• Nie Znaleziono Wyników

Żydowska rodzina z Żyrzyna - Henryka Jaworska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żydowska rodzina z Żyrzyna - Henryka Jaworska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

HENRYKA JAWORSKA

ur. 1932; Rudy

Miejsce i czas wydarzeń Zagrody, Żyrzyn, dwudziestolecie międzywojenne, II wojna światowa

Słowa kluczowe relacje polsko-żydowskie, Żydzi, życie codzienne

Żydowska rodzina z Żyrzyna

W Żyrzynie też mieli taką tą sodówkę, też po te owoce przychodzili skupować do moich, jeszcze wtedy babcia żyła, dziadziuś już nie żył, moje ciocie, bliska rodzina mojej mamy, to tam przychodzili właśnie na zakupy. To zawsze przychodzili też tak się złożyło, że tylko do nas, ja to mówię do nas, to było do mojej mamy, po różne owoce, tam przepiękne były dorodne i oni to tak posortowali, że najpiękniejsze na sprzedaż, inne tam znowu, tam mieli swoje sposoby, no i ten Żydek mały u nas był taki chłopczyk u cioci, nieduży, mógł być ode mnie o jakieś dwa lata młodszy. Jakie były ich dalsze losy? Oni tam się długo trzymali, bo tam było spokojnie na razie, ale później już zaczęły docierać różne złe rzeczy, tak że musieli się stamtąd gdzieś ulotnić. Albo do lasów do partyzantów, którzy im może coś pomogli, bo tam zalesione tereny są bardzo, tatuś zresztą też miał kontakty z tymi partyzantami i w nocy o północy zawsze mogliśmy sobie jechać ze świąt, czy na odpusty się jeździło w okresie letnim, tam do Żyrzyna, później też do rodziny w gości, tak że tatuś bardzo dobrze znał te tereny, jak również te swoje.

To było w Zagrodach obok Żyrzyna, a to jest odległość pół kilometra dosłownie, oni tam mieli swoją sodówkę, tam mieszkali i oni przychodzili do cioci i on tutaj przyszedł nie wiem dlaczego, w jakich okolicznościach to nie pamiętam, wiem, że był sam i on trafił, bo oni tam dobrze znali tą drogę. To był taki chłopczyk. No i on tu przyszedł właśnie do cioci, co tam było przed tym, pamiętam ten moment jak ona go tym pręciszkiem po nogach, ale nie to żeby go biła, po prostu tak jakby postraszyła, bo rzekomo wszedł w grządkę gdzieś, no niechcący, no to tyle pamiętam, ale nie było żadnego jakiegoś z jego strony niegrzecznego zachowania, pokorny, grzeczny. Oni tacy byli pokorni, oni byli pokorni. Tak jak ciocia moja opowiadała, że to byli tacy zgodni i pokorni ludzie, bardzo tacy byli, chcieli tak jakby żeby stosunki między ciocią i wujkiem i nimi były jak najlepsze, ale jedynie poprzez zakupy tych jabłek oni tam na raty kupywali, nie dopłacili, nie zapłacili, w końcu może w ogóle nie zapłacili, bo oni brali tych owoców dużo i z zastrzeżeniem, że jeżeli tam to się straci to trzeba im

(2)

opuścić, no to oni od razu nie płacili, tylko jakoś tak kupili, już mieli swoich nabywców stałych moja rodzina tam to już, jeszcze za życia mojego dziadziusia to przecież tam Żydzi sukcesywnie przychodzili tylko do naszego sadu, tam do Zagród, do mojego dziadziusia, który miał trzy hektary bądź co bądź, i przepiękne różne owoce i gruszki takie baby, takie jak nikt teraz na oczy nie widział i nie wie jak to wygląda, tam wszystko było. Był mądry gospodarz bardzo taki pracowity i rodzina, dzieci miał kilkoro rodzeństwa, ze strony mojego ojca było pięcioro i tam sześcioro chyba.

Babcia dożyła dziewięćdziesięciu lat w Zagrodach, ale dziadziuś żył krócej dużo.

Data i miejsce nagrania 2003-11-27

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Agata Kołtunik

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tam oni przecież też system mieli trochę inny, bo to zbrojenie, a tutaj były hale montażowe, ale to była produkcja, do nas szły przecież wielkie, ogromne ilości tych zegarków.

Ja się z tego uczyłem, oczywiście [też] z książek różnych innych, i proszę sobie wyobrazić, że po niecałym roku dostałem pismo, że jestem dopuszczony do

Dlatego z Wilczego Przewozu w pewnym momencie też trzeba było [odejść], zostawić swoje mieszkania, domy, wszystko, i trzeba było podporządkować się tym Rosjanom, bo wtedy

„Korowód” to dla mnie takie perełki, które po prostu można w każdej okoliczności, w każdym systemie, w każdym ustroju zaśpiewać i zawsze to będzie aktualne. Data i

Nie pamiętam dokładnie kiedy to było, ale to było w lecie i dzieci Jałowieckie chodziły zaglądać przez okno i żołnierze im dawali pomarańcze, i my starsze dzieci się

Tam cztery nas było, uczyły nas, ale to się za bardzo rzucało w oczy, za bardzo duże było zainteresowanie, więc przestały i myśmy chodziły do Urszulanek, zawsze w klasztorze to

Mama wyszła wtedy do sklepu, ja byłam trochę przeziębiona, chorowałam, sąsiadka szła po wodę, pamiętam właśnie takie jakby sceny, obrazki bezpośrednio

Że można było dostać dużo łatwiej, no wiadomo, że to było na pożyczkę, prawda, ale nie było tak, że nie było chleba, były wszystkie artykuły, były wędliny, nabiał,