• Nie Znaleziono Wyników

Azja nie istnieje

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Azja nie istnieje"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Tokimasa Sekiguchi

Azja nie istnieje

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (112), 48-75

2008

(2)

4

8

A zja nie istnieje

1

Część pierwsza

W pierwszej części tego w ykładu chce powiedzieć coś niezw ykle prostego. „Azja” jako taka nie istn ieje i n ie p o trzeb n y jest te rm in „A zja” jako k o h ere n tn a kategoria geograficzna m ająca swoje odpow iednie elem enty składowe w rzeczywistości. M oja arg u m en tacja też jest b ardzo prosta. Ju ż sam e fakty n ie pozw alają podtrzym ać pojęcia „A zja”, potw ierdzając tym sam ym zbyteczność jego używ ania. O perow a­ nie tym pojęciem pow oduje n ie u ch ro n n ie i, co gorsza, niezauw ażalnie w ypacze­ nie naszego w idzenia św iata, a ów w ypaczony obraz świata staje się w k ońcu przy­ czyną w ypaczenia samowiedzy, obrazu nas sam ych.

W św iadom ości każdego z nas istnieje b ardziej lu b m niej zniekształcony ob­ raz globusu. Jedna przyczyna tego zjaw iska leży w najp o p u larn iejszej m apie M er- katora, na której pow ierzchnie rejonów o większej szerokości geograficznej są wy­ olbrzym ione. P atrząc na m apę M erk ato ra, widzim y, że północne kraje niechcący dostają n iep ro p o rcjo n aln ie w iększe w zględem rzeczyw istości - że ta k pow iem - „m niem anie o sobie”. P onadto zazwyczaj używam y mapy, w której odległość w zdłuż kierunków w schód-zachód jest okropnie przedłużona. D ru g i jed n ak czynnik de­ form ujący nasz świat, o w iele pow ażniejszy i tru d n ie jsz y w sprostow aniu, E dw ard

Tekst wykładu O istnieniu i nieistnieniu A zji wygłoszonego w serii odczytów

w następujących miejscach: 5 czerwca 2006 r. w Sali Balowej Pałacu Tyszkiewiczów- -Potockich Uniwersytetu Warszawskiego; 7 czerwca 2006 r. w Głównej Sali Wydziału Filologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu; 8 czerwca 2006 r. w Auli Śniadeckich w C ollegium M aius Uniwersytetu im. Adama M ickiewicza w Poznaniu; 23 maja 2007 r., już pod tytułem pt. „Azja nie istnieje”

(3)

Said nazw ał „Im aginative G eography”, w polsk im p rzekładzie: „kreacyjna geo­ g rafia”2. N ie jestem pew ien, czy polskie tłu m aczen ie dobrze oddaje oryginalny sens tego słowa. W każdym razie będę m ów ił rów nież o tej im aginacyjnej geogra­ fii operującej te rm in a m i „A zja” i „azjatyckość”, jed n ak m oje stanow isko różni się cokolwiek od Saida. M uszę zresztą pow iedzieć, że w ykładałem na te n tem at, za­ n im jeszcze książka Saida stała się światow ym bestsellerem . Tyle że nie nap isałem żadnej książki w tej dziedzinie. To ogrom na różnica.

Z astanów m y się najp ierw n a d p odziałem pow ierzchni k u li ziem skiej. „K onty­ n e n t” - to dość klarow ny te rm in z p u n k tu w idzenia geom orfologii, jeśli pom inie się tu ta j spraw ę jego nom enklatury. W śród lu d z i w ykształconych chyba już nie b u d zi specjalnego p ro te stu stw ierdzenie, że m am y na Z iem i sześć kontynentów , czyli w ielkich zw artych lądów - A frykę, A m erykę P ołudniow ą, A m erykę Północ­ ną, A ntarktydę, A ustralię i E urazję. Polska encyklopedia PW N w haśle „konty­ n e n t” także podaje tak ą definicję. D laczego zatem ciągle słyszym y określenia typu „kontynent eu ropejski” w Polsce i „kontynent c h iń sk i” w Japonii? Co do tego ostat­ niego, czyli popularnej kliszy japońskiej, sądzę, że pokazuje ona dobitnie w yspiarski c h a rak te r naszego w idzenia C hin. Inaczej m ówiąc, w yraża ona nasz stosunek do lą d u - z jednej strony zdystansow any, z drugiej - zaw ierający dom ieszkę podziw u dla w ielkości zarów no te ry to ria ln e j, jak i cyw ilizacyjnej tego kraju. Jeśli więc ja­ kiś m ieszkaniec wysp b ry tyjskich powie na przykład: „N igdy nie postaw iłem nogi na k o ntynencie e u ro p e jsk im ”, uznałbym , że dobrze ro zu m iem jego psychikę. N a ­ tom iast odczuw am pew ne zażenow anie, gdy czytam ta k ie zdanie w p o dręczniku szkolnym : „E uropa jest k o n ty n e n tem gęsto z a lu d n io n y m ”3. W edle polskich p o d ­ ręczników do geografii E uropa jest ciągle k ontynentem , a naw et oddzielnym lądem . N iejasność potęguje się jeszcze b ard z iej, gdy p atrzym y na te rm in „część świa­ ta ” . E uropa i Azja m ają być dw iem a „częściam i św iata” tw orzącym i jeden k onty­ n en t. Tu już w yczuw am chęć E uropejczyków do odłączenia E u ro p y od „reszty św iata” za w szelką cenę, naw et kosztem logiki geografii fizycznej. A przecież defi­ nicja subkategorii „część św iata” jest ta k oczywista, jak definicja kateg o rii k o n ty ­ n en tu . Z jakiego pow odu m ają być tylko dwie „części św iata” w obrębie k o n ty n e n ­ tu zw anego E urazją, m im o że dysproporcja pow ierzchni A zji i E u ro p y jest ogrom ­ na? Czy nie m a więcej części świata? Co z ta k zw anym „sub k o n ty n en tem ind y j­ skim ”? Etym ologicznie bardziej przekonujący, jako te rm in geomorfologiczny, wyraz „su b k o n ty n en t” otrzym ał dwa znaczenia w polskim słow niku: a) m asyw lą d u w iel­ kich rozm iarów, m niejszy jed n ak niż k o n ty n en t, na przy k ład G renlandia; b) roz­ legła, w yodrębniająca się część właściwego k o n ty n e n tu , na przy k ład Półwysep In ­ dyjski. Czyż E uropa nie jest w łaśnie su b k o n ty n e n te m w edług d efinicji „b”? Je d ­

2 E.W. Said Orientalizm, przeł. M. Wyrwas-Wiśniewska, Zysk i S-ka, Poznań 2005,

s. 90.

3 Por.: F. P lit Geografia krajów świata. Podręcznik dla szkoły podstawowej, wyd. IV, WSiP,

Warszawa 1996, s. 31, 38; M. Czekańska, H. Radlicz-Rühlowa Geografia. Klasa V,

(4)

5

0

nak z p u n k tu w idzenia te k to n ik i płyt, p raw dopodobnie tru d n o nazw ać E uropę su bkontynentem , podczas gdy P łyta A rabska i Płyta Indyjska m ogą być słusznie nazw ane su bkontynentam i. W zw iązku z powyższym E uropie zostaje tylko m iano „półwysep”, które wylansował daw no te m u H an s M agnus E nzensberger w dziele

Ach Europa!4.

„Półwysep e u ro p e jsk i” ... Jestem przekonany, że tu w Polsce, zwłaszcza na u li­ cy, ludzie nie chcieliby takiego m iana zaakceptow ać. W Ja p o n ii także. Tylko na chw ilę słowa te zm uszają nas do k o n fro n tacji z faktam i, na p rzykład gdy czytam y w książce ta k i passus:

W gruncie rzeczy, Półwysep Europejski nie jest wcale „kontynentem ”: nie stanowi od­ rębnej nazwy lądu. Jego powierzchnia wynosi mniej więcej 10 m ilionów kilometrów kwa­ dratowych, a więc ma obszar m niejszy niż jedna czwarta Azji. [...] W spółcześni geogra­ fowie klasyfikują go podobnie jak Indie - jako subkontynent Euroazji: przylądek dawne­ go kontynentu, zachodni wyrostek A zji.5

Ale tekst te n m usiał zostać n ap isan y przez N o rm an a D aviesa - taka prow okacja czy profanacja ujdzie tylko w ielkiem u uczonem u. Po tym k ró tk im m om encie oświe­ cenia spow odow anym le k tu rą , p rę d k o je d n a k w racam y do konw encjonalnego, w ygodnego języka, w k tó ry m „półwysep e u ro p e jsk i” m oże funkcjonow ać jedynie jako żarcik. Po tym „kuble zim nej w ody” na głowę czytelnika profesor D avies p rzy stęp u je jednak do p o d k reślan ia w yjątkowego c h a ra k te ru w arunków n a tu ra l­ nych Europy. Jest to szczególnie ciekaw e w k ontekście m ojego w ykładu, bow iem okazuje się, że te sam e, wyjątkowe w edług N o rm an a D aviesa, cechy, to znaczy m .in. um iarkow any k lim at i różnorodność cech geograficznych zach o d n ich wy­ brzeży E u razji, m ożna znaleźć rów nież na w schodnich k rań c ach k o n ty n e n tu . Je d ­ nak do tego p ara lelizm u D alekiego W schodu i D alekiego Z achodu powrócę póź­ niej. W każdym razie, jeśli już chcem y dzielić te n olbrzym i lą d zw any E u ra zją na m niejsze części, to z p u n k tu w idzenia geografii fizycznej tych części pow inno być na pew no więcej.

S próbujm y te ra z odpow iedzieć na py tan ie, jakież to w aru n k i n a tu ra ln e m ogą dyktować konieczność ujęcia tych w ielu rejonów świata w jednej k ategorii - „Azja” . U kształtow anie ziem i poziom e i pionow e, budow a geologiczna, stosunki w odne, klim at, flora, fauna - nic z tych rzeczy nie w skazuje na jednolitość czy spójność pojęcia geograficznego „A zja” . W polsk im p o d ręc zn ik u do geografii czytamy:

Azja to największa, a zarazem najludniejsza część świata. Przypada na nią trzecia część powierzchni lądów nie pokrytych lodem, w Azji mieszka połowa ludności świata. Przed­ stawiona jest jako kontynent kontrastów: najwyższe góry i najgłębsze depresje świata,

w s z y s t k i e t y p y k l i m a t ó w o d p o l a r n e g o (pu styn ie lodowe) p o

4 H.M. Enzensberger Ach, Europa! Wahrnehmungen aus sieben Ländern. M it einem Epilog

aus dem Jahre 2006, Suhrkampf, Frankfurt am M ain 1987.

(5)

r ó w n i k o w y wybitnie wilgotny (lasy równikowe), obszary o najwyższych opadach na kuli ziemskiej i rozlegle pustynie, tereny o glebach bardzo żyznych i o jałowych, naj­ większe skupiska ludzkie na kuli ziemskiej i obszary bezludne.6

N o w łaśnie - „Wszystkie typy k lim ató w ” ! To znaczy, rzecz jasna, że n ie m a k lim a­ tu azjatyckiego. N ie m a także azjatyckiego k rajo b raz u czy czegoś takiego jak azja­ tycki świat zw ierzęcy lub roślinny. N a innej stronie tego sam ego podręcznika zn a j­ dujem y jed n ak zdanie sprzeczne z wyżej cytow aną definicją: „Za o drębnym tra k ­ tow aniem [Azji i Europy] przem aw iają jed n ak zarówno specyficzne cechy środo­ wiska przyrodniczego, jak też odrębne tradycje historyczne i k u ltu ro w e”7. Jeżeli tak, to trzeba by odrębnie traktow ać co najm n iej kilka, a m oże naw et tu z in części w obrębie tego k o n ty n e n tu . Przecież chyba n ik t nie powie, że archipelag japoński i subk o n ty n en t arabski m ają te sam e specyficzne cechy środow iska p rzyrodnicze­ go oraz te sam e tradycje historyczne i kulturow e.

In n y w spółczesny polski p o d ręczn ik do geografii tłum aczy dzieciom inaczej, m ianow icie:

W zwartej Azji duża odległość od wybrzeży wywiera wpływ na dostępność komunikacyj­ ną, kontynentalizm klimatu i pustynność oraz bezodpływowość. Azja stwarzała więc o w ie­ le trudniejsze warunki do życia i gospodarki człowieka niż silnie rozczłonkowana, łatwo dostępna Europa. Dlatego rozwój historyczno-kulturowy kształtował się odm iennie w oby­ dwu częściach świata. Przyjmując więc h i s t o r y c z n o - k u l t u r o w e k r y t e ­ r i a p o d z i a ł u , m ożemy mówić o d w u c z ę ś c i a c h ś w i a t a - E u r o ­ p i e i A z j i . 8

A utorzy p odręcznika p ró b u ją uzasadnić odrębne trak to w an ie E u ropy na p o d sta­ wie jednego faktu: „silnego rozczłonkow ania”, przeciw staw iając go „zw artości A zji”. W te n sposób pow staje pojęcie A zji m aksym alnie zawężone: do części p ustynno- -w yżynnej, ta k zwanej A zji Środkowej. W edług tej te o rii jeden z najsiln iej roz­ członkow anych krajów św iata - Jap o n ia - pow inna należeć do Europy, a n ie do A z ji... N iezro zu m iały p o n ie k ąd wywód, użyty w tym tekście, pokazuje, jakim ab­ solutnym aksjom atem , n ienaruszalnym założeniem jest podział k o n ty n en tu na dwie niew spółm ierne części. Z daje się, że au to ro m p odręcznika n igdy nie przyszłoby do głowy, aby zrewidować to założenie i podzielić tę um ow nie jed n o litą kategorię A zji na rzecz m niejszych, a b ardziej realn y ch jednostek klasyfikacyjnych. D o tej pory m ów iłem o polskich p o dręcznikach, jed n ak nie tylko w Polsce przy jm u je się

a priori pojęcie „A zja” - i do tego jednego w orka, przy b ra k u term in ó w zastęp ­

czych, na siłę wpycha się rozm aite rzeczy. I u nas sytuacja jest po d tym w zględem podobna. D laczego jest tak? W łaśnie na to p y tan ie b ędziem y szukać odpowiedzi.

6 F. P lit Geografia krajów świata, s. 132, podkr. moje - T.S.

7 Tamże, s. 31.

8 B. Golec, M. Nowak, E. Przesmycka Geografia 7. Europa i A zja , wyd. X, WSiP,

(6)

5

2

Ludność

Co m ożna pow iedzieć o lu d n o śc i Azji? E n cy k lo p ed ia ta k o p isu je te n p ro ­ blem : „Azję za m ieszk u je lu d n o ść rasy e u ro p e id aln e j (pd.-zach o d n ia A zja), m on- goloidalnej (środk., w sch. i p d.-w schodnia Azja) i au stro id a ln e j (pd. In d ie i Sri L a n k a )” . W edług p o d ręc zn ik a F lo ria n a P lita , m ieszkańcy A zji to przew ażnie albo rasa b ia ła (eu ro p e id a ln a ), albo żółta (m o n g o lo id a ln a)9. Z tego w ynika, że nie m ożna zdefiniow ać A zji z p u n k tu w id zen ia ta k zwanej rasy lu d n o ści. Być m oże je d n ak na sk o jarzen ie z tym po jęciem n a d a l zd a ln ie wpływa k lasyfikacja K arola L in n e u sza , k tó ry w 1756 ro k u w yróżnił rasy lu d z k ie w zależności od zajm ow a­ nych kontynentów : Homo europaeus, Homo asiaticus, Homo afer, Homo americanus. Przy okazji w arto zw rócić uw agę na fak t, że w Polsce ciągle i n a d e r żywa jest owa osiem nastow ieczna trad y c ja kategoryzacji lu d z i „ ra sa m i”, stw orzonej przez L in ­ n eu sza , a n a s tę p n ie k o n ty n u o w a n e j p rz e z Jo h a n n a F rie d ric h a B lu m e n b a c h a i G eorges’a C uviera. W ro k u 1812 C u v ier p o d zielił g a tu n e k lu d z k i na trzy w iel­ kie rasy (odm iany): b ia łą, żółtą i czarną. Ten w łaśnie zasad n iczy d y sk u rs o d z i­ wo u trzy m ał się w Polsce do dziś, czego d o b itn y m p rzy k ła d em są opisy w pod- rę c z n ik a c h 10.

W tym jed n ak m iejscu odkryw am y ciekaw szą rzecz, a m ianow icie zbieganie się pojęć: Azja i m ongolskość. W zw iązku z m ariażem słów Azja i M ongoł, tru d n o m i się oprzeć pokusie, żeby przytoczyć tu ta j pew ien ustęp z w ykładu H egla o P er­ sji: „Podczas gdy C hińczycy i H in d u si, dwa w ielkie n aro d y A zji Tylnej, o których m ów iliśm y wyżej, należą do r a s y a z j a t y c k i e j w ś c i s ł y m t e g o s ł o w a z n a c z e n i u , m i a n o w i c i e r a s y m o n g o l s k i e j , i posia­ dają w zw iązku z tym ch a rak te r zu p ełn ie swoisty, różny od naszego, to n aro d y Azji P rzedniej należą do p n ia kaukaskiego, tzn. europejskiego” 11. Proszę bardzo! M istrz d ialektyki u p rzejm ie n am uściśla, że p rzy m io tn ik „azjatycki” równa się z „m on­ golskim ”. Jeżeli rasa m ongolska m a stanow ić trzo n Azjatów, to siłą rzeczy są oni groźnym i najeźdźcam i, posłańcam i z piekła, czyli T artaru . W d o d atk u w edle H e­ gla naw et H in d u si m ają należeć do rasy m ongolskiej, czyli żółtego au to ram en tu . Państwo pew nie m yślą: „Co za g alim atias!”, ale w łaśnie w tym cała rzecz. Azja to nic innego jak galimafrée w staro fran cu sk im lub staroprow ansalskim , czyli po p o l­ sku po p ro stu „bigos” . W A zji m oże być w szystko i w szystko m oże być azjatyckie zależnie od z a m ia ru lub lenistw a tego, kto używa tych słów. W tej w łaśnie „bigoso- w atości” jawi się istota tego pojęcia. W szystkie g atu n k i m ięsa m ożna w rzucić do jednego kotła, a bigos będzie tym sm aczniejszy, im więcej będzie w n im owych

9 F. Plit Geografia krajów świata, s. 26-27.

10 Tamże: „Na podstawie cech zewnętrznych, które znalazły później potwierdzenie

w odm iennych właściwościach krwi, wyodrębniono rasy (odmiany) ludzkie: białą (europeidalną), czarną (negroidalną) i żółtą (m ongoloidalną)”.

11 G.W.F. H egel Wykłady z filozofii dziejów, t. I, przeł. J. Grabowski, A. Landman,

(7)

różności. A rabow ie, Ż ydzi, H in d u si, Turcy, Chińczycy, Persow ie, M ongołow ie, Koreańczycy, M alajow ie, no i R osjanie. Kogo jeszcze w tym kotle nie mamy?

Języki

Czy języki używ ane w ta k zwanej A zji w yznaczają jej granice? N ie. Jeśli spo­ śród trzech tysięcy języków św iata tysiącem języków m ów ią ta k zw ani A zjaci, czy nie chciałoby się pow iedzieć, że ich języków jest nieco za dużo? Tutaj o w iele sen- sow niejsza staje się klasyfikacja językoznaw cza. Tak znakom icie już u d o k u m e n ­ towane w ew nętrzne pokrew ieństw o języków rodziny indoeuropejskiej zm usza wręcz do dzielenia naszego k o n ty n e n tu w sposób in n y niż A zja-E uropa. D la m n ie na p rzykład zup ełn ie inny, egzotyczny świat, „Świat Z ac h o d n i”, zaczyna się w łaśnie w In d iach . N ie chodzi m i tylko o te n p rasta ry język i fizjognom ię ludzką, ale ta k ­ że o całą lite ra tu rę i filozofię w edyjską czy sanskrycką z ich logiką i spekulatyw - nym m yśleniem . Fascynuje m nie na przy k ład fakt, że polskie słowo „w iedza” jest spokrew nione z sanskryckim w yrazem „weda”. Z adziw iająca jest dla m n ie rów­ nież bliskość każdego języka słow iańskiego do innych języków należących do tej samej grupy. Jest śm ieszne, że ak u ra t to m oje w yznanie b rzm i identycznie ze z d a­ n iem H egla „Indie są p u n k te m wyjścia dla całego świata zachodniego”, ale w iem y aż za dobrze, że się owym językoznaw czym odkryciem , tj. znalezieniem w spólne­ go korzenia języków indoeuropejskich, H egel nie m ógł się ucieszyć, bow iem In d ie były zbyt b ie rn ą cyw ilizacją, n ie m ą i słabą, jak na kolebkę Europy, poza tym „In ­ die nie dokonyw ały żadnych podbojów na zew nątrz, przeciw nie, sam e p ad ały ofia­ rą podbojów ”.

Jeśli chodzi o język japoński, jest on do tego stopnia osierocony, że nie ro zu ­ m iem y an i słowa z tego, co m ów ią sąsiedzi, czyli K oreańczycy i Chińczycy. O d­ m ienność kulturow a dzieląca te sąsiadujące n arody jest wbrew pozorom duża i istot­ na - i to nie tylko p o d w zględem języków. C zesław M iłosz zauważył: „«C hińczyk czyli Japończyk», jak m aw iał niegdyś lu d warszaw ski. N ie tylko zresztą w Polsce w iedza o tam tej części Azji długo była sk ro m n a” i ocenił tę „n ieum iejętność roz­ ró żnienia pom iędzy dw om a m ało do siebie podobnym i k ra ja m i” jako „kom icz­ n ą ” 12. C hodziło M iłoszow i o różnicę w ta k zwanej m en taln o ści i stylu tw orzenia. Ja także ośw iadczam , że odrębność każdej z tych trzech k u ltu r - chiń sk iej, kore­ ańskiej i japońskiej - jest o wiele większa, pom im o zew nętrznego podobieństw a obyw ateli tych krajów, n iż to się w ydaje z perspektyw y obecnie obow iązującej geo­ grafii im aginacyjnej.

H en ry K issinger m iał w ielkie p roblem y w negocjow aniu z Japończykam i i wy­ znał, że było m u b ardzo tru d n o wejść z n im i „na te sam e fale”: „to get on to the sam e w avelength” . N ato m iast, w brew n a tu ra ln y m oczekiw aniom oraz m im o róż­ nicy ideologii politycznej i zasad ekonom ii, K issinger odkrył, że zaskakująco ła ­ two m ożna sobie radzić z C hińczykam i: „su rp risin g ly easy to deal w ith th e m ” .

(8)

54

C ytując tę w ypow iedź K issingera, G regory C lark, dyplom ata, profesor politologii o d łu g o le tn im dośw iadczeniu, osiadły w Ja p o n ii, pisze, że do tej samej k onkluzji doszedł we w łasnych dośw iadczeniach. D la C lark e’a to p rzede w szystkim zasadni- czość i racjo n alizm postaw y C hińczyków przybliża ich do niego jako A ustralijczy­ ka urodzonego w A nglii, wychow anego w m y ślen iu europejskim . N aw et tw ierdzi on, że C hińczycy są po d tym w zględem b ardziej „zach o d n i” n iż ta k zw ani „ludzie z ach o d n i”13. Ja rów nież podzielam to zdanie. Będąc całkow icie św iadom ryzyka tego ty p u generalizacji, m ogę pow iedzieć, że b rak u je nam , Japończykom , „kręgo­ słu p a”, pryncypialności, a tym sam ym fu n d am e n talizm u w zachow aniach politycz­ nych i religijnych. Tworzym y k u ltu rę am ebow ą. A m eba jest istotą b ardzo p ry m i­ tyw ną, ale za to niezw ykle żyw otną i elastyczną.

K uch nie

Górę książek nap isan o na tem at różnicy m iędzy k u ltu rą ch iń sk ą a japońską. N ie trzeba jed n ak naw et ich czytać, żeby sobie tę różnicę uzm ysłowić: n a jp ro st­ szym k u te m u sposobem jest pójście do resta u racji chińskiej i japońskiej. „N ie ma tak odległej k u ch n i od chiń sk iej, niż ta w łaśnie k u ch n ia, która praw ie nie używa tłuszczu, która pozwala na podaw anie w stanie czystym tego, co się uzyskuje z przy­ rody, i któ ra zostaw ia w yborowi i inicjatyw ie jedzącego, co z czym zjeść, razem czy osobno” - pow iedział C laude L év i-S trau ss14. W łaśnie. N ie m a ta k od m ien ­ nych k u c h n i w swoich założeniach. Jeżeli m am y naw et w iele w spólnego, raczej dotyczy to wyższej sfery k ultury, „tekstów ”, jak gdyby tylko „nadbudow y” kultury. N atom iast na poziom ie bazy kulturow ej, zwłaszcza antropologicznej, która objawia się w yraziście na przy k ład w ku ch n i, dostrzegam y często m iędzy n am i przepaść.

W chińskiej k u ch n i w sensie dosłow nym podziw iam y sztukę gotow ania. M ate­ riał zostaje przerobiony, przetw orzony i p rzechodzi p ełn ą m etam orfozę po d dzia­ ła n iem ognia oraz m nóstw a olejów i przypraw . N ato m iast ideałem w k u ch n i ja­ pońskiej jest móc zjeść cokolw iek w stanie surowym . W niej sztuka polega przede w szystkim na tym , żeby znaleźć właściw y gatu n ek surow ca, pokroić we właściwy sposób, podać go do stołu we właściw ym m om encie - wszystko po to, aby móc go zjeść na surowo. (Mówię to oczywiście z lekką p rzesadą. Proszę nie m yśleć, że jem y na przy k ład niegotow any ryż). Jeżeli k u ch a rz znajdzie dobry m a teria ł, k tó ­ rego nie trzeba „gotować”, to już jego sukces. M łody, surow y p ęd b am b u sa m ożna smakować zaledw ie przez kilka d n i sezonu i to tylko w w ybranych m iejscach. Czy ktoś z Państw a n ie zechciałby spróbow ać praw ie przeźroczystych filecików z k a r­ pia, cien iu tk o pokrojonych i tylko p łu k a n y ch w zim nej w odzie z lodem przez 20 m in u t, ale oczywiście surowych? M ogę zaproponow ać takie coś P aństw u z pełną gw arancją zadow olenia podnieb ien ia. Ale w tym celu trzeba by pojechać do Ja p o ­

13 G. Clark Understanding the Japanese, Tokio 1983, s. 70-71.

14 C. Lévi-Strauss Znaczenie studiów japonologicznych , „N ichifutsu Bunka” Tokio 1981

(9)

n ii... Z ielen in a lądowa, łopiany, rzepy i inne k o rzenne warzyw a, glony, krew etki, ośm iornice, kalm ary, jeże m orskie - a m oże trzeba by je nazywać ładniej: fru tti di

mare? - jeśli w ybrać o d p ow iedni g atu n ek , porę i form ę p rzy rzą d zan ia, n ie m al

w szystko jest jadalne na surowo. Tego nie ro zum ieją Chińczycy. W zasadzie u n i­ kają surow izny. Za to suszą dosłow nie wszystko: grzyby, bam busy, ryby, m ięsa, jarzyny. N a przy k ład im p o rtu ją od nas uchowce (Haliotis - uszy m orskie) czy też p rzegrzebki (Pecten; F ra n cu z i m ają ła dniejszą nazwę od polskiej: „la coquille Sa­ in t-Ja cq u e s”, czyli „m ałża św. Ja k u b a ”, bo też p rze p ad ają za nią) za w ysokie ceny i w dużej ilości, żeby je wysuszyć. Tym czasem m y w olim y jeść te m orskie p rzy­ sm aki przede w szystkim na surowo. Chińczycy jednak wydobywają w spaniały skon­ densow any sm ak z tych wyrobów, tyle że suszonych. Poza tym suszenie dodaje nowego w aloru nie tylko smakowego, ale także odżywczego. C hińska k uchnia dawno stała się k u ch n ią uniw ersalną m .in. dzięki swej m obilności. U m iejętn ie suszone m a teria ły w szędzie odzyskują stan quasi-pierw otny m etodą m oczenia w wodzie. K uchnię japońską, wręcz przeciw nie, realizuje się tylko w ograniczonym czasie i m iejscu. Będąc poza krajem , n ig d y naw et nie m arzę o p o traw ach japońskich. S ushi bar? W ykluczone! Chyba że k u ch arz w szystkie m a teria ły sprow adzi C on­ cordem z Japonii. Ale C oncorde już nie lata.

N ie tylko zresztą k u ch n ia, lecz także wiele innych elem entów naszej k u ltu ry ze w zględu na zasięg ich m ożliw ego zastosow ania m a ograniczony charakter. N a przy k ład shintoizm . To an im istyczno-m itologiczno-literackie w ierzenie n ie zn aj­ dzie swego m iejsca poza archipelagiem japońskim , bo w jego ram ach ubóstw ia się k o n k retn ą , lokalną górę, jakieś k o n k retn e, m iejscow e drzewo, k o n k retn ą postać albo m itologiczną albo historyczną. W szystkie one tracą swoje siły, jeżeli zostaną w yjęte z tej k onkretnej przyrody, w yrwane z własnej ziem i. Taki lokalny, nieprze- n o śny ch a rak te r sh in to izm u - w yznania bąd ź co b ąd ź m ającego sta tu su religii państw owej w okresie m ilita ry z m u , tj. od lat siedem dziesiątych X IX w ieku do lat trzydziestych XX w ieku - d o b itn ie uw idocznił kolonializm , k tó ry zaczęła wów­ czas praktykow ać Japonia, naślad u jąc potęgi europejskie, jako p iln y uczeń D a r­ w ina i S pencera. K olonializm bez relig ii u niw ersalnej, tj. przew oźnej - to było przedsięw zięcie z góry skazane na przegraną, z czego m ało kto zdaw ał sobie sprawę.

W racając do k o n tra stu z C h in am i - w łaściw ie g odzinam i o n im m oglibyśm y rozpraw iać. Trzeba przy tym p am iętać, że jest często rzeczą bezsensow ną mówić o k u ltu rz e chińskiej w liczbie pojedynczej, bow iem pod nazw ą „C hiny” kryje się olbrzym i obszar, na któ ry m się spokojnie m ieściłyby dwie U nie E u ro p e jsk ie15. Podobnie nie zdajem y sobie często spraw y z w ew nętrznego zróżnicow ania cyw ili­ zacji chińskiej, zw łaszcza pod w zględem etnograficznym 16. Pom im o to w arto zw ró­

15 Terytorium Chińskiej Republiki Ludowej ma powierzchnię 9 602 716 km2,

podczas gdy Unia Europejska ma tylko 3 976 372 km2.

16 Por. W. Eberhar: „Zupełnie podobnie jak z pojęciem kultury «europejskiej», pojęcie

«chińskiej» kultury jest tylko jedną «ideą»” (Die Lokalkuturen in Alten China, teil I,

(10)

56

cić uwagę na odm ienność dzielącą dwa kraje - C h in y i Japonię, bo w świecie ciągle pan u je fałszywe u tożsam ianie lu b naiw ne m ieszanie ich kultur.

G regory C lark w idzi głęboką różnicę także m iędzy K oreańczykam i i Ja p o ń ­ czykam i. Pisze, że m im o zbliżonych w arunków n atu ra ln y ch obu krajów „pod wzglę­ dem c h a ra k te ru narodow ego K oreańczycy różnią się bardzo od Japończyków ” 17, a ową odm ienność w idać znowu najlepiej w dziedzinach polityki, religii - no i k u ch ­ ni. Rzeczywiście, zastanaw iający jest na przy k ład fakt, że podczas gdy w R e p u b li­ ce K orei praw ie jedna czw arta lud n o ści w yznaje chrześcijaństw o i to jak najgorli- w iej, to w Ja p o n ii m am y zaledw ie 8 p ro m ili chrześcijan. Jest to wyjątkowo m ały pro cen t naw et w skali światow ej, a w tej liczbie m ieszczą się przecież zarów no katolicy czy pro testan ci, jak i Świadkowie Jehowy. Pom im o swojej długiej obec­ ności, sięgającej aż 1549 roku, kiedy jezuita F ranciszek Ksawery, nie kto inny, ale P atron M isji K atolickich, w ylądow ał w Ja p o n ii i zaczął działalność m isjonarską, pom im o superlatyw ów w ygłaszanych przez później uznanego za świętego o tym narodzie jako najw iększej nadziei, ch ry stian iz m się u nas nie przeyjął.

E nergiczna działalność m isjo n arzy p ro testan c k ich zarów no w okresie m o d e r­ nizacji, tj. epoce n astępującej po R estau racji M eiji (1868 r.), jak i w czasach po II w ojnie światowej, gdy była szczególnie m ocno w spierana przez S tany Z jednoczo­ ne, też nie przyniosła oczekiw anych wyników. Przez cały te n czas liczba ja p o ń ­ skich chrześcijan praw ie n igdy nie przekroczyła pro g u jednego p rocenta. W rze­ czyw istości zachodzi - w ydaje się - odw rócony proces, czyli dyskretne asym ilowa- nie się m isjo n arzy chrześcijań sk ich z cyw ilizacją japońską.

W łaśnie - r e l i g i e. Czy za pom ocą religioznaw stw a p o trafim y definiować pojęcia „Azji i azjatyckości”? W cale nie. P atrząc znow u z pozycji przeciętnego Ja­ pończyka, nie m a dla niego ta k dalekich św iatopoglądowo religii jak islam czy h in d u iz m . N aw et b u d d y zm w w ydaniu, że się ta k wyrażę, in n y m niż japońskie, w ydaje n am się obcy, d aleki i egzotyczny - zwłaszcza od strony zew nętrznej, este­ tycznej. Przede w szystkim , czyż to nie w łaśnie w A zji, w środow isku sem ickim , na tle surow ego k lim a tu pusty n n eg o , n aro d z iły się trzy w ielkie pokrew ne ze sobą religie objaw ione, tj. judaizm , chrześcijaństw o i islam? Tak sam o jak z klim atam i, okazuje się, że w kategorii zwanej Azją m ieszczą się praw ie w szystkie religie o świa­ tow ym zasięgu. N ie m a więc czegoś takiego jak „azjatycka relig ia” . N aw et M ax W eber nie om ówił kw estii owych trzech m onoteistyczno-teocentrycznych w yznań palesty ń sk ich z p u n k tu w idzenia tej kategorii.

Ogólny charakter azjatyckiej religijności - w ta k obiecująco zatytułow anym roz­

dziale E tyki gospodarczej religii światowych W eber usiłował wskazać na elem ent w spól­ ny dla „azjatyckiej relig ijn o śc i”, ale m u się n ie udało. Pisał: „P om ijając n ieliczne w yjątki, azjatyckie soteriologie form ułow ały ta k ie obietnice, które dotyczyły jedy­ nie osób prow adzących wzorowy, co zwykle znaczyło: m onarstyczny, żywot, i ta ­ kie, któ re dotyczyły św ieckich wyznawców. N iem al w szystkie bez w yjątku

(11)

logie i n d y j s k i e g o p o c h o d z e n i a u k az u ją w łaśnie te n ty p ” 18. N a przy­ k ła d w stw ie rd z en iu tym W eber p rze m ilc za ł d o k try n ę zbaw ienia budd y jsk ieg o odłam u Jodo Shin-shu, pow stałego na początku X III w ieku w Ja p o n ii jako ru ch reform atorski, klasyfikując go do tych „nielicznych w yjątków ” . O becnie p o n ad 13 m ilionów lu d zi uznaje swoją p rzynależność do szkoły Shin-shu, a ona, m ając w tym k ra ju 20 tysięcy św iątyń „p a rafialn y ch ”, stanow i jedną z najw iększych g ru p b u d ­ dystów japońskich. Czy ta k i fakt m ożna potraktow ać jako „w yjątek”? Z resztą to sam W eber przyrów nyw ał n au k ę S h in ran a (1173-1262), założyciela tejże szkoły, do europejskiego p ro testan ty z m u , bow iem jego n au k a „odrzucała święte uczynki i głosiła, że w yłączne znaczenie m a pełne w iary oddanie się B uddzie A m idzie”19. D odam jeszcze od siebie, że b u d d y zm Jodo Shin-shu odrzucił także obrzędowość, celibat i in n e aspekty religii, które zajm ow ały ce n traln e nieraz m iejsca we wcze­ śniejszym budd y zm ie sprow adzonym z k o ntynentu.

N ato m iast w d ru g im członie powyższego zdania W eber zdradza swoją skłon­ ność p atrz en ia na „religie A zji” przez pryzm at lepszej znajom ości i bodajże sym ­ p a tii do religii indyjskich. N ieco dalej pisze: „ A z j a , a t o z n a c z y z n ó w : I n d i e , stan o w i typow y o b szar in te le k tu a ln y c h zm ag a ń je d y n ie i w yłącznie o «św iatopogląd» we w łaściw ym tego słowa znaczeniu: o «sens» życia w św iecie”. Albo:

w ostatecznym rozrachunku wspólne wszystkim [azjatyckim] filozofiom i soteriologiom założenie, że wiedza - czy to wiedza literacka, czy mistyczna gnoza - w ostateczności stanowi jedyną absolutną drogę do najwyższego zbawienia w tym i tamtym świecie. [...] Owa wiedza, do której dążyło azjatyckie m yślenie i która z natury swego własnego sensu nieuchronnie i z reguły też faktycznie ma charakter gnozy, uchodziła, dla wszelkiej a u - t e n t y c z n i e a z j a t y c k i e j , a t o z n a c z y : i n d y j s k i e j , soteriologii za jedyną do najwyższego zbawienia, jednocześnie zaś za jedyną do należytego działania.20

W tym uogólniającym tw ierd zen iu znow u spostrzegam y arb itra ln e zaw ężenie pojęcia A zji do In d ii. Jak H egel ograniczył „właściwych” A zjatów do rasy m ongol­ skiej, ta k W eber „właściwą” azjatyckość chciał w idzieć w In d iach . Podobnie jak europejskość sprow adził głów nie do m yśli p rotestanckiej. C zynił ta k w każdym socjologiczno-religioznaw czym stu d iu m , uznając za swój p u n k t wyjścia przy zn a­ nie najwyższego etap u rozw oju ludzkości protestantyzm ow i, k tó ry osiągnął etykę „w ew nątrzśw iatow ą” . Sam fakt, że z rozw ażań n a d „azjatycką relig ijn o ścią” W e­ b er w ykluczył w szystkie takie religie geograficznie azjatyckie, jak: perska, żydow­ ska, w czesnochrześcijańska, islam ska, itd., uw ażam za typow y p rzykład m etody przypisyw ania dowolnej treści te m u niby-geograficznem u term inow i „A zja”.

18 M. Weber E tyka gospodarcza religii światowych, t. II: Hinduizm i buddyzm,

przeł. G. Sowinski, Nom os, Kraków 2000, s. 223, podkr. moje - T.S.

19 Tamże, s. 271.

20 Tamże, s. 323-324, podkreślenia kursywą - M.W., wyróżnienie za pomocą

(12)

58

Z an im jed n ak opuścim y te re n geografii, chciałbym się zatrzym ać przy n ie ­ zwykle ciekaw ym i w ażnym m om encie, kiedy to została ona porw ana przez pisan ą z dużej litery H istorię.

Georg W ilh elm F rie d ric h H egel w ykładał filozofię dziejów w la tac h 1822-1831 na b ardzo jeszcze wówczas m łodym uniw ersytecie b erliń sk im . Podobno studenci byli b ardzo pracow ici i łaknący wiedzy. „W żadnym in n y m uniw ersytecie nie p a ­ nuje taka pilność, [...] ta k ie p rag n ie n ie w iedzy” - notow ał w spółcześnie Ludw ig F euerbach (1824)21. Także w spółczesny H eglow i K arol R osenkranz świadczył, że w ykłady cieszyły się tak w ielkim pow odzeniem , jak w ykłady K anta z geografii!! U częszczanie na w ykłady H egla stało się m odą w całych P rusach i nie tylko. R o­ senkranz p isał, że pielgrzym ow ali do B erlina „studenci ze w szystkich części N ie ­ m iec, ze w szystkich krajów Europy, zwłaszcza Polacy [...], siadali u jego stóp [...] i w słuchiw ali się w m agiczne słowa m is trz a ”22.

Jesteśm y w stanie sobie wyobrazić, jak ciekawie opisyw any był k rajobraz E giptu u stam i filozofa, k tó ry an i raz u nie opuścił m iasta K rólewca. N a pew no jego n ie ­ w ielkie n iebieskie oczy n ab ierały intensyw nego, niezw ykłego błysku jasnow idza. H egel w szakże podróżow ał nieco więcej niż K ant, bo znał różne rejony N iem iec i był w Szw ajcarii, H o lan d ii, C zechach i P a r y ż u . ale na tym koniec. N ie w idział ani P ersji ani In d ii, aczkolwiek p o trafił ta k czarująco wykładać:

D latego Europejczykowi, który przybywa z Persji do Indii, rzuca się w oczy olbrzymi kontrast: w Persji czuje się jeszcze swojsko, spotyka się z europejskim sposobem m yśle­ nia, z ludzkim i cnotami i ludzkim i nam iętnościam i, gdy jednak, przekroczy Indus, na­ trafia na najjaskrawsze sprzeczności, przejawiające się we wszystkich właściwościach tego kraju. [...] W Persji natomiast wschodzi po raz pierwszy światło, które świeci i coś ośw ie­ tla, gdyż dopiero światło Zoroastra należy do świata świadomości, do ducha pojętego jako stosunek do czegoś, co jest inne niż duch.

W państwie perskim w idzim y czystą, wzniosłą jednię jako substancję, która pozosta­ wia swobodę temu, co w niej szczegółowe; jako światło, które tylko ujawnia, czym są ciała dla siebie; jako jednię, która panuje nad jednostkami tylko po to, aby im dać im ­ puls do zdobycia siły dla siebie, aby rozwinąć ich odrębność i nadać tej odrębności zna­ czenie.23

Czy nie pięknie? Jest to znak o m ity przy k ład tego, za pom ocą jakiej retoryki kreu je się „Im aginative G eography” . Słuchaczy w ykładów m usiała uderzyć, obok m ile zaskakującej, jak na autora Fenomenologii ducha, przystępności form y i treści, doskonale w spółbrzm iąca z m etaforą światło - ciem ność obrazowość narracji. W ten sposób giną n am w m ro k u C h in y i In d ie, k tóre „trw ają w b ie rn y m b ez ru ch u i p ę­ dzą po dziś dzień swój natu raln y , w egetatyw ny żywot”24.

21 Cyt. za: T. Kroński Hegel i jego filozofia dziejów, w: G.W.F. Hegel

Wykłady z filozofii dziejów, s. XVIII.

22 K. Rosenkranz Georg Wilhelm Friedrich Hegel’s Leben, t. 3, Berlin 1844.

23 G.W.F. H egel Wykłady z filozofii dziejów, s. 263-264.

(13)

W dziedzinie antro p o lo g ii kulturow ej, znając rew olucyjne na tym polu osiąg­ nięcia B ronisław a M alinow skiego, łatw o n am skrytykow ać Jam esa G eorge’a Fra- zera za postaw ę ta k zwanej antropologii „gabinetow ej”25. M ógłbym więc zarzucić i Heglowi zm yślanie, opow iadanie o Persji i Indiach, jakby znał je z autopsji. Z nacz­ nie jed n ak pow ażniejszy, a w sk u tk a ch w ręcz fataln y uczynek H egla polega na tym , że p rzeorganizow ał geografię gru n to w n ie, p o d k ła d ają c p o d n ią „H isto rię pow szechną”, razem z jej „zasadą rozw oju”. R ozdział zatytułow any Podłoże geo­

graficzne dziejów powszechnych we w stępie do Wykładów z filozofii dziejów posiada

po d tym w zględem k ard y n a ln e znaczenie, którego w agę tru d n o przecenić, jeśli wiemy, jaki m iał wpływ na późniejsze pokolenia nie tylko Europejczyków , lecz także lu d z i spoza Europy.

H egel pisał:

D zieje powszechne przesuwają się ze wschodu na zachód; Europa jest niewątpliwie ich końcem, Azja ich początkiem. [...] W schód w iedział i wie jedynie to, że wolny jest tylko j e d e n człowiek, świat grecki i rzymski, że wolni są n i e k t ó r z y , a świat germański wie, że w olni są w s z y s c y.26

N aw et teraz, w X X I w ieku, gdy się przyw ołuje te słynne stw ierdzenia filozofa ze S tu ttg a rtu , wciąż odczuw am y ich nieb ag ateln ą siłę retoryczną. O dległość p rze­ strzenna zostaje tu u m ie ję tn ie złączona z odległością czasową, przez nią p o d p arta i uspraw iedliw iona, tw orząc idealn ą perspektyw ę, która m iała służyć w zm acnia­ n iu teo rii wyższości czasów now ożytnych n a d starożytnością, czyli E uropy - i to koniecznie germ ańskiej - n a d resztą św iata, a także b u d o w an iu ideologii m isji cyw ilizatorskiej - któ rą niekiedy m ożna by nazwać k olonizatorską - oraz potw ier­ d zan iu w iary w postęp. P onadto w ykłady heglowskie m u siały dobrze odpow iadać asp iracji ów czesnych N iem ców i P rusaków dążących do zjednoczenia N iem iec, u tw orzenia silnego, now oczesnego i centralistycznego państw a, o jak im w łaśnie filozof m arzył.

H egel m ów ił o p o dboju Indii: „Anglicy, albo ściślej mówiąc K om pania W schod- nio-Indyjska, jest dziś p an e m tego k ra ju [Indii]; ta k i bow iem jest n ie u ch ro n n y los państw azjatyckich, że m uszą się dostać pod w ładzę Europejczyków . Także i C h i­ ny będ ą m u siały ulec kiedyś te m u losow i”27. A o w ojnie G reków z Persam i:

W ten sposób Grecja uwolniła się od niebezpieczeństwa, które groziło jej zagładą. Sta­ czano w dziejach bez wątpienia większe bitwy, o tych zmaganiach jednak pamięć żyć będzie w iecznie nie tylko w historii narodów, ale także w nauce, w sztuce, i w ogóle we wszystkim , co szlachetne i etyczne. Są to bowiem zwycięstwa o dziejowej doniosłości; ocaliły one kulturę i władztwo ducha pozbawiając zupełnie mocy z a s a d ę a z j a ­ t y c k ą.28

25 „Armchair anthropology”.

26 G.W.F. H egel Wykłady z filozofii dziejów, s. 155, podkr. - G.H.

27 Tamże, s. 216-217.

(14)

0

9

W n ak re ślan iu geografii im aginacyjnej retoryka heglow ska w p ełn i korzysta z w łasnej p rze słan k i zakładającej jedność h isto rii pow szechnej, czyli Weltgeschich­

te. Ta z kolei przesłan k a jest logiczną poch o d n ą aksjom atu istn ien ia i działania

jednego ducha światowego, czyli Weltgeist. Takiej h istoriozofii n ie w aham się n a ­ zwać religią, a przy n ajm n iej p ara re lig ijn y m system em filozoficznym . System te n w yklucza m ożliwość m ów ienia o h isto ria ch w liczbie m nogiej, opow iadania h isto ­ rii danej k u ltu ry czy n a ro d u jego rodzim ym językiem , słowem - neguje w ielości histo rii. W szystkie h isto rie zostają sprow adzone do jednej H isto rii rozw ijającej się wciąż w jednym k ie ru n k u . A bstrahując naw et od jej germ anocentryzm u, trz e ­ ba zdawać sobie spraw ę, że w szystkie fakty niew ygodne dla dogm atu są albo nie uw zględniane, albo celowo przem ilczane. S ym ultaniczne realizow anie się w ielu h isto rii w różnych k ie ru n k a c h - na tak ą wizję nie m a m iejsca w heglowskiej filo­ zofii.

Z apew ne jeszcze i dziś w ielu lu d zio m ta k ie teleologiczne, ew olucjonistyczne, m onocentryczne m yśli heglowskie są bliskie, ba, naw et oczywiste - m ają one w koń­ cu w iele w spólnych cech z d o k try n am i ju deochrześcijańskim i, o p artym i na poję­ ciu jednego czasu prosto lin ijn eg o i nieodw racalnego. N ato m iast dla m nie osobi­ ście tego ro d zaju historycyzm jest ko m p letn ie obcy, egzotyczny. „N ędza history- cyzm u” to za m ało pow iedziane, taka historiozofia b u d z i we m nie niepokój, a wręcz napaw a lękiem .

W o d ró żn ien iu od m onocentrycznego historycyzm u H egla, dużo bliższe jest m i relatyw istyczne, p lu ra listy c z n e p o jm ow anie h is to rii oraz k u ltu r u Jo h a n n a G ottfrieda von H erdera. P ragnął on bow iem odczytywać znaki im m an en tn e w p rzy­ rodzie, przeżyw ać m iste riu m „żywych sił organicznych” w N atu rz e, dotykać ich, nie burząc. P ragnął w niknąć w każdy „k lim a t” danej kultury, nie zabijając jej ży­ cia, nie odbierając jej sam oistnej w artości, drogą w czuw ania się - Einfühlen, in te r­ pretow ania - Auslegen, i tłu m aczen ia - Dolmetschen. D oceniam H erderow ski p ro ­ jekt budow ania „klim atologii” obejm ującej całokształt lu d zk ich d ziałań jako dzieło w zajem nych oddziaływ ań danego n aro d u i jego środowiska naturalnego. Jeżeli stoję po stronie H erderow skiego w idzenia św iata w edług p rzestrzennego p o rzą d k u k o ­ egzystencji ró żnorodnych k u ltu r, a odrzucam H eglow ski p ro g ram szeregow ania w szystkiego i w szystkich w edle czasowej „zasady rozw oju”, to dlatego, że pierw ­ szy sprzyja pokojow i, a d ru g i albo uspraw iedliw ia podboje, w ojny i rew olucje, albo wręcz do n ic h n akłania.

D opiero gdy w yzwolim y się z jarzm a historycyzm u, m ożliw a stanie się antro- pogeografia czy też klim atologia H erderow ska, w której m ożem y zastąpić lite ra c ­ ki podział k o n ty n e n tu na Azję i E uropę, nie m ówiąc już o absu rd aln ej dychotom ii dzielącej cały św iat na W schód i Z achód, bard ziej rea ln ą typologią kręgów cy­ w ilizacji.

Jap o ń sk i filozof T etsuro W atsuji (1889-1960) w swojej głośnej p racy Fudo -

refleksje antropologiczne (1935) w ysunął tezę p o d ziału E u ra zji na trzy strefy typ o lo ­

giczne, m ianow icie na m onsunow ą, p u sty n n ą i łąkową. P rzym ioty w ielkich cywi­ lizacji indyjskiej, chiń sk iej, śródziem nom orskiej, arabskiej, europejskiej itd., są

(15)

przypisyw ane tym kategoriom oraz subkategoriom i za ich pom ocą in te rp re to w a­ ne. Tu już nie m a m iejsca na te rm in „A zja” . C zuję w tym m iejscu pokusę, żeby omówić szerzej m yśli filozofa, od czego jednak się pow strzym uję p rzede wszyst­ kim z rac ji b ra k u polskich przekładów jego dzieł. Są p rzekłady k siążki Fudo, o ile m i w iadom o, na niem iecki, angielski i hiszpański, a częściowy też francuski. T ekst jest tru d n y i nie chcę ryzykować własnego tłum aczenia. Tytułow y wyraz japoński

fudo nie jest przekładalny, dlatego naw et w n iem ieck im w ydaniu zostaw iono to

słowo w ty tu le 29. Fudo to rozbudow ane i udoskonalone przez W a tsu ji’ego H erde- rowskie pojęcie Klima.

Także japoński etnolog Tadao U m esao (1920- ) w ydał w 1957 ro k u zbiór ese­ jów pt. Wprowadzenie do ekologiczno-historycznej teorii cywilizacji, w którym u n ie ­ w ażnił pojęcie Azji i d u alizm W schód-Z achód. Jednocześnie próbow ał w ytłum a­ czyć, dlaczego w obu k rań c ach - zach o d n im i w schodnim - k o n ty n e n tu w ystępują liczne p aralelizm y zarówno w h isto rii, jak i w zjaw iskach z innych dziedzin. Książ­ ka została przełożona w całości lu b we frag m en tach na francuski, w łoski, n iem iec­ ki, ch iń sk i i an g ielsk i30.

Istn ie je już sporo prac, zarów no naukow ych, jak i populary zato rsk ich , które dowodzą nieużyteczności term inów „A zja” i „azjatyckość”, nie tylko w geografii, lecz we w szystkich d ziedzinach naszego życia. Jed n ak an i trochę nie zm ieniła się nasza o p arta na tej ubogiej term in o lo g ii geografia im aginacyjna, nie ustaje nasz naw yk operow ania nią. N aw et ludzie n au k i, którzy p o trafią być wzorcowo p e d a n ­ tyczni w swojej pracy, trac ą tę sk ru p u latn o ść i zaczynają stereotypow o g eneralizo­ wać zwłaszcza wtedy, gdy są w podróży albo m ają do czynienia z lu d źm i czy p ro ­ d u k ta m i postrzeganym i jako „obce” lu b zjaw iskam i tran sk u ltu ro w y m i. Kiedyś, parę lat tem u, słuchałem audycji k u ltu ra ln ej w polskim rad iu . R ecenzenci p re ­ zentow ali w niej nowe książki, k om entując je i dyskutując dość sw obodnie. A ku­ ra t om aw iano k tórąś powieść H a ru k i M urakam iego, oczywiście na podstaw ie p rze­ k ła d u polskiego. M oże to była N a południe od granicy, na zachód od słońca. Wówczas w Polsce M u rak a m i jeszcze nie był ta k popularny, jak teraz. U słyszałem w tedy takie zdanie recenzentki: „A jed n ak to pow ieść (czy lite ra tu ra ) azjatycka” . Słu­ chałem dalej, lecz do końca nie objaśniła, na czym polega ta azjatyckość. Z resztą wydawało się, że in n i recenzenci też nie bard zo w iedzieli, o co jej chodzi. Jest to typow e użycie tego przy m io tn ik a. „R zuca się” go, ale nie zaw iera on żadnej ko n ­ k retnej treści. W p rzy p a d k u lite ra tu ry M u rakam iego częste są refleksje na tem at jej „am erykańskości” i am erykanizm u. Już w iele prac n ap isan o w tej m a terii, łącz­

29 T. Watsuji Fudo. Wind und Erde. Der Zusammenhang von K lim a und Kultur,

W issenschaftliche Buchgesellschaft, Darmstadt 1992, Primus Verlag, Darmstadt 1997.

30 Na przykład T. Umesao A n Ecological View o f History. Japanese Civilization in the

World Context, ed. by H. Befu, transl. by B. Cary, Trans Pacific, M elbourne 2003. Por. Notatka M. M elanowicza Umesao Tadao: „Japonia nie jest A z ją ”, „Japonica”

(16)

62

nie z te k sta m i sam ego pisarza. Ale azjatyckość? Czy p rzy p ad k iem p a n i recenzent- ka nie próbow ała pow iedzieć tylko tego, że to Japończyk jest au to re m książki? Albo też, co nie jest w ykluczone, że b rała nową jakość pisarstw a M urakam iego za „azjatyckość”, bow iem było to coś n ieznanego lub obcego dla niej. G dyby tak i dom ysł był trafny, to znaczy, że przydaw ka „azjatycki” nie m a substancjalnego desygnatu, tylko w skazuje w łaśnie jego brak.

W języku w spółczesnych Japończyków słowo „A zja” fu n k cjo n u je na tych sa­ m ych praw ie zasadach, co gdzie indziej - a przy n ajm n iej w Polsce. I w Ja p o n ii cechuje to słowo podobna arb itraln o ść, chw iejność, ogólnikow ość, nieokreśloność (zupełnie in n ą h isto rią jest to, jak go używano w okresie k o lonializm u, tj. od k o ń ­ ca X IX w ieku do końca II w ojny światowej). Choć k raje arabskie są najczęściej usuw ane ze św iadom ości w ypow iadającego to słowo, specjalnie go nie dziwi liczna ich rep rezen tacja na przy k ład w sportow ych zaw odach A sian Gam es. Prawie n ik t nie kw estionuje p otrzeby te rm in u Azji. Z tym jednak, że do tej A zji często sama Jap o n ia nie jest w liczona. K iedy się m ów i „A zja”, to m a się na m yśli „resztę k ra ­ jów” . A więc m ożna się w ybrać w podróż „do” Azji, a w resta u racji pod szyldem „A sian C u isin e ” w Tokio na pew no nie serw ują p otraw japońskich, raczej trzeba oczekiwać ta m k u ch n i w ietnam skiej, tajskiej, indonezyjskiej, czyli k u ch n i rejo­ nów południow ych, k tóre są dla nas egzotyczne, do niedaw na całkiem n ieznane, podczas gdy k u ch n ie chińska i indyjska były p o p u la rn e już p rze d w ojną.

N iem n iej jed n ak isto tn a różnica leży w tym , że ja pońskie odpow iedniki do słów „A zja”, „azjatycki”, „A zjata” nie są tak ujem n ie nacechow ane, jak w języku polskim . A propos nacechow ania tych słów zw róciłem się do kolegi A m erykanina, M arka P etersena, profesora od k u ltu ry am erykańskiej, z p ytaniem , jak m ożna tłu ­ maczyć różnicę m iędzy Asiatic i Asian, ponieważ od dawna m nie to nurtow ało i przy­ puszczałem , że Asian jest n eu tra ln e, a Asiatic nacechow ane. M iałem rację. P eter­ sen odpisał: „W A m eryce Asiatic jest zwykle uw ażane za ep itet obrażający, gdy się odnosi do osoby, zwłaszcza wtedy, gdy jest rzeczow nikiem oznaczającym «osobę pochodzącą z Azji»” - i dodał w łasną opinię:

Przede wszystkim nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek osobiście użył słowa Asia­ tic. [...] W każdym razie, skoro obszar zajmowany przez tak zwaną Azję jest tak olbrzymi i obejmuje tak ogromną różnorodność narodów, kultur itd., to obydwa term iny są używa­ ne w sposób zasadniczo bezsensowny - na przykład „an Asian country” czy „music with Asiatic feel”. To znaczy, że jako „wyznaczniki kategorii” takie przymiotniki nie są w sta­ nie określać rzeczowników, do których się odnoszą, w sposób bardziej sensowny, aniżeli na przykład robi to przym iotnik „oriental” w związku wyrazów „oriental food”.

Część druga

W drugiej części m ojego te k stu chciałbym krótko przypom nieć h isto rię po ję­ cia Azji, co pozw oli n am uśw iadom ić sobie, jak długą tradycję posiada to „nace- chow yw anie” czy w ręcz p rze p aja n ie tego słowa specyficzną chim erycznością. Ro­ bię to także, aby się przekonać o tym , jak m ocno i głęboko zakorzeniona jest Azja

(17)

w naszych językach, a tym sam ym , jak gruntow ne jest jej istn ien ie w n a s s a ­ m y c h . N ie sądzę więc, żeby w bliskiej przyszłości słowo to znikło.

Prac m onograficznych na tem at h isto rii pojęcia A zji jest niew iele. W ystarczy jed n ak sięgnąć po te tra k tu ją c e o h isto rii pojęcia Europy, a ich jest m u ltu m . Sło­ wo A zja - czyli tam , gdzie w schodzi słońce, i słowo E uropa - czyli tam , gdzie słoń­ ce zachodzi, w te k sta ch w ystępowały praw ie zawsze nierozłącznie, o dkąd tylko za­ częły być używ ane. Pojęcie A zja n ie istnieje bez pojęcia Europy, a także nie byłoby E u ro p y bez pojęcia Azji.

G dy zatem G recy i Persowie jako państw a zaczynają rywalizować, te n fakt n a ­ tych m iast rz u tu je na nazw y rejonów. H erodot pisze więc już na pierw szych stro ­ n ac h Dziejów:

Aż dotąd więc były tylko wzajemne uprowadzenia, teraz jednak H ellenowie w wysokim stopniu zawinili: oni bowiem wprzód wyprawili się na Azję niż Azjaci na Europę. Zda­ niem Persów, porywać niewiasty jest czynem ludzi niesprawiedliwych, ale z powodu por­ wanych zawzięcie uprawiać dzieło zem sty mogą tylko nierozumni; rozsądni ludzie zgoła nie troszczą się o porwanie kobiety: boć przecie to jasne, że gdyby same nie chciały, nie zostałyby uprowadzone. Oni więc, Azjaci - powiadają Persowie - z porywania niewiast nic sobie nie robili. H ellenowie zaś z powodu lacedemońskiej kobiety zebrali wielkie wojsko, a potem przybyli do Azji i obalili potęgę Priama. Od tego czasu Persowie zawsze m yśleli, że to, co helleńskie, jest im wrogie. Persowie bowiem Azję i zamieszkujące ludy barbarzyńskie uważają za swoje, Europę zaś i żywioł helleński za coś odrębnego.31

O d takiego sposobu traktow ania nazw geograficznych do ich perso n ifik acji i do tw orzenia za ich pom ocą m eto n im ii, całkiem już niedaleko.

W praw dzie nie od początku istn iała w yłącznie dychotom ia A zja -E u ro p a, ale ich relacja była zawsze n ap ięta naw et w stosu n k ach w ielostronnych. N a p rzykład A rystoteles (384-322 p.n.e.) w Polityce ta k ch arak tery zu je lu d y zam ieszkujące we­ d ług niego trzy rejony, tj. G recję, E uropę i Azję:

Ludy bowiem mieszkające w zim nych krajach i w Europie są wprawdzie pełne ducha wojennego, ale wykazują pewien brak bystrości i zdolności do sztuk, dlatego też utrzy­ mują łatwiej swą wolność; nie um ieją jednak tworzyć organizacji państwowych i nie potrafią panować nad sąsiadami. Przeciwnie, ludy azjatyckie są wprawdzie bystre i po­ siadają zdolności twórcze, ale brak im odwagi, toteż żyją stale w zależności i niewoli. Natom iast naród grecki, jak co do położenia w środku się znajduje, tak i dodatnie cechy jednych i drugich posiada, bo jest i odważny, i twórczy. D latego trwale utrzymuje swą wolność i ma najlepsze urządzenia państwowe, a byłby w stanie panować nad w szystki­ mi narodami, gdyby się w jedno państwo zespolił. (Polityka, księga VII, rozdział 6)32

W iem y dobrze, że p óźniejsi E uropejczycy będą się ogłaszać spadkobiercam i i k o n ty n u a to ram i cywilizacji greckiej. Tym sam ym z owego tró jk ąta zrobi się prosty schem at o dw óch b ie g u n ac h , a w szystkie u jem n e cechy p rzypisze się je d n em u

31 Herodot Dzieje, t. 1, przeł. S. Hammer, Czytelnik, Warszawa 1959, s. 22-23.

32 Arystoteles Polityka, przeł. L. Piotrowicz, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa

(18)

6

4

z nich, czyli „ludom azjatyckim ” . O bok Dziejów H erodota teksty A rystotelesa sta­ now iły przez wiele w ieków jedno z najw ażniejszych źródeł, z któ ry ch czerpano „w iadom ości”, za pom ocą których tw orzono słowa „A zja” i „A zjaci”. N a p rzykład w te n sposób:

[Obok niego] jest jednak inna postać jedynowładztwa [monarchii], jaką przedstawiają królestwa ludów barbarzyńskich. W szystkie one mają władzę podobną do tyranii, ale opartą na prawie i tradycji. Ponieważ barbarzyńcy są z natury swojej więcej n i e w o l ­ n i c z e g o u s p o s o b i e n i a niż Grecy, a znów m ieszkańcy Azji więcej od Europej­ czyków, więc z n o s z ą w ł a d z ę d e s p o t y c z n ą , nie objawiając wcale niezado­ wolenia. Z jakiego zatem powodu mają te królestwa charakter tyranii, wykazują jednak t r w a ł o ś ć , p o n i e w a ż o p a r t e s ą n a t r a d y c j i i p r a w i e . (Polity­ ka, księga III, rozdział 9)33

W łoski h istoryk F ederico C habod (1901-1960) wnioskował: „Jest to pew ne, że w ciągu V i IV w ieku p.n.e. n arodziła się świadom ość E u ropy jako przeciw staw na A zji (lub W schodowi). I ta św iadom ość, zrazu jako defensywna, z czasem zostaje rozdbudow ana i n ab iera ch a ra k te ru ofensyw nego”34. Oczywiście, ówczesna Azja to m ały obszar. N aw et za czasów perskiego króla C yrusa W ielkiego, który „zapa­ now ał n a d całą A zją”, była ona 8 albo 9 razy m niejsza niż obecna. Pom im o takiej skali in flacji tego pojęcia, przypisane m u przez greckich autorów przym ioty, takie jak: niew olnictw o, despotyzm , barbarzyńskość będ ą przekazyw ane z pokolenia na pokolenie i reprodukow ane w tek stach w p ostaci w zasadzie niezm ienionej. A po drodze przez tych dw adzieścia kilka wieków członkostw o św iata azjatyckiego b ędą otrzym ywać M ongołow ie, Turcy, H in d u si, R osjanie, C hińczycy i na koniec - Ja ­ pończycy. W szyscy zostali przyjęci do tej w spólnoty nie z własnej woli. N ik t się nie zgłaszał. Tylko pewnego dn ia stali się A zjatam i.

W cesarstw ie rzym skim dyskurs przeciw staw iający E uropę n ie-E u ro p ie w yda­ je się nieco zaćm iony z pow odu upow szechnienia się nowego k ry teriu m podziału świata na „rzym ski” i „b arb arzy ń sk i” . Ów podział, jak w iadom o, będzie u trzym y­ wał swoją ważność przez całe średniow iecze aż po renesans. D odatkow o zaś p o ja­ wi się jeszcze in n y autorytet, k tó rem u hołdow anie także będzie w ażnym m ie rn i­ kiem przynależności do wspólnoty, a ta w spólnota często pokrywać się będzie z p o ­ jęciem geograficznym i stworzy nową granicę dzielącą świat na: „c h rześcijański” i „ p o g a ń sk i” . P óźniej schizm a w sch o d n ia spow oduje p rz e su n ię c ie G reków za w schodni w idnokrąg w geografii im aginacyjnej, a w artości w noszone przez k u ltu ­ rę F ranków uzyskają ce n traln e m iejsce i przygotują oparcie cyw ilizacji eu ro p ej­ skiej na bazie cyw ilizacji łacińskiej. Pow stanie więc oś, na której świat łacińsko- -germ ański stanie przeciw ko grecko-bizantyjskiem u.

Oczywiście n aro d z in y islam u, w ypraw y krzyżowe, ekspansja im p e riu m m o n ­ golskiego - te wszystkie ważkie w ydarzenia średniow ieczne również wywarły ogrom ­

33 Tamże, s. 76, podkr. moje - T.S.

(19)

ny i dalekosiężny wpływ na kształtow anie, a raczej u trw alanie obrazu świata n a ­ zywanego Azją. R e p ertu a r przypisyw anych m u atrybutów i epitetów był b e z u sta n ­ nie zasilany niesłychaną ilością tekstów w form ie kazań, przem ów ień, listów i w resz­ cie drukow anych książek.

W raz z ren e san se m odżyją te k sty starogreckie i p o d y k tu ją na p rzy k ła d M a- chiavellem u (1469-1527) u ta rtą tezę o despotyzm ie azjatyckim , każąc w edług niej postrzegać czasy m u w spółczesne. Z atem M achiavelli, objaśniając, dlaczego udało się następ co m A leksandra W ielkiego, nowego Pana Azji, bez tru d u utrzym ać zdo­ byte państw o przyw oła oczywiście jako pow ód - niew olniczego ducha A zjatów i b ę­ dzie porów nyw ał w spółczesne m u państw a - T urcję i F rancję - w edle analogii: Persja - Grecja.

Przykładami tych dwóch odm iennych rodzajów rządzenia są w naszych czasach Turcja i Francja. Całą monarchią turecką rządzi jeden pan, którego wszyscy są niewolnikami; podzieliw szy swe państwo na sandżaki, posyła on tam różnych zarządców, których zm ie­ nia i przenosi według swej woli. Przeciwnie, król francuski stoi w środku znacznej liczby panów, uznawanych przez swych poddanych i przez nich kochanych: mają oni swoje przy­ wileje, których król nie może im odebrać bez narażania się na niebezpieczeństwo. Kto przeto przyjrzy się jednemu i drugiemu państwu, spostrzeże, że bardzo trudno zdobyć państwo tureckie, lecz bardzo łatwo utrzymać je, gdy raz zostało podbite. [...] Wszyscy oni [Turcy] bowiem, jako niew olnicy i zależni [...].35

D otarcie E uropejczyków do In d ii, do C h in i w reszcie - Ja p o n ii w połow ie XVI w ieku i ich relacje z podróży w praw dzie w niosły pew ne popraw ki do obrazu Azji, na przy k ład u M o n ta ig n e’a (1533-1592), czy później u W oltera (1694-1778) i n ie ­ których autorów Ośw iecenia, ale stało się to w sto p n iu , rzec m ożna, m inim alnym . M onteskiusz chociażby okaże się w iernym k o n ty n u a to rem retoryki M achiavelle- go, ba, naw et przyczyni do dalszego u m ocnienia tezy o despotycznej Azji. Użył on znakom itego chw ytu literackiego, każąc sam em u Persowi R h e d i’em u, aby się zwie­ rzył, że „większość A zjatów nie m a naw et pojęcia o tego ro d zaju u stro ju p olitycz­ nym [tj. rep u b lik ań sk im ]. A ni nie przyszło m i do głowy, żeby pojąć, że na świecie m oże zaistnieć in n y ustrój n iż despotyczny”36.

Z adaniem bohatera o im ieniu Uzbek jest także subtelne podsuw anie czytelniko­ wi obrazu okrucieństwa w społeczeństwie nie tylko p erskim czy tureckim , ale w ogóle azjatyckim. Zobaczmy to na przykładzie ustępu o systemie karnym , gdzie autor po m istrzow sku wplata w tekst takie słowa, jak wyobraźnia, obyczaj, utrata ręki:

Otóż wyobraźnia nagina się do obyczajów: tydzień w ięzienia albo lekka grzywna tak samo działają na Europejczyka wychowanego w łagodności, jak utrata ręki przejmuje lękiem Azjatę. [...] kara, która nie odjęłaby ani kwadransa snu Turkowi, okrywa hańbą Francu­ za i przywodzi go do rozpaczy.

35 N. M achiavelli Książę, rozdz. IV.

36 Ch. M ontesquieu Lettres persanes [Listy perskie], résumé, personnages, thèm es par

(20)

9

9

Zresztą nie uważam, aby porządek, sprawiedliwość i słuszność spotykały się z w ięk­ szym poszanowaniem w Turcji, Persji, w państwie Mogoła niż w republikach Holandii, Wenecji, a nawet w Anglii; nie uważam, aby tam popełniano mniej zbrodni i aby ludzie przerażeni ogromem kary posłuszniejsi byli prawom. Przeciwnie, widzę w tych właśnie państwach źródło niesprawiedliwości i prześladowań.37

Tak. U zbek „w idzi”. M onteskiusz „w idzi” . Oczywiście, tylko „oczam i serca”, bo pisarz nigdy nie był w tych krajach. Tym razem w p o rów naniu z rzeczowym językiem politologa M achiavellego pow ieściow a już niem alże, giętka i gładka n a r­ racja M onteskiusza p o trafi b ezpośrednio ukazywać scenę odcięcia ręk i kin d żałem czy handżarem .

W późniejszej pracy - O duchu praw - M onteskiusz dochodzi do św iatopoglą­ du już bliskiego Heglowi; w prow adza historyczne wywody, ak centuje w n ic h w a­ lory k u ltu ry germ ańskiej i anglosaskiej, k tóre służyły jako fu n d am e n t nowego gm a­ chu E u ropy now ożytnej po u p a d k u cesarstw a rzym skiego i opiewa wyższość eu ro ­ pejskiej now ożytności nie tylko n a d A zją, lecz także n a d greko-rzym ską starożyt­ nością. W edle C haboda postać E uropy jeszcze głębiej i w yraźniej zostaje tu wy­ rzeźbiona niż w Listach perskich. Rów nolegle z procesem „tw orzenia” E uropy Azja otrzym uje coraz więcej nowych przym iotów jako w ieczna jej tow arzyszka, która jest z d efinicji ułom na i która tą ułom nością m a E uropę upiększać. Z zatem azja­ tycka ap atia, n u d a i próżnow anie k o n tra europejski duch czynu i d ziałania; zastój i tra d y c jo n a liz m az ja ty ck i k o n tra p o stę p , zw łaszcza naukow o-tech n o lo g iczn y ; w k ońcu - sam otna, zam k n ięta, ciężka i m elan ch o lijn a Azja versus otw arta, ener­ giczna i tow arzyska E uropa etc., etc.

U rodzony w p iętnastow iecznym tekście Enea Sylvio de P iccolom ini’ego Euro­

paeus, czyli E uropejczyk, doszedł rzeczyw iście do p ełnoletniości, do pełnej świa­

dom ości siebie w X V III w ieku. O tym to w ieku fran cu sk i poeta rom antyczny, W ik­ tor H ugo, będzie m ówił w ta k i sposób: „Wiek osiem nasty, będący we w szystkim zapow iedzią dziew iętnastego, ch arak tery zu je się u b ytkiem sił su łtan a i w zrostem sił cara. E uropa nie zdaw ała sobie spraw y z tego zjaw iska. [...] D ziś E uropa po n o ­ si karę za zbrodnię. N a odm ianę tru p P olski w ydaje E uropa R osji”38.

Jest to rok 1852, 29 listo p ad a - dzień rocznicy pow stania listopadow ego, na w yspie Jersey. W iktor H ugo jako em ig ran t polityczny i orędow nik P olski p rze m a­ wia w łaśnie na banquette polonaise. W tym p rzem ów ieniu u trw alił się jeden z n a j­ bardziej ekspresyjnych tekstów, przynajm niej w edle m ojej wiedzy, dotyczący „azja- tyckości” Rosji, nowej czło n k in i tej im aginacyjnej wspólnoty. Pozwolę sobie tu przytoczyć jego cały ów ustęp w m oim tłum aczeniu:

A Rosja, obywatele, jest całkiem innym niebezpieczeństw em niż to, czym była Turcja. Obie są Azją; lecz Turcja była Azją gorącą, barwną, namiętną, była lawą, która rozpala, ale która jednocześnie może zapładniać; Rosja jest Azją zimną, Azją bladą i lodowatą,

37 Tamże, lettre LXXX.

38 V. Hugo Banquet polonais - anniversaire de la révolution de Pologne, 29 novembre 1852,

(21)

Azją martwą, jest grobowcem, który upada i nie powstaje więcej. Turcja to nic innego jak Islam; ona była drapieżna, ale nie miała systemu. Rosja jest czymś inaczej straszliwym. To przeszłość stojąca, która upiera się, żeby żyć i poślubić teraźniejszość. Lepsze jest ugryzienie lamparta aniżeli zmory uścisk. Turcja atakowała tylko jedną formę cyw iliza­ cji, to jest chrześcijaństwo, formę, której oblicze katolickie jest już martwe; Rosja zaś chce udusić całą cywilizację jednym zamachem i to razem z demokracją. To, co ona chce zabić, to rewolucja, to postęp, to przyszłość. Despotyzm ruski zda się mówić do siebie: „Mam tylko jednego wroga - duch człow ieczy”.

Streszczam się jednym słowem. Po Turkach - Grecja przeżyła; Europa - nie przeżyje po Rosjanach.39

W tó ru ją H ugo niem ieccy k o m uniści ro m an ty czn i - M arks i Engels. Pierwszy z n ic h zapew ne b ardziej n iż H ugo zasłynął jako człowiek w ytykający R osji azja- tyckość i ta k zwane „tatarsk ie jarzm o” . W edług M arksa, R osjanie m ają w sobie to głęboko zakorzenione „azjatyckie b arbarzyństw o, k tórym stopniow o p rze siąk li w ciągu stu leci”40; R osjanie są M ongołam i w czasach now ożytnych, są ich w ciele­ n iem w nowej postaci. R etoryka utożsam iająca R osjan z T ataram i już w połowie X IX w ieku m iała jak gdyby swoje obyw atelstwo w literatu rz e europejskiej. Jest to zjaw isko, które m ożna uznać za p o n ie k ąd n a tu ra ln ą i logiczną konsekw encję p o ­ glądów, zw łaszcza rew olucjonistów w ychodzących od historiozofii H egla. Swoją drogą taka percepcja now ożytnej Rosji m a ogrom ne znaczenie dla Polaków, k tó ­ rym przyszło walczyć z tym sąsiadem niem al całe dwa dalsze stulecia.

N ie m ożna tu ta j pom inąć tak p ięknie napisanego te sk tu M arksa:

Jedna tylko alternatywa pozostała Europie. Albo barbarzyństwo azjatyckie pod m oskiew­ skim przywództwem zaleje ją jak lawina, albo musi ona odbudować Polskę, aby między nią a Azją stanęło dwadzieścia m ilionów bohaterów i by dzięki temu zyskała ona czas na dokonanie swego społecznego odrodzenia.41

To przypisyw anie R osjanom azjatyckości, to u patryw anie w n ic h p ię tn a „ta­ tarskiego ja rz m a” zdaje się zjaw iskiem stosunkow o nowym , należącym raczej do o statnich dwóch stuleci, i wciąż jeszcze p ok u tu jący m w naszej św iadom ości. W XX w ieku zjaw isko to nasila się przed e w szystkim w zw iązku z rew olucją k o m u n i­ styczną w R osji i pow staniem państw a socjalistycznego. W raz z uw zględnieniem Rosji azjatyckość zostaje skojarzona z centralisty czn y m i to ta lita rn y m system em rządzenia oraz z bezw zględnością i okrucieństw em rew olucji. Zw łaszcza w Polsce, która m im o odzyskanej niepodległości w dalszym ciągu m usiała prow adzić w ojnę z Rosją - tym razem już sowiecką - dość p o p u la rn e było postrzeganie bolszew ika jako reprezentatyw ny typ Azjaty. W pew nym polsk im tekście n am w spółczesnym czytam y na przykład:

39 Tamże.

40 K. Marx Przemówienie na wiecu polskim w Londynie 22 stycznia 1867 r., w: Marks

i Engels o Polsce, oprac. H. M ichnik, Książka i W iedza, Warszawa 1971, s. 288.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje się, że to jest właśnie granica, wzdłuż której przede wszystkim tworzyła się Europa Wschodnia, lub raczej wschodnia wersja „europejskości”: jest to

[r]

Instytucja kas rejestrujących w systemie podatku od wartości dodanej była kojarzona nie tylko z realizacją funkcji ewidencyjnej przy zastosowaniu tych urządzeń, ale również z

Dobrze skakali też najmłodsi skoczkowie – Patryk Wątroba oraz Bartłomiej Klimowski – którzy uplasowali się w drugiej dziesiątce w klasyfikacji generalnej – podob- nie

Choć na razie ten szkielet na socjalistycznych nogach jeszcze nieźle się trzyma, to rozwijający się w KRLD czarny rynek i dostęp do smartfonów zmienia kraj?. Telefon komórkowy,

Współczesna demokracja czyli rządy większości – bo tylko ten element definicji udało nam się ustalić - nie jest do końca bezbronna. kształtują się – w teorii i

Nikt nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu służyć

Demograficzne przejawy i konsekwencje starzenia się populacji GES_01;GES_08 Biologiczne i zdrowotne aspekty starzenia się – profilaktyka starzenia i starości GES_02;GES_08