• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1963, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1963, nr 9"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

CHRZEŚCIJANIN

E W A N G E L I A — Ż Y C I E I MY Ś L C H R Z E Ś C I J A Ń S K A — J E D N D Ś Ć — P O W T Ó R N E P R Z Y J Ś C I E CHRYS TUS A

„ Id źcie te d y i c zy ń c ie u c z n ia m i w s z y s tk ie n a ro d y , c h rzczą c je w im ię O jca, i S y n a , i D u ch a Ś w ię te g o “.

E w . Sw . M at. 28. 19

„ A lb o w ie m n ie w s ty d z ę się za E w a n g e lię C h r y s tu s o ­ w ą , p o n ie w a ż je s t m o cą B o żą k u z b a w ie n iu k a ż d e m u w ie r z ą c e m u “.

R zym . 1, 16

Rok założenia 1929 Warszawa, wrzesień 1963 Nr 9

T re ś ć n u m e r u : J e s ie ń — Je d n o ś ć , M iło ść, S łu ż b a -— J a k ą b y ś d a ł o d p o w ie d ź ? — R o d z ą się b ib lijn e Z b o ­ r y — J a k ż e u s ły s z ą b e z o p o w ia d a ją c e g o — W ia r a — S a d h u S u n d a r S in g h (d o k o ń c z e n ie ) —

Ś w ia tło z c ie n ia p rz y s z ły c h d ó b r (O w a k a m i e n ie o n y c h in y ) — K ro n ik a .

T

r D al P an, dobry nasz Bóg, dożyć

J C S l d l tej je s ie n i w pokoju. On to sp raw ił, że m oże c zło w ie k zebrać p lon sw e j p racy na ziem i i dokonać w id oczn ego je j obrachunku.

N ie je d e n w sp o m n i m oże p rzy ty m , że z ie m ia to dobra m a tk a i o b ficie k arm i, a le ty lk o , gd y się ją kocha i serd eczn ie przy n ie j pracu je. A g d y tę p ro ­ stą — w id oczn ą d la w ie lu — p raw d ę w sp o m n i, że obrodziła ziem ia , b o c zło w ie k p rzy n ie j ciężk o p ra ­ cow ał. dobrze b ęd zie, g d y g łęb sza praw d a — n ie w i­

doczna d la w ie lu — p rzyjd zie do serca, o b ja w i się lub p rzypom ni, że w p ra w d zie c zło w ie k d la tego plonu p racow ał, a le tem u . co czło w ie k za sia ł, z a sa ­ dził lub zaszczepi! — n ic czło w iek , a le B óg w zrost dal.

N ie od czło w ie k a b o w iem zależy, a b y ziem ia n a ­ p iła s ię w o d y ty le , ile je j p o trzeb a i n ie od c z ło ­ w ie k a za leży , b y sło n eczk o św ie c iło i grzało n ie za

w ie le , a le i n ie za m ało, n ie czło w ie k b o w iem z a ­ sła n ia je ch m u ram i i n ie on je rozpędza tęgim w ia ­ trem . N ie w c zło w ie k a to m ocy, n ie! I dobrze tak je s t, i d la teg o w ła śn ie żyjem y, i d la teg o pracu jąc

— zb iera m y , b o „d ob rotliw y i m iło sie r n y je s t P an, a w ie lk o ś ć Jego n ie m oże b y ć d o ścig n io n a ” (Ps.

145,3.8).

On to p o w ied zia ł c z ło w ie k o w i grzeszn em u , że: „w pocie ob licza tw e g o będ ziesz p o ży w a ł chlcb...”, i za­

razem w ła s c e S w e j p o sta n o w ił: „A póki ziem ia trw a ć b ęd zie — s ie w i żn iw o , i zim no i gorąco, i la ­ to i zim a, i d zień i n oc — n ie u sta n ą ” (1 M ojż. 8,22).

D obrze je s t w ię c z a d a ry ziem i p o d zięk o w a ć „ S a ­ m em u m ądrem u B ogu , k tórem u n iech b ęd zie c h w a ­ ła przez J ezu sa C h ry stu sa n a w ie k i. A m en !”

(R zym . 16,27).

z.

. ■->' > Be, "

(2)

J e d n o ś ć

M i ł o ś ć

S ł u ż b a

Lud Boży, praw dziw ie Boży — jedno jest.

Rodzony, łączony i k ształto w an y je s t bowiem przez D ucha Bożego. W iem y o tym , h o mówi to Słowo Boga Żywego, pośw iadcza nam (duchowi naszem u) — D uch Boży, w idzim y zaś tę praw d ę w owocach. A tak, więc, gdy są owoce D ucha Św iętego (Gał. 5,22; 1 Kor. 12;

13; 14) — je s t i D uch; gdzie nie m a owoców

— n ie m a ta m i D ucha.

Jedność dzieci Bożych jest faktem , widocz­

ną i sp raw d zaln ą rzeczyw istością, re a liz u ją ­ cą się w k o n k re tn y c h dow odach, a n ie tytko w teo rety czn y ch dow odzeniach i zm iennych ludzkich uczuciach. Jedność ludzi now o-naro- dzonych -z p ra c y Ojca, i Syna, i D ucha Św ięr tego, istn ieje , bierze sw ój p oczątek z: N ieba a nie z opow iadania, n a u czan ia lu b pro p ag o ­ w ania; inaczej m ów iąc istn ieje ta m — gdzie jest, gdzie D uch Boży m a m ożność działania, i o bjaw ia się w owocach; z ty c h n ajw ię k ­ szym je s t miłość. J e s t więc tam , gdzie D ucho­

wi Św iętem u dano m iejsce i m ożność działa­

nia, a n ie m a jej tam , gdzie D ucha Św iętego b ra k u je , gdzie n ie m oże On pracOwać i kie­

rować.

Jedność dzieci Bożych, to n ie w ynik sym ­ patii człow ieka do człow ieka, n ie iwynik s ła ­ bości i ślep o ty duchow ej, b r a k u św ia tła i in ­ n ych duchow ych słabości, jak to b y w a p rzy ludzkich poczynaniach. Ńie, jedność d u ­ chow a dzieci Bożych w cale nie je s t w y ­ n ik iem p ra c y ludzkiej, jednakow ości m y ­ ślenia, jednakow ości poglądów n a każde m iejsce P ism a Ś w iętego (z wyjątkiem pod­

staw owych prawd wiary) i na k ażdą spraw ę tam przedstaw ioną. Jedność duchow a je s t ta k w ielką Bożą sp raw ą, że n ie m usi się koniecz­

nie w yrażać w zupełnej j e d n a k o w o ś c i zew nętrznej, n a to m ia st w yraża się w jednych i ty ch sam ych duchow ych ow ocach D ucha Św iętego.

A oiwoce, ja k każde ow oce — m ogą być podane bliźniem u w różny sposób. Ot! po pro ­ s tu w ręce, m ogą być podane w to rb ie p a p ie ­ row ej lub koszyku, różnej w szak wielkości, k s z ta łtu i koloru, a m ogą być podane n a ta le ­ rzu — też różnego g a tu n k u , a w w y ją tk o ­ w ych okolicznościach b y w a ją też położone na pięknych, kosztow nych, k ry ształo w y ch i zło- ty ch paterach.

W k ażdym p rz y p a d k u n ajw ażn iejszą rz e ­ czą jest owoc, a n ie opakow anie. I od nas przecież zależy ocena, czego po trzeb u jem y n ap raw d ę: Owocu czy opakow ania!

„L ecz w y je s te śc ie C iałem C h rystu sow ym , i czło n ­ kam i, k ażd y z o sob n a”

„A lb o w iem p rzez jed n ego D ucha m y w sz y sc y w j e ­ dno C iało och rzczen i jesteśm y ... jesteśm y n a p o jen i w jed n eg o D u ch a ”

„A lb ow iem cia ło n ie je s t jed n y m człon k iem , ale w ie lo m a ”

„ J eślib y rzek ła noga: P o n iew a żem n ie je s t okiem , n ie jestem z ciała; iz a li d la teg o n ie jest z cia ła ? ”

1 Kor. 12,21.13-15

Jedność duchow a dzieci Bożych, tam gdzie istn ieje, jest fak te m ta k oczyw istym , że t r u ­ dniej zaprzeczyć jej istnieniu, niż więzi ro­

dzinnej w edług k rw i i ciała. Jedność bowiem duchow a je s t jednością organizm u, a pocho­

dzen ie jej z N ieba. I dlateg o jest ta k kosztow ­ na, i d late g o ta k potrzebna, praw ie jak po­

w ietrze do oddychania.

I dlatego bez w zględu n a to, czy jednem u d a n a je s t łaska, aby m ógł tę sp ra w ę w y ra ź ­ n ie Widzieć, zrozum iew ać i św iadczyć o niej, a d ru g i znów nic o n iej powiedzieć nie urnie, obydw aj za spraw ą D ucha Bożego c zu ją się braćm i i czują się jedno w Duchu, Słowie i m odlitw ie. O czyw iście jeśli obydw aj z w ody i D ucha narodzeni są.

K u tej jedności sk łan ia naszego- „w ew nę­

trznego człow ieka” , albo jak mówi Pism o —

„przyciska”, n ie co innego ja k ty lk o m i-

1 O Ś Ć. ! ' I

To słow o określające stan w ew nętrzny człow ieka je s t n ie d o opisania, ale jest rze­

czyw istością spraw d zaln ą i widoczną w sk u ­ tkach, owocach. A m iłość sam a — je st też owocem działania D ucha Św iętego. A w ięc d u ­ chow a jedność, jest ow ocem działania Ducha Św iętego, p rzez m iłość, k tó ra jest z kolei zna­

kiem przynależności naszej do C hrystusa, w e­

dle Jego słów: „Stądci poznają w szyscy, żeście uczniam i Moimi, jeśli m iłość m ieć będziecie jed n i przeciw ko d ru g im ” (Jan 13,35).

*

L ud więc Boży, będący jednością — Cia­

łem C hrystusow ym , składa się z poszczegól­

n y c h członków : ... jesteście Ciałem i członkam i, każdy z o so b n a ...” i W szystkie

członki Ciała C hrystusow ego — napojone, przepojone są jed n y m D uchem , i ochrzczone (t.j. zanurzone, w łączone) w jedno- Ciało, któ­

re jest: „... n ie jed n y m członkiem , ale wielo­

m a...” . A skoro- tak , to n ic dziw nego, że róż­

ne członki noszą różne n azw y (oko-, ucho, no­

ga, ręka, itd) gdyż n ie są jednym i ty m sa­

m ym członkiem , choć są jed n y m ciałem.

W yraźn y to o b raz ró żn y ch d aró w potrzeb­

n ych Zborow i (Efez, 4,11), a d aw anych w y ­ łącznie d la określonego zu pełnie celu: „... ku sp o jen iu św iętych, k u p ra c y usługiw ania, ku budow aniu Ciała C hrystusow ego” (Efe-z. 4,12).

K u bud o w an iu w szerz i w zw yż, k u strzeże­

n iu i u m acn ian iu tego, co już wzniesione.

(3)

A więc d a ry D ucha Św iętego i Je g o owoce, ich różnorodność, ja k i w yposażenie w talen ty ,

— w szystko to m a służyć. Czem u i kom u?

Ma służyć budow aniu Ciała C hrystusow ego (Kościoła) w miłości, i przez to św iadczyć św ia tu o praw dziw ości i m ocy zbaw ienia przez m oc K rzyża Chrystusow ego!

Jeśli tem u celowi nie służą d a ry i talen ty , to albo nie jest ich źródłem D uch Boży, albo Zbór lub człow iek nim i obdarzony Od D ucha Bożego — przestał być D uchow i Bożem u po­

słuszny. I w jednym i w d ru g im w ypadku nic nie m a do mólwienia i robienia w Ko­

ściele.

A ta k cały lu d Boży, Zbór, członki (i to wszystkie) — są pow ołane do pracy, d o s ł u ż b y . Do jak ie j służby? Chrystusowej!

A k o m u przyszedł usłużyć C hry stu s? G rze­

sznem u, bied n em u człow iekowi! A kom u s łu ­ ży stale? Służy Sw em u Kościołowi, Zborowi i jego członkow i, to jest S w em u dziecku i ow cy pastw iska Swego. A ja k służy? S łu ży w ie r­

nie, pokornie i w św iątobliw ości. Pow iedział P a n k ied y ś do uczniów : „... k rólow ie n a ro ­ dów p a n u ją n a d nim i, a k tó rz y n a d nim i moc m ają, dobrodziejam i nazyw ani byw ają. Lecz w y nie tak; owszem k to n a jw ięk szy jest m iędzy Wami, niech będzie jako najm n iejszy , a k to je s t wodzem , będzie jako. ten , co służy.

Bo k tó ry ż w iększy jest? te n co siedzi, czy ten co służy? Izali nie te n , co siedzi? Alem J a jest w pośrodku Was, jak o te n co słu ży ” (Łuk.

22, 25-27).

A więc każdem u z członków Ciała C h ry ­ stusow ego polecona jest służba, jak o naślado­

w anie P a n a Jezusa. J a k m am y służyć? J a k P a n Jezus, ja k Jego uczniow ie — A postoło­

wie. K om u m am y służyć? Bogu i bliźniem u, to jest rodzinie, Zborowi, społeczeństw u, oj­

czyźnie. Służyć realnie, to jest sobą sam ym , środkam i m aterialnym i, pracą, św iadectw em 0 m ocy Bożej.

Z pojęciem służby nieodłącznie łączy się pojęcie tru d u i porządku — a m y ta k tego nie lubim y! Ł ączy się też p o jęcie posłuszeństw a 1 podporządkow ania. A m y ta k tru d n o to znosimy, z tak im tru d e m się naginam y.

A trzeb a, bo ta k napisane, i to nie w jednym m iejscu Pism a Św iętego. P am iętajm y : to s ta ­ ry. daw ny człowiek służbie Bożej sie sprze­

ciwia! To on w alczy p rzeciw ko D uchow i Św iętem u! (Gal. 5,17), a wiec uw aga na n ie ­ bezpieczeństw o w nas sam ych będące! A skłonni jesteśm y w szelkich niebezpieczeństw u p atry w ać raczej ma zew nątrz nas, podczas rd y najw iększe je s t w łaśnie w nas sam ych.

W spom nijm y co mówi Pism o: „N ajzdradliw ­ sze jest serce n ad e w szystko i n a ip rz ew ro - tniejsze, k tó ż je pozna? (Jer. 17,9). Czyje s e r­

ce? czy ty lk o czyjeś inne? a nasze w łasne?

„ S ta ry ” człow iek — to św ia t i jego pan;

„now y” człow iek — to K ró lestw o Boże i je­

go Pan! A ta k kom u poddaniśm y, tego uczynki w ykonujem y!

J a k ie zadanie jeszcze, rów nież służebne, m a spełniać Ciajło C hrystusow e — Kościół?

W spom nieliśm y już św iadectw o! I ta k rze­

czywiście jest, zadaniem Kościoła, członków

— jest św iadectw o o P a n u Jezusie, Jego E w angelii zbaw ienia, i Jego niezm iernej m i­

łości Iku zgubionem u w grzechach człowieko­

wi. T akie jest bow iem w yraźne rozkazanie Pańskie: „Idąc n a w szystek św iat, każcie Ew angelię w szystkiem u stw o rzen iu ’1 (Mk.

16,15) i „Idąc te d y n au czajcie w szystkie n a ­ rody, chrzcząc je w Im ię Ojca, i Syna, i D u­

cha Św iętego. Ucząc je przestrzegać w szyst­

kiego, com w am przykazał. A oto Ja m jest z w am i po w szystkie dni, aż do skończenia św iata. A m en” (Mat. 28,19.20).

Rozkazanie to d ane je s t w szystkim uczniom , członkom Ciała C hrystusow ego; każde więc dziecko Boże, n a swoim m iejscu m a św iad­

czyć o p rze ż y te j osobiście zbaw iającej mocy P a n a Jezusa i J.ego E w angelii i w edług d a­

n e j m u m ia ry łaski i d a ru — pow inno i mo~

Jaką byś dał odpowiedź...?

... gdyby powstało w twym sercu takie słuszne pytanie:

1. J a k d łu g o tr z e b a b y c z e k a ć n a to, a b y w sz y sc y , b e z w y ją tk u , .członkow ie m o je g o Zbo.ru .stali się o d ro d z o n y m i d z ie ć m i B oży­

m i, a p rz y ty m d o te j s p r a w y k a ż d y n a ­ śla d o w c a J e z u s a C h r y s tu s a p rz y c z y n ił się i m o d lił ty l e ty lk o , ile c z y n ię i m o d lę się j a sam ?

2. J a k d łu g o tr z e b a b y c z e k ać, a b y c a ły m ó j n a ró d s t a ł s ię s p o łe c z n o śc ią o d ro d z o n y c h dziec i B o ży ch , g d y b y w sz y sc y w ie rz ą c y p rz y c z y n ia li s ię do te j .sp raw y s w ą p ra c ą , o fia ra m i m a te r ia ln y m i i m o d litw a m i w t a ­ k ie j m ie rz e , j a k ija s a m to czynię?

3. J a k d łu g o tr z e b a b y czek ać, a b y cały ś w ia t s t a ł s ię w ie lk ą ro d z in ą dziec i B o­

ży ch , g d y b y w s z y sc y w ie r z ą c y ty le ty lk o te j w a ż n e j B ożej s p r a w i e d a li m ie js c a w sw y m seretu i ż y c iu — il e p rz e z n a c z a m i d a ję ja sa m o so b iśc ie ?

4. Czy m a m p ra w o od ja k ie g o k o lw ie k u c z n ia P a n a J e z u s a , a n a w e t od ja k ie g o k o lw ie k k s ię d z a , k a z n o d z ie i, e w a n g e lis ty czy m is jo ­ n a rz a , w y m a g a ć p rz y s łu g i l u b o fia ry , do k tó r e j s a m n ie je s te m g o to w y ?

*

D zieło p o z y s k a n ia c a łe g o ś w ia ta d la J e ­ z u s a C h ry s tu s a , je s t w t a k i e j s a m e j m ie rz e m o ją o s o b is tą tr o s k ą i p ra c ą , ja k k tó r e g o ­ k o lw ie k in n e g o d z ie c k a B ożego (o ile sam je s te m d z ie c k ie m B ożym — p rzy . red.). N ie p o w in n iś m y o d te j s łu ż b y s ię u c h y la ć a o b o w ią z k u p o m ija ć .

z „ D er M e n s c h e n fis c h e r “ tłu m . G. Ja sio h .

(4)

że być błogoslow ionym narzędziem w rę k u Pańskim ! (Rzym. 12. 6— 8).

N iech n ik t n ie mówi, że n ie m a um ieję­

tności, sposobności i ta le n tu ; to m oże być po­

ziomie praw dą, ale to św iadectw a n ie zam y­

ka, bo jest jeszcze przecież osobiste św iade­

ctwo, m oże n a jb a rd z ie j p rzekonyw ujące, a m ianow icie zu pełnej inności, o d r ę b n o ś - c i od św iata! To jest św iadectw o o ty m , c z e ­ go dokonał w nas P a n Jezius!

W szyscy n a rz e k a ją w św iecie n a nieuczci­

wość — ty bądź uczciw y łzawsze i wszędzie!

W szyscy n arzek ają na n iep u n k tu a ln o ść — ty bądź p u n k tu aln y ! W szyscy n a rz e k a ją na b rak p raw d y — ty zawsze i w szędzie mów p ra w ­ dę! W szyscy n arz e k a ją na źle w ychow ane dzieci — ty w ychow uj je dobrze! W szyscy n arzek ają na nieposłuszeństw o 1 — ty bądź po­

słuszny!

Przecież je s t ktoś pow ołany n a to w św ie­

cie, aby gdy dzieje się źle — powiedzieć: Nie!

Tak nie wolno! G dy gdzieś słyszy się p ró b y n arzu can ia Otoczeniu nikczem nych zasad n ie­

uczciwości ( w ro d zaju: „ k to sm a ru je — te n jedzie”, lub: „nie będziesz k ra d ł — n ie b ę­

dziesz jadł") ktoś m usi pow iedzieć: Tak nie wolno? A p rz y n a jm n ie j icboćby w szyscy w otoczeniu ta k robili — ja tego robić nie będę, bo m nie ta k nie w olno postępow ać! Bo m ój p an — Jezus C hrystus, nauczvł m nie i uczy n ad al m iłow ać Boga, Je g o Słowo i Jego stw orzenie — człowieka!

Podobnie też, jeśli rozpow szechnia się m niem anie, że m ożna ,,od św ię ta ” inaczej, porządniej jakoś, bardziej „św ięcie” zachow y­

wać się, ia ta k „na ciodzień” — w dom u wobec bliskich, w pracy, w tra m w a ju , m ożna p o stę ­ pow ać ja k większość ludzi to robi — to i w ów czas ktoś m usi pow iedzieć i życiem za­

świadczyć, że to nieprawda! C hrześcijanin m a być zawsze tak i sam! Bo, co człow iek sieje, to i żąć będzie!

K to więc tę p raw dę Bożą w ty m świecie m a głosić i dokum entow ać p rak ty czn y m św ia­

dectw em n a codzień — n ie Kościół?

A K ościołem Bożym w y jesteście, m ówi do dzieci Bożych A postoł P aw eł (1 Kor. 3,16.17).

A więc każdy członek Kościoła Żyw ego — m a być św iadkiem P ańskim , sługą bliźnich swoich.

W ykonuj, co k a ż e Słowo Boże — i nie obaw iaj się, że będziesz nieużytecznym i bez­

ow ocnym członkiem Ciała Pańskiego. N ie obaw iaj się cichego św iadectw a! N ie ty ludzi będziesz szukać, aby im św iadczyć, a le oni sam i pytać się będą, co jest przyczyną tw ojej o d r ę b n o ś c i zachow ania się i i n n o ś c i postępow ania w życiu. A w tenczas gdy obec­

ność P an a Jezusa i owoce D ucha Sw ietego.

k tó re w tobie sa, okażą się najlep szy m kaza­

niem o Zbaw icielu, P a n sam da ci ludzi, abyś im opow iedział o k ró lestw ie Bożym i zba­

w ieniu z łaski!

Z.

Rodzi; się biblijne zbory...

M ówi się i dziś jeszcze nie tylko o kościo­

łach chrześcijańskich, ale i o chrześcijańskich narodach, ludach i państw ach; u siłu je się n a­

w et w dalszym ciągu gorliw ie ukształtow ać z tego p o tężny kościół św iatow y, k tó rem u nie byłaby rów na żadna inna potęga św iata.

Taki kościół jed n a k podlegać m usi w ielkie­

m u niebezpieczeństw u, gdyż źródło siły i środ­

ki potęgi czerpie z tego św iata i jego rządów, a jednocześnie te n fa k t sta ra n n ie ukryw ać.

A poniew aż w czasach pow szechnego upadku k u ltu ry chrześcijańskiej, m usi jed n ak zapew ­ nić sobie trw ałość, stanow isko w św iecie oraz m ate ria ln e środki, nosi w sobie zam ęt Babi­

lonu.

I ta k dzieje się, że ten, k tó ry z daw na powi­

nien być nauczycielem chrześcijan, sam potrze­

b u je p o w ro tu do podstaw ow ych n a u k P an a J e ­ zusa (Żyd. 5,12), jakkolw iek udaje, że jest kiero w an y przez D ucha Św iętego. A przecież D uch Ś w ięty nie zn ajd u je się poza Pism em Św iętym , ale w łaśnie w nim i przew odzi bi­

b lijn y m praw dom .

P a n Jezu s pow iedział w yraźnie: „...królestw o M oje nie jest z tego św iata...” A jeśli rzeczy­

wiście chcem y znać wolę Bożą i wiedzieć czym jest Kościół, to m usim y znać Biblię, to jest Pism o Św ięte, a ono m ówi, że p raw da jest g ru n te m i fila re m Z boru Boga Żywego (1 Tym.

3,15). P ra w d a jest ty lk o w Słowie Bożym, w Biblii. Poniew aż zaś m asy chrześcijan p rze­

kształcone i w prow adzone zostały w niebiblij- ne, ześw iecczone kościelnictw o, więc Bóg chce, aby przed po w tó rn y m p rzy jściem Jezusa po­

w stały Z bory bib lijn e. D latego też z Jego roz­

kazania rozbrzm iew a jasne i jednoznaczne wo­

łanie: z p o w rotem do Biblii, do Jezusa, do Apo­

stołów , do pierw szego w zoru, jakim był pierw ­ szy zbór.

W yraźnie widać ze Słowa Bożego, uważnego obserw ow ania h isto rii św iata i Kościoła, że szybkim i krokam i zbliżam y się do ostatecznego czasu k ształto w an ia i zw oływ ania Zboru J e ­ zusa. Bóg chce m ieć praw dziw ie b ib lijn e zbory, n a w zór pierw szego chrześcijaństw a, postępu­

jące nie w edług w łasnego uznania i woli, lecz w edług Słow a Bożego.

B ib lijn y zbór nie m oże więc — ja k św iato­

w y kościół — składać się z w ierzących i nie­

w ierzących. Członkowie Z boru biblijnego ro­

dzą się jed y n ie przez w iarę. Nie dość — nato ­ m iast — ty lk o cenić C hrystusa, choćby wyso­

ko, ale jed y n ie jak o idealistę i nauczyciela. Tu chodzi bow iem o żywą, czynną w iarę w Pismo C hrystusa, K tó ry ciałem się stał; K tó ry żył i służył; K tó ry Sw e życie oddał n a k rzyżu dla odkupienia naszych grzechów ; K tó ry odtąd (dla nas) siedzi n a p raw icy Ojca i K tó ry z Nieba zsyła D ucha Św iętego; Jezus C hrystus, k tó ry przy jd zie znów, zabierze Sw oich i w raz z n i­

m i ustanow i Sw oje królestw o. T ylko osobista

(5)

w iara serca prow adzi do osobistego obcowania z C hrystusem .

O pierw szych chrześcijanach pow iedziano, że

„p rzy stali” do Zboru, gdy „w dzięcznie p rzy jęli słow o” o Jezu sie i dali się ochrzcić (Dz. Ap.

2,41). B iblijny zbór jest w ięc dobrow olnym związkiem' w ierzących, k tó rz y p rzy ję li w ezw a­

nie Boże, przez w iarę w ofiarę Jezu sa o trzy ­ m ali odpuszczenie grzechów , z grzecham i ze­

rw ali, a te ra z dobrow olnie żyją dla P a n a Je z u ­ sa, Je m u służą i Jego Im ię w yznają. To jest niew zruszona, praw dziw a i jasn a n a u k a Now e­

go T estam en tu . Zbór b ib lijn y składa się więc z ludzi, k tó rz y p rze z w iarę i pokutę dożyli du­

chowego odrodzenia. Tego chce nasz Pan.

Tylko zbory chrześcijańskie, b u d u jąc e się z ufnością i w yłącznie n a fundam encie b i b l i j ­ n y m , m ogą być następcam i pierw szych zbo­

rów. W ażnym ich zadaniem jest k ształtow anie się (budow anie) nie w edług ludzkich m niem ań, lecz w edług w zoru, podanego w Piśm ie Św ię­

ty m (1 P io tra 2,5; 1 K or. 3,10-13). Je śli m y tylko pod k ierow nictw em D ucha Św iętego sto­

sujem y się do w skazań P a n a Jezu sa o raz n au k i Listów i D ziejów A postolskich, m ożem y jako zbór P ań sk i spodziewać się, że P a n C hw ały objaw i się m iędzy nam i.

Sam Jezus C hry stu s m usi być kam ieniem w ęgielnym i fu n d am e n te m Z boru; podstaw ą i w ytycznym i zaś E w angelia i n a u k a A posto­

łów, a oni uznali za sw ego Założyciela i T w ór­

cę i najw yższego Przełożonego (Głowę) — ty l­

ko P an a Jezu sa (Efez. 1,22). A P a n Jezu s po- w iedział: „... (Ja) zbuduję kościół (zbór) Mój ...” (Mat. 16,18).

B iblijnym zborem nie może rządzić duch św iata i nie może być on prow adzony w edług świeckich zasad. O bow iązuje go do dziś, co napisano: „Jeśliście ted y u m arli z C hrystusem żywiołom (praw idłom , ustaw om , — w jęz.

niem.) tego św iata, przeczże się, jako byście jeszcze żyli św iatu, (jego) u staw am i baw icie”

(Kol. 2,20). I dlatego i to w ezw anie obow iązuje:

„A nie przypodobyw ajcie się te m u św iatu ...”

(Rzym. 12,2).

Ja k o nowo narodzeni duchowo, członkow ie zboru podlegają p raw u D ucha Bożego i pow in­

na we w szystkich poczynaniach przyśw iecać im przede w szystkim zasada pierw szego Zboru:

„Albowiem zdało się (podobało się) Duchow i Św iętem u...” a dopiero wówczas jest m iejsce i dla słów następnych: „...i n am ...” (Dz. Ap.

15,28).

B iblijny zbór m oże się ty lk o wówczas roz­

wijać, gdy pozostaje niezm iennie w n auce apo­

stolskiej, w społeczności, w łam a n iu chleba i m odlitw ie, ta k jak było to w pierw szym Zborze w Jerozolim ie. (Dz. Ap. 2,42). Ta w łaś­

nie stałość i w ierność ty m zasadom , w skazuje na zdecydow ane oddanie się i posłuszeństw o Chrystusow i.

W orędziu E kum enicznej R ady Kościołów z r. 1946, z a w arte są n a stę p u jąc e pow ażne sło­

wa: „Bóg w Sw ej łasce pow ierzył n am u słu ­ giw anie Jego Słowem i m am y obow iązek to Słowo w ykonyw ać... C ałkow ite odnow ienie

zależy od pokuty, w zaw róceniu od naszych w łasnych dróg na drogę Bożą. Bóg naw ołuje:

„O tom położył przed oczy tw o je dziś żyw ot i dobre, także śm ierć i złe” (5 Mojż. 30,15) i w zyw a do ostatecznej decyzji: „...przetoż obierz żyw ot, abyś żył, ty i nasienie tw o je ” (5 Mojż. 30,19). Lecz czas je s t k ró tk i a sukces w iedzy uw idoczniony w ynalezieniem bom by atom ow ej, zagraża istn ien iu sam ego człow ieka.

K u ltu ra nasza ulegnie zagładzie, chyba, żeby człow iek zm ienił się od p o d staw “.

W broszurze „Kościół czasów o sta tn ic h ” pi­

sze G. S c h e rre r w 1947 r., co n a stę p u je: „w ie­

lu w praw dzie widzi, lecz n iew ielu zrozum ie- wa ja k daleko sięga odchylenie naszych kościo­

łów i społeczności od jasn y ch w skazań Słowa Bożego. I w ty m je s t zguba, iż spraw a ta n a ­ leży do n a jm n ie j w ażnych w świecie... Jezus nie darm o m odlił się „...aby wszyscy jedno byli, jako Ty Ojcze! w e M nie, a J a w To­

bie...” K to nie chce podporządkow ać się Sło­

w u Bożemu, te n m usi iść sw oją drogą na w łasną odpow iedzialność. Czasy obecne w y­

m agają gruntow nego, ochoczego, now ego upo­

rządkow ania, ale gdy kościoły i społeczności nie m ają na to o choty lub nie m ają siły do zaprow adzenia zm ian, wówczas rozbrzm iew a w ezw anie do w szystkich w ierzących: gromadź­

cie się w biblijnych zborach! (łączcie się w b ib lijn e zbory!). To je st jed y n a droga do oswo­

bodzenia się z więzów n ieb ib lijn y ch tra d y c ji i ustaw , a p rzy stą p ie n ie do odbudow y zborów na fu n d am en cie n a u k i A postołów i Proroków , stosow nie do w y raźn ej woli Bożej.

A o tak im zborze m ów i P an : „Tam się też schodzić będą z synam i Izraelskim i, i będzie m iejsce to chw ałą M oją” (2 Mojż. 29,43). I bę­

dzie zbór m iły m m iejscem , na k tó ry m c h ę t­

n ie się schodzić będą, iby spotkać się z Bogiem i w błogiej radości czerpać z Jego łaski.

A ta k w szyscy w ty c h zborach n apraw ionych 1 św iadom ych już woli Bożej, zawsze z Bi­

b lią w rę k u m ają ju ż jed en cel: podobać się sw em u P a n u i oczekiw ać na w idzialne z Nim połączenie.

K. Kramaric

2 „L eb en s B o ts c h a ft“ t ł u m . W. S z r e jd e r o w a

M iesięczn ik „C h rześcijan in ” w y sy ła n y jest b ezp łatn ie; w y d a w a n ie jed n ak cza­

so p ism a u m o żliw ia w y łą c z n ie ofia rn o ść C zytelników .

W szelkie ofia ry na w y d a w a n ie cza so p is­

m a w p ła ca n e w kraju, p ro sim y k ierow ać w y łą czn ie na k on to: Z jed n oczon y K oś­

ciół E w a n g elicz n y , PKO W arszaw a, Nr 1-14-147.252, za zn aczając w y ra źn ie cel w p ła ty na od w rocie b lan kietu n ad aw cze­

go. N atom iast o fia ry w p ła ca n e za gra­

n icą, n a le ż y k ierow ać p rzez od d ziały za­

g ran iczn e i p la có w k i B an k u P o lsk a K a­

sa O pieki n a ad res P rezyd iu m Rady Z jed n oczon ego K ościo ła E w an gelicznego w W arszaw ie, A l. J ero zo lim sk ie 99/37.

♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦•♦♦•♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦

(6)

J a k ż e u s ł y s z ą b e z o p o w i a d a j ą c e g o . . . ”

R z y m . 10,14

N a każdym człow ieku, k tó ry został zbawio­

n y przez Jezu sa C h rystusa leży obow iązek św iadczenia innym ludziom o Jezusie-Z baw i- cielu, o Jego dobrej now inie-E w angelii. Św ia­

dectw o w ypływ a nie ty lk o zresztą z obowiąz­

ku, ile z m iłości do Jezusa, jak o osobistego zbaw iciela i przyjaciela. Św iadectw o to w yraża się w różny sposób i podaw ane byw a w róż­

n ych okolicznościach. Je d n y m z najczęściej spo­

ty k an y c h sposobów głoszenia E w angelii je s t — kazanie, w ygłaszane na naszych nabożeństw ach przez braci-kaznodziejów . P oniew aż sukces kaznodziei i p rzy jęcie do serca przez słu ch a­

czy głoszonych praw d, zależy w dużym sto p ­ niu od sposobu przygotow ania i w ygłoszenia kazania, w arto więc zastanow ić się, w jak i sposób należy przygotow yw ać naszą usługę

Słow em Bożym w Zborze.

Są bracia, k tó rzy uw ażają, że ta k ie przygo­

tow ania nie są p o trzeb n e n a m w ierzącym , w y­

posażonym w moc Bożą kaznodziejom ; usługa Słow em Bożym w inna następow ać bez żadne­

go przygotow ania, „na zaw ołanie” , tym cza­

sem śledząc uw ażnie w szystkich m ężów Bo­

żych, poczynając od A postoła P aw ła, aż do czasów dzisiejszych — sp o ty k a m y w ręcz coś przeciw nego. W szyscy m ężow ie Boży, wielcy kaznodzieje, pośw ięcali n ieraz całe tygodnie na przygotow anie kazania, a m ieli na pew no w ięcej zajęć w służbie P ań sk iej, niż m y m am y obecnie. Oczywiście nie b ierzem y tu ta j pod uw agę sy tu a c ji, w k tó ry c h nie m a rzeczyw iś­

cie czasu na dłuższe przygotow anie się.

Poniew aż w szyscy ci m ężow ie Boży tra k to ­ w ali Słowo Boże pow ażnie, dla tego też to, co zam ierzali m ówić w kazaniu, chcieli aby było Słow em Bożym i na podstaw ie Słowa Bożego przeżytym , p rzem yślanym i podanym osobistym św iadectw em . P rzede w szystkim po­

św ięcali w ięcej czasu na czytanie Słow a Bo­

żego, n iera z po trz y godziny dziennie (np.

Moody), b y li i tacy, k tó rz y cz y ta li je klęcząc n a kolanach (G. M üller). D latego też, zabie­

ra ją c się do usługi Słow em Bożym n a nabo­

żeństw ie, trz e b a je n a jp ie rw k ilk a k ro tn ie p rze ­ czytać i spróbow ać zastosować do siebie. J e s t to tzw. m edytacja.

J e śli Słowo Boże nie przem ów i do ciebie, bądź pew ien, że nie przem ów i ono do słu ch a­

czy. Słuchacze podśw iadom ie w yczują, czy k a­

znodzieja przeżyw a w ew nętrznie to, co m ówi, czy też nie. N ie pom ogą tu g ó rn o lo tn e i w y­

pow iedziane z nam aszczeniem słowa, słucha­

cze odczują, czy k ry je się w ty m rzeczyw iście głęboka treść.

Je śli już Słowo przem ów iło do ciebie, s ta ­ ra j się opracow ać jakąś m etodę podania go słuchaczom .

J e st kilka sposobów w ygłaszania kazań, k tó re w h o m iletyce (hom iletyka — z grec­

kiego — n auka u m iejętnego u k ład an ia ka­

zań; przyp. red.) m ają specjaln e nazw y. J e d ­

nym z n a jsta rsz y ch sposobów, bo sięgającym aż czasów apostolskich (ślady tego znajdujem y w N ow ym Testam encie) jest tzw. homilia.

J e s t to w yjaśnianie po kolei każdego w iersza z przeczytanego u ry w k a P ism a Św iętego. K a­

zanie w ygłaszane w edług te j m eto d y będzie zawsze biblijne, to znaczy od początku do koń­

ca kaznodzieja będzie podaw ał i w yjaśniał p raw d y b ib lijn e i „ tk w ił” w Biblii. U jem ną stro n ą kazania w te n sposób w ygłaszanego, będzie jego w ielotem atyczność. T ak się bo­

w iem może zdarzyć, że kaznodzieja przeczyta u ry w e k z P ism a Św iętego, w k tó ry m każdy w iersz będzie zaw ierał inną m yśl i p rz y objaś­

n ian iu ty ch w ersetów poruszy w iele tem atów , co p rzy słabej pam ięci ludzkiej grozi zapom nie­

n iem w ielu z nich.

D ruga m etoda: tzw. kazanie tem atyczne jest trochę m łodsza, bo pow stała około V wieku.

Cechą c h a ra k te ry sty c z n ą jej je s t to, że k a­

znodzieja z przeczytanego u ry w k a Biblii w y­

biera jed e n te m a t i całe kazanie poświęca te ­ m u tem atow i. P rz y czym te m a t kazania może być w yrażony w form ie zdania wskazującego, p y tająceg o lub rozkazującego.

Biorąc za przy k ład u ry w e k z rozdziału sze­

snastego Ew. M at. (w iersze 13— 19), gdzie Pan p y ta uczniów , za kogo ludzie Go uw ażają, m oż­

n a z całego tego uryw ka, jako te m a t kazania wziąć słow a Jezu sa: „A w y za kogo M ię po­

c z y tu jecie?”

K ie ru ją c te słowa do słuchaczy, m ożna w y­

wołać w ich sercu w alkę i konieczność podję­

cia decyzji u regulow ania sw ego stosunku do Jezusa. K azanie w ygłoszone tą m etodą jest często ilu stro w an e p rzy k ład am i z życia kazno­

dziei i in n y ch ludzi. K aznodzieja zw raca uw a­

gę słuchaczy ty lk o na te n te m a t i na w erset z przeczytanego uryw ka, w k tó ry m te n tem at je st zaw arty.

Z aletą tego ty p u kazania jest możliwość sku­

pienia uw agi słuchaczy ty lk o na jednym tem a­

cie. S tro n ą u jem n ą te j m eto d y jest stosunko­

wo m ała gw aran cja ustrzeżenia się niebezpie­

czeństw a odejścia od te k stu biblijnego. Za­

m iast głosić p raw d y b iblijne, kaznodzieja ilu­

s tru ją c dan y te m a t przykładam i, opow iadania­

mi, może w ypłynąć „na szerokie w ody”, opo­

w iad ając o w szystkim , tylko nie o C hrystusie.

T rzecią i o statn ią głów ną m etodą w ygłasza­

nia kazań, stosunkow o najm łodszą jest tzw.

homilia tematyczna; jest to n a jtru d n ie jsz y spo­

sób w ygłaszania kazań, poniew aż połączone w ty m je s t kazanie tem aty czn e z hom ilią. P ra k ­ tycznie w ygląda to tak , że z u ry w k a Pism a Św iętego, trz y m a ją c się już powyższego przy ­ k ład u z Ew. M at. 16,13-19, kaznodzieja bie­

rze np. za te m a t kazanie słow a: „A w y za kogo Mię poczytujecie?”, w ydobyw a z nich ich głęboką treść, a jednocześnie pozostałe w iersze teg o u ry w k a „podporządkow uje” głów­

n em u tem atow i. In n y m i słowy, pozostałe w ier­

(7)

sze służą do objaśniania i rozszerzenia tem atu . O dw rotnie niż w kazaniu tem atycznym , gdzie kaznodzieja często tra k tu je dany te m a t w oder­

w aniu od całego kontekstu.

O statnia m etoda je st n a jtru d n ie jsz a , lecz jednak najczęściej stosow ana przez kaznodzie­

jów.

P rz y w szystkich m etodach kazań pożądane jest um ieszczanie przykładów z Biblii, z życia m ężów Bożych, z w łasnego życia, z h isto rii Kościoła itp.

T w ierdzenie, że n a jle p ie j nie m ieć żadnej m etody w w ygłaszaniu kazań — jest już pew ­ nego ro d zaju m etodą (tzn. trzy m an iem się nieuporządkow anego system u w ygłaszania k a­

zań).

J e s t rzeczą zrozum iałą, że żadna m etoda w y­

głaszania kazań n ie zastąpi osobistego przeży ­ cia głoszonego Słow a Bożego, zbaw iającej m o­

cy E w angelii i nam aszczenia D ucha Św iętego.

Bez tego m eto d y są m artw e i bez znaczenia, bow iem nie w form ie, ale w treści leży sk u ­ teczność głoszonego Słowa. Z d ru g iej stro n y , kaznodzieje Słow a Bożego s ta ra li się podać słuchaczom to Słowo w jak najlep szy i n a j­

p rzy stęp n iejszy sposób. Z przyjem nością nie­

raz słyszym y usługę braci z kazalnicy, w iedz­

m y jednak, że przygotow ując ją spędzili oni wiele czasu na rozm ow ie z P an em i uk ład a­

n iu m yśli w pew ien uporządkow any szkic. Nie jesteśm y niew olnikam i form y; fo rm a może nam pomóc, lecz D uch P ań sk i p o k ieru je tak jego usługą Słow em Bożym, że zupełnie 0 czym innym będzie m ówił, niż zam ierzał 1 przygotow ał. W iele przykładów z życia w iel­

kich m ężów Bożych — ew angelistów p o tw ier­

dza to spostrzeżenie.

W naszych rozw ażaniach nie b ierzem y pod uw agę kazań w ygłoszonych w sp ecjaln y ch oko­

licznościach, gdy nie m a często czasu na dłuż­

sze czytanie B iblii przed usługą. W tedy to n a­

leży szczególnie prosić o „moc z w ysokości”, aby Słowo Boże było podane zarów no w mocy, jak i łatw ej do zrozum ienia form ie. B ra t Jam es Lees, k tó ry często odw iedzał nasz k ra j, zaw ­ sze przed w yjściem n a kazalnicę p y tał b ra ta przełożonego Zboru, czy w zgrom adzeniu jest chociaż jed n a osoba obca, k tó ra po raz p ierw ­ szy jest n a nabożeństw ie; jeśli tak a była, w tedy B rat J. Lees specjaln ie sw oje słow a kierow ał do tej osoby. Odnosiło się czasem w rażenie, że B rat te n przem aw ia do jed n ej ty lk o osoby na nabożeństw ie, nie w ym ieniając jej nazw iska.

P rzy tak iej usłudze, każdem u z obecnych w y­

daw ało się, że C hrystus przez u sta tego B rata p rzem aw ia w łaśnie do niego. Takie też kazania przynosiły i przynoszą owoc w postaci po k u ­ tu ją c y ch dusz.

N iniejszy a rty k u ł m a za zadanie zapoznać braci-kaznodziejów z ogólnym i zasadam i (po­

danym i w bardzo w ielkim skrócie), dotyczący­

m i hom iletyki. W n a stęp n y ch p o sta ra m y się podać p rzy k ład y z życia m ężów Bożych, ew an­

gelistów m isjonarzy, ilu s tru ją c e ich m etody czytania Biblii i w ygłaszania kazań.

Jan Tołwiński

W i a r a

Pew nego dżdżystego w ieczoru szedłem ze.

s w y m p rzyja cielem ulicam i dużego miasta.

Przyjaciel m ó j przeżyw a ł ciężki okres życia, potrzebow ał pociechy i pokrzepienia. Próbowa­

łem u służyć m u i w zbudzić w n im nadzieję.

Pogrążeni w sw y c h m yśla ch v zajęci poru­

szo n ym tem a tem w rozm ow ie, usłyszeliśm y w p e w n ej chw ili n ieśm ia ły i błagalny zarazem głos m a łe j d ziew czyn ki: „Zapałki! zapałki! p ro ­

szę pana, mloże pan kupi!“ — „Nie! d zię k u ję “!

— odpow iedziałem , „nie palę % nie potrzebuję zapałek“. — „Ale m oże choć jedno pudełko, drogi panie, m oże pan jed n a k ku p i? “

A le pom im o przeczącej m o je j odpowiedzi, d ziew czyn ka nadal nie ustaw ała w sw ej proś­

bie. Z a trzy m a liśm y się w ięc i zapytałem , co robi 1p rzez cały d zień i k ie d y wraca do dom u, było bow iem ju ż około dziesiątej w ieczorem .

„W dzień idę ido szkoły, proszę pana., a po południu, około godziny czw artej, przychodzę tu ta j“. !

„Czy ojciec tw ó j i m atka nie troszczą ; i nie za jm u ją się tobą?“

„Ojciec !m ój je s t daleko, a m am usia leży cho­

ra w łóżku, a ja stoję tutaj, p ó k i nie zarobię 50 jen ig ó w “.

„A jle zarobiłaś ju ż dzisiaj?“

Mała irączka d zie w czy n k i zanurza się w kie ­ szeni a następ?tie liczy w y d o b y te m o n e ty — jest w szystkieg o 30 jenigów .

„No to pew nie dzisiejszego w iecżoru nie

■zdążysz uzbierać 50 jen ig ó w “.

..Nie — proszę pana — uzbieram z pew n o ś­

cią; ja zaw sze p rzynoszę do dom u 50 jen ig ó w “.

„Moje dziecko, skądże tw o ja pewność, że uzbierasz tę określoną sum ę?“

C hw ileczkę ty lk o to dziecko zastanow iło się i ze w zruszającą prostotą odpowiedziało:

„Ponieważ g d y z dom u m a m w yjść, aby sprzedaw ać 'zapałki, k lęka m p r z y łóżku m a m u ­ si, a ona m odli się ze m ną i pociesza, że nasz

Ojciec — z pew nością pom oże m i zarobić tych, 50 jenigów . I rzeczyw iście \— proszę pana — zaw sze tak czynił!“

„Ale przecież sam a przed chw ilą mówiłaś, że nie m a tu ta j tw o jeg o ojca!“

„Tak to praw da, ale czy ty panie nie w iesz, że m y m a m y dobrego Ojca w N„ebie?“ ■

„No! dobrze, ale ty papraw dę w ierzysz, że On ciebie słyszy, g d y m ó w isz M u o tyc h 50

jenigach?“ ,

„Z całą pew nością s ły s z y — proszę pana — i pośle m i 50 jen ig ó w dziś“.

P oruszony taką prostą i niezachw ianą w ia­

rą, dałem dziew czynce brakującą je j jeszcze m onetę, którą z radością p rzyją w szy, pobiegła szyb ko do dom u, nie za p o m niaw szy jed n a k podziękow ać i dodać: „M amusia zaw sze m i m ó ­ wi, że nie darmo w o ła m y do Ojca niebieskie­

go“.

(8)

Przyjaciel m ój, m ilcząc p rzysłuchiw ał się tym cza sem uw ażnie te j naszej rozm ow ie. S p o j­

rzeliśm y sobie w oczy, poczem pow ażnie po­

w iedziałem |mu: „Słuchaj, czy to nie sam Bóg zesłał tę lekcję dla ciebie!?“

C zyż każdem u z nas nie p rzyd a się ta ka le k ­ cja? Jakże bow iem często pow ątpiew am y, po­

grążam y się w lenistw ie duchow ym , a nasze życie duchow e w ystaw iane je s t na przeróżne pokuszenie. O byśm y chcieli w ierzyć, a to dla

dobra naszego, aby m ogła b yć dana nam po­

moc.

P ozostajem y nadal pogrążeni w sw e j nie­

m ocy i przekonani ö sw e j „n i e m o ż n o ś c i a po­

w in n iśm y w iedzieć z osobistego choćby do- śuńadczenia, przeżyteg o w ży ciu z Panem, od­

kąd do Niego n a le ży m y , że to nie m y , ale On Sam w nas (i dla nas c z y n i i działa. A tak nie na siebie, a ni na nas ipatrzeć m a m y , ale stać się ja k dzieci, które ustaw icznie w oblicze swego

Ojca niebieskiego patrzą. ,

Z „J e s u s lie b t D ic h “ — p o d a ł b r. A . K o m in e k..

SA D H U S U N D AR SIN G H — in d y jsk i w y z n a w c a J e z u s a C hrystusa

(dokończenie)

„ K ie d y ;przeżytvam j e (tj. e k s ta z y — p rz y p . a u t.) w s ta n ie fiz y c z n e g o z m ę c z e n ia lu b w y c z e r p a n ia lufo — ja k s ię to c z ę śc ie j z d a rz a , z p o w o d u z w ą tp ie n ia w y ­

w o ła n e g o p o ż a ło w a n ia g o d n y m s t a n e m słu c h a c z y m o je g o z w ia s to w a n ia — b y w a t a k , że c z u ję s ię d o ­ s k o n a le p o s ilo n y i ja k b y n o w o n a ro d z o n y . T o je s t je d e n z p o w o d ó w , k tó r e p o ś w ia d c z a ją m i, że to n ie są z w y k łe tr a n s y . K ie d y ć w ic z y łe m d o k ty r n ę Y o g a, n ie d o z n a ­ w a łe m n ig d y tr w a łe g o o d p rę ż e n ia , m im o , iż t r a n s s p r a w ia c h w ilo w ą p r z y je m n ą u lg ę. R ó ż n ic a m ię d z y stan em ! e k s ta z y a p r a k t y k a m i Y oga, k tó r ą u p r a w ia ­ łe m p rz e d m o im n a w ró c e n ie m n a c h rz e ś c ija ń s tw o , p o le g a n a ty m m ia n o w ic ie , że w e k s ta z ie o d c z u w a m y p r z e n ik a n ie s t a n u p e łn e g o sipokoju i ra d o ś c i, czyli to c o z a w sz e p o p r z e d n io p r a g n ą łe m p o s ia d a ć . N a to ­ m i a s t w c z a sie ć w ic z e ń Y o g a o d b ie r a łe m n a s tę p u ją c e w r a ż e n ia — g d y p rz e d w e jś c ie m w t r a n s c z u łe m się Smiutny, p r ó b o w a łe m p ła k a ć i w tr a n s ie , a g d y b y łe m w e s ó ł iprzed tr a n s e m , ś m ia łe m s i ę i w tr a n s ie . P o e k s ta z ie z aś c zu łe m s ię z a w sz e p o s ilo n y i o d ś w ie ­ żo n y , ja k b y n o w o n a ro d z o n y , c o w s y s te m ie Y o g a n ie z d a rz a ło s i ę ”.

S a d h u w y p o w ie d z ia ł s ię ró w n ie ż n a t e m a t ró ż n ic y m ię d z y w iz ją a s p iry ty z m e m . „ M o ż n a są d z ić , ż e w iz ­ j e są ty lk o je d n ą z f o r m s p ir y ty z m u ; ch cę p o d k re ś lić , iż i s tn i e je m ię d z y ty m i s p r a w a m i z a sa d n ic z a r ó ż n i­

ca. S p ir y ty z m o p ie r a się n a p o s e ls tw a c h i z n a k a c h , p o c h o d z ą c y c h o d d u c h a c ie m n o śc i, a le s ą o n e (to z n a c z y p o s e ls tw o i z n a k i — p rz y p . a u t.) w w ię k s z o ­ ści t a k f r a g m e n ta r y c z n e i m a ło z ro z u m ia łe — je ś li n ie zgoła b łę d n e , ż e w r e z u lta c ie z w o le n n ik ó w o d ­ p r o w a d z a ją o d p r a w d y , m i a s t p rz y p r o w a d z ić d o n ie j.

Z d r u g ie j z a ś s tr o n y w w iz ja c h m o ic h w id z ę jais- n o i w y r a ź n ie k a ż d y szczegół w s p a n ia ło ś c i d u c h o w e g o ś w ia t a i d o św ia d c z a m p o d n io s łe j i rz e c z y w is te j sp o ­ łe c z n o śc i z e ś w ię ty m i p o ś r ó d n ie w y p o w ie d z ia n ie j a s ­ n e g o i p ię k n e g o o to c z e n ia d u c h o w e g o ś w ia ta , k tó r y s ta ł się w id z ia ln y . O d ty c h a n io łó w i ś w ię ty c h o tr z y ­ m a łe m n ie ja k ie ś n ie w y r a ź n e , f r a g m e n ta r y c z n e lu b łu ­ d z ą c e p o s e ls tw a o rz e c z a c h z a k r y ty c h (n ie w id z ia l­

n y c h ), le c z ja s n e , r o z s ą d n e w y ja ś n ie n ia w ie lu z a g a ­ d e k , k tó r e n ie p o k o iły m n ie !”

Je s z c z e in n a z w y p o w ie d z i n a t e m a t w iz ji, z a n o to ­ w a n a p o d c z a s p o d ró ż y S a d h u p o S z w a jc a r ii. „T o n ie je s t k o n ie c z n e , a b y k a ż d y w id z ia ł C h r y s tu s a ty m i sw o im i o c z a m i. C h r y s tu s o b ja w ia się n a m z p o w o ­ d u n a s z y c h p o tr z e b . N ie w s z y s c y m a j ą t e s a m e t r u d ­ no ści. D la w s z y s tk ic h z a ś to- j e s t w a ż n e : C h ry s tu s c h c e o b ja w ić się w n a s z y c h d u sz a c h . J e z u s o w i n ie c h o d z i o to, a b y sy cić naisze o czy , a le c h c e n a s y c ić n a s z e d u s z e . D la te g o p o w ta r z a m c ią g le n a noiwo, ż e O n o b ja w i się n a s z y m d u sz o m p r z e z m o d litw ę ...” .

5. K on iec drogi. P o p o w ro c ie ze s w o je j p o d ró ż y do E u ro p y , S a d h u d o k o ń c a ż y c ia n ie p r z e d s ię b r a ł no­

w y c h p o d ró ż y za g ra n ic ę , z w y ją tk ie m o czy w iście p r a c y w T y b ecie. W la t a c h 1922 — 25 p rz e b y w a ł w S u b a th u . Z a w s z e b a rd z o in te r e s o w a ł się p r z y r o d ą ; b v ł b a rd z o w y tr w a ły m o b s e r w a to r e m ż y c ia p ta k ó w i z w ie rz ą t. P o p o w ro c ie z E u ro p y je g o z a in te re s o w a n ia p rz y r o d n ic z e w z m o g ły s ię je s z c z e b a rd z ie j. Z s u m y , k t ó r ą m u o jc ie c S h e r S in g h p rz e k a z a ł w te s ta m e n c ie , z a k u p ił w ie le k s ią ż e k , m ię d z y in n y m i p o w a ż n e p r a c e z z a k re s u p rz y r o d o z n a w s tw a . C a łą zaś o d z ie d z ic z o n ą su m ę p rz e z n a c z y ł d la m is jo n a r z y i e w a n g e lis tó w . C zęść p o ś w ię c ił s p e c j a ln ie d l a m is jo n a rz y , p ra g n ą c y c h p o ś ­ w ię c ić się p r a c y w T y b e c ie . W te n s p o s ó b p o w s ta ła f u n d a c j a je g o im ie n ia . D a tą z a ło ż e n ia f u n d a c ji je s t ro k 1925; w ty m ż e r o k u , m ia n o w ic ie 30 lis to p a d a , S u n d a r S in g h s p o rz ą d z ił sw ó j te s ta m e n t. W y k o n a w ­ c a m i t e s ta m e n tu z o s ta li p a s to r T . E . R id d le , p re z b i- te r i a ń s k i m is jo n a r z z N o w e j Z e la n d ii, p a s t o r C h a n - d u D al z S im la i s e k r e ta r z g e n e ra ln y In d y js k ie g o T o w a r z y s tw a M is y jn e g o w M a d r a s ie . S z e śc io p u n k to w y re g u la m in p r z e w id y w a ł s t y p e n d iu m n a p o k r y c ie k o ­ sz tó w w y k s z ta łc e n ia i u tr z y m a n i a d la m ło d e g o e w a n ­ g e lis ty w T y b e c ie , n a g r o d y w p o s ta c i B ib lii d la c h ło p ­ c ó w p o n iż e j 16 l a t za p o s tę p y w z n a jo m o śc i N ow ego T e s ta m e n tu , n a g r o d y d la m is jo n a r z y z a p o s tę p y w z n a jo m o ś c i całe j B ib lii, 5 -le tn ie s ty p e n d ia d la ch ło p có w w w ie k u ok. 12 l a t , s ty p e n d ia d la e w a n g e lis tó w w c e lu u m o ż liw ie n ia s tu d ió w w je d n y m ze z n a n y c h s e m in a rió w . W e d łu g r e la c ji :z 5 lis to p a d a 1949 r., a w ię c w 40 l a t p o z a ło ż e n iu f u n d a c ji, surma p o s ia ­ d a n y c h inien ięd zy o s ią g n ę ła w y s o k o ś ć 70 ty s , ru p ii.

W o s t a tn i c h la t a c h ż y c ia S u n d a r S in g h p o d u p a d ł n a z d ro w iu , c ie r p ia ł n a se rc e , n a d w y rę ż y ł so b ie p łu c a ; p rz e s z e d ł b a rd z o d o tk l iw ą o p e ra c ję o c z u i do k o ń ca ż y c ia m u s ia ł o c h ra n ia ć w z ro k , n o s ił w ty m ce lu c ie m ­ n e o k u la r y . M ęczy ł się c o r a z c z ę śc ie j i m ó g ł p rz e d ­ s ię b r a ć ty lk o k r ó t k ie , je d n o , a n a jw y ż e j tr z y -d n io w e p o d ró ż e . W ło s y i b r o d a p o k r y ły s ię siw iz n ą . W iele p is a ł w ty m c z a s ie , p r o w a d z ił p o z a ty m o g ro m n ą k o ­ re s p o n d e n c ję , o d p is u ją c n a li s t y z całeg o św ia ta . B ez­

c z y n n ie n ie p o t r a f i ł sied zieć. W ie le c z a s u p o św ię c a ł, j a k z a w sz e , m o d litw ie i m e d y ta c jo m . W ty m czasie p o w s ta ło k i l k a k sią ż e c z e k n a t e m a t w iz ji d u c h o w e ­ go ś w ia ta .

W 1929 r . w y r u s z y ł p o n o w n ie d o T y b e tu . 3 w r z e ś ­ n ia G. H . W a ts o n , k ie r o w n ik s ta c ji d l a tr ę d o w a ty c h

W S u b a t h u w y s to s o w a ł d o w s z y s tk ic h p r z y ja c ió ł

S a d h u p is m o o g ó ln e , w z w ią z k u z 40 ro c z n ic ą jeg o

u ro d z in . W p iś m ie ty m d o n o s i o sw o im o s ta tn im

s p o t k a n iu z S u n d a r S in g h ie m w d n iu 18 k w ie tn ia

1929 r., p o d a je o p is je g o p o d ró ż y o ra z d a ls z e p la n y

S a d h u , k t ó r y p o s ta n o w ił ru s z y ć w k o le jn ą p o d ró ż do

T y b e tu w r a z z k a r a w a n ą k u p c ó w ty b e ta ń s k ic h . Z p o d ­

ró ż y t e j S u n d a r S in g h n ie w ró c ił w ię c e j. J e g o p rz y ­

ja c ie le , d r T a y lo r ra z e m z p a s to r e m R id d le u d a li się

(9)

ŚW IA T Ł O Z C IE N IA PRZYSZŁYCH D Ó BR

„Z a k o n m a ją c cie ń p rz y s z ły c h d ó b r, a nie s a m o b ra z rzeczy ...“

„ ...p ra w d ą je s t c ia ło C h ry s tu s o w e “

Ż yd. 1 0 ,1 ; K ol. 2,17

CZĘŚĆ III - KAPŁAŃSTW O 27. Dwa kamienie onychiny

„I w eźm iesz d w a k a m ien ie on ych in y, i w y ry jesz na nich im ion a sy n ó w Izra elsk ich “ ;

„Sześć im ion ich n a jed n ym k am ien iu , a im ion sześć drugich n a drugim k am ien iu , w ed łu g n a ­ rod zen ia ich".

„R obotą sn ycerzów , k tórzy k a m ien ie rzężą, w y ­ ry jesz n a obu k a m ien ia ch im iona sy n ó w Izrael­

sk ich , i osadzisz je w e zło te o sad zen ia“.

„I położysz te ob ad w a k a m ien ie n a w ierzch n ich krajach n aram ien n ik a, k a m ien ie p a m ią tk i dla sy n ó w Izraelsk ich ; i n osić b ęd zie A aron im iona ich przed P anem na obu ram ionach sw y ch na pam iątkę".

„U czyn isz też h aczyk i zło te“.

„D w a też łań cu szk i ze zło ta szczerego jed n o sta j­

n e; u czyn isz je robotą p lecio n ą , i z a w ie s sz te łań cu szk i p lecio n e n a h a czyk ach “.

II Moj. 28,9—14

Z astanow im y się dzisiaj nad drogocenną ozdobą, któ ra w idniała n a obydw óch ram ionach arcy k ap łan a. R ozkazanie, k tó re M ojżesz o trz y ­ m ał od Boga, było n a stęp u jące: ,,I weźm iesz d w a kam ienie onychiny i w y ryjesz na nich im iona synów Izraelskich, i położysz te obadw a kam ienie onychiny n a w ierzchnich k ra ja c h n a ­ ram ien n ik a (efodu)”.

Boże rozkazanie dane M ojżeszowi, odzw ier­

ciedla ścisły związek, jaki istn ia ł m iędzy a rc y ­ kap łan em i ludem izraelskim . O ile dotychczas tego zw iązku dom yślaliśm y się ty lk o n a pod­

staw ie różnych in n y ch m iejsc Biblii, to tera z zostaje on przed staw io n y nam p rz e d oczy w sposób zupełnie oczywisty.

K osztow ne dw a kam ienie, opraw ione w złoto i um ieszczone n a n aram ien n ik ach a rc y k a p ła n a z w y ry ty m i n a nich im ionam i d w u n a stu poko­

leń Izraelskich, ok reślają c h a ra k te r a rc y k a p ła ­ na, jako orędow nika przed Bogiem za lud, k tó ry

jest oddany pod jego opiekę. To napraw dę w spaniały obraz!

Je śli zaś chodzi o te dw a kam ienie kosztow ne, to dzisiaj n ie s te ty nic pew nego n a ich te m a t nie w iem y, co n ajw yżej ty le tylko, iż kam ienie w spółcześnie nazy w an e onychinam i, nie m ają nic w spólnego z onychinam i w spom nianym i w Biblii.

H eb rajskie słow o „schon h a m ” , w edług w y­

bitnego angielskiego uczonego R obertsona, jest przetłum aczone jako ,,onix” albo „onychin” a pochodzi od rzadko używ anego słow a o n astę­

p u jącym znaczeniu: „skrzy się jak blask ognia”.

K am ienie te n ależały do g a tu n k u najkosztow ­ niejszy ch i n ajrzadziej spotykanych; zresztą i S ta ry T e sta m en t w spom ina je poza ty m bodaj ty lk o dw a raz y (I Moj. 2,12; Hiob 28,16), a w y­

jątkow e zalety onychinów , K sięga H ioba staw ia n a rów ni z m ądrością i daje im przym iotnik

„drogocenny” . Z nane n am zaś w spółcześnie pół­

szlachetne, dw ukolorow e onychiny, nie po­

siad ają w ielkiego b lask u i nie są też bardzo kosztow ne.

Dwa kam ienie onychiny, o k tó ry ch m ówi S ta ­ ry T estam ent, um ieszczone na n aram iennikach

arcykapłana, m ów ią n a m o w ielkiej wartości Izraela w oczach Bożych. J a k z ich nazw y w y ­ nika, posiadały one n iezw y k ły blask, podobny do m igocącego płom ienia i stan o w iły zapew ne k le jn o t w ielkiej w artości. W szystko bowiem , co m ówi o nich Pism o, w skazuje na ich w ielką cenę; ale to, że b y ły um ieszczone na ram ionach a rcy k ap łan ó w nie oznacza w cale, iż b y ły tam dlatego tylko, ab y błyszczeć przed Bogiem sw oją w łasną w spaniałością, lecz przeciw nie swoim blaskiem dodaw ały one chw ały w y ry ­ ty m n a nich im ionom d w u n a stu pokoleń izrael­

skich. N a każdym z kam ieni było w y ry te sześć im ion; n a pierw szym z nich: R uben, Sym eon, Lewi, Ju d a , B an, N eftali, n a dru g im zaś: Gad, Aser, Isaszar, Zabulon, Józef i B enjam in. W ten sposób dw anaście pokoleń izraelskich „spoczy­

w ało” niejak o na ram ionach arcy k ap łan a, gdy orędow ał za ludem u Boga.

Izrael — to drogocenny kam ień Boży, tak a b yła sym boliczna w ym ow a dw óch onychinów ; m ów iły one też, że całe dostojeństw o Izraela pochodziło od Boga, a nie z sam ego Izraela, a iż z rozkazu Bożego zajm ow ał on to chw alebne m iejsce.

K am ienie te, n a k tó ry c h w y ry te by ły imio­

n a d w u n a stu pokoleń, w y rażały też pełnię jed ­ ności lu d u Bożego S tarego T estam en tu . Dla każdego z pokoleń stanow iło to w ielką radość, że nie ty lk o cały Izrael, ale także każde po­

szczególne plem ię um iłow ał Bóg i n adał m u

( d o k o ń c z e n ie a rt. „ S a d h u S u n d a r S in g h ”)

n a je g o p o s z u k iw a n ie , a le po 28 d n ia c h c ię ż k ie j p o d ­ ró ż y p o w ró c ili z n ic z y m . O s ią g n ę li w y s o k o ś ć 6 ty s . m e tr ó w w r e j o n ie p o g ra n ic z a z T y b e te m , a le n ie t r a f i l i n a w e t n a ś la d S u n d a r Sitngha. M ó g ł z g in ą ć z r ę k i ro z b ó jn ik ó w , b y ć m o ż e p a d ł o f i a r ą d z ik ic h z w ie rz ą t, m o ż e z m a r ł z w y c ie ń c z e n ia , g ło d u i p r a g ­ n ie n ia , m o ż e z a c h o ro w a ł n a g le n a s e rc e , m ó g ł u m rz e ć z p o w o d u e p id e m ii l u b p rz e p a ś ć w g ó ra c h ! M oże s p o t­

k a ła go ś m ie rć m ę c z e ń s k a z r ę k i k ra jo w c ó w , w ty m je d n y m z n a jc ie m n ie js z y c h k r a j ó w ś w ia ta . W szy stk o , c o p o w ie d z ie lib y ś m y n a t e n te m a t, p o z o s ta n ie ty lk o w s f e rz e p rz y p u s z c z e ń . Ś m ie rć te g o w ie lk ie g o ś w ia d ­ k a J e z u s a C h r y s tu s a je s t o k r y t a ta je m n ic ą .

M iec zy sła w K w ie c ie ń

Cytaty

Powiązane dokumenty

3U]HNRQDQLH LĪ &\JDQyZ FHFKXMH V]F]HJyOQD ZáDĞFLZD W\ONR DOER

[r]

Chrzest Duchem Św iętym jest działaniem Ducha Św iętego odrębnym od Jego działania odrodzeńczego... Może być

A cokolw iek dalej mówi się: „Ale teraz nasz kap łan tern zacniejszego urzędu dostąpił, im jest pośrednikiem lepszego przym ierza, k tó re lepszem i

Dać kom ukolw iek sw e ram iona do rozporządzenia, oznaczało poddać się, oddać iz gotow ością w służbę posiadane

Upieczonego baranka spożywano w ieczorem w czasie uczty wielkanocnej, paschalnej, która zaczynała się po zachodzie słońca i trw ała do północy, czasem

T eraz przekonałam się, że żadna siła tego nie dokona, dopóki istnieć będzie ta zbrodnicza. in sty

Jeszcze więcej, spełnia się obietnica Pana Jezusa Chrystusa:... Nie ma dla chorego żadnego większego