• Nie Znaleziono Wyników

Głos Młodych, 1935, R. 1, z. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Głos Młodych, 1935, R. 1, z. 4"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok I. M a j — C z e rw ie c 1935 r. Z eszył 4.

GŁOS MŁODYCH

M I E S I Ę C Z N I K R E D A G O W A N Y PRZEZ M Ł O D Z IE Ż PSZCZYŃSKICH SZKÓŁ ŚREDNICH

N A K Ł A D E M K O M I S J I M I Ę D Z Y S Z K O L N E J W P S Z C Z Y N I E

(2)

T R E Ś Ć N U M E R U

Strena

Przemówienie Prezydenta R . P ... 1

Bader Otto: Nieśmiertelny c i e ń ... 2

Kopciówna M a rta : Ostatnia d r o g a ... 2

Istel Józef-. Józef Piłsudski i n a r ó d ... 3

. W ieczna Narodu moc i s i ł a ... 4

Pańczyk E r y k : Śmierć naszego W o d z a ... 5

Wilczek M a k s y m ilja n : Harcerstwo w o d n e ... 6

A . Sz.: Błękitna V -ka ż e g la r s k a ... 7

Orowiec Stanisław: Mój s e n ... 8

Jonderko L u d w ik : Reforma życia gospodarczego przez spół­ dzielczość 9 R y g u ła Alfons: Rola i znaczenie spółdzielni uczniowskich . 10 Bogacki Witold: Historja gazetki „Nasze Sprawy* . . . . 11

H ast: R e k la m a ... 13

Bogacki Witold: Dlaczego t. zw. szlachetne metale są na­ prawdę s z la c h e tn e ? 14 Kącik rozrywkowy. Od R e d a k c j i ...16

(3)

Rok I. M a j — C zerw iec 1935. Zeszył 4.

Głos M łodych

MIESIĘCZNIK

REDAGOWANY PRZEZ MŁODZIEŻ PSZCZYŃSKICH SZKÓŁ ŚREDNICH.

Przemówienie Prezydenta R. P.

P r z e d b r a m ą k a t e d r y w a w e l s k i e j d n i a 18 m a ja 19 35 r.

Cieniom królew skim p rz y b y ł towarzysz wiecznego snu. Skroni Jego nie okala korona, a dłoń nie dzierży berła. A k ró le m b y ł serc i władcą w o li naszej. P ó łw iekow ym trudem swego życia brał we wła­

danie serce po sercu, duszę po duszy, aż pod purpurę królestw a swego ducha zagarnął niepodzielnie całą Polskę.

Śmiałością swej m yśli, odwagą zamierzeń, potęgą czynów z nie- w o lny c h rąk kajdany zrzucił, dla bezbronnych miecz w ykuł, granice nim wyrąbał, a sztandary naszych pułkó w sławą uwieńczył.

Skażonych niew olą nauczył ho no ru bronić , wiarę we własne siły wskrzeszać, dumne marzenia z o rlic h szlaków na ziemię s pro­

wadzać i w twardą rzeczywistość zamieniać.

Dał Polsce w olność, granice, moc i szacunek.

Czynami swemi budził u wszystkich po wszystkie krańce P olski iskry tęsknot do wielkości.

A mil jo n y tych iskier z m iljo n ó w serc wracały rozżarzone m i­

łością do tego, któ ry je wskrzeszał, aż stał się on jasnością, s pły ­ wającą na całą naszą ziemię i płomieniem w ytapiającym kruszec bez­

cenny, k tó ry w skarbcu narodow ym naszych w artości m oralnych p o ­ zostanie odtąd na wieki.

W ielkie dziedzictwo pozostawił w spadku po sobie ten potężny władca serc i dusz polskich.

Cześć, jaką otaczaliśmy Józefa Piłsudskiego za jego życia, wzma­

ga się dziś i potężnieć będzie w Polsce z g odziny na godzinę, co­

raz s tokrotniej.

Niech hołdy dziś prochom w ielk ieg o Polaka składane zamienią się w śluby dochowania wierności dla jego m yśli w daleką przysz­

łość przenikających. Niech przekują się w obowiązek strzeżenia du­

my i honoru narodu, niech w ole nasze do tw ardej pracy i w alki z trudnościam i zaprawią, a serca nasze w ielką jego dla O jczyzny miłością rozpalą.

U bram dom ostw naszych postawmy warty, byśm y bezcennego kruszcu cnót przez niego pozostawionych nie uszczuplili, niczego z w ielkiego po nim dziedzictwa nie u ro n ili i byśm y du chow i jego, troską za życia o losy Polski, umęczonemu, spokój w wieczności dali.

(4)

Str. 2 GLOS MŁODYCH N° 4

Nieśmiertelny cień.

W całej Polsce i wszędzie tam, gdzie ty lk o życzliwe um ysły skierowane są ku Polsce, rozkołysały się serca dzwonów, nucąc pieśń smutną, przejm ującą— pieśń pogrzebową. Świetna gwiazda N arodu Polskiego przysłoniona została cieniem śmierci. Zgasł dla nas B udow niczy Pań­

stwa, Wódz i Genjusz N arodu, Pierwszy Marszałek Polski, Józef Piłsudski. Jak­

k o lw ie k jednak b olesny będzie nasz żal, jedno jest nasze pocieszenie: Nie o d ­ szedł w p o łow ie dzieła, lecz dokończył je całkowicie. Sam wraz z kadrami przez siebie uform ow anej a rm ji w y w a l­

czył Ojczyźnie wolność. Całą Jego pra­

cę prześwietla ideał gorącej i bezinte­

resownej służby dla Państwa, k tó ry ka­

że zapomnieć o sobie, a myśleć o na­

szej w sp óln ej Matce-Ojczyźnie. Wszech­

m ocny B óg zesłał nam Józefa P iłsud­

skiego wraz ' z Jego posłannictwem wskrzeszenia i o d bu d ow y Polski — jako nagrodę za wszystkie niepowodzenia,

męczeństwa, kajdany i poniewie rkę w nie w oli naszych ojców. Śmierć Wodza Narodu pogrążyła nas w bólu. N a jw ię k ­ szy ból i rozpacz jednak nie zwalniają nas od dźwigania spadającego na nasze barki posłannictwa i obowiązku pełnie­

nia bezinteresownej służby dla O jc z y ­ zny. Służba ta niech się objawia u nas m łodych w każdem uczuciu, każdej m y ­ śli i każdym czynie. Ucząc się, m yślm y przytem o Polsce, że dla niej to r o b i­

my i przyrzeknijm y, że będziemy się starali, by Państwo Polskie miało d o ­ brych obywateli, godnych naprawdę imienia Polaka. On się dla nas m ozolił, byśmy m ie li szkoły polskie w w oln ej Ojczyźnie. M y już nie możemy odw dzię­

czyć się Jemu inaczej, jak ty lk o postę­

pując za wskazaniami naszego w ielkiego W ychow aw cy. N ie ś m ie rte ln y cień M a r­

szałka niech nam wskazuje drogę w służ­

bie dla Ojczyzny.

Bader Otto, kl. V gimn.

Ostatnia droga.

K ra k ó w płacze... Szlakiem K adrów ki wraca w jego m ury W ódz Narodu...

D o Krakowa, z któ re go prow adził swo­

ich żołnierzy, na b ó j o wolność, wraca dziś w żałobnej paradzie... Hetman i W ódz Narodu. Płacz Krakowie... Płacz Polsko... O tw o rz y swoje podziemia sta­

ry Wawel i ciszą ich o tu li Komendanta, aby m ógł spocząć spokojnie po życiu m ozolnem i burzliwem... O k ry je Go blas­

kiem i wspaniałością królewską a spiżo­

wą pieśnią „ Z y g m u n ta ” ukołysze Go do wiecznego snu.

Wczesny ranek... T łu m y ludzi z ca­

łej Polski i z całego świata, delegacje wszystkich stanów i warstw, jedną my­

ślą przejęte, jednem uczuciem n ie u tu lo ­ nego żalu połączone, przesuwają się przez ulice milcząco i z nabożeństwem.

(5)

GŁOS M ŁODYCH Str. 3

Smutefk rozpiął swe czarne skrzydła nad duszami tych mas ludności, a czarne festony i chorągwie potęgują jeszcze ogrom żalu. W żałobną czerń przybrały się ulice i. domy, Marjacka wieża krepą przysłoniła koronę i od szczytu do zie­

mi okryła się kirem żałoby, a zasmuco­

ny Wawel przybrał niebiesko-czarne wstęgi „ v i r t u t i m ilitari,, na przyjęcie Wodza N arodu i Bohatera... Szlak, k tó ­ rym przeciąga żałobny orszak, obstaw io­

ny jest z obu stron szeregami wojska i niezliczoną ilością ludzi, z których każdy pragnie ujrzeć spowitą w sztan­

dar n aro do w y trumnę Wodza Polski.

Na balkonach, w oknach, na dachach, pełno ludzi... Stoją w szpalerze w d łu­

gim szeregu... Trzy g o dzin y skupienia, powagi i oczekiwania przeciągają się w nieskończoność... Nagle cisza... Sły­

chać o dda lo ny odgłos werbla. Za c h w i­

lę ulicą posuwa się p o w o li orszak ża­

łobny. N a jp ie rw w o jsko — przedstawi­

ciele arrnji, która jest dziełem Kom en­

danta — potem znowu organizacje i w o j­

sko, potem wieńce, przysłane przez wszystkie prawie państwa dla W odza, Jego ordery, na aksamitnych poduszkach i... p row adzon y przez dwóch oficerów, o k r y ty kirem koń Zm arłego, w iern y Je­

go druh... A potem, prowadzona przez orszak Duchowieństwa laweta z trumną Wodza... Czarne chorągwie pochylają się nad uśpionem czołem, lśnią nad Nim srebrne .orły strzeleckie, a za N im p ły ­ ną łzy i łkania wstrząsają piersiami. Za trumną w ciężkiej żałobie pogrążona rodzina. Potem na jw y b itn ie js i ludzie z Polski i zagranicy...

Zatkał spiżowym głosem „ Z y g m u n t ” — sto dział jęknęło głucho, m iljo n y ludzi zapłakało i Wawel u k ry ł w swych p o d ­ ziemiach re lik w je N arodu Polskiego.

A le tam w srebrnej trum nie spoczęło t y lk o umęczone pracą ciało Naczelnika, a Duch, jak ognia słup, będzie przez długie w ieki oświetlał Polsce drogę do potęgi.

M a rta Iiopciówna k l. V I gimn. żeńsk.

Józef Piłsudski i naród.

Są chw ile w życiu ludzkiem, których ogrom u tragedji, boleści i żalu, nie zdo­

ła żadne p ióro opisać, ani wypowiedzieć żadne słowo. Są straty, których nic w y ­ równać nie może, i są rany, które za­

bliźniają się na drogach pokutnych, na drogach tw ardej pracy i duchow ego oczyszczenia. Straszną jest śmierć. Stra­

szną i nieubłaganą ta pani wszechwła­

dna, która wchodzi... „bez pytania, bez pu ka nia” . Niezbadane są w y r o k i boskie,

kierujące jej krokami. Ugiął się naród pod jej ciężką stopą. Z n ieruch om iał w bezgranicznej rozpaczy i w niezm ier­

nym żalu, bo odszedł od narodu Ten, k tó ry b ył jego Duszą i Sercem. Odszedł w ybraniec Boga, którego przeznaczeniem było, ażeby w krw aw ym trudzie i męce Jego życia w y p e łn iło się odkupienie i wybawienie narodu polskiego.

Odszedł od narodu Ten, k tó ry b y ł sym bolem Jego prom iennej mocy i cnót

(6)

Str. 4 GŁOS M ŁO DYCH Ns 4

niepokalanych, k tó ry w ciężkiem zma­

ganiu z niesforną naturą polską, niejed­

no k rotn ie żółcią b y ł napojony, k tó r y nie żalił się i nie skarżył, jeno d o b ro tliw ą ręką naród do swego w ie lkieg o serca, które wszystko rozum iało i wybaczało, przygarniał, k oił i uczył, bo b y ł On Jego największą miłością i troską. Nie stra­

szne b y ły burze miotające wątłą łodzią państw owości p olskiej, nie straszne hu­

ragany, bo u steru łodzi stał czujny i ba­

czny Sternik... Dziś — niema Go między nami... Przyw aleni ogrom em nieszczę­

ścia, jakiem Bóg dośw iadczył nas wszy­

stkich, pamiętajmy, że nam upaść i zwą­

tpić nie w olno! Źe w c hw ili, kiedy O pa­

trzność odw róciła kartę h is to rji, zapisa­

ną życiem wielkiem i czynem nieśm ier­

teln y m Józefa Piłsudskiego, kiedy zna­

leź liś m y się sami na drogach p ie rw o ­ tnych i nieznanych, dziś stać musimy czujni i baczni, karni i mocni jednością.

G rom k tó ry przeorał skiby duszy, każe czuwać i gotować się na dzień W ielki, Dzień Zm artwychwstania Wodza w D u ­ szy i Sercu narodu — w Jego mocy, si­

le i mądrości. , , , , , , Intel Jozef kl. VII Gimn. niemieck.

Wieczna Narodu moc i siła.

W ielkość — komu nazwę twą przydano Ten tęgich s ił odżyw ia w sobie moce I duszą trw a w ielekroć powołaną, Świecącą w dług ie narodowe noce.

S t a n i ułam II i/upinnuki („N o c L isto pa do w a“ .) K r ó lo m rów n y — w k ró lew skim g r o ­ dzie wawelskim miejsce wiecznego spo­

czynku znajdzie W ie lk i Hetman N a r o d u — Marszałek Piłsudski.

Trumna, kryjąca zw łoki K ró la Ducha Narodu, k tó ry o sobie powiedzieć m ógł za Słowackim: „Z m ojego trudu ta O j­

czyzna w zros ła” , k tó r y O jczyźnie tej dał imię spiżowym dźwiękiem m ocy na­

brzmiałe — stanie w śród największych w Narodzie, w krypcie, gdzie snem spo­

czywają wiecznym, w sercu Narodu w ie­

cznie żywi — Kościuszko, Poniatowski, Sobieski. Tam, w tern nig dy niegasną- cem ognisku nieśm iertelnej Narodu chwa­

ły i niespożyte j Jego mocy, stanie dziś ten, k tó ry duszy polskiej najpełniejszem był wcieleniem, w którem zogniskowa­

ło się to wszystko, co najszczytniejsze miała Polska — Józef Piłsudski.

Jak w ciągu Jego trudem przeolbrzy- mim znaczonego żywota imię to było zawołaniem, kszeszącem nowe moce w Narodzie, tak dziś po zgonie staje się żywem hasłem, skupiającem serca i dusze polskie dokoła jednej W ie lk ie j Rzeczy, która była najwyźszem wyzna­

niem Jego w ia ry — Ojczyzny.

A kiedy wśród w olnych, najszczyt- niej w yzw o lon , legł na w ieczny spoczy­

nek po dniach w męce tworzenia nowej rzeczywistości p olskiej przeżytych, O j­

czyzna wieniec nieśm iertelności złożyła na wyniosłem , w granicie w o li rzeźbio- nem Jego czole.

• Odszedł od nas — a żywym jest i żyw będzie na wieki — serc polskich um iłow aniem i dusz polskich sprzysię- żeniem z nicości śmierci w yn iesio ny — sym bol najwyższy polskiego ducha, — wieczna N arodu moc i siła.

Józef Intel kl. V II. Gimn. niemieck.

(7)

Ns 4 GLOS MŁODYCH Str. 5

Śmierć naszego Wodza.

Fatalnego dnia 13 maja rano — jak zwykle, w internacie dość wesoło. Tu i tam słychać śpiew y i śmiechy. Z bu­

dziliśm y się z przekonaniem, że zaczy­

namy jeden z tych tak licznych, mało różniących się od siebie dni naszego życia. W żadnym umyśle nie zrodziła się nawet myśl, że może nas spotkać coś, co zmąci nam spokój tego właśnie dnia, coś takiego, o czem nie chcieliś­

my nawet n ig d y myśleć.

Nasz Marszałek nie żyje!

Z taką wiadomością wpada jeden z k ole gów do internatu.

Jakto? Co ty mówisz? —- pytamy, chyba nie chcesz, żebyśmy ci uwierzyli!

1 mim o jego przekonywali, nie mógł nikt dać wiary. N ie k tó rz y nawet zabrali się do łajania, w ym yślając mu, że na bardzo gruby p o z w o lił sobie żart.

N ik t nie w ierzy — zresztą jakto, na­

w et nie słyszeliśmy o chorobie nasze­

go kochanego Dziadka.

To być nie może! A jednak... z ga­

zetą w ręku zdążył po w ró c ić ten, któ ry wiadomość tę pierwszy doniósł do in­

ternatu. Na pierwszej s tron icy dzienni­

ka rzuca się w oczy krzyczący napis:

„Józef Piłsudski nie ż y ie ” !

Czy to prawda? Przecież to w prost niem ożliwe, to być nie może!...

D o p ie ro po przeczytaniu całego ko­

munikatu, nie można dłużej wątpić. I na­

raz, ja kby jakiś ciężar spadł na nasze gło w y. Marszałek umarł, w p ros t nie do w iary, przecież tak niedawno jeszcze, jak wszędzie rozbrzm iewało od rado­

snych okrzyków : Marszałek Józef P iłs u d ­ ski niech żyje!

1 m im o w o li każdy wzdryga się na wspomnienie, że to b y ły ostatnie echa, jakie z całej P olski p ły n ę ły do stóp na­

szego Wodza, przed Jego ostatnią węd­

rówką na wieczny odpoczynek. Już niema się co łudzić, niema nadziei, że to może jakieś nieporozumienie, Józef Piłsudski istotnie umarł i nie wskrzesi Go tniljo- n ow y płacz Jego wiernych synów. — Wszędzie przygotow ania do żałobnych uroczystości, twarze wszystkich w y ra ­ żają największy żal i żałobne skupienie.

Jak Polska długa i szeroka ro zbrzm ie­

wa żałobny jęk dzwonów, a społeczeń­

stwo polskie żałobną defiladą oddaje ostatni hołd swemu W o dzow i i O dro- d z ic ie low i. N ie ty lk o my jednak, a cały świat świadom w ielko ści Józefa P iłs ud ­ skiego iście po królew sku uczcił pamięć tego największego w h is to rji naszej b o ­ hatera. On zaś odszedł na ostatnią wę­

drówkę.

Stało się, już niema między nami te­

go, któ ry b y ł g łów ny m filarem naszej Ojczyzny. Życie całe poświęcił dla d o ­ bra narodu, dokonał tego, do czego dą­

żyły całe pokolenia przez szereg w ie ­ ków. Stw orzył Polskę wielką, silną i m o­

carstwową, z którą wszystkie narody muszą się liczyć. W spokoju zamknął swe oczy — oczy Wodza. Umarł, lecz żyje, żyje m iędzy nami Jego duch, Je­

go genjusz.

Pańciyk E.

(Semin. Naucz.)

(8)

Str. 6 GŁOS M ŁODYCH Nb 4

Harcerstwo wodne.

W pędzie społeczeństwa do morza nie m ogło zabraknąć i nie zabrakło m ło ­ dzieży. Zagadnienia m orskie wśród m ło­

dzieży stają się coraz popularniejsze.

Zwiększająca się z każdym miesiącem ilość członków m łodzieżowych organi- zacyj morskich, jakiemi są Żeglarskie D ru ż y n y Harcerskie, A kadem icki Zw ią­

zek M o rs k i oraz Kółka Szkolne L. M.

i K., świadczy d o b itn ie o tern, że zro ­ zumienie sprawy morskiej, jako czynni­

ka warunkującego potęgę Polski, zna­

lazło właściwy odźw ięk wśród młodzieży.

Z w ym ien ionych powyżej organiza- cyj morskich, Harcerskie d ru żyny Żeg­

larskie są najliczniejszą i najbardziej scementowaną organizacją, która nie fra­

zesem, lecz realną, codzienną pracą w y ­ ch ow uje pokolenia m orskiej Polski, ma­

jąc przed sobą w ie lk ie cele i w ielkie ambicje do zaspokojenia.

P rzypatrzm y się bliżej tej organiza­

cji. Harcerstw o jest organizacją zbyt znaną, aby się nad niem rozpisywać.

A harcerstw o wodne jest jego częścią 0 tych samych zasadach ideowych, ty lk o że tu punktem wyjścia w kształceniu charakteru jest woda.

Celem Harcerskich D rużyn Ż e gla r­

skich jest wychować harcerza „ in ic ja to ­ ra i pioniera, w y trw a le dążącego do utworzenia z Polski potęgi m orskiej 1 kolon ja Inej; znającego całokształt za­

gadnień morskich; kochającego rzetelną pracę, walkę i niebezpieczeństwo, o w o ­ li zdolnej przełamać wszelkie przeszko­

dy, zahartowanej w zmaganiach z ży­

w iołem ” , (Organizacja H. D, Ż.)

Dla realizacji t y c h . c e ló w stosują H. D. Ż. wszelkie środki, jakiemi roz­

porządza harcerstwo. Harce wodne przedstawiają jednak większe w a lo ry wychowawcze, niż wszelkie inne. One też stanowią g łó w n y dział pracy H.D.Ż.

P ró b y i stopnie żeglarskie są d r o g o ­ wskazami w kształceniu zalet charakte­

ru. W ymagają one n ie ty lk o technik i że­

glarskiej, ale także zrozumienia znacze­

nia morza, oraz obow iązkó w społecz­

nych, spadających na każdego harcerza- żeglarza.

Przypatrzm y się teraz pracy H. D. Ż.

C złon kó w posiadają przeszło 6000, zgru­

powanych w 123 jednostkach. Przeszko­

lonych druhó w na morzu 600. D o w o ­ dem tego, że praca w H.D.Ż. zarówno zbiorowa, jak indyw idua ln a daje.należy- te rezultaty, niech będą następujące fakty:

W r. 1928, na zlocie skautów w o d ­ nych na Węgrzech, drużyna żeglarska z Ursynowa zdobyła zaszczytny ty tu ł mistrza świata, dystansując szereg sta­

rych żeglarskich narodów. W lecie r o ­ ku 1933 — wodna reprezentacja H.D.Ż.

w G ö d ö llö na Jamboree zdobyła zasz­

czytne miejsce, budząc o g ó ln y podziw i uznanie całego świata skautowego.

Pozatem w czerwcu tego samego roku, harcerz Wagner przepłynął A tla n ty k na jachcie „Z ja w a ” . Jest to pierwszy tego rodzaju wyczyn s p o r to w y Polaków .

Turystyka H. D. Ż. przedstawia się również bardzo pomyślnie. W r. 1934—

1009 harcerzy przepłynęło na 465 ł o ­ dziach 83503 km, poznając podczas tych włóczęg 168 szlaków,

(9)

N; 4 Str. 7

N abycie przez władze harcerskie okrętu ż a glow o-m oto ro w ego dało jesz­

cze jeden dow ód, źe praca w I ł . I). Ż.

nie jest frazesem. W ie lk i ten szkuner trzymasztowy, mogący pomieścić 60 lu ­ dzi, będzie u m ożliw iał poznanie świata i zaprawiał do żeglarstwa liczne rzesze młodych ludzi, związanych jedną w ielką ideą. Na nim pozna młodzież morze -i zrozumie, czem ono jest dla Polski.

Rozpoczął się już sezon w ioślarsko- źeglarski. W krótce nastaną dnie, w k tó ­ rych smukłe kajaki popłyną z biegiem rzek, żaglówki pójdą z wiatrem, a mia­

rowe uderzenia w ioseł świadczyć będą, iż harcerze w o d n i są na szlaku. M iljo n km mają harcerze w bieżącym sezonie przewiosłować. W ędrując, poznawać bę­

dą Polskę, jej piękne krajobrazy, mia­

sta, ludzi. Równocześnie odbywać się będzie praca, mająca za zadanie wysz­

k o lić nowych k ie ro w n ik ó w pracy wodnej.

Akcja żeglarska jest trudniejsza od harców lądowych. Zato daje więcej m ożliw ości do pracy najbardziej nawet w y b u ja ły c h indyw idualności.

Na marginesie zaznaczyć chcę jesz­

cze, źe ja k k o lw ie k roz w ó j H. D. Ż. jest na tak dobrej drodze, to jednak o Śląs­

ku tego powiedzieć nie można. Zaled­

wie dwie d ru żyn y żeglarskie (obie w Pszczynie) i kilka, względnie kilkanaście zastępów — to cały nasz dorobek. Co gorsze— jedna z tych drużyn jest w sta- djum lik w ida c ji. Wprawdzie Śląsk nie posiada najlepszych w arun ków w odnych, jednakże są pewne objekta, na których m o gło by się żeglarstw o rozwijać. M ię ­ dzy innemi Pszczyna jest w tern szczę­

śliwe m położeniu, że ma wszelkie dane w upraw ianiu harców w odnych. (Wisła i stawy w Goczałkowicach). Drużyna H arcerzy przy Państw. Gimnazjum, d o ­ skonale zresztą zorganizowana, m ogła­

by w ydzielić ze swych szeregów zastęp żeglarski, k tó r y b y p ro w a d z ił w dalszym ciągu pracę żeglarską na terenie szkoły średniej w Pszczynie, po z lik w id o w a n iu pierwszej i jedynej tego rodzaju dru ż y ­ ny na terenach seininarjów i w o g ó le szkół średnich na Śląsku.

Zrozumieć zwłaszcza nam harcerzom należy, źe w pracy dla pols kiego morza nie może zabraknąć nikogo. W pracę tę należy przelać całą potęgę m ło do ści i zapału, nadać jej moc i tętno rodzą­

cej się burzy, dać z siebie wszystko, co ty lk o młodość dać może — a w tedy potęga P olski stanie się rzeczywistością.

M aksi/m iljan Wilczek k. V Sem. Naucz.

„Błękitna V-ka Żeglarska” w r, szk. 1934-35,

W ytyczne pracy „B łę k itn e j V-ki Że­

g lars k ie j" przy Państw. Semin. Naucz, w Pszczynie w ciągu roku szkolnego 1934/35 szły w kierunku zgłębienia ideo- lo g ji harcerskiej, zdobycia sprawności

i stopni harcerskich, a zwłaszcza stopnia wioślarza, oraz przygotow ania się do wzięcia udziału w kursach żeglarskich G łó w ne j K w a tery H arcerzy i w J u b ile ­ uszowym Z locie w Spalę. Program zo­

(10)

Str. 8 GŁOS MŁODYCH

stał całkowicie zrealizowany, a nadto drużyna stw orzyła na terenie Szkoły Ćwiczeń gromadę zuchów „S ło w ia n ” , bę­

dąc;; pod jej opieką.

Drużyna, z dru żyn ow ym W ilczkie m liczy 19-tu druhów . Składa się z dwóch zastępów; „ W ilk ó w m o rs k ic h ” i „ W ę ­ g o r z y ” . Od początku roku szkolnego o d b yło się ogółem 7 zbiórek drużyny, 24 zbiórek zastępów i 6 rad drużyny.

We wrześniu drużyna urządziła w yciecz­

kę kajakową do N o w e g o Bierunia, r o ­ werow ą do Żor, gdzie brała udział w p o ­ święceniu łod zi żaglowej, oraz zawodach pływackich, a w listopadzie brała czyn­

ny udział w kweście ulicznej na b u d o ­ wę szkół powszechnych. Oprócz tego pracowała przy budow ie stadjonu m ie j­

skiego. W lutym , z okazji 15-to lecia odzyskania morza drużyna ta przy w sp ó ł­

pracy m iejscowych drużyn urządziła aka- deruję morską w „D o m u lu d o w y m ” . W czasie fe r y j wielkanocn ych drużyna zorganizowała trz y d n io w y kurs doszko- le n io w y na wioślarza w Goczałkowicach, na k tó ry m to większość druhó w ten sto­

pień zdobyła. Obecnie drużyna p rz y g o ­ to w uje się do akcji letniej. Należy w s p o­

mnieć, że w ubiegłych wakacjach le­

tnich drużyna urządziła dwie w ę d ró w k i k a ja k o w e : Goczałkowice — Warszawa i.Goczałkowice — Pińsk. Tak przedstawia się zarys jej pracy w bieżącym roku

szkolnym.

A . Sz.

kl. IV . Semin. Naucz.

Mój

W ręku trzymam nowiuteńki, świecą­

cy zegarek i patrzę, która godzina.

Co? To już w pół do ósmej? O, to trzeba się śpieszyć! W klasach już pe­

wnie ruch i wrzaski niedoopisania. Trze­

ba potem wszystkie dzieci uspokoić i prze­

prowadzić 10-cio m inutowe ćwiczenia gimnastyczne. Szybko więc, szybko!

Chwytam machinalnie drobną filiża- neczkę kawy ze śmietanką, piję i r ó w n o ­ cześnie przygryzam biały cldeb z masłem.

— Zimna kawa! Wcale się nie dymi!

Nie, muszę sobie nareszcie kupić now y

„ p r y m u s ” — taki co daje duży płomień, a mało spotrzebuje paliwa! Ten tu, sta­

ry zardzewiały, podaruję sprzątaczce, ura­

duje się bardzo.

M ie lę chleb w ustach i patrzę na ze­

garek. Biorę przygotowane książki, oraz p lik zeszytów z popraw ion e m i zadania­

mi szkolnemi i wychodzę.

— Zaraz, zaraz! Zapomniałem jeszcze

sen.

zabrać świeżo wczoraj w ymalowaną map­

kę w o je w ó d z tw polskich: dziś na le kcji g eo grafji będzie mi potrzebna.

Obładowany dość obficie przyśpie­

szam kroku. Szkoła, co stoi na nieznacz­

nym wzgórku, daje już o sobie znać.

Wrzaski, hałasy...

Idę właśnie aleją zieloną, drogą po­

rosłą w iotkiem i, białemi brzozami. Sły ­ szę donośny głos drozda, wesołe trele skowronka, a potem wrzask dzieci. G ł u ­ pi wrzask. C h w ilo w y smutek wkrada się do mego wnętrza. M łode zboże tak pa­

chnie, a las, ten czarny bór, co w dali szumi, swą ponurością nęci. Szkoła już coraz bliżej. Śmielsze i grzeczniejsze dzieci, ujrzawszy mnie zdała, biegną do mnie na wyścigi. Roześmiane ich buzie już krzyczą:

— Dzień dobry!

— Dzień dobry! — odpowiadam,

(11)

N° 4 GLOS M ŁO DYCH Str. 9

A le na Boga uciszcie się trochę. N ic nie słyszę, co mówicie.

— Proszę pana, ja poniosę zeszyty, a ja teczkę i książki, ja poniosę, ja, ja...

— No, dobrze, dobrze! Pawełku masz więc zeszyty; A n ie lk o ty poniesiesz książ­

ki, a mapkę weźmie Władek. Teczki wam nie dam, bo w niej znajduje się d r o g o ­ cenna lornetka.

— Lornetka?! pytają się dzieci.

— Tatuś też ma lo rnetkę, — mówi F elek — taką żółtą, mosiężną. Tatuś powiadał, że była czarna, a szkła się wysuwały. Teraz się już nie wysuwają, bo brak śrubki. Tatuś przyniósł ją z wojny.

— Proszę pana, a co to jest lo rn e t­

ka? — pyta się ciekawie k ilk o r o dzieci, k tó re b y ją koniecznie chciały widzieć.

— Jak znajdziemy się w klasię, to pokażę wam lornetkę i powiem do cze­

go służy.

— Ja wiem, ja wiem! — w y rw a ło się paru c hło pcó w — przez nią się patrzy i wszystko się w idzi bardzo blisko. Wtem wszystkie g łów ki dzieci zwracają się w stronę lasku.

Bocian, bocian! — proszę pana, tam nad laskiem olchow ym . Jak on ładnie fruwa, skrzydłami wcale nie porusza.

— Jedzie jak sam olot — zauważa je ­ den z chłopców.

— W idzicie dzieci, bocian z pewnoś­

cią będzie szukał dla małych boćków żabek, takich tłuściutkich i smacznych.

Boćki małe są b. żarłoczne, tak prawie, jak wy.

No, nareszcie wchodzę z wesołą, a hałaśliwą zgrają do klasy, powtarzam:

z wesołą. Radość ich szczera udziela się i mnie. Patrząc bowiem na ich pogodę i beztroskość, czuję się jakiś inny, ży­

wszy. Przypom inam sobie w tej chw ili:

Ja też byłem takiem małem dzieckiem.

Jedynemi mojem i zajęciami były: Mamo daj chleba! — i w pole, gonić, skakać nad dołami, łapać koniki polne! A taraz nauczycielem mnie nazywają, w ych ow a w ­ cą tych małych, co siedzą, o tu w ła w ­ kach i patrzą na mnie m odrem i i bure- mi ślepkami. W łoski ich zjeżone z b ie­

gania, oczy wle pione w m oje oczy, b u ­ zie otwarte — słuchają. Opowiadam im i wyjaśniam. Z obawą pytam sam siebie, czy dzieci w tej c h w ili rozum ieją mnie, czy aby chcą słuchać? O tak — o d p o ­ wiadają mi pełne zachwytu i skupienia ich w yra zy twarzyczek. Jakaż we mnie radość i zadowolenie. Obiad lepiej sma­

kuje, a nawet buraczki czerwone dziś wcale dobre.

Dzieci — mówię sobie — ju tro was znów będę uczył, a wy znów będziecie piln ie słuchać i wszystko rozumieć. Dla was to wszystko ładne, ciekawe i piękne, bo lubicie waszą szkołę. Jutro więc, tak jutro!... niestety.

Nademną huczy ciężkie dzwonisko internackie. Przerywa piękne sny. D y ż u r­

ny ciągle dzwoni, wstawać, wstawać!

Idę do szkoły. Lekcja. Siędzę w ła­

wie, wraz z innym i kolegami. Patrzę na profesora. Wykłada, słucham go. Tak on uczy i w ycho w u je nas — na przyszłych nauczycieli.

St. Growiec kurs V. Semin.

Reforma życia gospodarczego przez spółdzielczość.

Spółdzielczość to stosunkowo mło- o logją i celem tego ruchu. Spółdziel- dy ruch gospodarczy, wywodzący swój czość to organizacja gospodarcza, któ- początek z okresu r e w o lu c ji francuskiej, ra ma na celu w spólnem i siłami pod- obejm u jący sto pnio w o coraz to szersze nieść d o b ro b y t całego społeczeństwa, kręgi społeczeństwa. Obowiązkiem kaź- Jak w ie lk i obecnie panuje kryzys, dego obywatela jest zapoznać się z ide- wszyscy dobrze o tern wiemy, gdyż go

(12)

Śtr. 10 GLOS MŁODYCH N; 4

sami na sobie odczuwamy, w mniejszym lub większym stopniu. K ie dy patrzym y na obecny ustrój gospodarczy, to w i­

dzimy, źe daje on możność bogacenia się sprytniejszym jednostkom , kosztem ogółu społeczeństwa. Spółdzielczość dąży nie do zbogacenia się jednostki, ale całego społeczeństwa, jednocząc je we w s p óln ej pracy dla wspólneg o d o ­ bra. K ooperatyw a uniezależni naszą kra­

jową Wytwórczość od przewagi kapita­

łó w obcych i przemysłu obcego, gdyż stanie się samowystarczalną, dzięki in i­

cjatyw ie całego społeczeństwa.

Również pod względem m oralnym przynosi kooperatywa duże korzyści, ucząc współpracy, solidarności, przyjaź­

ni i braterstwa, które to zalety w obec­

nym stanie rzeczy są jaknajbardziej po ­ żądanym czynnikiem państw ow o tw ór-

czym. Społeczeństwo odzwyczai się od w ybujałego egoizmu, gdyż pracując w kooperatywach, przekona się, że jego własny interes jest najściślej zespolon y z interesami innych ludzi, a jego los polepszy się wówczas, gdy polepszy się stan i pozycja majątkowa o b y w ate li ca­

łego państwa. Ludzkość przekona się, że zgubą jest samolubstw o i egoizm, a dźw ignią d o b ro b y tu i szczęścia jest współpraca wszystkich. W id z im y więc, jakie korzyści niesie spółdzielczość, to też nie pow in niśm y czekać z założone- mi rękami na wymarzone nadejście

„R ze czypo spo lite j k o o p e ra ty w is ty c z n e j”

lecz sami wziąć udział w tej pracy, a sposobność ku temu mamy już w na­

szych murach szkolnych.

Jondei ko Ludmile k l. V II G im n. Państw.

ROLA i ZNACZENIE SPÓŁDZIELNI UCZNIOWSKICH.

Spółdzielnie uczniowskie należą do tych organizacyj szkolnych, w których m etody pracy najlepiej odpowiadają w y ­ maganiom życia, potrzebom codziennym danego środowiska i o g óln y m założe­

niom wychowawczym . G łów nym celem tych spółdzielni są m om enty w y c h ow a w ­ cze, nie można jednak pominąć korzyś­

ci praktycznych i materjalnych. Zapo­

znanie się z prowadzeniem księgowości, z prowadzeniem sklepiku, poznanie cho­

ciażby przy tern ludzi, ma bezwzględnie swoją wartość praktyczną. Praca ta w y ­ maga pewnej samodzielności, rozwija zmysł organizacyjny, pow oduje, patrząc na osiągnięte rezultaty zadowolenie m o­

ralne, a jednocześnie staje się bodźcem do dalszych w ysiłk ów . K orzyści rnate- rjalne są najwidoczniejsze, to w a ry b o ­ wiem w spółdzielniach uczniowskich są w pierwszym rzędzie lepsze, no i tań­

sze, a do tego dochodzi podział d y w i­

dendy, według ilości zakupionego to w a­

ru, ma on nawet charakter oszczędnoś­

ciowy.

S półdzielnie uczniowskie p rz y m e to dzie pracy ko le k ty w n e j (t. j. z b iorow e j- obejm ują swą działalnością bardzo sze­

roki zakres codziennego życia szkolne­

go; jest to ich w ie lkim plusem, jako środka wychowawczego, dają bowiem możność ciągłych i systematycznych ćwiczeń w służbie ogółu, urabiają pew­

ne dobre przyzwyczajenia. Uczą n. p.

punktualności (przez punktualne o d b y ­ wanie zebrań, przez punktualne w y k o ­ nywanie p odjętych prac i i.), oszczęd­

ności, chronią od przyzwyczajania się do t. zw. kredytowania etc. Istotę i treść społeczną kooperacji o k re ś lił bardzo trafnie jeden z w y b itn y c h spółdzielców w powiedzeniu: „ W ruchu spółdzielczym łączy się harm onijnie interes jednostki z interesem społecznym; Stanow i to is to­

tę wartości m oralnej kooperacji, a zara­

zem jej pierwszorzędne znaczenie w y ­ chowawcze".

W idzim y, źe spółdzieln ie uczniowskie odgryw ają w ielką rolę w życiu szkol­

ił em, że spełniają w ielkie zadanie, kształ­

(13)

M 4 GŁOS MŁODYCH Str. 11

cą bowiem i wyrabiają młodzież na p ra w ­ dziwych o b yw ate li, na ludzi, któ rz y pra­

cą swą zbiorową, zmierzającą do opar­

cia wzajemnych stosunków ludzkich na solidarności i pom ocy wzajemnej, będą należycie ro z u m ie li potrzeb y ogółu, k tó ­ rzy należycie pojm u ją obowiązki wzglę­

dem społeczeństwa i państwa.

Niejeden odpow ie zapewne, źe wszyst­

ko to piękne i ładne, ale źe tego wszyst­

kiego nie widzi i nie spostrzega w spół­

dzielniach uczniowskich. O dpow ied ź na to krótka: trzeba bardziej zainteresować

się tą pracą, b liżej zapoznać się z nią, wgłębić się w nią i zastanowić się nad nią, a wówczas nik t nie zaprzeczy, że spółdzieln ie uczniowskie przy nalcżytem zrozumieniu ich, tw orzą n ie ty lk o osobi­

sty d o b r o b y t danego członka, ale i przy­

czyniają się do powszechnego d o b r o b y ­ tu sposobem uczciwym i szlachetnym, podnoszącym człowieka na wyższy p o ­ ziom wartości moralnej.

R y g u la A lfons k l. V II Girrm.

Historja gazetki „Nasze Sprawy” .

Nasza szkolna prasa rozwija się św iet­

nie. Mam y nasz w spólny miesięcznik

„G ło s M ł o d y c h " — i uczniowie w szyst­

kich średnich zakładów naukowych w na- szem mieście mogą zamieszczać a rtyku­

ły na jego łamach. P iękny to sukces naszych w ys iłk ó w .

Ale warto przypomnieć dawniejsze czasy, owe pierwsze kroki, stawiane w tej dziedzinie na terenie naszego gimnazjum.

Z dumą podkreślić tutaj muszę, że i n i ­ cjatywę dała nasza obecna klasa szósta—

wtedy byliśmy jeszcze „czw artakam i" — i myśmy zapoczątkowali gimnazjalną prasę.

M y ś l wydawania naszego pisemka korciła nas przez dłuższy czas, poprostu uparliśmy się i koniecznie p ostano w iliś­

my zrealizować nasz projekt. Pamiętam długie dysputy, prowadzone na ten te ­ mat na naszych tyg o d n io w y c h pogadan­

kach z p. prof. Hoszardem, opiekunem naszej klasy. Od samego początku było naszą ambicją, aby wydawać gazetkę n ietylko klasową, któraby interesowała ty lk o nasz mały zespół, ale chcieliśmy stworzyć pismo dla całej szkoły, lecz pod redakcją naszej klasy. Wreszcie projekt zaczął się oblekać w realne kształty.

Czarna tablica („fun da cja" dawniej­

szego kolegi, Romana Milerskiego) za­

wisła na korytarzu przy drzwiach naszej sali klasowej. Na tej to tablicy przy p i­

naliśmy pluskiewkami długie arkusze, wypełnione maszynowem pismem. Przy tablicy umieściliśmy drewnianą skrzynkę korespondencyjną, dar kol. Gorola, służą­

cą celom redakcji. Tam to zbierano ma- terjałj z którego tw orz y liś m y pierwsze numery. Gazeta nasza ujrzała światło dzienne dnia 24 października 1932 roku i nosiła nazwę „Nasze Sprawy". Redak­

torem naczelnym b y ł wówczas kol. La­

rysz J-m a odpowiedzialnym, kol. Roga- 1 ński Włodzim ierz. Numer pierwszy był ładny i interesujący — każdy bezstronny k ry ty k to przyzna. Na wstępie kol. La­

rysz umieścił odezwę do kolegów, tło- macząc cel pisma i jego zadania, oraz wzywając wszystkie klasy do współpra­

cy. Kol. Białoń Jan opisał w dow cipny sposób wycieczkę do Czułowa Następo­

wało sprawozdanie z pielgrzymki do Częstochowy wraz z opisem klasztoru Jasnogórskiego — artykuł naukowy niżej podpisanego o istocie radjofonji — repor­

taż ze zjazdu harcerskiego w Cieszynie, pióra naczelnego redaktora — następnie dział poezji, pyszne „odp ow ie d zi od re­

dakcji" — zagadki, szarady, kącik hum o­

ru i ogłoszenia.

Sukces b y ł niebyw ały . Korytarz przed

(14)

Str. 12 GŁOS MŁODYCH

salą klasy czwartej stał się najbardziej uczęszczanem miejscem w całem naszem gim nazjum. „Publiczność" tłoczyła się przed tablicą, tworząc stały zator, tamu­

jący ruch — omal, że nie trzeba b yło in ­ terwencji władz, by opanować entuzjazm.

„C iało r e d a k c y jn e " - - - zebrało się, by omówić sukces. M og liśm y być zadowo­

leni. Skrzynka korespondencyjna pękała od nadmiaru materjału, koledzy ze wszyst­

kich klas nadsyłali swe elaboraty— było w czem przebierać. W trzy tygodnie u ło­

żyliśm y już następny numer. Strona tech­

niczna nie przedstawiała dla nas trudnoś­

ci, bo opiekun naszej klasy i naszego wydawnictwa, p. prof. Hoszard stawił nam do dyspozycji swego „R e m in g to ­ na" — na którym to drukowały się nasze artykuły.

Numer drugi, również bogaty jak je ­ go poprzednik — ukazał się dnia 12 l i ­ stopada 1932 r., zawierał artykuł wstęp­

ny p. t. „Laborare est orare" — nowelkę kol. Kulisiewicza Olka — wspomnienia z pobytu nad morzem kol. M ilerskiego Romana, bardzo ciekawy i pouczający artykuł o rozwoju automobilizmu, opa­

trzony nawet pięcioma ilustracjami, ode­

zwę do maturzystów, szkic krytyczny o naszych organizacjach, śliczny poetyc­

ki przekład „Deukaliona i Pyrrhy" O w i- djusza pióra kol. Plichty (wówczas z V-ej klasy) orazf taki sam przekład kol. Jon- derki O widjuszowego „lamque opus exe­

g i" . Jeszcze kilka artykułów z różnych dziedzin, np. „S am olot" kol Rogalińskie­

go, „O pis wycieczki do St. Bierunia"

niżej podpisanego, „Straszna przygoda"

z podpisem Herne — oraz wspaniały mo­

jem zdaniem, napisany w gwarze śląs­

kiej szkic kol. Białonia (w ys tą p ił on już z gimnazjum) p t. „Czamu nasze bajtle radujom sie na jesień". Na zakończenie, znów kącik rozryw kow y, dział korespon­

dencyjny, wierszyki okolicznościowe, hu­

mor i szczegółowa kronika. Nad pierw- szemi numerami zatrzymałem się c o k o l­

wiek dłużej — należy im się jakieś o b ­ szerniejsze wspomnienie, ponieważ uka­

zały się tylko jako gazetka ścienna w je d ­

nym egzemplarzu, i spełniwszy swe za­

danie powędrowały do archiwum redak­

cyjnego, gdzie ich oko ludzkie już nie ogląda, a przecież by ły ładne i zasługi­

wały na trochę pamięci. Powodzenie dwóch pierwszych numerów „Naszych Spraw“ nakłoniło nas do powiększenia nakładu. Dzięki uprzejmości p Starosty dr. Jarosza uzyskaliśmy dostęp do po­

wielacza, znajdującego się w biurach Sta­

rostwa. Numer trzeci „Naszych Spraw"

ukazał się więc jako gazeta zupełnie normalna, o fantastycznym nakładzie aż stu egzemplarzy. Numer został rozchwy- tany w lot. Ale też przyznać trzeba, był bardzo ciekawy. Sława naszej klasy wciąż rosła — przytoczę choćby jako mały do ­ wód fakt następujący, że kol. z ówczes­

nej klasy VIII Leon Perliński, nadsyłając do redakcji feljeton p t. „Stalow y Pta k", opatrzył go taką dedykacją: „Klasie czwartej, która pierwsza podjęła in ic ja ty ­ wę wydawania szkolnego czasopisma, ofiaruję w dow ód prawdziwego uznania niniejszą pracę" — proszę zważyć, że b y ­ liśmy klasą czwartą, a kol Perliński był maturzystą, czyli reprezentował właści­

wie już społeczeństwo dorosłych. 1 oto w yraził nam tak szczerze uznanie i hołd.

Um ieliśm y cenić ten głos pochwały.

Po wydaniu trzeciego numeru nastą­

piła mała zmiana w składzie redakcji, mianowicie ustąpił kol W łodzim ierz Ro­

galiński a na jego miejsce powołany zo­

stał przez wybór klasy — niżej podpisa­

ny. Nowe „ciało redakcyjne" wydało jesz­

cze dwa numery, odznaczające się specja­

lną żółtą okładką, którą ofiarowała firma A. Lokay w rynku, wzamian za anons reklamowy na ostatniej stronie. Dowód, jak umieliśmy sobie radzić. Obydwa te numery odznaczały się ciekawą treścią i cieszyły się wielkiem powodzeniem wśród kolegów, a co najważniejsze sprze­

dawano je po 10 groszy.

Nastąpił rok szkolny 1933/34. Tak świetnie zapoczątkowane w ubiegłym ro­

ku nasze piśmiennictwo uległo dziwnemu zahamowaniu. Nie mogliśmy się jakoś zdecydować na wydanie następnego nu­

(15)

GŁOS M ŁODYCH Str. 13

meru. Zaczęły się bowiem piętrzyć prze­

szkody. O gół uczniów gimnazjum zażą­

dał, aby gazetka stała się własnością ca­

łej szkoły a nie jednej ty lk o klasy i by do redakcji wstąpili uczniowie wszystkich klas. Na dość burzliwem zebraniu gm iny szkolnej zapadła więc decyzja. Odstąpi­

liśm y „Nasze S praw y“ całej szkole, re­

zygnując z praw pierwszeństwa. Zrozu­

mieliśmy, że dzieło nasze przerosło k o m ­ petencje jednej klasy. Gmina szkolna za­

prosiła do współpracy gimnazjum żeńskie i utw orzono nową redakcję w osobach:

Sapiehy Eustachego i Adamskiej Flory.

Opiekunem wydaw nictw a pozostał nasz wychowawca klasowy, p. prof Hoszard.

Pierwszy numer, który powstał ze z bio­

rowej pracy obydwu gimnazjów, przed­

stawiał się okazale. Drukowano go jesz­

cze na powielaczu w Starostwie, chociaż przyznam na tern miejscu szczerze i ze skruchą, że w Starostwie m imo całej uprzejmości i sympatji, z jaką się do młodzieży odnoszono, m ieli nas w k o ń ­ cu dość Nie można się temu dziwić, po­

wielacz b y ł nieraz potrzebny do spraw urzędowych, a tu gimnazjum stale go trzyma w oblężeniu. Dano nam więc do zrozumienia bardzo delikatnie, ale nie­

mniej stanowczo, żebyśmy szukali innego powielacza. Znaleźliśmy go w „Kasie C h orych “ , dzięki specjalnej życzliwości p. dyr. Szoppy. Tam to trzy skolei nu ­

mery „Naszych Spraw“ w ychodziły spod prasy — a b y ły to numery coraz arty- styczniej wykonane, z rysunkami na t y ­ tułowej stronie itp. upiększeniami.

Ostatni numer gazetki szkolnej uka­

zał się w r. szk. 1933/34 w końcu k w ie ­ tnia. Już znowu biedna redakcja musiała się udać na wędrówkę. Zostaliśmy bo­

wiem sromotnie „ w y la n i“ również i z K a ­ sy Chorych. Przytulił nas gościnnie w swych progach Magistrat Miasta Pszczy­

ny, a p Burmistrz, J. Żm ij okazał nam dużo sympatji i udzielił poparcia. O sta ­ tni ten numer zresztą został wydany przez zmienioną redakcję Redaktorem naczel­

nym był wówczas W oln y Wilhelm, re­

daktorem odpowiedzialnym Kowalski H e l­

mut. Poprzednia redakcja złożyła swe funkcje ze względu na maturę.

A potem przyszedł bieżący rok szko­

lny. Prasa szkolna postąpiła w swym ro­

zwoju znów o jeden krok naprzód. P o ­ łączyliśm y nasze wysiłki z tut. Semina- rjum Nauczycielskiem, które na terenie swego zakładu posiada bardzo piękne tradycje wydawnicze. Do współpracy przy­

stąpiło także gimnazjum niemieckie oraz także „Ć w icz e n ió w ka “ — tak więc v ir i­

bus unitis wstępujemy w now y etap pra­

cy i daj Boże osiągniemy piękne wyniki.

Witold Bogacki kl. V I Gimn. Męsk.

Reklama.

Dzisiejsze warunki życiowe tak się układają, że od każdego człowieka, czy to jest uczonym, czy prostym rzemieśl­

nikiem, wymaga się pewnego rodzaju znajomości rzeczy, kw alifikacyj, rutyny.

Znajomość rzeczy „z am atorstwa“ nie popłaca już w dzisiejszych czasach. C o ­ raz częściej doświadczają tego na sobie ci, którzy czas swego kształcenia się spędzili lekkomyślnie z dnia na dzień, bez głębszego zastanowienia się, bez

żadnego planu na przyszłość, bez chęci zdobycia kw alifikacyj życiowych.

Jeżeli nie chcesz, by cię w przyszłoś­

ci podobny los spotkał, zastanów się, staraj się poznać zasób swoich sił, p o ­ równaj wydajność twej pracy, z pracą tw ych kolegów. Zapraw się do przyszłej pracy obywatelskiej na tym czy innym odcinku.

fśN ie wiesz gdzie? — O tóż dowiesz się, że twoja szkoła posiada jeden bardzo

(16)

Str. 14 GŁOS M ŁODYCH N° 4

ciekawy teren, na k tórym ty n ietylko możesz, ale nawet powinieneś zająć po­

ważne miejsce. Terenem tym to m iędzy­

szkolna gazetka uczniowska „G łos M ł o ­ d y c h “ . Tu masz możność zabrania g ło ­ su. Skorzystaj z tego, pokaż się światu, by twe zdolności poznał, zrozumiał i oce­

nił. Boisz się krytyki? — Otóż wiedz 0 tern, że przedewszystkiem krytykują ci, którzy ze siebie niewiele dać potrafią, a na tych przecież nie należy zwracać zbytniej uwagi. Boisz się, że ci się nie uda? A przecież odrazu nikt nie stał się sławnym uczonym. Po żmudnej pracy 1 po wielu próbach dochodzi się czasem do pożądanych rezultatów.

Zapał i ochotę do pracy masz... Pa­

miętaj, inni cię już zaczynają wyprze­

dzać — nie daj się wyprzedzić. Wdziej

„m ilow e b u t y “ trwałego postanowienia i rozmachu, spróbuj a zobaczysz, że każ­

dy wysiłek stanowić będzie dla ciebie cegiełkę do zbudowania gmachu czynu.

Nie łam sobie g ło w y nad tematem. Sa­

mo życie winno ci go podyktować.

„G łos M ło d y c h “ jedyną okazją po­

kazania się i zmierzenia się z innym i na niwie literackiej! Pamiętaj, „G ło s M ł o ­ d y c h “ czeka na ciebie

HaSt k l. V II Gim n. Męsk.

Dlaczego t. zw. szlachetne metale są naprawdę szlachetne.

Dwaj harcerze, zmęczeni k ilk u g o d z in ­ nym marszem wśród lipcowego skwaru, znaleźli ukryte źródło w gęstwinie leś­

nej. Wnet jeden z nich w yjm uje szklany kubek, czerpie wodę, wciska kilka kro­

pel cytryny, miesza srebrną łyżeczką i powoli, niemal kropla po kropli w y p i­

jają zawartość kubka, gasząc pragnienie.

Cóż za nierozsądek— powie niejeden.

Srebrna łyżeczka w plecaku harcerza. Za­

nim odpow ie m y na ten okrzyk zdziw ie­

nia, zobaczmy, co się tymczasem stało z wodą, zaczerpniętą zapomocą zwykłej szklanki - z niezbyt czystego źródełka, gdzie i krowa czasem zabłądzi — i w ro ­ na lub wróbel przyjdą się wykąpać.

Otóż pod mikroskopem stw ierdzimy ponad wszelką wątpliwość, że po włoże­

niu srebrnej łyżeczki do szklanki z w o ­ dą, jakgdyby za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, giną w wodzie wszelkie drobnoustroje, bakterje i pierwotniaki, dzięki temu, że srebro, podobnie jak i inne metale szlachetne, w wysokim stopniu posiada własności bakterjobójcze.

Doświadczenia d o w io d ły niezbicie, że część srebra (0,00002 gr.) rozpuszcza się

w litrze w ody — i ta właśnie ilość czyni tak w ielkie spustoszenra wśród bakteryj.

Innemi słowy, do rozpuszczenia jednego grama srebra, potrzebaby 50 tysięcy l i ­ trów wody. Ten m inim alny roztw ór po ­ siada cudowne właściwości, które już Rzymianie nazywali „oligo dyriam iczne m i“

(oligos — mały, dynamis — siła). Jeżeli więc mamy w domu jakąś starą łyżecz­

kę srebrną po babci lub dziadku a znać na niej długoletnie używanie, to może­

my stwierdzić, że nasi przodkowie nie­

koniecznie mieli ostre zęby, ale, że znacz­

na ilość metalu została rozpuszczona w najrozmaitszych płynach i w ciągu dziesiątek lat chroniła ich w wielkiej mierze przed bakterjami Dobroczynna rola metali szlachetnych nie ogranicza się do tego, co wyżej powiedziałem. Oto do kubka, wyciągniętego z plecaka na­

szego harcerza nalano poraź drugi wody, a bakterje pomimo, że wody nie za­

mieszano wcale srebrną łyżeczką, w y g i­

nęły w przeciągu kilku sekund. Pocho­

dzi to stąd, że pewna ilość srebra, roz­

p u s z c z o n e g o w poprzedniej wodzie, zo- ' stała pochłonięta przez szklane ściany

(17)

N: 4 GŁOS M ŁODYCH Str. 15

kubka, aby po powtórnem nalaniu, ob ja­

wiać dalej swoje dobroczynne, czyszczą­

ce działanie. 1 tu tłumaczy się tajem ni­

ca, dlaczego nie można poraź wtóry ro­

bić świeżych płyt fotograficznych na tych szkiełkath, które już raz uległy naświe­

tleniu. Pomim o najstaranniejszego w y ­ mycia p ły tk i szklanej ze starej emulsji, i po nałożeniu nowej emulsji światłoczu­

łej — pojawi się po następnem naświe­

tleniu i w y w o łan iu — jak duch — cień poprzedniego obrazu Dzieje się to dla­

tego, że pewna ilość srebra zostaje po­

chłonięta przez płytkę szklaną i nie da­

je się zmyć, występuje zaś dopiero na- skutek reakcyj chemicznych.

Ogólnie wiadomo, że woda wodociągowa, która przeszła przez długi system rur wodociągowych, jest chemicznie czystsza, smaczniejsza i zdrowsza, od niektórej w o ­ dy, czerpanej wprost ze źródła.

Nie bez w pływ u na bakterje pozosta­

je nawet jeden ząb złoty w jamie ustnej człowieka. — Nieprzeparty pociąg czło­

wieka do szlachetnych kruszców, datują­

cy sie od najdawniejszych czasów, n ie ­ koniecznie musi być wynikiem chęci gro­

madzenia majątku. Ma on podłoże głę b­

sze. Podświadomość i in stykt samoza­

chowawczy kazały człowiekowi zawrzeć, jakże zbawienne dla niego przymierze, ze wszelkiego rodzaju metalami.

Życie jest skomplikowane — ale wcale nie wie o tern niemowlę, któremu z okazji chrztu — starożytnym zwyczajem — da­

rowują chrzestni rodzice srebrną łyżeczkę, nóż, widelec lub srebrny kubek. Zwykle i ofiarodawcy nie wiedzą o tern, że naj­

młodszemu ob yw atelo w i czynią wiele do­

brego owym podarkiem. Ale nasz ob y­

watel ma już dwa lata. Czołgając się po podłodze, znajduje przypadkowo zapo­

dzianą pięciogroszówkę i czemprędzej wkłada ją do buzi. Dopiero po dłuższej

„chwili udaje się strwożonej mamusi m o­

netę w y d ob yć i to ostrożnie, żeby nie połknął. Jakże się to dzieje, że pięciogro- szówka, brudna, która była w niezliczo­

nych rękach, nie wyrządza zbyt wielkiej szkody małemu dziecku? Znów siła bak- terjobójcza metali. Dlatego pieniądze me­

talowe (bilon) są o wiele higjeniczniej- sze niż papierowe.

Dlatego ludzie, zarówno mężczyźni jak i kobiety, od niepamiętnych czasów noszą ozdoby srebrne i złote, pierścionki, klejnoty, naramienniki i tp. N ieuchwytne cząsteczki metalu, prawdopodobnie prze­

nikają przez skórę człowieka do organi­

zmu, aby tam siać spustoszenie wśród bakteryj.

Tak więc wielka ilość naczyń srebr­

nych i złotych nie jest ty lk o dowodem bogactwa, ale i podświadomej higjeny najdawniejszych ludzi. Sporządzone ze złota i srebra tarcze i zbroje bohaterów Homerowych chronią ich nietylko od cio­

sów przeciwnika. Na O lim pie na przyję­

ciach bogów obowiązuje zastawa s to ło ­ wa ty lk o ze złota i srebra. Puhar do w i ­ na zawsze jest szczerozłoty.

Na dworze Bolesława ‘Chrobrego stoły uginały się pod ciężarem złotych i srebr­

nych naczyń.

Poznawszy więc dobroczynne działa­

nie metali szlachetnych, nie zapominajmy zanurzyć srebrnej łyżeczki, wyjętej z ple­

caka harcerskiego, do szklanki z wodą lub herbatą, zwłaszcza zaś na w yciecz­

kach, kiedy czerpiemy nieoczyszczoną wodę wprost z napotkanego podrodze źródła.

o —

Na podstawie otrzym anych m aterjałów opra­

cow ał dla „G łosu M ło d y c h "

W itold Bogacki kl. VI. ginrn.

Pamiętaj, że silne lotnictwo— to silna Polska!

(18)

Str. 16 GŁOS M ŁODYCH N» 4

KĄCIK ROZRYWKOWY.

W poprzednim numerze „Głosu M ł o ­ d y c h “ umieściliśmy opowiadanie p. t.

„Ciężka przeprawa*. Należało wskazać błędy i niedorzeczności zawarte w tym ustępie.

R ozw iązanie. W opowiadaniu znaj­

duje się aż 26 błędów:

1. T y t u ł „Ciężka przeprawa" jest nie­

odpow ie dni.

2. 3. 4. Don Giuseppo de Steinhof Don hiszpansk'e, Giuseppo włoskie imię, de francuskie, Steinhof niemieckie.

5. Starzec spędzał w ubóstwie schy­

łek życia poprzednio była mowa o wielkiej fortunie.

6. Szwajcarja nad morzem.

7. 8 14 1 syn jedynak zostawił 7 1.

syna.

9 10. 11. 12. Katastrofa kolejowa, emigracja do Ameryki, Napoleon, Robin­

son — wszystko podczas wojen krzyżo­

wych.

13. Kilkanaście świec w oskowych rzu­

cało światło — przedtem była mowa, że w izbie ciemno.

14. Robotnicy idą do pracy wieczo­

rem.

15 Kwitnące drzewa owocowe — w lipcu.

16. 17. 18. K ija n k i, karpie, szczupaki w morzu.

19. 20. Ryby przewracały oczami i mru­

gały powiekami.

21. M a ły Napoleonek odrzucił jasne włosy (miał czarne),

22. Podszedł do stryja (zamiast do dziadka).

23. Don Giovani (Giuseppo).

24. Głowę miał opartą o poręcz fo ­ telu (siedział na ławce).

25. 26. Wiosenny poranek — w lipcu wieczorem.

Premję w formie bezpłatnych egzem­

plarzy „Głosu M ło d y c h “ z bież. r. szkol­

nego przyznano kol. J. Rozkosznemu i k l . ll-B ), który na ogólną ilość 26 błę­

dów odnalazł i wskazał 17 błędów.

OD REDAKCJI.

Numer niniejszy jako przedwakacyjny miał być wyrazem radosnego nastroju, jaki zawsze ogarnia młodzież, kiedy staje w obliczu dwumiesięcznej swobody, w ob­

liczu wycieczek i pełnego uroku życia obozowego. Zdawało się, że karty tego ostatniego zeszytu zaroją się od weso­

łych artykułów, od radosnych projektów wakacyjnych imprez i pełnych m łodzień­

czej beztroski humoresek. Niestety, nie­

spodziewany grom, jaki uderzył w całą Polskę, zaciężył ołowianą chmurą i nad naszemi sercami Choć już miesiąc cały upłynął od tego nieszczęścia, pod pióro cisną się same rzeczy poważne, smutne.

G dy opuszczać będziemy mury szko­

lne, okres oficjalnej żałoby właśnie bę­

dzie się kończył. Zrzucimy z ramion ża­

łobne opaski, odkryją się znów odznaki harcerskie przez 6 tygodni kirem spowite.

Ale w naszych sercach żałoba pozostanie nadal. Rozjedziemy się na wakacje po­

ważni i skupieni w sobie. Jedziemy po to, aby wypocząć i znów nabrać sił do pra­

cy szkolnej, która ma nas przygotować do służby dla Państwa w myśl wskazań jego Wskrzesiciela.

„G lo s M ło d y c h " , który zawsze głosił ideę tej ofiarnej służby dla Polski, dalej pozostanie wierny swym hasłom i sku­

piał będzie nadal ludzi dobrej woli około tej naczelnej idei, jaka nam przyświeca.

Na dwa miesiące żegnamy się. Ż yczym y więc naszym współpracownikom, c z yte lni­

kom i przyjaciołom miłego spędzenia wakacyj i dobrego odpoczynku. A za dwa miesiące spotkamy się znów przy pracy, której hasłem będzie, jak dotąd:

D o b r o R z e c z y p o s p o l i t e j . A . A .

I

(19)

KOMITET REDAKCYJNY:

Państwowe G im n a z ju m : Wolny W ilhelm (kl. V II) Siemek Bolesław (kl. V II) Kopciówna M arta (kl. V I) Janikówna Stanisława (kl. V I) Kościelski Wojciech (kl. II) Leszczyńska Regina (kl. I)

Pryw atne G im n a zju m (N ie m ie c k ie j:

Istel Józef (kl. V II) Meyer Jan Otto (kl. V)

Państw. Sem inarjum Naucz.:

Growiec Stanisław (V kurs) Szymiczek Ernest (IV kurs) Nieszporek Alojzy (IV kurs)

Szkoła Ć w iczeń :

Muszanka Krystyna (kl. V I) Mrozek Bolesław (kl. V )

Naczelny Redaktor: Wolny W ilhelm , (Państw. Gim nazjum) Zastępca; Growiec Stanisław: (Państw. Semin. Naucz.)

O P IE K U N O W IE :

1. Prof. T . H o s z a r d (Państwowe Gimnazjum)

2. , B. G r o b l i c k i (Pryw. Gimnazjum Niem ieckie) 3. A. F i u t o w s k i (Państw. Seminarjum N aucz.) 4. Kier. Z b o r o w s k i Jan (Szkoła Ćwiczeń)

Za wydawnictwo odpowiedzialny w imieniu Sekcji Prasowej Komisji Międzyszkolnej: Adam Fiutowski.

Cena egzemplarza 20 groszy

35—324, D ruk „St. Śwlęckl* D ą b ro w i O śrnlcza, S obleskle jo 19.

(20)

Kto oszczędzać za młodu się nauczy.

Temu na starość bieda nie dokuczy.

Czy oszczędzasz już w szkolnej Kasie Oszczędności?

Jeśli jeszcze nie, to zaczynaj oszczędzać Z A R A Z !

Każda uczenica, każdy uczeń doczeka się lepszej przysz­

łości, gdy posiadać będzie książeczkę oszczędnościową

K ie lie j Kasy Ifemliißi

POWIATU PSZ CZYŃSKI EGO

W PSZCZYNIE

LUB W JEJ ODDZIALE

W MIKOŁOWIE

Cytaty

Powiązane dokumenty

Coraz większy ruch zwraca się tędy ku morzu, ku Gdyni i ku Gdańskowi: Przyczynia się do tego jak dotychczas, p o lity k a gospodarcza Niemiec wobec Polski, oraz

redagowany przez młodzież pszczyńskich szkół średnich. Szkic historji

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Wynika to z faktu, ˙ze wyz- nacznik tego uk ladu jest wyznacznikiem Vandermonde’a r´ o˙znym

Podstawą procesu edukacyjnego jest komunikacja w relacji nauczyciel – – student i to ona będzie przedmiotem dalszych rozważań, uporządkowa- nych za pomocą metafory

Rozwiązania zadań należy starannie uzasadniać i wpisać do zeszytu zadań domowych.. Proszę wybrać

2 Hipoteza zerowa: wartości oczekiwane (średnie) badanej cechy w dwóch grupach nie różnią się

nego, bojownik o prawa ludu — więziony jest przez Niemców za swą niezłomną wobec nich postawę!. Bohater, którego czcimy wszyscy, a który nam dzisiaj