• Nie Znaleziono Wyników

Biblioteka Warszawska, 1859, T. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Biblioteka Warszawska, 1859, T. 4"

Copied!
823
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

BIBLIOTEKA

WARSZAWSK A.

P I S M O P O Ś W I Ę C O N E

NAUKOM, SZTUKOM I PRZEMYSŁOWI.

1859 .

Toin czwarty.

N O W E J S E R Y I T O M VIII.

>

WARS

n

W DltUKAKNt GAZlg r Y ^ O D Z IE N NKJ, ' V r t y u l i c y D u n i 1 o w i c z o w a k Lć j Nr. G19.

(3)

BIBLIOTEKA

WARSZAWSKA.

P I S M O P O Ś W I E C O N E

NAUKOM, SZTUKOM I PRZEMYSŁOWI.

1859 .

Toin czwarty.

N O W E J S E R Y I T O M VIII.

>

JES

WARSZAWA. X - 1

fi . X

W DRUKARNI GAglfr Y CODZIENNEJ, ' J , „

t

p r z y u l i c y D u 11 i ł o w i c z o w s k Ló j Ni-. 019.

(4)

W o ln o d ru k ow ać, z w arunkiem złożen ia w K om itecie C enzury, po w yd ru kow an iu, praw em p rzep isan ej lic z b y egzem p la rzy .

W arszaw a, dnia 18/ S0 września 1 8 5 9 r.

C en zo r, j i a d c a k o l l e g i a l n y

StBnislawelti,

^ 30,000,-

(5)

BEZIM IENNEGO K S IĘ D Z A F R A N C U Z K IE G O DO P O L S K I ZA K R Ó L A J A N A SOB IESKIEG O .

P R Z Ę Z

Julia na Bartoszewicza.

W

P aryżu wychodzić zaczęła ciekawa publikacya po d tytułem : Bibliotheque russe et polonaise\ w yszło ju ż sześć tom ików , t. j. n a s tęp n e dziełka:

1. A ugustin baron de M ayerberg, Relation d \ i n vo- yage en Moscovie. ‘2 vol. form at elsewirski.

2. Relation (P u n Voyage en Pologne sous le regne de Jean Sobieski, fa i t dans les annóes 1688 et 1689. P aris libraire A . Frank 67 R ue Richelieu 1858 stron. 146.

3. Relation curieuse de Pćstat de la Russie sous le T zar Alexis par u n A uteur Anglois qui a dtś n e u f ans a, la cour

du Tzar.

4. Le Thódtre de la Moscovie p a r le p. Śoussingault.

5. Le Jo u rn a l du Feldm archal Cherćmćtef.

6 . La Rdvolle des Slrelitz decrile par Korb.

Znam y dotąd drugie dzieło: P o d ró ż w Polsce i c h c e ­ my tutaj o jego treści cokolwiek powiedzićć. P rzed kilką łaty zrobiliśmy w yciąg z p o d ró ży Regnarda, sławnego p o e ­ ty francuzkicgo, dla Księgi Świata. R egnard także odw ie­

dzał nas za Sobieskiego. Zrobimy wyciągi i z tćj ksią­

żeczki nieznajomego autora. Był księdzem, bo to widać

Tom IV. P e łd sle ru lk 1555. ^

(6)

z tekstu, był znaczną ja k ąś figurą, bo wszędzie po drodze do Polski w stępow ał do wielkich na świecie, znali go oboje królestw o Sobiescy i cieszyli się z jego przyjazdu.

Opowiada, źe je c h a ł do Polski za własnemi sprawami, ale p rędzćj z wizytą, bo spodziew ano się go, a szczegółów w sprawie swój, co go niby przywiodło do Polski, nie p o ­ daje żadnych. W ydaw cy jednak nie wiedzą, ktoby to był i pom im o starań i poszukiwań, nie m ogą zgadnąć, komuś- my winni ten opis Polski. Opis to nieszczególny, widać au to r pisał dla pewnćj osoby i uproszony, żeby pisał.

O sobą tą był jak się dowiadujemy z dedykacyi „M onsieur 1’abbd de la Chambre de 1’academie franęoise et cure de B arthelem y.66 Co widział, spisał dopiero za pow rotem ; ztąd więcćj jeszcze w książce je g o błędów; nie ma u p r z e ­ dzenia dla Polski, ale mu się nie podobała; gani naszą nie­

czystość, brud i t. d. W ogóle opisy jego są niezbyt zaj­

mujące, lubo ciekawe są obrazki rodziny królewskićj.

Rękopism jego podróży, oryginał, chowa się w bi­

bliotece mazarynskićj. A utor nazywał się 1’abbć F. de P.

Nasz podróżny w yjechał z Paryża 13 lip ca 1688 r.

D ro g a mu wypadła na Meaux, C hateautbierry, Montmirail, Chalons sur Marne, V itry le F ranęois, St. Disier, i Ligny, gdzie odwiedził księżnę luksem burską. Dalej jechał na Barie Duc, .Joul, Nancy, gdzie musiał aż rozkaz k ró lew ­ ski pokazywać, dlatego żeby mu bram y otwarto: tak było późno. Straże przeprow adziły go następnie przy p o cho­

dniach do gubernatora, k tóry się wysadzał na g rz e c z n o ­ ści; przez Lunevil i S trasb u rg stanął w Alzacyi. W S tra­

sburgu ustąpionym F rancy i jeszcze w r. 1(148 w M un­

ster, dopićro od lat w tedy siedmiu panował Ludwik XIV.

Dzień cały p o d ró żn y strawił w stolicy Alzacyi a nie był jed n ak u gubernatora p, Chamilly, który mu wielkie wy­

rządzał honory; przez Brysgowią, W irtem bergią, Szwabią sta n ą ł w Stutgardzie; z Ulmu zboczył do T u rk em o 16 do 17 mil umyślnie, żeby nawiedzić księcia Maksymiliana B aw arskiego, stryja elektora i zmnrłój Dclfinowćj. J e c h a ł sam z dworzaninem. O hudwu ich księżna Maksymilianowa p rzyw itała z rad o ścią jako Francuzka, siostra kardynała de Bouillon. Pobożna, jak mąż, zbudowała w T u rk em kościół K apucynów , a dw ór jćj był zupełnie podobny do klaszto-

(7)

n i. Pow róciw szy do Ulmu, podróżny puścił się dalej D unajem . D o W iednia cztery dni je c h a ł na R atysbonę, gdzie stanął u rezydenta francuzkiego, który również znał się na grzecznościach. W iedeń wydał się podróżnem u tak wielkim jak Lyon, a ludnym, ożywionym jak Paryż.

J e s t kilka ciekaw ych szczegółów w jego opisie Wiednia, k tó ry c h tu nie miejsce przytaczać. O cesarzivLeopoldzie tylko i jego żonie wspomnimy cokolwiek. Cesarz je s t mały, ma twarz długą i białą, piękna.bardzo u góry, b rzyd­

sza u dołu, w argi w ydatne zwłaszcza dolna, włosy czarne i dosyć długie, lubi bardzo polowanie i m uzykę oraz s ta ­ ranie około rządu. P an to pobożny, uczciwy, grzeczny

i ro ztropny. Z ona jego, a miał już wtedy trzecią, Mary a Magdalena, wysoka była ale nie piękna, Francuzów nie n a­

widziła i rada ich zawsze krytykow ała. Ztąd wielkie damy austryackie dwa, trzy razy do ro k u tylko nawiedzały ce- sarzowę i to zawsze w ubiorach pospolitych (certains habits de grisettes), bo jeżeli się która kiedykolwiek ubierze w drogie m aterye, zaraz cesarzow a zła, zakazuje wszelkich strojów . Sama zaś nosiła się bardzo prosto i chodziła zawsze z różańc em w ręku. Cesarz z żoną dwa razy do ro k u jadał publicznie. Tow arzystw o oboje mieli tylko wyłącznie z Jezuitów , z którem i grywali 3# sza­

chy, w tryk traka i t. d. N astępca tronu, król w ęgierski miał wtedy lat 12. Mieszkało w Wiedniu wiele n a ro d o ­ wości, F ra n c u z ó w stosunkow o mniej, ale żydów wielu tu było potężnych.

P rzez Berno, Opawę i Racibórz je c h a ł dalćj nasz p o ­ dróżny. W Raciborzu zaproszony przez dziedzica do zamku, skłócił się z nim u stołu, gdy N iem iec wymyślał wiele na F rancuzów i groził, żc S tra s b u rg w przyszłój wojnie stracić muszą. Nie wymienia podróżny nazwi­

ska tego pana, dlatego że miał krew niaczkę u dworu, p e ­ w ną księżnę wysoko tam położoną; dodaje tylko, ze żona pana owego na Raciborzu, była je d n ą z najpiękniejszych kobiet niemieckich. Z Opola stan ął w Lublińcu, zaraz z obiadu raciborskiego wsiadłszy do pojazdu. T u była

granica polska.

Od L ublińca aż do W arszawy nie spotkał ani j e d n e ­ go miasta, któ reb y warto było w spom nieć. Wszędzie

(8)

u bóstw o, b ru d y , nieokrzesanie ,,apanage a n n exi a la

■nation des Polacres.u O sześć mil od W arszaw y s potka­

ła go burza, jakićj nigdy nie widział jeszcze w życiu: g rad padał kulami wielkiemi jak jaja, burza wyrywała wierzby z korzeniami grube na trzech ludzi; drzew ty c h ze dwa tysiące widział potem po drodze podróżny; burza obaliła przeszło trze cią część lasu jodłow ego, domy rozdarła, zboże ze szpichlerzów na wiatr porozrzucała. W W arsza­

wie przeszło 30 domów na przedm ieściu, przez k tó re wjeżdżał, zostało bez dachu: krokwie połamane, belki po ­ rozrzucane. Zdarzyło się to dnia 13 lipca 1688 r. o czw ar­

tej godzinie z południa.

P odróżny nasz przyjechał do W arszawy tegoż dnia około ósmćj wieczorem i chwali sobie, że jeszcze było widno; we F ra n c y i nie ma tak długich dni: królowa w y­

jeżdżała właśnie do Willanowa, gdyż rzadko kiedy n oco­

wała w stolicy; w wilie wielkich chyba uroczystości ba­

wiła dzień i noc u S akram entck. J e d e n z urzędników tćj pani, koniuszy „ C ro u g o u le sk y “ poznał naszego księ­

dza i pozdrow iw szy go pobiegł n ap rzó d do królowćj d o ­ nieść jćj o Ićm; pow rócił zaraz ale już z rozkazem, żeby księdzu wskazał mieszkanie. Źle m ów ił po francuz ku koniuszy ale sztukow ał łaciną. Podejm ow ał podróżnego i oświadczył, że królowa niecierpliwie go żąda widzieć:

jakoż nazajutrz rano zawiózł pożąd a n eg o jak widać g o ­ ścia do Willanowa. P o drodze jeszcze raz spotkała ich b u rza tak wielka z wiatrem i gradem, że zatrzymać się m u ­ sieli w czystćm polu i czekać z obawy, by z p o w o zem i sześciąkońm i nie przew rócić się.

G ość p rz y w ita ł królow ą w kaplicy, gdzie była na mszy. Marya Kazimiera cieszyła się bardzo z jego p rzy ­ bycia. Król dopiero nad wieczorem p o w rócił z polowa-

• nia, rozpytyw ał się bardzo grzecznie o now iny dw oru francuzkiego, o L udw ika X IV i t. d. Miesiąc cały bawił w Willanowie nasz gość.

Willanów w ydał się księdzu W ersalem króla p o lskie­

go, cackiem powabnćm; komnaty w pałacu piękne bardzo i s p rz ę t w nich wspaniały. Moc klejnotów, k tó re król dostał, w ew nątrz figury z gipsu i marm uru, z płaskorzeź­

bami zew nątrz zdobią to królew skie mieszkanie. Gmach nie ma piętra; gdyby je miał, byłby osobliwością w Polsce.

(9)

W yłącznie król z r o d z in ą tylko mieści się w ty c h p o k o ­ jach. O gród za to co do ozdób i wielkości pom ierny, p o ­ większę] części ma tarasy i wody, nie ma zaś cienia.

Z dw óch stron gmachu na wielkim tarasie ciągną się dwa małe pawilony w kształcie latarni, całe bardzo pięknie sadzone kamykami i muszlami; tutaj król się ubiera latem i w szystko widzi, co się dzieje w ogrodzie, sarn niepo- strzeżony. Wielką niedogodność tego ogrodu stanow ią kom a ry i muchy, któ ry ch latem niezmiernie wiele. Za to dosyć pię k n y ch drzew ow ocowych, rzecz rzadka w P o l­

sce dla ostrości klimatu. Widział też gość przysw ojone wilki, które chodziły z psami myśl i we mi po dziedzińcu pałacow ym i których król używ ał także na polowaniu; g o ­ dziły się chętnie z psami, ale im zawsze chciały przew o­

dzić. Widział gość nasz niedźwiedzie oswojone tak da­

lece, że 12-letnie dziecko mogło je prowadzić; pełno je st dzikich po lasach polskich, ale uciekają s postrzegłszy człowieka.

W Willanowie było 30 domów, źle zbudow anych.

Kościół, k tó r y król przed kilką laty zbudow ał, dosyć ubo­

gi, a pleban miał z niego dochodu około 200 liwrów.

Z W illanowa królestwo pojechało na Kuś Czerw oną;

au to r mówi błędnic; dans la Russie noire. W yjechał i nasz gość z niemi i bawił z królestw em na Rusi całe lato aż do Wszystkich Świętych.

O to kierunek drogi, jaki wybrali. W yjechaw szy o pićrwszćj z południa z Willanowa, na noc stanęli w G ó­

rze; jest to rodzaj miasta, une espece de ville, ta k się gość wyraża, bo je s t tam plac obszerny dosyć, zapełniony lu d ź ­ mi i domami, a nie zamknięty. Założycielem G óry nie był, ja k powiada F ran cu z, biskup kijowski ale poznański W ierzbow ski i u m arł nie przed siedmią ośmią laty, ale przed dwoma, w ro k u 1687, nie dokończyw szy fundacyi:

■przed śm iercią podarow ał G órę królewiczowi Jakóbow i.

Zam ek tu piękny, wielki i dobrze zbudow any i ładny dzie­

dziniec; wszystko stoi na urw isku skały p o nad Wisłą.

Miasto dlatego piękne, że m a szerokie ulice. W jego obwodzie widać przeszło 20 kaplic ze stacyam i męki P a ń ­ skiej, płaskorzeźby wszędzie malow ane i złocone, wiel­

kości ludzkićj, kaplice p o k ry te kopułam i. G d y b y to mi a­

(10)

sto było m u ro w a n e , wielkość jego wynosiłaby ze dwie mile francuzkie; z jednej do drugiej kaplicy trzeba iść trzy kw adranse. Biskup w ystawił tutaj piękną bardzo parafią i przeszło sześć w spaniałych męzkich i żeńskich klasztorów. Zabłocić się tutaj na piasku nie można. Za­

mek, że wysoko zbyt stoi, nic ma ogrodu. Z jednej s tr o ­ ny dotyka Wisły, z drugiej miasta.

Z Góry podróżni przenoszą się nagle do Żółkwi. K ról odziedziczył to miasto po matce; kościół tu wspaniały, jeden z najpiękniejszych na Rusi z ozdób swych i z b u d o ­ wy. W chórze F ra n c u z widział dwa ogrom ne obrazy, w ystaw iające zwycięztwo króla nad bisurmanami, gdy był jeszcze tylko hetm anem . Rodzice królew scy tutaj s p o ­

czywali w grobach m arm urow ych, czarnym i białym, w spaniałych bardzo, z ozdobami bronzow em i i złocone- mi. Wiele innych ciał zm arłych osób z rodziny ma t u ­ taj spoczynek, o czćm zaświadczają stosow ne napisy; ka­

nonicy obsługują w kościele. Zam ek bardzo piękny i wielki z kam ienia i z cegły: z czterech rogów są cztery k o p u ły na sposób turecki pokryte blachą złoconą, na nich chorągiew ki z herbam i królewskiemu O gród za mały do pałacu ale dosyć piękny, rzeczułka pod nim p rzep ły w a ale go nie wiele zdobi; są kąpiele na niej w środku ogrodu w osobnych pawilonach całkiem szklan- nych: idzie się do nich po wielkim moście drew nianym , k tó re g o sarn środek, gdzie zbudow ane łazienki, je st w kształcie p ół księżyca. U stóp ogrodu wznosi się gó­

r a dosyć spadzista, na którćj wierzchołku znajduje się wieża o trzech piętrach; z niej widok prześliczny na ca­

łą okolicę. W Żółkwi król zwykle odbywa ró żn e kon- ferencye, na k tó ry c h często znajduje się m arkiz de Be- thune je g o szw agier, przyczem jedzą dobrze ale piją le­

piej. Miasto sarno ja k na Polskę wielkie. K ról zbudo­

wał drogę do Żółkwi, żeby można było po niej powozem przejechać. D o m y drew niane jak zwykle po miastach polskich. Tutejszy klasztor D om inikanów godzien uw a­

gi, bo ma piękny kościół, złocenia i malowidła; są też dwa k lasztory ruskie, o b rządku niczjednoczonego z Rzymem:

męzki i ż e ń s k i—ten ostatni na wstępie do miasta; toż sy­

nagoga żydowska, je d n a z najpiękniejszych w Polsce.

(11)

DO POLS Kr. 7 P rzycżem F ran cu z dodaje, że w Polsce trz e c ią część mie­

szkańców stanow ią żydzi i że gdyby nie oni, mogliby P o ­ lacy po w ym ierać z głodu, bo skoro lubią bardzo p ró żn ia­

ctwo, żydzi mocno za to pracują. Bruk rzadki w Polsce, ztąd człowiek zawsze w błocie dwa ślady zostawia nogami.

P a rk zam kowy w Żółkwi ogromny i daleko ro zciąga się p o zamiasto, na połow ę jego składa się las, na d ru g ą p o ­

łowę łąki, na k tó ry ch mnóstwo"uwija się sarn, jeleni i t. d., zakończony zaś je s t płotem z drzewa. Miasto leży w p rzy ­ jem nej okolicy i ma źródeł mało, w k tó ry c h wody do­

skonałe: rzecz w Polsce nie zwykła. A u to r to w ogólno­

ści o m iastach polskich uważa, że je d n e bardzo podobne są do drugich, gdy każde ma kw adratow y ry n ek , domy w nich drewniane, rzadko zaś murowane. K raków i W a r ­ szawa tylko mają postać nieco porządniejszą, kamienną.

Z Żółkwi stanęli królestw o w Jaw orow ie; starostw o to rzeczpospolita nadała Jan o w i I I I i je g o p otom stw u w linii prostej, po w ygaśnięciu k tó re g o wróci do K o ro ­ ny. Kościół tutaj mały i u b o g i, d rew n ian y , brzydko zbudowany. S ą w nim organy, jak rów nie we w szyst­

kich kościołach polskich. Zhinclc acz drew niany, ładny w ew nątrz i zewnątrz; bronić się w nim naw et m ożna p rzeciw ko Tatarom . Ogród najpiękniejszy w Polsce, do­

skonale re g u la rn y ; łazienki też bardzo piękne i p rz y je ­ mne, w znoszą się w śród wielkiego cz.worogranu w ó d ,

do którego dostać się można po drew nianym moście:

mieszka w nich zwykle królew icz J a k ó b , jeżeli je s t z dwo­

rem. F ra n c u z rozpisuje się nieco obszernićj o cudach tego ogrodu, w spom ina o stawie niezmiernie wielkim, bo na trzy mile francuzkie rozciągającym się, z którego król ma 12,000 liwrów rocznego dochodu, takie w nim ryb mnóstwo: na środku stawu, który dotyka ogrodu, widać pagórek, na k tó ry m wzniesiono piękną latarnią, w o k o ło mały gaik, czółnem dostać się tam jedynie mo­

żna, a staw tak wielki, że zaledwie u brzegu oko do strze­

że, co jest, na owym pagórku: trzy rzeczki w padają do stawu. Żydzi trzym ają go w dzierżawie, a łow ią ry b y ledwie co trzy lata; zaciągniono sieci, właśnie przy królu i dobyw ano ze stawu ry b y nadzwyczajnćj wielkości. Znaj­

duje się w Jaw orow ie klasztor D om inikański niepozorny,

(12)

synagoga żydowska, która kiedy ją ukończą, będzie b a r ­ dzo ładną i cerkiew R usinów dyzunitów; cerkwie tego obrzędu wszystkie podobne s o b ie , składają się z trzech m ałych naw: od w schodu pierwsze miejsce zam knięte b alu strad ą przeznaczone je s t dla kobiet, drugie dla śp ie ­ w aków i m ę ż c z y z n , w trzeciem przec h o w u ją' przenaj­

świętszy Sakram ent: trzecie to wejście zamknięte przeg ro ­ dą, w której są trzy nierów ne miejsca. Ś rodkow e dosyć wielkie i okrągłe, otw ierające się na dwie połowy; wej­

ście z prawej s tr o n y bardzo nizkie, wązlcie i kwadratow e, a to, co z lewej nieco większe, także kw adratow e— przez środkow e widać księdza: cerkw ie pełne ozdób i malowi­

deł, same obrazy, wszystkie jednakow e, hic w rzeźbie.

Następnie orszak podróżny odwiedził Wysock, wieś m ałą ale sław ną przez swój wielki i piękny m urow any zamek, oraz silny ogród ładnym gajem obrzeżony. J e s t tutaj kościół katolicki i cerkiew unicka, wieś należy do krółow ćj, leży o milę od Jarosław ia, k tó ry znow u stano­

wi opraw ę wdowią Maryi Kazim iery po pierw szym mężu Zamojskim, którego autor zowie „le prince den Amoche*.”

Ledw ie orszak królewski tutaj się rozgościł, dają znać raz o 10 wieczorem, że 2,000 T ataró w o milę w okolicy plądruje; p rzestra ch był pow szechny, tćm bardziej, że k ró l o mil 20 przeszło znajdował się w innćm miejscu.

S traż krółowćj składała się z 20 żołnierzy, z kilku ofice­

rów i być może stu ludzi mężczyzn i niewiast. M. K azi­

m iera pokazała wielką przytom ność umysłu, bo nie chciała uciekać do Jarosławia, dlatego żeby niezwiększaó p o ­ p łochu. Czuwano przez noc całą; ci, którzy nie poczuwali się na siłach do obrony, udali się do kaplicy zamkowej bardzo pięknćj, wielkićj i ozdobnćj. Mimo to panow ał p o w sz e c h n y popłoch w pałacu i na wsi: jed n i pakowali się i zakopywali swoje skarby do ziemi, inni uciekali do lasu, jed n i modlili się, drudzy płakali z obawy o życie;

tylko królow a była spokojną i użyła całćj odwagi swojćj, aby utrzym ać ducha. Kazała w zamku modlić się w szyst­

kim i oczekiw ać pom ocy od niebios, k tó ra jćj nie zaw io­

dła; wystawiono w kaplicy przenajśw iętszy Sakrament;

„całą noc przebyliśmy, opowiada ksiądz, na m odlitw ach.”

T atarzy inny k ie ru n e k wzięli i ominęli W y s o c k . " Gdyby

(13)

skierow ali się w tę stronę, wzięliby bez trudności k r ó l o ­ wą, całą jej rodzinę i dw ór cały, gdy zam ek był o tw arty , dosyć było tylko 200 na to Tatarów . Tu anegdotka o tein, jak Tatarzy uwodzą niewolników. Spaliwszy i zlepiw szy p o drodze wszystko, przyw iązują pod brzuchy swym ko ­ niom mężczyznę lub kobietę nogam i do grzbietu, p raw ą r ę k ą do siodła, lewą zaś trzeba się siodła tego trzym ać;

liczbę ludzi zbywających, dla których nie w ystarczyły konie, p.ędzą p rzed sobą jak trzodę, popędzają batem: ci, co ustają, g in ą od szabel. N aw et dzieci poryw ają w k o ­ łyskach i wsiadłszy na konie b iorą je w suknie i trz y ­ m ają na łonie. Starych tylko ludzi mężczyzn i kobićty ja k o nie użytecznych zabijają.

Jaro sław był wtedy miastem niewielkićin, dosyć po- rządnem, n aw et powiększej części murow anćm ; m ógł się bronić Tatarom . J a rm a rk i sławne wielki królow ej p rzy ­ nosiły dochód; piękne s ą kościoły, z ty c h dwa jezuickie, je d e n n aw et wspaniały; u Karmelitów śliczny ołtarz i jeden z najbogatszych w E uro p ie, co winien je s t oboj­

gu królestw u. Miasto chociaż na górze położone, p e ł ­ ne jest błota; jedno ma przedm ieście tak wielkie jak je s t samo. Król miesiąc cały bawił w Zistoku (?), p rz y je c h a ­ wszy tutaj do żony, w trzy dni potem z całym dw orem pojechał na sejm do W arszaw y tą sam ą drogą, jaką p r z y ­ je ch ał na Ruś. Zatrzym ano się tylko cokolwiek w J a w o -

rowie i Żółkwi; p o ra ro k u już wielce była posuniętą, z tą d F ran cu z narzeka na zimno. W stolicy stanęli w sam dzień

rozpoczęcia sejmu 18 g ru d n ia 1688.

Tutaj następuje opis Warszawy. Samo miasto małe, otoczone złemi murami, je s t siedliskiem jedynie kupców . O prócz Dom inikanów , K arm elitów i J e zu itó w , wszystkie

• kościoły leżą poza miastćm; kościół dominikański bardzo piękny. Jezu ic i mają kollegium, ale nic w nićm szcze­

gólnego; innych kościólów je st 22. Miasto nie ma nic w sobie szczególnego, domy z kam ienia i nędzne, na N o ­ wem Mieście tylko D ominikanie są i Sakramentki fundacyi królowej. Ten ostatni kościół jeszcze nie skończony, ale będzie bardzo piękny w kopule; klasztor mały ale w ygo­

dny- Mary a Kazimiera czas od czasu sprow adza p anny

Tona I V . P a ł d z i e r i i lk 1 9 6 $). ^

(14)

zakonne aż z F rancyi na swój koszt i płaci na ich u trz y ­ manie. Gość nasz francuzki p o z n a ł się w W arszaw ie wtedy z dwoma kapucynam i swojemi ziomkami: jeden nazywał się O. Franciszek od ran, des tigmates, z P a r y ­ ża; drugi O. Anioł z Paryża. Zdziwił się gość, kiedy ich sp o tk ał tak daleko od ojczyzny, m ających tak wielkie za­

chowanie na dworze polskim. O. A nioł był już w ted y pow tórnie w Polsce, raz albowiem przyjechał przed dwó- n astą laty dla leczenia Maryi Kaźmiery z ciężkićj choroby i wyleczył ją; to spowodow ało królow ą, że w ro k u 1688 zagrożona in n ą c h o r o b ą , zaprosiła go sama listownie w sposób tak zobowiązujący, że musiał drugi raz p rz y ­ je c h a ć do Polski. Cały P aryż zna ze sławy od lat 30 te ­ go cudow nego lekarza, k tó r y niósł pociechę każdemu po pałacach i po chałupach z obowiązku miłości chrze- ściańskićj. D ruga ta podróż do Polski znakomicie p o ­ dniosła je g o sławę, gdy zupełnie królow ą wyleczył i p o ­ w róciw szy już do Paryża pokazywał gościowi naszemu listy od Maryi K azim iery pełne wyrazów wdzięczności za to, że jćj przesyłał jeszcze swoje lekarstwa z Paryża, k tó ­ rych jedynie zażywała królowa. O. Anioł je st zakonni­

kiem bardzo m ądrym i świątobliwym, ma wiele zdolno­

ści, przykładny w życiu, ro z tro p n y przy łożu cierpienia, hojny i szlachetny, opiekun ubogich, tygo d n ia nie o p u ­ ści bez udzielenia bardzo obfitej jałmużny; miał lat około » 60, więcój był nizki jak wysoki. Ale gość nasz bliżój się zaznajomił z drugim k a p u c y n e m , k tó reg o imię bardzo go zainteresow ało; opow iadał mu tedy O. Franciszek, że zm arła księżna, żona Cezara de Ycndome, znajdowała się n a jego obłóczynach u kapucynów na przedm ieściu św.

Jakóba, w dniu, kiedy obchodzono uroczystość ran świę­

te g o Franciszka; ztąd i jego nazwisko F ranciszka des ti­

gmates. J e d e n w całym zakonie miał to imię; człowiek skrom nćj postaw y, hum oru słodkiego, rozmowa z nim przyjemna^ miał lat przeszło 40 i zdawało się, że posiada wiele rozumu. K i mały ni wielki, w łosy jasne, czoło bia­

łe, usta małe i rum iane, oczy niebieskie, tak patrzeć na niego był melancholiczny, ale w tow arzystw ie weselszy.

Posiada talent wymowy. K siądz nasz podróżny słyszał go raz każącego w dzień Oczyszczenia Najświętszdj Panny

(15)

z okoliczności obłóczyn now ych sześciu fra n cu zk ich za­

konnic. Znajdowali się na tej uroczystości król z k ró lo ­ wą i z dziećmi obok m nóstw a s enatorów , wielkich panów i p ań polskich. Mowę n atchnęło to świetne zebranie i jeszcze wczasie sejmu. Zrobił kapłan zw rot w swojej mowie do O fiarowania Najświętszćj Panny; potem p rz e ­ szedł do zakonnic, że w stępując do zakonu ofiarow ały się tak samo jak N ajśw iętsza Matka i nareszcie zw rócił się do królestw a obojga, przyczóin powiedział im tak s p ra w ie ­ dliwą i piękną pochw ałę, że podobnej, wyznaje gość, ni­

gd y w życiu nie słyszał. P o p ro sił n aw et kaznodziei o k o ­ pią, i następujące zakończenie mowy przynajmnićj w sw o­

jej książeczce wypisał: ustęp ten cały, lubo posiadamy tyle pom ników owezesnćj wymowy, dajemy tutaj w dosło- wnćm tłum aczeniu, gdyż ma dla nas cały powab nowości.

— „M iłościwe Najjaśniejsze P aństw o, przed któ rem po raz pierw szy mówić mam zaszczyt! T e praw dy 0 chrześeiańśtwie, któ rem tutaj głosił, niemniej odnoszą się do głów koronow anych, jak i do innych ludzi, bo im wyżćj wznosimy się po nad ogół, tern więcej słuchać p o ­ winniśmy Boga, tern więcćj starać się o to, żebyśmy byli

chrześcianami.

„Wszakże na wierności tó głów nie dla zasad chrze- ściańskich w spiera się trw ała sława panów świata. Niesą- dzę Najmilościwszy Panie, że chwalę ciebie, skoro powiem, że twoja szczególniejsza ku Bogu miłość i gorliwość go ­ dna podziwienia dla religii, robią cię tyle sprawiedliwym, 1 świetnym , co potężnym i sławnym. Bo nareszcie je stto mieć wiele chwały, jestto owszem być na samym szczycie sławy ludzkiój, przez szereg cudow ny zwycięztw odnie­

sionych nad w rogiem najstraszniejszym imienia chrześci- ańskiego, zachować w całćj świetności to królestwo tyle razy napastow ane przez wściekłe je g o napaści; wstąpić na tron po stopniach własnej zasługi, k tó ra wszystkich w yborców skłoniła k u temu, że dali ci głosy przez m i­

łość, k tó re dać ci powinni byli przez sprawiedliwość; p o ­ kazać się na tronie tyle ojcem co panem narodów, zawsze sprawiedliwym, m ądrym , walecznym, um iarkow anym , za­

cnym i wspaniałym, zawsze ozdobionym w te wszystkie rzadkie przym ioty, które kształcą bohatyrów ; przebyw ać

(16)

szerokie kraje z małą g a rs tk ą oficerów i żołnierzy, dla­

tego, żeby w yrw ać z rąk tysiąca T u rk ó w gotujących się w kroczyć w tryum fie do Wiednia, prawie już pewne zwycięztwo, i w kroczyć w serce samo cesarstwa, aby ich zgnębić do szczętu. Mamże dodać, Najmiłościwszy Panie, że sławą je st umieć w ybrać sobie małżonkę księżniczkę krw i francuzkiej, g o d n ą budzić przez swoje rzadkie przy­

mioty, przez swoje zalety pow ierzchow ności i umysłu, podziwienie i życzenia świata całego; m ałżonkę, co miała szczęście dać temu królestwu książęta, tak doskonałe i mlodziucliną księżniczkę, ta k bogatą w to w szystko, co się może nazywać ozdobą i chwałą. W szystko to N ajm i­

łościw szy Królu je s t wielkie, wszystko to sławę imienia twojego rozniosło po ca łój ziemi i przekaże je nieśmier- telnem dla potomności. Ale to, co głów nie sławę tę przeka­

że trw ałą, je st niezachwiane tw e przywiązanie do spraw boskich, tw e szczególne staranie, żebyś się stał królem w ięcej jeszcze spraw iedliw ym i świętym, ja k sławnym i tryum fującym . Ta wielka gorliw ość Wasza Najm itościw- si P ań stw o k u uczczeniu Boga w duchu i w prawdzie sprawiła, żeście do swego królestwa z zag ranicznych k r a ­ jów ściągnęli te zakonnice, co pokazuje wasze praw dziw e uczucia chrześciańskie. Niechaj B óg miłościwy zachowa was, niech na waszą całą rodzinę królew ską zlewa obfite źródło błogosław ieństw , niechaj wam wszystkim da dni długie i szczęśliwe, niechaj pom yślnością uwieńczy wszyst­

kie wasze sprawiedliwe zamiary, niechaj na wieki zacne p o to m stw o wasze utw ierdza na tym tronie, k tóry taką sław ą napełniacie; niechaj po tern życiu, w którem dźwi­

gacie św ietne korony, da wam inne jeszcze korony, wię- cćj nieskazitelne, niechaj da wam chwałę nieśmiertelną, którćj wam życzę w Irnie Ojca i Syna i D uch a Ś w ięte g o .“

K ról trzy razy czapeczką w rę k u ru szył a królowa trzy razy skinęła głow ą na podziękow anie kaznodziei.

W ielu panów winszowało mu przy zejściu z ambony.

Kiedy mówił o Wiedniu, a u to r nasz widział łzy w oczach królewskich, ale dodaje, że nie wić, dlaczego król płakał:

może z radości.

W czasie tego sejmu w y d arzy ł się wypadek, o k t ó ­ rym au to r późuićj wspomina. Król przejął listy dw óch

(17)

największych panów do N iem iec pisane względem d e tro - nizacyi, p rzejął tćź odpowiedzi: wszystkiego miał 5— U listów. Umiał tak dobrze utaić się i odpisyw ać je d n y m i drugim , że spiskowi najpewniejsi byli siebie: jed n a t y l ­ ko królowa wiedziała, co się święci. P e w n e g o dnia na sejmie król przez kanclerza sp y tał senatorów o zdanie, na co zasłużyli ludzie, którzy mają zamiar detronizow ać swego p a n a ? Jednom yślnie odpowiedziano że k ar naj- sroższych. W tedy kanclerz listy odczytał i wskazał auto­

rów : winni upadli do nóg królewskich, k ról zaś odesłał ich do senatu, k tó ry całkiem powstał, kiedy k ró l schodził z tro n u i opuszczał zagniewany izbę. N azajutrz ra n o M arya K azim iera zaprowadziła w innych do pokoju k ró le­

w skiego i prosiła za niemi; kiedy upokorzyli się, k ról przebaczył. W trzy dni potem panowie ci podejmowali u siebie króla, królow ą i całą ich rodzinę; jed en po d r u ­

gim wszyscy się rozeszli w jak najlepszej z sobą h a r m o ­ nii. Nie tak to się dzieje we F rancyi, powiada nasz p o ­ dróżny 1’abbe.

A utor wraca następnie do opisu W arszaw y. W s p o ­ mina, że u Sgo J a n a dzień i noc śpiewają laus perennis.

K apituła Ś t o - J a ń s k a ma na swćm czele biskupa, którego nazwiska p rzepom niał F rancuz; kościół b ardzo wielki i bardzo wspaniały; z tćm wszystkióm nie może się liczyć do p ięknych gmachów. Obok zamek wielki, niekształ­

tny, z dziedzińcem tak szerokim, że HO powozów sześcio- k o n n y c h i wiele ludzi mieści. Widok z zam ku na Wisłę bardzo piękny. Pokoje króla, królowej i rodziny niezgor­

sze, zdobne w złocenia, w rzeźby i malowidła: sam e a n ty ­ ki. Dywany praw ie najbogatsze i najpiękniejsze na świę­

cie, spadek to kupiony po K rom w ellu. <, J e s t w zamku sala teatralna w galeryi, je d n a z najpiękniejszych w E u r o ­ pie, ale naga, bez ozdób; te atr podobny więcćj do gm inne­

go na P o n tn e u f jak do teatru w Luw rze. K oinedyanci są włoscy, sztuka ich nic nie warta, ale w Polsce to uchodzi.

Można wejść na dziedziniec zam kowy przez trz y bramy, k tó re bardzo zdobią gmach ten, ale budynki są n ie re g u ­ larne chociaż wysokie. J e s t jeszcze d rugi pałac mniej­

szy i gorszy, w którym mieszka służba królew ska. P rzed­

mieścia warszaw skie są piękniejsze, c iąg n ą się na p r z e ­

(18)

szło ćwierć mili: tutaj mieszkają w pałacach wspania­

ły c h panowie. Gdyby razem wszystko, co składa W ar­

szawę, zgromadzić w jedno, byłoby miasto większe od L y o n u . Wylicza potćm F ra n c u z kościoły po p rzedm ie­

ściach. O kapucyńskim mówi, że je st piękny, że klasztor jeszcze się nie buduje; ogród księża mieli wielki i p rz e ­ śliczny. Król chciał ich wyposażyć, ale nie chcieli O jco­

wie łam ać re g u ły zakonnćj: żyją jak wszędzie z ja łm u ­ żny. O pałacu ICazimierowskim to pisze F ran cu z: K ról go dostał od Maryi Ludwiki: w ew nątrz je st najpiękniej­

szy w calóm mieście; nie lubili tego pałacu oboje k ró le­

stw o a szczególniej M. Kazimiera dlatego, że um arła w nim M. Ludwika, ztąd nigdy tutaj nie mieszkali. O gród pałacow y dosyć . piękny i dobrze utrzym any. B łota w W arszawie tak dużo w zimie, że ani przejść po ulicach;

Polacy do tego nawykli, noszą albowiem bóty ze skóry, k tóre w chodząc do domu jakiego, obmywają z błota.

Ale ciekawszóm je s t to, co podróżny nasz opow iada o rodzinie królewskiej. 0 Jan ie I ll c im rozpow iadając, że nie chciał być ogłoszony królem aż poki Litw a go nie uzna, co było pow odem odłożenia elekcyi na dzień następny, zwyczajny w ybieg udandj skromności, autor ma za czyn bohaterski. Postać królewska wspaniała, piękniejszego mężczyzny tru d n o gdzie widzieć: wysoki, otyły nadzw y­

czaj, co zresztą wspólne je s t wielu bardzo Polakom.

Tw arz bardzo biała, rum ieniec śliczny, oczy niebieskie ładnie zarysowane, nos orli, usta p ię k n e , zęby zachw y­

cające; przy stęp n y , szlachetny, arcy-spraw iedliw y, bardzo ro z tro p n y i pobożny, wiele ma król rozumu, wielki z niego teolog, filozof, matematyk, historyk. P am ięć posiada anielską, tak się F rancuz nasz wyraża; mówi d o ­

skonale po łacinie, po polsku, po francuzku, po włosku, p o niemiecku, po turecku, po tatarsku. Z resztą żywo zajmuje się drobnostkam i a bardzo um iarkow anie spraw a­

mi waźnemi. K ocha bardzo pieniądze i ztąd go mają za łakomego. Bez wątpienia je s t najlepszą głową w swojem królestwie, brak mu tylko władzy. Siła cielesna wielka, łatwo znosi niewygody. W obecnój chwili je s t za ciężki, tru d n o jmu wsiąść na konia. Kocha bardzo ludzi zdolnych, naukow ych, sam wiele się uczy i z n atu ry je s t wesołym

(19)

i żartobliwym. Spoczywa raz tylko na dzień od p ie rw ­ szej do czwartej godziny, pije i je wiele, spi mało i w sta­

je zwykle pomiędzy szóstą a siódmą rano, chociaż kładzie się spać późno. Ma o rd er św. D uch a na wstędze błęki­

tnej, przesłał mu ten upominek z krzyżem Ludw ik XIV przez Markiza de Bethune. K rzyż dyam entow y w art 50,000 talarów i bardzo je st w nim do twarzy królowi.

J a n III zwykle ubiera się w suknie ze złotogłowu, zdobne dyamentami: po w ierzchu nosi kontusz sobolowy, fu tro w arto 1,000 luidorów; na niem dopiero krzyż św. D u ch a złotem haftow any— sznur z dyam entów obrzeża tę odzież p rzy szyi; nosi król czapkę po polsku sobolami podbitą z wielkim kutasem drogich kamieni po nad czołem, nosi także u boku szablę d rogocenną, w ręk u zaś czekan w y­

sadzany kosztownościami. J e d n ć m słowem ma zawsze król na sobie dyam entów przynajmniej na 200 ,00 0 tala­

rów. W szyscy Polacy tak się ubierają w edług swego stanu i godności.

K ról kocha niezmiernie swoją żonę i dzieci a miano­

wicie młodsze, najwięcćj zaś córkę. J e s t jednym z naj­

bogatszych panów swego państwa. Skarb jego zachow u­

je się w Malborgu, ma tam przeszło 20 milionów; nie wolno m u zaś nabyw ać ani m orga ziemi więcdj.

A u to r przytacza następnie podejrzaną anegdotkę 0 hetm anie jeszcze Sobieskim, ja k kiedyś pojmał hana tatarskiego, który w ro k u 1688 panował, do niewoli, i ja k go potćm puścił wolno do ojczyzny z 7,000 jeńców . H an p rzy siąg ł w zajemność na przypadek i obiecał, że nigdy dóbr jego nie złu pi; co święcie zachow yw ał przez całe panow anie swoje. Że zaś P olacy mruczeli na to, więc niby z wiedzy króla od czasu do czasu zaglądał do dóbr je g o 1 uprow adzał z sobą 30 do 40 ludzi, rozgłaszając, że u p r o ­ wadza tysiące. D oskonały król i grzeczność tatarska!

K rólow a miała do 50 lat, ale jeszcze była bardzo piękną. W zro st mierny, ni tłusta ni chuda, miała b ardzo piękny rum ieniec i płeć białą, śliczne czarne oczy, nos

°ili, usta małe i rum iane, zęby przecież' nie a rc y p ięk n e chociaż reg u la rn e, rozumu dużo. J c s tto osoba cnotliwa, dobra, hojna, wspaniała, miłosierna aż do zbytku wzglę­

dem klasztorów, szpitali i biednych. Kiedy spojrzy na

(20)

kogo z prośbą, n iepodobna w ytrzym ać tego wzroku, ale kiedy z n o w u dumą się uniesie, nic rów nego jćj nie ma.

Największe nabożeństwo ma do Najświętszego Sakram ent tu, do Najświętszej P anny, do świętego A ntoniego z P a ­ dwy. Budzi się około 10 rano, p rzynoszą jej wtedy do łóżka godzinki i modli się z pół godziny, potem w łóżku jeszcze przyjm uje wizyty swoich urzędników i służby, którzy pytają się o rozkazy. O jedenastej wstaje i udaje się na mszą do kaplicy zamkowćj po małem śniadaniu, potćm się ubiera i siada do stołu około drugiej z p o łu ­ dnia. P o obiedzie przyjm uje w izyty, gra w lombra a w lecie wyjeżdża na spacer, co trw a do dziewiątej. Lubi niezmiernie moczyć się na deszczu, chociaż w ytw ornie ubrana.

,,Przypom inam sobie, mówi nasz podróżny, jak raz hrabia de Teil radca parlam entu paryzkiego, poseł od króla angielskiego do Polski, znajdując się blizko królowćj podczas wielkiego deszczu, zaproszony był przez nią na spacer; nie śmiał naturalnie odmówić: miał zaś te g o dnia hrabia prześliczną perukę. Jak iś czas szedł, ale wreszcie rzekł:

— „W asza królewska mość zm oczona.66 N a to M. Kazimiera:

— „M ów prędzej, hrabio, że ci idzie o twoję piękną p e r u k ę ; '6 i na złość zatrzym ała się na deszczu z dobre półgodziny.

Królowa chociaż dumna, była bardzo wesołą. R z ą ­ dziła P olską za króla, k tó ry z nią i z trzecią jeszcze ulu­

bienicą żony francuzką, damą pokojową, kobietą bez w y­

chow ania i związków rodzinnych, stanowi niby w jakiej radzie koronnćj. W ieczorem królow a idzie na kom edyą włoską. J ć wieczerzę kolo dziesiątej, modli się następnie przez czas jakiś i kładzie się około drugićj po północy.

Łoże jej stoi obok łoża króla, które je st proste na pasach, a p okrycie na nidtn z czerwonćj kitajki; król sypia zape­

wne sam je d en (seul peut-ćtre) z przyczyny swej otyło- ści, a więcój dlatego, żeby nie obudził żony rano, kiedy sam wstaje, pomimo tego że idzie spać o godzinę późnidj.

K rólow a o tyle k o ch a najstarszego swego syna, o ile król dla niego obojętny. Orszak jej składa 12ro dzieci z naj-

(21)

pierw szych domów, są pod dozorem ochm istrzyni. Same to wzory cnoty. O prócz tego ma królowa 12 kobiet p o k o ­ jow ych, jedna z nich tylko polka a jedenaście francuzek;

ma jedne damę honorow ą księżnę, ma podkom orzego, podskarbiego, stolnika, sześciu paziów, sześciu Iokai, dwudziestu ludzi ze straży, je d n eg o kucharza F ran cu za dla siebie a drugiego P olaka dla swych kobiet, co rzecz niezw ykła w Polsce, gdy panow ie jeść służbie nie dają ale jćj za to płacą. Ma jeszcze 2 — 3 służących p o kojo­

wych, dwóch koniuszych ze szlachty; wielkiego k oniu­

szego osobnego nie ma: m a też wielu innych podrzę.

dnych urzędników. Wszyscy są F rancuzi oprócz panien, paziów, lokajów, straży, k tó rz y są albo Polacy albo N iem cy.

P ow ozów ma też dużo. Mówi królowa po polsku lepić; od Polaków i z taką delikatnością, że każe się podziwiać,

„jeżeli można znaleźć ja k ą delikatność w tym ję zy k u ,“ do ­ daje F rancuz. Od dziewiątego roku życia bawi już w P o l­

sce, więc niedziw: M. L u dw ika uwiozła j ą wtedy z sobą z Paryża za pozwoleniem ojca, gdyż królowej podobała się bardzo pow ierzchow ność i rozum dziewczęcia. W W a r­

szawie była je d n ą z panien honorow ych. P o kochał j ą tutaj Sobieski i pozyskał wzajemność, więc prosił o jćj ręk ę królowej. N iew iadom o dlaczego M L udw ika nie w y­

słuchała tej prośby, podobno nie lubiła Sobieskiego; o d ­ powiedziała więc, że p anna d ’Arquien za młoda, że jeszcze może poczekać a jednocześnie wydala ją za księcia des A m oches tojest Zamojskiego, b ardzo bogatego, urodziw e­

go pana, ale zbyt już wyniszczonego m iłostkam i i winem.

K rólow a użyła wszystkich środków, żeby Sobieski o tćm się nie dowiedział przed czasem, ale nie u kryło się to pńted kochankiem, ze łzami tedy w oczach i na kolanach rzekł do panny.

— „Masz należćć do kogo innego nie do mnie: bła­

gam cię tedy o jedną laskę, nie zapominaj przyjaźni, jakąś zawsze miała dla mnie, będę cię kochał wiecznie i jeżeli mnie chcesz przekonać, żeś także kochała, zróbm y układ z sobą, że jeżeli umrze twój mąż, za mnie je d y n e g o p ó j ­ dziesz; ja znow u daję ci słowo, że nie ożenię się nigdy chyba z to b ą ."

Tom , v - r ^ t n l o r n J k m y), 3

(22)

Następuje tutaj anegdotka, żc Sobieski przez zem­

stę dał wziąć Turkom je d n ę z najsilniejszych twierdz polskich, ze zwołano sejm konny, że zebrało się tego

•J00,000 szlachty, pociągniono Sobieskiego do tłum acz e­

nia się i t. d. Coś tu pochw ytanego z dziejów konfederacj i gołębskidj, ale srodze poplątanego i zepsutego. Made- moiselle d ’Arqien, princesse des A moches, tymczasem żyła z mężem swoim ledwie lat kilka, miała wiele z nim dzieci, wszystkie krótko żyły i poum ierały praw ie razem z ojcem, który skończył z ro zpusty; Sobieskiemu dano znać o tćrn, w yjechał natychm iast w 200 koni na ślub, żona jego zrobiła tedy los jed en z najświetniejszych. Polacy nic lubili króla dla łakom stw a, królowę za dumę, ale zaw­

sze mieli dla nich uszanowanie.

Królewicza Jakóba, który się w P aryżu urodził, trz y ­ m ał do c h rztu Ludwik XIV. W pierw szych ośmiu i dzie­

sięciu latach podawał wiele nadziei, ale nie później. Był nizki, cienki, bardzo chudy, brzydki, garbaty, głos k o ­ biecy dla alkowy ale nie hetm ana w boju, chociaż znał się Jak ó b na wojskowości, jednóm słowem był to młodzian bardzo delikatny, /niewieściały, k tó ry zresztą znal się na teologii, filozofi, bistoryi. Umiał dobrze tańczyć, śpiewał tak, żc uszło, h u m o ru był fantastycznego bardzo i melan- cbolicznego, ludzi ujm ować sobie nie potrafił; prow adził zaś życie dosyć mało stosow ne do swojego stopnia, gdy i mało pieniędzy miał i znaleźć się nie umiał. Król go nie lubił, i nazywał go F ra n c u z e m goniącym za rozko­

szami a mało zdatny m do szabli. Chodzi! Jakób w istocie na sposób francuzki bardzo wspaniale za staraniem matki, k tó ra znowu za nim przepadała. Od czasu, jak nie p o ­ zwolono mu zasiąść w senacie obok ojca, nigdy się na sej­

mie nie pokazał. Pow szechne je st przekonanie, żc Jak ó b nie odziedziczy tronu: nie lubili go Polacy i nie szanowali, bo nie umiał ich i nie miał czćm ująć, gdy niedużo sam p o ­ siadał pieniędzy. Z tąd zawsze samotnym był królewicz.

Wstrzemięźliwy w jadle i napoju, miał tylko swojego chi­

rurga, dwóch pokojow ych, dw óch lokajów; zresztą ani straży, ani paziów; miał kucharza, woźnicę, jeden powóz sześciokonny, kilka wozów pod rzeczy: pobożnym był nic

wiele. *

(23)

K rólew na Teressa, p o dług zwyczaju polskiego jako starsza, szła przed młodszą bracią. Miała lat 14, niew y­

soka i na w zrost się nie zanosi, ale już zupełnie rozw i­

nięta, pełna, pulchna, nie należy do najbielszych a prze­

cież ładna, oczy p rz e c u d n e , nos śliczny, cokolwiek r u ­ miany, usta niebrzydkie, zęby tylko bez wdzięku, twarz więcćj chuda jak okrągła, kibić bardzo piękna acz szczu­

pła; tańcuje przecudnie, śpiewa, ma wiele dowcipu, m ó ­ wi doskonale po łacinie, po francuzku dosyć dobrze, du­

mna jest, chciw a aż do s k ą p s t w a , uparta nadzwyczaj, uszczypliwa, lubi dokuczać n a różne sposoby osobom, k tó re nie przy p ad a ją do jćj smaku, ma wielki w stręt do narodu francuzkiego. Raz naw et pow iedziała naszemu

gościowi:

— „K ocham cię, księże, alebyin jeszcze więcej k o ­ chała, gdybyś nie był Francuzem .”

K ocha namiętnie ojca a nie lubi wcale matki: szko­

da, że ta królew na nielepiej wychowana, je s t albo­

wiem bardzo wesołą i łatwo ją ująć lada grzecznością.

K ról k o c h a j ą do szaleństwa, nie może się obejść bez te ­ go, żeby jdj długo nie widział. Gdyby m ogła stroiłaby się zawsze po polsku, gdy mód francuskich nienawidzi śmiertelnie. P o b o ż n ą dopiero się robi, ubiera się w y­

twornic. O chm istrzynią u nićj je st je d n a z wojewodzin, ma tćż i podochm istrzynią. Do posługi ma cztery kobićty, inni urzędnicy do straży i kuchni są królew scy. J a d a sama z ochmistrzynią, najwięcej mięsa na sposób polski.

Gdyby królew na w ychow ała się we F ran cy i, byłaby j e ­ d ną z najdoskonalszych dziewic na świecie.

Raz kiedy gość nasz znajdował się rano u królewny, wszedł tam ksiądz francuzki, który ją uczy śpiewać po- francuzku; rzekła mu:

— „Księże! po daj no mi cukierków .”

T o mówiąc sama poszukała mu w kieszeni i znalazł­

szy trzy lub cztery, dała pojednemu swoim kobietom, o s­

tatni zaś włożyła do ust. Magle oczy jej przew róciły się, usta wykrzywiły, porw ał j ą rodzaj konw ulsyi i rzekła:

— „ Z ły księże! cóżem ci zrobiła? chcesz mnie otruć;

M niegodziwy, żeby cię oczy moje nigdy nie oglą- c ll y . “ I w tejże chwili rzuciła się na jednę ze sw ych ko-

(24)

bićt, p odarła jej k ornet i chustkę z szyi. T en wypadek nie miał złych skutków , ale nieszczęśliwy ksiądz u tracił miejsce na dw orze, chociaż był na wskroś zacnym czło­

wiekiem. Kobiety, k tó re jadły też same cukierki nie d o ­ znały niczego; ro zebrano resztę cukierków królewny, były dobre, jednakże przez 15 dni chorowała. Nasz gość nauczył się rozum u z tego wypadku, bo gdy często królew nę cukierkami częstował, p rzestał teraz z obawy, żeby go coś podobnego nie spotkało.

Królewicz A leksander należał do najpiękniejszych dzieci w calćj E uropie, miał właśnie lat 12, w zrostu był w ysokiego na swe lata, bardzo białej pici, twarzy nieco podłużnej, oczy miał niebieskawe, zęby dość białe, ru m ie ­ niec piękny, w łosy szatynowe, był ni tłusty ni chudy, p o ­ dobny wiele do ojca, bardzo dowcipny, lubił nauki, mówił wiele po francuzku: usposobienie je g o troszkę zdawało się dumne, ale zresztą było to dziecko dobre, litościwe dla biednych, można go było i szanować i bać się; dosyć b y ł obojętny dla F ran cy i, może dlatego, że nie dobrze um iał po francuzku. Król i wszyscy P olacy bardzo go kochali; jeżeli k o ro n a nie wyjdzie z domu Sobieskich, A leksander będzie królem. Nie lubią się obadwaj z b ra ­ tem starszym. D w oru niema ani A leksander ani K o n ­ stanty, ma jednak ochmistrza, trzech ze służby, zresztą ojca urzędnikam i się wyręcza. Lubi ro zry w k ę mozolną, silny jest, lubi też odbićrać podarunki, ale ich sam nigdy nie daje: w każdym razie pełen to nadziei książę.

K onstanty najmłodszy miał około dziewiąciu lat, nic bardzo piękny ale miły, posiadał dow cip, wzrostu nie z a ­ powiadał wysokiego. Tw arz pełna i okrągła, płeć ni bia­

ła ni czarna, oczy niebieskie, nos m ierny, usta małe. H oj­

n y do zbytku, sam nic nie mając, lubi innym dobrze czy­

nić. Mówił mało po francuzku, pobożny był bardzo. J a k o Beniamin w rodzie, wszystko w yprosił u króla, co chciał.

Gość nasz przytacza zdarzenie, że raz król podarował mu parę m ałych pistoletów Wysadzanych dyamentami. W kil­

ka dni zazdrosny o ten podarunek A leksander powziął stosowny zamiar, a znając usposobienie małego brata, po prostu zrobił na niego napaść litewską: Konstanty p r ę d ­ ki, po kilku słowach uderzył brata mocno w twarz. T ego

(25)

się chciało właśnie Aleksandrowi: zaczął płakać i mówił, że pójdzie do k róla na skargę. „Idź idź, mój braciszku, o dparł mu Konstanty; skarż się kiedy chcesz, nie boję się wcale.” Aleksander już szedł do ojca, wtedy mały Konstanty z tonem najserdeczniejszym: „m uszę pogodzić się z bratem, co robić? prosić tu A leksandra;” wszedł s ta r­

szy, wtedy młodszy do niego: „widzę, że chcesz moich p i­

stoletów, uspokój się i poskrom łakomstw o, nie mówmy już o tein więcej, mam wyższość nad tobą, że daję w szyst­

ko, co mogę, a ty nigdy nic nic dajesz.” N ie o c e n io n a szkoda, dodaje F ra n c u z , że ci dwaj królewicze równie jak siostra nie wychowali się na nasz sposób, gdy dzieciom polskim wiele się tego wybacza, co się gani we fran -

cuzkich.

O innych dzieciach królowej nie chce m ów ić F r a n ­ cuz, bo i nie było co, pomarło wszystko w dzieciństwie;

było jednakże aiedtnnaścioro tćj chwały bożej u J a n a III.

Co się głów nie gościowi naszemu nie podobało na dworze polskim, to to, że hultaje (les co quins) mają na nim szczęście, a zacni ludzie ani w ynagradzani ani na­

w et wyróżniani od innych.

Reszta opisów bardzo z re s z tą pobieżnych w naszym podróżnym mniej ważna, bo dotycząca rządu i zw ycza­

jó w narodow ych. Przejdziem y i te rozdziały, a co b ę ­ dzie warte, przełożym czytelnikowi.

N ap rzó d idą uwagi o sainćm królestwie polskiem:

tutaj mówi au to r między innemi rzeczami, że Polska mia­

ła dawniej 15 prow incyj, obecnie ma tylko 9. Liczbę tych prow incyj wziął z ty tu łu królewskiego, jaki był po d ­ ówczas w użyciu. O tóż sześć straconych prowincyj by­

ły P odole, S m o le ń sk , Siewierz, Inflanty, Kijów i Czer­

nichów.

P o tem rozdział o senacie i senatorach. Tu arc y b i­

skupa jedn eg o tylko widzi autor, tojest prym asa i p r z y p i­

suje mu między innem i błędnie praw o zwoływania s e ­ natu dla opozyeyi królowi, gdyby co przeciw prawu w y ­ kroczył. O sejmie to p o w ia d a , że k o ńczy się zwykle wtenczas, kiedy panow ie posłow ie mają pieniądze na do- 0 wino w ęgierskie, co już je st po prostu, paszkwilem.

(26)

O władzy królów , polskich. T u anegdotka z p o w o ­ du, że pojedynczy poseł może dla kaprysu prosto sejm zerw ać „ce qui esl a mon sens une fo r t rnóchanle poli- tiq u e f dodaje F rancuz. N a sejmie warszawskim, k tóry się odbywał w jego obecności, ostatniego dnia w piątek, miano zamknąć obrady przed niedzielą Palmową. Sesya trw ała tedy do drugiój po północy, bo rzecz była n a d ­ zwyczajna, gdyż p rzed kilką laty stanęła konstytucya, że sesye odbywać się mają bez światła, tak żeby się można było rozejść ze zmierzchem. Otóż weszło dnia togo dw unastu paziów do izby senatorskiej z pochodniam i w rękach. P o s e ł litewski, k tó ry już był ugodzony przez cesarskich, żeby sejm zerw ał, powstaje na to i po wielu trudnościach, które zadawał, wreszcie miał śmiałość p o ­ wiedzieć królowi moc niedorzeczności, nazwał go ła k o m • cem, niegodnym tronu, groził mu detronizacya, i t. d.

B iskup przyjaciel królewski, blizki ow ego posła sąsiad, wstaje tedy i prosi senatorów, aby zasłonili majestat od zniewagi. P oseł więc uderzył mocno w tw arz biskupa i ostro mu wyrzucił, że godzi się sam prędzej do kobie­

ty jak do katedry; to mówiąc wyjął do połowy szablę z p o ch w y , król porw ał także na ten rozruch za szablę i zawołał straży, k tó ra weszła tłumnie. S enat wydawał się wtedy izbą buntu nie wielkoradców. W tym zgiełku poseł ów zły głośno zawołał, że zryw a sejm, protestow ał p rzeciw wszystkiemu, co zaszło i korzystając z ciemno­

ści uciekł. Pobiegli za nim, ale niegodziwiec już p o ­ przednio dał rozkaz swej służbie, żeby na brzegu Wisły mieli gotow ą łódkę, w którćj przepraw ił się zaraz na P ragę. Sejm był tedy zerwany; całą zaś n a s tę p n ą sobo­

tę kościoły warszawskie zamknięto z pow odu zniewagi w yrządzonćj biskupowi i klątwę zdjęto dopiero w nie­

dzielę, dlatego, żeby nie przeszkadzać obrzędom Wiel­

kiego Tygodnia.

W ustępie „o szlachcie polskiej,” k ró tk o ale ostro odzywa się au to r o niewoli włościan, ale ma i dzieciń­

stwa; mówi np., że każdy pan ma prawo brać pierw szą lepszą mężatkę czy dziewicę do swego użytku, poczem j ą odsyła do domu: ztąd mamek wiele między pannam i.

Włościanki wolą karmić cudze dzieci jak swoje i autor

(27)

zaręcza swoim ziomkom, że co mamka w Polsce, to ro z ­ pustnica.

W ustępie „o zwyczajach polskich” jest, że Polacy lu ­ bią bardzo pieniądze, a pożyczanych nie oddają; pożyczać im trzeba tylko na zastaw, inaczej jak się upominasz, ofukną Cię a może i kijem dostaniesz po plecach, czego lepićj unikać, gdy żadnej sprawiedliwości niema w tym kraju. Szlachta je d n ak bardzo gościnna, hojna w dobrach swoich, zwłaszcza względem cudzoziem ców podróżują­

cych po kraju. Panow ie przesadzają się w strojach, no ­ szą futra, k tó re w arte są do 600 pistolów ; wszystka szlachta nosi buty kolorow e. Wielu jednak ubiera się po francuzku; wielu słomę kładzie w buty, ztąd w ie c ie nie­

przyjem ny zapach. Głowy golą i brody, wąsy tylko zo­

stawiają. Kobićty i szlacheckie i miejskie ubierają się po francuzku, naw et wiele włościanek. L u b ią stroje boga­

te i z ciekaw ością dopytują się o mody francuzkie. J e ­ żeli pani jaka polska wychodzi z domu do kościoła lub z wizytą, niechaj to będzie o dwadzieścia tylko kroków , jedzie sześciokonną karetą. W Polsce nie rozumieją, co to .zaprzęg o dwóch koniach, potreeba najmniej 4, zwykle 6 ; nigdy zaś 8 . Panie polskie mają wiele wolności, dale­

ko więcej jak francuzkie, ale nie nadużywają jej; lud p r o ­ sty więcćj je s t z e p s u t y . Chociaż klimat zimny, kąpią się tu wszyscy przez ro k cały; panowie mają łazienki w ła­

sne, inni k ą p ią się w publicznych, mnićj więcćj co p ię­

tnaście dni. Chwalebnie to, że Polacy znoszą obojętnie wszelkie niełaski losu i stratę dóbr, ale źle, że obojętni tćż są na cierpienia bliźnich. N ie mają akademii tańca, jazdy konnćj, akademii wojcnnćj; każdy sam się tego wszyst­

kiego uczy. Lud bru d n y jest, nigdy się nie czesze ani dzieci swych nie czesze; ztąd włosy mają pozlepiane: niby to b ro n ią się tern od kołfunu, ale to prędzćj z próżniactwa.

„ O dochodach Polaków .“ U bóstw o tutaj wszędzie, najwięcćj pomiędzy ludem, nawet wiele ze szlachty w y ż­

szej ubogich ludzi, za to są i niezmiernie bogaci p a n o ­ wie. Król ma dochodu ze skarbu milion licząc na monetę francuzką: z togo utrzymuje swoje stada, budowle, ma suknie i pokarm; urzędników je g o i straż płaci rzeczpo­

spolita. L u d chociaż ubogi a przecie lepićj żyje jak fran­

(28)

cuzki; na obiad ma np. trzy lub cztery dania: mięso, j a ­ rzynę, kaszę i t. d. Sprzętów w domach wcale lud polski niema, obywa się tylko drew nianym stoikiem , złćm ło­

żem, na którćin słoma i pok ry cie nędzne; dzieci wiejskie bez różnicy płci spią na ławie po d piecem, w k tórym i gotują i chleb p ieką; że nie ma kom inów, więc dym wychodzi drzwiami, ztąd ciemno i dym no w chałupach.

W cho d z ąc do której, trzeba się dobrze nachylić i usiąść na ziemi, żeby się dymem nie udusić. Dzieci zwłaszcza na Kusi chodzą nagie lato i zimą aż do 6 — 7 lat wieku. Włościanie na zimę stroją się w kożuchy wiel­

kie baranie, noszą złą czapkę też futrzaną i buty. W lo- ścianki są jak francuzkie, tylko koszule mają za krótkie, sięgające do goleni, tak dalece, że kiedy się zginają, wi­

dać ich ciało na cztery palce. Rusinki za cale ubranie m ają takie koszule sięgające do kolan, oprócz tego zawsze są bose i bez nakrycia głowy, z tyłu noszą sple­

cione warkocze, lubo są i takie, co włosy mają rozpusz­

czone. P o lasach, które rosn ą bardzo gęsto w Polsce, je st wiele ułów, ztąd nowy panów dochód. Włościanie p racują na panów 5 dni w ty g o d n iu pod grozą bata.

W innego czy winną rozciągają na ziemi na dół brzuchem, dw óch trzy m a za głowę i nogi, a szlachcic wtedy bije po oOO, 400 batów. U karany ściska za nogi pana i mówi mu „dobrodzieju” (dobrejoii); szlachcica biją na dywa­

nie. Tak samo biją i w szkołach, nie po grzbiecie jak we Francyi. Za czasów pobytu naszego podróżnego w W a r­

szawie, skarżono się bardzo na Ojców Jezuitów, że suro­

wo uczniów karali.

„O religii Polaków.” T u au to r przyznaje nam wielkie zalety, ale złego nie ukryw a. Dla duchow ieństw a a zw ła­

szcza z a k o n n e g o , niepatrząc na je g o zachowanie się, p rzodkow ie nasi mieli wiele względów; biskupi tylko nip są dosyć surowi i przełożeni zakonów, ztąd jedynie p ły ­ n ą w ykroczenia. P o s t zależy tylko na wstrzymaniu się od mięsa i masła, zresztą wszyscy jedzą i piją wiele, c a ­ ły tydzień prawie; w piątek nie jedzą z masłem i gorszą się z cudzoziemców, jeżeli widzą ich jedzących. Księża m o g ą mieć po kilka beneficyów, ztąd niedbale pełnią swoje obowiązki; po w siach proboszczow ie trzym ają za­

(29)

konników; kanonicy po dwa lata nie byw ają na kapitule i w chórze; biskupi też zaniedbują się i ztąd to p o d o ­ bno idzie cale złe. W kościele podczas w ystawienia P rzenajśw iętszego Sakram entu biją się wszyscy po tw a ­ rzach, upadają na posadzkę, mężczyźni i kobićty: gość nasz wtedy słyszał wielki hałas w kościele. K ościoły piękne są; z zakonników są w Polsce tylko R eform a­

ci ( des m i n im e s ) i Kartuzi, k tó ry c h klasztor je d e n znajduje się w Warszawie; ale je d n o i drugie błędnie m ó ­ wi autor; zresztą przyznaje, że we F ran cy i niema tyle za­

konów , co w Polsce. D o spowiedzi i komunii n aw et idą P olacy p rzy szabli. Gorszyło to autora, że P olak o p ie ra ł się zawsze w kościele o ławkę i m ur i że raz tylko p o d ­ czas podniesienia zginał kolana, do komm unii szedł jak do stołu, po mszy prosto idą do gospody pić, chociaż się nie chce. K obiety pod tym względem pobożniejsze.

N abożeń stw o polskie ma tedy więcćj pow ierzchow ności jak serca, najwięcćj modlą się w post i w adw ent w r o r a ­ ty, k tó re się o trzeciój rano zaczynają: lampami oświe­

cają kościół, zdobią też wielki ołtarz, kaplicę Najświę- tszćj Panny. W pośrodku kościoła zawieszają wtedy obraz Najświętszćj P anny, który goreje takiem m nóstw em świa­

tła, że zliczyć go niemożna; piękny to sprawia widok;

m uzyka w ygryw a msze: przed offertorium jest kazanie.

L u d u w tedy pełno, cala rodzina królew ska znajduje się zwykle na tein nabożeństwie w pićrwszy dzień, toż p a n o ­ wie, chociaż zwykle bywa wielkie zimno. Następuje śnia­

danie, k tó re każdy je u siebie, co trw a 3 — 4 godziny.

W wilią Bożego N arodzenia od ósmej wieczorem do pierw szćj bankietują przy organach i muzyce; msza b y ­ wała tedy o północy, na nićj wielu się komm unikuje i w raca do domu, gdzie zastawna wieczerza wszystkich do ósmćj rano przy stole zatrzymuje. Ztąd przez cały ran ek N o w ego Roku, kościoły puste, a żołądki pełne.

W ogóle P o lac y m odlą się rano, na nieszpory rzadko kto przychodzi; kazania byw ają tćż rano i to tylko w święta, niedziele— w dni pow szednie nigdy.

Od środy popielcowćj aż do ostatniej soboty, co dzień w dwóch, w trzech kościołach po wielkich miastach

T e ,n , v - r « id « l e r n ik 1853. 4

(30)

w ystaw iają Przenajświętszy S akram ent, toż po parafiach, po klasztorach wedle p o rząd k u wskazanego przez bi­

skupa. Co dzień w post odbywają się processye kapników.

W c h o d z ą do kościoła ubrani w białą szatę, przepasani w stęgą z jedwabiu czerwonego, na głowie mając k a p tu r popielaty z trzem a dziurami dla oczu i ust, w chodzą p a ­ ram i, poprzedza ich wielki krzyż, dw óch po bokach nie­

sie świece, wszyscy mają w ręk ac h wielkie pałki. U pa­

dają na twarz w kościele; najstarszy pomiędzy niemi trz y razy palk ą stuka o posadzkę, wtedy klękają, zdejm ują k a p tu ry , odkryw ają nagie plecy i biczują się m ocno os­

tre mi razami. Następnie najstarszy trze m a uderzenia­

mi daje znak, i w tymże p o rz ą d k u jak dotąd w ychodzą kap n icy do drugiego kościoła, gdzie j e s t w ystaw iony Przenajśw iętszy Sakram ent, śpiewając litanie po polsku.

Z aczyna się ta cerem onia o trzecićj z południa: ludu za­

wsze wiele przyglądającego się, naw et sklepy zamykają, żeby to widzieć. O rgany m uszą ceremonii p rzygryw ać i t. d. W Wilią Bożego Narodzenia i na Wielki P ią te k jedzą P olacy dopićro o gwiaździe, co król z królow ą

święcie także zachowują.

„ O małżeństw ach i obchodach żało b n y ch .” D ro g ie to wszystko uroczystości u Polaków. W esela trw ają przez trz y dni. Za bytności naszego francuzkiego księdza, król raz wydawał jednę z panien królowej za pew nego w oje­

wodę i dwa pierw sze dni sam podejmow ał w izbie s e n a ­ torski ćj. Były tam długio cztery stoły: jed en w głębi

izby na podniesieniu około czterech stóp; baldachim królewski wznosił się w p o środku ow ego stołu z czerwo­

n ego axam itu z frendzlami złotemi; po lewej ręce króla siedziała królowa, obok nićj królew na, dwaj zaś młodzi synowie po prawej; J a k ó b a nie było w tenczas w W arsza­

wie. Oblubieniec zaraz przy królewicacli, oblubienica zaś za królew ną. Inne dwa stoły ciągnęły się wzdłuż ścian izby; u tego, co po praw ćj stronie, siedziały niewiasty, na każdym z nich było do 80 nakryć. T ru d n o opisać liczby potraw . Były półmiski, co aż cztery osoby dźwigały; toż piram idy z owoców, z konfitur. P rzysm aczkiem polskim są mięsiwa ugotow ane z ryżem, sosy ze śliwek, szafranowe, z pieprzem, imbierem, inuszkatelem. D obrego w ęgrzyna

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ta pogłoska o jego sile i odwrot Sasów wiele po- mogły Adamowi, który przeprawiwszy się przez Wisłę, nie potrzebował już się cofać lub tracić wojska, ale

Poruszenie przez nich na nowo tej kwestyi, pobudziło i mnie do ściślejszego zastanowienia się nad nagrobkiem Bolesława Chrobrego, a następnie i do pokazania: że

kowego istnienia.. Droga ta praw na nie okazuje się skuteczniejszą.. niu dalszem się zdarzy. Jeszcze nam tylko doprowadzić wypada rzecz riaszę do widoku przemian

robionego dziś języka. Dajcie nam porządną rozwijający umysł naukę składni; ta myśl naszą rozjaśni, da rozum, który na straży czystości języka stanie i

obrażenie to późnićj i z czasem w nim się dokonało. To bowiem nie ulega wątpliwości, że w tćj porze następuje u niego przełom duchowy i przesilenie.

— Witani kochanego pana — zwröcil si§ zyczliwie do Marcina, ktörego lubil pomimo wszystkiego, pomimo najwi§kszej sprzecznosci przekonafi, pomimo dwu dysput, tak

przedmiotem więc mojego dotychczasowego zajęcia była tylko sama ozdoba wewnętrzna. wszystkie filary znajdowały się mniej lab więećj w podobnymże. stanie jak obalony,

Gdy później zapytywano go, dlaczego nie myśli już o po ­ wrocie do Francyi, zwykł był odpowiadać: _,,Próbowałem dwa razy to uczynić i zachorowawszy, o mało