• Nie Znaleziono Wyników

Przyroda i Technika, R. 9, Z. 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przyroda i Technika, R. 9, Z. 10"

Copied!
54
0
0

Pełen tekst

(1)

1 T E C H N I K A

i i l i l i i l l i i i i l l B l i

NCMODWORSKI

K O K IX GRUDZIEŃ 1930 Z E S Z Y T 1 0

MIESIĘCZNIK, WYDAWANY STARAMI,*! POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. KOPERNIKA

NAKŁAD SP. AKC. KSIĄŻNICA-ATŁAS T. N. S. W. LWÓW-WARSZAW A ADMINISTRACJA: LWÓW, CZARNIECKIEGO 12.

(2)

PRZYRODA I TECHNIKA

C Z A S O P IS M O , P O Ś W IĘ C O N E N A U K O M P R Z Y R O D N IC Z Y M I IC H Z A S T O S O W A N IU

W ydaw ane przez Polskie Tow arzystw o Przyrodników im . K opernika (B ydgoszcz, K atow ice, K raków , Lwów, P oznań, Sosnow iec, W arszaw a, W ilno). D elegat Z arząd u G łównego Pol. Tow. Przyr.

im. K opernika i przew odniczący K om itetu Redakcyjnego proi.

E. R om er, w iceprzew odniczący proi. M. Siedlecki. R edaktor d r. M. K oczw ara.

W y c h o d z i r a z n a m ie s ią c z w y j ą t k ie m lip c a i s ie r p n ia . A D R E S R E D A K C JI:

D r. M. K oczw ara.

Katow ice, W ojewództwo, W ydział O św iecenia Publicznego.

A D R E S A D M IN IS T R A C JI:

K siąźnica-A tlas, Lwów, C zarnieckiego 12.

P. K. O, 149 598.

P r e n u m e r a t a r o c z n a z ł. 8-40.

S k ła d y g łó w n e :

K S 1Ą Ż N IC A -A T L A S , O ddział w W arszaw ie, ulica N owy Św iai 1. 59.

K S IĘ G A R N IA św. W O JC IE C H A , Poznań, plac W olności 1, Lublin i Wilno.

G E B E T H N E R i W O LF, K raków , R ynek główny i. 23. — L U D W IK FIS Z E R , K atow ice, P oprzeczna 2, i Łódź, Piotrkow ska 47. - R. JA S IE L S K I,

Stanisław ów . — W. U ZA R SK I, Rzeszów.

U w a g i dla P. T. W sp ó łp ra co w n ik ó w P r z y r o d y i T ech n ik i.

Artykuły i notatki, umieszczane w Przyrodzie i Technice, są hono­

rowane w wysokości 60 zł. za arkusz druku.

Oprócz honorarjum może autor otrzymać bezpłatnie 20 egzemplarzy odnośnego zeszytu. Odbitki wykonuje się tylko na wyraźne życzenie autora na poczet honorarjum. Autorzy, reflektujący na odbitki, winni zaznaczyć w jakiej formie życzą je sobie otrzymać (w okładce, bez okładki, z nadrukiem tytułu lub bez, łamane lub nie i t. p.).

Rękopisy niezużytkowane odsyła się tylko na wyraźne życzenie po u p r z e d n i e m n a d e s ł a n i u n a l e ż y t o ś c i p o c z t o w e j .

T R E Ś Ć :

Prof. dr. Odo B u jw id : Jadow ite węże D ypl. inż. J. Lam bor: Jak rośnie i pająki brazylijskie. G dynia.

M. Chejfec: R egeneracja u p ier- Co się dzieje w Polsce.

w otniaków . K siążki, któ re w arto czytać.

Dr. F. B u rd ecki: Rok 1930 w astro - Słow niczek w yrazów obcych i ter-

nom ji. minów naukow ych.

(3)

PRZYRODA I TECHNIKA

M IE S IĘ C Z N IK , P O Ś W IĘ C O N Y N A U K O M P R ZY R O D N IC ZY M I IC H ZA S T O SO W A N IU W Y DAW ANY S T A R A N IE M P O L S K IE G O TO W A R ZY STW A P R Z Y R O D N IK Ó W IM . K O P E R N IK A

W S Z E L K IE P R A W A Z A S T R Z E Ż O N E . P R Z E D R U K D O Z W O L O N Y ZA P O D A N IE M Ź R Ó D Ł A .

Prof. D r. O D O B U J W ID . K raków.

JADOWITE WĘŻE I P A J Ą K I BRAZYLIJSKIE.

W literaturze naszej u derza b rak now szych w iadom ości z d zie­

dziny nauki o w ężach jadow itych i inn y ch w tym k ieru n k u szko­

dliw ych zw ierzętach. Je st to do pew nego stopnia uspraw iedliw ione przez rzad ko ść przypadków szkodliw ych u k ąszeń w kraju. W roku bieżącym m ieliśm y często sposo b n o ść sły sz e ć o napotkaniu w ę­

żów naw et w niektórych w iększych m iastach, jak np. w w arszaw ­ skich p arkach i ogrodach pu blicznych, oraz z różnych m iejsco­

w ości w k raju dochodziły w ieści o u k ąszen iach przez węże, tak iż dep artam en t lekarski w idział się zm u szo n y m w ydać przepis o sprow adzaniu surow icy z parysk ieg o in sty tu tu P asteu ra.

D o ostatnich czasów przypadki u k ąszeń przez najczęściej u n a s spo tyk aną żm iję Vípera berus b yły nieczęste naw et w tych okolicach, gdzie są one częściej spotykane. Tern m niej było

R yc. 180. G ro ź n y w ąż ja d o w ity Ä m e ry k i p d . Ź a ra ra k a L a ch esis lanceolata (B ra z y lja ).

28

(4)

przypadków u k ąszeń śm iertelnych. W okolicy D obczyc, gdzie kilkakrotnie udaw ało mi się napotkać tę żm iję, w przeciągu lat k ilk u n astu raz tylko w idziałem przypadek u k ąszenia dziew czynki, zbierającej jagody w lesie. Skończyło się na silnem , kilka tygo­

dni trw ającem opuchnięciu ukąszonej ręk i i dużem osłabieniu.

B yw ają jed nak przypadki zakończone śm iercią, ale nie posiadam y dotąd staty sty ki takich u k ąszeń u nas. N iewątpliwie obecnie po

rozm aitych w iadom ościach dziennikarskich, niekoniecz­

nie zaw sze opartych na pew­

n y ch podstaw ach, władze san itarn e zarządzą zbiera­

nie pew niejszych danych od lek arzy urzędow ych.

Zw iedzając w roku ze­

szłym osady polskie w Bra- zylji, po starałem się w yw ie­

dzieć na m iejscu o stanie tej spraw y i przekonałem się rów nież, że i tam u k ąsze­

nia nie są tak częste, jakb y to w nosić m ożna z luźnie czerpan ych wiadomości. T u jednak m am y do czynienia z m ocno jadowitem i w ęża­

mi, których ukąszenie jest o wiele groźniejsze i w y­

m aga natychm iastow ego za­

stosow ania surow icy wła-

R y c. 181. C zło w iek , k tó ry p rz e ż y ł u k ą sz e n ie L a ch esis. ś c i w e j .

R am ię, z u p e łn ie p o zb a w io n e sk ó ry i m ięśn i, m u si ulec ^ . . . . . .

amputacji. W B razylji, w edług niesci- słej zresztą statystyki, byw a rocznie okrągło 20.000 ukąszeń przez węże i 4—5000 przypadków śm ierci. W idać stąd, że znaczna część ukąszeń byw a spowodo­

w ana przez węże niejadowite, lub, jeżeli jadowite, to przez wpro­

w adzenie ilości jadu, nie pow odującej śm ierci. N i e j a d o w i t e w ę ż e są zresztą bardzo z w i n n e i r u c h l i w e i powodują zn aczn ą ilość zupełnie nieszkodliw ych u k ą s z e ń . Na tę okolicz­

ność należy położyć duży n acisk, gdyż bardzo często nie m ożna było stw ierdzić, jaki w łaściw ie wąż ukąsił, na to trzeba bowiem

(5)

d osyć zim nej krwi, a u k ą szo n y jest tak przerażo ny , iż nie po­

trafi najczęściej rozpoznać sp raw cy ukąszenia.

Pow iedzieliśm y, że węże niejadow ite są zw inne i ruchliw e.

P r z e c i w n i e m a się rzecz z j a d o w i t e m i . T e zw ykle leżą s p o k o j n i e , zw inięte w obrączkę, i wcale n i e są tak n a p a s t ­ l i w e , jak o tem w ieść niesie. P rzeciw nie, k ą sają raczej we w ła­

sn ej obronie, będąc podrażnione przez niebacznego śm iałka, który niespodzianie zbliży się do ich m ie jsc a sp o czy nk u i w ten sposób je p rzestraszy . M am y liczne opow iadania podróżników , stw ier­

dzające takie zachow anie się wężów jadow itych. T ak C hrostow ski

R yc. 182. I n s ty tu t w B u ta n ta n w s ta n ie S a o P a u lo w B ra z y lji.

w sw ym opisie ptaków P a ra n y podaje p rzyp adek w łasny, jaki go spotkał raz u pew nego, gdy strud zo n y zdrzem nął się na progu swego dom ku w lesie. P oczuł on w pewnej chwili jakieś dotknięcie zim nego, śliskiego ciała, p rzesuw ającego się po jego bosej nodze, którą w y ciągnął poza próg. Gdy się ocknął, zobaczył pokaźnej wielkości ż a ra rak ę (Lachesis), która w łaśnie prześlizgnęła się po jego nogach. W ielkie szczęście, powiada, że nie cofnąłem nogi, byłaby m ię niechybnie ukąsiła. G rzechotnik, gdy się doń ktoś zbliża, w ydaje szm er, z odległości kilku kroków dokładnie sły ­ sz an y , przez szybkie p o ru szanie u m ieszczonej na końcu ogona grzechotki, niby dla ostrzeżenia.

C a l m e t t e p ierw szy przed 30 laty stw ierdził skuteczność surow icy, w ytw orzonej zapom ocą szczepienia koniom coraz więk-

28*

(6)

R y c. 183. P o m ie sz czen ie d la zło w io n y ch w ężdw ja d o w ity ch w B u ta n tan .

szych daw ek jadu wężowego. B adania te w dalszym ciągu p rze­

prow adzał w B razylji dr. V i t a l B r a z i l , który naprzód urządził insty tut w stanie S. Paulo, B utantan, gdzie pierw otnie p rzy rz ą ­ dzano s u r o w i c e p r z e c i w w ę ż o w e dla całej B ra z y lji; obecnie przeniósł się on do N ictheroy wpobliżu Rio de Janeiro i tam u rz ą ­ dził in n y zakład pryw atny, gdzie w ytw arza różnego rodzaju su ro ­ wice lecznicze, a rów nież przeciw w ężow ą. T utaj także pracuje J e a n V e l l a r d , jeden z n ajlep szych św iatow ych znaw ców p a ­ jąków jadow itych; w ytw orzył on pierw szy s u r o w i c ę p r z e c i w - p a j ę c z ą . Bardzo ciekaw e w yniki o trzym ał V ellard, badając skórną w y d z i e l i n ę niektórych ż a b : pokazało się, że jest ona t r u j ą c ą już w bardzo m ałych daw kach d l a niektórych w ę ż ó w j a d o w i t y c h , po w prow adzeniu do żołądka. Po kilku m inutach wąż pada przy silnych sk u rczach całem ciałem . Jest to jad, który tern się różni od jad u wężów, że nie m ożna przeciw niem u w ytw orzyć antytoksyn y , jak to się dzieje z jadem wężów, których jad jest zatem praw dziw ą toksyną, podobną w działaniu do toksyn bakteryjnych.

W ęże jadow ite dzielim y na dwie g r u p y : Colubridae i Viperidae.

Colubridae dzielą się rów nież n a dwie grupy: Opistoglyphae i Pro- łeroglyphae. P i e r w s z e z nich m ają zęby jadow ite, um ieszczone ztyłu poza szeregiem zw ykłych zębów niejadow itych, d r u g i e m ają silne ale ruchom e zęby, um ieszczone na przedzie szczęki

(7)

górnej, opatrzone k a n a łe m , przez które przechodzi jad po u k ąszen iu do ran y . Z n am y dwie ich podrodziny: Hydrophilinae wodne i Elapinae lądowe.

Do nich n ależy o k u l a r ­ n i k , nie sp o ty k an y w Bra- zylji, o raz częsta dosyć w B razylji k o r a l ó w k a , niebezpieczna, ale bardzo rzadko k ąsająca. Rodzina Viperidae posiada zęby ja ­

dowite, m ające k an ał cal- R yc. 184. K o ściec głow y n ie ja d o w ite g o w ęża P ty a s m u c o s u s.

kowity, niby ru rkę, przez

cały ząb prow ad zącą; podniebienie i szczęka dolna posiadają zęby niejadow ite. D zielim y je na dwie p od rodzin y: Viperinae i Crotalinae. U w szy stk ich wężów kości szczęk są luźno połą­

czone, co pozw ala im n a połykanie zw ierząt, których w y m iar sz e ­ rokości jest w iększy od w y m iaru węża. P ołykanie odbyw a się powoli i z w ielkim trudem , ale soki traw ienia są tak silne, że zw ierzę połknięte jest po pew nym czasie straw ione w zupełności, tak iż w odchodach pozostaje tylko pierze i s ie r ś ć ; kości zostają w zupełności rozpuszczone. J a d , w ydzielany p r z e z g r u c z o ł y , odpow iadające u zw ierząt ssą c y c h gruczołom p r z y u s z n y m , słu ży nietylko do p a r a l i ż o w a n i a ruchów zdobyczy, ale rów nież i do jej straw ienia. Skóra

wężów pokryta m alem i łuszczkam i na grzbiecie, dużem i n a dolnej po­

w ierzchni b rzu cha. W ę­

że żyw ią się zw ierzęta­

mi ssą c e m i, płazam i, ptakam i, niektóre z nich m ają szczególną zdol­

ność n iszczen ia wężów jadow itych, będąc sam e niew rażliw em i na u k ą ­

szenie. T ak a niejadow ita R y c. 185. K o ściec giow y ja d o w iteg o g rz e c h o tn ik a

3 C ro ta lu s D u rissu s.

Mussurana, długości pół­

tora m etra i grubości ręki, pozw ala się dotykać i brać, łagodnie patrzy w oczy, ow ijając się koło ręki nieledwie pieszczotliwie, flle po p o ł k n i ę c i u j a d o w i t e j żararak i łub grzechotnika staje

(8)

R yc. 186. M u ss u ra n a , p o ły k a ją c a L a c h c s is .

się nagle n i e p r z y s t ę p n ą i k ą ś l i w ą w pierw szym czasie po połknięciu, potem z a p a d a w s e n , trw ający dwa tygodnie. Po upływ ie tego czasu gotowa do ponownej uczty. Jest praw ie nie do pojęcia, w jaki sposób wąż ten, długi na półtora m etra, może połknąć żararak ę, długości co najm niej 75 cm, a więc połowę w łasnej długości. T rudno byłoby tem u uw ierzyć, gdyby się na w łasne oczy nie widziało.

Mussurana jest n ajlepszy m tępicielem wężów jadow itych i n a­

leży jak najw ięcej rozpow szechniać znajom ość z tym pożytecz­

nym w ężem w śród kolonistów brazylijskich, którzy na nieszczę­

ście m ało o tem dotąd w iedzą i zabijają węże niejadow ite, po­

dobnie jak w szystkie, napotkane na drodze, szkodliwe.

N iekiedy węże jadow ite zapełzają do m ieszkań w pogoni za m y szam i i szczu ram i i m ogą być niebezpieczne w razie spotkania i przypadkow ego podrażnienia. O pow iadają o przypadku pewnej A ngielki, która odbyła podróż do E u ro p y z wężem w walizce.

R yc. 187. H erp eto d rya s s e x -c a r in a tu s , n ic ja d o w ity w ąż b ra z y lijsk i.

(9)

W idocznie sz u k ają cy sch ro n ien ia m ały Bungarus, jeden z bardzo niebezpiecznych wężów ind y jsk ich , tuż przed podróżą w łaści­

cielki walizki dostał się tam i przeleżał spokojnie, aż został do­

strzeżony dopiero po p rzy b y ciu na m iejsce.

W B razylji z gatunku Elaps m am y tylko jednego przedstaw i­

ciela pod postacią k o r a l ó w k i , niew ielkiego węża o p rze ślic z ­ n y c h b a rw a ch : różow ej, żółtej i czarn ej, ułożon ych w postaci pasków , pierścieniow ato um ieszczo ny ch na całej pow ierzchni.

O niebezpieczeństw ie, w ynikającem z u k ąszen ia k o r a l ó w k i , krążą p rzesadne w ieści w opow iadaniach. U kąszenie tego węża, jakkolw iek niebezpieczne, jest bardzo rzadkie, lak iż naw et su ro ­ wica przeciw tym u kąszen io m nie jest dotych czas w ytw arzana.

Z opow iadania dra Y itala B razila, jednego z n ajw ybitniejszych

R y c. 188. M u s s u ra n a — O xy r r h o p u s cloelia.

znaw ców , których m iałem sp osobność poznać, dow iedziałem się, że w ciągu 20 lat p raktyki nad bardzo licznem i ukąszeniam i przez in n e węże b razy lijsk ie m iał on do czy nienia raz jeden tylko z u kąszen iem koralówki.

Je st dużo koralów ek niejadow itych, zupełnie z pierw szego w ejrzenia podobnych do jad o w ity ch ; są one naw et bardziej n a­

pastliw e niż jadow ite. S tąd też w ynika dużo po m y śln y ch w yle­

czeń, do ko nanych zapom ocą środków , zupełnie nie m ających żadnego działania leczniczego, pom iędzy innem i np. bardzo po­

spolicie stosow anego n ad m an g an ian u potasu.

D aleko pospolitszym i naw et bardzo w niektórych okolicach rozpow szechnionym jest gatu n ek Lachesis czyli Bełrops. Lachesis mutus jest też najw iększym jadow itym w ężem brazylijskim , m oże

(10)

R yc. 189. G rzec h o tn ik . C ro ta lu s te rrificu s.

on dochodzić do trzech i pół m etra długości i grubości ram ienia silnego m ężczyzny. Jest to t. zw. S u r u k u k u (Surucucu). Lachesis m a kilk anaście odm ian, których jady nie są w działaniu zupeł­

nie jednakow e, dlatego też do w ytw arzania surow icy leczniczej bierze się zw ykłe 7 różnych jadów.

Z rodziny Crołalinae m am y w B razylji do czy nienia naj­

częściej z jednym tylko przedstaw icielem , m ianow icie Crotalus

R yc. 190. Z b ieran ie ja d u w ęża n a p ły tk ę sz k la n ą . P o w y su sze n iu ja d u szcze p i się konia d la o trz y m a n ia su ro w icy le c zn ic zo -zap o b ieg aw cz ej.

(11)

terrificus, który tem się odznacza, że posiada, j‘ak to już w spo­

m niano, na końcu ogona rodzaj grzechotki, zapom ocą której daje zn ać o swej bliskości.

U kąszen ie k a ż d e ­ go z ty ch trzech ro ­ dzajów wężów w y­

m aga osobnego ro ­ dzaju surow icy, którą się też przygotow uje w trzech o d m ian ach:

soro anłibołropico, s.

anticrołalico i s. p o ­ lyvalente, działające przy p o k ąsan iu przez n iez n a n y gatunek węża.

S urow ica działa

t v l k O W 0 W C Z 3 S 2 f d v ^ y c * 191' M artw ic a n a ra m ie n iu po u k ą sz e n iu p a ją k a

J 9 o J L y c o s a raptaria.

została zastosow ana

nie później, jak w godzinę lub najw yżej dwie po u kąszeniu. P rz e ­ chow uje się bez zm ian y w łasności leczniczych długie lata w ciem ­ ności i w chłodzie. Pow inna się znajdow ać w każdym dom u kolonisty w raz ze strzykaw ką,

gdyż od szybkiego zastosow ania zależy jedynie skuteczność.

Co do p a j ą k ó w należy za­

znaczy ć, że pow szechnie z n an y p t a s z n i k , p ająk o l b r z y m i e j w i e l k o ś c i , gdyż dochodzi do śred n icy 20 centym etrów w peł­

nej rozpiętości sw ych długich k osm aty ch nóg, o grubości pra­

wie palca m ałego dziecka, jest w łaściwie n i e s z k o d l i w y m lub m ało szkodliw ym , jak tw ier­

dzi V ellard. P ająk ten nie żywi się w cale ptakam i, lecz żabam i i jaszczu rk am i. Są natom iast inne szkodliw e, a naw et m ogące

o śm ierć przypraw ić, m ianow icie R yc. 192. L a sio d o ra curtia.

(12)

Licosa raptaría, Ctenus ferus i Ctenus nigriventer. V ellard w ostatnich cza­

sach przygotow uje przeciw ko ich u kąszen iu surow icę leczniczą. Po u k ą­

szeniu niektórych z nich pozostają duże m artw iaki skóry i części m ięk­

kich, długo nie gojące się, nie­

kiedy okaleczenie dochodzi do ko­

ści i m usi się skończyć odcięciem kończyny.

Na tych krótkich uw agach koń­

czę, jakkolw iek odczuw am pobudkę bardziej w yczerpującej p racy o w ę­

żach i jadow itych rybach, pająkach i owadach. Spraw ę tę nieco ob­

szerniej poru szyłem w m ojej pracy o sto su n k ach zdrow otnych w B razylji, w ydanej przez In sty tut N aukow y E m igracy jny .

Pom im o to brak w naszej literatu rze obszerniejszego dzieła w tym kierunk u .

M. CHE/ FEC, Warszawa.

REGENERACJA U PIERWOTNIAKÓW

.

Od czasów pierw szych eksperym entów R b ra h a m a T ra m b ley ’a z roku 1740 coraz liczniejsza rzesza biologów pośw ięca się ba­

daniom zjaw isk regeneracji, czyli zdolności odtw arzania utraco­

n ych lub sztucznie odjętych części, szeroko rozpow szechnionej w św iecie zw ierzęcym .

O czyw iście, z chwilą, gdy nauk a zapoznała się z pierw otnia­

kam i, stały się one w dzięcznym , niem al k lasycznym m aterjałem ek sp ery m en talny m , dzięki którem u udało się zbadać dokładnie bardzo wiele istotnych problem atów regeneracji.

N iesposób w yliczyć w szystkich b adaczy i w szystkie prace, pośw ięcone tem u zag ad n ien iu , wobec czego w artykule tym tylko pobieżnie p ostaram się omówić całokształt zjaw isk reg en e­

rac y jn y ch u pierwotniaków .

B adania obejm ow ały w szystkie g rupy pierw otniaków i pełza­

ków (am eb) do wym oczków (Infusoria) włącznie. N ajprostszy

(13)

ek sp ery m en t polegał n a tem , że określonego pełzaka rozcinano cienkim , o stry m nożykiem , poczem obserw ow ano zachow anie się obu ran io n y ch , raczej rozciętych w ten sposób części. We w szy st­

kich praw ie w ypadkach, z pew nem i ograniczeniam i, notow ano w ystępow anie regeneracji. W edług P h i l i p s ’ a regeneruje jeszcze sncr część osobnika, byleby zaw ierała jądro. Nie należy m niem ać, że części bezjądrow e giną n aty c h m ia st; okazuje się, iż po opera­

cji m ogą żyć jeszcze dłużej lub k ró cej: w dośw iadczeniach P e - n a r d a d o 8 d n i , w dośw iadczeniach S t o l c a i G r u b e r a części bezjądrow e Amoeba proteus żyły do 14 dni, a w poszczególnych w ypadkach do 30 dni po o p eracji; podobnie G rosse A llerm an u trzy m y w ał cząstki bezjądrow e Amoeba terricola do 25 dni.

Stole w ykazał, że takie cząstki reag u ją ru ch am i na pew ne bodźce, m o g ą o d d y c h a ć i w y d z i e l a ć , co jednak stoi w sprzeczności z obserw acjam i inny ch autorów , tw ierdzących, że funkcje te zw iązane są zaw sze z obecnością jąd ra. W każdym razie nie ulega w ątpliw ości, że p l a z m a b e z j ą d r o w a n i e j e s t w s t a ­ n i e d o b u d o w y w a ć n o w e j s u b s t a n c j i ż y w e j , wobec czego części bezjądrow e nietylko u am eb, ale u Difflugia, Polistomella i Orbiłolites, b ad an y ch pod tym względem , na dłuższe okresy nie są zdolne do życia. Istnieje zresztą m ożliw ość, że pozostające przy życiu części bezjądrow e m ogą zaw ierać r o z p r o s z o n ą s u b s t a n c j ę j ą d r o w ą , którą trudno w y k azać; m ożnaby p rzy ­ puszczać, iż m am y w ów czas do czy nien ia z zastępczą rolą chrom i- djów, sp ełn iający ch obowiązki b rakującego jąd ra. W ogóle rola jądra w procesach reg e n e rac y jn y ch nie jest dokładnie zbadana. J. L o e b sądzi, że obecność jąd ra gw arantuje n o rm alny przebieg proce­

sów o k sy dacy jny ch, gdyż w razie b rak u ją d ra procesy te zo­

stają zah am o w an e; wobec czego nietylko nie m oże być m owy o regen eracji, ale i wogóle o jakichkolw iek dalszy ch norm alny ch procesach życiow ych.

Fakty, odnoszące się do reg en eracji o t w o r n i c , s ł o n e c z ­ n i c i p r o m i e n i e , są bardzo nieliczne, a w iążą się ze zdolnością reg en eracy jn ą ich stru k tu r szkieletow ych, która jest doty chczas m ało zbadana. Nie ulega w ątpliw ości, że szkieleciki tych istot, co w ynika z pracy V e r w o r n a n ad Polistomella, m ogą po u szko ­ dzeniu ulegać napraw ie. T en sam badacz om ówił w ystępow anie regen eracji u bardzo dużej prom ienicy Thalassicola i przy tej okazji udało m u się stw ierdzić, iż całkow icie w ydzielone z plazm y jądro rów nież nie jest zdolne do życia, jak i pozostała bez jądra

(14)

plazm a; ani w jednym , an i w drugim w ypadku reg eneracja oczy­

w iście jest niem ożliw a.

U w i c i o w c ó w (Flagellata) obserw ow ano regenerację pew ­ nych organelli. Jest to w edług Kofoida regen eracja fizjologiczna, w ystępująca w norm alnym procesie rozw ojow ym po każdym po­

dziale tych pierw otniaków , obejm ująca ap arat biczykow aty, otwór gębow y i ciałka basalne.

D la sporow ców udało się S o k o ł o f f o w i , L e g e r o w i i Ku - s c h a k e w i t s c h o w i w ykazać, że pew ne greg ary n y (hurm aczki) np. Gregarina polimorpha m ogą regenerow ać pew ne części swego ciała, m ianow icie epim erit, kióry po uszkodzeniu, zam iast norm al­

nego k ształtu okrągłego — guziczkow atego, regeneruje w kształcie w ydłużonym — zaostrzonym .

Zdolności reg en eracy jn e w ym oczków są bardzo daleko po­

sunięte, będziem y tu odróżniać regenerację dwóch typów : re- paracy jn ą i fizjologiczną, zw iązaną z norm alnym procesem roz­

w ojowym , o czem niżej szczegółow o mówić będę. K lasycz­

nym objektem badań jest tu Stentor, zn any pow szechnie ze sw ego trąbow atego kształtu, ze sp łaszczon ą płytą peristom alną, otoczoną dłuższem i rzęsk am i i zw ężającą się stożkow ato ku do­

łowi tyln ą częścią ciała, pokrytą rów noległem i p asm am i m niej­

szych rzęsek.

Stentor posiada długie, paciorkow ate jądro, wobec czego, p rze­

cięty na kilka części, zaw ierających fragm enty jądra, regeneruje doskonale z każdej części zupełnego nowego osobnika, odpowied­

nio tylko zm niejszonego. J o f f sądzi, że w czasie regeneracji wielką rolę spełniają ziarnisto ści m itochondrjalne, rozproszone w plazm ie, grom adzące się w okolicy przecięcia. M iałyby one w spółdziałać z procesem reg en eracyjny m (rys. 194). O kazało się, że reg en eru ją nietylko części z poprzecznych przekrojów , ale według L i l l i e kaw ałki, zaw ierające około V27 części objęto­

ści całego Stentora, stanow iące części przekrojów podłużnych i ukośnych . T ak sam o z badań M o r g a n a nad regeneracją Stentor coeruleus w y nik a, że jeszcze l/m część osobnika jest zdolna do regenerow ania. Podobnie jak stentory zachow ują się bardzo liczne inne badane w ym oczki: Spirostomum, Dileptus, Frontonia, Spathidium, Blepharisma, Stylonychia, Gastrostyla, Oxy- tricha, Pleurotricha i t. p. G ranice jednak regeneracji dla poszcze­

gólnych rodzajów są zm ienne. D la Spirostomum Vss, dla D ilep­

tus V7o —1/75 wielkości norm alnej. Ogólnie jednak powiedzieć

(15)

R yc. 194. A — S trz a łk a d zieli a m eb ę n a dw ie c z ę śc i: ją d ro w ą i b e z ją d ro w ą . B — R e g e n e ra c ja cz ęści ją d ro w ej. C — R eg u lacja i d e g e n e ra c ja cz ęśc i b e z ją d ro w e j. D — S te n to r. L in je p r o s te w sk a zu ją k ie ru n e k sto s o w a n y c h w e k s p e ry m e n ta c h nacięć. E — R e g e n e ra c ja c z ęśc i s te n to ra (a, b, ć). F a z y

r e g e n e ra c ji p o szcze g ó ln y ch części.

m ożna, że im w iększa część reg en eru je, tem łatwiej zachodzi regeneracja, im m niejsza, tem trudniej. C zęści, m niejsze od g ra­

nicznych, giną bezpow rotnie, co jest zupełnie zro zu m iałe; w szak niem a m owy w ty ch w ypadkach o zachow aniu jakiejkolw iek równowagi plazm o-jądrow ej, a zbyt w ielka red ukcja plazm y by­

najm niej nie sp rz y ja regeneracji, która w k ażdym razie w w yso­

kim stopniu jest zw iązana z siłam i rek o n stru k c y jn em i plazm y.

Ze ściślejszy ch , zresztą, badan w ynika, że zdolność do reg ene­

racji może być m niejsza, lub w iększa w poszczególnych czę­

śc ia c h ciała osobnika, oraz zależn a jest od stopnia zróżnicow ania danej części. T ak więc okazuje się z badan F. P e e b l e s a , że p rzed n i koniec Paramaecium caudatum reg en eru je w 64% w y pad ­ ków, pod czas gdy ty ln y tylko w 34% . Jedn ak żadnych prostych zależności dla poszczególnych rodzajów nie m ożem y u s ta lić ; więc Tillina nie w ykazuje żadnych różnic w reg en eracji przodu i tyłu,

(16)

podczas gdy Lincophora reg en eru je tylko określone części peri- stom u, w stęgi rzęskow ej i t. p.

O czyw iście w trak cie b adania reg en eracji nie wolno pom ijać w arunków , w który ch ona zachodzi — sprzy jający ch lub nie­

sp rzy jający ch . Np. dostatek lub niedostatek pokarm u, jak w yka­

zał S o k o ł o f i dla Bursaria, w zn aczn y m stopniu wpływ a na c h arak ter p rocesu reg e n e rac ji; poza tern w ażnym czynnikiem jest czas dokonania operacji w zależności od poprzedniego nor­

m alnego podziału, lub w sto su n k u do m ającego nastąpić. Bardzo często zdolność reg en eracy jn a w zm aga się w okresie podziału bezpłciowego, jak np. dla Uronychia, podczas gdy w norm alnych w arun kach jest ona tylko słabo zaznaczona. O ile pew ne osob­

niki są zm uszon e do regen eracji w trakcie sam ego procesu po­

działowego, reg en eracja w ów czas zachodzi najlepiej, co tłum aczy się w ybitnym wpływem jądra na protoplazm ę w tym w yjątko­

w ym okresie. Szczególnie śc isły zw iązek m iędzy podziałem a re ­ g en eracją zarysow ał się w ek sp ery m en ta ch H a r t m a n n a , który stw ierdził, że przez system aty czn e zm u szan ie am eb i stentorów do regeneracji m ożna proces podziału w ykluczyć, lub odsunąć o bardzo wiele no rm aln y ch pokoleń.

Podobnie w okresie k o n ju g a c ji1) części Spathidium w ykazują w iększą zdolność regeneracy jn ą, niż w okresie w egetatyw nego rozw oju. Ä le naw et w p o szczególnych fazach konjugacji stopień regeneracji jest zm ienny. C zęści, zaw ierające rozproszone jądro duże i degenerujące kaw ałki jąd ra m niejszego, chociaż są zdolne do pew nej regulacji, giną ostatecznie, w każdym razie po zregu- low aniu nigdy się nie rozm nażają.

R egeneracja części organizm u nie jest tylko nowotworzeniem części, lecz jeszcze w w yższym stopniu przeróbką i przem ie­

szczeniem su b stan cji tw órczych w objekcie ranionym . Części rozm aitych partyj w ym oczków m ają rozm aitą budowę, choćby dla przykładu przód i tył stentora, a jed nak po odcięciu ich, każda reg en eru je całość, co przecież m usi być zw iązane z b a r­

dzo istotnem i zm ianam i regenerującego fragm entu. Ciekawe szczegóły tych przem ian w noszą prace S. D e m b o w s k i e j nad Stylonychia, Uronychia i Euploies, gdzie, jak u Stylonychia, nawet uszkodzenie p ojedynczych rzęsków w yzw ala daleko idące procesy reorganizacy jne, zw iązane z uprzedniem uw stecznieniem całego

*) Porów naj arty k u ł tegoż au to ra p. t. R ozm nażanie pierwotniaków . „P rzy ­ ro d a i T ech n ik a“, r. 1929, zesz. X.

(17)

ap aratu rzęskow ego i z odbudow ą ponow ną nietylko uszkodzo­

nych, ale i nieuszko d zony ch przez operację rzęsek.

O ile b e z sp o rn ą jest rola jąd ra dużego w czasie regeneracji u w ym oczków , o tyle kw estja roli jąd ra m niejszego (m icronucleus) jest kw estjonow ana i zdan ia w tej m ierze są podzielone. A czkolw iek w ciągu ostatnich lat sp ra w y te badano Specjalnie, do ostatecz­

n y ch w niosków jeszcze daleko. W ięc J o u n g z badan nad Uro- nychia w nioskuje, że zdolność reg en eracji nie jest zw iązana z jądrem m ałem , którem u p rzy p isu je jedynie rolę generatyw ną.

Z aś Mo o r , chociaż odnajduje w częściach reg e n eru jący ch Spa- thidium i Blepharisma jąd ra m ałe, twierdzi, że w regen eracji nie m ają zbyt w ielkiego zn aczen ia. N atom iast D e m b o w s k a pod­

k reśla, że u b ad an y ch przez nią w ym oczków tylko te części re ­ generu ją, które zaw ierają jąd ra m niejsze. Podobnie p rzypisuje pew ną rolę jąd ru m n iejszem u T a y l o r u Euplotes Patella, z któ­

rego to w ym oczka m ikropipetą usu w ał m icronucleus i stw ierdzał, że takie osobniki nie regenerow ały i po kilku dniach ginęły. W obec ty ch częściow o sp rzeczn y ch w yników spraw a znaczenia jąd ra m niejszego (m icro) w reg en eracji w ym oczków należy wciąż do otw artych.

R egeneracja fizjologiczna w ystępuje w wielu n o rm aln y ch pro­

cesach życiow ych w ym oczków , gdy części ciała ulegają zn iszcze­

niu, przem ianom i na nowo m u szą być odbudow ane. W ystarczy, że w ym ienię k ilkakrotną reo rg an izację p eristom u u stentorów , całego pola peristom alnego u Bursaria truncatella, reorganizację u rzęsien ia przy incystacji, reo rg an izację perystom ów w czasie konjugacji i t. p.

W reszcie jeszcze dalej posun iętą reorg anizację obserw ujem y w czasie podziału poprzecznego, gdzie n otujem y zarów no uw stecz- nienia, jak regu lację i regen erację części popodziałow ych. Jeśli uw zględnim y, że w iększość w ym oczków posiada odrębną budowę przedniej i tylnej części ciała, że po podziale poprzecznym osob­

niki popodziałowe m u szą nietylko dobudow yw ać, ale przede- w szystkiem przeorganizow yw ać całość swego ciała, w ytw arzać now y peristom , cytopyge, dodatkow e w odniczki tętniące i świeże u rzęsien ie, to zrozum iem y, że będziem y tu m ieli prócz p rzebu­

dow y jeszcze daleko p osuniętą reg enerację. Paramaecium cauda- tam np. jest w ym oczkiem a sy m etry czn y m i niem a takiej pła­

szczy zn y , która podzieliłaby go n a dwie zupełnie jednakow e czę­

ści. P rzed n i koniec ciała jest zaokrąglony, ty ln y zaostrzony, więc

(18)

przy podziale poprzecznym k ształt obu osobników siostrzan y ch jest odm ienny. Peristom zajm u je tylko przednią połowę ciała, więc osobnik ty ln y będzie go pozbaw iony. K ażdy osobnik otrzy­

m uje przy podziale tylko jeden w odniczek tętniący, u jednego na przednim końcu ciała, u drugiego zaś na tylnym . Mimo to po pew nym czasie oba osobniki pow stałe pow racają do norm y. F akt ten pociąga za sobą cały szereg konsekw encyj. Poniew aż peri­

stom przedniego osobnika jest dla niego za duży, m usi ulec zm niejszeniu, aczkolwiek posiada skom plikow aną budowę i ści­

śle określone proporcje części, wobec czego sta ry peristom za­

nika — stapia się z protoplazm ą, na jego zaś m iejsce pow staje nowy, m niejszy. N atom iast osobnik tylny, pozbaw iony peristom u, w ytw arza go całkiem na nowo z części, które nigdy do p e ri­

stom u nie należały. Podobnie rzęsk i osobników popodziałow ych są dwa razy za duże i zbyt rzadko osadzone, m uszą więc ulec redukcji jakościow ej i zw iększyć się ilościowo, więc zachodzi znow u zlanie się ich z protoplazm ą i w ytw arzanie na nowo w odpowiedniej w ielkości i ilości. E ktoplazm a i pellicula są rów ­ nież za grube i m u szą ulec ścien czen iu jak i trich ocysty, wod- niczki i t. p. W szystko więc m usi się odkształcić i w ytw orzyć na nowo, ale w nowej ilości i wielkości.

Szczególnie rzu cają się w oczy w ypadki, gdy dzielący się w ym o­

czek trw ałą posiada otoczkę, choćby, jak Coleps hirtus, pokryty był prostokątnem i płytkam i, gdzie każdy popodziałowy osobnik prócz płytek m acierzy sty ch przedstaw ia jeszcze nagą część plazm atyczną, pow stałą w m iejscu brózdy i rozciągnięcia podziałowego. M ożna w tym w ypadku dokładnie obserw ow ać reorganizację stary ch płytek, rzęsek i organizow anie się nowego pokrycia i urzęsienia.

Z aznaczę tylko, że u pew nych w ym oczków, jak np. u stentora, jeszcze przed podziałem uw idaczniają się zaw iązki now ych p rzy ­ szłych organelli, przedew szytkiem peristom u, w ystępującego przed podziałem tem w yraźniej, im lepiej różnicują się dookoła niego przyszłe, w ieksze rzęsk i peristom alne. To sam o tyczy pelliculi, m yonem ów i w szystkich pozostałych stru k tu r. Jednem słowem, przeobrażenia są praw ie całkow ite i bardzo głęboko przetw arzają cały organizm , a w szystkie p ro cesy w rezultacie wiążą się z re­

generacją, która jako reg en eracja fizjologiczna jest czynnikiem norm alnego rozw oju w ym oczków.

Poszczególne pierw otniaki w trak cie swego życia pod wpły­

wem pew nych w arunków , bardzo często eksperym entalnie po-

(19)

z n an y ch , tw orzą odchylenia od n orm aln ych kształtów , wiodące do potw orności. Podobnie potw orne now otw ory m ogą pow staw ać na sku tek regen eracji, w yw ołanej sztucznie. P rzez odpowiednie nacinan ie pew nych p arty j ciała pierw otniaków reg en eru ją części i organelle w odpowiednio zw iększonej ilości w m iejscach n aj­

ro zm aitszych. Jeśli naciąć sten to ra rów nolegle do osi podłużnej, reg en eru ją w ów czas najczęściej dwa peristom y, m ogące się zkolei zlać w nowy pojedynczy, lub przez podział n a stęp n y w ytw orzyć tw ory niezm iernie skom plikow ane, daleko odbiegające od nor­

m aln y c h kształtów (ryc. 195). C a l k i n s i P u b l e s w yw ołali two­

rzenie się potw orności podobnego ty p u u Paramaecium, które c h a ra k te ry z u ją się w zasadzie bardzo m ałą zdolnością reg e n e ra ­

R yc. 195. A , B — S te n ło r . P o d w ó jn y p o tw ó r (d w a p e risto m y ). C — P rz e ro s ty p o tw o rn e n a c ię ty c h P a ra m a e c ió w , a b — lin ia p rz e c ię c ia , c — p o d z ia ł o s o b n ik a ra n io n e g o , d — p o ­ tw o rn o ści p ro s te i o d szcze p ien ie o s o b n ik a n o rm a ln e g o , e, g — p o tw o rn o śc i z ło żo n e z z a r y ­ s a m i n ie całk o w icie w y d zie lo n y ch n o rm a ln y ch o so b n ik ó w , / — w y d z ie lo n y o so b n ik n o rm a ln y .

29

(20)

cji, jednak i te w ym oczki, odpowiednio nacinane, jak w skazuje załączo ny ry su n e k , przy b ierają, przez rozrost i następujące po sobie podziały niezupełne, w prost fantastyczne kształty, f ile n a j­

ciekaw szy jest fakt, że z podobnych m onstrów złożonych o c h a ­ rakterze w ybitnie patologicznym odszczepiają się niejednokrotnie zupełnie n orm alne, całkow icie reg u larn ie ukształtow ane osobniki.

W szystkie te fakty w skazują na to, że regulacja w pew nych oko­

licznościach m oże pójść po linji przerostów a organizm zoperow any w ytw arza w ów czas więcej, niż norm alnie. O peracja staje się tak energicznym bodźcem rozw ojow ym , iż wywołuje tw ory w nor­

m alnym cyklu życiow ym nieistniejące, pouczając nas, że per- spektyw na m oc su b sta n c ji żywej jest zaw sze w iększa, niż jej p erspektyw ne znaczenie.

Dr. F. B U R D EC K I, W arszawa.

ROK 1930 W ASTRONOMJI.

W roku 1930 w zrok astronom ów , zapatrzonych od kilku lat niem al w yłącznie w zjaw iska św iata gwiazd stałych, ponownie na skutek niezw ykle doniosłego odkrycia zw rócony został na m n iej­

szy i bliższy nam św iat planet, toczących się w raz z Ziem ią do­

okoła Słońca. N ajw iększym bowiem niew ątpliw ie sukcesem a stro ­ nom ji w roku przeszłym było odkrycie dziew iątej »wielkiej“ pla­

n ety naszego układu słonecznego, Plutona, dokonane przez a stro ­ nom ów am erykań skich, oraz obliczenie jego orbity przez a stro ­ nom ów u n iw ersytetu Jagiellońskiego z prof. dr. h. c. T adeuszem B anachiew iczem na czele.

Za czasów K opernika znaliśm y, jak wiadomo, sześć planet, m ianow icie (począw szy od najbliższej, a skończyw szy na n a jb a r­

dziej od Słońca oddalonej): M erkurego, W enus, Ziem ię, M arsa, Jow isza i Saturn a. i \ ż do X V III stulecia astronom ow ie sądzili, że poza S aturnem roztacza się pustk a w szechśw iata, bowiem szóstka owych gwiazd błądzących zn an a była ludzkości od p ra ­ wieków i żadne n a jsta rsz e naw et kroniki nie w spom inały, aby odkryto kiedyś now ą planetę. W roku 1781 zostaje odkryty przez W illiam a H ersch ela U ran, pozasaturnow y obywatel naszego układu słonecznego, a w roku 1846 L everrier na podstaw ie teoretycz­

n y ch rozw ażań nad ru ch am i U rana odkryw a pozauranow ego N eptuna. Z chwilą odkrycia N eptuna pole zasięgu naszej ko­

(21)

sm icznej rodziny planet ro zszerzyło się do odległości 4*/2 m iljarda kilom etrów.

C ztery i pół m iljarda kilom etrów — to szalona, na ziem skie stosunki, odległość, jednak jakże m ała w porów naniu do rozm ia­

rów ko sm o su ! W iele jeszcze planet m oże k rąż y ć dookoła Słońca poza N eptunem , a jed nak przestrzeń, dzieląca n a s od najbliższej gw iazdy stałej, nie będzie niem i w ypełniona. G w iazdy stałe bo­

wiem oddalone są od siebie nie m iljardy, lecz biljony i try ljon y kilom etrów.

Istn ien ie jak iejś p lanety pozaneptunow ej przeczuw ał ju ż Lever- rie r i na podstaw ie m ałych odchyleń N eptuna i U rana sta ra ł się

R yc. 196. P a w ilo n o b s e rw a to rju m F lag sta ff, w k td re m R yc. 197. F o to g ra fja cz ęśc i n ie b a , w k td rc j d o k o n a n o o d k ry c ia now ej p la n e ty P lu to n a . o d n alezio n o n o w ą p la n e tę P lu to n a ; tu w sk a ­

z a n a strz a łk a m i.

obliczyć jej kosm iczn ą drogę. Ideę L ev errier’a przejęli uczeni am e ry k ań sc y , a zw łaszcza dwóch z nich zdołało sw e obliczenia doprow adzić do o kreślonych rezultatów . U czonym i tym i byli prol. L a w r e n c e P e r c i v a l L o w e l l , który w roku 1915 ogłosił m em orjał, w którym podaje w przybliżeniu elem enta orbity owego nieznanego ciała niebieskiego, oraz W. H. P i c k e r i n g , dyrektor pryw atnego obserw atorjum w M andeville na Jam ajce. T en ostatni w szeregu artykułów naukow ych starał się dowieść fakt uistnienia przynajm niej jednej p lanety pozaneptunow ej oraz w skazał w p rzy ­ bliżeniu m iejsce na niebie, gdzie należało szukać tej planety.

M ało było nadziei odkrycia p la n e ty pozaneptunow ej, gdyż blask jej m usiał być tak słaby, że tylko najw iększe lunety św iata m ogły b rać udział w niebyw ałym w yścigu. Poza tem najw iększe tru d n o ści nastręczało w yodrębnienie nieznanej planety wśród

29*

(22)

olbrzym iej powodzi gw iazd stałych, w idocznych przez silne lunety.

T rud no ści te i w ątpliw ości nie o d straszyły jednak astronom ów . Z abrali się rzetelnie do szu k an ia m ałej, bladej gwiazdeczki i oto w m arcu tego roku św iat dowiedział się o odkryciu dziewiątej z rzędu planety naszego sy stem u słonecznego. O dkrycie zostało dokonane w o b s e r w a t o r j u m F l a g s t a f f w A rizonie, gdzie pracow ał ongiś wyżej w sp o m n ian y L o w e l l .

D nia 21 sty czn ia dokonano fotograficznego zdjęcia części konstelacji B l i ź n i ą t . N a kliszy zauw ażono w śród wielu gwiazd m ałą plam kę św ietlną, której nie było na tem m iejscu na daw­

n ych fotografjach tej sam ej okolicy nieba. O bserw acje i fotografje dokonane w ciągu n a stęp n y ch dni i tygodni przekonały astro no ­ mów ostatecznie o planetarnej (względnie kom etarnej) naturze nowoodkrytego objektu. B adania swe astronom ow ie am ery k ań scy utrzym yw ali przez siedem tygodni w tajem nicy i dopiero w m arcu zdecydow ali się opublikow ać niezw ykłe odkrycie.

Atoli i nadal astronom ow ie z Flagstaff kierow ali się niezro­

zum iałą (po opublikow aniu odkrycia) „polityką“ otaczania się jak najw iększą tajem niczością. T ak naprzykład już w ciągu kilku tygodni obserw acje europejskie w ykazały znaczne nachylenie

\\ S 1*0 ncc '

O !

/

Ryc. 198. P rz e z trz y zn a n e p o zy c je p la n ety , w d o s ta te c z n ie w ielkich o d le g ło ścia ch , m o ż n a w y k reślić e lip sę to ru p la n ety .

orbity P lutona (w ynoszące przeszło 17 stopni łukow ych) wzglę­

dem ekliptyki. T ym czasem żaden kom unikat Flagstaff-O bserva- tory nie w spom niał nigdzie o tej bardzo przecież ciekawej oko­

liczności.

(23)

S zanse p r ę d k i e g o obliczenia orbity P lutona b yły m inim alne, w prost znikom e. P am iętać bowiem należy o tem , że P l u t o n , ze względu na ogrom ną odległość od Słońca, bardzo powoli prze-

R yc. 199. G d y n a to m ia st tr z y z n a n e p o zy c je p la n e ty s ą z b y t b lisk o siebie, m o ż n a p rz e z nie p rz e p ro w a d z ić n ie je d n ą ale w ięcej k rzy w y ch .

suw a się na tle firm am entu i naw et w ciągu kilku m iesięcy p rze­

byw a niezm iernie m ały, z tru d n o ścią dający się stw ierdzić od­

cinek swej drogi. A stronom ow ie ty m czasem przy obliczaniu orbity m u sz ą m ieć do dyspozycji część orbity o w yraźnej już krzyw iźnie. K w estję tą sta ra m y się w yjaśnić na ry su n k u 198 i 199.

W iedząc, że Słońce zn ajd uje się zaw sze w ognisku orbity planetarnej, m ożem y z łatw ością przez pozycję I, II i III ry su n k u 198-ciego w y kreślić elipsę toru. O czyw iście dokładność określenia orbity będzie zależn a jeszcze od dokładności, z jak ą określone zostały owe pozycje. T ru dniej atoli przedstaw ia się w ypadek, ilu­

stro w an y na ry su n k u 199. T u pozycje obserw ow ane są sto­

sunkow o bliskie i leżą niem al na jednej prostej. U w zględniając poza tem stopień dokładności poszczególnych obserw acyj, bę­

(24)

dziem y m ogli w ykreślić przez punkty I, II i III rozm aite krzyw e, z których każda w gran icach dokładności obserw acji n ajzu p eł­

niej odpowiada danym . T or A jest n ap rzy kład elipsą, której punkt przy sło n eczn y będzie Pa, tor B rów nież będzie elipsą, ale już znacznie w iększą i bardziej podobną do paraboli, punkt przysło­

neczn y będzie leżał zupełnie gdzieindziej, a m ianow icie w Pb- T or C w reszcie będzie naw et h iperbolą, krzyw ą zupełnie nie zam kniętą, różniącą się zasadniczo od każdej elipsy. K jednak każdy z tych torów z w ielką ścisłością odpowiada pozycjom I, II i III.

W łaściw ie więc trzeba było jeszcze czekać przynajm niej rok z rozpoczęciem p rac nad obliczeniem orbity Plutona.

Mimo to astronom ow ie starali się jak najprędzej rozw iązać ten problem . Do p rac y tej zabrali się oczyw iście przedew szystkiem sam i odkryw cy P l u t o n a , astronom ow ie z F l a g s t a f f - O b s e r - v a t o r y . W edług kom unikatu tegoż o bserw atorjum z d n ia 14 kw iet­

nia Pluton m iał się p o ru szać po drodze w yraźnie kom etarnej, czyli po bardzo w ydłużonej elipsie. W ynik ten wyw ołał ogólne zdziw ienie wśród astronom ów , dotąd bowiem nie obserw ow ano jeszcze kom ety na tak znacznej odległości. K om ety tylko wpo- bliżu Słońca jaśn ieją pełnią swego splendoru i rozw ijają ogrom ne swe w arkocze, w m iarę zaś, jak oddalają się od n aszej gw iazdy dnia, a rów nocześnie i od Ziemi, zataczającej swe kręgi sto su n ­ kowo blisko Słońca, zm n iejszają się w arkocze kom et i zazw yczaj już bezpośrednio za orbitą Jow isza kom ety p rzestają być wi­

dzialne naw et przez n ajsiln iejsze lunety.

Mimo obliczeń astronom ów w Flagstaff kom etarny c h arak ter P lutona w ydaw ał się więc bardzo w ątpliwy, a jedn ak m im o ten teoretyczny zarzut kom etarn ą tezę obserw atorów z Flagstaff po­

p arły dane, obliczone przez astronom ów p a ry sk ic h oraz astron o ­ mów obserw . Y erkesa. P a ry sk a orbita bowiem w ypadła niem al parabolicznie, to zn aczy w kształcie tak w ydłużonej elipsy, że trudno było określić punkt orbity, najbardziej od Słońca odległy.

O rbita yerkesow a zaś przed staw ia się naw et hiperbolicznie, to znaczy Pluton, p rzeszed łszy przez punkt, położony najbliżej Słońca, oddala się od n as powoli, lecz stałe w nieskończoności w szech­

św iata i nigdy już nie powróci.

Jak więc w idzim y, kalkulacje astronom ów , u siłujący ch obli­

czyć orbitę niesfornego intruza, doprow adziły do w ręcz różnych, żadną m iarą nie dających się pogodzić rezultatów , a co więcej,

(25)

w ystaw iły n a pow ażny szw ank autorytet zarów no odkryw ców , jak i biorący ch udział w obliczeniu orbity. Gdyby bowiem n atu ra kom etarn a now oodkrytego ciała niebieskiego się spraw dziła, to wtedy n ieu zasad n io n y byłby alarm , podniesiony w spraw ie P lu ­ tona, a cały epizod przedstaw iłby się jako fatalne nieporozum ie­

nie, w którem zrobiono „wiele h a ła su o n ic “. K om ety bowiem są dla astro n om a dość częstem zjaw iskiem . Rok rocznie kilku tych włóczęgów niebieskich

dostaje się w pole w idzenia lunet gw iaździarzy.

W obliczu dosłow nego fiaska sta ra ń zag ran iczn y ch astronom ów zabrał się do rozw iązania zagadki P lu tona prof. dr. h. c. B a n a c h i e - w i c z , dyrekto r obserw ato- rju m uniw. Jagiellońskiego.

A b y m óc w yzn aczy ć do­

kładną orbitę, zw rócił się prof.

B a n a c h i e w i c z 4 kw ietnia na drodze telegraficznej do B iura C entralnego w K open­

hadze z prośb ą o przesłanie now ych obserw acyj P lutona.

N iestety, telegram ten pozo­

stał bez odpowiedzi. N iezra- żony tem , polecił asystentow i obserw atorjum p. K. K o r d y - 1 e w s k i e m u przeprow adze­

nie obliczenia pierw szej przybliżonej orbity kolistej na podstaw ie szczu p ły ch obserw acyj, obejm ujący ch czas od 19 do 26 m arca.

T y m czasem nie nadeszła w praw dzie odpowiedź z K openhagi, lecz cy rk u larze b iu ra centralnego, zaw ierające obserw acje do pierw ­ szego kw ietnia. D ane te posłużyły do m odyfikacji rozpoczętych obliczeń.

Profesor B a n a c h i e w i c z zwrócił się n astępnie bezpośrednio do obserw atorjum Low ella w Flagstaff w A rizonie i, w yrażając g ratu lację z powodu odkrycia Plutona, poprosił o n ad esłanie m ate- rjału obserw acyjnego. N iestety i ten telegram pozostał bez odpo­

wiedzi. M ilczenie obserw atorów z Flagstaff — niew ątpliw ie nie­

R yc. 200. P ro f. d r. h . c. T. B an a ch iew ic z, d y r e k to r o b s e rw a to rju m U n iw ersy tetu Jag ie llo ń sk ie g o .

(26)

uprzejm e i niekoleżeńskie — m ożna jednak w ytłum aczyć tą oko­

licznością, że obserw atorow ie a m ery k ań scy sam i pracow ali nad obliczeniem orbity odkrytego przez nich obyw atela niebios. Ze stanow iska ludzkiego więc zrozum iała jest do pewnego stopnia niechęć w sto su n ku do w szystkich, którzy starali się rów nież w y­

zn aczy ć orbitę ciała przez nich odkrytego. O czyw iście, już sam o odkrycie Plutona było wielkim sukcesem a m ery k ań sk ich uczonych, jed n ak z p unktu w idzenia nauki niepom iernie w iększą zasługą jest ścisłe w yznaczenie orbity odkrytego ciała niebieskiego; w spółza­

wodnictwo naukow e kazało więc praw dopodobnie astronom om z Flagstaff nie zareagow ać n a prośbę polskiego kolegi. Zato jed­

nak apel polski doczekał się odpowiedzi od znakom itego profesora H arvard -O bserv ato ry H. S h a p l e y a , a również uczony rosyjski R . R . I v a n o f f , dyrektor obserw atorjum w Pulkow ie, przesłał swe obserw acje, dokonane w czasie pom iędzy 22 m arca a 4 kwietnia.

D nia 17 kw ietnia przy by ł do K rakow a prof. Ch. H. S m i l e y z( B row n-U niversity, który rów nież b rał udział w obliczeniach orbity krakow skiej, cztery dni później zaś obaj uczeni w ysłali telegram do K openhagi z ponow ną prośbą o przesłanie m aterjału obserw acyjnego.

I ty m razem telegram pozostał bez odpowiedzi.

Mimo w idoczną nieprzy ch y lno ść kopenhaskiej centrali, z n a ­ kom ity nasz uczony postanow ił jednak nie poddać się. Ł ącznie z obserw acjam i, przesłan em i przez profesorów S h a p l e y ’a i I v a - n o f f a , w ręk ach krakow skich astronom ów znajdow ał się m aterjał obserw acy jny , obejm ujący czas od 16 m arca do 4 kw ietnia. C hcąc koniecznie tę przestrzeń czasow ą ro zszerzyć choćby o dwa tygo­

dnie, prof. B anachiew icz uciekł się do niezw ykłego w ybiegu.

Z auw ażył m ianow icie w londyńskiem czasopiśm ie ilustrow anem

„Ilustrated London N ew s“ fotografję okolicy nieba w raz z P lu ­ tonem . W praw dzie dokładny m om ent zdjęcia nie dał się ustalić, fotografja jednak była w yraźna, a w iadom em było, że została dokonana dnia 2 m arca w obserw atorjum F lagstaff; poniew aż zaś Pluton posuw a się bardzo powoli, więc naw et om yłka o całą godzinę w oznaczeniu m om entu zdjęcia nie m ogła zaw ażyć na w yn ikach obliczeń. Fotografja została skrupulatnie w ym ierzona i ro zszerzy ła odrazu am plitudę m aterjału obserw acyjnego o owe up ragnione dwa tygodnie.

flto li m im o niezw ykły ten w ybieg m aterjał pozostałby jeszcze niew y starczający , gdyby astronom ow ie krakow scy nie rozporzą­

(27)

dzali doskonalą teo rją r a c h u n k u o r b i t i e f e m e r y d p r o f . dr . B a n a c h i e w i c z a .

N iestety, nie m ożem y tu w y jaśn ić arkanów genjalnej teorji naszego św ietnego uczonego, p o staram y się jednak zwrócić uwagę p rzy n ajm n iej na zasad niczą jej ideę.

R y c. 201. O rb ita P lu to n a i c z te re c h g ó rn y c h p la n e t. N a jm n ie jsz a o d leg ło ść P lu to n a o d sło ń ca

= 4.440 m il. k m . N ajw ię k sza 7.440 m il. k m . R ok P lu to n a (cza s je d n eg o o b ie g u d o o k o ła sło ń ca )

= 251 la t ziem sk ich .

Mniej więcej 120 lat tem u opracow ane zostały m etody obli­

czenia orbit przez kilku ów czesnych astronom ów z G a u s s ’e m , E n c k e ’m i 0 1 b e r s ’em n a czele. M etoda ta, bardzo skom pliko­

w ana i w ym agająca olbrzym iego nakładu pracy, oparta była na ra c h u n k u logarytm icznym . T ablice logarytm iczne jednak, jak w iadom o, nie dają się stosow ać p rzy form ułach, w których w y­

stęp u ją su m y lub różnice. W obec tego cała teorja orbit, dotąd

(28)

przez uczon ych stosow ana, była w ten sposób zapom ocą roz­

m aitych podstaw iań m atem atyczn ych skonstruow ana, aby nie w ystępow ały w niej ani su m y , ani różnice.

A ż do ubiegłego dziesięciolecia stara teorja orbit, niem al bez zm ian, zadaw alała w ym agania uczonych. W tedy atoli zwrócił prof. B anachiew icz pierw szy uw agę na tę okoliczność, że wobec doskonałych m aszy n do liczenia, które stw orzyła technika ostat­

nich lat, tablice logarytm iczne nie o dgryw ają już dla przyrodnika tej sam ej roli co dawniej. N ależało więc teorję orbit p rzystoso­

wać do użytku m asz y n do rachow ania. Z tej prostej i m ądrej uw agi w y ro sła cała n o w a t e o r j a o r b i t , która nietylko ogrom ­ nie up ro ściła dotychczasow e m etody obliczania, ale, co najw aż­

niejsze, um ożliw iła o trzym yw anie wyników znacznie dokładniej­

szych. Przytem praca um ysłow a rachu jącego zredukow ana jest do m inim um , a om yłka niem al w ykluczona. N iech mi wolno będzie użyć porów nania nieco m oże tryw jalnego : m etoda prof.

B anachiew icza to niby bardzo sp ry tn ie obm yślona m aszyn a, do której w nętrza należy w rzucić cyfry dan y ch obserw acy jny ch;

po w ykonaniu pew nej ilości m ech aniczn y ch obrotów korby, m a­

szy n a w yrzu ca z siebie gotowy w ynik — elem enty orbity, a nieco później obliczone naprzód (czy też w stecz) pozycje planety na tle nieba.

Z odkryciem P lutona n ad arzy ła się w prost cudow na sposob­

ność w ypróbow ania nowej m etody obliczenia orbit p r o f . B a n a ­ c h i e w i c z a na pow ażniejszym objekcie. S y tuacja w tym w y­

padku p rzypom ina łudząco podobne położenie astronom ów z przed 129 lat. W ów czas to odkryta została przez astronom a włoskiego P i a z z i ’e g o pierw sza zrzędu planetoida, nazw ana później C e - r e r ą . N iestety C e r e s m ogła być obserw ow ana przez swego odkryw cę tylko kilka tygodni, a w ieść o odkryciu rozpow szech­

niła się z kilkum iesięcznem opóźnieniem . G dy więc w reszcie astronom ow ie pow iadom ieni o odkryciu mogli się zab rać do obserw acji, C eres przesu n ęła się już o kilkadziesiąt stopni łuko­

w ych od m iejsca odkrycia na tle firm am entu, to znaczy planetka zaginęła w śród powodzi gwiazd stałych. N ależało więc ją ponow ­ nie odkryć, a było to m ożliw e tylko na podstaw ie znajom ości orbity. Atoli astronom ow ie nie rozporządzali w ów czas jeszcze sy stem atyczn ie opracow aną teorją orbit i obliczenie elem entów C erery na podstaw ie sk ąp y ch obserw acji P iazzi’ego uw ażane było za rzecz niem ożliw ą. Problem ten postanow ił rozw iązać

(29)

m łody m atem atyk niem iecki K a r o l F r y d e r y k G a u s s , który już przedtem opracow ał teorję orbit, trzy m ając badanie swe w tajem nicy. W krótkim czasie G a u ss na podstaw ie swej m etody z zadziw iającą ścisło ścią w yznaczył tor C erery.

O becnie m etoda g au sso w sk a zaw iodła i tylko dzięki teorji prof. dr. B anachiew icza udało się w yzn aczy ć tak w cześnie orbitę P lutona.

Już w drugiej połowie m aja obliczenia b yły zasad niczo uk o ń ­ czone. N a podstaw ie tej orbity obliczył p. K. K o r d y l e w s k i , asy ste n t obserw atorjum , pozycje P l u t o n a na nieboskłonie na kilka lat w stecz, by zachęcić astronom ów do p rzejrzenia starych klisz fotograficznych, czy przy p ad kiem nie odkryją tam nowej planety, niezauw ażonej dawniej w śród powodzi gwiazd.

Od końca m aja zaczęły obficiej nadpływ ać do obserw atorjum krakow skiego obserw acje zag ra n ic z n y c h astronom ów . W reszcie na drodze via A n g lja n ad eszły rów nież długo oczekiw ane o b ser­

w acje z Flagstaff z dnia 23 sty cznia, 23 lutego i 23 m arca. P rzy opracow aniu ty ch obserw acyj stw ierdzono, że przy styczniow ej obserw acji (nadesłanej z L ondynu) m u siała być podana fałszyw a w spółrzędna P lutona, m ianow icie m u siała zajść om yłka o jedną sekundę. F ak ty czn ie okazało się, że p rzy p rzep isy w an iu liczb piszący zam iast 6 n ap isał 5. Nie uszło to uw agi n aszy ch a stro ­ nom ów !

Nowe m aterjały um ożliw iły jeszcze dokładniejsze w yznaczenie orbity, choć zm ian y były ju ż m ałe.

N iebaw em też astronom ow ie k rak o w scy m ogli zeb rać pierw ­ sze plony swej owocnej p racy . D nia 20 czerw ca p rz y sz ła w ia­

dom ość, że odkryto P l u t o n a na czterech sta ry c h kliszach z roku 1919 w obserw atorjum n a M o u n t W i l s o n (A m eryka Półn.).

W obserw atorjum zaś Y erkesa znaleziono P lu to n a n a fotografji z roku 1921. N ajbardziej atoli zn am ien n ą była okoliczność, że odkryto białe plam ki, oznaczające P lutona tuż obok m iejsca, obli­

czonego w stecz na podstaw ie orbity krakow skiej. Różnice pom ię­

dzy fotografjam i a obliczeniem były znikom e, choć sw oją drogą p rzy czy niły się zkolei do dalszej m ałej korekty orbity obliczonej.

W przeciw ieństw ie do „ zag ran iczn y ch “ orbit P lutona, obliczony przez prof. dr. B a n a c h i e w i c z a tor tej planety przedstaw ia się jako elipsa niezbyt w ydłużona, p rzy p o m in ająca bardzo elipsy orbit, tak zw anych m ałych planet, i z tego też powodu profesor nazw ał o r b i t ę P l u t o n a „ p l a n e t o i d a l n ą “.

(30)

Fotograficzne potw ierdzenie efem eryd krakow skich udowod­

niło ostatecznie polską tezę planetoidalnego charakteru orbity Plutona. O rbita jego jest w y raźn ą elipsą. O becnie Pluton zbliża się do Słońca i na końcu ro k u 1988 znajdzie się w najbliższem względem Słońca położeniu. O dległość jego od naszej gwiazdy dnia w yniesie w tedy 4440 m iljonów kilom etrów (297 raz y odle­

głość Ziem i od Słońca), a będzie w ów czas m niejsza nieco od odległości N eptuna od Słońca (30 razy odległość Ziem i od Słońca).

Od roku 1988 Pluton będzie się oddalał od Słońca, aż dojdzie do najbardziej w ysuniętego w dale w szechśw iata m iejsca swej orbity, oddalonego o 7440 m iljonów kilom etrów (49 9 jednostek astronom icznych) od Słońca. W tedy zaw róci, by ponownie zbli­

żyć się do królowej naszego układu planetarnego. K ażdy obieg dookoła Słońca trw a 251 lat ziem skich — czyli tak długim jest rok Plutona.

N asz ry su n e k 201 w yobraża względne rozm iary orbit gór­

nych planet (od Jow isza począw szy aż do Plutona). W edług tego ry su n k u m ożnaby sądzić, że orbity P lutona i N eptuna w dwóch m iejscach się przecinają. T ak atoli nie jest. P łaszczy zna orbity Plutona jest nach y lona względem ekliptyki o przeszło 17 stopni łukow ych i z tego powodu ta część plutonow ego toru, która niby koliduje z torem N eptuna, znajduje się znacznie wyżej od pła­

szczy zny N eptunow ej orbity. Podw ójny stereoskopow y ry s u ­ nek 202 (należy go u m ieścić w stereo sko pie; jeśli czytelnik jest krótkow idzem , w y starczy naw et płaszczyzn ę dłoni um ieścić m ię­

dzy oczym a i p atrzyć na ry su n e k w ten sposób, aby każde oko mogło widzieć tylko jeden ry su n ek ) um ożliw ia nam zorjentow a- nie się w p rzestrzen n y m rozkładzie obu orbit planetarnych . Wi­

dać w yraźnie, że m iejsca przecięcia niem a.

W chwili p rzejścia przez punkt p rzy sło n eczn y znajduje się Pluton około 1200 m iljonów kilom etrów ponad płaszczyzną eklip­

tyki. Do orbity N eptuna zbliży się Pluton najbardziej w r. 2020, m ianow icie wtedy, gdy p rzesu n ie się przez płaszczyznę ekliptyki i przejdzie na południow ą gałęź swego toru. ftle i w tem m iejscu jeszcze odległość obu torów w ynosi około 600 m iljonów kilo­

metrów, czyli będzie niem niejsza, aniżeli odległość Jow isza od Ziem i w czasie opozycji jowiszow ej. W roku 2020 jednak N eptun wcale się nie znajdzie w tej części swego toru. Szczególne zbli­

żenie obu tych najbardziej od Słońca oddalonych planet nastąpi dopiero około roku 8430 po nar. Ch. (w yraźnie osiem ty s ię c y ...

(31)

proszę się nie przerazić tych dat, astronom jest do nich p rzy ­ zw yczajony). O statni raz takie zbliżenie się nastąpiło w r. 1570 przed nar. C hr., czyli w c z asa c h św ietności starożytnego E giptu i Babilonu. W ogóle takie zbliżenia się obu planet następ u ją m niej więcej co 10.000 lat.

K w estja m a sy i objętości P lutona nie jest jeszcze obecnie w yjaśniona i przy p u szczaln ie nieprędko doczekam y się w tej

R yc. 202. R y su n ek s te re o sk o p o w y o rb ity N e p tu n a i P lu to n a . L in ja k re sk o w an a o zn a c z a p ro s tą , w zd łu ż k td re j p rz e c in a ją się p ła sz c z y z n y o rb it. (W ste re o sk o p ie w id ać w y raź n ie ,

że n ie m a ża d n e g o p rz e c ię c ia dw u o rb it).

spraw ie ostatecznej decyzji astronom ów . Nowa planeta świeci słabym blaskiem gw iazdy 15-tej w ielkości i trzeba 10.000 takich iskierek św ietlnych jak Pluton, aby w sum ie otrzym ać św ietlny efekt gw iazdy H lkor, znajdującej się tuż obok M izara w W ielkiej N iedźw iedzicy i służącej astronom om za spraw dzian ostrości wzroku. L o w e l ł spodziew ał się swego czasu, że przeczuw ana planeta pozaneptunow a będzie w praw dzie d o strzegalna tylko przez wielkie teleskopy, jed n ak nie p rzy p u sz c z ał nigdy, że b lask jej bę­

dzie aż tak słaby. I m u szę tu odrazu z a z n a c z y ć : P luton nie odpo­

wiada ani przew idyw aniom Lowella, ani też kalkulacjom P ickeringa.

N aw et p rzy ty siąckro tnem pow iększeniu nie u kazuje się w polu w idzenia lu n ety jako tarcza, lecz tylko jako m atem atyczny punkt św ietlny. Z okoliczności tej m ożem y już w ysnu ć pew ne wnioski co do górnej m ak sy m aln ej g ran icy rozm iarów Plutona. W ynika stąd, że śred n ica P lutona m oże m ierzy ć co najw yżej 6500 kilo­

m etrów. I ta sk ro m na liczba jed n ak m usi na podstaw ie rozw a­

żań jasnościow ych zostać zredukow ana do 5800 kilom etrów.

P rzy jm u jąc około 5000 kilom etrów na długość średn icy Plutona, przy p u szczaln ie nie wiele się om ylim y.

Jeszcze trudniej nam przyjdzie ocenić m asę Plutona. Odpo­

wiednio do jego rozm iarów rów nież i m asa jego będzie praw do­

podobnie bardzo m ała. N a podstaw ie dotychczasow ych obser- w acyj m ożna jedynie stw ierdzić, że Pluton m asą i objętością

Cytaty

Powiązane dokumenty

Saturna nie trudno znaleźć poniżej Wenus. Czas widzialności tej planety również bardzo się skraca w ciągu miesięca. Na początku stycznia zachodzi Saturn blisko

mie, zwierzęciem napozór osiadłem, przecież, jak to stwierdzono w Alpach, schodzi z nastaniem zimy o paręset metrów niżej. Podobne zjawiska dadzą się zauważyć

Powierzchnia wiążącego cementu glinkowego traci bardzo szybko wodę (wskutek ogrzewania się masy), przez co pozostaje, mięk­. szą dzięki niezupełnemu

3) Estryfikowaniem nazyw am y proces powstaw ania estrów (por.. Zagadnienia technolog, wytwarzania tłuszczów na tle stosunków wojennych. E scales użył zam iast

micznych... Którym metodom przypisać należy w yższą wartość, jeśli chodzi o obliczenie ogólnego wieku ziem i, nad tern zastanow im y się później. W każdym

U tych ludzi często zjawiał się po kilku latach pracy zespół objawów, ujmowany jako odrębna jednostka chorobowa, nosząca na­. zwę wczesnego inwalidztwa

skuje się jeszcze jako cenny produkt dwutlenek siarki, materjał wyjściowy dla produkcji kwasu siarkowego, którego fabrykacja jest zawsze złączona z prażelnią

W zakresie zwierząt niższych interesował się Zmarły zwłaszcza wirkami, zebrał szczegółowe dane 0 rozmieszczeniu i życiu wypław- ków krynicznych (Planaria