• Nie Znaleziono Wyników

JV& 49 . Tom XV.TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JV& 49 . Tom XV.TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

JV& 49 . Warszawa, d, 6 grudnia 1896 r. Tom X V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: rocznie rs. 8, kwartalnie rs. 2 Z przesyłkę pocztową: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5 Prenumerować można w Redakcyi „W szechświata-

i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią Panowie:

D eike K., Dickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K ., Kw ietniewski Wł., Kramsztyk S., Morozewicz J., Na- tanson J., Sztolcman J., Trzciński W . i W róblew ski W.

A d r e s ZRed-ałcc^ri: K lrał^ o-w sl^ ie-F rzed.m .ieście, 3STr GG.

Odezyt doświadczalny,

M ąż pew ien, głośnego w k ra ju im ienia, k tó ry obecnie ju ź nie żyje, w ygłosił w swoim czasie zdanie, że „n au k a je s t sp o rtem lu d zi u b o g ich ”. N ie n a leży — tw ie rd z ił— tam ow ać rozw oju tego sp o rtu , poniew aż je s t on m niej kosztow ny od pozo stały ch , pow strzym uje p rz e to hołdow ników swoich od u p ra w ia n ia innych ro d z ajó w zabaw y, k tó r a m o g łab y prow adzić ich n a bezdroża ekonom iczne i m o­

raln e. T o z d an ie ja k o ś nigdy nie m ogło tra fić do m ego p rz e k o n a n ia i p rzedew szyst- kiem tru d n o mi było zgodzić się n a to, żeby n a u k a b y ła sp o rtem . P rzecież w szystkie

„inne ro d z a je s p o rtu ” s ą u nas otoczone ta k iem poszanow aniem , ta k ą g o rą c ą sym pa- ty ą społeczeństw a, a p rz y n a jm n ie j g łó w ­ nych o rganów i kierowników je g o opinii, m a ją ty le tysięcy swoich wyznawców, w y­

p ra w ia ją ta k ie uroczyste „rekordy* l), ro z.

') Szukałem w kilku słownikach znaczenia tego wyrazu. U jednego tylko Chodźki spotka­

łem zadawalniające mnie objaśnienie — record tłumaczy on między innemi przez „fakt histo­

ryczny” .

p o rz ą d z a ją ta k wielkiem i śro d k am i, posia d a ją ta k w sp an iałe siedziby. A n a u k a cóż?

Ozy słyszał k to kiedykolw iek, żeby naprzy- k ła d „m istrz astrofizyki n a c a łą W a rs z a w ę ” o trz y m a ł żeton albo p u h ar? A le i d ru g a część definicyi nie w y trzym a ściślejszego rozbioru. Chociażby bowiem n a u k a p o sia­

d a ła w arunki do wzniesienia się aż do god­

ności sp o rtu , to w żadnym razie nie n a le ­ żałoby, żeby się n ią baw ili ludzie ubodzy, ponieważ je s tto zabaw a kosztow na, bard zo kosztow na.

D ość je d n a k tej sm utnej ironii, a i nie o tem w łaściwie mówić zam ierzyłem . Szło m i o zaznaczenie jednego tylko ry su te j n ę­

dzy w yjątkow ej, w ja k ie j zn a jd u je się u nas w W a rsz a w ie każde usiłowanie,'; naukow e, chociażby n ap o zó r n ajp ro stsz e i n a jła tw ie j­

sze do spełnienia. O to przychodzi do mnie przew odniczący jakiegoś zak ład u fila n tro p ij­

nego i zachęca, żebym n a korzyść je g o wy­

pow iedział odczyt publiczny. Cel z ak ład u

je s t d la m nie b a rd z o sym patyczny, ale nie-

tylko t o — sam a chęć rzucenia ja k ie jś myśli

naukow ej z k a te d ry publicznej pociąga mnie

bardzo. M oże naw et i głębiej jeszcze z a ­

p a tru ję się n a w ystęp podobny, m oże w ży-

w em słowie widzę dzielny śro d ek szerzenia

ośw iaty i budzenia um ysłów , k tó re p ra k ty k a

(2)

770 WSZEGHSWIAT N r 49, życiowa znieczuliła n a z a d a n ia wyższe w e­

d łu g m nie, szczytniejsze od codziennej p o ­ goni z a chlebem i ro z ry w k ą . T a k czy in a ­ czej— ch ę tn ie p rz y jm u ję p ro p o z y c ją i przy ­ gotow uję odczyt, poniew aż zaś je s te m hoł- dow nikiem n au k i e k sp e ry m e n ta ln e j, p o s ta ­ naw iam , że k a żd y p u n k t w ytyczny mego w ykładu będ zie o bjaśniony zapo m o cą odpo­

wiedniego dośw iadczenia.

T e ra z dopiero zaczy n a się d la m nie sze­

re g tru d n o śc i i zawodów. N ie zw róciłem w pierw szej chw ili uw agi n a to, że w na- szem duźem m ieście n iem a a n i je d n e j sali publicznej, w k tó re j dośw iadczenie naukow e m ogłoby być w ykonane bez szczególniejszych kłopotów . W e w spółczesnej bow iem sztuce ek sp ery m en to w an ia n iep o d o b n a się obejść bez w ielu u rząd zeń , k tó re zn ajd o w ać się m u szą koniecznie n a m iejscu w sa li w y k ła­

dow ej, stanow iąc je j n iezbędne części s k ła ­ dowe. P rz y p o m in a m sobie je d n a k , że w j e d ­ nej z sal z n a jd u ją się ja k ie ś m a łe k ra n ik i gazowe p rzy ścianie, p o d k tó r ą u sta w ia ją e s tra d ę , więc będzie m ożna sp ro w ad zić gaz ru rk a m i gum ow em i aż n a s tó ł lekcyjny.

T eg o gazu będzie co p ra w d a z a m a ło , m uszę z a te m opuścić n a jo k az alsze m oje d o św iad ­ czenie, a ta k ż e niem ało tru d n o śc i sp raw i mi regulow anie wielkości płom ieni— no, ale j a ­ koś to będzie. A z a m ia st k ra n u w odocią­

gow ego, ta k niezbędnie p o trz e b n e g o do w szystkich dośw iadczeń, p o staw ię n a k a ­ te d rz e służącego z k o n ew k ą wody. W p ra w ­ dzie m uszę się w yrzec b a rd z o n a u c za jąceg o e k sp ery m e n tu , w k tó ry m p o trz e b n a b y mi b y ła po m p a pow ietrzna, cóż je d n a k zro b ić — trz e b a się i bez n iej obejść, a d o św iad c ze­

nie opuszczę znowu. Z a to p o s ta ra m się, żeby to, co o k az ać m ogę, w y p ad ło j a k n a j.

św ietniej. P ra w d a , że sam nie p o sia d a m p rzyrządów i okazów w d o sta te c z n e j liczbie an i wielkości, poniew aż m oje zb io ry p ry ­ w atn e w obu ty ch w zględach m u szą się o g ran iczać do m iary n a jsk ro m n ie jsz e j, u d a m się je d n a k do kolegów , a w o s ta tn im ra z ie — do s p rz e d a ją c y c h z p ro ś b ą o pożyczenie.

K o le d z y w szakże są w tem sam em co i ja , położeniu, a s p rz e d a ją c y nie m a ją p rz e d ­ m iotów , k tó ry c h mi trz e b a , gdyż n ik t ich n ig d y nie żą d a; m ogliby sprow adzić, a le n a to tr z e b a k ilku ty g o d n i czasu oraz akiej ilości pieniędzy, k tó ra k ilk a k r o t­

nie przew yższa oczekiwany dochód z od­

czytu.

T ym czasem zbliża się te rm in m ojego wy­

stęp u , a ja , z am iast myśleć o treści w ykładu, je ste m p o chłonięty przygotow aniam i pobocz- nem i. W o statn iej chwili dow iaduję się, że w p rzed d zień odczytu m a się odbyw ać w t e j ­ że sali przedstaw ienie te a tr u am atorskiego, o stateczn e więc u rząd zen ie moich dośw iad­

czeń n a stąp ić może dopiero w sam dzień w ykładu. M am zacząć o godz. 6, a zajęcie ch leb o d ajn e trw a do trzeciej. Zm ęczony więc, bez ob iad u , n a k tó ry nie było czasu, w chodzę n a skleconą w pośpiechu e stra d ę , k tó rej deski chw ieją się i sk rzy p ią za k a ż ­ d ym krokiem , g ro żąc przyrządom licho ze­

staw ionym z niew łaściw ych części, z b ie ra ­ nych tu i owdzie, a w d o d atk u sp lą ta n a sieć ru re k gum ow ych i n ajro zm aitsze p rz e d ­ m io ty , k tó re m i zastą p iłe m p o trzeb n e mi u rz ą d z e n ia, c h w y tają m nie za nogi i m ylą n ieu stan n ie. Z e znużeniem fizycznem z a ­ czyna te ra z walczyć we m nie o lep szą z a ­ k ło p o ta n ie , w zbudzane przez te w szystkie tru d n o ści, co w p o łączen iu z t. zw. tre m ą , bez k tó rej nie obyw a się żaden w ystęp p u ­ bliczny, n aw et u ludzi n a jb a rd z ie j do tego przyzw yczajonych, stanow i tło psychiczne d la p ra c y mej myśli, p racy może stokroć cięższej, aniżeli w ydaje się niew tajem n iczo ­ nym . J e ż e li w tak iem położeniu u d aje mi się zachow ać zim ną krew i przytom ność, to dow ód, że sztukę panow ania n ad nerw am i doprow adziłem do wysokiej doskonałości.

N ie będ ę się tu ta j zasta n a w ia ł n a d w ar­

to śc ią dośw iadczenia w spraw ie popularyza- cyi n au k i. K to j ą chce poznać, niech sp o j­

rzy n a oczy i fizyognomie słuchaczy w chwili,

kiedy p re le g e n t o b jaśn ia eksperym entalnie

ja k ie ś zjaw isko. N ie b ęd ę tak że się w daw ał

w k w esty ą lokalnego znaczenia odczytów

dośw iadczalnych, przypom nę tylko, że nie

m am y ani Sorbony, ani U ran ii, an i U niver-

sity E x ten sio n . Z e je d n a k mam y d u ż ą g arść

ludzi, spośród k tó ry ch rek ru to w alib y się

c h ę tn i słuchacze odczytów dośw iadczalnych,

te g o dow odzi choćby ju ż sam a liczebność

z e b ra ń n a tak ich odczytach. O dbyw ają się

one je d n a k w W arsza w ie ta k rz a d k o , że

publiczność nie m a sposobności do nich

p rzy w y k n ąć, w ciągnąć ich do rz ę d u swych

p o trz e b um ysłowych a odbyw ać się częściej

(3)

WSZECHSWIAT 771 nie m ogą, bo dopraw dy długiego p o trz eb a

czasu, zanim p re le g e n t odpocznie po j e d ­ nym w ystępie i zanim w pam ięci jeg o z a tr ą się nieco kłopoty i dolegliwości, z jak ie m i m ia ł do w alczenia.

Pom yślm y te ra z , czy je d n a k nie m ożna- by było choć w części zarad zić tem u s ta ­ nowi rzeczy. N iew y m ag ając zbyt wiele, nie żądajm y budowy osobnej sa li odczytow ej—

w ystarczy stosowne przygotow anie jed n ej z istniejących. N ależało b y tylko u rządzić stó ł odpowiednio duży i przedew szystkiem 1 m ocny, do k tó reg o m ożna byłoby n a czas

j

odczytu przystosow yw ać przew ody gazowe I i wodne, ta k żeby kierow anie tem i nie- zbędnem i śro d k am i było zupełnie w rę k u prelegenta. N ależało b y d alej, żeby stó ł te n m ógł być ośw ietlony stosow nie do potrzeby, a w ięc w n iek tó ry ch ra z a c h b ard zo rz ę si­

ście. K o sz t ty ch w szystkich urządzeń nie m oże przenosić k ilk u set, ja k ic h ś 300— 400 ru b li, nie obciąży więc nadm iernie z a k ła d u czy stow arzyszenia będącego w łaścicielem sali. Obok te g o powinien się utw orzyć r o ­ dzaj m ałego przedsiębiorstw a w ynajm u p rz e d ­ m iotów, niezbędnych do odczytu dośw iad­

czalnego. N ie idzie mi tu n a tu ra ln ie o p rzy ­ rz ą d y specyalne: każdy w ykładający sam je sobie p rzygotow ać m usi, a wielu naw et nie zgodziłoby się n a wykonywanie doświadczeń z p rzy rzą d am i zestaw ionem i przez kogo in ­ nego L ecz istnieje pew na liczba p rzed miotów koniecznych w każdem dośw iadcze­

niu, ja k np. zbiorników szklanych i m e ta ­ lowych do cieczy i gazów, statyw ów , p o d ­ staw pod przy rząd y , większych naczyń sz k la­

nych na pomieszczenie okazów, palników ró/inej wielkości i siły i t. p., k tó ry ch z e ­ bran ie stanow i najw iększą w łaśnie tru d n o ść d la p re le g e n ta i k tó re, p rzez k s z ta łt i wy­

m iary nieodpow iednie, w wysokim stopniu zm n iejszają efek t doświadczeń okazyw anych w W arszaw ie. I tu tak że nie idzie o sumy niedostępne, poniew aż przybliżony ra ch u n ek p rze k o n ał m nie, że n a zakup tych u te n sy ­ liów w d o stateczn ej ilości w ystarczyćby m ogło około 500 rubli. Z b ió r ta k i mógłby się stopniowo u zu pełniać, a może naw et i am ortyzow ać z o p ła t, pobieranych za u ż y t­

kow anie, k tó re, rzecz p ro sta , m usiałyby być wliczone do kosztów u rz ą d z e n ia odczytu.

N ie tw ierdzę, żeby przedsiębiorstw o podobne

m iało przynosić zyski, ale jestem przek o n a­

ny, że nie n a ra ż a ło b y też i n a s tra ty . W a ­ ru n ek niezbędny: przedsiębiorstw o podobne m usiałoby zn ajdow ać się w ręk u człow ieka przynajm niej ogólnie obeznanego z techniką dośw iadczeń naukow ych,— m ogącego, przeto rozum ieć i spełniać ż ą d a n ia p releg en tó w . W iem , że tak ieg o nie tru d n o byłoby znaleźć w naszem mieście.

N o, a te ra z W y, panow ie, k tó ry ch obo­

wiązkiem je s t m ate ry a ln e popieranie z a m ia ­ rów dążących do szerzenia ośw iaty, pom yśl­

cie n ad tem wszystkiem i czyńcie, co do W a s należy. M y, k tórzy m am y zwyczaj przem aw iać ra z n a rok z k a te d ry publicz­

n e j, m ając u su n ię tą g łó w n ą p r z e s z k o d ę , wspomożemy W asze usiłow ania p rzem a w ia­

niem tyle ra z y , ile nam każecie.

B r . Znatowicz.

Przygody Nansena,

OPOWIEDZIANE PftZEZ NIEGO SAMEGO

F ra m i ciśnienie lodów. J u ż w p a ź d z ie r­

n iku ciśnienie lodów było stra sz n e i trw a ło przez c a łą je sie ń i zimę. P rz e k o n a liśm y się n iebaw em , że ciśnienie to pow odow ał głów ­ nie p rą d przypływ ow y i że lody peryodycz- nie rozdzielały się i zw ierały nanow o dw a ra z y w p rz e c ią g u doby. S tą d ciśnienie było najw iększe podczas przypływ ów wiosennych, kiedy, byw ało często, źe podnosiło n a kilka stó p s ta te k , k tó ry o puszczał się £ i p o w racał do dawnej pozycyi, skoro tylko lody znów się otw ierały. D la każdego innego s ta tk u ciśnie­

nie ta k ie byłoby stanow czo zgubne, ale F r a m przeszedł nasze najśm ielsze oczeki­

w an ia i o k a z a ł się w yższym n ad wszelkie ciśnienie. L o d y sp ię trz a ły się i u d e rz a ły o je g o boki z piekielnym łoskotem , ale d a ­ rem nie. B elki i deski nie zatrzeszczały n a ­ w et. Ł o sk o t lodów, ro z trą c ają c y c h się o bo­

ki F r a m a , dochodził często do tak ieg o na-

') N ansen’s Story, as told by him self. The

daily Chronicie, listopad, 1 8 9 6 .

(4)

772 WSZECHŚWIAT N r 49.

tężen ia, że siedząc w salonie, nie słyszeliśm y co je d e n m ów ił do d ru g ieg o . B y ło to szcze­

gólniej n ied o g o d n e d la g ra ją c y c h w k a rty , albow iem nie mogli dosłyszeć w zajem nych d e k la ra c y j.

B ezpiecznie j a k w fo r te c y . Z r a z u załoga, n ie p rzy w y k ła do te g o , z a in te re so w a ła się ty m w idokiem ta k d alece, źe p rz e b y w a ła ciągle n a p o k ła d z ie , by m u się p rz y g lą d a ć ; ale znużyło j ą to n iebaw em i nie w ychodziła ju ż n a p o k ła d , choćby ciśnienie b y ło n a jsil­

n iejsze. B yliśm y bezp ieczn i ja k w fortecy, a F r a m sta n o w ił w ygodne, ciep łe gniazdo, w k tó re m nie odczuw aliśm y w cale surow ości zim y p o d biegunow ej.

T em peratura. T e m p e r a tu r a s p a d a ła szyb­

ko i b y ła je d n ak o w o n isk a p rzez c a łą zim ę.

R tę ć z a m a rz ła n a cały szere g ty g o d n i. N a j­

niższa te m p e r a tu r a w y n o siła 63° poniżej ze­

r a . P o m im o te g o i ja k k o lw iek te m p e ra tu rz e tej to w arzy szy ł często w ia tr, było n a m p o d ­ czas w ycieczek n a w olnem p o w ie trz u z u p e ł­

nie ciepło w naszej g ru b e j w ełn ian ej odzieży, p o k ry te j m a te ry a łe m n iep rze p u sz cz ają cy m w ia tru . F r a m zaś b y ł ta k d o b rz e zab ez­

pieczony od zim na, że naw et podczas tej niskiej te m p e r a tu r y do N ow ego R o k u nie p aliliśm y w salo n ie.

Św iatło. Z d ro w ie słu ż y ło św ietnie w szy st­

kim członkom podczas c ałe j w ypraw y i wszys­

cy zgodziliśm y się n a to, że m orze L o d o w ate j e s t b a rd z o zd ro w ą m iejscow ością, zw łasz­

cza z d o d a tk ie m ta k z n a k o m ite g o sa n a to - ry u m ja k F r a m .

Ś w iatło e le k try c z n e p ro d u k o w aliśm y ku zu p ełn em u n aszem u zadow oleniu, używ ając w ia tru ja k o m o to ru . N iezaw sze je d n a k m ie­

liśm y w y sta rc z a jąc y w ty m celu p r ą d w ia tru i wówczas m usieliśm y się z a d a w a la ć zwyczaj- nem i la m p k a m i olejnem i.

Ż ycie n a pokładzie. W o g ó le czas n a p o ­ k ła d z ie u p ły w a ł b a rd z o p rzy jem n ie. S to ­ sunki m iędzy czło n k am i zało g i b y ły ja k n a j- lepsze i k ażd y sp e łn ia ł c h ę tn ie sw oje obo­

w iązki. S ta r a n o się oczywiście o zajęcie, a le n aw e t g d y go nie było, czas n a m się nie d łu ż y ł. D o sk o n a ła b ib lio tek a, g ry , m uzyka, ró żn e ro b o ty i t. d. d o s ta rc z a ły obfitych ro z­

ry w ek tym , k tó rz y nie byli c ią g le zajęci o bserw acyam i i b a d a n ia m i nauk o w em i i z d a ­ j e m i się, że żad n em u z n a s nie d a ła się zbytnio u czuć ow a je d n o s ta jn o ś ć n a ja k ą

u ż a la ją się członkow ie w szystkich w ypraw podbiegunow ych. M y, którzyśm y objęli ob- serw acye naukow e, m ieliśm y więcej roboty niż m ogliśm y w ydołać. F r a m stan o w ił faktycznie zn ak o m ite o bserw atoryum do b a ­ d a ń naukow ych w szelkiego ro d zaju i stą d nic dziw nego, żeśm y przyw ieźli ta k i obfity i cenny m a te ry a ł, j a k m ało w ypraw przed nam i.

P o ru c z n ik S y g u rd S c o tt-H a n se n b y ł od­

pow iedzialny za obserw acye m eteorologiczne, m ag n ety czn e i astronom iczne, k tó re , ośm ie­

la m się pow iedzieć, są w yjątkow o ścisłe.

D -r B lessin g d o k o n ał w iększej części b a d a ń botanicznych i obserw acyj n a d zorzą p ó łn o c­

n ą , a tak że, oczywiście, nie zan ied b ał swoich b a d a ń fizyologicznych i m edycznych, k tó re s ą rów nież niem ałeg o znaczenia. N a d to robione by ły p oszukiw ania zoologiczne, p o ­ m ia ry g łęb i, obserw acye n a d elek try czn o ścią a tm o sfe ry c z n ą, ok reślan o te m p e ra tu rę i sło- ność wody m o rsk iej, o raz dokonyw ano w ielu b a d a ń innych.

Głębokość m orza Lodowatego. W m orzu, nieo p o d al w ybrzeża sybirskiego, aż do 79°

szer. półn. stw ierd ziłem b a rd z o nieznaczną g łęb ię — m niej niż dziew ięćdziesiąt sążni.

N ieco n a p o łu d n ie od te j szerokości jed n a k ż e g łę b ia z a c z ęła w z ra sta ć ze zd u m iew ającą szybkością i m orze n a północ tego rów no­

leżn ik a m iało od 1 600 do 1 9 0 0 sążni (fatom ) głębokości. Z teg o pow odu w y d aje mi się, że cały b a sen podbiegunow y należy uw ażać z a p rz e d łu ż e n ie g łębokiego k a n a łu , k tó ry z w raca się ku północy od północnego oceanu A tla n ty c k ie g o m iędzy S zpicbergiem a G ren - la n d y ą . T o odkrycie g łębokiego b asen u podbiegunow ego o b a la w szystkie daw ne teo- ry e , o p a rte n a p ły tk o ści m orza L o d o w ateg o . W licznych p ró b k ach d n a m orskiego, ja k ie w ydobyw aliśm y n a pow ierzchnię podczas p o ­ m iarów g łęb i wód, stw ierdziłem zdum iew a­

ją c y b r a k życia o rganicznego, a f a k t te n wy­

w oła p raw dopodobnie pew ne zm iany w n a ­ szych p o g ląd ach n a s k ła d d n a m orskiego.

T e m p e r a tu r a i słoność m o rza okazały się rów nież b a rd z o różnem i od przypuszczeń większej części pow ag naukow ych. N ie o wiele poniżej zim nej z m a rz n ię te j wody, p o ­ k ry w a ją c e j pow ierzchnię m o rz a L odow atego, sp o tk a łe m g łę b o k ą w arstw ę wody c ie p le j­

szej, b ard ziej sło n ej, o te m p e ra tu rz e 1° po-

(5)

N r 49. WSZECHSWIAT. 773 wyżej zera, pochodzącą praw dopodobnie

z G olfsztrom u. Poniżej znów woda była nieco zim n iejsza, lecz zawsze cieplejsza znacznie niż m n iem ają pow szechnie.

K ierunek p rą d u . Szybkość, z ja k ą p ły n ę ­ liśm y, zm ie n ia ła się ciągle i s tą d też bieg nasz nie tw o rz y ł linii p ro stej. N iekiedy płynęliśm y n ap rz ó d , innym znów razem cofa­

liśm y się i gdyby w ypadło bieg nasz ozna­

czyć w iernie n a m apie, w ytw orzyłby się ta k i z am ęt zakrętów i zygzaków ,że n ik t nie byłby w sta n ie rozpoznać cokolwiek. Z ałą c z o n a szkicowa m ap a, n a k tó rej oznaczone są głów­

ne z a ry sy naszej drogi, d a je dosyć d o k ład n e w yobrażenie o je j k ieru n k u . J a k e ś m y się spodziew ali, p łynęliśm y najw ięcej w k ie ru n ­ k u północno-zachodnim zim ą i w iosną, zaś w ia try północne pow strzym yw ały nas w bie­

g u ’ la te m .

Eecord. D n ia 18 czerw ca d o ta rliśm y w t a ­ ki sposób do 81°52' szer. półn., ale p a n u ją ­ ce w ia try północno-zachodnie poniosły nas znów ku południow i i p rzez całe to la to pły- nębśm y w szerokościach niższych. D opiero d n ia 21 p a ź d z ie rn ik a dosięgliśm y 82° szer.

półn. p rzy 114°9' dług. wsch. W ieczorem w dniu Bożego N a ro d z e n ia r. 1894 d o ta r ­ liśm y do 83° przy 105° d łu g . wsch., a w k ilk a dni p ó źn iej—do 83°24' szer. półn , szeroko-

j

ści, do ja k ie j jeszcze nie dochodzili d o ty ch ­ czas ludzie.

Stanoiccza próba. D n ia 4 i 5 stycznia : r. 1895 F r a m był w ystaw iony na n ajw ięk ­ sze ciśnienie. Z an im w yruszyliśm y w drogę, w ielka pow aga „ a rk ty c z n a ” , sir L eo p o ld M ’C lintoch, orzekł, że F r a m zd o ła się oprzeć ciśnieniu lodów w ciągu la ta , ale je ż eli b ę ­ dzie wystaw iony n a nie w zimie, n a d e r m ało praw dopodobnem je s t żeby je w ytrzym ał. | In n e pow agi ark ty czn e w yraziły się ostrzej J jeszcze, a mianowicie u trzy m y w ały , że n ie­

podobieństw em je st, aby jakikolw iek o k ręt w y trzy m ał ciśnienie lodów w zimie. T y m ­ czasem je d n a k F r a m nietylko był w ystaw io­

ny n a ciśnienie zim ą, ale naw et za m a rz ł śró d lodów, m ających przeszło 30 st. g r u ­ bości, co pop rzed n io spraw dziłem zapom ocą św idrow ania. N a to lodowisko, podobnie j a k na z a to ra c h rzek naszych, n asuw ały się olbrzym ie m asy lodowe i u d erza ły z nieopi­

sa n ą siłą o boki o k rętu . C iśnienie było straszliw e. L o d y s p ię trz a ły się wysoko po­

n a d linam i okrętow em i, g ro żąc jeżeli nie z d ru z g o tan iem , to przynajm niej p o g rz e b a ­ niem sta tk u . N ik t praw ie na p o k ład zie nie w ierzył, że o k rę t p ró b ę tę w ytrzym a. Z a ­ p asy żywności, „ k a ja k i” z p łó tn a żaglow ego, sp rz ęty kuchenne, nam ioty, o p ał, sanie ręcz­

ne i „ sk i” zaniesiono w bezpieczne m iejsce n a lodowiska. W szyscy byli gotowi opuścić o k rę t i nikom u nie było wolno sp ać inaczej niż w u b ran iu .

A le F r a m ok azał się m ocniejszy niż n a ­ sza w iara. G dy ciśnienie dosięgło szczytu, po raź pierw szy belki i deski je g o zaczęły trzeszczyć; nakoniec s ta te k oderw ał się i po­

woli unoszony w górę w y d o stał się z lodo­

wego łożyska, do k tó reg o p rz y m a rz ł był ta k silnie.

B ył to try u m f zupełny. R obiąc n a jg o rsze przypuszczenia, nie m ógłbym w yobrazić so­

bie niebezpieczniejszej pozycyi d la sta tk u

| i po tem dośw iadczeniu uw ażam , że F r a m i zd a tn y je s t do w szystkiego. P om im o n a j­

staran n iejszy ch oględzin nie zdołaliśm y o d ­ naleźć n ajd ro b n iejszej szczeliny, n a jm n ie j­

szego uszkodzenia.

P o tem ciśnienie lodów uspokoiło się sto ­ sunkowo, a lody uniosły n as szybko w k ie­

ru n k u północnym i północno-w schodnim .

III. W ielk a w vp raw a san iam i.

W ypraw a saniam i. P o niew aż m ogłem t e ­ r a z przypuścić praw ie napew no, że F ra m w krótce d o trz e do najw yższej szerokości n a północ od Z iem i F ra n c is z k a J ó z e fa i n a s tę p ­ nego la ta będzie, stosow nie do przew idyw ań naszego p lan u , w pobliżu S zp icb erg u północ­

nego, pow ziąłem nowy p lan : zb adać morze lezące na północ d ro g i F r a m a . M ożliwe to było jed y n ie przez u rzą d zen ie w ypraw y s a ­ niam i. N ie m ogłem je d n a k liczyć n a pow rót i do F r a m a , albowiem widoki odnalezienia

j

s ta tk u , unoszonego przez lody, były bardzo j m ałe. P o niew aż w ypraw a podobna p ł ą ­ czona b y ła z pewnem niebezpieczeństw em , gdyż m oglibyśm y n a p o tk a ć nieprzew idziane przeszkody, p rz e to czując, że nie m ogę wy­

syłać nikogo i b ra ć n a siebie ta k ie j odpow ie­

dzialności, zdecydow ałem się je c h a ć sam ,

ja k k o lw iek nie b ra k ło n a po k ład zie chętnych,

p ra g n ą c y c h m nie wyręczyć. W y b ra łe m so-

(6)

774 WSZECHSW1AT. N r 49.

bie za to w a rz y sz a p o ru czn ik a J o h a n s e n a , k tó ry z o c h o tą p r z y ją ł m o ję p ro p o zy cy ą.

D ow ództw o n a d re s z tą w ypraw y n a p o k ła ­ dzie F r a m a złożyłem w rę c e S v e rd ru p a .

Oczywiście w a h a łe m się nieco zostaw ić ta k m oich tow arzyszów i o b a rczy ć innego odpo­

w iedzialnością za ich b ezp ieczeń stw o , ale u fa ją c bezw zględnie w zdolności S v e rd ru p a ja k o p rzew o d n ik a i m a ją c p rześw iad czen ie, że po k o n a n a s trę c z a ją c e się p rzeszk o d y — o sta te c z n ie zdecydow ałem się; byłem pew ny, że do p ro w ad zi on w szystkich c a ło do ojczyz­

ny, choćby s t a ł a się rzecz n a jg o rs z a i załoga zm uszona b y ła opuścić p o k ła d F r a m a ; fa k t te n w szakże u w ażałem za w ysoce n ie p ra w d o ­ podobny.

Sanie i k a ja k i. P rz e z c a łą zim ę z a ję ty by łem p rzy g o to w an iam i do te j w ypraw y.

Z ro b io n o n a p o k ła d z ie nowe, m ocne sanie, obliczone n a ja z d ę po nierów nych lodow i­

skach. N a stę p n ie z b u d o w a łe m dw a k a ja k i po 12 st. d łu g o ści i ta k ie o b sze rn e, że k ażd y z d n ich m ógł pom ieścić człow ieka z z a p a s a ­ mi n a c z te ry m iesiące o ra z k ilk a psów.

S zk ielet k ajak ó w b y ł z b am b u su , a p o k ry cie z p łó tn a żaglow ego. G otow e w ażyły po 40 funtów . Z a p a sy , złożone w y łączn ie z n a j­

lepszego g a tu n k u suszonych i sk o n c e n tro w a ­ nych a rty k u łó w żywności— głów nie suszonego m ięsa, suszonych ry b , u g otow anych n a p a rz e k ru p ow sianych, biszkoptów , m a s ła i t. d., zapakow aliśm y do odpow iedniej w ielkości worków z p łó tn a żaglow ego. O dbyw aliśm y p ró b y ja z d y , tr e n u ją c psy do p o d ró ż y i r o ­ biliśm y ró żn e p ró b y z n am io tam i, w o rk am i do sp a n ia i t. p.

F a łszyw y sta rt. Z a m ia re m m oim b y ło opuścić F r a m skoro ty lk o św ita ją c y dzień podbiegunow y pozwoli nam n a p rz e d o sta n ie się p rzez p ły n ące lody. D n ia 26 lu te g o ted y , zao p atrzy w szy się w sześcioro sa n i, d w a ­ dzieścia osiem psów, dw a k a ja k i o ra z zap asy d la ludzi i psów n a k ilk a m iesięcy, J o h a n - sen i j a opuściliśm y F r a m . J e d n a k ż e nam o- zoliwszy się p rzez cz tery d n i po nierów nem lodow isku, przyszliśm y do p rz e k o n a n ia , że o b ład o w an i ta k ie m i c ię ż a ram i, nie d o sta n ie ­ m y się do celu we w łaściw ym czasie. P sy nie m o g ły po ty c h lo d ach c ią g n ą ć ty le , ileśm y się spodziew ali; d la te g o te ż zdecydow aliśm y się w rócić n a o k rę t, by zm niejszyć liczbę

sa n i i ilość zapasów , a ta k ż e odroczyć jeszcze I n a czas pew ien n aszę w ypraw ę.

N a jd łu ż s z a noc podbiegunowa. D n ia 3 m a rc a , w łaśnie gdy zbliżaliśm y się do F r a ­ m a, słońce u k azało się n a w idnokręgu poraź pierw szy te j wiosny, po n a jd łu ższ ej nocy podbiegunow ej, j a k ą kiedykolw iek przeżyli ludzie. S p o strz e ż e n ia , d o konane tegoż dnia, w y k azały , że dosięgliśm y 84°4' szer. półn.

P la n ulepszony. K ik a dni zeszło znów na p rzy g o to w an iach . P o sta n o w iłem te ra z za­

b r a ć ze so b ą prow izyi dla psów ty lk o n a m iesiąc a d la ludzi n a sto dni i z ty m lekkim ła d u n k ie m spróbow ać szybko p rz e d o sta ć się p rzez lody. N ie potrzeb o w aliśm y ted y wy­

ru sz a ć w d ro g ę ta k w cześnie i d o p iero d. 14 m a rc a pożegnaliśm y się ponow nie z to w arzy ­ sz a m i—tym ra z e m n a d obre. M ieliśm y te ra z ze sobą ty lk o tro je sani, dw a k a ja k i, oraz

\ dw adzieścia osiem psów, ja k p oprzednio.

M ozolny -pochód. Spodziew ałem się, że zap u sz c z ają c się dalej n a północ, napotkam y lód rów niejszy, albow iem ta m je s t on starszy i p o k ry ty g ru b sz ą w a rstw ą śniegu. P o c z ą t­

kowo zdaw ało się, że ta k je s t w istocie. L ód b y ł dosyć rów ny i przez k ilk a dni m ieliśm y n ie z łą d ro g ę. D n ia 22 m a rc a dosięgliśm y i ju ż 85°10' szer. półn. i obliczyliśm y, że m o ­ żem y przebyw ać coraz dalsze p rz estrzen ie, albow iem , wobec codziennego spożyw ania z a ­ pasów zarów no p rzez ludzi j a k przez psy, ła d u n k u w san iach ubyw ało. P sy rów nież trz y m a ły się do b rze. A le stopniow o po w ierzch n ia lodów sta w a ła się coraz nierów- n ie jsz a , lody zaczęły się sp ię trz a ć a k ieru n ek p r ą d u unoszącego te lody zw rócił się ku 1 południow i, t. j. przeciw nam . D n ia 25 m a r­

c a dosięgliśm y 8 5 ° 1 9 'sz e r. półn.; d n ia 29—

8 5 °3 0 \ L ody p ły n ę ły w yraźnie w k ieru n k u j południow ym , m y zaś b ard zo wolno posuw a­

liśm y się n a p rz ó d po ich chropow atej po­

w ierzchni. B y ła to praw dziw ie Syzyfowa p ra c a , to m ozolne to ro w an ie sobie drogi, p rzen o szen ie sani p oprzez wysokie, s p ię trz o ­ ne p a g ó rk i lodow e, k tó re ciągle tw orzyły się

| nanow o, a k tó ry c h zaw ieja nie z d ą ż y ła nigdy p o k ry ć ta k g r u b ą w arstw ą śniegu, by drogę u łatw ić. W tych w aru n k ach psy, oczywiście, m a łą były pom ocą. G dy zn alazły się wobec ta k ie j przeszkody, czekały cierpliw ie, dopóki

j

nie przeniesiem y sani, poczem ciąg n ęły je

(7)

N r 49. WSZECHSWIAT. 775 znów n a k ró tk iej p rz e strz e n i rów nego lodo­

w iska aż do nowej zapory.

Z w arte lody. L o d y były w ciągłym ru c h u i ro z trą c a ły się z hukiem ze w szystkich stro n dokoła nas. D n ia 30 kw ietnia byliśmy na 85°59' szer. półn. Posuw aliśm y się naprzód, w y tężając w szystkie siły, ciągle w nadziei, że lód się polepszy. D n ia 4 kw ietnia dosięg­

liśm y 86°3', ale lód sta w a ł się coraz gorszy, aż d n ia 7 k w ietn ia u zn ałem , że niepodobna iść dalej ku północy. G dyby d ro g a w kie- ru n k u Z iem i F ra n c is z k a Jó z e fa b y ła ta k a sa m a , niełatw oby nam by ło tam się dostać.

Z n ajd o w aliśm y się wówczas n a 8 6°]4' szer.

półn. i około 95° dłu g . wsch. C h cąc zb ad ać sta n lodów i możliwość dalszej drogi, p u ści­

łem się ku północy n a „ sk i” , ale nie m ogłem d o strzed z żad n eg o p rzejścia z najw yższego p a g ó rk a lodow ego, ja k i zdołałem znaleźć, w idziałem ty lk o zw arte i sp iętrzo n e lody na cały m w idnokręgu.

Z u p e łn y brak lądu. T u ta j, podobnie ja k w ciąg u całej naszej podróży, nie widzieliśmy zn a k u ląd u w żadnym k ieru n k u . Z daw ało się, że lody p ły n ą pędzone w iatrem , niepo- w strzym yw ane przez ląd sta ły ani wyspy n a milowych p rze strzen iac h i odkrycie lądu z tej stro n y b ieg u n a północnego w ydaje mi się m ało p raw dopodobne, choćbyśm y naw et p rzypuścili możliwość o d krycia z ta m te j s tr o ­ ny ja k b y p rzed łu że n ia ku północy a m e ry k a ń ­ skiego arc h ip e la g u północnego.

Z b yt lekka odzież. G dyśm y pierw szy ra z opuścili F r a m , mieliśm y ze sobą ciep łą odzież z wilczej sk ó ry , ale poniew aż zb liżała się wiosna, a te m p e r a tu r a b y ła w o statn ich c z a ­ sach stosunkow o wysoka, nie p rz y p u szcza­

liśm y, że sp ad n ie znów b ard zo nisko i stą d , p ra g n ą c z a b ra ć ze sobą ja k n a jm n ie j ła d u n ­ k u i ulżyć o ile m ożności k ara w a n ie c ię ż a ru , zredukow aliśm y b ag a że nasze do m inim um i gdy opuszczaliśm y F r a m pow tórnie, ciepła odzież fu tr z a n a p o zo sta ła n a pokładzie;— ż a ­ łow aliśm y n astę p n ie gorzko tego czynu.

Czterdzieści stopni poniżej zera P rz e z trzy tygodnie m niej więcej te m p e ra tu ra w ynosiła

4 i 0 0 poniżej z e ra . poczem d n i a ł kw ietnia p o d n io sła się do 7,6 poniżej zera , lecz n ie ­ baw em s p a d ła znów do 36,4°. W obec t a ­ kiego m rozu i w ia tru znosiliśm y często do­

kuczliw e zim no; d o b ra ale zbyt lekka odzież w ełn ian a nie o c h ra n ia ła nas dostatecznie,

a skutkiem tra n sp ira c y i ciała za m ien iała się stopniowo w kolczasty pancerz lodowy. N a j­

gorzej było z w ierzchniem i k a fta n a m i weł- nianem i, k tó re pokryw ały się g ru b ą w arstw ą lodu; c a łą godzinę trw a ło zanim w ieczorem o d ta ja ły w w ork ach , w k tó ry ch spaliśm y, co p o ch łan ia ło niem ało ciep ła naszego ciała;

szczękając zębam i, leżeliśm y p rzeszło p ó łto ­ re j godziny niem ogąc się ro zg rzać. R ano zaś w kilka m in u t po opuszczeniu w orka odzież n asza ponownie zam ie n ia ła się w lód i nie sądzę żebyśm y kiedykolw iek— J o h a n s e n czy j a —za p ra g n ę li pow rotu tych dni. W m a r ­ cu n ajn iższa te m p e r a tu r a w ynosiła 49°, a najw yższa 4° poniżej zera.

N a południe. D n ia 8 kw ietnia zm ien i­

liśm y k ierunek i rozpoczęliśm y w ędrów kę ku przylądkow i F lig e ly n a Z iem i F ra n c is z k a Jó z e fa . Z ra z u m ieliśm y ta k ą sam ą u cią ż li­

w ą drogę, ale ju ż n a stę p n e g o dnia lody o k a ­ zały się rów niejsze, a p rzejście po nich ł a t ­ wiejsze. Z e g a rk i nak ręcaliśm y cow ieczór, p rz e d pójściem spać. P o niew aż je d n a k r a ­ dzi byliśm y przebyw ać ja k n a jw ię k sz e p rz e ­ strzen ie, p rz e to dzienne pochody nasze trw a ły niekiedy b ard z o długo i d n ia 12 kw iet­

n ia m inęło przeszło trzydzieści sześć godzin, zanim ułożyliśm y się do snu w naszych w o r­

kach; gdy zaś wówczas p rzy p o m n iały nam się zeg ark i, o k azało się że s ta n ę ły . Było t r zdarzenie n a d e r niepom yślne. N ie o zn ac za­

łem długości od trz ech dni. N a stę p n e g o więc dnia d okonałem oczywiście oznaczenia czasu , a le m u siałem obliczyć owe trz y dni spędzone w podróży i ra c h u n e k w ypadł d o ­ syć zad aw aln iając o , ja k k o lw iek nie m ogłem określić ja k daleko przez te n czas posunęły się lody. P r a g n ą c m ieć znów czas ściśle oznaczony, chciałem określić położenie księ­

życa, ale o k a zało się, że tab lice, p o trzeb n e do tych obliczeń, p o zo stały n a p o k ład zie o k rę tu . N iem niej je d n a k do koń ca podróży nie zap rzestaliśm y o znaczania długości, a r o ­ biliśm y je z ta k ą u w ag ą i ta k ie m s ta ra n ie m , że b łęd y nie m ogą być znaczne.

O dkrycie śladów lisa. P rzybyw szy d. 25 kw ietn ia do 85° szer. pó łn . n atrafiliśm y , ku naszem u zdum ieniu, n a dw a ślady lisa, z cze­

go należałoby wnioskować, że byliśm y blisko

ja k ie g o ś lą d u . A le nie dojrzeliśm y nic d o ­

k o ła, pom im o czystej atm o sfery . O becnie

pochód nasz u tru d n ia ły n a jb a rd z ie j ro zp ad -

(8)

776 WSZECHSWIAT. N r 49 liny i k a n a ły śró d lodow isk. P rz y te j

niskiej te m p e ra tu rz e byw ały one zazw yczaj p o k ry te cien k ą w arstw ą lodu, t a k że n ie p o ­ dobieństw em było p rz e d o sta ć się p rzez nie n a k a ja k a c h . M usieliśm y z a te m o k rą ż a ć często po k ilk a m il i niekiedy trac iliśm y p ó ł dnia n a obejście ta k ie g o k a n a łu . I m dalej n a p o łu d n ie, tem więcej sp o ty k aliśm y ich n a drodze, a były n am one n a jw ię k sz ą p rz e ­ szkodą w pochodzie. P oniew aż zapasów u b y ­ w ało coraz b a rd z ie j, tr z e b a by ło więc z a b ijać psy, je d n e g o po d ru g im , d la żyw ienia pozo- słały ch . N ie k tó re z nich początkow o okazy­

w ały wielki w strę t do p o ż eran ia tow arzyszów ; ale g łó d w zm agał się, innego j a d ł a nie d o ­ staw ały , s ta ły się te d y n ieb aw em ta k ie ż a r ­ łoczne i łak o m e n a tę stra w ę , że tru d n o j e było u trz y m a ć , skoro tylko p ies z o sta ł z a ­ bity.

P om ór psów . M usieliśm y stopniow o r e d u ­ kować ich porcye do możliwie m ały ch r o z ­ m iarów , ażeby ja k n a j dłużej zachow ać n ie ­ w ielkie z ap asy i u trzy m a ć psy p rz y życiu, ale chudły one coraz b a rd z ie j i o p a d a ły z sił.

C iąg n ęły w ytrw ale swoje c iężary dopóki n ag le nie p a d ły w ycieńczone, niezdolne do dłuższego u trz y m a n ia się n a n o g ach . W ów czas nie pozo staw ało n a m nic innego tylko zabić j e n a m iejscu lub w ziąć n a sa n ie a p o tem za­

bić rozłożyw szy się obozem n a noc.

W czerw cu k a n a ły s ta ły się je szcze licz­

niejsze i tru d n ie jsz e do p rz e b y c ia a lód b y ł coraz gorszy. P s y , „sk i” i płozy sań p r z e ­ b ijały z a m a rz łą z w ierzchu sk o ru p ę i w p a ­ d a ły g łęb o k o w m iękki w ilgotny śnieg. P sów m ieliśm y ju ż te ra z b a rd z o niew iele, a liczb a ich ciągle się zm n iejsza ła. D a lsz a d ro g a w ydaw ała się ju ż c a łk iem niem ożliw ą, ale nie m ieliśm y w y b o ru —b o ry k aliśm y się ted y dalej z przeciw nościam i, gdy p o rcy e straw y , zarów no d la psów j a k d la ludzi, z red u k o w a ły się do m inim um .

Czy istnieje Z ie m ia Peter m anna? W ia d o ­ mo, że w edług m a p y P a y e r a n a północ od Z iem i F ra n c is z k a J ó z e fa , n a 83° m niej w ię­

cej szer. pó łn . je s t lą d , k tó ry on przezw ał Z iem ią P e te rm a n n a . Z a m ie rz a łe m przede- w szystkiem spróbow ać d o trzeć do teg o ląd u , gdzie spodziew aliśm y się znaleźć dosyć zw ie­

rzyny. W e d łu g naszych obliczeń pow in­

niśm y byli te ra z z n ajd o w ać się n a tym s a ­

m ym stopniu długości, co owa Z iem ia, ale posuw aliśm y się coraz da lej i d alej n a p o ­ łu d n ie, n ied o strz e g a jąc w szakże nigdzie lą ­ du. W końcu m a ja znajdow aliśm y się n a 82°21', d n ia 4 czerw ca n a 82°18' szer. półn.

D n ia 15 czerw ca zo staliśm y uniesieni n a p ó ł- noco-zachód, n a 82°26' i byliśm y wówczas 0 ja k ie dw adzieścia mil n a północ od p rz y ­ lą d k a F lig ely . L ą d u nie widzieliśmy w d a l­

szym ciągu. Z dum iew ało nas to coraz b a r ­ dziej, a p ostać lodów p o g a rsz a ła się ciągle.

N ak o n iec d n ia 22 czerw ca, zastrzeliliśm y d u żą fokę i postanow iliśm y czekać dopóki śnieg nie stopnieje, żyw iąc się je j m ięsem . W k ró tc e potem ubiliśm y trz y niedźw iedzie 1 byliśm y obficie zao p atrzen i w żywność, ta k źe m ogliśm y k arm ić surow em m ięsem pozo­

s ta łe dw a psy. D o p iero d n ia 22 lipca w yru­

szyliśm y d alej; d ro g a po lodach b y ła dosyć znośna i w dw a dni później u jrzeliśm y n a ­ reszcie n iez n a n ą ziem ię. Z najdow aliśm y się wówczas n a 82° szer. półn., ale nie łatw o nam było d o stać się do te g o lą d u .

P o d ła p ą niedźw iedzia. P ew nego dnia w owym czasie z d a rz y ła się n am p rzygoda, k tó ra byłaby m o g ła p rzybrać o b ró t daleko gorszy. Z am ierzaliśm y w łaśnie p rzed o sta ć się n a k a ja k a c h przez k a n a ł śró d lodów.

U skutecznialiśm y to zaw sze w ta k i sposób, że związawszy o b a k a ja k i ra z e m n a lodzie, spuszczaliśm y je n a w odę, poczem w chodzi­

liśm y do nich w raz z psam i i p rzepraw ialiśm y się, w iosłując. T y m razem przynieśliśm y w łaśnie mój k a ja k n a sk ra j lodow iska i Jo - h an sen w rócił po sw ój— gdy n a g le u sły sza­

łem za sobą h a ła s , a odwróciwszy się u jr z a ­ łem J o h a n s e n a leżącego naw znak i trz y m a ­ ją c e g o za g a rd ło pochylonego n ad nim niedź­

wiedzia. C hw yciłem strz e lb ę , przym ocow a­

n ą do p rze d n ieg o p o k ład u m ego k a ja k a , ale w te jż e chw ili łódź ześliznęła się d o w o d y a ra z e m z n ią i s trz e lb a . W y tę ż a ją c w szy st­

kie siły w ciąg n ąłem znów n a lód ciężko n a ­ ładow any k a ja k , a wtedy usłyszałem ja k J ó - h a n se n m ów ił do m nie z całym spokojem :

„M usisz się śpieszyć,inaczej będ zie zap ó źn o ”.

N a re sz c ie w ydobyłem strz e lb ę z p u d ła , a gdym się odw rócił z odw iedzionym k u r ­ kiem , niedźw iedź s ta ł w p ro st m nie. W po­

śp iech u odw iodłem k u rek od w łaściw ej, n a ­ bitej lu fy — strz e lb a w ypaliła celnie- i niedź­

wiedź p a d ł m artw y m iędzy nas. Jo h a n se n

(9)

N r 49. WSZECHŚWIAT. 777 u sz ed ł cało, d o sta ło m u się tylko lekkie z a ­

d raśnięcie w rę k ę i ruszyliśm y d alej, obficie za o p atrzen i w świeże m ięso niedźwiedzie.

( C. d. nast.).

O N O W E J W Ł A S N O Ś C I

aldehydu mrówkowego.

P o m iędzy zw iązkam i, w y tw arzan em i przez rośliny, pierw sze miejsce, ja k wiadomo z fizyologii ro ślin , zajm u je m ączka czyli k ro ch m al. P raco w n ią, w której odbyw a się t a sy n teza w roślinie, są kom órki, zaw iera­

ją c e zielony b arw nik liści, zwany chlorofilem lu b zielenią,— m a te ry a łe m zaś potrzebnym do tej syntezy, je s t dw utlenek węgla, zaw arty w p o w ietrzu i w oda w essana z ziemi zapom o- cą korzeni. M ąc zk a zaś je s t dlatego takim bard zo w ażnym związkiem d la roślin, że z niej praw dopodobnie w ytw arza się pośred nio, p rzez n ajro zm a itsze przem iany chem icz­

ne, niezliczona ilość p rzeró żn y ch ciał, m a ją ­ cych doniosłe b a rd z o znaczenie w spraw ach życia. Z m ączki zatem pow staje cukier, kwasy roślinne, ja k kw as szczawiowy, winny, ja b łk o w y , a praw dopodobnie ta k ż e tłuszcze, naw et białko i liczne zasad y roślinne, zwane alkaloidam i.

P rze z bard zo d łu g i czas nie um iano sobie w ytłum aczyć, jak im sposobem może pow stać m ączka w prost z dw utlenku w ęgla i w ody—

i w o statn ic h dopiero czasach pow stały n a tem tle ciekaw e a praw dopodobne teorye.

W e d łu g znanego przypuszczenia, dw utlenek w ęgla łączą c się z wodą w ytw arza związek, zwany aldehydem mrówkowym albo a ld eh y ­ dem kw asu mrówkowego, przyczem n a s tę p u ­ je w ydzielanie się tlenu :

C 0 2 + H 20 = H 2CO + 0 2 . A ld e h y d ten p o siad a w łasność zag ęszcza­

nia swych cząsteczek czyli polim eryzow ania i d ro g ą tak iej polim eryzacyi pow stać z niego m ogą ciała, należące do grom ady wodanów węgla: 6 H 2CO = H UC 6( V P o d o b n ą d ro g ą otrzym ali E . F isc h e r i je g o w spółpracownicy

syntetyczne c ia ła cukrowe; praw dopodobnem je s t zatem przypuszczenie, że i w roślinnych kom órkach chlorofilowych reakcye te o d b y ­ w ają się w podobny sposób, a aldehyd m rów ­ kowy uznany zo stał słusznie za pierwszy szczebel przysw ajania w ęgla u roślin i wszel­

kich syntez, zachodzących w zia rn k a c h zie­

leni.

W o statn ich czasach M arceli D elpine, do­

św iadczając nad tym ciekaw ym aldehydem , z b a d a ł n iektóre jeg o b ard zo w ażne w łasno­

ści. Uczony ten, chcąc mianowicie p rz y rz ą ­ dzić aldehyd mrówkowy w stan ie czystym , przez ogrzew anie z wodą tró j oksym etylenu, ciała będącego niejako trzy razy zagęszczo­

nym aldehydem (C3H 60 3), doszedł niespo dzianie do całkiem odm iennych rezultatów . P o sześciogodzinnein ogrzew aniu trójoksym e- tylenu z wodą, między 130— 140°, otw orzył ru rk i zatopione, w których o d b y w ała się re- akcya, i zd u m iał się b ard zo w ielką ilością dw utlenku w ęgla zap ełn iająceg o r u rk i i e te ­ rycznym zapachem otrzym anego p łynu. P o ­ w tórzył wówczas k ilk a k ro tn ie to dośw iadcze­

nie i p o d d a ł gaz i płyn sta ra n n e m u ro z b io ­ rowi: gaz złożony był z dw utlenku i tlenku w ęgla, płyn zaś z kw asu mrówkowego, a lk o ­ holu metylowego i z niew ielkiej ilości zaczy­

n ająceg o się tw orzyć e te ru , w ynikającego z d zia ła n ia kw asu na alkohol.

D elpine w nioskuje z tego dośw iadczenia, że aldehyd mrówkowy rozłożył się pod w pły­

wem ciep ła i wody n a kw as m fów koW yj a l­

kohol m etylowy; rea k c y ą tę m ożna w yrazić n astęp u jący m wzorem :

2 C H 20 + H , 0 = C H 20 + C f l.O . D w u tlen ek zaś w ęgla, w ydzielający się obfi­

cie, pochodzi z głębszej reakcyi, mianowicie z częściowego ro zk ład u aldehydu :

3 C H 20 + H 20 = C 0 2 + 2 C H 40 . Zgodnie ze w zorem , w ydziela się również alkohol m etylowy a n a d m ia r tego związku w porów naniu z kwasem mrówkowym, stw ier­

dzony z o sta ł zapom ocą ścisłych rozbiorów . T lenek zaś w ęgla pochodzi z częściowego ro zk ład u kw asu m rów kow ego,a D elpine p rz e ­ k o n ał się przez w ielokrotne dośw iadczenie, źo kw as m rów kow y czysty, ogrzew any z wo­

d ą w rurka,ch zatopionych, ro z k ła d a się przy

200°, d a ją c tlen ek w ęgla i tlen , nie w ydziela

(10)

778 WSZECHŚWIAT zaś w cale d w u tlen k u w ęgla. J e ż e li p rz y ­

puścim y, że z b a d a n e p rz y wysokiej te m p e ra ­ tu rz e p rzem iany, m ogą zachodzić fizyolo- [ gicznie w k o m ó rk ach chlorofilow ych p rzy

J

te m p e ra tu rz e zw yczajnej, to dojść będziem y i m ogli do ciekaw ych wniosków. P rz e d e -

j

w szystkiem ja śn ie j zd am y sobie spraw ę z tru d n o ści, j a k ą n a p o tk a li b ad ac ze w o d n a -

i

lezieniu a ld e h y d u m rów kow ego w ro ślin ach , j bo chociaż w iadom em by ło , że ciało to z og ro m n ą ła tw o śc ią p o d le g a przem ianom chem icznym , to je d n a k nie p rzy p u szc zan o by n ajm n iej, aby n a stą p ić one m o g ły pod wpływem je d y n ie wody. Ł a tw y ro z k ła d a l­

deh y d u n a kw as m rów kow y i alk o h o l m ety ­ lowy, o b jaśn ia obfitość ty c h związków w ro śli­

nach; p rzy tem kw as m rów kow y, w ytw orzony

j

przez działanie wody, m oże istn ieć w stan ie w olnym , co b yłoby niem ożebncm , gdy b y za­

sa d a p o trz e b n a b y ła do te j p rz e m ia n y , gdyż m usielibyśm y przypuścić, że ja k iś kw as m oc­

niejszy ro z ło ż y ł u tw o rzo n y m rów czan, wy- s d zielając zeń kw as, a ten o s ta tn i j e s t, za w yjątkiem kw asu szczaw iow ego, silniejszy od ! innych kw asów ro ślin n y c h . W re szcie a ld e ­ hyd m rówkowy d z ia ła n a g o rą c o n a sole am o­

nowe, zam ie n ia ją c j e n a a m o n iak i złożone, z w ydzieleniem d w u tle n k u w ęgla, D elp in e | więc p rzy p u szcza, że n a z a sad zie te j p rze-

j

m iany w y tłu m aczy ć m o żn a będzie, chociażby częściowo, pow staw an ie w ro ślin ach a m o n ia ­ ków złożonych, a re a k c y a t a b ęd z ie p rz e d ­ m iotem p rzy szły ch jego b a d a ń .

D -r Z ofia J o te y k o -R u d n ic k o .

Wiadomości bibliograficzne.

Encyklopedya ilustrowana wiadomości poży­

tecznych. N akład M ichała A rcta.

.Jakkolwiek o en cyklopedyi tej p od aliśm y ju ż w iadom ość w n-rze 26 r. b. naszego pism a, zw raca ona znów naszą uw agę, j e s tto bowiem pierw sza w ję z y k u polskim en cyk lop ed ya w y­

łączn ie przyrodnicza. D otą ł posiadam y dw a­

naście zeszytów , co stanow i m niej w ięcej połow ę całego dzieła, rzecz bowiem doprow adzona w nicli j e s t do w yrazu „K lasyfikacya ro ślin ”. J es'to w prawdzie encyklopedya bardzo szczu p ła, ale

może być pożyteczn a dla tych, którym często potrzeba choćby tylko ogólnikow ego w yjaśnienia wyrazu nieznanego, niska zaś cena czyni ją dla w szystkich dostępną. Szczególną jej za leł ą je s t obfitość r y c in — na każdej stronie mamy ich kilka;

sam o w ięc przeglądanie k siążk i m oże być dla dzieci p o żyteczn e, zaciekaw ia j e i d o nauki z a ­ chęca. A rtykuły, choć drobne, opracowane są starannie, a przy przelotnem rozpatryw aniu książk i błędów napotkaliśm y niew iele. N ajhar­

dziej u d erzyła nas błędna w iadom ość, że pochy­

len ie ekliptyki w zględem równika zm ienia się corocznie o 5 0 " ; w ypada to koniecznie w erra­

tach sprostow ać. N iew łaściwem je s t też ok reśle­

nie, że k ąt p ro sty je s tto kąt m ający 9 0 °, boć przecież stopień je s t '/90 kąta p ro steg o .— J ęzy ­ kow i i słow nictw u zarzutów poważnych robić nie m ożna, co w w ydawnictwach tego rodzaju je s t ju ż ważną zaletą. Spotykam y w szakże kilka term inów nowych, zam iast nazw utartych ju ż i przyjm ow anych pow szechnie, ja k grzbiet i za­

głębienie fali, zam iast góra i dół, kręgi N ew tona zam iast pierścienie.

8 . K .

SEKCYA CHEMICZNA.

P osiedzenie 14-te w r. 1 8 9 6 Sekcyi chem icz­

nej odbyło się dnia 7 listopada w gmachu M uzeum przem ysłu i rolnictw a.

P rotokuł posiedzenia poprzedniego zosł ał od­

czytany i przyjęty.

P. W ładysław P iotrow ski odczytał rzecz O roz­

woju praw a patentow ego w ogóle i rossyjskiego w szczególn ości.

W e w stępie autor podał daty wprowadzenia praw nadawanych w ynalazkom , czyli przyw ilejów lu b patentów p rzez rozm aite państw a. Pierw ­ szeństw o pod tym w zględem należy się A nglii, k óra od r. 1 6 2 4 opiekuje się w ynalazkam i i p o ­ m ysłam i. Obecnie liczb a patentów , wydawanych p rzez rozm aite p au s‘wa, sięga dziesiątków ty s ię ­ cy rocznie. N astępnie autor scharakteryzował isto tę praw patentowych, rozm aitych państw i p o­

d zielił j e na dwie głów ne grupy: na państw a gw arantujące now ość i przydatność w ynalazków , p rzez nie p a łenł em odznaczonych i państw a nie- dające tej gwarancyi. D o ostatnich należy Fran- cya, która w ydaje patenty na zasad zie zam eld o­

w ania p rzez w ynalazcę danego w ynalazku jako now ość, do pierw szych zaś należą N iem cy, k tó ­ rych urzędy patentow e badają szczegółow o czy w ynalazek, podany do opatentow ania, p r z e d sta ­ wia rzeczyw iście coś now ego, nieznanego i nieopi­

sanego i czy rzeczyw iście ma on w artośćt che-

(11)

N r 49. WSZECHSW1AT. 779 niczną. W szczególow em rozwinięciu tego t e ­

matu autor podał prawa patentowe rozm aitych państw i dłużej zatrzym ał się nad nowem pra­

wem patentowem rossyjskiem z roku bieżącego.

W dyskusyi nad tym przedm iotem w zięli udział panow ie Bogucki, L eppert, Rejchmann, N eugebauer, Prauss i Trzciński.

W sprawach bieżących p. L eppert ośw iadczył, że proponowana w ystaw a przem ysłow a w roku przyszłym praw dopodobnie do skutku nie przyj­

d zie i że spodziew ać się jej m ożna dopiero w ro­

ku 1 8 9 9 .

N a tem posiedzenie zostało ukończone.

(D okończenie).

W następnem dośw iadczeniu podwoiłem ilość form aliny (około 50-ciu kropel) w jednem naczyniu, w którem pom ieściłem 81 wolczków, w drugiem zaś pow ietrze nasyciłem aldehydem mrówkowym p rzez w rzucenie do w nętrza kaw ał­

ku waty przem oczonej form aliną. W ostatniem naczyniu znajdow ało się 37 w ołczków , które zdechły po l ' / 2 godz. i następnie ju ż nie pow ró­

ciły w cale do życia. W pierw szej buteleczce żuki pozostaw ały 9 godzin, (po 4 godzinach wydawały się w szystkie m artwem i) poczem je wysypano i poddano dalszej obserw acyi. P rzez p rzeciąg pierw szych trzech dni ożyło z ogólnej liczb y 14-cie, pozostało zaś martwych, po 19 dniach obserw acyi, 6 7 , t. j . 8 3 ° /0. D la poddan:a sprawdzeniu wyników pow yższego doświadczenia starałem się j e pow tórzyć w warunkach, zbliżo­

nych do napotykanych w praktyce, t. j . w śpich- rzach. D o tego celu nadawało się znakom icie dygestoryum , znajdujące się w jednym z p ok o­

jó w pracowni Stacyi oceny nasion. W iększe szp ary i otwory zostały pozatykane watą, z p o ­ zostawieniem m niejszych, o is łnieniu których przekonyw ało przekradanie się żuków naze- w nątrz. N a kilka dni przed rozpoczęciem d o ­ św iadczenia na dno dygestoryum nasypano ziarna zbożow ego paracolow ą warstwę i w puszczono k ilkanaście tysięcy wołczków. Żuki te wkrótce zadom ow iły się i z a c /ę ły żerować na dobre. D y­

gestoryum ma następujące wymiary: długość 2 ,6 6 m, głębokość 0 ,5 5 m, wysokość 1 ,4 5 m.

Aldehyd m rówkowy był otrzym yw any przez spa­

lenie pary alkoholu m etylow ego, pomieszanej z pow ietrzem i prowadzonej ponad rozpaloną siatką platynow ą, więc jako działający in statu nascendi pow inien był być bardziej zabójczym dla organizm u, niż ulatniający się w prost z for­

m aliny. A lkohol m etylow y był spalany w lam p­

ce W itta, um ieszczonej w. dygestoryum . Ilość spalonego alkoholu wynosiła 5 0 0 g w przeciągu 6 godzin. Ten sposób postępow ania p rzedsta­

w ia tę niedogodność, że przy tej przestrzeni, j a ­ ką ma wspomniane dygestoryum , ilość tlenu je s t w ystarczająca zaledw ie dla spalenia się około 1 0 0 g alkoholu m etylow ego, poczem lampka gaśnie i w ytwarzanie się aldehydu m rów kowego u staje, tak, że samo pow ietrze daje kres n asyce­

nia się do pew nego stopnia aldehydem m rów ­ kowym ').

Po zgaśnięciu lam pki, była ona wydobywana z dygestoryum przez okienko, otw arcie k tó ­ rego na tę chwilę raz i po raz drugi, dla ponow­

nego wstawienia na nowo zapalonej lam pki, było I w ystarczające do w prowadzenia św ieżego zapasu i tlenu, lecz jednocześnie z tem było ratunkiem dla zatruwanych wołczków . W ydobywanie alde­

hydu m rówkowego, to jest spalanie alkoholu m etylow ego, trw ało przez 6 godzin. P rzez szy- by dygestoryum można było sprawdzić rezultat.

Przeważna część wołków została zatruta, lecz jednakże w idać było tu i ow dzie po kilka ży­

w ych D ygestoryum pozostało zam knięte jeszcze p iv e z kilkanaście dni. W tym czasie zaczęło ich dużo pow racać do życia, tak że liczba istotnie zabitych w yniosła zaledwie ’/ 3 ogólnej ilości.

Z dośw iadczenia pow yższego daje się wyciągnąć następujący wniosek: że aldehyd mrówkowy, w powyżej wskazany sposób w ydobywany, nasyca pow ietrze do tego stopnia, w którym działa ono zabójczo na organizm y osobników, obdarzonych słabszą siłą życiow ą —tem samem nie je s t środ­

kiem radykalnym do tępienia wołczków. N ale­

żało zatem sprobowuć innnych zw iązków che­

m icznych.

W ybór mój padł na siarek w ęgla ( 0 S 2), jako środek oddawna używ any p rzez zbieraczy owa­

dów do ich trucia. Pierw szą próbę wykonałem we flaszeczce, zatkanej korkiem z waty, na którą nalałem koło 3 0 kropel siarku węgla. Po 2 g o ­ dzinach wysypałem w szystkie owady (3 4 sztuki);

były one martwe i nie o ży ły w cale, chociaż leż ły na otwartem pow ietrzu p rzez kilkanaście dni.

N astępne doświadczenie m iało m iejsce w e wspom- n ian em ju ż i poprzednio przygotow anem do d o ­ św iadczenia dygestoryum . W ołczki, w ilości 3 45 sztu k , zostały wypuszczone z klosza, w którym się stale hodują. Poniew aż drogę do przebycia m iały dosyć przykrą, bo po szkle w zniesionem pochyło pod górę i napotykały po drodze inne, dążące w przeciw ną stronę, z którym i przepy-

') Inny sposób wydobywania aldehydu m rów ­ kow ego, przy którym niedogodność ta m oże być usunięta, t. j. wydobywanie aldehydu m rówko­

w ego z form aliny z d o d a n iem chlorku wapnia, przy ciśnieniu 3 —4 atm osfer z autoklawu, w sku­

tek wysokiej ceny tego aparatu, dla celów prak­

tycznych m ało się nadaje a tem samem i w moich

dośw iadczeniach nie mógł być uw zględniony.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sam proces wywoływania daje się w taki sposób wyjaśnić, że wywoływacz nie działa na ziarna nieoświetlone; redukuje zaś tylko te miejsca, gdzie zarodki z

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni

kości czyli raczej częstości, to jest od liczby ich okresów w ciągu sekundy, czynnik więc ten należy mieć na uwadze obok natężenia prądów i ich siły