iata** p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d zin y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.
A d res R ed a k c y i: W S P Ó L N A JMk 37. T elefon u 83-14.
N A J N O W S Z E P O J Ę C IA O B U D O W I E A T O M Ó W i).
Teorya budowy atomów ma za p unkt wyjścia przekonanie, że 100 znanych pierwiastków chemicznych nie stanowi ostatecznych jednostek, z których składa się m aterya wszechświata. To przeko
nanie, a wraz z niem i poszukiwanie im wspólnej pram ateryi powstało prawie j e dnocześnie z ugruntowaniem atomistyki naukowej; ju ż Prout w roku 1815 sądził, że znalazł taki praatom w najlżejszym z atomów, w atomie wodoru. Skorp j e dnak dokładne oznaczenia ciężaru ato
mowego okazały, że ciężary atomowe innych pierwiastków nie są wielokrotno
ściami ciężaru atomowego wodoru, ja k tego wymagała hypoteza Prouta, musia
no się wyrzec myśli, że całą materyę mo
żna będzie sprowadzić do któregoś ze znanych pierwiastków chemicznych.
’) W ykład habilitacyjny, wygłoszony d. 17 grudnia 1912 roku w politechnice w K arlsruhe.
Tłumaczył pod redakcyą autora inż. W . P io trowski,
Pierwszy ten zawód zachwiał copraw- da mocno wiarę w prawdziwość pierwot
nej myśli, jednakże układ peryodyczny pierwiastków przekonywająco wskazuje, że między 100 znanemi pierw iastkami musi istnieć związek głębszy.
Niebrakło też prób, mających na celu ujawnienie tego związku, ale dopiero w najnowszych czasach zdobyte wiado
mości o istocie elektryczności, dały po
czątek epoce zwycięskiej w badaniu bu
dowy atomów.
Rozwój tej nauki datuje się od Helm- holtza, który poraź pierwszy w r. 1881 wyrzekł, że jeżeli m aterya je st zbudo
wana atomistycznie, również i elektrycz
ność musi mieć kres podzielności. Do tego wniosku doszedł na podstawie p ra
wa Faradaya, które orzeka, że w elek
trolizie dla wydzielenia jednego gramo- atomu pierwiastku jednowartościowego potrzebna je s t zawsze ta sama ilość elek
tryczności, mianowicie 96 540 kulombów
= 9 654 J. E. M. a), gdy tymczasem do wydzielenia gramoatomu jakiegokolwiek
5) Jednostka elektrom agnetyczna (J. E. M.) ilości elektryczności rów na Bię ŁO kulombom, lub 3.10—10 jednostkom elektrostatycl& ym (J. E. S.)
*
18 fl6l3).W arszawa, dnia 4 maja 1913 r.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
W SZECHSW IAT JMo L8
pierwiastku wielowartościowego potrzeb
ne są całe wielokrotne powyższej liczby.
W myśl nowożytnej teoryi jonów roz
tworów, znaczy to, że atomy jednowarto- ściowe posiadają w roztworze ja k o jony tę sarnę ilość elektryczności, która to ilość przedstawia najmniejszy ładunek elektryczności w roztworze, wielowarto- ściowe zaś pierwiastki posiadają całe wielokrotne tegoż. Na mocy powyższych faktów można przyjąć, że owa n ajm niej
sza ilość elektryczności stanowi granicę podzielności elektryczności. A bsolutną jej wartość otrzym am y podzieliwszy 9654 J. E. M. ilości elektryczności przez ilość atomów w jednym gramoatomie. Ta ostatnia została jed n ak w najnowszych czasach różnemi i od siebie niezależnemi sposobami oznaczona i jej najprawdopo
dobniejsza wartość wynosi 6,06.1023, skąd dla najmniejszej ilość elektryczności w roztworze otrzymujemy 1,59 . 10—20 J. E. M. lub też 4,78.10—10 J. E. S.
Powyższy wniosek, osiągnięty niebez- pośrednią drogą, nie posiadałby tej wiel
kiej doniosłości, ja k a mu w nowoczes
nym systemacie fizycznym przypada, gdyby zupełna jego słuszność nie została dowiedziona przez najnowsze badania.
Znamy obecnie kilka zjawisk, w których na odosobnionych cząsteczkach materyal- nych w ystępują ładunki elektryczności o wielkości rzędowej dopiero co podanej wartości; dokładne pomiary tych ła d u n ków, niezwracając uwagi na błędy ekspe
rymentalne, nie wykazały nigdy mniej
szej wrartości niż 4,78 . 10~ 10 J. E. S., a w przypadkach, kiedy ładunek miał wartość wyższą był całą wielokrotną owego najmniejszego ładunku. Stosuje się to zarówno do dodatnich ja k i do od- jem n y ch ładunków. Dwa przykłady niech posłużą dla wyjaśnienia. Gdy dodatnio naładowane promienie substancyj radyo- aktyw nych padają na siarczek cynku, obserwować można zapomocą mikrosko
pu przestrzennie i czasowo oddzielne bły
skawice. Regener, Rutherford i Geiger oznaczyli popierwsze ilość takich błyska
wic czyli scyntylacyj, daw anych w pe
wnym okresie czasu przez preparat ra- dyoaktyw ny, podrugie mierzyli całko
wity ładunek, niesiony przez wywołujące je promienie i zdołali w ten sposób u ja
wnić, że na każdą sćyntylacyę przypada ładunek dodatni, wynoszący 9,58, albo też 9,30.10—10 J. E. S., co w granicach błędów doświadczalnych wynosi dokład
nie dwa razy więcej, niż poprzednio po
dany ładunek jonu jednowartościowego.
Millikan w następujący sposób ozna
czył ładunek mikroskopijnych kropelek oleju. Ładunek tych kropelek pochodził od jonów, które powstawały przez dzia
łanie promieni Rontgena lub radowych w gazie, w którym kropelki były zawie
szone. Zapomocą lunety zaobserwowano prędkość, z ja k ą owe kropelki spadały pod działaniem siły ciężkości i z drugiej strony prędkość spadku lub podnoszenia tychże samych kropelek, gdy oprócz siły ciążenia poddane były działaniu pola elektrycznego. Przez porównanie tych prędkości można oznaczyć siłę elektrycz
ną działającą na kropelki, a więc—po uwzględnieniu znanej siły pola elektrycz
n e g o — ładunek kropelki. Ładunek ten okazał się w granicach bardzo małych błędów doświadczalnych zawsze r ó w n / całym, przeważnie niewielkim w ielokrot
nym wartości 4,78.10—10 J. E. S. Ładu
nek tych kropelek nie był je d n a k stały, lecz zmieniał swą wartość od czasu do czasu, co można było wnioskować z n a
głych zmian prędkości spadania w polu elektrycznem. Te zmiany ładunków, k tó re objaśnić można przyłączeniem się no
wych jonów, zachodziły raptownie. Do
kładne pomiary wykazały, że ładunek zwiększał i zmniejszał się o 4,78 . 10—10 J. E. S., lub też o całe wielokrotne tej liczby. Te bezpośrednio oznaczane nie
ciągłe zmiany ładunku stanowią n ajw y mowniejszy dowód, że ładunki elektrycz
ne nie są nieskończenie podzielne i że powyżej wymieniona wartość przedsta*
wia granicę ich podzielności. Wartość tę nazwano ładunkiem elementarnym.
Oprócz wartości absolutnej ładunku ele
m entarnego jeszcze jed na wielkość po
siada dla naszego zagadnienia znaczenie
podstawowe. Je s t nią stosunek ładunku
do masy czyli tak zw. ładunek właściwy,
k tó ry występuje w rozmaitych cząst
M l a W SZE C H SW IA T 275
kach wolnych. Jeżeli weźmiemy jo n y wo
doru w elektrolicie, to wiemy, że z j e dnym gramem wodoru związane je s t 9 654 J. E. M. elektryczności, stosunek ładunku do masy je s t więc 9 654 w przy
bliżeniu 104 w jednostkach absolutnych.
Dla wszystkich innych jonów stosunek ten je st naturalnie mniejszy, ponieważ masa je s t większa. Dla cząstek na
ładowanych, jakie naprzykład spotykamy w promieniach a, które to promienie zo
stają wyrzucane z wielką szybkością z substancyj promieniotwórczych i w ten sposób stanowią prąd elektryczny, mo
żna oznaczyć stosunek ładunku e do ma
sy m, równocześnie też i szybkość
vprzez pomiary odchyleń, których one doznają w polu magnetycznem i elektrycznem pod wpływem swego ładunku. Z wiel
kości odchylenia magnetycznego możemy oznaczyć
— y —,z odchylenia zaś elek-
KYlXp
tr y c z n e g o , z tych dwu otrzyma- nych wielkości nie możemy wprawdzie oznaczyć
m,i e, możemy jedn ak ozna
czyć ich stosunek. Tą drogą otrzymano dla promieni a wartość równą 5 . 103 J. E. M., wielkość ta je s t dwa razy mniej
sza niż dla jonu wodoru. Ponieważ, ja k już wyżej zaznaczyliśmy, ładunek cząst
ki a je s t dwa razy większy, niż ładunek jonu wodoru, przeto masa cząstki a m u si być cztery razy większa od masy atomu wodoru. Cztery, to ciężar atomo
wy helu, i istotnie udało się Rutherfor
dowi wykazać na drodze badania sp ek troskopowego, że cząstki a są nałado- wanemi atomami helu.
Zapomocą tej samej metody odchyle
nia elektrycznego i magnetycznego b a
dano promienie katodalne, wyrzucane prostolinijnie z katody podczas wyłado
wań elektrycznych w bardzo rozrzedzo
nych gazach. Promienie te, uderzając w przeciwległą ścianę, wywołują promie
nie Rontgena. Są to odjemnie naładowa
ne cząstki, stosunek ich ładunku do masy jest, ja k wykazały pomiary, mniej więcej 1 800 razy większy (dla bardzo powolnych promieni katodalnych wynosi on 1,77.107 J. E. M.), niż dla jo n u wodo
ru. Dwa skrajne przypuszczenia były możliwe w tym przypadku: albo masa cząstki promieni katodalnych je s t tej samej mniej więcej wielkości, co masa atomu wodoru, a zatem ładunek elek
tryczny tej cząstki jest znacznie więk
szy aniżeli ładunek elementarny, albo też, zakładając, że ładunek cząstki pro
mieni katodalnych je st równy ładun
kowi elementarnemu, przyjąć musimy, że masa tej cząstki je s t 1 800 razy mniej
sza, aniżeli masa najlżejszego ze znanych atomów—wodoru. Kwestyę tę możnaby rozstrzygnąć w taki sposób ja k w przy
padku cząstek a; przez liczenie poje- dyńczych cząstek promieni katodal
nych i oznaczenie ich ładunku całkowi
tego można byłoby otrzymać ładunek pojedynczej cząstki. Dopiero niedawno udało się Regenerowi wypracować meto
dę, która pozwala liczyć pojedyńcze cząstki promieni katodalnych. Doświad
czenia Regenera nie są jeszcze ukończo
ne, niema jed n ak żadnej wątpliwości co do tego, ja k i rezultat dadzą te doświad
czenia. Istnieje wiele danych do przy
puszczenia, że ładunek odjemny cząst
ki promieni katodalnych je s t równy ła dunkowi elementarnemu i że zatem m a
sa jego je st znacznie mniejsza, aniżeli masa atomu wodoru. Takie ujęcie istoty promieni katodalnych postawiło fizykę ostatniego dziesiątka lat ubiegłego s tu lecia przed zagadnieniem pierwszorzęd
nej doniosłości.' Co to za cząstka, któ
rej masa je s t 1800 razy mniejsza, ani
żeli masa atomu wodoru? Czy to może jaki nowy pierwiastek chemiczny o tak małym ciężarze atomowym? Atom tego pierwiastku byłby w cząstce promie
nia katodalnego naładowany odjemnie i, chcąc poznać jego istotę, spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, coby powstało z takiej cząstki, gdybyśmy pozbawili ją ładunku. Aby odpowiedzieć na to p y tanie, musimy zwrócić uwagę, że czą
stka naładowana elektrycznie zacho
wuje się tak, ja k g d y b y jej masa była większa od masy tej samej cząstki nienaładowanej. Jeśli przypomnimy, że pod masą cząstki rozumieć należy sto
sunek siły do przyspieszenia, jakie ta
276 W gŻECiłSW lAT
siła nadaje cząstce, to na pierwszy rzut oka zadziwiające twierdzenie staje się zrozumiałem. Poruszająca się czą
stka naładowana przedstawia prąd elektryczny, który w otaczającej prze
strzeni w ytw arza pole magnetyczne, po
siadające energię. Z tego powodu nale
ży użyć większej siły, ażeby to samo przyspieszenie nadać cząstce nałado
wanej, niż nienaładowanej, bo przecież w pierwszym przypadku także energia pola magnetycznego powstać musi na koszt wykonywanej przez siłę pracy. Do
kładny rachunek przekonywa, że dla cząstki naładowanej wyobrażonej jako kula o promieniu
a,poruszającej się w próżni z szybkością
v,energia zewnętrz-
ea nego pola magnetycznego wynosi V3 — gdzie
eoznacza ładunek cząstki. Po
nieważ energia cynetyczna cząstki nienaładowanej j e s t V2
m v 2,całkowita więc energia poruszającej się naładowa-
e
3 \ nej cząstki wynosi V2
(m-f-
V3— J
v \W yrażenie to ma formę energii cy
nę tycznej cząstki, której m asa je st
m-f-
*/s — •Ładunek
espraw ia więc taki skutek, ja k g d y b y m asa cząstki zwiększyła się o % -— . Masa ta je st
(X
więc pochodzenia elektromagnetycznego i, w celu odróżnienia od zwykłej masy mechanicznej, nazyw am y j ą masą pozor
ną. W racając do cząstek promieni k a
todalnych, widzimy, że a priori niemo
żna nic powiedzieć, ja k znaczny wpływ w yw iera ładunek elektryczny na masę tychże cząstek, nie wiemy nic bowiem o wielkości promienia cząstki.
D r . K a zim ierz F a ja n s.
(C. d. nast.).
T E O R Y A T R O P I Z M Ó W Z W I E R Z Ę C Y C H W Ś W I E T L E
N O W S Z Y C H P O S T Ę P Ó W W I E D Z Y .
(Ciąg dalszy).
Niemniej ciekawe obserwacye zawdzię
czamy warszawiance Annie Drzewinie.
Kiedy umieścimy k rab y mizantropy w ak- waryum, którego połowa, oklejona je st zasłoną czarną, k rab y zachowują przez parę dni heliotropizm pozytywny; po upły
wie je d n a k paru dni tropizm zmienia się na n egaty w n y — k raby chowają się do części akwaryum, pokrytej zasłoną. Te zmiany w znaku tropizmu, odpowiadają zmianom w grubości tafli wody. Ponie
waż co dwa tygodnie przypływy są sil
niejsze, więc i tafla wody staje się g r u b szą, a przez to i dno morskie słabiej je s t oświetlone. Odwrotnie przedstaw ia się k w estya w czasie odpływu. Tym zmia
nom w naturze, odpowiadają zmiany w akw aryum.
Liczne w tym względzie obserwacye zmusiły badaczów do szukania wyjaśnie
nia tej zmiany znaków tropizmu.
Zdaje się, że największą tu pomoc od
dała chemia fizyczna. Poucza nas ona, że większość reakcyj nie może się odby
wać na sucho lecz w roztworach wod
nych. Po tem przypomnieniu nie zdzi
wią nas zm iany znaków tropizmu: większy napływ wody powoduje silniejszą hydra- tacyę komórek; zrozumiałe, że reakcye, chwilowo zahamowane, z tem większą energią odbywać się będą, powodując nowy stan fizyologiczny, w arunkujący tropizm odwrotny.
F a k ty te mają doniosłe, mało dotych
czas ocenione w biologii znaczenie i dla
tego dłużej się nad niemi zatrzymamy.
Fizyologiczny, to znaczy fizyko - che
miczny stan organizmu może być zmie
niony już przez działalność samego o rga
nizmu, ju ż to przez wpływy zewnętrzne ł).
J) K lasyfikacya w edług Bohna—La Nouyelłe psychologie animale.
JMŁ 18 WSZECHSWIAT 277
Do powyższej kategoryi zaliczymy n a tu ralnie stany fizyologiczne wywołane po
żywieniem. Jako klasyczny przykład po
damy obserwacye J. Loeba J) nad gąsie
nicami Porthesia chrysorrhea. Te o stat
nie wylęgają się z jaj jesienią, zimę prze
pędzając w gniazdach. Dopiero ciepła wiosenne wypędzają je z gniazd. Cha
rakteryzuje je wtedy w ybitny heliotro- pizm dodatni. Ale natychm iast po zje
dzeniu trochy liści, heliotropizm zupełnie zanika i naw et poddanie głodzeniu go nie przywraca. Coś tu zaszło. Znów che
mia fizyczna pozwoli nam przyjąć tę hy- potezę, że wprowadzenie nowych sub- stancyj organicznych inny nadało kieru
nek poprzednim reakcyom fotochemicz
nym.
Zmiana tropizmu wiąże się często ze stanem seksualnym. Loeb słusznie za
uważa, że mrówki robotnice nie są w raż
liwe na światło. Samcy jed n ak i samice w czasie dojrzewania płciowego posia
dają coraz to bardziej zaakcentowany fo- totropizm dodatni. Widocznie więc w cza
sie aktywności seksualnej wytworzyły się jakieś nowe substancye, które uczy
niły organizm wrażliwszym na bodźce świetlne.
Lokomocyjna działalność organizmu może za sobą pociągnąć wpływ nagro
madzonych produktów przemiany mate- ryi, C 02 np., przypadek ten rozpatrzymy później — lub też modyfikacyę w rozcią
głości organów, zmianę pozycyi, zmianę stanu spokoju lub ruchu.
U niektórych np. korali ja k Veretillum, ciało może podlegać skurczeniu lub roz
ciągnięciu, stosownie do stanu nasiąknię
cia wodą. Bohn 3) stwierdził, że części ciała, najbardziej przepojone wodą, od
znaczają się m aksym um wrażliwości na różne bodźce mechaniczne. Wrażliwość ta jed n ak znika po niejakim czasie. P raw dopodobnie, zwiększona wrażliwość wa
runkuje się tu zwiększoną szybkością
ł) B edeutung der Tropismen fiir die psycho
logie.
*) G. Bohn. L a sensibilisation e t la desen- sibilisation des coraliaires fouisseurs. Societe de Belgie, 6 i 13 XI 1909.
reakcyi, która musi nastąpić w bardziej rozciągniętej komórce — na mocy dosko
nalszego kontaktu. Powyższe jed n ak sub
stancye szybko się wyczerpują i poprzed
ni stan obojętny powraca.
„Na przybrzeżnych skałach — pisze Bohn — obserwowałem małe mięczaki Littorina, które, podlegając rytm icznym odwodnieniom i hydratacyom, przechodzą kolejno w stan życia zwolniony, to przy
spieszony. Zmiany wrażliwości postępują równolegle. Po osuszeniu, powrót wody zwiększa szybkość reakcyj chemicznych w siatkówce, a przez to i wrażliwość na światło; później reakeye zachodzą z mniej
szą szybkością, co przejawia się zmniej
szeniem wrażliwości, a nawet zmianą fo- totropizmu. Te same jednak wyniki otrzy
mamy, zmuszając zwierzę do pełzania głową nadół".
To ostatnie spostrzeżenie zmusza nas do przyjęcia, że w komórkach siatkówki znajduje się ja k aś substaneya aktyw na 0 ciężarze właściwym, różnym od proto- plazmy. Stosownie do pozycyi zwierzę
cia substaneya ta ciśnie na jednę lub drugą ściankę komórki, a stąd wynika 1 różnica w szybkości reakcyj chemicz
nych i zmian tropizmu.
Długi spokój źle niekiedy wpływa na wrażliwość. Branchellion np. po długim wypoczynku staje się mało wrażliwym;
dopiero silny wstrząs przywraca mu wrażliwość. J e s t to dla nas zrozumiałe, wiemy bowiem/że każda mieszanina szyb
ciej reaguje po wstrząśnięciu.
Prócz stanów fizyołogicznych, w arun
kowanych przez aktywność samego zwie
rzęcia, niemniej ważne są stany wywo
łane bezpośrednio przez jakiś czynnik zewnętrzny. Dobrze jednak, zdaje mi się, należy sobie uprzytomnić, że działanie czynnika zewnętrznego redukuje się ty l
ko do roli katalizatora, a pamiętajmy, że ten ostatni wtedy tylko reakcyę wywo
łać może, jeżeli istnieją już w organizmie substancye, zdolne do jej wytworzenia.
Loeb rozróżnia trzy rodzaje takich sen- sybilizatorów: chemiczne, fizyczne i me
chaniczne.
Rozpatrzmy wpływ paru reaktywów
chemicznych.
‘278
WSZEC HS W I AT
JMs 18Reaktywem, par excellence używanym w doświadczeniach fizyologicznych, je st bezwodnik węglowy. Działa on, ju ż to przeszkadzając wydzielaniu przez orga
nizm C 0 2, lub też odwadniając plazmę komórek. Mamy tu do zanotowania kla
syczne doświadczenie Loeba.
Zwierzęta planktoniczne jeziora czy morza, w południe lub po południu, pły
wają swobodnie, bez określonego kierun
k u w stosunku do światła.
„Zmieni się to odrazu jeżeli do wo dy dodamy trochę kwasu, najlepiej wę
glowego, jako łatwo dyfundującego. Po
stępujem y w ten sposób, że parę cen ty metrów sześciennych roztworu wodnego dw utlenku węgla dolewamy powoli do 50 cm3 wody słodkiej. Gdy dodaray sto
sowną ilość bezwodnika węglowego, więk
szość zwierząt stanie się po paru m inu
tach pozytywnie heliotropiczną“. Ilość sub- stancyi fotochemicznej, zawartej w oczach naszych skorupiaków, j e s t zamała, aby mogła nastąpić reakcya; C 0 2 działa tu ja k o katalizator.
„Panna Drzewina wykazała — mówi Bohn w swem ostatniem sprawozdaniu w „Annee psychologique“ 2) — że gdy do
damy do wody morskiej niewielką ilość cyanku potasu, ciała, które, ja k wiadomo, zmniejsza znacznie utleniania, o trzy m a
my nietylko znieczulenie w stosunku do światła (Actiniidae, Convoluta, Mysis), ale jeszcze często sensybilizaćyę mniej lub więcej w yraźną w stosunku do cie
nia (larwy homara i t. d.). P ak t ten je st bardzo ważny i doprowadził mnie (Bohna) .do hypotezy następującej, zgodnej, zdaje się, z wszystkiemi, znanemi dotychczas faktami. Istnieją dwojakiego rodzaju sen- sybilizatory: w stosunku do św iatła i w stosunku do cienia; odpowiadają one dwu chemicznym reakcyom antagonistycznym:
utlenieniu i re d u k c ji. Przyczyny, przy
spieszające utlenienia w organizmie, zwiększają siłę przyciągania światła.
*) J. Loeb. B edeutung der Tropismen fur die Psychologie loc. cit.
2) G. Bohn. Les progres recents de la psy
chologie comparee, w AnDÓe psychologigue, rok 1912.
Czynniki, hamujące oksydacye, zwięk
szają siłę przyciągania przez cień".
Tyle o wpływie czynników chemicz
nych.
Z fizycznych najważniejszy jest, bez- wątpienia, wpływ światła. Wiemy o jego działaniu tyle, że najczęściej przyspiesza utlenianie, przez co powoduje szybkie wyczerpanie i znieczulenie organizmu, po zużyciu wrażliwych substancyj fotoche
micznych.
W. Ostwaldowi *) udało się zmienić znak tropizmu zapomocą czynnika czysto mechanicznego — lepkości. Daphnidae, małe skorupiaki, pływające w wodzie słodkiej odznaczają się zwykle fototropi- zmem odjemnym lub obojętnym. Za do
daniem do wody trochę żelatyny lub kle
ju , skorupiaki s tają się pozytywnie he- liotropicznemi. Chemiczne działanie tych substancyj je s t wyłączone, gdyż zakw a
szanie i alkalizowanie nie zmienia w y n i
ków. Pozostaje więc jedynie hypoteza, że zwiększenie gęstości środowiska po
woduje w ewnętrzne tarcie w komórkach organizmu, a stąd i zwiększenie wrażli
wości.
Ten sam zresztą czynnik zewnętrzny może zwiększać natężenie to dodatniego, to odjemnego znaku tropizmu.
Larw y homara 2) np. są niezmiernie wrażliwre na światło zaraz po wykluciu;
z czasem jed nak tropizm staje się nega
tyw nym. Jeżeli w takiej chwili dodamy trochę kw asu do wody słonej, to larwy odzyskują fototropizm pozytywny, lecz nie na długo i wkrótce ze zwiększoną siłą sta ją się ujemnie heliotropicznemi.
Kwas tym razem ma działanie odwrotne.
Zarzuty czynione teoryi tropizmów.
Roztrząsać pytanie, czy właśnie chemia zdolna j e s t lub będzie wytłumaczyć nam
J) Zaczerpnięte z wyżej wzmiankowanego spraw ozdania Bohna.
2) G. Bohn. Quelques experiences de modi- ficatión des reactions chez les animaux, sniyies de considerations sur le mecanisme chimiąue de l‘evolution. Buli. Sc. de la France et de la Belgigue, zeszyt i, 1912.
M 18 WSZECHSW1AT 279
życie wogóle, a psychikę w szczególno
ści, rozpatrywać więc zagadnienia psy- choparalelizmu i interakcyonizmu, prze
kraczałoby stanowczo ramy naszego ar
tykułu. Kwestye, załatwiano przeważnie przez dyskusyę słowną, a różne poglądy na tę sprawę w wysokim stopniu zależą od tem peram entu uczonego.
Możnaby jed n ak stanąć na gruncie praktycznym i pod tym kątem widzenia przyjrzeć się temu zagadnieniu. Wolno każdemu uczonemu być witalistą, ale po
za laboratoryum. Z chwilą, kiedy zasia
da do eksperymentu, pozbyć się musi przekonania, że i inne jeszcze siły rzą
dzą w organizmie poza fizyko • chemicz- nemi. W iara w istnienie sił wyższego porządku, nie pozwoliłaby eksperym enta
torowi na spokojne wykonywanie do
świadczeń, bo przecież w każdej chwili siły te w niwecz obrócić mogą nawet najbardziej logicznie obmyślane doświad
czenie. Nam chodzi je d n ak o zarzuty czynione teoryi tropizmów, zawarte w g ra
nicach dyskusyi, którą poprzeć można argumentami, czerpanemi z doświadczeń lub obserwacyi.
Tak więc te o ry aL o eba chce w ytłum a
czyć akty psychiczne niższych zwierząt przez zastosowanie praw chemii fizycz
nej.
Istnieje jeszcze i inna aktywność or
ganizmu, przez nas nieopisywana, a ma
jąca dominujące znaczenie dla zwierząt począwszy od stawonogów. Je s t to tak zwana pamięć asocyacyjna. Wprawdzie ślady jej spotykam y już i u robaków, są one jed nak tak nieznaczne, że, biorąc za temat wrażliwość u zwierząt niższych, możemy na uboczu zostawić pamięć aso- cyacyjną.
Spróbujmy teraz zastosować powyższe teorye do in stynktu zwierzęcego, uważa
nego zwykle za dowód wielkiej inteligen- cyi zwierzęcia *).
Ile to ludzi zachwyca się na widok j a kiegoś owada, który z chwilą wykonania przez nas ruchu w celu złapania go, staje się nieruchomym „udając m artw eg o “. Ile
Sposób objaśnienia w zięty z G. Bohna, La nouyelle psychologie animale.
to pochwał wydajemy na cześć tego nad
zwyczajnego instynktu!
U skorupiaków i owadów różne stopnie odnajdziemy w tem pozornem zahamo
waniu czynności.
1) Zwierzę staje się nieruchomem w takiej pozycyi, ja k a je zastała w chwili zaniepokojenia. Ranatra np. różne pozy- cye przybierają: to ściągają łapy do cia
ła, to znów pozostawiają w poprzednim stanie.
2) Stonogi kurczą swe kończyny; ciało zaś zwija się prawie w kulę, tocząc się po pochyłościach.
Chrząszcze również często przyciskają swe łapy silnie do ciała. Mięśnie pod
czas tego są w stanie tężca — je st to więc stan aktywny.
Rozpatrzmy teraz fizyczne strony tego zjawiska. Przedewszystkiem wiadomo, że tężec łatwo wywołać różnemi bodź
cami: dotykaniem, różnicą w oświetleniu, odczynnikami chemicznemi i t. d. Oprócz tego, w razie powtarzania podrażnień zja
wisko „symulacyi śmierci" zmniejsza swą intensywność i czas trwania — podlega więc ogólnym prawom fizyologicznym.
Co jednak ciekawsze, to, że pod wpły
wem ciepła czas trwania tej „symulacyi śmierci" skraca się, odwrotnie zimno ją przedłuża. W ystarcza zresztą, aby owad dotknął zimnej powierzchni, a natych
miast „uda martwego" (znany nam już je s t wpływ temperatury na szybkość re-
akcyi).
Z drugiej strony racye psychiczne, które miałyby być pobudką dla owada do symulacyi śmierci, też nie w ytrzy
mują krytyki. Mówią: „zwierzę w obli
czu niebezpieczeństwa chowa swe w y stające części ciała (kończyny)". Widzie
liśmy jed n ak coś odmiennego u Ranatra.
Zresztą łatwo wykazać, że mózg tu ża
dnego nie wywiera, wpływu. Można po
krajać tego owada na kawałki, a każdy z nich podrażniony stanie się nierucho
mym' (Holmes).
Czy więc nie je s t to typowy akt po
budliwości różnicowej?
W itold S tefański.
(Dok. nast,).
280 W SZECHS WIAT
j\« 18
Dr. W ESEN B ER G — LUND.
Z A R Y S B IO L O G II I G E O G R A F I I P L A N K T O N U S Ł O D K O W O D
N E G O .
(Dokończenie).
K ilk a uwag o 'planktonie m o rskim .
Można byłoby przypuszczać, że wszystkie te ważniejsze zagadnienia, ja k ie w ostatnich latach odegrały doniosłą rolę w studyach nad planktonem słodkowodnym, poruszo
no również w badaniach planktonu m or
skiego. Jednakże, o ile wiem, ta k nie jest. Jeżeli okres lodowcowy w ywarł jakikolwiek wpływ na plankton morski, to dzisiaj go jeszcze zupełnie nie znamy.
W edług badań najnowszych zmienność planktonu morskiego je s t nadzwyczajna, ale zdaje się lokalnej natury; odmiany sezonowe są nam nieznane. Ponieważ w ybitną zmienność planktontów i w mo
rzu j e s t wynikiem działania czynników zewnętrznych na organizm, a zwłaszcza j e s t ona wyrazem zmiennej szybkości spadku, nie należy się więc dziwić, jeżeli przyszłe badania stwierdzą, że plankton morski zmienia się raczej lokalnie niż sezonowo. Czynnikami, od których prze- dewszystkiem zależna je st szybkość spad
ku w morzu, są: zawartość soli i tempe
ratura, oba te czynniki wykazują zm ien
ność lokalną a nie sezonową. Chun stw ier
dził, że na zachodnich brzegach Afryki, tam, gdzie prąd gw inejski i południowy zwrotnikowy płyną obok siebie ale w kie
ru n k u wręcz przeciwnym, w ystępują rozmaite rasy Ceratium o najrozmaitszym wyglądzie. Gatunki napotykane w p rą dzie gwinejskim posiadają potężne rogi, te zaś, które spotykają się w poludnio- wo-zwrotnikowym, są krótkie, niezgrabne o krótkich rożkach. Badania h y d ro g ra
ficzne wykazują, że prąd gw inejski ce
chuje nieznaczna ilość soli i wysoka te m p era tu ra górnych w arstw wody, gdy wo
da p rąd u południowo-zwrotnikowego za
wiera dużo soli i wyróżnia się nieznacz
ną tem p eratu rą powierzchni. Ciężar wła
ściwy wody prądu gwinejskiego obliczo
no na 1,022, prądu południowo - zwrotni
kowego na 1,024. Zdaniem Chuna ta ró
żnica w trzecim znaku dziesiętnym wy
starcza, aby zmusić gatunki Ceratium w prądzie gwinejskim, a więc w wodzie o nieznacznym ciężarze właściwym i mniej
szej lepkości, do przeciwdziałania zbyt wielkiej szybkości spadku przez w y tw a
rzanie potężnych wyrostków. Opierając się na swych pięknych badaniach nad fitoplanktonem Indyjskiego i A tlan ty c
kiego oceanów, K arsten dochodzi do w nio
sku, że u najbardziej w ybitnych organi
zmów' unoszących się, wspólnych dla obu mórz, osobniki jednego g atu n k u w oce
anie Indyjskim m ają silniej rozwinięte narządy do unoszenia się, niż osobniki tego samego g a tu n k u w A tlantyku. W y rostki i „spadochrony" zwiększające opór postaci, są znacznie dłuższe i większe w oceanie Indyjskim niż w Atlantyku.
Badania nad zawartością soli i tem pera
turą stwierdzają, że ciężar właściwy wo
dy w oceanie A tlantyckim waha się koło 1,023, w Indyjskim zwłaszcza we wschod
nich częściach wynosi 1,022—1,021. W tej różnicy trzeciego znaku dziesiętnego Kar
sten również widzi przyczynę, dla której gatu n k i oceanu Indyjskiego w wodzie 0 mniejszej zdolności do unoszenia ciał, powiększają swój opór postaci przez w y
tw arzanie długich wyrostków, u łatw iają
cych unoszenie się.
Jeżeli porównamy zachowanie się plank
tonu morskiego a słodkowodnego, zauwa
żymy, że na obu stanowiskach zwiększe
nie oporu postaci tam występuje, gdzie szybkość spadku je s t znaczna. Zgodność wyników upoważnia do wniosku, że spo
strzeżenia ja k również i wyjaśnienia są zupełnie słuszne; j e s t to tem prawdopo
dobniejsze, że badania dokonane w tym zakresie były zupełnie niezależne i nie oddziaływały na siebie.
P la n kto n stawóiu.
W niniejszym zarysie starałem się przedewszystkiem opisać ży
cie planktonu w większych zbiornikach wody czyli jeziorach. Ale i w kanałach 1 staw ach nie brak również planktonu;
można go porównać z planktonem jezior
chociaż pod wielu względami dwa te zbio
A1? 18
w s z e c h s w i a t 281rowiska różnią się znacznie. Bardzo cha
rakterystyczną cechą planktonu drobnych zbiorników wody je s t przewaga zielenic i to w dużej liczbie gatunków; okrzemki natomiast ustępują na plan dalszy. Wszy
stkie wrotki i raczki planktoniczne spo
tykamy wprawdzie i tutaj, chociaż środ
kowe, niezarośnięte części stawów zamie
szkuje bardzo znaczna liczba postaci, k tó re w planktonie danych jezior są tylko gośćmi. Bardzo znamienny dla plankto
nu stawów je st rodzaj wrotków Brachio- nus.
Powszechnie znany je s t fakt, że na pojezierzu baltyckiem płytkie względnie jeziora niezmiernie szybko zarastają, a plankton jeziorny przechodzi w plank
ton stawu; rasy „jeziorne" niektórych gatunków wymierają, a miejsca ich zaj
mują rasy „stawowe“. Plankton u trzy mujący się najdłużej je s t planktonem wiosennym. W iosną mianowicie w w ięk
szości stawów istnieje jeszcze tak zwany
„obszar pelagiczny11, część środkowa nie- zarośnięta. Później, gdy ukażą się rośli
ny wyższe, a pływające liście wrzeczni- ków (Potamogeton) pokryją p ran ie cał
kowicie powierzchnię wody, plankton za
nika i ustępuje miejsca mikroskopowej faunie i florze zbiorowisk nadbrzeżnych.
Właśnie takie staw y nastręczają do
skonałą sposobność do zbadania wyżej opisanych szeregów rozwojowych, poczy
nając od postaci wyraźnie nadbrzeżnych i stopniowo przechodząc do zmienionych form, przystosowanych do życia pelagicz- nego.
Uwngi końcowe.
Wyżej próbowałem przedstawić w ogólnym zarysie warunki, wśród których żyje i rozwija się plank
ton słodkowodny i sposoby jego przysto
sowania do środowiska. Gdy mój przy
jaciel, D. Gunnar Anderson, zwrócił się do mnie z propozycyą napisania dla cza
sopisma szwedzkiego „Ymer“ artykułu o biologii i geografii planktonu słodko
wodnego z uwzględnieniem okresu lo- dowcego, wątpiłem czy wybór jego co do mej osoby był tratny. W ciągu ostatnich dziesięciu lat prawie codzień zajmowa
łem się planktonem słodkowodnym; w y
niki badań ogłosiłem w obszernych pu
blikacyach. Nie będę tłumaczył, że ten, kto długo i intensywnie pracował nauko
wo nad przejrzystem zestawieniem w y ników, na pierwszy plan wysunie te dzia
ły, które były przedmiotem jego badań.
Tożsamo można powiedzieć i o tej pra
cy, która przedewszystkiem zawiera naj
ważniejsze rezultaty mych badań. P rzy szli badacze poprawią niejedno, niejeden pogląd ulegnie zmianom albo zupełnie upadnie. Przedewszystkiem wydaje mi się, że jeżeli moje poszukiwania nad od
mianami sezonowemi będą sprawdzane w jeziorach południowych, to stosunki, panujące tam, nie będą odpowiadać w zu
pełności stwierdzonym tutaj. Chociaż przebieg zmienności sezonowej może być tam inny niż w jeziorach bałtyckich, to jednak moje poglądy mogą pozostać nie
mniej słusznemi. Wpływ wahań ciężaru właściwego i lepkości wody niewszędzie objawia się z jednakowem natężeniem.
Z góry należy przypuszczać, że lepkość wody słodkiej powiększa się z południa na północ. Dlatego też wyniki badań będą się różniły w zależności od tego, czy przeprowadzono je nad jeziorami ni
gdy niezamarzającemi, ja k jezioro Ge
newskie czy też nad jeziorami baltyckie- mi, gdzie pokrywa lodowa trzym a się większą lub mniejszą część roku. Inne znowu wyniki otrzymamy po zbadaniu planktonu zwrotnikowego. Również i p rzy szłe badania nad jeziorami baltyckiemi przyniosą szereg danych, niezgadzających się z wyżej podanem wyjaśnieniem. Zwła
szcza hodowla najrozmaitszych ras w a k waryum i gruntowne zbadanie ich zmian pod wpływem najrozmaitszych czynni
ków mogą się przyczynić do wyjaśnienia wszystkich poruszanych zagadnień.
N ajw ażniejsze problematy p rzy szły c h badań limnologicznych.
Zasób naszych wiadomo
ści o jeziorach zwrotnikowych je st n a d zwyczaj skąpy. Brak nam zupełnie d a
nych co do panujących tam warunków cieplnych i wogóle nie posiadamy żadnej znajomości tamtejszych stosunków che
micznych i fizycznych. O faunie i florze
nadbrzeżnej mamy zaledwie dorywcze
i przypadkowe spostrzeżenia; faunę głę-
inow ą badano zaledwie w kilku je z i o
282 W SZECHSW IAT
jMe 18rach, a poszukiwania dotyczące plankto
n u są zupełnie niedostateczne (Apstein, Colombo - See, 1907, str. 202). Jestem przekonany, że zbadanie jezior zw rotni
kowych dostarczy dowodów, potwierdza
ją cy ch wyżej wypowiedziane teorye. Czy znajdziemy tam odmiany sezonowe i lo
kalne? Czy średnia wielkość organizmów planktonowych je st mniejsza niż w j e ziorach strefy umiarkowanej? Czy prze
waża płciowe, czy też bezpłciowe rozm na
żanie? J ak ą rolę w życiu gatunków od
gryw ają tam ja ja zimowe? Jakiego r o dzaju je s t peryodyczność organizmów planktonowych? Czy odbywają one w ę
drówki pionowe? Czy związek i pokre
wieństwo między planktonem jezior a m o rza są bliższe niż w strefie um iarkowa nej? Czy słuszne j e s t przypuszczenie Martensa, że podobieństwo między fauną wód słodkich a mórz zwiększa się od bie
guna ku zwrotnikowi? Czy to dotyczę wszystkich zbiorowisk w jeziorach słod
kowodnych?
Mojem zdaniem gruntow ne zbadanie choć jednego z jezior zw rotnikow ych j e s t palącą potrzebą dla dalszego rozwoju limnologii. Mimowoli wzrok zwraca się ku jeziorom afrykańskim, gdzie badania Mooresa dostarczyły tyle uwagi godnych rezultatów, a poszukiwania uczonych nie
mieckich i innych z Zachodu rozszerzyły zakres naszych wiadomości o florze słod
kowodnej. Niestety, badania takie będą kosztowniejsze i w skutek warunków kli
m atycznych znacznie niebezpieczniejsze od ekspedycyj naukowych morskich.
Zestawiając literatu rę o planktonie słodkowodnym do mego dzieła, nieraz dziwiłem się rozbieżności poglądów o w a runkach życiowych najpospolitszych or
ganizmów planktonowych. Widzieliśmy wyżej, ja k rozmaicie jest ukształtow ana morfologia i biologia planktonu w n a j
rozmaitszych szerokościach geograficz
nych; w taki sposób należy chyba tłu
maczyć różnice w poglądach badaczów.
Dlatego też planktologii i wogóle limno
logii potrzeba badań zbiorowych, je d n o cześnie w rozmaitych szerokościach g e ograficznych prowadzonych. P otrzeba więc przedewszystkiem danych term icz
nych, zwłaszcza z jezior zwrotnikowych i północnych. Takie jednoczesne bada
nia tem p eratu ry w związku z chemicz- nemi i limnograficznemi poszukiwaniami w najrozmaitszych szerokościach umożli
wiłyby w ciągu kilku lat osiągnięcie za
sadniczych wyników, których nie znamy dotychczas.
W poprzedzającem zwróciliśmy uwagę n a kosmopolityzm fauny słodkowodnej, a zwłaszcza planktonu. Znamy wiele or
ganizmów planktonicznych, które w cie
mnych lodowato-zimnych jeziorach pod
biegunowych równie dobrze się czują ja k i w gorących zwrotnikowych. Między w rotkami je s t 10 takich gatunków, mię
dzy rakam i D aphnia hyalina, Bosmina spec., między okrzemkami gatunki Melo- sira.
W łaśnie co do biologii i morfologii tych gatunków panuje największa rozbieżność poglądów; brak tu regularnie co dwa ty godnie prowadzonych spostrzeżeń i to j e dnocześnie w rozmaitych szerokościach geograficznych. Badania taide u łatw iły by nam zrozumienie wyżej w spom nia
nych różnic w pojawianiu się digoniczne- go i monogonicznego rozmnażania w roz
m aitych szerokościach; wreszcie umożli
wiłyby gruntow niejszą znajomość wielu organizmów planktonowych i dostarczyły cennych materyałów do wielkich zagad
nień o pochodzeniu gatunków.
Na początku wspomniałem, że rządy p aństw północno i środkowo-europejskich przystąpiły do wielkiego przedsięwzięcia naukowego, ta k zw. „międzynarodowych badań m o rza“.
Analogiczne badania międzynarodowe wód słodkich nie pochłaniałyby tak ol
brzymich sum i nie wymagały tylu apa
ratów naukowych j a k zbadanie morza.
Dałoby się to przeprowadzić w sposób następujący: kilku naukowo w yszkolo
n y ^ badaczów pracuje rok lub dwa nad sześciu lub siedmiu jeziorami, położone- mi mniej więcej na jednym południku z północy na południe. Należałoby u rzą
dzić .jednę lub dwie placówki w okoli
cach podbiegunowych (Grenlandyę lub
Enare), w Szkocyi albo w Szwećyi, jednę
nad jeziorami baltyckiemi, je d n ę w A l
No
18 WSZECHŚWIAT 283
pach (jezioro Genewskie) i jednę nad wielkiemi jeziorami Afryki. Toż samo trzebaby uczynić w Ameryce; bardzo ko- rzystnem byłoby założenie stacyi nad jeziorem Bajkalskiem.
Do przeprowadzenia tego projektu nie- potrzeba dużych kongresów, licznych ko
mitetów i jeszcze większych sum pienięż
nych; wystarczy tu kilku badaczów zga
dzających się w pewnych zasadniczych punktach badań i skromne środki, jakich może dostarczyć dzisiaj każde większe towarzystwo lub instytucya naukowa.
W Szkocyi, nad wielkiemi jeziorami szwedzkiemi i baltyckiemi, nad jeziorem genewskiem, a także nad wieloma jezio
rami amerykańskiemi badania takie da
łyby się połączyć ze studyam i tam obec
nie prowadzonemi i mogły być wykona
ne przez badaczów, którzy już pracowali nad podobnemi zadaniami. Z dużemi trudnościami natomiast byłoby połączone zbadanie jezior arktycznych i zwrotniko
wych. W tym razie ograniczyłoby się program; niemożna bowiem żądać, żeby badacz musiał tam pozostawać cały rok;
łowienie planktonu i pomiary termome- tryczne mógłby wykonać kto inny.
Zredagowaniem i publikowaniem ze
branych materyałów zająłby się komitet.
Nie widzę przeszkód, dlaczegoby ten plan nie miał być zaraz przeprowadzony.
Po wypowiedzeniu mych poglądów co do przyszłych zadań limnologii, zaznaczę jeszcze w krótkości, ja k ie mianowicie kierunki badań i metody byłyby n ajsto sowniejsze w dzisiejszym stanie nauki.
Gdy rozpoczęto badania planktonu, ukazało się wiele drobnych rozpraw o pe- lagicznej faunie i florze wód słodkich.
Niektóre z tych rozpraw były rezultatem jednej zaledwie wycieczki, a zwierzęta i rośliny pobieżnie w nich były określo
ne. Całe szczęście, że publikacye takie dzisiaj są rzadkością, chociaż nie zniknęły zupełnie.
Stanowczo można powiedzieć, że jeżeli tego rodzaju badania ograniczają się ty l
ko na jednej wycieczce i podają najpo
spolitsze gatunki, nie posiadają dużej wartości naukowej; zwłaszcza, jeżeli do
tyczą jezior strefy umiarkowanej. Ża
dnemu przyrodnikowi chyba nie przyszło do głowy ogłaszać zdumionemu światu naukowemu, że w czasie wycieczki zn a
lazł fiołka lub inną podobną roślinę. Ró
wnież zbytecznem je st ogłaszanie, że j e dno z tysiąca jezior bałtyckich zamiesz
kuje Daphnia hyalina, Polyathra platy- ptera i inne gatunki kosmopolityczne.
Tego rodzaju rozprawy nie powinny być drukowane w poważnych wydawnictwach naukowych.
Ostatnie dziesięć lat przyniosło nam szereg monografij jezior z rozmaitych miejscowości, zwłaszcza ze Szwajcaryi i prowincyj nadbałtyckich. Rozprawy te zawierają na kilku setkach stronic mnó
stwo danych z najrozmaitszych działów przyrody: z fizyki, chemii, geologii, m e
teorologii, zoologii i botaniki. P unktem wyjścia tych publikacyj j e s t założenie, że jezioro tworzy pewną całość ograni
czoną o swoistych warunkach, do k tó rych organizmy musiały się przystoso
wać. Za wzór takich rozpraw może słu
żyć znakomita monografia Forela „Le Lóm an“.
Wszystkie te rozprawy trak tu ją o re gularnych rocznych wahaniach tem pera
tury i przezroczystości w związku z wpły
wami otoczenia; zawierają również spis organizmów, naturalnie dla tych grup najgruntowniejszy, któremi dany autor szczególnie się interesuje. Część biolo
giczna posiada największe znaczenie. Roz
prawa kończy się rozdziałem, zaw ierają
cym wyniki badań: właściwości chemicz- no-fizycznych warunków, powiązane ch a
raktery sty ką życia organicznego, dają nam pojęcie o swoistości badanego j e ziora w porównaniu z innemi. Właśnie te rozdziały wskazują trudność, a nawet niemożność rozstrzygnięcia przedsięwzię
tego zagadnienia.
Może się mylę, ale zdaje mi się, że cały ten kierunek badań był uzasadniony w młodocianym okresie limnologii.
Można go nadto stosować tylko do jezior, położonych w okolicach mało z b a
danych o oryginalnych warunkach p rzy rodzonych. Tam zaś, gdzie jeziora są po
łożone w wyraźnie odgraniczonych, nie
wielkich obszarach badanych o w arun
284 W SZECHSW IAT J\Ts 18
kach przyrodzonych jednorodnych, m eto da ta zupełnie się nie nadaje i nie ma widoków na przyszłość. Mam tu na m y śli przedewszystkiem jeziora bałtyckie, gdzie wypracow ywanie ogólnych mono- grafij jezior mojem zdaniem na przysz
łość nie byłoby odpowiednie. W tym przypadku należałoby przeprowadzić sze
reg badań specyalnych i miejscowych.
Jeżeli mamy gruntow nie zbadać jakieś jezioro, to naturalnie trzeba znać choć w ogólnych zarysach jego warunki fi
zyczne i chemiczne i biologię—niezawsze je d n ak potrzebne j e s t ogłaszanie ty m czasowych badań; na nich bowiem po
winna się dopiero oprzeć właściwa g r u n towna praca. Z b adań tymczasowych do
świadczony limnolog wywnioskuje, gdzie właściwie leżą zadania specyalne; między mnóstwem organizmów, zamieszkujących jezioro, wynajdzie on pewne gatunki, za
sługujące na gruntow ne zbadanie pod względem morfologicznym i biologicznym w środowisku otaczającem. Studya t a kie pociągną za sobą inne prace i po
prowadzą do zbadania całego obszaru i jego w arunków życia.
Dzisiaj do przeprowadzenia tego ro dzaju studyów w wysokim stopniu mogą się przyczynić biologiczne stacye słodko
wodne. Jeżeli sobie przypomnimy w szy
stkie znakomite badania nad biologią or
ganizmów słodkowodnych (Daphnia, Apus, Trem atoda, Cestoda, owady wodne, Vol- vox, wiele jawnokw iatowych), przeprowa
dzone w tych czasach, kiedy się nie śniło nikomu o stacyach biologicznych słodko
wodnych, to należałoby się spodziewać, że od czasu, kiedy te stacye istn ieją (20 lat) wiadomości nasze posunęły się zn a
cznie naprzód. W y daje mi się jed n ak , że tak nie jest: pracownie te naprzykład zupełnie nie rozszerzyły naszych w iado
mości o wyższych roślinach wodnych;
zato wiadomości nasze o organizmach planktonow ych wzbogaciły się i rozsze
rzyły niezmiernie.
Najrozmaitsze są powody, dla których działalność tych stacyj nie we w szystkich dziedzinach była jednakowo płodna. Po- pierwsze wiele z tych pracowni miało pewne zobowiązania względem rybołów
stwa, co nie wyszło na dobre ani rybo
łów stw u ani limnologii. Dalej skłaniano się do mniemania, że stu dy a były p r o wadzone na zbytnio szerokiej podstawie;
prawda, że tego rodzaju metoda n a po
czątku prac je s t bardzo pociągająca, a na*
wet konieczna. Obecnie za główne zada
nie tych stacyj należałoby uważać s y s te matycznie prowadzone stu d y a nad po- szczególnemi organizmami na tem sta
nowisku, gdzie one żyją i rosną. Poło
żone wśród n a tu ry stacye takie mają tę dodatnią stronę, że badania mogą być prowadzone na pierw otnem stanowisku organizmów i świeży m ateryał zawsze j e s t pod ręką. W śród swobodnej przy
rody należy prowadzić badania polegają
ce przedewszystkiem na studyowaniu pewnych zwierząt i roślin w prawidło
wych odstępach czasu przez rok cały.
Głęboko je ste m przekonany, że stacye tylko tego rodzaju studyam i mogą przy
nieść znaczną korzyść i naprawdę pogłę
bić naszę znajomość fauny i flory słod
kowodnej. Prace tego rodzaju robiono do tej pory tylko dla planktonu i to dla całego zbiorowiska w ogólności, rzadko zaś dla poszczególnych planktontów.
Jeżeli takie badania przeprowadzimy w rozmaitych szerokościach geograficz
nych nad tem i samemi lub innemi orga
nizmami, w tedy uda się może powoli w y
jaśnić biologię gatunków w całej ich se
zonowej i lokalnej zmienności. Stopnio
wo nagromadzi się materyał faktyczny, na którego podstawie będzie można śmiało budować to, co napróżno usiłowano zro
bić w zaraniu limnologii.
Ażeby można badania prowadzić w spo
sób wyżej naszkicowany, badacz winien położyć główny nacisk na wycieczki; w y m agają one, ja k wiadomo, wiele czasu.
N aturalnie wyłaniają się również zagad
nienia, które można rozwiązać tylko przez
staran n e badania anatomiczne lub długo
trw ające k u ltu ry w rozmaitych w a ru n
kach. I w tym razie moje poglądy są
dość heretyckie i prawdopodobnie nie
znajdą sobie szerszego uznania. Myślę,
że właściwie, ściśle biorąc, takie badania
nie należą już do działalności stacyi. Do
tej pory zwykle przeprowadzano je w an a
Ne 18 WSZECHSWIAT 285
tomicznych i fizyologicznych instytutach uniwersytetów i dalej niech ta k będzie.
Do należytego wyzyskania wyników badań wód słodkich j e s t konieczną ścisła współdziaialność pracowni uniw ersytec
kich i stacyj biologicznych — tego do tej pory nie było poczęści dlatego, że profesorowie uniwersytetów dosyć lekce
ważąco tra k tu ją stu d y a na łonie przyro
dy. Je s t to zrozumiałe, jeżeli zwrócimy uwagę na dotychczasową działalność nie
których stacyj słodkowodnych.
Niestety, wielkie pracownie uniw ersy
teckie utraciły zupełnie k o ntak t z wolną przyrodą, i pod tym względem stacye biologiczne mogłyby być dla nich bardzo pożyteczne. W naszych czasach daleko posuniętego podziału pracy tylko nielicz
ni uczeni mogą prowadzić badania we wszelkich możliwych kierunkach, które prowadzą do rozwiązania danego zagad
nienia. Ten, kto kopie złoto, niekoniecz
nie musi bić monety i n ikt mu nie zro
bi z tego zarzutu. Prowadzić regularnie co 14 dni badania w kilku odległych od siebie miejscowościach bez uwzględnienia stanu aury i przytem utrzym ać energię osobistą na jednym poziomie—tego ucze
ni wielkich miast zupełnie nie rozumieją.
Nieraz jedno spostrzeżenie, streszczające się na dwu wierszach, w ymaga kilku
dniowych wycieczek, z których niekażdą zamieścić można w rubryce „Spacerów dla przyjemności".
Długo jeszcze trzeba będzie czekać, nim stacye biologiczne słodkowodne po
suną się naprzód w rozwoju do urzeczy
w istnienia zakreślonego wyżej planu. S ta cye muszą sobie uprzednio wykształcić odpowiednich pracowników. Studya uni
wersyteckie, uprawiane dzisiaj, odciągają młodych adeptów nauki od żywej przy
rody, a gruntownie zapoznają ich z przy
rodą zakonserwowaną w alkoholu i for
malinie. Gdy młodzi uczeni opuszczą m ury uniwersytetu, fantazyę ich i chęć badania pociąga daleko więcej przyroda zabarwiona i zaparafinowana niż ożywio
na. Mojem zdaniem, praca nad istotami żywemi wśród wolnej n a tu ry powinna być traktowana, jako ważna samodzielna gałąź studyów uniwersyteckich. Tego
właśnie nam potrzeba: jednem z najważ
niejszych zadań stacyj biologicznych n ad morskich i nadjeziornych będzie rozbu
dzenie studyów nad przyrodą ożywioną, bezpośrednią. Należałoby przeprowadzić ścisły podział pracy między stacyami a pracowniami uniwersyteckiemu Pierw sze winny się chronić od „włażenia w drogę* tamtym; profesorowie uniwer
sytetów niepowinni odmawiać gruntow- ności pracom wykonanym w stacyach, dla tego tylko, że podjęte zagadnienia nie były doprowadzane do ostatecznych konsekwencyj, a pozostawiono to praco
wniom i instytutom uczelni wyższych.
Stacye w styczności z ożywioną przyro
dą wskażą, gdzie leżą nowe zagadnienia i oddadzą je pracowniom do ostateczne
go rozwiązania eksperymentalnego.
LITERATURA.
Apstein. Das S iissw asserp lan k to n . Kiel.
1896.
B u r c k h a r d t . F a u n is tis o h e u n d s y s te m a - tische S tu d ie n iiber das Z ooplankton. R e v u e Suisse de la Z o o l., Genewa, 1899.
E k m a n n . Die Phy llo p o d en , Cladoceren u n d freilebenden C opepoden d e r n o rd s c h w e - disohon H oohgebirge. Zool. J a h r b . 1904, A bteil. f. S yst. 21, s tr. 1.
E k m a n n . U eb er das C rusfcaceen-Plankton des E k o ln (Miilaren). Zoologiska S tu d ie r til- lagnade T u llb e rg , U psala, 1907, str. 42.
H ensen. (ib e r die B e s tim m u n g des P la n k - tons. Y. B e rio h t d. K om m . z. wissensch.
U n t e r s u c h . d. D e u ts c h e n Meere. Kiel.
K a r s te n . Das P h y to p la n k to n des atlan- tisehen Ozeans. Das indisćhe P h y t o p la n k to n . Wissenschaftl. E rg e b n is s e d. D e u ts c h e n Tief- s e e -E x p e d itio n 1905— 1907. T. VI.
L a u t e r b o r n . D e r F o rm e n k r e is von A n u - raea cochlearis. V e r h a n d lu n g e n des N a tu r h .- Medicin. V e re in s z u Heidelberg. T. V I. S t r . 412, 1900. Tom V II. S tr. 529, 1908.
O stw ald Wo. Z u r T h eo rie des P la n k to n s . Biologisches C e n tra lb la tt, 1902. T o m X X II, s tr. 596.
Potonió. F o r m a tio n de la houille e t des roches analogues. Congres i n te r n a tio n a l de mines s tr. 1. Lićge.
S te u e r. P la n k to n k u n d e . L ipsk, 1910.
W e s e n b e rg - L u n d . P l a n k t o n i n r e s t i g a t i o n s of t h e D anisch lakes, Speoial p a r t 1904, g e n e ra ł p a rt. 1908, K openhaga.
W e se n b e rg - L u n d . V on dem A b h an g ig - k eitsy e rh a ltn is Zwisohen dem B a u d e r P la n k - to n o rg a n ism e n u n d dem speoifischen Gewichfc
W S Z K C H S W I A ? JSfc 16
des Siisswassers. Biolog. C e n tra lb l. 1900. T.
X X, s tr. 606.
Z sohokke. Die B e z ie h u n g e n d e r m i tte le u - ro p a issc h e n T ie r w e lt z u r E is z e it. Y e rh a n d l.
d. D e u ts c h e n Zool. G eselschaft, 1908.
T ł u m . 'Lad. K ołodziejczyk.
Akadem ia Umiejętności.
III. Wydział matematyczno-przyrodniczy.
Posiedzenie dnia 7 kwietnia 1 91 3 r.
P rz e w o d n ic z ą c y : C z ł. N a p . C y b u ls k i
S e k r e t a r z p rz e d s ta w ia w y d a w n ic tw a , k t ó r e u k a z a ły się od czasu o s ta tn ie g o posiedzenia:
1) B ulletin I n t e r n a t i o n a l de 1'A cadem ie des S cien ces de CracoWe, Classe des S cien ces m a t h e m a t i ą u e s e t n a tu re lle s , Sórie A, J\T° 3 (Mars). Zaw iera p ra c e pp. H. S t e i n h a u s a , A. P le s z a ra , J . S to c k a .
2) B u lle tin I n t e r n a t i o n a l de l ‘A c ad ó m ie de Cracovi'e, Classe des Sciences m a th e m a - t i ą u e s e t n a tu re lle s , Sórie B, J\® 2 (F ó v rie r).
Z aw iera p r a c e p. L . K a u ftn a n ó w n y , p p . E . L u b i c z - N iezab ito w sk ieg o , M. G ed ro y cia, ,H.
Z apałow icza.
S e k r e t a r z p r z e d s ta w ia w y d a w n ic tw o p. t.:
„Z biory p rz y ro d n ic z e T o w a r z y s t w a P r z y j a ciół n a u k “ , opisał dr. P r a n e . Chłapow ski.
W y d a n ie d r u g ie pow iększone. P o z n a ń , n a k ła d e m a u to r a , c z c io n k a m i d r u k a r n i „ P r a c y " , 1913. S t r o n 84 i V.
W p rzed m o w ie dr. Ch. p r z y ta c z a p o w o d y , k t ó r e sk ło n iły go do szczególniejszego r o z szerzenia, w ob ecn em w y d a n iu , rozdziałów p o ś w ię c o n y c h opisowi okazów s y s te m ó w m e- z o zo iczn y ch i trze c io rzę d o w y c h , oraz r o z działu, p o św ięco n eg o sz c z ą tk o m d y lu w ia ln y m i sk am ien iało ścio m , z n a jd u ją c y m się w z w a ł a c h d y lu w ia ln y c b . P o d a je szkic w sp o m n ia n y c h o k re só w g e o lo g ic z n y c h w k r a j a c h p o l
sk ich , w szczególności w P o z n a ń s k ie m . Zbiór k r ę g o w c ó w (sala V) j e s t k r ó t k o o p isa n y ; zbiór m in e ra lo g ic z n o -p e tro g ra fic z n y również;
d o d a te k , t r a k t u j ą c y o m in e r a ła c h k r a jo w y c h , zw łaszcza o k o n k r e c y a c h i k r y s z t a ł a c h , j e s t nieco obszerniejszy, k o ń c z y się zaś w y k a z e m m argli, glin oraz p iask ó w z P o z n a ń s k ie g o . W k i l k u m iejscach książeczki dr. Ch. w s p o m in a o znacznej p o m o c y , o kazanej M u z e u m P o z n a ń s k ie g o T o w a r z y s tw a P rz y ja c ió ł n a u k p rzez K o m isy ę f izyograficzną A k a d e m ii U m ie - ję tn o ś o i w K ra k o w ie (w dziale entom ologii) oraz p rzez M uzeum im. D z ied u szy o k ich we L w o w ie (w dziale paleontologii).
Czł. S. Z a re m b a p rz e d s ta w ia ro zp raw ę d -ra H. S te in h a u s a p. t.: „O niejednostajnej zbieżności szeregów F o u r i e r a " .
W odpowiedzi n a p y ta n ie , z a d an e przez prof. L e b e s g u e a , czy istnieją f u n k e y e ciągłe, k t ó r y c h szeregi F o u r i e r a są zbieżne, niebę- d ą c p r z y t ę m zbieżne je d n o s ta jn ie w ż a d n y m przedziale, p. S. podaje p rz y k ła d fu n k cy i t e go rodzaju.
Czł. S. Z a r e m b a p rz e d sta w ia w łasną roz
p r a w ę p. t.: „ T y p o w e własności liczb rze
c z y w i s t y c h " .
G łó w n y m celem ro z p r a w y niniejszej j e s t , żeby osobom, niep o siad ający m j ę z y k a pol
skiego, u p r z y s t ę p n i ć tre ś ć o sta tn ie g o roz
działu p o d r ę c z n ik a prof. Z. „ A r y t m e t y k a t e o r e t y c z n a " . Jed n a k o w roż s p o ty k a m y t u nowe tw ierd zen ie, z k tó re g o w ynika, że w u k ł a d a c h liczb, bard zo n a w e t ogólnej n a t u r y , d odaw anie posiada z k onieczności w ła sność p rzem ień ności.
Czł. K. Olszewski p rz e d sta w ia ro zp raw ę pp. E . D rozdow skiego i J. P ie tr z a k a p. t.:
„O znaczenie s t a ł y c h k r y t y c z n y c h chlorow co
w odorów ".
Pp. D. i P. (na p ro p o z y c y ę prof. Olszew
skiego) podjęli się oznaczenia ciśnień k r y ty c z n y c h brom o- i jod o w o d o ru . Poniew aż g a z y te r< z k ła d a ją się wobec m etali, a m ię
dzy niem i i rtę c i, s k u t k i e m czego niem ożna u ż y ć w po w y ższy m c e lu m a n o m e tró w m e t a lo w y c h ani też rtę c io w y c h , p rz e to sp o rzą
dzili s zk lan e m a n o m e tr y sp rę ż y n k o w e , zapo- inocą k t ó r y c h zm ierzyli ciśnienia n asy cen ia i ciśnienia k r y t y c z n e t r z e c h ch lo ro w co w o dorów. Znaleźli p r z y t e m in te r e s u ją c y r e z u l t a t , że ciśnienia k r y t y c z n e ch lo ro w co w o d orów są p raw d o p o d o b n ie id e n ty c z n e pom ię
dzy sobą. P rz y sposobności o trz y m a n ia t y c h gazów w s ta n ie c z y s ty m , pp. D. i P. o zna
czyli t e m p e r a t u r y ich p u n k t ó w p o tr ó jn y c h i o d p o w iad ające im ciśnienia.
Czł. W ład. S za jn o c h a p rz e d s ta w ia r o z p r a wę p. J a n a J a ro sz a p. t.: „ F a u n a w apienia w ęg lo w eg o w o k r ę g u k ra k o w s k im . Trylobi- t y " . Częśó d ru g a .
P. J . opisuje 10 g a t u n k ó w try lo b itó w z w a p ien ia w ęglow ego o k r ę g u k ra k o w sk ie g o . Z t y c h 10 g a t u n k ó w c z te r y są form am i d o t y c h c z a s wogóle nieopisanem i, j e d n a je s t n o w ą odm ianą, dwie są form am i d o ty c h c z a s n ie z n a n e m i z w apienia w ęglowego o k r ę g u k ra k o w s k ie g o . P . J . p rz e p ro w a d za również pod ział s tra ty rg ra f.c z n y wapienia w ęglow ego w o k r ę g u k ra k o w s k im na p o d staw ie f a u n y try lo b itó w .
Czł. M. S ied leck i p r z e d s ta w ia ro z p ra w ę p.
J . B e r g g r iin ó w n y p. t.: „ B u d o w a sk ó ry rze- g o tk i ( H y la a r b o r e a L .) podczas zm ian jej b a r w y " .
P a n n a B. zajm o w ała się b ad an iem s k ó r y r z e g o tk i (H y la arb o re a ) o r ó ż n y c h zabarwię*”