• Nie Znaleziono Wyników

Odpowiedź na recenzję prof. Dra W. Hahna pracy p. t. "Charakterystyka i źródła powieści Kraszewskiego", pomieszczoną w "Pamiętniku Literackim", t. XXI

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Odpowiedź na recenzję prof. Dra W. Hahna pracy p. t. "Charakterystyka i źródła powieści Kraszewskiego", pomieszczoną w "Pamiętniku Literackim", t. XXI"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Adam Bar

Odpowiedź na recenzję prof. Dra W.

Hahna pracy p. t. "Charakterystyka i

źródła powieści Kraszewskiego",

pomieszczoną w "Pamiętniku

Literackim", t. XXI

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 24/1/4, 254-259

(2)

VI. POLEMIKA.

O dpow iedź na recen zję prof. Dra W. Hahna pracy p. t. „Charakterystyka i źródła p o w ieści K raszew skiego“, pom ieszczoną w „Pam iętniku Lite­

rackim “, t. XXL

Zdziwiło m ię ogromnie, że praca moja p. t. „Charakterystyka i źródła p ow ieści Kraszewskiego“, będąca rezultatem ostatniego roku studjów uniw er­ syteckich, przedłożona potem jako dyssertacja doktorska, w yw ołała tak obszerną (około 16 str.) i tak n iesłychanie pracow itą recenzję prof. Wiktora Hahna. Po jej odczytaniu m iałem z jednej strony uczucie w dzięczności dla autora za to, że sprostow ał kilka om yłek, które się do tekstu w kradły i oddaw na leżały m i na sercu, ale z drugiej odniosłem przykre w rażenie, z pow odu form y i sposobu przedstawienia, którem i się recenzent posłużył. Poniew aż jednak i do recenzji dostało się szereg niezgodności, które jej znaczenie w znacznej mierze osłabiają, nie od rzeczy będzie je sprostować, zwłaszcza, że i przyszłego pracow nika nad Kraszewskim m ogą one w błąd wprowadzić.

Co do om yłek istotnych, niestety, jest ich zbyt w iele, godzę się bez zastrzeżeń na d w ie: odnośnie co do daty w yjścia „Zem sty“ i ukazania się „K rystyny“ Hoffmanowej (nie „Karoliny“). Za kilka in n ych zarzutów również byłbym w dzięczny prof. H., gdyby je był w innej form ie uczynił, przez co bardzo z n ich w iele z pew nością zostałoby usuniętych, jako te, które zasad­ niczego znaczenia nie posiadają. Oto niektóre przykłady. W ustępie, w którym m ow a o w p ływ ie „Pierwszej lepszej“ Fredry na „Cztery w esela “ prof. H. twierdzi, że w obec tego, iż A dolf nie w aha się co do w yboru żony, n ie zdaje się na przypadek, i nie żeni się z Julją „tw ierdzenie o w p ły w ie Fredry na „Cztery w e se la “ jest zupełnie bezpodstaw ne“; gdyby tak istotn ie było, uw aga recen­ zenta słuszna, ale tak nie jest, bo w ystarczyło tylko zm ienić im ię A dolf na A leksy (obaj w p ow ieści w ystępują), a doszłoby się do przekonania, że ten w aha się co do wyboru żony, zdaje się na przypadek i żeni z Julją, czyli hypoteza pozostaje w m ocy. N a str. 13 i 14 jest nazw isko Górski zamiast Graba (z „D ziw adeł“); aby się przekonać, że go w p ow ieści niem a, prof. H. m usiał ją przeczytać, co b yłob y potrzebnem , gdyby nazw isko Graby w e w spom nianych ustępach n ie istniało, ale znow u tak nie jest, bo spotyka się je, zdaje m i się, 10 razy na str. 14—18, w obec czego bez najmniejszej trud­ n ości dochodzi się do przekonania, iż i tutaj zaszła tylko pom yłka, zwłaszcza, że i w tekście podane jest streszczenie pow ieści. Poniew aż na str. 15 napi­ sano „Pan P odstoli“ zam. „Pan P odstolic“ M assalskiego, prof. H. wprost zarzuca mi nieznajom ość tej pow ieści, pomijając znow-u, że na str. 10, 12, 13 i innych jest szereg razy „Pan P od stolic“. Takich sprostowań recenzenta i w tej form ie zrobionych jest bardzo w iele. W iną moją, że om yłki w ogóle się zda­ rzyły, sądzę jednak, iż tak popularnie zw ane errata prostuje się w inny sposób, zwłaszcza, że nie trudno o n ie było przy tak obszernym materjale (sam ych p ow ieści kilkaset), co zresztą łatw e jest do w ytłum aczenia, boć i prof. H. w jego recenzji zbyt w iele zdarzyło się om yłek, o czem będzie jeszcze mowa.

(3)

V I. P O L E M IK A . 2 5 5

Liczne zarzuty w ypływ ają wprost z odm iennego pojm owania samej kw estji w pływ ów . Przedew szystkiem prof. H. bardzo często domaga się odem nie w ykazyw ania w pływ ów , których nie m ogłem się dopatrzeć. Np. zarzuca, że m ało w spom nianem jest o roli p ow ieści Kocka, a co do Sternego w ytyka, że uw zględniono tylko drobiazgi (i na to nie mogę się zgodzić, gdyż m ów ię o zasadniczym m otyw ie jego pow ieści). Otóż odnośnie do Kocka jest o nim mo wa w w ielu m iejscach, jeżeli zaś czegoś w ięcej nie pow iedziałem , to jed yn ie dlatego iż, m im o przeczytania w szystkich jego utw orów (jak zresztą każdego autora, o którym w rozprawie w spom niałem ), niczego w ięcej odkryć n ie m ogłem , zaś drobiazgami (jeżeli w kilku m iejscach m ów iłem o drobiazgach spotkałem się znow u z naganą prof. H.) n ie chciałem się baw ić, n ie widząc w tem żadnego celu. O tłum aczeniach z Kocka i Richtera w obec tego, iż m ow a jest zaw sze o pow ieściach a nie tłum aczeniach, sądziłem , że zbyteczne jest rozprawiać. Otóż zgodziłbym się na w szystkie zarzuty recenzenta, że nie uw zględniłem szeregu w pływ ów , gdyby przytoczył mi jakieś znane m u szcze­ gó ły , których poniechałem , ale tego nigdzie n ie zrobił. Gdzieindziej znowu staw ia prof. H. kw estje w prost w niezrozum iały sposób, bo, gdy np. m owa 0 bezpośrednim w pływ ie Gogola, dziwi się, że n ie m ów ię o pośrednim , w obec tego pytam się, czy w p ływ pośredni m usiał istn ieć? Inny zarzut w spraw ie Scotta. Jakkolw iek m ów ię o nim kilkadziesiąt razy, prof. H. pom ija w szystko 1 ośw iadcza, że m ało. Na nieszczęście, Scotta rów nież czytałem w całości i doszedłem do przekonania, że jak w teorji tak i w praktyce Kraszewski istotn ie starał się jego w pływ ów unikać. Wiadomo, że przez długi czas był on wrogiem „północnego m aga“, jak go nazyw ał, i m im o zachęty Grabow­ skiego potępiał jego teorję rom ansu historycznego. Dopiero w „Zygmuntow- skich czasach“ zaczął się nim interesow ać (poprzednich prób zaniechał), nie dziw w ięc, że w pływ ów na m otyw y z jego p ow ieści prawie n ie znajdujemy, bo jedynie sam e drobiazgi, a istotną jest tylko zależność techniczna, o czem w tekście szereg sazy wspom niano. Zresztą o sprawie tej dałoby się w iele pow iedzieć. W związku z tem robi m i recenzent zarzut, iż nie pisałem w ogóle o w p ływ ie Scotta na pow ieść polską; sądzę jednak, że gdyby się chciało uw zględnić to życzenie, należałoby napisać osobną rozprawę.

A le z tem łączy się jeszcze inna kwestja. Co krok dom aganie się cyta­ tów i tw ierdzenie (m iędzy w ierszam i), że jeżeli ich niem a w szelki dowód upada. Przy sposobności om aw iania w pływ u „Geldhaba“ na postać szambe- lana z „Latarni“ robi recenzent zarzut, że osłabiam w łasną hypotezę, w ypo­ w iadając te słow a: „Cały ten m otyw w iernie przeniesiony z „Martwych d usz“ Gogola“ ; domaga się przeto cytatów , aby dojść do przekonania, czy m ow a o Fredrze czy też w łaściw ie o Gogolu. Otóż cytatów niestety i teraz n ie m ógłbym przytoczyć i n ie chciałbym ; cała ta jednak sprawa będzie zu­ p ełnie jasną po przeczytaniu zdania poprzedzającego słow a przytoczone, a które brzmi: „jednak sam typ szam belana niem a nic poza tem w spólnego z Geldhabem. Cały ten m otyw i t. d.“, oczyw iścić w ięc nie idzie tu już o w pływ Geldhaba, ale o Gogola na całą koncepcję szam belana, jako typu, przez opuszczenie zaś całego zdania, rzecz zrozumiała, pow staje sprzeczność, zgoła nieistniejąca w tekście. Naturalnie cytatów rów nież nie m ogłem tutaj przy­ toczyć, bo w takim razie trzebaby było przedrukować z Gogola cały rozdział, a o ile w iem , ten system pracy naukowej nie jest dotychczas, i mam nadzieję, nie będzie nigdy praktykow any. W ogóle z szeregu zarzutów prof. H. pow ziąłem przekonanie, iż mam inny pogląd na pojęcie w pływ ów , niżeli recenzent, stąd kilka przykrych nieporozum ień Prof. Hahn domaga się cytatów i na to kładzie zasadniczy nacisk. Otóż pojęcie w pływ ów jest dla m nie bardzo różno­ rodne i należy pod niem rozum ieć: fabułę, poszczególne m otyw y, pom ysły charakterów, całą stronę techniczną i t. d. N ie dziw przeto, że o tych ustę­ pach (a jest ich bardzo w iele), w których nie daję cytatów, ale opieram się na opisow ych uw agach, recenzent zaw sze m ów i, że są gołosłow ne. Że tw ier­ dzę to nie bez uzasadnienia, dam znow u przykład : m ów iąc o stosunku Berna­ tow icza „Nierozsądnych ślu b ów “ do „Pam iętników nieznajom ego“ w ykazałem w p ływ treści i m otyw ów , zaznaczając rów nocześnie różnorodność w w yko­ naniu obu utworów, przyczem w ychodziłem z tego założenia, że pow ieść

(4)

2 5 6 V I. PO L E M IK A .

mogła w yw rzeć na drugą w pływ , nie naruszając jej strony technicznej. Nato­ m iast prof. H .,identyfikując pojęcie treści z w ykonaniem , zarzuca mi sprzeczność (ustęp ten jest spacjowany, celem podkreślenia w ażności dowodu). Zapewniam, że sprzeczności w cale n ie popełniłem , tylko nieco inaczej się na tę sprawę, niżeli recenzent zapatruję. Często jednak i cytaty n ie zadawalają. Mówi np. że w p ływ „Don Juana" na „Pana Karola" jest bardzo problem atyczny, m im o, że bohater p ow ieści Kraszewskiego jest okazow ym typem byronow skim , mimo, że cytuję naw et odpow iednie m iejsca z obu utw orów, które całkow icie sobie odpowiadają. Gdzieindziej znow u, gdy m ow a o w p ływ ie Reja na „Tcrnika Prawdzica“, jakkolw iek znowu zestaw iono szereg tekstów z obu utw orów , nazyw a go tylko prawdopodobnym .

Inne zarzuty pow stały w skutek niedokładnego zastanow ienia się nad tekstem rozprawy. N a str. 449 czytam y: „w skutek niedokładnego zapoznania s ię z treścią „D ziw adeł“ utrzymuje autor na str. 18, że pan Graba zamknął się na w si, pośw ięcając się pracy nad ludem , w skutek nieszczęśliw ej m iłości. Jest to niezgodne z istotnym stanem rzeczy, gdyż Graba i przed ożenieniem m ieszkał na w s i.“ Na tej podstaw ie, bo innych dow odów niem a, odrzuca recenzent w p ływ Balzaca „Médecin de campagne". Otóż tak n ie jest, bo najpierw, jeżeli m ow a jest o „zasklepieniu się na w si“ (z tekstu), to n ie dow ód, aby ktoś przedtem na niej nie m ieszkał, boć przecie m ów i się p o­ tocznie „zamknąłem się w dom u“, co nie znaczy, aby ktoś do tego domu dopiero się sprowadził, w łożył klucz w zamek, przekręcił i t. d., czyli i w tym w ypadku była m ow a jedynie o zerw aniu szerszych stosunków , ograniczeniu się jedynie do obow iązków osobistych i społecznych, zacieśnieniu sw oich stosunków do koła najbliższych i t. d., co naw et z sam ego tekstu łatw o się w yw nioskuje. Że zaś w ten sposób Kraszewski ten m om ent w życiu Grabv pojm ow ał, dość pow iedzieć, iż nazw ał go „dziwadłem" (str. 107 t. I. w yd. 1853), a że m iłość tak a n ie inaczej na niego w płynęła, o tem rów nież n ie­ jednokrotnie w spom ina (str. 122 t. I., 49, 92 t. II). Prgwda, są to rzeczy w łaściw ie bardzo drobne, ale m usi się o tem m ów ić z tego względu, że w łaśn ie na takich drobnych szczegółach opierając się prof. H. obala całe tw ier­ dzenie, jak w tym w ypadku. Albo gdzieindziej. Mówiąc n. p. o w p ływ ie p ow ieści p. George Sand „La dernière A ldini“ na „Sfinxa“, recenzent odrzuca go z tego pow odu, że m iss Rosa nie „przyjeżdża“ do Jana, a przez to m otyw w spólny z pow ieścią francuską odpada, I znow u, choć to rzecz drobna, po­ niew aż jednak na niej opiera się cały zarzut prof. H., pow iedzieć muszę, że słow o „przyjeżdża“ odnosi się do A ldini, a m is Rosa „przyszła" do Jana (str. 196, t. II wyd. 1847). Choćbym tu cokolw iek przeoczył, choć tak n ie jest, zaznaczyć m uszę, że na tem dowodu pokrew ieństw a obu p ow ieści w cale n ie opierałem , prof. H. jednak całą hypotezę opuścił. Na takich nieporozum ie­ niach opiera się cały szereg dow odów recenzenta. Jeszcze w spom nę o dwu wypadkach. M ówiąc o w p ływ ie pow ieści Balzaca „La cousine B ette“ na „Sfinxa“, prof. H. obala całe tw ierdzenie tem , że obie pow ieści w yszły w r. 1846, a w ięc na sieb ie oddziałać n ie m ogły. Tu nadm ienić znow u należy, że w ów ­ czas ogrom nie interesow ano się literaturą francuską (daleko w ięcej niż dzisiaj), że szczególnie p ow ieści, przedew szystkiem Balzaca, znano u nas w bardzo krótkim czasie po ich w yjściu. Jak ten ruch b ył u nas żyw y, przytoczyć m ożnaby w iele przykładów, co w ięcej bodaj czy nie ten w łaśn ie żyw y ruch literacki b ył pow odem , iż z wzrostem p ow ieści francuskiej i angielskiej i u nas ten dział literatury poczyna dochodzić do bardzo znacznych rozmia­ rów. W innem znow u m iejscu recenzent zbija moją argumentację (przy której zbyt m ocno naw et nie obstawałem ) co do genezy tytułu „Latarnia czarno­ księska" tem , że Kraszewski sam pisze w e w stępie, iż kiedyś w m łodości baw ił się latarnią magiczną i w spom nienie tych chw il nasunęło tytuł pow ieści. A le i na ten zarzut n ie można się zgodzić, wiedząc, iż ta form a ujm owania ram pow ieści była m odą w ów czesnych czasach, taka, albo inna (np. że autor znalazł jakiś rękopis i, zaciekaw iony nim , podaje go obecnie do w ia­ dom ości czytelnikow i i t. d.). Albo też prof. H. przytaczając zdanie, które w y­ pow iedziałem w rozprawie, iż n ie tyle treść stanow i o zawartości utworu, ile opracowanie, a z tego w zględu np. „Dziwadła“, mimo braku oryginalności

(5)

V L P O L E M IK A . 2 5 7

niektórych m otyw ów , należy do dobrych zaliczyć, i inne zdanie, a miano­ w icie, że w ielkość pow ieści Kraszewskiego polegała głów n ie na tem, że w ogóle istniały, zarzuca m i znow u sprzeczność, do której jednak przyznać się nie m ogę, poniew aż pierw sze tw ierdzenie zupełnie drugiego nie wyklucza. Tyle o niezgodności poglądów, bo i tak o tem już zbyt w iele pow iedziano.

Z kolei przejdę do zarzutu może najcięższego z tych, które m i prof. Hahn staw ia, a m ianow icie co do w łasności literackiej. Spotykam y je co krok. Kilka razy w spom ina o pisarzach, którzy rzekomo tw ierdzenia przezem nie staw iane już przeprowadzili, a ja, przem ilczawszy ich nazwiska, z powrotem je powtarzam, oczyw iście przywłaszczając sobie ich w yniki, bo takie tw ierdzenie z w yw odów prof. H. siłą rzeczy się narzuca. Gdyby prof. H. choćby słow em w spom niał, że autorów tych cytuję i to po w ielekroć razy, nie m iałbym nic do pow iedzenia, jednak tego nigdzie nie uczynił, co w ięcej, m ów i w ten sposób, że rzuca na m nie cień przyw łaszczyciela cudzych zdobyczy, co przecie każdego b oleśn ie dotknie. Otóż przeciwko tego rodzaju m etodzie krytyki m uszę stanowczo zaprotestować. Zaczyna się ta serja zarzutów od ustępu, w którym m ow a o w p ływ ie Krasickiego na „Dziwadła“, przyczem recenzent dodaje, że o tem w szystkiem m ów ił już Tarnowski, Kaszewski i C hm ielowski. O czyw iście każdy ze stylizacji zdania zrozumie, że poprostu pow tórzyłem to, co innym już było znanem i zamilczałem o tem w szystkiem . Pomijam już to, że w spom niani przez recenzenta autorow ie led w ie kilkom a słow am i o danej spraw ie w spom nieli, ja zaś dopiero dow ody przedstawiłem , otóż pomijając to w szystko dodać m uszę, że w ynikom prac tych i innych pisarzy pośw ięciłem praw ie cały w stęp i odgraniczyłem to do jakich w yników oni doszli. N aw et w ciągu tekstu co chw ila autorów tych cytuję (np. Chm ielow skiego 17 razy). Prof. Hahn sprawę posuw a jeszcze dalej, bo żąda, abym cytow ał w yn ik i autorów, do których oni w cale nie doszli. Domaga się np., abym w spom niał o rezul­ tatach badań Chm ielowskiego odnośnie do w pływ u Dickensa na Kraszew­ skiego i przytacza str. 247 jego monografji, na której rzekomo m iał on o tej spraw ie pisać. O czyw iście w ten sposób pozbawia m oje hypotezy oryginal­ ności. W iedziałem , że zarzut jest niesłuszny, ale przeczytałem jeszcze raz w spom nianą stronicę i okazało się, że C hm ielowski przytacza na niej jedynie sąd Kraszewskiego w ypow iedziany w „Gazecie W arszaw skiej“. C hm ielowski w prawdzie o „Gazecie W arszaw skiej“ nie w spom ina, każdy jednak znający tw órczość Kraszewskiego, będzie w iedział o co idzie, zwłaszcza, że to w łaśnie zdanie Kraszewskiego o Balzacu, Gogolu i D ickensie jest pow szechnie znanem. W dwu w ypadkach tylko n ie w spom niałem o autorach. M ianowicie nie w ie­ działem w ów czas o tem , że W ojciechowski będzie m ów ił o w p ływ ie Lesage’a na „Latarnię czarnoksięską“, bo jego w stęp do „Spekulanta“ w yszedł w r. 1924, już po ukazaniu się mojej rozprawy, która, jak w e w stęp ie zaznaczyłem, została skończoną w r. 1923. Jeżeli zaś nie wspom inałem o kilku słow ach, w których Lewestam m ów i o w p ływ ie Lotty z „Wertera“ na C esię z „Pam ięt­ ników nieznajom ego“, to jedynie dlatego, że w ydaw ał m i się ten szczegół zbyt słaby, aby go przytaczać, i dlatego zupełnie o nim nie m ów iłem , nato­ m iast o w pływ ie Goethego rozprawiam na kilku stronicach i daję szczegóły zupełnie now e, co w obec drobnego i bezw artościowego opuszczenia pow inno m ię zrehabilitować.

Wreszcie podam kilka przykładów (nie w szystkie), w których prof. Hahn ' robi m i zarzuty bądź sprzeczne z tekstem , bądź też zgoła w nim nieistniejące.

N iesłuszne jest tw ierdzenie recenzenta, że zapow iedzianego w treści Wpływu Naruszewicza nie dałem, niesłuszne z tego względu, że polega jedynie na niezrozum ieniu tekstu. W podanej treści bow iem najwyraźniej zaznaczyłem: „Naruszewicz a pow ieść K raszew skiego“, w ięc szło tylko o stosunek obu pisarzy, a nie o żadne w p ływ y, zaś na str 21 zaznaczono „lektura Narusze­ w icza nieraz będzie służyła przy pisaniu pow ieści historycznych“ i tak jest na str. 57 i 62. F ałszyw ie prostuje prof. H. m ów iąc, że autor „m ylnie pisze o podróży Kraszewskiego do W ilna“, przecie sam o kilka w ierszy dodaje: „najwyraźniej pisze Kraszewski: Jechałem z Lublina“, idzie zaś tutaj o ten ­ sam wypadek. Motywu o Masłowskim nie przytaczam ze „W spom nień“, jak tw ierdzi recenzent, na tej samej bowiem stronicy, o której prof. H. m ówi,

(6)

2 5 8 V I. P O L E M IK A .

wyraźnie zaznaczono w uw. 3, że epizod ten w zięty z „Książki jubileuszow ej“ i tak jest w rzeczyw istości. Zarzuca m i prof. H., że staw iam fałszyw ą hypotezę, m ówiąc, iż Jan ze „Sfinxa“ m iał przed oczam i ideał Jagusi i przytacza na to słow a K raszewskiego, że Jana naw et „twarzyczka Jagusi zapomnianej ju t n ie w abiła“ ; z tekstu jednak p ow ieści łatw o dojść, że w słow ach tych w y ­ rażał Kraszewski tylko uczucia malarza po śm ierci m iss Rosa, stan zupełnego zdruzgotania; zresztą i sam a bohaterka tego epizodu raz m ów i: „Gdybym w iedziała kogo on kocha... jakieś m oże w spom nienie... najniebezpieczniejsza z m iłości, bo odczarować n ie m oże“ (II. 217 w yd. 1847), oczyw iście w spo­ m nienie Jagusi, i to było przyczyną jego oziębłości. Również n ie m ów ię o w p ływ ie „La verre d’eau“ Scribe’a na „Żaków Krakowskich“, i dlatego niesłuszne jest sprostowanie treści przez recenzenta; przytoczyłem jedynie w yjątek podany w „Dzienniku mód paryskich" z r. 1845 i to najwyraźniej zaznaczyłem, to tylko, że prof. H. notki nie przeczytał i z tego powodu robi niesłuszny zarzut. N ie napisałem , że p ow ieść Kraszewskiego p. t. „Kościół Ś-to M ichalski“ ukazała się w „Kurjerze litew sk im “, zaznaczyłem tylko, że um ieszczono tam ogłoszenie tej p ow ieści i praw ie w całości to ogłoszenie w' cudzysłow ie podałem . Również tytułu dzieła Siarczyńskiego n ie podałem „Obrazy w. Zygmunta III“, bo na str. 62 jest tytu ł „Obraz panowania Zygmunta III“ (skrócone „Obraz w ieku panow ania Zygmunta III“). Podobnie m ylne i nieistotne są w nioski prof. H. co do stosunku „Sfinxa“ do „Fantazego“ Słow ackiego, m ów ię bow iem jedynie ó dekoracjach rom antycznych (pojedy­ nek na grobie), spotykanych rów nież w dramacie Słow ackiego, ale niem a ani słowa o paradoksalnym w prost i z natury rzeczy niem ożliw ym w p ływ ie „Fantazego“ na „Sfinxa“. Recenzent tw ierdzi, że na str. 198 p. K lonowski (z pow ieści Jaraczewskiej) opow iada p. Bronieckiej i Karolinie „jako ich dobry sąsiad“ o dom ach obyw atelskich i t. d., chociaż Karolina jest jego córką, o tem jednak na str. 196 (m ylnie prof. H. podaje 198) niem a m ow y, jeżeli zaś podobne przypuszczenie nasunęła prof. H. niezbyt szczęśliw a stylizacja, to po w inne je obalić kilka w ierszy niżej, gdzie w yraźnie pow iedziane: „Karo­ lina, córka K lonow skiego“. N ie pow iedziałem również, na str. 120, że artykuł Kraszewskiego p. t. „O polskich rom ansopisarzach“ b ył drukowany w r. 1832, bo w yraźnie jest w tekście „napisany w r. 1832“. Na str. 197 niem a ani słow a o udziale kapitana czy pułkow nika przy pożarze, natom iast na str. 198, przyczem zawsze łączono K lonow skiego z pułkow nikiem , a dziadka Jerzego z kapitanem ; twierdzenia jakoby analogja m iędzy obu w yżej w spom nianem i parami była nieodpow iednią, z tego względu, że pierw sza stanow i dwóch przyjaciół, również n ie m ogę przyjąć, bo cały ten m otyw opiera sie na zupełnie innych przesłankach. Na str. 15 nie w spom niano ani słow em o w ie­ czerzy w „D ziwadłach“, jak tw ierdzi recenzent, natom iast jest dwa razy o tem m ow a na str. 17, ale nie w „Dziwadłach“, tylko w p ow ieści Balzaca „Lekarz w iejsk i“. Również nie m ogę się na to zgodzić, jakobym nie m ów ił o znaczeniu Richtera w „Podróży po mojej szkatułce", bo piszę o tem na str. 39, jeżeli zaś n ie w spom inam o w pływ ie tego sam ego pisarza na „Sza­ tana i kobietę“, to dlatego, że jest to dramat a n ie pow ieść, natom iast o w p ływ ie Richtera na „Poetę i św ia t“ dlatego znow u nie ma m ow y, bo go nie dostrzegłem. Na str. 11 niem a m ow y o „Julji“ z „Maleparty“ (ma być Zuzi), w brew tem u co tw ierdzi recenzent Słow a prof. H : „o w p ływ ie Sue’go na „Żaków krakow skich“ m ów i autor na str. 77 gołosłow n ie, n ie w ym ie­ niając naw et tytułu p ow ieści Sue’g o “ są rów nież m ylne, bo przytoczyłem tylko cytat z N ehringa, że p ow ieść jest napisaną „à la S u e“, i na ten cytat się zgodziłem , nic natom iast n ie m ów ię o jakim kolw iek w pływ ie. Gdzieindziej znow u spotykam się z zarzutem , że wyprowadzam sprzeczności między poglą­ dam i na pojedynek Alberta z „W ertera“ i Juljusza z „Pam iętników “, co jest rów nież nieistotne, bo naw et daję cytat na dowód zgodności tych poglądów . Albo też, gdy m ow a o stosunku „Ostrożnie z ogniem “ i „Urywków z pam ięt­ nika oryginalnie w ychow anej kob iety“ Sztyrmera, znow u m i prof. H. zarzuca, jakobym pow iedział o w p ływ ie całej p ow ieści autora „Dusz w suchotach“ na utwór Kraszewskiego, tym czasem w tekście najpierw podano zrąb p o­ w ieści Sztyrmera, a potem dodano : „ale nie ten pom ysł w yzyskał Kraszewski“

(7)

V I. P O L EM IK A . 2 5 9

(str. 186), i podano treść urywku, o który w tym w ypadku idzie, Dalej tw ier­ dzi prof. H., że „Nowa H eloiza“ n ie została uw zględnioną, tym czasem m owa jest o niej na str. 12, 13, 37 i innych, gdzie wsporfiniano o pośrednim w pły­ w ie Balzaca. W innem znow u m iejscu, gdy m owa o w p ływ ie D ickensa „Oli- w era T w ista“ na Kraszewskiego „Z ygm untow skie czasy“, prof. H. stara się przekonać czytelnika, jakobym tw ierdził, że „w szystkie“ m otyw y z angielskiej p ow ieści odegrały tu rolę, i naw et gotów jest dać dowód, że się m ylę; otóż w tekście powiedziane, że każda „niem al“ scena „zasadniczej“ fabuły budzi analogje, a w ięc naw et w zasadniczej fabule (nie m ów iąc już o m otywach ubocznych) znajdą się sceny różne. Gdzieindziej znow u m ów i recenzent bardzo dużo o rzekom em pom ieszaniu postaci m arszałków z obu części „Latarni czarnoksięskiej“, ale i to jest niesłuszne, bo gdyby p. H. dokładnie przeczytał str. 9, przekonałby się, że m owa tam jedynie o marszałku Sło­ n im skim “, w szystkie zaś szczegóły i streszczenie są dokładnie podane. Jak daleko prowadzą w nioski prof. H. podam jeszcze jeden, ale już ostatni, przykład: przy om awianiu pow ieści D ickensa i „Zygm untow skich czasów “ na tw ier­ dzenie moje, że Bill, jedna z postaci z „Oliwera T w ista“, jest artystycznie w yższy od postaci K raszewskiego, oburza się, twierdząc, iż takie stawianie kw estji jest „apoteozowaniem zbrodni“ ; w czem prof. H. dopatryw ał się apo- teozow ania zbrodni, n ie mam pojęcia, bo m ów ię zawsze jed yn ie o artystycznem ujęciu obu postaci, a p isanie traktatu przeciwko etyce, Bogiem się św iadczę, nigdy m i naw et przez m yśl n ie przeszło.

Na tem poprzestanę, choć jeszcze bardzo w iele tw ierdzeń recenzenta dałoby się w ten sposób odeprzeć i sprostować, sądzę bow iem , że i tak nadto już długo tą spraw ą się zajmuję, jak na pracę akadem icką by należało. Jednego tylko żałuję, a m ianow icie, że m usiałem się zajm ować rzeczami drobnemi, ale bo też cała recenzja na nich się opiera, w ażniejsze zaś hypo- tezy zostały albo całkow icie opuszczone albo też w yelim inow ano z nich jed yn ie fragm enty, przez co prof. H. dochodził do zgoła n ieistotnych w yników , w reszcie na podstaw ie tych drobiazgów przekreślał całe dow ody. Chcąc się w tej sprawie dalej zapuszczać, m usiałbym prostować jeszcze w szystkie zarzuty, streszczające się w słow ach „gołosłow ny“, „pow ierzchow ny“ i t. d., co jednak zbyt dalekoby zaprowadziło, w ięc, choć z żalem , m uszę tego zaniechać. W każdym razie, pomijając w szystk ie nieuzasadnione i m ylne zarzuty (tylko część przytoczyłem ) m uszę jeszcze raz w yrazić w dzięczność prof. W. H ahnowi, za sprostow anie kilku faktycznych om yłek, które się w rozprawie znalazły.

Kraków. A d a m B ar.

O dpow iedź profesora Dra W iktora Hahna.

N iechętnie odpowiadam na pow yższe uwagi p. Bara, n ie spodziew ałem się bow iem , że p. Bar, n ie zbijając — jak niżej w ykażę — m oich zasadni­ czych zarzutów, odpow ie w ogóle na mą recenzję, napisaną z pełną św iado­ m ością i odoow iedzialnością każdego zrobionego w niej zarzutu.

S t w i e r d z a m p r z e d e w s z y s t k i e m p o n a d w s z e l k ą w ą t p l i ­ w o ś ć , ż e w r e c e n z j i p r a c y p. B a r a z a r z u c i ł e m mu :

1. n i e d o s t a t e c z n ą z n a j o m o ś ć p o w i e ś c i K r a s z e w s k i e g o (m. i. : Czterech w esel, Dwa a dwa cztery, Maleparty, Latarni czarnoksięskiej, Z ygm untow skich czasów , Sfinksa, Jaryny, Dziwadeł).

2

. n i e d o s t a t e c z n e o p a n o w a n i e t r e ś c i u t w o r ó w , u w z g l ę ­ d n i o n y c h w r o z p r a w i e , p o l s k i c h i o b c y c h a u t o r ó w (m. i.: Fredry [p. Bar nie zna np.· dokładnie treści „Zem sty“, którą, jak w iadom o, musi znać każdy uczeń gim nazjalny obowiązkowo], Jaraczewskiej, Hoffmanowej, Sztyrmera, Goethego, Scribego, Dickensa).

3. p o d a w a n i e n i e ś c i s ł y c h w i a d o m o ś c i (np. m ylnych tytułów d z ie ł1), fałszyw ych dat w ydania dzieł).

') D odatkowo jeszcze prostuję m ylnie podany na str. 39 przez p. B. tytu ł opow iadania Skarbka: N arzeczon a i odebrana, co nie ma sensu żadnego; właściwTy tytu ł brzmi: N arzucona i odebrana.

Cytaty

Powiązane dokumenty

wpadła P,O szyję w usuwające się ti'~wisko,. wolając X'ózpaczliwieo ratunek. Stojąee nad' brzegiem rz~zkiprzestraszo ne dzie'\V~zynki potracily; głowy, a widząc, że

Odpowiadając natomiast Pani Profesor w jaki sposób realizowałabym trzeci wniosek w usprawnianiu procesy dydaktyki, który brzmi: „Edukacja młodzieży w kontekście

Działalność obrończa dała autorow i okazję do poznania całej plejady obroń- cć.w karnych o głośnych nazw iskach, jak Eugeniusz Sm iarowski, H enryk E t- tinger,

[r]

lidarność pozorna (in solidum). Ta oko­ liczność, zdaniem Sądu Najwyższego, pozwala na poddanie wzajemnych ro ­ szczeń stron — tj. Ta współzależność między

Przeważnie obserwuje się różnej wielkości wzrost wydatku źródła w okresie wiosennym i spadek w jesieni.. Współczynniki nieregularności wydatku źródła są w

Wszak sama koncepcja dobra czy zła moralnego staje się fikcją, kiedy każda decyzja okazuje się wyznaczona przez determ i­ nujące ją w arunki (wewnętrzne lub

współczynnika ściśliwości oszacowane dla π TR świadczą, iż w przypadku pochodnych OOFP-POSS, 7OFP:1TMS-POSS, 6OFP:2TMS-POSS, 5OFP:3TMS-POSS, 4OFP:4TMS-POSS,