• Nie Znaleziono Wyników

Dzwonek : pismo dla ludu. T. 13, 1865 [całość]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dzwonek : pismo dla ludu. T. 13, 1865 [całość]"

Copied!
292
0
0

Pełen tekst

(1)

DZWONEK.

Tom XIII.

B iblioteka Jagiellońska

'1001849048

L W Ó W ,

N akład i druk E. W iniarza.

1865 .

1001849048

(2)

V

/\^[U <oS

(3)

SPIS RZECZY

zawartych w Tomie XIII.

I. Żywoty św iętych, legendy 1 rozmaite hlstorye święte.

stronica

Św ięty Jakób , przez xiędza Wojciecha, z Medyki e m ...49

Klasztor sok alski, przez Szczęsnego z Ż ó ł k w i ... 113

Krzyże ż y w o t a ... ... ... . . . . . . . ...257

Niech będzie pochwalony Jezus N a r o d z o n y !... 273

II. Pow iastki, gawędy, opowiadania 1 obrazki z historyi polskiej. Polska po swym upadku: I. O Napoleonie, o legionach polskich i o jen. Dąbrowskim 1 II. O Polakach pod Napoleonem i o X ięztw ie Warszawskiem 17 III. Dalsze wojny i losy P o la k ó w ...40

IV. W ielka wojna z M o s k a l a m i ... 56

V. Krakusy. Bitwa pod Lipskiem. Smierń xięcia Józefa < Poniatow skiego. Napoleon na w ygnaniu . . . . 65

VI. Ostatnia wojna z Napoleonem i kongres wiedeński . 81 Buty Sobka Bzdręgi. Zdarzenie prawdziwe, przez Paulinę W ilkońskę . . . . 9

A m b o -tern o , czy li: Jak Stach Loternik zmarł śmiercią m izerna, przez-W ojtka ze Sm olnicy (W ładysław a Ł o z iń s k ie g o ) ... 24,:; j 43 Walery W ielo g ło w sk i...33 -

Dom sierocy w Ł ą c e , przez xiędza W ojciecha z M e d y k i ...34

Śmiertelne mary, czyli: Skąpiec w zięł kije a biedak talary, przez,Szczęsnego z Żółkwi 71 Wybór w ójta, przez Grzegorza od Ł a ń c u t a ... 86

Pobożny xiadz Klemens R am u lt, przez xiedza ,Wojciecha z M e d y k i ... 97

t Krzywda ludzka — kara B o sk a , przez W ojtka ze Smolnicy . . ... io S O jcow izna, powiastka przez Henryka M ie r z e ń sk ie g o . 120

• S p uścizn a, powieśd przez W ojtka ze S m o ln ic y ... 129

Co s ł y c h a d ? ... 140 ,

Szymon Szymonowicz, pobożny i sławny Polak, przez xiędza W ojciecha z Medyki 146 Moczymorda i Łapikw arta, ucięszna historya dwóch p ija k ó w ...152

Lew Sapieha, przez Szczęsnego z Ż ó ł k w i , ... 161

Dobry przyjaciel; c z y li: Jak Kasper B ąk , z bogatego gospodarza zeszedł na pro- szalnego d z i a d a ...168

^

Kościuszko w L ip lesie, przez Wojtka ze S m o l n i c y ... 177

N agroda, przez Wojtka ze S m o l n i c y 184, 202 Miłości syn ow sk a, powiastka z dziejów Polski przez Tomasza z nad Styru . . . 194

'J Pierścień pana K ościuszki, przez Wojtka ze S m o l n i c y ...209

Majster S iw u ń , powiastka Tomka z nad S t y r u ..., . 214, 234 Poczciwośd nagrodzona ... 225

W ieczór u G rzegorza...241

Dwaj M acieje, historya grom adzka, przez Wojtka ze Sm olnicy 248 Swigty w ieczór, historya prawdziwa, napisał Kuba z K o b ł a ...277

III. Wiersze. Śpiewka, jak się lud krakow ski wybierał z panem naczelnikiem Kościuszkę na wojnę, przez Teofila L e n a r t o w i c z a ... 6

Dziesięcioro Bożego p rzy k a za n ia ... ... 22

(4)

Modlitwa sierót, przez Teofila L en a rto w icza ...56

Po żn iw ie, przez Wojtka ze S m o l n i c y ...70

P ieśń do Najświętszej P a n n y ...85

''P rzestro g a , przez W ojtka ze S m oln icy...102

Sosna nad grobem , przez W ładysława S y ro k o m lę... . . . 119

^ Dobre w ia n o , przez W ojtka ze S m o ln icy ... 139

1 Polski kraj i polski lu d , przez W ojtka ze S m o ln ic y ... 151

Zdrowaś Maryo 1 ...167

Śpiewka pastuszka, przez Gabrysia z Urbanowie (Aurelego Urbańskiego) . . . 183

Gadka o trzech synach starej Marty, przez t e g o ż ...200

Śmierć lirnika, przez t e g o ż ... 214

D w ie du sze, przez Teofila L e n a r to w ic z a ...232

P o wrót z obczyzny, przez t e g o ż ...247

H ulanka m azurska, przez Fr. W ... 259

Kolenda , przez xiędza W ojciecha z M e d y k i ... 275

IV. Piękne przykłady. W asyl Seńków, w łościanin z Lubszy i poseł na sejm k r a j o w y . 80

Miłośd i zgoda między dworem a g r o m a d ę ... 75

S zkoła w G r ę b o s z o w ie ... 156

V. Bady, przestrogi i rozmaite nauki. O polepszeniu ł ą k ...

. .

... 12

Sprzęt s i a n a ...47

O uprawie lnu i k o n o p i... 78

Obowiązki s ł u g ...95

O obchodzeniu się ze zwierzętami ... 127

O kradzieży po s a d a c h ... 158

Jak to źle jest trzymać bydła za d u ż o ... 190

Pogadanka u pana organisty: O w i e lb łą d a c h ... . 220

O g n o j u ... 239

V Opowiadanie pana W incentego o morzu i co jest w morzu i pod morzem I. II. III. 254, 259, 283 P i j a w k i ...* ... 269

O obchodzeniu się ze zwierzętami przy r z e z i ... ■ . . 270

VI. Różnoici. O s z u ś c i ... 15 Zatrute grzyby . . . . . . . 144

Co to są p ie n ią d z e ...

'

Ś w ię to k r a d z tw o ... „ Rzadkie przymioty psa . . . . N ieszczęśliw y wypadek . . . . r Przebiegłość l i s a ... 16 N ie zdurzysz panie aptekarzu . . 159

S a m o b ó jc a ... Dow cipny J a n e k ... 160

Dobra o d p o w i e d ź ...32 Przeproszenie za obrazę . . . . 174

Przykłady późnej starości «. . . Gościniec dla r a b i n a ...175

Nowa p l a g a ...

Z druciarza p a n ... 176

Zaraza na b y d ło ... .• .

Zaraza na b y d ło ... „ Stary żołn ierz. 64 D ziwny w y p a d e k ... 192

Pożar w B u c z a c z u ...80 Pamiątka po dziedzicu . . . . P obożny p ie lg r z y m ... 96 P r z y s ło w ia ... . . 224

N owiny ze ś w i a t a ... Przygoda P sity . . . . . . 271

N ieszczęśliw y wypadek . . . . Nowo k s ią ż e c z k i...272

Zakupno w si przez w ło śc ia n . . . 143

■^MAAAAAa— --

(5)

Tum XIII.

1. lipca

W ychodzi we Lwowie co 10 d n i, to jest t. 11. i 21. każdego

miesiąca

Kosztuje rocznie z przesyłką pocztową 2 złr. w. a., półrocz­

nie 1 złr. w. a.

B o g a , d zieci, Boga trzeba, Kto chce syt byd sw ego cbleba.

Polska po swym upadku.

I. 0 Napoleonie, o legionach polskich i o .jenerale Dąbrowskim.

Niech będzie pochwalony Jezus C hrystus, mili braeia rolnicy! Czas płynie ja k woda, a czy to w szczęściu czy nie­

doli jednako mija dla ludzi. Oto już właśnie tego roku 70 lat calutkich minęło, ja k A ustrja, Prusy i Moskwa rozdzielili po raz trzeci pomiędzy siebie Polskę, tak że już z niej ani kęsa ziemi nie zostało swojego. Rozpowiedzieliśmy wam ju ż o wszy­

stkich królach polskich, ja k który po sobie następował, co każdy z nich zrobił dla ojczyzny naszej miłej i ja k i był dla Polaków, wypisaliśmy wam ja k to ostatni król polski Stanisław August zgubił Polskę i zaprzedał ją w obce ręce, ja k się dzielnie jeszcze potem bili Polacy za swoją ziemię, ja k pan naczelnik Kościuszko gromił Moskwę z kosynieram i, ale w końcu musiał uledz okrutnej przemocy i dostał się w ręce moskiewskie, jak potem Moskale pod okrutnikiem Suwarowem, swym jenerałem , mordowali w W ar­

szawie, i ja k też w końcu samym, aż się serce krwawi na samo

wspomnienie, w roku 1795, dnia 26 kwietnia resztkę Polski

rozebrali sąsiedzi pomiędzy siebie!...

(6)

Otóż teraz, kochani bracia, opowiadać wam będziemy, co się działo w Polsce po jej upadku. Mamy zaś nadzieję, źe wszystko to, co wam tu o naszej kochanej ojczyźnie wypiszemy, czytać będziecie z chętną uwagą i brać będziecie sobie do serca jej dzieje, aby z was każdy w iedział, ja k ą dolę i niedolę prze­

chodziła róźnemi czasy ta ziemia św ięta, na której jego dziadowie i pradziadowie żyli i kości swe złożyli, i na której każdy z nas także spocznie kiedyś na w ie k i!...

Choć Polska straciła swą wolność, swych królów i swój rząd własny, to przecież nie zginęła jeszcze i nie zginie nigdy, skoro kochać ją będziemy w cnocie i wzajemnej miłości, bo Pan Bóg nie dopuszcza, aby narody marnie ginęły ze świata!

To też po ostatnim rozbiorze P o lsk i, choć w niejednem nie­

szczęściu i nie pod jedną k lę s k ą , Polacy zostali Polakami — a Pan Bóg chociaż Polskę pokarał, to ją przecież nie opuścił na zawsze. Pokarał Pan Bóg Polskę, ale jeszcze srożej pokarał tych ludzi, co ją zdradzili haniebnie, choć sami byli Polakami.

Wymierali ci zdrajcy powoli, a sumienie ich srodze drę­

czyło. Adam Poniński, co przy pierwszym rozbiorze zaprzedał Polskę Moskalom, potłukując się z kąta w k ą t, umarł w W ar­

szawie u swego dawnego sługi za piecem , który mu z miło­

sierdzia od czasu do czasu łyżkę strawy podał. Insi ludzie ze zgrozą odwracali się od Ponińskiego, a nawet nieprzyjaciele Polski, ja k im się już na nic nie zdał, gardzili nim i grosza mu na życie nie dali. B ranicki, co w Targowicy zdradził oj­

czyznę, spijał się ja k niestworzenie, a po pijanemu rw ał się do szabli i rąbał M oskali, za co po trzeźwemu suto im złotem sypał. Umarł wśród takiego opilstwa między Moskalami. Jego kam rat podły, Szczęsny Potocki, nigdzie pokoju znaleźć nie mógł, dostał też mankolji z której umarł, a powiadają iż mu to ztąd przyszło, że raz z daleka usłyszał ja k lud ruski w jego własnej wsi śpiewał piosneczkę, która się zaczynała:

P a n ie P o t o c lu , W ojew ódzki sy n u , Z aprzedałeś P o ls z c z ę , L it w ę , U k rain ę.

Kościuszkę car moskiewski kazał wypuścić i darował mu

wiele pieniędzy. Ale skoro jeno Kościuszko był za moskiewskim

k rajem , odesłał mu te pieniądze nazad, nie chcąc plamić swoich

(7)

przeczystych rąk tym groszem. Pojechał do Ameryki, gdzie go z otwarłem sercem przyjęli i prosili, aby przyjął m ajątek za przysługę, którą oddał ich ojczyźnie. P rzyjął Kościuszko ten dar od wolnego ludu. Ale nie był to już ten dawny Kościuszko, młody i wesoły, jeno smutny i strapiony po stracie drogiej ojczyzny, wszędzie mu ciężko i tęskno było. Jeździł więc z miejsca na m iejsce, aż przyjechał do Szwajcarji i tam osiadł.

Tymczasem Polacy nie przestali kochać swej Ojczyzny i pracować dla jej wybawienia. W szyscy jeno myśleli a myśleli, jak b y to jej pomódz w upadku. Zaczęli się więc jedni skupiać na Turecczyźnie ku polskiej granicy, aby ja k czas po temu będzie, zbrojno wejść do kraju. Zebrało ich się tam do 3 tysięcy.

Inni znowu przedzierali się do F rancyi, gdzie była pod ten czas w ielka rewolucja, a Francuzi swego własnego króla z tronu zrzucili i stracili. Z tej przyczyny inni królowie wydali wojnę F ra n ­ cuzom, a Francuzi zaś, aby mieć dobrą pomoc, pozwolili Polakom zbierać się z bronią w ręku, i te polskie wojska nazyw7ały się legjonami. Francuzi bili się w tedy z Austrjakami we Włoszech, a dowrodził tam nad nimi jenerał -Napoleon Bonaparte, który później został sławnym cesarzem francuzkim.

Owoź kiedy się to dzieje, zaczęło się zbierać wojsko pol­

skie nazwane legjonami. W łaśnie Prusacy wypuścili z więzienia polskiego jenerała H enryka Dąbrowskiego. Sam król pruski miał wielką ochotę żeby on został w jego wojsku, i mówił Dąbrow skiem u: „Nie masz teraz 0jez}7zny, to służ u mnie".

Dąbrowski mu na t o : „D obrze! Ale niech będzie 30 tysięcy polskiego w o jsk a!“ Król pruski się skrzyw ił, a Dąbrowski nie mając już za czem czekać, ruszył do Paryża. Bardzo nim się tam Polacy ucieszyli i kazali jechać do Włoch do jenerała Napoleona, żeby się z nim naradził o to wrojsko polskie, i żeby nad tem wojskiem został jenerałem.

Zajechał Dąbrowski szczęśliwie do W ło ch , a zaraz też w'ojsko polskie zaczęło się koło niego zbierać, a miało na swo­

ich chorągwiach polskie orły z napisem: „Ludzie wolni są sobie braćm i".

Zebrało się to wojsko polskie na same trzy króle 1797.,

a zatem przeszło w dwa lata po wojnie kościuszkowskiej. Zbie­

(8)

gali się do legjonów Polacy ze stron wszystkich. Zaraz też prawie było pięć tysięcy żołnierza, a w niedługim czasie przy­

rosło go do ośm tysięcy. Znalazł się też i jenerał Wyszkowski, co nie chciał przysięgać Moskwie, i bił się przez długie lata dzielnie w legjonach, aż nakoniec poległ, a imię jego po dziś dzień ludzie ze czcią powtarzają.

Wysłano też zaraz legjony na wojnę, bili Polacy ja k Bóg przykazał, aniby spisał wszystkich miast i fortec, co naodbie- rali, u zawsze sobie myśleli: źe ja k oni teraz Francuzom , to potem Francuzi im dopomogą. Ale jakoś wojna się przeciągała, Polakom się do Ojczyzny dłużyło, więc Dąbrowski powiada jenerałowi Napoleonowi, że Polacy chcą się podemknąć pod granicę i przerżnąć do Polski. Napoleonowi niekoniecznie to było na rękę, już to, że mu było żal stracić tak bitnego żoł­

nierza, a gdyby do Polski puścili Dąbrowskiego toby się wojna jeszcze przeciągnęła. Odpowiedział więc Napoleon, żeby jeszcze Polacy cierpliwie poczekali, że przecież przyjdzie kolej i na ich Ojczyznę, ale teraz jeszcze nie czas i Polacy bardziejby sobie tem zaszkodzili, niż dopomogli.

Źle się też powodziło i Polakom na T urecczyżnie, wpadli oni do P o lsk i, ale ich tam zaraz w ygnali, a od tego czasu tak Moskal nastawał na nich u cesarza tureckiego, że ten im n a ­ kazał opuścić swoje kraje. W szyscy też poszli do legionów, gdzie po tylu bitwach niemało żołnierzy ubyło, bo Francuzi wojowali wtedy po wszystkich końcach świata, a nawet tam za morzem w E gipcie, dokąd to uchodził św. Józef z Najświętszą Panną i dzieciątkiem Jezus przed okrucieństwem Heroda. W y­

słali oni tam okrętami wojsko pod jenerałem Napoleonem, a

ja k tylko Austryacy nie czuli Napoleona we Włoszech, to zaraz

zgromadzili wojska co mogli i poczęli bić Francuzów. Polacy

prawie wszędzie szli na pierwszy ogień, ginęli też nie raz ty ­

siącami, ja k to było pod miastem Magnana, gdzie jednego dnia

poległo Polaków do dwóch tysięcy. Znosili jednak wszystko

ochotnie, spodziewając się, że ja k oni swoją krw ią okupują

wolność obcych narodów, tak przecież te narody kiedyś przyjdą

na pomoc znowu ich ojczyźnie. Umierali więc Polacy na

(9)

włoskiej ziemi z gorącej miłości ku ziemi polskiej. W tenczas to zaczęły legiony śpiewać tę śliczną piosneczkę:

M a rsz, m arsz D ą b r o w sk i, Z ziem i w łoskiej do P o ls k i, Z a tw oim przew odem

Złączym się z narodem .

Roku 1799 Francuzom bez Napoleona, który jeszcze wo­

jow ał w Egipcie, szło bardzo ciężko, bo znowu wszyscy królo­

wie wielkie wojsko zgromadzili i prowadzili na Francję. W y­

prawi! też na nich swoje wojska i car moskiewski pod owym okrutnym Suwarowem, co wyrżnął P r a g ę , i z nim bili się Po­

lacy na włoskiej ziemi po wiele razy. Padali Moskale od pol­

skich kul ja k muchy, bo gdzie jeno nasi ich spotkali, bili się do upadłego. W idząc to franeuzcy jenerałow ie, nie mogli się Polaków dosyć nachwalić, stawiali ich za przykład swoim żoł­

nierzom i mówili: ja k się to stało, żeście waszej Polski nie wybili? Ale żołnierz polski bywał w boju nieledwie codziennie, ubywało go więc niemało i zaledwie połowa z legionów została.

A do tego doskwierała im też i nędza, gdyż nie mieli ani ży ­

wności ani odzieży ja k należy, bo Francuzi nie płacili im ze

swego skarbu żołdu, że to do ich wojska nie należeli. Wło- chowie dawali im póki m ogli, ale potem kraj zniszczony wojną nie miał i czem płacić.

Powrócił nareszcie jenerał Napoleon z E giptu, zaraz też Dąbrowski ruszył do Paryża. Przyjęli Francuzi tak odważnego i mądrego jen erała, ja k D ąbrow ski, z w ielką czcią i wzięli wszystkich Polaków na swój żołd. Poszło więc reszta legionów do F ra n e y i, a przyrosło ich znowu z Polaków, co przyszli z mo- skiewskiem i austryackiem wojskiem do Włoch.

Od roku 1800 legiony polskie Francuzi uważali za swoje wojsko, i ani chcieli słuchać, żeby legiony na swoją rękę wojnę w Polsce rozpoczynały. Polacy znieśli i to w nadziei, że F ra n ­ cuzi za tyle krwi przelanej raz przecież pomyślą o uwolnieniu ich ojczyzny.

Jenerał Napoleon zaledwie zdążył zebrać 40 tysięcy wojska

i z tern wyruszył do W łoch, gdzie stało nieprzyjacielskiego

300 tysięcy, ale Napoleon nie p y ta ł: wielu ich tam, jeno gdzie

(10)

Potem napisał warunki pokoju, na które co prędzej przystali.

N a to wszystko serce Polakom z żałości się k rajało , bo o ich nieszczęśliwej Ojczyźnie, ani słów ka, choć polska krew jeszcze się obok francuzkiej kurzyła.

Zmiarkowali to Francuzi ten żal Polaków, i bojąc się, aby sobie sami nie wymierzyli sprawiedliwości, porozdzielali ich w rozmaite strony świata. A tak jednych zatrzymali we Francyi, drugich posłali do W ło ch , a trzecich na jedne bardzo daleką wyspę na morzu, co się nazywa San Domingo, czyli wyspa św. Dominika. Kazali im się tam bić z Murzynami. Ale że na tej wyspie tak gorąco, ja k w piecu od chleba, więc kto się tam nie urodził, to mu ciężko i w yżyć, dla tego też z tych kilku tysięcy Polaków, co tam posłali, ledwie setny wrócił. Oj szafowali tą krw ią polską F ran c u z i, że ja k człowiek rozpomni, to doprawdy mógłby im nię darować!

!S ■» 4

d

"mw s * 9

jak się lud krakowski wybierał z panem naczelnikiem Kościuszką na wojnę.

U ło ż y ł T e o fil L e n a r to w ic z .

N ie p rzem ienić co m in ę ło , nie w ydrzeć z p a m ięci, Choćby człow iek rad zap om n ieć, wraca m im o chęci.

T y le czasu p rzem in ęło , mój ty m ocny B o że!

P łu g zaorał lu d zk ie k ości a serca nie m oże...

Cud praw dziw y, w sta ją dziw y, podnoszą się z z ie m i, I to słońce R a cła w ick ie św ie c i się nad niem i.

J a k przed la ty ja s n o , k r a sn o , w polu u r o c z y śc ie , W y r a s ta ją dawne cza sy , ja k w iosenne liście.

M łoda w iosna n iesie k r o s n a , św ie ż ą traw ę m ięk k ą , K on w alije i lilije d zierzga z ło tą r ę k ą ;

C iep ły w ietrzyk jej pom aga, w iejąc od zachodu,

K w ia t się w d zięczy, pszczoła brzęczy, b ę d z ie ż , b ędzie m iod u ! W o d a w z b ie r a , radość szczera w p iersi lu d zk ie w ch od zi;

P r z e z m okrzydły b iało sk rzyd ły n asz gospodarz brodzi.

Coś to b ę d z ie , coś to b ę d z ie , p ro sty naród gw arzy;

W cześn ie ła to z a w ita ło , m oże B óg co zdarzy.

(11)

7

Jędrzej stary, bardzo sta ry , co po nocach s ia d a ,

I w ciąż słu ch a zk ąd w ia tr d m u ch a , znów o P o lsce gada.

C oś go dręczy ja k b y zm ora zrana do w ie c z o r a , 0 północy budzi lu d z i, do w staw an ia p ora!...

P rzez trzy la ta nic nie p raw ił, barciam i się baw ił, T eraz b arcie p o zo sta w ił, a kosę opraw ił.

G dy m łódź p lą s a , dziad p o trzą sa głow ą siw o w ło są , 1 n iem iaszy w zrokiem stra szy , b iały ja k śm ierć z kosą.

B ą k i bębnią w r o k ic in ie , z góry w oda p ły n ie , A starem u śni się w g ło w ic , że bęb n ią w dąbrow ie.

N a krzyk p tasi w ola B a s i , w polu za śp iew a n ej:

— Słuchaj je n o , pono nasi b iją w tarabany.

N ik t nie w ierzy ojcu z r z ę d z ie , w kraju cicho w szęd zie;

P r z e c ie ż serca p rzy ta k u ją , jed n a k coś to b ę d z ie , B o co dziecko się urodzi — k rak ow iaczek c z y s t y ; B o co owca się okoci — baranek w ełn isty . A na cóż się chłopcy r a d z ą , je ś li nie na w ojn ę?

Z ta k ą rzeczą po w si chodzą kum y niespokojne.

I tak d zień po dniu p rzem ija , słoń ce się w y b ija : A czy ujrzy oko c z y je , ja k się kraj w y b ije?

M oże też to w szystko b a ś n ie , lu d zk ie m ow y p r ó ż n e , Z ło te baśnie d ziecię p lecie, jak to k w iecie r ó ż n e . . . O j ! nie w szy stk o próżne m ary, co się człeku m arzy, P rzy p ły n ęły trzy g alary krakow skich w ęglarzy, P rzyp łyn ęły trzy galary, na nich lu d zie c z a r n i,

L ecz gdy w sercu tw ym nie czarno, k ’sobie ich przygarnij.

P rzy p ły n ęli z dobrą w ie ś c ią , ja k bociany z w io s n ą , A ludzio się p rzy słu ch u ją , aż im serca rosną.

I porosły im tak s e r c a , że aż p ierś rozparły, R a d e by już w ysk oczyły, rade się w ydarły.

N ad ob sza rem , rankiem szarym w chodzi ja sn a zo r z a : Zorza w schodzi z po za ś w ia t a , K ościu szk o z z a m orza.

P ta k sz c z e b io ta , zorza z ło ta p ob u d ziła p ta k i, A K ościuszko budzi l u d z i, k rak ow sk ie w ieśn iak i.

I b yło tam ludu w iele przed panną M a ry ją , T rąby g r a ją , serca t a j ą , str a ż e w bębny b iją;

A pośrodkiem z licem s ło d k ie m , ja k chłop ek p o śle d n i, P o la k d zieln y, w ódz n aczeln y, za nim ludzie biedni.

I p rzy sta n ą ł przed k ościołem i p rzy sią g ł się B o g u , Że nam w szy stk ie krzyw dy n a sze odbije na wrogu.

P r z y się g li mu p osłu szeń stw o na tę B ożą m ę k ę , W szy scy zgodnie na starszeń stw o w yciągn ęli rękę.

(12)

P o d p isa li K rakow iany, radne p an y s t a r e , I chłopi się zap isali krzyżem na ofiarę.

I zadzw onił na W a w elu sta r y Z ygm u n t z w ieży;

N iew strzy m a n y , rozm achany g ło s po kraju bieży.

R o s i , r o s i , w ia tr roznosi radość n ie p o ję tą ;

D zw on potężn y, lud p rzysiężn y, w P o lsc e w ielk ie św ięto.

B odajże w a s , b o d a j, b od aj, w ęg la rze! w ę g la r z e ! Z a to z w am i K rakow ianka potańcuje w parze.

S e r c e bije n ie c ie r p liw ie , to g r o ź n o , to r z e w n ie , L a d a r a n ie , na p ow stanie przyjdzie rozk az pew nie.

A lb oż nam to na p a ń sz c z y z n ę , albo na o d r o b e k , W sz a k to bracia za ojczyzn ę! w oła ojciec Sob ek . P osprzedajm y w oły z w o z e m , sp rzęty i p od u szk i, A ruszajm y za obozem naszego K ościu szk i.

K ow alczyk i ognia k rzeszą , aż się djabli c ie s z ą ; P rzy cią g n ęli wóz ok u ty ze sta r ą lem iesz ą . T akiej pracy, K rakow iacy, P o lsk a nie p a m ięta ; K ow al k u je , nie ż a r tu je , k u ją k o w a lęta .

S z y n a s z c z ę k a , g n ie s i ę , p ę k a , kow ale się p o c ą , Co r o zp a lą , cią g n ą , w a lą , m łotam i ło m o c ą : Ł u p u c u p u , raz po r a z ie , pot z a le w a oczy.

T o m łot grzm otnie po ż e la z ie , to isk ra odskoczy.

P rzez dzień ca ły biją m łoty, odpow iada b ło n ic;

Jedni kują kosy, groty, drudzy k u ją konie.

G osp od arsk ie konie d ziarsk ie od wozu o d p r z ę g li, A w ęglarze n oszą wory laryszow sk ich w ęgli.

H ej b o c ia n ie , ty b o c ia n ie , ty m oja pociech o!

S to is z ci ty dum ający, nad w ieśn iaczą strzech ą ; S to is z ci ty , ptaku m iły, od zrana do zm ierzch u , P ow ied z że m i , p rzy ja cielu , co tam w idać z w ierzch u ? M ądry B ociek m yśli d o c ie k ł, w ejrzał na w sze strony.

Zm rużył o k o, i szeroko rozw arł dziób czerw ony, G ardło w ygiął z całej sity i począł k o ła ta ć , A ż się w zięli w szyscy ludzie i bociany z la ta ć : M aszeruje p olsk ie w ojsko prosto do w ia tra k u , C zerw ienią się chłopskie czapki . jakby n a sia ł m aku.

J e d z ie , jed zie nasz K o ściu szk o, pod nim konik s iw y ; Co n a czeln ik , to n a czeln ik , to ju ż nasz prawdziwy.

P o lsk a dusza w pólskiertl ciele i w p olskiej su k m a n ie, J e d z ie , w iedzie na M oskali krakow skie p ow stan ie.

(13)

_ 9 _

A lad z a nim z przyśpiew aniem ja k p szczoły za m a tk ą , N ic za ło ż y chłopu drogi ju ż żadną rogatką.

N a w ojenkę kosa w r ę k ę , k o b ia łk a przez r a m ię , A na p iersi w im ie O jca p rzen ajśw iętsze znam ię.

I niech teraz deszcze le j ą . niechaj sy p ią grady, C hłopi g rzm o cą , dniem i n o c ą , bo ju ż nie m a rady.

N ik t nie zgadnie co p rzy p a d n ie, s iła ludu p a d n ie ; C zyja k osa nie tk n ie p r o sa , co m u w schodzi ład n ie.

N ik t k alectw a nie n a g r o d z i, ni w iek u n ie d o li, T y lk o ć że to za ojczyznę i rana nie b o li, I to szczudło nie za c ię ż y i torba d z ia d o w sk a , K to w z ią ł rany, ten kochany, na tym ręka b o sk a !

B u ty Sobka Bzclręgi.

Zdarzenia prawdziwe.

W m iasteczku, niedaleko Częstochowy, był jarm ark w wi­

gilią św. M ichała, wielki ja n p a rk , bo kto mógł to na nim w zimowe opatrywał się potrzeby. To też i wiele tam zawsze kożuchów, butów i ciepłych czapek nasprzedawano.

Na ten jarm ark św. Michała wybrał się więc i Sebastyan Bzdręga. Kożuch miał doskonały jeszcze od przeszłej z im y , a czapkę kupiła mu żona w Częstochowie już przed tygodniem, ależ potrzebował butów.

Rynek i bliższe ulice natłoczone były ludem, a i czapki moskiewskie uwijały się tu i owdzie: mizerne żołnicrzyska, po większej części wzrostu m ałego, chude, czarniawe i brudne.

A jeno im tak ślepie latały , ażeby co ukraść. Biedne to stwo­

rzenie, mój B o że! Zmizerowane, zgłodniałe, a pędzone z zrniej- sca na miejsce ja k bydlęta. Ale są i wielkie filuty pomiędzy nimi, byle tylko co porwać: kradzież u nich nie jest grzechem.

Bzdręga wybrał sobie buty z doskonałej skóry juchtowej, wysokie aż po kolana, dostatnie, z podeszwami prawie na palec grubemi Musiał też za nie zapłacić złotych czternaście i pół.

Ale dał je chętnie, bo nigdy jeszcze tak dobrego nie miał obuwia.

Wzuł je też zaraz i paradował w nich po mieście, zawiesiwszy

stare na ręce, związane kawałkiem postronka. W stąpił potem

(14)

z kumem Jadamem Sroką na l a m p e c z l c ę d o Dylewicza szynku na ro g u , i poczęstowawszy się doskonałą anyżów ką, zakąsiwszy kołaczem i wędzoną kiełbasą z czosnkiem, uściskali się i uca­

łowali, pośpiewali sobie nawet trochę, bo Bzdręga miał się ku domowi: by jego kobieta nie krzyczała na niego, że się za długo wałęsał. Jadam wszelako jeszcze sobie na ławie zasiadł, bo i kum drugi znalazł się zaraz.

Szedł sobie Bzdręga przez ulicę podśpiewując chwilami i machając sękow atym , bo na sercu wesoło mu b y ło , zwłaszcza też, gdy sobie spojrzał na nogi i na równe popatrzał buty.

Za nim szło dwóch szarków moskiewskich i chciwie także patrzali się na one buty, czyniąc sobie znaki jakieś.

Bzdręga wyszedł z miasta i skręcił ze żwirówki ku wiosce swojej. Słonko też już miało się ku zachodowi.

Widać wszelako było, że musiał przynajmniej jedne lam- peczkę jeżeli nie dwie za nadto wychylić u Dylewicza na rogu, bo mu coś tam ociężała głowa i niby senno mu było. Docho­

dził też właśnie do jakiegoś folwarku: za stodołą zieleniała murawa, gęsto gdyby puch, stało i wierzb pare i krzewiny tar- niowe, a żywej stwory nigdzie nie u jrzał, tu więc rzucił kij sękow aty, położył się na mięciuchnej murawie poza ta rn in ą , a stare buty podetknął sobie pod głowę. Chciał przedrzemnąć się trochę, zamknął oczy, ale jakoś.sen nie przychodził. Po chwili nadeszło dwóch Moskali. Bzdręga zerknął na nich, ale udawał że spi. Jeden z nich trzymał garnuszek w ręku, drugi niósł rydel.

Gadali coś tam pocichą. Pierwszy wskazał drugiemu kamień pod wierzbą, a drugi przykiwnął głow ą, odwalił kamień i kopać zaczął. Pierwszy brzękał czemś w garnku i liczył.

Bzdręga z erk n ął, że aż głowę trochę podniósł: szarek liczył pieniądze! Oj, psia w iara, znać je ukradł komuś na jarm arku.

"Wtem ten który kopał, obejrzał się jakoś i zobaczył leżącego za krzakam i chłopa. W skazał go drugiemu i szeptać sobie poczęli. Mówili po moskiewsku, ale Bzdręga wszelako ile dosłyszał, tyle i zrozumiał, bo już nieraz ich nasłuchał się mowy.

— On spi — wymówił jeden.

(15)

— Kto to wie! Może tylko udaje. A nużby nie spał i widział...

— Spróbujmy.

— A ja k ?

— Budźmy go. A jeżeli się obudzi, to my w nogi, i za­

kopiemy gdzieindzie.

— Schowaj no tymczasem dzięgi.

Bzdrędze aż ślina szla do gęby.

Przysunęli się do niego. Zaczęli krząkać, kaszleć, ten po­

ciągnie go za rękę, ten potrąci o nogę — ale Bzdręga powie­

dział sobie: „Nie głup im !“ — i spi, jak za najlepszych czasów.

— On pewnie spi — wymówił znowu jeden.

Bzdręga zachrapał troszkę.

— Ale kto wie! I okradłby nas potem.

— To ściągnijmy mu buty, a jeżeli się nie zbudzi, to niechże sobie spi, a my dalej do roboty.

, Bzdręga spał jak zarżnięty. Szarki przyklękli i pochwycili

go za nogi. ,

Bzdręga ani drgnął — a śmiał się w duszy.

— Dalej! N u ! - - jeden ściągnął jeden, a drugi but drugi.

Bzdręga spał niby smacznie.

— Połóż buciska. Idźmy!

Słyszał, że coś tam jeszcze szeptali, a potem odeszli.

Po chwili Bzdręga otwiera oczy i zerka ku wierzbie i szarków nie było. Podnosi się — patrzy •— nigdzie nie masz nikogo. Patrzy gdzie buty? — a butów nie masz! — Poryw a się na równe nogi, biegnie, w oła, krzyczy, przeklina — H o, ho!

Szarki z butami już, Bóg wie, gdzie!

Na świeżej murawie leżało tylko stare garnczysko i sko­

rup parę.

Bzdręga zaklął wszystkimi wciurnastami ale i cóż było robić? co począć? Gdzież było szukać złodziei? Gdźic na nich sprawiedliwości ?!

Pokiwał głową — i aż zabeczał nad stratą doskonałych butów, które go kosztowały czternaści złotych i pól! W ciągnął stare buciska, i ja k zmyty polazł do domu.

Oj nieszczęsne, nieszczęsneż były te lampeczki u Dylewi-

cza na rogu!

P. Wil.

1 1

(16)

O polepszeniu łąk.

Ł ąk i wydające obfity sprzęt dobrego siana są prawdziwym skarbem w gospodarstwie. Ł ąk i po dolinach, nad rzekami, strumieniami i jezioram i są obfitem źródłem do utrzymania bydła w pomyślnym stanie. Ł ąk i po wyzinach i pagórkach mniejszy pożytek wydają. Suche łąki lepiej pod pług przezna­

czyć a na polu założyć trwałe łąki z koniczyny i trawy mie­

szanej. Z polepszeniem gospodarstwa polnego powinno koniecznie polepszenie łąk ściśle być połączone. Lecz przypatrzywszy się zblizka, ja k daleko włościanie przez ulepszenie i pielęgnowanie doprowadzili swoje łą k i, tedy z boleścią wyznać trzeba, że we wielu miejscach nic nie uczynili dla tak ważnej i niezbę­

dnie potrzebnej gałęzi gospodarskiej. Wiele łąk widziałem w tak korzystnem położeniu, że gdyby właściciele mało wydatku i cokolwiek ręcznej pracy poświęcili, uzyskaliby wybore łąk i, a przecież tego dotąd nie uczynili. Często woda znajduje się blisko i służyć może do zraszania lub oblewania łą k , więc wy­

prowadzeniem jednego rowu łąkaby się bardzo znacznie polepszyła.

Położenie łąki powinno być ta k ie , żeby traw a na niej miała dostateczną wilgoć, choćby deszcze nie padały i rosy brakowało.

Ł ą k a powinna być równa w całej rozciągłości, bo na taką słońce pomyślnie działa i sprzęt siana wygodnie się odbywa.

Jeżeli brak wilgoci, tedy łąka powinna według potrzeby dać się oblać wodą i znowu osuszyć przez jej spuszczenie. Dobra łąka powinna mieć takie położenie, żeby zbyteczna woda, ja k przybyła tak też odpłynąć mogła. Jeżeli łąka nie ma takiego położenia, to powinna mieć spód przepuszczalny, a skoro tego nie masz, tedy przez bicie rowów trzeba tej niedogodności za­

radzić. Wolne wzbieranie wody na łąkach i wolne opadanie jej jest ważnym przymiotem dobrych łąk. Na dobrej łące nie powinny się znajdywać: kamienie, krzaki, mech, chwasty i ro­

śliny trujące; również kępy, mrowiska, kretowiny i doły. Na dobrej łące powinny wszystkie rośliny równo rosnąć i w jednym czasie kwitnąć. Na dobrej łące powinna rosnąć traw a "wierz­

chnia, to je st taka, która ma źdźbła kolankowate ja k na przy­

kład tym oteuszka, piernata i t. p. i traw a d o ln a , to je st taka,

(17)

która ma. wiele drobnych listków ja k np. wyka ptasia, nostrzyk pospolity itd. Natenczas sprzęt dobrego siana może być bardzo obfity. Żeby powiększyć sprzęt s ia n a , należy łąki gnoić kom­

postem i popiołem. Najtańszym gnojem na łąki jest niezawodnie woda, a oraz jest najskuteczniejszą do ulepszenia i pomnożenia trawy, szczególniej, gdy ze sobą sprowadza wiele części mierz­

wiących ; lecz szkodliwą być może wtenczas, jeżeli się jej nie roztropnie użyje. Dlatego bicie rowów tak urządzić trzeba, żeby najbliższą drogą sprowadzić wodę na łąki do oblewania, lub zraszania, i znowu przy spuszczeniu ja k najbliższą drogą od­

prowadzić. Lecz wprzódy trzeba łąkę do tego przysposobić, to je st wszystkie górki zniżyć i kotliny w yrów nać, bo w takich zbiera się woda i traw a wygnije, a rosnąć będzie sitowie, zaś na górkach w yschnie, dla braku wilgoci. Na wyniosłych m iej­

scach zerzyna się d a rn a , odkłada na bok, a ziemię zwozi się w dołki, udepce mocno i znowu zerżniętą dam ę kładzie się na miejsca gołe. Kretowiny stare, kępy i mrowiska zbierają się łopatą, nim trawa rosnąć zacznie. Obwodnianie łąk wydaje wielkie i pewne korzyści, które powinny gospodarzy zachęcić do większego rozpowszechnienia takiego ulepszenia, niż się to dotąd uczyniło. Obwodnianiem łąk tępi się wiele szkodliwych zwierząt ja k ; myszy, kretów, pondraków i m rówek, jako też mchu i chwastów lubiących suchość. Każdy gospodarz powinien swoje łąki ulepszać, do czego posłuży mu czas późnej jesieni, lub zimowry, o ile powietrze jest sprzyjające, bo w tym czasie najmniej potrzeba w gospodarstwie ręcznej pracy.

J a k wasze łąki zrównacie i odpowiedniemi rowami zaopa­

trzycie, a wody będzie w pobliżu podostatkiem, tedy będziecie mogli małą ilością wody łąki oblewać, co się zowie zraszaniem.

Zrasznie łąk jest to najwyborniejszy sposób dla gospodarza,

gdyż nie troszczy się o wpływ powietrza, nie oczekuje w czasie

posuchy deszczu, bo jest w jego mocy trawę otrzeźwić mokro-

ścią w tej chwili, kiedy największy skw ar dopieka. Zraszaniem

naj nieurodzaj niej szą łąkę można na żyzną zamienić. Na wiosnę

rychło można zacząć zraszać łąki wtenczas, kiedy przypływająca

woda zawiera wiele gnojnych części. Jednakowoż po odtajaniu

mrozów sucho otrzymują się łą k i, a rozpoczyna się zraszanie

(18)

ja k już ciepło i traw a rosnąć zaczyna. Jeżeli jest zimno i wiatry panują, trzeba się wstrzymać od tej roboty. Latem zraszają się łąki ta k , żeby trawa miała dostateczne ciepło i wilgoć. Jeżeli zaś jest czas wilgotny, tem mniej, a im większa susza panuje, tem częściej zraszać trzeba. Jeżeli deszcze padają, wcale się nie zrasza. N agła odmiana ciepła i zimna szkodzi traw ie, więc też nie należy podczas wielkiego upału wody,* ani wpuścić ani spuszczać, tylko pod wieczór, lub rychło rano. Na dwa tygodnie przed koszeniem łąk ustaje zraszanie. Po sprzęcie siana za dwa tygodnie znowu się rozpocznie, które należy po- powtarzać, aż do sprzętu potrawu. Jeżeli na łące rośnie wiele rozmaitej koniczyny, nie trzeba długo wody na niej zostawiać, żeby ze zbytniej mokrości nie wymarnowała się. Jeżeli spód łąki jest piaszczysty, lub pulchny a tem samem przepuszczalny, można łąkę taką dłużej trzymać pod wodą, aniżeli gdy grunt jest spoisty. Jeżeli powietrze je st wilgotne, można wstrzymać zraszanie. Im mniejszy mają łąki sp ad e k , tem króciej powinna woda się trzymać na nich. Bezprzestannie nie można łąk zraszać, lecz trzeba je też sucho pozostawiać, gdyż potem nowe zrosze­

nie tem lepiej skutkuje. Jeżeli zraszanie ma być pożyteczne, powinno się tak odbywać, żeby cała łąka równo była wodą oblana. Ł ąk i kwaśne zamulone można mocniej wodą oblać, gdyż ona wypłócze zgniłą wilgoć i wytępi mech.

D rugi sposób ulepszania łąk je st zalewanie wodą na dłuższy czas. T a k ja k już powiedziane o przysposobieniu łąk do zra­

szania, tak też i do tego powinny mieć płaszczyznę równą, jako też rowy i śluzy. To urządzenie powinno być takie, żeby nietylko woda zalała całą łąkę, lecz ta k ż e , żeby potem z łatwo­

ścią spuścić ją można. Tego sposobu zalewania łąk używa się na jesień , albo tylko na wiosnę, skoro mrozy rozpuszczą, a woda wtenczas dopiero spuści się czyli odprowadzi, jak już trawa rosnąć zacznie i przymrozków nie spodziewamy się. Jeżeli później mają się łąki z a la ć , tedy -wodę na nich krótko trzymać wypada. — Podając te pożyteczne uwagi dla wieśniaków, po­

myślałem sobie, źe mało będzie takich, którzy uznają prawdę

tego i wezmą się rączo do polepszenia łąk i pomnożenia sobie

dobrej paszy. Daleko więcej będzie ta k ic h , którzy tego nie

(19)

uznają i na uniewinnienie swojej niechęci powiedzą ja k zwyczaj­

nie: Ktoby tara podług1 xiążki gospodarzył! nasi ojcowie, dzia­

dowie i pradziadowie tego nie ro b ili, a chleb jedli.

Oto krótka odpowiedź. Wiele my robić musimy, czego nasi ojcowie, dziadowie i pradziadowie wcale nie robili, a cze­

muż nie mamy tego robić, z czego możemy mieć widoczny pożytek? Jestże to dobre przypatrywać się z zalożonemi rękoma, ja k ulewne deszcze spłókują gnój z pola, unoszą go przegoni- cami, drogami i rowami do rzeki i strumieni, a te uprowadzają najlepsze części pokarmowe dla roślin, które potem służą ry ­ bom za pokarm , a tymczasem niejednego gospodarza bydło cierpi niedostatek latem i zimą!

_ _

15

r ó ż n o ś c i .

O s z u ś c i. W Poznaniu szed ł sobie u licą jeden pan, a tu żebrak kulaw y prosi go i m o le stu je , żeby mu dał jałm użnę. P an wyjm uje złotów k ę i daje żebrakow i.

— N a d to ś pan dobry, rzek ł mu ja k iś p iezn ajom y, że ty le dajesz tem u h u lta jo w i, który k alek ę u d a je , aby lu d zi oszu k a ć; tak on dobrze chodzi ja k j a , pozwól m i pan na m om ent

swej la s k i a zaraz to okażę.

W tern bierze la s k ę ze z ło tą g a łk ą od pana i goni za onym niby k alek ą, k tó ry w sam ej rzeczy ok azał się zd ro ­ wym i dał drapaka. Obadwaj w krótce zniknęli. C zekałci pan je sz c z e czas n ie ja k i, czy mu nie p rzy n iesie na- p ow rót on niezn ajom y jeg o lask i ze z ło tą g a łk ą , ale napróżno.

'

i

S tu d e n t i z ł o d z ie j . R azu jednego w szed ł złodziej w nocy do m ieszk an ia

jed n e g o ubogiego stu d en ta i za czą ł sz u k a ć , coby m ógł ukraść.

— P różno się tru d zisz, mój p rzy ­ ja cielu , rzecze w tein stu d en t, ja we dnie nic zn aleźć n ie m o g ę, a ty ja k b y ś m ia ł co zn a leźć w n o cy ?

Co to s ą p i e n i ą d z e ? P ien ią d ze — je s t to m ły n , w którym by każden ch ciał m leć; rzek a w k tó rejb y się każden k ą p a ł; orzech , któryb y każden g r y z ł; ł ą k a , którąby każden k o s i ł;

suknia, w k tórąb y każden się s tr o ił;

k ę s e k , za którym by k ażden g o n ił;

m isk a , do k tórejby każden za sia d a ł;

k o ch an k a, którąby każden p oślu b ił;

k w ia t, któryby k ażden w ąch ał; d rze­

w o , któreby każden trzą sł.

R z a d k ie p r z y m i o t y p s a . P ew n a pani m iała fu rm an a, k tóry pił tylk o w ódkę i p iw o , i p sa k tóry p ił sam ą c z y stą w odę. Furm an u p ijał s i ę , a

(20)

p ies sied zą c zw yczajnie na k o ź le , po zn aw ał to n a ty ch m ia st. W ten cza s ja k gdyby m ia rk u ją c, że furman nie ma ty le p rzytom ności, aby w ołać na p rze­

chodzących w poprzek gościń ca, brał sam n a sieb ie ten ob ow iązek, i szczek ał przez ca łą drogę. R oztrop n ość zw ie­

rzęcia zastęp ow ała rozum człow ieka.

P ie s nigdy nie s z c z e k a ł, k ied y fu r­

man b y ł trzeźw y . Jego m ilczenie z a ­ sp ak ajało zupełnie p a n ią , k tó ra n ie ­ raz od w lek ła sw oją podróż lub w i­

z y t ę , i w ysiad ła z pow ozu, gdy p ies o zn a jm ił, że stan gret pijany.

P r z e b i e g ło ś ć lis a . P ew ien m yśliw y sto ją c długo u k ryty w g ęstw in ie lasu , b ył św iadkiem ta k ieg o wypadku. S ta r y i ja k się zdaw ało, b ieg ły w rzem iośle li s w y szed ł o strożn ie z lasu i za czą ł p rzypatryw ać się bardzo w ysokiem u pniu św ieżo ścię te g o dębu. W idocznie ja k a ś m y śl trap iła przeb iegłego lisa , gdyż k ręcił się u sta w iczn ie na w sz y ­ stk ie s tr o n y , m achał d łu gą k it ą , i o g lą d a ł się co ch w ila po za siebie.

N a g le od b iegł o k ilk a kroków od p nia i zm ierzyw szy go je szcze raz okiem , p o sk o czy ł ze w szy stk iej siły ku w ierz­

chołkow i. P róba u d ała się dobrze.

W y sk o czy ł od pierw szego razu na sam sz c z y t pnia, i sp ojrzał b ystro do koła P o tem zesk oczył chyżo na zie­

m ię i po raz drugi, tr z e c i i czw arty p ow tórzył ten skok, jak b y się ch ciał dobrze w yćw iczyć. P otem zerw ał się n a g le i zn ik ł ja k str z a ła w gęstw inie.

L ecz po krótkim czasie pow rócił sp ie­

szn ie, niosąc w zębach sp orą kłodę dębow ą. Z tym ciężarem ponow ił tę

sam ą sztu k ę sk ak an ia, a gdy ju ż po k tó ry ś raz w skoczył z równą ła tw o ­ śc ią na w ierzchołek, spuścił kłodę na z ie m ię , i p o zo sta ł na górze skulony we dw oje, z zw in iętą pod sieb ie k itą i w ychyloną naprzód głow ą. T ak l e ­ ż a ł całą godzinę bez n ajm niejszego ruchu. N a g le p odniósł lekko głow ę, a w tej sam ej chw ili z a szeleścia ło w g ę stw in ie , i w ielk a dzika m aciora z p ięcią czy sześcią m łodych w y su n ęła się z lasu . L is le ż a ł sp ok ojn ie, aż m aciora na kilka kroków z b liż y ła się ku jeg o stanow isku, potem jak strza ła sp u ścił się na d ó ł, p och w ycił w p r z e ­ locie jedno z w arch ląt, i now ym sk o­

kiem w rócił na sz c z y t pnia. B ied n y w archlak za k w icza ł co mu s i ł sta ło , M aciora obróciła się w ściek le i p rzy­

sk oczyła do pnia, jakgdyby go k łam i z korzeniem w yrw ać chciała. L ecz n iestrw ożon y lis rozszarp ał z n a jz i­

m niejszą krw ią sw oją ofiarę i zaczął j ą w oczach m atki sp ożyw ać. N a - próżno w sp in a ła się w górę w ściek ła m aciora, napróżno ryła ziem ię dokoła, 0 tw arde drzew o k ły w yszczerb iała.

L is k o ń czy ł spokojnie sw oją b iesia d ę, 1 czasem ty lk o spojrzał zło śliw ie na biedną m a t k ę , k tó ra po długich w y- silen ia ch w głąb lasu p ow róciła.

S a m o b ó jc a . W R yp ian ach w c y r ­ k u le Samborskim pew ien w ieśniak, co się napijał cią g le w ó d k ą , w yszed ł w ja sn y dzień na dach swej chaty, ob łożył się sło m ą i suchem i drańciam i i w szystk o to p odpalił. I ch a ta cała i on zgorzały do szczętu . C zego to w ódka nie m o ż e ! ..

Z drukarni odpowiedzialnego redaktora i w ydawcy: E. Winiarza.

(21)

B oga, d zieci, Boga trzeba, Kto chce ayt hyc swego chleba.

Tom XIII.

11. lipca

Wychodzi we Lwowie co 10 d n i, to jest 1. 11. i 21. każdego

m iesiąca

Kosztuje rocznie z przesyłką pocztową 2 złr. w. a., półrocz­

nie 1 złr. w. a.

Polska po swym upadku.

'i

II. O Polakach pod Napoleonem i o Xięztwie Warszawskiem.

Kiedy dzielni wojacy polscy, którzy byli w legionach, ginęli z winy francuzkiej marnie w obcych gorących krajach, zamiast tak ja k tego z duszy pragnęli, bić się za własną polską ziemię — to ów jenerał Napoleon doszedł do takiej sławy i po­

tęgi , że się ogłosił cesarzem francuzkim. Takto nieraz szczęście człowieka wywyższa na świecie. Ten Napoleon był za miodu chudziną, synem ubogich rodziców z małej wysepki Korsyki, i ano patrzcie, niezadługo z oficera został jenerałem a nareszcie zasiadł sobie na tronie cesarskim ! Ale choć mu Bóg tak pomógł szczęśliwie do monarszej korony, to on niewdzięcznik nie pa­

miętał o tem, aby Polaków za ich wierne usługi wojenne wy­

nagrodzić po słuszności. A byłoby mu to tak łatw o , jak b y pal­

cem kiw nąć, bo był wielki monarcha i wojownik ogromny, że aż cały świat prawie bał go się jak ognia!

Zabrakło nakoniec cierpliwości Polakom i umyślili Napo­

leona porzucić i sami o sobie radzić, kiedy na raz po całej

Francyi piszą i rozpowiadają, że tak długo na świecie spokoj­

(22)

nie nie będzie, dopokąd Polska nie zostanie w o ln ą, że trzeba o tera pomyśleć i to jak najprędzej.

Pewnieście ciekaw i, zkąd Francuzom tak prędko serce do nas urosło. Oto Napoleon miał mieć wojnę z królem pruskim , więc pomyślał sobie: niech Polacy zrobią u siebie rew olucją, to mi snadniej przyjdzie zbić Prusaka. Posłał więc do Kościu­

szk i, żeby on od siebie napisał do Polaków , aby się z F ran ­ cuzami łączy li, bo ju ż tą razą szczerze o nich myśli. Ale K o­

ściuszko widząc ile to razy Francuzi obietnicy nie dotrzymali, nie wierzył i teraz Napoleonowi, i pisania posłać nie chciał.

A okazało się później jasno, źe Kościuszko miał rację.

W yruszył też niedługo Napoleon na Prusaków i nie bawiąc, zbił ich pod Jen a roku 1806, jakoś koło W szystkich Świętych.

Potem szedł dalej, a zabierał miasta i fortece aż zaszedł do B erlina, stolicy króla pruskiego. Samo to wszystko padało w jego ręce tak nawet, że się schylić po nic nie potrzebował. Król pruski uciekł z żoną i dziećmi do Królewca i wszyscy myśleli, źe Napoleon królestwo pruskie sk a su je , takie niedawne, a jeno złożone z urwanych krajów sąsiadom.

Skoro się Polacy o pobiciu Niemców dowiedzieli, radość była nie do opisania.

Niemcy wystraszeni, bladzi, pakowali się a uciekali, wo­

zam i, piechotą, ja k który m ógł, niemało jednak te Szwabiska myślały: gdzie to uciekać, bo w Berlinie Francuzi, a Królewiec pewnie odbiorą Polacy sobie. W ięc uciekali, ja k błędne owce,

„byle jeno za Polskę. W tydzień po W szystkich Świętych, to je st 7. Listopada 1806, wszedł Jen erał Dąbrowski na czele wojska polskego do Poznania. Cóż też to była za szczęśliwa godzina — ściskano nietylko żołnierzy, ale ich konie i broń, kobiety koszami wynosiły kw iaty, a stroiły wojaków, często­

wały ich cukrami, ciastam i, winem i słodką w ódką, i czeia jeno mogły najlepszem ; rozszarpywano ich sobie na kwatery, a tam dopiero przyjmowano, ja k rodzonych braci. Po wszy­

stkich wsiacli w każdej chacie radość nie do opisania, boć po

dziesięciu latach nadeszła chwiła, że Polacy na własnej ziemi za

swoją Ojczyznę walczyć będą mogli. Kto też jeno mógł, chwytał

(23)

za b ro ń , nietylko młodzieńcy, ale i ludzie stateczni, a wojska przyrastało, jak b y z pod ziemi wychodziło. Pięć dni upłynęło, a już Dąbrowski zebrał żołnierzy do kilku tysięcy. Dnia 27 Listopada wjechał Napoleon do Poznania w n o cy , całe miasto oświetlone na znak radości, puszczano fajerw erki, a lud rozwe­

selony tysiącami uwijał się po ulicach.

Francuzi nie baw iąc, poszli do W arszaw y, i cały polski kraj co Prusacy byli zabrali, obsadzili swojem wojskiem. Ale nie zastali już nigdzie P rusaków , bo choć to zawsze powolne, to w strachu bardzo chybkie. Nie czekając więc Francuzów, oddali zarząd W arszawy książęciu Józefowi Poniatowskiemu, t który tam od wojny kościuszkowskiej przemieszkiwał. Zjechał tam i Napoleon, ale słowa nie wyrzekł Polakom o O jczyźnie;

upominał się tyko, żeby jego wojsko dobrze jadło i piło, a P o ­ laków co najwięcej do broni stawało.

Nie ustanowił Napoleon jenerała Dąbrowskiego wodzem w ojska, ja k mu się sprawiedliwie należało, i ja k tego Polacy p ra g n ę li, ale Józefa Poniatowskićgo, że to był z królewskiej krwi. Praw da, źe i książę Poniatowski był uczciwy Polak, a nie taki niezdara i lizun m oskiewski, ja k jego krew niak, co był ostatnim pożal się Boże królem polskim, ale owszem był ten książę Jó zef żołnierzem dzielnym i kraj swój kochał jak się patrzy. Tymczasem król pruski dostał pomoc od cara mo­

skiewskiego, syna Paw ia, którego sami Moskale już udusili, a temu nowemu carowi, było na imię Aleksander. Ale nic nie pomogło, choć się Prusacy z Moskalami wzięli za ręce, bo ja k Polacy i Francuzi wyruszyli na nich, to nie wyszło pare ty ­ godni, a ju ż byli ci ciemiężyciele na nic pobici. K ról pruski dopiero w strach : widział wtedy, co to je st łakomić się na cudze, że snadnie i trochę własnego można przytem stracić.

Pakow ał się znowu z żoną i dziećmi, żeby uciekaj do cara moskiewskiego, bo wojska mało mu już co zostało.

Odbywały się te wszystkie bitwy tam z tej strony W isły za W arszaw ą i za Toruniem i wzdłuż, aż przez polskie Prusy, a najkrw awsza była bitwa pod Iław ą czyli E ylau, w której nieprzyjaciele stracili 40 tysięcy w zabitych i rannych, 65 armat i 16 chorągwi. Działo się to w zimie 1807 roku. Potem ka-

*

19

(24)

zał Napoleon oblegać swoim wojskom G dańsk; żal go okrutnie było Prusakom , bo to miasto nadmorskie, bogate, i uprosili sobie jeszcze Moskali, żeby z nimi bronili. Ale polskie i fran- euzkie wojska pod Dąbrowskim tak się mężnie biły, że choćby im było przyszło piekło zdobywać, to wśród czartowskiego ognia byliby je wzięli. W ygnali więc Prusaków i z Gdańska, a potem na tydzień przed św. Janem Chrzcicielem przyszedł też ostatni koniec na Prusaków, bo Napoleon zbił ich i mo­

skiewskie wojska pod Frydlandem do szczętu, i zabrał zaraz Królewiec.

W idząc M oskale, źe już tyle natracili wojska a Napo­

leonowi nic zrobić nie m ogą, zabrali się i poszli zkąd przyszli.

Ju ż też teraz Polacy byli pewni, że kiedy Napoleon dwóch tych ciemiężycieli w niwec obrócił, to go już nic nie będzie kosztowało, choć im Polskę odbierze, a Polakom odda. Ale gdzież tam , ani pomyślał cesarz Francuzów o takiej sprawie­

dliwości, bił on się na polskiej ziemi nie o Polskę, jeno kto światem ma rządzić, on czy dawni monarchowie, a kiedy ich pobił, więc został panem świata, to mu i dosyć, a ty Polsko, ja k sobie chcesz. Oj pamiętajmy mili ludzie: że łaska pańska na bystrym koniu jeździ! Byłby sobie mógł Napoleon rozpo- mnieć krew Polaków, co nią skropili wszystkie świata strony za wolność jego k raju , kości ich co bieleją na wszystkich po­

bojowiskach obok kości Francuzów!

Po skończonej wojnie zjechał się Napoleon z carem mo­

skiewskim Aleksandrem w mieście Tylży nad rzeką Niemnem.

Zaraz też pokazał się i król pruski i na tem stanęło: że Polski nie będzie, jeno ten kaw ał, co Prusacy zagarnęli w trzech za­

borach, Napoleon przezwie Xięstwem W arszawskiem i odda Polakom. Ale i z tego jeszcze daruje kraj Prusakom od Litwy aż do Pomorza, a Moskalom kaw ał kraju składający się z kilk u ­ nastu powiatów. Miasto zaś Gdańsk miało się rządzić samo.

Na książęcia W arszaw skiego wyznaezył księcia Saskiego z Drezna.

Nie tyle gospodarz truchleje, kiedy widzi spadające grady

i pioruny na jego pełne kłosów zboże, ja k struchlał naród

polski ną wiadomość zmowy Tylżyckiej Napoleona z Prusakiem

(25)

21

i Moskalem, widzieli dopiero w szy scy , źe za nadto Francuzom zaufali, że nie masz narodu na świecie, coby miał rzetelne za ­ miary dla Polski. Płacz i narzekanie rozległo się po krajach polskich, bo z dwudziestu milionów zaledwie dwa miliony Po­

laków było wolnych. Umierający też na tenczas pewien Polak praw y, marszałek M ałachowski, konającemi usty przeklinał N apoleona: aby sam popadł i umierał w ciężkiej niewoli. I speł­

niło się to przekleństwo cnotliwego starca, ja k wam to później opowiem.

W śród tego wielkiego utrapienia nadesłał Napoleon Pola­

kom konstytucyą, aby się pedług niej rządzili. Odczytawszy ją naród dosyć się ucieszył, bo przynajmniej zostawiono każdemu człowiekowi wolność; szlachcic, chłop, mieszczanin, wszyscy podług tej konstytucyi uważani byli za b ra c i, i jednych praw i rządów mieli słuchać. Sejm miał się zbierać co dwa la ta , a w nim wszystkie stany miały radzić nad potrzebami kraju.

Zdżierstw też żadnych nie było, bo urzędnicy sami Polacy, gdyż choć to były rządy Napoleona, ale Francuzi nie cisną się do wyjadania cudzego c h leb a, pracują swojej Ojczyźnie i w niej mają wyżywienie, bo nie mają psiej natury, co to za kawałkiem chleba leci i na drugi koniec świata. Było jednak za tych francuzkich czasów biedy pod uszy, bo kraik mały, a wystawił wojska aż do 90 tysięcy. O j! gdyby tak to wojsko było można obrócić na Moskwę a odbierać co swoje, toby było szczęściem. Ale tu cesarz Napoleon pan połowy świata inaczej rozkazał, bo zabrał większą część i posłał na Hiszpanów. K ra ­ jało się polskiemu żołnierzowi serce, źe idzie wojować lud obcy, który broni swojej wolności, a który na przeciw Polsce nigdy nie zgrzeszył. Wiele też polskiego żołnierza porozrzucano w nie­

mieckich krajach dla strzeżenia Francuzom fo rtec, innych znowu posłano do Włoch na Auśtryaków. Dla strzeżenia zaś granic Xięstwa W arszawskiego zostawiono xięciu Poniatowskiemu 13 tysięcy wojska.

Co zaś dalej się stało opowiemy wam na raz przyszły.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo też Szybilski oprócz tego źe był bardzo rozumny, znał się też na swem masztelar- skiem rzemiośle wyśmienicie, a nikt też od niego śmielej nie dosiadł

Wiedzieli ludzie dobrze, źe odprowadzają człowieka do g ro b u , który z taką miłością do kraju i dla ludzi nie prędko się zjawi na świecie, a który tyle

Dla tego w ulach Dzierżona po nad plastrami zostawia się szparka ćwierć calowa, ażeby pszczoły górą mogły i w zimie na drugą stronę do miodu się

T akich to więc Krzyżaków sprowadził z niemieckiego kraju na granice naszej ojczyzny jeden polski xiążę na Mazowszu, co się zwał Konrad, i dał im ziemię

Z początku mąż chorej zamiast iść do dworu i prosić o pomoc, albo też pójść do miasta ł sprowadzić doktora, co się już cale życie uczy leczenia ludzi

więc spodziewał się dzierżawca jakiegoś dziwnego pogrzebu, i zaraz wysłał polecenie do sołtysa, aby rozkazał stawić się czterem żądanym gospodarzom do

J u ż całą okolicę w każdym zak ątk u przetrząśnięto, ju ż i słońce chyliło się ku zachodowi, a na trwożliwe wołania rodziców, głuchy tylko odzywał

I my moi kochani! napisaliśmy wam o tym cudownym obrazie na to, abyście w stając i legając pamiętali o braciach katolikach na Litwie, abyście rano, w południe i