P
laton w Fajdrosie ustami Tamuza mówi tak: Ten wynalazek niepamiêæ w duszach ludzkich posieje, bo cz³owiek, który siê tego wyuczy, przestanie æwiczyæ pamiêæ; zaufa pismu i bêdzie sobie przy- pomina³ wszystko z zewn¹trz, a nie z w³a- snego wnêtrza, z samego siebie. Ja za z niepokojem przypominam sobie pewne zdarzenia, które przytrafia³y mi siê ostat- nio. Najpierw latem dowiadczy³em serii podobnych doznañ, zawsze w zat³oczeniu, jak np. ruchliwe przejcia przez jezdniê lub masowe imprezy. Otó¿ w tych sytu- acjach otrzymywa³em niepostrze¿enie kuksañce pod ¿ebro... Na ogó³ staram siê unikaæ t³oku, a podobnie bolesne dozna- nia zostawiaj¹ce siñce po bokach pamiê- tam sprzed kilkunastu lat z Moskwy, gdzie tym sposobem tamtejsza ludnoæ zdoby- wa³a miejsca w rodkach transportu pu- blicznego i torowa³a sobie przejcie w t³u- mie... Nie przypuszcza³em, ¿e podobnezabawy uliczne
dotr¹ do mojego supereuropejskiego Trój- miasta. Kolejne zdarzenie mia³o miejsce pewnego jesiennego wieczoru; gdy nie- m³ode ju¿ panie zmierza³y do domów po nabo¿eñstwie ró¿añcowym, z przeciwnej strony nadbiega³y dwie dziewczyny, dziw- nie lekko ubrane jak na tê porê. Niby wy- machuj¹c w podskokach rêkami jak siê póniej zorientowa³em targa³y owe ko- biety za w³osy. Nim siê która obejrza³a, ju¿ nie by³o za kim... Stawa³y os³upia³e, wypatruj¹c w mroku mo¿e nietoperza, czy jakiej kole¿anki-z³onicy. O, jeszcze tu mnie boli... co to by³o? Czy widzia³a pani co podobnego... Ledwie na ni¹ spoj- rza³am, a ju¿ mnie szarpnê³a, smarkula jedna! Gdy przystan¹³em, nie by³o ju¿ la- du po podlotkach, jedynie wzburzone ko- biety rozprawia³y o tym niespodziewanym ataku, podejrzliwie rozgl¹daj¹c siê dooko-
³a... W kilka dni póniej oko³o jedenastej przed po³udniem szed³em Grunwaldzk¹ w
dó³ od Jakowej Doliny. O tej porze w mie-
cie jest sporo ludzi, a tu chodnikiem je- dzie, ale gdzie tam pêdzi z rozwianym w³osem rowerzystka. Ujrza³em j¹, gdy mnie minê³a, zahaczaj¹c kierownic¹ o kie- szeñ kurtki. Tkanina stawi³a opór, rower straci³ impet i zatrzyma³ siê kilka kroków przede mn¹. Sprawdza³em stan swojej odzie¿y i, spodziewaj¹c siê przeprosin, ju¿
przywdziewa³em umiech, gdy owa Wal- kiria, obracaj¹c g³owê w moj¹ stronê ze spojrzeniem Gorgony, wrzasnê³a: k...a maæ! Po czym odepchnê³a siê chwacko i ruszy³a z kopyta, siej¹c pop³och wród przechodniów. Wszystko to przypomina mi zdarzenia sprzed lat; otó¿ miewa³y wówczas miejsce przypadki gwa³towne- go popchniêcia w t³oku... Sprawcy pozo- stawali nieznani, a ludzie mówili, ¿e by³y to wybryki cz³onków jakiej z³owieszczej sekty... Nie czyta³em o tym w gazetach, mo¿e dlatego, ¿e ju¿ od lat preferujê
czytanki dla ubogich,
czyli prasê darmow¹ zero ryzyka finan- sowego, chocia¿ zawsze pewne ryzyko in- fekcji memetycznej [patrz: Pismo PG
7 (92) / 03, str. 51]. W padziernikowym numerze takiego w³anie pisemka, wyra- nie adresowanego do m³odego konsumen- ta kultury, trafi³em na nieswoiste wyrazy:
ambient, cia³oæ, clubbing, did¿ejka, dizaj- ner, kumatoæ, luzacki i olewacki (etos), na maksa (co byæ powinno), nurt cyberpun- ku, protoflipper, przypasiæ (co komu), rapowany (tekst), VJ-eka, wyrapowany (te- atr), zajebisty (film), zin. S¹ tam tak¿e fra- zy dotycz¹ce zapewne muzyki, czy jak kto
woli sygna³ów akustycznych:
l element rzeb dwiêkowych wspó³two- rzonych przez strzêpki abstrakcyjnej elektroniki;
l jazzowe smaki, elektronika, echa post rocka i obrze¿a poszukuj¹cego hip hopu w porywaj¹cym, instrumentalnym miksie;
l kosmiczny feeling krautrocka i psycho- delii;
l kwintesencja psychodelicznego, zatê- ch³ego, stoj¹cego w opozycji do main- streamu, amerykañskiego, hiphopowe- go undergroundu;
l wibruj¹ce dwiêkowe przestrzenie li- ryczne.
Inne za zdania wiadcz¹ o g³êbszym na- myle autorów:
l Niespe³nienie ¿yciowe, brak akcepta- cji ze strony kobiet, a szczególnie lêk przed utrat¹ rodków do ¿ycia, to mo- tywy nader aktualne w dzisiejszych cza- sach.
l Obecnie funkcja przekazu informacyj- nego podporz¹dkowana polityce i biz- nesowi sta³a siê globaln¹ aren¹ dla
cierania siê pogl¹dów, faktów, wy- obra¿eñ i interesów. Dysponowanie in- formacj¹ docieraj¹c¹ do milionów jest potê¿n¹ broni¹.
l Mo¿e my ju¿ nie chcemy nowych wia- tów, mo¿e po tym, co siê sta³o z rado- sn¹ kolorowank¹, któr¹ nam ofiarowa- no wraz z wolnoci¹, mamy stracha,
¿e znów zamiast piêknego obrazka wyj- dzie potwór z najgorszego snu Samu- raja Jacka?
l Wszystko, co zostaje skutecznie po¿ar- te, skonsumowane i wyplute przez za- chód trafia do nas jako nowoæ!
Niew¹tpliwie jest to jêzyk m³odych i ich sprawy. Ale czy¿by tylko ich? Brytyjscy nauczyciele ubolewaj¹ nad trudnociami w ocenianiu wypracowañ, czyli esejów, w których tamtejsze nastolatki, wyra¿a- j¹c swoje myli w jêzyku pisanym, po- s³uguj¹ siê wyra¿eniami SMS-owymi.
Zatem wiat m³odzie¿y staje siê nie- uchronnie wiatem nauczycieli, chocia¿ w innym kontekcie. Wytwory techniki in- formacyjnej i komunikacyjnej (Informa- tion and Communication Technology
Narracja sobie a muzom
ICT) kszta³tuj¹ dzisiaj ca³e spo³ecznoci, szczególnie intensywnie wp³ywaj¹c na najm³odszych. W procesie komunikowa- nia zbêdny staje siê bezporedni kontakt osobisty, a owa
nieidentyfikowalnoæ interlokutora
sprzyja nabywaniu dziwacznych czasem nawyków i powstawaniu takich¿ wzorców zachowania. Gry komputerowe i symula- tory rzeczywistoci wirtualnej umo¿liwia- j¹ natychmiastowe i wielokrotne prze¿y- wanie wra¿eñ i emocji w nierealnym wie- cie, konkuruj¹c z mniej rozrywkow¹, mniej b³yskotliw¹ i niedynamiczn¹ rze- czywistoci¹ realn¹. Skutki tego mo¿na zaobserwowaæ podczas zajêæ na seme- strach pocz¹tkowych. Wydaje siê, ¿e na uczelniê trafiaj¹ osoby zdecydowanie nie- przygotowane do podjêcia powinnoci studenta; pozyskanie ich zainteresowania i skupienie uwagi na toku zajêæ wymaga coraz silniejszych i zmiennych bodców zewnêtrznych. Owo zderzenie m³odzie¿o- wej subkultury o rozmaitych rodowodach z kultur¹ uczelni akademickiej rodzi pro- blemy w³aciwe komunikacji miêdzykul- turowej. Remedium w tej nowej sytuacji edukacyjnej, zaobserwowanej ju¿ przy koñcu 80. lat w USA, mia³y staæ siê
interaktywne metody nauczania
[patrz: Pismo PG nr 8 (93)/03, str. 28].
Innego sposobu wspomagania procesu dy- daktycznego upatrywano w intensywnym wykorzystywaniu rodków technicznych.
Rzutnik pisma, komputer z dostêpem do Internetu i projektor multimedialny sta³y siê nieodzownym wyposa¿eniem sal lek- cyjnych w nowoczesnych instytucjach kszta³cenia. Czarne tablice wraz z kred¹
szkoln¹, zast¹pione bia³ymi panelami i zestawem kolorowych pisaków, nabra³y wartoci eksponatu muzealnego. Jednak-
¿e niektórzy entuzjaci postêpu bezkry- tycznie ulegaj¹ pokusie hipermedialnej aran¿acji zajêæ, konkuruj¹c nieomal z ki- nem akcji i niejako przystaj¹c na reduk- cjê roli nauczyciela do g³osu zza ekranu.
Sprzyja to dehumanizacji procesu dydak- tycznego, który przybieraj¹c cechy elek- tronicznego kszta³cenia na odleg³oæ od- dala siê od tradycji bezporedniej relacji mistrz-uczeñ, tego najwa¿niejszego atutu
¿ywego, niewirtualnego uniwersytetu.
Tymczasem wspó³czesna, poprawna po- litycznie
komunikacja lekcyjna
zak³ada upodmiotowienie ucznia oraz partnerstwo jego i nauczyciela, w ramach którego wspólnie tworz¹ oni treci jedno- znaczne dla obu stron. Owe treci s¹ za-
warte w s³owach i obrazach, czynnociach lub eksponatach. Narracja lekcyjna, czyli to, co mówi nauczyciel, jest jego/jej opo- wieci¹ opisem jemu/jej znanego frag- mentu rzeczywistoci, a porednio tak¿e opisem miejsca, które on/ona w wiecie zajmuje. Komunikat lekcyjny staje siê zbiorem symboli, a powinnoci¹ nauczy- ciela jest spowodowanie u studentów ta- kiej a nie innej ich interpretacji. Dwa s¹ warunki powodzenia strategii dydaktycz- nej: pozyskanie przyzwolenia odbiorców komunikatu na jego przyjêcie oraz uzna- nie dekodowanych informacji za zgodne z ich w³asnym kodem znaczeñ. Owo uzgadnianie, czyli
proces interpretacji znaczeñ
przebiega w realnym rodowisku, zatem komunikowanie dokonuje siê w kontek-
cie otoczenia fizycznego (owietlenie, temperatura, jakoæ powietrza, wyposa¿e- nie techniczne i ergonomiczny komfort sali lekcyjnej itp.), spo³ecznego (zwycza- je i wzorce ró¿norodnych zachowañ sy- tuacyjnych, np. wyk³ad, seminarium, spo- tkanie towarzyskie, koncert, dyskoteka, relaks itd.) oraz interpersonalnego (bez- poredni kontakt osobisty, np. relacje typu mistrz-uczeñ, miêdzypokoleniowe, pra- cownicze, rodzinne, intymne itd.). Aby dynamiczny w swej istocie proces komu- nikowania poddaæ analizie, trzeba go unie- ruchomiæ niby stop-klatkê, co pozwala na wyodrêbnienie trzech jego postaci:
l jednokierunkowego przekazu informa- cji od nadawcy do odbiorcy, gdy nadawca nie oczekuje reakcji lub nie otrzymuje odpowiedzi;
l interakcyjnej wymiany informacji po- miêdzy nadawc¹ i odbiorc¹;
l interaktywnej pêtli transmisji, gdy nadawca i odbiorca wspó³dzia³aj¹; tu- taj ka¿dy przebieg informacji jest nie- co inny, a znaczenia mog¹ ulegaæ ko- lejnym modyfikacjom.
Wypada zauwa¿yæ, i¿ rzeczywisty kontakt komunikacyjny przebiega wielofazowo, rozmywaj¹c niejako owe postaci kano- niczne, a sama interpretacja znaczeñ za- le¿y od aparatu poznawczego, ukszta³to- wanych ju¿ mentalnych struktur wiedzy oraz od jakoci i iloci tkwi¹cych w nich informacji. Ale obserwuj¹c sytuacje co- dzienne, mo¿na zauwa¿yæ osobliw¹ po- staæ komunikacji, czyli
gry komunikacyjne,
które podejmujemy z mam¹-karmicielk¹ ju¿ w pierwszych chwilach naszego ist- nienia, z biegiem czasu wci¹gaj¹c w nie coraz to nowych partnerów. W latach dzieciêcych s¹ to wyliczanki i zgadywan- ki, wymagaj¹ce znajomoci prawid³o- wych odzywek. Kto pamiêta zabawê w pomidora: Kto ty jeste? Pomidor.
Co tu masz? Pomidor itd. Innym przy- k³adem jest has³o i odzew; niezapo- mniane uczelniane studium wojskowe trwa nadal ¿artach-zapytaniach, np. Co
¿o³nierz ma pod ³ó¿kiem? Z czego sk³a- da siê dzida bojowa ogólnowojskowa?
Co to jest góra i w jaki sposób? Nato- miast z ¿ycia cywilnego pochodz¹ takie sekwencje, jak np. Czym ró¿ni siê koñ od koniaku? Czy kota siê pierze? In- nym przyk³adem zagadek s¹ dowcipy seryjne, jak przyk³adowo te o blondyn- kach, np. dlaczego rzeczona, wsiadaj¹c do tramwaju, kasuje dwa bilety? A ja za- pytujê: co to jest
kreatywna
autowideodokumentacja?
Otó¿ jest to amatorski filmik VHS wypro- dukowany 19 maja 2003 r. w Technikum Budowlanym w Toruniu, szeroko upo-
Z tAki poezji
Maria Piszcz Wydzia³ Chemiczny
Z chmur wywró¿ê sobie mi³oæ a z rêki pogodê
z piany morskiej czu³e s³owa z ust twoich przygodê z fal ró¿owe poca³unki w godzinie radosnej z woni kwiatów ukojenie z bicia serca wiosnê
noc¹ wiat³o gwiazd b³yszcz¹cych na nieba b³êkicie
z szumu wiatru ¿ar uczucia z ciep³a d³oni ciszê z drzew zieleni dobre ¿ycie z umiechu nadziejê
z ptaków piewu s³odycz chwili gdy dla mnie siê miejesz z p³atków ró¿y serca drgnienie z oczu barwn¹ têczê
z ziarnka piasku wielk¹ radoæ
Wró¿by
wszechniony we wrzeniu przez publicz- ne i prywatne rodki masowej informacji.
Niestety, twórcy, komunikuj¹c wiatu ze- wnêtrznemu tajemnicê pewnej lekcji jê- zyka angielskiego, nie znaleli zrozumie- nia dla tego eksperymentu komunikacyj- nego, ani uznania dla siebie. Do gier ko- munikacyjnych zaliczyæ mo¿na równie¿
sprawdziany wiedzy. A propos, na pomys³ oceny, czyli przypisywania wartoci licz- bowej ludzkiej myli, czy szerzej my-
leniu, wpad³ prawdopodobnie w 1792 r.
niejaki William Farish, profesor in¿ynie- rii w Cambridge. Dzisiaj niektórzy egza- minatorzy z luboci¹ stosuj¹ test wyboru
surogat komunikacji. Umo¿liwia on wykazanie zgodnoci znaczeñ za spraw¹ przypadku, co nagradzane jest stosown¹ ocen¹, nawet bardzo dobr¹. Rezultat owego testu staje siê wiêc ocen¹ zasobu informacji posiadanych przez egzamino- wanego, jego stanu wiedzy, a nawet o zgrozo prawid³owoci jego rozumowa- nia! Podobnie budziæ w¹tpliwoci mog¹ interpretacje wyników badañ opinii pu- blicznej, a tak¿e formu³owanie opinii o rzeczywistym nauczycielu na podstawie anonimowego kwestionariusza ocen wy- stawianych mu przez mniej lub bardziej wirtualnych, bo nieidentyfikowalnych studentów, o których nawet nie wiado- mo, czy rzetelnie a nawet, czy w ogóle
uczestniczyli w ocenianych przez sie- bie zajêciach. Zagadnienia komunikacji miêdzyludzkiej w procesie dydaktycz- nym dotykaj¹ fundamentalnego dylema- tu moralnego:
czy przekazywaæ informacje, czy nauczaæ sposobów
rozumowania?
Kunsztowne wyposa¿anie ucznia w na- rzêdzia warsztatu poznawczego oraz kon- struowanie struktur systemów wiedzy jest dla jednych powinnoci¹ i wyzwa- niem, inni za traktuj¹ to zgo³a inaczej.
A przecie¿ politechniczna edukacja aka- demicka, to nie wy³¹cznie znawstwo za-
wodowe, ale to tak¿e pomoc m³odemu cz³owiekowi w jego uk³adaniu siê z ¿y- ciem w warunkach niepewnoci losu i lêku przed jutrem, to wychowywanie do demokratycznego uczestnictwa i warto-
ci etycznych sprawdzalnych w prakty- ce, to w ostatecznym rozrachunku edu- kacja spo³eczno-kulturalna, uwalniaj¹ca twórczy potencja³ cz³owieka dzia³aj¹ce- go dla dobra rzeczywistych spo³eczno-
ci. Jak temu celowi s³u¿¹ stosowane strategie i narracje lekcyjne? A Tamuz w
Fajdrosie s³owami Platona dalej prze- powiada: Uczniom swoim dasz tylko po- zór m¹droci, a nie m¹droæ prawdziw¹.
Posiêd¹ bowiem wielkie oczytanie bez nauki i bêdzie siê im zdawa³o, ¿e wiele umiej¹, a po wiêkszej czêci nie bêd¹ umieli nic i tylko obcowaæ z nimi bêdzie trudno; to bêd¹ mêdrcy z pozoru, a nie ludzie m¹drzy naprawdê.
PS. Ilustracje przedstawiaj¹ tzw. walki malowid³a uliczne widoczne na obiektach budowlanych w Gdañsku-Wrzeszczu; dokumentacjê sporz¹dzo- no 29 padziernika 2003 r. (fot. autor)
Waldemar Affelt Wydzia³ In¿ynierii L¹dowej
Dbajmy o jêzyk !
Nie zawsze na przedostatniej sylabie, czyli o akcencie
A
kcent (przycisk) wyrazowy w jêzyku polskim jest w zasadzie sta³y i w wyrazach rodzimych pada na przedostatni¹ sylabê (akcent pa- roksytoniczny). Pod tym wzglêdem polszczyzna ró¿ni siê od wielu innych jêzyków, na przyk³ad angielskiego czy rosyjskiego, w których akcent mo¿e padaæ na ró¿ne sylaby. Co wiê- cej, z³e akcentowanie w tych jêzy- kach mo¿e naraziæ nas na miesznoæ lub niezrozumienie. Osoby znaj¹ce jêzyk rosyjski wiedz¹ na przyk³ad, ¿e wyraz rosyjski pisat mo¿na wymó- wiæ dwojako: jeli akcentowana jest druga sylaba (pisat), wtedy znaczy on pisaæ, gdy natomiast po³o¿ymy akcent na pierwszej (pisat), wtedy Rosjanin us³yszy siusiaæ.Odstêpstwo od akcentu paroksy- tonicznego w jêzyku polskim pole- ga na tym, ¿e pewne wyrazy akcen- towane s¹ na ostatniej, trzeciej od koñca lub czwartej od koñca syla- bie (zg³osce).
Przyk³adem pierwszej grupy mog¹ byæ z³o¿enia niektórych wy- razów jednosylabowych z poprze- dzaj¹cymi je cz³onami: arcy-, eks-, wice-. Oto przyk³ady (sylaby akcen- towane zosta³y podkrelone): arcy- leñ, eks-m¹¿ (albo eksm¹¿) i wice- szef. Akcent na ostatni¹ sylabê pada te¿ w niektórych wyrazach obcych, jak np. savoir-vivre czy a propos. Z wyrazów rodzimych taki akcent ma tylko wyraz akurat. Ponadto czêsto akcentowana jest ostatnia sylaba w skrótowcach: pekape (PKP), esemes (SMS) czy peerel (PRL).
Akcent wyrazowy na trzeci¹ sy- labê od koñca pada w nastêpuj¹cych grupach wyrazów:
a) formy pierwszej i drugiej osoby liczby mnogiej czasu przesz³ego
np. widzielimy, widzielicie, bieglimy, bieglicie, a tak¿e nie-
które inne wyrazy z koñcówka- mi -my, -cie np. abymy, sko- romy, któregocie;
b) formy trybu warunkowego w pierwszej, drugiej i trzeciej oso- bie liczby pojedynczej oraz w trzeciej osobie liczby mnogiej:
wymyli³bym, zdoby³by, poszed³- by, byliby;
c) liczebniki z koñcówkami -sta lub -set: czterysta, czterystu, szeciu- set, osiemset, dziewiêæset, dzie- wiêciuset, kilkaset;
d) wyrazy zapo¿yczone zakoñczone na -ika, -yka: politechnika, poli- tyka, matematyka, Ameryka (przy odmianie przez przypadki akcent ten zachowuje siê, jeli w danym przypadku jest tyle samo sylab, co w mianowniku w przeciw- nym razie akcentowana jest przedostatnia sylaba, na przyk³ad:
politechnikami);
e) wyrazy pochodzenia obcego za- koñczone na -ik, -yk w tych for- mach przypadkowych, w których liczba sylab sylab jest taka sama jak w dope³niaczu liczby poje- dynczej a zatem we wszystkich oprócz mianownika (np. staty- styk) i celownika liczby pojedyn- czej (Meksykowi) oraz narzêdni- ka liczby mnogiej (informatyka- mi); a oto kilka przyk³adów: o statystyku, w Meksyku, informa- tykiem, romantycy, muzyków (za- sada ta nie dotyczy jednak wyra- zów rodzimych, zatem nale¿y ak- centowaæ: prawnika, prawnicy, przemytnik, przemytnicy);
f) niektóre inne wyrazy zapo¿yczo- ne, np.: leksykon, ryzyko, opera (w znaczeniu utwór sceniczny
lub budynek, w którym wysta- wiane s¹ opery), uniwersytet, technikum, optimum, minimum, maksimum, rezerwuar, repertuar.
Akcent wyrazowy na czwart¹ sy- labê od koñca pada w formach pierwszej i drugiej osoby liczby mnogiej trybu przypuszczaj¹cego:
chcielibymy, pisa³ybycie, robiliby-
my, robilibycie itp.
Oprócz tego w niektórych wyra- zach wystêpuje tzw. akcent chwiej- ny, czyli nieustabilizowany, gdy¿
przycisk mo¿e w nich padaæ na trze- cich sylabach od koñca lub na przed- ostatniej, jak w nastêpuj¹cych przy- k³adach: festiwal albo festiwal, oce- an a. ocean, Jerozolima a. Jerozoli- ma, komitet a. komitet, prezydent a.
prezydent. Dwie formy akcentowa- nia wystêpuj¹ równie¿ w wyrazach:
rzeczpospolita, okolica, analiza, ale jêzykoznawcy zalecaj¹ warianty:
rzeczpospolita, okolica, analiza; do- tyczy to zw³aszcza oficjalnej nazwy naszego pañstwa Rzeczpospolita Polska. Niepoprawne jest jednak akcentowanie na trzeciej zg³osce od koñca dowolnie wybranych wyra- zów obcych, jak równie¿ wyrazów rodzimych, takich jak: nauka, stoli- ca czy rocznica. Nale¿y zatem ak- centowaæ: ekipa, muzeum, liceum, atmosfera, biblioteka, prezydium, kamera. Szczególnie rozpowszech- nione jest niepoprawne akcento- wanie wyrazu nauka, co dotyczy tak¿e, niestety, profesorów, rekto- rów, a nawet ministrów edukacji na- rodowej. Przypomnijmy zatem, ¿e jest to s³owo rodzime i ma trzy syla- by: na-u-ka.
Poniewa¿ zbli¿a siê Nowy Rok, przypomnijmy te¿, ¿e poprawn¹ for- m¹ jest: rok dwa tysi¹ce czwarty (a nie dwutysiêczny czwarty).
Stefan Zabieglik Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii
O
powieci o dawnych rytua³ach, ce- remoniach i o magii do dzi wzbu- dzaj¹ zainteresowanie, a nawet emocje.Najwa¿niejszym elementem ka¿dej magii zawsze jest osoba, która czyni t¹ magiê, wypowiada zaklêcia, odprawia rytua³y, zwracaj¹c siê o pomoc do si³ przyrody, du- chów przodków czy duchów zwierz¹t.
Trudno nam dzi zaakceptowaæ te prak- tyki, a nawet spróbowaæ je zrozumieæ.
Zapatrzeni w najnowsze osi¹gniêcia tech- niki odrzucamy naukê o ludzkim duchu, czy o ludzkim umyle. Nie oznacza to jed- nak, ¿e pewne zjawiska, których nie ro- zumiemy i nie akceptujemy, nie istniej¹.
Wszystkie kultury wywodz¹ siê z pierwot- nych tradycji plemiennych, przepojonych magi¹. Przez ca³e tysi¹clecia podlega³y one ró¿nym wp³ywom i ulega³y zmianom.
Najdawniejsze praktyki magiczne maj¹ korzenie w magii czarowników i szama- nów. Pomimo zrozumia³ych ró¿nic, uwa- runkowanych praktykami religijnymi, ró¿nicami geograficznymi i przyrodniczy- mi, szamanizm mia³ pewne cechy wspól- ne: by³ nierozerwalnie powi¹zany z ma- gi¹; szamani u¿ywali wiêtych rolin, kon- taktowali siê z ró¿nymi totemicznymi zwierzêtami; nawi¹zywali te¿ ³¹cznoæ pomiêdzy wiatem ¿ywych i umar³ych.
Do dzi fascynuj¹ nas tajemnicze monu- mentalne budowle ery megalitycznej, któ- re mo¿emy podziwiaæ w Anglii i w Irlan- dii, zagadkowe kamienne krêgi. Trudno nam zrozumieæ magiê i mistykê tamtych obrzêdów, np. obrzêdów pochówkowych Celtów. Dziêki licznym badaniom tego okresu wiadomo ju¿, ¿e w epoce megali- tu pojawi³a siê czczona powszechnie po- staæ Wielkiej Matki, która mia³a moc przy- wracania umar³ych do ¿ycia. Si³a tej ma- gii musia³a byæ naprawdê ogromna. Po- twierdzaj¹ to mity z tego najdawniejsze- go okresu. Pierwsze czarownice i szaman- ki by³y znachorkami, które leczy³y, szu- ka³y rolin leczniczych; przekazywa³y te¿
swoj¹ wiedzê z pokolenia na pokolenie.
Z czasem, gdy plemiona ³owców zaczê³y siê ³¹czyæ, matriarchat straci³ sw¹ si³ê i miejsce znachorki zaj¹³ czarownik. Nie tylko leczy³ by³ równie¿ przywódc¹ du- chowym, przywo³ywa³ duchy i wró¿y³.
Czarownik, zaklinacz, wieszczek lub sza- man, aby nabraæ uzdrawiaj¹cych i wró-
¿ebnych mocy musi osi¹gn¹æ umijêtnoæ
wejcia w trans, zyskaæ poczucie we- wnêtrznego naznaczenia, stan zwiêksze- nia osobowoci, a niekiedy jasnowidztwa.
Dopiero wtedy widzi zarówno duchy, jak i duszê, potrafi usun¹æ skutki chorób gnê- bi¹cych cia³a i umys³y. Ró¿ni siê od psy- choterapeuty i psychiatry tym, ¿e g³êbo- ko wierzy w ponadludzk¹ moc, nadan¹ mu przez Boga lub si³y natury (J. Ni¿nikie- wicz, Tajemnice staro¿ytnej medycyny i magii). Przyk³adem dzia³ania tych potê¿- nych si³ psychicznych mog¹ byæ przypad- ki mierci zadanej, spowodowanej przez czarowników (np. w Afryce czy w Au- stralii). Po rozpadzie spo³eczeñstw pier- wotnych rolê czarownika przej¹³ szaman.
Postaæ szamana kojarzy siê z rytualnym nakryciem g³owy, zakrywaj¹cym oczy, poniewa¿ duszê mo¿na dostrzec wzro- kiem wewnêtrznym i dowiadczeniem pozazmys³owym; z rytualnym strojem, grzechotkami, tarczami, obrzêdowymi maskami, ³ukiem, bêbnami, zio³ami, dy- mem, którym szaman okadza tego, komu ma pomóc. Szaman czêsto wykonuje ma- giczny taniec, wiruje w rytm taktu, wybi- janego na bêbenku, wpada w trans. Do- konuje ceremonii oczyszczenia. Piêknie opisuje te zjawiska Claude Levi-Strauss w Antropologii strukturalnej: w ten sposób nast¹pi przejcie od banalnej rze- czywistoci do mitu, od wiata fizyczne- go do fizjologicznego, od wiata ze- wnêtrznego do wewnêtrznego. I mitowi rozgrywaj¹cemu siê wewnêtrznie, pod os³on¹ stanu patologicznego i za pomoc¹ stosownych metod, bêdzie dyktowa³ wa- runki szaman.
Mezopotamia, kolebka naszej cywili- zacji, po³o¿ona w dorzeczu Eufratu i Ty- grysu, by³a zamieszka³a ju¿ oko³o 10 000 lat p.n.e. Najstarsz¹ cywilizacjê stworzyli Sumerowie. Ich spadkobiercami byli Ba- biloñczycy i Chaldejczycy. Dawni szama- ni zostali zast¹pieni przez lekarzy, wró¿- bitów, zaklinaczy i pisarzy. Wszyscy oni musieli sk³adaæ przysiêgê s³u¿bow¹ na wiernoæ. Mo¿emy te¿ nawet mówiæ o rozwoju nauk medycznych. Leczenie, bê- d¹ce niegdy domen¹ czarowników i sza- manów, zaczyna³o byæ traktowane jako zawód. Czêsto lekarze odsy³ali chorych do egzorcystów czy wró¿bitów, gdy nie umieli leczyæ choroby. Magowie, kap³a-
ni, wró¿bici i astrologowie prowadzili obserwacje nieba, stosowali liczne zaklê- cia, modlili siê do bogini leków i trucizn.
Egipt. Chyba najbardziej tajemnicza i skomplikowana wydaje siê nam dzi ma- gia egipska. Powsta³a ona na bazie wie- rzeñ wspólnot plemiennych i totemizmu.
Staro¿ytni Egipcjanie nazywali swoj¹ zie- miê Kemet (Czarny L¹d), co Arabowie przekazali jako Al-Kimiyya (alchemia).
Egipscy bogowie wywodzili siê od zwie- rz¹t-totemów. Najwa¿niejszym bóstwem by³ Horus, o g³owie soko³a. Innymi zna- nymi magicznymi symbolami by³y kobra i sêp. Jednak dopiero potê¿ny bóg s³oñca Ra jest kojarzony z pocz¹tkami praktyk magicznych i ze wszystkimi póniejszy- mi systemami ezoterycznymi. Egipcjanie wierzyli w ¿ycie po mierci, dlatego wzno- sili monumentalne grobowce dla swoich w³adców, mumifikowali te¿ cia³a fara- onów, dostojników i wiêtych zwierz¹t.
Magiczne zaklêcia i kl¹twy, stosowane podczas ceremonii pogrzebowych, by³y legalne pomaga³y ¿ywym i umar³ym.
By³a te¿ stosowana czarna magia, okre-
lana przez znawców tematu jako niska magia, która mia³a sprowadzaæ mieræ i nieszczêcia na tego, dla kogo by³a prze- znaczona i odprawiana. Egipt by³ uzna- wany bardzo d³ugo za krainê cudów, do której przyje¿d¿ali liczni staro¿ytni wê- drowcy, by zdobyæ tu nauki. Zachowa³y siê wiadectwa, ¿e takie podró¿e odbyli Hipokrates, Solon, Herodot, Pitagoras, Tales, Anaksymander i wielu innych. Za- chowa³o siê te¿ wiele papirusów i zapi- sów w piramidach, wiadcz¹cych o wy- sokim poziomie medycyny. I tu, podob- nie jak w Mezopotamii, by³a ona wydzie- lona z praktyk magicznych. Lekarze jed- nak stosowali specjalne zaklêcia, które
Podró¿e w przestrzeni i w czasie
Magia, magowie i czarownice
Autografia hetyckiego tekstu magicznego wg M. Popko Magia i wró¿biarstwo u Hetytów
wyg³aszali w obecnoci chorego. Papiru- sy medyczne zawiera³y kompendium wie- dzy dla setek pokoleñ lekarzy. Nauk¹ i magi¹ zajmowali siê kap³ani znali wie- le zaklêæ i formu³ magicznych. Powszech- nie stosowano amulety, figurki uzdrawia- j¹ce i zapobiegaj¹ce chorobom. Jednym z najbardziej czczonych wi¹t by³y miste- ria Izydy, które ³¹czono z narodzinami s³oñca. Uwa¿a siê, ¿e egipska magia jest najstarsza na wiecie, a samych Egipcjan przez tysi¹clecia uwa¿ano za naród cza- rowników. Magiê uwa¿ano za sztukê królewsk¹. Jej patronem by³ Imenhotep.
Praktykowanie magii by³o wiêc zgodne z prawem, karano tylko tych, którzy stoso- wali czarna magiê. Przyk³adem mo¿e byæ proces kap³anów, którzy chcieli rzuciæ czary na Ramzeza III, korzystaj¹c z ma- gicznych papirusów, przechowywanych w
wi¹tyniach. Przez d³ugie wieki liczni cza- rownicy, magowie, wtajemniczeni kap³a- ni i astrologowie zajmowali siê magi¹.
¯ydzi. Magia by³a wszechobecna w codziennym ¿yciu, mimo ¿e by³a surowo têpiona przez kap³anów, a potem przez rabinów. Stosowano j¹ najczêciej w sy- tuacji zagro¿enia noszono amulety ochronne, odprawiano egzorcyzmy, z któ- rych wiele przejêto od Babiloñczyków.
Praktykowanie magii uwa¿ano za zbrod- niê, a kar¹ przewidzian¹ dla winnych
by³o ukamienowanie. ¯ydzi znali równie¿
magiê egipsk¹. Ciekawym dokumentem jest Testament Salomona, który zawie- ra opisy zaklêæ stosowanych przy uwal- nianiu ludzi z opêtania. Rozpowszech- nione by³y kaba³a, wró¿by, magia i nu- merologia. ¯ydowska kaba³a prawdopo- dobnie wywodzi siê z magii egipskiej.
Wywar³a ona ogromny wp³yw na wiele póniejszych systemów okultystycznych.
Kaba³a oznacza po hebrajsku tradycjê.
Mo¿na powiedzieæ, ¿e jest ¿ydowskim mistycyzmem, poszukiwaniem miejsca cz³owieka, prób¹ zrozumienia jego duszy, poszukiwaniem boskoci. Jednoczenie s¹ to mistyczne i magiczne praktyki, dostêp- ne tylko dla nielicznych wybrañców. Wie- ki póniej, zosta³a ona opisana po raz pierwszy w znany nam dzi sposób przez Izaaka lepego (oko³o 1160 1263).
Dziêki nieustannym wêdrówkom ¯ydów trafi³a ona do wszystkich prawie krajów starego kontynentu.
Grecja. Samo s³owo magia ma po- chodzenie greckie, ale rdzeñ s³owa ma- gush pochodzi od perskiego s³owa, okre-
laj¹cego wiedzê magów. Magami by³y osoby zajmuj¹ce siê wiedz¹ tajemn¹, wtajemniczeni kap³ani, którzy czcili
wiêty ogieñ boga Mitry, astrologowie, dokonuj¹cy wiêtych obrzêdów i rytu- a³ów. Przyci¹gali oni pomoc si³ nadprzy- rodzonych do osób, które jej potrzebo- wa³y. Pliniusz w Historii naturalnej
wymienia trzy szko³y magii. Za najstar- sz¹ uwa¿a on szko³ê persk¹, w której ogromn¹ rolê odgrywa³ kult Mitry i na- uki Zoroastra. Drug¹ szko³¹ by³a szko³a
¿ydowska, m³odsza od perskiej o tysi¹c lat, która ukszta³towa³a siê pod wp³ywem tradycji egipsko-¿ydowskiej. Trzeci¹ by³a szko³a cypryjska. W staro¿ytnej Grecji patronk¹ magii by³a Hekate, któ- ra mia³a ogromn¹ moc. Magowie byli w stanie zmusiæ demony, by s³u¿y³y lu- dziom rad¹. Wywo³ywano duchy i pod- porz¹dkowywano je woli maga. Po- wszechne by³y te¿ wiara w amulety, moc spisywanych zaklêæ, oraz wiara w przed- mioty magiczne. Za najs³ynniejsz¹ cza- rodziejkê staro¿ytnoci uwa¿ano Medeê.
W VI w. p.n.e. za centrum nauk magicz- nych uwa¿ano miasto Hypate, w którym mieszka³y s³ynne w ca³ej Helladzie ko- biety-czarodziejki. Zachowa³o siê do dzi
oko³o 150 greckich dokumentów magicz- nych, z których kilkanacie by³o podrêcz- nikami magii. Zachowa³y siê równie¿
liczne tabliczki defixiones, na których wygrawerowano magiczne formu³ki i za- klêcia ochronne, oraz figurki kotossoi, które przek³uwano i pêtano drutem, a po- tem umieszczano piewaj¹c odpowied- nio ponur¹ inkantacjê na cmentarzach.
Wró¿ono te¿ na podstawie zachowania siê zwierz¹t, badano wnêtrznoci zwie- rz¹t ofiarnych, analizowano unosz¹cy siê dym, wodê, sny, a równie¿ wywo³ywa- no duchy. O wielu tych praktykach, z dystansem i humorem, opowiada Lukian w Mi³oniku rzeczy fa³szywych. Echa skomplikowanych rytua³ów magicznych mo¿na by³o odnaleæ w misteriach eleu- zejskich, które by³y pierwszym stopniem wtajemniczenia lekarzy. By³y te¿ miste- ria mierci i zmartwychwstania, maj¹ce prawdopodobnie rodowód staroegipski, misteria terapeutyczne w wi¹tyniach Asklepiosa, gdzie kap³anom towarzyszy-
³y w terapii wytresowane wê¿e i psy. Hi- pokrates by³ prze³omow¹ postaci¹ dla medycyny. By³ cz³owiekiem niezwy- k³ym. Jego g³ówn¹ zas³ug¹ by³o uwol- nienie medycyny od wp³ywów teurgicz- no-magiczno-wi¹tynnych i ustawienie jej na podstawach racjonalnych (Ni¿ni-
kiewicz). Ale tradycja przypisywa³a sa- memu Hipokratesowi magiê. Mówiono na przyk³ad, ¿e w stoj¹cym na jego gro- bie ulu pszczo³y produkowa³y miód uzdrawiaj¹cy wszelkie choroby. W sta- ro¿ytnej Grecji pojawili siê te¿ apteka- rze, którzy sprowadzali leki z ca³ego ów- czesnego wiata. Przywo¿ono je z Egip- tu lub z Chin, wêdruj¹c s³ynnym je- dwabnym szlakiem. Jednoczenie jed- nak, ró¿ne wiedmy i znachorki zbiera³y zio³a, z których przygotowywa³y napoje mi³osne, kosmetyki, leki, czy rodki po- ronne.
Rzym. W antycznym Rzymie fascy- nacja magi¹ i nienawiæ do niej by³y wy- j¹tkowo silne. Stare walczy³o z nowym.
W najdawniejszym okresie by³ rozpo- wszechniony ju¿ kult Westy, bogini ogni- ska domowego, oraz dobrych duchów przodków. Ogromn¹ popularnoci¹ cie- szy³y siê te¿ wyrocznie, podobnie jak w Grecji, gdzie najs³ynniejsz¹ by³a wyrocz- nia w Delfach. Wyrocznie w Kume, w pobli¿u Wezuwiusza, by³y znane w ca-
³ym pañstwie rzymskim., np. Wyrocznia Zmar³ych. Przepowiedni udziela³a tam Sybilla. By³a to s³ynna wyrocznia, która s³u¿y³a pañstwu przez stulecia, a zbiór tych przepowiedni Carmina Marciana
przechowywano na Kapitolu, w wi¹- tyni Jowisza. Niestety, sp³on¹³ w 83 r.
p.n.e. Póniej, ju¿ w epoce katolickiej, wykorzystywano równie¿ proroctwa Etrusków. Tacyt w swoich Kronikach, opowiada jak cesarz Klaudiusz broni³ tra- dycji i sztuki wró¿biarskiej. wi¹tynie w Kume przez tysi¹c lat przyci¹ga³y piel- grzymów, którzy chcieli poznaæ przy- sz³oæ. Ta pogañska wyrocznia wietnie funkcjonowa³a w czasach chrzecijañ- skich. Odprawiano wiele skomplikowa- nych magicznych rytua³ów, podczas któ-
Drzeworyty rolin z dzie³a Falimirza O zio-
³ach i mocy ich wg Encyklopedii wiedzy o ksi¹¿ce
rych odurzeni narkotykiem pielgrzymi przechodzili przez tajemne pomieszcze- nia i korytarze, by w koñcu us³yszeæ prze- powiednie. Magia i astrologia mia³y ogromne wp³ywy w Rzymie, a prorocy i wieszcze cieszyli siê ogromnym powo- dzeniem. Czêsto te¿ pomagano magii, u¿ywaj¹c wolno dzia³aj¹cych trucizn. Po- wszechnie stosowano amulety i kwadra- ty magiczne. Spisywano równie¿ wiele zaklêæ ochronnych na tabliczkach defi- xiones. Popularnymi wiêtami by³y Le- muria, podczas których b³agano z³e du- chy, by pozosta³y w podziemiach i nie nêka³y ludzi. W Prawie 12 tablic, po- chodz¹cym z oko³o 450 r. p.n.e. po raz pierwszy wspomniano o magii. Magia by³a w antycznym Rzymie, tak jak me- dycyna i sztuka, czêci¹ ¿ycia codzien- nego. Wyj¹tkiem by³y czasy Tyberiusza, który kaza³ przegnaæ wszystkich czarow- ników i wró¿biarzy. Niew¹tpliwie cieka- w¹ postaci¹ by³ Apolloniusz z Tyany, uwa¿any za cudotwórcê, okrelany przez historyków mianem maga egip- skiego, czego nie prostowa³, twierdz¹c,
¿e jest w stanie uciszaæ morze, zatrzy- mywaæ burze, zapobiegaæ huraganowym wiatrom (Ni¿nikiewicz).
Spadkobiercami magii chaldejskiej, egipskiej, neoplatonistów i kabalistów sta- li siê ró¿okrzy¿owcy, którzy byli tajnym stowarzyszeniem okultystycznym, za³o-
¿onym w XIV w. przez Christiana Rosen- kreuza. Cz³onkowie tego stowarzyszenia mogli stosowaæ magiê nieodp³atnie, by pomagaæ chorym. Ich spadkobiercy dzia-
³aj¹ zreszt¹ do dzi, staraj¹c siê poznaæ sekrety natury i nauki.
Du¿e znaczenie mia³y i maj¹ do dzi
magiczne karty tarota. Trudno powie- dzieæ, czy pochodzi³y z Indii, czy przy- wiezione zosta³y przez Marco Polo z Chin.
Do Europy trafi³y ju¿ w XIII wieku i przez wiele stuleci by³y u¿ywane jako karty do gry. Dopiero w po³owie XVIII w. odkryto ich magiê i zaczêto u¿ywaæ do celów ta- jemnych. Tradycyjne talie nawi¹zuj¹ do XIV-wiecznych wzorów weneckich lub piemonckich. Warto tu jeszcze wspomnieæ o tarocie indiañskim i kaszmirskim taro- cie astrologicznym. Znawcy tematu twier- dz¹, ¿e kart nie wolno nikomu po¿yczaæ, a nawet nie wolno ich pozwoliæ dotkn¹æ.
Powinny te¿ byæ traktowane z szacun- kiem. Karty te symbolizuj¹ ró¿ne elemen- ty ludzkiego dowiadczenia, pomagaj¹
podj¹æ w³aciwe decyzje ¿yciowe. Wie- dza przekazywana przez karty tarota by³a wykorzystywana od bardzo dawna w tzw.
wysokiej magii.
Warto wspomnieæ te¿ o starej magii celtyckiej, s³owiañskiej, germañskiej, nie mówi¹c ju¿ o tradycjach takich, jak staro- indyjska, chiñska, indiañska, tradycje afrykañskie i wiele innych. W tak krót- kiej formie jest to jednak niemo¿liwe.
Dzi zauwa¿a siê renesans zaintereso- wania magi¹. Wicca to wspó³czesna ma- gia, której korzenie siêgaj¹ celtyckiej tra- dycji. Najwa¿niejsz¹ zasad¹ wicca jest rede, które w krótkiej formie brzmi:
Czyñ, co zechcesz, byleby nikogo nie krzywdzi³, natomiast wersja rozbudowa- na zaczyna siê od takich oto wskazówek:
Przestrzegaj prawa, pe³en mi³oci i ufnoci.
¯yj i daj ¿yæ, bierz i dawaj.
Krel magiczny kr¹g,
by odstraszyæ niepo¿¹dane moce...
(A. Devine, Magia z czterech stron wiata).
Wiccanie praktykuj¹ swoj¹ magiê w samotnoci albo w klasycznych gardne- riañskich zgromadzeniach, które skupiaj¹ po 13 cz³onków, sporód których wyzna- cza siê najwy¿szego kap³ana i kap³an- kê. Zajmuj¹ siê tylko bia³¹ magi¹, nie po- trzebuj¹c ¿adnego wtajemniczenia.
Przedmiotem ich zainteresowañ s¹ ró¿- ne zaklêcia, takie jak zaklêcia mi³osne, przyci¹gania, uwodzenia, odpêdzania, zaklêcia pieniê¿ne, magiczne ¿yczenia.
Nieobca jest im krystalomancja, gdy¿
wró¿¹c z luster, wody, wiec, czy z dymu mog¹ poznaæ przysz³oæ i przesz³oæ. S¹ znawcami rytua³ów magicznych, otwar- cia krêgu, równowagi i koncentracji, ry- tua³ów ochronnych i rytua³ów oczyszcza- nia. Znaj¹ uk³ady i znaczenie run, a w swojej magii stosuj¹ ró¿ne zio³a, kadzi- d³a i zapachy, kamienie szlachetne i nu- merologiê.
Inaczej sprawa wygl¹da z czarownica- mi. Przez ca³e wieki cieszy³y siê bardzo z³¹ s³aw¹. Wiele z nich straci³o ¿ycie za uprawianie magii szacuje siê, ¿e oko³o 6 milionów czarownic spalono na stosach.
A. Devine (Zaklêcia, rytua³y, wró¿- by, ksiêga cieni) daje wskazówki, jak zostaæ czarownic¹: Staj¹c siê czarow- nic¹, nie trzeba odrzucaæ dotychczasowe- go ¿ycia i nie oddziela siê swojego ¿ycia duchowego od ¿ycia codziennego a raczej d¹¿y siê do stosowania zasad sztu- ki we wszystkim, co siê robi na co dzieñ.
A co robiæ, by zostaæ czarownic¹? Nale-
¿y nauczyæ siê medytacji, wewnêtrzne- go wyciszania, trzeba pozostaæ na bie-
¿¹co z naturalnym rytmem naszego wia- ta, poznaæ fazy ksiê¿yca, równonoce, ksiê¿ycowy zodiak. Bardzo wa¿ny jest te¿ kontakt z natur¹. Nale¿y równie¿ na- byæ stosowne akcesoria, prowadziæ gri- muar, czyli ksiêgê cieni, oraz braæ udzia³ w sabatach Samhain, Yule, Imbolc, Osta- ra, Beltane, Litha, Lammas i Mabon.
Wówczas adept sztuki wiedzy tajemnej ma pewne szanse, by powtórzyæ niewia- rygodny wyczyn pewnej zaradnej cza- rownicy, nijakiej Leny Skanind z Norwe- gii. Jak donios³a prasa (Onet.pl Wia- domoci z dnia 24.10.2003 r.) Norwe- ska czarownica, maj¹ca problemy z utrzymaniem siê ze swojej dzia³alnoci, otrzyma³a pañstwow¹ zapomogê. Pieni¹- dze maj¹ jej pomóc w produkcji i sprze- da¿y eliksirów dla zagubionych dusz i niepewnych swojej potencji narzeczo- nych staj¹cych na lubnym kobiercu.
Lena wie, ¿e dla czarownic sprzedawa- nie swoich us³ug, to pewne tabu. Od- dajmy jej g³os: Jestem zwyk³¹ czarow- nic¹ z oryginalnym pomys³em na biznes [...] chcê jedynie wnieæ trochê magii w
¿ycie zwyk³ych ludzi. W koñcu magia jest wszêdzie, tylko nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawê.
Niewiarygodne? Ale prawdziwe! I to nie za siedmioma górami, siedmioma morzami i siedmioma lasami, jak to drze- wiej bywa³o.
Iwona Alaaie Biblioteka G³ówna Fragment pracy M. Cooleya Wiedmy
P
o¿ary lasów kojarzone s¹ zwykle ze stratami materialnymi, zwi¹zanymi z ubytkiem surowca w postaci drewna oraz z kosztami gaszenia pal¹cych siê drzewostanów. Jednak gdy nieco g³ê- biej wnikniemy w owo zagadnienie, to okazuje siê, ¿e po¿ary s¹ odwiecz- nym naturalnym czynnikiem, maj¹cym istotny wp³yw na sukcesjê ekologicz- n¹ lenych ekosystemów (chodzi o po-¿ary wywo³ane si³ami przyrody, np.
uderzeniem pioruna, a nie o bezmyl- ne podpalenia lasów gospodarczych).
W Ameryce Pó³nocnej wiele gatunków przystosowa³o siê do okresowych po-
¿arów, np. sosna Banksa (Pinus bank- siana), u której szyszki otwieraj¹ siê wy³¹cznie dziêki wysokiej temperatu- rze wywo³anej obecnoci¹ ognia; st¹d drzewo to otrzyma³o inn¹ potoczn¹ nazwê sosna ogniowa. Sosnê tê mo¿na sporadycznie napotkaæ m.in. w Lasach Oliwskich oraz wypatrzyæ w ogrodzie botanicznym Wydzia³u Far- macji Akademii Medycznej w Gdañ- sku, mieszcz¹cym siê przy ul. Genera-
³a Józefa Hallera.
Lene pogorzeliska oraz miejsca po ogniskach s¹ siedliskami kilkunastu w¹sko wyspecjalizowanych organi- zmów, niezwykle interesuj¹cych pod wzglêdem ekologicznym. Egzystuj¹ tam przyk³adowo: w¹trobowiec porost- nica wielokszta³tna (Marchantia poly- morpha) oraz szereg antrakofilnych (wêglolubnych) gatunków wielko- owocnikowych grzybów. Wród nich s¹ taksony nale¿¹ce do klasy workow- ców (Ascomycetes), m.in. kustrzebka fioletowawa (Peziza violacea) i garst- nica wypaleniskowa (Geopyxis carbo-
naria). Klasê podstawczaków repre- zentuj¹ m.in. ³uskwiak wypaleniskowy (Pholiota carbonaria), popielatek czarniawy (Tephrocybe atrata) i szaro- blaszek zgliszczowy (Faerberia carbo- naria), rzadki przedstawiciel rzêdu ¿a- gwiowców. Z wyj¹tkiem ostatniego taksonu, wszystkie wymienione powy-
¿ej grzyby zosta³y stwierdzone w La- sach Oliwskich (Trójmiejski Park Kra- jobrazowy), w miejscach wypalania ga-
³êzi i pniaków przede wszystkim w monokulturach z dojrza³ymi drzewo- stanami wierkowymi lub w drzewo- stanach liciastych zawieraj¹cych do- mieszkê wierka pospolitego. Dot¹d nie zaobserwowano tu pospolitego workowca Pyronema confluens, two- rz¹cego na zgliszczach ró¿owoczerwo- ne kobierce, sk³adaj¹ce siê z wielu nie- wielkich miseczek. Myl¹ca mo¿e byæ nazwa grzyba: zgliszczak pospolity (Ustulina deusta). Gatunek jedynie wy- gl¹dem przypomina zwêglony substrat, lecz nie jest zwi¹zany z pogorzeliska- mi. Tworzy cienkie, mocno sp³aszczo- ne najpierw popielate, póniej czar- ne podk³adki na murszej¹cych pnia- kach nale¿¹cych do drzew liciastych.
Wród antrakofilnych grzybów La- sów Oliwskich najczêciej napotkamy garstnicê wypaleniskow¹, zaliczan¹ do gatunków nieczêsto wystêpuj¹cych w kraju. Jej m³ode pomarañczowobr¹zo- we owocniki wpierw maj¹ kszta³t czar- kowaty, a nastêpnie talerzykowaty.
Brzeg owocnika otoczony jest bia³¹ ob- wódk¹, co przydaje mu walorów este- tycznych. Kustrzebka fioletowawa
przybiera kolor, który zawarty jest w jej nazwie, polskiej i ³aciñskiej ale tylko w pocz¹tkowym okresie jej roz- woju, kiedy to ma kszta³t miseczki;
póniej ów kolor zmienia siê na br¹zo- wawy.
Gatunkiem, który preferuje wypale- niska, jest przyczepka falista (Rhizina undulata). W m³odoci jej owocnik jest wypuk³y, g³adki, kasztanowobr¹zowy, otoczony bia³a obwódk¹. Nastêpnie, zgodnie z nazw¹ gatunkow¹, owocnik ulega zmarszczeniu, pofa³dowaniu.
Przytwierdzony jest do pod³o¿a sznu- rami grzybni rizoktonami, które przy- pominaj¹ korzenie; st¹d synonimiczna nazwa rodzaju grzyba korzenica. W Polsce przyczepka niszczy siewki i m³ode egzemplarze drzew w wieku 2- 5 lat. Dlatego podrêczniki fitopatolo- gii lenej odradzaj¹ wypalania drewna w miejscach zak³adania nowych kul- tur drzew iglastych, przede wszystkim sosny pospolitej, a tak¿e wierka i modrzewia. Ciekawe, ¿e egzotyczna
Po¿yteczne po¿ary lasu
Sosna Banksa (Pinus banksiana) z³amana przez wiatr ga³¹ z szyszkami, W¹wóz Karoli- ny w Lasach Oliwskich, 1.05.2003 r.
W¹trobowiec porostnica wielokszta³tna (Mar- chantia polymorpha), wyros³y w miejscu wy- palania ga³êzi, Dolina Wê¿owa, oddz. 110a len. Renuszewo, 23.08. 2003 r.
Garstnica wypaleniskowa (Geopyxis carbona- ria), Dolina Wê¿owa, 23.08. 2003 r.
Kustrzebka fioletowawa (Peziza violacea), oddz. 124 len. Matemblewo, 28.08.2003 r.
daglezja zielona, czêsto sadzona w La- sach Oliwskich, jest odporna na dzia-
³anie tego patogenu. W anglojêzycz- nym pimiennictwie fitopatologicznym funkcjonuje termin: Rhizina root dise- ase (w wolnym t³umaczeniu: choroba upraw wywo³ana przez przyczepkê). W Wielkiej Brytanii patogen atakuje drze- wostany starsze, 20-30 letnie, zw³asz- cza te z udzia³em wierka sitkajskiego (Picea sitchensis), sprowadzonego tam z Ameryki Pó³nocnej. Odnotowano wyj¹tkowe przypadki paso¿ytowania przyczepki na drzewach liciastych.
Czy wypalanie odpadów drewna na terenie Lasów Oliwskich jest szkodli- we, czy te¿ po¿yteczne? Na tak posta- wione pytanie trudno odpowiedzieæ jednoznacznie. O ile dzia³alnoæ ta do- tyczy niewielkiego obszaru (i nie prze- istacza siê w wielkopowierzchniowe po¿ary), to mo¿na j¹ uznaæ za sprzyja- j¹c¹ rozwojowi lasu. Bez obecnoci miejsc po ogniskach, egzystencja wy- mienionych powy¿ej antrakofilnych gatunków grzybów by³aby niemo¿liwa.
Zauwa¿ono, ¿e w trakcie palenia ognisk czêsto dochodzi do niszczenia p³ytko zag³êbionych w pod³o¿u korze- ni wierków. Nierzadko, wskutek bli- skoci drzew, dochodzi do tzw. oparze- liny kory i pojawia siê martwica w ¿y- wej czêci drzewa. Niebawem miejsca te ulegaj¹ infekcjom przez paso¿ytni- cze grzybowe ksylobionty, np. w przy- padku buka jest nim hubiak pospolity lub pniarek obrze¿ony*. Zjawisko pa- so¿ytnictwa grzybów na drzewach mo¿e cieszyæ przyrodnika, bo lene
rodowisko jest wówczas bli¿sze natu- ralnemu, ale na pewno le jest ocenia- ne przez gospodarza lasu. Dla niego to ewidentna strata surowca drzewnego, a zatem i mniejszy zysk z hodowli drzew.
W Lasach Oliwskich straty w uprawach spowodowane przez przyczepkê falist¹ s¹ symboliczne, co wynika m. in. ze sk³adu gatunkowego drzewostanów:
dominuje tu przede wszystkim buk po- spolity. Pozosta³e gatunki saprobion- tycznych grzybów pozytywnie oddzia-
³ywaj¹ na lene uprawy i przy okazji wzbogacaj¹ okoliczn¹ mikobiotê. Jest to równoznaczne z powiêkszeniem siê lo- kalnej ró¿norodnoci biologicznej.
Niepokoj¹cym zjawiskiem w Lasach Oliwskich jest permanentne pozosta- wianie przez robotników lenych nie-
dogaszonych ognisk. Taki proceder mia³ m. in. miejsce w sierpniu 2003 roku dwukrotnie: w oddz. 130d i 124b lenictwa Matemblewo. Ca³e szczêcie,
¿e wyst¹pi³y obfite opady deszczu, któ- re oddali³y mo¿liwoæ wyst¹pienia po-
¿aru lasu, przede wszystkim ció³ki, na wiêkszym obszarze**.
Zamieszczone w niniejszym artyku- le zdjêcia owocników antrakofilnych grzybów zosta³y wykonane na obsza- rze dwóch lenictw: Matemblewo i Re- nuszewo, gdzie od kilku lat prowadzo- ne s¹ intensywne zabiegi trzebie¿y oraz zrywki drewna.
M³ode owocniki przyczepki falistej (Rhizina undulata), Dolina Wê¿owa, 23.08.2003 r.
Marcin S. Wilga Wydzia³ Mechaniczny Pomorskie Ko³o Terenowe Klubu Przyrodników
Fot.: autor
* Postaram siê kiedy opisaæ na ³amach Pi- sma PG historiê naturaln¹ pewnego buka, który uleg³ dzia³aniu ognia; mam kilka inte- resuj¹cych fotografii zwi¹zanych z tym za- mieraj¹cym przez lata drzewem.
** Pracuj¹c spo³ecznie w Stra¿y Ochrony Przy- rody, latem 1994 roku bra³em udzia³ w akcji gaszenia p³on¹cego torfowiska w rejonie Ma- tarni (otulina TPK). Przekona³em siê, jak skomplikowane jest to zadanie i doceni³em wówczas pracê stra¿aków ich trud i powiê- cenie oraz profesjonalizm.
Antrakofilny gatunek kustrzebki (Peziza pra- etervisa), oddz. 144 len. Matemblewo, 18.08.2003 r.
£uskwiak wypaleniskowy (Pholiota carbona- ria), oddz. 130 len. Matemblewo, 25.08.2003 r.
Z kalendarza JM Rektora
Padziernik 2003
"15 padziernika. Ratusz Staromiej-
ski w Gdañsku. Na zaproszenie Marsza³ka Województwa Pomor- skiego Jana Koz³owskiego Rektor wzi¹³ udzia³ w Pierwszym Regional- nym Forum Strategii Innowacyjno-
ci dla Województwa Pomorskiego.
"17 padziernika. Rektor przyj¹³ w
swoim gabinecie niemieckiego pro- fesora Wolfganga G. Deurera wraz z rodzin¹, autora ksi¹¿ki Gdañsk i jego kocio³y.
"17 padziernika. Dwór Artusa w
Gdañsku. Prezentacja polskiego przek³adu ksi¹¿ki prof. Wolfganga G. Deurera pt. Gdañsk i jego ko-
cio³y.
"17 padziernika. Polska Filharmo-
nia Kameralna w Sopocie przy Ope- rze Lenej. Uroczyste jubileuszowe spotkanie z okazji 10-lecia dzia³al- noci Wojewódzkiego Funduszu Ochrony rodowiska i Gospodarki Wodnej w Gdañsku.
"20 padziernika. Uroczyste odda-
nie do eksploatacji superkompute- ra (klastra komputerowego) o naj- wiêkszej mocy obliczeniowej w Pol- sce i jednego z najwiêkszych w Eu- ropie. W spotkaniu m.in. udzia³ wziêli:
l Stacy Smith wiceprezydent INTEL Corporation z USA
l Wojciech Szewka podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i In- formatyzacji
l Andrzej Widerszpil prezes firmy OPTIMUS.
"24-26 padziernika. Politechnika
wiêtokrzyska w Kielcach. Konfe- rencja Rektorów Polskich Uczelni Technicznych (KRPUT).
"27 padziernika. Sala 300 w Gma-
chu G³ównym Politechniki Gdañ- skiej. Otwarcie firmy symulacyjnej na Politechnice Gdañskiej.
"28 padziernika. Audytorium Kate-
dry Wysokich Napiêæ i Aparatów w Gdañsku-Wrzeszczu. Uroczystoæ nadania audytorium Katedry Wyso-
kich Napiêæ i Aparatów Elektrycz- nych imienia Profesora Tadeusza Lipskiego.
"28 padziernika. Ratusz Staro-
miejski w Gdañsku. Spotkanie z prof. Edmundem Kotarskim Lau- reatem Nagrody Heweliusza za rok 2002.
"29 padziernika. Rektor przyj¹³ w
swoim gabinecie prezesa firmy In- tel pana Marka Harrisa szefa eu- ropejskich programów edukacyj- nych Intela. W spotkaniu wziêli udzia³ równie¿:
l Leszek Pankiewicz prezes Intel Technology Poland
l prof. Andrzej Stepnowski prorek- tor ds. nauki PG
l prof. Henryk Krawczyk dziekan Wydzia³u ETI PG
"29 padziernika. Dwór Artusa w
Gdañsku. Na zaproszenie Rady Miasta Gdañska Rektor wzi¹³ udzia³ w uroczystym wrêczeniu Gdañskiej Nagrody im. Ericha Bro- sta partnerstwu hanzeatyckich miast Gdañska i Bremy.
"30 padziernika Sala posiedzeñ w
Nowym Ratuszu w Gdañsku. Sesja Rady Miasta Gdañska, na której zo- sta³a podjêta uchwa³a w sprawie ustanowienia roku 2005 Rokiem Politechniki Gdañskiej.
"30 padziernika. Sala kolegialna w
Gmachu G³ównym Politechniki Gdañskiej. Rektor przyj¹³ delega- cjê z Rouen z Prezydentem Górnej Normandii na czele.
Listopad 2003
"4 listopada. Sala Bia³a Ratusza
G³ównomiejskiego w Gdañsku. Ko- lacja z okazji wizyty w Polsce pana Francisco Campsa Ortiza, premie- ra Autonomicznego Rz¹du Walen-
"cji.5 listopada. Sala Senatu Politech-
niki Gdañskiej. Rektor przyj¹³ de- legacjê firmy Telecom z Karlskro- ny w Szwecji.
"9 listopada. Dwór Artusa w Gdañ-
sku. Debata nt.: Prawda historii
balast czy szansa?
"11 listopada. Uroczystoci zwi¹za-
ne z 85. rocznic¹ odzyskania przez Polskê niepodleg³oci:
l sk³adanie wi¹zanek pod tablic¹ J.
Pi³sudskiego
l sk³adanie wieñców pod pomnikiem Jana III Sobieskiego
l przemarsz do Bazyliki Mariackiej
l msza w. w Bazylice Mariackiej koncelebrowana przez Metropolitê Gdañskiego ks. abp Tadeusza Go- c³owskiego.
"13 listopada. Rektor przyj¹³ w swo-
im gabinecie profesora Wielanda Ramma z Kaiserslautern (Niemcy).
"19 listopada. Intel Technology Po-
land w Gdañsku. Rektor wzi¹³ udzia³ w spotkaniu na zaproszenie prezesa Intel Technology Leszka Pankiewicza.
"21-22 listopada. Politechnika
Gdañska. Polskie Forum Akade- micko-Gospodarcze na temat
Wartoæ cz³owieka lojalnego. Ety- ka w biznesie, nauce i edukacji.
"22 listopada. Auditorium Novum
Politechniki Gdañskiej. Koncert Flamenco organizowany przez Konsula Honorowego Hiszpanii w Gdañsku Macieja Dobrzynieckie- go oraz Rektora PG profesora Ja- nusza Rachonia.
"24 listopada. Sala Kongresowa
Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdañsku. Uroczystoæ nadania godnoci doktora honoris causa profesorowi Januszowi Czer- wiñskiemu oraz Kazimierzowi Gór- skiemu.
"25 listopada. Biurowiec Elbrewery
Co. Ltd. w Elbl¹gu. Posiedzenie Rady Rektorów Województwa Po- morskiego z przedstawicielami w³adz samorz¹dowych wojewódz- twa pomorskiego i warmiñsko-ma- zurskiego oraz cz³onkami Polskie- go Klubu Ekobiznesu.
Piotr Markowski Rektorat