• Nie Znaleziono Wyników

Biblioteka Warszawska, 1878, T. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Biblioteka Warszawska, 1878, T. 4"

Copied!
531
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

OGÓLIEGO ZBI ORU TOM 1 5 2 .

BIBLIOTEKA

W A R S Z A W S K A

PISM O P O Ś W IĘ C O N E

N A U K O M , S Z T U K O M I P R Z E M Y S Ł O W I .

1878 .

■ wOR»#9---

T L ~ J

Tom czwarty.

W A R S Z A W A .

Skład i Eksp. Głów. w Księg. G E B E T H N E R A i W O L FF A . 1878.

(3)

ÄiMuo.iciio Ueimypoio.

ßapuiaea, du a 22 Genmnüpn I S I S eoda.

> - 4 ^ 2 5 2 .

& 2 D , " A ß 7 i & e

W drukarni J ó z efa Bergera, u lica E lek toraln a, Nr. 14.

(4)

H E L L E N O W I E .

P IS M A M . P j ^ A P A R R I G O P U L O , p Z t E D U S Z Y C K l E G O , j ' I . j S A R T S C H A .

P R Z E Z

Feliksa Je{ ierskiego.

I.

Posłannictwo Hellady.

Pomiędzy filozofią, histovyi, podstawiającą czyny ludzi i losy lu ­ dów pod ogólne normy: Opatrzności, natury, idei, ducha i t. p.; a histo- ryą ściśle opowiadawczą, spisującą jedynie ak t urodzenia i ak t zejścia narodów, wytworzyło się w naszym wieku pośrednie stanowisko histo- ryograficzne, znane pod imieniem: dziejów cywilizacyi. W tym nowym punkcie zapatryw ania się na wypadki, dziejopisarz nie sięga ju ż wyżyn metafizycznych, nie wysila się na wskazanie, ja k ą to funkcyą spełniała dana społeczność w powszechnym planie bytu; wiąże on wypadki poję­

ciami konkretniejszćmi, bliżćj z towarzyską n aturą człowieka zespolo- nćmi. H asła do takiego zwrotu w dziejopisarstwie odzywały się jużto w Grecy i, już w Rzymie, już wreszcie w wieku XVII we Włoszech.

Ale wprowadzenie pojęcia cywilizacyi na drogę systematu, jest pomy­

słem wieku ostatniego. Otrzymaliśmy więc „dzieje cywilizacyi Europy, cywilizacyi Anglii, Francyi, Szkocyi, cywilizacyi Hellenów.”

Stanowisko arcy-ponętne! wprawdzie pozbawia ono historyą owych draperyi, jakie Szelling, Solger, Hegel, a przedewszystkiem nasz Cieszkowski, rozesnuli wokoło dram atu dziejów, ale zato wysoko pod­

niosło własnowolność istoty człowieczeństwa, przyznając mu przywilej wytwarzania swoich losów logicznie, samowiedząco, pod jedyną zależno­

ścią od idei społccznćj i pod ścisłą w obliczu jój odpowiedzialnością.

Stanowisko, dające swobodniejszy oddech, gdy tymczasem wszelkie metafizyczne pojmowania dziejów krępują ten oddech, odsyłając tak działacza, ja k widza spraw ludzkich, ku czemuś obcemu, narzuconemu objektywnic.

Idea cywilizacyi, jeżeli gdzie przeprowadzić się daje, tedy prze- dewszystkićm w dziejach Grecyi, w dziejach tego społeczeństwa, które już dokonało niejednego cyklu, niejednego obrotu w ciągu trzydziestu

wieków istnienia.

Tom IV . Październik 1878.

(5)

2 HELLENOWIK.

Zamierzając przedstawić pewne zarysy żywota ludu, który po obu stronach naszćj ery zawsze zdumiewał świat zarówno wielkością ja k i upadkiem, dotkniemy na wstępie dwu zapytań, jakie bacznemu umysłowi przy rozważaniu dziejów Hellady nieodwołalnie nastręczyć się muszą.

1. Czy należy, czy można uznać ciągłość organiczną pomiędzy Grecyą istniejącą, a Grecyą starożytną? Zapytanie podobne szczegól­

niej budzi się w umyśle tych narodów, które niegdyś Hellenowie ogar­

niali pod nazwą B a rb a r ów, t. j. wszystkich narodów nie Helleńskich.

Bo Hellen dzisiejszy, zagadniony w tym duchu, wskaże na serce i powie z zapałem: „wsłuchaj się... tu bije tętno Leonidasa, Temistokla! w każ- dćm drzewie gości po dziś dzień dryada, pieśń Homera snuje się po atmosferze.” Dowódzca Kleftów, Dymos, w chwili konania o jednę tylko łaskę błagał swoich towarzyszy, „o otwarte okienko na grobie, w którym złożyć go mieli, aby przez to okienko raz jeszcze wyjrzćć mógł na w spaniałą wiosnę, na zwiastującego ją słowika i jaskółkę.”

Pieśń narodowa z czasów walki o wyzwolenie, elegia na cześć poległych pod Makrynicą '); wszystko to odwołuje się do synowskićj wspólności z przedwieczną pairyda.

Jeśli jednak dzisiejsi Hellenowie poczuwają się Grekam i P erykie­

sa i Solona, jeśli ani chwilę powiedzićć sobie nie dadzą, aby ów sznurek rodowy, co ich łączył z pierworodzicą, przeciętym został, tedy my, B ar- barowie, na ciężką wątpliwość pod tym względem narażeni jesteśm y.

Poeci i dziejopisarze, którzy w Grecyi tureckićj uwielbiali i opłakiwali Grecyą attycką i spartańską, od Szelleya i Bajrona, do Ampera i Wilme- na, właśnie w uniesieniach swoich ukrywali owe zagadkowe pytanie.

Któż nie pam ięta wynurzeń się Bajrona w Giaurzel Wielbiciele Hellenów, dla pokazania ciągłości historycznćj, powołują na świadectwo ten szcze­

gół, źe duch Grecyi żyje w um ysłach nowożytnych i żyć będzie, jako ożyw­

czy pierwiastek wychowania i kształcenia się naszych pokoleń, że wiek Sofoklesa i Platona co dzień ożywa i rozkwita na rumianych ustach m ło­

dzieży w uczelniach. Ale takie objektywno odmładzanie się, przez hołd z zewnątrz dochodzący, czyż można uważać za istotny ciąg dawnego ży­

wota? Słowem, kwestya ciągłości dziejowej ja k dotąd, zdaniem naszćin,

j e s t jeszcze otw artą, jakkolwiek ani na pojęcia nasze o godności n aro ­ du, ani na wiarę w jego przyszłość bynajmnićj wpływać nic powinna.

Przebiegając wiekowe koleje społeczności helleńskićj, z dziwnćm wrażeniem zatrzymujem y się u końca wieku IV po Chrystusie. Julian Odstępca, obok ostatniego z obrońców ncoplntonizmu, pasuje się chwi­

lowo z nowemi prądam i, aby uratować ideę starożytną i upada w tym wysiłku. Jestto pierwszy akt przygaśnięcia wiekuistego płom yka—

w dalszych kolejach, w walkach ze Wschodem i Zachodem, w sporach religijnych, ten płomyk podobno zagasł ostatecznie. Współczesny więc

i) E le g ia , w y głoszon a w k o ś cie le Ś -tój T r ó jcy , nn cześć p o le g ły c h bo­

haterów ujarzm ionej H ellad y, przez J erzeg o S tratege.

(6)

HELLENOW IE. 3 ruch umysłowy i praktyczny, garnięcie się młodzieży do wszechnicy ateńskiej, budzący się zwrot ku wskrzeszeniu klasycznych form w języ ­ ku, czćmś innćm nazwać należy, aniżeli posuwaniem się w ątku p ie r­

wotnego; jestto działanie tćj ogólnej dźwigni, k tórą zowiemy fataliz­

mem gruntu; wiekuisty, zmianom niculegający duch m iejsca, wytwarza sobie kształty, podobne do starożytnych. Jestto drugie wydanie ducha staro-helleńskićj kultury, już w samem jego przeprowadzeniu spoczywa głębokie zadanie, i nowożytni Hellenowie, zajęci będąc pracą od tabula rasa, nie mają potrzeby prawowania się z historyą o zagubione ogniwa.

2. Drugie zapytanie dotyczy rodzaju posłannictwa dziejowego Hel­

lenów. Wiadomo czytelnikowi, że dziejopisowie, w ogóle biorąc, najmnićj powodują się prawidłem, które z takim naciskiem zalecają innym; p ra ­ widłem wyzwolenia się od wszelkićj dążności, prowadzenia sprawy „bez gniewu i sprzyjania.” O ile dziejopisarstwo Grecyi, w czasach nowo­

żytnych, poczuło na sobie wpływ tendencyjności, niejednokrotnie przy­

pomnimy to sobie w ciągu rzeczy.

Najpotężniejszy badacz przeszłości Hellenów Otfryd Müller, zdaje się uznawać w dziejach Grecyi posłannictwo państwowe. I to prawdo­

podobnie było dla niego główną pobudką do wystąpienia z kwestyą dorycką, Założył on sobie dowieść, że H ellada starożytna wszystkie sprężyny kultury, a nadewszystko ustrój machiny państwowćj winna plemieniu doryckiemu, nachodźcom, przybyłym od Północy, którzy wtargnięciem swojćm wyważyli z posad spokojnie w zrastającą budowę i wnieśli zaród wiekuistćj walki zasadowej, która zakończyła się upad­

kiem Grecyi. Ocenienie więc roli doryzmu mieć tu będzie znaczenie poważne. O. Müller obstaje gorąco za wpływem doryzmu, ponieważ idea państwowa, ja k ą Dorowie popierali, zdaje się mieć dla niego pewien urok, którem u oprzćć się nie może. Doryzm jestto zasada nieugiętego konserwatyzmu, odgradzającego społeczność oil wszelkich wpływów ze­

wnętrznych, tłoczącego jednostkę pod interesem całości; zasada nieu- błaganćj rutyny, ogarniającój pod sobą rodzinę, małżeństwo, wychowa­

nie, zgoła wszystkie ruchy ciała i duszy, sarnę nawet sztukę.

Z całą objcktywnością angielską zapatruje się na ducha Grecyi starożytnój George Grote. Ogromne jego dzieło, w ścisłem znaczeniu wy­

razu, pod jakąś określoną ideę historyozoficzną podciągnąć trudno. Nie zamierza on sobie jakićjśkolwick budowy apryorycznćj, któraby na czele

0 pewnćm oznaczonćm posłannictwie plemienia napomykała. Wierny metodzie indukcyjnśj, Grotę, powicdzióćby można, kieruje postawą fak­

tów tale, że czytelnik sam odgaduje myśl przewodniczącą dziejom Gre- cy*"i jestto myśl nieustannego postępu, wszechstronne rozwinięcie sił, niesłychana czujność nad prawem jednostek i całości, a to wszystko w po­

słudze idei hum anitarnćj. Posłannictwem przeto Grecyi było „wypraco­

wanie w G reku człowieka.” Rozwinięcie wszechstronno, zdaniem Gro­

to a, uzdolnić miało Greka do wzniesienia się nad rutynę religijną i po- utyczną, do przerośnięcia ponad swoje wieki i zostania przewodnikiem potomności. Ponieważ zaś wszystkie zgoła zjawiska hellenizmu służyć

(7)

4 HELLENOW IE.

m iały jedynie za sprężynę do wielkiego zadania prowadzące, przeto Grotę dzieje hellenizmu (wolnego) zamyka na okresie macedońskim.

Autor najnowszego dzieła, profesor Paparrigopulo, posłannictwo swojćj ojczyzny zakreśla jeszcze większym promieniem. Wierząc w nieprzepartego ducha asymilacyi, ożywiającego to plemię od najda­

wniejszych wieków, zdaje się rokować mu jeszcze poważną rolę w spra­

wach dziejowych. Ogarnąwszy w wyborny i w wysokim stopniu poucza­

jący obraz doby żywota Grecy i, najprzód starożytnój aż do czasów monar­

chii powszechnej Aleksandra W.— pod posłanniczćm wezwaniem hcllcni- zacyi Południa, Zachodu, a po części i Północy, przedewszystkićni zaś Wschodu, autor następnie i w drugim cyklu (monarchii bizantyjskićj) z tóm hasłem rozstać się nie może. W niedopowiedzianym, ale domyślnym poglądzie, jakoby otaczający Grecyą świat prawie cały przeznaczonym był opatrznie na zhcllcnizowanic, profesor P aparrigo­

pulo, wyrzuciwszy stokrotnie Europie to, iż podkopywała Grecyą i k rę­

powała w tóm posłannictwie, wytyka jćj (mniemaną) obojętność aż do obecnćj chwili.

Przypatrzywszy się bezstronnie, acz wszechstronnie wszystkim wymogom, jakie stawia Europie szanowny profesor, nietrudno domyślćć się, ja k właściwie on rozumie moralne jćj obowiązki względom Helle­

nów, a ja k my rozumićć mamy uznane przez autora posłannictwo. Ów duch asymilitacyjny Grecy i, do którego często odwołuje się autor, owe jćj chrzestne ojćowstwo względem Wschodu, owe tradycyjne parcie na zewnątrz, w imię Chrześciaństwa i uprawy: słowem, owa bezsenna dzia­

łalność „światła na pomrok,” przedstawiać się zdaje raczej skłonności, zwane gorączką mil kwadratowych. Nic piękniejszego, ja k ocalenie Europy od Arabów, ja k stoczenie w jeden kształt religijnych i filozo­

ficznych żywiołów Wschodu i Południa, ja k uobyczajenie Słowian, ale jeżeli uobyczajeniein ma być hcllenizacya, w znaczeniu takićm , jak poj­

muje autor, w takim razie mimowoli przypomina się nam, że jesteśmy w Grccyi po-macedońskićj, po-justyniańskićj, w epoce barw cyrkowych, w epoce intryg i występków, z którćj nam tak tęskno, do powrotu na łono cyklu starożytnego.

Uznawszy tym sposobem niezaprzeczony przełom dziejów Grecyi na starożytne i nowożytne, uznawszy zatracenie pośrednich ogniw mię­

dzy jednemi a drugiemi, mianowicie od wieku IV i V po Chrystusie, raz jeszcze zwracamy się do określenia posłannictwa Hellady starożytnój:

Najogólniejszćm jego streszczeniom podług nas, będzie wyraz: „sztu­

ka." W tćj ziemi ukochanćj od bogów, żywot sam pojmowanym był jako wcielenie ideału sztuki. Sam Ot. Müller, pomimo jawnego przecenienia roli doryzmu, nie mógł się powstrzymać od postawienia estetyczności na czele znamion narodowości greckićj. Przemilczamy już poczyą, rzeźbę, muzykę i architekturę, w których unieśm iertelnił się i utypowił geniusz tego plemienia; przemilczamy dziejopisarstwo, wymowę żywą, piorunującą. Ależ sama filozofia w najpięknicjszćj dobie była dziełem sztuki, system at był budową najpełniejszą harmonii. W wykładach

(8)

HELLENOWIE. 5 Sokratesa czuć obok prostoty w pojęciach, jasność malowniczą; Plato wystawia rzeźby i draperye, Arystoteles buduje liniami prostćmi. Ale prawdziwym szczytem upoetyzowania myśli filozoficznćj jest filozofia neoplatońska z Plotynem na czele, na nićj ostatecznie wypowiedział się artystyczny geniusz plemienia, na smutnćj pochyłości III w.,— cze­

go dotkniemy pokrótce w dalszym ciągu. Sam strój Hellenów świadczył 0 wrodzonćj mu potrzebie otaczania się sztuką. Wszystkie te szczegó­

ły czytelnik znajdzie w świctnćj formie przedstawione w dziele Ateny przez W. Dzieduszyckiego.

Wyżćj nad wszelkie utwory plastyczne, uczucie piękna w Grecyi wskazuje sama jćj mowa; głębią, elastycznością i wyrobieniem nieskoń­

czenie przewyższająca łacińską.

Na dwu zasadniczych sprężynach polega moc i piękność mowy ludzkiój: na względu ćj subtelności dźwięku i względnćm uprzezroczeniu się w nim myśli ludzkiój. Pod obu względami mowa Hellenów nić ma

1 podobno mićć nie będzie współzawodniczki. Tak ze strony fonetycz­

n i , ja k i ze strony pojęciowćj, oceniając mowę Hellenów, przychodzi się (lo uznania, że to jest, w dosłownćm znaczeniu wyrazu: logos wcielone.

Istnieje podanie o języku basków, że sam książę Ciemności, straciwszy lat siedm w najcięższym mozole nad wyuczeniem się go, cofnął się z rozpaczą od tego wyrodka celtyzmu, w którym słowo ma jedenaście trybów, przeszło dziewięćdziesiąt czasów, a to odpowiednio do płci lub godności osoby, z k tórą się mówi '). Mowa grecka bogatą jest wpraw­

dzie w formy, ale to, równic ja k w polskiój mowie, odpowiadają głów­

nym ugrupowaniom myśli; nasza tćż chyba mowa jedynie stanąć może w równouprawnieniu obok greckićj i zasłużyć na miano głośnego my­

ślenia. Obok przedziwnćj równowagi dźwięku z tonem, mowa grecka Posiada przytćm niesłychaną siłę koncentrowania pojęć: jestto język poezyi i filozofii. Podobnie, jak nasza, przedstawia ona wybitnie zacho­

wany obraz tych słojów etnograficznych, z jakich się układ ała, oraz siady wiekowych formacyi, na których dojrzewający stopniowo geniusz narodu znamiona swoje wyciskał. Artystyczną stronę w mowie grec- Idćj stanowi jćj muzykalność. Iloczas i akcent są to dwa punkta, któ- r o poecie lub mówcy przedstawiały pole do włożenia duszy w wygła­

szano dźwięki.

Nie dziwimy się przeto, że Szopenhaucr, w teoryi piękna wziął za Podstawę ideę Platona; nic dziwimy się, że Mickiewicz na widok za­

bytków sztuki greckićj, mógł natchnąć się tak uroczemi myślami xv swoim wierszu na pokój grecki:

T am jed n a ryta z bronzu k oryn ck iogo urna, W łon io jćj zw olna p łom yk przebudza się blady;

Czy to zm artw ychw stającej g en iu sz H ellady?

') B asqu e legends b\j W ebster (H askie leg en d y W eb stera z rzutom

°k a na ję z y k B ask ów ) p. Ju lia n a V in so n ’a. L ond yn 18 7 7 r.

(9)

6 HELLENOWIE.

W zn ió sł g ło w ę, b ły sn ą ł okiem i na skrzydłach tęczy P o d la tu ją c— raz je sz c z e p rom ien iam i w ieńczy S k ron ie b og ó w , n iob iau ek drzem ącycli w ok oło ')■

II.

Oywilizacya Hellenów, kwesty a dorycka (Otf. Müller i G.

Grotę, profesor Warsz. Uniw. Zinserling i Niebuhr).

Przystępujemy do najnowszego dzieła p. Paparrigopulo, „Cywili- zacyi Helleńskiej.” Ze wstępu dowiadujemy się, że „główni], pobudką do podjęcia tćj znakomitej pracy „po tylu dziełach angielskich, fran- cuzlcich i niemieckich,” było rozpowszechnione w święcie mniemanie, że Grecya, w majestatycznym znaczeniu togo wyrazu, że Grecya Pe- ryldesów, Fidyaszów, Sofoklesów, istnieć przestała, źo jedność cywi- lizacyi helleńskićj stała się przedmiotem spornym. Jedni utrzym y­

wali, że ta jedność skonała w bitwie pod Cheroneą; drudzy przyznali jćj jeszcze dwa wieki istnienia, do chwili podbicia Grccyi przez Rzy­

mian. Co się tyczy dziejopisarzy, przypuszczających, że Grecya ani na chwilę nie przestaw ała dawać znaków, protestujących przeciw głosom o jćj zgonie, ci nie dosyć wybitne pokazywali pokrewieństwo pomiędzy liczuemi ewolucyaini żywota greckiego a pierwotnym jego charakterem . Podcięta, zbezkształcona history a Grccyi, powiedziećby można, uległa podobnemu losowi, ja k i pokrywające jćj ziemię pomniki, których prze­

dziwnej, nieporównanćj harmonii, nie oszczędziła dłoń ludzka, jeszcze bardzićj niżli dłoń czasu. Powodem tego zwichnięcia było to, iż dzieje Grccyi pisane były piórem cudzoziemskićm; przedewszystkiem zaś, po­

chodziło ono ztąd, że na dzieje Grecyi nacisnął duch systeinatu, tego bicza wiedzy dziejopisarskićj. Otóż uczony prof, założył sobie przy­

wrócić zaprzeczoną jednolitość cywilizacyi helleńskiej, dać rzetelno zna­

czenie zasadniczym jćj dobom, przypuścić Grecyą do głosu w owym procesie dziejowym, zawyrokowanym zaocznie"—takim był cel dzieła (przedm ow a)2)

Stawiając na czele pojęcie nieprzerw ane) ciągłości świata hel­

leńskiego, jako arty k u ł wiary, p. Paparrigopulo nakreśla trzydziestowic- kowy cykl zarodu, rozkwitu, mąk i pasowania się, a wreszcie podźwig- nięcia się na nowo idei helleńskiej, w treściwych konturach, które czy­

telnikowi podajemy właśnie z powodu ich treściwości. Zamierzam so­

bie, mówi autor (str. 1, „pierwszy wiek hellenizmu") nakreślić zarysowe dzieje plemienia, odgrywającego wielką rolę w starożytności i wiekach średnich i zajmującego dziś jeszcze wysokie stanowisko na Wschodzie.

Już sama długowieczność żywota tego plemienia jest faktem w history!

jedynym; niemniej zdumiewającemi są jogo koleje. Ognisko działalności

') N a pokój grock i.

2) Ilisto r y a cyw iliza cy i hollońskiój j e s t stroszozoniom ubszornogo ilzicla tegoż autora, w języ k u g reck im , w p ięciu tom ach .

(10)

HELLENOWIE. 7 swojćj przeniosło to plemię z Europy do Azyi i z Azyi do Europy, z Po­

łudnia na Północ i z Północy na Południe, zatraciło i odzyskało swoję nazwę, nigdy nie tracąc je d n i sw ojej i oryginalności. W chwili ukazania Sję Grecyi na południu Olimpu i gór Ceraunijskich, opiewa jćj sławę Iliada i Odyssea. Późnićj żywot helleński rozpiera się ku Wschodowi, do Azyi Mniejszćj, Włoch południowych i Sycylii. Następnie znowu za­

kwita w ognisku pierwotnćin i tu wytwarza owe piękne budowy ducho- wo-polityczne, z których z czasem tryskało niewyczerpane źródło światła dla rodzaju ludzkiego ku podziwowi wszystkich wieków. Następnie, kierując powszechuóm przesileniem w cywilizacyi społeczeństwa od Wschodu, tam się zwrócił powtórnie i dokonał przekazanego sobie po­

słannictwa w świecie starożytnym, rzucając ostatnie promienie geniu- szu pogańskiego na rozległe krainy Azyi zachodnićj i Egiptu: tym spo­

sobem przygotował on grunt światu nowożytnemu, jako chrzestny ojciec

1 apostoł nowćj religii.”

„Niepowstrzymana potęga wpływu i asymilacyi, jaki szczep grecki zawsze wywierał na plemiona obce, podniósła się wówczas do tego sto­

pnia natężenia, że dla wyrażenia go stworzono oddzielne orzeczenie:

nazwano to hellenizmem. Lecz i sam hellenizm poddał się wpływowi pierwiastków, wśród których się poruszał, a mianowicie: zasad, praktyk

1 obyczajów chrześciańskich. W takićmto przeobrażeniu, usadowił się

0 1 1 w Konstantynopolu, został cesarstwem wschodnićm, przewodniczył

n,a soborach powszechnych; zamierzył tam naw et wielką reformę reli- jpjną, społeczną i polityczną: prawda, że to powiodło mu się tylko w po­

-w ie , ale i to połowiczne powodzenie wystarczyćby mogło na jego

^•ekopomność. Od tćj to epoki hellenizm stał się środkowym pun­

ktem cywilizacyi świata, ocalił Europę od podboju arabskiego, ujarzm ił drogie tłum y barbarzyńców, dla ich oświecenia. Przyznajemy, że wte­

dy utworzyła się niejedna szczerba w jego ustroju narodowym, ale pier­

wotnego charakteru nie utracił nigdy." Faktem nąjwyższćj doniosłości, zdaniem autora, jest owa reforma dokonana w VIII w. przez Leona III (wstąpił na tron r. 717), który również jak i jego następcy, przezwa­

nym został ikonoklastą (obrazoburcą). Reforma ta jednak bynajmnićj die ograniczała się na sferze, ja k ą pokazuje sam wyraz, i ja k ą rzeczy­

wiście przyznawano jćj w wiekach średnich. Było to owszem (zdaniem ddtora) rzucenie rękawicy, uznanemu już za zbutwiały, porządkowi re- 'Sijnemu i społecznemu. Otóż w reformie religijnćj zatrzymano się na st°pie ujemnćj; w reformie zaś społccznćj posunięto się daleko (tak sądzi ddtor), podniesiono rękę na wszystkie wady, podkopujące materyalne I dioralne dźwignie społeczeństwa, pracowano nad ograniczeniem liczby niewolników, uświęcono w pewnym stopniu zasady tolerancyi religijnej.

%oła autor nie waha się wyrzec, iż w wieku VIII wystąpiono z zamia- Jddi urządzenia społeczeństwa dojrzałego, pełnoletniego, społeczeństwa dpartogo na owych nieśmiertelnych zasadach, które w świecie pow- zpchnym, dopiero w dziesięć wieków późnićj stanowczy tryum f odnieść duły. Po tym świetnym okresie następuje zwrot reakcyjny za czasów

(11)

8 HELLENOWIE.

Ireny, a następnie zwycięstwo stronnictw a umiarkowanego i nowy za­

kwit wielkości hellenizmu. Autor poświęca obszerny ustęp Focyuszowi stawiać obok, jako antytezę, stosunki religijne w ówczesnym kościele rzymskim. Powstrzymujemy się od szczegółowćj oceny tego ustępu, w ogóle jednak niezdaje się on dosyć upewniać o bezstronności profesora Paparrigopulo. Wojny krzyżowe, których następnie dotyka nasz a u ­ tor, miały, podług niego, za prawdziwe zadanie, zwalić cesarstwo bizan­

tyjskie, do stóp Zachodu. Dalćj mamy przedstawione najścia Słowian i Osmanlisów. W spaniale opisana jest katastrofa 29 maja 1453 r., jakkolwiek nie dorównywa majestatycznym rysom obrazu, nakreślone­

go niegdyś przez M. Wiszniewskiego; autor z równćm życiem opisuje walki chrześcian, poprzedzające upadek Konstantynopola i cuda ich waleczności, w odpieraniu Bajazeda, zwanego Piorunem. I tym razem duch stronności, niechęć ku Słowianom, podszepnęła autorowi przem il­

czenie o najwyższym bohaterze dram atu: o Warneńczyku. W ostatni rozdział (VII) autor skupia cztery wieki ostatnie, wieki panowania T ur­

ków, islamizacyi chrześcian, walk i złudzeń; duszno czytelnikowi w tym rozdziale, jak w samej atmosferze, który on opisuje! Po p rz ed sta­

wieniu błogosławionego rozwiązku, autor i postulatami i nadzieją wy­

gląda za widnokrąg, wytworzony pomyślnemi kombinacyami polityki, domagając się od nićj przywrócenia Grecyi dziejowćj, Wszech-hclloń- skićj. I w tych pobożnych życzeniach dostało się Słowianom. Wypo­

wiedziawszy wielkie usiłowania postępowe, jakich dokonał hellenizm, zostający dotąd pod panowaniem Turcy i; wykazawszy, iż dziś jeszcze (w Grecyi tureckiśj) tak samo, ja k niegdyś, a może bardzićj, niż w in­

nych dobach istnienia swojego, lud grecki zajmuje przednie miejsca wśród ludów od Trący i do Lakonii, od gór Chimara do Azyi Mniejszćj, p. Paparrigopulo tak zamyka dzieło: „W chwili, kiedy dopisujemy osta­

tnich wierszy tćj książki, hellenizm przebywa trudne przesilenie. Jedna część Europy upomina się tylko o prawa Słowian; Zachód ma ciągle przed oczyma cień całości Państwa ottomańskiego. Już w r. 187G ro­

kowano w zgodzeniu się na samorząd prowincyi północnych, zostawiając nietkmętemi krainy helleńskie. Od chwili wybuchu wojny mówią jedy­

nie o kompromisie na tejże zasadzie opartym .”

„Lecz, jeżeli świat wierzy w odrodzenie się Islamu, dlaczego odej­

m uje mu Słowian! jeżeli zaś to odrodzenie się jest czczą mżonką, dla­

czegóż tćj mżonce poświęcać Hellenów"? Nie oceniając wartości tego dylemmatu w dziedzinie teoryi między-państwowćj, z czysto-etycznego stanowiska wypowiedzieć musimy, że mężowi nauki, że mówcy, z takićin występującemu zdaniem, nic powinno było chodzić tyle o usunięcie pierw iastku doryckiego, a przyznanie Jonom przodownictwa w cywili- zacyi Hellenów. ^ Przez cały ciąg dzieła autor głosuje za Peryklcscm, a w końcu uwieńcza je dogmatem Arehidama!

Taki jest w najwybitnicjszćm streszczeniu życiorys tćj wielkiej rodziny, którą w charakterze prawdziwćj przedstawicielki społeczeń­

stwa starożytnego sprawiedliwość nakazuje nazwać narodem narodów.

(12)

HELLENOWIE. 9

Za pierwszą więc datę dziejową kultury helleńskiej autor nasz bie­

rze społeczność Homerową, w niej upatruje on zadatki wszystkich póź­

niejszych kierunków. Znakomitości Iliady i Odyssei są u niego jakby pie­

destałami, z których wysokości wydatnieją typy przyszłych charakterów obywatelskich, rodzinnych, bohaterskich, państwowych. W stosunkach lomcrycznych, p. I*, dostrzega skazówki instynktów moralnych, m iar­

kujących surowe popędy pierwotnego towarzystwa. W ładcy uznają tu Ponad sobą powagę pewnych instytucyi, stanowiących ziarno przyszłćj monarchii ograniczonśj. Były to amfiktyonic—sojusze, na czele k tó ­ rych, w wyprawie ogólnćj, szedł król, otaczały go zaś znakomitości, gó­

rujące bogactwem, męztwem, rozumem (arysty, anaktowie, naw et królo­

wie); zgoła były to zadatki urządzenia wiecowego. Wojna trojańska, Podług autora, nie jest wprawdzie wypadkiem dziejowym, w obccnćm znaczeniu wyrazu, ale jest faktem niczaprzeczenie. Takie zamiano­

wanie, cieniujące pomiędzy wypadkiem dziejowym , a faktem, mogłoby się wydać zabawką dyalektyczną, g rą wyrazów; bynajmniej tak nie jest

1 subtelność autora całkowicie tu podzielamy. W sprawach tego ro­

dzaju, ja k wojna trojańska, można wprawdzie z góry przypuszczać do­

wolność, zwichnięcia, a naw et zmyślenia co do szczegółów głównego przedmiotu, ale w planie powszechnym, w postępowym ruchu dziejów, wojna trojańska jest faktem : najpierwszego, najdawniejszego zespolenia się ludów helleńskich na zewnątrz—przeciw Azyi. Autor, choć tego jde mówi, mógł tu mieć w odwodzie zdanie Tucydydesa. Tucydydes bowiem, dotykając przyczyn bezsilności dawnej Grecy i, powiada: „bez- silność dawnych pokazuje widocznie i ta okoliczność, że H ellada przed Wojnami trojańskiemi, nic zdaje się, nie dokonała pospólnie... Homer, jnówi Tucydydes, nigdzie nie nazywa Greków wszystkich (ogólnćm) 'mieniem, lecz zowie ich Acheami, Danaami, Argeami; nie używa tćż nazwy: barbarzyńców, z powodu, że i Grecy nie zrośli się jeszcze byli w jedno imię.” Tak więc wojnę tro jań sk ą autor słusznie nazywa faktem . , Rozpoczynając jednak od społeczności Homerowej, p. Paparrigopu-

1 0 daje nam nieco do myślenia: dlaczego uznał za zbyteczne, nadmienić Przynajmnićj, o okresie orficznym? dlaczego z obojętnością wyminął kwe- s[yą osad (immigracyi) egipskich, fenickich i t. p.? Okres orficki (kapłań- sl(i, religijny, mistyczny) byłby może naprowadził autora na wytknięcie Prawdziwego, t. j. szczepowego ducha Hellenów, byłby mu napom knął

0 lstotnóm io/i posłannictwie, którego zadatki tkwią właśnie w najpicr- w°tniejszćj naturze plemienia, tak ja k w jednostce warunki antropolo­

giczne są podstawą przyszłego rozwoju osobowości ludzkićj. Co do bwestyi osad (Danaa, Kekropsa, Kadm a) autor lekceważy ją może dla-

8ę, że nie jest modną. Przed półwiekiem weszło w zwyczaj na wspo- mnienie o fenickim lub egipskim wpływie wzruszać ramionami; wiara y kolonizacyą przybyłą od Wschodu lub od Południa, uchodziła za ozna­

kę złego tonu, dowodzącą nieznajomości z Otfrydem Mullerem, Klapro- .m. Ależ można iść równolegle z postępami nauki, nie hołdując ko-

"mcznie pewnym teoryom dlatego, że są najświeższemi, każda bowiem

Tom IV . P a źd zier n ik 1878. 2

(13)

1 0 HELLENOWIE.

hipoteza ostatnia może się z czasem okazać: jeszcze przedostatnią. Im- migracya od Wschodu i Południa bynajmniej nie uwłacza temu znamie­

niu Hellenizmu, które p. Paparrigopulo tak wysoko podnosi, owszem pokazuje ona właśnie jego potęgę asymilacyjną, skoro z tylu żywiołów (pelazgijskiego, fenickicgo i t. p.) mógł wypracować typ zbiorowy, a je­

dnolity. Ale immigracya oprócz tego wytłumaczy nam i wyjaśni naj­

bardziej znaczące zjawisko w dziejach Grecy i, kwiat jej kultury, a mia­

nowicie: zagadkową naturę filozofii grcckićj przed Sokratesem i dlatego zastrzegamy sobie prawo dotknięcia tego przedmiotu w dalszym ciągu.

Autorowi, jak uważaliśmy, szło przedewszystkiem o umiejscowie­

nie typu narodowego; chce on udowodnić jego najudzielniejszą indywi­

dualność, chce wśród grupy plemion być Hellenem, wśród Hellenów Jo ­ nem, wśród Jonów Ateńczykiem i to znowu poprowadziło go do wystą­

pienia przeciwko Ot. Mullerowi, przeciw tak zwanćj kwesty i doryckićj.

W kwestyi tćj, do którćj również wrócić jeszcze nam wypadnie, autor bezwątpienia ma słuszność za sobą, ale i tu zanadto jaskrawo uw ydat­

nia się namiętność zatenizowania kultury greckićj.

Wróćmyż do głównego wątku.

Postawa, w jakićj się nam ukazują ludzie Homerowscy, podług słusznego zdania autora, każe domyślać się gruntu odpowiedniego cnotom i wadom tych ludzi, każe się domyślać daleko już posuniętój rzeczywistości, skoro mogła służyć za tło do obrazu idealnego, jakim jest poezya, jakićm jest Iliada i Odyssea.

Prawidłowy bieg kultury greckićj w X I wieku (przed Chrystusem) przerwanym został wtargnięciem Heraklidów (plemienia Dorów, którzy dla nadania poparcia moralnego zdobywstwu, zmyślili sobie rodowód od Heraklesa). Heraklidowie spowodowali wychodztwo i kolonizacyą, Hellenizm odtąd wyczerpuje się wewnątrz, rozpierając na zewnątrz, jed ­ ność polityczna wątleje. Na widownię występują dwa bieguny kultury:

S parta i Ateny, pasują się z sobą i w końcu podpadają pod władzę F i­

lipa. Pod Aleksandrem i następnymi Hellenizm rozpiera się na Wscho­

dzie. Azya Mniejsza całkowicie zostaje zhellenizowaną, sam naw et Chrystyanizm zabarwia się i sprzymierza z hellenizmem (rozdz. II).

W tym okresie napotykamy ważne rysy i wybitnie podniesione, ja k np.

że „w skutek wzrostu niewolnictwa i smutnych okoliczności, zjednocze­

nie Grccyi, po wtargnięciu Dorów, dokonywać się mogło jedynie przez tłoczącą przewagę jednego m iasta nad drugićmi. Dosyć tu będzie na dowód przypomnićć, iż za czasów Pory kiesa 30,000 Ateńczyków rządzi­

ło państwem o dziesięciu milionach mieszkańców.” Taki zdumiewają­

cy stosunek spowodować m usiał to (szczcgóhiiój kiedy wojna zamieniła się prawie na stan normalny), żc bieg machiny rządowćj, obrady pu­

bliczne przybrały charakter nagłości, sprawy paliły się w ręku grona kierującego losami państwa; wymowa również przejąć się m usiała na­

strojem gorączkowym, zgromadzenie wpadło w ręce demagogów, którzy, spokojni co do praktycznych wynikłości, zasłonięci od wszelkiego nie­

bezpieczeństwa, uważali siebie za powołanych do rządzenia przez wy­

(14)

HELLENOW IE. 11 mowę i intrygi, albowiem strategowie prawie zawsze byli nieobecnymi.

Również ważną jest ta uwaga autora, że powodem słabnięcia Aten był stopniowy ubytek ludności, zastępowanie jej cudzoziemcami (gośćmi) zamieszkującymi w mieście, a dalekimi od cnót pierwotnych mieszkań­

ców Aten. Z okresu macedońskiego (Aleksandra W.) podnosimy szczególnićj ten fakt, że w nim rozpoczął się prąd kosmopolityzmu;

w ecya zyskała na świetności oręża; jedność, zachwiana poprzednio, ocaloną została, ale jedność szczepowa tylko, nie narodowa, czego dot­

kniemy raz jeszcze późnićj; rozpoczęły się wędrówki. Za Aleksandra W.

oyły to wędrówki wojenne; ale za jego następców, ja k dobitnie powiada P- Paparrigopulo „wychodztwo zamieniło na prawdziwy p rą d ludów od Zachodu ku Wschodowi. Dlowych osad, znanych nam z nazwy w Syryi, Egipcie, Azyi Mniejszój było dwieście, Seleucya zbudowana nad Tygry­

sem liczyć m iała do 600,000 mieszkańców. Strabo podaje ludność Aleksandry! na 800,000, a samych wolnych na 300,000. Miasta Azyi Eliższćj zachowały formy metropolii, miały swój senat, demos, archon- tów i t. p. Na jednym z napisów w Efezie czytamy: „Zgromadzenie narodowe i lud Efezów i innych Hellenów....” W Egipcie religia krajo­

wa sprzymierzyła się z grecką, Zeus z Serapisem, mity zlewały się z sobą.

Na historyi podbicia Grccyi przez Maccdonów a następnie przez Rzymian i początkach Chrzęściaństwa, chwilowo przerywamy nasze sprawozdanie z dzieła p. Paparrigopulo, albowiem w tym drugim okre­

sie czekają nas zupełnie nowe kształty ducha i postępu cywilizacyi Hel­

lenów.

Podciągając pod ideę grecką właśnie Grecyę pogańską, uważamy za właściwe obojrzćć się z tego stanowiska na trzy najrdzenniejsze puu- kta starożytnego hellenizmu, zapowiedziane poprzednio, z których je ­ nen dotyczy etnograficznego, drugi pojęciowego składu żywota greckie­

go, czyli inućmi słowy: doryzum i zewnętrznego pochodzenia filozofii gt'eckiej przed Sokratesem, trzeci—stanowiska Aleksandra W. w dzie­

jach cywilizacyi grcckićj.

D oryzm .

Na samym prawie początku dzieła p. Paparrrigopulo, jak już nadmieniono, spotykamy się z tak zwaną kwestyą dorycką. Że ta kwestya leży mu na sercu, widać to z samych rozmiarów, jakie jćj n a­

daje stosunkowo do całości. Albowiem w pierwszym ustępie, snującym rzecz od względnego początku, aż do czasów F ilipa i Aleksandra, a więc aż do prawdziwego przesilenia się właściwego hellenizmu, ob- HZci'|iy tra k ta t, wtargnięcie mniemanych Horaklidów t. j. Dorów, zdaje tu prawie punktem wierzchołkowym. Widocznie u autora wypadek t°n ma cechę nietylko szczegółu dziejowego, ale jednego z faktów zwią­

zanych z cywilizacyą. Rzeczywiście ma on tak ą doniosłość. Ale na- ' v?t i w samej ocenie faktu wtargnięcia Dorów od Północy czujemy pc-

W l C 1 1 akcent uderzający; autor kilkakrotnie wraca do kwestyi, pomimo

(15)

1 2 HELLENOAVIE.

że go postępowy bieg wypadków powinien był od niśj odwrócić. Ze wszystkich działów, w których pióro autora zdaje się tracić postawę spokoju objektywnego, a miejsca podobno często się zdarzają, to miej­

sce szczególnićj uderza. Dotkniemy więc tego przedmiotu, niesłycha­

nie ważnego ze względu na tok kultury pierwotnej Hellenów, jakkol­

wiek p. Paparrigopulo przyznaje mu tylko ujemną ważność. Z poglą­

dów autora na wspomniany fakt, czytelnicy łatwo domyślą się, dlaczego nań taki nacisk położył.

W X I wieku przed naszą erą, na półwyspie wszczęła się pewnego rodzaju wędrówka narodów. Podług podania, pierwszy bodziec dało jćj poruszenie się Tessalów, którzy, przybywszy z Epiru, wtargnęli do krainy, nazwanćj późniój Tessalią. Z pomiędzy plemion dotkniętych najściem Tessalów, dwa, a mianowicie: Beotowic i Dorowie, wyparci ze swojćj krainy, zwrócili się ku południowi i zajęli krainy, które od nich otrzym ały nazwę Dorydy i tieocyi. To wstrząśnienie zatamowało p ra ­ widłowy bieg kultury plemion greckich; tćm bardzićj skoro wkrótce Dorowie już sami wspólnie z Etolami postanowili podbić Peloponez i rzeczywiście wielką jego część zdobyli. Wówczas wiele ludów półwys­

pu opuściło ziemię rodzinną, zwracając się na Wschód, szczególnićj do Azyi Mniejszćj i na sąsiednie jćj wyspy. Po usunięciu się wielkićj licz­

by krajowców, pozostali, znękani nicustannćmi wstrząśnieniami i nowym porządkiem rzeczy, również zamyślili opuścić ogniska ojczysto. Jakoż w wieku V III i V II przed Chrystusem nastąpiło tłum ne wychodztwo w kierunku Północy, Zachodu i Południa. Powstał tedy szereg nowych osad w Italii południowćj, w Sycylii i innych wyspach, na wszystkich brzegach morza Śródziemnego, w Illiryi, Macedonii, Tracyi, na b rz e­

gach morza Czarnego, w Cyrenaice i Lebii.

Pomijamy dalszy wątek faktów, a zwracamy się do ich strony cy- wilizacyjnćj. Oceniając skutki wychodztwa Hellenów, autor zestawia jo z kolonizacyą, wychodzącą od państw nowożytnych; tu jest ona wy­

pływem nadm iaru, tam była złem koniecznćm, wymuszonćm. „Wędrów­

k a miejscowych plemion uniosła z sobą najżywotniejsze soki Helleniz­

mu. Grecya wtedy rozrastała się zewnątrz w Azyi Mniejszćj, przybie­

rając nazwę Hellady w Italii, jeszcze wspanialszą nazwę W ielkiej Gre­

cy i, w którćj miasto ICrotona było dwakroć większćm od Aten w naj­

świetniejszej ich epoce. Tak jedna jak i druga gasiła swoim blaskiem moralnym, m ateryalnym i politycznym, Peloponez i krainy ościenne z lądem stałym . Zgoła wtargnięcie Dorów spowodowało początek owćj postanniczćj działalności, ja k ą duch helleński zasnuwał najważ­

niejsze krainy starego lądu w ciągu stuleci. Ale zato m atka ojczyzna, ognisko, z którego rozchodziły się główne jego pulsa, wyzuto z ludności kraj owćj, wyzuto, ja k dosadnie mówi autor, z ciała, koniecznego wa­

runku wszclkićj działalności, ognisko to ujrzało się bczbronnćm w obec gospodarowania doryckiego. Jakićm było to gospodarowanie? jakie pierwiastki wnieść mógł doryzm w losy kultury greckićj? jakie dążenia popierał?" Oto są zapytania, których nasz autor, ja k nadmieniliśmy,

(16)

HELLENOW IE. 13 dotyka z niepokojem, z namiętnością,., zdradzającą wybitnie barwy szko-

*y; zapytania, na których najpoważniejsi badacze dziejów greckich roz­

chodzą się stanowczo z sobą i z autorem.

Głównie polemikę swoję autor wymierzył przeciwko Otfrydowi Miiiierowi, który tćż z najwyższą stanowczością domaga się od dziejów uznania wysokićj, jeśli nawet nie wyłącznćj zasługi Dorów w sprawie kultury helleńskićj. Dla unaocznienia, przedstawimy w krótkićm stre­

szczeniu pogląd p. Paparrigopulo: „Fakta, mówi on (str. 63), bynaj- miućj nie stwierdzają owćj ważnćj przewagi, jak ą silono się przypisać casie doryckićj. Jćj męzki charakter mógł wprawdzie wywrzćć wpływ

? a moralny i umysłowy bieg Hellenizmu, ale najpiękniejszego typu Hel- knnzmu ta rasa nie wytworzyła. Owszem, wmieszanie się Dorów w_ sprawy Grecyi zatrzym ało na kilka wieków postępy Hellenizmu, po­

większyło liczbę niewolników, rozczłonkowało naród, rozproszyło po krajach odległych najlepsze jego dzieci, uniemożebniło jego jedność po­

b o ż n ą i w krótkim czasie zwarzyło pierwszy kwiat jego cywilizacyi.”

W prawdzie, zdaniem autora, wędrówka i innych plemion przyłożyła S1ę niemnićj do zwichnięcia politycznego i społecznego narodowości

8 reckiej, ale pierwszą przyczyną zgubnych kolei było wtargnięcie Do- r°w. Gdyby krajowcy, zamiast rozsiedlania się zewnątrz, pozostali pyli w ognisku, tedy zdołaliby nietylko odeprzćć nacisk północy, ale

1 owładnąć nią, a wcielając Tessalią i Epir, utworzyć silne państwo je­

dnolite.

W tćm jednak streszczeniu kwestyi doryckićj (podaliśmy ją p ra ­ wie dosłownie) autor złagodził ton w porównaniu z tokiem tekstu po­

przedniego i owszem najskrawsze wywody przemilczał. Tam bowiem w obce Jończyków ruchliwych, postępowych, zakochanych w ustroju Wiecowym, w sztuce, stawia Dorów, jako plemię krańcowo-zachowawcze, 0 dzikiój moralności, zamknięte, zabraniające podróżowania; w obec Aten świetnych, ozdobionych arcydziełami rzeźby, życiom umysłowćm, wymową, dziejopisarstwem, stawia Spartę, k arn ą do okrucieństwa, po­

dejrzliwie zaglądającą w oczy cudzoziemcom, pożyczającą sobie pieśnia- zy od Atcńczyków, sztywną, żołnierską, zabijającą życie domowe

ognisko rodzinne, poddającą pod sznur rutyny wychowanie dziatek, Kastową!

Zdawałoby się, żo po takich rysach, stwierdzonych artykułam i PUwa, rehabilitacya Sparty jest niemożliwą, żo nawet „krew trzystu”

ysow tych zmyć nie jest w stanie.

, . Tymczasem Otfryd Müller podjął się rehabilitacyi, popiera zaś ją ( subtelną uczonością, tak stanowczo grupuje treść swoich wywodów, i,,, "^spokojniejszego nawet czciciela ducha attyckiogo poważnemi 1 Zc,imujc skrupułam i. Mamy tu, co się zowie, dwie prawdy, obok sie-

e dowiedzione, a wręcz sobie przeciwne!

Posłuchajmy, co to grecka kultura, u O. MUllcra, winna jest owym . 4-cczniczym doryjczykom, wrogom indywidualizmu obywatelskiego Politycznego, rutynistom, na których oprócz znamion poprzednio wy­

(17)

1

1 4 HELLENOWIE.

mienionych, ciąży jeszcze piętno spiskowania przeciwko wszech-helleniz- mowi poza plecami ogólnego sprzymierzenia się plemion greckich, po­

dawanie ręki wielkiemu królowi.

W szystkie sprężyny żywota Grecyi Müller odnosi do plemienia doryckiego. Dorowie, podług niego, stworzyli machinę państwową, Do­

rowie wprowadzili kult Apolina, upowszechnili go przez pochód Herakli- dów, związali z Olimpiami, to jest z narodowo-greckim kultem... oni wprowadzili Artemidę swoją, doryclcą, wcale różną od staro-pelopones- kiój bogini natury.

Co więcćj, O. Müller uwydatnia i sztukę dorycką, muzykę, ton do- rycki, komedyą, zawiązki tragedy i, achitekturę. Aby już z korzeniami wygładzić u ta rtą opinią o wyższości Ateńczyków, nasz archeolog nawet dowcip monopolizuje, na rzecz Dórow. Przysłowiową ucinkowość la- cedemońską podciąga pod wymowę. Zgoła i pod względem postępu w idei piękna, środek ciężkości posłannictwa Hellenów przenosi do Pelo­

ponezu. Müller w tym duchu streszcza się wybitnie:

'„Jeżeli, mówi on, istota sztuki na tćm polega, ażeby życie wewnę­

trzne ujawniło się w formach zmysłowo-dotykalnych w sposób odpowie­

dni i zaspokajający, tedy plemieniu doryckiemu w ogóle wiele zmysłu artystycznego przyznać musimy, gdyż jego kierunek wymierzonym jest więcćj ku przedstawieniu aniżeli ku działalności i tworzeniu, i jeżeli to wy­

rzec można o życiu helleńskićm (ku sprzeciwieństwu z duchom nowoży­

tnym) w ogóle, tedy o doryckićm plemieniu bardzićj, niż o każdem in- nćm. O doryzinio powiedzieć można rzeczywiście, że na cały żywot poglądał on, jako na sztukę, a w człowieku rozwiniętym, wykształco­

nym, widział dzieło sztuki więcćj, aniżeli w utworach z kamienia i kruszcu. Również pewną jest rzeczą, iż u doryjczyków to przedsta­

wienie zewnętrzne, jeżeli środki pozwalały, musiało mieć znamię pię­

kna. Piękno bowiem i to w wydatnem znaczeniu wzięte i w określo­

nych rysach przedstawione, w życiu doryckićm było pojęciem najwyż- szćj doniosłości: „dajcie nam dobro społem z pięknością” była to mo­

dlitwa Spartanina.

Tak to cudownie układa się wszystko pod piórem O. Milllora dla dowiedzenia, żc prawdziwą dźwignią cywilizacyi Hellenów byli Dorowie, jako plemię uosabiające siłę, ściśliwość, jednią, rytm polityczny i towa­

rzyski. Zastanawia nas jednak, że liczne a jaskraw e rysy w ustroju dorycko-spartańskim ■) nie zachwiały wiary potężnego badacza w jego system. Jeżeli S parta ma być kolumną pacierzową owej cywilizacyi, ja k ­ że przyjdzie pogodzić dziki, bo krwawy, porządek familii spartańskićj:

głodzenie, mrożenie, kaleczenie dzieci Sparty— z wyobrażeniem o prze­

wód niczącćin jćj stanowisku pod względem humanitarnym? Co powiedzieć o kryptyi, o popisach wytrwałości (karteria), współbiczowaniu się mło­

dzieńców, o turniejach na zęby, paznokcie, kończących się nieraz śmicr-

■) O ile to z esta w ie n ie (d u ry o k o -sp a rta ń sk i) m oże być atosow nóm , w yjaśnim y p óźn iej.

(18)

HELLENOWIE. 15 M w mękach, jak to stwierdza naoczny świadek, Plutarch? „Oto przy­

kład, mówi on (w życiu Likurga), pokazujący jak straszliwie te dzieci bały się, aby się ich kradzież nie wydała. Jedno z nich ukradło mło- (1.ego lisa i schowało go pod suknią... Otóż zniosło ono, bez krzyknię­

t a straszliwe męki; gdy zwierz zębami i szponami rozdarł mu brzuch, dziecię um arłol Nie je st tu nie do uwierzenia, jeśli brać miarę z dzi­

siejszych Spartan; nieraz ja widziałem takich, co umierali pod rózgami przed ołtarzem bogini.” Boginią, pod którćj powagą odbywały się po­

dobne egzamina dojrzałości, była właśnie owa Artemida; zaprawdę, czyż warto było podejmować tyle wysiłków erudycyi na to, aby przysądzić Borom zaszczyt, wprowadzania jćj kultu? Co zaś sądzić mamy o sztu­

ce, najwydatniej pokazuje ten fakt, że miasto Sparta, w najświetniejszej nawet dobie swojśj nie wyzuła się z charakteru wiejskiego.

Na to mamy świadectwo, już nie P lutarcha—którego pewni kryty­

cy nazywać zwykli rom ansistą—ale powagę pierwszego rzędu: Tucydy- desa, który w księdze pierwszćj wojny peloponeskićj nazywa miasto opartę, „ani zabudowaną, ani świątynie, lub gmachy wspaniałe posia- uojącą, lecz, dawnym obyczajem Grecyi, zabudowaną wioskowo.”

Jako uwieńczenie charakterystyki doryzmu posłużyć nam może

*ch polityka z hołotami. Mamy tu za sobą świadectwo Plutarcha, który Przecież z wielkićm uznaniem odzywa się o Likurgu; a wreszcie biorąc nawet w przepołowieniu to, co nam podaje o wewnętrznćj polityce

"party, otrzymujemy jeszcze dostateczną illustracyą owćj mniemanćj

“ dmanitarności doryckićj. Mamy przytem i świadectwo Tucydydesa.

■^Pomknęliśmy wyżćj o kryptyi, posłuchajmyż głosu Platarcha w tym Przedmiocie:

„Na czem zależała kryptya? Eforowie rozsyłali różnemi czasy nłodzieńców, których uznali za najzręczniejszych, po wioskach (hclo- nwio bowiem tam głównie mieszkali, zajmując się rolnictwem, którćm

°bywatel Sparty brzydził się z zasady konstytucyjnćj). Wysłańcy brali z sobą tylko żywność i sztylety. W dzień kryli się w rozproszeniu, wy­

sypiając się; w nocy zaś wybiegali na gościniec i zabijali helotów, któ- , zy się im nawinęli. Niekiedy nawet i w dzień przebiegali pola, zabi­

c i e najsilnićj zbudowanych helotów.”

Tak przedstawia kryptyą Plutarch '), powołując się nawet na sło- a Arystotelesa—jakkolwiek nieznane nam —oraz na znane miejsca z Tu- ydydesa. Ten znowu w swojćj history! wojny peloponeskićj a) opowiada

?iekawszćj jeszcze manipulacyi Spartańczyków. W ustawie spartań- Q p l helotom zapewnioną była droga do wyzwolenia się, jeśliby się dznaczyli szczególuiejszćm męztwem; wyzwoleńców takich nazywano e0<l<imodij. Pomijamy już tę okoliczność, że eforowie baczne mieli oko a wyzwoleńców, że ich wysyłali ja k najdalćj, osiedlali w koloniach P- Tucydydes podaje coś straszliwszego jeszcze: powiada on, że wy-

*) P lu tarch w L ik u rg u , 2 8 . 2) T u cy d y d es, P elopon . t. I V , 8 0 .

(19)

1 6 HELLENOW IE.

zwoleniu helotów towarzyszył uroczysty obrzęd: uwieńczano ich kw ia­

tam i i oprowadzano uroczyście po świątyniach, aby tam złożyli dzięk­

czynienia bogom za wyzwolenie swoje. Ale wkrótce potćm wszystkich wyzwoleńców wygubili, a było ich więcćj niż dwa tysiące, i nikt nic wie­

dział, jakim sposobem który z nich zginął.”

Zgoła natrętnie nasuwają się tysiączne skrupuły, podkopujące wia­

rę w m ajestat ducha spartańskiego —chyba przypuścimy że zaginęła dla nas jak aś tajemnicza modła, do mierzenia tego m ajestatu, czyli innemi słowy: przyznać musimy, że wielu cnót spartańskich nie jesteśmy w stanic zrozumieć. Rzeczywiście, je st coś w owym żywocie Sparty nieprzezroczystego dla um ysłu przywykłego śmiało spoglądać w oczy pięknćj, prawdziwie europejskiej kulturze A tuńczyków! Sama bohater- skość Spartańczyka, zimna krew Spartanki na widok syna um ierają­

cego, lub wieść o jego heroicznćj śmierci na polu bitwy, ma w sobie rys przechodzący skalę naszych instynktów. Są to prawdziwe Izy porządku doryc.lciego; tam czuje idea, boleje idea, wszystkie tętn a ludzkie, rodzi­

cielskie, braterskie, synowskie, prześlizgują się jedynie po powierzchni indywidualności ludzkićj; kochać, uicnawidzieć, zazdrościć na swoję rękę:

nicwolno. Powiadają, że Likurg podciągnął nawet uśmiech pod swoję że­

lazną organizacyą. Nic to nadzwyczajnego, że podobny ustrój wzbudził podziw w oczach reszty Grecyi, a dla Spartanów był źródłem dumy n a­

rodowej. Miał on bowiem pewien urok formalny, dla tego że wśród powszechnego ruchu tylu czynników Hellenizmu, stał nicporuszony aż do końca; wreście zużyła się treść, nicprzcnikliwość systemu Likurgowe- go, zamknięcie się jcdnćj warstwy w samćj sobie, zakończyć się musia­

ło fizycznćm wyczerpaniem się pierwiastku spartańskiego.

Po tych kilku zarysach dopatrzeć łatwo, dla czego au to r „Cywili- zacyi Helleńskiej” tak namiętnie dotyka kwestyi doryckićj. Inaczćj wcale rozumie on posłannictwo swojego plemienia: w oczach jego, isto- tową dźwignią społeczcńswa jest wiekuiste, niezaprzeczone prawo osobo­

wości ludzkićj; a mieć podobny pogląd, znaczyło w języku etnograficznym, być Ateńezykiem . Kto chciałby odszukać klucza tego poglądu, niech przeczyta mowę żałobną Perykiesa w opisie wojny pcloponeskićj (w Tu- cydydesic), a obok nićj: przemówienie króla lacedcinońskicgo, Archida- ina do sprzymierzonych, przed wojną ').

Pozostaje nam jeszcze możliwe wytłómaczcnic: jak ie to pobudki towarzyszyć mogły arcypoważncmu autorowi dzieła Dorowie w odszu­

kiwaniu głównych pierwiastków kultury grcckićj u szczepu surowego, przybyłego z wnętrza ludów niehistorycznych, ludów, które łączyły się niegdyś z siłami Kserksesa, ofiarowały mu ziemię i wodę, uświęcały szlaki, którcmi przychodził i przez długie wieki nie zasiewały ich zbo­

żem? Co podniecać mogło O. Mfiliera w tćj Nicbuhrowskićj pracy dokonania wyłomu w uwiecznionych pojęciach o wyższości Jonów? Jeśli

') T u c y d y d ee, W o jn a p c lo p o n esk a , k sięg a I I , str . 1 0 , 1 1 — i?

(20)

HELLENOWIE. 17

f1 1 6 wytłómaczenic, tedy przynajmniej wyjaśnienie w tym względzie da­

je nam dział jego wiekopomnego pisma, p. n. „Państwo Dorów” ').

Przystępując do postawienia idei państwa doryckiego, O. Müller zdaje się niby zapowiadać poglądy zgoła niezależne, wolne od pozorów Wszelkiej subjektywności, a tćm bardzićj od jakićjś ulubionój teoryi Państwowćj. Czy takie stanowisko jest możliwćm, szczególniój w hi- Rtoryo-zoficznćm prowadzeniu dziejów? wątpimy. Czy jest pożądanćm?

1 na to zapytanie trudno odpowiedzieć. W każdym razie i sprężynom Psychologicznym, to jest naturze ludzkićj trudno tu odmówić pewnego współdziałania i niezaprzeczoną jest rzeczą, że widok strojnego u k ła­

dania się faktów pod pewne linie i ramy nie może nie sprawiać rosko- Szy badaczowi; zamiłowanie odkrytćj przez siebie normy tak szczęśli­

wie, iż żadna z dat znanych i przejrzanych nieodczwie mu się dźwię­

kiem dysharmonicznych, jest naturalnóm, a więc i potępiać go nie m a- lny p raw a.. Ale to nas zastanawia, że właśnie ci dziejopisarze, którzy Kłoszą zasadę objektywnego prowadzenia dziejów a rzucają klątwę na Wszelką doktryneryą, najmnićj tą zasadą kierowali się sami. W tym Przedmiocie zwracamy uwagę czytelnika pomiędzy innemi na wydaną Przed pół-wiekiem w Warszawie „Historyą Rzymską” 2), dzieło wielkićj uczoności filologicznej i dziejopisarskićj (autor był tu profesorem uni­

wersytetu). Uczony profesor zauważał, że do rzędu wyobrażeń, które wpłynęły na społeczność nowożytną i w wysokim stopniu przyłożyły się do wytworzenia owoczesnćj sytuacyi, zaliczyć należy i wyobrażenia (fał- Szywe) o Grekach i Rzymianach. Dodaje on wszakże, iż o zgubne wy­

z ł o ś c i nie mogą być obwinianymi bohaterowie filologii zeszłych wie­

ków, gdyż ci pisali jedynie dla uczonych i nie myśleli byriajmnićj stu­

dy om swoim nadawać zwrotu praktycznego (studya te bowiem już z na-

"dry swojćj winny były ograniczać się w sferze nauki). C ałą winę sk ła ­ da autor na mierności, na prolctaryat posługujący filozofizmowi” i t. p.

Któżby po takićin zagajeniu nie powiedział sobie z otuchą: „ach!

raz przecież doczekaliśmy się głosu sine j u r a ct studio.” Tymczasem

“ a samym prawie wstępie wymyka się profesorowi słówko, niezbyt

°oiccującc bezstronność: zapowiada on bowiem, że ta część naszych studyów potrzebuje być z gruntu przerobioną, przelaną (a besoin d’etre

%tiórement refoudue). Jakoż rzeczywiście nasz dostojny filolog p rze- w zupełnie inną formę i fakta i cało ich grupy; nasz flegma- v k pryska ukropem na współczesnych sobie dostojników nauki, nazy­

wa ich panami N. albo W. Z powodu odkrycia w Liwiuszu śladów Pieśni - odkrycia najtrafniejszego w świccie—z powodu odkrycia symbo- u w pierwotnych dziejach Rzymu i tym podobnych płodów krytycyzmu, ddtor odzywa się z godną pożałowania trywialnością: „Podług opinii Pana N. a raczćj opinii filologów berlińskich, z którym i pan N. raczył

') Geschichten H ellenischer Stäm m e un d S tä d te , t. I I , k sięga I I I , (w y n*° r. 1 8 4 4 ) .

2) I lis to ir e R om ain e, par A . E . do Z in s c r lin g . V arsovio, 1 8 2 4 .

Tom IV . P aźd ziern ik 1878. 3

(21)

18 HELLENOWIE.

się naradzać, tatienscs ma oznaczać: stan średni— risum U ncatis’."1 ').

„Jest to ostatni szczebel szaleństwa, kiedy Mr. N. porównywa ten poe­

m at (Historyą Tarkw iniusza Starego), istniejący jedynie w.jego głowie, z Nibelungami, ow% potworną produkcyą (!), którą pewne mózgi nie­

mieckie umyśliły sobie stawić na równi z poezyami Hom era” i t. p.

Co właściwie profesor uważał za symptom szaleństwa u dziejo­

pisarza, tego stanowczo nie wiemy, ale gorszy nas mocno, iż profesor Zinserling tak wielką wagę przywięzujc do świadectw Dyonizyusza, g a ­ zeciarza. Godziłoż się człowiekowi głoszącemu dogmat bezstronności historycznćj, zniżać się do lekceważenia ludzi tćj potęgi, jak Mr. N., lekceważenia, przewyższającego to wszystko, co mógł kiedykolwiek w y- powiedzićć nawet patryarcha pesymistów niemieckich przeciw filozofii profesorów? Któż bowiem był ów Jmć P an N.? był to Niebuhr, do któ ­ rego tak się ma autor „dzieła Uistoire Romaine" jak właśnie owe m ier­

ności do Gronowiuszów i Manucyuszów, o których sam wspomina.

Oprócz przymiotów mocarza nauki, Niebuhr m iał jeszcze przymiot p ro ­ fesora gorąco zamiłowanego w przedmiocie i w słuchaj ącćj go m ło­

dzieży.

P irrus mówił do swych żołnierzy: „wy jesteście mojemi skrzydła­

mi,” skrzydłami dla Niebuhra byli jego młodzi słuchacze; kochał ich, miewał odczyty bezpłatne 3). Czy tćż i nasz k ry ty k uważał słucha­

czów za swoje skrzydła?... niech odpowiedzą ci z żyjących jeszcze, któ­

rzy byli jego słuchaczami.

„Niebubr znał starożytność lepiój, aniżeli sam a starożytność”

(Michelet w Historyi rzym skiój).

O duchu pism Ott. Müllern nie ważymy się powiedzićć nic podo­

bnego, ja k o pismach profesora Zinserlinga. B ył to um ysł tćj samćj wielkości co i Niebuhr; jednomyślnie tćż nazwano go Nicbuhrem dzie­

jów greckich. Podobnie, ja k dla Niebuhra, nauka była dla niego wszechświatem, a hypoteza dorycka Koranem; rozmiłował się w syste­

mie dlatego, że w nim jedynie widział swoję praw dę historyczną.

Przedstawiamy podstawę jego pojęć o państwie Dorów:

„Mówiąc o państwie doryckićm, są słowa

O. Mullera,

prze- dewszystkićm usunąć winniśmy z przed oczu pojęcia nowożytno o po­

chodzeniu, istocie i celu państwa, podług których,' państwo, mówiąc ję­

zykiem nnjwiększćj liczby nowożytnych, ma być zakładem zabezpie­

czenia bytu i praw zawartych w nićm jednostek. Co do starożytnych, to zbliżymy się do ich poglądu wtedy, jeżeli poprzestaniemy na uważa­

niu państwa za jedność uznaną w przeświadczeniu indywiduów i wypo­

wiedzianą w czynach ściągających się do całości. Taka jedność, w du­

chu starożytnych rozumiana, nic mogła wypłynąć z źadnćj innćj, ja k tylko z jedności danćj przez naturę, a więc, z jedności ludu, albo plc-

:) Joatto p rofesor W uolism utli, an tagon ista N ieb u h ra.

z) H is t, llo m ., tom I , str. 2 8 .

3) A . do Grolbory w życiu N iebuhra: 1 8 8 4 .

(22)

HELLENOWIE. 1 9 Mienia, albo jakiegośkolwiek ich członka jeszcze mniejszego, jakkol- Wlek pod kształtowaniem się dziej o wem dwa te wyrażenia: ludy i pań­

stwa, z czasem rozejść się mogą od siebie. Im mocniejszą jest owa

?Pojność, tćmbardzićj jednolitą jest praca, tćm rdzenniejszćm jest po- Jęcie państwa. Co jeżeli u Greków w ogóle stoi wybitniój, aniżeli u no­

wożytnych, tedy nigdzie tak wybitnie jak u Dorów, których pogląd jMrodowy na byt państwa najraźnićj wypowiedział się w ustroju Spar-

•yj. Tu jedność nadaje znamiona wielości w sposób najprzenikliwszy;

1 dlatego w Sparcie żywot we wszystkich kołach swoich jest publicz- nym, pospólnyrn. Szczytna swoboda Lacedemończyka jako Greka, nie oznaczała nic innego, jedno to, że się jest żywym członkiem całości;

Sdy tymczasem u nowożytnych w istocie swobody tkwi zasada naj­

mniejszego o ile można, uwzględnienia idei powszechnój; albo innemi sł°wy, zasada rozdziergiwania państwa, o ile to jest w mocy oddzicl- nych jego członków. Otóż Doryjczyk w państwie szukał ład u (kosmos), szukał jedni w mnogości.”

Otfr. Müller, jako tekst stwierdzający jego pogląd, wskazuje wy- razy króla Archidama, który tak streszcza ideę swojego plemienia: „naj- Piękniejszćm i najbczpiecznicjszćm jest właśnie to, że (u nas Spartan) Mnogość przedstawia się jako usługująca ładowi (kosmos) ').” Dlatego, Powiada autor, Spartanic tak wysoko wielbią Likurga, że u nich urzą- .ził kosmos; dlatego jego syna nazwali Eukosmos; dlatego na Kro- Mc najwyższy urzędnik nazywał się: kosmos, a u Lokrów—epizefirów:

1(osmopolis.”

„ Otóż w powyższćm rozumowaniu czytelnik ma klucz do poglądu Müllera na stanowisko Dorów w żywocie helleńskim. Daje się ono formułować w ton najprostszy sylogizm:

Duszą ustroju politycznego w starożytności, a przcdcwszystkióm w Grecyi jest to jednia; ku idei państwa, jako ku ognisku swojemu zmie- , aJą—i to samowiednio—wszystkie składające jo indywidua; pojęcie je- Oości politycznćj, w najwyższćm natężeniu, spostrzegamy u Dorów, a Przcdcwszystkióm w Sparcie, przed kuj ącćj Dorom; a więc istotną Przedstawicielką typu helleńskiego jest Sparta. Takiego wniosku do- Myślać się powinien czytelnik i mićć go nieustannie przed oczyma, Przebiegając obszerne dzieło O. Mullera. Autor bynajmniej nic wystę- Phje tu w roli dzicjopisarza-pedagoga, nic zaprasza pod sztandar jak ie­

j ś dogmatu, jak pisarz wspomniany wyżój; jest on tylko spokojnym Prawozdawcą ducha, ja k i zdawało mu się, że pochwycił w toku dzie- J°w Grecyi.

, . Przeciw formalnćj budowie nic tu zarzucić niepodobna, ale pozo- aJe otwarte pole do rozbioru samych matoryałów:

, Otóż niewytrzymuje krytyki środkowe ogniwo rozumowania au- ora, a mianowicie, jakoby S parta m iała wyrażać prawdziwego ducha Sad doryckich, uczuć i dążności; aby jćj praw a uważano być miały

0 T u o y d . l ’olop. t. I I , sir . 1 1 .

(23)

2 0 HELLENOWIE.

za instytucyc doryckie. Na to ogniwo uderzył Groto ') w dziale O p ra ­ wach L ikurga. Groto uważa zdanie Mullera za samowolne, za fałszy­

we. W nadzwyczaj opracowanym dziale tym dowodzi on przekonywa­

jąco, żc instytucyc Sparty nie były doryckiemi, lecz jćj w ła m a n i; że tak dobrze różnią się od korynckich, ja k np. od ateńskich, lub tebań- skich; żc jakkolwiek K reta w urządzeniach swoich przedstawia wielkie podobieństwo do Sparty, to jednak nićma na to dowodów, aby K reta winną je była Dorom.

Streszczając tedy k westy ę, którą p. Paparrigopulo ta k silnie za­

akcentował, sądzimy, żc ona zamknąć się daje bez naciągania w na­

stępujący sposób: ani Jonom (Ateńczykom) ani Spartańczykom (to jest Dorom, ale tylko względnie) wyłącznego przedstawicielstwa idei helleń- skićj przypisywać nie można; że raczćj jednych i drugich uważać nale­

ży za dwa przeciwległe czynniki, które wytwarzały harmonią żywota i cywilizacyi: że nakoniec uznać winniśmy pewien dany przedhistorycz­

nie agregat, helleński, pierwotny dla nas, nieprzejrzysty, a pod nim domyślać się tła, prawdopodobnie: pclazgijskiego. O ile zaś postawio- nćm będzie zapytanie, które z tych plemion przedstaw ia się wspania- lćj, ponętnićj w ogólnćj perspektywie, zawsze oko widza nic na Spareie, nie na Dorach, lecz na Atenach zatrzymać się musi.

Źródła zewnętrzne filozofii g reckiej przecl Sokratesem.

Pomimo wysokiego wyobrażenia o płodności ducha greckiego, trudno oprzćć się potędze pewnych faktów, które w wysokim stopniu osłabiają wiarę w oryginalność filozofii greckićj przed Sokratesem. Wi­

doczne jednak ślady wpływu to wschodnićj, to egipskićj myśli w u k ła ­ dach kosmogonii szczcgólnićj późniejszych filozofów natury, bynajmnićj nie podkopują ich zasługi w dziejach filozofii. Owszem zasady Ana- ksagora, Ileraklita, Empedoklesa tćm samćm, że mogły zapożyczyć punkta wyjścia na Wschodzie, lub Południu, pokazują, że Grecya, jak w ogóle w postępie społecznym, tak i w filozofii, nie było to morze zam knięte; owszem, że już w V wieku d ała hasło do pracy międzyna­

rodowej w obdzielaniu się systemami. I takie zjednoczenie w wysokim stopniu ułatwić mogło i spotęgować Arystotelesowi owę wielką kojarz- nią, jakićj dokonał, nie będąc wszakże lekkomyślnym zlepiaczem po­

przednich teoryi.

Na żadnym z filozofów natury przed Sokratesem, ta k wybitnićj uchwycić się nie dają znamiona pochodzenia z zewnątrz, ja k naEmpodoklo- sic. Dziwić się przychodzi, że pomimo wielostronnego wyświetlenia, jakiego się doczekała wiedza Wschodu, są jeszcze i to arcypoważni dziejopisa­

rze, którzy podziś dzień pozwalają sobie filozofią Wschodu nazywać

„tak zwaną” podziś dzień; a więc: pomimo wymownych ostrzeżeń jakie im daje nowa uczelnia pesymistów; pomimo żc Schopenhauer ukazuje

i) G roto, G recya , tom I , etr. 4 5 0 .

Cytaty

Powiązane dokumenty

nawiamy: iż jeżeli kto takowym po śmierci ojca krzywdę wyrządził, one doszedłszy do lat sądownie przeciwko niemu wystąpić mogą, a zadawnicnie nie może im

Pani starościna oczy miała pil- zwrócone na zwierciadło, a własne jćj ręce pracowały nad mala- na JfJ5 którćj nie była kontenta, bo się rzucała i

— Witani kochanego pana — zwröcil si§ zyczliwie do Marcina, ktörego lubil pomimo wszystkiego, pomimo najwi§kszej sprzecznosci przekonafi, pomimo dwu dysput, tak

przedmiotem więc mojego dotychczasowego zajęcia była tylko sama ozdoba wewnętrzna. wszystkie filary znajdowały się mniej lab więećj w podobnymże. stanie jak obalony,

Gdy później zapytywano go, dlaczego nie myśli już o po ­ wrocie do Francyi, zwykł był odpowiadać: _,,Próbowałem dwa razy to uczynić i zachorowawszy, o mało

Przywiodę tu jeszcze błędy i sprzeczności w pisowni Dra. Cegielskiego: raz tylko w jego rozprawie znajdujemy ztąd, a we wszystkich innych miejscach pisze stąd zgodnie

Początkowo, przy zakładaniu dróg żelaznych trzymano się bardzo uzasadnionego prawidła, aby spadki nie przechodziły 3 a najwyżej 5 millimetrów na jeden metr, ale

szać jego czarne myśli. W yobraźnię miał jeszcze pełną jej obecności, blasku jej spojrzenia, jej głosu. Nie mógł już pragnąć nieistnieć, bo umarli nie widzą,