• Nie Znaleziono Wyników

Adres Redakcyi: WSPÓLNA JSte. 37. Telefonu 83-14.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Redakcyi: WSPÓLNA JSte. 37. Telefonu 83-14."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Jsn>. 13 (1556). W arszaw a, dnia 31 m arc a 1912 r. T om X X X I .

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszawie: rocznic rb. 8, kwartalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową rocznic rb. 10, półr. rb. 5.

PREN UM ERO W A Ć MOŻNA:

W R ed ak cy i „ W s z e c h ś w ia ta " i wc w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szech św iata'* p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A JSte. 37. T elefonu 83-14.

W P Ł Y W K I L K A K R O T N E G O O K A ­ L E C Z A N I A N A S Z Y B K O Ś Ć

R E G E N E R A C Y I x).

Badania Zelenego, k tó re w s tre szc z e n iu podaję, należą do szeregu b a d a ń nad w pływ em czynników zew nętrzn y ch i we­

w n ę trz n y c h n a szybkość regen eracy i.

Badania prowadzone b yły m eto d ą a n a ­ lityczną. Zelenem u chodziło o możliwie ścisłe wydzielenie i zbadanie w pływ u każdego z czy nnik ó w oddzielnie; w tym celu w dośw iadczeniu n a d d a n y m czy n ­ nikiem s ta r a ł się w yłączać wpływ czyn­

ników pobocznych. Z tego w zględu oka­

zało się pożytecznem przeprow adzenie b a ­ dań jed n o cześnie n a d działaniem możliwie j a k n a j większej liczby czynników . Te b a ­ d a n ia w y k a z a ły o sta te cz n ie konieczność ścisłego k o ntro low an ia w a ru n k ó w do­

św iadczenia i p odały w wątpliw ość rezul­

t a t y doświadczeń, w k tó ry c h wpływ czyn­

ników po bocznych nie był u w zględniany.

*) C harles Z elen y . T he effec t o f succe»sive rem oyal upon th e r a te o f reg e n o ra tio n . Jo u rn , exp. Zool. tom V II, 1909,

i Np. przypuśćm y, że doświadczenie nad w pływ em k ilk akrotneg o okaleczenia na szybkość reg e n e rac y i wykazało zm n iej­

szenie tej szybkości po pow tórnem oka­

leczeniu; je ś li j e d n a k wpływ czynników pobocznych nie był kontrolow any, to n ie ­ wiadomo, czy r e z u lta t o trz y m an y nie b y ł w y w ołany przez j a k i ś czynnik niew iado­

my, niezależnie od powtórnego okalecze­

nia. C zy nn ikiem tak im m ogłaby być zm iana s ta n u fizyologicznego zw ierząt w n ie k o rz y stn y c h w a r u n k a c h prac o w n ia ­ nych, a b a d a n y czynnik mógł nie mieć n a to opóźnienie żadnego wpływu, albo n a w e t działać w k ie ru n k u przeciw nym , tylko słabiej niż ów czynnik niew iadom y.

W niżej s treszczo n em badaniu nad s a ­ la m a n d ra m i i sk o ru p ia k a m i Zeleny podał r e z u lta t doświadczeń nad działaniem j e ­ dnego ty lk o czynnika n a szybkość r e g e ­ neracyi, t. j. k ilk a k ro tn ie p o w ta rz a ją c e ­ go się okaleczenia; inne czynniki u w z g lę d ­ n iane są ty lk o j a k o możliwe źródła błę­

dów, które koniecznie usun ąć należy.

Owe czynniki są:

1) W iek.

2) P e ry od ycz nie w y stę p u ją c e zm iany

flzyologiczne, np. u skorupiaków, w y w o ­

łane przez lenienie.

(2)

194 W SZ E C H SW IA T .Na 13

3) Z m ia n y flzyologiczne, w yw o łane przez d łu ższ y p o b y t w w a r u n k a c h p r a ­ cow nianych.

4) Z m ia n y szybkości re g e n e r a c y i p o d ­ czas t r w a n i a o k re s u regeneracyi.

5) Różnice poziomu operacyi.

6) D oda tk ow e okaleczenia.

7) Zm iany te m p e ra tu ry .

8) Z m iany w j a k o ś c i i ilości pożyw ie­

nia.

9) Różnice in d y w id u aln e w s zy bk o ści re g e n e ra c y i, zależne od czy n n ik ó w u s u ­ w a ją cy c h się z pod kontroli.

Sposoby w y łą c za n ia w p ły w u t y c h c z y n ­ ników są rozm aite; naogół nie j e s t t o z a ­ danie ła t w e i dlateg o r e z u l ta t y o trz y m a ­ ne b ę d ą t y lk o w a rto ś c ia m i przybliżo- nemi.

1) W p ły w w ie k u s ta ra n o się u s u n ą ć przez u ż y w a n ie do dośw iad czeń zw ie rz ą t j e d n e g o lę g u i w je d n a k o w y c h w a r u n ­ k a c h w y h o d o w a n y ch . Prócz teg o p o ró ­ w n y w a n o p ierw sz ą r e g e n e r a c y ę z na- stęp n em i, nie u ty c h s a m y c h osobników, lecz p ierw s z ą re g e n e r a c y ę j e d n y c h o s o b ­ n ik ó w — z d ru g ą, trz e c ią lub c z w a rtą u in n y c h osobników teg o sam eg o w ieku.

2) U skorup iak ó w , j a k wiadomo, z le ­ n ien iem zw iązane są zm ian y ogólnego s ta n u fizyologicznego z w ie rz ę c ia —wobec teg o operow ano i p o ró w n y w a n o ty lk o osobniki w jedny m czasie po lenieniu.

3) Szk o dliw e—albo w p ro s t zmienione w a r u n k i p o b y tu w p rac o w n i w p ły w a ją po p e w ny m czasie n a zm niejszenie e n e r ­ gii życiowej zw ierząt, dlateg o p o r ó w n y ­ wano ty lk o z w ierzęta, k tó re jed n a k o w o długo p ozostaw ały w j e d n a k o w y c h w a ­ run k ac h .

4) D ośw iadczenia wykazały, że o rg an r e g e n e r u ją c y się nie rośnie z sz y b k o śc ią je d n o s t a jn ą , lecz ze zw iększającą się do pew nego m ax im um , a później z m n ie js z a ­ j ą c ą aż do zera. D la w y łą c ze n ia tego czy n n ik a poró w nyw ano tylko z w ie rz ę ta w od p ow iadający ch sobie o k resach rege- i neracyi.

5) S ta ra n o się poró w n y w a ć tylko z w ie ­ r z ę ta operow ane n a j e d n y m poziomie, gdy ż s z y b k o ść re g e n e r a c y i zm ienia się W zależności od poziom u operacyi.

6) T rzym an o z w ie rz ę ta porów nyw ane w jednakow ej, te m p e ra tu rz e , gdyż j e s t to j e d e n z czynnikó w najsilniej działających n a sz y bk ość re g e n e rac y i.

7) W s zy stk ie zw ierzęta by ły j e d n a k o ­ wo o dżyw iane jako ściow o i ilościowro.

8) W s zy stk ie z w ie rz ę ta przypadkiem d odatkow o skaleczone usu w ano od do­

świadczeń, bo badanie tego czyn n ik a w y ­ kazało jego w p ły w n a szybkość r e g e n e ­ racyi.

9) Doświadczenia, czynione z wielu k u ltu ra m i, w ykazały, że t. zw. różnice in d y w id u a ln e częściowo można s p ro w a ­ dzić do w p ły w u otoczenia i s ta r a n n e z w ra ca nie u w a g i n a n a jm n ie js z e szcze­

góły re d u k u je j e w zn acz n y m stopniu.

Np. zm ienianie m iejsca n a stołach n a ­ czyń ze zw ie rz ę ta m i w y ró w n y w a różnice te m p e ra tu ry , ś w iatła, w pływ u porządku karm ienia, r u c h u osób w pracow ni i t. d.

Pom im o wszelkich s t a r a ń pozostaw ały j e d n a k pew ne różnice indy widualne. Błąd s tą d w y n ik a ją c y m ożna z red u kow ać, uży­

wając do dośw iadczeń znacznej liczby osobników. Zwierzęta, używ ane do d o­

św iadczeń były: S a lam a n d ry , A m blysto- m a je ffe rs o n ia n u m Green, meduzy: Cas- siopea x a m a c h a n a Bigelow i k ilka rod za­

jó w sko rupiak ów .

W dośw iadczeniach n a d s a la m an d ra m i u żyw an o l a r w w y h o d o w a n y ch w praco ­ w ni z jaj, znalezionych je d n e g o dnia i w j e d n y m staw ie. Podzielono j e na 6 se ryj, z k tó ry c h każ d a praw dopodobnie pochodziła od je d n e j samicy. Połowę larw każdej s e ry i operowano, obcinając im ogon, po odrośnięciu obcinano go po­

raź drugi; czasam i pow ta rz a n o tę opera- cyę trzy, albo c z te ry razy. Dopiero j e ­ dnocześnie z o s ta tn ią operacyą, o p e ro w a ­ no d r u g ą połowę osobników poraź p ie rw ­ szy i po ró w n y w a n o szybkość w zrostu tej pierw szej r e g e n e ra c y i z szybkością wzro­

s tu drugiej, trzeciej, albo czw artej r e g e ­ n e ra c y i u osobników pierwszej połowy.

Oczywiście operacyę u w s z y s tk ic h z w ie ­ rz ą t p o ró w n y w a n y c h w y ko ny w an o m o­

żliwie na je d n a k o w y m poziomie, a zw ie­

rzę ta obcięte tro chę dalej albo bliżej od­

rzucano. P rócz tego z achow yw ano wszel­

kie ostrożności dla u n ik n ię c ia błędów

(3)

JM® 13 W SZEC H SW IA T 195

doświadczenia, o k tó ry c h powyżej była mowa.

R e z u lta ty doświadczeń o trzy m ano b a r ­ dzo jed n o lite. Zeleny z estaw ia je na t a ­ blicy, w y ka z u jąc e j u w szystkich seryj, k tó ry c h było sześć, przyspieszenie s z y b ­ kości w zrostu podczas reg e n e rac y j n a ­ stę p n y c h w poró w n an iu z pierw szą. Śre­

dni p r z y ro s t szybkości, obliczony p rocen ­ towo, w yn osił 15<>|0.

U s k o ru p iak ów operacya polegała na odejm ow an iu szczypców, co z re s z tą zw y­

kle u s k u te c z n ia n o przez w yw ołanie auto- tomii. W obec istn ie n ia łam liw ych połą­

czeń części szczypców tru d n o ś ć opero w a­

nia na j e d n y m poziomie tu ta j nie istn ie ­ je. N a to m ia st k o m p lik u ją doświadczenia, w spom inane już, w zw iązku z lenieniem w y s tę p u ją c e zm iany fizyologiczne w ogól­

n y m s ta n ie zwierzęcia. Oczywiście wo­

bec tego można poró w nyw ać tylko zw ie­

rzęta w o d p o w iadający ch sobie okresach, a więc operow ano w sz y stk ie w j e d n y m czasie po lenieniu — w 1 albo dw a dni.

Ale poniew aż ok resy lenienia n a w e t dla zw ie rz ą t je d n e g o w ie k u nie odpow iadają sobie, więc ilość osobników odpow ied­

nich do d ośw iad czen ia r e d u k u je się b a r ­ dzo, różnice in d y w id u a ln e w y s t ę p u ją j a ­ skraw iej i r e z u l ta t y o trz y m an e nie są t a k je d n o lite j a k poprzednio. Wszelkie inne c zy n n ik i poboczne były w te n sam sposób kontro low ane, j a k w doświadcze­

niach poprzednich.

D ośw iadczenia n a d C am b a ru s bartoni nie w y k a z a ły p ra w ie zm iany w szy b k o ­ ści reg e n e ra c y i, z ten d e n c y ą przyspie­

szenia w zrostu podczas późniejszych re­

g e n e ra c y j. P r z y ro s t w łaściw y l-ej reg.

(7 osobników) w a h a się m iędzy 0,45 a 0,50 (u dwu osobników poniżej), a 4-ej (15 osobników) m iędzy 0,45 a 0,62 (u 3 osob­

ników poniżej).

D ośw iadczenia z k r a b e m P o r tu n u s sayi i k r e w e tk ą P a lae m o n ten u ic o rn is b yły robione in n ą m etodą: odejm ow ano wszy­

s tk im osobnikom praw e szczypce po kil­

k a razy i p o rów n y w ano szybkość wzro­

s tu p ierw szej r e g e n e r a c y i z późniejszemi.

A więc j a k widzimy, czy n n ik w ie k u nie b ył tu u w z g lę d n ia n y i dlatego re z u lta ty nie n a d a ją się do dy sk u sy i nad z a g a d ­

nieniem w pływ u k ilkak ro tnego okalecza­

nia ja k o oddzielnego czynnika. Podam je tylko ogólnikowo: U k r a b a d ośw iad­

czenie w ykazało małe przyspieszenie r e ­ generacyj n a s tę p n y c h w porów naniu z pierwszą, a u k r e w e tk i — m ałe z m n ie j­

szenie. U tej ostatn iej prócz tego z n a­

czne różnice indyw idualne, spowodow ane być może uszkodzeniam i bardzo gw ał­

townie rzucających się zw ierząt, w chwili zmieniania wody.

W końcu w doświadczeniu z Palaemo- n etes vu lg aris Stim p. w a r u n k i dośw iad­

czenia były jeszcze inne. Porów n y w an o tu u 20 osobników szybkość pierwszej rege ne rac yi lewych szczypców z jed n o ­ czesną d r u g ą r e g e n e rac y ą p raw ych, u i n ­ nych 25 osobników — odwrotnie. T utaj, ponieważ porów nyw am y tylko dwie s tr o ­ ny je d n e g o osobnika, więc w szelkie r ó ­ żnice między osobnikam i są wyłączone.

J e d y n e m źródłem błędu m og ła b y być różnica flzyologiczna między praw e m i szczypcam i a lew em i— ta znosi się przez operow anie u 20 osobników n a jp ie rw p raw y c h szczypców, a u 25—lewych.

To doświadczenie j e s t ciekaw e z p u n ­ k tu w idzenia zagadnienia, czy w pływ okaleczenia j e s t czysto lokalny, czy też działa n a organizm ja k o całość. Jeśli to drugie j e s t słuszne, co z d a ją się w s k a ­ zywać pewne dane, to pierw sze ok ale­

czenie i r e g e n e ra c y a np. lewej stro n y powinny mieć ta k i sam w pływ na n a ­ s tępn ą reg e n e ra c y ę tej samej stro n y j a k i n a pierw szą r e g e n e rac y ę praw ej stro n y i w te d y oczywiście szybkość obu r e g e ­ neracyj powinna być jed n a k o w a. W t a ­ kim razie je d n a k to doświadczenie dla ba d a n ia w pływ u k ilk a k ro tn e g o okalecza­

nia na szyb ko ść reg e n e rac y i nie miałoby żadnego znaczenia. Doświadczenie w y ­ kazało małe zm niejszenie szybkości wzro­

s tu podczas drugiej regeneracy i: śre d n ia długość r e g e n e r a tu w m ilim etrach za p ierw szą re g e n e r a c y ą = 2,20, za d ru g ą — 2,17.

W ten sam sposób, co poprzednie, było

przeprow adzone doświadczenie z m eduzą

Casslopea x a m a c h a n a Bigelow. U trzech

osobników pierw sza re g e n e r a c y a odcinka

brzeg u dzwonu była p o rów ny w a na z j e ­

(4)

196 W SZEC H ŚW IA T J\|s 13

dnoczesną d r u g ą re g e n e r a c y ą tak ieg o s a ­ mego o d c in k a i u teg o sam ego osobnika.

Dośw iadczenie w ykazało p rzy ro st s z y b ­ kości w dru giej reg e n e rac y i u w s z y s t­

kich trz e c h osobników. T uta j więc w pływ o k aleczenia jest lokalny. Jeśli j e d n a k

1-sza reg en . 2-ga reg e n .

A 1,6 mm 1,8 mm

B 1,1 , 2,0 „

C 0,8 „ 1,4 „

śred n ie 1,2 mm 1,7 mm

to dośw iad czen ie p o ró w n a m y z innem , gdzie pierw szą re g e n e r a c y ę u trzech osobników po ró w n y w a n o z d r u g ą r e g e ­ ne ra c y ą u in n y ch dwu, to p rz e k o n a m y się, że j e s t on ty lk o częściowo lokalny.

Mianowicie to d ru g ie doświadczenie w y ­ kazało p r z y r o s t szyb k o ści większy niż pierwsze: śre d n ia pierw szej re g e n e r a c y i

— 0,3 mm, drugiej = 1,2 mm. Tę n a d ­ w y żkę p rzy ro stu w d ru g ie m d o św iad cze­

niu m ożemy przy p isa ć w p ły w ow i o k ale­

czenia n a organizm j a k o całość. Oczy­

wiście to dośw iadczenie z pow odu małej ilości użytego m a te ry a łu nie j e s t ro z ­ s trzyg ające.

Zanim przejdziem y do o s tateczn y ch wniosków, rozpatrzm y, co zostało u c z y ­ nione w ty m k ie r u n k u przez poprzedni ków Zelenego, J e s t t o bardzo niewiele i o g ran ic za się do ogólnikowo p o d a n y c h spostrzeżeń bez uw zględ n ien ia w a ru n k ó w doświadczenia. Z atem nic dziw nego, że wnioski w y c ią g a n e z t y c h spostrzeżeń nie są ścisłe i różnią się m iędzy sobą.

S p o ty k a ją się w zm iank i o z m n iejszen iu szybkości r e g e n e r a c y i po k ilk a k r o tn e m okaleczeniu, są one j e d n a k ja k n a jm n ie j d e c y d u ją c e z pow od u b r a k u dowodów, że to nie ogólne w y c z e rp a n ie zw ie rz ą t trz y m a n y c h w sztu czny ch w a r u n k a c h było ro z s trz y g a ją c y m c z y n n ik iem d o ­ św iadczenia. Bardziej p rz e k o n y w a ją c e są sp o strzeżenia przyspieszenia, albo nie- j zm ienionej szy b kości r e g e n e ra c y i p o w ta ­ rzającej się k ilk a k ro tn ie. S p allanzani |

(1769) o trz y m ał w przeciągu trzech le t­

nich m iesięcy sześć kolejnych r eg e n e ra- cyj c z te re c h łap i ogona la rw s a la m a n ­ der bez zm niejszenia szybkości późn iej­

szych r e g e n e ra c y j. Liczba z re g e n e ro w a ­ n y c h kości przez je d n ę z nich była 687.

V anlair (1891) podaje u w ag ę o re g e n e ­ rac y i n e rw u kulszow ego u psa poraź d r u ­ gi w siedm i pół miesięcy, g d y pierw sza r e g e n e r a c y a t rw a ła dziesięć miesięcy.

I te j e d n a k spostrzeżenia podane są w sposób, k tó ry nie pozwala w n iosko­

wać o oddzielnym wpływ ie danego cz y n ­ nika.

W ypro w a dze nie w n iosku ogólnego o w pływ ie k ilk a k ro tn e g o okaleczenia n a szybkość r e g e n e ra c y i nie j e s t rzeczą ł a ­ twą; trz e b a p rz y te m wziąć pod u w ag ę kilk a w a ż n y c h punktów:

1) W szelkie cz y n n ik i w p ływ ające szko­

dliw ie n a s ta n flzyologiczny zwierząt, choćb y d w u seryj p o rów n yw anych , w p ły ­ w a n a zm niejszenie sz y b kośc i n a s tę p n y c h reg eneracyj.

2) N iem ożna oczekiwać ani bardzo silnego ani jed n o lite g o w p ły w u od c z y n ­ nika, k t ó r y choćby tylko częściowo w p ły ­ w a na organizm j a k o całość.

3) W określaniu czynnika dzia łają c e ­ go słabiej od in n y c h czynników, n a w e t w razie ścisłej kontroli tru dn iej o trz y ­ m ać jed n o lite rez u lta ty , niż w ok reślaniu czynnika, k tó re g o w pływ j e s t silniejszy od w p ły w u c z ynników pobocznych.

Dośw iadczenia n a d zwierzętam i, u k t ó ­ ry ch łatw iej było wpływ ty c h czynników u s u n ą ć (salam an dry , meduzy), w y k a z a ły niew ielk ie przy sp ie sz e n ie w z ro s tu pod­

czas r e g e n e ra c y j późniejszych; dośw iad­

czenia nad zw ierzętam i leniejącemi, gdzie to niezupełnie się udało — zmniejszenie szybkości w zrostu, albo je j niezmienność.

W obec tego ze w szelk iem praw dopodo­

b ie ń s tw e m m ożna w yp ro w adzić w niosek ogólny, że kolejne, k ilk a k ro tn e o kalecza­

nie nie m a żadnego w pły w u n a szybk o ść

re g e n e rac y i, albo w yw ołu je niew ielkie

przyspieszenie. To przy spieszen ie dałoby

się może objaśnić sa m y m m echanizm em

re g e n e rac y i, k tó ry polega n a tem, że

z pocz ątk u o d b y w a się odróżnicow yw anie

kom órek i p r z y g o to w y w a n ie m a te ry a łu

(5)

JNTo 13 W SZEC H SW IA T 197

dla reg e n e rac y i, a później n a stę p u je szybkie mnożenie się kom órek i wzrost organu. Je śli o rg an odcięto poraź drugi w chwili, g d y pierw sz y o kres jeszcze trw a ł, to niezróżnicow ane k o m ó rk i są już gotow e i d r u g a re g e n e r a c y a może iść szybcej niż pierwsza. Ale to w żadnym razie nie o bjaśnia p rzyspieszenia re g e n e ­ rac y i trzeciej i czw artej w porów naniu z d ru g ą 1).

P ozostaje podnieść jeszcze j e d e n w a ­ żny p u n k t, mianowicie chodzi tu o zw ią­

zek, w j a k im z n a jdu je się szybkość k o ­ lejnych n a s tę p u ją c y c h po sobie regene- racyj z ogólnem zagad nieniem o granicze­

nia w zrostu. J a k wiadomo, w zrost k a ­ żdego o rgan iz m u p o stę puje w ed łu g o k re ­ ślonego zam k niętego w sobie cyklu: n a j ­ p ierw z n a jw ię k sz ą szybkością, k tó ra się zm niejsza z po czątku szybko, później po- wolniej, aż do zera, t. j. zakończenia w zrostu. P r z y c z y n y tego ograniczenia są nieznane, ale wiadomo, że niek tó re rodzaje uszko dzeń w y w ołują odnowienie procesu w edług tego sam ego cyklu.

A fak t k ilk a k ro tn e g o pow rotu tego z ja ­ wiska j e s t probierzem zagadnienia poten- cyału w zrostu. Jeśli w zrost norm alny czy re g e n e r a c y a wyczerpuje p ierw otny zapas potencyału, to na stę pn e regenera- cye pow inny się odbyw ać mniej szybko,

i

albo mniej dokładnie. Doświadczenie w y­

kazało, że org anizm zachowuje się jak - g d y b y m iał n ie w y c ze rp an y zapas m ate- ry ału i sił do tw o rze n ia i od tw arzania swoich części. Zatem przyczyn o g ra n i­

czenia w z r o s tu trz e b a b y może szukać w istn ie n iu sta łe g o sto su n k u między czę­

ściami organizm u, albo między nim a o to ­ czeniem, a nie w b rak u m a te ry a łu dla wzrostu. Jeśli przez okaleczenie zado- sy ć u cz y n im y p ew n y m koniecznym w a­

runkom , w z rost zaczy n a postępow ać na- nowo z niezm ienioną siłą.

D r. Janina Zielińska.

*) Z d a je się, że to objaśnienie w k ażdym j raz ie j e s t niesłu szn e, g d y ż w w ie lu raz ach na- p ew n o , a praw d o p o d o b n ie zaw sze, kom órki nie­

zróżnicow ane z n a jd u ją się nie w sta re j tkance, lecz *v sam y m re g e n e ra c ie i w ra z z nim p o d ­ czas 2-ej, 3-ej lu b 4-ej re g e n e ra c y i zo sta ją o d ­ cięte.

O D C Z Y T F A R A D A Y O W S K l T . W . R 1 C H A R D S A .

Tow arzystw o Chemiczne angielskie u p rasz a peryodycznie w y b itn y c h uczo ­ n ych z całego ś w ia ta o w ygłoszenie od­

czytu, m ającego za t e m a t najogólniejsze zadania nauki. Odczyty takie odbyw ają się w sali, k tó ra wchodziła w skład la- b o rato ry u m wielkiego uczonego, a ich słuchaczam i są w y bitn i chem icy i fizycy obu półkuli. W r o k u 1911 odczyt F a ra- d ayow ski wypowiedział Teodor Wilhelm R ichards, profesor u n iw e rs y te tu Ilar- wardzkiego w Sta n ac h Zjednoczonych, w ziąw szy za tre ś ć „W łasności zasadnicze pierw iastków c h e m i c z n y c h /

„Pozwólcie, mówił uczony a m eryk anin , że odczyt mój zacznę od przytoczenia starego te k s tu Platona: „Jeżeli w sztuce jak iejkolw iek od trą c im y rach u n e k , m ia ­ rę i wagę, to, co pozostanie, będzie r z e ­ czą bardzo nieznaczną". Lord Kelvin zaś w yra ż a się w ty m sa m ym przedmiocie słowami: „Dla w yobrażenia pospolitego ścisły i drobiazgow y pomiar wydaje się zadaniem mniej wzniosłem i mniej szla- ch e tn e m od p oszukiw ania rzeczy n ie z n a ­ nej. Je d n ak ż e p raw ie w szystk ie n a j ­ większe o dkrycia n au k ow e były w y n i­

kiem ścisłych oznaczeń i cierpliwej p r a ­ cy, poświęconej drob iazg ow em u z b a d a ­ niu rez u lta tó w lic z b ow y c h 1*.

„Mierzenie j e s t środkiem, nie celem.

I Przez nie o trz y m u je m y dane, k tó ry c h znaczenie j e s t niezm iernie określone i na k tó ry c h możemy oprzeć rozumowanie..

Lecz m ierzenie w yk on ane bez wyboru nie prowadzi do niczego. Pod groźbą nadarem n ej s t r a t y czasu pow inniśm y m ą ­ drze w yb ierać wielkości, któ re m ają być zmierzone. Otóż w liczbie wielkości, któ- j re są odpow iednie do najściślejszych po­

miarów, n ajbardziej zasadniczem i są bez- w ą tp ie n ia własności pierw iastk ów ch e ­ m icznych, poniew aż one to są pierwot- nem podłożem w szy stkich zjawisk, pod­

p a d a ją c y ch pod nasze zmysły".

„Do najbardziej znaczących pomiędzy

tem i własnościami oczywiście należy ma-

(6)

198 W SZ E C H SW IA T JMe 13

sa. Te o siem dziesiąt k ilk a liczb, k tó re n a z y w a m y ciężaram i atom ow em i, są mo­

że n a jw a ż n ie js z e m i w sk a z ó w k a m i fizycz- nemi, ja k ic h p rz y ro d a n a m d o starcza w s p ra w ie sta d y ó w p oczątkow ych r o z ­ w o ju w sz e c h św ia ta : To są niem i ś w ia d ­ kowie p ierw sz y c h początk ó w Kosm osu w ychodzącego z łona Chaosu".

W tem m iejscu profesor R ic h a rd s p r z e ­ chodzi do szczegółów, d o ty cz ą c y ch sp o­

sobów oznaczania m as ato m o w y ch . Prze- d e w s z y s tk ie m z w raca u w a g ę na k o niecz­

ność odpowiedniego p r z y g o to w a n ia ma- tery i, k tó ra m a być w ażona, gd y ż od jej bezw zględnej czystości zależy w a rto ś ć o trz y m an e g o rez u lta tu . Podaje pew ne m e to d y w y k o n a n ia ró żn ych c zynności p r z y g o to w a w cz y c h , u ż y w a n e w i n s t y t u ­ cie ch e m icz n y m H a rw a rd zk im , gdzie, pod je g o k ie ru n k ie m i z je g o o sob isty m u d z ia ­ łem pow tórzono oznaczenie ciężarów a to ­ m ow ych trz y d z ie s tu p ierw ia stk ó w . N a ­ s tę p n ie mówi:

„W ka ż d y m razie ciężar j e s t dopiero je d n ą z z a sa d n icz y c h w łasno ści m ateryi.

D ru g ą , praw ie równie, jeżeli n a w e t nie zupełnie rów nie w a ż n ą w ła sn o śc ią j e s t objętość. J e s t ona j e d n a k daleko b a r ­ dziej z m ie n n a i mniej dobrze określona.

P r a w d a , że w s z y s tk ie gazy w p rz y b liż e ­ niu są posłuszne p ra w u Gay - L u s s a c a i zasadzie A y og ad ra, ale co do ciał s t a ­ łych i cieczy s p o s trz e g a m y wiele n ie p r a ­ widłowości i p r z y jm u je m y wogóle, że ich objęto ści nie u le g a ją ża d n y m s to s u n k o m s y s t e m a t y c z n y m 11.

P. R ic h a rd s, od la t j u ż w ielu b ad a ją c d ro bn e niepraw idłow ości, k tó ry m u leg a ją objętości g azów w ro zm a ity c h w a r u n ­ k ach , doszedł do p rze k o n a n ia , że i wię­

ksze o d s tę p s tw a ciał s ta ły c h i cieczy mu- sz;i zależeć od przyczyn w spólnych dla w sz y stk ic h ciał przyrody. W szelkie zm ia­

n y objętości, w e d łu g zdania większości fizyków i c h e m ik ó w , m u szą być p rzyp i­

sa n e zm ianom w ym iarów p r z e s trz e n i p ró­

żnych, k t ó r e p rz e g ra d za ć m ają c z ąstecz­

ki ciał w s z y s tk ic h . Ale, czy o sta te cz n ie j e s t rzeczą pewną, że tak ie p rze strz e n ie próżne is tn ie ją w cieczach i ciałach s t a ­ łych? Ciała stałe raczej z a ch o w u ją się tak , j a k g d y b y ich cząsteczki nie z n a jd o ­

w a ły się w z b y t wielkiej odległości j e ­ dne od drugich. Do tego w niosku p r o ­ wadzi np. zupełna nieprzen ikliw o ść ciał sta ły c h , t a k stanow czo sp raw dzona przez L a n d o lta dla szkła i w ielu gazów. We w sz y s tk ic h przy padk ach , k ie d y w y daje się, że ciała stałe o k azują się przenikli- wemi, zaw sze w iem y napewno, albo p r z y ­ najm niej m am y praw o przypuszczać, że p rzy c z y n ę tej rzekomej przep uszczaln o ­ ści s ta n o w ią pew ne rea k c y e chemiczne.

T r u d n o również, w e d łu g R ichardsa, po­

godzić takie objaw y, j a k np. wysoki s to ­ pień s z ty w n o śc i w ielu ciał stały ch , z w y ­ obrażeniem , że ich cząsteczki są między sobą przedzielone w ielkiem i s to s u n k o ­ wo p r ze strz e n ia m i próżnemi. Przeciw nie, w s z y s tk o przem aw iać się zdaje za tem , że m o le k u ły ciał stały ch i cieczy, jeżeli wogóle są przedzielone ja k ie m i p rz e s trz e ­ n iam i próżnem i, to c h y b a nieznacznej w ielkości w po ró w n a n iu z w ym iaram i s a m y c h cząsteczek.

Lecz ja k ż e pogodzić ta k ie w yo brażen ia z ta k mocno u g r u n to w a n e m i poglądam i fizyki, j a k np. teo ry a c y n e ty c z n a gazów?

Prof. R ichards w y ka z u je, że j e d y n y m p u n k te m , k t ó r y należałoby zm ienić w tej teoryi, b y ła b y zmienność w yrazu b w ró ­ w n a n iu van der W a alsa, w p rz y p a d k u k ie ­ dy zgod zilibyśm y się, w b re w d o ty c h c z a ­ sow em u m n ie m a n iu uznać objętość czą­

steczek i atom ów za zm ienną. W y p a d ło ­ b y w te d y we w szystkich tych r o z u m o ­ w aniach, w k tó ry c h obecnie w p r o w a d z a ­ m y r u c h postępow y cząsteczek lub a to ­ mów, z a stą p ić to pojęcie przez zm iany ich objętości. Główną k o rzyść ze zm ia­

n y z a p a t r y w a ń w pow yższym k ie r u n k u p. R ic h a rd s widzi w tem , że, je ż e li pod w p ły w e m zm ienionego ciśnienia uleg a zmianie objętość cząsteczek i atom ów, to i o dw ro tnie — ta z m ia n a objętości nie może nie prow adzić za sobą zm ian ci­

śnienia. S tąd, na mocy zm ian objętości, to w a rz y s z ą c y c h zjaw iskom chem iczn ym m o g lib y ś m y w niosko w ać o wielkości po­

w in o w a c tw a chem icznego i dojść nako- niec do rzec z y w iste g o zrozum ienia tej bądź co bądź dziś jeszcze tajemniczej p ostaci energii. Że ścisła zależność po­

m iędzy z m ianą objętości podczas np.

(7)

Aft 13 W SZECHSW 1AT 195?

tw o rze n ia się związku a natężeniem po­

w in ow actw a chem icznego istnieje, o tern, zdaje się, od czasów F a r a d a y a , nie w ą t ­ pił żaden z badaczów, ale ujęcie tej za­

leżności w w yrażen ie m ate m a ty cz ne do­

tychczas osiągnąć się nie dało.

Po p rzy to c ze n iu inn y ch jeszcze pow aż­

n y c h względów, p rzem aw iających za p rzyp u szczeniem zmiennej objętości czą­

steczek i atom ów i po opisie metod do ­ ś w iadczalnych, zapomocą k tó ry c h zakład chem iczny H a rw a rd z k i usiłuje pozyskać niezbite dowody tego przypuszczenia, prof. R ichards mowi: „Im uważniej roz­

p a tr u je m y dane rzeczyw iste, tem bardziej praw dopodobnem w ydaje się nam p r z y ­ puszczenie ściśliwości atomów. Dziesięć la t p ra c y doświadczalnej nad tem w y ja ­ śnieniem doprowadza m nie do wniosku, że idea ta ma w sobie moc s u g e s ty w n ą potężną i że p o p y c h a do coraz nowych poszukiw ań, pozw alających zbliżać ze so­

bą i klasyfikować zja w iska rozstrzelone dotychczas. A to właśnie są rezultaty , k tó re u z a s a d n ia ją hypotezę".

Kończąc swój odczyt, pełny głębokich a często niespodziew anych myśli, p. Ri­

c h a rd s zw raca się jeszcze do z astosow a­

nia w prow adzonej przez się hypo tezy do u k ła d u n a tu r a ln e g o pierw iastk ów . Układ ten, w e d łu g uczonego a m e ryk ań skie g o, m ógłby wiele zyskać, g d yb y w nim prze­

prowadzono k o n s e k w e n tn ie ow ą hypote- zę i — być może — sta łb y się tem, czem s ta ć się powinien, to j e s t p u n k te m w y j­

ścia do w yk azania praw id ło w y ch s to s u n ­ ków liczbowych pomiędzy ciężarami a to ­ mowymi w sz y stkic h p ierw iastk ów c h e­

micznych. M.

JA K Ó B LO EB .

Ż Y C I E .

O dczy t w y g ło sz o n y na p ierw szy m k o ngresie m o nistów w H am b u rg u 10 w rz eśn ia 1911 roku.

(D okończenie).

W idzieliśm y, dlaczego nie można w y ­ znaczyć płci rozw ijającego się zarodka

przez w p ły w y zewnętrzne. Je śli npj u człowieka plem nik bez chrom osom u x wniknie do ja ja , pow staje chłopiec, je ś li zaś plem n ik z ty m chromosomem d o s ta ­ nie się do ja ja pow staje dziewczyna.

A ponieważ stale w y s tę p u ją oba rodzaje plem ników , j e s t rzeczą czystego p r z y p a d ­ ku, czy się urodzi chłopiec, czy dziew­

czynka, a stosownie do praw czystego p rzy padku w razie większego z a lu d n ie ­ nia ilość urodzeń chłopców i dziewcząt j e s t równa.

Te fak ty rozw iązały też j e d n y m z a m a ­ chem wiele innych zagadek o zapłodnie­

niu. J e s t pewien typ bliźniąt, k tó ry po­

w staje przez rozszczepienie ja j k a . U t a ­ kich bliźniąt płeć j e s t zawsze ta sama.

Komórki takich bliźniąt m ają n a tu ra ln ie tę s am ę ilość chromosomów x, a zatem i tę sam ę pleć.

U mszyc, pszczół i m rów ek j a j a m ogą się rozw ijać po zapłodnieniu lub bez n ie ­ go. Było wiadomo, że z zapłodnionych ja j ro zw ijają się zawsze tylko samice, nigdy sam cy. Okazało się, że u ty c h zw ierząt j a j a m ają tylko je d e n chrom o­

som płciowy i że są dw ojakie plemniki:

j e d n e z chrom osomem płciowym, d ru gie bez niego. W ykazano niewątpliwie, że u mszyc plem niki niezaw ierające wcale chrom osomów płciowych nie są zdolne do życia i to samo w y stępu je p raw d o p o ­ dobnie u pszczół i u mrówek. Jeśli z a ­ tem ja je u tych zwierząt zostanie zapło­

dnione, to zawsze przez plem n ik zaw ie­

r a ją c y chrom osom płciowy. J a je m a za­

tem po zapłodnieniu stale dw a c h ro m o ­ somy x, a tylko z ta k ic h m og ą powstać samice.

W iem y dalej, że u pszczół i m rów ek z niezapłodnionych jaj ro zw ija ją się t y l ­ ko sam cy, j a k to naprzód w ykazał D z i e r ­ żoń dla pszczół. Pochodzi to stąd, że ich j a j a m ają tylko j e d e n j e d y n y c h ro ­ mosom x, a z ja j z je d n y m tylko chro­

mosomem x, rozw ijają się tylko samcy.

W idzimy zatem , w j a k prosty sposób rozw iązano zagad nienie dziedziczenia płci. Ale i m endlowskie p raw o rozszcze­

piania z n a jd u je tu także w yjaśnienie.

W szystkie kom órki ciała samicy, a więc

także i prająja, m ają po d w a chrom oso­

(8)

200 W S Z E C H S W IA T M 13

my płciowe. W p e w n y m okresie t w o r z e ­ nia się j a j a w ych odzi z j a j a połowa c h ro ­ mosomów, ja k o t. zw. ciałko k ierun k ow e, a j a j e z a trz y m u je połowę p ierw o tn ej licz­

by chrom osomów ; k aż d e z a te m j a j e z a ­ w ie ra ty lk o j e d e n chrom osom płciowy.

T y m c za se m u sa m c a w s z y s tk ie k om órki m a ją od p ocz ątk u ty lk o j e d e n chrom o­

som płciowy, czyli x, a k a ż d y p rap le m n ik dzieli się n a dwa nowe plem niki, z k tó ­ r y c h j e d e n z a w iera chrom osom płciowy, a d r u g i nie. To, co m ożna u sam ców obserw o w ać w pro st, w y s tę p u je oczyw i­

ście i u k ażdego m ieszańca: pod czas k r y ­ tycz n e g o podziału t. zw. d o jrz e w a n ia k o ­ m ó re k płciow ych h y b ry d ó w , n a s tę p u je t a k i rozdział chrom osomów , że t y lk o po­

łow a k o m ó re k płciowych z a w iera m ate- r y a ł dziedziczny, pod w zględem k tó re g o ro zró ż n ia ją się te dw ie form y p ierw otn e.

Że to nie j e s t ty lk o założeniem, ale fa k te m , m ożna r o z s trz y g n ą ć ty lk o w ty c h raz a c h, w k tó ry c h , j a k wspom niano, spe- cyalne, dziedziczne cechy w y s t ę p u ją t y l ­ ko u je d n e j płci, np. śle p o ta na b a rw y . P ra w id ło w o śc i w y s tę p u ją c e tu o d po w ia­

d a ją ilościowo tem u , czego m u sim y się spodziewać, p r z y jm u ją c , że m a t e r y a ł y w y z n a c z a ją c e dziedziczenie ty c h p rz y ­ miotów, s ą z a w a rte w chrom osom ie płcio­

wym . U osobnika n iew rażliw eg o n a b a r ­ wy b ra k czegoś, co w y s tę p u je u w rażli­

wego. W idocznie w rażliw ość n a b a rw y przenosi się n a m łode pokolenie przez c hrom osom x. W n a s tę p n e m pokoleniu ślepota n a b a rw y może nie w y stępow ać, lecz w trzeciem połowa m ęsk ic h w n u k ó w będzie wedle te o ry i n iew ra ż liw a na b a r ­ wy. Te o sta tn ie s to s u n k i liczbowe u czło­

w ie k a m o g ą dlateg o niezaw sze w y s t ę p o ­ wać, że ilość dzieci j e s t zan ad to o g r a n i­

czona, by spraw dzić te s to s u n k i z g od n e z ra c h u n k ie m p raw d o p o d o b ie ń stw a . T. H.

M organ ob serw o w ał j e d n a k u pew nej m u c h y cały sz ere g ta k ic h cech „sexlimi- t e d “, z a ch o w u ją c y c h się, j a k ślep o ta n a b a rw y . Muchy te m ają czerw one oczy.

M organ obserw ow ał m u ta c y ę t y c h m uch o biały ch oczach w y s tę p u ją c ą u samców.

Je ś li s k rz y ż o w a ł białookiego s am ca z czer- w on ooką sam icą, to w sz y s tk ie m u ch y p ierw szego pokolenia m iały czerwone

oczy, gdyż w sz y s tk ie m uchy zaw ierały w sw y c h k o m órka c h płciow ych czyn n ik dla oczu b a rw n y c h . W d ru g ie m pokole­

n iu w s z y s tk ie sam ice i dokładnie połowa sam ców m iały oczy czerwone, d r u g a zaś połowa sa m c ó w —białe.

Z t y c h i t y m podobn ych doświadczeń hodo w lanych Corrensa, D o n c e stra i Mor­

g a n a m ożem y wnosić z pewnością, że chrom osom y płciowe są przenośnikam i ta k ic h cech dziedzicznych, któ re w y s t ę ­ p u ją u je d n e j płci jed y n ie , lub p rz e w a ż ­ nie. Mówimy przew ażnie, gdyż można przew idzieć teo re tyc z n ie tak ie p rzypadki, w k tó ry c h nierozróżnianie b a rw lub białe oczy w y s t ę p u ją i u płci żeńskiej. D o ­ św iadczenia nad k rzy ż o w an ie m dowiodły rzeczywiście, że to teo re ty c z n e p rze w id y ­ w anie się spraw dza. Zagadnienie p ra w a rozdziału Mendla j e s t przez to rozw ią z a ­ ne, a także i zagadn ienie w yznaczania płci, k tó re j e s t ty lk o szczególnym p r z y ­ p a d k ie m p r a w a seg regacyi, j a k to ju ż Mendel w skazyw ał. P ozostaje jeszcze n a ­ uce do ro zw iązania zadanie oznaczenia n a tu r y m a te ry a łó w w chrom oso m ach od­

pow iedzialnych za przenoszenie dziedzi­

czne ja k ic h ś przym iotów, a dalej w y k a ­ zanie, w j a k i sposób te m a te ry a ły w y w o ­ ł u ją odpow iednie własności. Mamy ju ż i w ty m k i e r u n k u w ażne początki. Wie­

m y ju ż, że do p o w s ta n ia b a rw n ik a c z ar­

nego p o trz e b n e j e s t w spółdziałanie p e ­ w nej s u b sta n c y i, ty ro z y n y i ferm en tu o k sy d a cy jn e g o tyrozy nazy . Dziedziczne p rzenoszenie czarnej b a rw y sk ó ry przez zwierzę płci m ęskiej m usi się odb y w ać w sposób u w a r u n k o w a n y tw orzen iem się ty ro z y n y , albo ty ro z y na zy, albo też obu ty ch ciał. Możemy powiedzieć, że roz­

w iązanie zagadki dziedziczenia udało się do tego stopnia, że dalszy ju ż rozwój od­

b yw ać się będzie w z a k re s ie czystej c y­

tologii albo też chemii i fizyki.

7. P lanow ość organizmów.

N iem ożebną j e s t rzeczą w y k a z a ć w k r ó t ­ kim odczycie, że w sz y stk ie zja w isk a ży­

ciowe m ożna zanalizow ać j a k o fizyczno - chemiczne. W y b ra liś m y tylko zapłod­

nienie i dziedziczność, g d y ż te w łaśnie

(9)

N» 13 W SZEC H SW IA T 201

z ja w isk a są dla isto t żyw ych swoistem i i w n a tu r z e m a rtw e j nie m ają żadnej analogii, a jeżeli m ożem y się przekonać, że te z ja w is k a d a ją się pojmować, jako p ro ce sy fizyko - chemiczne, to możemy z całą słusznością tego sam ego oczeki­

w ać i dla procesów tak ic h , dla k tó ry c h p osia d a m y analogie w n a tu r z e m artw ej, j a k dla ab so rp c y i i sekrecy i płynów, dla

tra w ie n ia i w ielu innych.

Musimy się j e d n a k z ałatw ić z je d n e m jeszcze pytan iem , n a rz u c a ją c e m się nie- tylk o n iew tajem niczo n em u, ale także k a ­ żdem u biologowi, a mianowicie, j a k m a ­ m y pojm ow ać p rzystosow anie części do całości, przez co dopiero organizm istnieć może ja k o całość. T u n a s tr ę c z a się m e ­ tafizykowi sposobność przyjęcia ponad czysto chem icznem i i fizycznemi proce­

sam i jeszcze czegoś specyalnego, w łaści­

wego tylko życiu: j a k planowości, inaczej celowości s ta w a n ia się, d o m in a n t Rein- kego i ty m podobnie. Mimo całego oso­

bistego sz a c u n k u dla au to ró w ty c h po ­ jęć , sądzę j e d n a k , że i tu, j a k w całej metafizyce, chodzi o grę słów. Że część j e s t t a k urządzona, że „służy całości11 j e s t tylk o innem w y ra ż en ie m faktu, że g a tu n e k ty lk o w te d y j e s t zdolny do ży­

cia, albo, u ż y w a ją c słów Rouxa, je s t trw ały , kied y j e s t zaopatrzony w a u to ­ m a ty c z n y m ech anizm sam ozachow ania i rozm nażania. Je śli p ow stają zw ierzęta ciepłokrw iste, k tó re nie m ają np. k rą ż e ­ nia, to nie m o gą u trz y m a ć się przy ż y ­ ciu i to j e s t powodem, dlaczego takich n i g d y w n a tu rz e nie s p o ty k a m y . Zagad- ! n ienie p rzy stoso w an ia n a s tr ę c z a tylko pozorne tru d n o śc i, gdyż my rzadko lub wcale nie n a p o ty k a m y n ie u d a n y c h a wy- i s tę p u ją c y c h w n a tu r z e prób na o rg a n i­

zmy. Chcę w y ja ś n ić n a k o n k r e tn y m przykładzie, że liczba organizm ów , k tó rą badam y, j e s t tylko znikomo m ałą cząstką tych , k tó re m o g ą w n a tu rz e p o w staw ać i praw dopodobnie często p o w stają, które j e d n a k giną, zanim j e spostrzeżem y, gdyż ich o r g an iz ac y a nie daje się pogodzić z trw a łe m istnien iem . M oenkhaus w y ­ kazał przed dziesięciu la ty , że można ja- j e każdej m orskiej r y b y kostnoszkieleto- wej zapłodnić plem nikiem każdej dowol- j

i nej innej morskiej r y b y ko stn o sz k iele to ' wej. Zarodki tak ie żyły je d n a k tylko j je d e n lub dwa dni. Mnie udało się w tym r o k u tak ie m ieszańcze zarodki ry b k o ­ ś cisty ch daleko ze sobą s p ok re w nion y c h dłużej niż miesiąc zachow ać przy życiu.

Nie u leg a z a te m wątpliwości, że rzeczy ­ wiście można skrzyżow ać każdą m orską ry b ę kostnoszkieletow ą z każdą inną.

Ryb ko stnoszkieletow ych żyje około 10 000 gatunków . Jeśli przy jm ie m y w szy­

s tk ie możliwe skrzyżowania, to powinno istn ieć 100 000 000 form ry b kościstych.

Z tego tylko m ały procent, se tn y mniej więcej, j e s t zdolny do życia. Okazało się bowiem z moich doświadczeń, że m ie ­ szańce różnorodne ry b k ostn oszkieleto ­ w ych tw orzyły oczy, mózg, uszy, płetw y , pulsujące serca, k rew i naczynia k r w i o ­ nośne, a mimo to, nie było zdolne do życia, gdyż krążenie krwi nie w y stę p o ­ wało albo też dlatego, że krążenie u s t a ­ wało w krótce, mimo, że serce dalej biło Co było p rzyczyną tego b r a k u „przy- s to w a n ia “ czyli „planowości" w różno-

j r o d n y c h m ieszań cach ry b niepozw alają- cego im żyć? B rak odpowiednich „do- minantów**? C hyba nie. Udało mi się bo­

wiem i w czystej hodowli r y b y kostno- szkieletowej F u n d u lu s h e te ro cłitu s w y ­ wołać tanże sam typ b raku planowości przez hodowlę w 50 cm z wody morskiej z dodatkiem 2 cm 3 1/U)0 % NaCN. Ten bo ­ wiem środek opóźnia szybkość u tle n ia ­ nia, a j a otrzym ałem zarodki identyczne we w szystkich szczegółach z tem i, k tó re p o w sta ją przez zapłodnienie ty ch sa m y c h jaj plem n ik a m i daleko stojący ch ryb, np. C ten olabrus albo Menidia. Między innem i te zarodki, k tóre przeżyły m ie ­ siąc, m iały i tę właściwość* że m iały bi­

ją c e serce i krew , a nie m iały krążenia.

N ajprostszem j e s t zatem przypuszczenie, że zarodki m ieszańcze w y k a z y w a ły w a d ­ liwe przystosow anie i nie b y ły zdolne do życia tylko dlatego, że, s k u tk ie m r ó ­ żnicy chem icznej między plem nikiem a ja je m obcego g a tu n k u , chem iczne pro­

cesy rozwojowe np. oksydacya, przebie­

g a ją n ienorm alnie. Lecz możność t w o ­

rzenia mieszańców idzie oczywiście z n a ­

cznie dalej, niżeśm y tu przyjęli. Może-

(10)

202 W SZECH ŚW IA T JV< 13

m y j a j a je ż o w c a pobudzić do rozw oju plem n ika m i b ardzo dalekich zw ierząt, n a ­ w e t m ięczakó w lub ro b ak ó w , j e d n a k o ­ woż n ie w y w ołam y te m rozw oju tego j a j a w organ izm zdolny do życia.

Nie będzie zatem p rz e s a d ą t w i e r d z e ­ nie, że ilość dziś ż y jących form j e s t t y l ­ ko znikom o m ałym u ła m k ie m ty ch , k tó ­ re codziennie m ogą p o w sta w a ć , a n a w e t po w sta ją , k tó ry c h j e d n a k nie s p o strz e ­ gam y , gdyż nie są zdolne do życia. T y l­

ko te n znikomo m ały p ro ce n t is to t j e s t zdolny do życia, k tó ry nie m a z b y t w iel­

kich d y sh a rm o n ij w m ech an izm ie za­

chow aw czym . D y sh a rm o n ie i n ieu d a n e zaw iązki są w n a tu r z e re g u łą , h a rm o n ij­

nie rozw inięte s y s te m y ty lk o w y ją tk ie m . Poniew aż j e d n a k sp o ty k a m y p rzed ew szy - s tk ie m ty lk o te ostatn ie, więc o d b ie ra ­ m y niesłusznie w ra ż en ie , że „ p rz ystoso ­ w anie części" do „planu całości11 j e s t ogólnem zjaw iskiem p rz y ro d y ożywionej, i że to właśnie różni j ą specyalnie od nieorg anicznej. G d yb y śm y znali b udow ę i m ech anizm atomów, to b y się prze d n a ­ m i z pew n ością otw orzył ś w ia t cudow­

n y c h ha rm o nij i p oz o rn y c h „ p rz y sto so ­ w a ń części do całości". Ale w ty m p rzy ­ p a d k u p o jęlib y ś m y łatw o, że p ierw ia s tk i chem iczne są ty lk o nielicznem i trw a łe m i s y s te m a m i wśród w ielu m ożliw ych, ale n ie tr w a ły c h kom bin acy j. N ik tb y n ie w ą t ­ pił, że trw ałe pierw ia s tk i ch em iczne są ty lk o p r o d u k te m ślepych sił. N iem a ża­

dneg o powodu m yśleć inaczej o trw a ły c h sy s te m a c h w n a tu r z e ożywionej.

8. „Treść życia".

T reścią życia od kolebki do t r u m n y są życzenia i n adzieje, u siło w an ia i walki, a n i e s t e ty także i zaw ody i cierpienia.

I to w e w n ętrzn e życie m iałoby być w y ­ d a rte metafizyce a p oddane analizie che- miczno-fizycznej? Mimo przepaści, k tó ra nas dziś jeszcze dzieli od tak ie g o celu, sądzę, że to się da o siągn ąć. Dopóki j a ­ kieś zjaw isko życiowe fizyko-chemicznie nie daje się w y tłu m a c zy ć , w y d a je się nam nie do w y jaśn ien ia, g d y zasłona spadnie, dziw im y się, że rzecz j e s t ta k prosta. To j e s t doświadczenie, k tó re g o

doznał każdy, kom u udało się opanować j a k i ś objaw życiowy. Że w yjaśnienie fi­

z y k o - c h e m i c z n e naszego w ew n ętrzn e g o życia nie leży poza sferą możliwości, do­

wodzi tego to, że j u ż dziś można n ie k tó ­ re objaw y i n s t y n k t u zwierzęcego i woli zwierzęcej, p rzy n a jm n ie j w zasadzie, che- mo-fizycznie w ytłum aczyć, a mianowicie z jaw isk a, k tó re pod nazw ą tropizm ów zwierzęcych opisałem w s z ere g u rozpraw.

J a k o na jprostsz y przykład, w ym ienię skłonność z w ie rz ą t la ta n ia do światła.

Zachodzi tu objaw in s ty n k tu , czy popę­

du, k tó re m u zw ierzęta nie m ogą się oprzeć, podobnie j a k człowiek ślepej n a ­ m iętności. Można j e d n a k w y kazać, że t e n śle p y i n s t y n k t zw ierząt, k tó re m u m u sz ą uledz, choć je często życia pozba­

wia, daje się w y tłum aczy ć tem sam em p r a ­ wem, które objaśnia zjaw iska fotochem i­

czne w przyrodzie nieożywienej, m iano­

wicie p ra w e m B u n sen a i Roscoego. P r a ­ wo to orzeka, że w obrębie szerokich g ra n ic e fe k t fo tochem iczny j e s t iloczy­

n em in te n s y w n o ś c i ś w ia tła i trw ałości n aśw ietlenia. Nie mogę t u wchodzić we w s z y s tk ie szczegóły reak cy i zw ierząt na światło, ale chcę w y k a z a ć pokrótce, w j a ­ ki sposób ślepy i n s t y n k t św ie tlny zwie­

r z ą t m ożna sprow adzić do praw a B u n s e ­ na i Roscoego.

P o z y ty w n ie heliotropiczne z w ie rz ę ta — ta k na z y w a m y zwierzęta, k tó re i n s t y n ­ ktow nie są pędzone ku ś w ia tłu — m ają w oczach (a czasem i w skórze) m ate- r y a ły n a św iatło w rażliw e, a ulegające zmianom chem iczn ym pod wpływ em św ia ­ tła. W y tw o rz o n e przy tem p r o d u k ty c h e ­ miczne w p ły w a ją n a s ta n s k u rc z u m ięśni w ich ciele zazw yczaj przez p ośrednictw o ośrodkow ego s y s te m u nerw owego. Jeśli zwierzę j e s t z je d n e j stron y oświetlone przez źródło św iatła, to ilość p ro du któ w rea k c y i fotochemicznej j e s t po tej s tr o ­ nie zwierzęcia większa, niż po przeciw nej.

S k u tk ie m tego energia mięśni po dw u stro n a c h ciała rozwija się nierówno. J e ­ śli różnica p ro d u k tó w foto chem icznych po dw u s tr o n a c h zwierzęcia dojdzie pe­

wnej g ran ic y , to—je ś li z n a jd u je się w r u ­

chu — zwierzę je s t auto m a ty c z n ie zm u ­

szone w y k o n a ć obrót. Skoro j e d n a k obrót

(11)

JMa 13 W SZECHS W IA T 203

doszedł t a k daleko, że płaszczyzna sy- m e tr y i zw ierzęcia weszła w k ierun e k ś w iatła, to szybkość r ea k c y i fotochemi­

cznej po obu bok ach zwierzęcia j e s t ró­

wna, a zwierzę (w p r z y p a d k u zwierzęcia p o z y ty w n ie fototropicznego) poruszy się w p r o s t k u światłu.

Je śli siła św ia tła lub ilość s u bsta n c y i fotochem icznej n a powierzchni zw ierzę­

cia j e s t mała, to w e d łu g p ra w a B unsena będzie trw ało dość długo nim zwierzę w razie je d n o s tro n n e g o ośw ietlenia zwró­

ci się do źródła św iatła, gdyż e fek t fo­

to ch e m ic z n y ró w na się iloczynowi z n a ­ tężenia ś w ia tła i czasu na św ietlenia. J e ­ śli je d n a k światło j e s t silne a ilość fo­

tochem icznie czynnej s u b sta n c y i duża, to k ró tk o p o trw a aż różnica w ilości p ro ­ d u k tó w re a k c y i fotochem icznej po obu s tr o n a c h zwierzęcia osiągnie w a rto ś ć po­

trz e b n ą do obrotu a u tom aty czn eg o . T e ­ m u teo re ty c z n e m u rozw ażaniu odpowiada zachow anie się zw ierząt. W razie silne­

go ośw ietlenia zw ie rz ę ta dążą ku św iatłu po linii prostej, w razie słabego n a tę ż e ­ n ia (albo , małej ilości m a te ry a łó w foto­

ch e m iczn ych) idą po n ieregu larny ch li­

niach z y g z ak o w a ty c h , dochodzą jed n a k w końcu do źródła światła, gdyż k ie ru ­ j ą c e działanie św ia tła nie ustało w zu­

pełności. P ozorna zatem wola czy i n s t y n k t zwierzęcia polega n a wpływie na tw orze­

nie się en ergii w s y m e try c z n y c h mię­

śniach ciała, w y w ie r a n y m przez masę p r o d u k tó w re a k c y i fotochemicznej, tw o ­ rzą c y c h się pod w pływ em światła. Mo­

żem y zatem powiedzieć, że tu i n s ty n k t został spro w ad zo ny bez re s z ty do oko­

liczności chemiczno-fizycznych.

Nasze p r a g n ie n ia i nadzieje, zawody i cierpienia m ają sw e źródło w i n s t y n ­ k ta c h , k tó re m ożna porów nać z in s ty n ­ k t e m ś w ie tln y m owadów. P o trz e b a po­

k a r m u i tro sk i o po karm , popęd płcio­

wy ze sw oją poezyą i łań cuchem swych przyczyn, i n s t y n k t miłości m acierzyńskiej z je g o szczęściem i je g o cierpieniem i n iek tóre inne i n s ty n k ty , o k tó ry c h j e ­ szcze będzie mowa, są korzeniam i, z k tó ­ ry ch rozw ija się nasze życie w e w n ętrz ­ ne. Dla ty c h in s ty n k tó w p o d s ta w a ch e ­ m iczna j e s t ta k dalece zaznaczona, że

zbadanie m echanizm u t y c h popędów ze s ta n o w isk a chemiczno-flzycznego j e s t t y l ­ ko k w e s ty ą czasu.

I n s t y n k t heliotropiczny i będące je g o p o d s ta w ą m ate ry e fotochemiczne są tak samo dziedziczne, j a k morfologiczne sto ­ sunki budowy, a to samo ściąga się i do ty c h in sty n k tó w , n a k tó ry c h opiera się nasze życie w ew nętrzn e.

>

9. E t y k a .

Je śli nasze istn ienie zależy od g r y śle­

pych sił i j e s t tylko dziełem p rzyp adk u, je ś li my sami j e s t e ś m y tylko m ec h a n i­

zmami chem icznem i—j a k może nas obo­

w iązyw ać j a k a ś ety k a ? N a to odpowiedź brzmi, że nasze i n s t y n k t y tw o rzą pod­

staw y naszej ety k i i że i n s t y n k t y s ą t a k samo dziedziczne, j a k części naszego cia ­ ła. My je m y i pijem y i rozm nażam y się nie dlatego, że m etafizycy doszli do t a ­ kiego przekonania, że to j e s t pożądanem , lecz dlatego, że do tego je s t e ś m y z m u ­ szeni, j a k m aszyny. J e s te ś m y czynni, gdyż j e s t e ś m y zm uszeni do tego, j a k m aszyny, przez procesy zachodzące w n a ­ szym system ie ne rw ow ym i, jeśli ludzie nie są ekonom icznym i niew olnikam i, to i n s t y n k t „udatnego rozwiązania^ albo skutecznej p ra c y wyznacza k ie ru n e k ich czynności. M atka kocha sw e dzieci i pie­

lęg n u je j e nie dlatego, że m etafizycy wpadli na pomysł, że to j e s t pięknie, lecz dlatego, że i n s t y n k t p ielęg now an ia potom stw a j e s t ta k samo silnie p ra w d o ­ podobnie przez dw a chrom osom y płciowo u g r u n to w a n y j a k m orfologiczne cechy ciała kobiecego. Cieszym y się t o w a rz y s t­

wem ludzi, dlatego, że przez w a ru n k i dziedziczne j e s t e ś m y do tego zmuszeni.

W a lc z y m y za p raw d ę i spraw iedliw ość i gotowi je s te śm y ofiary dla nich po ­ nieść, gd yż p ra g n ie m y in sty n k to w n ie w i­

dzieć naszych w spółbraci szczęśliwymi.

Że m am y etykę, zaw dzięczam y to tylko n a szy m in sty nk tom , k tó re tk w ią w nas ta k samo chemicznie i dziedzicznie, j a k k s z ta ł ty naszego ciała.

Tłum. M. K.

(12)

W SZ E C H SW IA T 13 201

i\l<ademia Umiejętności.

III. W y d z ia ł m atem atyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 4 marca 1 9 1 2 r.

P rz e w o d n ic z ą c y : D y r e k to r E . Ja n c z e w s k i.

S ek re ta rz przedstaw ia w ydaw nictw a W y­

działu, k tó re ukazały od czasu ostatn ieg o posiedzenia:

1) B ulletin In tern atio n al de l’A cadem ie des Sciences de C racovie, Cl. d. Sc. M ath.

e t N a t. Sórie A, No. 1, Janvier 1912. Z a­

w iera rozpraw y pp. Olszewskiego, Jacobsona i M archlew skiego, M archlewskiego i Robla, R udzkiego, Thulliego.

2) B ulletin In te rn a tio n a l de l’A cadem ie des Sciences de Cracoyie, Cl. d. So. M ath.

e t N a t., Serie B, JSla 1, Janyier 1912. Z a­

w iera rozpraw y pp. Białaszewicza i Zapało- wicza.

3) R ozpraw y W ydziału M atem .-P rzyro­

dniczego A kadem ii U m iejętności, tom 51, dział B, N auki Biologiczne. W K rakow ie 1911, in 8°, str. IV i 525. Zaw iera ro z p ra­

wy pp. Zapałowicza, Talko H ryncew icza, B arańskiego, M ajewskiego, D ziurzyńskiego, p. W ołoszyńskiej, pp. M alsburga, Popiel- skiego, Cybulskiego, E ig era , B ecka i Bike- lesa, Udzieli, Prażm ow skiego.

Czł. K. Zórawski przedstaw ia rozpraw ę w łasną p. t.: „O pew nych w łasnościach ru c h u ośrodków ciągłych*1.

P ra c a ta je st w bezpośrednim zwTiązku z rozpraw am i tegoż au to ra, przedstaw ionem i W ydziałow i m at.-przyrodniczem u A kadem ii U m iejętności w sty czn iu i w m arcu, r. 1911.

W obecnym kom unikacie prof. Z. zastanaw ia się nad tem , wobec jak ich w arunków dwa nieskończenie m ałe przekształcenia, przed ­ staw iające w w-wymiarowej p rzestrzeni eu- klidesowej dwa ru c h y ośrodka ciągłego, m ogą przejść jedno w drugie zapom ocą przekształcenia, określającego odpowiednio dobrany ru c h ciała sztyw nego. Zadanie to tra k tu je przez uw ażanie pew nych niezm ien­

ników różniczkow ych ru c h u ciągłego ośrodka, w założeniu, że w yznacznik funkcyjny n ie­

zm ienników najniższego rzędu teg o ru c h u nie je s t tożsam ościowo rów ny zeru. W dal­

szym ciągu rozpraw y znajduje się badanie związków, zachodzących pom iędzy tem i ostatniem i niezm iennikam i, oraz niezm ienni­

kam i, k tó re zostały w yznaczone w ro z p ra ­ wie, przedstaw ionej A kadem ii w m arcu ro k u zeszłego, a także badanie własności w a ru n ­ ków rzeczonej przekształcalności ru c h u . W reszcie na podstaw ie ty c h wywodów p. Ż.

podaje nową postać pew nych re zu ltató w ,

uzysk an ych w pierw szej z rozpraw powyżej w ym ienionych, mianowicie w arunków , k tó ­ ry m m usi czynić zadość nieskończenie małe przekształcenie, aby istniał tak i ru ch ciała sztyw nego, względem którego ru c h , p rzed­

staw iony przez nieskończenie małe prze­

kształcenie, by łb y ruchem trw ałym .

Czł. M. Siedlecki przedstaw ia rozpraw ę prof. K arola Kleckiego p. t.: „O w pływ ie em anacyi radu na fagocytozę m ikrobów".

P . K. dokonał 28 doświadczeń, z k tó ry c h 26 w ykonał z m ikrobam i, mianowicie p r ą t­

kiem okrężnicy, gronkow cem ropotw órczym złotym i p rątk iem gruźlicy ludzkiej. N a tej zasadzie dochodzi do n astępu jących wnio­

sków:

1) B m anacya radu, uwolniona z wody, w k tó rej znajduje się w ilości, wynoszącej 1 000 000 jed no stek em ancyjnyćh w 1 litrze, w yw iera w pływ na fagocytozę mikrobów.

2) W pływ te n na pożeranie rozm aitych m ikrobów je s t różny: potęg uje on fagocytozę p rą tk a okrężnicy i gronkow ca ropotwórozego złotego, a osłabia fagocytozę p rą tk a gruźlicy.

3) B m anacya rad u działa zarówno na fagocyty jak na m ikroby.

4) B m an acy a rad u może działać na różne m ikroby rozmaicie: na p rą tk a okrężnicy i gronkow ca ropotw órozego złotego działa inaczej, niż na p rą tk a gruźlicy ludzkiej.

o) Spotęgow anie fagocytozy p rą tk a okręż­

nicy przez em anacyę ra d u pochodzi w w yż­

szym stop niu z działania jej na fagocyty, w m niejszym zaś stopniu z działania jej na pożerane m ikroby.

Czł. Wł. R o th e rt przedstaw ia rozpraw ę w łasną p. t.: „B adania nad chrom oplastam i w o rganach w eg etaty w n y ch ".

P la sty d y (sam oistne ciałka protoplazm a- tyczne) roślin rozpadają się, jak wiadomo, na trz y k ateg o ry e, bardzo różne co do w y­

glądu, ale złączone wspólnem pochodzeniem, m ianowicie dzielą się na zielone chloroplasty (ciałka chlorofilowe), bezbarw ne leukoplasty i żółte, pom arańczow e lub czerwone chro- m oplasty. Gdy chloro i leukoplasty są n a­

der rozpowszechnione, mniemano dotychczas, że chrom oplasty sp o ty k ają się praw ie w y­

łącznie w kw iatach i owocach, stanow iąc ostateczn y p ro d u k t m etam oriozy plastyd;

pom ijając bardzo nieliczne bezchlorofilowe saproficy, znano dotychczas tylk o 2 p rz y ­ padki obecności ich w organach w egeta­

cyjnych. P. R. jednakże stw ierdził obec­

ność chrom oplastów w o rganach w eg etacy j­

n y ch s tu kilkudziesięciu g atunków roślin z 42 rodzin, należących do w szystkich klas roślin naczyniow ych; mogą się one znajdo­

wać w organach wszelkiego rodzaju, nada­

ją c im nieraz jask raw e zabarwienie. P. R.

opisuje rozmieszczenie chrom oplastów w o r­

ganach i tk an k ac h w większości zbadanych

(13)

•Ni- 13 W SZECHSW IAT 205

przypadków . D ostrzega przytem niekiedy ciekawe zależności, np. wpływ szparek, m iod­

ników, uszkodzeń przez pasorzyty; do n aj­

ciekaw szych należy pow staw anie żółtych chrom oplastów zam iast chloroplastów pod wpływem grzybni (m ykorrhiza) w korze­

niach pow ietrznych n iek tó ry c h storczyków.

C hrom oplasty składają się z bezbarwnej, za­

zwyczaj protoplazm atycznej osnowy (stroma), zaw ierającej zabarwione kropelki (grana) różnego koloru, wielkości i rozmieszczenia.

Po dokładnem zbadaniu okazuje się jednak, że strom a je st często blado zielonkawa, a nie­

rzadko zdarzają się też plastydy „m ieszane'1 z w yraźnie zieloną strom ą i zarazem barw - nemi kropelkam i w mniejszej lub większej liczbie. T e mieszane plastydy stanow ią n ie­

przerw any szereg przejść między typowem i chrom oplastam i a typow em i chloroplastami.

Istnieją tak że przejścia między chrom opla­

stam i a leukoplastam i, oraz między leuko- plastam i a chloroplastam i, czyli że trz y ka- tegorye plastyd nie są, jak sądzono, ostro od siebie odgraniczone, lecz stanow ią tylko krańcow e ogniwa nieprzerw anego łańcucha.

H isto ry a rozwoju, zbadana przez p. R. w licz­

nych przypadkach, w ykazuje, że chrom o­

plasty często dopiero z biegiem rozwoju w ytw arzają się z chloro lub leukoplastów;

niem niej często jed n ak zdarza się naodw rót, że chromoplasty^ są obecne tylk o w mło­

dości, a w organach dorosłych przetw arzają się w chloroplasty; zdarza się też, że organy młode zaw ierają plasty d y mieszane, a w miarę rozwoju odbyw a się różnicowanie, ta k że w jed n y ch m iejscach pow stają czyste chlo­

roplasty, w inn ych czyste chrom oplasty.

T ak więc ilość wiadom ych przypadków g e­

netycznego zw iązku różnych k ateg o ry j pla­

styd pom naża się znacznie. W m iarę jak ilość chlorofilu w plastydach w zrasta, ilość żółto-czerw onego barw nika (należącego w e­

dług sw ych reakcyj do g ru p y karotyny) zazwyczaj zmniejsza się, i naodw rót. Ta ostatnia przem iana, t. j. pow staw anie ch ro ­ m oplastów z chloroplastów , często je s t za­

leżna od św iatła, lecz bynajm niej niezawsze.

D ecydujący w pływ mają niew ątpliw ie nie­

znane bliżej czynniki w ew nętrzne o cha­

rakterze specyficznym i lokalnym , światło zaś może być ty lk o jednym z zew nętrznych w arunków ich ujaw nienia.

Czł. L. M archlewski zdaje spraw ę z ba­

dania w ykonanego wspólnie z p. J. Roblem p. t.: ,,0 a-filoheminie i wzorze a-filopor- firy n y “ .

P p. M. i R. podają analizy, k tó ry ch do­

konali, badając a - filoheminę, otrzym aną z a-filoporfiryny przez działanie soli żelaza­

w ych w obecności kw asu octowego i soli kuchennej. O trzym ane wyniki zgadzają się z teo retycznie obliczonemi dla wzorów

C18H S2N 4Oł PeGl i 0 32H34N40 aPeCl; w yłą­

czają zaś możliwość wzorów C33H34N40 2FeCl i C34H j5N 40 2FeCl. Z tego wynika, że a-filo- porfiryna może mieć skład C13H34N40 2 albo G32H 36N 40 2. Ten ostatni wzór proponow any ju ż był przez Schuncka i M archlewskiego.

Za nim przem awiają też nowsze analizy a-filoporfiryny.

Czł. Ad. Prażm ow ski przedstaw ia badanie własne p. t.: „S tu d y a nad azotobakterem . Część pierwsza: Morfologia i cytologia1'.

P. P. podaje tu ta j najpierw kry ty czn y przegląd dzisiejszej naszej wiedzy o życiu i działaniu azotobaktera (Az. chroococcum Beijer.), następnie opisuje to k w łasnych b a­

dań, poczem kreśli w trzech rozdziałach morfologię ogólną i szczegółową wraz z hi- st.oryą rozwoju, wreszcie cytologię azoto­

bak tera. W yniki badań pokryw ają się zu ­ pełnie z wynikam i podanemi w tymozasowej wiadomości na posiedzeniu W ydz. m atem .- przyr. z dnia 4 gru dn ia r. z., rozszerzają je jed n ak i uzupełniają w wielu kierunkach.

P . P . odróżnia morfologicznie cztery formy życiowe azotobaktera, t. j. formy norm alne, przystosow ane, inw olucyjne i regeneratyw ne, w ystępujące w praw dzie tylko w dwu zasa­

dniczych postaciach: pałeczki (bacterium ) i ziarniaka (coccus), łączące wszakże w so­

bie ty p y rodzajowe innych b ak tery j (Bac- terium , Bacillus, Microooccus, Streptococcus) i niektórych niższych glonów (A phanocapsa, Gloeocapsa, Merismopedia). Cytologicznie azo- to b ak ter łączy w sobie także różne ty p y b akteryj, ma bowiem w norm alnym p rz e­

biegu życia obok stanów z jądram i indyw i- dualnem i, stany z su bstancy ą jądrow ą ro z­

bitą na chrom idya (jądraki siatkow e, alve- oliire N uklearzellen) i z sub stan cy ą jądrow ą rozpuszczoną w plazmie (jądraki rozlewne, diffuse N uklearzellen). W pew nych w aru n­

kach azo to bakter może niemal całe swoje życie przetrw ać w stanie jądraków roz­

lew nych. W reszcie p. P . udow adnia, że jąd ra kom órkowe odgryw ają pierw szorzędną i kierow niczą rolę w życiu azotobaktera i ta nietylko w norm alnych w aru nk ach życia, ale tak że w razie t. zw. odmłodzenia żyTcia w form ach regeneracyjnych, ja k w razie jego zam ierania w formach degeneracyjnych.

Odmładzanie się azotobaktera zapomocą j ą ­ der kom órkow ych p. P . obserwował wielo­

k ro tnie ta k w k u ltu ra c h kropelkow ych jak i w zwyczajnych.

Czł. N. Cybulski przedstaw ia rozpraw ę p. J . D. Borkowskiego p. t.: „Z arys teoryi chemicznej zjawisk hemolizy i hem agluty- n acy i“ .

Z badań p. D. B. wynika, co następuje:

1) Pod wpływem podwyższonej tem pe­

ra tu ry , wyładowań elektry czny ch , działania

wody, roztw orów hyTpotonicznych, alkoholu,

Cytaty

Powiązane dokumenty

wodory wysokocząsteczkowe, topniejące w tem p eratu rze wyższej niż 300°C; ta ostatnia przemiana jest, zdaje się, wynikiem pyroge- nicznego przekształcenia się

niach swych musi on zwracać szczególną uwagę na ciała przejściowe, znajdujące się w stanie przeobrażania się, gdyż poznanie ich da mu wskazówki o procesach

wań było oznaczenie p ochłaniania przez atm osferę ziem ską.. Rok bieżący 1913 pozostanie zapisany w rocznikach m eteoro­.. logii jako niezw ykły p rzy k ład

M esothorium yersuche an tierischen Keimzellen, ein exp erim enteller Beweis fur die Idio plasm anatu r der K ernsubstanzen.. Allgem eine

Lecz jeżeli są słabe i źle pływają, m ogą pozostaw ać w wodzie tylko przyczepione do roślin (większość hydrofilidów)... podlegają tem u

Ze skał facyi reglowej uw zględnia następujące: wapienie i dolom ity tryasow e, łup ki kajprow e, wapienie i piaskowce rety c- kie, m argle plam iste (jurajskie),

Co dotyczę tracenia masy przez komety, to w rozprawie naszej rozpatrzyliśmy tylko jedno jego następstwo: zmniejszenie ciążenia kom ety k u słońcu. Możliwe i

opisuje, po Części na podstawie m a tery ału zielnikowego, osobliwy sposób czepiania się zapomocą odrębnych pędów, k tó ry c h właściwości są pośrednie