• Nie Znaleziono Wyników

M 19. Warszawa, d. 12 maja 1895 r. T o m X I V .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 19. Warszawa, d. 12 maja 1895 r. T o m X I V ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 19. Warszawa, d. 12 maja 1895 r. T o m X I V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECH$WIATA“ . W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie 2 Z przesyłką pocztową: rocznie rs. lo półrocznie „ 5 Prenumerować można w Redakcyi .Wszechświat; *

i we wszystkich księgarniach w kraj u i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią Panowie:

Deike K., Dickstein S., Hoyer H., Jurkiewicz K.

Kwietniewski Wł., Kramsztyk S., Morozewicz J., Na­

tanson J., Sztolcman J., Trzciński W. i W róblewski W.

A.dres IRed-a-lsicyi: Krakowskie-Przodmieście, 2 S T r SS,

l chemii chlorofilu.

Niem a chyba związku chemicznego, k tóre­

go poznanie budowy chemicznej byłoby b a r­

dziej pożądane, niż chlorofil. Z nim bowiem łączy się cały szereg kwestyj pierwszorzędnej wagi. Świat zwierzęcy żyje produktam i roślinnemi, lecz nie może asymilować bez­

pośrednio produktów prostych, znajdujących się w przyrodzie t. zw. nieorganicznej, nie może wytwarzać z nich podstaw swego bytu:

białka i wodanów węgla, i skazany je st przeto na konsumcyą tych produktów jedy- nie, które mu roślina przygotuje skutkiem swej zdolności przetw arzania azotu i węgla, znajdujących się pod postacią prostych związków w atmosferze i glebie, w białko i wodany węgla. Zdolność tę zaś swoję ro­

śliny zawdzięczają chlorofilowi i choć dzisiaj nic ma bezwzględnej wartości zdanie, że tylko istoty obdarzone chlorofilem są zdolne do przetw arzania dwutlenku węgla na związ­

ki bardziej złożone, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że chlorofil w gospodarce p ań ­ stw a roślinnego, a pośrednio zwierzęcego, |

je st niezbędnym, że bez niego nie istniałby wodorost, nie istniałby też człowiek. W ażna to zaiste była chwila, kiedy na globie naszym powstała kombinacya atomów, odpow iadają­

ca cząsteczce chlorofilu,' kiedy_mocą'warun- ków panujących w otoczonej mrokiem prze­

szłości’ pow stała „komórka zielona,” kiedy wytworzyło się tym sposobem podścielisko dla żywota tego, co zowią komórką bezbarw­

ną. Kom binacya owa atomów umożliwiła proces zwany walką o byt, umożliwiła życie jednej istoty kosztem drugiej, d ała hasło do pierwszych gwałtów i dram atów, których sum a stanowi życie, d a ła pierwszy impuls do wielkiego procesu stopniowego różnicowania i doskonalenia się, którego ostatnim wyra­

zem jest z jednej strony samodzielna roślina jawnokwiatowa, a z drugiej strony zależny od niej człowiek. Nie dziw więc, że od chwili, kiedy zdobyto przeświadczenie o niezmiernej ważności chlorofilu, starano się zgłębić jego n atu rę chemiczną. L ite ra tu ra , dotycząca tego przedm iotu, je s t nieporównanie bogata.

Uczeni niemal wszystkich narodów cywilizo­

wanych kusili się o odsłonięcie, chociażby tylko nieznaczne, zasłony, otaczającej t a ­ jemnicę owego w arsztatu zaiste najcudo­

wniejszej działalności przyrody i chociaż re­

zultaty dotychczas otrzym ane nie są bynaj­

(2)

2 9 0 WSZECHSW IAT. N r 1 9 .

mniej świetne, zdobyliśmy je d n a k wiązankę faktów, które dowodzą, że i chemia chlorofilu je s t przystępna badaniu i że w ytrw ała a cier­

pliwa p raca nigdy nie pozostanie bez owoców.

Ze względu na niezm ierną doniosłość chlo­

rofilu będzie, przypuszczam, rzeczą u sp ra­

wiedliwioną, jeżeli już te ra z postaram się zapoznać czytelnika z całokształtem dzisiej­

szej chemii tego ciała.

M etoda, zapomocą której wyosobnia się chlorofil z zielonych części roślin, odkrytą została już przez Rouella. P olega na tra k ­ towaniu ich alkoholem, w którym chlorofil się rozpuszcza. Dotychczas nie udało się wszelako wyosobnić z tego roztw oru czystego chlorofilu. Skutkiem tego nie znamy do­

kładnie jego fizycznych i chemicznych w łas­

ności, możemy o nich sądzić tylko w przybli­

żeniu n a zasadzie zachowania się roztworu alkoholowego i innych roztworów, otrzym a­

nych z poprzedniego.

P od względem fizycznym roztwory chloro­

filowe są bardzo ciekawe. B arw a ich je s t szmaragdowo-zielona, z prześliczną fluore- scencyą krwawo-czerwoną a widmo ab so rp ­ cyjne ich, odkryte przez B rew stera i przez niego gruntowniej badane, często było p rzed­

miotem zajm ujących badań fizyczno-fizyolo*

gicznych. D łużej zastanaw iać się nad zdo' bytem i rezu ltatam i nie możemy n a tem miejscu, zaznaczę jeno, źe widmo absorpcyj­

ne sk ład a się z czterech sm ug, z pom iędzy których pierwsza, położona w części czerwo­

nej widma, jest najw yraźniejsza. N atężenie pozostałych trzech stopniowo się zmniejsza, a niektórzy badacze przypuszczają naw et, że czw arta, ostatnia, nie je s t wywoływana przez czysty chlorofil, lecz raczej przez częściowy ro z k ła d jego pod wpływem kwasów roślin­

nych, dostarczanych obok chlorofilu z roślin.

Przypuszczenie to utrw ala się jeszcze przez fakt, że pierwszy, dokładniej zbadany po­

chodny produkt chlorofilu, utworzony pod wpływem kwasów, posiada widmo absorpcyj­

ne z czterem a smugami.

Św iatło fluorescyjne roztworów chlorofilu składa się z św iatła czerwonego o falach, mówiąc nawiasem, tej samej w przybliżeniu długości, co światło absorbowane, odpowia­

dające położeniu pierwszej w stęgi absorpcyj­

nej, znajdującej się w czerwonej części widma.

Roztwory alkoholowe chlorofilu są bardzo wrażliwe n a działanie światła; po pewnym czasie tra c ą one n a słońcu zieloną barw ę, przyczem, ja k dowiódł Senebier, zjawisko nie je st bynajm niej następstw em działania prom ieni cieplikowych lecz wyłącznie świetl­

nych. Zachow anie się to nie wyróżnia zresztą chlorofilu z pomiędzy wielu innych barwników naturalnych i sztucznych; wiele z nich, ja k wiadomo, również na świetle blaknie lub naw et zupełnie się odbarwia.

N a szczególną uwagę zasługuje działanie kwasów n a chlorofil. Pod ich wpływem b a r­

wa roztworów alkoholowych szybko lub po­

wolnie, względnie dó siły kwasu, zmienia się na żółto-brunatną, a spektroskop natychm iast wskazuje, że chlorofil m usiał w tych w arun­

kach uledz jakiejś zmianie, gdyż widmo ro z­

tw oru zawiera obecnie cztery lub pięć p rą ż ­ ków, ułożonych nieco inaczej niż w widmie chlorofilu norm alnego. Zjawisko to nazy­

wano dawniej modyfikacyą chlorofilu, a przy­

czyny jego zupełnie nie znano. Dopiero z chwilą ogłoszenia badań H oppe-Seylera i T schircha przypuszczano, źe zagadka jego została rozwiązana. H oppe-Seyler wydzielił mianowicie z wyciągów alkoholowych liści ciało, rzekomo krystaliczne, które pod wzglę­

dem optycznym, ja k dowodził Tschirch, za­

chowywało się ta k ja k wyżej wspomniane zmodyfikowane roztwory alkoholu. Z bie­

giem wszakże czasu pokazało się, że związek otrzym any przez H oppe-Seylera, nazwany chlorofilanem, nie je st związkiem jednolitym , indywiduum chemicznem, lecz m ieszaniną co najm niej dwu ciał nazwanych filoksantyną i filocyaniną. Pomimo tego badania Hoppe- Seylera nad chlorofilanem nie są zupełnie pozbawione wartości: z wyników ich badacz ten wysnuł pogląd n a n atu rę chemiczną chlo­

rofilu, w którym może zaw arte je st ziarno praw dy. Chlorofilan mianowicie pod wpły­

wem alkalij gryzących rozkład a się, tworząc cholinę, pew ną zasadę organiczną, gliceryno­

wą, następnie kwas fosforny i w końcu pewne ciało barw ne, nazwane kwasem chlorofilano- wym. Ponieważ cholina, gliceryna i kwas fosforny często w ystępują jak o części sk ła­

dowe pewnych ciał roślinnych i zwierzęcych,

zwanych lecytynami, H oppe-Seyler wnioskuje,

że i chlorofilan, a zatem i chlorofil należą do

grom ady lecytyn. Czy pogląd powyższy m a

(3)

N r 19. W SZECHSWlAT. 291 wartość naukową dziś trudno przesądzać,

w każdym jedn ak razie może on się odnosić tylko do jednej z części składowych chlorofi- lanu, mianowicie do filoksantyny, albowiem filocyaninę otrzym ano wolną od popiołu.

Wyżej nadm ieniłem , że działanie kwasów na roztwory alkoholowe chlorofilu nie je st jednakowe, że stosownie do siły kw asu otrzy­

muje się roztwory posiadające widma absorp­

cyjne z czterem a lub pięcioma smugami.

F a k t ten dawniej już znany, zbadany został dokładnie przez dwu badaczów angielskich, Russella i L ap raik a. W ykazali oni, że przez dodanie kropli kwasu octowego do alkoholowego roztw oru chlorofilu barw a roztworu zm ienia się nadzwyczaj mało i że widmo jego różni się od widma roztw oru nie- zakwaszonego tem, że wszystkie smugi wy­

stępują znacznie wyraźniej i że czw arta smuga, ułożona w zielonej i błękitnej części widma, je st znacznie ciemniejsza. Takie i własności roztw ór zachowuje przez długi czas, widmo nie ulega dalszej zmianie. P o­

dobne zjawisko spostrzegam y przy użyciu

j

kwasu winnego; stadyum początkowe działa­

nia tego kwasu n a chlorofil charakteryzuje się powstaniem płynu, którego widmo składa się z czterech smug absorpcyjnych. Po nie­

jakim jed n ak czasie spostrzedz się daje two­

rzenie piątej smugi, której natężenie wciąż w zrasta i w końcu dorównywa smudze pierw ­ szej, ułożonej w czerwonej części widma.

W łasności te roztw ór zachowuje przez czas nieograniczony, jeżeli jest trzym any w ciem­

ności i chroniony od przystępu powietrza.

Jeżeli w końcu , zam iast kwasu octowego i winnego użyjemy mocnego kwasu m ineral­

nego, np. kwasu solnego, to zauważymy, źe roztwór posiadać będzie natychm iast po do­

daniu tego kwasu własności, które charakte- ryzują końcowe stadyum działania kwasu winnego na chlorofil, to je s t otrzym amy roz­

twór z widmem absorpcyjnem, składającem się z pięciu smug.

Zjawisk tych też przez długi czas nie umiano wytłumaczyć, dopiero Schunck i autor niniejszego wypowiedzieli przypuszczenie, źe zależy ono od stopniowego tworzenia się filoksantyny i filocyaniny pod wpływem do­

danych kwasów i źe tworzenie się jednego lub drugiego ze wspomnianych związków zależy od siły tych czynników, źe więc przez

działanie stosunkowo słabego kwasu, jakim je st kwas octowy, z chlorofilu tworzy się tyl­

ko filoksantyna, że z ostatniej przez dłuższe działanie kwasu winnego powstaje filocyani- na i że w końcu przy użyciu mocnego kwasu solnego stadyum tworzenia filoksantyny nie je st widoczne z powodu nader szybkiej prze­

miany jej pod wpływem kwasu solnego w filo­

cyaninę. Pogląd ten nie był nieprawdopo­

dobnym albowiem filoksantyna w stanie czystym posiada widmo z czterem a smugami a filocyanina z pięcioma, udowodnionym zaś on został ostatecznie, gdy wspomniani auto- rowie wykazali, że filoksantyna pod wpływem kwasów rzeczywiście przem ienia się w filo­

cyaninę.

(Dok. nast.).

D r L . Marchlewski.

J akób T eodor K leju

i

L udwik B ojahus .

Kartka z dziejów nauki w Królestwie Polsklem.

Nowy kierunek w badaniach, dotyczących j św iata zwierzęcego, kierunek różniący się wielce od poprzedniego, jałowego, pozbawio­

nego ogólnych myśli przewodnich, ujaw nił się

; w osiemnastem oraz bieźącem stuleciu. T. z.

filozofowie przyrody w Niemczech i we F ra n -

; cyi ja k Oken, F ra n k , Spix, Geoffroy de St.

H ilaire i inni, pozostający pod wpływem d ą­

żeń filozoficznych ogólnych osiemnastego wieku, a w następstwie liczni uczeni, pozosta­

jący pod wpływem nauki L am arcka i D arw i­

na — wprowadzili do zoologii pierwiastek filozoficzny; nauka ta p rzestała być czysto opisową, ale w sparta na anatom ii porównaw­

czej i historyi rozwoju, s ta ła się um iejętno­

ścią w prawdziwem znaczeniu tego wyrazu,

umiejętnością dążącą nietylko do ścisłego

poznawania i opisywania otaczających przed-

(4)

292 W SZECHSW IAT. K r 19.

miotów lub zjawisk, lecz nadto do przyczyno­

wego wyjaśniania tychże i do uogólniania empirycznie zdobywanych faktów.

T. z. okres morfologii na zachodzie, okres, w którym działali tak genialni ludzie ja k B urdach, C. G. C arus, W olfgang G oethe, K ielm eyer, G eoffroy-S aint-H ilaire, J e rz y Cuvier, L am arck, E rn e st H en ry k W eber, J a n M uller i liczni inni, m iał i w ziemiach pol­

skich znakomitego swego przedstawiciela;

był nim głośny anatom Ludw ik B ojanus, p ro ­ fesor uniw ersytetu wileńskiego.

Okres ten m iał za swego poprzednika t. z.

okres systematyki, którego najwybitniejszym przedstawicielem był genialny przyrodnik szwedzki, K a ro l Lineusz. E p o k a ta była koniecznym wynikiem dziejowego rozwoju zoologii, a jakkolw iek jej kierunek grzeszył jednostronnością, jednakże pod wielu wzglę­

dam i wielce się przyczyniła do postępu zoo­

logii. W K rólestw ie znakom itym przed­

stawicielem tej epoki był mąż głębokiej i rozległej wiedzy, Jak ó b T eodor K lein z G dańska, uważany przez niektórych przy­

rodników za duchowego poprzednika L i- neusza.

O tych dwu znakomitych uczonych, ta k m ało znanych ogółowi naszem u, a jed n ak należących do najw ybitniejszych naszych przyrodników, zam ierzam k ró tk ą podać wia­

domość.

J . T. K lein urodził się w K rólew cu w r.

1685 i był synem poważanego urzędnika s ą ­ dowego. Od r. 1713 m ieszkał stale w G d a ń ­ sku. W k rótce po przybyciu do G dańska, K lein, posiadający oprócz głębokiej wiedzy przyrodniczej rozległe także wiadomości praw ­ nicze, zo stał sekretarzem senatu tego m iasta.

M iasto to utrzym yw ało t. z. rezydenta na dworze króla polskiego, i oto K lein mianowany został w r. 1714 „rezydentem przy dworze,”

k tó rą to godność piastow ał do r. 1716. U m arł w lutym r. 1759, m ając la t 73. P isa ł w j ę ­ zyku, ja k to wówczas było w modzie, p rz e­

ważnie łacińskim, w części atoli w niemieckim, w dziele zaś p. t. „S tem m ata avium, X L ta- bulis aeneis o rn a ta ” podał obok łacińskiej i polską nom enklaturę ptaków, których wi­

zerunki umieścił n a tablicach.

Bentkowski w swojej „H istoryi lite ratu ry polskiej” (tom I I , str. 412 i 413) wylicza wszystkie pism a K leina, odnoszące się do

nauk przyrodniczych, a mianowicie do zoo­

logii, botaniki i mineralogii, a d r Zakrzewski w swojej „Geschichte des WeichselzopiFes”

podaje ty tu ły kilku p rac K lein a z zakresu medycyny, a mianowicie tra k tu ją c e głównie 0 kołtunie (P lica polonica); kwestye te in te­

resow ały naszego uczonego, jakkolwiek nie był lekarzem (patrz: L. Gąsiorowski „Zbiór wiadomości do historyi sztuki lekarskiej w Polsce od czasów najdawniejszych aż do najnowszych” 1853, tom I I , str. 361).

Ponieważ zadaniem niniejszej pracy je s t przedstaw ienie sylwetki K leina jako zoologa, oraz wykazanie stanowiska, jak ie zajął ten uczony w dziejach zoologii, pominiemy przeto w tem miejscu dzieła K leina, odnoszące się do innych gałęzi nauk przyrodniczych, a przy­

toczymy tylko najważniejsze jego pism a zoo­

logiczne, pism a, które m iały też największe znaczenie w historyi nauki.

W r. 1731 wydał K lein dziełko p. t. „De- scriptiones tubulorum m arinorum ,” w którem opisał ru rk i wytwarzane przez różne zwie­

rz ę ta m orskie i przez nie zamieszkiwane.

W r. 1734 ogłosił wielkie dzieło, opatrzone trzydziestu sześciu tablicam i rysunków, a za­

tytułow ane „Echinoderm atum n atu ralis dispo- sitio.” W dziele tem podał nasz zoolog klasyfikacyą i opis system atyczny różnych gatunków jeżowców morskich. P ra c a ta m iała tak doniosłe znaczenie w system atyce szkarłupni, że przez długi czas wszyscy póź­

niejsi naturaliści opierali się n a niej; wkrótce przełożono j ą na język francuski.

Jeszcze słynniejszą p racą K leina była:

„H istoriae piscium naturalis promovendae missi 5. cum praefacione de piscium au ditu;”

wielkie to dzieło in 4-o wyszło w pięciu ze­

szytach w latach 1740 do 1749 i opatrzone było bardzo licznemi i ja k naówczas pięknie wykonanemi rysunkam i. C ztery ostatnie ze­

szyty dzieła tra k tu ją o system atyce ryb;

au to r podaje tu opisy wielu bardzo rodzajów 1 licznych bardzo gatunków, w pierwszym zaś zeszycie znajdujem y przyczynki do anatom ii ryb, a mianowicie do anatom ii organu słu­

chowego; au to r opisuje błędnik kostny i b ło ­ niasty ucha u różnych gatunków ryb, szcze­

gółowo zatrzym ując się nad t. z. kam ykam i

słuchowemi, t. j. zwapniałem i tw ardem i

utw oram i, dosięgającem i u ryb znacznych

stosunkowo rozmiarów i umieszczonemi

(5)

N r 19. W S Z E C H SW IA T . 2 9 3

w wnętrzu miękkich, błoniastych części ucha.

Z innych prac zoologicznych K leina zasłu­

gują na wymienienie: „Sum m a dubiorum circa classes quadrupedum et am phibiorum L innaei” 1743, w którem to dziele Klein w sposób bardzo surowy, a naw et nieprzyzwoi­

ty krytykuje K lasyfikacye zoologiczne Li- neusza; w tym to czasie bowiem ukazało się pierwsze wydanie dzieła znakomitego przy­

rodnika szwedzkiego. N astępnie ogłosił

„H istoriae avium prodrom us,“ a wkrótce po­

tem „Q uadrupedum dispositio et brevis hi­

storia n a tu ra lis,“ „Tentam en methodi ostra- cologiae* i „Tentam en herpetologiae.“

W pierwszem z ostatnio wymienionych dzieł podaje K lein przez siebie samego obmyślaną klasyfikacyą ptaków, w drugiem —ssaków, w trzeciem — skorupiaków, w ostatniem — beznogich gadów i zwierząt do gadów bezno­

gich podobnych (np. pijawek, dżdżownic).

W ostatniem swem dziele „S tem m ata avium X L tabulis aeneis o rn a ta“ podaje K lein na tablicach rysunki ptaków według system u własnego, załączając przytem , ja k powie­

dzieliśmy, nom enklaturę polską obok ła ­ cińskiej.

Wymieniwszy najważniejsze prace zoolo­

giczne K leina, rozpatrzm y teraz w ogólności stanowisko tego badacza w nauce, a przede- wszystkiem oceńmy go jak o twórcę nowego systemu zoologicznego.

„Pomimo wielu błędów system u K leina i pomimo znacznej powierzchowności tegoż—

mówi W iktor C arus w swej H istoryi zoolo­

gii ')—system ten je st jed n ak objawem n a d ­ zwyczaj znamiennym ta k ze względu na epokę, w której powstał, jakoteż na różnostronne wymagania."

Pom ysły i poglądy K leina cechuje n ad­

zwyczajna samodzielność. Nie ogląda się on na innych przyrodników, lecz wszędzie prze­

prowadza w łasne a oryginalne poglądy.

Samodzielność ta przejaw ia się w podziałach (systemach) K leina, k tó re ten ostatni tw o­

rzył nietylko dla całego wogóle świata zwie­

rzęcego, lecz w równej mierze i dla licznych bardzo poszczególnych grup zwierząt. Po-

') J. V. Carus. Geschichte der Zoologie.

1872.

działy K leina były atoli wszystkie nadzwy­

czaj sztuczne, pozbawione wszelkiej zasady naturalnego pokrewieństwa, nie oparte na danych anatomicznych, lecz przeważnie lub wyłącznie na znamionach czysto zew nętrz­

nych, po największej części bardzo powierz, chownych, jakkolwiek przeprowadzone były nader logicznie i konsekwentnie.

I tak K lein dzieli cały świat zwierzęcy na dwie wielkie grupy: zwierzęta opatrzone no­

gami i nieposiadające nóg czyli beznogie.

Pierwsza grupa dzieli się na zwierzęta czwo­

ronogie, dwunogie i wielonogie. Do czworo­

nogich należą równonogie i nierównonogie;

pierwsze dzielą się n a pięć „klas“: 1) „cało- nogie“ (jednokopytne), 2) „szczepnonogie,“

3) „palconogie,“ 4) m ające nogi do pływania, 5) opatrzone tarczam i (żółwie). P ią ta klasa o parta jest zatem na znamionach zupełnie innego rodzaju. Do „palconogich11 („digi- t a t a “) należą albo zwierzęta z uszami ze- wnętrznem i (a więc palconogie ssaki), albo też pozbawione uszu zewnętrznych (jaszczur­

ki, krokodyle, salam andry, kameleony).

W układzie tym znajdujemy zatem nadzwy­

czajną pstrociznę, obok siebie zestawione są zwierzęta o najzupełniej odmiennej budowie.

J a k dalece podział K leina je st sztuczny i ja k dalece nie uwzględnia istotnych znamion organizacyi, pokazuje nam klasyfikacya czwo­

ronożnych nierównonogich; tutaj bowiem znajdujemy obok siebie np. małpy i niedźwie­

dzie, jako m ające przednie kończyny podobne nieco do rą k ludzkich. Do dwunogich zali­

cza Klein, oprócz ptaków, które dzieli na dwu-, trój-, cztero-, pięcio- i sześcio- (!) palco­

we, jeszcze foki i pokrewne postaci. Do wielonogich zalicza skorupiaki, niedźwiadki, owady. Podział tych ostatnich opiera się na obecności i liczbie nóg i skrzydeł. Jeszcze oryginalniejsze mixtum compositum przed­

staw iają zwierzęta beznogie w układzie K lei­

na. Dzieli je nasz zoolog n a cztery grupy:

1) gady, nazwane po łacinie „R eptilia,“ do których należą nagie robaki, nagie ślimaki i węże, 2) płetwowate, do której należą ryby, 3) promieniaki, do których Klein zalicza nie­

tylko rozgwiazdy, lecz także nagie głowonogi, opierając się na tem, że odnoża głowonogów m ają podobieństwo do promieni, 4) zwierzęta o nieregularnych postaciach; tu należą np.

strzykwy (H olothuria), pióra morskie i t. d.,

(6)

2 9 4 W SZECHŚW IAT. W r 1 9 .

słowem—najrozm aitsze formy zw ierząt, nie-

j

m ające z sobą nic wspólnego.

Z tego króciutkiego przeglądu systemu K lein a łatw o ocenić, ja k m ało naukową była jeg o klasyfikacya zwierząt. System opierał się na cechach najzupełniej podrzędnych, nie uwzględniał anatom icznej budowy zwie­

rz ąt; stąd owo, ta k dziwacznem nam się obecnie wydające, łączenie w jednej grupie postaci z najzupełniej odm ienną organi- zacyą.

Pom im o, źe sąd nasz o podziałach K lein a musi wypaść niekorzystnie, niemniej przeto oddać należy tem u uczonemu sprawiedliwość, że był wielce konsekwentny w swoich rozu­

mowaniach i że zdołał w swym systemie o gar­

nąć cały świat zwierzęcy, ta k szczegółowo przeprow adzając klasyfikacyą poprzez wszyst­

kie grupy zwierząt, ja k tego żaden zoolog do jeg o czasów nie by ł uczynił. P rof. J . W ik to r C arus w swej H istoryi zoologii (str. 490) wy­

powiada słuszną uwagę, źe wiedza zoolo­

giczna nie byłaby z pewnością ta k łatw o i ta k szczęśliwie w ybrnęła z okresu, przez który historyczna konieczność przejść je j nakazy­

w ała, gdyby nie pomysły K leina, który we wszystkich grupach zwierzęcych z całą dokładnością wykazywał bezpodstawność i chwiejność istniejących układów. P ró by system atyczne K leina przyspieszyły, że ta k powiem, fermentowanie w owym jałowym zakresie system atyki, kiedy szło tylko o k a ­ talogowe szeregowanie form bez względu n a istotne nici pokrewieństwa genealogicznego pomiędzy grupam i zwierząt; prace K lein a przyczyniły się do szybszego upadku tego okresu i do przekonania naturalistów , źe wszelki, chociażby najlogiczniejszy system, o party na pewnej tylko grupie znamion, musi Jbyć zawsze sztucznym i nie daje poję­

cia o istotnem pokrewieństwie form zw ierzę­

cych.

D zieła K leina były nadzwyczaj cenione przez współczesnych i późniejszych pisarzy.

J a n Chrzciciel Dubois, urodzony w B urgun- dyi (w r. 1751), a zamianowany wskutek s ta ­ ra ń księcia A d a m a C zartoryskiego, który go poznał w P ary żu , profesorem w korpusie kadetów w W arszaw ie (1775), znakomity znawca pism autorów polskich z dziedziny nauk przyrodniczych, oddaje mu ogromne po­

chwały w swojej „Essai sur 1’histoire litte-

ra ire de P o log ne” (Berlin, 1778), nazywając go jednym z autorów północnej Europy, któ­

rem u nauki przyrodnicze najwięcej są obo­

wiązane.

K lein nietylko imponował ogrom ną eru- dycyą i wielką ilością p rac naukowych, ale zarówno także jak o obywatel k ra ju niem ałe położył zasługi dla nauki ojczystej, był bo­

wiem jednym z założycieli ij e d ń y m z n a j - cźynniejszych członków towarzystwa „b ada­

czy przyrody” w G dańsku '), które to towa­

rzystwo wydało w r. 1 /4 7 pierwszy tom swoich pam iętników, p. t. „Doświadczenia i rozprawy tow arzystw a badaczów przyrody.”

W tomie tym zamieszczone były między in- nemi rozprawy K leina i stanowiły, zdaniem D uboisa, najbardziej zajm ującą część wy­

dawnictwa.

W odmiennym od K lein a kierunku praco­

w ał znakomity profesor byłego uniwersytetu wileńskiego, Ludw ik H enryk B ojanus. D zia­

łalność jego naukow a przypadła na inną epokę rozwoju zoologii, na t. z. okres morfo­

logii, w którym w przeciwstaw ieniu do okre­

su system atyki, rzucono się z zapałem do anatom ii zwierząt, porównywano organy i części ciała w obrębie tego samego ustroju, jako też u różnych postaci zwierzęcych.

B adania morfologiczne w tej epoce były ta k silnie zabarwione filozoficznym sposobem trak to w an ia pytań anatomicznych, że słusznie niektórzy autorowie nazyw ają tę epokę — okresem filozofii morfologii.

W drugiej połowie 18-go stulecia pod wpływem kierunków filozoficznych oraz oży­

wionych dociekań, zaczęło się rozwijać śród badaczy przyrody dążenie do tworzenia sy- stem atów filozoficznych. D ało to początek t. z. filozofii przyrody czyli „naturfilozofii.”

*) Pierw sze tow arzystw o badaczów przyrody na ziemiach polskich powstało w Gdańsku w r.

1 7 2 0 i trw ało przez la t 7. Pierw szy pomysł do założenia tego tow arzystw a powziął jeszcze w r.

1 6 7 0 Izrael C onradt (Dubois, E ssais str. 545,

Cuvier, H ist. nauk p rz y r., przekład Belkego

i K rem era, 1854, str. 351). Około r. 1742

utw orzyło się tam że drugie takie tow arzystw o,

w założeniu którego wziął w łaśnie czynny udział

T eodor K lein, ówczesny pierwszy sekretarz

m iasta.

(7)

N r 19. W SZ E C H SW IA T. 295 S tarano się mianowicie możliwie jaknaj-

szerzej uogólniać różne grupy faktów przy­

rodniczych, tworzyć dedukcyjnie pewne sy- stem aty, podciągać pod nie całe szeregi zjawisk, przyczem nie zawsze jed n ak opiera­

no się na faktach, lecz często puszczano wo­

dze wyobraźni.

T eoiye „naturfilozofów,” stosując się do całego wszechbytu, dotyczyły także w znacz­

nej mierze biologii, specyalnie zaś morfologii.

Moźnaby nawet powiedzieć, źe teorye morfo­

logiczne, t. j. dotyczące budowy organizmów, zajmowały stosunkowo nadzwyczaj wybitne stanowisko pośród innych ówczesnych teoryj ogólno-przyrodniczych, a jakkolwiek po więk­

szej części były błędno i nieuzasadnione, przyniosły jed nak pożytek nauce już przez to jedno, źe wprowadziły do anatom ii element filozoficzny, pierwiastek syntetycznego uogól­

niania.’

T ak, W olfgang Goethe w dziele swem

„O przeobrażaniu się roślin” (1790) wypowie­

dział po raz pierwszy myśl, że liczne, na po­

zór najzupełniej odmienne organy roślinne, ja k np. działki kielicha kwiatowego, płatki korony, pręciki i słupki są tylko przeobrażo- I nemi i zmienionemi organam i zasadniczemi, a mianowicie liśćmi. Myśl ta, bardzo tra fn a i wierna w szczegółach, m iała także ogólniej­

szą doniosłość, kryła się w niej bowiem idea o organach homologicznych t. j. równoznacz­

nych pod względem morfologicznym, jakkol­

wiek różnych pod względem czynnościowym.

W drugiem swem dziele p. t. „W stęp ogólny do anatomii porównawczej” G oethe wypo­

wiedział myśl, że jedne części ciała zwierzę­

cego ro z rastają się kosztem innych -i że to ma tłumaczyć jakoby liczne strony organi­

zacji; ta k np. u żyrafy szyja i nogi rozrosły się kosztem tułowia, który z tego powodu je st tak krótki, u k re ta natom iast tułów jest długi dlatego, że kończyny zostały bardzo skrócone i t. p. Myśl ta nie m a uzasadnie­

nia naukowego, a przytaczam y ją tylko w celu wykazania, ja k filozofowie przyrody starali się wyjaśniać stosunki anatomiczne zapomocą pewnych ogólnych zasad morfolo­

gicznych.

Inny uczony tegoż okresu, K iclm eyer z Tubingi, ogłosił w r. 1796 rzecz o stopnio­

wym rozwoju organizmów i pierwszy rzucił myśl, że kolejne stadya rozwoju osobnika od­

powiadają przedstawicielom coraz to wyż­

szych grom ad zwierzęcych. N a d er liczni badacze tegoż okresu zajmowali się ze szcze­

gólnym zapałem anatom ią porównawczą szkieletu, jak np. Oken, F ra n k , Geoffroy S-t H ilaire, Goethe, Spix, C arus, Bojanus i inni.

Uczeni ci porównywali różne kości ta k w obrę­

bie jednego ustroju, jakoteż u rozmaitych przedstawicieli kręgowców i wygłaszali w tym Względzie liczne teorye („teoryą czaszki,"

„teoryą kręg u “ i t. p.), które opierały się jednak po największej części nie na istotny cli, lecz na powierzchownych tylko podobień­

stwach i nie uwzględniały wcale dowodów embryologicznych, które stanowią w tego ro ­ dzaju dociekaniach nadzwyczaj ważne kry- teryum.

W tej to epoce filozofii morfologii, którą staraliśm y się możliwie krótko scharaktery­

zować, żył i działał znakomity anatom wi­

leński, a w pracach jego przejawia się wi­

docznie ten kierunek badań zoologicznych.

Ludwik H enryk Bojanus ‘) urodził się w r. 1776 w Alzacyi, w mieście Bicksweiler, gdzie pobierał początkowe nauki. Medycynę studyował w Jen ie i tam że został w r. 1797 doktorem medycyny i chirurgii. Później uczył się jeszcze w W iedniu i tu słuchał wy­

kładów słynnego J a n a P io tra F ra n k a , po- czem powrócił do D arm sztatu, gdzie przez dwa ła ta poświęcił się praktyce lekarskiej.

Około tego czasu zamierzono w księstwie hesskiem założyć szkołę weterynaryi i wy­

brano B ojanusa na przyszłego jej dyrektora, wskutek czego młody uczony wyjechał kosz­

tem rządu dla dalszego kształcenia się do A lfortu, P aryża, Londynu, a następnie do B erlina, D rezna i Kopenhagi. W P aryżu pracował bardzo wiele pod znakomitym Jerzym Guyierem,ojcem anatomii porównaw­

czej. W Hanowerze studyował w instytucie weterynaryjnym i poświęcał się z zapałem

') Wiadomości o życiu i działalności Bojanu­

sa czerpałem z następujących dzieł: 1) L. G%sio- rowski, Zbiór wiadomości do historyi sztuki lekarskiej w Polsce. Poznań, 1 8 3 9 — 1855 (to­

mów 4), 2) D r Adamowicz, W izerunki wileńskie n-r 11. Wilno, 1836; 3) F . M. Sobieszczauski, W iadomość bibliogr. o życiu i pracach naukowych Ludwika Boianusa. Biblioteka w arszaw ska,

1849.

(8)

WSZECHSWIAT. N r 19.

anatom ii zwierząt domowych. K iedy w r.

1803 powrócił do D arm sztatu, myśl założe­

nia tam że szkoły weterynaryjnej zaniechano i dlatego Bojanus, dowiedziawszy się z gazet 0 konkursie na wakujące k ated ry w uniw er­

sytecie wileńskim, podał się n a k an d ydata do k atedry w eterynaryi, przesyłając zarazem rozprawę, zaw ierającą ogólny rozbiór tej nauki. W r. 1806 zawezwany też został przez ówczesnego re k to ra Stroynowskiego do W iln a i objął w uniwersytecie k ated rę wete­

rynaryi oraz anatom ii porównawczej, rozpo cząwszy swe wykłady lekcyą wstępną: De veterinaria m edicina excolenda ejusąue disci- plina rite ordinanda.

W r. 1812 w yjechał z powodu wojny do P e te rsb u rg a i tu pracow ał nad rozwojem 1 budową błon płodowych u psów i królików, wyjaśniwszy między innemi zawiłą budowę t. z. omoczni (allantois). P o powrocie do

"Wilna zajm ow ał się n ader gorliwie anatom ią porównawczą i sam przygotow ywał p re p a ra ­ ty zootomiczne, wzbogacając m uzeum an a to ­ miczne ta k dalece, że w r. 1823 posiadało ono aż 1653 preparatów , z nadzw yczajną su­

miennością wykonanych. W r. 1820 zwierzch­

ność uniwersytecka zachęciła B ojanusa do utw orzenia gab inetu zoologicznego, czem uczony ten ta k gorliwie się zajął, że wkrótce wszechnica wileńska uzyskała, dzięki nie­

zmordowanym jego staraniom , bardzo za­

możne muzeum zoologiczne, z którego ucząca się młodzież n ad e r wiele m ogła korzystać.

Przez ciąg pobytu swego na wszechnicy wi­

leńskiej Bojanus wychował wielu uczniów, którzy pracowali n ad anatom ią porównawczą, zoologią i naukam i weterynaryjnem i; niektó­

rzy z nich objęli później k a te d ry tych przed­

miotów, w ykładając już n atu raln ie w języku ojczystym.

W r. 1820 komisya rządowa wyznań reli­

gijnych i oświecenia publicznego w Królestw ie Polskiem , chcąc założyć szkołę w eterynary w M arymoncie pod W arszaw ą, zasięgała co do niej zdania uczonego i najwięcej w tej m ierze doświadczenia m ającego B ojanu­

sa, k tó ry powyższej władzy natychm iast plan z bardzo szczegółowo rozwiniętym program em nadesłał. K om isya przyjęła plan B ojanusa z wdzięcznością i ofiarowała mu m edal bity n a pam iątkę założenia uniw ersytetu war­

szawskiego (Adamowicz). J a k ta szkoła by­

ła później urządzona—mówi G-ąsiorowski') — całkiem zbywa na wiadomościach.

Proponow ano w r. 18.18 Bojanusowi profe­

surę w Berlinie, lecz jej nie przyjął; nie p rzyjął też w W ilnie katedry anatom ii ciała ludzkiego, ofiarowanej mu po śmierci prof.

Lobenweina, jako też w dwa lata później ofia­

rowanego mu tam że rektorstw a. W krótce potem z powodu bardzo nadw ątlonego zdro­

wia B ojanus otrzym ał urlop na nieograniczo­

ny czas pobytu zagranicą, dopóki nie wyzdro­

wieje. W yjechaw szy tedy wraz z rodziną z W ilna, już więcej tego m iasta nie oglądał, albowiem w r. 1827 rozstał się z życiem, m a­

ją c la t 51.

B ojanus, jak o uczony, mianowicie jako an atom porównawczy, zajm uje nader wy­

bitne stanowisko w dziejach biologii. Z nako­

mity d a r spostrzegawczy, um iejętność zasta­

naw iania się nad każdym szczegółem m orfo­

logicznym, a nadewszystko umysł syntetycz­

ny, zdolny do uogólniania i do wyciągania wniosków z obserwowanych faktów—wszyst­

kie te zalety odznaczały wybitnie znakom ite­

go profesora wileńskiego. Najważniejsze jeg o p ra ce z dziedziny anatom ii porównaw­

czej były następujące:

„De foetus canini velam entis, imprimis de ipsa m em brana allantoide,“ drukowane w Me- moires de l ’acad. Im per. de sciences de S t-P etersb o u rg w r. 1815 oraz „U eber den H undsfo etu s“ drukowane w Isis (t. I I I ) i „Observatio anatom , de foetu canino" dru­

kowane w N o ra A c ta A cad. Caes. Leop.

T . X — oto trzy rozpraw y z dziedziny embryo- logii psa, ogłoszone przez B ojanusa po wy- jeździe* z W ilna, podczas jego pobytu w P e ­

tersb u rg u .

W r. 1818 ogłosił w „Isis“ oraz w pam ięt­

nikach towarzystwa przyrodników w Moskwie rozpraw y swoje dotyczące osteologii ryb;

w pracach tych, za przykładem innych współczesnych mu anatomów wypowiada swój pogląd na sk ład czaszki rybiej. J a k wspomnieliśmy wyżej, filozofowie przyrody zapatryw ali się na czaszkę kręgowców, jako n a kompleks kilku zrośniętych z sobą k rę ­ gów (t. z. teorya czaszki). B ad ania nowszych czasów w zupełnie innem świetle przedstaw iły

l) 1. c. s tr. 66, t. III.

(9)

N r 19. W SZ E C H SW IA T . 297 te zapatryw ania. S tudya embryologiczne

wykazały, źe tylko podstawowe części czaszki roz wij aj ą się według tego samego typu co krę g o słu p ,źe są, kompleksem bardzo znacznej ilości (kilkunastu) za wiązko w kręgów, zaś kości boczne i wierzchnie (t. z. pokrywające) czasz­

ki, w których filozofowie przyrody widziel1 przekształcone części kręgów (łuki kręgów, wyrostki ościste i t. d.) rozw ijają się według zupełnie innego typu, niezależnie od kręgo ­ słupa i nie są przeto homologiczne z kręgam i.

Otóż i B ojanus za przykładem innych, współ­

czesnych mu morfologów rozwinął swoję teo- ry ą czaszki, uważając tę ostatnią za kompleks czterech kręgów, które nazwał: ocznym, języ ­ kowym, uchowym Okena i nosowym kręgiem czaszkowym. Ogłosił następnie kilka roz­

praw w celu udowodnienia tej teoryi. W p ra - j cach powyższych wypowiedział także pogląd na morfologiczne znaczenie pokryw skrzelo-

j

wych u ryb, przypuszczając mylnie, że po­

krywy te są częściami oderwanemi od szczęki dolnej.

Najznakom itszą p racą B ojanusa, w której wygłasza między innemi wszystkie swoje za­

patryw ania na homologią różnych części szkieletu u kręgowców, była anatom ia żół­

wia europejskiego, w ydana połacinie w W il­

nie w drukarni J . Zawadzkiego w latach 1819 (tom pierwszy) i 1821 (tom drugi), dzieło in folio, opatrzone aż 49 tablicam i ry­

sunków, przez samego a u to ra wykonanych.

N a wydanie tej wspaniałej monografii anato­

micznej poświęcił całe pięó tysięcy rubli, skrzętnie przez siebie zebranych. Dzieło to wykończył w ciągu trzech lat, rozebrawszy anatomicznie 500 żółwi europejskich. Je rz y Cuvier ') w yraził się o tem dziele B ojanusa w sposób następujący: „R ozbierał żółwie litewskie niezmordowanie przez la t kilka i stąd pow stała ta doskonała m onografia, jakiej o żadnem zwierzęciu nie posiadamy, wyjąwszy anatom ią ludzką.1* W dziele tem znajdujemy nietylko bardzo szczegółowy roz­

biór zootomiczny żółwia, lecz nadto bardzo liczne teoretyczne dociekania morfologiczne;

') H istorya nauk p rzy r. według ustnego wy­

kładu J . Cuviera, ułożył i uzupełnił P . Madelen de S-t Azv, przekład polski Belkego i K rem era.

W ilno, 1855.

na tablicach obok kości głowowych żółwia auto r przedstaw ia kości głowy ludzkiej i ry­

biej i przeprowadza homologią różnych czę­

ści, jakkolwiek, rzecz naturaln a, przy ów­

czesnym stanie anatom ii porównawczej i em- bryologii, z konieczności myli się w wielu razach. I liczne inne narządy ciała żółwia Bojanus porównywa z odpowiedniemi orga­

nami innych zwierząt kręgowych i człowieka, zastanaw iając się głęboko nad każdym szcze­

gółem anatomicznym.

J a k dalece myślącym anatom em był B oja­

nus, najwymowniej dowodzi rozpraw a jego p. t. „Introductio in anatom en com paratum , Oratio academica, quam ad inaugurandas in Caes. U niversitate Yilnensi com paratae ana- tomes d. 9 ante Cal. Novbr. 1814 h ab u it.“

J e s t to lekcya wstępna przy rozpoczęciu wy­

kładów anatomii porównawczej. W rozpra­

wie tej a u to r porównywa narządy oraz funkcye wszystkich grup istot organicznych poczynając od roślin, a kończąc n a człowieku i wykazując na każdym kroku naturalny związek i stopniowe doskonalenie się i kom­

plikowanie budowy.

Przygotowywał także uczony wileński ogromną m onografią owcy, wykonawszy do piej własnoręcznie aź 600 pięknych rysun­

ków (Adamowicz), z powodu jedn ak wielkiej ilości kosztownych tablic dzieło to nie zna­

lazło nakładcy.

Bojanus pracow ał w bardzo rozmaitych kierunkach w anatom ii zwierząt; nietylko interesowały go zwierzęta kręgowe, ale za­

równo także i bezkręgowe, nietylko zajmowa­

ła go anatom ia zwierząt rozwiniętych, ale w równej mierze pojmował także olbrzymią doniosłość embryologii, której usilnie się poświęcał. Ażeby dać czytelnikowi poję­

cie o ogromie pracy naukowej B ojanusa, wy­

mienimy jeszcze w krótkości najważniejsze jego dzieła, odnoszące się do morfologii zwie­

rząt, oprócz tych, które już wyżej przytoczy­

liśmy.

Bojanus ogłosił tedy, prócz wymienionych prac, rozprawy: o budowie anatomicznej pi­

jawki, o anatomii robaków trzewnych (1818),

0 budowie błon płodowych u konia, owcy

1 innych zwierząt (1818, 1822), o pęcherzyku

pępkowym (vesicula umbilicalis) w płodach

owiec (1818), o przebiegu nerwu bębenkowe-

j go u cieląt (1818), o narządach oddychania

(10)

WSZECHSWIAT- N r 1 9 .

i krążenia krwi u małżów czyli mięczaków dwuskorupowych (1819) i inne. W ostatniej z wymienionych prac opisał między innemi organ wydzielający (nerki) u małżów, który to narząd na cześć znakomitego anato m a zo­

sta ł nazwany organem B ojanusa; nazw a ta do dziś dnia p rzy jętą je s t w nauce. Inne, liczne prace auto ra, dotyczące fizyologii i weterynaryi, pomijamy.

Jeżeji dodamy nadto do tej sylwetki B oja­

nusa, że według świadectwa współczesnych był on znakomitym nauczycielem i źe mło­

dzież kochała w nim i czciła m istrza, oceni­

my łatw o, ja k znakomicie przyczynił się ten uczony do uświetnienia wszechnicy wileńskiej, której prawdziwą był chlubą i ozdobą.

Prof. Józef Nushaum.

2 9 8

P B Ó B Y H O D O W L I

n a s i o n „ s p o c z y wa j ą c y c h/ *

Często ze zm ianą powierzchni g ru n tu zmie­

nia się roślinność a naw et ukazują się g a ­ tunki roślin, nie spotykane przedtem w danej okolicy. W ed łu g Th. H eldreicha, na górze L au rio n w A ttyce, po uprzątnięciu potężne­

go odłam u skały, który leżał od czasów s ta ­ rożytnych, w ystąpiła w znacznej ilości, nie­

znana d o tąd w A ttyce Silene juvenalis Del.

jak o też Glaucinm sp. Z jaw iska podobne tłu ­ m aczą na tej zasadzie, że w ziemi przechowu­

j ą się czyli „spoczyw ają” nasiona, kłącza, bulwy, cebulki i t. p. części dawniejszej ro ­ ślinności, n ietracąc zdolności kiełkowania i w zrastania. P róby ze „spoczywającemi” n a ­ sionam i rzadko były dokonywane, a kwesty a czy nasiona m ogą zachowywać siłę kiełkowa­

nia i przez ja k długi przeciąg czasu, nie zo­

sta ła dotąd dostatecznie wyjaśnioną. P rz e ­ prowadzenie ścisłych obserwacyj nad p rz e ­ chowaniem siły kiełkowania w nasionach, czyli nad zbadaniem żywotności nasion, w ce­

lu wyprowadzenia ogólnych wniosków, skło­

niło A . P e te ra ’) do urządzenia szeregu ho ­ dowli nasion ,,spoczywających.” W tym celu potrzeba było w ybrać g ru n t, na którym od- dawna nie było żadnej roślinności, dalej prze­

konać się, czy na badanej miejscowości nie zaszła kiedyś ważna przem iana w charakter rze roślinności, wreszcie należało dobrać m iejsca takie, do których nie m ogły się do­

stać nasiona, przy pomocy w iatru, zalewu wód, ptaków, myszy, bydła i zwierzyny.

W szystkim tym w arunkom najlepiej odpowia­

d a ją m iejsca pozbawione roślinności, w b a r­

dzo gęstych, sztucznie sadzonych częściach lasu. Szczególniej dogodne są miejsca, które były kiedyś ziemią orną lub rozległe mi p a ­ stwiskami. Takie też m iejsca A . P e te r wy­

bierał do swych badań, a dla porównania przeprow adził kilka prób ze starem i częścia­

m i lasu, które od wieków były pokryte lasem.

Z miejsc całkiem pozbawionych roślinności, obszernych na 30 cm w k w ad rat, wybierano

| ziemię do głębokości j 6—24 cm w dwu lub trzech warstwach po 8 cm głębokich i prze­

noszono do płaskich skrzynek drewnianych

| o dnie podziurawionem . W szystkie skrzynie zostały ustawione w pustej szklarni zimnej

j

i były podlewane wodą wodociągową. Czas próby trw ał 155 dni. W yniki hodowli wyka­

zywały wielką zgodność. P rzy każdem b ad a­

niu z daw niejszą ziemią orną, występowały przeważnie, a czasam i wyłącznie, rośliny upraw ne, tak pod względem ilości gatunków jak o też i osobników.

Zjawisko to zachodziło we wszystkich trzech w arstw ach, głębszych i zwierzchnich.

T ak samo wypadły próby z ziemią z daw niej­

szych pastw isk, zamienionych n a lasy. Z ie­

m ia dawnych lasów wykazała przeważnie rośliny leśne.

Główne wypadki 3-ch prób (wszystkich prób było 15) podane są w streszczeniu.

Liczby, przytoczone w nawiasie, oznaczają ilość osobników danego gatunku, we wszyst­

kich w arstw ach ziemi.

I) L as bukowy, wysoki, blizko stuletni;

ziem ia po kryta g ru b ą w arstw ą liści; n a pró-

') A. P eter. K ulturversuchę m it „ruhenden”

Samen. (N achriohten v. d. G ottinger Gesell. d.

W issen. 1893. N aturw issenschaftliche R und­

schau, N r 7. 1894 r. W szechśw iat K r 13.

1895 r.).

(11)

N r 1 9 . WSZECHSWIAT. 2 9 9

bowanem miejscu był zawsze las bukowy.

P róby trw ały 155 dni. W zeszły następujące gatunki: F ra g a ria vesca (5), Rubus idaeus (8), Hypericum perforatum (16), H .b irsu tu m (1), B etula pubescens (1), Galcobdołon luteum (4), Cirsium arvense (l),J u n c u s glaucus (32), L uzula pilosa (6), C arex siłratica (16), T ra ­ wy (13). W ogóle, w górnej warstwie 53, w dolnej 50 osobników roślin, wyłącznie spo­

tykanych w lasach liściastych.

I I ) L as sosnowy, bardzo gęsty, 22-letni;

niegdyś ziemia orna i pastwisko. P róby trw ały 85 dni,—pokazały się następujące rośliny:

R anunculus repens (39), Thlaspi arvense (12), Capsella b u rsa pastoris (1), Sinapis arvensis (1), S te lla ria m edia (2), A lchemilla arvensis (9), P otentilla T orm entilla (3), Dau- cus C arota (2), E uphorbia helioscopia (4), Polygonum Convolvulus (2), Chenopodium album (1), Sonchus arvensis (2), Leontodon hispidus (1), T araxacum officinale (2), Picris hieracioides (4), Galium tricorne (1), Stachys palustris (3), S. arvensis (8), Glechoma he- deracea (10), Y eronica polita (1), Anogalis arvensis (27), P lantago m ajor (63), Trawy (12), nieokreślone nasiona (3). Razem w górnej warstwie 104, w środkowej 66, w dolnej 43. W yłącznie flora ziemi ornej i pastwisk.

I I I ) L as modrzewiowy, 46-letni; do 1847 r.

był ziemią orną, potem zadrzewioną roślina­

mi iglastem i. P róby trw ały 85 dni i wydały następujące rośliny: Ranunculus repens (4), Sagina procumbens (9), R ubus idaeus (1), Trifolium repens (2), H ypericum perforatum (1), Epilobium m ontanum (J), Gnapbalium uliginosum (2), Y eronica serpyllifolia (4), P lantago m ajor (17), A nagalis arvensis (8), -Tuncus glaunus (2), L u zula cam pestris (7), Holcus lan atu s (1), Traw y (6), nieokreślone nasiona (27). Razem w górnej warstwie 55, w środkowej 23, a w dolnej 14; roślinność ugorów i pól, m ało roślin leśnych.

B adania te doprowadziły do następujących wniosków:

W szystkie badane próbki ziemi leśnej z okolic G etyngi, b rane z gęstych, cienistych części, zawierały ukryte, przeważnie t. z.

„spoczywające nasiona,” które kiełkowały po skopaniu, zwilżeniu i oświetleniu ziemi i wy­

daw ały osobniki rozwijające się normalnie.

W ogóle proces kiełkowania był słabszy niż w świeżych nasionach. Z głębszych warstw w yrastało mniej gatunków i wogóle mniej roślin niż z górnych. Ziemia starych lasów wydawała prawie wyłącznie rośliny leśne;

ziemia z lasów zasadzonych n a polach lub pastwiskach, przeważnie, a nawet wyłącznie przedstawicieli dawniejszej flory; przy nie­

wielu leśnych roślinach, do 70 gatunków roślin uprawnych i łąkowych. W yniki po­

dobne wydały próby czynione z ziemią, wzię­

tą z lasów zasadzonych przed 20 do 46 laty.

Zdolność zatem kiełkowania, została prze­

chowana w nasionach, które leżały w ziemi przez przeciąg czasu 20—46 lat. N a zasa­

dzie tych doświadczeń zdaje się moźliwem wnioskować z próbek ziemi leśnej o dawniej­

szych własnościach i użytku ziemi danej miej­

scowości.

A. Ś.

Kilka słów odpowiedzi

n - r o ^ i 2 i ^ X JE - W S I s : X E i 3 v r U ' .

Czytając mój podręcznik zoólogii, przeznaczo­

ny d]a młodzieży (Kraków, 1894), p. Zalewski znalazł w nim „nieścisłości” i „niestosowności”

i przytacza najw ażniejsze z nich (n-r 17 W szech­

świata).

Ponieważ sprawozdanie p. Zalewskiego um iesz­

czone było we Wszechświecie, a niejeden przeto z czytelników niespecyalistów m ógłby wziąć za dobrą monetę zarzuty, uczynione mi przez p. Z a­

lewskiego, uważam przeto za obowiązek swój sprostować błędy i nieścisłości, tkw iące w rzeczo­

nych zarzutach p. Z.

Przedewszystkiem m ała uwaga o krytykow aniu cudzych prac. Można surowo krytykow ać daną książkę za to , co w niej je s t złego, lub też za to, czego w niej niema dobrego — w m niemaniu k ry ­ tyka. Ten drugi rodzaj krytykow ania je s t b a r­

dzo łatw y, zwłaszcza gdy chodzi o podręcznik dla młodzieży, w którym nie można zawrzeć całej m ądrości danej nauki, a tylko należy się ograni­

czyć na pewnej ilości faktów i poglądów. Otóż p. Z. wymienia liczne dosyć wady takiej ujemnej natury w podręczniku moim, a mianowicie, z a ­ rzuca mi, że nie podałem opisu budowy serca u ryb, że nie wspomniałem w szczególności o ser­

cu u żarłaczy, że nie opisałem krążenia krw i u gadów i ptaków i t. p. Dziwi mnie, że p. Z.

nie wyliczył jeszcze wielu, bardzo wielu innych

(12)

300 W S Z EC H S W IA T . N r 19.

faktów , pom iniętych w podręczniku, ja k np. że nie opisałem krążenia u ryb dwudysznych (Di- pnoi), u których budowa serca bez porów nania je s t ciekawsza niż u żarłaczy, albo te ż, że nie opisałem różnic w budowie m ózgu u rozm aitych kręgowców, co przecież ta k że je s t b ardzo ważne i interesujące. Sądzę, że tylko k ręp u ją c się miejscem p. Z. nie wymienił tych wszystkich b ra ­ ków. Co do mnie, to na uspraw iedliw ienie swoje mogę powiedzieć tylko tyle, że pom ijałem w p o d ­ ręczniku to wszystko, co uważałem: 1) albo za zbyt tru d n e dla ucznia, 2 ) albo za balast, który zanadto pow iększyłby rozm iary szkolnej książki.

P a n Z. może się naturalnie nie zgodzić ze m ną na ta k i sposób pojm owania rzeczy, ale m u z tego nie mogę robić zarzu tu .

N atom iast dziwi mnie bardzo, że p. Z. k ry ty ­ k u ją c pewne rozdziały m ojej książki, nie zada- sobie pracy uważnego ich przeczytania i w błęd- dnem zupełnie św ietle przedstaw ia rzecz czytel­

nikowi. I tak , p. Z. pow iada: „A żeby objaśnić budowę ssaka au to r w ybrał wołu i na tym ...

w zorze przedstaw ia uczniowi n ajbardziej w świe- cie zwierzęcym złożony żołądek, zam iast zazna­

jom ić go nap rzó d z pojedynczym i mówi np.

o zębach, z k*órych wół niektórych nie posiada w cale.” Otóż na str. 2 3 0 mojej k siążki p. Z.

przekonać się może, że w przód je s t mowa o ż o ­ łądku pojedynczym , a później dopiero wzm ianka o złożonym, że naprzód są opisane (str. 228) zęby u człowieka, a później dopiero u wolu i że niem a mowy u wołu o takich zębach, któreby

j

u tego zw ierzęcia nie istniały. M yli się też grubo

j

p. Z. sądząc, „że nikt zapewne nie m a ścisłego w yobrażenia o zmysłach w skórze i w m ięśniach.”

Z pierw szej lepszej fizyologii p. Z. może się do­

wiedzieć, że z najw iększą pew nością wiemy dziś o istnieniu t. z. zm ysłu mięśniowego oraz o tem, że skóra je s t nietylko siedliskiem zm ysłu dotyku, że słowem błędne je s t zdanie, podaw ane zwykle na pierw szej stronicy dawnych gram atyk: „C zło­

w iek ma pięć zmysłów: w zrok, słuch i t. d .”

N ajbardziej atoli dziwi mnie, że p . Z. czyni mi pewne z a rzu ty rzeczow e, nie zadaw szy sobie tru d u spraw dzenia, o ile jego wiadom ości zoolo­

giczne są gruntow ne. I ta k , p. Z. pow iada, że potępiam „poczciw ego” w róbla ja k o szkodliwego, bronię zaś bociana, „uznanego— w edług p. Z.—

z a najszkodliw szego ze w szystkich naszych p ta k ó w .”

Otóż, jakkolw iek p. Z. uznał bociana za n a j­

szkodliw szego, to je d n a k praw dziw i znawcy i su­

m ienni badacze nie są dla tego p ta k a ta k su ro ­ wymi sędziam i. Oto słowa jednej z największych pow ag w zoologii, B rehm a (Thierleben t. III, 2 wyd., str. 351): „Rolnikow i i leśnikowi nie w yrządza on (bocian) szkody, a to należy przede- wszystkiem wziąć pod uwagę. Obaj m a ją przeto słuszność, je ś li zaliczają go do ptaków , w p rz e ­ ważnej części pożytecznych... Uw ażni rolnicy spostrzegli, że w latach, w których bocianów było m ało, myszy ogromnie się ro zm nażały.” Itozwi- j

ja ją c pożyteczność i szkodliwość bociana, Brehm p otępia stanowczo niszczycieli tego ptaka. Skąd zaś znów ta k a nadzw yczajna sym patya między i p. Z. a „poczciw ym ” wróblem, tego także nie

| wiem. Brehm (Thierleben, t. II, wyd. 2, str. 317) powiada: „W nowszych czasach coraz bardziej

j

godzą się wszyscy na to, że wróbel, te n pasorzyt, żyjący kosztem człowieka, nie zasługuje z jego stro n y na ochronę.” Jeszcze zaciętszym wrogiem

J

w róbla je s t E ug. von H om eyer, je d en z n ajzn a­

kom itszych znawców obyczajów tego ptaka.

Dwie inne „niestosow ności” naukowe, o które oskarża mnie mój k ry ty k , są następujące:

„W szystkie gałunki pancerników ży ją w A m ery­

ce południow ej” — to je s t moje zdanie, p. Z. zaś tw ierdzi, że to niedokładnie powiedziane, bo żyją i w południowych częściach północnej. Byłbym

j

p. Z. wdzięczny za przytoczenie mi tych gatun-

j

ków ro d zaju D asypus, k tó re zam ieszkują część

| A m eryki północnej, we wszystkich bowiem wia-

j

rogodnych i poważnych dziełach zoologicznych

| spotykałem się dotąd ze zdaniem, że rodzaj D a ­ sypus zam ieszkuje tylko Amerykę południową

J

(p . podręcznik Clausa, Thierleben Brehm a, Die S augetiere Vogta i Spechta).

W reszcie ostatnia z wyłowionych przez p. Z.

nieścisłości: „Bizony różnią się od żubrów mniej- szemi ro zm iaram i” — powiadam w podręczniku, k ry ty k zaś mój orzeka ja k au g u r „a właśnie rzecz ma się wręcz odw rotnie.” S kąd p. Z. z a ­ czerpnął ta k dokładną inform acyą zoologiczną—

tego nie wiem. Zoologowie je d n a k tw ierdzą jednogłośnie, mimo p ro testu p. Z., że bizon je s t m niejszy niż żubr. P rof. W rześniow ski, autor wysoko cenionej rozpraw y naukowej o żubrze, a więc pow aga w omawianej kw estyi, powiada najw yraźniej w swoich „Zasadach zoologii” (1888) na str. 184, że bizon j e s t „znacznie m niejszy”

niż żubr. I tu więc p. Z. popełnia gruby bład naukow y, w dając się w kry ty k ę rzeczy, na k tó ­ rych się nie zna.

Na za rz u ty p. Z. co do mego ję z y k a nie będę odpowiadał, bezstronny czytelnik sam je zdoła ocenić, m uszę atoli nadm ienić, że p. Z. je s t w wielkim błędzie sądząc, że pojęcia fałdu (niem.

F alte ) i zm arszczki (niem. Runzel) są identyczne, że w yraz „cecha,” używ any przez wszystkich polskich przyrodników , nie je s t dobrym wyrazem polskim , że mówi się „m ałż a,” a nie „m ałż” (p.

Z asady zoologii W rześniowskiego oraz term ino­

logią, używ aną we W szechświecie), że „k łac ze k ” i „kosm yk” to wszystko jed n o , że w yrazy „ in te ­ re su ją c y ,” „obserw acya,” „ re g u larn y ” i liczne inne tym podobne nie są w yrazam i najzupełniej przysw ojonem i naszem u językow i i używanemi p rze z ludzi, najpiękniej stylem polskim w ładają­

cym. N areszcie co do ostatniej, hum orem z a ­ praw ionej uwagi, że zam iast gęby znajdujem y w szędzie w podręczniku „paszcza,“ to pozwolę sobie zaznaczyć, że term in „p aszcza11 brzm i d a­

leko przyzwoiciej niż „gęba“ i źe term in ten

w prow adzony został przez sz. prof. Dybowskiego,

(13)

N r 1 9 . WSZECHSWIAT. 3 0 1

k tó ry i bardzo wiele innych n ader szczęśliwie i trafnie pomyślanych terminów do zoologii w pro­

wadził. ru gując rozm aite „gęby,“ „kałduny"

i inne ordynarnie brzm iące wyrażenia, w których lubował sig w swoim czasie ś. p. Nowicki.

Prof. Jó zef Nusbaum.

Lwów, d. 29/IV 95.

W sprawie morwy czarnej.

Z różnych podań i dawniejszych lub nowszych dzieł botanicznych polskich dostały się do Pro- drom nsa flory K rólestw a Polskiego prof. J . R osta­

fińskiego dwa gatunki morwy: b iała i czarna (M orus alba L. i M. nig ra L .). N apozór rzecz w porządku, ponieważ naw et nie botanikom zna­

ne są w k ra ju drzew a morwowe, w ydające białe albo czarne lub ciem nopurpurowe owoce, a zatem pierw sze winnyby stanowić napozór gatunek Mo­

ru s alba L ., ostatnie M orus nigra L. P o tw ier­

dzenie tego najprostszego domysłu znajdziem y w wielu najpoczytniejszych dziełach florystycz- nych. Garcke (F lo ra von D eu ‘schland, 1890) pisze, że owoce morwy białej są białe, a czarnej czarne. F iek (F lo ra von Schlesien, 1881) poda­

je , że morwa biała m a owoce białe, a czarna czarnofiołkowe. W agner (Illu strierte deutsche F lo ra , 1882), że owoce morwy białej są białe, a czarnej ciem nopurpurowe, praw ie czarne. To samo podaje W illkom m (F u h rer ins Reich der Pfianzen, 1882).

Na podstawie więc powyższych dzieł botanicz­

nych napozór jakoby niem a wątpliwości, że jeżeli znajdziem y morwę o owocach czarnych, czarno- purpurow ych lub czarnofiołkowych, to zaliczyć j ą wypadnie do gatunku M orus nigra L ., zaś morwę z owocami białemi do M. alba L . W rzeczy­

wistości jed n ak tylko druga część tego wniosku je s t praw dziw ą, t. j . że wszystkie bez w yjątku morwy o białych owocach należą do Lineuszow - skiego gatunku Morus alba.

Spraw a nieco tru d n iejsza z morwami o czar­

nych owocach. Jeżeli drzewo morwowe wydające czarne lub ciemnofiołkowe albo ciem nopurpurowe owoce, a (akie nie są w k ra ju bynajm niej rzadko­

ścią. porównam y ze szczegółowym opisem morwy czai'nej w którejkolw iek florze, to dziwna rzecz:

prócz barw y owoców żadne ze znam ion najczę­

ściej (jeżeli nie zawsze) nie zgodzi się z opisem.

Bazie żeńskie nie będą praw ie siedzące, lecz dość długiemi szypułkam i opatrzone; okw iat i zna­

miona (blizny) nie będą uwlosione, lecz nagie;

liście zwierzchu nie będą, ja k w opisie morwy czarnej, szorstkie, lecz gładkie lub prawie gładkie. Słowem, gdybyśmy spotkane w k ra ju drzewo morwowe o czarnych owocach chcieli przy pomocy jednej lub nawet wszystkich wyżej przytoczonych flor oznaczyć, to nie doszlibyśmy najczęściej (jeżeli nie zawsze) do żadnego pozy­

tywnego rezultatu.

Wyjaśnienie tej zagadki je s t następujące. Łi- neuszowski gatunek M orus alba miewa niezbyt rzadko owoce purpurow oczarne lub czerwonawe, ja k o tem świadczy wielu autorów (Beck, Curie, Mały, Postel i in.). Przyjąw szy jednak pod uwagę, że Mały wydał swą F lora von Deutsch- land, a P ostel swój Yademecum fu r Freunde der Pflanzenwelt jeszcze w r. 1860, zaś Curie swój podręcznik także dość dawno, nie możemy zro­

zumieć, dlaczego większa część późniejszych flor (z wyjątkiem Becka, Schmalhausena i p a ru in­

nych) przeoczyły fak t istnienia M orus alba L.

o owocach czerwonych, czarnopurpurow ych lub czarnych, fakt znany dobrze dawniejszym bo ta­

nikom.

Lecz źródło omyłek przy oznaczaniu morw leży nietylko w niezupełnych opisach morwy białej w wielu florach: opisy bowiem morwy czarnej są także po większej części niezupełne chociaż z innego względu. Z dostępnej mi lite­

ra tu ry botanicznej tylko u Fieka oraz Gremliego (Excursions-Flora fu r die Schweiz) znalazłem wzmiankę, że owoce morwy czarnej są dwa razy większe od białej, pomimo, że je s t to wskazówka bardzo ważna, mogąca ustrzedz od błędu przy oznaczaniu. W agner naw et może w prost w błąd w prowadzić swemi dw7oma rysunkam i morwy bia­

łej i czarnej (w Illu strie rte deu'sche F lora), k tó ­ rych owoce narysowane są prawie jednej wielko­

ści, a w opisie nic nie powiedziano o ich stosun­

kowej ani bezwzględnej wielkości. Potonie, widząc zapewne źródło mylnych oznaczeń morwy białej o ciemnych owocach w bałam utnych opi­

sach wielu autorów , w swej florze Niemiec nic o kolorze owoców7 M orus alba L. i M. nigra L.

nie mówi, zm uszając tym sposobem czytelnika do uciekania się do innych nierównie pewniej­

szych znamion przy oznaczaniu.

W idzimy więc, że nie każda morwa o czarnych lub ciemnych owocach należy do gatunku M orus nigra L . Ju ż z tego wnosić możemy, że przy­

najmniej znaczna część krajow ych drzew morwo­

wych, o czarnych lub ciemnych wogóle owocach, należy w rzeczywistości do gatunku Morus alba L.

Ja k ż e więc w yglądają owoce prawdziwej m or­

wy czarnej i czy rośnie ona w naszym k raju?

Na pierw sze pytanie odpowiedzieliśmy ju ż wyżej, mówiąc, że owoce morwy czarnej są dwa raz y większe od owoców morwy białej. Odpowiedź na drugie pytanie może być tylko na domysłach, a raczej wnioskach i analogiach o parta, a miano­

wicie:

Cytaty

Powiązane dokumenty

żone, nie należy faktów oderwanych badać pojedynczo, lecz trzeba przeprowadzić pewną między niemi łączność. Chociaż bowiem lu ­ dzie dzicy są najczęściej

płaszczyzna, zakreślana przez prom ień wodzący, nie p rz estaje być proporcyonalną do czasu, więc skoro zmienia się prom ień wodzący, musi się również

Jeżeli zapylenie przez owady nie uda się, roślina radzi sobie wyjątkowo I sam a, gdyż znamię rozwija się dopiero w kil- ' ka godzin po rozwinięciu się

sze n a siatkówce obraz przewrócony, zwierzę z uszkodzonym lewym płatem potylicowym przy zasłonięciu lewego oka dostrzeże (p r a ­ wem okiem) tylko przedm ioty

Gąsienica (larwa), z której następnie ma się rozwinąć samiec, daje się rozpoznać po tem , źe je s t drobniejszych rozmiarów i że, uczepiwszy się gałązki

W pierwszej grupie jedne organy mają budowę poczęści ojca, poCzęści matki a obok nich inne organy mają zupełnie pośrednią

Zdanie to nie jest ogólnie może p o ­ dzielane, często słyszymy zdania przeciwne, dowodzące, że wiele jeszcze spodziewać się można ze strony elektyczności,

chodząc przez liść żywy w ykazuje wszystkie pasy właściwe alkoholowem u rostworowi chlorofilu; są one cokolwiek posunięte ku barw ie czerw onej, co może zależeć