• Nie Znaleziono Wyników

JVi 4 3 . Warszawa, d. 23 Października 1892 r. T o m X I .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JVi 4 3 . Warszawa, d. 23 Października 1892 r. T o m X I ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JVi 4 3 . Warszawa, d. 23 Października 1892 r. T o m X I .

TY G O D N IK P O P U L A R N Y , POŚW IĘCONY NAUKOM P R ZY R O D N IC ZY M .

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " . W W a r s z a w ie :

Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą :

ro c z n ie k w a rta ln ie ro c z n ie p ó łro cz n ie

rs. 8

„ 2

10

„ 6

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta

i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .

K o m ite t R e d a k c yjn y W s ze c h ś w ia ta stanow ią panowie:

A leksandrow icz J ., D eike K „ D ickstein S., H oyer H., Ju rk iew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., N atanson J ., Prauss St., Sztolcm au J . i W róblew ski W .

„ W s z e c h ś w ia t11 p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ó m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rs z z w y k łeg o d r u k u w szp alcie a lb o je g o m ie js c e p o b ie r a się za p ie rw sz y r a z k o p . 7 '/ j

za sześć n a s tę p n y c h r a z y k o p . 6, za d a lsze kop. 5.

A d r e s Z R e d a łc c y l: i^ r a f e o - w s ls ie - I F r z e d .z a a ie ś c ie , 3STr 6 3 .

F ig . 1. P ra c o w n ia d o b a d a ń n a d s p a d k iem c ia t w p o w ie trz u n a d ru g ie j p la tfo rm ie w ieży E iffla.

(2)

6 7 4 W SZECH ŚW IA T. N r 4 3 .

DOŚWIADCZENIA

NAD

BIEGIEM C IA Ł W P O W IE T R Z U .

L iczn e zadania, ja k ie się ob ecn ie n astrę­

czają tech n ice, nadaje zn aczen ie p rak tycz­

ne k w e sty i, która dotąd rozbieraną b yła głó w n ie ze w zg lęd ó w teo rety czn y ch , a m ia­

n o w icie k w estyi oporu, ja k i ciałom biegną­

cym staw ia p ow ietrze. O pór ten, jak w ia ­ dom o, w zrasta w raz z szybkością biegu ciała; dopóki w ięc p ociągi na drogach że­

laznych posu w ały się z prędkością um iar­

kow aną, opór p ow ietrza u w zg lęd n ien ia nie wym agał; g d y jed n a k w ostatnich czasach zaczęto pociągom nadaw ać prędkość coraz zn aczniejszą, w p ły w tego czyn n ik a u jaw n ił się bardzo w yraźnie. P ró b y , p rzep row a­

dzone we F ra n cy i, w y k azały, że pociąg opatrzony z przodu rodzajem ostrogi do ła tw ie jsz eg o przerzynania pow ietrza; w y ­ m aga daleko m n iejszego nakładu w ęgla, aniżeli pociąg o lo k o m o ty w ie z w y k łe j, p rze­

dzierającej się płaską ścianą, p rzez pow ie­

trze. T oż samo ty czy się i b ieg u okrętów , a w w y ższy m je sz c ze sto p n iu żeg lu g i po w ietrznej; obchodzi także i w elocyp ed ystów , którzy znaczną część n ak ład u pracy sw ych m ięśni na przezw yciężen ie oporu p ow ietrza łożyć m uszą. O k azała się leż potrzeba d o ­ kład n iejszego u w zg lęd n ien ia naporu w ia ­ trów na m osty i inne b u d ow le, lep szego w yzysk an ia ich s iły p rzy budow ie m ły ­ nów.

W szy stk ie te zad an ia w ym agają w ięc na­

leżytej znajom ości praw oporu pow ietrza;

d ośw iadczenia zaś dotychczasow e w tym przedm iocie bardzo są skąpe i n ied o sta tecz­

ne; szczerba ta w szakże zostan ie w krótce zapew ne w znacznej przynajm niej m ierze w yp ełn ion a, g ło śn y b ow iem fizyk francuski, p. C ailletet w esp ół z p. C olardeau, rospo- c z ą łs z e r e g ścisły ch bardzo badań d ośw iad ­ czaln ych nad spadkiem cia ł w pow ietrzu.

M ożnaby sądzić, że sw ob od n y spadek ciał stan ow i tylk o p rzypadek sz c z e g ó ln y biegu

w pow ietrzu, poniew aż w szakże d okonyw a i

[ się z chyżością wciąż w zrastającą, nastręcza przeto m ożność ogóln ego ujęcia zależności, ja k a zachodzi m iędzy szybkością biegu

a oporem pow ietrza.

D ośw iadczenia dotychczasow e nad spad­

kiem ciał w pow ietrzu na tem g łó w n ie szw an k ow ały, że nie rosporządzały znaczną w ysokością spadku. P a n C ailletet sk orzy­

sta ł w ięc z w ieży Eiffla, która, ja k to c z y ­ telnikom naszym wiadom o, n ie pierw szą ju ż nauce oddaje usługę. P racow n ię swą u m ieścił p. C ailletet na drugiej platform ie w ieży, znajdującej się na w ysokości 120 m etrów . N a p rzebieżenie drogi takiej w próżni ciało potrzebow ałoby praw ie p ię ­ ciu sekund, osięgając przy tem prędkość końcow ą 50 m etrów; p rzedstaw ia się tu z a ­ tem m ożność dochodzenia oporu pow ietrza przy szybkościach od 0 do 50 m etrów na sekundę. O pis tych dośw iadczeń podajem y w ed łu g spraw ozdania, złożonego przez auto­

rów akadem ii nauk w P aryżu, z L a N aturę zaś czerpiem y rysunki, które opis ten do­

brze uzupełniają.

A b y w yśled zić praw o ruchu ciała spada­

ją ceg o w pow ietrzu, należy znać w każdej ch w ili p ołożen ie tego ciała w przestrzeni.

W tym celu pp. C ailletet i Colardeau ucze­

p ili je na końcu n ici bardzo cienkiej i bar­

dzo lek k iej, która, rozw ijając się, w raz z niem posuwa się na całej drodze i staw ia mu opór nader słaby zaled w ie. N ić po­

dzielona je s t na odstępy dłu gości 20 m e ­ trów , a k ażd y z nich n aw in ięty je st na sto ż­

ku drew nianym C 1} C2, C3, których w ierz­

ch o łk i zw rócone są ku d ołow i. Z pow odu tej postaci stożkow ej nić rozw ija się z nich praw ie bez tarcia; przez bespośrednie zresz­

tą próby oznaczono w p ływ , ja k ib y na opóź­

n ien ie spadku w yw ierać m ógł opór, pocho­

dzący z rozw ijania się nici.

Skoro z jednego odstępu, czyli z jed n eg o

stożka n ić jest już ro zw in ięta i zaczyna się

się rozw ijać z następnego, kon tak t elektry-

[ czn y w praw ia w ruch pióro przyrządu re-

giestru jącego, które ch w ilę tę zaznacza; do

m ierzenia czasu słu ż y tu kam erton e le k ­

tryczn y, k tóry dozw ala ch w ilę tę uchw ycić

z przybliżeniem , dochodząeem setnej części

sekundy. W ten sposób całe to urządzenie

podaje, ja k ich p rzecią g ó w czasu potrzebuje

(3)

N r 4 3 . w s z e c h ś w i a t. 6 7 5

ciało spadające na p rzeb ieżen ie 20, 40, 60

i t. d. m etrów.

W spom niany zaś kontakt elek tryczn y urządzony je st w sposób następujący: P rzy p rzejściu z jed n eg o stożka do następnego nić w kierunku M N O (fig. 2 Nr 2) przesu­

wa się przez d w ie blaszki m etalow e L L ', odosobnione przy I płytką ebonitow ą, a z e ­ tknięte końcam i dolnem i. P rzez cążki te przebiega prąd elektryczny, który działa na pióro przyrządu zapisującego i który się przeryw a, gdy obie g a łęzie m etalow e rossu- wają się, je d n a od drugiej, co w łaśnie za ­ chodzi, skoro n ić ze stożka C, ulega z u p e ł­

nemu rozw inięciu, poczem blaszki stykają

sokości 20 m etrów , doznałby opóźnienia za­

led w ie o

0 , 2

m ilim etra, to je s t o

' /iooooo

swój drogi.

Co się tyczy oporu sprow adzanego przez rozw ijanie się nici i jćj tarcie w pow ietrzu, I to autorow ie oznaczyli go dwom a sposoba-

j

mi. P ierw szy p olegał na opuszczaniu w al-

! ca drew nianego, zakończonego u dołu za­

ostrzonym stożkiem m etalowym ; była to w ięc jakby strzała, która z pow odu wąskiój i w ydłużonój postaci doznaw ała sama bardzo nieznacznego oporu pow ietrza, tak, że s w o ­ bodny jćj spadek w pow ietrzu zachodzi praw ie tak samo, jak w próżni. D ośw iad­

czenia zaś w ykazały, że spadek tój strzały,

F ig . 2. S zczegóły u rz ą d z e n ia cew ek , d o k o ła k tó ry c h zw in ię ta je s t nić, p o łą c z o n a z c ia fe ra sp a d a ją c e m .

się natychm iast ze sobą. W tćj ch w ili pió- [ ro przyrządu zapisującego pozostaw ia ślad { na obracającym się w alcu. N astępnie roz­

w ija się z k olei stożek C2, a po przebiegu 20 m etrów otw ierają się drugie cążki i ten­

że sam p rzebieg pow tarza się dalój.

B laszki L L ' są bardzo g iętk ie, opór w ięc,

i

ja k i staw iają sw em u rossunięciu się przy przejściu nici, je st nadzw yczaj słaby. P rzy próbach, które m iały na celu ocenę tego oporu, do rossunięcia blaszek w ystarczył ciężarek zaledw ie dw u gram ów , zbiegający z w ysokości 10 centym etrów; w ypływ a stąd, że ciężar 1 kilogram a opadający z w y -

j

gdy była uczepiona do nici, opóźniał się zaledw ie o

20/io o o

w zględem teoretyczn ie obliczonej drogi w próżni.

Sposób drugi d ozw alał w p ływ nici o c e ­ niać bespośrednio, opuszczano bow iem ciało spadające zupełnie sw obodnie, nieu w iązan e do nici, przyczem zarów no początkow a jak i końcow a ch w ila spadku zaznaczała się autom atycznie na przyrządzie regiestrują- cym . Skoro w ięc całk ow ity czas spadku ciała zu p ełn ie sw obodnego zestawiono z cza­

sem spadku tegoż sam ego ciała, gdy było uczepione do nici, różnica daw ała opóźnie­

nie, ja k ieg o ciało spadające doznaje z p o ­

(4)

676

W SZECH ŚW IA T.

N r 43.- w od u oporów, zależących od sam ego p rzy­

rządu. Z prób tych, do których u żyto w al­

ca m iedzianego, w ażącego 2 0 8 0 gram ów , okazało się, że op óźn ien ie, o którem m owa, w yn osiło 0,04 sekundy na p rzeciąg całego spadku, trw ającego 5 sek u n d , co zn aczy, że opóźnienie p ow od ow an e przez u d z ia ł nici nic dochodzi '/100.

Z opisu teg o w idzim y, że m etoda użyta p rzez pp. C ailletet i Colardeau p rzy z u p e ł­

n ej

prostocie zaleca się ścisłością i w ytw or- nością zarazem . F ig . 1 daje w id o k w ew ­ n ętrzn y pracow ni: ek sp erym en tator odcina w łaśnie gó rn y koniec nici, która dźw iga ciało, mające od tćj c h w ili przeb ied z drogę 120 m etrów , aż do spodu w ież y , p rzyczem pozostaje ono uw iązane w ciąż do

tej

nici, ow ijającćj się dokoła stożków , o których

R ezu lta ty te przedstaw ione są graficznie na fig. 3, która jest zm niejszoną kopiją r y ­ sunków , otrzym anych na przyrządzie regie- strującym , a których zn aczen ie, po w yjaś­

nieniach wyżćj podanych, łatw o rozum ie­

my. O dcinki, m ianow icie, na lin ijach pro­

stych oznaczone, odpow iadają przeciągom czasu, potrzebnym na przebieżenie przez ciało spadające każdych 20 m etrów. L i- nija 1 daje rys teoretyczny przebiegu ciała w próżni, w idzim y tu, że na przebieżenie p ierw szych 20 m etrów ciało potrzebuje 2 sekund, na następne 20 m etrów już n iesp eł­

na sekundy i dalej czasów coraz krótszych.

N ie w ie le od teg o odstępuje linija 2, która przedstaw ia p rzebieg w pow ietrzu przyto­

czonej wyżćj długiej strzały drew nianej, zakończonej zaostrzonym ątożkiem m etalicz-

.

( 3 i

2

t i - 2 .--- --- --- 1--- --- 1--- 1---1--- 1--- 1--- ---

1

---

F ig . 3. G raficzn e p rz e d s ta w ie n ie re z u lta tó w d o św iad c zeń .

m ów iliśm y w yżój, a p rz ed sta w io n y ch w y­

raźniej na fig. 2.

F ig . 4 w skazuje m iejsce p racow n i na platform ie oraz, przy A , p u n k t spadku ciała P na ziem ię.

D otąd przez obu fizyków przep row ad zo­

ne dośw iadczenia mają znaczenie robót p r zy g o to w a w c zy ch dopiero; zajęli się ju ż w szak że rozbiorem p ytan ia, czy op ór sta­

w ian y przez pow ietrze p ła szczy zn o m , m a­

jącym je d n a k ie p o w ierzch n ie, z a le ż y od ich postaci. U ż y li w ięc p ow ierzch n i k o ło ­ w ych , trójkątnych, k w ad ratow ych i t. p., um ieszczonych prostopadle do k ierunku spadku. O kazało się, że czasy sp ad k u róż­

n ych tych pow ierzchni bardzo niezn aczn ie ty lk o różnią się m iędzy sobą, co zresztą potw ierdza ty lk o fakt ju ż znany, że opór p ow ietrza od postaci pow ierzchni nie za­

leży.

nym . F ig . 3 i 4 dają obraz spadku p łasz­

czy zn y kw adratow ej i p łaszczyzn y trójkąt­

nej, o jednakiej pow ierzchni 0,025 metra k w ad ratow ego i obciążonych balastem 800 gram ów . Spadek, ja k w idzim y, d ok on y­

w a ł się jed n ak ow o i trw ał 7 sekund. Czas odczytać można na lin ii falowej dolnej, na­

kreślonej w p rzypuszczeniu, że kam erton dok on yw ał tylk o 25 drgań na sekundę.

A b y dalej spraw dzić, czy opór, jak iego doznaje płaszczyzna przebiegająca przez pow ietrze, je st proporcyjonalny do jój po­

w ierzch n i, u żyto w jed n em z dośw iadczeń dw u płaszczyzn kw adratow ych, których po­

w ierzchnie b y ły w stosunku 1 : 2 i obcią­

żonych w tym że samym stosunku. Czasy spadku o k azały się praw ie jed n ak ow e, 6,92 i 6,96 sekund, co uzasadnia tę proporcyjo- nalność.

P on iew aż prędkość ciała spadającego

(5)

N r 43. W SZECHŚW IAT.

w

pierw szych chw ilach spadku w ciąż w zra­

sta, pow iększa się i opór, ja k i mu p o w ie­

trze stawia, po pew nym w ięc czasie opór ten dorów nyw a już ciężarow i ciała. Od tej ch w ili usuw a się tedy w p ły w siły przy­

spieszającej, a ciało odtąd posuw a się już biegiem jed n ostajn ym . N a tój w ięc zasa­

d zie opór ten łatw o ocenić można w k ilo ­ gram ach, skoro bow iem zw aży się ciało spadające wraz z obciążającym je balastem, znam y tem sam em opór, odpow iadający da­

nej prędkości, gd y ju ż spadek je st jed n o ­ stajn y. W dośw iadczeniach

w yżej

przyto-

F ig . 4. S—p ra c o w n ia n a d ru g ie j p la tfo rm ie w ieży.

P —c ia ło sp a d a ją c e . A — m ie jsc e s p a d k u c ia ła n a ziem ię .

czonych obciążenie tak było dobrane, aby spadek staw ał się jed n ostajn ym po przebie- żeniu 60 do 100 m etrów .

Zm ieniając balast użyty na jed n ę i tęż samę pow ierzchnię, otrzym ać można ruchy jed n ostajn e przy różnych prędkościach, tą drogą zatem badać można, ja k się zm ienia opór pow ietrza zależnie od szybkości ru­

chu- P rzyjm u je się dotąd w ogólności, że opór ten, przynajm niej, g d y idzie o szyb ­ kości um iarkow ane, je st proporcyjonalny do kw adratu z szyb k ości co się wyraża wzorem P — R V 2, gd zie P oznacza ciśnienie p ow ie­

trza w kilogram ach na m etr kw adratow y.

V szybkość w m etrach na sekundę, a R spółczynnik stały.

G dyby w ięc wzór ten był dokładny, w ar­

tość na R , w yprow adzona z różnych d o ­ św iadczeń, pow innaby być zaw sze stateczną przy ja k ich k o lw iek odpow iadających sobie w artościach P i V. D ośw iadczenia nie po­

tw ierd ziły w szakże tego wrniosku, sp ółczyn ­ nik bowiem R pow iększa

się

wraz z sz y b ­ kością, opór w ięc pow ietrza rośnie prędzej, aniżeli kw adrat z szybkości, n ie je st tedy do

n iej

proporcyjonalny. D la płaszczyzn przebiegających z szybkością 25 m etrów na sekundę wartość tego w sp ółczyn n ik a R okazała się równą 0,071.

D ośw iad czen ia prow adzone b y ły podczas dni od wiatru wolnych; n iew ielk ie zaś róż­

nice, jak ie w tedy w warunkach atm osfe­

rycznych zachodziły, w yraźnego w p ły w u na przebieg spadku nie m iały. O dalszych rezultatach w ażnych tych badań w krótce zapew ne podać będziem y m ogli w iadom ość.

S. K .

O ZNIKANIU

I S i Ę M H GATUNKÓW I W E f t Z f t

G atunki zw ierząt znikające z pow ierzch­

ni ziem i są bardzo liczne, do tego naw et stopnia, że trudno byłob y ściśle podać ich liczbę, tem bardziej, że niektóre znikają p o ­ w oli bez naszej u w agi i w iedzy, g d y zaś to zn ik an ie spostrzeżem y, częstokroć w te­

d y ju ż niem a żadnego środka zaradzenia złem u.

M ożnaby zapobiedz w porę dziełu zn isz ­ czen ia, gd yb y postępow ano w ten sposób, ja k to radzi jeden z kustoszów m uzeum na­

rodow ego w Stanach Z jed n oczon ych ,a m ia ­ now icie proponuje o n ,a b y ci co strzegą w iel­

kich zbiorów zoologiczn ych dow iadyw ali się p rzy zdarzonej sposobności o rzadkości gatunków , z których posiadają egzem p la­

rze, czy one są liczn e, lub rzadkie, czy się

liczeb n ie pow iększają, czy zm niejszają. D la

(6)

678

W SZEC H ŚW IA T.

jed n ej osoby b yłab y to praca u ciążliw a, a naw et wprost n iem ożeb n a,ale przy pom ocy w spółpracow ników , z których każdy ma sobie pow ierzony p ew ien d z ia ł z o o lo g ii, lub botaniki, każdy dyrektor m uzeum p rzep ro­

w adzić to m oże, a dla nauki m ogłyb y z tego w ypłynąć n ieob liczon e pożytki. C złow iek przez sw oję ch ciw ość i brak rossądku sam sp ow od ow ał zan ik an ie żubrów am erykań­

skich (bizonów ') i sam p od n iósł okrzyki alarm ujące, że ludzkość traci zw ierzęta bar­

dzo pożyteczne, ła tw e do zadom ow ienia i dostarczające bardzo cen n ego m ięsa na pokarm. M oże te g r o źn e ok rzyk i zm uszą nareszcie k ogo n a leży do p rzed sięw zięcia odpow iednich środków , celem zapobieżenia zupełnem u w ytęp ien iu żubrów am erykań­

sk ich. W każdym razie dobry p rzyk ład w tój m ierze dał F . L u cas, kustosz m uzeum narodow ego anatom ii porów naw czej w W a- szyn gton ie. Z rob ił on spis zw ierząt, które znajdują się w zbiorze przez n iego strzeżo­

nym , a których zagłada w ydaje mu się n ie­

uchronną, albo też je st ju ż faktem d ok on a­

nym . N ad tem i ostatniem i tylk o ju ż p ła ­ kać można... m ożna n ak reślić ich h istoryją, opow iedzieć ich zgon i zred agow ać im n a ­ p is grobow y. Co do in n y ch , p o ło żen ie jest groźne, ale można je sz c z e p o w o ła ć lu d zi nauki i dobrej w oli do p rzedsięw zięcia en ergiczn ych środków , żeb y zapobiedz z u ­ pełnej ich zagładzie.

N a pierw azem m iejscu stoi w tój k atego- r y i M onachus trop icalis z Indyj zachodnich.

K r z y sz to f K olum b zn a la zł to zw ierzę w w iel­

k iej

obfitości w A lta Y illa 1494 r. Jestto je d e n z dw u gatunków fok, z rodzaju s p o ­ tyk an ego w krajach gorących , zw ierzę bar­

dzo p ożyteczn e, m ogące ob yw ać się trzy lub cztery m iesiące bez p ożyw ien ia i d o ­ starczające znacznej ilo śc i tłu szczu . P o ­ cząw szy od X V I I w iek u , b y ło ono ścigane przez liczn e w y p ra w y , a przy końcu tej epoki b yło jeszcze m im o to bardzo obfite.

S lo a n e wspom ina w r. 1688, że w ysp y B a- ham skie są niem i p rzep ełn io n e i że ich m ożna złapać około stu osob n ik ów w p r z e ­ ciągu jednej nocy. A le od początku b ieżą­

•) P a tr z p ro f. W rz e sn io w sk i: „O w y g a ś n ię c iu źu- b ró w “ W s z e c h ś w ia t N r 25 i 26, 1890 r.

cego stulecia rzeczy zm ien iły się o tyle, że dziś M onachus tropicalis znajduje się tylk o na p ew n ych m ałych w ysepkach na południu Jam ajki i w niektórych punktach zatoki M eksykańskiej. G atunek ten stał się bar­

dzo rzadkim , a zupełne je g o zn iknięcie jest nieuchronnem .

G orzej

je s t jeszcze z M acrorhinus angu- stirostris (C ystophora proboscidea N ils).

Z w ierzę to, noszące nazw ę m orskiego słonia kaliforn ijsk iego, je s t n ajw iększem ze sw o ­ ich w spółplem ienników , dochodzi od 15 do 16 stóp i posiada olbrzym ią masę tłuszczu.

B y ło ono niezm iernie licznem na w yb rze­

żach K aliforn ii aż do roku 1852, epoki, w której m arynarze ło w ili je w w ielkiem m nóstw ie na w ybrzeżach i m ordow ali. Od roku 1860 słon ie m orskie stały się tak nie- licznem i, że polow anie na nie je st ju ż z u ­ p ełn ie niekorzystnem i dzisiaj zaprzestano go też zu p ełn ie. N ie w ie le to jed n a k p o ­ m ogło, bo nie b yło system atyczności w d zia­

łaniu; w r. 1880 zabito 30 sztuk, w 1882 sztuk 40, w 1883 sztuk 110, a w 1884 sztuk 93. P r z y końcu tego sam ego roku 1884 w idziano ich tylk o trzy, a w ch w ili obecnej n ie ujrzanoby ju ż ani jed n ego. G atunek ten wym iera i zanika, jeśli już zu p ełn ie nie zagin ął.

L epiój nieco dzieje się z morsem, O doe- benus (T rich ech u s) ro3marus i O doebenus obesus z A tla n ty k u i oceanu S p ok ojn ego, m im o to w szakże liczba osobników tego d r u ­ g ie g o gatunku (O . obesus) zm niejszyła się w przeciągu ostatnich lat dziesięciu praw ie o połow ę; rybacy chętnie go poszukują, bo w ieloryb y są coraz rzadsze i n iek ażd y ch ę­

tnie się naraża na ostrość 6trefy p od b iegu ­ n ow ej. O doboenus, oprócz tłuszczu, daje jeszcze zęby zdatne na różne w yroby ozd o ­ bne. D o roku 1860 zostaw iano go jeszcze w e w zględ n ym spokoju, ale od tej daty po-

j

cząw szy, w ypow iedziano mu otw artą wojnę:

i ła tw o go zabić, a m iejsce jeg o zam ieszkania j e s t bardzo ograniczone. C zyż i tem u zw ie ­

rzęciu p ozw olą w ygin ąć zupełnie?

T en sam los g ro ził żubrow i litew sk iem u (B ison europaeus, B os bison), ale um iano przedsięw ziąć środki od p ow ied n ie, żeby tę­

p ien ie pow strzym ać w porę i zabespieczyć

zw ierzę w jeg o sied zib ie, ograniczonej w y ­

łączn ie do puszczy B iałow iesk iej i K aukazu

(7)

N r 4 3 . W SZECH ŚW IAT. 6 7 9

na zachód od Elbrusa. P om im o jednak

w szelk ich usiłow ań liczba żubrów w p u sz ­ czy B iałow iesk iej stopniow o się zm niejsza i przed czterem a laty było sztuk 420 w puszczy, a w zw ierzyńcu 11 sztuk ').

D aleko gorszy los spotkał bobra (Castor fiber), który k ied yś rospow szechniony po

c a łej

praw ie E u rop ie i A zy i północnej, dziś zaled w ie znajduje się w niektórych zakąt­

kach E u rop y, np. na P olesiu Słuckiem 2).

R ytin a zw an a krow ą m orską (Rhitina S te ller i) ju ż przepadła bespowrotnie; m iej­

sce jej zam ieszk an ia było bardzo ogran i­

czone (w yspa B eh rin ga), zw ierzę m iało ru ­ chy p ow oln e, ła tw e było do zabicia, ro z­

m nażało się w oln o. D la teg o też tępiono w iele osobników i około roku 1867 w id zia­

no je d y n y żywry okaz. Odtąd n ik t nie spo­

tyk ał tego zw ierzęcia, należy ono już do za ­ gin ion ych i tylk o liczn e szkielety, zn alezio­

ne w ostatnich czasach na w yspie B eh rin ­ ga, św iadczą o ilości kiedyś żyjących zw ie­

rząt.

T o samo je s t z ptakiem D repanis paci- fica, który b y ł daw niej bardzo pospolity na w yspach H aw ai. B y ł on zabijany przez krajow ców , k tórzy zazw yczaj w yryw ali mu k ilk a piór połysk u jących , by niem i zdobić płaszcze i naszyjn ik i. N a płaszcze k ró lew ­ sk ie potrzeba b yło ogrom nego m nóstwa pta­

ków , które zam iast puszczać na sw obodę po w yrw an iu im piór potrzebnych, za b i­

jano; gatunek w y g a si. T o samo m iało m iej­

sce z innym ptakiem , także z a rch ip elagu , C haetoptila angustiplum a. In n e jeszcze g a ­ tunki są także na drodze do zanikania, skutkiem w ycinania lasów i skutkiem in ­ nych przyczyn.

S ęp k a lifo rn ijsk i (P seu d ogryp h u s cali- fornianus) n ie z g in ą ł jeszc ze całk ow icie, ale n iew iele do tego brakuje. N ie był on n i­

gdy zb yt obfitym , ale używ anie strychniny

f) P o szczeg ó ło w e w ia d o m o ś ci o d sy ła m y c z y te l­

n ik a do p r a c y A . W a łe c k ie g o „ Ż u b r i B ó b r“ P a ­ m ię tn ik F iz y jo g ra fic z n y , to m V . „O w y g a śn ię ciu ż u b r ó w 11, A. W rz e ś n io w s k i; d a le j „ S p ra w o z d a n ie z w y cieczk i b o ta n ic z n e j, o d b y te j d o p u szczy B ia ­ ło w iesk iej w 1887 r . “ , K. D ry m m e r, P a m ię tn . F iz . to m V III.

2) „O z n a jd o w a n iu się b o b ró w w ró ż n y c h k r a ­ ja c h E u r o p y 11 A. S., W s z e c h ś w ia t N r 29, 1889 r.

do tępienia w ilk ów i innych zw ierząt dra­

pieżnych, szk od liw ych pasterstw u, zadało mu cios ostateczny; ży w ią c się padliną zw ierząt zatrutych, sam się zatru w ał tym sposobem , dziś je st już okazem bardzo rzad ­ kim.

D odo, czyli D id u s ineptu3 z w yspy Sw . M aurycego, b y ł rzadkością ju ż przed d w u ­ stu laty, a od dość daw na w y g a sł c a łk o w i­

cie. W zm iankę o nim p ierw szą spotykam y w’ r. 1598; był to ptak ląd ow y, bardzo o g ra ­ niczony i niezręczn y, o ciele ciężkiem , n o ­ gach krótkich i olbrzym im h aczykow atym dziobie. M ięso tego ptaka nie było zbyt sm aczne, zabijano go jed n ak z p rzyjem n o­

ścią i dlatego od r. 1693 gatunek zagin ął zu pełnie. W tem d ziele zniszczenia zna­

kom icie człow iek ow i dopom agał kot, pies i dzik, które w yb ierały jajk a i m łode ptaki.

T en sam przypadek ma m iejsce obecnie w

N o w e j

Z elandyi z K iw i, które także za­

gin ie, jeżeli rozum ne postępow anie n ie z a ­ p ob iegn ie tem u. Pokrew ny z D odo sam o­

tnik (P ezop h as solitarea) zagin ął rów nież i oto dwa znow u gatunki w liczbie tych, które człow iek w łasn ow oln ie w ytęp ił. O sa­

m otniku wTiem y tylk o to, co o nim m ó w ił F ran ciszek L egu at, który go obserw ow ał w r. 1691 bardzo dokładnie; dziś niektóre m uzea posiadają tylk o je g o kości.

W krótce i z in n ego ptaka tylk o ty le po­

zostanie, m ianow icie z kaczki labradorskiej (C am ptolaim us labradorius). N ie była ona n ig d y bardzo liczna, ale od 1878 roku n ie złow ion o ani jed n ój. Czy by to było skut­

kiem jak iejś epidemii? co byw a niekiedy:

p. S tein eg er w id ział ginącą tysiącam i P h a- lacrocorax p elagicu s w r. 1876 — 1877 na w yspach sąsiadujących z w ybrzeżam i am e­

rykańskiem u Zdaje się jed n ak , że nie to b yło głów ną przyczyną, tylk o to, że kaczka, o którój m ów im y, była szczególniej n isz­

czona przez indyjan, którzy poszu k iw ali, o ile się zdaje, jajek . O becnie istn ieje zaled w ie kilka par tych ptaków . W tych w arunkach m ożna uw ażać gatu n ek za bli­

ski zatracenia, zn ik n ie on ja k w iele innych

ptaków w odnych. A lca im pennis bliska

pingw inom , n ieg d y ś rozm ieszczona była od

Islan d yi do zatoki B isk ajsk iej, od G ren lan -

dyi do w ybrzeży W irgin ii. R ozm n ożyły się

one szczególniej na w yspie F u n k i na w y-

(8)

6 8 0 W SZEC H ŚW IA T. N r 4 3 .

brzeżaoh Islan d yi. W r. 1534 C artier w i ­

d ział ich całe grom ady na w ysp ie F u n k ; p rzez czas d łu gi ok ręty przejeżd żające za ­ op atryw ały się stale w te ptaki i chociaż alka znosi ty lk o jed n o jajk o, nie ub yw ało w cale osobników aż do ch w ili, k ied y za czę­

to je zabijać dla piór. W te d y to zaczęła się rzeź praw dziw a, zabijano j e tysiącam i, w r. 1840 w y g in ę ły zu p e łn ie p raw ie w E u ­ ropie i A m eryce. W y sp a F u n k posiada m nóstw o szk ieletó w tego ptaka, tw orzą­

cych istną w arstw ę organiczną na skalach.

Za jed en szk ielet p łacon o w ostatnich c za ­ sach 3 0 0 0 franków, za skórkę 3 2 5 0 fran ­ ków , a za jajk o 7 500 franków . T ak jak A lc a ży ł rów n ież korm oran P a lla sa (P h a - lacrocorax p ersp icilla tu s). Z am ieszk iw ał on w yspę B eh rin ga w r. 1741, g d z ie zn a j­

d ow ał się bardzo obficie i d ostarczał dobre­

go pożyw ienia, a dziś w posiadaniu m uzeów są tylk o cztery egzem plarze w ypchane i stos k ości bezład n ych . T en sam los czeka w krótce żółw ie ląd ow e z w ysp G alapagos.

D am p ier znalazł je w dużój licz b ie w roku 1680; w roku 1813 w y g in ę ły na p ew n ych w yspach w y n iszc zo n e'r ęk ą lu dzką, która je m ordow ała w celach korzyści; w roku 1829 kolon ija popraw cza osied lon a zo sta ła na j e ­ dnaj z w ysp i w części ży w iła się żółw iam i;

■wielu rybaków robiło też w tedy o liw ę z żół­

w ia i w r. 1888 zn a lezio n o ju ż zaled w ie kilka tylko egzem p larzy bardzo zm n iejszo­

n ych rozm iarów . G a tu n ek g in ie przeto 1 liczeb n ie i jak ościow o; w krótce z a lic z o ­ n ym będzie do całk iem zagin ion ych . T o sam o b ęd zie z L o p h o la tilu s ch am eleon ti- ceps, piękną rybą z p o łu d n io w y ch w y b rze­

ży Stanów Z jed n oczon ych odkrytą dopiero w r. 1879 p rzypadkow ym sposobem przez rybaka, k tóry szukając dorsza, w yciągn ął 2 000 k ilogram ów ryby, całkiem mu p rzed ­ tem nieznanćj, a która odtąd otrzym ała n a ­ zw ę pow yżćj p rzytoczoną. Z aczęto j ą ł o ­ w ić w rozm aitych porach w tych samych okolicach. W roku 1882 w id zian o jój całe m asy. S p otyk an o je n ie ży w e, lub zd y ch a ­ ją c e na pow ierzchni i statek nieraz p łyn ął

200 k ilom etrów , otoczon y, ja k okiem s ię ­ g n ą ć było m ożna, sam em i nieżyw em i ryb a­

m i. T rupy te zajm ow ały przestrzeń p rze­

szło 1 0 0 0 0 kilom etrów k w ad ratow ych , ! a m usiały ich tam być m ilijard y. P r z y c z y ­

na tćj nadzw yczajnej śm iertelności n ie w ia ­ doma; nie zdaje się, żeby to b y ł ja k iś ro­

dzaj epidem ii, przypuszczać raczój należy ja k ie ś zaburzenie podm orskie, lub też nagłą zm ianę tem peratury. P ew n a tylk o, że od roku 1882 nie w idziano ani jednój z tych ryb, chociaż szukano ich w m iejscach, gdzie się przedtem zn ajd ow ały. C zy ten gatunek zaginął? N ie je s t to niem ożliw em . Z drugićj strony m ożna przypuszczać, że przeniósł się w inne strony i może być, że kiedyś, z cza­

sem znow u się odnajdzie. W każdym razie je st to fakt szczeg ó ln y , że istnienie tój ryby

tak d łu g o było niew iadom e.

S p is p. L ucasa ukończony, ale je s t on za- krótki; gd yb y inni zoologow ie chcieli z w r ó ­ cić u w agę na ten przedm iot i gd yb y bota­

n icy idąc za przykładem tow arzystw a o ch ro­

ny roślin w G ienew ie, ch cieli dorzucić sw o- ję pracę, rzecz cała w zięłab y in n y obrót.

W każdym razie praca ta będzie użyteczna w celu w skazania gatunków , które za g in ęły i p rzyczyn ich w ygaśnięcia oraz w celu w y ­ kazania tych, co są zagrożone w ygaśn ię­

ciem . D o niój też n ależy szukać środków , ażeby zapobiedz złem u i zachow ać gatunek w celach użytecznych.

J e st to n iestety jed y n y cel, na którym oprzeć się m ożna, bo in n ych pobudek o g ó ł naw et u cy w ilizo w a n y nie zrozum ie. W ię k ­ szość nie pojm uje, że ze zw ierzętam i zagi- nionem i zaciera się jednocześnie jed n a z kart historyi przyrody. (R evue Scientifique, tom 49, Nr 18, I ser.).

T łu m aczyła J . S.

(O d c z y t w y g ło sz o n y w Z u ry c h u ')•

(C iąg d a lszy ).

P rzejrzyjm y teraz p obieżnie procesy i r o ­ boty, p rzy pom ocy których w yrabiano daw -

>) T łu m a c z y li z m a n u s k r y p tu a u to r a L . P . M.

i K. R .

(9)

N r 4 3 . w s z e c h ś w i a t. 6 8 1 n iej

te różne gatunki żelaza; m etody te prze­

trw ały po dzień dzisiejszy.

Starożytni um ieli w yrabiać w yłącznie żelazo kute czyli sztabow e, bespośrednio z bardzo rospow szechnionych rud, które ju ż w ów czas b y ły znane. W dzisiejszych n aw et czasach napotykam y wśród dzikich lub naw pół u cy w ilizo w a n y ch narodów , w y­

rabiających żelazo, taką samę m etodę, ja ­ kiej używ ali starożytni grecy i rzym ianie, a która nosi dziś nazw ę m etody „kataloń- sk ić j”. P o siłk o w a n o się w tym w ypadku zw yczajnym piecem k ow alsk im , posiadają­

cym pewne za głęb ien ie dla m ięszaniny rudy i w ęgla d rzew n ego, albo też niskim piecem szybow ym . P ie c taki znaleziono w pobliżu H am burga, na skraju daw nych posiadłości rzym skich; w w iększej ilości — w górach Jura w S zw ajcaryi, g d zie za czasów rzym ­ skich w ytap ian ie żelaza było dość rospow - szechnione.

Jnko m ateryjał op ałow y u żyw an y był w yłączn ie wTęg iel drzew ny; pożądaną tem ­ peraturę otrzym yw an o przy pom ocy m ie­

cha, którego k szta łt oraz siła działania za czasów greck ich i rzym skich n ie różniły się od tych, ja k ie napotykam y dziś jeszcze wśród naw p ół dzikich Indyjan, zam ieszk u ­ jących o k o lice g órzyste, wśród m alajczy- ków oraz narodów A fry k i środkow ej.

N a tćj drodze m ożna przerabiać bardzo n iew ielk ie ilości rudy, przy m ałej w ydaj­

ności oraz w ielk im n ak ład zie pracy i w ęgla.

O trzym ujem y nadto produkt w ielce n ieje­

d n olity, w jed n y m w ypadku żelazo m iękkie, w in n ym — zb liżon e do stali, zależn ie od ro­

dzaju rudy oraz p rzyp ad k ow ych zmian w sposobie w y k on yw an ia roboty. Żelazo, otrzym ane przy pom ocy tćj m etody, nie jest w stanie stopionym , ma ono postać poro­

w atej, gąbczastćj b ryły, „dułem ” albo „ lu ­ p ą ” zw an ej, którą u w a ln ia się od dom ię- szek (żużla) zapom ocą przekuw ania; pod­

czas tej op eracyi odosobnione k aw ałk i ż e­

laza skuw ają się i w rezultacie otrzym uje­

my m asyw ną bryłę. W aga takiego „duła”, rzadko przenosi 10 kg, z w y k le je st m niej­

szą. T aki w łaśn ie „ d u l” sta n o w ił nagrodę zw y cię scy podczas ig r z y sk na cześć Patro- kła. In d u si ju ż od bardzo daw nych cza ­ sów posiadali w zd um iew ającym stopniu

n iety lk o um iejętność w ytapiania żelaza przy pom ocy najpierw otniejszych środków , lecz i spajania tegoż. Jako przykład służyć m o-

| że mało znana w E uropie, niem niej jed n a k I godna podziw u kolum na żelazna w D elh i, i mająca u podstaw y 41 centym etrów śred n i­

cy, 18 m etrów w ysoka i ważąca 190 0 0 kg;

I składa się ona m oże z tysiąca duli spojo­

nych ze sobą. P odobne dzieło sztuki m o­

głoby być dziś w ykonane chyba w fabryce

j

K ruppa, lub w innym olbrzym im zakładzie.

W jak i sposób in dusi m ogli w ykonyw ać p o ­ dobne roboty, nieposiłkując się ani m aszy­

nami parow em i, ani naw et m otorami wo- dnemi (gdyż i tych ostatnich n ie znali), p o ­ zostanie to dla nas zagadką nazaw sze. O ni to rów n ież ju ż przed w ielu tysiącam i lat w yn aleźli sztukę otrzym yw ania w łaściw ej stali w yborow ej dobroci, przetapiając w t y ­ glach n iew ielk ie kaw ałki żelaza dulow ego wraz ze sproszkow anym w ęglem . S ta l ta podobną jest w zu p ełn ości do naszej n a jlep ­ szej stali lanej i znana była zapew ne wśród narodów k lasyczn ych , które zresztą sp r o ­ w ad zały stal przew ażnie z A rm en ii i z d z i­

siejszej S tyryi.

B rak nam pew nych wiadom ości co do sposobów w ytapiania żelaza w początkach i w ieków średnich. P rzem ysłem tym zajm o- ] w ano się od najdaw niejszych czasów w Al*

] pach austryjackich; rozw inął się on rów nież

| bardzo w cześnie w krajach w zdłuż dolnego i R enu, ja k k o lw iek p oczątkow o ograniczał się do pojedyńczych odosobnionych kuźni I i dopiero za najnow szych czasów rozw inął się i w ybujał do tak olbrzym ich rozm iarów.

W tych okolicach, jak rów nież w sąsiedniej

| W estfalii (S iegen erlan d ) napotykam y o l­

brzym ie pokłady rud żelaznych; jeszcze d zi­

siaj pokłady te zaliczane są do najbogat-

! szych w N iem czech. P ew n a część tych rud nadaje się bardzo do w ytapiania stali.

W miarę rozw oju przem ysłu żelazn ego próbow ano zw ięk szyć w ydajność przera­

biania w ten sposób, że pow iększano i p o ­ głębiano piece oraz ulepszano pierw otne przyrządy dm uchaw kow e (m iechy). O koło roku 1 4 0 0 zaczęto w prow adzać zam iast pracy ludzkiej — s iłę w ody.

P raw dopodobnie przypadkow o odkryto,

że żelazo, otrzym ane w g łęb ok im piecu

(10)

6 8 2 W SZECH ŚW IA T. N r 4 3 .

przy zbyt w ysokiej tem peraturze p o sia ­

dało zu p ełn ie inne w łasn ości. O trzy m y ­ wano go m ianow icie w tym w ypadku w stanie p ły n n y m , nie zaś pod postacią gąbczastego duła; w tym stanie o trzy m a ­ ny produkt m ó g ł b yć w yp u szczon ym na- zew nątrz przez otw ór, zrobiony w dolnej części pieca. P oczą tk o w o uw ażano p ra w ­ dopodobnie w ten sposób prow adzoną robo­

tę za błędną. W k rótce je d n a k przekonano się, że h u tn ictw o zostaje przez to n a d zw y ­ czaj ułatw ionem . Stosu jąc dotychczasow ą m etodę katalońską, m usiano w yjm ow ać z pieca każdy g o to w y dul; w razie nieco w iększych rozm iarów tego ostatniego trzeba było rozbijać jed n ę ze ścian pieca a później zam urow yw ać znow u. P rzy now ym sp oso­

bie prow adzenia roboty m ożna było bez przerw y n ap ełn iać piec przez otw ór gó rn y rudą i w ęglem , u tw o rzo n e zaś żelazo p ły n ­ ne wraz z żużlem w yp u szczać przez otw ór dolny.

O trzym ane na tćj drodze żelazo nie m oże być zużytkow ane bespośrednio w k o w a l­

stw ie (w p rzeciw staw ien iu do żelaza d u lo- wego); jestto w łaśn ie znany ju ż nam su ro ­ w iec, a zatem produkt n iek o w a ln y . M u ­ siano jed n a k w k rótce zau w ażyć, że p rzeta ­ piając otrzym any produkt w piecu przy pom ocy m iechów , otrzym ujem y znów ż e la ­ zo pod postacią duła, że robota pow yższa je st tańszą niż pierw otna, a produkt bar­

dziej jed n o lity m i cen n iejszym . N adto bardzo prędko spostrzeżono, że otrzym a­

n y łatw iej to p liw y produkt m ożna nano- vvo przetapiać i odlew ać w form y, tem - bardzićj, że sztuka od lew an ia różnych przedm iotów ze spiżu znaną ju ż była od ty sięcy lat. P r z y końcu X V w. sztuka la ­ nia żelaza b y ła w pełnym rozw oju w N ie m ­ czech.

Jed n em słow em , w ten sposób w y n a lezio ­ n y został „w ielki p ie c ” h u tn iczy oraz su r o ­ w iec. W tym w yn alazk u dopiero p rzem ysł żela zn y u zysk ał isto tn e p od staw y d alszego rozw oju.

Od o w ego czasu w yrabiano p rzedew szyst- kiem b o g a tszy pod w zg lęd em zaw artości w ęgla su row iec, je d n ę część k tórego z u ż y t­

kow ano bespośrednio na od lew y; z drugiej przy pom ocy tak zw . „ św ie ż e n ia ” (o d w ę -

g la n ia ) otrzym yw ano żelazo sztabow e, lub stal.

P ie r w sz e „piece w ie lk ie ” p o w sta ły ju ż na początku X I I I stu lecia w W estfalii, lecz praw a m iejscow e w zm iankują o nich d o ­ piero w roku 1443. O k oło roku 1500 piec w ielk i przez robotników n iem ieck ich p rze­

dostał się do A n glii; tutaj, rów nież ja k w N iem czech, posiłkow ano się ty lk o w ę ­ glem drzew nym . L ecz w ubogiej pod w z g lę ­ dem lasów A n g lii przem ysł ten b y ł nadto kosztow nym . D op iero kiedy w roku 1735 A braham D arb y w y n a la zł sposób w y ta p ia ­ nia surow ca przy pom ocy koksu, otrzy m a ­ nego z w ęgli kam iennych, przem ysł ten z a ­ czął się rozw ijać i z u żytk ow yw ać olbrzym ie b ogactw o kraju, zaw arte w pokładach rudy żelaznej oraz w ęgla kam iennego. P ie r w ­ sze piece d ostarczały zaled w ie k ilk a setek kilogram ów żelaza dziennie.

P orów n aw szy teraźniejsze piece w ielk ie z daw nem i, u jrzym y obecnie zu p ełn ie inny w idok. Z am iast p ieców o 4 — 5 m w y so ­ kości, w idzim y piece 25 — 30 m w ysokie, 0 odpow iedniej średnicy; zam iast m iechów , poruszanych ręką ludzką, łub zapom ocą n ie w ie lk ie g o koła w odnego, u jrzym y m a­

ch in y o sile w ielu tysięcy koni parow ych.

T y sią ce tysięcy kilogram ów rudy, koksu 1 kam ienia w apiennego bez przerw y w zno­

szą się zapom ocą w ind parow ych do w y so ­ kości górnego otw oru pieca i przez ten otw ór w szystko to zostaje strącane w z ie ­ jącą paszczę. D aw niej z otw oru w yd osta­

w a ł się olbrzym i słup płom ieni. D z iś j e ­ dnak ow e palne gazy w ylotow e byw ają o d ­ prow adzane przy pom ocy rur żelaznych i zu żytk ow yw an e do o grzew an ia k o tłó w parow ych , a najczęściej — pow ietrza do m ie­

ch ów , które zanim zostanie w tło czo n e przez tak zw ane „d ysze” do pieca, zostaje bardzo siln ie ogrzane. Z pieca, jak z czyn n ego w ulkanu, w y p ły w a przez dzień cały stru ­ m ień stopionego żużla, k tóry, stygn ąc, tw o ­ rzy całe g ó ry w o k o licy pieca. P ły n n y su row iec pozostaje w piecu i podczas dnia w yp u szczan y byw a w ielok rotn ie n azew - nątrz.

W ielk i piec (w E u rop ie) produkuje dzien ­ nie 8 0 —120 tysięcy, w razach w yjątk ow ych 200, w A m eryce naw et do 400 ty się c y k i­

logram ów surow ca; w ydajność je g o je s t za-

(11)

N r 4 3 . W SZ E C IIŚ W U T .

683 tem praw dopodobnie tysiąc razy w iększa,

aniżeli w czasach średniow iecznych, zaś sto razy w iększa, niż w ydajność przed stu laty.

C ały ten olbrzym i aparat znajduje się w m ocy kierow nika, który może otrzym y­

wać z najrozm aitszych rud pod w zględem ilości i ja k o ści, stosow nie do życzenia, biały lub szary surow iec.

W ten sposób otrzym aliśm y produkt przejściow y, su row iec, z którego w dalszym ciągu łatw ićj otrzym ać m ożem y żelazo sz ta ­ bowe, lub stal, an iżeli bespośrednio z rud.

P rzerabianie to p o leg a na częściow em sp a­

leniu, podczas którego zostają usunięte

■wszelkie zanieczyszczonia oraz w ęg iel, do pewnego pożądanego stopnia. D o celu tego pośw ięcam y pew ną ilo ść żelaza, która łą c z­

n ie z innem i zan ieczyszczen iam i spływ a pod postacią żużla, podczas kiedy reszta pozostaje w stanie czystym . O peracyja pow yższa nazyw a się „św ieżeniem ” s u ­ rowca.

D o końca zeszłeg o w ieku św ieżen ie odby­

w ało się p rzy p om ocy w ęg la drzew nego w nadzw yczaj prostem ogn isk u , stanowią*

cem za led w ie co k o lw ie k ulepszone staro­

żytn e p alen isk o k ow alskie. N ow y okres rospoczął się od roku 1784, k iedy anglik H en ry k Cort, w y n a la zł tak zw any piec

„pudlow y". P r z y zastosow aniu tego pieca można u żyw ać w ęg iel kam ienny zam iast d rogiego w ęg la drzew n ego. N adto przy zastosow aniu m etody pudlow ania m ożna przerabiać daleko w iększe ilości surow ca, aniżeli to było m ożliw em podczas okresu św ieżen ia ogn isk ow ego. D op iero ta m eto­

da um ożliw iła otrzym yw an ie taniego żelaza w w ielkićj ilości i d latego też w ynalazek Corta słu szn ie nazw ać m ożna epokow ym . N iestety, udziałem Corta b ył los, ja k i sp o ­ tyk ał ju ż ty lu dobroczyńców ludzkości i w y- nałasców: um arł on w roku 1800 w ciężkićj biedzie, niebiorąc najm niejszego udziału w tem n iezm iernem w ytw arzaniu bogactw, które w y w o ła ł je g o w yn alazek .

P r z y pom ocy m etody Corta, która była

j

w ielokrotnie ulepszana przez je g o w spół-

j

ziom ków , można otrzym ać m iękkie żelazo sztabow e, lecz nie stal. P u d low an ie na stal je s t w ynalazkiem niem ieckim . Stosow ano |

go od roku 1840 w W estfalii, lecz dopiero od czasu w ystaw y powszechnój w L ondynie w roku 1851 stał się rospow szechnionym . D o tego czasu, a naw et w w ielu razach i późnićj otrzym yw ano stal przew ażnie przy pom ocy starego św ieżenia ogn isk ow ego na w ęglu drzew nym , zaś lep sze jćj gatunki przy pom ocy tak zw anego „cem entow ania”.

B y ła ona używ ana do w yrabiania narzędzi ostrych, sprężyn, oręża i w ogóle w tych w ypadkach, g d zie były niezbędne jćj spe- cyjalne w łaściw ości; nie m ogła jednak za­

stąpić żelaza sztabow ego w e w szystkich dziedzinach przem ysłu, poniew aż była n a d ­ to kosztow na. W yn alazek pudlow ania um o­

ż liw ił nastanie epoki żelaznćj, w tem zn a­

czeniu, ja k to ju ż poprzednio zaznaczy­

łem.

E poka ta rospoczęła się nadobre wraz z zastosow aniem takich kapitalnych w y n a ­ lazków , jak iem i są m aszyny parow e i k o ­ leje żelazne, które rów nież anglikom z a ­ w dzięczam y. B u d ow an ie k olei w y w o ła ło w łaściw ie w prow adzenie konstrukcyj żela z­

nych. L ecz epoka stali nie nadeszła je s z ­ cze. Rospocząć m ogła się ona dopiero, gdy nauka doszła do w’yżyn, z których ujrzała i n ow e niezm ierzone pole działalności ludz-

| kićj. M am y tu na m yśli w ynalazek, k tó ­ ry po w szystk ie czasy uznaw any być po­

w inien za jeden z najśm ielszych i najgie-

| nijaln iejszych . J est nim sposób w yrab ia­

nia stali, w yn alezion y przez H enryka Bes-

| semera z Sheffield, opatentow any w dniu I 17 L istopada 1855 roku. W r. 1856 w yna- lasca m iał od czyt w tow arzystw ie przyro-

j

dniczem angielskiem ; od tego czasu m yśl ( jego stała się w łasn ością ogółu.

P oczątk ow o w yśm iany jako utopija, w y ­ nalazek ten z w y cięży ł w krótce w szelk ie

| przeszkody. O n to um ożliw ił ów zd u m ie­

wający postęp pod w zględem zastosow ania I m aszyn parow ych, k olei żelazn ych , parow ­

ców w odnych, ja k i cechuje drugą połow ę naszego w ieku.

(dok. nast.).

(12)

684

w s z e c h ś w i a t.

N r 43.

NAJNOWSZA W YPRAW A

POD BIEGUN PÓŁNOCNY.

D aw no ju ż kronika badań p o d b ieg u n o ­ w ych nie zap isała tak d on iosłej podróży, ja k ta, o którćj w d. 11 W rześn ia r. b. te le ­ g r a f z portu St. Joh n s (N ew F o u n d la n d ) rozniósł w ieść po św iecie. W dniu tym w łaśnie do ow ego portu p o w ró cił statek

„ K ite”, który przed trzem a m iesiącam i w y ­ ru szy ł stam tąd pod b iegu n w celu n iesien ia pom ocy w yp raw ie P ea ry . P o ru czn ik P ea - ry z zaw odu in ży n ier m arynarki Stanów Z jednoczonych op u ścił w roku zeszłym wczesną, porą A m ery k ę na czele m ałćj w y ­ praw y, złożonćj z p ięciu ty lk o lu d zi, z za­

m iarem p rzep ęd zen ia jed n ój, lu b dw u zim w G ren lan d yi na badaniach naukow ych i spróbow ania, czy n ie uda się przez w n ę ­ trze G renlandyi dotrzeć do b ieguna.

D ow ód zcy w drodze to w arzyszyła jeg o m łoda żona. N a leże zim ow e w ybrano o k o ­ licę zatok i M c C orm ick, p ołożon ej na za- chodniem w ybrzeżu G r en la n d y i pod 78°

szer.; stądto poru czn ik P ea ry w y k o n a ł d łu ­ gi na 1 3 0 0 m il pochód na p ółn oc po lod zie w ew nętrznym , który przed staw iał w arunki przyjazne dla podobnćj w yp raw y. P o d o ­ konaniu w ielu nader w ażnych odkryć, ba­

dacz szczęśliw ie w rócił do sw ojćj leż y nad zatoką Mc C orm ick, g d zie, zgodnie z um o­

wą, oczek iw ał na w spom nianą w yżćj w y ­ p raw ę ratunkow ą. P o ru cz n ik P e a r y , jeg o żona i pięciu lu d zi zn ajd ow ali się w z u p e ł­

n ie dobrym stanie zdrow ia.

S zcz eg ó ły w ielk iej podróży poi-. P ea ry są n astępujące. W dniu 15 M aja r. b. w y ­ ru sz y ł na sankach, za p rzężon ych w 14-e psów i w tow arzystw ie je d n e g o ty lk o c z ło ­ w ieka na północ; droga w io d ła po lodzie na 4 0 0 0 stóp ponad poziom em m orza, n a j­

p ierw u stóp lod ow ca H u m b old ta, a potem przez rozgałęzion y system at lo d o w có w św.

J e rzeg o i O sborne. D n ia 26 C zerw ca P e a ­ ry dosięgn ął 82° szer. północnej i od teg o m iejsca b rzeg p rzyb rał k ieru n ek n ajp ierw północno - w schodni, a potem w y b itn ie wschodni, a w końcu n aw et zm u sił podróż­

nika do skierow ania się ku p ołu d n io-w sch o- dow i.

P o czterech dniach podróży ku p ołu d n io- w schodow i P eary w d. 4 Lipca stanął pod 81° 37' szer. i 34° dług. wsch. nad wielko zatoką, którćj, na cześć dnia, nadał nazw ę zatoki „N iepodległości". L od ow iec, k oń ­ czący się tuż nad zatoką, otrzym ał nazw ę

„A k ad em ick iego”. K rajobraz odznaczał się barwą brunatno-czerw oną, przytem nigdzie nie było w idać śniegu. K w iaty i ow ady znajdow ały się w obfitości; w oły piżm ow e, zające, lisy i inne zw ierzęta arktyczne m ia­

ły liczn ych przedstaw icieli. D n ia 9 L ipca por. P eary i je g o tow arzysz zabrali się do pow rotu, obierając drogę bardzićj w ew n ę­

trzną i siedem dni podróżow ali po m iękkim śn iegu w yżyn y na w ysokości 8 000 stóp p o ­ nad morzem. W ted y znow u spuścili się ku w ybrzeżu, przez cały czas robiąc po 30 mil na dzień. Tutaj nad zatoką M c C orm ick d. 4 Sierpnia w ypraw a zetk n ęła się z osadą statku „K ite”, który w iern ie, stosow nie do p rzyrzeczen ia, p rzy b y ł na ratunek. P r o ­ gram w ięc został w całości usk u teczn ion y.

O dkrycia gieologiczn e w yp raw y P eary p olegają na w yzn aczen iu w ybrzeża G ren ­ lan d yi daleko na p ó łn o c poza 79° szer.

p ółn ., na stw ierdzeniu, że lody w ew nętrzne G renlandyi kończą się poniżój Y ictoria In let oraz że lod ow ce istnieją w e w szystk ich fijordach północnych. D o in n ych zdobyczy należy w iele bardzo spostrzeżeń m eteoro­

logiczn ych , jak oteż m ateryjały etn o lo g icz­

n e, dotyczące eskim osów półn ocn ych , w p o ­ staci ubrań, szałasów , narzędzi i sanek, zd jęć fotograficznych krajow ców i w idoków p ółn ocn ych . D u ży zbiór florystyki i fau n i- styk i podbiegunow ej stanow i cenne u zu p eł­

n ien ie tój pięknój podróży. (N aturę, 1194).

S. St.

KRONIKA NAUKOWA*

— mjl. Tem peratura mózgu. Z n a n y fizyjolog tu - r y ń s k i A ngelo M osso o g łas za r e z u lta ty licz n y ch sz e re g ó w b a d a ń n a d w p ły w em c zy n n o ś ci p s y c h ic z ­ nej n a te m p e ra tu r ę m ó zg u . Z a n im s tre ś c im y w y ­ n ik i ty c h c ie k a w y c h d o św ia d c z e ń , z a z n a c z m y , że.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Springer Verlag, New York Berlin Heidelberg London Paris Tokyo Hong Kong..

Poka˙zemy, ˙ze z podanego zbioru formuł mo˙zna wyprowadzi´c rezolucyjnie klau- zul˛e pust ˛ a:... Zbiór H formuł j˛ezyka KRZ nazywamy zdaniowym zbiorem

Wybierzmy uniwersum oraz jakie´s relacje na nim okre´slone (np.: ´ liczby naturalne wraz z relacjami mniejszo´sci, podzielno´sci, itd.).. Obliczmy, czym b˛ed ˛ a wyniki

Ka˙zda własno´s´c niesprzeczno´sci charakteru sko´nczonego jest domkni˛eta na podzbiory2. Ka˙zda własno´s´c niesprzeczno´sci domkni˛eta na podzbiory mo˙ze zosta´c roz-

Chcąc się zabezpieczyć od zawleczenia zarazy, należało sprowadzać bydło z południa jedynie w czasie zimy, zwłaszcza bardzo mroźnej, albo też urządzić

płaszczyzna, zakreślana przez prom ień wodzący, nie p rz estaje być proporcyonalną do czasu, więc skoro zmienia się prom ień wodzący, musi się również

W ykazali oni, że przez dodanie kropli kwasu octowego do alkoholowego roztw oru chlorofilu barw a roztworu zm ienia się nadzwyczaj mało i że widmo jego różni

sze n a siatkówce obraz przewrócony, zwierzę z uszkodzonym lewym płatem potylicowym przy zasłonięciu lewego oka dostrzeże (p r a ­ wem okiem) tylko przedm ioty