• Nie Znaleziono Wyników

Przyroda i Technika, R. 9, Z. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przyroda i Technika, R. 9, Z. 2"

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

f i a < s v ,

(■oV 9-'

PRZYRODA i TŁCHNIRA

•HOWOOWOR5W

ROK IX LUTY 1930 ZESZYT 2

.

MIESIĘCZNIK, WYDAWANY STARANIEM POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. KOPERNIKA

n a k ł a d s p. a k c. k s i ąZn i c a-a t l a s t. n. s. w. l w ó w-w a r s z a w a ADMINISTRACJA : LWÓW, CZARNIECKIEGO 12.

01532353234848485353

(2)

PRZYRODA I TECHNIKA

C Z A S O P IS M O , P O Ś W IĘ C O N E N A U K O M P R Z Y R O D N IC Z Y M I IC H Z A S T O S O W A N IU

W ydaw ane przez Polskie Tow arzystw o Przyrodników im. K opernika (B ydgoszcz, K atow ice, K raków, Lwów, Poznań, Sosnowiec, W arszaw a, Wilno). D elegat Z arząd u G łównego Pol. Tow. Przyr.

im. K opernika i przew odniczący K om itetu R edakcyjnego prof.

E. Romer. R edaktor dr. M. K oczw ara.

W y ch o d zi ra z n a m ie s ią c z w y ją tk ie m lip c a i sie r p n ia . A D R E S R E D A K C JI:

D r. M. K oczw ara.

K atow ice, W ojewództwo, W ydział O św iecenia Publicznego.

A D R E S A D M IN IS T R A C JI:

K siążnica-A tlas, Lwów, C zarnieckiego 12.

P. K. O. 149.598.

P re n u m e ra ta r o c z n a z ł. 8-40.

S k ła d y g łó w n e :

K S IĄ Ż N IC A -A T L A S , O ddział w W arszawie, ulica Nowy Św iat 1. 59.

K S IĘ G A R N IA św. W O JC IE C H A , Poznań, plac W olności 1, Lublin i Wilno.

G E B E T H N E R i W O LFF, K raków, Rynek główny 1. 23. — LU D W IK FISZER , Katow ice, P o p rzeczn a 2, i Łódź, Piotrkow ska 47. — R. JA S IE L S K I,

Stanisławów . — W. U ZA R SK I, Rzeszów.

U w agi d la P. T. W sp ó łp ra co w n ik ó w P rzy ro d y i T ech n ik i.

Artykuły i notatki, umieszczane w Przyrodzie i Technice, są hono­

rowane w wysokości 60 zł. za arkusz druku.

Oprócz honorarjum m oże autor otrzymać bezpłatnie 20 egzemplarzy odnośnego zeszytu. Odbitki wykonuje się tylko na wyraźne życzenie autora na poczet honorarjum. Autorzy, reflektujący na odbitki, winni zaznaczyć, w jakiej formie życzą je sobie otrzymać (w okładce, bez okładki, z nadrukiem tytułu lub bez, łamane lub nie i t. p.).

Rękopisy niezużytkowane odsyła się tylko na wyraźne życzenie po u p r z e d n i e m n a d e s ł a n i u n a l e ż y t o ś c i p o c z t o w e j .

T R E Ś Ć :

A . D unajew ski: K ilka słów o tępieniu R zeczy ciekawe.

ptaków d rapieżnych. Co się dzieje w P olsce?

Dr. F. B urdecki: Życie gw iazd. Ruch naukow y i organizacyjny.

H . Teisseyre: Lodow ce A lp. K siążki, które w arto czytać.

Spraw y bieżące. Słow niczek w yrazów obcych i term i- P ostępy i zdobycze w iedzy. nów naukow ych.

(3)

RO K IX. LU TY 1930. ZE S Z Y T 2.

PRZYRODA I TECHNIKA

MIESIĘCZNIK, PO ŚW IĘCONY NAU KO M PRZYRODNICZYM I ICH ZA STO SOW A NIU W YDAW ANY ST AR A NIE M PO LSK IEG O TOW ARZYSTW A PRZYRODNIKÓW IM. KOPERNIKA

A N D R Z E J D U N A J E W S K I, Kraków.

KILKA S Ł Ó W O TĘPIENIU P T A K Ó W DRAPIEŻNYCH.

R yc. 8. O rzeł przedni (A qu ila ch rysa elo s) w ystępuje w P o lsce.

Istnieje po w szechne p rzekonanie, że każd y ptak drapieżny, pospolicie zw an y „jastrzęb iem “, jest szkodnikiem i jako taki po­

w inien być tępiony. Rzecz m a się zupełnie inaczej. S ą w praw ­ dzie ptaki drapieżne, które w yrządzają niejakie szkody człow ie­

kowi, w iększość ich jednak p rzy n o si d uży pożytek. D latego też, jeżeli ktoś, jako m yśliw y albo hodowca, odczuw a szkody, w yrzą­

dzane przez drapieżców i koniecznie chce je tępić, pow inien uw a­

żać, by to tępienie było racjo n aln e i nie obejm owało ptaków po­

ży tecznych.

O bserw u jąc przez kilka lat ptaki, p rzesy łan e do pew nego z a ­ kładu do w ypychania, przekonałem się, że najw ięcej ginie m y ­ s z o ł o w ó w . M yszołów (Bułeo buteo L.) jest to ptak dość duży, w locie cośkolw iek ociężały, zw ykle ciem no u pierzony. P o ż y ­ w i e n i e jego stanow ią praw ie w yłącznie m y s z y i inne drobne g r y z o n i e , przez co p r z y n o s i wielki p o ż y t e k r o l n i c t w u . N iektórzy ornitologow ie tw ierdzą, że m y s z o ł ó w zabija zające a naw et rzu ca się na m łode sa rn y , dokładniejsze jed nak bada­

(4)

5 0 Kilka słów o tępieniu ptaków drapieżnych.

nia sposobu jego życia zaprzeczają tem u. Zapewne, że m ogą się trafić wyjątkow o silne i zuchw ałe jednostki, ale takie nie w cho­

dzą w rachubę. M yszołów chętnie rów nież, zw łaszcza w śnieżne

szeroki, skrzyd ła duże, zaokrąglone, jasn e od spodu, lot ciężki i wolny. N ajczęściej spotyka go się w jesieni i w zim ie, w lecie przew ażnie kry je się po lasach.

W yłącznie zim ow ym gościem jest M y s z o ł ó w w ł o c h a t y ( Archibuteo lagopus Briinn.), zw any także K o s m a c z e m p ó ł n o c ­ n y m . Różni się on od m yszołow a zw ykłego nogam i, upierzonem i aż po palce. T ry b życia tego gatunku jest taki sam jak poprzed­

niego. O bserw ow ano w praw dzie, że m yszołów w łochaty c h w y t a ptaki takie, jak g a w r o n y , k u r o p a t w y , ale to nie przesąd za jeszcze kw estji pożyteczności tego ptaka.

Tej sam ej, m niej więcej, w ielkości co m yszołów jest J a s t r z ą b g o ł ę b i a r z (Astur palumbarius L.). P osiada on nieco krótsze, śpiczasto zakończone sk rzy d ła i długi ogon; jest ogrom nie silny, zw inny i drapieżny. Pożyw ienie jego stanow ią ptaki wielkości kuropatw i gołębi, częstokroć także i w iększe od niego, jak k rzy ­ żówki i bażanty, a naw et zające. W zw ierzostanach w y r z ą d z a d u ż e s z k o d y , czasem wyjątkow o zuchw ałe osobniki stają się P l a g ą k u r n i k ó w , a poniew aż pożytek, jaki przyn osi przez zja­

danie czasem szkodliw ych gryzoni lub ptaków krukow atych, jest niew ielki, m o ż n a g o ś m i a ł o t ę p i ć . Nie znaczy bynajm niej, by jastrząb m usiał być tępiony, gdyż szkody, przez niego w yrzą­

dzone, n a tu ra sam a pokryje z procentem , a sam człowiek więcej z pew nością od niego szkód poczyni.

Jastrzębiem w m iniaturze jest bardzo u n a s pospolity Kr o - g u l e c (Accipiter nisus L ) . Równie zw inny i drapieżny, z wyglądu naw et podobny, tylko m niejszy , krogulec potrafi dobrze się dać

zim y, jada padli­

nę i dlatego za­

trułem mięsem tępi się go bardzo licznie.

R yc. 9. M yszołów (B uteo bu teo L.). Sylw etk a ptaków drapieżnych w locie (w ed łu g dr. J. Hoffm anna).

Zdaleka nietrud­

no rozpoznać m y ­ szołow a, zw ła­

szcza w locie.

Ogon jego jest sto sunkow o krótki i

(5)

Kilka stów o tępieniu ptaków drapieżnych. 51

we znaki drobnem u ptactw u, zw łaszcza w zim ie. Szczególnie jest on niepożądanym gościem w ogrodach, obfitujących w ptaki śpiew ające.

N arów ni z krogulcem stoi K o b u z (Falco subbu- teo L.). S zczu p lejszy od kro- gulca, jest o wiele od niego s z y b sz y i zw in niejszy dzięki bardzo długim skrzydłom . R ozpoznać go łatwo po ciem nem , popielałem u pie­

rzen iu i białej kraw atce na szyi. Choć w śród drobnych ptaków , zw łaszcza polnych, a naw et jaskółek, robi duże sp u sto sz e n ia , to jed n ak s ta ­ nowczo nie zasłu gu je na tę­

pienie. O prócz ptaków bo­

wiem podstaw ę jego p o ż y ­ w i e n i a stanow ią o w a d y i to przew ażnie s z k o d n i k i , j ak np. c h r a b ą s z c z e i w a ż k i .

B liski k rew niak kobuza D r z e m l i k (Falco aesalon Tunst.), podobny do niego, lecz m n iejszy , żywi się w y­

łączn ie m ałem i ptakam i.

U n a s przebyw a drzem lik w yłącznie przez zim ę i nigdzie nie jest liczny, dlatego też i szkody, w yrządzone przez niego nie są wielkie i zupełnie nie potrzeba ich b rać w rachubę.

W okresie letnim n ajczęstszy m ptakiem drapieżnym jest P u s t u ł k a (Cerchneis tinnunculus L.). Bronzowo upierzona na grzbiecie, zdała łatw a jest do rozpoznania. C h a ra k te ry sty c zn ą jej c e ch ą jest długie zaw isanie w pow ietrzu zapom ocą szybkich p o ru szeń skrzydeł. Podobnie jak m yszołów ż y w i s i ę głównie m y s z a m i i żabam i i s z k ó d żad n ych n i e w y r z ą d z a . C zasem m oże się zdarzyć, iż chw yci jak ą ś chorą czy postrzeloną k u ro ­ patw ę, poza tern ptaki chw yta bardzo rzadko, a r o l n i k o w i od­

d aje w i e l k i e u s ł u g i .

N arów ni z nią zasłu g u ją na bezw zględną o c h r o n ę rzadkie

4*

Ryc. 10. Sylw etki ptaków d rap ieżnych w lo cie (w edług dr. J. H offm anna). 1 — Kobuz (Falco subbu teo L.). 2 — P u ­ stułka (C erch n eis tinn u n cu lu s L.). 3 — Jastrząb ( fis tu r

pa lu m b a riu s L.).

(6)

5 2 Kilka słów o tępieniu ptaków drapieżnych.

u n a s : podobna z u pierzen ia P u s t u ł ę c z k a (Cerchneis Naumanni Fleisch.) i K o b s z y k (Erythropus vespertinus L.).

Poza tem i istnieje jeszcze wiele gatunków ptaków drapieżnych, z których n a uw agę zasług u ją tylko orły i błotniaki. R eszta są

to przew ażnie ptaki rzadko spotykane i jest rzeczą obo­

jętn ą, czy są szkodnikam i czy nie, a ze względu na sw ą rzadkość nie pow inny być tępione.

Orłów m am y u n a s cztery gatunki. O r z e ł p r z e d n i (Aquila chrysaeios L.), najw ięk­

szy z n aszy ch ptaków drapież­

nych, jest bezw arunkow o wiel­

kim szkodnikiem , ale dziś n a ­ leży do rzadkości. Dw a inne gatunki orłów, O r l i k (Aquila maculata Gm.) i O r l i k g r u - b o d z i o b y (Aquila clanga Pal.), są zn acznie m niejsze, słabsze,

Ryc. 11. Pustułka C m h n e jsjm n u n cu fo s Ł. sam iec g p o ż y w i e n i e i c h S t a n o w i ą

głównie gady i płazy i dlatego zaliczam y je do ptaków pożytecznych. O rlik zw ykły zdarza się u n a s dość często, zw łaszcza w okolicach lesisty ch i bagnistych, a poniew aż jest niezbyt płochliw y, często byw a zabijany.

Z pom iędzy ptaków, należący ch do rodziny orłow atych, należy jeszcze parę słów pośw ięcić rybołow owi (Pandion haliaetos L.).

Ptak ten, w ielkością sw oją znacznie p rzew y ższający jastrzębia i m yszołow a, przebyw a w okolicach, obfitujących w rybne wody, ale nie należy do bardzo pospolitych. Zw ierzchu popielaty, od spodu biały, łatw y jest do rozpoznania także i z powodu zupeł­

nie odm iennego lotu. Pożyw ienie jego stanow ią w yłącznie ry b y a poniew aż jest bardzo żarłoczny, w gospodarstw ach ryb ny ch d u ż e m oże w yrządzić s z k o d y .

Inne ptaki z tej rodziny są u n a s naogól bardzo rzadkie.

Z czterech gatunków błotniaków , n ajpospolitszym jest B ł o t ­ ni a k s t a w o w y (Circus aeruginosus L.). Jeżeli chodzi o ptactwo, jest on w ybitnym szkodnikiem , natom iast w gospodarstw ach r y b ­ n y ch poniekąd pożytecznym . D ość duży, ciem no-brunatno upie­

(7)

Kilka słów o tępieniu ptaków drapieżnych. 5 3

rzony, z ja s n ą plam ą n a tyle głowy, w locie niezbyt szybki i zw inny, przew ażnie poryw a zdobycz z ziem i lub wody. G nieź­

dzi się i w iększą część ży cia spędza na staw ach i bagnach.

Żywi się ptactw em w odnem i błotnem , czasem poryw a także m łode zające. Poniew aż niektóre ptaki wodne żyw ią się n a ry b ­ kiem , błotniak, tępiąc je, oddaje pew ne p rzy słu g i, dla m yśliw ego jedn ak jest wrogiem . T rz y inne gatu n ki błotniaków są znacznie m n iejszem i szkodnikam i i znacznie rzadziej od staw owego się zdarzają.

D o ptaków b a r d z o p o ż y t e c z n y c h , które należy starann ie o ch ran iać, należą w szystkie s o w y z w y j ą t k i e m p u h a c z a i d w u g a t u n k ó w p u s z c z y k a , bardzo u n a s rzadkich. P u ­ li a c z (Bubo bubo L.) nie jest pospolity, zaw sze jedn ak trzeba się liczyć z tem , iż, gdzie się pojawi, w y r z ą d z a w zw ierzostanach s z k o d y bardzo d u ż e . P o zn ać go bardzo łatwo po rudo-bronzo- w em pierzu, d uży ch czubk ach piór n a głowie i dużym wzroście.

Je st to najw ięk sza sow a krajow a. P u s z c z y k l a p o ń s k i czyli s o w a m s z a r n a i s o w a u r a l s k a są tej sam ej praw ie w ielko­

ści co puhacz, lecz ze względu na ich rzadk o ść nie bierzem y ich pod uw agę.

O polow aniu i tępieniu p ta ­ ków d rap ie żn y c h dużo m ożna pow iedzieć. Z asadn iczo są trzy sp osoby zabijania. P ierw szy to polow anie, albo p rzy gnieździe, albo na up atrzo n em m iejscu na danego ptaka. W pew nych w y­

padkach m ożna tą m etodą o sią ­ gnąć dobre rezultaty, a jeszcze m a ona jed n ą ogrom ną zaletę, że się wie, do czego się strzela, i nie zabija się ptaków p o ży ­ teczny ch. O ile chodzi o tępie­

nie drapieżników w w iększych

ilościach, to nadaje się do tego R yc. 12. Puhacz m y śliw sk i (fot. J. M achlew ski).

polowanie z puhaczem . W szyst­

kie ptaki dzienne nie znoszą widoku p u h acza i, dostrzegłszy go, rzu c a ją się nań zażarcie. Polow anie polega na tem , że żywego, w zględnie w ypchanego pu h acza sad za się w otw arłem m iejscu

(8)

5 4 Życie gwiazd.

w lesie na drążku, a strzelec chow a się opodal w budce. Ptaki drapieżne, sp o strzegłszy swego znienaw idzonego wroga, zlatują się i atakują go, a wtedy m ożna je łatwo strzelać. Najwięcej biją n a p u h a c z a j a s t r z ę b i e , k r o g u l c e , m y s z o ł o w y i w r o n y . P rzy tym sposobie polow ania rów nież m ożna w ybierać tylko praw ­ dziwe szkodniki. N atom iast zupełnie bezsensow ne jest łapanie ptaków w żelaza. O wiele więcej niż jastrzębi łapie się sów ; to jest pierw szą w adą tego system u, a po drugie jest rzeczą nie­

ludzką kazać złapanem u ptakowi w isieć kilka godzin nieraz za nogi m ocno pokaleczone, albo całkiem pogruchotane i przez pół obcięte.

T rzeci sposób tępienia tp- zatru ta p rzy n ęta. T en sposób daje zazw yczaj rezultaty bardzo obfite ilościowo, ale w ręcz ujem ne ja ­ kościowo. N a przynętę łakom ią się zazw yczaj pierw sze psy, po­

tem koty, wrony i gaw rony, w reszcie m yszołow y. N ajw iększe szkodniki, jastrzębie, rzadko kiedy sk u szą się na padlinę.

Jak z tego w ynika, jeden jest tylko sposób tępienia racjo ­ nalny, to jest polow anie. W praw dzie tym system em najm niej ptaków zabić m ożna, ale choćby naw et nie tępiło się ich wcale, to jeszcze nie w yrządzą one szkód tak w ielkich, by ich racjo­

naln ą ochroną zw ierzyny powetować nie było m ożna. Przeciw nie zaś, zupełn y brak drapieżców wpływ a ujem nie na zw ierzostan, gdyż osobniki chorowite, które pierw sze stają się ich łupem , roz­

m nażają się zanadto. D latego należy zw racać uwagę, by tępie­

niem rzekom y ch szkodników nie zajm ow ali się ludzie, nie zn a­

jący się na rzeczy.

Z in sty tutu A natom ji Porów naw czej U. J.

Dr. F E L IK S BURD ECK1, Warszawa.

ŻYCIE GWIAZD.

R O Z S Z E R Z E N IE „ H O R Y Z O N T U “ A S T R O N O M IC Z N E G O 1V O S T A T N IE M STU LECIU .

G dy na końcu osiem nastego stulecia W illiam H erschel budo­

wał sw e potężne, na owe czasy , lunety, gdy odkrył U rana i roz­

szerzy ł niem al dw ukrotnie rozm iary naszego układu planetarnego, gdy pierw szy rozerw ał zasłonę m gieł D rogi M lecznej i u jrzał setki ty sięcy isk rzący ch się światów, — w iadom ości nasze o gw ia­

(9)

Życie gwiazd. 5 5

zdach stałych były znikom e. A stronom ow ie przyp uszczali, że są to ciała niebieskie, podobne do naszeg o Słońca, ciała, oddalone od n a s tak bardzo, że ru ch obrotow y Ziem i dookoła S łońca w y­

wołuje tylko niedające się zm ierzyć, pozorne p rzesunięcia gwiazd na tle firm am entu. N a tych „ p rz y p u sz c ze n iac h “ k ończyła się n a­

sza w iedza, a astronom ja, obejm ująca li tylko szczupłe granice s y ste m u słonecznego, była w ów czas w łaściw ie tylko astronom ją n aszego układu planetarnego.

Z n a c zn ie jsz y postęp n astąp ił dopiero w ciągu zeszłego stule­

cia, kiedy udoskonalone m etody obserw acyjne i pom iarow e um oż­

liw iły w yznaczenie o d l e g ł o ś c i są sia d u ją c y c h z nam i g w i a z d s t a ł y c h . Praw dziw y przełom datuje się jednak dopiero od chwili, gdy do badan gw iazd stałych zacząto stosow ać a n a l i z ę w i d m o w ą .

Dzięki analizie widm owej m ogliśm y określić skład chem iczny ciał niebieskich, oddalonych od n a s tak daleko, że prom ień św ietlny potrzebuje kilkudziesięciu, a często naw et kilkuset lat, aby przy ­ b y ć do n a s i zaśw iadczy ć o istn ien iu oddzielnej w y sp y k osm icz­

nej w niezm ierzonej p rzestrzen i w szechśw iata.

W n aszem stuleciu do b adań w idm ow ych dołączyły się jeszcze bad an ia zapom ocą i n t e r f e r o m e t r u M i c h e l s o n a , k tóry p o ­ zw ala nam m i e r z y ć ś r e d n i c e g w i a z d stałych, m im o, że n a j­

w iększe naw et lu n ety nie dają nam o brazu ich tarczy.

Wiek XX, a w łaściw ie koniec przeszłego, przyniósł nam jednak, prócz now ych instrum entów obserw acyjn ych , nowe m e­

tody b adania. A stronom ow ie zeszłego stulecia stanęli bowiem przed zadaniem , które pozornie p rzerastało siły ludzkie. Od cza­

sów H ersch ela ilość gwiazd stałych , d ający ch się obserw ow ać zapom ocą lunet, w ynosiła ju ż nie tysiące, lecz dziesiątki m iljo- nów. N ależało teraz każdą iskierkę firm am entu w ydobyć z gwiezd­

nej powodzi, z b a d a ć ją dokładnie, z a k a t a l o g o w a ć , a n a stę p ­ nie u g r u p o w a ć w szystkie gw iazdy w jednolite s z e r e g i r o z ­ w o j o w e . I podczas, gdy dotąd b adan ia gw iazd stałych przepro­

w adzano przew ażnie chaoty cznie, grom adzono znikom e tylko szczegóły, a praw dziw y ocean nieznanego pozostaw ał nieogarnio­

nym , teraz zabrano się do b a d a ń m a s o w y c h , przeprow ad za­

ny c h sy stem aty czn ie na bardzo wielką skalę, zabrano się do obserw acyj s t a t y s t y c z n y c h , które m ogły n am ro zja śn ić tajem ­ nice św iata gwiazd stałych . T akich w łaśnie p rac dokonują dziś obsei w atorja am ery k ań sk ie, w yposażone w najlepsze i n ajsiln iej­

sze pod w zględem optycznym lunety.

(10)

5 6 Życie gwiazd.

T e raz w reszcie zdołano w yjaśn ić wiele tajem nic w szechśw iata.

Z nikają w reszcie m roki, a przed szuk ającem praw dy okiem ludzkiem rozpościerają się kosm iczn e epizody z — życia gwiazd.

T E O R JE P O W S T A W A N I A Ś W I A T Ó W .

Ż ycie gwiazd — oto zagadnienie, które wiąże się nierozerw al­

nie z zagadnieniem pow staw ania światów, zagadnieniem , którego tajem nice daw no duch ludzki prag n ął zgłębić. W edług mitologji h i n d u s k i e j bóg B rahm a, spoczyw ając przez tysiące lat na liściu kw iatu lotosu, stw orzył w reszcie złote j a j o w ielkości w s z e c h ­ ś w i a t a , z którego rozw inąć się m iał cały kosm os. G r e c c y f i l o ­ z o f o w i e p rzyrod y zw racali głębszą uw agę na zasad n iczy pierw ia­

stek, z którego św iat cały został stw orzony i z którego się ro z ­ winął, widzieli go w wodzie, ogniu, ziem i lub pow ietrzu. D ziś rozw ażania ich m ają tylko h isto ry czn e znaczenie. Niem niej ich pojm ow anie kw estji i dziś jeszcze, w epoce, gdy fizyka w elek­

tronach, protonach i fotonach odkryła n ajm n iejsze cegiełki b u ­ dowy w szechśw iata, jest aktualne.

W czasach ju ż now ożytnych, w zeszłem stuleciu, sław ną była t e o r j a rozw oju u k ł a d ó w s ł o n e c z n y c h K a n t a i L a p l a c e ’a dziś jednak ten św iatopogląd, w ytw ór u m y słu francuskiego m ate­

m atyka i niem ieckiego filozofa, u z n a n y jest za nie dający się po­

godzić z w spółczesnem i badaniam i.

N IE Z G O D N O Ś Ć S T A R Y C H T E O R Y J Z N O W E M I F A K T A M I.

Jeszcze dw adzieścia lat tem u w yobrażano sobie życie gwiazd bardzo prosto. G w iazda w yłaniała się z pierw otnego chaosu bar­

dzo rozrzedzonego gazu dzięki zgęszczen iu jego jąd ra jako j a ­ s n a , b i a ł a g w i a z d a o bardzo w ysokiej tem peraturze. W m iarę rozw oju, w skutek u traty ciepła przez prom ieniow anie, blask gw iazdy słabnie i zm ienia się jej barw a. B iałość przechodzi w k o l o r ż ó ł t y , który następ n ie staje się coraz c i e m n i e j s z y , a w reszcie c z e r w o n y i gw iazda, jako cm entarzysko w łasnej, zgasłej w ielkości, oraz m iljardów istot żyw ych, radu jący ch się ongiś życiem na jej planetach , toczy się po swej kosm icznej drodze. R ów nocześnie w skutek stałego k urczen ia się z m n i e j s z a się jej o b j ę t o ś ć , a w z r a s t a g ę s t o ś ć .

W m y śl tej teorji w szystkie gw iazdy c z e r w o n e pow inny od­

znaczać się w i e l k ą g ę s t o ś c i ą , w iększą, aniżeli nasze słońce.

W tym w łaśnie punkcie daw na teorja stała się nieścisłą. Cały

(11)

Życie gwiazd. 5 7

szereg gw iazd c z e r w o n y c h , któ rych średn ice dały się zm ie­

rzy ć lub też teoretycznie obliczyć, okazał się olbrzym im chaosem niezw ykle r o z r z e d z o n y c h gazów. G ęstość np. B eteigeuzy, czerw onej, jasn e j gw iazdy z gw iazdozbioru O rjona, stanow i tylko 1/iooo pow ietrza! Jest to więc gw iazda tak m ało gęsta, że gdyby w ypadło badać ją fizykalnie w n a szy c h ziem skich laboratorjach, m u sie lib y śm y ją nazw ać „ d o s k o n a ł ą p r ó ż n i ą “. Tego rodzaju ciał niebieskich liczy a stro n o m ja m nóstw o i zadały one kłam całej daw niejszej teorji rozw oju gwiazd. W obec tego zaczęto zw ra­

cać uw agę n a gęstość gw iazd i szeregow ać ty p y gwiazd stałych w edług ich ciężaru w łaściw ego.

T E O R J A R U S S E L L ’A G W IA Z D , K A R Ł Ó W 1 O L B R Z Y M Ó W .

W tedy to pow stała sły n n a teorja am ery k ań skiego uczonego R u s s e l l a o g w i a z d a c h o l b r z y m a c h i g w i a z d a c h k a r ­ ł a c h , teorja, która jeszcze dw a lata tem u doskonale w y jaśniała w szystkie niem al objaw y życia kosm icznego. P rzedew szystkiem d^w ne teorje kosm ogoniczne bardzo m ało zajm ow ały się pierwot-

--- b la s k g w ia z d y c ię ż a r g a tu n k o w y g w - — - — te m p e ra tu r a g w ia z d y — -4 - — O b ję to ś ć g w .

m a s a m n ie j w ię c e j stała.

R yc. 13. Rozwdj gw iazd w edług R u sselł’a.

n y m stan em gw iazdy. T e m p era tu ra gw iazdy w jej pierw szem stadjum m iała być bardzo w y so k a; na pytanie, j a k i m s p o s o ­ b e m gw iazda nab yła tak w ysoką t e m p e r a t u r ę , odpowiedzi n i e daw ały.

(12)

5 8 Życie gwiazd.

U R ussella tej trudności n ie m a ; gwiazdy tego typu co Be- teigeuza, o kolorze czerw onym , m ałym ciężarze gatunkow ym i nader nikłej tem peraturze, r o z p o c z y n a j ą b i e g ż y c i a k o ­ s m i c z n e g o . P rzy dalszym rozw oju, w s k u t e k stopniowego z g ę s z c z a n i a się jej m asy , t e m p e r a t u r a stale w z r a s t a , gw iazda zaś p rzy b iera kolor żółty a n astępn ie biały. G w iazda biała posiada najw yższą tem p eratu rę. R ów nocześnie w skutek zgęszczan ia się gazy osiągają tak wielką gęstość, że ś c i ś l i w o ś ć ich r e d u k u j e s i ę d o m i n i m u m . O dtąd już m aterja gwiazdy p r z e s t a j e zachow yw ać się jak g a z d o s k o n a ł y i przy dal- szem zgęszczaniu się t e m p e r a t u r a s p a d a . Ponow nie więc nasze ciało kosm iczne staje się ciałem żółtem, a następnie c z e r - w o n e m z tą jednak różnicą, że g ę s t o ś ć jego p r z e k r a c z a gęstość w o d y , o b j ę t o ś ć zaś stale się z m n i e j s z a : z gwiazdy- olbrzym a staje się gw iazdą-karłem . R ów nocześnie z dw ukrotnem przejściem gwiazdy przez szereg barw , od czerw onej do białej oraz od białej do czerw onej, gw iazda stała dw ukrotnie też prze­

chodzi przez poszczególne ty p y widm owe od typu M do A i od A do M.

N ależy zw rócić uw agę, że w całym tym procesie rozw ojow ym , w edług teorji R oussella, m a s a danej gw iazdy jest m n i e j w i ę c e j s t a ł a , t e m p e r a t u r a w z r a s t a w stanie najw iększego ro zrze­

dzenia gw iazdy, a m a l e j e , gdy gwiazda jest karłem . I ta teorja rozw oju gwiazd m usiała ulec pew nym m odyfikacjom , poniew aż okazało się, że r o z w ó j t e m p e r a t u r y gwiazd przedstaw ia się nieco inaczej, aniżeli sądzono pierw otnie. P rzedew szystkiem trzeba odróżnić tem peratu rę pow ierzchni gw iazdy od tem peratury w nętrza.

P rz y g w i a z d a c h c z e r w o n y c h , niezależnie czy k a r ł a c h czy o l b r z y m a c h , jako ciałach k osm icznych n ajzim n iejszych , t e m p e r a t u r a p o w i e r z c h n i r ó w n a się m niej więcej od 2000° do 4000° C. G w iazdy żółte posiadają tem p eratu rę po­

w ierzchniow ą rów ną około 6000° C, a gw iazdy białe około 12.000° C, jak widać — w zgodzie z teorją R ussella.

G orzej spraw a się przedstaw ia, kiedy obliczym y t e m p e r a ­ t u r ę w n ę t r z a gw iazd: o trzym u jem y ją niem al dla w s z y s t ­ k i c h g w i a z d j e d n a k o w ą , na m iarę ludzką potw ornie w ysoką, m ianow icie rów ną 40 m ilionom stopni C. T ak w ysokie tem p eratu ry m ogą nam się w ydaw ać wprost nie do pom yślenia. T em peraturę 40 m iljonów stopni C lepiej zrozum iem y, jeśli uzm ysłow im y sobie jej znaczenie. P rzy tem peraturze pokojowej m olekuły pow ietrza

(13)

Życie gwiazd. 5 9

poruszają się z śred nią prędkością 500 m etrów na sekundę, gdy ciało jest gorętsze, p rędkość m olek u larn a w zrasta, a p rzy tem p e­

ratu rze 40 m iljonów stopni C śred n ia prędkość m ołekułów w y­

nosi 150 kilom etrów na sekundę.

D la astron om a i dla fizyka ta prędkość bynajm niej nie jest wielką. N asza Z i e m i a po ru sza się dookoła Słońca z prędkością blisko 30 kilom etrów na sekundę. S ł o ń c e w raz z całym u kła­

dem plan etarn y m posuw a się w p rzestrzen i z chyżością 20 kilo­

m etrów na sekundę, gw iazda A r k t u r z a ś w konstelacji W olarza aż 400 km przebyw a w jednej sekundzie. Ja sn e m więc jest, że tem p eratu ra 40 m iljonów stopni C b ynajm niej nie jest czem ś fantasty czn em . C iekaw y jest tu nato m iast fakt, że w łaśnie na tym poziom ie u trzym u je się tem p eratu ra w ew nętrzna w iększości gwiazd.

E d d i n g t o n p rzy p u szcza stąd, że t e m p e r a t u r a ta posiada w ż y c i u gwiazd s p e c j a l n e z n a c z e n i e , bliżej nam zresztą niezn ane, znaczen ie podobne lub analogiczne do tem p eratu ry k ry tyczn ej.

N ierozróżnianie tych dw óch pojęć t e m p e r a t u r y w n ę t r z a gw iazdy i t e m p e r a t u r y jej p o w i e r z c h n i stało się powodem częsty ch niepo ro zu m ień w daw nych teorjach k osm icznych.

Poza tem stw ierdzono na podstaw ie staty sty k i gwiazd, że m a s a g w i a z d u l e g a rów nież z m i a n i e . G w iazdy w o s t a t n i e m stadjum rozw oju m ają zazw yczaj m a s ę znacznie m n i e j s z ą , aniżeli gw iazdy w pierw szem stadjum . Celem w ytłum aczenia tego zjaw iska E d d i n g t o n zm ienił nieco teorję R ussela, przyczem zajm uje się tylko g w i a z d a m i k a r ł a m i . W ywody Eddingtona, dotyczące zarów no zagadn ien ia życia gwiazd, jak i en erg e ty c z ­ nych zapasów Słońca, są poniekąd konsekw encjam i t e o r j i w z g l ę d n o ś c i .

M O D Y F IK A C J A T E O R J I R U S S E L L A P R Z E Z E D D IN G T O N ’A .

W iem y, że na naszej Ziem i życie organiczne istnieje już okoto 1000 m iljonów lat, a drugie 1000 m iljonów lat m usiało u p ły n ąć od chwili p ow stania stałej skorupy. P ytanie, skąd Słońce czerpie tak olbrzym ie zap asy ciepła, że mogło przez tyle m iljo­

nów lat prom ieniow ać je w przestrzeń , trapiło przez poprzednie stulecia u m y sły najw yb itniejszy ch fizyków św iata. P rzez długie lata utrzym ało się tw ierdzenie, że w s k u t e k k u r c z e n i a się gwiazd e n e r g j a m e c h a n i c z n a p r z e t w a r z a s i ę n a e n e r g j ę ś w i e t l n ą i c i e p l n ą i że z a p a s y energetyczne S ł o ń c a

(14)

6 0 Życie gwiazd.

z t e g o w łaśnie ź r ó d ł a pochodzą. N iestety, n asuw ały się tu pow ażne w ątpliw ości z punktu w idzenia długości czasokresów geologicznych. W m y śl praw fizyki p r o c e s k u r c z e n i a Słońca d o s t a r c z y ł b y w y starczający ch ilości e n e r g j i z a ­ l e d w i e n a 20 m i l j o n ó w l at . T y m czasem oczyw istem jest, że Słońce jest starsze od Ziem i, której wiek oszacow ano na dwa mil jard y lat.

T rzeb a więc było znaleźć inne ź r o d ł o e n e r g j i , utajone w sam em w n ę t r z u g w i a z d i w y starczające na czasokresy geologów i astronom ów . F ak ty czn ie we w nętrzu gwiazd udało się znaleźć tak wielkie z a p a sy energji, że czynią one w zupełności zadość w szelkim w ym aganiom . Je st to e n e r g j a , zw iązana z i s t o t ą a t o m ó w , z n a b o j a m i d o d a t n i e m i i u j e m n e m i , z których sk ład a się m aterja.

E n e rg ja ta m oże być w dw ojaki sposób w ykorzystana. K a ż d y atom p rzedstaw ia bowiem ściśle o k reślony z a s ó b u t a j o n e j e n e r g j i . W w ypadku więc p r z e m i a n y m a t e r j i takiej, przy której a t o m r e d u k u j e się do innego a t o m u o m n i e j s z y m z a s o b i e m a t e r j i , w ysw obadza się pew na i l o ś ć e n e r g j i i p r o m i e n i u j e w w szechśw iat. T ak a p rzem ian a m aterji n a stę ­ puje n ap rzyk ład przy p r o c e s a c h r a d j o a k t y w n y c h .

P R Z E M IA N A M A T E R J I N A E N E R G JĘ Ź R Ó D Ł E M Ż Y C IA S Ł O Ń C A .

A by spraw ę zilustrow ać liczbowo, p rzy p u śćm y , że zam ierzam y z jednego kilogram a wodoru stw orzyć odpow iednią ilość helu. F izy cy wiedzą, że jeden a t o m h e l u składa się z c z t e r e c h a t o m ó w w o ­ d o r u , zam iana jest więc m ożliwa. O trzy m alib y śm y w tedy 992 gram ów help i 8 gram ów energji. D la nie-fizyka niezrozum iałem jest znaczenie słów „ o ś m g r a m ó w e n e r g j i “, nie przejm uje się więc tą w iadom ością. T y m czasem 8 gram ów energji odpo­

w iada 80.000 m iljardów kilogram om etrów , czyli tej energji, która byłaby zdolna podnieść na w ysokość jednego m etra b asen w odny długości 100 kilom etrów , szerokości 1 kilom etra i głębokości 80 m etrów !!

G dy b y śm y więc założyli, że Słońce oraz inne g w i a z d y s t a ł e pierw otnie sk ładały się z w o d o r u , z a m i e n i a j ą c e g o się p o w o l i w i n n e znan e nam p i e r w i a s t k i , doszlibyśm y do w niosku, że przy takiej przem ianie w y s w o b o d z i ł y b y się tak potężne i l o ś c i e n e r g j i , że prom ieniow anie słoneczne w y star­

czyłoby na przeciąg 10 m iljardów la t; już taki czasokres w yja­

(15)

śn iałb y nam długość trw ania epok geologicznych Ziem i, oraz epok gw iezdnych naszeg o układu planetarnego.

Je st jed n ak j e s z c z e d r u g a m o ż l i w o ś ć uzupełniania energji gwiazd, m ianow icie zapom ocą z n i s z c z e n i a e n e r g j i . W takim

Życie gwiazd. 61

Ryc. 14. M gławica A nd rom edy.

w ypadku energja w ysw obadzałaby się nie z okazji przetw arzania się atom ów, lecz p rzy całkow item w y czerpan iu się m aterji.

K ażdy z n a s pam ięta z ław y szkolnej zasadę zachow ania m aterji oraz zasadę zachow ania energji. D o dziś zasady te figu­

(16)

6 2 Życie gwiazd.

ru ją w podręcznikach jako odrębne, m im o, że należałoby je w y­

k reślić i na ich m iejscu um ieścić jed n ą zasadę, z a s a d ę z a c h o ­ w a n i a e n e r g j i i m a s y . W tej tylko form ie zasady te odpowia­

d ają n aszy m w spółczesnym dośw iadczeniom i obserw acjom . M a- t e r j a m o ż e bowiem z n i k n ą ć , nie przy jm ując innego kształtu m aterjalnego, lecz z a m i e n i a j ą c się w olbrzym ie z a s o b y e n e r g j i , i odwrotnie, olbrzym ie z a p asy e n e r g j i są potrzebne, a b y — z n i c o ś c i stw orzyć jeden gram , pow iedzm y, w o d y .

S ł o ń c e , prom ieniując, t r a c i stale n a m a s i e , choć ten u by ­ tek jest tak znikom y, że m asy słonecznej starczyłoby na 15 mi- ljonów m iljonów lat (15 biljonów), ab y u trzy m ać prom ieniow anie S łońca na tym sam ym poziom ie natężenia. Jest to okres bardzo długi, lecz gdy w reszcie się skoń czy, nie pozostanie ani jeden gram m asy słonecznej. Poza tern jed nak w ynika z obliczeń, że Słońce będzie świeciło jeszcze znaczn ie dłużej, gdyż w m iarę z m n i e j s z a n i a się m a s y z m n i e j s z a się rów nież prom ienio­

w anie. E ddington w ykazuje, że p rzy bardzo wielkich m asach gw iazd prom ieniow anie jest tak ogrom ne, że każda gwiazda b a r­

dzo prędko m aleje. Z apom ocą obliczeń m ożem y określić dokład­

nie, ile lat m usiała już gw iazda św iecić i na jak długo w ystarczy jej zapasów energji.

P rzem ian a m aterji na energję, tak jak to w idzim y w życiu gwiazd, nie zachodzi nigdy w zw ykłych w arunkach ziem skich.

B ardzo m ożliwem jest, że w łaśnie przy t e m p e r a t u r z e 40 m i ­ l j o n ó w s t o p n i C n a s t ę p u j e n a t y c h m i a s t o w a p r z e ­ m i a n a m a t e r j i n a e n e r g j ę p r o m i e n i s t ą , analogicznie jak przy tem peraturze kry ty czn ej woda przechodzi odrazu w stan gazowy.

E N E R G J A P R O M IE N IS T A P R Z E T W A R Z A S IĘ Z K O L E l W M A S Y M G Ł A W IC K O S M IC Z N Y C H .

Nie należy przyp u szczać, że w yprom ieniow ana w w szech­

św iat energja ostatecznie ulega zatracie. Nic w św iecie nie ginie.

Pod w pływ em tej p r o m i e n i s t e j e n e r g j i , a raczej z n i e j , w y t w a r z a j ą się w przestrzeni k o s m i c z n e j m gławice w r o ­ d z a j u W i e l k i e j M g ł a w i c y w O rjonie, energja zpowrotem zam ien ia się w m aterję. Również i do n a s docierają zw iastuny dzieła tw orzenia się m aterji. Są nim i tajem nicze p r o m i e n i e , odkryte i badane przez dwóch uczonych, K o h l h ó r s t e r a i Mi l - l i k a n a .

(17)

Życie gwiazd. 6 3

O dkrycie f a l k o s m i c z n y c h stanow i najbardziej m oże s e n ­ sa c y jn y epizod z historji rozw oju w spółczesnych badań fizykal­

n ych, warto więc zająć się niem i nieco bliżej. By w yjaśnić, jakim sposobem przekonano się o istnieniu ty ch dziw nych fal eteru, m u sim y jesz c ze zazn aczyć, że p r o m i e n i e R o e n t g e n a i p r o ­ m i e n i e g a m m a , w ysyłane przez ciała radjoaktyw ne, posiadają ciekaw ą w łasno ść jonizow ania pow ietrza, to zn aczy c z y n i ą z po­

w i e t r z a d o b r y p r z e w o d n i k e l e k t r y c z n o ś c i . Prom ienie R oentgena pom agają jakgdyby uw ięzionym na naelektryzow a- n ych przedm iotach elektronom ucieczkę poprzez powietrze do Ziem i. N ader czułe p rzy rz ą d y elektryczne, sam opiszące elektro­

skop y, pozw alają n am zm ierzy ć dokładnie stopień jonizacji po­

wietrza. Jeżeli więc taki e l e k t r o s k o p w skaże dość znaczny stopień j o n i z a c j i a t m o s f e r y , fizyk będzie m ógł z tego zja­

w iska w y sn u ć w niosek, że w pobliżu m u szą znajdow ać się c i a ł a p r o m i e n i o t w ó r c z e , lub też p racu jąca b a ń k a r o e n t g e n o w - s k a . T y m czasem już w roku 1903 zauw ażył Rutherford, że elek­

trosko py w yk azują często j o n i z a c j ę p o w i e t r z a , c h o c i a ż obecność ciał prom ieniotw órczych, lub figlarnie ukrytej wpo­

bliżu m iejsca d ośw iadczenia bańki R oentgena, n i e d a ł a s i ę s t w i e r d z i ć . D alsze badania nad dziw nem zachow aniem się elektroskopów doprow adziły niebaw em do se n sa c y jn y ch wprost w yników .

Pierw otnie p rzypu szczan o, że siedliskiem i źródłem niezn a­

n y c h prom ieni, w yw ołujących reakcję elektroskopów , jest wnętrze Ziem i. Już dośw iadczenia dokonane w roku 1912 przez au strjac- kiego uczonego H e ssa w ykazały m yln o ść takiego tw ierdzenia.

H e ss przy czepił sam opiszące elektroskopy do balonu, które n a ­ stęp n ie p u szczał do rozm aitych w ysokości, aż do 5200 metrów.

Jeśliby nieznan e prom ienie pochodziły z w nętrza Ziemi, to oczy­

w iście w m iarę oddalania się od pow ierzchni naszej planety n a ­ tężenie tych prom ieni pow inno się zm n iejszać, a w raz z nimi jonizacja powietrza. Fakty cznie aż do w ysokości około 700 metrów jonizacja atm osfery m alała, od tej jedn ak w ysokości począw szy elektroskop H essego w ykazyw ał stały w zrost jonizacji powietrza.

Łatwo w ytłum aczyć zachow anie się elektroskopu w niższych w ar­

stw ach atm osfery. T u faktycznie ap arat zapisyw ał działalność prom ieni gam m a radjotyw nych pierw iastków pow ierzchni Ziemi.

N a w y s o k o ś c i 700 m e t r ó w oczyw iście n a t ę ż e n i e tych p r o ­ m i e n i , p o c h o d z e n i a z i e m s k i e g o , j e s t z n i k o m e i wo ­

(18)

6 4 Życic gwiazd.

bec tego nagły w z r o s t j o n i z a c j i p o w i e t r z a w w arstw ach w yższych n i e d a j e się tłum aczyć dzielnością tych z i e m ­ s k i c h p r o m i e n i g a m - m a. Później balony z elek­

troskopam i w znosiły się naw et do w ysokości 15 kilom etrów , a j o n i z a ­ c j a pow ietrza naw et na tych w ysokościach s t a ­ l e w z r a s t a ł a .

To w szystko p rzem a­

wiało za pozaziem skiem , kosm icznem pochodze­

niem tajem n iczy ch tych prom ieni. T ak m niej wię­

cej przedstaw iała się sy ­ tuacja, gdy spraw ą tą zajęli się dwaj uczeni, pracu jący zupełnie oddzielnie, N iem iec K o h l h o r s t e r i A m ery k an in M i l l i k a n .

P R O M IE N IE M IL L IK A N A .

M i l l i k a n postanow ił przedew szystkiem zbudow ać sobie p rzestrzeń, do której tajem nicze prom ienie nie m iałyby do­

stępu. Należało więc stw orzyć m u r takiej grubości, aby do w nętrza dośw iadczalnego pokoju nie m ogły dostać się prom ienie R oentgena i gam m a. G dyby elektroskop nadal w skazyw ał obec­

ność prom ieni etery czn y ch, m u siały b y to być prom ienie ko­

sm iczne. N astępnie należało grubość owego m uru tak pow iększyć, aby i prom ienie k osm iczne do w nętrza k am ery nie docierały.

O trzym anoby tedy m iarę przenikliw ości tych prom ieni.

W m y śl owego planu udał się prof. M i l l i k a n w raz ze swoim asystentem dr. O t i s e m na szczyt góry P ikes Peak, w ysokości 4000 m etrów, i nad er m ozolnie starał się zakryć w ejście do pewnej jask in i grubym ołow ianym m urem . Ku w ielkiem u sw em u zdzi­

w ieniu obaj uczeni przekonali się wkrótce, że nieznane p r o m i e ­ n i e p r z e c h o d z ą p r z e z n a j g r u b s z e i n a j n i e p r z e n i - k l i w s z e ś c i a n y . A ich w ysiłki taki d ały w ynik, jakb y chcieli przez sito n aczerp ać wody. D ośw iadczenia te przekonały Milli-

(19)

Życie gwiazd. 6 5

kana, że budow anie ołowianej śc ia n y nie m iało sen su . T en sam bowiem efekt, jaki spodziew ał się otrzym ać z przebiegu tego do­

św iadczenia, pow inienby nastąp ić p rzy zastosow aniu w arstw y innego m aterjału o odpowiedniej grubości. D oskonale do celów M illikana n ada­

wała się w o d a , któ ra w w a r­

stw ach dowolnej grubości stoi do d y sp ozy cji uczo­

ny ch w jezio­

rac h i m orzach.

D o dośw iadczeń sw ych w ybrał sobie teraz oko­

lice M ount Whit- ney, gdzie na w ysokości 3350

a na w ysokości 2100 m etrów jezioro A r r o w h e a d . Z trudem dostali się do tych w ysokości z p recy zyjn em i aparatam i. W resz­

cie w sierpniu 1925 r. zan urzo n o elektroskop w wodzie Lac M uir. Po w ydobyciu okazało się, że k rzyw a jonizacji pow ietrza opada z w zrostem w ysokości, o siąg ając stan zerow y na głębo­

kości 13 m etrów. N astęp n ie dokonano tego sam ego dośw iadczenia w jeziorze A rrow head. T y m razem ju ż na głębokości 11V2 m etra elektroskop nie w skazyw ał obecności b ad an y ch prom ieni. Owa różnica 1VS m etra w skazała w łaśnie dobitnie na k o sm iczn ą n a ­ tu rę prom ieni. W arstw a atm osfery ponad Lac M uir jest bowiem w ęższa ze względu na jego w yższe położenie, aniżeli w arstw a pow ietrza nad Lac A rrow h ead , nic więc dziwnego, ż e j u ż n a g ł ę b o k o ś c i l i 1/« m e t r a p r o m i e n i e k o s m i c z n e by ły zu ­ p e ł n i e p o c h ł o n i ę t e p r z e z w o d ę i p o w i e t r z e . D ośw iad­

czenia te pow tarzano jeszcze później w Boliwji. O kazało się, że n a t ę ż e n i e p r o m i e n i k o s m i c z n y c h było n i e z a l e ż n e o d p o r y d n i a . W ynikało stąd, że p r o m i e n i e t e ni e p o c h o ­ d z i ł y o d S ł o ń c a . Zauw ażono natom iast, że natężenie pro­

m ieni w zrasta, gdy pew ne okolice D r o g i M l e c z n e j znajdu ją się ponad w idnokręgiem . Z w łaszcza W ielka M gław ica k o n s t e ­ l a c j i A n d r o m e d y m usiała w y s y ł a ć p r o m i e n i e m i l l i - k a ń s k i e .

R yc. 16. D o św ia d czen ia M illikana w ykazały, że nowo odkryte prom ienie p o ch o d zą z przestrzen i k osm iczn ych . Jonizacja u staje w g łębok ości 13 m w jezio rze Muir, za ś w głębok ości 11*5 w jezio rze A rrow head. C iśnienie

a tm osferyczne H i H' p rzeliczo n e na ciśn ienie słupa w ody.

m etrów zn ajd uje się głębokie jezioro M u i r ,

(20)

6 6 Lodowce Älp.

W yjaśniła się rów nież częściow o zagadka nadzw yczajnej p r z e n i k l i w o ś c i p r o m i e n i k o s m i c z n y c h . Bowiem podczas gdy długość fal św ietlnych m ierzy m y , jak wiadomo, ty siączn em i częściam i m ilim etra, do pom iaru długości fal kosm icznych m u ­ sielib yśm y użyć jednostki m ierniczej długości d z i e s i ę c i o - m i l j a r d o w e j c z ę ś c i m i l i m e t r a .

Nic więc dziwnego, że prom ienie tak m aleńkie mogą się p rz e ­ dzierać przez w arstw y ołowiu grubości półtora m etra!

W ielu uczonych uw aża, że p r o m i e n i e M i l l i k a n a powstają przy rozkładzie m a t e r j i n a e n e r g j ę , albo też przy p r z e m i a ­ n i e p i e r w i a s t k ó w o w y ż s z e j e n e r g j i u t a j o n e j na p i e r ­ w i a s t k i m n i e j w a r t o ś c i o w e . T a w yprom ieniow ana m aterja- en erg ja nie ulega, jak w spom nieliśm y już powyżej, zatracie. P o d w p ł y w e m p r o m i e n i M i l l i k a n a t w o r z ą s i ę w p r z e ­ s t r z e n i w s z e c h ś w i a t a m g ł y i g a z y k o s m i c z n e , s t a n o ­ w i ą c e p o c z ą t e k n o w y c h ś w i a t ó w p l a n e t a r n y c h , n o ­ w y c h p r z y b y t k ó w ż y c i a .

Z energji prom ienistej sk ład am y się więc m y, dzieci słonecz­

nego dnia, bytu jące w m orzu etery czn y ch fal. Ze skupionej energji falistej skład ają się atom y i elektrony, chyżo poruszające się w naszem ciele, prądam i elektrycznem i drażniąc nasze nerw y i kom órki mózgowe. Ä gdy po długich, długich m iljonach lat Ziem ia, jako ostygła planeta, k rążyć będzie po odw iecznym sw ym torze, gdy Słońce nasze skurczone, cięższe kilkadziesiąt razy od p latyny, ostatnie resztki swej m aterji w yśle w postaci prom ieni­

stej w w szechśw iat — w ów czas w dalach przestrzen i kosm icznej skłębią się fotony i z chao su rozrzedzonych m as gazow ych w y­

łoni się nowy, m łody sy stem słoneczny, rozpocznie się ponow ny kołowrót tętniącego życia gwiezdnego.

H E N R Y K T E IS S E Y R E , Lwów.

LODOWCE ALP.

I. N IE K T Ó R E F O R M Y R Z E Ź B Y L O D O W C O W E J.

L atem roku 1927 sp ę d z iłe m k ilk a m ie s ię c y na stu d jach g e o lo ­ g ic z n y c h w S zw a jca rji. R ze cz o c z y w ista , studja te p o le g a ły prze- d e w s z y s tk ie m n a lic z n y c h w y c ie c z k a c h w Klp y.

P o z a g eo lo g ją f llp , p o c h ło n ę ły m ą u w a g ę lo d o w ce, a to ze w z g lęd u na w ie lk ie ich z n a c z e n ie k rajob razow e.

(21)

T rzy zjaw iska zaciekaw iły m nie najbardziej. K m ianow icie:

1) form y gór zlodow aconych, 2) lodowce, ich w ygląd i życie, 3) zw iązek form ze stru k tu rą i budow ą geologiczną.

C E C H Y D E N N E J E R O Z J I G L A C J A L N E J . „ K A N T A “.

Jeden z w ielu in teresu jący ch szczegółów morfologji glacjalnej, który poznałem , to n ajgórniejsza część doliny R odanu w okolicy G letsch.

O p is z ja w isk a r o z p o c z n ę od m a łej d y g r e sji.

Jak wiadomo, przekrój poprzeczny d o l i n y n o r m a l n e j , w y­

żłobionej przez wodę pły nącą, m a k s z t a ł t l i t e r y V. G dy w do­

linę tę sp ły n ie lodowiec, to pod w pływ em now ych w a­

runków erozji zm ieni się jej profil poprzeczny. C zęść doli­

ny, leżąca poniżej linji, wzdłuż której górna pow ierzchnia ję ­ zy ka lodowego sty k a się ze sto k a m i, a więc jej d n o , p rzyjm ie f o r m ę U. To też stok doliny, w której gościł lodowiec, podzielić m ożna na dwie krzyw e erozyjne. N o r ­

m a l n ą , ponad górną pow ierzchnię lodowca, i l o d o w c o w ą , poniżej.

N a g ran icy obu k rzy w ych tw orzy się m niej lub więcej w y ­ b i t n e załam anie, czyli t. zw.

k a n t a, podkreślona m ore­

n am i bocznem i (ryc. 17).

Jeżeli dolina zm ienia swój k ierun ek, w ów czas k a n t a szczególnie silnie zaznacza się na zew nętrznej s t r o n i e z a k r ę t u . Zjaw isko to obser­

w ow ałem w dolinie lodowca F isc h e r (ryc. 18). W yobraźm y sobie dolinę zlodow aconą, z której się lodowiec cofnął.

Pod w pływ em erozji rzecznej form a U poczyna powoli zacie­

ra ć się i przechodzi w form ę V.

Lodowce fllp . 6 7

5*

Ryc. 18. S zk ic p rzedstaw ia dolinę W eissbach (Fischer G letsch er), którą dawniej zajm ow ał lod ow iec. Jako jeden ze śladów jego d ziałaln ości p o zo sta ło załam anie

stoku d o lin y , c z y li t. zw. kanta lodow ca.

OL

Ryc. 17. a — a' — a = przekrój p o p r zeczn y d o lin y nor­

m alnej, w yżłob ion ej erozją rzeczn ą ; kontur gruby = p rofil d olin y, w yżłob ion ej przez lod ow iec; b = lodow iec.

(22)

6 8 Lodowce Alp.

Po pew nym czasie jednakże lodowiec znów posunął się naprzód.

B ył w ów czas znacznie m n iejszy niż poprzednio i zajął tylko najgór- niejszą część doliny. D no do­

liny, ponownie zajęte przez lo­

dowiec, przekształca się po raz w tóry w nieckę o przekroju U.

R ozm iary nowej niecki są m niejsze od poprzedniej, sto­

sownie do wielkości lodowca.

W tem stadjum dolina przed­

staw ia form ę złożoną z dwu koryt, odgraniczonych od sie­

bie kan tą (ryc. 19).

S K A L N Y R Y G IE L L O D O W C O W Y .

Pow iedzieliśm y powyżej, że drugie stadjum aw ansow ania lodowca ograniczyło się jedynie do najgórniejszej części doliny.

D no dolinne poniżej czoła lodowcowego przeobraża swój profil nieprzerw anie, czy n iąc go coraz bardziej zbliżonym do litery V.

D no form y V jest w ąskie i głębokie, zaś form y U płaskie,

R yc. 20. G letsch w d olin ie Rodanu. W głębi ry g iel skalny. Na pierw szym planie płaskie dno niecki lodow cow ej. Widać łuki stadjalnych m oren czołow ych , p o ch odzących z okresu cofania się (regresji) lodow ca Rodanu. W zagłęb ien iach m iędzy m orenam i rozpościerają się bagna i p łyną

boczne potoczki.

R yc. 19. Profil doliny, dwukrotnie zlodow acon ej.

a — a' — a' — a = p ozostała część stokdw d olin y, któ­

rych lod ow iec n ie sięgn ął. Pon iżej grubym konturem dwa w sieb ie w łożone koryta lod ow cow e; b — lodow iec.

(23)

Lodowce Alp. 6 9

płytkie i szerokie. Na g ran ic y obu form pow staje r y g i e l s k a ln y , zam y k ający w poprzek dolinę.

P rzy kład takiego ry g la, oddzielającego profil U od form y V, przedstaw ia dolina R odanu powyżej G letsch. Na załączonym ry su n k u (ryc. 20) na pierw szym planie w idzim y płytką i szeroką nieckę lodow ca R odanu, która jeszcze przed stu laty zajęta była przez języ k lodowy.

W głębi dno dolinne zbliża się do typu V, na granicy dostrze­

gam y sk a ln ą barykadę („ry g iel“).

S K A L N Y P R Ó G L O D O W C O W Y .

O koło półtora kilom etra na w schód od G letsch dolina Rodanu rozw idla się na dwie niecki.

O bie niecki odgraniczone są od dna doliny głównej p r o g a m i s k a l n e m i. Próg niecki południow ej, należący do lodowca Grat- sch lu cht, jest ok. 200 m wysoki.

W zniesienie progu pół­

nocnego w ynosi m niej w ię­

cej 500 m. P okryw a go po­

tężn y język lodowca, z pod którego w ypływ ają m leczne wody R odanu.

Lód pęka i łam ie się na urw istym progu, tw orząc las fan tasty czn y ch złom ów, tu rn i i iglic, pom iędzy któ- rem i zieje lab iry n t głębo­

kich szczelin (ryc. 21). B rze­

gam i języ k a sp ad ają k ask ad y potoków. N a brzegu zachod­

nim , gdzie w połowie w yso­

kości progu znajd uje się stro m a gładka ścian a, dzię­

ki in te n sy w n e m u spływ aniu m as lodow ych, raz w raz tw o­

rzą się law iny i z grzm otem staczają się w dół (ryc. 22).

Jak wiadomo, w obszarze, który uległ zlodow aceniu, pow stają p r o g i s k a l n e tam , gdzie łączą się ze sobą dwie doliny, lub w m iejscu, gdzie dolina boczna uchodzi do głównej. M ówimy

(24)

w ów czas o „ z a w i e s z e n i u “ dolin bocznych. Zaw ieszenie tłu ­ m aczy się siln iejszą erozją nagrom adzonych w dolinie głównej

wielkich m as lodowych.

Gdy łączą się ze sobą dwie doliny, wów czas w iększa z nich pow inna uchodzić p ro ­ giem niższym , niż m niejsza.

W okolicy G letsch jest w prost przeciw nie. Niecka lodowca Rodanu, który jest kilkanaście razy w iększy od lodowca G ratschlucht, u cho­

dzi progiem dwa razy w yż­

szym . P rz y p u sz c z a m , że p rzy czy na tej anom alji jest n a s tę p u ją c a :

Lodowiec Rodanu przeła­

m uje się w poprzek bardzo tw ardych granitów , gnejsów i łupków kry staliczn y ch m a­

syw u Kar, w których żłobie­

nie postępuje bardzo powoli.

N atom iast dolna, zaw ieszona część doliny G ratschlucht biegnie wzdłuż m ałoodpor- nych, strzask an y ch w arstw osadow ych, dzielących m asyw R a r od m asyw u G otharda. Stąd szybko postępująca gradacja progu tej doliny.

L A W IN Y .

Jedną z najciekaw szych dolin alpejskich, które poznałem , jest d o l i n a L a u t e r b r u n n e n . G órne jej dorzecze m ieści się u stóp szczytu Jungfrau, ujście za ś do niecki jezior B rienzer i T h u n er znajduje się w Interlaken. Zależnie od skał, przez które dolina L auterbrunnen się przełam uje, zm ienia się jej forma.

W najgórn iejszym odcinku w cina się ona w gran ity m asyw u R a r. Zbocza jej w tern m iejscu są p rzepaściste, a dno w ąskie.

Niżej w kracza w skały osadowe, otulające od północy w spom niany m asyw . Skały te należą przew ażnie do form acji ju rajskiej, wśród nich na plan pierw szy w ybija się kilkaset m etrów gruby pokład w apienia m asyw nego, t. zw. Q uintnerkalk. Pokład ten leży niem al

7 0 Lodowce Alp.

(25)

Lodowce Alp. 71

zupełnie poziom o. W okolicy L au ierb run n en, gdzie dolina przepi­

łowuje w apien Q u in tn er, spad ek jej jest nieznaczny, dno płaskie i szerokie. O ba zbocza w dolnej części tw orzą strom e, praw ie pionowe m u ry skalne.

Pow yżej, gdzie w apień Q uintn er przechodzi w utw ory znacznie m niej odporne, znajduje się rozległe spłaszczenie stoku. Nad niem dopiero w znoszą się zazębione granie i szczyty.

Potoki górskie, spły w ające z pod w ierchów , dostają się na rozległe spłaszczenie, napotykają następnie na przepaściste, często przew ieszone ścian y w apienia Q uin tn er i sp ad ają k askadam i z kilku­

set m etrow ej w ysokości.

B ezsprzecznie n ajpiękn iejszy m jest w odospad L auterbach w L auterbrunnen.

Zdołu widać, jak spieniony potok rzu c a się z kraw ędzi skalnej z zaw rotną szybkością. R uch spadającej wody, w m iarę rozpylania się jej w pow ietrzu, staje się coraz w olniejszy. Na dno doliny opadają tu m a n y gęstej, białej m gły, p o ru szane zlekka przez wiatr.

Silne załam an ie sp ad ku doliny znajduje się poniżej L au ter­

b ru n n en , gdzie serja osadow a, otulająca m asyw f la r , n u rza się pod n asu n ięcie płaszczow in helw eckich.

Ryc. 23. D o lin a Lauterbrunnen i Jungfrau.

(26)

7 2 Lodowce Alp.

N ajpiękniejszą ozdobą okolic L au terb ru nn en jest kraw ędź m a­

syw u fla r, najeżona turniam i w ysokich szczytów . O ślepiająca biel firnów i delikatny seledyn lodowców odcinają się ostro od niżej ległych hal i czarnego p asa lasów.

P okryte św ieżym śniegiem zęby skalne błyszczą na tle ciem ­ nego nieba, które przez k o n trast staje się granatow em .

N ajw yżej w znosi się szczyt Jungfrau, którego północne zbocza są około 3000 m w ysokie i opadają kilku sfopniam i ku dolinie L au terb ru n n en (ryc. 23). Z esuw ające się z pod szczytów firny grom adzą się w ysoko w kotłach sk aln y ch , skąd spływ ają krót­

kie, nabrzm iałe p an cerze lodowe. Lodowce są silnie spękane i porozryw ane na strom ościach zboczy. Potężne m asy lodu

w wędrówce wdół dostają się na kraw ędzie ścian sk aln y ch i zaw isają nad przepaściam i.

K ażdego dnia popołu­

dniu, kiedy lodowiec n a ­ siąkn ięty jest w odą, po­

chodzącą z tajania, i n a j­

bardziej rozluźniony, od­

ryw a się to tu, to tam wielka, zaw ieszona bryła i spada wdół l a w i n ą (ryc. 24). Rozlega się głu­

ch y grzm ot ro ztrzask u ją­

cych się m as. P rzy tłu ­ m ione echo błądzi długo w labiryncie ścian skalnych, niby pom ruk zbliżającej się burzy. A le niebo jest czyste, bezchm urne, granatow e.

Law iny lodowe idą stale wzdłuż żlebów i kom inów, odw adnia­

jący ch zaw ieszone lodowce. M asa lodu, sp adłszy wdół, dostaje się na stożek nasypow y żlebu i tu zatrzym uje się nagle, two­

rząc długi, śn ieżno-biały język.

C ałe to groźne zjaw isko odbywa się w ciągu kilkudziesięciu sekund.

P rz y jrz y jm y się zbliska językow i law inow em u. Tw orzy on m ie­

szan in ę otoczonych brył lodu, pyłu lodowego, śniegu i głazów. N aj­

w iększe b ry ły lodu dochodzą kilku m etrów średnicy (ryc. 25). L a­

w ina topnieje, a głazy, kam ienie i drobne o k ruchy sk ał osadzają się na stożku w formie bardzo nierównej akum ulacji, którą m ożna

Ryc. 24. C zoło św ieżo spad łego języka law inow ego. (N aj­

w iększa bryła ma około 3 m śred n icy ). Język św ieży spoczyw a na daw nym , zn acznie w ięk szy m , który jest

pokryty w ytopionym m aterjałem skalnym .

(27)

Lodowce flip. 7 3

nazw ać m oreną law inow ą.

W m iejscu, gdzie law iny idą bardzo często, stożek po­

k ryw a się grubą w arstw ą brył lodu i śniegu. Każdy ze sp ad ły ch języków law i­

now ych biegnie w innym k ieru n k u . K ażdy m a swój kształt i zasiąg.

Pod niem i huczy potok lodowcowy i woda, spły w a­

jąca z tających lawin. Po­

szczególne języki law inow e

łatwo odróżnić. C zem law ina starsza, tem ciem niejsza, bo dzięki tajaniu grom adzi się na jej pow ierzchni w ytopiony m aterjał skalny.

Śnieżnobiałe są tylko law iny św ieżo spadłe.

Już po pół godzinie p rzy b ierają w y raźn y odcień brudno-żółtaw y, ciem niejąc z każdą chw ilą. Nie cała m asa, która oderw ała się od zaw ieszonego lodowca, dostaje się odrazu na dno doliny. C zęść jej zostaje w górze na rozległych nieraz spłaszczeniach stoku, na szero kich półkach i gzy m sach sk aln ych . Po przejściu law iny, resztki lodu obsuw ają się wdół, co często n astęp u je paroksyzm am i.

M asa m iału lodowego, stoczyw szy się na dno doliny, gdzie w b ezru chu spoczyw a rozciągnięty języ k law inow y, w pada nań, jak sp ieniony potok górski.

W m gnieniu oka w y szuk u je m iejsca n ajm niejszego oporu i, w ijąc się w ężow ym ruchem , żłobi sobie w m aterjale law ino­

wym koryto. Je st to kanjon, nierzadko do dw udziestu m e­

trów głęboki i kilkanaście szeroki (ryc. 26).

Potoki m iału lodowego tw orzą się stale w niektórych m iejscach po p rze jściu la­

w iny (R otalgletscher, law i­

ny sp ad ają tu z w ysokości 1500 ni). Potok taki m oże pły n ąć z przerw am i dwie i trz y godziny. W żerając się w ciało law iny, napotyka w głębi p rzeszk od y w formie

R yc. 26. S tożek law inow y lod ow ca Rotal pod Jungfrau, w id zian y z w ysok ości 400 m . Środkiem stożk a biegnie

kanjon potoku law inow ego.

I

(28)

7 4 Sprawy bieżące.

w ielkich zwałów lodu lub głazów, a nie m ogąc ich przezw yciężyć, try sk a wgórę w form ie fontanny. Z jaw isku tem u tow arzyszy szum , podobny do h u k u w odospadu. Niekiedy przeszkoda jest nie do po­

konania i potok m usi zm ienić koryto, co czyni niezm iernie szybko. Z m iana biegu zachodzi często rów nież w skutek z a sy ­ pania i zatkania kanjonu. N asilenie potoku lawinowego ulega szybkim i zn aczn ym w ahaniom . M asa m iału m oże toczyć się tylko dnem wyżłobionego kan jon u i w ów czas jest niew idoczną zdaleka. Może w ypełniać go po brzegi a naw et w ystępow ać z brzegów i rozlew ać się na znaczn y ch p rzestrzeniach.

S P R ñ W Y BIEŻĄCE.

D Z IE Ł O D E B R O G LIE 'E G O .

R ż do końca zeszłego stulecia fizycy dążyli do wyjaśnienia wszystkich objawów świata materji i energji metodami mechaniki. Nie­

mal bez ogra­

niczeń obowią­

zywało zna­

ne twierdzenie H u y g e n s a :

„Dans la vraye philoso­

phie on con­

çoit la cause de tous les ef­

fets naturels par des rai­

sons de mé­

canique. Ce qu’il faut faire à mon avis ou bien renoncer à toute espe­

rance de ja­

mais rien com ­ prendre dans la physique“.

Twórcą me- chanistyczne- go poglądu na

Świat fizyki Ryc. 27. Maurice

był G a l i l e o G a l i l e i , ojciec fizyki teoretycznej. Dzieło ży­

ciowe N e w t o n a stanowiło okres maksymalnego rozwoju t e n d e n ­ c j i m e c h a - n i s t y c z n e j i zapewniło jej na zgórą dwie­

ście lat pano­

wanie w dok­

trynach fizy­

kalnych naj­

wybitniejszych uczonych. Wy­

dawało się, że po dyna­

m ice newtoń- skiej pozosta­

ną do rozwią­

zania już tylko problemynatu- ry czysto for­

malnej, mate­

matycznej, za­

sadniczo jed­

nak uważano, że fizyka do­

tarła do same­

go jądra istoty

de B rogiie. wszechrzeczy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

barwieniem uczuciowem i t. Jeszcze większe trudności nasuwają się wtedy, gdy bada się dźwięki, wymawiane nie przez nas samych, lecz przez kogoś innego. Wtedy

micznych... Którym metodom przypisać należy w yższą wartość, jeśli chodzi o obliczenie ogólnego wieku ziem i, nad tern zastanow im y się później. W każdym

Jest nią przem ijające podniesienie ciśnienia osm o- tycznego w otacz ającem jajo środow isku... ferm entacja alkoholow a,

danej wyżej liczby porządkowej dla atomu wodoru, zawiera jeden atom tego gazu tylko jeden elektron, przeto jego jon dodatni składa się tylko z samego jądra

u stentora, jeszcze przed podziałem uw idaczniają się zaw iązki now ych p rzy ­ szłych organelli, przedew szytkiem peristom u, w ystępującego przed podziałem tem

U tych ludzi często zjawiał się po kilku latach pracy zespół objawów, ujmowany jako odrębna jednostka chorobowa, nosząca na­. zwę wczesnego inwalidztwa

skuje się jeszcze jako cenny produkt dwutlenek siarki, materjał wyjściowy dla produkcji kwasu siarkowego, którego fabrykacja jest zawsze złączona z prażelnią

W zakresie zwierząt niższych interesował się Zmarły zwłaszcza wirkami, zebrał szczegółowe dane 0 rozmieszczeniu i życiu wypław- ków krynicznych (Planaria