• Nie Znaleziono Wyników

Sylwetki wybitnych obrońców warszawskich w okresie międzywojennym (c.d.)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Sylwetki wybitnych obrońców warszawskich w okresie międzywojennym (c.d.)"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Mieczysław Jarosz

Sylwetki wybitnych obrońców

warszawskich w okresie

międzywojennym (c.d.)

Palestra 2/1(5), 15-24

(2)

MIECZYSŁAW JAROSZ

a d w o k a t

Sylwetki wybitnych obroń có w w arszaw skich

w okresie m iędzyw o jen nym *

(c.d.)

T e o d o r D u r a c z . J a n D ąbrow ski w „Szopce A dw okackiej“, n a p i­ sanej przed w ielu laty , tak go scharak tery zo w ał: „D uracz, D uracz — w cale d o b ry z niego proceduracz!“ I m iał rację! D uracz św ietnie znał p ro ­ ce d u rę k a rn ą i korzy stając z niej, w lo t ch w y tał każde uchybienie p ro ­ cesowe, przygw ażdżał je, a n a stę p n ie za pom ocą przek o nyw ających a r­ gum entów , w ypow iadanych z dużą m ocą słowa, uzyskiw ał n a p ra w ę błę­ dów. Sędziow ie dobrze znali go z tej stro n y i z uw agą słu chali jego wyw odów . P ro k u ra to rz y n iech ętn ie w daw ali się w polem ikę, w k tó rej b y ł niebezpiecznym przeciw nikiem .

D uracz pozornie sp ra w ia ł w rażen ie obrońcy bez tem p eram en tu , ope­ ru jąceg o tylko in te rp re ta c ją p raw a i pow szednią analizą m a te ria łu do­ wodowego. W rzeczyw istości było inaczej. B ronił z głęboką w iarą w słusz­ ność w łasnych argum entów , p rzejm o w ał się losem człowieka, którego bronił, zapalał się i u m iał ze słow a żywego w ydobyć całą siłę ek sp re­ sji. Od czasu do czasu godził w przeciw n ika iro nią, dowcipem . N ie­ kiedy dla p odkreślenia w agi sw ych arg u m en tó w p rzy ta cz a ł frag m en ty , c y ta ty z u tw orów M ickiew icza czy Słow ackiego, b ard zo «umiejętnie dobrane!

Podobnie ja k w polem ice, ta k sam o w u sta la n iu fak tów b ył pow aż­ nym przeciw nikiem . Za pom ocą zdecydow anych, p ro sty ch a jasn y ch

* P ierw szą część fragm en tu p a m iętn ik a A u tora o p u b lik ow an o w nrze 3 „P ale- stry ’’ z 1957 r.

(3)

p y ta ń dem askow ał k łam stw a św iadków -konfidentów , obalał ich rzekom e postrzeżenia i obserw acje, obnażał igno ran cję i ro zb ijał w szystkie te „dow ody“. Z nali go dobrze konfidenci, agenci i różn i św iadkow ie „na o ch o tn ik a“ i bali się jego ipytań.

O b ron y w spraw ach, w któ ry ch w ystępow ał, nie b y ły d lań tylko w alk ą z oskarżeniem form alnym , nie były w yłącznie dążeniem do uzys­ k an ia w y rok u uniew inniającego. O brony D uracza b y ły rów nocześnie w ielką b atalią toczoną n a m argin esie ro zp raw sądow ych z rzeczyw i­ stością społeczną i polityczną, k tó rą zdecydow anie oskarżał i zwalczał.

Czyniąc to, zręcznie w ym y kał się z sieci nastaw ionej uw agi przew od­ niczącego sądu i zam ierzeń p ro k u ra to ra i szybko przechodził do nowej arg u m en tacji, aby w k ró tce pow rócić do zasadniczej w alnej rozpraw y.

N ie było w Polsce większego procesu politycznego o podłożu kom u­ nistycznym , w k tó ry m by D uracz nie w ystęp ow ał w ro li obrońcy. Z czasem zaczęto go nazyw ać „dow odem rzeczow y m “ w sp raw ie pod- sąd n y ch oskarżonych' o działalność kom unistyczną. D uracz mie p rzejm o­ w ał się tą opinią. D obrał sobie grono k o le g ó w -i k o rzysta! z ich p o ­ mocy. B ronili razem z n im K aro l W inaw er, M. R udziński, J a n D ąb­ row ski, E d w ard G rabow ski, L u d w ik H onigw ill, H elen a W iew iórska, Ko­ nopka. Ze sta rszą g en e ra c ją obrońców polityczny ch łączyły go s e r­ deczne w ęzły uprzejm ości koleżeńskiej. W chw ilach znużenia p racą c h w y ta ł tom poezji M ickiew icza lu b Słow ackiego i czytał, czytał, z n a j­ d u jąc w lek tu rze w ytch nien ie. S tą d w łaśn ie pochodziła owa doskonała znajom ość dzieł naszych w ielkich poetów rom antycznych, z k tó ry c h czer­ p ał c y ta ty do sw ych p rzem ó w ień obrończych.

W a c ł a w B r o k m a n in te reso w ał się rów nież zagadnieniam i z dziedziny p raw a cyw ilnego. P ra k ty k ę k a rn ą m iał bardzo pow ażną. W y­ stęp o w ał w dużych sp ra w ac h k arn y c h , w ym agających' n a k ła d u pracy i znajom ości p rzedm iotu. M iał d a r jasnego p rzed staw ian ia n a jb a rd zie j skom plikow anych sy tu acji, u m iał zagadnienie zaw iłe sprow adzić do p ro ­ stego m ianow nika. A rg u m en ty g rup o w ał b ardzo u m iejętnie, ta k aby n ie p rze słan ia ły głów nego z nich, lecz w zm acniały i p od k reślały jego n ie ­ o d p a rtą rację. T ym w łaśnie różnił się od K azim ierza Steirlinga. P osłu ­ giw ał się u m ie ję tn ie żyw ym słow em , u n ik ał je d n a k em ocjonalnych w z ru ­ szeń. P rz em a w iał do rozsądku, spokojnie, przekonyw ająco.

P a m ię ta m m.i. jego obronę w głośnym procesie toraci K ochanow i­ czów, oskarżonych o podpalen ie zakładu zastaw niczego w celach zysku. B ronił razem z L eonem Sw ieszew skim . Przem ów ienie, jak ie w ów czas w ygłosił, by ło w zorem doskonale p rzem y ślan ej i opracow anej p o d k aż­ dym w zględem obrony!

(4)

Nr 1 S Y L W E T K I W Y B . O B R O Ń C Ó W W A R S Z . W O K R E S IE M IĘ D Z Y W . 17

W młodości podobnie ja k S te rlin g przeszedł ciężkie chwile. Z po­ w odu denuncjacji jakiegoś p ro w o k ato ra został w ykluczony z grona adw okatów i dopiero w r. 1917 odzyskał z pow rotem p raw a obrońcy. O d tego czasu należał do czołowej g ru p y obrońców w arszaw skich.

G runto w nie w ykształcony p raw n ik , sum ien ny , zdolny obrońca — m iał zawsze dość czasu na p rzeczy tanie now ości z lite ra tu ry p ięk nej zarów no polskiej, ja k i obcej. W ielbiciel polskiego m alarstw a, g ro m a­ dził dzieła sztuki. M ieszkanie jego p rz y M azow ieckiej w yglądało jak m uzeum . Na ścianach w isiały obrazy n ajlep szy ch polskich m istrzów pędzla. Koleżeński, u p rzejm y , uczynny a p rzy ty m skrom ny, o pogod­ n y m rów nym usposobieniu — cieszył się dużym a u to ry te te m w śród kolegów. W ielokrotnie b y ł w y b ieran y do R ady A dw okackiej. Zginął trag icznie z rą k hitlerow ców , om al ipod sam koniec okupacji.

S t a n i s ł a w S z u r l e j pozostaw ił po sobie m iłe w spom nienie. D oskonałej prezencji, pogodnego usposobienia, dow cipny, u p rzejm y , ko­ leżeński — cieszył się dużym uznaniem kolegów i zasłużonym pow o­ dzeniem . W szeregi p a le s try w arszaw skiej w stąp ił w r. 1919 i w kró tce znalazł się w g ru p ie n ajw y b itn iejszy ch obrońców . D oskonały m ówca, um iał trzym ać w napięciu uw agę sali sądow ej, rozw ijając arg u m en ty o p a rte na sta ra n n ej analizie m ateriału dowodowego. Od czasu do czasu rzucał jak b y od niechcenia dow cip lu b c y ta t św ietn ie d o b ran y i od razu u w a ln ia ł słuchaczy od znużenia. W przem ów ieniu przechodził od

fo rte do piano, potem znów sięgał w yżyn n a stro ju , w zruszał i p row adził

a u d y to riu m śladem sw ych m yśli, dowodzeń, wniosków!

Przem ów ienia jego toczyły się w a rtk im stru m ieniem , potoczyście. W ygłaszał je łatwo, gładko, bez znużenia. Czasem sp raw iały w rażenie rec y tac ji św ietnie wygłoszonej, doskonale opracow anej pod każdym względem, ale już po chw ili jak iś c y ta t świeżo z zeznań św iadka w y ­ rw an y, jakiś fra g m en t bezpośrednio z przew odu sądow ego przytoczony zdaw ał się przeczyć pierw szem u w rażeniu i n akazy w ał w ierzyć w bezpo­ średniość tw orzyw a. I n a ty m polegała sztu k a w ym ow y S zurleja.

W głośnym , trw ają cy m dw a m iesiące procesie o rozruchy w K ra k o ­ wie w r. 1923 w y stąp ił w roli oskarżyciela w im ieniu poszkodow anych przeciw ko licznej obsadzie dobrych obrońców z K rakow a, W arszaw y i Zam ościa. O parł wówczas oskarżenie na dokładnej analizie faktów . Po przem ów ieniach obrońców poniósł go te m p e ra m en t bojow y i w ygłosił replikę. Nie wiem, czy ją p rzedtem opracow ał. W ątpię w to stanow czo. Replika stała znacznie wyżej pod w zględem fo rm y i treści od pierw szego przem ówienia.

(5)

W procesie w ięźniów brzeskich bronił sam W incentego W itosa. Z nie­ słabnącą energ ią rzu cał setk i p y ta ń św iadkom , obnażał perfid ię, zakła­ m anie i głupotę. Dochodziło na ty m tle do spięć z sądem i p ro k u ra to ­ rem G rabow skim , lecz S zu rlej trw a ł mocno n a sw ym bojow ym stano­ w isku. W ygłosił wówczas doskonałą obronę. W ydaw nictw a poświęcone procesow i w ięźniów brzeskich zaw ierają drobne zaledw ie frag m enty i nie d a ją pojęcia o istocie procesu, w alce obrońców i w arto ści ich przem ów ień.

Oto ja k dow cipnie, złośliw ie a zarazem dosadnie sch arak tery zo w ał Szurlej te rro r w dobie san acji: „ T e rro r — słowo straszne. A le strasz­ niejsze jeszcze w ykonanie. Bić — trz y litery . A le czy panow ie sędzio­ wie tem u słow u choć raz zajrzeli n ap raw d ę w oczy? Od te rro ru strasz­ niejsza je s t — dynam ika te rro ru . S traszne je s t to, że kiedy b iją d ru ­ giego, m ogą i pobić tego, k to się z tego cieszy. M oraczew ski, B u rd a — cieszyli się, że w ięźniów bito w jak im ś w ięzieniu, a jak ieś książątko pow iedziało: «Brześć, tak, ja boleję nad tym , ale to była dziejow a ko­ nieczność». J a k a dziejow a konieczność, p ytam , złączyła n a jednym poziom ie m o raln y m tego księcia z M oraczew skim i B u rd ą ? “

S zurlej — podobnie ja k Smiarowski, Szum ański i N iedzielski — w ystępow ał w sądach całej Polski. Z nały go i Lwów, i W ilno, K raków i Łuck, Poznań i L ublin, T o ru ń i B iałystok, K atow ice i M ław a. A propos M ławy! P rzed w ielu la ty toczył się w ty m m iasteczku proces o sfałszo­ w anie testa m e n tu obyw atela ziem skiego Jaroszyńskiego. S zu rlej w y stę ­ pow ał w roli pow oda cyw ilnego. M. E ttin g er, ja i dwóch kolegów , k tó ­ ry ch nazw isk nie pom nę, broniliśm y podsądnych. W ro li bieg łych z ja ­ w ili się p rofesorow ie U .J. W achholz i O lbrycht. R ozpraw a ciągnęła się przez kilka dni i sta ła się n iebyw ałą a tra k c ją nie ty lk o d la m ieszk ań ­ ców M ław y, ale i dla okolicznych ziem ian.

S zurlej dysponow ał, ja k już w spom niałem , doskonałą p o staw ą, w y ­ m ow ną m im iką, dobrą dykcją, św ietn ą m od ulacją głosu. P odobnie jak Sm iarow ski u m iał dla każdej spraw y , w k tó re j bronił, znaleźć odpo­ w iedni w yraz w sw ym przem ów ieniu. P osługiw ał się u m ie ję tn ie g e sty ­ k u lacją rąk , w iedział d o b rze o w skazaniach K w in ty lian a, że m ow a po­ zbaw iona gesty k u lacji je s t jak b y okaleczała, nieudolna.

S zu rlej porzucił W arszaw ę bezpośrednio po w yb u ch u w ojny we w rześn iu 1939 r. i osiadł później w L ondynie. Ma dom , h o d u je róże

.A dw okat i róże“ — Szaniaw ski Ci się kłania, Stasiu!

F r a n c i s z e k P a s c h a l s k i m ów sw oich nie rzeźbił, lecz do­ kładnie je w m yślach opracow yw ał, s ta ra ją c się n ade w szystko o p ię k n ą

(6)

N r 1 S Y L W E T K I W Y B . O B R O Ń C Ó W W A R S Z . W O K R E S IE M IĘ D Z Y W . 19

form ę. Z w olennik przenośni, m etafor, bogatej o rn am e n ty k i słow a — w p adał bardzo często w p atos. I w ów czas a rg u m e n ty ginęły, n iejako rozpływ ały się w bogactw ie słów i p rzep ych u fig u r reto ry czn ych, nie docierały z n ależy tą siłą do św iadom ości sędziów. N iem cy te n rodzaj w ysłow ienia nazy w ają S c h w u lst-u n d B om bast -Patos. P aschalski hołdow ał tem u rodzajow i krasom ów stw a, czuł się doskonale w w ypełnionej sali sądow ej, roztaczając przed słuchaczam i przep ych żywego słow a.

Czasem, ale dość rzadko, odstępow ał od s\.e g o zam iłow ania. W sp ra ­ w ie Eligiusza N iew iadom skiego, oskarżonego o zabójstw o p rez y d e n ta N arutow icza, w y stąpił w im ieniu rodziny zam ordow anego jak o powód cyw ilny. I wówczas — niew ątp liw ie pod w pływ em atm o sfery pan u jącej w sali sądow ej i grozy sam ej zbrodni — p rzem aw iał spokojnie, odrzucił patos i b a ro k w ysłow ienia i w y w a rł siln e w rażenie, osiągnął w ielki sukces.

Po zam achu m ajow ym w ycofał się w łaściw ie z sali sądow ej, coraz rzadziej zjaw iał się w roli obrońcy. B roniłem z nim w kilk u spraw ach, m.i. b roniliśm y adw okata Z y gm u n ta H ofm okla-O strow skiego w r. 1924, oskarżonego o usiłow ane zabójstw o św iadka na sali w czasie rozpraw y sądow ej.

Po w yb u chu w ojny w y jech ał za granicę. Z m a rł w kilka m iesięcy później w Nicei.

M a r i a n N i e d z i e l s k i , „kochaś“, jak go sta le n a zy w ał Szurlej. Istotnie, n a tu ra um iłow ała go, obdarow ała hojnie. D ała m u znakom itą prezencję, postaw ę, głow ę rzym skiego senato ra, bystre, in te lig e n tn e oczy, pogodę rozlała na tw arzy i w yposażyła w m etaliczny głos o głębokiej em isji. A nad to nie poskąpiła doskonałej pam ięci. Nie wiem, czy pisał sw oje obrony, w ątp ię w to, szkicow ał je w ogólniejszych zarysach. Zw rócony w stro n ę sędziów w ygłaszał przem ów ienie w zdaniach p o p raw ­ nie zbudow anych, w k tó re przelew ał rzeczowość a rg u m en tacji. Dość często sięgał do em ocjonalnych czynników i w tedy, sam poruszony, w y­ w oływ ał nastró j na sali. A głos jego b rzm iał w ów czas w spaniale.

A nalizu jąc m ate ria ł dowodowy, p oddaw ał go w nikliw ej k ry tyce, ujaw n iał sprzeczności, pow oływ ał się p rzy tym , bez zaglądania do za­ pisków, n a k a rty śledztw a (znane jego: ,.folio“ itd.), a często, w m iarę potrzeby, cytow ał całe zdania z pam ięci, bezbłędnie.

P a y e n pow iada: „D obra obrona m usi być zbudow ana w edle dokład­ nego p lan u , m usi posiadać siłę w rozw inięciu tem atu , odznaczać się popraw nością i w ybrednością stylu, m ów cę cechow ać m usi su b te ln a m odulacja głosu i czystość d y k c ji“.

(7)

P rzem ów ienia N iedzielskiego odpow iadały ty m w ym aganiom z m a­ łym tylko zastrzeżeniem co do subtelności m odulacji głosu. M iał potężną em isję głosu i nie zawsze m ógł czy chciał zapanow ać nad zby t donośną tonacją. P am iętam w iele jego przem ów ień, broniliśm y dość często razem . W procesie inż. Kozaka, oskarżonego o zabójstw o księcia gruzińskiego K uradzego, w ygłosił bardzo ciekaw e pod każdym w zględem przem ów ie­ nie. B roniliśm y wówczas razem podsądnego, k tó ry pod w pływ em n u r tu ­ jącej go zazdrości sięgnął po b ro ń i zabił. Rez tak się n a w e t złożyło, że pow ierzył m i sw oją w łasną obronę w p rzy k re j sp raw ie o zniesław ienie. P rzeciw n ikiem m oim w roli obrońcy b y ł wówczas m ój by ły „ k lie n t“, a d w o k at H ofm okl-O strow ski.

Z czasem w span iały głos w sk u tek potęgującej się a stm y tra c ił m eta ­ liczny dźwięk, em isja słabła, rw ała się. I tym należy tłum aczyć sobie gw ałtow ne n ieraz podnoszenie głosu lu b nagłe opuszczanie go do tonów niskich, a n a w e t szeptu. B ro n ił om al do o statn ich chw il sw ego życia. Z m a rł z końcem 1953 r.

Z nałem kolegów, k tó rz y naszkicow ane (w m yślach) przem ów ienia w ogólnych zarysach odkładali do o statniej chwili. O czywiście nie zaw sze m ożna nak reślić z góry obraz przem ów ienia, zgrupow ać a rg u m e n ty i od­ pow iednio je ustaw ić. Często przew ód sądow y daje odm ienne w yniki, k om p lik u je całe zagadnienie lu b obala zebran y w śledztw ie m ate ria ł. W tedy obrońca sta je niejako wobec now ego zagadnienia. T rzeba im p ro ­ wizować! A le tylk o do pew nego stopnia. O brońca m a zaw sze m ożność w podobnej sy tu acji, w chw ilach p rze rw y w rozpraw ie, sk u p ić m yśli, zanalizow ać m ateriał, rozw ażyć a rg u m e n ty i odpow iednio je u staw ić, kładąc nacisk na zakończenie przem ów ienia.

W podobnych sy tu a c jac h Smiarowski, uśm iech nięty , sp acero w ał w to w arzystw ie kolegów i nie słuchając ich opow iadań, obm yślał p rze ­ m ów ienie. Paschalsk i zaszyw ał się w odległym kącie i tam , nie w y jm u ­ jąc z u st papierosa, chodził nerw o w y m krokiem i m yślał; podobnie postępow ał N iedzielski. B erenson siedział na ław ie obrońców lu b w b u ­ fecie sądow ym , stu k a ł palcam i po stole i w p atrzo ny przed siebie, s n u ł p rzędzę przyszłych rozw ażań. S zum ański chodził zdenerw ow any i „ p ę ­ d ził“ każdego, kto się do niego zbliżył. S le rlin g nie w ychodził z sali, ro zk ład ał ak ta, czytał, notow ał, pogrążony w p apierzyskach.

Do czołowej g ru p y obrońców należał też S t a n i s ł a w R u n d o , aczkolw iek p ra k ty k ę m iał nieznaczną. W procesach politycznych w y s tę ­ po w ał rzadko. Cechow ały go pogoda um ysłu, uprzejm ość w obcowaniui z kolegam i, szczerość usposobienia. B ył dow cipnym , d o b ry m mówcą,,

(8)

Nr 1 S Y L W E T K I W Y B . O B R O Ń C Ó W W A R S Z . W O K R E S IE M IĘ D Z Y W . 21

p rzyw iązyw ał du żą w agę do p o praw nego sty lu . Do obron przygotow y­ w ał się zaw sze z d u ży m n ak ła d e m pracy . Z ginął w czasie okupacji z rą k hitlerow skich.

Z dolny p raw n ik A n t o n i L a n d a u m iał pogodne, rów ne usposo­ bienie, podobnie jak Rundo. W ob ro n ie zw racał dużą uw agę na zagadnie­ nia praw ne. Je śli tylko n asu n ęły m u się jakieś w ątpliw ości, sta ra ł się ]e w yjaśnić za pom ocą p ro stej w ykładni. Z ro zb rajający m uśm iechem na tw arzy przystępow ał do obalania pozornie n ieodpartych, pow ażnych za­ rzutó w oskarżenia. C zynił to jak b y z pew nym onieśm ieleniem . Spokojnie, su b te ln ie analizow ał zarzu ty, obnażał, ukazy w ał słabe strony, ob alał i w końcu z niejak im zdum ieniem p rezento w ał sądow i bezw artościow e strz ę p y oskarżenia. W procesach politycznych w ystępow ał dość często; był obrońcą w procesie w ięźniów brzeskich.

M i e c z y s ł a w R u d z i ń s k i często b ro n ił w tow arzystw ie D u ra - cza. B ył to pracow ity, su m ien ny obrońca. Podobnie ja k S terling, s ta ra ł się w yczerpać w obronie w szystkie a rg u m en ty . W procesie w ięźniów brzeskich przem aw iał około ośm iu godzin! A resztow any przez Niem ców , zginął w obozie w M authausen.

J e r z y B e r l a n d , zawsze w ytw ornie, elegancko u b ran y , zw racał baczną uw agę na swój zew nętrzn y w ygląd. P odobnie tra k to w a ł i oceniał sw oje w ystąpienia obrończe. Do sp raw y przygotow yw ał się z zapałem , wiódł z kolegam i d y sp u ty , stu d io w ał ak ta, orzecznictw o, g rom adził cy taty , a później s ta ra ł się cały bogaty m a te ria ł zam knąć w p ięk n y m pod w zględem form y przem ów ieniu. B ył bardzo w rażliw y na p u n k c ie oceny w łasnych przem ów ień. L ubił — ja k to m ów ią — podobać się. B ro­ niliśm y razem z nim P io tra Rokossowskiego, oskarżonego o zabicie żony w ystrzałem z rew o lw eru w k asynie g ry „N irw a n a “ w W arszaw ie. W I tom ie w ydaw nictw a pt. „M owy sąd o w e“ um ieszczono przem ów ienie Ber lan d a w tej w łaśnie spraw ie. Zginął w czasie okup acji z r ą k hitlerow ców .

Z y g m u n t G r a l i ń s k i , m łody adw okat, działacz społeczny i po­ lityczny, pełen energii, w y stąp ił po raz pierw szy w r. 1932 w w iększym procesie politycznym w ięźniów b rzeskich i zabły snął tam ta le n te m

i tem p eram en tem obrończym .

Z ginął tragicznie: uto n ął na A tla n ty k u n a o kręcie sto rp ed o w an y m przez niem iecką łódź podw odną.

J a n D ą b r o w s k i m iał w szelkie d an e in te le k tu a ln e po tem u, a b y b yć doskonałym obrońcą. W szechstronnie w ykształcony, p raw n ik, lite r a t.

(9)

filolog i historyk, in te re s o w a ł. się w ielu dyscyplinam i. N iestety, słab3 em isja głosu, zbyt w ątła s tru k tu ra fizyczna oraz choroba płuc u tru d n ia ły m u w ystąpien ia w w iększych procesach. W procesie w ięźniów brzeskich w ziął jed n ak udział, broniąc razem z L andauern A dam a Ciołkosza. Na p rośbę kolegów n apisał „Szopkę A dw okacką“, w k tórej sprezentow ał kolegów,’ od stro n y ich zalet i w ad w w ierszach pełnych h u m o ru i do­ w cipu i pogodnego uśm iechu. Koledzy, z k tó ry m i pozostaw ał w bliższych stosunkach, csnili go i darzyli zaufaniem . Zginął na P aw iaku, zam ordo­ w an y w b estialski sposób przez niem ieckich opraw ców.

J ó z e f W a s s e r b e r g e r , po k ilk u letn iej p rac y w p ro k u ra tu rz e w P io tik ow ie, a n astęp n ie w W arszaw ie, przeszedł do ad w ok atury. P o d cb n ie ja k D ąbrow ski, intereso w ał się nie tylko zagadnieniam i z dzie­ dziny praw a. Z nał dobrze kilka języków i tłum aczył p race obce; m.i. przełożył doskonałą rozpraw ę niem iecką o teatrze. W „M owach sądo­ w y c h “ w t. I um ieszczono jego oskarżycielskie przem ów ienie w spraw ie Rokossowskiego, którego razem z B erland em broniłem . P raco w ity, zdolny, sum ienny obrońca, pozostaw ił po sobie m iłe w spom nienia. W r. 1940 uzyskał zezw olenie n a w yjazd z k ra ju i osiadł w Szkocji, gdzie w k ilk a la t później zakończył życie.

S t e f a n U r b a n o w i c z i Z y g m u n t N a g ó r s k i nie z a j­ m ow ali się p ra k ty k ą k arn ą. Pierw szy in teresow ał się praw em , a d m in i­ stra c y jn y m , d ru g i — praw em cyw ilnym , któ re w yk ładał na U n iw e rsy te ­ cie W arszaw skim . Obaj w procesie w ięźniów brzeskich w zięli udział, i to w cale ważki. O brony wygłoszone przez nich stały pod w zględem treści i form y na w ysokim poziomie. — U rbanow icz w czasie okupacji zginął na P alm irach z rą k Niemców. N agórski w y jech ał we w rześniu 1939 r. za g ranicę, osiadł n a sta łe w USA i zajm u je się tam p ra k ty k ą adw okacką.

W okresie z górą dw udziestu la t śledziłem bacznie i z dużym z ain te­ reso w aniem działalność obrończą w szystkich ty ch kolegów, k tó ry m w spom nienia pośw ięcam . B roniłem często razem z nim i w różnych sp raw ach , nieraz staw aliśm y po przeciw nych stronach. K oledzy w alczyli z w ielkim n ak ład em pracy, tem p eram en tem , s ta ra li się przepro w adzić w łasną tezę, lecz w ogniu w alk nie dochodziło nigdy do osobistych n a ­ paści, w ym yślań, zadrażnień. K ró tk ie spięcia na tle różnicy poglądów n ale ż a ły do odosobnionych, rzadkich zjaw isk. K oledzy p a m ię ta li o w za­ je m n y m szacunku, godności zawodu, pow adze roli obrońcy i szacu n k u d la sądu. Z długoletniego obcow ania z kolegam i w yniosłem ja k n a jb a r ­ dziej podniosłe w rażenia i serdecznością przep ojo ne w spom nienia.

(10)

Nr 1 S Y L W E T K I W Y B . O B R O Ń C Ó W W A R S Z . W O K R E S IE M IĘ D Z Y W . 23

W okresie po zam achu m ajo w y m czołowi obrońcy w arszaw scy s ta ­ now ili zw artą, bojow ą g ru p ę ad w o k a tu ry . W alczyli z przem ocą i bez­ praw iem , staw ali w obronie p ra w a i godności obyw atela, torow ali drogę spraw iedliw ości i w w alce tej b y li n ap raw d ę niezm ordow ani! Eugeniusz Sm iarow ski, ciężko chory na serce, nie ro zstaw ał się z nitro gliceryn ą w czasie procesu w ięźniów brzesk ich i korzy stał z niej w toku procesu, a m im o to w alczył niezm ordow anie i bronił. Podobnie K azim ierz S te r­ ling, choć chory n a serce, nie opuszczał sali sądow ej. Tak sam o Ja n D ąbrow ski i J a n N ow odw orski. A przy ty m pam iętać należy, że adw o­ kaci w y stęp u jący w procesach polity czn y ch pracow ali bezinteresow nie Byli oni p rzedstaw icielam i w zniosłych i zaszczytnych w skazań, jakie pow inny ożywiać adw okaturę.

W ro k u 1937 A kadem ia L ite ra tu ry przy znała złoty w aw rzy n akade­ m icki za krasom ów stw o sądow e P asch ałsk iem u i Szurlejow i. W r. 1938 odznaczenie powyższe o trz y m ali B erenson, N iedzielski, M ieczysław E ttin g e r i ówczesny p ro k u ra to r K azim ierz R udnicki. O trzy m ałem i ja to odznaczenie. Sm iarow ski i S te rlin g zm arli n a k ilk a la t przed p o w sta­ niem A kadem ii L ite ra tu ry .

A teraz przenieśm y się n a chw ilę m y ś li do p ałacu B adenich na placu K rasińskich, siedziby S ąd u A pelacyjnego. Na pierw szym p iętrze w b u ­ fecie zastan iem y p raw ie w szy stk ich kolegów, o k tó ry ch tu piszę. P iją czarną kaw ę, palą p apierosy, gw arzą. P a d a ją dowcipy, rodzą się anegdoty, strz e la ją k alam b u ry , raz za razem zryw a się h u rag a n śm iechu

B u fet w Sądzie A p elacyjny m b y ł znaną kuźnią dowcipów i anegdot, które s tą d w ędrow ały po k u lu a ra c h sądow ych i docierały do adw oka­ tów, sędziów, p ro k u rato ró w . W „C zerw onym K u rierz e “ J a n D robniew - ski, m łody adw o kat (zginął w k a m p a n ii w rześniow ej), um ieścił zdjęcie licznej g ru p y kolegów w bufecie. S ta rsi siedzą p rz y stole, a pod ścianą i z boku sto ją m łodsi i p rzy słu c h u ją się rozm owom . B u fet b y ł zresztą nie ty lk o k uźnią dowcipów. T u toczyły się gorące deb aty n a tem at spraw , zagadnień p raw n ych , tu poddaw ano k ry ty c e obrony w ygłaszane przez kolegów , podnoszono zalety, p o dkreślano u sterk i, b łę d y i nie­ dociągnięcia.

O m al codziennym i gośćm i b y li tu Sm iarow ski, Szum ański, Berenson, J a n N ow odw orski, N iedzielski i S terlin g , D uracz, J a n D ąb ro w sk i i M ie­ czysław E ttin g er, S zu rlej, Jaro sz, R undo i B rokm an, Leon O kręt i G u staw Beylin. A czasem zag ląd ali też G ustaw B elm ont, adw okat, d zien n ik arz i poeta, oraz C ezary Je lle n ta , litera t, k ry ty k i adw okat B eylin n a p isa ł sztu kę te a tra ln ą p t. „K obieta toez przeszłości“. Poniew aż

(11)

m iał bardzo sk ąp ą p rak ty k ę , B erenson nazyw ał go „ad w o katem bez przyszłości“.

Z ja w iali się tu i koledzy cywiliści. S tan isław G oldstein, Rym owicz, b. w icem in ister spraw iedliw ości, członek kom isji kodyfik acy jn ej, dw aj b ratan k o w ie G oldsteina M ieczysław i N ikodem (obaj adwokaci), Ja n J a k u b P rzew orski, Czesław Białaszew icz, W acław M inkiewicz, Z ygm unt Sokołowski, B ronisław K oral, N atan Grodziński, Ignacy B aum berg.

Sędziow ie do b u fetu nie zachodzili, częściej n a to m ia st pokazyw ali się p ro k u ra to rz y : M ieczysław W óycicki, Sev’ery n W alfisz, K aro l Ł ep- kow ski. B yli to dośw iadczeni, in te lig e n tn i i k u ltu ra ln i ludzie, k tórych w spom inam z całą serdecznością.

D uże ożyw ienie w nosili O k ręt i Berenson. O k rę t d ług ie la ta spędził w P a ry ż u jako adw okat. D obry mówca, św ietne pióro literackie. P r a k ­ tykę m iał skro m ną. P isał spraw ozdania z rozp raw sądow ych, ogłosił d ru k iem dw a tom y. B yły to w łaściw ie im p resje z ro zpraw pisane z w iel­ kim k unsztem . K toś pow iedział, że sto ją one w yżej od n iejed n ej dobrej obrony. I m iał rację. M ówiono o O kręcie, że jego p rzy w a ry by ły raczej zaletam i, ta k ja k zalety w ydaw ać się m ogły przy w aram i.

G dy obok B erensona i O kręta usiadł S zurlej, N iedzielski lu b S te r­ ling, zaczynało być wesoło, te m p e ra tu ra n a stro ju rosła. W tej atm osferze zrodził się w łaśnie pom ysł stw orzenia szopki adw okackiej, czegoś w ro­ d zaju „Zielonego B alonika“. Z adania p o d jął się D ąbrow ski; nie pom nę, kto dostarczył k a ry k a tu r. W ątpię, by gdzieś zachow ał się choć jeden egzem plarz tej książki.

P a ła c B adenich w r. 1939 legł w gruzach, w szyscy koledzy z bardzo nielicznym i w y ją tk a m i odeszli na zawsze.

K iedyś w pogodne p o południe zatrzym ałem się u w ejścia na dziedzi­ niec pałacu Paca, daw nej siedziby S ądu O kręgow ego w W arszaw ie. S tałem w patrzo ny w ośw ietlony słońcem p u sty kam ienny chodnik, p ro ­ w adzący z gm achu na M iodową. N agle zaroiło się w m ej w yob raźn i od jak że dobrze mi znanych postaci kolegów, sędziów, p ro k u ra to ró w , k tórzy przez długie lata podążali tęd y do sądu. D okoła panow ała cisza, stałem pod przem ożnym w rażeniem w spom nień. N agle w p adły w nią słow a w ypow iedziane zmęczonym , m atow ym głosem :

— A kogo tu pan m ecenas szuka?

S p o jrzałem poza siebie. Za m ną s ta ł pochylony, o bladej, po oranej b ruzdam i tw arzy, w sp a rty n a lasce, dobrze m i znany b. sędzia sąd u ap elacyjnego R ybiński. U ścisnąłem serdecznie jego dłoń i odrzekłem :

— P a n ie sędzio, szukam tych, k tó rz y od nas bezpow rotnie odeszli...

(

koniec)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mamy bowiem: „aczkolwiek wiemy, że otoczenie wpływa na charakter człowieka...", a po tym „jednakże, czy to przez własne przekonanie, czy przez obcy wpływ człowiek

działalność uczelni mająca na celudziałalność uczelni mająca na celulepszelepsze usytuowanie się na rynku, usytuowanie się na rynku, usytuowanie się na rynku, usytuowanie się

Krążą pogłoski, że Spandawa, gd zie się znajduje większość uzbrojonych robotników, jest osaczona przez Reichswehr.. W Króiewcu postanowił w ydział socyalistyczny

tionis applicaturus 2<*° D o tegoż dom u correction is budynki drewniane pod lym zam kiem leżące i chałupy dwie in circum feren cia infra expressa zostające

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

Opiekuj się pan mym chłopcem, daj mu możność pójść w życiu naprzód, jeżeli rząd nie zechce tego uczynić... Zaremba przedstaw ia rozprawę

Kronika

szcza się we w nętrze rośliny, a następnie, do środka się dostawszy, powoli rośnie dalej 1 z zarażonego się posuwa miejsca, bakte- ry je, gdy zabrnąć zrazu do