• Nie Znaleziono Wyników

Relacje-Interpretacje, 2007, nr 4 (8)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Relacje-Interpretacje, 2007, nr 4 (8)"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

n­ter­pr­eta­cje

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 4 (8) listopad 2007

60 lat Teatru Lalek Banialuka Sztuka współczesna w Muzeum 38. „Bielska Jesień”

Teresa Sztwiertnia o pisaniu i malowaniu Całe życie za Olzą Kobiety Habsburgów

Rela­cje

ISSN 1895–8834

(2)

38. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień”

Galeria Bielska BWA

(1) Bartłomiej Otocki: Bez tytułu (portret pamięciowy), 2007, akryl, płótno, 102x140 cm – wyróżnienie

(2) Tadeusz Moskała: Permutacja pierwsza, 2007, poliptyk w konwencji 3D, akryl, płótno, 30x30 cm, 10 elementów – wyróżnienie

(3) Agata Biskup: Pingwin, 2006, olej, płótno, 200x180 cm – II nagroda (4) Małgorzata Szymankiewicz: Bez tytułu 53, 2007, olej, płótno, 185x210 cm – wyróżnienie

(1) (2)

(3) (4)

(3)

(5) Wojciech Kubiak, Lidia Krawczyk: I. i L. z cyklu Genderqueer, 2007, olej, płótno, 195x195 cm – Grand Prix

(6) Dorota Borowa: Teraz, 2005/2006, olej, płótno, 200x150 cm – wyróżnienie (7) Tadeusz Król: Makatka z defektami, 2007, akryl, olej, płótno,

160x180 cm – wyróżnienie pozaregulaminowe pisma „Sztuka.pl”

(8) Stefan Hanćkowiak: W poszukiwaniu szczęścia, 2007, akryl, płótno, 240x190 cm – III nagroda

(5) (6)

(7) (8)

(4)

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej

Rok II nr 4 (8) listopad 2007 Adres redakcji

ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony

033-822-05-93 (centrala) 033-822-16-96 (redakcja) redakcja@rok.bielsko.pl www.rok.bielsko.pl Redaktor naczelna Małgorzata Słonka Rada redakcyjna Ewa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz Legoń Leszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak Juliusz Wątroba Urszula Witkowska Opracowanie graficzne, DTP Mirosław Baca

Projekt logo

Agata Tomiczek-Wołonciej Wydawca

Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej

dyrektor Leszek Miłoszewski Nakład 900 egz.

(dofinansowany przez Urząd Miejski w Bielsku-Białej) Naświetlanie Art-Line Plus Druk OW Augustana Czasopismo bezpłatne ISSN 1895–8834

Okła­dka­/wkła­dka­

38. Biennale Malarstwa

„Bielska Jesień”

Na okładce: obraz Andrzeja Wasilewskiego Pin up fruits: truskawki, akryl, olej, płótno

Teatr

1 Tożsamość teatru lalek

Maria Schejbal

n­ter­pr­eta­cje Rela­cje

TL Banialuka: Królowa Śniegu A. Morcinek

Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Teresa Sztwiertnia: Drugie śniadanie Marka, 1996

Malarstwo

4 O „Bielskiej Jesieni” i nie tylko

Z Grzegorzem Sztwiertnią rozmawiał Zdzisław Niemiec

Muzea

7 Znaki czasu

Teresa Dudek-Bujarek

12 Kobiety Habsburgów

Z Dorotą Firlej

rozmawiała Katarzyna Pach-Sznepka

Zza Olzy

10 Całe życie za Olzą

Z Janem Szymikiem

rozmawiali Małgorzata Słonka i Leszek Miłoszewski

Galeria

Wkła­dka­

Sztuka współczesna w Muzeum

Literatura

16 Tylko się bawię

Z Teresą Sztwiertnią rozmawiał Janusz Legoń

19 Witek wyjeżdża Wiersze

Teresa Sztwiertnia

22 Sezon prozy

Magdalena Legendź

Muzyka

24 Jazzowe piątki

Jan Picheta

Przestrzeń publiczna 27 Plac na nowo

Małgorzata Słonka

Fotografia

29 Z najwyższej półki

Marta Sinior

Felieton

32 NASZA ulica

Małgorzata Wróbel

34 Rozmaitości

36 Rekomendacje

(5)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Lucyna Kozień, dyrektor Teatru Lalek Banialuka: W ostatnich latach wszystkie sceny lalkowe wyraźnie odchodzą od „czystej” konwen- cji teatru lalek. W Banialuce też widać tę tendencję do poszerzania i wzbogacania środków wyrazu, ale mnie bardzo zależy na zacho- waniu właściwych proporcji pomiędzy ekspresją lalki a ekspresją człowieka. I na zachowaniu inności gatunkowej oraz poczucia toż- samości właściwego sztuce lalkarskiej. To prawda, że formy insce- nizacyjne bardzo się zmieniły – takie są po prostu wymogi czasu – ale nasz teatr zachowuje swoją odrębność i posługuje się środka- mi z pewnością innymi niż sceny dramatyczne czy muzyczne. Na- wet jeśli w przedstawieniach nie ma tradycyjnej lalki, to jej funkcje przejmują kostium aktora, elementy dekoracji czy formy plastycz- ne tworzone przez wybitnych artystów, twórczo opracowujących nawet najbardziej znane motywy literackie. Dziś teatr lalek opie- ra się na aktorach, wszechstronnie wykształconych i zdolnych do podejmowania prawdziwych wyzwań artystycznych. Aktor lalkarz już dawno wyszedł zza parawanu i z zapadni, a magia cudownego ożywiania lalki została zastąpiona bądź wzbogacona demonstro- waniem samego procesu animacji. Tworzy się nowy, zupełnie inny język komunikacji z widzami.

M a r i a S c h e j b a l

Tożsamość teatru lalek

Trudno o lepszą okazję do rozważań na temat sztuki lalkowej niż sześćdziesiąte urodziny teatru Banialuka.

Dzieją się tu bowiem od lat rzeczy ważne, ciekawe i skła- niające do refleksji. Banialuka nigdy nie pozostawała na uboczu przemian, jakie wyznaczały rozwój i ewolucję lalkarskiego rzemiosła i środków jego wyrazu. Miejsce dla lalki było tu zawsze, przede wszystkim dla wielo- imiennego plastycznego tworzywa, któremu aktor na- daje nowy, znaczący kształt i funkcję. Tkanina, papier, folia, przedmiot, ludzkie ciało – to tylko niektóre ele- menty materii poddawanej w bielskim teatrze zabiegom animacyjnym i transformacjom. Ze sceny Banialuki nie zniknęła też lalka tradycyjna. Czasem bywa ona samo- dzielnym bohaterem widowiska, funkcjonującym w ob- rębie możliwości i ograniczeń wybranej techniki i kon- wencji. Częściej jest dopełnieniem obecności aktora na scenie, jego partnerem, tłem, punktem odniesienia dla głównego nurtu działań.

Zarówno formy tradycyjne, jak i lalki-nielalki mają szczególną siłę oddziaływania. Ich wielkim atutem jest

60 lat bielskiej Banialuki

Maria Schejbal – współtwórczyni misji i programu BSA Teatr Grodzki, autorka i koordynatorka jego projektów, instruktor teatralny, autorka

i redaktorka wielu publikacji.

Królowa Śniegu:

Magdalena Obidowska (Gerda) i Kruk (Ziemowit Ptaszkowski)

Agnieszka Morcinek

(6)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e jedyny w swoim rodzaju sposób komunikowania, a raczej

sygnalizowania treści. Metafora, skrót i aluzyjność wła- ściwe teatrowi plastycznemu pozostawiają zawsze sze- roki margines dla swobodnej myśli i interpretacji. Rze- czywistość sceniczna przemawia do widzów nie wprost, ale poprzez silne bodźce wizualne. Lalki, nawet te naj- doskonalej naśladujące człowieka, należą do sfery głębo- ko odmiennej od świata ludzkich emocji. Nie bez przy- czyny Gordon Craig chwalił je za „dar zachowywania pięknej i chłodnej ekspresji postaci i twarzy nawet wte- dy, gdy obsypujemy je pochwałami i witamy grzmotem oklasków”.

Jubileusz

Lucyna Kozień: Jubileusz to taka szczególna okazja, by przede wszystkim podkreślić tradycję teatru. A my przecież mamy za sobą udane artystycznie dziesięciolecia. Pracowały na nią poko- lenia wybitnych artystów, ale i sam festiwal, który zbudował tak mocną pozycję teatru i w Polsce, i na świecie. W mojej opinii festi- wal miał ogromny wpływ na dokonania Banialuki. Nieustannie do- pingował i wyznaczał teatrowi wysoką poprzeczkę artystyczną. Wi- dowiska Banialuki prezentowane na festiwalu musiały wytrzymać konkurencję z najlepszymi przedstawieniami, jakie tu zapraszano z całego świata. To kształtowało zainteresowania repertuarowe i artystyczne teatru. Jubileusz to także moment, który pozwala na uhonorowanie tych ludzi, którzy całe zawodowe życie spędzili tu- taj, na różnych stanowiskach. Dziś niektórzy z nich są już na eme- ryturze, ale to ciągle także ich teatr. Jubileusz jest więc stosownym momentem do okazania szacunku dla ich pracy i twórczości. Cza-

sem spotkania i radości, że nasz teatr tyle lat funkcjonuje ciągle w dobrej kondycji

Dorobek Banialuki jest rzeczywiście imponujący, a działalność artystyczna teatru znakomicie udo- kumentowana. Z lektury licznych publikacji wyda- wanych przez Banialukę przy różnych okazjach wy-

łania się obraz dynamicznej, twórczej aktywności. Rytm pracy teatru koncentrował się zawsze wokół trzech ob- szarów działalności.

Pierwszy to budowanie repertuaru i znacząca obec- ność na mapie kulturalnej miasta. Pozostając przede wszystkim teatrem dla dzieci, Banialuka zrealizowała wiele widowisk adresowanych do młodzieży i dorosłych.

Ciekawe inscenizacje tekstów Schulza, Lorki, Ghelde- rodego, Becketta, Kajzara czy Kafki poszerzają zakres podejmowanych przez teatr tematów i problemów. To ważny nurt twórczości bielskiej sceny, dzięki któremu niezwykłość teatru lalek, jego szczególny plastyczny ję- zyk przemawia nie tylko do dzieci – tradycyjnej lalko- wej widowni. Wysoki poziom realizowanych w Bania- luce przedstawień potwierdzają liczby. Wiele spektakli granych jest ponad sto razy, a niektóre widowiska osią- gają liczbę ponad dwustu prezentacji. Drugą płaszczy- znę działań Banialuki tworzą jej artystyczne podróże.

Lalkowa scena jest szczególną wizytówką Bielska-Bia- łej, teatr pokazywał swoje przedstawienia w całej Pol- sce i na całym niemal świecie. Trzeci, bardzo istotny, wymiar działalności Banialuki wiąże się z organizowa- nym od 1966 roku Międzynarodowym Festiwalem Sztu- ki Lalkarskiej. Bielska impreza jest przeglądem o dużym prestiżu, jej szerokiej, otwartej formuły nie ograniczają założone z góry bariery tematyczne czy formalne. Naj- ważniejsze kryterium budowania festiwalowego progra- mu jest takie, by do Bielska-Białej zapraszać wybitnych twórców i prezentować bardzo różne tendencje i kierun- ki światowego lalkarstwa.

Wszystkie te artystyczne działania, dzieje dwudzie- stu dwóch festiwalowych edycji, historie twórców i ich widowisk przywołało jubileuszowe spotkanie. Przede wszystkim za sprawą obecności ludzi Banialuki – tych, którzy dziś pracują w teatrze i tych, którzy byli w nim obecni na przestrzeni lat. A także dzięki licznej rzeszy

Jubileuszowa gala:

dyrektor Lucyna Kozień i prezydent Jacek Krywult

Aktorzy Banialuki w jubileuszowym programie kabaretowym

Elżbieta Socha

(7)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

przyjaciół, sympatyków i patronów. W centrum jubi- leuszowego święta znalazło się premierowe widowisko otwierające kolejne dziesięciolecie historii teatru. Spek- takl jest mocnym artystycznym argumentem w dyskusji na temat tożsamości teatru lalek, jego odrębności zako- rzenionej w tradycji i otwartej na wyzwania czasu.

Premiera

Lucyna Kozień: Najważniejszy jest problem, najważniejsze jest szu- kanie dialogu z publicznością. Chciałabym, żeby nasze przedsta- wienia rozbudzały intelektualnie i emocjonalnie widzów, pozwala- ły dzieciom na lepsze rozumienie świata, człowieka, także – siebie.

Były nowatorskie i atrakcyjne także dla tych, których gust coraz czę- ściej kształtowany jest przez telewizję i inne media. Abyśmy mogli rozmawiać z publicznością językiem sztuki, nie uciekając od trud- nych i czasem kontrowersyjnych tematów. Nie poddawali się presji komercji i ekonomii, bo odpowiedzialność za młodego widza jest ogromna, zarówno w sferze estetyki, jak i samego wyboru tema- tu sztuki. Teatr zawsze będzie się odwoływać do motywów wiel- kiej klasyki polskiej i światowej. Zawsze będzie grany Szekspir, za- wsze będą grane baśnie Brzechwy, Andersena i Grimmów. Ale też nie mam wątpliwości, że wszystkim tym klasycznym tekstom na- leży nadawać brzmienie współczesne. Na tym polega twórczość – sztuka, którą decydujemy się wystawić, powinna być nacechowana indywidualnym spojrzeniem reżysera i innych realizatorów.

Na swoje sześćdziesiąte urodziny Banialuka przy- gotowała inscenizację jednej z najpiękniejszych i naj- bardziej znanych baśni Andersena. Powstał spektakl nowoczesny i bardzo atrakcyjny, w którym jednak wy- raziście brzmią „stare” i być może mało popularne dzi- siaj prawdy. Pomimo daleko idących adaptacyjnych za- biegów, zmieniających literacki oryginał, historia Kaja i Gerdy jest w przedstawieniu czytelna i rozpoznawal- na. To jest opowieść o lustrze. Lustrze stworzonym przez Zło. Tym złem był Diabeł. Diabeł ma tysiące twarzy. To jest opowieść o szczęściu brata i siostry. Opowieść o Kró- lowej Śniegu, której prawdziwą twarz poznasz wtedy, gdy odtrącisz tego, kto cię kocha… Słów prologu słuchamy w ciemności. Dopiero po chwili światło punktowego re- flektora wydobywa z mroku sylwetkę głównego kreatora scenicznych wydarzeń, który później wcieli się w postać Królowej Śniegu. Po narracyjnym wstępie dynamicznie zmienia się sceneria i rytm przedstawienia. Widzów ata- kuje forma: ostry muzyczny akord i migające, rozedrga- ne refleksy szkiełek z rozbitego lustra. Przed sceną prze- suwa się korowód baśniowych postaci – świta Diabła to dziwaczne figury w czarnych strojach i fantazyjnych pe-

rukach, obdarzone bardzo wyrazistą mimiką i gestyku- lacją. Będą stale ingerować w działania głównych boha- terów, wpływać na rozwój akcji. Za rozsuniętą kurtyną otwiera się symboliczna przestrzeń dziecięcego pokoju.

Dwa okna i dwa łóżka, na nich Kaj i Gerda. Zaczyna pa- dać śnieg, szyby okien błękitnieją, aktorzy rozpoczyna- ją senne, taneczne akrobacje, znakomicie wykorzystując

„architekturę” łóżek. To jedna z wielu w tym spekta- klu pięknych poetyckich scen, nasyconych tajemniczo- ścią i emocjami, przenoszących widza w inny wymiar – w magiczny świat teatru. Dzieci zasypiają, za ścianą ich domu pojawia się postać Królowej Śniegu. Smukła, zja- wiskowa lalka. Jej odbicie powielają lustrzane, ruchome ściany pokoju. Oszczędność a zarazem funkcjonalność scenicznego wystroju jest mocnym atutem widowiska, służy czytelności działań, a zarazem poszerza ich zna- czeniową perspektywę.

Podsumowując krótką premierową refleksję, warto podkreślić dwie cechy wyróżniające jubileuszową reali- zację. Przede wszystkim jest to spektakl, który podejmu- je ważne, współcześnie żywe tematy i problemy. Relacje z bliskimi, wartość rodzinnej więzi, odpowiedzialno- ści i miłości. Trudne wybory, od których zależy nasz

Ziemowit Ptaszkowski w roli Królowej Śniegu Agnieszka Morcinek

(8)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



los i szczęście drugiego człowieka. Wierność i wytrwa- łość wystawiane każdego dnia na poważną próbę. Pyta- nia o te zasadnicze kwestie są w widowisku autentyczne i przekonujące. Nie ma w nich dydaktyzmu i natrętne- go moralizatorstwa. I drugi aspekt – rzecz w teatrze nie- zwykle cenna – siłą tego spektaklu jest zespołowy ak- torski wysiłek. Zgodnie z Andersenowską fabułą Gerda pozostaje w przedstawieniu postacią centralną. Wybit- na rola Magdaleny Obidowskiej zwraca uwagę dojrzało- ścią i niezwykle starannym, przemyślanym rysunkiem postaci. To bardzo prawdziwa i oryginalna propozycja aktorska, wymykająca się łatwym klasyfikacjom. Sce- niczna Gerda intryguje, budzi emocje, jest wyrazista, zmienna, nieustannie zaskakuje, odważnie przekracza granice osobowościowych typów i szablonów. Istotne wsparcie pierwszoplanowej kreacji stanowi znakomita kondycja drugiego planu. Dynamiczne działania diabel- skiej świty są spójne i skoordynowane, a równocześnie pozostawiają każdemu z aktorów możliwość indywidu- alnego zaistnienia. Prawdziwym sukcesem Mariána Pe- cki, reżysera widowiska, jest tak precyzyjne rozłożenie akcentów w strukturze gry oraz stworzenie harmonij- nej, logicznie uporządkowanej całości. Wykorzystane w przedstawieniu wizualne i aktorskie środki ekspresji służą czytelnemu przesłaniu, które jest adresowane za- równo do dziecięcej, jak i dorosłej widowni.

Lucyna Kozień: Teatr jest nie tylko miejscem realizacji kolejnych przedstawień. To także miejsce wspólnej kreacji – aktorów, reżysera, scenografa, kompozytora, czasem dramaturga. Zależy mi na tym, aby zapraszać do współpracy artystów o wyraźnie sprecyzowanym myśleniu o teatrze, indywidualistów o wyraźnej osobowości. Takich, których interesuje sam proces twórczości i swoimi wizjami potrafią zarazić i zainspirować aktorów, czyniąc z nich partnerów i współau- torów tworzonego dzieła, a nie tylko odtwórców cudzych koncep- cji. Teatr w moim rozumieniu to także miejsce spotkania człowieka z człowiekiem, miejsce twórczych rozmów o świecie i problemach współczesności. To ten rodzaj sztuki, której efektem staje się na- wiązywanie kontaktu i możliwie trwałych więzi z widzem. Także na drodze działań i projektów parateatralnych.

Teatr Lalek Banialuka w Bielsku-Białej: Królowa Śniegu wg H. Ch. Andersena, reżyseria Marián Pecko, scenografia Evá Farkašová. Premiera 12 września 2007.

O „Bielskiej Jesieni”

i nie tylko

109 obrazów 58 plastyków z różnych stron kraju znajdzie się na wysta- wie 38. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” 2007. Tradycja tego ogólno- polskiego konkursu plastycznego, organizowanego niezmiennie przez Ga- lerię Bielską BWA (w ciągu lat zmieniała się tylko nazwa tej instytucji), sięga roku 1962. Najpierw odbywał się corocznie, od 1995 roku – co dwa lata.

Ogłoszenie wyników tegorocznej edycji konkursu i otwarcie pokonkurso- wej wystawy nastąpi w Galerii Bielskiej BWA 23 listopada br. o 17.00. A my już teraz zadaliśmy kilka pytań przewodniczącemu jury kwalifikacyjnego Grzegorzowi Sztwiertni – artyście plastykowi wywodzącemu się z Pod- beskidzia, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Rozmowa z Grzegorzem Sztwiertnią

Z d z i s ł a w N i e m i e c

(9)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Zdzisław Niemiec: Czy „Bielska Jesień” jest autentycznie potrzebna, przydatna plastykom, krytykom, masowej publiczności? Czy to, że jest organizowana w mieście niebędącym artystycznym centrum Polski, jest atutem czy barierą? Jak Pan to ocenia choćby z pozycji kultu- rotwórczego Krakowa?

Grzegorz Sztwiertnia: Najpierw określmy bazę danych:

w Polsce, gdzie nie ma muzeów sztuki współczesnej (choć jest kilkanaście kolekcji), nie ma prawdziwych, naocznych punktów odniesienia co do prawdziwego potencjału różnych środowisk. Wyjątkiem jest Warsza- wa, która na polu dynamiki przemian i eksperymen- tów w dziedzinie sztuki nie ma sobie równych. Gdybym nie był niczym związany i miał wybrać miejsce do pra- cy i życia – wybrałbym Warszawę. Przynajmniej jako młody artysta. Kraków, co powszechnie wiadomo, psu- je wszystko, czego się dotknie, i nie będę tego smutne- go faktu komentował. Pozostała część kraju to kilkana- ście różnych środowisk artystycznych, od przynajmniej kilkunastu lat budujących w pocie czoła (praca u pod- staw) autentycznie wyjątkowy (specyfika i jakość) kształt sztuki w Polsce. Trudnością mniejszych ośrodków sztuki (galerie i artyści) jest brak zrozumienia władz i obojęt- ność społeczna. Brak prawdziwego wsparcia instytucjo- nalnego prowadzi aktywistów i artystów do stanu chro- nicznego zmęczenia. Trudno wiecznie działać w próżni.

Chyba, że jest się kosmonautą...

Jak na tym tle wygląda bielska galeria?

Prowincjonalność lokalizacji takich galerii jak bielskie BWA niesie konieczność wyznaczenia sobie innych ce- lów. To nie może być (przynajmniej na tym etapie) kon- frontacja z najnowszymi i najgorętszymi zjawiskami w sztuce dzisiejszej, ale raczej podejście lokalne – przy czym lokalność rozumiem tutaj jako zaangażowanie się w specyfikę i problematykę lokalną, ale na najwyższym poziomie artystycznym. Sztuka współczesna nie musi być trudna w odbiorze, jeśli nie jest odklejona od lokal- nej bazy danych – od tego co obchodzi „zwykłych ludzi”.

Może to być proces przemiany „zjadacza chleba” w „dzie- lącego się chlebem”. Interesująca przemiana...

Zatem ani nie należy zazdrościć wielkim centrom kultu- ry, ani wstydzić się swojej prowincjonalności...

Dorównywanie Warszawie jest niemożliwe i na szczęście jałowe. Bo i po co. Chodzi mi o to, co pokazał w swoim serialu Miasteczko Twin Peaks David Lynch – co moż- na wycisnąć z prawdziwej dziury – i jakie to uniwersal- ne! Poza tym, w regionie, gdzie nie ma działania (pro- mieniowania) rynku sztuki – łatwiej koncentrować się

na działaniach społecznych/lokalnych (jak np. bytom- ska galeria Kronika – „światowy poziom na prowincji”).

„Bielska Jesień” od dobrych dziesięciu lat jest w czołówce różnych konkursów malarstwa, którego poziom, jeśli nie coraz lepszy, jest przynajmniej równy. Jej rola aktywizo- wania środowiska jest na pewno duża, choć tu akurat nie jestem za dobrze zorientowany. Co do przydatności dla różnych grup społecznych, to pewnie nie ma co przesa- dzać. Ale też sama Galeria Bielska BWA nie może wy- pełniać wszystkich zapotrzebowań i aspiracji środowiska – powinna uzyskać wsparcie w postaci innych inicja- tyw, kooperacji, zaangażowania władz miasta, muzeum itd. Nie można bez końca edukować społeczeństwa! To marnowanie energii, jeśli nie towarzyszy temu „praca społeczna” bielszczan, angażowanie się w rozmaite ar- tystyczne przedsięwzięcia, wspieranie takowych przy- chylnością i świadomością wspólnych korzyści.

Warto pójść na tegoroczną pokonkursową wystawę

„Bielskiej Jesieni”? Co Pan preferował, typując na nią 109 prac 58 malarzy – a był to przecież wybór z 1627 obrazów nadesłanych przez 416 artystów? Czego Pan w malarstwie nie cierpi, co budzi Pana niesmak, sprze- ciw czy tylko obojętność ? Co jest w malarstwie obecnie najistotniejsze, a co złe?

Warto obejrzeć wystawę, czy nie warto jej oglądać, to już wyjaśniłem wcześniej. Natomiast ciekawą kwestią jest rozumienie obrazu, świadomość parametrów, roli i powinności malarstwa dzisiaj, jego funkcji i stanu ak- tualnego. Powiem krótko: to kwestia nosa. A nos to kok- tajl zmieszany z takich składników, jak doświadczenie widza, doświadczenie praktyka, intuicja, dobra orien- tacja w tym, co już w malarstwie satysfakcjonująco po- wiedziano, oraz zwykła przyzwoitość autora obrazów – aby w kółko nie mówić o tym, co już dobrze znamy, unikanie w obrazie łatwej estetycznej satysfakcji, zwy- kła kultura malarska, czyli adekwatne wykonanie, świa- domość możliwości i ograniczeń medium itd.

Proszę uściślić, jakie obrazy – tematy lub sposób ich namalowania – Pan odrzucał?

Na pewno odrzucałem obrazy cynicznie eksploatujące zgrane, modne tematy i stylistyki (chyba nie muszę da- wać przykładów), fałszywą wzniosłość zawartych odnie- sień do tzw. tradycji malarstwa, „prawdę” farby i płótna (malarstwo to nie opowieść z gatunku płaszcza i szpady), epatowanie rzekomym dostojeństwem „oleju”, w końcu zwykłą głupotę i zadęcie. Natomiast nie jestem w stanie wskazać, co jest obecnie najistotniejsze w malarstwie, jego problemach i narracjach. To nie ma znaczenia.

Zdzisław Niemiec – dziennikarz od wielu lat związany z „Kroniką Beskidzką”. Zajmuje się m.in. publicystyką kulturalną.

Archiwum prywatne

(10)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Powtórzę: za każdym razem trzeba czujnie odczytać i

prześledzić różne motywy, które ufundowały dane dzie- ło. To złożony proces. Moje wybory jako artysty nie były jakoś rażąco odmienne od reszty jury – co pokazuje, że mamy podobną jakość krytyczną, aczkolwiek dochodzi- liśmy do niej odmiennymi drogami.

Pytam o Pana malarski gust nie bez kozery. Widać bo- wiem w Pana obrazach skrajności. Są zarówno formy geometryczne, chłodne, analityczne, jak Ostrzenie narzędzi wzroku (choć ponoć kryje się za tym dramat ślepnięcia), jak i efektownie namalowane, ale szokująco pokazane ciało. Dokładniej – ludzkie szczątki, choćby dłoń z odrąbanymi(?) palcami. Skąd taka dwoistość formy i stylu? Skąd pomysły na takie makabreski? Czy to efekt jakichś traumatycznych przeżyć? Jak rodzą się Pana malarskie pomysły?

Jeśli Pan pozwoli, pominę milczeniem sprawy mojej pry- watnej, artystycznej kuźni. Mogę natomiast wskazać kil- ka cech mojego malarstwa. To przede wszystkim wielo- płaszczyznowość przekazu, obiektywizowanie losowych i przypadkowych procesów w życiu i ciele człowieka, sta- ła, specyficzna gama barwna, koincydencja tematu i uży- tego języka malarskiego, ironia i często czarny humor, peryferyjność, zagmatwanie, niejednoznaczność (choć czasem dosadność), zainteresowanie ekstremami w sztu- ce i życiu, poszukiwanie i adaptowanie różnych syste- mów naukowych i paranaukowych, zagadnienia percep- cji wzrokowej, medycyna. A jak się rodzą pomysły? Przez cesarskie cięcie: szybko, konkretnie, bez bólu.

Oglądając niektóre współczesne obrazy – efektowne i szokujące zarazem – można się zastanawiać, czy mieszczą się w kanonie piękna. Czy zresztą taki kanon jest jeszcze – po kataklizmach wojennych, Holokauście, w dobie zbrutalizowania życia – brany przez malarzy pod uwagę? Co Pan mówi studentom, jeśli pytają, co i jak malować? Czy w ogóle malarstwo, w którym wszystko już było i które coraz częściej wychodzi poza ramy płótna, ma przed sobą przyszłość?

Przede wszystkim nie „wszystko już było”. To takie wy- godne narzędzie deprecjonowania malarstwa i zaprze- czanie jego żywotności. Nikt nic bardziej doskonałego w historii nie wymyślił – takie proste i takie pojemne...

Poza tym fascynujące jest, ile może być warta praca rąk ludzkich (i głowy). Ale to osobny wątek. I ważny – jego wartość handlowa jest gwarantem bardzo długiego za- interesowania. I nie jest to nic zawstydzającego: rynek sztuki to współczesna postać Midasa – błoto zamienia w złoto. I jeszcze sprawa sztuki „po Holokauście”: oczy-

wiste jest dla mnie, że „poezja po Holokauście nie jest już możliwa” – ale w tym znaczeniu, że nie można nie- winnie poetyzować, również w sztuce, natomiast zdania i wizerunki to nieredukowalna przestrzeń ludzka, stąd tak konieczna uważna krytyka, świadoma i przemyśla- na twórczość i jej recepcja.

Stąd wzięło się wszystko, co powiedziałem i pokazałem.

Dziękuję za rozmowę.

Grzegorz Sztwiertnia urodził się w 1968 r. w Cieszynie.

Jest absolwentem cieszyńskiego LO im. A. Osuchowskiego.

W latach 1987–1992 studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (dyplom w pracowni malarstwa prof. Jerzego Nowosielskiego). Obecnie prowadzi (wraz ze Zbigniewem Sałajem) pracownię interdyscyplinarną na Wydziale Malar- stwa krakowskiej ASP, jest też wykładowcą muzealniczych studiów kuratorskich w zakresie sztuki współczesnej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autor licznych tekstów teore- tycznych, paramedycznych, utopijnych traktatów. Laureat III nagrody Ogólnopolskiego Konkursu Malarstwa „Bielska Jesień” w 1994 roku.

Pracuje w różnych mediach: malarstwo, rysunek, wideo, instalacja. W swojej pracy nawiązuje do teorii i systemów z różnych dziedzin nauki (głównie z zakresu psychologii, psy- chiatrii, antropologii), przekładając to na spójne konstrukcje wizualne.

Mieszka i pracuje w Skoczowie oraz Krakowie.

38. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” 2007

pod patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Organizator: Galeria Bielska BWA w Bielsku-Białej

Jury: Jolanta Ciesielska, Monika Szewczyk, Grzegorz Sztwiert- nia, Leon Tarasewicz, Agata Smalcerz

Grand Prix – Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Naro- dowego: Wojciech Kubiak, Lidia Krawczyk

II Nagroda – Prezydenta Miasta Bielska-Białej: Agata Biskup III Nagroda – Grupy Lotos SA: Stefan Hanćkowiak

Wyróżnienia regulaminowe fundowane przez sponsorów:

Małgorzata Borek, Dorota Borowa, Małgorzata Szymankie- wicz, Tadeusz Moskała, Bartłomiej Otocki

Wyróżnienia pozaregulaminowe przyznane przez redakcje patronackie: Małgorzata Szymankiewicz – „Art&Business”, Barbara Tytko – „Artinfo.pl”, Jan Dziaczkowski – „Artluk”, Agata Biskup – „Exit”, Bartłomiej Otocki – „Obieg”, Tadeusz Król – „Sztuka.pl”

Wystawa pokonkursowa: Galeria Bielska BWA, 23 listopada – 30 grudnia 2007. Kurator Grażyna Cybulska

(11)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Przedmiot, aby został zakwalifikowany do umiesz- czenia go w muzeum, musi spełniać określone warunki.

W powszechnej świadomości zgromadzone tam przed- mioty kojarzone są z czymś wyjątkowym, ale jedno- cześnie starym, a przez to rzadkim lub unikatowym, świadczącym o przeszłości czy odnoszącym się w spo- sób pośredni do historii. I jest to w dużej mierze inter- pretacja słuszna, zgodna z ukształtowanym pod wpły- wem kultury antycznej pojmowaniem muzeum jako świątyni sztuki czy szeroko pojętej kultury. Niewiele osób utożsamia muzeum z pojęciem sztuki współcze- snej czy nowoczesnej. Choć może coś w tym zakresie ostatnio zmieniły nagłośnione przez media kontrower- sje wokół budowy czy lokalizacji kilku muzeów sztu- ki współczesnej w Polsce. Na szczęście spory te dotyka- ją warstwy architektonicznej czy urbanistycznej i nikt nie kwestionuje potrzeby gromadzenia dzieł oraz two- rzenia kolekcji. I nie powiem tu nic odkrywczego, jeśli spróbuję uświadomić prosty fakt, że to, co dziś uznaje- my za współczesne, z biegiem lat nabierze w kolekcji mu- zealnej znamion historycznych.

Współczesność, czy jak chcą niektórzy nowocze- sność, w sztuce jest bardzo trudna do zdefiniowania.

To, co było nowoczesne dla naszych dziadków czy ro- dziców, dla nas z lekka trąci myszką i ma charakter hi-

T e r e s a D u d e k - B u j a r e k

Znaki czasu

„Znaki czasu” to program operacyjny Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który ma na celu m.in. rozwój, upowszechnianie i promocję sztuki współczesnej oraz two- rzenie systemu informacji o sztuce współczesnej i jej twórcach.

W ramach programu istnieje także możliwość uzyskania dota- cji na zakup dzieł sztuki do regionalnych kolekcji. Z takiej moż- liwości skorzystało Muzeum w Bielsku-Białej i dzięki środkom finansowym otrzymanym w ramach tego programu rozbudo- wuje „Galerię sztuki współczesnej bielsko-bialskiego regionu”.

storyczny, odnosi się do minionego czasu, a nawet epoki.

Podobnie jest ze sztuką. Mnie bliższy jest termin „sztuka współczesna”, a więc ta, która rozgrywa się na naszych oczach, jest równoległa z naszym czasem, odpowiada na nurtujące nas tu i teraz pytania, żywo reaguje na otacza- jącą człowieka rzeczywistość. W muzeum, inaczej niż w galerii, poprzez ekspozycje stałe obejmujące w sposób przejrzysty i uporządkowany różne zjawiska występujące w sztuce współczesnej można prześledzić w obrębie jed- nego miejsca przemiany w niej zachodzące, zmieniające się punkty ciężkości, można dokonać własnej oceny i po- równań. Wiele muzeów, nie tylko w Polsce, szczególny nacisk kładzie na dokumentowanie dokonań lokalnych środowisk artystycznych. Podobnie jest w bielskim Mu- zeum, które poprzez Dział Sztuki gromadzi eksponaty z zakresu malarstwa, rzeźby, grafiki, tkaniny artystycz- nej, ceramiki, rysunku, instalacji, obiektów artystycz- nych oraz multimediów, będące wytworem artystów związanych życiowo lub zawodowo z Bielskiem-Bia- łą. Żyjący i tworzący tu malarze, graficy i rzeźbiarze to przedstawiciele różnych kierunków i prądów występu- jących w sztuce polskiej w drugiej połowie XX i na po- czątku XXI wieku. Ich twórczość doskonale obrazuje wszystkie nowoczesne nurty, od abstrakcji organicznej i geometrycznej poprzez realizm, koloryzm, malarstwo

Teresa Dudek-Bujarek – historyk sztuki, kieruje Działem Sztuki Muzeum w Bielsku-Białej.

Jest prezesem Oddziału Górnośląskiego Stowarzy- szenia Historyków Sztuki.

Sławomir Rumiak: Ciernista Klaudyna, 2003–2007, fotografia barytowa na papierze Ilforda

(12)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e metafizyczne i symboliczne,

po hiperrealizm historyczny, nowy ekspresjonizm i sztukę minimalistyczną.

Muzeum w Bielsku-Bia- łej nie tylko gromadzi pra- ce, ale również udostępnia je publiczności w ramach sta- łej ekspozycji zatytułowanej

„Galeria sztuki współcze- snej bielsko-bialskiego re- gionu”. Jest to jedyne miej- sce w naszym mieście, gdzie istnieje możliwość bliższego poznania lokalnego środo- wiska plastycznego, począw- szy od zakończenia II wojny światowej po dzień dzisiejszy.

Czyli tego wszystkiego, co na przestrzeni 60 lat wydarzyło się w bielskiej plastyce lub, jak chcą niektórzy, w bielskich sztukach wizualnych (ten termin zwłaszcza artystom młodszej generacji jest bliż- szy, lepiej definiuje ich dzia- łania ukierunkowane na od- biór wzrokowy, niejednokrotnie połączony z odbiorem słuchowym lub manualnym). Stałej ocenie publiczności poddanych jest 70 prac malarskich, graficznych, rysun- kowych, rzeźbiarskich, z zakresu tkaniny artystycznej i instalacji, wykonanych przez 53 artystów. Ekspozycja ta ulega ciągłej modyfikacji, uzupełnianiu i rozbudowie.

(W muzealnej kolekcji i na ekspozycji stałej nie są re- prezentowani wszyscy związani z tym regionem arty- ści). Nie jest łatwym zadaniem zobrazowanie zmian za- chodzących w sztuce w tak długim okresie. Trudne jest również pogodzenie na niewielkiej przestrzeni ekspozy- cyjnej różnych wypowiedzi artystycznych uwzględniają- cych nie tylko różnice materiałowe, techniczne czy for- malne, ale przede wszystkim odmienne prądy, filozofie i kierunki zmian zachodzących w znaczeniu działania i wyrazu twórczego.

Najstarszą generację malarzy reprezentują nieco kubizujące w formie, o silnym ładunku emocjonal- nym i ekspresyjnym obrazy Alfreda Biedrawy i Jerze- go Zitzmana, niezwykle osobiste w wyrazie prace Ma- cieja Lachura czy Alexandra Andrzeja Łabińca. Z lat 60.

i 70. XX wieku pochodzą prace malarskie członków Gru- py Beskid (Ignacego Bieńka, Jana Grabowskiego, Kazi- mierza Kopczyńskiego, Michała Kwaśnego, Jana Zippera i Zenobiusza Zwolskiego), jedynego formalnego ugrupo- wania plastycznego w Bielsku-Białej, które powstało pod koniec 1961 roku. Grupa nie powoływała się na żaden bliżej określony program artystyczny, a była raczej gro- nem przyjaciół o podobnej wrażliwości, dla których ko- lor był głównym nośnikiem dzieła plastycznego. Nieco młodsza generacja twórców reprezentowana jest przez melancholijno-poetyckie i symboliczno-ekspresyjne ob- razy Michała Klisia. Z nurtu surrealizmu i metafizyki wywodzą się prace Teresy Sztwiertni, w kierunku abs- trakcji organicznej zwraca nas obraz Stanisława Mrowca, natomiast płótno Małgorzaty Kudły jest lirycznym wize- runkiem kobiety. Nowe techniki i „niemalarskie” mate- riały wykorzystuje w swoich trójwymiarowych kompo- zycjach Tadeusz Szulc. Nie brak na tej ekspozycji także prac najmłodszych artystów. Dekoracyjność i poety- ka dnia codziennego cechują obraz Dariusza Gierdala.

Oszczędne, wręcz minimalistyczne w formie i kolory- cie są kompozycje Ernesta Zawady i Marka Marczaka.

Drewno ze swoim wewnętrznym bogactwem struktur jest głównym tworzywem plastycznym Waldemara Ru- dyka. Pracującego z benedyktyńską cierpliwością i sta- rannością rysownika Pawła Warchoła poznajemy także jako niezwykle ekspresyjnego i dynamicznego malarza.

Niewątpliwie najliczniej prezentowaną grupą są malarze. Dla wielu z nich obraz nie jest jedyną for- mą wypowiedzi artystycznej, zajmują się także innymi dyscyplinami sztuk plastycznych. Muzeum, chcąc za- prezentować możliwie szerokie spektrum twórczości, wzbogaciło obecną ekspozycję o prace z zakresu gra- fiki, rysunku, rzeźby, tkaniny artystycznej i instalacji.

Liczną grupę grafików tworzących w różnych techni- kach reprezentują drzeworytniczki Jadwiga Smykowska i Joanna Kliś-Rupik, akwaforcista Eugeniusz Delekta, graficy komputerowi Ryszard Pielesz i Leszek Zbijow- ski. Agata Igła-Loga poszukująca w linorytach światła i przestrzeni eksperymentuje z różnymi przeźroczysty- mi podłożami, a Grzegorz Madej tworzy w autorskiej technice tektografii.

Wśród prac rzeźbiarskich znajdują się gipsowe odle- wy Ryszarda Sroczyńskiego i Franciszka Suknarowskie- go, dębowo-ołowiane kompozycje Andrzeja Szewczyka, ceramiczne projekty Remigiusza Gryta, brązowe anioły Teresy Sztwiertni oraz wykonane w brązie i sztucznym kamieniu rzeźby Bronisława Krzysztofa. Na wystawie Leszek Zbijowski:

Nostalgia, 2006, grafika komputerowa

(13)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

nie zabrakło również tkanin artystycznych. Prezento- wane są: gobelin autorstwa Haliny Gocyły-Kocyby, re- lief tkacki Ewy Bergel, dziergana na drutach kompozycja Barbary Nachajskiej-Brożek i ażurowa tkanina fizelino- wa Joanny Dadak. Natomiast praca Jarosława Skutnika przybliża jedną z nowszych form wypowiedzi artystycz- nej, jaką jest instalacja.

Wiele z prezentowanych w obu salach prac zostało nagrodzonych na krajowych i międzynarodowych kon- kursach, m.in. na organizowanym cyklicznie, od 1962 roku, Ogólnopolskim Konkursie Malarstwa Współcze- snego „Bielska Jesień”, który początkowo obejmował róż- ne dyscypliny twórcze, stopniowo zawężając prezentacje do malarstwa, rezygnując z grafiki, rzeźby i tkaniny arty- stycznej. Bielscy artyści wielokrotnie zdobywali uznanie jury tego konkursu, zostawali jego laureatami. Nagro- dzone na „Bielskiej Jesieni” prace stanowią jedne z waż- niejszych eksponatów prezentowanej kolekcji, a ich au- torzy są istotnymi postaciami regionalnego środowiska plastycznego. Do tego grona należą m.in.: Janina Wicie- jewska-Pochopień, Kazimierz Wilczyński, Elżbieta Biń- czak-Hańderek, Jacek Grabowski, Władysław Szostak, Andrzej Gilman i Józef Hołard.

Wszystkie prezentowane prace pochodzą z kolekcji własnej Muzeum w Bielsku-Białej, które praktycznie od początku swojego istnienia przywiązuje dużą wagę do wspierania twórczości artystycznej lokalnego środowi- ska, żywo reagując na zachodzące w nim zmiany i odno- towując wszystkie istotne wydarzenia. Nie jest to zadanie łatwe, zważywszy na permanentny brak środków na za- kupy muzealiów, spowodowany przede wszystkim roz- bieżnościami wynikającymi z możliwości finansowych takich instytucji jak muzea, a potrzebami i oczekiwa- niami środowiska, dla którego instytucja muzealna po- winna pełnić rolę dobrze pojętego mecenasa. Tak się do- brze składa, że mimo wielu różnych trudności Muzeum w Bielsku-Białej w swojej ponad 100-letniej tradycji za- wsze starało się żywo interesować działaniami lokalne- go środowiska plastycznego, co zaowocowało piękną ko- lekcją sztuki regionu, wciąż uaktualnianą o prace coraz to innych twórców. To, co w początkach tworzenia tej kolekcji było współczesne, dzisiaj stało się historią do- konań artystycznych regionu bielsko-bialskiego, gdzie granica pojęcia współczesności podlega ustawicznej przemianie czasowej i uaktualnianiu. Muzeum utrzy- muje żywy kontakt z lokalnym środowiskiem twórców, organizuje wystawy czasowe, a w Galerii Zamkowej pro- muje młodych artystów.

Nawiązując do tradycji i zgodnie ze statutem in- stytucji, Muzeum pragnie w dalszym ciągu pełnić rolę mecenasa sztuki, wspierającego lokalne środowisko ar- tystyczne i wzbogacającego swoją kolekcję o aktualne dokonania kolejnych pokoleń twórców, aby nie została przerwana jej ciągłość. Ograniczone własne środki fi- nansowe nie pozwalają w pełni realizować tego zamie- rzenia. Muzealnicy nie pozostają jednak bierni i poszu- kują różnych możliwości ustawicznego wzbogacania zbiorów. Jedną z takich form jest pozyskanie funduszy na zakup eksponatów w ramach programów operacyj- nych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowe- go oraz Narodowego Centrum Kultury. W 2007 roku Muzeum w Bielsku-Białej, dzięki środkom finansowym otrzymanym w ramach programu operacyjnego „Znaki czasu”, zakupiło do swoich zbiorów kilka prac z zakre- su rzeźby, malarstwa, instalacji i fotografii artystycznej, których autorami są: Krzysztof Morcinek, Ernest Zawa- da, Sławomir Rumiak, Barbara Gawęda-Badera, Mariusz Horeczy i Ignacy Bieniek. Kolekcję muzealną wzboga- ciły również dary otrzymane od kilku twórców: Jago- dy Adamus, Leszka Zbijowskiego, Małgorzaty Łuszczak, Ryszarda Pielesza, Jana Żyrka, Witolda Jacykowa, Józefa Knopka i Lecha Helwiga.

Muzeum bacznie obserwuje dokonania lokalne- go środowiska artystycznego, jest w stałym kontakcie z twórcami i galeriami. 2007 rok obfituje w interesują- ce wydarzenia artystyczne. Zorganizowany latem I Biel- ski Festiwal Sztuk Wizualnych był okazją do wytypo- wania przez muzealników

kolejnych prac do kolekcji sztuki współczesnej. Jed- nym z pierwszych kroków było ufundowanie przez Muzeum nagrody dla Mi- chała Bałdygi, w formie zakupu jego instalacji. Na zakup innych będziemy starać się pozyskać środ- ki w 2008 roku. Najbliż- sza przyszłość pokaże, czy tegoroczna „Bielska Jesień”

i biorący w niej udział biel- sko-bialscy artyści będą na tyle interesujący, aby moż- na było pokusić się o za- kup ich prac do muzeal- nej kolekcji.

Ignacy Bieniek:

Pejzaż z Bułgarii, 1973, olej na płótnie

(14)

0

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Małgorzata Słonka, Leszek Miłoszewski: Serdecznie

gratulujemy nagrody. Jest ona dla Pana chyba również okazją do spojrzenia w przeszłość, na te ponad 70 lat, prawie w całości spędzone poza ojczyzną, za Olzą?

Jan Szymik: Na pewno tak, ale od razu muszę zaznaczyć:

nie jesteśmy żadną Polonią, jak to często mówią w kraju.

Jesteśmy Polakami, z dziada pradziada mieszkającymi na własnej ziemi, we własnych domach. W tych minionych latach wielokrotnie zmieniał się stosunek do nas władz czeskich różnych szczebli. Zmieniała się też nasza świa- domość narodowa. Znacznie lepiej wszystko co polskie było traktowane przed wojną, niestety, nieodwracalne zmiany spowodowała okupacja hitlerowska.

Niemcy skłócili Polaków z Czechami?

To robili zawsze, ale w czasie okupacji wymordowali całą naszą inteligencję. Polska społeczność na Zaolziu straciła przywódców, co okazało się szczególnie fatalne, kiedy w 1945 roku hitlerowców przegnała Armia Czer- wona. W ówczesnym rozgardiaszu i chaosie na wierzch wypłynęły szumowiny, a ci nieliczni, którzy szczęśliwie wrócili z obozów koncentracyjnych i robót przymuso- wych, nie mieli siły ponownie uczestniczyć w życiu spo- łeczno-politycznym. Pierwsze odrodziło się Harcerstwo Polskie w Czechosłowacji, później, w 1947 roku, powsta- ły Polski Związek Kulturalno-Oświatowy i Stowarzy- szenie Młodzieży Polskiej. Przy tej drugiej organizacji rozwijały działalność amatorskie grupy teatralne, chó- ry, zespoły sportowe.

Pan miał wówczas 17–18 lat.

Właśnie w 1947 roku, podobnie jak wielu rówieśników, wstąpiłem do PZKO, pozostając równocześnie jeszcze przez pewien czas w SMP. Wraz z nowymi młodymi członkami do PZKO przeniosła się też cała działalność Stowarzyszenia. Od tej pory, a zwłaszcza od 1953 roku, kiedy zlikwidowano SMP, Polski Związek Kulturalno- -Oświatowy stał się organizacją prężną, aktywną, do-

brze reprezentującą interesy Polaków, mimo różnych zawirowań politycznych.

Jak w tych powojennych latach układały się stosunki między Polakami a Czechami?

Niestety, podobnie jak przed wojną, nie brakuje cze- skich nacjonalistów. Obecnie jest to zjawisko skrywa- ne, bo w czasach Unii Europejskiej nie wypada afiszo- wać się z takim myśleniem. W Polakach na ogół nie ma tej zajadłości, podobnie jak w Czechach zamieszkują- cych tutaj od pokoleń. Najgorsi są „kuferkorze”, ci, któ- rzy przywędrowali tutaj niedawno.

Równocześnie zmieniała się świadomość narodowa miejscowych Polaków.

Przed wojną nigdy się nie mówiło: „idę do Polski”, kie- dy szło się do Cieszyna, Katowic, Pielgrzymowic. Tak można było powiedzieć przed wyjazdem daleko, do Czę- stochowy, Warszawy. A dzisiaj? Jeden z drugim idą na targ do Cieszyna i mówią, że „idą do Polski”. Albo dru- ga sprawa: dwujęzyczne napisy na sklepach. Proszę się przespacerować po Cieszynie – znikły prawie wszyst- kie. O czym to świadczy? A o tym, że polscy handlow- cy wolą nie ujawniać swej narodowości, bo obawiają się, że stracą czeskich klientów. Kiedyś takie napisy były na każdym polskim sklepie.

Może dzieje się tak dlatego, że za Olzą po prostu ubywa Polaków?

To prawda. Patriotyzm przegrywa z wygodnictwem, konsumpcyjnym nastawieniem do życia. Znikają pol- skie napisy, rodzice rezygnują z wysyłania dzieci do polskich szkół, bo jest to kłopotliwe i nieopłacalne materialnie.

Z drugiej strony właśnie na Zaolziu, zwłaszcza w Jabłon- kowie i okolicach, można usłyszeć najpiękniejszą mowę polską i gwarę śląską, jakiej nie uświadczysz już w kraju.

To zasługa zacnych przedwojennych nauczycieli, któ- rzy wymagali, by na lekcjach mówić językiem literac-

Całe życie

M a ł g o r z a t a S ł o n k a L e s z e k M i ł o s z e w s k i

Rozmowa z Janem Szymikiem, laureatem Nagrody im. Karola Miarki

za Olzą

Leszek Miłoszewski – dyrektor, Małgorzata Słonka – specjalista ds. wydawnictw

Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej.

(15)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

kim, ale na przerwach nakazywali posługiwać się gwarą (w domu również używaliśmy gwary). Nie mniej waż- ne było to, że nauczyciele byli prawdziwymi społeczni- kami. Pracowali nie tylko w szkole, ale również w róż- nych organizacjach społecznych.

A teraz jest inaczej?

Dzisiaj jest bardzo mało nauczycieli zaangażowanych, choć praca ich i innych społeczników nadal przynosi godne uwagi efekty. Nasze dzieci wygrywają na przy- kład konkursy gwarowe organizowane w Polsce. Sporo młodych ludzi działa też w zespołach folklorystycznych.

Jest Pan długoletnim działaczem bardzo aktywnej Sekcji Ludoznawczej PZKO. Jednym z jej założycieli i przez długi czas przewodniczącym. Czy etnograficz- ne badania są rzeczywiście tak ważne dla Polaków zamieszkujących Zaolzie?

Niezwykle ważne jest, by młode generacje wiedziały, z jakiej kultury się wywodzą, gdzie mają swoje korze- nie. Właśnie najlepiej można to pokazać, prezentując przeszłość rodziny i lokalnej społeczności.

Czy jednak z państwa prac rzeczywiście korzystają Zaolzianie, a nie tylko specjaliści etnografowie?

Zawsze wychodziliśmy z założenia, że to, co z ludu wy- szło, do ludu musi wrócić. Materiały zebrane w terenie po opracowaniu trafiają w formie gotowych scenariuszy do nauczycieli, opiekunów zespołów folklorystycznych.

Przed laty nasze wydawnictwa przekazywaliśmy rów- nież do każdej szkoły i każdego koła PZKO. Wiele osób skorzystało z tych materiałów.

Spośród pięciu założycieli Sekcji Ludoznawczej pozostał tylko Pan i profesor Daniel Kadłubiec. Czy wychowali- ście sobie następców?

W tej sprawie nie mam sobie nic do zarzucenia. Sekcja liczy obecnie 15 młodych członków, a jej przewodni- czącym jest mój wychowanek, nauczyciel Leszek Rich- ter. Ja dalej działam, choć zdecydowanie zawyżam im średnią wieku... Ważny jest osobisty przykład. Jestem na każdym zebraniu, na każdej imprezie, nie mogę się spóźnić, zawsze muszę być przygotowany. Nazywają mnie... nestorem. O tym, że Sekcja działa bardzo do- brze, świadczy fakt, że bez zakłóceń ukazują się kolej- ne publikacje, w tym „Zeszyty Ludoznawcze” i „Biule- tyn Ludoznawczy”.

Wszystkie działania, o których Pan mówi, troska o ję- zyk polski, o gwarę, badania i publikacje Sekcji Ludo- znawczej, służą patriotycznemu wychowaniu nowych pokoleń. Dlaczego to takie ważne, by młodzi ludzie wiedzieli, że są Polakami?

To sprawa podstawowa, by wiedzieć, kim się naprawdę jest. Jeśli ktoś nie utożsamia się z określoną kulturą, sta- je się kosmopolitą, nihilistą. Czy przyszłość świata może należeć do ludzi nijakich, którzy nie wiedzą, gdzie i jak żyć? Człowiek musi mieć określoną tożsamość, by mieć szacunek do siebie samego. Jeśli sam siebie nie będzie szanował, to tym bardziej nie będą szanować go inni.

Na koniec osobiste pytanie: jakie są pańskie marzenia?

Chciałbym jeszcze wydać książkę o lecznictwie ludo- wym. Mam już zebrane i opracowane wszystkie mate- riały. I może jeszcze udałoby się wznowić, ale tym ra- zem z kolorowymi ilustracjami, książkę, której nakład jest praktycznie wyczerpany – Doroczne zwyczaje i ob- rzędy na Śląsku Cieszyńskim.

Naprawdę tylko tyle? To z pewnością marzenia możliwe do zrealizowania. Życzymy zatem, by się ziściły.

Jan Szymik – polski działacz na Zaolziu, ludoznawca. Uro- dził się w 1930 r. we Frysztacie, tam uczęszczał do polskiej szkoły. Studiował na Wydziale Fitotechnicznym Wyższej Szkoły Rolniczej w Nitrze, ukończył Fakultet Pedagogiczny Uniwersytetu w Ołomuńcu. Przeszło trzydzieści lat pracował jako pedagog.

Przez długi czas był wiceprzewodniczącym Sekcji Folklory- stycznej, a następnie prezesem Sekcji Ludoznawczej, a także członkiem innych sekcji i komisji Zarządu Głównego Polskie- go Związku Kulturalno-Oświatowego w Republice Czeskiej.

Wydał 15 samodzielnych książek (przede wszystkim funda- mentalne dla Zaolzia Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim), a 14 innych jest współautorem. Publikował m.in. w „Literaturze Ludowej”, „Gdańskich Zeszytach Huma- nistycznych”, „Biuletynie Ludoznawczym”. Był m.in. redak- torem „Zwrotu”, „Zeszytów Ludoznawczych”, „Biuletynu Ludoznawczego” (od 1968 r. ukazały się 23 zeszyty).

Dał się poznać również jako prozaik, poeta i eseista. Był członkiem Grupy Literackiej ’63 przy Hucie Trzyniec.

Jan Szymik posiada wszystkie odznaczenia PZKO, a także odznakę „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, medal „In mare via Tua” i Nagrodę im. Juliusza Ligonia.

Nagrody im. Karola Miarki w roku 2007 zostały przyznane po raz 25. Tegorocznymi laureatami wraz z Janem Szymikiem zo- stali: Krystyna Bochenek – dziennikarka i senator RP, Karol Cebula – prywatny przedsiębiorca, mecenas kultury ze Strze- lec Opolskich, dr Juliusz Sętowski – historyk i biograf z Czę- stochowy oraz prof. Adam Suchoński – historyk z Opola.

Wydawnictwa PZKO

(16)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Katarzyna Pach-Sznepka: Skąd wziął się pomysł wysta-

wy Kobiety Habsburgów?

Dorota Firlej: Wystawa powstała z okazji setnej roczni- cy wizyty w Żywcu królowej Hiszpanii Marii Krysty- ny Habsburg, w październiku 1907 roku. Maria Kry- styna była arcyksiężną austriacką, żoną króla Hiszpanii Alfonsa XII. Przyjechała w odwiedziny do brata, Karola Stefana Habsburga, właściciela dóbr żywieckich.

Wystawa prezentuje sylwetki wybranych kobiet, zarów- no Habsburżanek, jak i tych, które weszły do domu habs- burskiego. Ukazuje historię i genealogię rodu od wieków średnich do dnia dzisiejszego. Najwięcej uwagi poświę- cono Marii Krystynie oraz kobietom z żywieckiej linii Habsburgów, czyli: Marii Teresie, żonie Karola Stefana,

i jej córkom: Eleonorze, Renacie i Mechtyldzie, a tak- że Alicji, żonie Karola Olbrachta, i jej córkom: Krysty- nie i Renacie.

Czy ta wizyta była ważnym wydarzeniem dla Żywca?

Myślę, że przyjazd królowej był jednym z najważniej- szych wydarzeń w historii miasta. Niewiele z małych miasteczek, takich jak Żywiec, który na początku XIX wieku liczył 5 tysięcy mieszkańców, może się pochwa- lić takimi odwiedzinami.

Ale nie można powiedzieć, że była to polityczna wizyta.

Właściwie były to siostrzane odwiedziny.

Tak, to była zupełnie zwykła rodzinna wizyta. Chociaż trzeba powiedzieć, że królową witała nie tyko jej najbliż- sza rodzina, ale także mieszkańcy Żywca, którzy z nie- Katarzyna

Pach-Sznepka – absolwentka etnologii na UJ, redaktorka portalu internetowego www.silesia-

kultura.pl, prowadzonego przez Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej.

K a t a r z y n a P a c h - S z n e p k a

Kobiety Habsburgów

Rozmowa z Dorotą Firlej

Wizyta królowej hiszpańskiej w Żywcu.

Od lewej: Maria Teresa, królowa Maria Krystyna, Karol Stefan, Mechtylda, Wilhelm, Leon Karol

(17)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

cierpliwością czekali na królewski orszak. Był także na- miestnik kraju hrabia Andrzej Potocki.

Proszę przybliżyć nam tło historyczne tej wizyty. Jak żyło się wtedy w Żywcu?

Żywiec był wtedy miastem, które bardzo szybko się rozwijało. Splendoru dodawał mu arcyksiążęcy dwór Habsburgów. Od początku XIX wieku ziemie dawne- go Państwa Żywieckiego przechodziły w ręce tejże ro- dziny, a całość dóbr została scalona w roku 1838. Drogą dziedziczenia dobra te otrzymał Karol Stefan Habsburg.

W odróżnieniu od poprzedników obrał sobie Żywiec za siedzibę stałą. W roku 1895 przyjechał tu z żoną, arcy- księżną Marią Teresą i szóstką dzieci: Eleonorą, Rena- tą, Karolem Olbrachtem, Mechtyldą, Leonem Karolem i Wilhelmem. Rodzina zamieszkała w pałacu arcyksię- cia Albrechta, który po rozbudowaniu nabrał nowego wyrazu i stał się jedną z najbardziej nowoczesnych re- zydencji w Europie.

Habsburgowie cieszyli się dużą popularnością w Żyw- cu. Śluby, przyjęcia, polowania dostarczały tematów do rozmów i były zawsze żywo komentowane w środowi- sku miejskim. Kontakty arcyksiążęcej rodziny z miastem były bardzo żywe: uczestnictwo w akcjach charytatyw- nych, udział w większych uroczystościach oraz pomoc finansowa dla instytucji i stowarzyszeń.

W 1920 roku Karol Stefan uzyskał dla siebie i rodzi- ny obywatelstwo polskie. Pobyt w Żywcu rozpoczął od nauki języka polskiego, otaczał się polskimi artystami.

Pracowali dla niego m.in.: Teodor Axentowicz, Woj- ciech Kossak, Julian Fałat, Kazimierz Pochwalski, Ta- deusz Stryjeński, Franciszek Mączyński. W pałacu po- wstało atelier nie tylko dla przyjaciół malarzy, ale i dla arcyksiążęcej pary.

Rodzina Habsburgów była bardzo lubiana i szanowana.

Do dzisiaj pamiętani są jako dobrzy gospodarze i admi- nistratorzy. Myślę, że dlatego siostra arcyksięcia została tak serdecznie przyjęta przez żywczan. Zresztą jej wizy- ta miała pewien posmak egzotyki, jak sama Hiszpania – kraj jakże w tych czasach dla nas daleki.

Jak długo trwały przygotowania do wystawy?

Przygotowania trwały dosyć długo i nie mówię tu o fi- zycznym układaniu ekspozycji, które zajęło kilka tygo- dni. Merytorycznie wystawę przygotowywaliśmy ponad rok. W trakcie pojawiały się ciągle nowe pomysły i na szczęście nowe eksponaty. Na samym początku mieli- śmy tylko dwie oryginalne fotografie z pobytu królowej, a w końcu udało się zrobić ekspozycję, która mieści się na niemal 500 metrach kwadratowych.

Co możemy zobaczyć na tej wystawie? Skąd pochodzą eksponaty?

Udało się zgromadzić liczne obrazy, pamiątki, fotogra- fie, grafiki, stroje, meble – wzbogacające obraz czasów, w których przyszło żyć i działać bohaterkom wystawy.

Warto zwrócić uwagę na zachowane neorokokowe meble z nowego zamku w Żywcu. Międzyokienne lustro oraz okrągły stół, datowane około 1885 roku, znajdowały się w białym salonie, najstarszym wnętrzu rezydencji Habs- burgów. Meble te są własnością żywieckiego muzeum, a przed wystawą zostały poddane gruntownej konser- wacji. Dodatkową atrakcją są ciekawe bibeloty, typowo kobiece: porcelana, rękawiczki, wachlarze, biżuteria, to- rebki, przybory toaletowe oraz księgozbiór literatury za- rezerwowanej wyłącznie dla dam.

Arcyksiężna Maria Krystyna użyczyła nam całej swo- jej kolekcji fotografii – a trzeba powiedzieć, że posiada wspaniały zbiór. To, co widzimy na wystawie, to repro- dukcje tych zdjęć. Są wśród nich dwa portrety: Marii Teresy oraz królowej hiszpańskiej, które podarowała do zbiorów muzeum już w 2001 roku.

Eksponaty tworzące wystawę pochodzą ze zbiorów ar- cyksiężnej Marii Krystyny Habsburg, Muzeum Śląska Cieszyńskiego i Urzędu Miejskiego w Cieszynie, Żywiec- kiej Biblioteki Samorządowej, Towarzystwa Miłośników Ziemi Żywieckiej, osób prywatnych, a wreszcie Muzeum Miejskiego w Żywcu.

Czy wystawa cieszy się popularnością?

Można powiedzieć, że cieszy się dużym zainteresowa- niem, zarówno mieszkańców, jak i turystów. Szczegól- nie cenne są dla nas liczne odwiedziny młodych ludzi, od przedszkolaków do uczniów szkół ponadgimnazjalnych.

Królowa w otoczeniu arcyksiążęcej rodziny oraz mieszczan w żywieckich strojach przed nowym zamkiem w Żywcu

Ze zbiorów Muzeum Miejskiego w Żywcu

(18)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Ważne jest również to, że ekspozycja została doceniona

przez inne placówki. Muzea w Sosnowcu i Nowym Są- czu wyraziły chęć pokazania jej u siebie w roku 2008.

Wystawa została przygotowana także jako objazdowa i mamy nadzieję, że eksponowana będzie w innych jesz- cze miejscach w Polsce.

Która z przedstawionych kobiet zwraca szczególną uwagę zwiedzających, której historia jest wyjątkowo interesująca?

Los kobiet z arystokratycznych rodów od czasów śre- dniowiecza był podobny w całej Europie. Wiadomo, że ich głównym zadaniem było rodzenie zdrowych i silnych dzieci, przede wszystkim chłopców, którzy zapewniliby

kontynuację dynastii. Niepobitym rekordem, jeśli chodzi o liczbę potomstwa w dynastii Habsburgów, może po- chwalić się Elżbieta Tyrolska, królowa niemiecka, żona Albrechta I, żyjąca w XIII wieku. Wyszła za mąż w wie- ku 8 lat i urodziła 21 dzieci.

Na pewno ciekawa jest postać – słynnej przede wszyst- kim z filmów i literatury – Sissi, czyli Elżbiety Bawar- skiej. To jedna z najpiękniejszych kobiet w drugiej połowie XIX stulecia, ale i jedna z najbardziej nieszczę- śliwych. Swój wygląd zawdzięczała ciężkiej pracy, obse- syjnie wręcz dbała o ciało. Codziennie wstawała o 5 rano i do późnych godzin porannych robiła toaletę. Często stosowała głodówki, według wielu historyków cierpia- ła na anoreksję. Stale kontrolowała wagę, podobno ja- dała sześć pomarańczy dziennie (miała 32 cm w pasie).

Sissi została zamordowana w Szwajcarii przez włoskie- go anarchistę.

Inna interesująca postać to Maria Antonina, królowa Francji. Nie mogło zabraknąć także pochodzącej z dyna- stii Habsburgów cesarzowej Marii Teresy, która uczest- niczyła w I rozbiorze Polski. To była pełna energii i tem- peramentu kobieta, z ogromnym apetytem na władzę.

Wykorzystała odpowiedni moment w historii Europy, by stać się cesarzową. Wraz z mężem Franciszkiem I Stefa- nem zapoczątkowali linię habsbursko-lotaryńską. Była praprababką Stefana Karola Habsburga – dziadka na- szej arcyksiężnej.

Jakie były kobiety Habsburgów?

A przecież były one, te usunięte w cień, żonami cesarzy i królów, przez to matkami cesarzy i królów; krew zaś, którą wniosły, w każdym przypadku kształtowała przy- szłość. Myślę, że ten cytat z Hellmuta Andicsa wspaniale charakteryzuje kobiety Habsburgów. Ich rola jako ma- tek, kobiet rodzących następców tronu była najistotniej- sza. Ale również te, które nie miały dzieci, prezentowały godne naśladowania postawy. I tu chciałabym przywołać postać naszej księżnej – Marii Krystyny – wielkiej pa- triotki, która po latach wróciła w 2001 roku ze Szwajca- rii do swojego ukochanego, rodzinnego Żywca. Na każ- dym kroku podkreślała i podkreśla, że jest Polką.

Właśnie, jaka jest Księżna?

Jest niezwykłą osobą. Może godzinami snuć opowie- ści o latach swojego dzieciństwa, bardzo chętnie mówi o swoich dziadkach i o rodzeństwie, w ogóle o życiu w Żywcu. Wydaje się, że jest niewyczerpanym źró- dłem opowieści. Marzyła o tym, aby wrócić do Żyw- ca, na szczęście marzenie to się spełniło. Świetnie uka- zuje ją film Księżna Pani zrealizowany przez Grażynę

Fragmenty ekspozycji, u dołu zrekonstruowana suknia ślubna Marii Teresy – żony Karola Stefana

(19)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Ogrodowską i Annę Sekudewicz. Maria Krystyna nie jest w nim pokazana jako niedostępna arcyksiężna, ale jako ciepła, sympatyczna starsza pani, posiadająca duże poczucie humoru. Ten film można zobaczyć u nas w mu- zeum. Jest jednym z elementów wystawy. Bardzo się po- doba, szczególnie młodzieży.

Arcyksiężna okazała nam wielkie wsparcie przy two- rzeniu wystawy. Część eksponatów pochodzi z jej zbio- rów. Przypominam sobie także długie rozmowy, któ- re bardzo pomogły przy tworzeniu życiorysów naszych żywieckich kobiet.

Można powiedzieć, że Księżna jest magnesem, który przyciąga turystów do Żywca?

Oczywiście! Przecież nie ma w Polsce innego miasta, w którym mieszka księżna i to na dodatek w pałacu! Tu- ryści przyjeżdżający do Żywca pytają głównie o arcy- księżną, gdzie mieszka, jak wygląda, jaka jest. Jest ma- gnesem, który przyciąga, ale i elementem w łańcuszku ciągłości historycznej. To dla nas żywczan bardzo ważne.

Wspominała Pani o filmie, który jest częścią wystawy.

Jakie jeszcze działania towarzyszą wystawie?

10 listopada odbyła się konferencja pod takim samym jak wystawa tytułem. Trwają również końcowe pra- ce nad albumem prezentującym fotografie z kolekcji księżnej Marii Krystyny. Organizujemy spotkania mu- zealne poświęcone wystawie. Ekspozycji towarzyszą fol- der oraz kurier muzealny, w którym zamieszczony jest oryginalny, szczegółowy opis pobytu królowej Hiszpa- nii – przedruk z „Przewodnika Powiatu Żywieckiego”

z listopada 1907 roku (czasopisma wydawanego w Za- błociu przez Żyda Ferbera). To jest niezwykle ciekawa publikacja – oddaje nastroje mieszkańców, emocje, ja- kie towarzyszyły wizycie.

Piękne suknie, które możemy podziwiać, to oryginały?

Nie, to suknie uszyte specjalnie na wystawę przez Mag- dalenę Prochowską. Ich rekonstrukcje zostały wykona- ne na podstawie obrazów znajdujących się w naszych zbiorach. Są to: suknia balowa cesarzowej Marii Teresy, suknia ślubna Marii Teresy – żony Karola Stefana – oraz suknia Marii Krystyny, królowej Hiszpanii.

Czy jest to wystawa o kobietach dla kobiet? Czy męż- czyźni również znajdą na niej coś dla siebie?

Na pewno może być szczególnie bliska paniom, przybli- ża im losy ciekawych kobiet na przestrzeni kilku stule- ci. Ale mężczyźni też z zaciekawieniem ją oglądają. In- teresują ich losy nietuzinkowych kobiet, które pojawiały się w przeróżnych momentach ważnych dla historii ca- łej Europy czy nawet świata. Panowie także zachwycają

się sukniami, interesują ich kobiece bibeloty i biżuteria.

Ciekawostką szczególnie mało znaną panom są karnety balowe. Dziwią się temu, że panie zawieszały sobie taki karnecik na pasku i wpisywały doń nazwiska kawale- rów, z którymi zgodziły się zatańczyć. Jest też pierścio- nek na truciznę i są naprawdę długie szpile do włosów.

To bibeloty właściwie niespotykane już dzisiaj, a bardzo często w ogóle nieznane.

Jakie znaczenie ma ta wystawa dla waszego Muzeum?

Nie ukrywam, że nazwisko Habsburgów przyciąga. Bar- dzo dużo osób je zna, słyszało coś o tej rodzinie. Habs- burgowie to wartość międzynarodowa, uniwersalna i fakt, że mówi się o żywieckiej, polskiej gałęzi rodu wzbudza dodatkowe zainteresowanie. Zwiedzający py- tają, jak to się stało, że w Żywcu przez kilkadziesiąt lat mieszkali przedstawiciele tej rodziny i że dzisiaj mamy w Żywcu księżną powiązaną z najstarszymi dworami w Europie. Na te pytania odpowiedź mogą odnaleźć wła- śnie na naszej wystawie.

Dziękuję za rozmowę.

Arcyksiężna Maria Krystyna i Juan Durán-Loriga, ambasador Jego Królewskiej Mości Juana Carlosa I, króla Hiszpanii, prawnuka królowej Marii Krystyny (wernisaż wystawy)

Z archiwum autorki Dorota Firlej – adiunkt muzealny, kieruje Działem Nauko-

wo-Oświatowym Muzeum Miejskiego w Żywcu. Kuratorka wystawy Kobiety Habsburgów.

Muzeum Miejskie w Żywcu: Kobiety Habsburgów, wystawa czynna od 31 sierpnia do 31 grudnia 2007

Cytaty

Powiązane dokumenty

Również jeśli chodzi o pacjentki onkologiczne, które są w trakcie leczenia, to kobiety te absolutnie powinny się zaszczepić przeciw Covid-19A.

Od wie lu lat obie pla ców ki wza jem - nie się wspie ra ją w ob sza rze wy cho wa nia i kształ to wa nia wie dzy oraz umie jęt no ści za wo do wych, ar ty stycz nych czy in for

W chwili, gdy pozbyliśmy się tych ograniczeń, wszystko stało się możliwe, a malowanie muralu na ścianie Muzeum Techniki i Włókiennictwa przez mło- dych artystów

Było ze mną jeszcze dwoje młodych ludzi. Tryp- tyk rzymski wyświetlano już od kilku tygodni, nic więc dziwnego, że widzów mało. Pierwsze ka- dry zupełnie mnie zdezorientowały.

niczeniach jego wolności wypowiedzi, to z jednej strony ta wypowiedź może spotkać się z reakcją negatywną lu‑.. dzi, których jego propozycja artystyczna uraża –

Czy wy- rosną z nich etatowi literaci, wydaje się mniej ważne niż to, że dzięki pisaniu nauczyli się już latać, że posłu- żę się wierszem jednej z laureatek, nad

Krąg Kobiet Studnia.. Gościłyśmy też trenerki rozwoju osobistego i wybrałyśmy się do pracowni ceramicznej Aleksandry Kimel. W otoczeniu fantazyjnych wyrobów z gliny

(Maciejowski: – Tam jest takie wzgórze obok uniwersytetu, na którym już stoi po- mnik Osieckiej, pomnik Niemena, pomnik Grotowskie- go. Czujesz się tam jak w raju arty-