• Nie Znaleziono Wyników

Dzwonek : pismo dla ludu. T. 12, 1865 [całość]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dzwonek : pismo dla ludu. T. 12, 1865 [całość]"

Copied!
292
0
0

Pełen tekst

(1)

DZWONEK.

Tom XII.

B ib lio te k a J a g ie llo ń s k a

1 0 0 1 8 4 9 0 4 6

L W Ó W ,

N akład i druk E. W iniarza.

1001849046

(2)
(3)

S P I S R Z E C Z Y

zaw artych w tomie X II.

I. Ż yw oty ś w ię ty c h , legen d y i rozm aite hiatorye ś w ię t e :

str o n ica:

Nowy rok 1865, przez lcs. W o jciech a z M e d y k i ... 1

G ro m n ica, przez ks. W ojciecha z M e d y k i ...49

Św ięty M aciej, przez ks. W ojciecha z M e d y k i ... - . ■ • 97

Św ięcona palm a, przez Szczęsnego z Ż ółkw i ...145

O braz B ogarodzicy w B ołszow cach, przez Szczęsnego z Ż ó ł k w i ...161

C udow ny sk u tek m odlitw y, przez W incentego z P o d k a m i e n i a ...172

S k arb św ięty w roli, przez Szczęsnego z Ż ó ł k w i ... 177

Św ięty F ilip , przez ks. W ojciecha z M e d y k i ... 193

T rzew iczki Jezusow e ... 225

Ju b ileu sz w P o lsc e , przez ks. W ojciecha z M e d y k i ...241

II. P o w ia stk i, gaw ędy, opowiadania i obrazki z historjl polskiej: 17 Som osierra. Czemu mój dziad to słowo zaw sze w spom inali, p. W ojtka ze Sm olnicy (W ład y sław a Ł o z i ń s k i e g o ) ... 7

O jcowie T rynitarze, przez W o jtk a ze S m o l n i c y ... 17

H isto ry a o Bazylim i jeg o u k a r a n iu , przez Jó z e fa z B o c h n i ... 23, 40 K m ieca dola — dobra d o l a ... 33

* P ró b a p rz y ja c ie la , czy li: J a k M aciej u m ie ra ł, a J a c e k do sk rzy n i się dobierał, przez W ojtka ze S m o l n i c y ...44

W aw rzyniec K n a p iń sk i, km ieć z L ip o w c a , m ajster s n y c e r s k i ...65

C złek zam yśla a Bóg k i e r u j e 74, 94 J a k robiń z ło to ? (S zkółka n i e d z . ) ... 74, 93 Nieboszczyk ks. proboszcz z W ierzchosław ic, przez Jó z efa z pod T arn o w a . . . 81

H isto rja o niedobrym synie, p. Szczęsnego z Ż ółkw i (F. L ew andow ski) 86, 108, 120 S karb Ł u k asza N aróżniaka, przez L. W illcońska ... 120

' ’ C iury B olesław a Chrobrego, przez B artk a S z k o l a r z a ...120

X. Loon P rz y łu sk i, areyb. g n ieźn ień sk i i p o z n a ń s k i... 130

Z brodnia o d k ry ta , czy li: P raw d a zaw sze n a w ierzch w ychodzi przez W incentego z P o d k a m i e n i a ... 142

P osłaniec z tam tego ś w i a t a ... 141

B udzi woj, przez W aw rzk a z pod R z e s z o w a ...152

K ościółek pustelniczy, przez S tan isław a z pod T y c z y n a ...183

K ońska k rz y w d a , opow iadka mogo d z i a d k a ... 201

B itw a pod R a s z y n e m ... 209

P rzy g o d a w karczm ie, c z y li: J a k się A ntoni przekonał, żo dobrze jest umień czytań przez Szczęsnego z Ż ó ł k w i ... 212

W idoczna k a ra B oża, przez L u d k ę z M y ś le n ic ... 216

D obry u c zy n e k , czyli: J a k i sen m iał szew c Ję d rz e j i ja k się p o praw ił . . . . 238

B itw a pod S o k a lem , przez Szczęsnego z Ż ó ł k w i ... , ... 247

Z osia z B ogusław ie przez t e g o ż ... 266

J a k ie życie ta k a śm ierń , przez lcs. W ojciecha z M e d y k i ... III. W iersz e: VyNa zdrow ie, n a szczęście! P rzez W o jtk a ze S m o l n i c y ... 6

P ie śń do Bogarodzicy, przez W incentego z P o d k a m i e n i a ... , . 23

Chleb polski, przez W incentego P o l a ...39

^ Bóg d a ! przez W o jtk a ze Sm olnicy . 55 J a k K uba B ogu , ta k i Bóg K ubie , przez J . K. T u r s k i e g o ...67

D um ki km iece, przez B ogum iła ze Św ierża (Teofil Szum ski) ... 85

(4)

P rzyśpiew ki dla m łodych i starych , przez Teofila L en arto w icz a . . . . . . 107

S puścizna po naczelniku, przez W incentego z P o d k a m i e n i a ...117

Pieśń p o ra n n a , przez J a n a Z a b r a t ó w k i ... 101

Siejba, przez W incentego z P odkam ienia ... 107

Młodym i starym nauka, przez Ju liu sza L ig o n ia , ... . 1 8 1 Na pociechę , przez W ojtka ze S m o lu ie y ... 200

B rylantow e p ta s z ę , przez Z d z i s ł a w a ... . . 211

N oga d re w n ia n a , przez W o jtk a ze S m o l u i e y ... ... 230

P rzyszła k ry sk a n a M atyska, przez W ł. S y r o k o m l ę ... 210

C ieśla, przez t e g o ż ... 204

Ś piew ka o Tom aszu P ta k u , km ieciu krakow skim , przez W o jtk a ze Sm olnicy . . 279

IV. Piękne p rzyk ład y: G rom ada grodow ieka przez L u d k ę z M yślenic ( L e ś n i o w s k a ) ...30

M ikołaj M ichalew iez, przez K azim ierza G óralczyka ( A n c z y e ) ... 50

J a n W iązko, szlachetny kmieci z P ie k ar, przez W o jtk a zo S m o l n i c y ...165

U Z łote wesela. L ist Ł u k a s z a z pod K u l i k o w a ... 109

B artłom iej Chow aniec, km ied z Z arszyna ...205

V. Rady, przestrogi i rozm aite nauki: O pasiekach, sadach i chm ielnikach (Km iotek) ...02, 78 O prochu do strzelan ia, co opow iadał G ajow y Szym on t Wt\ iA 125 K to się chce w pszczoły zapom ódz, co czynid pow inien? (S zkółka Nicdz.) . . . 157

J a k żywid pszczoły? przez S te fk a ze L w o w a ... 158

O śled ziach , p o g ad an k a w chacie G rzegorzow ej, przoz W o jtk a ze Sm olnicy . . 166

Jeszcze o pszczołach, przez S tefk a ze L w o w a ...173

P o g ad an k i u p an a organisty ( P a p i e r ) ...189

J a k w ó jt B artłom iej ra d ził sobie od ognia ? ... 220. . . . . . . . . . . . . . .

Co ko sztu je gniazdo w ró b la? przez W o jtk a ze Sm olnicy Czyszczenie roli z zielska ...254

J a k u nas byd powinno ? przez W alerego W io lo g lo w s k ie g o ... 257, 273 O w ielkim p tak u s t r u s i u ... 285

VI. R óżności: K a ra B o ż a ... 14

S tare i m łode p t a k i ... 15

P o tw arcy i p o d ż e g a c z e ... IG N iedźw iedzie x. R adziw iłła ... 31

Żyw y d j a b e ł ... 32

J a k o papież o g łasza jednego P o lak a za ś w i ę t e g o ... 47

Ż o łn iersk a s z t u k a ... 64

S z k o ł a ... 80

O kościele żółkiew skim i o pom niku k róla J a n a ... 178

Głód w g ó r a c h ...144

Z a r a z a ... 175

Żywo p ł o t y ... 192

M ądry Ż y d ... 207

Złodziej o k rad ł z ł o d z i e j a , . 208 Z nalezione d ukaty ... . 227

S traszne n ie s z c z ę ś c ie ...239

Z R z y m u ...240

S p ry tn i o s z u ś c i ... 240

P ię k n a k siąże czk a ... 256

Nowe p o ż a r y ...• ... 286

W yśw ięcenie biskupa ... 272

D ziw ny w y p a d e k ... 286

Z ła w r ó ż b a ... 287

P ija n y i J a c e k ...287

D obra o d p o w i e d ź ... 287

C hłopskie w e s e l e ...287

Co k raj to o b y c z a j ... 287

(5)

Tom XI!.

1. stycznia

Nr. 1.

1865

.

W ychodzi w e L w o wie

co 10 d n i, to je s t ^ "X'NRSl" S*

1. 11. i 21. każdego m iesiaca

v K o sztuje rocznie z p rz esy łk a pocztow a BKCr3 2 złr. w. a., półrocz-

nie 1 złr. w. a.

A M

ŁI-*Ł ł^SX lrC U > C D a h i i S^TJ£rQ>05r<=»

B oga, dzieci, B oga trzeba, Kto cbce syt być sw ego ebleba.

Mowy rok 1865!

Szkolarze z Medyki zeszli się do szkoły i po nauce zaczęli sobie kolędować, aż się okna trzęsły a szyby dzwoniły.

A to śpiewali na prośbę, aby przez święta całe chodzić po

dworach i po chałupach i kolędować przeróżne stare i nowe kolędy, a co sobie zbiorą za to, aby sobie kupić albo ja k ą książkę do czytania, albo jaki obraz królów lub patronów pol­

skich do szkoły na ścianę. I gdy tak śp iew ali, wchodzę ja na to i p y tam :

— A to na co takie krzyki straszne? A oni mi powiadają co praw da, że sobie próbują z pamięci kolędy różne, aby w kościele na chórze nie mylić przy śpiewaniu, a potem nie porobić bałamutów ja k ic h , gdy pójdą po wsi kolędować.

— No! to dobrze wszystko — powiadam na to — a czy macie jakie wiersze, aby na nowy rok gadać po domach oracye ja k ie ?

A oni powiedzieli:

— Mamy i to przeróżne!

A ja zapytałem szkolarza jednego:

(6)

— Powiedzno m i, mój Franusiu! na jaką to pamiątkę ten nowy ro k ?

A on mi pali jak z bicza zaraz:

— Nowy rok to pam iątka pobożna i święta, ja k to dnia ósmego po Bożem Narodzeuiu został obrzezany Pan Jezus maleńki, i ja k go odtąd nazywali wszyscy ludzie po imieniu, jakiego od początku świata nikt a nikt na ziemi nie dostał

i do końca świata nikt tern imieniem ochrzczony nie będzie.

A ja mówię mu na t o :

— Dobrześ frafił mój F ra n u s iu , i widać uczysz się nie źle katechizm u, a czytaj sobie zawsze katechizm , abyś do śmierci nie zapomniał, czegoś się za młodu nauczył i abyś i drugich nauczył tego wszystkiego.

Ale zapytałem go znowu:

— A czyto u żydów było to obrzezanie takie sam o , co u nas chrześcian chrzest św. ?

On mi na to t a k :

— Żydzi i wszyscy ludzie na ziemi nie mieli chrztu św.

jeno u żydów było nakazane to obrzezanie dla małych chłopa­

czków, przy czem dawano im takie im ię, jakie ojcowie sami obierali i potem zapisywano dziecko do takiej k sięg i, jak to u nas są metryki kościelne. Żydzi nie chrzcili wtedy, ja k i do dziś dnia nie mają chrztu św ., jeno my chrześcianie sami na całym świecie mamy chrzest św. od pana Jez u sa, i od chrztu św. zowiemy się chrześcianam i, bo ochrzczeni wierzymy w to, czego nas nauczył.

J a . na to mu pow iadam :

— I toś dobrze i dokumentnie trafił — ale powiedzno mi, ktoż dał Panu Jezusowi to imię: Jezus! czy to M atka Boża czy opiekun?

A on mi tak powiedział:

— To imię najśw iętsze: Jezus! objawił sam Bóg ludziom przez Anioła, dla tego też jest to imię z samego nieba dane, i żaden Anioł, ani żaden święty, ani żaden grzeszny człowiek nie może go nosić.

— T ak je st! — powiadam mu — i widzicie dzieci, że to imię: Jezus! jest tak święte i cudowne, że kto go wymówił

(7)

z nabożeństwem, to doznał nie raz cudu w ielkiego, a i dziś kto go wymawia uczciwie i pobożnie, doznaje nie raz pomocy i ratunku z nieba. Gdy się rodzimy, dostajemy na chrzcie św.

imię jakiego patrona, a gdy umieramy malują nam na trumnie znak rubryką albo i w ęglem , przez co wyraża imię: Jezu s!

Otóż nowy rok u nas chrześcian jest pam iątką pobożną, jakto sam Pan Jezus w ten sam dzień był obrzeżany i Jezusem nazwany — bo od Bożego Narodzenia aż do nowego roku nazywali go pobożni ludzie jeno dzieciątkiem świętem, dzie­

ciątkiem bożem, a po nowym roku nazywali i wołali go wszy­

scy Jezuskiem maleńkim i Jezusem.

A drugi szkolarz Lucio pyta mię:

— Naco to było u żydów samiutkich takie obrzezanie, kiedy to nie to samo, co chrzest św.?

J a mu w ten sens powiadam :

— To obrzezanie postanowił Bóg na to u żydów, aby oni sami jedni nie robili takich wielkich grzechów, jakie robili po tamte czasy wszyscy] poganie, aby byli w sercu i duszy i w całem życiu najpobożniejszymi i najlepszymi ludźmi, aby dochowali Bogu wiary i nie zostali poganami. Otoż to obrzezanie było nauką i przypomnieniem dla nieb, jakim i to ludźmi dobrymi, czystym i, pobożnymi i Bogu zawsze i wszę­

dzie wiernymi być mieli żydzi. D la nas chrześcian każdy nowy rok jest przypomnieniem, jakieto święte było całe życie Pana Jezusa od obrzezania aż do skonania; toż każdy nowy rok nam nauką, abyśmy chrześcianie byli zawsze pobożni, w sumie­

niu czyści, w sercu niewinni, w mowie wstydliwi, w uczynkach dobrzy, a w całem naszem życiu od chrztu św. aż do skonania nie mieli na sobie krzywdy cudzej ani żadnego wielkiego grzech u ; abyśmy dochowali Panu Jezusowi zawsze i wszędzie tej wiary, w której zostaliśmy ochrzczeni w kościele jego, abyśmy wszędzie po miastach i po wsiach w pałacu i chału- pinie byli zawsze Panu Jezusowi wiernymi Polakami i katoli­

kam i, a tak pobożnymi, miłosiernymi, zgodliwymi i jeden za drugim stojącymi Polakami, ja k to byli nasi dziadkowie i nasze babki. Widzicie też moje dzieci! że nowy rok jest dla nas pamiątką świętą z życia samego Pana Jezusa a znowu je st

(8)

aby się od nas Żydzi, T urki, i wszyscy inni poganie mogli nauczyć, co to dobre i jakto trza na szczęście i zbawienie zarabiać w tem życiu.

A teraz powie mi Józio:

— Na co to ludziska tną sobie oracye po domach jak się zejdą jeden z drugim na nowy ro k ?

A on mi zaraz rąbie ja k ostrą siekierą:

— Bo to pierwszy dzień nowego roku, toż dziś na cały rok przyszły, nito na dobry zaczątek i dobry koniec całego roku, życzą sobie Polacy wszystkiego dobrego: zdrowia, szczę­

ścia, fortuny i w niebie korony!

— Dobrześ trafił — mówię j a — ale ja wam moje dzieci gad am , abyście sobie i drugim życzyli zawsze d o b rze, a co najlepiej, abyście sobie nie robili cały rok nic złego, ale jak najlepiej, abyście byli jeden dla drugiego bez obłudy szczerym i:

chłop szczerym dla siedzą i pana, siądź szczerym dla pana i c h ło p a , a pan znowu szczerym dla xiędza i chłopa — a co jeszcze pow iem , że zdrowie i chleb są nam potrzebne, ale najpotrzebniejsze niebo i wieczna korona, Otoż życzcie sobie tego w szystkiego, ale dbajcie i uważajcie na to zdrow ie, aby go nie popsuć żadnemi grzecham i; uważajcie na chleb boży, aby go nie marnować na durniczki i na obrazę Boga; uw ażaj­

cie na wasze własne szczęście, abyście mieli dobry rozum i poznanie, a rozumu nabędziecie w kościele, szkole i w obej­

ściu z tak im i, co to znają i druk i pisma i stare książki i umią opowiadać prawdę świętą. A na koronę wieczną zarabiajcie sobie bojaźnią bożą, pobożnością, dobrem życiem ja k na P o­

laków i katolików przynależy.

A szkolarze mię zap y ta li:

— Naco to prosimy Jegom ości, są szczodraki i bochnaki na Nowy ro k ?

— Opowiem wam i t o , gadam im.

Widzicie moje dzieci! ju ż to od samego początku świata mieli ludzie roki, miesiące, tygodnie i każdy dzień przezwany.

Toż i poganie mieli roki swoje i był u nich nowy i stary rok.

J a k nastał nowy rok u nich, to mieli taki z wyk starodawny,

(9)

- 5 -

że jeden gazda posyłał drugiemu ja k i podarunek a ten znowu jemu posyłał. Ci co te podarunki przynosili, dostawali za to zawsze co do rę k i, czy to jak i kraj c ar, czy kaw ałek clileba.

Otoż i my Chrześcianie mamy z dawien dawna taki sam zwyk, że na nowy rok dajemy jeden drugiemu co na Kolendę. Jeno u nas jest to pam iątka św ięta, jakto maleńkiemu i ubogiemu Panu Jezusowi znosili pobożni ludzie do szopki różne poda­

runki — otoż i my do dziś dajemy ubogim dziadkom i chło­

paczkom szczodraki boehnaki, abyśmy się nauczyli miłosierdzia dla drugich. Dawni Polacy sprawiali od W ilii św. aż do 3 kró­

lów takie obiady dla ubogich, aby takiem miłosierdziem usza­

nować Pana Jezu sa, co sam powiedział ta k :

„Cobyście zrobili w imię moje jednemu ubogiemu i ma­

luczkiem u, to tak przyjm ę, jakbyście to mnie samemu zrobili."

Toż dawniej w całym polskim kraju były po plebaniach, dworach i u bogaczów przez połowę miesiąca takie obiady po­

bożne, gdzie dziadkowie z babkami kolędowali, paciorki od­

m awiali, a przy odchodnem dostawali taki grajcar do ręki albo boehnaki do torbiny. Dziś taki dobry zwyk ustaje , a gazdowie pieką jeno w starym roku małe bocheneczki i te rozdają na Nowy rok.

Otoż macie teraz na w yrozum ienie, że Nowy rok jest wielkiem świętem u nas, najpierw : aby ten rok zaczynać z Bogiem i od B oga, to na to mamy nabożeństwo i święto uroczyste, a potem mamy w ten dzień pamiątkę obrzezania i imienia Jezusa C hrystusa; dalej mamy przypomnienie, abyśmy jeden dla dru­

giego byli życzliwymi, uczynnymi, miłosiernymi, a przedewszy- stkiem pobożnymi katolikami i Polakam i na cały św iat, co się zowie! A mamy naukę tak że, abyśmy starodawny zwyk polski zachowali zawsze po domach naszych, abyśmy sprawiali obiady nito wilię pańską dla ubogich i to w imieniu samego Pana Jezu sa, a ja k nie stać na to, abyśmy przynajmniej nie żało­

wali szczodraków i boclmaków dla sierotek i wdów.

A w końcu dodałem:

— A wy szkolarze moi podajcie także wszystkim szko- larzom na Nowy rok takie życzenia, aby się doskonale uczyli,

(10)

zostali dobrymi Polakami na ziemi i doczekali się nagrody w niebie.

A szkolarze moi na to:

— Otoź życzymy wszystkim naszym braciom starym i młodym i maleńkim, aby na Nowy rok dat Bóg zdrowie, ro­

zum , poznanie, szczęście i N iebo, Amen.

I ja też wasz xiądz, wasz rodak, katolik i Polak ja k wy wszyscy, życzę wam na ten Nowy rok: zdrowia, bojażni bożej, pobożności, rozumu i dobrej zwagi na w szystko, szczęścia i królestwa niebieskiego! Żyjcie w zgodzie i miłości z kościołem i dworem, z mieszczanami, chłopami i nawet z żydami!

Niech nam wszystkim da B óg, co jego święta sprawie­

dliwość i miłosierdzie pozwolą wasz rodak

Xiądz Wojciech z M edyki•

N a zd ro w ie, n a szczęście!

I le j panowie g o sp o d a rz e, ukochani km ie c ie ,

J u ż nam znowu roczek minął n a ty m bożym świecie, J u ż nam znowu roczek m in ął i nigdy nie w r ó c i , O rok je d e n znów na świecie będziemy żyć k r ó c i o j ! Hej panowie gospodarze po dawnym zw y c za ju , L udzie sobie dziś w inszują w całym polskim k r a ju — A i j a też wasz p r z y j a c i e l , szłę wam w insz ow a nie, By ta k b y ło , j a k wam ży c z ę , daj Wszechmocny P a n i e ! Daj nam Boże dożyć w z d ro w iu , aby P o ls k a m ił a , N a s z a m a tk a u k o c h a n a , raz szczęśliwą b yła , . B y się od niej odczepiły raz już wszystkie licha ,

Aby k w itła w Bożej łasce radosna i cicha ! A by P olsce z a cierpienia Bóg nie szczędził płacy, W ja snej d o li, w dobrej woli, by żyli Polacy, K ędy nasze p ola k w i t n ą , nasze rzeki p łyną , Niech ta m wszędzie u tr a p i e n ia prze p ad n ą i zginą!

W a m panowie gospodarze życzę złotej doli,

Szczęścia w c h a c ie , grosza w kabzio i chleba na r o l i , Niech w am zboże, rośnie hoże w nieprzebrane z iarn a, Niech wam p r a c a wciąż p o p ła c a , niech nie będzie m a r n a !

(11)

Byście na wiek zapom nieli sm u tk u i zgryzoty, Aby nędzy nic nie było a dużo ochoty,

D użo szczęścia, dużo zdrowia i nie skąpo ch leb a ,

R ozum w głow ie, P a n Bóg w sercu - czegóż więcej trz e b a ? . . .

By wam d z ia tk i się chowały zdrow iutkie i c a łe , W a m w starości n a pociechę a Bogu na chwałę , W a m w sta ro ści na pociechę, na pomoc w siw iź uie , N a po ży tek dobrym lu dzio m, r a tu n e k O jczyźnie!

Niech was Je z u s błogosławi nowonarodzony

Z a co chwała niech Mu będzie zawsze z waszej stro n y , B y nie było lepszych w świecie, ja k polscy rolnicy : Życzy z se rc a głębokiego

W o j t e k z e S m o ln ic y.

S o mo s i e r r a .

Czemu m ój d zia d io sło w o zaw sze wspominali ? Pamiętam, ja k w czoraj, dziadka mego K rzysztofa, świeć Panie nad jego duszą, choć to jeszcze malem chłopięciem by ­ łem , kiedy go Bóg powołał do swojej najświętszej chwały.

Był też bo sobie dziad mój dziwny starow ina, jakiego już dziś nie tak łatwo odszukać na świecie.

Miał już górą lat 6 0 , ale zawsze był jeszcze zdrów i we­

sół ja k ry b a, choć głowę miał bielutką jak śnieg, a twarz mu wyschła i pożółkła od staro ści, to trzym ał się prosto i eliwacko, jakby jak i smyk dw udziestoletni, a w rękach miał jeszcze tyle

siły, żeby się jej i najtęższy chłop nie był powstydził.

Był zaś przytem dziad mój K rzysztof bardzo zacny i po­

bożny, a choć mu wiek już niedopisywał, boć to zwyczajnie starość nie radość, toć przecież nie lubiał siedzieć z założo- nemi rę k a m i, jeno zawsze wynalazł sobie ja k ąś robotę i za­

wsze coś w kącie dłubał starowina. Miał w alkierzu łóżko, a nad łóżkiem wisiał obraz Matki Boskiej Częstochow skiej, a koło świętego obrazu wisiała znowu stara, duża szabla i dwa pi­

stolety ze skałką.

(12)

Kochałem bardzo mego dziada, bo on mnie też serdecznie kochał i pozwalał mi nieraz bawić się jego szablą, która choć już była taka s ta ra , ja k sam dziadek, to zawsze była czysta i biała, a świeciła się ja k zwierciadło. Ale bywało nieraz, mój dziadek się zamyśli i zasum uje, chodzi dużemi krokami po izbie, staje przed łóżkiem i patrzy w szablę zadumany. Wtedy widziałem dobrze, ja k mu nieraz w oczach łzy się pokazały i ja k targał rękam i swój wąs długi i siwy. W takim razie wzdychał mój dziad głęboko i mówił takie słowo:

— Som osierra!...

Mnie się to słowo bardzo dziwnem zdawało, bo też i na prawdę jest dziwne, bo w naszej polskiej mowie niema takiego żadnego a człek nawet nie może odgadnąć, coby to takiego znaczyło. Byłem też okrutnie ciekawy, coby to znaczyć mogło Somosierra, ale choć się pytałem tego i owego, to nikt nie umiał mi dokumentnie wytłumaczyć. Zaś samego dziadka o to pytać się bałem , bo zaw sze, kiedy to cudackie słowo wyma­

w iał, to był taki chmurny i niby gniewny, tak was djable kręcił i tak mu się oczy iskrzyły, że mnie strach zbierał i ani słówka pisnąć nie śmiałem.

Ale razu jednego jakoś dziadek był wesoły i mowny, a ja się podsunąłem do niego i pokazując palcem na szablę, za­

pytałem :

— Czy dużo było krw i na tej szabli, kiedy dziadunio był wojakiem ?

Dziadek popatrzył na mnie z ukosa, uśmiechnął się, po­

kręcił w ąsa i odpowiedział:

—1 Ho! ho! chłopcze, czy dużo na niej krwi bywało? A juściż nie była ona taka czysta i błyszcząca, a kiedy człek był wo­

jakiem , to nieraz aż szczerby w niej porobił na łbach nie­

przyjacielskich !

— A jakichże to dziadunio nieprzyjaciół rąbał tą szablą?

— Zapytałem dalej ciekawie.

— Jak ic h ? — zawołał dziadunio — Oj nie z jednym k a r­

kiem zdybała się ta szabla! Skakała ona różnym ludziom po grzbiecie, Moskalom, Prusakom , H iszpanom , Anglikom!

(13)

9

— A kiedyż to było dziaduniu? — odezwałem się nato.

— Kiedy było chłopcze? — prawił mój dziadek — było to wtedy, kiedy człek był polskim wojakiem pod cesarzem Na­

poleonem i bił się po całym szerokim świecie!

Kiedy ju ż poznałem, źe dziadek jak iś wesoły i rozmowny, więc też zapytałem go zaraz śmiało:

— A proszę d ziad k a, kto też to był ten pan Somo­

sierra!

J a k dziad to usłyszał, popatrzył na mnie bystro i począł się potem śmiać z całego gardła.

— Pan Som osierra! — zawołał — c h a , c h a , c h a ! Co ty pleciesz chłopcze: pan Somosierra! A gdzie to Somosierra był pan j a k i ? ...

— A cóż to było dziaduniu? — zapytałem

— Co to było ? Som osierra! — prawił na to mój dzia­

dek — a toć wy nie wiecie nawet co to było Somosierra ?!

I l e j , h e j, mocny Boże ! dziś już uawet nikt nie wie co to było Somosierra! Oj wstyd, wstyd! aż starego wojaka serce boli!

— A cóż ja winien dziaduniu — odpowiedziałem — kiedy mi nikt nie wytłómaczył, co to słowo oznacza. W szyscy mi mówili, abym się zapytał dziadka, bo dziadek o tern wie­

dzą najlepiej !

— A dziad mój na to:

— Ma się rozumieć, że wiem najlepiej. A któżby inny miał o tem lepiej wiedzieć, ja k j a , co tam byłem.

— To dziadunio był w tem Somosierra? Alboż to miasto jak ie? — zapytałem.

— A lichać tam m iasta, chłopcze —- odpowiedział dzia­

dek — góry to okrutne, wysokie i spadziste ja k m ur, że się i kotowi trudno na nie wydrapać.

— A gdzież te góry le żą , w jakim k raju ? — odezwałem się znowu.

— Oj w d alek im , bardzo dalekim k r a ju , w H iszpanii, co to je st daleko na południe, nad samem morzem.

— A cóż tam dziadunio robił w Hiszpanii i w Somo­

sierra ? — pytałem się znowu, miląc się do starego, aby mi opowiedział wszystko.

(14)

Dziad pokręcił w ąsa, popatrzył na szablę, a potem po­

klepał mnie po ramieniu i mówi:

— Czekajże chłopcze, ja ci to rozpowiem , tylko słuchaj uw ażnie, bo ja k j a u m rę , to kto wie , czy znajdziesz na świe­

cie ju ż człowieka , co był sam pod Somosierra i mógł ci roz- powiedzieć wszystko ta k , ja k na własne oczy widział.

J a się przysunąłem do dziadka i począłem słuchać z uwagą, a dziadek tak rozpow iadał:

— Kiedyśmy z Napoleonem poszli do H iszpanji, a była nas Polaków garść tęg a, musieliśmy się bić prawie za każdym k ro k iem , bo Hiszpanie lud bardzo zaciekły, i ja k już nam nie mógł zaszkodzić w otwartem polu, to cichaczem na nas napa­

d ał, strzelał na nas z ukrycia, i rozmaite robił na nas za­

sadzki ! Ale co to im pom ogło, kiedy nad nami dowodził taki wielki wojownik ja k cesarz Napoleon!

— A co za jeden był ten Napoleon ? — zapytałem dzia­

dunia.

— Co za jeden był N apoleon! — zawołał dziad K rzy ­ sztof — kroć sto tysięcy miljonów kul, bomb i granatów!

A toś mi mądry chłopcze! Toć nie wiesz kto był Napoleon! Ho ho ! był to cesarz i w ojow nik, jakiego świat jeszcze nie miał a może i mieć nie b ęd zie! J a k dorośniesz i będziesz umiał czytać, to się dopiero nie będziesz mógł o tym Napoleonie do syta naczytać. A ja ci powiem po krótkości: Napoleon był to cesarz francuski, taki dzielny i waleczny, źe nic się przed jego potęgą i szablą nie o sta ło ! Był on synem ubogich rodziców, pono jakiegoś pisarza w K orsyce, co je st wyspą na morzu, ale ja k wstąpi! do wojska, tak zaraz został oficerem, z ofi­

cera jenerałem , a z jenerała cesarzem , ja k z bicza trząsł.

Inni monarchowie to się sami rodzą na tro n ie , a Napoleon to z ubogiego chłopaka wyszedł na monarchę. Napoleon ten miał wielkie wojsko, w którem byli i Polacy, a on też sam był żołnierzem całą duszą a umiał tak dowodzić i bić się z swymi nieprzyjaciółm i, że na kogo tylko u d e rz y ł, to w proch go roz­

bił. Anglików, Niemców, M oskali, Hiszpanów — wszystko to rozgromił swojemi. wojskami, odbierał królom ich k ra je , zawo­

jow ał świat cały, a wszystko co ży ło , bało go się ja k ognia!

(15)

Pod nim to i prosty żołnierz dorobić się mógł korony i zostać monarchą. Bo to Napoleonowi wszystko było jedno, czy szewc, czy kraw iec, czy chłop, byle dobrym był wojakiem i szedł na armatnie kule ja k na śniadanie a miał przytem olej w głowie, to go zaraz zrobił jen erałem , księciem , a w końcu dał mu kraj cały i zrobił monarchą. Zaś żołnierzy lubiał ja k b ra c i, a sam ubierał się, jakb y ja k i chudzina, w szaraczkową kapotę i wysokie buty, choć był pierwszym mocarzem i wojownikiem na cały świat sze ro k i!

Tu stary dziadunio odsapnął trochę i mówił potem dalej :

— Otoż pod tym cesarzem Napoleonem wojowali także Polacy i byli z nim razem w Hiszpanji. J a k ci już powiedzia­

łem , robili na nas Hiszpani zasadzki i chowali się nie­

ustannie w wysokie góry, bo nic na otwartem polu wskórać nie mogli. Owo wojując tak w Hiszpanji podmaszerowaliśmy raz pod okrutne góry, w których się zasadziło wojsko hiszpań­

skie. W środku tych g ó r, była jedna strasznie stroma i prze- padzista, a cała była wyszpikowana armatami i żołnierzami hiszpańskimi. A do tej góry szedł okropny ja r skalisty. Owoź w tym górskim wąwozie, co prowadził do hiszpańskiego woj­

sk a , nastawili Hiszpanie moc arm at, z których okrutnie strze­

la li, aby się nikt do nich nie dostał. W ąwóz ten przepaścisty nazywał się Somosierra.

— Somosierra ! — zaw ołałem , aby sobie to cudackie słowo dobrze spamiętać.

— T a k , t a k ! Som osierra! pamiętaj sobie chłopcze to sło­

wo , bo w tej Somosierze Polacy takiego cudu d o k azali, że sam Napoleon dziwował się okrutnie i mówił, że niema na ziemi siarczystszych chwatów i odważniejszych żołnierzy jak Polacy, Słachajże dalej. J a k Napoleon przyszedł z swem woj­

skiem pod te g ó ry , to chciał koniecznie zdobyć najpierw ten wąwóz Som osierra, bo inaczej byłby nie doszedł do ładu z H i­

szpanami. Ale zdobądź że p ie k ło ! Somosierra zaś to było isto­

tne piekło, bo kto się tylko w ten jar zapuścił, zaraz padł ja k mucha od kul hiszpańskich. A tu koniecznie trzeba było, aby przez ten wąwóz dostać się do Hiszpanów. Co tu robić?

T rudna rada. Napoleon wysóła francuskich żołnierzy, aby sztur-

11

(16)

mem zdobyli ten wąwóz Som osierra, ale cóż ! ... Ledwie się żołnierze posuną na kilka kroków, to padają ja k wróble i da­

lej już nawet iść nie chcą, bo gdzie się ruszysz jeno, to ar­

maty cię wezmą w krzyżowy ogień , że jeno ducha Bogu po­

le c a j! W ysełają wojsko i w ysełają, ale zawsze wraca z kw it­

kiem i darmo się tylko krew le je , bo ani rusz wąwozu tego zdobyć nie można. Napoleon gniewa się okrutnie, zachodzi w g ło w ę, łaje jenerałów, ale ja k nie pomaga tak nie pomaga.

Nareszcie powiadają mu, że tym wąwozem nikt się na górę nie dostanie. W tedy Napoleon przypomniał sobie, że ma pol­

skich ułanów, co z nich każdy taki chwat, że w piekło by skoczył i djabłu rogi urwał.

— Kiedy wy tego dokazać nie możecie — zawołał N a­

poleon — to Polacy tego pewnie się nie zlękną i duchem tam tym Hiszpanom wsiądą na karki!

I zakomenderował:

— Polacy naprzód! Rozpędzić mi .tych hultąjów hiszpań­

skich i zdobyć ten wąwóz przeklęty !

Wtedy nasz pułkownik zawołał do ataku, a my ja k nie spniemy konie ostrogam i, ja k nie popędzimy wichrem na wą­

wóz Somosierra, aż nam się z pod ziemi odezwało. Hiszpanie strzelili do nas z wszystkich arm at, kule świszczą i ja k deszcz gęsto lecą, huk okrutny, że aż góry się trzęsą, a tu jeden po drugim z naszych ułanów spada z konia ja k gruszka i umiera od kuli. Ale my na to nie pytamy! H urra! Jezus M arja! Niech żyje P o ls k a ! wołamy i pędzimy dalej przez wąwóz i co kil­

kadziesiąt kroków odbieramy Hiszpanom nastawione na nas armaty. Hiszpanie strzelają na nas ja k wściekli , nasi ułanie giną strasznie od kul armatnich — ale wiara polska nic nie p y ta, hurra naprzód i naprzód! Zabieramy armaty po arma­

tach , sieczemy i kłujemy — i tak za chwil kilka zdobyliśmy ten straszny wąwóz Somosierra. W ielu tęgich polskich ułanów zostało po drodze , bo ich kule hiszpańskie pozabijały, ale my dokazaliśmy przecie tego, czegoby nikt nie potrafił, jeno Polacy! Pamiętaj chłopcze, pam iętaj: Polacy zdobyli Somo­

sierra !

(17)

13

Dziad K rzysztof aż się um ęczył, tak mi to ogniście opo­

wiadał i aż poczerwieniał na tw arzy, a ja aż dech zaparłem w sobie, z taką ciekawością go słuchałem.

— J a k Napoleon zobaczył, żeśmy zdobyli wąwóz Somo­

sierra — mówił po chwili znowu dziad mój —* aż podskoczył na koniu z radości i zawołał do swoicli jenerałów :

— A co nie m ówiłem , że Polacy tego d o k a żą ! i zażył z wielkiej wesołości aż trzy razy, raz po razu tabaki i potrze- pując palcami wołał:

— Polacy to mi chwaty! to mi chwaty!

Ale bo też i było za co chwalić, ja k mi Bóg miły. Anu czy dokaże kto dzisiaj tego, aby pędził szturmem na taki wą­

w óz? Z lewego boku okrutna góra, z drugiego ta k ż e , co kilka kroków armaty, a na górze trzynaście tysięcy H iszpanów ! Kroć sto tysięcy! To mi była sztuka i kaw ałek! A toć sam Napo­

leon mówił, żc gdyby nie Polacy, przepadłby z kretesem , bo by się był nie dostał dalej, jeno całą wojnę przegrał! Ale też znowu aż żal człeku serce k raje, kiedy sobie wspomni, ile to(

tam polskiej krwi się przelało! Oj niejeden dzielny Polak., zginął w tem piekle hiszpańskiem pod S om osierra! Ot naprzy- k ład , komendant mego szwadronu, Kozietu lsk i, Panie świeć nad jego d u sz ą , umarł z ran niedługo po bitw ie, a innych to już nawet niepomne. Albo pan rotmistrz Niegolewski, co także już nie żyje, miał trzydzieście dwie ran , słuchaj, chłopcze trzydzieście dwie r a n ! od hiszpańskich bagnetów, ale twarda w nim była dusza i nic mu nie było.

— A dziaduniowi nic się tam nie stało? — zapytałem.

— I stało i nie stało! — odpowiedział mój dziadek — nie stało mi się nic, bo widzisz, że się człeku jeszcze oczy świecą i po bożej ziemi się włóczy, a stało się znowu, bo mam pięć dziur w ciele od kul hiszpańskich! Powiadam ci chłop­

cze, że się te kule koło mnie ja k groch sypały! W szturmie pod Somosierra miałem przez ramię mój płaszcz zwinięty — a ja k go później rozwinąłem, to dziur w nim było tyle od tych kul hiszpańskich, że cały płaszcz na nic i jenom sobie z niego rękawice mógł w ystrzydz! Nie brakowało tam w iele, a byłbym

(18)

kłapnął sobie i ani m u rk n ą ł, ale mnie Najświętsza Panna cu­

dem u rato w ała!...

— A to ja k ? — zapytałem.

Dziadek mój sięgnął pod koszulę i wydobył srebrny medalik Najświętszej Panny Marji królowej polskiej. Pokazał mi go, jak i był rozbity i spłaszczony i mówił:

— Oto patrz w same serce trafiła mnie była kula i był­

bym już nie żył pewnie, ale odbiła się tak od wizerunku Najwiętszej Panny, ja k piórko! Ale choć życie moje wisiało w tej strasznej bitwie na włosku, to też i radość potem była wielka. Dostałem zaraz k r z y ż l e g j i h o n o r o w e j !

— A cóż to za k rzyż? — zapytałem.

— Co za krzyż? — prawił dziadek — to był taki order złoty, który cesarz Napoleon dawał samym najwaleczniejszym wojakom w nag ro d ę! H e j, b e j ! minęły te c za sy ! Przepłynęły ja k woda! Gdyby się choć wróciły raz jeszcze!

— Jakto ? — zapytałem — toby dziadek nie bali się drugi raz szturmować na Hiszpanów pod Som osierra!

— J a k to , jabym się miał bać ? Alboż ja nie Polak spra­

wiedliwy ? — odpowiedział dziadek. — Gdyby takich dziesięć Somosierr było, pędziłbym na każdą, byle tylko bić się o do­

brą sprawę!

I stary dziadek zadumał się czegoś i patrzył ciągle na pistolety i szablę, co wisiały nad łóżkiem. A ja podziękowa­

łem dziadkowi memu za opowiadkę i już nie dziwowałem się potem, kiedy stary mówił sam do siebie to słowo Somosierra.

A i wam to spisałem , co mi mój dziad K rzysztof opowiadał, abyście w iedzieli, ja k to się nasi ojcowie tęgo bijali na wo­

jence. Wojtek ze Smolnicy.

R Ó Ż N O Ś C I .

K a r a B o ż a . N ie ra z się to zd a rz a Wielki to g rz e c h , bo P an Bóg wy- między lu d ź m i, że gdy ich kiedy sąd raź nie n aka zuje w dziesięciorgu przy- powoła na św ia dków , to świadczą k a z a ń : „Nie będziesz mówił falszy- fałszywie i umyślnie p rz e k rę c a ją p r a - wego św ia dectw a przeciw bliźniemu wdę, aby zrobić krzywdę niewinnemu, tw e m u ; 11 a kto przeciw te m u przyka-

(19)

15

zaniu grzeszy, tego prędzej czy p ó ­ źniej k a r a Boża nie minie. Zaś na dowód tego opowiem wam , ja k P a n Bóg sk a ra ł z a r a z jednego takiego fałszywego świadka. A j e s t to praw dzi­

wy p r z y tr a f u n e k , k tóry się sta ł kilk a miesięcy temu i na k tóry ludzie wła- snemi oczyma patrzyli. W B ytom iu na S z l ą z k u , w którym żyją ta k ż e Polacy pod pruskiem panowaniem, p r o ­ cesował się je den k arc zm a rz z k u p ­ cem o 20 0 talarów. Za świadka z a ­ wołał sąd ro b o tn ik a od h u ty żela­

znej , co ta m j e s t w p o b liż u , nazwi­

skiem R udolfa H. Otoż ten R u d o lf II. dał kłamliwe świadectwo przed s ą d e m , a gdy mu mówili, że na k rz y ­ wdę ludz ką mówi niepraw dę i sąd durzy, to on odpowiedział ••

— Niech mi P a n Bóg nogi poła­

m ie , jeżeli kłamię.

A nie myślał pewnie b e z b o ż n ik , że boska k a r a wisi n a włosku nad każdym złym człowiekiem. S ąd k a ­ zał te m u robotnikowi zaprzysią dz, i ano pa trz c ie , przysiągł hultaj na k ł a m s t w o , ja k b y na najświętszą p r a ­ wdę! Ale zaledwie wyszedł z izby sądowej na ulic ę, aż tam konie j a ­ kieś , co s ta ły bez f u r m a n a , spło­

szyły się , i nadleciały na tego krzy- woprzysiężcę, t a k , że go wóz p r z e ­ je ch a ł i obie nogi połamał mu kolo kolan ! T a k to sobie ten niegodziwiec sarn wywróżył boską karę. Z aś cały ten p r z y tra f u n e k sta ł się w dzień ja rm ark o w y , tak, że wszyscy ludzie wi­

dzieć mogli to pokaranie sprawiedliwe.

S ta r e i m ło d e p ta k i. Pożal się B o ż e, kie dy się widzi i słyszy, ja k to nie raz złe i niegodziwe dzieci ze

swoim sta rym ojcem i ze swoją s t a r ą m a t k ą się obchodzą! Dopóki u ojca i u m a tk i cz u ją grosze, dopóki ojciec i m a tk a nie za pisz ą im gospodarstwa, to ciągle im n a d s k a k u ją i p o w ta r z a ją :

— Kochany ojcze, j a was ta k bardzo k o c h a m , najdroższa m a tk o , ja b y m was ozłocił.

Ale skoro poczciwi rodzice swoją k rw a w ą pracę o ddadz ą dzieciom w ręce, wnet wtenczas inaczej słyszeć m ożna:

— Ty s ta r y d z i a d u , t y s t a r a b a ­ bo, d arem nie zawadzacie nam tylko, lepiej żebyście już r a z pomarli.

Często nie ste ty jeszcze gorzej się d zieje , ale wolę j u ż zamilczeć o t a ­ kich okropnościach i nie powiem wcale 0 t e r n , j a k to n ieraz sta rego ojca i sc horz ałą m a tk ę dzieci z domu wy­

p y c h a j ą , j a k sta ru s zk o w ie tę sa m ą r ę k ę , k tó r a ciężko na dzieci p r a c o ­ wała , m u sz ą do obcych ludzi wycią­

g a ć , prosząc o chleba k a w a ł e k ! Opo- wiem tu t y l k o , j a k zrobił s t a r y ale 1 m ą d r y G rz ela poczciwy. W y p o s a ­ żył on wszystkie swoje dzieci i to wyposażył co się zowie, ale z a t r z y ­ m ał toż dla siebie tyle grosza przez cały wiek swój zapracowanego i oszczę­

dzonego, ile mu potrzeba było i na uczciwe wyżywienie i n a p o r a to w a ­ nie biednego i na ofiarę P a n u J e z u ­ sowi, j a k ą skła dał od czasu do czasu.

Dzieci ten jego m a ją te k bardzo żgał w oczy, chętnieby były go między siebie podzieliły i ta k mu tedy przekładały :

— Bodaj ojca, czy to kochanem uojcn potrze ba na starość się tam jeszcze k ło ­ potać i mozolić. Podziel nas ojcze r e s z t ą m a jątk u , nie będzie miał ojciec kłopotu, bo my będziemy się s ta r a l i o ojca.

(20)

T a k dzieci prze k ład a ły a s ta ry G rz e la n a t o :

•— R a z u pewnego zmęczony u s ia ­ dłem sobie pod ja b ło n k ą , k t ó r ą to jeszcze mój nieboszczyk o jc ie c , P a ­ nie świeć nad jego d u s z ą , zasadził i t a k siedząc prz y p a try w a łe m s ię , ja k s ta re p ta k i swym młodym żywność przynosiły i w dzióbki podawały. C z y ­ niły to bez u sta n k u i z wielką ja k widziałem ochotą. P rz y s z ła mi tedy myśl do głowy, czy i młode p ta k i również swym sta rym ta kby nosiły żywność, czyli te ż pozwoliłyby im z głodu um rze ć? Z łapałem więc na sidełka s t a r e , wsadziłem je do k la tk i i powiesiłem n a t e m samem drzewie, n a któ rem młode od s ta ry c h karm ione były. Młode tym czasem ju ż się były wypierzyły, wyleciały z gn ia zd a i s a ­ me sobie pożywienie szukać mogły.

Zam knięte s t a r e litościwie wołały z głodu o żywność. Młode przyla ty w ały do k l a t k i , dziwiły się i m , ale na tem się też skończyło, żywności nie przyniosły sta rym . To widząc pom y­

ślałem sobie, że i mnie ta k samo a może i gorzej jeszcze mogłoby pójść gdybym re s z tę m a ją t k u między was rozdzielił.

P o tw a r c y i p o d żeg a cze. Żal się Boże, że pomiędzy w a m i , kochani wieśniacy, znajduje się jeszcze dużo ludzi złycli i bezbożnych, co za nic sobie nie m a ją ani Boga ani cnotę, sp o tw a rz ają poczciwych l u d z i , dybią n a ich sławę i w y rz ą d z a ją im ciężką krzywdę. Alboż to je d n a wieś ma ta k ic h potw arców i podżegaczy, co skoro im się kto n ie p o d o b a , zaraz

ci na niego najrozm aitsze rzeczy wy­

m yślają i w y g a d u ją , obm awiają i c z e r n ią , przed są dem n ie spra w iedli­

wie o sk a rż a ją a jeszcze drugich l u ­ dzi p o d b u rza ją i podżegają. Od t a ­ kich ludzi n ik t nie j e s t pewny, choćby był poczciwy i zacny ja k święty, bo ju ż to t a k na świecie, że każdy zły człowiek nienawidzi dobrych. P rz e d ta k im i podżegaczami i potw arcami powinniście się strzedz j a k przed ogniem , uszy przed nimi z a ty k a ć i poły u r z y n a ć , bo was zawsze n a złe n a m a w ia ją , do procesów i gwałtów w as ju d z ą i do nędzy i grzechu cięż­

kiego wiodą. Ale też takim potw ar- com, co drugich ludzi k rzy w d zą , ni­

gdy to n a dobre nie wyjdzie, bo p r a ­ wda wyjdzie na w i e r z c h , j a k szydło z worka. O t np. w G ro d z isk u , we wsi co leży w rzeszowskim cyrkule, znaleźli się tacy ludz ie, co własnego proboszcza, s ta ru s z k a pobożnego, k s i ę ­ dza D zie d zica , za to oczernili przed s ą d e m , że chciał szkółkę za prow a­

dzić we wsi. Powym yślali na niego najrozm aitsze potw arze p rz e d sądem i Bóg wie co ta m za skargi n a niego powywodzili, t a k , że księdza D zie­

dzica do więzienia zamknęli. Ale sąd wnet poznał gdzie praw da, to też i wymierzył księdzu z G rodz iska s p r a ­ wiedliwość j a k się p atrz y , i uwolnił go ja k o niewinnego całkowicie. Czyż m ożna mieć serce, moiście wy k o ­ chani , ta k dybać na krzywdę czyją bez przyczyny i kogoś w trąc ić w nie­

szczęście za t o , że chce aby dzie­

ciaki się czegoś ludzkiego nauczyły i nie żyły ja k bydlęta ? . . .

Z d ru k arn i odpow iedzialnego re d ak to ra i w ydaw cy: E . W iniarz.

(21)

Tom XII.

11. stycznia

W ychodzi we Lw ow ie co 10 d n i, to je s t 1. 11. i 21. każdego

m iesiąca

Nr. 2.

1865

.

K o sztuje roczuie 7, p rz e sy łk a pocztow a 2 zlr. w. a., półrocz­

n ie 1 złr. w. a.

r r > n t n . - 4 r v

B oga , d z ie c i, B oga tr z e b a , K to chce sy t byd sw ego chleba.

W kościele źurawieckim, co ja k ludzie opowiadają, już z jakich trzysta lat okrągłych sto i, jest duża i piękna zakry- stya. W zakrystyi tej mnóstwo je st ksiąg starych, uczonych i nabożnych, i rozmaitych sprzętów i zabytków kościelnych co niemiara. Ale co już najpiękniejsze i najciekaw sze, to owe stare, ogromne obrazy, co wiszą na wszystkich czterech ścia­

nach zakrystyi.

Otóż przed temi obrazami stawali zawsze źurawieccy go­

spodarze i chłopcy, i przypatryw ali się z wielką ciekawością rozmaitym historyom, co na nich były wymalowane. Szkolarze źurawieccy bywało po całych godzinach oglądają te malowania, ale nie każdy w iedział, co też one oznaczać mają.

Ale razu jednego rano dwóch najlepszych szkolarzy z Żu- raw ca, Staś Ględa i Michaś Łagoda służyli xiędzu probosz­

czowi do mszy, a kiedy już służba boża się ukończyła i xiądz rozbierał się w zakrystyi, stanęli obaj przed jednym dużym obrazem , co prawie pól ściany zakrywał. Stanęli i patrzą a

(22)

patrzą, odpatrzyć się nie m ogą, bo na tym obrazie jak aś bardzo piękna i dziwna historya była wymalowana.

Co zaś było na tem dużem malowaniu, to wam tu opiszę.

Oto najpierw było po wszystkich bokach tego obrazu wyma­

lowano mnóstwo ludu, mieszczanie, wieśniaków i wielkich panów w złocie i przy szablach, że wszystko to ta k ie , że jeno aby się ruszyło, a przysiągłbyś, że to żywe.

Zaś po środku tego ludu namalowano było coś gdyby procesya. Bo to najpierw szli kościelni z chorągwiami i z krzy­

żem, a za nimi jacyś księża bosy, widać zakonnicy, w białych habitach, na których znowu wymalowane były niebieską i czer­

woną farbą krzyże. A tak to było na tym obrazie uszykowane, że najpierw szło po dwóch takich zakonników w białych h a ­ bitach a za nimi dwóch jakichś starców z siwemi brodami, ubranych ubogo i z wynędzniałemi twarzami, a potem znowu po dwóch zakonników, a za nimi znowu jacyś biedni ludzie i ko­

biety w rzędzie, i tak było to wymalowane na obrazie aż po drewniane ramy. A zaś wszyscy ci ludzie, co szli w parach za tymi zakonnikami w białych habitach, ubrani byli w jakieś obszarpane zamorskie suknie, i wyglądali ta k , jakby z dale­

kiego świata wędrowali a z oczu im ja k aś wielka radość patrzyła.

Owoż Staś i Michaś, ja k wlepili oczy w ten obraz, tak patrzali i patrzali, aż xiądz proboszcz rozebrał się z szat k a­

płańskich i zapytał ic h :

— A co wy tam tak oglądacie chłopcy?...

A oni na to:

— • A proszę xiędza dobrodzieja, ten obraz, co na nim coś takiego wymalowane, gdyby procesya, jeno żeśmy jeszcze ta­

kich xięży nie widzieli, coby byli tak ubrani.

— A toć wy pewnie nie wiecie, co ten obraz przedstaw ia?

— pyta xiądz proboszcz.

A chłopcy sobie:

— A juźci że n ie, a proszę księdza dobrodzieja, radzi- byśmy bardzo wiedzieć, co to takiego.

— Otóż ja wam opowiem — odpowiedział xiądz proboszcz

— jeno posłuchajcie pilnie, abyście nie tylko sami wiedzieli,

(23)

19

ale i drugim na rozum wyłożyli, ja k was się kto o to będą pytać. Ci xięża w białych habitach z czerwonemi i niebieskiemi krzyżami, to są ojcowie Trynitarze.

— A co to za ojcowie T rynitarze? — zapytali chłopcy.

— To tyle znaczy po polsku, co zakonnicy świętej Trójcy

— mówi na to xiądz proboszcz. Byli to tacy sami xięźa i zakonnicy, ja k 0 0 . B ernadyni, Franciszkanie albo in n i, jeno że za dawnych czasów mieli oprócz modlitwy i chwały Bożej także inne, bardzo ważne zatrudnienie.

— A cóż oni robili? — zapytali chłopcy.

A xiądz proboszcz m ów i:

— Dawnemi czasam i, kiedy jeszcze Turcy i T atarzy n a ­ padali na naszą Polskę, i dużo z sobą biednych ludzi wlekli w niewolę, to ci zakonnicy chodzili w kraje pogańskie i wyba­

wiali z ciężkiej niewoli tych biedaków. A tu na tym obrazie alcu- ratnie je st wymalowane, ja k Ojcowie Trynitarze w racają z ziemi pogańskiej do Lwowa i prowadzą z sobą tych niewolników z ciężkiej nędzy na tatarskiej i tureckiej ziemi. Oto patrzcie na ten obraz, te biedne ludziska, co idą za tymi zakonnikami w białych habitach, a tak nędznie w yglądają i taki dziwny, zamorski ubiór mają na sobie, to są ci wyratowani przez xięży T rynitarzy niewolnicy polscy.

A chłopcy pytają:

— To xięża Trynitarze umyślnie chodzili w kraje po­

gańskie za tymi biedakam i?

— A nie inaczej — mówi na to xiądz proboszcz — całe życie obracali T rynitarze na to, aby uwalniać Chrześcian z mocy pogańskiej. Toć słyszeliście już nieraz, że dawnemi czasami Turcy i T atarzy napadali często naszą ziemię polską, palili i mordowali, a ja k na nich wojsko polskie uderzyło, to uciekali co prędzej i pędzili ja k wiatr po polu a po drodze zabierali z wsi i miast polskich gospodarzy i kobiety, chłopców i dziewczęta, i tam potem w swoim kraju w wielkiej nędzy i biedzie trzymali. Otóż dla tego był ten zakon św. Trójcy, czyli xięża T rynitarze, aby potem chodzić w pogańskie kraje i ra ­ tować tych nieszczęśliwych Chrześcian polskich z niewoli.

*

(24)

A chłopcy zapytali znowu:

— A czy poganie tym xiężom Trynitarzom wydawali do­

browolnie połapanych Polaków, tak jeno za dobre słowo?

— Oj nie tak to bywało — inówi na to xiądz proboszcz

— xięża Trynitarze mieli z poganami ciężką biedę. Bo to po­

ganie ja k jakiego Chrześcijanina w swą moc dostali, to jnż go do śmierci puścić nie chcieli. To też xięźa T ry n itarze, ja k szli w te kraje, gdzie T u rek sied zi, to brali z sobą dużo pie­

niędzy i wykupywali za wielki grosz tych polskich niewolników, i o każdego targować się musieli dobrze z takim Tatarem lub T urkiem , nim się poganin na pieniądz złakomił i Chrześcijan xiężom odsprzedał. Za niejednego Polaka co go Turcy w swych pogańskich rękach, ja k w szponach djabelskich trzymali, to ci zakonnicy zapłacić musieli nieraz i s z e ś ć s e t złotych.

— A zkądźe oni tyle pieniędzy brali? — zapytali chłopcy.

A xiądz proboszcz na t o :

— Dawali im te pieniądze królowie polscy i rozmaici polscy panowie.

— A jak że się oni rozmawiali z poganam i, kiedy ani T atarzy ani Turcy po polsku gadać nie umieli ? — pytają chłopcy.

—- Ojcowie T rynitarze — rzecze na to xiądz proboszcz — umieli dokumentnie gadać po pogańsku, to je st po turecku i ta ta rsk u , i rozmówili się z każdym bisurmanem tak gładko, jak b y z własnym krajanem.

— A czy często chodzili ci zakonnicy w pogańskie kraje i czy dużo ztamtąd przyprowadzali połapanych Polaków ? — py­

tali chłopcy.

— Ojcowie T rynitarze — odpowiedział xiądz proboszcz — chodzili tam co kilka lat i zawsze wykupywali po kilkadziesiąt takich biedaków od T urka, ile im tylko grosza starczyło, bo to ja k wam ju ż mówiłem, poganie kazali sobie okrutnie płacić za niewolników.

— A kto też to proszę xiędza dobrodzieja, ustanowił w Polsce zakon Ojców T rynitarzy? — zagadnęli chłopcy.

A xiądz proboszcz na to:

— Zakon T rynitarzy ustanowił w naszej Polsce sławny król polski, o którym już nie raz i nie dwa razy słyszeliście,

(25)

- 21 -

król Jan III Sobieski. Kiedy ten sławny król polski wyratował Wiedeń od Turków i tłuszcze pogańskie rozprószył ja k plewę, że się to potem nigdy na ludzkie nieszczęście nie zebrało, to wysłał potem zaraz kilku panów polskich w poselstwie do Rzymu, do Ojca świętego, co się zwał Innocenty, aby mu dać wiadomość dokumentną o tem swojem wielkiem zwycięztwie i 0 wyratowaniu Niemców i chrześciaństwa od plagi pogańskiej i aby mu posiać w podarunku wielką chorągiew pogańską, co ją Turcy mieli za św iętą, a którą nasz król Jan im odebrał.

Otóż kiedy ci posłowie polscy przyjechali do Rzym u, to już tam istniał taki zakon trynitarski do wykupywania Chrześcian z niewoli pogańskiej. To się bardzo panom polskim podobało 1 zaraz im przyszło do głowy, żeby się tacy zakonnicy przy­

dali bardzo dla Polaków, aby także ratowali tycli biednych Chrześcian z polskiego kraju, co popadli w ręce tatarskie albo tureckie. Zaś ci T rynitarze, co byli w Rzym ie, pochodzili z bardzo dalekiego k ra ju , aż z Hiszpanii. Panowie polscy za­

raz o tem dali znać królowi Sobieskiemu, a ten kazał kilku takich xieźy sprowadzić do Polski. Zaraz też przyjechali a król Sobieski fundował im klasztor we Lwowie. Potem przystało do tego zakonu wiele naszych Polaków, i ci Ojcowie Trynitarze pobudowali sobie potem dużo klasztorów w Polsce a już to najbardziej w tych stronach, gdzie najwięcej napadali poganie, to jest między Rusinami.

— A czemu to teraz nie ma u nas Ojców T r y n ita rz y ? — zapytali chłopcy.

— Bo to widzicie — prawił na to xiądz proboszcz — od czasu kiedy król Jan Sobieski zniszczył pod Wiedniem wojska tureckie, to już potem poganie nie pchali się tak na ochrzczoną ziemię. W ięc też ustały rozboje i napady tureckie i tatarskie i już nikt nie popadał w niewolę pogańską. To też już coraz mniej fundowało się klasztorów trynitarskich, ale zawsze ich jeszcze kilka zostało. Kiedy jednak Polska dostała się pod obce panowanie, to te klasztory Ojców Trynitarzów pokasowano wszędzie i już ich teraz nie ma. A teraz już w iecie, co na tym obrazie namalowane, i co byli za jedni ci xięża T ry n i­

tarze, pamiętajcież to sobie i rozpowicdzeie i drugim , jeśliby kto o to pytał.

(26)

Obaj szkolarze pocałowali xiędza proboszcza w rękę i podziękowali pięknie za rozpowiadkę, a gdy wrócili do domu, to opowiadali to ojcom i innym ludziom, co słyszeli o zakon­

nikach, co się zwali Trynitarze.

Wojtek ze Smolnicy.

P ie śń do B ogarodzicy.

(N a nótę „Bądź pozdrowiona, Panienko M a rya11.)

Bogarodzico! N ajśw iętsz a M a ry a !

Niechaj T w a ła sk a prośbie naszej s p r z y ja . Ciebie o P a n i naród polski wzywa, Tyś jego m a t k a , m a tk a litościwa!

Królowo P olski! T y ś j ą u k o c h a ła , T y ś na nią zdroje łask swoich wylała, Z nad Częstochowy, P o cza jo w a, W i ln a , Zawsze j ą strz e g ła Twoja ręka silna.

I dziś o wejrzyj n a ziemię k o c h a n ą , R o z m a item i klęskam i n ę k a n ą ,

Nie puść j e j , nie puść z twej świętej opieki, J a k królowałaś t a k króluj na w i e k i !

Daj, by lud polski był cnotliwy, praw y, Aby strz e g ł zawsze Twojej świętej sławy.

Użycz mu dawnej ducha pobożności, I ducha wiary i bratniej miłości.

Niech zawsze w niebo do Ciebie s p o g lą d a , I Twej pomocy o M atko wygląda ,

Niech n ie 'p o p a d a w żadne pow ątpienie, W lej weń n ad z ie ję, cierpliwości tchnienie

Uzbrój go P a n n o męztw em i sta ło śc ią, By walczył śmiało z wszelką przeciwnością, By j a k o pierwej duszą m ężną s ł y n ą ł , Z a wiarę św iętą krew dawał i ginął.

(27)

23

D a j , by się nigdy nie k alał g r z e c h a m i , By cnotliwomi szedł zawsze d r o g a m i ; Użycz mu św ia tła konieczne poznanie Nieprzyjaciołom daj opam iętanie.

W staw ia j się za nas, o M a tk o je d y n a ! U Boga O jca i u Twego S y n a , A gdy skończymy ten żywot niestały,

P rz y jm ij n a s , przyjmij do niebieskiej chwały! Amen.

Wincenty z Podkamienia.

Ilistorya o Bazylim i jogo ukaraniu.

Opowiedział Józef z Bochni.

Przed dwoma miesiącami pojechałem ci ja do tych gór ślicznych, które się Karpatam i nazywają. Napatrzyłem się różnym potokom górskim , co w wielkim na ziemię spadają pę­

dzie; samotnym wioseczkom, których domki czasem na niedo­

stępnych zdaje się stoją skarpach i urwiskach, przekonałem się ja k tam mozolnie muszą uprawiać ludzie swoje pola, a i tak nędzne prowadzą życie.

Pow racając już do domu, zajechałem przed wieczorem do jednej w io sk i, która jakoś niedaleko leży od Krynicy, gdzie

to chorzy jeżdżą ludzie, aby pokrzepić swoje zdrowie.

• K iedy wjeżdżałem do onej w io sk i, zdumiałem się cokol­

wiek, gdym obaczył piękną kapliczkę przy drodze i zaraz mię ciekawość zebrała dowiedzieć się kto ją to postawił?

Na moje szczęście gdym sobie chodził około kaplicy i du­

mał nad nią, nadszedł ku mnie jak iś gazda nieznajomy, więc go zaraz pozdrawiam po chrześciańsku i p y tam :

— A nie wiecie wy też, kto to postawił tę kapliczkę?

Na to powie góral z uśmiechem:

— Oj toć przecie w naszem siele wie o niej każde dziecko a dlaczegożby i ja nie miał wiedzieć? Ale o niej także długa jest historya, więc ją trudno tak na poczekaniu opowiedzieć.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo też Szybilski oprócz tego źe był bardzo rozumny, znał się też na swem masztelar- skiem rzemiośle wyśmienicie, a nikt też od niego śmielej nie dosiadł

Wiedzieli ludzie dobrze, źe odprowadzają człowieka do g ro b u , który z taką miłością do kraju i dla ludzi nie prędko się zjawi na świecie, a który tyle

trzycie, a wody będzie w pobliżu podostatkiem, tedy będziecie mogli małą ilością wody łąki oblewać, co się zowie zraszaniem. Zrasznie łąk jest to

T akich to więc Krzyżaków sprowadził z niemieckiego kraju na granice naszej ojczyzny jeden polski xiążę na Mazowszu, co się zwał Konrad, i dał im ziemię

Z początku mąż chorej zamiast iść do dworu i prosić o pomoc, albo też pójść do miasta ł sprowadzić doktora, co się już cale życie uczy leczenia ludzi

więc spodziewał się dzierżawca jakiegoś dziwnego pogrzebu, i zaraz wysłał polecenie do sołtysa, aby rozkazał stawić się czterem żądanym gospodarzom do

J u ż całą okolicę w każdym zak ątk u przetrząśnięto, ju ż i słońce chyliło się ku zachodowi, a na trwożliwe wołania rodziców, głuchy tylko odzywał

I my moi kochani! napisaliśmy wam o tym cudownym obrazie na to, abyście w stając i legając pamiętali o braciach katolikach na Litwie, abyście rano, w południe i