• Nie Znaleziono Wyników

Dzwonek : pismo dla ludu. T. 14, 1866 [całość]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dzwonek : pismo dla ludu. T. 14, 1866 [całość]"

Copied!
292
0
0

Pełen tekst

(1)

DZWONEK.

B o g a , d z ie c i, B o g a trzeb a , Kto ch ce sy t byc! sw eg o chleb a.

Tora XIV.

B ib lio te k a J a g ie llo ń s k a

100 9050

L W Ó W ,

Druk i nakład E. Winiarza.

1001849050

(2)
(3)

S P I S R Z E C Z Y

zawartych w tomie XIV.

I. Ż yw oty Ś w ięty ch , legend y i rozm aite bistorye św ięte:

stronica:

(•

N abożna p ok uta, przez L ud ke z M yślenic (L udw ika L esn iow sk a) . . 40 Nagroda m iło sierd zia , przez K arola M arciaka . . . . . . 81

Chleb i k w iaty . . . . . . . . . . . 113

Ś w ięty M arek, przez xięd za W ojciech a z M edyki . . . . . 193

II. P ow iastki, gaw ędy, opow iadania i obrazki z hlstoryl p o lsk ie j:

Stan isław S ta s z ic , sław n y P o la k , przyjaciel i dobrodziej ludu w iejskiego, przez L ud ke z M yślenic . . . . . . . . l i 17 T estam en t żo łn ie r sk i, czyli Sztuka w ilki t łu lą a złych ludzi ta k ż e , przez

W ojtka ze Sm olnicy (W ład ysław a Ł o ziń sk ie g o ) . . . . 5 Złe ję z y k i, przez W ojtka zo S m o l n i c y ... 24 Marcin K rom er, biskup pobożny i uczony P o la k ’, przez xięd za W ojciech a

z M edyki . . . . . . . . . . . 33

Dobry i zły słu g a , przez xięd za Jakóba N ow ak ow sk iego . . . . 49 C iekaw a p rzygod a, która m iał pan K ościuszko w sw ojej m ło d o ści, przez

W ojtka ze Sm olnicy . . . . . . . . . 54

Sądy przy g o r za łce , przez xięd za W ojciech a z M edyki . . . . 65 Araburda, historyjka u c ieszn a , przez X . S. B . ... 71 , B ogata ż o n a , przez W ojtka ze S m olnicy . . . . . . . 89

(' Stul króla chłopk ów , przez Bartka szkolarza (B ronisław Ł oziń sk i) w . 97 K ościółek w J a śk o w ica c h , przez S k oczka z R adom yśla . . . . 102 M atw ijow y d zw o n , przez T om ka z nad S tyru (H . M ierzeński) . . 117 D w a pisania: o zabobonie i p ijań stw ie, przez Michała z pod .D ynow a . 122 M ikołaj Rej z N a g ło w ic , przez xięd za W ojciech a z M edyki . . . 129 P ow stan ie p olsk ie w r. 1830 i 1831 : I. Jak stały rzeczy w P o lsce po wojnach

N a p oleoń sk ich ? . . . 145 II. N oc 29. listopada . . . 161 III. Jenerał C hłopicki . . . 177 IV. Jen erał D w ernick i . . . 209 V . B itw a pod G rochow em . . 225

VI. D alsze bitwy . . . . 257

V II. W ojna na L itw ie . . . 273 V III. W arszaw a się poddaje . . 275 W dzięczny ż y d , przez Bartosza P od górsk iego . . . . . . 161 Historya o B artku, leniw ym gospodarzu . . . . . . 166 i 185

P roces o łą k ę , przez Kaspra Grzędę . . . . . . . 180

Z ginione d z iec k o , przez Paulinę W ilk ońsk ą . . . . . . 199 K aw aler z F rysztak a , przez S k oczk a z R adom yśla . . . . . 212 Szpital w M oszczan aeh , przez xięd za W ojciech a z M edyki . . . 241 Złam ana p rzy sięg a , przez Józefa z G w oźdzca . . . . . . 247

Jan Sob iesk i na łow ach . . . . . . . . . . 281

(4)

III. W ie r s z e :

Na now y r o k , przez W o jtk a ze Sm olnicy . . . .

stronica:

4'

K ró l i k o w al, przez J ó z e fa Jak u b o w icza . . . . . 21

Rozm ow a d ziadka z m ło d zień cem , przez K az. B rodzińskiego . 39 P ieśń o w iernym s łu d z e , przez xiędza N ow akow skiego 53 P iszczałk a grobow a, przez G rzesia z M ogiły (Juliusz Starkel) 70 P ieśń o św iętym Izydorze . . . . . . . . 87

Siwy d z ia d u ś, przez G rzesia z M ogiły . . . . . 101

Pogrzeb , przez A ntoninę z nad W arty . . . . . 115

J a k to byw ało , przez S tacha B arw inka . . . . . 13G Do sk o w ro n k a, przez H e n ry k a S trokę . . . . . 150

A lleluja . . . . . . . . . . . 160

P o żeg n an ie u ła n a , przez W incentego P o la . . . . 165

D z w o n , przez tegoż . . . . . . . . . 180

D ziew czyna i wojacy, przez tegoż . . . . . . 198

K rakusy, przez teg ż . . . . . . . . 211

P ieśń ułanów p o lsk ich , przez tegoż . . . . . . 228

P a c ie rz , przez J a n a Prusinow skiego . . . . . . P o w ró t k o n ia , przez W incentego P ola . . . . . 246 261 Śm ierć tjenerała Sow ińskiego . . . . . . . 278

IV . P ię k n e p r z y k ła d y : Szkoła w P n io w ie , przeż Skoczka z R adom yśla 137 D ziatw a szkolna w L u tczy , przez A ntoniego z pod Strzyżow a 190 B ractw o O światy, przez K arola W elw elo, gazdę z K rzeczow ic 229 V. R ady, p r z e str o g i i ro zm a ite n a u k i: O grodnictw o w ie jsk ie , przez A. M azura . . . . . 44

R ad y gospodarskie . . . . 62

0 trychinach czyli po naszem u w łosieńcach . . . . 75

Ś rodek n a oparzeliznę . . . . . . . . 77

O strożność przy paleniu oleju skalnego . . . . . 78

Ja k im sposobem m ożna przyjść do m a ją tk u ? . . . . 156

R ad y gospodarskie . . . . . . . . . 159

O pow iadania starego W alentego, spisał Grześ z M ogiły : I. Nieco o ziemi i o górach ogniem ziejących 203 i 218 II. 0 sło ń c u , k się ż y c u , gw iazdach itd. 218 i 234 III. 0 pow ietrzu i gazach , 238 i 250 0 zam orskich z w ierzętach , przez G rzesia z M ogiły . . 262

R ady gospodarskie . . . . . . . . . 286'

V I. R óżno& ci: G adki . . . . 16 W ilk w ściekły . 143 Sądy nieludzkie . . 32 R ód ludzki 144 O dk ry ta zbrodnia 47 K ołacz nad kołacze . 144 Za moje pieniądze 48 L ekarstw o n a odm rożenie 144 Z acni w łościanie 48 Sum ienie . . . . 176

D obre pow itanie 63 Śm ierć m ordercy 191 M oskiew ski jen erał . 64 Pies i człowiek 192 M ądry rab in . 64 Przypow ieści 192 G adka o lilaźnie i jeg o żonie . 79 T ru p g ad ający . . . 208

D bałość i usilność 80 G ołąb podpalaczem . 224 Śm ieszne zdarzenie . 112 S trasz n a zbrodnia 254 P ięk n e wesele . . . . 127 Czcigodny biskup 255 D obra odpowiedź 127 Sum ienie . . . . 255

Syr i G om ola . . . . 128 Z brodnia . . . . 255

K rw aw a b ójka . . . . 128 Na biednych 255

S traszny w ypadek 143

(5)

Tom XIV.

1. stycznia

U r* a if2 S £ X iC Ł } n^ra a -n m - w .^

B o g a , d zieci. Boga trzeba, W ychodzi we Lwowie

co 10 d n i , to je s t 1. 11. i 21. każdego

m iesiąca.

Kosztuje rocznie z przesyłką pocztową 2 złr. w. a., półrocz­

nie 1 złr. w. a.

sławny Polak, przyjaciel i dobrodziej ludu wiejskiego.

Opowiem wam tu, kochani bracia, życie człowieka, u któ­

rego serce w miłości ludu wiejskiego równało się z miłością Kościuszki. Ten sławny człow iek, co się nazywał Stanisław Staszic, urodził się w 1755 r. w W ielkopolsce, nie z żadnych wielkich panów, ale z ubogiej mieszczańskiej rodziny, w mia­

steczku Piła. Że zaś Stanisław był najmłodszy z rodzeństwa, był też największym swojej matki kochankiem. To też słabe zdrowie synaczka, jak ie miał od urodzenia, smuciło ją bardzo i dla tego umyśliła pobożna m atka, poświęcić go Panu Jezu­

sowi, to jest obiecała, że gdy się Stanisław uchowa, zostanie kapłanem — sługą Boga.

P raw d a, że Stanisław nie m ając wielkiego powołania do stanu duchownego, zostawszy księdzem, nie zajmował się ciągle służbą kościoła, ale za to był prawdziwie wiernym sługą Bo­

żym, gdyż całe życie jego było ciągiem jednym miłości ludzi i obmyślania nad tem, aby rodakom a osobliwie ludowi proste­

mu było ja k najlepiej w świecie.

(6)

W 18. latach życia swego puścił się za granicę, aby tam przejrzawszy św iata, wyuczyć się we wszelakiej rzeczy, i co najpożyteczniejszego, sprowadzić do swojej ojczyzny Polski.

A w iedząc, źe nasza kochana ziemia je st bogata wewnątrz w rozmaite drogie kruszce i minerały, miał wielkie upodobanie w innych krajach poznawać gatunki ziemi i grzebać we wnętrzu j e j , aby potem wróciwszy do k r a ju , ulepszać kopalnie i wy­

najdować w rodzimej ziemi sk arb y , jak ie się w jej wnętrzu znajdują.

I tak oświecony wszelkiemi zdolnościami rozumu, a wielką miłością w sercu, wrócił Staszic do Polski. T u poznał się z jednym bardzo wielkim i bogatym panem w Zamościu i u niego przystał na profesora do dwócli synów. W tyra domu przebywszy czas jakiś, a będąc ju ż kapłanem, dostał probostwo w Torubinie. Ale źe ja k - się rzekło, Staszic nie był z tych kapłanów, co jeno w jednem probostwie chcą dobrze i czynią dobrze, bo on chciał, bo on przem yślał, aby całemu ludowi wiejskiemu polskiemu dużo dobrego uczynić i ulżyć ile mo­

żności ciężkości. To też i nie chciał probostw a, ale pozostał w Zamościu, między wielkimi i uczonymi ludźmi, mając na­

dzieję, że swym rozumem i miłością serca potrafi dla całego kraju dużo dobrego uczynić.

A że widzicie wszystkie najlepsze zamysły ludzkie i wpro­

wadzenie czegoś lepszego na świecie, przez nic innego się nie sprow adza, jeno przez książki, co mądrzejsi ludzie napiszą i doradzą, aby było lepiej, tak też i Staszic począł najsamprzód o d .te g o , że się wziął do pisania mądrych k sią g , w których dawał rady, ja k postąpić, aby lepiej, aby dobrze było, aby się kraj zbogacał a biedni aby nie byli uciśnieni. W ięc mówię, pisał mądre i z dobremi radami książki. Jedne z takich ksiąg, w której wiele było dobrego, napisał „Przestrogi dla Polski Było tam szczególnie to i o tem , co się każdemu człowiekowi należy i aby jeden nad drugim nie przewodził. W tedy poznał się z bardzo wielkim i dobrym panem księciem Czartoryskim, który za jego namową stawiał szkółki ludowe, ubierał się p ra­

wie po chłopsku i cały poświęcał się ku dobru swoich podda­

2 -

(7)

nych. A z tego serce Staszica przejęte miłością dla judu, roz­

pływało się z radości.

W kilka lat potem, ponieważ Staszic był bardzo oszczędny a za swoje książki i nauki był dobrze płacony, uzbierał sobie był przeto ładną sumkę, a gdy rząd sprzedawał dobrą, Staszic kupił starostwo Hrubieszowskie w ziemi Bełskiej i usunąwszy się od świata, zamieszkał w tych dobrach.

T u dopiero zajął się pisaniem nowych ksiąg, a wszystkie prowadziły do tego, aby włościan uszczęśliwić, to jest usa- mowolnić ic h , aby mieli byt d o b ry , nie robili pańszczyzny i

" byli sobie wolnymi obywatelami. I żeby z tego dać przykład ze siebie, po kilku latach cale starostwo Hrubieszowskie poda­

rował gminom! Wtedy został wielkim urzędnikiem państw a, i dopiero się cieszył, że mu już łatwiej było ku dobru kraju pracować. A zawsze tylko nad tera przemyśliwał, co ku dobru cierpiącej ludzkości by było. I tak strasznie sobie życzył, aby taką szkołę założyć, coby w niej można głuchoniemych uczyć, ja k to już było po innych krajach.. No i ja k zaczął ku temu namawiać, tak ci się znalazł taki jeden poczciwy ksiądz, co pojechał w obce kraje, wyuczył się tej sztuki i wrócił do Polski i założył za staraniem Staszica taką samą szkołę dla głucho­

niemych w Warszawie. A co widzicie jest wielkiem dobrodziej­

stwem dla biednych takich kalek, że choć nie słyszy i nie mó­

wi, a może się wyuczyć czytać, pisać i we wszelakiej rzeczy się oświecić, to mu potem przecie milsze życie, bo się z książki i z pisma o wszystkicm dowie i rozerwie się. W ięc temu Sta­

szicowi po wszystkie czasy od narodu wielka się wdzięczność należy i pamięć o nim powinna być drogą.

Potem znowu przyszło Staszicowi do m yśli, że chałupy chłopskie w Polsce były bardzo ladajakie, bo tylko z chróstu i z g lin y , a razem w izbach trzymali ludzie i swoje bydełko.

Więc to bardzo bolało Staszica i prosił aby kto ma ku temu głowę i serce, w ypow iedział, z jakiego materjału i jak ie naj­

lepsze będą chałupy dla włościan. Jakoż jeden wielki pan, Potocki, kazał natychm iast w całych dobrach stawiać swoim kosztem jaknajlepsze i wygodne chałupy dla włościan. Widzicie co to za poczciwa dusza był dla was ten S taszic!

(8)

4

Najgorliwiej także zajmował się dobrym porządkiem szkół tak wyższych ja k i ludowych, bacząc na to, aby z takowych szkół wychodzili ludzie użyteczni dla kraju.

I tak naprzykład w szkółkach po wsiach były zaprowa­

dzone nauki ogrodnictwa i sadownictwa, aby ja k chłopek wyj­

dzie ze szk o ły , umiał sobie robić koło drzew owocowych, i z tego także do majętności przychodził. A dziewczęta znowu musiały się uczyć robót i gospodarstw a, aby potem na swojej zagrodzie były gospodyniami ja k się patrzy.

Na drugi raz opowiemy wam więcej o Staszicu.

Czas mija i m ija ja k woda U cie ka i nigdy nie w ra c a , Dzień każdy starości nam d o d a , Dzień każdy nam życie ukraca.

Do śmierci nam bliżej o krok — N a ten Nowy R o k !

Toż czasu użyjmy z pilnością Niech nam się dnie życia wypłacą, R ozstańm y się z grzechem i złością — Pogodźmy się z cnotą i z p racą!

A dola przybędzie nam w skok — ,

I z N o w y m t y m rokiem co żywo S ta ń m y się my wszyscy też n o w i : Ogrzani miłością prawdziwą, Do pracy i cnoty gotowi!

A biedy rozjaśni się m rok —

N a n o w y rok 1866.

N a ten Nowy R o k !

N a ten Nowy R o k !

Niech życie wam mija cnotliwie —- By rola nie legia odłogiem

Pra cujcie kmiotkowie szczęśliwie!

A radość rozjaśni wam wzrok — N a ten Nowy R o k !

(9)

Niech w duszach się waszych rozbudzi Serdecznej miłości zdrój żyzny,

D la Stw órcy, dla św ia ta i ludzi D la naszej tej polskiej ojczyzny, Dy nieszczęść porzucił j ą tło k —

N a ten Nowy R ok !

Testament żołnierski

czyli

S z t u k ą w ilk a t łu k ą — a z ły c h ludzi tak że.

O p o w i e d z i a ł W o j t e k z e S m o ł n i e y

.

J a k W ydrzychów W ydrzychowem, tak niezapamiętali w nim jeszcze ludzie takiego setnego bogacza a strasznie chciwego człowieka zarazem , ja k Szymon Zarwaniec! Miał ten Zarwa- niec młyn we wsi, ale to młyn duży i piękny, jakich mało, bo na cztery mile do k o ła, nikt nie wiózł zboża do zmielenia gdzieindziej, ja k tylko do Szymona.

To też bywało dniem i nocą kłapią pytle w młynie Szy- monowym ja k w piekle, a na podwórzu czeka mnóstwo fur z zbożem i ludzie doczekać się nie m ogą, dopóki na nich nie przyjdzie kolej. A sam pan młynarz Szymon Zarwaniec chodzi sobie jeno ja k pan pomiędzy czeladź i liczy na palcach i w gło­

wie, ile też przypadnie mu miarek i pieniędzy za mąkę.

Strasznie bo też chciwy człow iek, ten młynarz Szymon i trzęsie się nad groszem, ja k djabeł nad grzeszną duszą, choć ja k o tem wiedzą wszyscy ludzie z W ydrzychowa i z całej okolicy, grosza tego ma huk wielki a białe cwancygiery czap­

kami mierzy! A im więcej przybywa Szymonowi pieniędzy do kabzy, tem bardziej 011 łowi za groszem, tem mocniej dusi pa­

pierki i srebro, choć Bogiem a prawdą nie ma dla kogo zbie­

rać, boć sam niedługowieczny a nie ma ani żony ani dzieci.

Ani nawet kamienie młyńskie nie były tak twarde ja k serce Szymona! Skrzynię z pieniądzmi zamykał na cztery kłódki, na pożytek ludzki nie dałby ani złamanego szeląga, żebraków szczuł psami z swego domostwa, a ludzie zwykli byli mawiać

(10)

sobie, źe gdyby i sam jego rodzony ojciec wstał z grobu i prosił go o poratunek, to ani garści grysu lub osypki niedałby mu chciwy młynarz Szym on!

Zato dbał Szymon o siebie i o swój brzuch, który coraz bardziej mu rósł i coraz okrągłej szym się s ta w a ł, bo nieużyty młynarz nie żałował sobie niczego ale żył ja k pan, jadł i pił za czterech i w miękkich pierzynach się wysypiał. Tymczasem zaś przyrastał brzuch i majątek, i jakby też nie miał był tęgo przyrastać, kiedy Szymon już po ojcu odziedziczył gotowiusieńki majątek i najpiękniejszy młyn na całą okolicę.

Nieboszczyk ojciec Szymona miał dwóch synów , ale gdy um ierał, to jeden z nich tylko był w domu. Drugi bowiem młodszy syn a brat Szymona, co się nazywał P iotr, poszedł był w roku 1831 na wojaczkę i przystał do ułanów polskich, bo właśnie podówczas była bitka z Moskalami. J a k poszedł P iotr w ułany i na wojnę, tak też przepadł ja k kamień w wo­

dzie. W ojna się skończyła i wszyscy się wrócili, ale Piotra ja k nie było tak nie było.

Stary ojciec Szymona nie doczekał się też swego młod­

szego syna przed śmiercią, ale gdy już umierał, powiedział na łożu śmiertelnem Szymonowi, że zapisuje obu swym synom cały majątek i tak mu prawił-:

— Zostawiam wam piękny dobytek: młyn i w gotowiżnie niemałą sumę. Serce mi się ściska, że Piotr przepadł gdzieś na wojnie bez śladu i źe go jeszcze przed śmiercią pobłogosla wie nie mogę. Mówią ludzie, że pono gdzieś zginął, ale być to może, że jeszcze żyje, bo ńa wojnie dziwne przygody prze­

bywa nieraz człowiek. Pamiętaj że synu Szymonie, abyś się dowiadywał zawsze o twoim bracie Piotrze i tymczasem rzhdź całym dobytkiem, a gdyby za łaską Bożą Piotr żył jeszcze i powrócił do domu, to oddaj mu połowę gotowizny i dzielcie się obaj dochodami z młyna!

T a k a była ostatnia wola starego młynarza. Świadkiem tych słów był jego stary sąsiad i przyjaciel Jacenty. Ale Szy­

mon nie wiele dbał o słowa ojcowskie i zamiast prosić Boga, aby brat jego młodszy powrócił, to myślał sobie zawsze :

(11)

— Jeżeli ten Piotr nie zginął jeszcze, to niechby sobie przepadł na w ieki! Grdyby go licho nadniosło, tobym się musiał dzielić z nim gotówką i młynem, a ja przecież wolę zagarnąć wszystko dla siebie!

Ucieszył się też bardzo Szymon, gdy ów stary Jacenty, co był przy śmierci jego ojca, umarł niezadługo później, bo to był jedyny świadek ostatniej woli nieboszczyka ojca — a gdy potem jeszcze killa lat minęło, a o Piotrze ani słychu ani dy- chu nizkąd nie było, to już był pewniusieńki śmierci swego

* brata i myślał sobie:

— Oho! chwała B ogu, brat mój Piotr już gdzieś dobrze ziemię gryzie! Niech sobie spokojnie spoczywa, a ja tymczasem będę miał cały majątek i znikim się dzielić nie będę potrze­

by wał !

T ak i to był grzeszny i chciwy człowiek ten Szymon Zar- waniec, młynarz z Wydrzyohowa! O bracie swoim rodzonym zapomniał na wieki, a gdy mu kiedy kto powiedział, że to być może, iż Piotr jeszcze wróci, to skakał jakby go osa ukąsiła i krzyczał z gniewem:

— Nie troszczcie się o mego brata Piotra, bo wam nid do tego! Wiem ja, dobrze, źe Piotr nie żyje i kwita!

Domiarkowali się też powoli ludzie, że chciwy młynarz boi się okrutnie, aby kiedy przypadkiem nie powrócił brat jego młodszy i już na głos gadali, źe Piotr żyje i że powróci nie długo, aby Szymona postraszyć. Toż kiedy bywało kto miał złość na młynarza, a nie lubiła go i tak cała gromada, to jeno mu pow iedział:

— Ano Szymonie! Dobrą nowinę mam dla was, wasz brat żyje i już go co jeno nie widać!

W tedy Szymon zgrzytał ze złości zębami ja k kamień w jego młynie i mruczał sam do siebie potajemnie:

— A bodajżeś pękł i przepadł z taką dobrą nowiną!!

T a k minęło znowu coś ze dwa lata. Było to gdzieś w je ­ sieni, a w młynie Szymona strasznie dużo było roboty, bo k a ­ żdy się spieszył, aby zemleć sobie zboża na ■zimę. Szymon zbierał grosz duży i wielce się radow ał, że mu tak dobytek rośnie. Otoż pewnego’ wieczora siadł sobie Szymon na ławie

(12)

pod młynem, zapalił sobie fajkę z dobrym tytoniem i głaszcząc się po tłustym brzuchu rachował sobie w głowie, ile to on ma już razem pieniążków i ile to ich jeszcze z czasem się przy- mnoży. Gdy tak sobie duma młynarz, zaszczekały naraz psy na podwórzu i wprost ku niemu zbliżał się jak iś człowiek ubrany z żołnierska, ale ubogo i obdarto, z jedną nogą dre­

wnianą i z małym tłumoczkiem na plecach.

Szymon się popatrzył na nieznajomego człowieka i stra­

sznie się czegoś u ląk ł, bo się porwał z ławy ja k oparżony a fajka w ypadła mu z gęby na ziemię. Tymczasem ów człowiek z jedną drewnianą nogą przysztykulał prędko do młynarza i woła:

— Szymonie! W itaj kochany Szymonie!

Szymon zapomniał języ k a w gębie, wytrzeszczył oczy ja k cebule na żołnierza, okrył się potem aż po czuprynę — a na­

reszcie w ybełkotał:

— A ty co za jeden?

— Jakto! To ty mnie nie poznałeś! W szakże to ja, Piotr, twój brat rodzony!

Szymon poznał na prawdę swego brata P io tra , bo to 011 był akuratnie, ale umyślnie udawał źe go nie zna, bo go okro­

pny strach zebrał, że się będzie musiał dzielić z bratem ma­

jątkiem . Do tego to złe serce i chciwość zysku i mienia pro­

wadzi człowieka, że dla marnego grosza zapiera się własnego rodzonego brata! T a k też stało się i z Szymonem. Dla niego nie było nic miłego na świecie jeno pieniądz, a dla tej ma­

mony zapomniał o ostatniej woli nieboszczyka ojca i wyrzekł się brata biednego. Zamiast się cieszyć z przybycia Piotra, tak jak b y to był każdy inny poczciwy człowiek uczynił, Szy­

mon jeno się zchmurzył i poczerwienił od gniewu i zawołał:

— Co ty mój brat! Cha, cha, cha! A to mi pięknie! Czyś' ty zwaijował! Toć mój brat dawno już nie żyje!

— Ależ bracie przypatrz mi się dobrze — rzecze na to ubogi żołnierz — Toć ja Piotr! Byłem ja k wiesz na wojnie i tam to ciężko zostałem zraniony i wpadłem w ręce Moskalom i dopiero teraz mogłem się wydostać z niewoli i powracam do domu!

(13)

9 -

Szymonowi ani mów o tem. Piotr mu rozpowiada, przy­

pomina, dowodzi, na nieboszczyka ojca się odwołuje — ale to wszystko, jak b y groch o ścianę rzucał. Szymon udaje tylko gniew wielki i w końcu mówi:

— Idź pijaku i wyśpij się, bo cię każę wziąć wójtowi do ciupy! Co ty tu będziesz wmawiał we mnie, źe ty mój brat!

Patrzcie na w łóczęgę!

Piotrowi krew zakipiała w ży łach , ścisnął pięść i już podniósł swój kij sękaty, bo go te słowra okrutnie rozgniewały, ale potem pomiarkował się i tylko łza zakręciła mu się w oku.

— Nie chcesz mnie uznać za brata! — rzecze — dobrze!

me będę ci się narzucać, ale to się już wykaże wszystko, po­

czekaj !

I Piotr odszedł od brata i skręcił ku wsi. Tymczasem we wsi rozbiegła się nowina o powrocie Piotra i zbiegło się mnó­

stwo ludzi do niego i, oto patrzcie, brat rodzony go się zaparł a obcy ludzie poznali w nim zaraz. Piotra Zarwańca i zaczęli go z serca witąć wołając:

— Piotrze! J a k się macie Piotrze! A kędyście tak długo bywali?

— Ja k to ? —* zawołał Piotr — to wy mię poznajecie, a przecież mój brat Szymon zaparł mi w żywe oczy, żem jego b r a t!

Na to mówi mu jeden stary gospodarz, Tomasz P lik a :

— Mnie się widzi Piotrze, że was brat poznał dobrze, jeno się naumyślnie zapiera, bo to widzicie, młynarz Szymon człek bardzo chciwy i boi się, aby się nie dzielił z wami do­

bytkiem ojcow skim !

Biednemu Piotrowi aż się serce ścisnęło na taką nieczu- łość brata, bo nie pragnął 011 tak m ajątku, ja k tylko dobrego przyjęcia po długiej tułaczce na świecie. Miał on z sobą tro­

szeczkę grosza, więc też wprosił się na komorne do Tomasza Pliki a zaraz na drugi dzień począł się radzić ludzi, eoby zrobić z niedobrym bratem. AYszyscy mu radzili, aby się udał po spra­

wiedliwość do urzędu.

— Przyskarzcie jeno Szymona — mówili mu ludzie — i upomnijcie się przed sądem o swoje, a cała gromada przyświad­

(14)

czy wara zaraz rzetelnie, żeście wy sprawiedliwy Piotr Zarwa- niec, rodzony brat Szymona młynarza.

kStary Piotr zamyślał się bardzo a nareszcie mówi:

— Nie, ja się tam z tyra poganinem po sądach włóczyć nie będę! Jeszcze by tego brakow ało, abym się z rodzonym bratem miał prawować na zgorszenie ludzkie. Chwała Bogu mam z łaski dobrych ludzi trochę grosza, więc też obejdę się ja k iś czas bez nieludzkiego brata i mego m ajątku a tymczasem wymyślę ja już sposób na niego i taką mu wyprawię sztukę, że mu aż w pięty pójdzie, bom na to przecież człek bywały i stary żołnierz polski !...

J a k też powiedział tak i zrobił. Złożył swoje manatki u starego Tomasza, zapłacił mu za komorne i mieszkał u niego.

Do brata ju ż nawet nie zaglądnął, jeno w kilka dni potem po­

słał do miasta po wino, nakupił mięsiwa i wyprawił u Tomasza tęgi obiad dla całej gromady a sam tego dnia ubrał się w pię­

kny mundur ułański, przypiął sobie złoty krzyżyk, co go dostał na wojnie za wierność i waleczność, a gdy gromadę częstował, tak rzekł do niej:

— Dziękuję wam panowie grom ada, żeście mnie starego kulawego wojaka przyjęli z serca, choć się mnie mój rodzony brat Szymon zaparł w żywe oczy! Będzie on też tego żałował!

Szymon m yślał, źe ja przyszedł do niego ja k dziad jak i po żebranym chlebie. Ale ja , chooiem piechoto przywędrował, mam z sobą piękną sumę pieniędzy a chciwy mój brat Szymon pe­

wnie by się był mnie nie wyparł, gdyby był wiedział, że ja mu więcej dać mogę gotowizny, niż cały jego młyn wart z re­

sztą dobytku!

Zaraz na drugi dzień rozniosło się po wsi, że Piotr przy­

wiózł z sobą z wojny okrutne pieniądze. I Szymonowi zaraz o tera donieśli i dopieroż zmartwił się chciwy młynarz! U w ie­

rzył 0 11, że Piotr ma grubą sumę i zrobiło mu się markotno, źe się nie przyznał do brata:

— Myślałem, źe on dziad, że chce tylko koniecznie swojej połowy po ojcu — mówił do siebie Szymon — a tu ja k się okazuje ten szelma Piotr wyrwał zkądciś na wojnie gruby grosz. Już to co głupio zrobiłem to głupio. Byłbym od Piotra

10

(15)

zabrał pieniądze a za to byłbym go tam ja k żywił, to by mnie i nie dużo kosztowało i zysk byłbym miał dobry!

T a k to sobie rozmyślał niecnota Szymon, bo mu nie cho­

dziło ani o Boga ani o sumienie, jeno o pieniądze. I gdyby był wiedział na pewno, że Piotr ma dużo pieniędzy, to byłby go zaraz uznał za brata i przeprosił. Że jednak jeszcze cał­

kowitej pewności nie m iał, więc ciągle przed wszystkimi się zaklinał, że brat jego Piotr już dawno umarł na wojnie a ten stary żołnierz je st tylko oszustem i pijakiem, coby chciał ta­

nim kosztem przyjść do majątku. Tymczasem zaś w całej gro­

madzie nikt już o niczem nie m ów ił, ja k o wielkich pienią­

dzach Piotra a chciwy Szymon z zazdrości już sam niewie co począć i ciągłe sam siebie przeklina, że z bratem inaczej nie zrobił i pieniędzy od niego nie wytumanił.

T ak minęło kilka tygodni i stary żołnierz Piotr cwaney- giera po cwancygierze wydaje i wszyscy mówią, że okrutnie ma dużo pieniędzy. Ale naraz słychać, że bardzo zaniemógł i że mu śmierć już stoi nad karkiem. Jakoż po prawdzie Piotr położył się do łóżka i ciągle jeno stękał i stękał, a wyglądał tak, jak b y już lada dzień miał zejść z tego świata Pewnego dnia Piotr jeszcze .gorzej stękał i jeszcze bardziej skarżył się na bole i posłał jakoś z południa po wójta i księdza, a wój­

towi tak powiedział:

— Proszę was mój szanowny wójcie idźcie do Szymona młynarza i powiedźcie mu, jako j a sam teraz przed śmiercią wyznaję, żem nie je st jego b ratem , jenom tak naumyślnie mó­

wił, aby mieć sobie w młynie wygodę. Powiedźcie mu panie wójcie, że brat jego zginął na wojnie i że ja sam był przy jego śmierci. A proście go też b ard zo , aby przyszedł tu do mnie, bo ja ju ż lada dzień umrę i chciałbym zrobić testament a on je st najwalorniejszy człek w gromadzie i chciałbym ko­

niecznie, aby się podpisał za świadka na moim testamencie.

Wójt poszedł do Szymona i mówi m u, ja k mu. kazano a Szymon zdziwił sic na te słowa okrutnie, bo niecnota wiedział dobrze, że ten stary żołnierz jest sprawiedliwie jego młodszym bratem Piotrem. Poszedł Szymon po rozum do głowy i tak sobie m y śli:

11

(16)

12

— A to przeklęta liistorja z tym Piotrem. J a myślał, źe on żebrak ostatni i dla tego nie chciałem się przyznać do niego a teraz się pokazuje, źe on ma pieniądze i jeszcze się teraz sam zapiera, źe jest moim bratem. Ktoby to się spodzie­

wał, że on mnie tak zajdzie z mańki! Ale trzeba pójść konie­

cznie do niego za świadka do testam entu, a ja k się pokaże, że akurat ma pieniądze, to go tam może jako przeproszę, bo jeżli tylko bogaty, to choćby nie był moim bratem , to ja go za brata uznam, bo mnie tam nie chodzi o głupiego brata jeno 0 mądre pieniądze!

T a k sobie myślał niepoczciwy m łynarz, ale już to tym razem troszeczkę się przeracliował, bo to właśnie brat był mą­

dry a pieniądze głupie — ja k się o tem zaraz dowiecie.

Szymon ubrał się w świąteczne suknie i poszedł akuratnie do starego żołnierza a zastał tam już i księdza proboszcza i dużo ludzi z gromady. Stary żołnierz Piotr leżał ja k nieżywy 1 jeno stękał ciężko, jak b y już ducha Panu Bogu oddawał.

Kiedy chory zobaczył Szymona, jęk n ął ciężko i mówi do niego:

— Panie młynarzu Szymonie! Przepraszam was i sumi- tuję się z całego serca, żem was chciał podejść i oszukać. T e ­ raz już umieram i za lada godzinę stanę przed Panem Bogiem, więc też wyjawiam prawdę, że nie jestem waszym bratem jeno tak udawałem... Darujcież mi panie Szymonie!

I przy tych słowach chory żołnierz jęk n ął tak okrutnie, jakby go już śmierć dławiła — a Szymon tymczasem sam nie wie, co robić i kręci się na ławie, jakby mu kto ognia podsy- pał i myśli so b ie:

— Macie teraz, już się teraz sam mnie wypiera, choć jest rzetelnie moim bratem. Jeżeli ma pieniądze, to ju ż dla mnie przepadły na wieki! Otom się sam oszukał!

Tymczasem stary żołnierz stęka i jęczy dalej i tak leży mizernie, jak b y już stygł do reszty a słabym głosem mówi jak um ierający:

— Jestem okropnie chory i śmierć mi już zagląda w oczy.

Rany, które dostałem na wojnie, pootwierały się znowu, a mó­

wili mi lekarze w Warszawie, kiedym się tam goił w szpitalu, źe ja k się te rany odnowią, to już śmierć oczywista!

(17)

I znowu ję k n ą ł żołnierz jak b y z wielkiego bolu a po chwili mówił dalej cichym głosem:

— Dla tego chciałbym pojednać się z Bogiem i zrobić testament, bo mara z czego.... A nie gniewajcie się panie Szy­

monie, żem się wydawał za waszego brata....

Szymon aż podskoczył na zydlu i poskrobał się tylko w głowę.

— Musicie wiedzieć — prawił dalej stary żołnierz — źe gdym był na wojnie, to w jednej bitwie uratowałem życie me­

mu pułkownikowi, który był panem strasznie bogatym. Potem - dostałem się Moskalom do niewoli i tam długo byłem, aż się

w końcu cudem Bożym jakoś wydostałem. Kiedym wracał do dbmu ukrycie, aby mnie Moskale znowu nie złapali, zaszedłem po drodze do jakiegoś bogatego dom u, aby prosić o posiłek i jałmużnę, bom nie miał ani grajcara na drogę a straszniem był osłabł z wielkiego utrudzenia. Kiedy tak w tym dworze proszę 0 jałmużnę wychodzi sam pan i oto patrzcie, był to ten sam pułkownik, któremu uratowałem wr bitwie życie!...

Młynarz Szymon poskrobał się znowui w głowę a wszyscy słuchali z wielką ciekawością tej historji.

— Pułkow nik zaraz mnie poznał — opowiadał dalej stę ­ kając i jęcząc chory żołnierz — i przywitał mnie ja k brata.

Zaraz mnie wudął do pokojów, zaczął mnie ściskać i całowrać 1 mówił, że co tylko żądam, to mi da z wdzięcznością, żem go od śmierci wybawił. J a go prosiłem jeno na drogę, abym się tu do Wydrzychowa mógł dostać. Pułkownik z razu chciał mnie koniecznie zatrzymać u siebie na łaskawym chlebie, ale że ja się uparłem koniecznie wracać do swoich, więc dał mi grubą sumę pieniędzy!

— G rubą sumę pieniędzy... — m ruknął sam do siebie po cichu młynarz Szymon i uderzył się po czole całą pięścią.

— A czego tak gniewnie patrzycie na mnie, panie Szy­

monie — rzecze dalej stary żołnierz — toć proszę w as, nie mniejcie żalu do m nie, żem się wydawał za waszego brata!

Darujcie mi to choć przed śmiercią!

Wszyscy popatrzyli się na Szymona a niejeden się i za­

śmiał, a Szymon tymczasem siedział ja k na żarzących węglach

13

(18)

i o niczem nie myślał, jeno jak b y tu przyznać się do Piotra i zagarnąć jego pieniądze.

Chory żołnierz mówił tymczasem d alej:

— Z tych pieniędzy mam jeszcze cztery tysiące....

— Cztery tysiące! — mruknęli gospodarze z zdziwienia.

— Cztery ty siące! — wybełkotał przez zęby młynarz Szymon — a ja dureń go się wyparłem! Otom się sam oszu kał!

A żołnierz jęk n ął jeno z bołu i mówi dalej :

— T e cztery tysiące muszę na coś pobożnego zapisać, bo nic mam żadnego krewnego. W prawdzie ja się tam wydawa­

łem za brata pana młynarza Szymona, ale pan Szymon zaraz poznał że to nie prawda. O nie gniewajcie się za to na mnie panie Szymonie!

Szymon już nie mógł wytrzymać a tak go chciwość p a ­ liła, że mało sobie włosów nic rwał za to, że się nie przyznał do brata, Zaś chory żołnierz prawi d a le j:

— Ani dzień nie minie a już sobie pomaszeruję na drugi świat. Mam cztery tysiące w gotówce a nie mam ani sióstr ani brata... — i wyciągnął z pod poduszki gruby pęk, co tak wyglądał, jak b y to był zwitek samych pieniędzy papierowych.

W ięc też trzeba wszystko zapisać na chwałę Panu Bogu....

Chciwy młynarz nie mógł się już dłużej powstrzymać. P o ­ myślał sobie, że lepiej się przyznać do Piotra i wziąć go do siebie a potem zagarnąć po nim pieniądze, bo i tak chory żoł­

nierz lada dzień umrze z pewnością. Zerwał się tedy Szymon na równe nogi, biegnie do łóżka chorego żołnierza i woła uda­

ją c wielką czułość i dobre serce:

— Jak to Piotrze! Piotrze! ty nie masz brata! A toć ja twój brat, Szymon, czyś mnie nic p o zn ał!

W szyscy się popatrzyli z zdziwieniem wielkiem na S zy ­ mona a chory żołnierz mówi na to:

— J a k to Szymonie! Co wy też mówicie?! Czyście się upili czy co? A gdzież ja wasz brat? Toć przecie sami się zaklinaliście, że wasz brat Piotr dawno um arł! J a przecież wam się do tego przyznaję, żem się tylko za waszego brata Piotra wydawał!

14

(19)

— A nie gadajże tego Piotrze — woła chciwy Szymon, tyś mój brat młodszy spraw iedliw y, jenom cię z razu nie po­

znał, ale teraz to już cię dobrze poznaję. T ak kochany Pio­

trze, tyś mój brat rodzony i przepraszam cię bardzo, żem cię z razu nie mógł poznać!

— Ale co wy gadacie Szymonie! zastanówcie się! — mó­

wi na to chory żołnierz.

— To gadam co prawda! — rzecze Szymon — i powia­

dam tu przy księdzu, przy wójcie i przy św iadkach, żeś ty Piotr mój brat, któremu nieboszczyk ojciec zapisał połowę młyna 1 całego majątku.

Szymon ju ż teraz umyślnie wszystko w yznał, ponieważ chciał koniecznie przeprosić brata i zagarnąć jego pieniądze, bo był pewny że Piotr umrze za jak ich kilka dni.

— A kiedy tak, to co innego — odzywa się na to chory żołnierz — kiedy mnie poznajesz za brata przy świadkach, więc też i ja się nie będę ciebie wypierał. Proszę księdza do­

brodzieja i was wójcie i was ludzie obecni za świadków, że Szymon przyznaje, źe jestem jego bratem i że mi ojciec połowę młyna i całego dobytku zapisał!

— Przyznaję, .przyznaję! — zawołał Szymon i takiem chei- wem okiem popatrzył się na ową paczkę z pieniądzmi, jakby ją chciał połknąć od razu. A w duchu myślał sobie: „Zjesz kata chyrlaku. Kłapniesz ja k mucha lada dzień, to co ci tam po połowie m łyna— a pieniądze twoje pójdą do mojej skrzyni.“

Wtem nagle chory żołnierz wyskoczył z łóżka zdrów ja k ryba i śmiejąc się z Szymona tak się odezwał:

— Otoż tego tylko chciałem Szymonie, niepoczciwy bra­

cie, chciwy i niesumienny człowieku! Teraz ci powiem w yra­

źnie, oto widzisz najpierw ej, nie jestem chory, jeno zdrów ja k ryba w wodzie, a dalej musisz wiedzieć, źe cała historja z tym pułkownikiem i pieniądzm i, to bajka wierutna i na to tylko, aby ci sztuką za sztukę zapłacić. Nie przyznałeś się ty nie­

godziwcze do mnie, ale do pieniędzy a ja właśnie nie mam ani grosza, bo tych kilka cw ancygierów , com je z sobą przy­

niósł, wydałem już dawno. Oto patrz co jest w tej paczce!

15

(20)

16

1 rozwinął Piotr paczkę a w paczce tej były stare, podarte szm aty!

Szymona jakby piorun z jasnego nieba ugodził, zachwiał się jeno i zatoczył i aż rwał sobie włosy z głowy ze złości.

— T ak to , panie bracie tak! — zawołał Piotr — oto masz żołnierski testament! S z t u k ą w i l k a t ł u k ą — a z ł y c h l u d z i t a k ż e ! Teraz ja się do ciebie zabieram na ostro i mu­

sisz się podzielić ze mną całym ojcowskim dobytkiem.

Niedobry młynarz Szymon mało się w ziemię nie zapadł z wielkiego wstydu i z zgryzoty i wyniósł się ja k pies opa­

rzony z izby a wszyscy śmiali i radowali się okrutnie z całej tej historji. Dla Szymona nie było ju ż teraz rady, bo na wszy­

stko byli świadkowie a sąd byłby go jeszcze może ukarał za oszustwo, więc też zaraz na drugi dzień musiał się dzielić przy księdzu i wójcie majątkiem z swym bratem Piotrem. Piotr do­

stał młyn cały a Szymon wziął gotowiznę i w iększą połowę gruntu, a tak się chciwy młynarzysko zgryzł tym całym w y­

padkiem, że ciężko odchorował a potem sprzedał grunt i zabrał się z Wydrzychowa, bo nie miał tu co popasać po takim okru­

tnym wstydzie.

A młynarzem w Wydrzychowie jest ju ż teraz stary wojak Piotr i doskonale mu się powodzi, a że je st człek bardzo po­

czciwy i usłużny, więc go też wszyscy kochają i szanują, O # to sam opowiadał mi całą tę historję z swoim niepoczciwym bratem, a ja j ą tu wam wypisąłena, ja k słyszałem, dla zabawy dla dobrych ludzi, dla przestrogi wszystkim ty m , co nie mają tak sumienia i serca, ja k ten chciwy młynarz Szymon!

Gr a d k i.

i. 2.

Z czynów ty lk o a nie z słów S ą d z i P a n Bóg — pozna św ia t:

W iele działa j, mało mów, Będzie z ciebie bracie chw a t!

Z ap a m ię ta j bracie r a d : Abyś miernie jadl i pił, Bo nie żyjesz: abyś j a d ł , L ecz jesz na t o : abyś żył!

Z drukarni odpowiedzialnego redaktora i w ydawcy: E. W iniarza.

(21)

Tom XIV.

11. stycznia

W ychodzi we Lwowie co 10 d n i, to jest 1. 11. i 21. każdego

miesiąca.

Kosztuje rocznie z przesyłką pocztową 2 złr. w. a., półrocz­

nie 1 złr. w. a.

B o g a , dzieci, Boga trzeba, Kto chce syt byd sw ego chleba.

Stanisław Staszic,

sławny Polak, przyjaciel i dobrodziej lndn wiejskiego.

(D o k o ń czen ie.)

Dopowiemy wam tu jeszcze o tym sławnym Polaku Sta­

szicu. Przezaeny ten mąż mało dbał o siebie a myślał tylko o szczęściu ojczyzny i biedniejszych bliźnich. Miłość ojczyzny była u niego zawsze na pierwszem m iejscu, a że to ju ż pod­

ówczas nasza Polska była w opłakanym stanie, więc też było czem się frasować. To też Staszic przemyśliwał zawsze, jak b y tu wydżwignąć kraj z upadku i bywało gdy się zjadą z pa- uem naczelnikiem K ościuszką, to radża obaj nad ratunkiem Polski.

Miłość jego dla bliźnich i biedniejszych była nadzwyczajna, tak dalece, źe nawet dla tego za życia mieli go za dziwaka, bo jakże moi kochani, kiedy on taki pan i bogacz całą gębą, dla siebie był skąpcem okrutnym, a to wszystko dla tego, aby miał więcej dla biednych i aby po jego śmierci kilkadziesiąt rodzin ubogich włościan miało dobytek i swobodę.

(22)

18

I tak mieszkał sobie biedniutko w dwdcli lichych stancyj- k a c h , a lat kilkanaście chodził w jednem wytartem ubraniu.

J a k się ubierał, tak i jeździł biednie, że aże jego samego wstyd było i nie lubił jeździć przez miasto W arszaw ę, tylko tyłami objeżdżał. Jednego tylko miał służącego, ten był u niego i fur­

manem i lokajem i gospodarzem; a żona jego gotowała Staszi­

cowi jeść, które to jadło było także bardzo skromne. Rano ciepłe piwo z chlebem, a na obiad rosół i kawałek chleba, oto cały jego posiłek.

A kiedy mu to jego dla siebie skąpstwo przyjaciele wy­

rzucali, to on mówił, że każdy grosz, co wydaje dla siebie, to go kradnie ubogim.

A lubił poczciwiec okrutnie chodzić na teatr, gdzie to ta ­ kie ładne sztuki przedstawiają i gdzie muzyka gra przepięknie.

Ale cóż, gdyby był poszedł tam w to m iejsce, jakie przystało jego honorowi i osobie, toby był musiał co dzień kilka i kil­

kanaście złotych wydać; to cóż on nie robił? oto ubierał się ja k najbiedniej i poszedł do teatru w najostatniejsze miejsce, co go i złotówki nie kosztowało i dopiero skrył się za ludzi i tak niepoznany stał w kąciku. Co wszystko to czynił z tej wielkiej miłości dla biednych lu d zi, dla których umierając, zo­

stawił aż 6 milionów złotych polskich, to nie żart.

Bo też wiedział dobrze Staszic, że każdy człowiek praco­

wać powinien szczerze i oszczędzać, aby sobie i drugim w bie­

dzie mógł zaradzić. Gniewał się Staszic zaw sze, jeżeli kto z lenistwa lub rozpusty tracił dobytek, bo trzymał się zawsze tego, aby każdy człek własną pracą dobijał się doli a nie spu­

szczał się na pieczone gołąbki. Toć też nawet swemu rodzo­

nemu bratu nic dawał dużo pieniędzy lecz tylko tyle, aby miał o czem rozpocząć i poczciwie pracować, bo uważał tylko to za prawdziwą własność, czego się sam człowiek własnemi siłami dorobi. Brat ten Staszica był mielnikiem ale nie miał własnego młyna, jeno cudze wynajmował. Gdy się ten brat dowiedział, że Staszic został wielkim panem i ministrem, przyszedł do niego do W arszawy. Staszic powitał go z serdeczną miłością, zapłacił za niego dzierżawę młyna na wieczne czasy i tak mu po­

wiedział:

(23)

— Oto dałem ci sposób do szpzęścia, jeżeli będzjiępz pilny, uczciwy i sam o swoje dobro staranny. W młynie, jslóryifl dotąd byłeś sługą, będziesz teraz panem. Gdybym ci wjępęj ud zielił, rozpróżniaczyłbyś się a może i rozpij. Teraz ipasz byt zapewniony i od ciebie zależy, żeby ej na piczeip pje brakło.

Miał też Staszic serce bardzo miłosierne i chętnie przesą­

czał ludziom, co mu coś złego wyrządzili. Kiedy już był paj- wyższym urzędnikiem, to jest ministrem, opadł go rąft pa dro­

dze jak iś pijany urzędnik od rogatki i nie poznawszy zpjp\yą£y|

b

go na ulicy. Urzędnika tego zaraz zrzucono z urzędu i ąjją- zano na więzienie, ale Staszica poruszyła litość i pie tyj ko, że go wyprosił i znowu mu ehleb wyrobił, ale jeszcze ząplącił mu z własnej kieszeni tę pensję za kilka miesięcy, którą pip sąd był odebrał.

Ale osobliwym jego zamiarem i najusilniejszą jego chęcią było, aby jako pieniędzmi można było najwięcej wsi i gromad od pańszczyzny wykupić i aby ludzi, o ile można ze sobą porównać. Oto własne jego słowa, które w swych pismach zostaw ił:

„Przez lat 40 mych rozmyśliwań, zapytywałem się często sam siebie, ja k i był zamiar Najwyższego Stw órcy, do czego przeznaczył człowieka i co najpewniej zabezpiecza szczęście ludzkie? I same słowa Boże, wyryte palcem na kamieniu dały mi na to odpowiedzi, a ta je st:

B ę d z i e s z k o c h a ł P a n a B o g a t w e g o z c a ł e j d u ­ s z y t w o j e j , a b l i ź n i e g o t w e g o , j a k o s i e b i e s a m e g o .

f '•

„Jakoż nie znajduje człowiek nic przyjemniejszego dla serca swego, ja k w dobrych uczynkach i nikt nie, dopebiia wiernej woli Stwórcy swego, ja k kiedy przez całe życia przy­

czynia się do szczęścia drugich."

„Przekonany o tej prawdzie, postanowiłem całe życie moje na to poświęcić, abym los kilkudziesięciu rodzin polepszył i życie ich swobodniejszem uczynił. Dla tego przez całe życie byłem skąpy w wydatkach dla sieb ie, aby oszczędzić dla bie­

dnych."

* - 19 -

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo też Szybilski oprócz tego źe był bardzo rozumny, znał się też na swem masztelar- skiem rzemiośle wyśmienicie, a nikt też od niego śmielej nie dosiadł

trzycie, a wody będzie w pobliżu podostatkiem, tedy będziecie mogli małą ilością wody łąki oblewać, co się zowie zraszaniem. Zrasznie łąk jest to

Dla tego w ulach Dzierżona po nad plastrami zostawia się szparka ćwierć calowa, ażeby pszczoły górą mogły i w zimie na drugą stronę do miodu się

T akich to więc Krzyżaków sprowadził z niemieckiego kraju na granice naszej ojczyzny jeden polski xiążę na Mazowszu, co się zwał Konrad, i dał im ziemię

Z początku mąż chorej zamiast iść do dworu i prosić o pomoc, albo też pójść do miasta ł sprowadzić doktora, co się już cale życie uczy leczenia ludzi

więc spodziewał się dzierżawca jakiegoś dziwnego pogrzebu, i zaraz wysłał polecenie do sołtysa, aby rozkazał stawić się czterem żądanym gospodarzom do

J u ż całą okolicę w każdym zak ątk u przetrząśnięto, ju ż i słońce chyliło się ku zachodowi, a na trwożliwe wołania rodziców, głuchy tylko odzywał

I my moi kochani! napisaliśmy wam o tym cudownym obrazie na to, abyście w stając i legając pamiętali o braciach katolikach na Litwie, abyście rano, w południe i