• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. 32

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. 32"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Nb 32 (1063). W a r s z a w a , d n ia 10 s i e r p n ia 1 9 0 2 r. T o m X X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM .

PRENUMERATA „W SZ E C H ŚW IA T A ".

W W a rsza w ie : rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2. Z p rzesyłk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor W szechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godz. 6 do 8 wiecz. w lokalu redakcyi.

A dres R ed ak cyi: MARSZAŁKOWSKA Nr. 118.

EMIL KRYSTYN HANSEN.

W d. 1 lipca r. b. obchodzono dwu dziestopiącioletni ju ­

bileusz p racy nauko­

w ej słynnego uczo­

n ego duńskiego prof.

E . K . H ansena. J e st- to jeden z najbardziej zasłużonych ju b ileu ­ szów pracy mozolnej, cichej a płodnej. Oso­

bistość ju b ila ta je s t ta k niezw ykła, że k il­

ka szczegółów z ży ­ cia jeg o zajm ie n ie­

w ątpliw ie w sz y st­

kich czytelników' n a ­ szych.

E. K . H ansen u ro ­ d z ił się d. 8 m aja 1842, roku w R ibe w Ju tlan d y i. Ojciec jeg o był niezam oż­

nym m alarzem poko­

jow ym i nie m iał

środków n a kształcenie syna; wobec te ­ go m łody E m il oddany zo stał do sklepu ja k o uczeń. Z aw ód handlow y nie odpo­

w iad ał jed n ak jeg o pragnieniom ; więcej

Emil Krystyn Hansen

stosunkow o pociągało go m alarstw o, to też w 18 roku życia został czeladnikiem m alarskim i udał się na w ędrów kę do różnych m ajstrów . O kazało się wówczas, że Em il m a talent, zw łaszcza do por­

tretów , w ięc poje­

chał do K openhagi z zam iarem dalszego kształcenia się w m a­

larstw ie.

A le i ten zaw ód nie w y starczał mło­

demu Hansenowi, k tó ry zap rag n ął po­

św ięcić się nauce.

Poniew aż nie p o ­ siadał środków ma- teryalnych, więc w dzień zarab iał m a­

larstw em i lekcyami, a w ieczoram i i no­

cam i przygotow yw ał się do egzam inów na nauczyciela począt­

kow ego z w ysił­

kiem nadzw yczaj­

nym, gdyż nie posiadał w ykształcenia średniego. W r. 1864 złożył egzam in nauczycielski i zaraz począł przygo­

tow yw ać się na nauczyciela rządow e­

(2)

498 WSZECHŚWIAT N r 32 go. P odczas ty c h p rz y g o to w a ń w a l­

czył z biedą i chorobą, d w u k ro tn ie zm u­

szony był b rać m iejsce nauczy ciela p ry ­ w atn eg o na wsi, aż w reszcie udało mu się uzyskać stypendyum i to pozw oliło mu przez l a t 3 stu d y o w ać przyrodę w insty tu cie politechnicznym w K o pen ­ hadze. W r. 1871, a w ięc ju ż w 29 roku życia, E m il H ansen złożył egzam in o sta ­ teczn y i pośw ięcił się b adaniom w dzie­

dzinie fizyologii roślin i chemii.

P ie rw sz a p rac a n au k o w a H an sen a w y ­ szła w roku 1873, a b y ła opisem roślin znajdow anych 'w to rfo w isk ach duńskich, w ięc treści paleontologicznej.

N astęp n a p rac a o g rzy b ach duńskich (1876) zysk ała w ielkie uznanie w św iecie naukow ym i odznaczona z o sta ła przez u n iw e rsy te t m edalem złotym .

Od tej chw ili H ansen pośw ięca się w yłączn ie b adan iu grzybów niższych.

P ra c e H ansena nie w y d ały b y jed n a k ow oców ta k pięknych, gd y b y nie w sp ół­

działanie dzielnych o b y w ateli duńskich Jacobsenów , w łaścicieli dw u w ielkich bro w arów w K openhadze. Jaco bseno w ie poznali się w idocznie n a zdolnościach H a n se n a i w ezw ali go do siebie, d ając pracow nię i przyrządy potrzebne a zale­

cając prow adzić b ad an ia nad ferm enta- cyą, ja k o procesem fizyologiczno-che- micznym.

S tało się to w d. 1 lipca 1877 roku, a w ięc przed ćw iercią w ieku.

W e dw a la ta później H an sen z o sta ł doktorem filozofii i dyrektorem oddziału f ilo lo g ic z n e g o pracow ni C arlsberskiej, utrzym yw anej z olbrzym iego funduszu (13 m ilionów koron) o fiarow anego n a cele naukow e przez Jacobsena.

P ra c o w n ia C arlsberska p osiada d ra g i oddział chemiczny, k tó rego dyrektorem by ł doniedaw na zn any chemik ś. p. prof.

K jeldałil.

Zadaniem tej praco w n i, urządzonej niem al z przepychem , je s t p row adzenie badań naukow ych. M a ona c h a ra k te r zam knięty; kierow nicy oddziałów z asy ­ sten tam i pracu ją sami, ale z a to oddani są w yłącznie nauce i m o g ą w yk o ny w ać prace najm ozolniejsze i najtrudniejsze. | P raco w n icy obcy w yjątk o w o tylko są ]

przyjm ow ani w liczbie niew ielkiej. P i­

szący te słow a m iał sposobność p raco ­ w ać tam przez czas dłuższy i przekonać się, co może zdziałać um ysł dzielny w połączeniu z dobrą w olą jednostki czy ogółu.

P ra c a H ansena w laboratoryum Carls- berskiem nazaw sze pozostanie wzorem dla w szystkich pracow ników n a polu nauki. B yła ona w y trw ała, celowa, ci­

cha i um iejętna a bezinteresow na. D la ­ teg o też H ansen może nie je s t ta k „zna- n y “, ja k w ielu innych uczonych, a jed n ak im ię je g o do najw iększych zaliczone być musi. Będąc w 18 roku życia czeladni­

kiem m alarskim , dziś doszedł on do sła­

w y i najw iększych zaszczytów nauko­

wych; je s t członkiem różnych akademij,.

profesorem , otrzym uje dow ody u znania od w ielu insty tucy j ze w szystkich części św ia ta i t. d. N ajw iększą jed n ak ch lu bą H an sena je s t to, co zrobił dla nau ki, a co w krótkości postaram się przedsta­

w ić w drugiej części arty k u łu niniej­

szego.

T eraz jeszcze dodać w ypada, że z o k a- zyi jubileuszu tegorocznego kom itet zło ­ żony z przedstaw icieli w szystkich praw ie k rajó w cyw ilizow anych ofiarow ał H an- senow i m edal złoty n a cześć jeg o w y ­ bity.

B erliński in sty tu t przem ysłu ferm enta­

cyjnego, prócz adresu, ofiarow ał H anse- now i w ielki m edal złoty. To w yróżnie­

nie szczególnie zasługuje na uw agę dlatego, że niem cy z początku zazdro­

ścili H ansenow i pow odzenia w badaniach i sta ra li się n a w e t obniżyć doniosłość jeg o odkryć, ale fa k ty zm usiły ich do zm iany frontu n aw et w stosunku do duńczyka, cieszącego się ich nienaw iścią raso w ą ze w zględu na Szlezw ik i H olszty- nią, k tó re się zniem czeniu nie poddają.

K rólew ski in sty tu t m edycyny dośw iad­

czalnej w Londynie n ad ał oddziałow i bakteryologicznem u nazw ę „The H ansen L a b o ra to ry 11 i t. d.

P ublicznego uczczenia zasłu g ani żad ­ nych uroczystości na w yraźne życzenie H ansena nie było.

Do licznych dow odów uznania i m y dołączam y swoje w yrazy podziw u dla

(3)

N r 32 WSZECHŚWIAT 499 pracy żelaznej oraz życzenia aby prof.

Hansen, doczekaw szy złotych z nauką godów, m ógł jeszcze odpocząć i czas j a ­ kiś p atrzeć na owoce swej pracy.

DZIAŁA LN O ŚĆ N A U K O W A JUBILA TA .

W pracow ni Carlsberskiej H ansen za­

ją ł się głów nie drożdżami. W iedziano już wówczas, dzięki pracom P asteura, że drożdże są istotam i żywem i i zaliczo­

no je do grzybków . N astępnie P a ste u r w swem słynnem dziele „Etudes su r la b iere “ w yraził pogląd, że drożdże uży­

w ane w przem yśle ferm entacyjnym p r a ­ wie zaw sze zaw ierają bakterye, które w yw ołują także procesy ferm entacyjne, najczęściej niepożądane, i psują produkt.

Aby tego uniknąć, P a s te u r radził uży­

w ać drożdży czystych, to je s t pozba­

w ionych bakteryj. H ansen jedn ak nie u w ażał tak ich drożdży za czyste, podej­

rzew ając, że drożdżaki, pozornie jed n a ­ kowo w yglądające, m ogą należeć do różnych odmian i g atunk ó w

T aki pogląd jednakże nie m ógł być p rzy ję ty w nauce bez dowodów. Z abrał się w ięc H ansen do pracy i w ytw orzył now’e m etody badań drobnoustrojów , co za najw iększą zasługę poczytać mu n a­

leży. P o d a ł m ianow icie sposoby otrzy­

m ania hodow li drożdży z jednej jedynej kom órki, a więc hodow li absolutnie czystej. W prow adził do m etodyki badań czynniki fizyologiczne, ja k ciepło, roz- J m aitość pożyw ienia i środowiska, gło- j dzenie, w ysuszanie i t. d., co umożliwiło ścisłe porów nanie w łasności różnych h o ­ dowli drożdży i dowiodło zupełnej słusz­

ności poglądów H ansena.

H odując drożdże w w aru n kach spe- cyalnych, H ansen w yw ołał w nich zanik cechy bardzo ważnej, co potem przeszło dziedzicznie z pokolenia na pokolenie.

W iadomo, że drożdżaki rozm nażają się przez; pączkow anie i przez tw orzenie z a ­ rodników w ew n ątrz kom órki. Otóż przez odpowiednie postępow anie udało się o ty ­ le zm ienić cechy danych drożdży, że p rzestały one tw orzyć zarodniki i zaczę­

ły rozm nażać się w yłącznie przez pącz- \ kow anie. D zisiaj po kilku n astu latach j i po zm ianie m ilionów pokoleń cecha j

utracon a nie pow róciła, pomimo starań w tym kierunku przedsięw ziętych. Takie fak ty m ają w ielkie znaczenie dla teoryi dziedziczności.

N a podstaw ie sw ych badań fizyolo- gicznych H ansen w ytw o rzy ł m etody w y­

dzielania drobnoustrojów z mieszaniny, podał sposoby biologicznego badania po­

w ietrza i wrody, używ anej w przem yśle ferm entacyjnym , w y nalazł sposób prze­

chow yw ania drożdży przez czas bardzo długi bez odświeżania hodowli, w skazał sposoby w zm acniania lub osłabiania p ew ­ nych cech drożdży, dając tym sposobem podstaw ę poraź pierw szy naukow o ści­

słą do wszelkich w niosków i teoryj na tem polu.

N ietylko drożdże były przedm iotem badań H ansena; napisał on kilka rozpraw doniosłych o bakteryach, pleśniakach i grzybach. M etody H ansena znalazły zastosow anie w badaniu ta k częstej dzi­

siaj a niebezpiecznej choroby rakiem zw anej i może um ożliw ią pomyślne roz­

w iązanie tej spraw y.

K w estye ogólno biologiczne zajm ow a­

ły i zajm ują ciągle um ysł H ansena. T e­

raz pracuje on nad w pływ em w a ru n ­ ków zew nętrznych na cechy osobników, a przed la ty napisał klasyczną rozpraw ę o życiu i obiegu w n aturze drożdżaka Saccharomyces apiculatus.

D ługoby jeszcze w yliczać trzeba w aż­

niejsze i mniej w ażne prace naukow e H ansena, więc na tem ju ż poprzestanie­

my, dodając, że wiele z ty ch zdobyczy m a też znaczenie p ra k ty c z n e : w prow a­

dzenie hodow li czystych do piw ow ar- stw a, w iniarstw a, gorzelnictw a i m le­

czarstw a w yw ołało przew rót w w yrobie ty ch napojów , a badania biologiczne um ożliw iły n ależytą kontrolę hygienicz- no-techniczną. W szystkie prace H ansena cechuje gruntow ność i treściw ość nie­

zw ykła, połączona z bezinteresow nością zupełną. O patentow anie przyrządów , w y­

nalezionych przezeń do hodowli drożdży czystych przyniosłoby dzisiejszemu ju b i­

latow i setki tysięcy, jeżeli nie więcej, a jed n ak nie uczynił tego, bo, ja k mówi, pracuje dla dobra ogółu, a nie tylko dla siebie.

(4)

WSZECHŚWIAT N r 32 Gorąco kocha on naukę, ojczyznę sw o­

j ą i sztukę; interesu je się bardzo histo- ryą, a p racuje od ra n a do nocy.

P a ste u r pow iedział kiedyś, że „niem a nic m ilszego dla badacza, ja k czynić od­

k ry cia naukow e, ale podw ójnie w ielką będzie radość jego, jeżeli te odkrycia zn ajd ą zastosow ania p ra k ty c z n e 11.

T ak ą podw ójną rad o ścią cieszyć się może dzisiaj E m il K ry sty n H ansen.

K . Kujawslci.

NOWSZE

POGLĄDY NA REGENERAOYĄ.

W YKŁAD HABILITACYJNY.

K ażd a n a u k a m a w swym rozw oju okres w ielkich epokow ych odkryć, k tó re tw o rzą podw aliny dla p racy nieraz kilku późniejszych pokoleń badaczów . Takie w ielkie odkrycia, albo też teoretyczn e uogólnienia poznanych dotąd fa k tó w d a­

j ą now e ośw ietlenie dla całego nieraz odłam u m yśli ludzkiej, p o zw alają w n i­

knąć w isto tę zjaw isk, k tó re ro ztacza przed nam i życie lub o taczający nas św iat. H istorya biologii X I X stulecia je s t epoką b o g a tą w zdobycze naukow e zasadniczego znaczenia. A le jeżeli m oż­

n a to pow iedzieć o w szystkich niem al gałęziach n a u k biologicznych, to ze szczególnem zadow oleniem z w raca p rzy ­ rodnik myśl sw oję ku najm łodszej z nich, ku h isto ry i rozw oju żyjących isto t zw ie­

rzęcych. P o zn an ie całego szeregu z ja ­ w isk w okresie rozw oju zaro d k o w e­

go osobników zw ierzęcych, stw ierdzenie m nóstw a fak tó w z zakresu objaw ów ży­

ciowych zarodków zw ierzęcych k iero w a ­ ło ustaw icznie m yśl ludzką ku zg łęb ie­

n iu teg o olbrzym iego zag ad n ien ia biolo­

gicznego, t. j. isto ty rozw oju, ostatecznej przyczyny, k tó ra pow oduje te fazy k o ­ lejnych przem ian m orfologicznych p ro ­ w adzących do w y tw o rzen ia dorosłego potom nego osobnika.

Są w dziedzinie n a u k biologicznych dw a doniosłego znaczenia zjaw iska, k tó ­

re zdaw ały się obiecyw ać badaczom bo­

g a te zdobycze dla teo ry i rozw oju. P ierw - szem je s t zgłębienie isto ty procesu za­

płodnienia, drugiem proces regeneracyi.

Chw ila zapłodnienia je s t m om entem po­

czynającym rozw ój em bryonalny, proces zapłodnienia je s t pierw szym jeg o e ta ­ pem, je s t ujaw nieniem tej energii życio­

wej, k tó ra objaw ia się w śród całego cza­

su trw a n ia rozw oju. P a trz ą c n a rozw ój jakieg ok olw iek organizm u, m am y przed sobą proces kształto w an ia się budow y coraz bardziej skom plikow anej, a coraz dokładniej przystosow anej do funkcyi fizyologicznej z form bardziej prostych i elem entów kom órkow ych niezróżnico- w anych. Tempo, w jakiem postępuje proces rozw oju m orfologicznego, je s t w okresie t. zw. życia em bryonalnego n ader szybkie, zw alnia jed n ak w m iarę dalszego rozw oju. W życiu pozaem bryo- nalnem u zw ierząt ssących, np. w życiu pozamacicznem, rozw ój bynajm niej się nie kończy. R ozw ój trw a ta k długo, ja k życie osobnika, a zm ienia się ty lko tem ­ po i charak ter rozw oju; w ty ch później­

szych okresach życia rozw ój staje się m niej produktyw ny, a raczej więcej m o­

dyfikujący dotychczasow ą budow ą. W ie­

my, że w różnych okresach życia o rg a ­ ny ciała zw ierzęcego zm ieniają swoję charakterystyczną budowę 1).

Te zmiany, jak ie w nich widzim y, to je s t dzieło dalej trw ającego rozw oju, któ reg o kierunek i dążenie się zmienia.

W pojęciu rozw oju tk w i cały obraz zm ian m orfologicznych, przez któ re organ przejść musi. Tej nazw y nie należy o g ra ­ niczać w yłącznie i jedynie do zm ian m or­

fologicznych progresyw nych, t. j. do zmian, które pow odują ustaw iczny p rzy ­ rost substancyi żyjącej. J u ż w okresie życia em bryonalnego w ystępują oprócz zjaw isk produkcyi m ateryi żyjącej także obrazy przem iany w stecznej, ta k w po­

szczególnych kom órkach (procesy dege-

>) Za przykład służyć może budowa jajni­

ka w różnych okresach życia ludzkiego. J a j­

nik zarodka, dorosłej kobiety i indywiduum starczego są tworami o niesłychanie różnych własnościach morfologicznych, które pow sta­

ją w miarę dłużej trwającego rozwoju.

(5)

N r 32 WSZECHŚWIAT 501 neracyjne wśród tk an k i mięsnej), ja k

nieraz w całych organach ustroju embryo- n alnego '). Jed n ak że w życiu embryo- nalnem zm iany progresyw ne zawsze przew ażają ta k dalece, że nie w nikając w szczegóły rozw oju, a śledząc tylko w ynik ich o stateczny m am y stale w ra ­ żenie szybko postępującego przyrostu substancyi żyjącej.

W późniejszych okresach życia zw ie­

rzęcego m ożna w pew nych w arunkach obserw ow ać znow u n a g ły i znaczny przy ro st substancyi żyjącej. Mam tu na m yśli zjaw isko regeneracyi.

P rzez reg en eracy ą rozum iem proces tw órczy w organizm ie żyjącym , k tóry odbyw a się w tedy, gdy ja k a ś część składow a organizm u uległa zniszczeniu, albo zanikow i, a k tó ry polega n a w y ­ tw orzeniu pow tórnem ty ch składow ych części organizm u z t ą sam ą budow ą m orfologiczną i tem i samem i w łaściw o­

ściami fizyologicznem i, co część znisz­

czona.

W ychodząc z tej definicyi możemy w obrębie procesów regeneracyjnych w y ­ różnić dwie w ielkie g rup y zjaw isk. Do pierwszej zaliczym y procesy regeneracyj­

ne, które w ystępują w śród norm alnych w arunków życiow ych. Momentem w y­

w ołującym zjaw isko będą procesy życia fizyologicznego w najrozm aitszych sw o­

ich przejaw ach. To są zatem zjaw iska regeneracyi fizyologicznej.

W to k u procesu w ydzielania w iele ko­

m órek w błonach śluzow ych ulega znisz­

czeniu—te się reg en eru ją drogą procesu regeneracyi fizyologicznej. T ak samo za regen eracyą fizyologiczną należy u w a ­ żać odtw arzanie błony śluzowej m acicy po porodzie. Do teg o działu należy re- generacya nabłonka n a pow ierzchni skó­

ry, k tó ra w organizm ie ludzkim stale się

*) Tu znów za przykład można wziąć organy, które w życiu embryonalnem docho­

dzą do znacznego rozwoju, a potem zanikają, lub zastąpione są w iunkcyi fizyologicznej przez nowo utworzone organy; same zaś wstępują w usługi innych narządów. Mam tu na myśli rozwój organów płciowych wraz z tworami szczątkowymi i przechodzeniem niektórych organów w skład morfologiczny innych organów.

odbywa. Zw ykle tem po procesu regene­

racyjnego jest równe intensyw ności za­

niku odnośnych składników organizm u, co m a m iejsce np. w regeneracyi n a­

błonka, ale są tkanki, gdzie proces re­

g eneracyjny przew aża ponad zanikiem i w tedy w idzim y w zrost zainicyow any przez proces regeneracyjny. Obserwo­

w ać to m ożna na produktach nabłonka, ja k paznogcie, włosy. Poruszyłem tu ty l­

ko kilka przykładów regeneracyi fizyo­

logicznej w śród zw ykłych procesów ży­

ciowych, lecz m ożnaby ich w yliczyć nierów nie więcej.

Jed en jeszcze dział objaw ów życia podciągnąćby można pod pojęcie reg e­

neracyi fizyologicznej, t. j. rozm nażanie bezpłciow e. W objaw ach tego procesu isto ta zjaw isk jest zupełnie t a sama.

Z gałązki w ierzby regeneruje się całe drzewo; u pierścienic m am y w rozw oju bezpłciow ym również przykład regen e­

racyi fizyologicznej. Zw ierzęta te mo­

g ą oddzielać człony swego organizmu, a z takiego oddzielnego odcinka rozw i­

ja się cały organizm. C harakterystyczny je s t zw iązek między zdolnością rozw oju bezpłciow ego a zdolnością regeneracyi po urazach. Te zw ierzęta, któ re ro zw i­

ja ć się m ogą bezpłciowo m ają też w ięk­

szą zdolność regeneracyi po doznanych urazach. Z a przykład służyć m ogą też same pierścienice. U roślin w idzim y n aj- w ybitniej zaznaczony ten zw iązek w śród zjaw isk życiow ych (Caulerpa). J a k w y ­ nika z najnow szych badań R einkego, Caulerpa je s t rośliną, w której w yróżnić m ożna korzenie czołgające się, łodygi i liście. Mimo tej dość wysokiej orga- nizacyi m a to być roślina złożona cała z jednej olbrzymiej kom órki wielojądro- wej, lub ja k inni to n azy w ają „syncy- tiu m “ (O. H ertw ig). O rganów rozrod­

czych niem a tu wcale, a rozm nażanie p olega na tem, że roślina rozpadać się może na odłam ki i z każdego odłam ka tw o rzy się now a roślina. W idzim y więc, że tu proces rozm nażania i regeneracyi w łączony je s t nierozdzielnie w te same ram y, bo jedynym sposobem rozm naża­

n ia jest regeneracya.

W ten sposób w najogólniejszych za­

(6)

502 WSZECHŚWIAT K r 32 rysach starałam się u jąć zjaw iska rege-

neracyi fizyologicznej. P ra g n ąłb y m ty l­

ko zaznaczyć n a tem m iejscu, że ram y zakreślone dla reg en eracy i fizyologicz­

nej przez n iek tó ry ch badaczów są nie­

porów nanie szersze. N ieraz spotykam y z a p atry w a n ia (Carnot), że sam o odży­

w ian ie je s t procesem regen eracy i fizyo­

logicznej. Zapew ne, przez odżyw ianie odnaw ia się substan cya żyjąca, odżyw ia­

nie i asym ilacya są w arunkiem niezbęd­

nym dla procesu regen eracy jn ego , ale nie nim samym. P ojęcie odżyw iania w y ­ chodzi poza granice, zakreślone naszą definicyą regeneracyi, bo to je s t proces życiow y w y w o łan y nie ubytkiem sk ład ­ ników m orfologicznych, ale w spólny in ­ nym objaw om życia. P rz y odżyw ianiu ilość elem entów m orfologicznych pozo­

staje zupełnie t a sama, w razie re g e n e ­ racy i—w zrasta.

Oprócz zjaw isk a reg en eracy i fizy olo­

gicznej, k tó ra trw a w ciąg u całego ży­

cia organizm u, w y w o ły w an a przez same objaw y życiow e, spotykam y w śród obja­

w ów biologicznych szereg zjaw isk re g e ­ neracyjnych w y stęp u jący ch w pew nych tylk o w arunkach, jak o w idoczna reakcya n a w p ły w y św ia ta zew nętrznego. W p ły ­ w y te m ogą być dw ojakiej n a tu r y : bez­

pośrednio w yw ołujące u tra tę części or­

ganizm u i pośrednio pozbaw iające isto tę żyjącą całego organu lub w yw ołujące w organizm ie u b y tek tk an k i. B ezpośred­

nio działają u raz y m echaniczne, które przez odcięcie np. odnóża pozbaw iły zw ierzę tego organu, a przez zniszczenie w brózdkującem się ja jk u jedn eg o bla- stom eru spow odow ały usunięcie połow y całej tego rozw ijającego się zarodka.

P ośrednio w yw ołuje św ia t zew n ętrz­

ny u b y tek tk a n k i lub o rg an u przez t. zw.

procesy patologiczne. T a k np. z ze­

w n ętrznego św ia ta d o s ta ją się do o rg a ­ nizm u drobnoustroje. To jeszcze nie w y w o ła u by tk u tk an k i lub organu. D o­

piero działanie drobnoustrojów może doprow adzić do zniszczenia tk a n k i w da- nem miejscu, do zniszczenia nieraz całego organizm u. T u w ięc działanie św ia ta zew nętrznego je s t ty lk o pośrednie. P ro ­ ces, k tó ry się później w organizm ie może

rozw inąć, a k tó ry zdąża do odtw orzenia u b y tk u w tej samej budow ie i ty ch sa ­ m ych w łaściw ościach fizyologicznych, jest procesem regeneracyjnym .

Co je s t w łaściw ą, isto tn ą przyczyną teg o procesu regeneracyjnego, co pobu­

dza organizm do akcyi produktyw nej?

D la rozstrzygnięcia teg o p y tan ia trz e ­ ba uprzytom nić sobie, skąd akcya ta w ychodzi, ja k a część organizm u bierze n a siebie czynność regeneracyjną. To je s t przedew szystkiem tk an k a okoliczna leżąca w bezpośredniem sąsiedztw ie m iejsca dotkniętego urazem . N a te tk a n ­ ki, n a kom órki leżące w tem miejscu, trzeb a zw rócić g łów ną uw agę. Z a p a ­ try w a n ia co do m omentu w y w o łu jąceg o regeneracyą, w yzw alającego tę energią regeneracyjną z a w a rtą (w sam ym o rg a ­ nizmie, są dwojakie. D aw niejsze prace podają sam uraz, jak o podnietę do p ro­

cesu regeneracyjnego. Inne zap atry w an ia nowsze (Strasser, Driesch) przem aw iają za tem, że m omentem w yzw alającym je s t dla regeneracyjnego procesu nie r a ­ na, nie podrażnienie m echaniczne, ale m om ent negatyw ny, t. j. brak sąsiedniej tkanki, „nieistnienie" sąsiedztw a p ierw o t­

nego i nowe w arunki, w których się ta tk an k a teraz znalazła.

W śród lite ra tu ry badań eksperym en­

taln y c h spotykam y stw ierdzenie faktów , z k tó ry ch jed ne przem aw iają za pierw - szem przypuszczeniem, inne zdają się potw ierdzać hypotezę S trassera i Drie- scha. Z a przypuszczeniem, że sam a ran a je s t podnietą do rozpoczęcia procesu tw órczego przem aw iają dośw iadczenia T orniera i B arfu rtha, którym udało się przez uszkodzenie szkieletu osiowego pobudzić organizm do w ytw orzenia dru­

giego ogona, mimo, że ogon zw ierzęcia pozostaw ał n a miejscu. Tu w ięc nie u bytek organu, ale sam a ran a była pod­

n ietą do w ytw orzenia organu nadlicz­

bowego. Podobnie w ykazał K ing, że rozgw iazda (Asterias) w ytw orzyć może m iędzy już istuiejącem i ram ionam i także ram iona nadliczbow e, jeżeli natniem y tarcze m iędzy ram ionam i. A le szczegól­

nie przekonyw ających w tym kierunku dowodów dostarczają prace T. H. Mor­

(7)

N r 32 WSZECHŚWIAT 503 g a n a i C. R. B ardeena. Zgodne rez u lta ty

obu ty c h auto rów w ykazują, że regene- rac y ę gło w y u p lan arii m ożna zmo­

dyfikow ać ilościowo, m ianowicie, jeżeli z a m iast odcinać głow ą jednem cięciem przeprow adzim y cięcie, które tw o rzy ra ­ nę, złożoną z kilku m niejszych ran, w ted y w yw ołam y zam iast regeneracyi jed n e j głow y produkcyą ty lu głów, ile było ran. Ten fakt, że u teg o w ielogło­

w ego obecnie tw o ru każdej ran ie odpo­

w ia d a gło w a je s t dowodem zależności procesu regeneracyjnego od pow ierzchni rany. Podałem tu dośw iadczenia, z k tó ­ ry ch jedne stanow ią dowód negatyw ny, d ru gie pozytyw ny, że „momentem w y­

zw alającym " je s t podnieta uraza, w zglę­

d nie sam a pow ierzchnia rany.

Ale te same dośw iadczenia dadzą się

■objaśnić w inny sposób, k tó ry pozw ala j e zużytkow ać do poparcia drugiej hy- potezy. P rzez podłużne nacięcie przy rozcinaniu ogona w dośw iadczeniach B a rfu rth a i T arn iera przerw ano ciągłość tkanek. P o tem przerw aniu w łaściw ie dla tk an k i obok leżącej niem a sąsiedz­

tw a, dru ga połow a dla teg o miejsca

■ogona niejako nie istnieje i w tedy to

„nieistnienie" je s t podnietą do regene­

ra c y i po obu stron ach drugiej połowy.

W łaściw ie ty lk o p rzy takiem pojm ow a­

niu rzeczy możemy przypadek tu opi­

sa n y podciągnąć pod nazw ę regeneracyi wobec definicyi, którąśm y przyjęli. To sam o w przypadku K inga, Bardeena, wszędzie przerw an a była ciągłość tkanek.

A dalej za tem zapatryw aniem Drie- sc h a i S trassera przem aw iają dośw iad­

czenia, gdzie proces regeneracyi podej­

m ują tk an k i nie z bezpośredniego są­

siedztw a, ale nieco dalej położone. Mam tu n a myśli klasyczne dośw iadczenia nad reg eneracy ą soczew ki u trytonów . D o­

św iadczenia, któ ry ch autorstw o najnie- słuszniej przypisane je s t W olfowi, w y ­ k o n ał poraź pierw szy Colucci. P o usu­

nięciu soczew ki Colucci w ykazał, że re- generacya rozpoczyna się n a koszt tk a n ­ ki produkow anej przez nabłonek w yście­

łającego w ew n ętrzn ą pow ierzchnię brze­

g u źrenicy. Tkanka, k tó ra produkcyą tk a n k i podejm uje, nie b y ła w łaściwie

[ wcale zraniona; w edług D riescha fak t J ten przem aw ia za tem, że tu w yłącznie

| brak soczew ki w sąsiedztw ie s ta ł się pod nietą w yw ołującą czynność regene­

racyjną. Zdaje mi się, że tem spostrze­

żeniem nie m ożna jednak stanow czo udow odnić hypotezy Driescha. T ak sa­

mo ja k rozchodzi się ta podnieta, k tó rą stanow i „b rak “, „nieistn ienie“ jakiegoś organu w tym przypadku soczewki, tak samo może i podnieta, ja k ą stanow i zra­

niona pow ierzchnia, w zględnie m echa­

niczny uraz, przenosić się na dalej poło­

żone tk an k i i organy.

N ajpraw dopodobniej obadw a czynniki razem w zięte, a w ię c : „rana i nieistnie­

nie poprzednio istniejącego sąsied ztw a“

stanow ią moment w y zw alający dla roz­

poczęcia procesu regeneracyjnego.

R ozpatrzyw szy w ten sposób czynniki, które pow odują rozpoczęcie procesu re ­ generacyjnego, przechodzę do skreślenia przebiegu teg o procesu oraz momentów, k tó re pow odują, że zjaw isko regeneracyi ustaje, kończy się. W m orfologicznym procesie odtw arzania w yróżnić można dw a o k re s y : produkcyą m atery ału , słu­

żącego do w ytw orzenia zniszczonej, lub obum arłej tkanki, w zględnie organu, i okres w yróżnico w ania ty ch elem entów w kierunku charakterystycznej budowy.

To je st najpospolitszy przebieg regene­

racyi, k tó ry może ulegać różnym zm ia­

nom i m odyfikacyom .

Ten m ateryał niezróżnicow any, k tóry pow staje najpierw jako zaczątek rege- neratu, je s t produktem tk an ek w są­

siedztw ie leżących. K om órki, któ re tu pow stają, m ają c h arak ter zbliżony do kom órek tkanki em bryonalnej. P rzy ją- w szy to jak o fakt, k tóry w ynika z więk-

j szóści prac nad procesem regeneracyjnym , musimy zaznaczyć, że zap atry w an ia em- bryologów i anatom ów n a tw órczą w a r­

tościow ość kom órek em bryonalnych róż­

nią się znacznie m iędzy sobą. W edług jednych zapatry w ań kom órki embryo- nalne są niejako predystynow ane do w ytw orzenia składników tej lub owej tkanki (W eissmann, Roux), są jak b y przeznaczone do zajęcia w organizm ie pew nego miejsca, tw orzenia składników

(8)

504 W S ZE CnŚW IA T N r 32 pew nego organu. Inaczej pow iedziaw szy

w ed łu g ty c h z a p a try w a ń kom órki em- bryonalne różnicow ać się m og ą ty lk o w pewnym , niejako w ytyczonym k ie­

runku.

Inne prace (Driesch, M organ, H e rb st i inni) podają, że kom órki em bryonalne pod w zględem sw ojej tw órczości i zdol­

ności różn icow ania się są w szystkie rów now artościow e. Z naczy to, że k ażd a kom órka em bryonalna je s t w stan ie ró ż ­ nicow ać się w każdym kierunku, że zdol­

n a je s t w y tw o rzy ć ta k dobrze elem ent nerw ow y, ja k nabłonkow y, m ięsny, lub łącznotkankow y. Z a p a try w a n ia jed n e i drugie o pierają się n a spostrzeżeniach zdobytych przew ażnie d ro g ą ekspery­

m entalną. Zadaleko zaprow adziłoby nas ro ztrząsan ie w szystkich ty c h dośw iad­

czeń zresztą w dalszym ciąg u teg o w y ­ kład u zm uszony będę bliżej ro zp a try w a ć niektó re z nich. N a ra zie stw ierdzam ty l­

ko fa k t istniejącej konw ersyi w tej kw estyi.

P ro cesy historyczne, którym t a m łoda zaczątko w a tk a n k a re g e n e ra tu zaw dzię­

cza sw oje pow stanie, nie są d o tąd d o sta ­ tecznie w yczerpująco zbadane. R o zp o­

w szechnione je s t w lite ra tu rz e re g e n e ra ­ cyi zdanie, że k ażd a tk a n k a produkuje przy regen eracyi kom órki o tym sam ym ch arakterze m orfologicznym . R zeczy w i­

ście re z u lta ty b ad a ń procesów reg e n e ra ­ cyi do starczają m nóstw o n a to dowodów . Z a p rzykład może służyć b ad an ie re g e ­ neracyi u planary i, gdzie B ardeen w y ­ kazał, że je lito reg eneruje się z je lita odciętego, że inne o rg an y (prócz sy ste­

m u nerw ow ego) w y tw a rz a ją się w rege- neracie ze skaleczonej rów noim iennej tkan ki. D alej ciekaw e są spostrzeżenia P h ilip p a u x i F raisse, k tó rz y podają, że u płazów tw o rzą się kości w odnóżu pow stałem przez regeneracy ą, jeżeli pod­

czas odcinania odnóża kość z o stała uszko­

dzona. Je że li jed n akże odnóże usuniem y przez e k sarty k u lacy ą *), w te d y reg e n e ­

*) Pod nazwą eksartykulacyi rozumiemy w chirurgii odjęcie składowej części, np. od­

nóża, w stawie, tak, że kość nie zostaje uszkodzona.

ru ją się inne części odnóża, ale w niem kości niem a, bo tk an k a rów noim ienna nie doznała p o d n iety do regeneracyi.

Jednakże, ja k słusznie zauw ażył w o- statn iej swej p rac y Driesch, nie możemy tej reg u ły u w ażać za bew zględnie obo­

w iązującą. J u ż przytoczone pow yżej do­

św iadczenie Calucciego nad regen eracy ą soczew ki z nabło nk a tęczów ki przem a­

w ia przeciw tem u praw idłu. Spostrze­

żenia W a g n era w pracy zeszłorocznej o reg eneracyi dżdżow nicy w ykazują, że system n erw ow y centralny regeneruje się z nabłonka skóry. Jeszcze ja s k ra ­ w iej w ystępuje fak t, że zregenerow ana tk an k a niekoniecznie p ow stała z rów no­

im iennej tk an k i regenerującej w d o ­ świadczeniach^ Jo a n n y K roeber. J e j do­

św iadczenia zeszłoroczne w ykazały, że u A llobophora regeneruje się połyk (pha- rynx) z w ew nętrzn ego (entodermy), cho­

ciaż w rozw oju em bryonalnym tw o rzy się pharynx z ektoderm y teg o zw ierzę­

cia. W reszcie dośw iadczenia Loeba, po ­ tw ierdzone przez Schultzego, stw ierdza­

j ą fakt, że u Ciona po usunięciu zupeł- nem m ózgu regeneruje się now y m ózg z nabłonka osłaniającego oskrzela.

W zw ykłym przebiegu procesu reg ene­

racyjneg o następuje, ja k w spom niałem powyżej, po w yprodukow aniu m atery ału do reg eneracyi różnicow anie ty ch m ło­

dych elem entów . O dgryw ają się tu ta j procesy histogenetyczne, któ re niejedno­

krotn ie zbliżone są do histogenezy w em­

bryonalnym . Ale ta k ja k histogeneza w rozw oju em bryologicznym nie je s t dokładnie, z w szelką ścisłością szczegó­

łów, opracow aną, ta k samo tem szczu­

plejsze są nasze w iadom ości o procesach różnicow ania komórek, w łókien i w łó- kienek tk an k i łącznej mięsnej i nerw o­

wej w śród przebiegu regeneracyi. To będzie niezaw odnie dziełem la t najbliż­

szych.

K ierunek, w którym się rozw ija tk a n ­ k a regenerow ana, jest, ja k w ynika z licz­

nych dośw iadczeń, zw łaszcza w początku przebiegu procesu regeneracyjnego, pro­

stopadły do pow ierzchni rany. P rz y ranach, k tó re poprow adzone są poprzecz­

nie do danego organu, niem a w obec

(9)

N r 32 WSZECHŚWIAT 505 teg o ani na chwilę żadnego zniekształ­

cenia. R egenerujące się odnóże lub ogon, np. try ton a, po odcięciu teg o o rga­

nu poprzecznie przeprow adzonem cięciem odrasta w przedłużeniu kikuta, w zględ­

nie w przedłużeniu osi ciała. Inaczej m a się rzecz, g dy ra n a biegnie ukośnie do osi ciała, lub osi organu. I ta k w y ­ k azał B arfurth, że po odcięciu ogona larw żabich cięciem ukośnem do osi ciała tw o rzy się regen ero w an a część prostopadle do płaszczyzny rany, a więc tw o rzy z osią ciała lin ią złam aną. Mor­

gan i H escheler stw ierdzili toż samo przy operacyach podejm ow anych n a dżdżo­

w nicy. To zniekształcenie, jak ie tu w y ­ stępuje, nie je s t jed n a k trw ałe, a potem z czasem się w yrów nyw a tak , że znów zregenerow ana część stanow i przedłuże­

nie osi ciała.

Z w rócić też należy uw ag ę n a tempo, z jakiem postępuje rozw ój regeneracyjny.

Trzeba postaw ić sobie pytanie, czy ten to k rozw oju tk an k i regenerow anej je s t rów nie szybki n a całej linii, k tó ra jest punktem w yjścia regeneracyi, czy też m ożliw a je s t różnorodność i od czego ona zależy. N adzw yczajnie ciekawe są w tym kierunku prace n ad regeneracyą am erykańskiego badacza M organa. A u­

to r ten podjął n a stacyi zoologicznej w W oods Holi dośw iadczenia n ad prze­

biegiem regeneracyi u ryb kostnoszkiele- tow ych, Fundulus h eteroclitus i opero­

w a ł w ten sposób, że n a różnych indy­

w iduach prow adził cięcia w różnym kierunku odcinając niem i ogon. Oka­

zało się, że po odcięciu ogona cię­

ciem poprzecznem regeneracya odbyw ała się rów nom iernie n a całaj płaszczyznie zranionej. Jeżeli jed n ak cięcie poprow a­

dził ukośnie w ted y po stronie leżącej 1 bliżej głow y zw ierzęcia regeneracya szła nieporów nanie szybciej, aniżeli n a tym odcinku, k tó ry leżał na dalszym końcu odciętego ogona. P rz y przeprow adzeniu dw u cięć ukośnych, któ re utw orzyły ogon po dw u stronach ścięty, nastąpiło to samo zjaw isko : Regeneracya najszyb­

sza n a obudw u m iejscach bliższych pod­

staw y ogona. D alej w doświadczeniach, gdzie w ycięto klin z płetw y ogonowej

najintensyw niejsza produkcya tk an k i oka­

zała się w samem zagłębieniu. To przy­

śpieszone tem po idzie ta k długo, aż zrów nają się oba odcinki i gdy zacznie się w sposób ch arakterystyczny k sz ta ł­

tow ać płetw a, w tenczas się znów w y ­ rów nyw a tem po procesu tw órczego.

Ażeby rozstrzyg nąć pytanie, czy sam a odległość od podstaw y ogona je s t decy­

dującym momentem w nadaniu szybko­

ści procesu tw órczego, M organ podjął doświadczenie takie, że operow ał rów no­

cześnie trz y osobniki, którym odciął ogony w trzech różnych odległościach od nasady, we w szystkich przypadkach stosując cięcia poprzeczne. R e z u lta t by ł stanow czo ro z s trz y g a ją c y : w e w szy st­

kich 3-ch przypadkach postępow ał pro­

ces regeneracyjny z ró w n ą szybkością.

W obec teg o w ykluczyć możemy stanow - I czo w pływ m iejsca samego, oraz w pływ odległości płaszczyzny ran y od nasady organu. P ozostaje narazie w ytłum acze­

nie, k tóre m om entu przyczynow ego nie uw zględnia, m ianowicie, że ju ż w m ate-

j ry ale tw órczym , k tó ry produkuje tk an k a

J okoliczna, przejaw ia się dążność przyjęcia k sz ta łtu pierw otnego organu, którego organizm został pozbaw iony. Różne tem po je s t tylko środkiem do osięgnięcia teg o celu. To samo zjaw isko w ystępuje

| jeszcze w ybitniej w dośw iadczeniach M organa w ykonanych tą sam ą m etodą

| n a D ecapterus m arcella. U tego zw ierzę­

cia, gdzie rozw idlenie ogona je s t daleko

| więcej w padające w oczy, w ystęp u ją te dośw iadczenia jeszcze jaskraw iej.

(CDN)

Dr. E m il Godlewski ju n .

LARW Y OWADÓW, SPO R ZĄ D ZA JĄ C E SO B IE P O C H E W K I NA M IESZK A N IE.

P rzew ażna część ow adów nie zajm uje się zupełnie w ychow yw aniem potom stw a, co więcej, nie w iduje go ani nie zna naw et wcale, ginie bowiem zwykle w krótce po złożeniu jajek, a zawsze znacznie pierwej, zanim w ylęgną się

(10)

506 WSZECHŚWIAT f tr 32 z nich larw y. Nieco odm ienne stosunki

znajdujem y jedy n ie u niektóry ch prosto- skrzydłych (skorek, tu rku ć, karaluch, świerszcz, term ity ) i błonkoskrzydłych (pszczoły, m rów ki i t. p.), u k tó ry ch sam iczki nie g in ą po złożeniu ja je k i mniej lub w ięcej czynnie opiek ują się m łodemi. U g a tu n k ó w to w arzyskich opie­

k a ta n a w e t je s t bardzo d o kładna i s ta ­ rann a.

A toli u znacznej w iększości ow adów larw y nie z n ają w cale rodziców i od pierw szej chw ili w y lęg n ięcia się z ja jk a m uszą sam e sobie rad zić w e w szystkiem . Co najw yżej rodzice s ta ra ją się u łatw ić

♦ im początki życia w ta k i sposób, że um ieszczają ja jk a w kryjów kach nieraz um yślnie zrobionych, a zupełnie odpo­

w iednich n a m ieszkanie dla m łodych;

w kryjów kach ty c h um ieszczają tak ż e zapas żywności, tuż obok złożonych jajek; ale też n a tem kończy się ich opieka. W ten sposób pew na liczba larw m a zapew nione przez rodziców m ieszkanie, a n a w e t i pokarm ; znaczna jed n a k ilość m usi m yśleć sam a o sobie, m usi sam a zdobyw ać pożyw ienie i sam a w yszukiw ać odpow iednich kryjów ek, dla zabezpieczenia zarów no od nieprzyjaciół, j a k i od zimna. N iep rzyjació ł w szystkie la rw y m ają znaczną liczbę, a przed zim ­ nem m uszą szukać schronienia n iety lk o w zimie, ale bardzo często i w lecie w czasie chłodniejszych nocy oraz w cza­

sie lin ienia i zrzucania skóry, po którem k ażda z nich sta je się delikatn iejszą i w rażliw szą n a zimno.

To też urządzanie rozm aity ch k ry jó w ek j e s t rzeczą dość rozpow szechnioną w śród la rw owadzich.

L iszki w ielu m oty li bu d u ją sobie g n iaz ­ da z oprzędów, wT któ ry ch spędzają noce oraz czas chłodniejszy i słotny.

In n e sk ręcają tu tk i z liści, sp ajają je nićm i i m ieszkają w utw orzonych w te n sposób rurkach. L a rw y p lw acza (Aphro- pho ra spum aria) o taczają się całkiem pien istą w ydzieliną, k tó ra w y g lą d a zu ­ pełnie, ja k ślina, i u k ry w a je w ybornie przed w zrokiem napastników , nie dom y­

ślających się naw et, że w tej ślinie siedzi łakom y dla nich kąsek.

Do bardzo ciekaw ych objaw ów należy budow anie przez niektóre larw y domków, k tó re noszą one na grzbiecie tak, ja k ślim aki swe skorupki i do któ rych cho­

w a ją się całkiem wr razie niebezpieczeń­

stw a.

Takie budow anie dom ków nie je st zja­

w iskiem zbyt rozpow szechnionem wśród owadów , spotykam y je jed n ak u larw , n ależących do kilku rozm aitych rzędów , a m ianow icie do m otyli (Lepidoptera), żyłko skrzy dłych (N europtera) i chrząsz­

czy (Coleoptera).

W rzędzie m otyli w łaściw ość tę sp oty ­ kam y w dw u ro d z in a c h : m oli (Tinei- dae) i prządek (Bombycidae). Liszki różnych g a tu n k ó w moli, niszczących nam fu tra lub ubrania, ja k mól kożusz- nik (Tinea pellionella), sukiennik (T. sar- ticella), sierścik (T. tapezella), spo­

rząd zają sobie z sierści, lub w ełny rodzaj w oreczków w kształcie rurek otw artych z obu końców, a wTew nątrz suto w ysłanych przędzą. Siedzą one w ty ch rurkach, w ystaw iw szy z nich przednią część ciała z głow ą i nogam i.

Ł ażąc, ciągną je wszędzie za sobą, a wr razie niebezpieczeństw a lub zimna chow ają się całkiem do sw oich poche­

wek. U k ryte w nich, spędzają bezpiecz­

nie i spokojnie zimę.

C iekaw ą je s t rzeczą, że um ieją one doskonale przedłużać oraz poszerzać sw o­

je pochew ki w m iarę potrzeby P rzedłu­

ż a ją je, dorabiając now e pierścienie

j z jednego albo z obu końców; rozszerza­

ją zaś przez m isterne w platan ie now ych części w zdłuż rurki.

T a zdolność gąsienic moli pow iększania w oreczków pozw ala n a urządzenie cieka-

j w ego dośw iadczenia. Um ieszczam y m ia­

now icie gąsieniczkę na m ateryale b a rw ­ nym, np. niebieskim, i trzym am y j ą tam , aż dopóki nie sporządzi sobie rurki, która, naturalnie, będzie niebieska. N a­

stępnie przenosim y j ą na m atery ał inne- J go koloru, np. czerwony. W krótkim

j czasie, pow iększyw szy się. liszka zechce pow iększyć rów nież swe m ieszkanie i zacznie w p latać do niego w ełnę czer­

w oną. Możemy liszki kilkakrotnie prze­

nosić z jednego m atery ału na drugi

(11)

N r 32 WSZECHŚWIAT 507 i otrzym yw ać w ten sposób nadzw yczaj

ory ginaln e pasiaste dw ubarw ne rurki.

P ochew ki liszek m oli nie zaw sze m ają k s z ta łt ru rek w alcow atych, ja k np.

u sierścika. L a rw y kożusznika sporzą­

d z a ją je w kształcie dość szerokich w o­

reczków , nieco przypłaszczonych, ale rów nież o tw arty ch z obu końców. G a­

tu n k i żyw iące się roślinam i robią je z w łókien roślinnych.

Przezim ow aw szy w ty ch rurkach, la r­

w y moli zasklepiają ich otw orki oprzędem i następnie przekształcają, się w nich w poczwarki.

B udow anie tak ich pochew ek je s t zja­

w iskiem dość rozpow szechnionem w ro­

dzinie moli, ale nie powszechnem. Spo­

rzą d z a ją je tylko larw y niektórych ro­

d zajó w (Coleophora, Tinea i in.); w ięk­

szość zaś urządza sobie gniazda w prost ty lk o z oprzędów albo spaja przędzą liście skręcone w tu tk ę albo też wreszcie w g ry z a się w ew nątrz tk an ek roślinnych, zn ajd u jąc tam jednocześnie żywność I i kryjów kę.

W rodzinie prządek (Bombycidae) w szystkie liszki m ają zw yczaj przed przeobrażeniem się w poczw arkę otaczać się oprzędem. Ale budow anie pochewek znajdujem y jedynie w grupie koszówek (Psychinae), m aleńkich m otylków o b a r­

w ach ciem nych jednostajnych, bez żad­

n ych plam ek, prążków i w ogóle jakich- bądź deseni. Sam czyki koszów ek la ta ją rączo w dzień i o zmierzchu, samiczki n a to m ia st nie posiadają wcale skrzydeł, nóg, rożków ani trą b k i i prow adzą życie nieruchom e, nie opuszczając nigdy po­

chewki, sporządzonej przez liszkę.

Liszki koszów ek zaraz po w ylęgnięciu się z ja je k sporządzają sobie z oprzędu pochew kę o dw u otw orach, w k tó rą następnie w p la ta ją ździebełka i listki roślin lub g ru d k i ziemi, albo ziarnka piasku, z czego pow staje bardzo orygi­

naln a rurka. W rurce tej m ieszkają aż do przeobrażenia _się w doskonały ow ad i ciąg n ą j ą wszędzie za sobą, trzy m ając w ysuniętą przednią część cia­

ła z trzem a param i nóżek piersiowych;

odw łok schow any je s t zawsze w rurce.

G ąsienice łaż ą w ten sposób w raz ze

sw ą pochew ką po tra w a c h i innych r o ­ ślinach, którem i się żywią.

N a zimę przenoszą się w bardziej bezpieczne miejsca, najczęściej n a pnie grubych drzew i przytw ierdziw szy p o ­ chewkę do kory oprzędem, spędzają tam zimę. N a wiosnę, obudziw szy się z uśpie­

nia, 'przenoszą się n ap ow ró t w raz z p o ­ chew ką na rośliny, którem i się żyw ią i żerują n a nich, dopóki nie nadejdzie czas przekształcenia się w poczw arkę.

W m iarę w zrastania i potrzeby pow ięk­

szają pochewkę przez dodaw anie now e­

go m ateryału, a u niektórych g atu n k ó w niszczą stare i budują zupełnie nowe.

N a przeobrażenie się w poczw arkę przenoszą się rów nież w m iejsca lepiej osłonięte i przytw ierdzają pochewkę przednim końcem do pni drzew nych, p arkanów lub kam ieni. P o ostatniem przeobrażeniu sam czyk opuszcza ją zu ­ pełnie, a samiczka pozostaje w niej na stałe i w niej rów nież składa jajk a .

Pochew ki koszówek budow ane są z b a r­

dzo różnorodnego m ateryału, ale zawsze w sposób ta k charakterystyczny, że po pochewce można śęiśle określić gatunek, do którego należy liszka, a co ciekawsze, zupełną pewność co do g atu n k u można mieć dopiero w tedy, gdy się m iało po­

chewkę w ręku, same bowiem motylki nie zaw sze różnią się należycie w ybitne- mi cechami.

P o za tem różne gatu n k i koszów ek m ają szczególne upodobanie do rozm ai­

tych m a te ry a łó w : u Psyche unicolon pochew ki m ają k sz ta łt rurek lub w orecz­

ków, sporządzonych z listków i ździe- bełek; u Ps. helix są one utw orzone z delikatnych ziarnek piasku i skręcone ślim akow ato tak, że przypom inają nieco skorupkę ślimaków, i stały się powodem gatunkow ej nazw y tego m otylka.

Z m ateryału i k ształtu pochew ki m oż­

n a zw ykle odróżnić nietylko gatunek, ale i płeć koszówek, inaczej bowiem sporządzają pochew ki liszki, któ re m ają przeobrazić się w samiczki, a inaczej te, z któ ry ch następnie pow staną sa m ­ czyki. U Ps. unicolor pochew ka liszek, samiczych je st mniejsza, krótsza i m a

! listki oraz ździebełka gładziej ułożone

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przed rozpoczęciem analizy okresu dy- luwialnego w Niemczech Schmidt zatrzy ­ muje się jeszcze chwil kilka nad sprawą człowieka przedpaleolitycznego, jak o

Sam proces wywoływania daje się w taki sposób wyjaśnić, że wywoływacz nie działa na ziarna nieoświetlone; redukuje zaś tylko te miejsca, gdzie zarodki z

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni