C H R Z E Ś C IJA N IN
E W A N G E L I A — Ż Y C I E C H R Z E Ś C I J A Ń S K I E — J E D N O Ś Ć — P O W T Ó R N E P R Z Y J Ś C I E C H R Y S T U S A
„Idźcie te d y i czyńcie
chrzcząc je w im ię Ojca,uczniam i w s zy stk ie narody,
i Syna, i D ucha Ś w ięteg o “,
Ew. Sw. Mat. 28. 19
„ A lb o w iem nie w s ty d z ę się za E w angelię C hrystuso
w ą, pon iew aż je s t mocą Bożą ku zbaw ien iu każdem u w ierzącem u “,
Rzym. 1, 1-6
Rok z ało że n ia 1920 W arszaw a, k w iecień 1961 Nr 4
T reść n u m e ru : N ow y T e sta m e n t — D okąd id ą u m a rli — B r ä t F ra n c isz e k W iędkiew icz — U m arły znalazł życie — C hłopiec p rz e ry w a m o d litw ę — Ś w ia tło z cienia p rzyszłych d ó b r — K ro n ik a — N ow ela.
N O W Y T E S T A M E N T
„Oto idą dni, m ó w i Pan, k tó r y c h u czyn ię (ros.: zaw rę) z d o m e m J u d z k im p rzy m ie rze now e; n ie ta k ie p rzy m ierze, ja k ie m u c z y n ił z o j- cam i ich w on dzień, któ reg o m ich u ją ł za rę kę ich, a b y m ich w y w ió d ł z zie m i E gipskiej;
a lb o w iem o n i p r zy m ie rz e M oje w zru szy li, cho- ciażem Ja b y ł małżonkiem.\ ich, m ó w i Pan. A l e t o j e s t p r z y m i e r z e , k tó re p o stanow ię (zaw rę) z d o m em Izra e lsk im po ty c h dniach, m ó w i Pan: d a m z a k o n M ó j d o w n ę t r z n o ś c i i c h , a n a s e r c u i c h , n a p i
szę go, i będę B ogiem ich, a oni będą lu d e m M oim... bo m iłości to będę (ros:: przebaczę) n ie - p raw ościom ich, a 'grzechów ich n ie w spom nę
w ię c e j.” Jer. 31,31— 34
A więc po d k reślam y : „Uczynię (zawrę) ... nie takie przymierze, jakie zawarłem z ojcami ich...“, ale i n n e , n o w e ... . O, g d y b y w szys
cy ludzie m ogli to zrozum ieć!
Sam P a n Bóg w y ra ź n ie tłum aczy różnicę m iędzy ty m i idwotma T estam entam i.
1. P ierw szy T e sta m en t b y ł n ap isan y ma ka
m ieniu. S erce lu d zk ie sprzeciw iło się m u i dlatego n o w y T e sta m en t pisze się w e w n ę trz u człow ieka — n a jego sercu ; in a czej m ów iąc Bóg p rzez D ucha Sw ojego d a je człow iekow i p rag n ie n ie i u m iło w an ie do
b ra, k tó ry tw o rzy w n im now y, w e w n ętrz n y , żyw y zakon.
2. P ierw szy T estam en t, jego p rac a i obow iąz
ki, człow iek przek azy w ał d alej człowiekowi, jako p e w n e p raw o m oralne; d ru g i T esta
m e n t n ie m oże b y ć p rzekazyw any człow ie
kow i przez d rugiego człow ieka, ja k n apisa
no: „I nie będzie w ięcej uczył żaden bliź
niego swego, i żaden brata swego, mówiąc Poznajcie Pana...“.
A le poznanie Boga będzie zaw sze o s o b i- i S t y m znalezieniem Boga, ja k m ów i C h ry
stus: „Napisano w prorokach: I będą w szys
cy w yuczeni od Boga; przetoż każdy, kto słyszał od Ojca a nauczył się — przychodzi do M nie“, „...żaden nie może przyjść do Mnie, jeśliby mu nie było dane od Ojca M ojego“. (Jan 6,45.65).
A postoł P a w e ł zaś pisze: „... Nikt nie może nazwać Jezusa Panem, tylko przez Ducha Św iętego“. (1 Kor. 12,3; por. M at. 16,17).
P ierw szy T estam en t u ja w n ia ł grzech i osą
d zał go, w d ru g im T estam encie — on zo
stał przebaczony i ju ż w ięcej n ie w spom niany. Z w róćm y uw ag ę n a pew ien w ażny szczegół — słow a: „... bo m iłościw będę“
(w ros. „Ja przebaczę“) świadczą, że p r z e-
,,W szczepieni w d om u p a ń sk im , w sie n ia c h B oga n a sz e g o z a k w itn ą “
b a c z e n i e je s t p o d sta w ą i p rzy czy n ą dw óch po p rzed n ich p u n k tó w . J e s t to g łę
bo k a p raw d a, k tó re j u czy nasi całe P ism o Ś w ięte i dośw iadczenie w ierzących. Czło
w ie k w te d y ty lk o pozna P an a, w te d y ty l
ko p raw o Boże zam ieszka w s e rc u i m yś
lach w ra z z; m iłością k u d o b ru , g d y jako grzesznik '— p rz e ż y ł odpuszczenie i grze
chów. In n y m i isłowy, N ow y ! T e sta m en t zaczyna od z u p e łn ie przeciw ległego końca:
n ie m ożem y otrzy m ać przeb aczen ia grze
chów p rzez w y k o n a n ie z a k o n u lu b p rzez naszą działalność, u czynki ilub w ysiłki, po
dobnie ja k n ie m ożna oczekiw ać sw obod
nego p o ru szan ia 'się od człow ieka, m ającego ręc e i no g i zw iązane grzecham i.
N ow y T e sta m en t n a jp rz ó d przebacza, u w a l
nia, a p o tem m ów i: „...idźże, a już w ięcej nie grzesz“ (Jan 8,11). D lateg o P a n i p o słał u cz
niów: „Idąc na w szystek świat, każcie Ew an
gelię (błogą, rad o sn ą w ieść — ) w szystkiem u stw orzeniu“. To k azan ie je s t p rzy p ro w ad ze
niem k u w ierze, p rze z k tó rą ty lk o o trzy m u jem y D uch a Św iętego, a riie p rzez uczynki Z akonu (Gal. 3,2). C zyż n ie w e d le tego now ego p raw a, p o g an ie w dom u K orneliusza p rz y jęli D ucha Św iętego? L edw ie P io tr zdążył im zw iastow ać, iż k a ż d y kto u w ie rz y w Jezu sa C h ry stu sa w eźm ie odpuszczenie grzechów , gdy D uch Ś w ięty z stą p ił n a w szystkich słu c h a ją cych ty c h słó w (Dz. Ap. 10,43.44). Bez d zia
łan ia Ducha, Św iętego, n ik t n ie m oże u w ie rzyć (udostępnić w iary), i tylko On, m ieszka
jąc w n a s d o k o n u je w n a s uśw ięcenia. W szel
k a spraw iedliw ość (św iątobliw ość), n ie pocho
dząca ż; ła sk i Bożej i n ie n arodzona z w ia ry
— je s t m a rtw y m dziełem ciała, uczynkiem zakonu, pozostającym p od przekleństw em .
U św ięcenie dokonane przez D ucha, n ie w y
klucza b y n a jm n ie j p ły n ąc y c h z m iłości, oj
cow skich napom nień, k a ra n ia i oczyszczania (Ja n 15) ż y w e j latorośli w innego krzew u.
N ato m iast ja k ie k o lw ie k oczyszczanie m a r t w e j lato ro śli je s t d a re m n y m dziełem , gdyż jak k o lw iek b y n ie b y ła ona oczyszczana, nie zo staje p rz e z to o ż y w i o n a i jako m a rtw a
— p odlega sp alen iu . ,
P ra w d z iw e życie w ew n ętrzn e, m iłość i p ra g n ien ie dobra, przychodzi do skruszonego grzesznika przez w y la n ie n a ń łaski. Ł aska bo
wiem , p rze z d zia łan ie D ucha Świętego., zm ięk
cza i ro z ta p ia Serce; o n a to, w edle słów D a
w ida, tw o rzy n ow e serce (Ps. 50).
„Albow iem dam im serce, aby Mię poznali...
i odejm ę serce kam iene z ciała ich, a dam im serce m ięsiste, aby w ustawach Moich chodzi
li, a sądów Moich strzegli i czynili je; i będą ludem Moim, a Ja będę Bogiem ich“ (Jer. 24,7;
Ezech. 11,19— 20). „A gdzieć jest odpuszczenie ich (grzechów ), jużci w ięcej ofiary nie potrze
ba za grzech“ (Żyd. 10,18), d o d aje n o w o testa- m en to w y pisarz, w y ja śn ia jąc , że p r z e b a - c z e in i e n ie byłoby p r z o b a c z e n i e m, lecz h an d lo w ą tra n z ak c ją , gdyby m ogło być k u p io n e jak ąk o lw iek ofiarą.
z czasopism a: „D uckow noje P re b u żd e n ije ” (nr. 10/47 r.) tłu m a c z y ł S t. K ra kie w ic z.
D O K Ą D I D Ą U M A R L I
Człowiek od chw ili sw ego zaistnienia aż po wieczność, przechodzi przez k ilk a etapów . S łu p em granicznym m iędzy jego ziem skim b y to w aniem a by tem pozagrobow ym , je s t ś m i e r ć.
Poniew aż B iblia rozróżnia trz y śm ierci (biolo
giczna, duchow a i w tóra), m usim y podkreślić, że chodzi tu o śm ierć b i o l o g i c z n ą , zw aną też śm iercią f i z y c z n ą . Słowo Boże pow ia
da, że „postanowiono lu d zio m raz u m rze ć ” (Żyd. 9: 27). Śm ierć biologiczna jest odłącze
niem ducha i duszy od ciała. W czasie b ytow a
nia ziem skiego te trz y elem en ty : d u c h , d u - s z a i c i a ł o są z sobą ściśle zespolone. Z m o
m entem śm ierci n ato m ia st ciało pozostaje na ziemi sam o i ulega rozkładow i, du ch i dusza natom iast odchodzą.
Od zaran ia ludzkości staw iali sobie ludzie p y tanie, dokąd odchodzi duch i dusza człowieka po śmierci. O dpow iedź n a to p y tan ie jest n am w stanie udzielić jed y n ie Biblia. W szelkie do
m ysły i przypuszczenia ludzkie są czczą fa n taz ją i n a to w ażne zagadnienie nie są w s ta n ie rzucić żadnego św iatła,
S ta ry T estam en t podaje, że duch i dusiza czło
w ieka dostaje się p o śm ierci do m iejsca zw a
nego po hebrajsku Szeol. M ogliśm y je określić jako k r ó l e s i t w o < u m a r ł y c h .
Nowy T e sta m en t (Łuk. 16: 19— 31) poucza nas, że kró lestw o u m arły ch je st podzielone na dw ie części. W jednej p rzeb y w ają zbaw ieni, w drugiej n ato m iast potępieni. Ta pierw sza n a zyw a się Ł onem A braham a (Łuk. 16: 22), lub R ajem (Łuk. 23: 43), dru g a n a to m ia st H adesem (Łuk. 16: 23). Słowo H a d e s tłum aczono w języku polskim niew łaściw ie przez „ piekło ” i z teigo pow odu pow stało n a ty m tle pom ieszanie pojęć. P iekło (greckie: geerona) oznacza w ogól
ności m iejsce przyszłej (wiecznej) k ary . Słowo Hades je s t ta k ż e używ ane n a oznaczenie całe
go kró lestw a um arły ch — odpow iednik h e b ra j
skiego: Szeol.
Poniew aż histo rię o bagaczu i Łazarzu opo
w iada sam P a n Jezus, k tó ry n ajlepiej wiedział, ja k się p rzed staw ia stan człow ieka po śm ierci, nie m ożem y jej bagatelizow ać. W ątpliw e jest także, by to było podobieństw o, ja k się p rze
w ażnie w ierzy, lecz raczej należy przyjąć, że była to rzeczyw istość, ty m bardziej, że h isto ria ta zaczynia się od czasow nika „byl”, a nie od słów: „I pow iedział im to podobieństw o, m ó
w iąc...”
O kres bytow ania człow ieka m iędzy śm iercią a zm artw ychw staniem nazyw am y stan em po
średnim . J a k w ynika niedw uznacznie ze Słowa
Nr 4 C H R Z E Ś C I J A N I N 3 Bożego, w ok resie ty m je s t już przesądzone,
gdzie człow iek spędzi wieczność. M iędzy m ie j
scem p o b y tu zbaw ionych a m iejscem pobytu potępionych, z n a jd u je isię w ielka otchłań tak, że niem ożliw ą je s t rzeczą przechodzenie z jednej części k ró lestw a u m arły ch dio d ru g iej (Łuk.
16: 26).
H istoria bogacza i Ł azarza poucza n a s dalej, że człow iek po śm ierci m a świadom ość i albo doznaje cierpień (bogacz) albo też przeżyw a błogość (Łazarz). Z teg o m ożna w yciągnąć n a u kę, że m ęki człow ieka niezbaw ionego rozpoczy
n ają się z araz po jego śm ierci (por. Żyd. 10: 27), a szczęśliwość zbaw ionego z chw ilą śm ierci jest rów nież zupełna, gdyż je s t on z C hrystusem , a być z C h rystusem to daleko le p ie j, niż pozo
stać w ciele. Nic dziw nego zatem , że A postoł P aw eł śm ierć fizyczną nazy w a zyskiem (Filip 1: 21— 23). P otw ierd zen ie tego, że człow iek m a po śm ierci świadomość, zn ad u jem y w O b j. J a na 6: 9— 11.
Z apew nienie, że z chw ilą śm ierci człow ieka zbaw ionego jego diutih i dusza u d a ją się do r a ju, maimy także w szczególności w słow ach n a szego Zbaw iciela, w ypow iedzianych n a drze
wie krzyża do złoczyńcy: „Zaprawdę pow iadam ci, dziś ze M ną będziesz w ra ju ” (Łuk. 23: 43).
Z tą błogą pew nością odchodzili do P a n a m ę
czennicy (np. Szczepan — Dz. Ap. 7: 55— 60) i wszyscy, k tó rzy za A postołem P aw łem m ogli powiedzieć: „ Jeżeli ż y je m y , dla Pana ż y je m y ; jeżeli u m iera m y , dla Pana u m iera m y; przeto czy ż y je m y , czy u m iera m y, Pańscy je s te śm y ” (Rzym. 14: 8). i: „dla m n ie śm ierć to z y s k ” (Fi
l i p / 1: 21).
Z historii o bogaczu i Łazarzu dow iadujem y się d a le j, że prośba bogacza nie została w y słu chana. Jego los b y ł przypieczętow any. J e s t to pow ażną przestro g ą d la tych, k tó rz y liczą na m ożliwość naw rócenia się i zbaw ienia po śmierci.
Poniew aż nie m a m ożliwości przejścia z je d nej części k ró le stw a u m arły ch do d ru g iej, sprze
czna ze Słow em Bożym je st nauka, jakoby m odlitw y za u m arły ch m ogły popraw ić ich stan.
Sprzeczna z P ism em Ś w iętym je s t rów nież n a uka o czyśćcu, pow stała w szóstym w ieku. „Po
stanow iono ludziom raz um rzeć, a p o tem będzie sąd”, (żyd. 9: 27), m ów i Pism o Sw iete.
Pow szechnie w ierzy się, że odbędzie sie ty l
ko jeden sąd tzw . o s t a t e c z n y i iedno zm artw ychw stanie ciała, a tym czasem Pism o Św ięte rozróżnia pierw sze i d ru g ie z m artw y ch w stanie o,ra!Z kilk a sądów. Z m artw ychw stanie ciała odbędzie się n ajp ie rw , a p o n im dopiero
nastąpi sąd.
Ci, k tó rz y u m arli w C hrystusie (a w ięc w ie rzący obecnych czasów), z m artw y ch w stan ą w ty m m om encie, gdy C hrystus przy jd zie po swój Kościół (1 Tes. 4: 15— 18; i Kor. 15: 20— 23 i 51— 54). Może to nastąpić każdej chwili. Z m ar
tw ychw stali zbaw ieni b ędą n a stę p n ie sądzeni przed stolicą C hrystusow ą (po grecku: b em a ), gdzie każdy w eźm ie zapłatę w edług p ra c v sw o
jej (2 Kor. 5: 10, Rzym. 14: 10— 12; 1 Kor. 3:
8— 15).
G rzesznicy (niezbaw ieni) zm artw ychw staną dopiero po tysiącleciu i będą sądzeni przed w ielkim białym troiriem. Czyje nazw isko nie znajdzie się w księdze żyw ota, zostanie w rzu cony w jezioro ogniste (Obj. 20: 11— 15).
J u ż P a n Jezus uczył, że ci, k tó rzy dobrze czynili w y jd ą (z grobów) n a pow stanie żyw ota, a ci, k tó rz y źle czynili, n a pow stanie sądu (Ja
n a 5; 29).
Ś m ierć fizyczna jest następstw em grzechu (Rzym. 5: 12— 14). Bożym a n tid o tu m n a śm ierć fizyczną je s t zm artw ychw stanie ciała. Jed y n y m lek arstw em n a śm ierć duchow ą n ato m ia st jest o d r o d z e n i e (Jan a 3: 1— 8; Tyt. 3: 5). W ie
czne oddzielenie człow ieka od Boga nazyw a Bi
blia ś m i e r c i ą w t ó r n ą (O bj. 20: 12— 15).
Śm ierć w tórna, to, w y rok skazujący na wiecz
n e potępienie; od tego w yro k u nie m a odw o
łania a n i ra tu n k u . Co za straszn a rzeczywistość!
O ciele człow ieka zm arłego m ów i czasem Biblia, że ono śpi (np. J a n a 11: 11; 14; 1 Tes. 4:
15), nie uży w a n ato m ia st teg o wyrażenia, w sto su n k u do jego ducha i duszy, które, ja k to już w yżej w spom inaliśm y, zn ajd u ją się po śm ierci w sta n ie św iadom ości (np. M at. 17: 3;
Ł uk. 20: 37— 38; Obj. 6: 9— 11).
N iektórzy egzeigeci opierając się n a 2 Kor. 5:
1— 8, są zdania, że du ch i dusza (przynajm niej człowieka zbawionego) p o oddzieleniu się od ciała, są przyobleczone specjalnym duchow ym ciałem z nieba, a dopiero p rzy zm artw ychw sta
niu przyoblekają znów to ciało; k tó re m iały za życia ziem skiego. Ciało to oczywiście ze skazi- telnego sta je się nieskazitelne, podobne chw a
lebnem u ciału zm artw ychw stałego C hrystusa (Filip. 3: 21). Co za w spaniała persp ek ty w a dla tych, k tórzy m a ją pew ność zbawienia!
Czy m asz ją i Ty, drogi C zytelniku?
Śm ierć człow ieka jeist głębokim przeżyciem zarów no dla rodzimy zm arłego, ja k i dla zboru, a n aw et otoczenia. Od niepam iętnych czasów zm arłego przew ażnie grzebano. Nie przesadzi
my, jeżeli pow iem y, że ziem ia nasza jelstt w iel
kim cm entarzyskiem ; przecież z n a jd u ją się w niej szczątki wieilu dziesiątek m iliardów ludzi.
Pism o Ś w ięte uczy nas, że ludzie bogobojni grzebali sw ych u m arły ch z w ielkim pietyzm em . Że w spom nim y tylko pogrzebainie S ary przez A braham a (Gen. 25 r.), Ja k u b a przez jego sy nów (Gen. 50 r.), M ojżesza przeiz samego Pana (Deut, 34: 6), S am uela przez Izraelitów (1 Sam.
25: 1) Saiula, i jego synów przez obyw ateli Ja - bes G alaad (1 Sam. 31: 11— 13), Jezu sa przez Józefa z A ry m atei (Jana 19: 38— 42), Szczepa
na przez m ężów bogobojnych (Dz, Ap. 8: 2), itd.
Pogrzeb chrześcijański odbyw a się pod kątem w idzenia w szystkich czterech g ru p osób, które w nim uczestniczą, a m ianow icie: 1) samego zmarłego,, 2) rodziny zm arłego, 3) zboru i 4) lu
dzi pozostałych.
Jeśli chodzi o zm arłego, to szczątki jego od
d a je m y ziemi, w m yśl słów Bożych: ,,W pocie czoła oblicza tw ego będziesz pożyw ał chleba, aż się naw rócisz do ziem i, gdy żeś z n iej w zięty;
boś proch, i w proch się obrócisz” (Gen. 3: 19).
D uch i duszę zm arłego pow ierzam y Bogu, do
którego z m a rły zresztą odszedł. M ożem y też dziękow ać Bogu za to, że zachow ał zm arłego w w ierze aż do końca, ja k rów nież za te usługi, k tó re Bóg za pośrednictw em zm arłego w ykonał.
Je śli chodzi o rodzinę zm arłego, to- ta jest zw ykle pogrążona w bólu i sm u tk u i dlatego p o trzebuje czynne-go w spółczucia i pocieszenia.
W czasie uroczystości pogrzebow ej pociechę tę
czerpiem y ze Słow a Bożego u m ie ję tn ie cy to w anego i z serca głoszonego.
D la zboru każdy pogrzeb jest napom nieniem , aby być zawsze gotow ym do odejścia z tego św iata, a zarazem ożyw ieniem nadziei chrześci
jań sk iej, k tó re j przedm iotem je s t to, co je st w górze (Kol. 3: 1—4).
J. Mrózek, jr.
Brat Franciszek W ięckiew icz
Sługa E w a n g elii
1878
—1960
W S P O M N I E N I E
„Pam iętajcie na w o d zó w w a szych , k tó r z y w a m m ó w ili Słow o Boże, k tó ry c h obcow ania ko n iec u p a tru ją c, n a śla d u jcie w ia rę ic h “
Ż y d . 13, 7
P rz e d rokiem , w d n iu 10 k w ietn ia, zasnął w P a n u nasz drogi i ko ch an y B r a t — F ran ciszek W ięckiew icz. P am ięć o n im pozostaje, i pozo
sta n ie żyw a w sercach w ielu z nas.
B ra t W ięckiew icz b ył je d n y m z pionierów głoszenia żyw ej E w angelii C h ry stu so w ej i r u chu ew angelicznego w Polsce. B y ł jed n y m z n a jsta rsz y c h w odzów ew angelicznego lu d u Bożego w naszy m k ra ju .
N azw isko jego n iero z erw aln ie je s t złączone z gorącym n u rte m głoszenia E w angelii, k tó ry m b y ł ru c h i Z b o ry E w angelicznych C hrześci
jan.
S am n iezw ykle sk ro m n y i p ro sty , o u jm u ją cej uprzejm ości i uczynności, odznaczał się n ie zm ordow aną pracow itością i n iegasnącą gorli
w ością w p ra c y dla d o b ra lu d u Bożego. D la siebie m ało w ym agający, sta w ia ł osobiste życie i sw oje p o trz e b y n a o sta tn im planie; zaw sze znajdow ał dla każdego potrzeb u jąceg o czas, chęć usłu żen ia i przy jścia z pom ocą.
O dznaczał się niezłom nym c h a ra k te re m ; s ta w iał sam sobie n ajw yższe w y m ag an ia i n arzu cał sobie żelazną dyscyplinę, dla w ielu nieosiągal
ną i najczęściej niezrozum iałą.
W ym agał od siebie b ardzo w iele, sta w ia ł zaś przed in n y m i sługam i E w angelii te w a ru n k i, od spełnienia k tó ry c h zależny je s t ład i porządek zarów no w sensie duchow ym ja k i organ izacy j
nym , i to zarów no w życiu osobistym i ro d zin nym , jak i zborow ym czy kościelnym .
N iesłychanie sy stem aty czn y i pow ażny, w najlepszym tego słow a znaczeniu, nie rzucał słow a n a w ia tr, a w ypow iedzianego —• d o trz y m yw ał.
B ogata n a tu ra , o b ardzo ro zw in ię ty m życiu w ew n ętrzn y m , niem ałej in te lig e n c ji w rodzonej i zasobie wiadom ości.
Oczywiście, człow iek tęgo p o k ro ju i r e p re
z e n tu ją c y w dużym w y m iarz e te rzadkie u nas cechy i zw iązane z nim i poglądy n a zasady postępow ania, zarów no jed n o stk i ja k i społecz
ności — n ie zaw sze m ógł m ieć ła tw e życie.
P rz eż y ł też niem ało boleści. N a podkreślenie zasłu g u je jed n ak , że p rz y łatw o dostrzegalnym d la każdego jego zdecydow anym i stanow czym c h ara k te rz e, cechow ała naszego B ra ta p okora i um iejętność u zn aw an ia swego błędu. B ył to jed y n y z w odzów lu d u Bożego, którego bolesną m odlitw ę p o k u tn ą, b ę d ą cą też publicznym w y znaniem , słyszeliśm y n a osiem la t p rze d o sta t
n ią cho ro b ą i zgonem .
*
B ra t F ran ciszek W ięckiew icz poznał i p rz y ją ł C h ry stu sa do swego serca w 1908 roku. Było to w K ow lu, k reso w y m m ieście, w k tó ry m m ie
szkał i pracow ał. J u ż w ro k później pow stał ta m zbór, sk ła d a jąc y się z trzy d ziestu ośm iu dusz, k tó re złożyły św iadectw o swego naw rócenia i zo stały ochrzczone.
P ra c a głoszenia E w angelii zapoczątkow ana w łączności z braćm i ro syjskim i (Br. J . Gocki i Br. N. N asypajko — z Odessy), prow adzona b y ła n a m iejscu p rzez B ra ta Więckiewdcza, L.
Szenderow skiego (ojca) i A. N iczyporuka.
P ra c y tej błogosław ił P a n a owocem tego b y ły liczne n a w ró c en ia i rozszerzanie się E w an gelii n a W ołyniu, P olesiu i Lubelszczyźnie. To zaś w yw oływ ało z kolei p rześladow ania, i to nie ty lk o ze stro n y ciem nych i fan aty czn y ch ele
m entów z otoczenia, ale i ze s tro n y różnych p rzed staw icieli w ładz państw ow ych. N ależy pam iętać bow iem , iż b y ły to czasy, gd y w y ra zem praw orządności było w yznaw anie m odne
go w ów czas hasła: je d n a w iara, jed en car, je den naród. D latego też odstępstw o od cerk w i b y ło k a ra n e (jak p rzestęp stw o polityczne), a od
stępstw o od katolicyzm u — by ło co najm n iej p odejrzane.
W ybijanie w ięc szyb w oknach „sekciarzy",
szczucie psam i, w zyw anie „na p o lic ję “, rew izje
Nr 4 C H R Z E Ś C I J A N I N 5 i k o nfiskow anie B iblii i śpiew ników , grożenie
i stra sze n ie w ięzieniem lu b „zsyłką“ — sta ły się przez p ew ien czas ogniem próby, p rzez k tó r ą przechodzić m u siał m ło d ziu tk i zbór i m łody w ia rą B ra t W ięckiew icz. Nic je d n a k nie m ogło w se rc a c h zagasić w ia ry , posilanej przez dzia
łan ie D ucha Bożego. O stała się w iara, o sta ł się zbór.
P óźniej p rzy sz ły in n e dośw iadczenia. P ie rw sza w o jn a św iatow a p rzy n io sła w ra z z cofaniem się fro n tu , w y sied len ie w g łąb R osji a k ty w n y c h pracow ników E w angelii z a tru d n io n y c h n a kolei, a w śród n ich i B ra ta W ięc-
kiew icza, w ra z z żoną i pięciorgiem m ały c h dzieci.
Przyszła w ięc tu łaczk a i w iele boleści, w iele t r u dów i p o n iew ierk i naw et, nie w yłączając i w ięzienia;
ale w ty m w szystkim przyszło i posilenie w ia ry , a w raz z n ią jeszcze ż a r
liwsze głoszenie D obrej N ow iny, a p rz y ty m b liż
sze poznanie się i liczne więzy osobistej p rzy jaźn i z rosyjskim i braćm i.
P rz e trw a ła ta p rzy ja źń Próbę czasu zarów no z n ie
zapom nianym B ra te m J.
P rochanow em , ja k i jego następcą — B ra te m J.
I. Żidkow em . W zruszający obraz tej trw a łe j, b r a te r skiej i m ęskiej p rzy ja źn i w idzieliśm y, gd y baw iący w 1958 ro k u w W arszaw ie, sędziw y B ra t J. I. Żidkow w raz z I. Motoriinem do
p y ty w a li się w szędzie o B ra ta W ięckiew icza, i jakże b y li rad zi i w dzięczni, gdyśm y ich za
w ieźli do naszego B rata, k tó ry już w ów czas nie opuszczał domu, a często i łoża.
G dy w ięc B ra tu W ięćkiew iczow i d an e było w rócić po w o jn ie z R osji do w olnej ju ż O jczy
zny, n a ty c h m ia st p rz y stą p ił w ra z z ' innym i braćm i, do p ra c y w W innicy P a ń sk ie j, k tó ra ro zra sta ła się z ro k u n a rok. T a k p o w stał w w ol
nej P olsce Z w iązek Słow iańskich Zborów E w angelicznych C hrześcijan, w organizow aniu którego B ra t W iędkiew icz b r a ł czynny udział, pom agając w tej p ra c y znanem u szeroko, n ie zm ordow anem u organizatorow i Z w iązku — B ra tu L udw ikow i Szenderow skiem u (ojcu).
b) ' *
P rzy szła d ru g a w ojna św iatow a, a w ra z z n ią koszm ar h itlero w sk iej okupacji naszego k ra ju . P rzyszedł te ż h itlero w sk i zakaz działalności Z w iązku E w angelicznych C hrześcijan; ale n a w et bezw zględny te ro r o k u p an ta nie zdołał zdu
sić duchow ej p ra c y i usługi, niesionej bliźnim w Im ieniu Jezu sa C hrystusa.
P rz y sz ły w ięc no w e tru d y i niebezpieczeń
stw a, p rzy szły n ow e w ęd ró w k i i now a tułaczka w raz z u tr a tą dom u. Aż przyszła oczekiw ana k lęsk a o k u p an ta, i w osw obodzonej od h itle row ców Ojczyźnie, w znow ienie p ra c y Zw iązku E w angelicznych C hrześcijan. W zw iązku z tą pracą, B r a t W ięckiew icz osiedlił się n a sta łe w W arszaw ie.
W ty m też czasie m ia ł B ra t W ięckiew icz m oż
ność b ra ć udział w p ra c y n a jb a rd zie j m oże m u drogiej, a m ianow icie w p ra c y m ającej n a celu doprow adzenie do połączenia się i w spólnej p ra c y ew angelicznych u - grupow ań, żyjących osob
no i p racujących. T a m y śl ' w yrażona została przez B ra ta W ięckiew icza n a o- gólnokrajow ej konferencji b ra c i z u g rupow ań e w an gelicznych, k tó ra odbyła się w listopadzie 1946 r.
w U stro n iu koło Cieszyna.
N a k o n feren cji te j w im ien iu Z w iązku E w an
gelicznych Chrzęści j anin, zgłosił B ra t W ięckiewicz k o n k re tn y p ro je k t zjedno
czenia ew angelicznych u - gru p o w ań w Polsce. Św ia
dectw em istn ien ia p o trz e b y takiego w spólnego ży
cia i p rac y , i jej siły, b ył fakt, że ju ż w m a ju 1947 ro k u trz y zw iązki ew an
geliczne p o stanow iły żyć w e w spólnocie, k tó rą n a zw ały Z jednoczonym K o
ściołem Ew angelicznym , i w k tó re j ż y ją do dziś.
W spólnocie te j nadano, k ie ru ją c się rozsąd
kiem , początkow o form ę fed eracji, p rzew idując z góry, iż p o p o d d a n iu jej p ró b ie czasu, będzie ona przek ształco n a w form ę jedn o litej organi
zacji. I ta k stało się w 1953 r., p rz y okazji po
w iększenia się w sp ó ln o ty b ra te rsk ie j o dw a inne u g ru p o w a n ia ew angeliczne.
To dzieło w iary , se rc a i rozum u, ży je do dziś;
pierw sze to w k r a ju n a szy m zjednoczenie ew an
geliczne, k tó re p rz e trw a ło n ieła tw ą p ró b ę c z te r
n a stu lat. I z ty m dziełem nazw isko czcigodnego B ra ta W ięckiew icza, je s t zw iązane n iero z erw al
nie.
W zw iązku z p ra c ą w Z jednoczonym Kościele E w angelicznym , w k tó ry m b y ł w iceprezesem R ady Kościoła, (a w r. 1949/50 — prezesem ), nastąpiło bliższe poznanie się i zadzierzgnięcie now ych w ięzów b ra te rs tw a i p rzy jaźn i, tym razem n a tere n ie W arszaw y. A w szczególności, gdy w 1952 r. n a stą p iło w W arszaw ie połącze
n ie się zborów E w angelicznych i W olnych C hrześcijan w jed e n z b ó r — n a stą p ił now y e ta p w p ra c y i życiu B ra ta W ięckiew icza. T ym r a zem — etap ostatni.
O ty m ja k głęboko w sercu drogiego B ra ta
żyła n ieu sta n n a tęsk n o ta za jednością, atm osfe
r ą zau fan ia i ch rześcijańskiej m iłości, niech św iadczy te n u ry w e k końcow y ze w spom nień, pisan y ch p rzez B ra ta w 1954 r.:
,,W księdze p ro ro k a E zechiela (37, 15 — 28) zapisane je s t objaw ienie P ań sk ie odnoszące się do jedności lu d u Bożego Starego' P rzym ierza.
W czasach tego p ro ro k a istn iało królestw o Ju d z k ie ze sto licą w Jerozolim ie. W e w skaza
n y m pro ro ctw ie, P a n obiecuje zeb rać ro zp ro szonego przez up ad k i i grzech Izraela, i z dw óch odrębnych k ró le stw u tw o rzy ć n a nowo jedno, pod je d n y m b e rłe m D aw idow ym (proroctw o 0 C h ry stu sie P anu). W spom inam zn an ą m i d o b rz e tęsk n o tę ś.p. B ra ta J . P ro ch an o w a do je d ności lu d u Bożego... z różnych pow odów po
dzielonego n a oddzielne g ru p y i zw iązki.
T ęsk n o ta ta w y ra ż a ła się w ciągłym usiło
w an iu i próbach, i sta ły m dążen iu do jedności.
Zw oływ ano n ie je d n o k ro tn ie k o n feren cje, n a r a dy, staw ian o propozycje, om aw iano nieraz w szechstronnie tę sp raw ę, lecz pożądanego r e z u lta tu n ie osiągnięto.
Pew nego czasu B ra t J. P ro ch an o w rozesłał b ra te rs k ie pism o, w k tó ry m w zy w ał do je d n o ś
ci dzieci Bożych; w piśm ie ty m jak o 1 a rg u m e n t przem aw iający za połączeniem , p o d k reśla ł w y raź n ą w tej s p ra w ie w olę P an a, Słow o Boże Starego i Nowego 1 T estam en tu , ja k rów nież 1 p ra k ty c z n e w zględy i korzy ści d la sp raw y B ożej. W piśm ie ty m pow oływ ał się m iędzy in n y m i :na p odany w yżej te k s t z p ro ro ctw a Ezechiela. M ocno to> m i u tkw iło w pam ięci, i p rz y ją łe m to do serca i rea liz a c ji w dalszym m oim życiu. T a id ea b y ła p o trz e b ą m ej duszy i serca... Z rad o ścią i n a d z ie ją niosłem tę w ieść i zachęcałem do n iej b rac i i siostry. N iestety.
W szystkie dobre chęci, p ró b y i w y siłk i nie dały w yników , bo ro zb ijały się oi niezrozum iałą dla m n ie niechęć i podejrzliw ość starszy ch braci, ja k o Skałę...
Przeszło w iele, w iele lat... ale w e m nie to prag n ien ie nie w ygasło, choć by łem nieco znie
chęcony... N areszcie n a stą p ił ro k 1946. Jeszcze jed n a próba, a ta k sła b iu tk a i ta k a nieśm iała...
Zrażone ty le ra z y iserce, m im ow oli poddaw ało się w ątpliw ości... A le jeszcze ra z próbow ałem poruszyć to zagadnienie w śród braci. K u m ojej w ielkiej radości dostrzegłem t e dążenia i św ię tą chęć u B ra ta K rakiew icza, któ reg o w ów czas m a ło znałem , rów nież i u Br. Szenderow skiego, jr.
Z aczęliśm y działać. R ezu ltatem ty ch dążeń było to, że zostałem delegow any z jeszcze je d n y m b ra te m do U stronia koło Cieszyna, celem złożenia w im ieniu Z w iązku E w angelicznych C hrześcijan — b raciom W olnym i Stanow czym propozycji połączenia się w jedno... Rzecz to nowa, ale b ra c ia w zięli to p od uw agę z sercem w ierzącym . P e rtra k ta c je nie trw a ły długo, i tam w U stroniu, w ro k u n a stę p n y m z pom ocą P ana, G łow y Kościoła i P a ste rz a W ielkiego owiec, m ieliśm y zjazd zjednoczeniow y trz e c h b ra tn ic h społeczności. Ileż to radości. Ja k że se rc a w y -
• p e łn ia ły się w dzięcznością P a n u n a tych w spól
n y c h nabożeństw ach uroczystych i zjazdach.
D ążenia B ra ta P rochanow a, nieznanego' osobiś
cie w ie lu braciom , ziściły się n a ziem iach p o l
skich, jako te sta m e n t sługi Pańskiego.
A dziś? Dziś Kościół Ew angeliczny składa się z pięciu b y ły ch o d ręb n y ch społeczności.
Społeczności, k tó re b y ły od siebie dalekie choć pokrew ne, podzielone przez uprzedzenia lu d z kie, dziś s ta ły się sobie bliskim i i jed n o w J e z u sie C hrystusie, P a n u naszym : Ew angeliczni
C hrześcijanie, W olni C hrześcijanie, Stanow czy C hrześcijanie, C hrześcijanie W iary Ew angelicz
nej, Z jednoczenie Kościołów C hrystusow ych.
J a k a różnica nazw i barw ... ale ju ż w Z jedno
czonym Kościele E w angelicznym są j e d n o . N iech P an, którego to w olą było, i O' co się m odlił w noc p rz e d śm iercią S w o ją krzyżow ą, niech On u tw ie rd z i tę sp raw ę, k tó rą duch ciem ności (trz e b a p am ię ta ć i p iln ie baczyć) b ę dzie usiłow ał n ie u sta n n ie psuć. N iech pobłogo
sław i, alby te dw a b e rła E zechiel owe, s ta ły się jed n y m w kró lestw ie Jego n a ziem i i na niebie.
P rzyw odząc to sobie n a pam ięć czuję się, i jestem , szczęśliw y. T eraz n a ko ń cu m ej p iel
grzym ki w ypoczyw am sercem i duszą w spo
łeczności B raci drogich i S ió str — jednego Zboru, w ym odlonego' przez w ielu b ra c i ży ją
cych i tych, k tó rz y odeszli do Niego. Bogu Je d y n em u w T rójcy, niech będzie C hw ała!“
*
O dpoczyw ał drogi B ra t w naszej społeczności;
darzy liśm y go niezm iennie szacunkiem i zaufa
niem , bośm y przez m iłość rozlan ą w sercach naszych przez P ana, drogiego B ra ta bardzo po
kochali. B yło dobrze je m u w Z borze zjednoczo
nym , d o b rze było Zborow i z1 B ra te m m iłym . Było w ów czas dw óch przełożonych w Zborze naszym : B ra t S ta n isław K rakiew icz i B ra t F ran ciszek W ięckiew icz. Ja k ie ż ciepło rozlew ało się w isercach naszych, g d y obaj sta w ali za sto łem , służąc p rz y W ieczerzy P ań sk iej. J a k też było b u d u jąc e słuchać usłu g iw an ia drogiego B ra ta Słow em Bożym. U sługiw ania surow ego i pow ażnego, czystego i budującego. J a k było też m iło obcow ać z B ratem , i w Zborze, i w do
m u. Ileż m iłości d la P a n a i Jego dzieci, m ie
szkało w sercu B rata, z w ie lk ą p o k o rą i sk ro m nością. B ardzo chciał, a b y go nazyw ać prosto:
„ b ra tem F ran ciszkiem “. N ie śm ieliśm y.
Często w y ra ż a ł sw ą w dzięczność k u P a n u za to, że m oże dożyw ać la t sw oich w atm osferze m iłości i w olności b ra te rsk ie j.
Pom im o obłożnej choroby la t ostatnich, nie p rzestaw ał duchow o pracow ać. Do o statnich chw il m y ślał o Zborze, o dzieciach Bożych.
N aw et g dy już m ów ić nie m ógł, jeszcze p rz y pom inał o konieczności sk ru p u la tn e g o w y słan ia przew idzianej pom ocy dla bliźnich. A czynił to w ta k i sposób, że w zrokiem pokazyw ał n a datę w idniejącą n a kalen d arzu , w iszącym n a d łóż
kiem . Tę niem ą w ym ow ę w zroku i ruchów gło
Nr 4 C H R Z E Ś C I J A N I N 7 wy, gestów ręk i lu b palców , w lo t pojm ow ała
i w y k o n y w a ła — có rk a J u lia ,k tó ra b y ła d an ą B ra tu od Boga op iek u n k ą w k ażd ej c h w ili jego długiej i ciężkiej choroby. Choć sam a chora i słaba, w ie rn ie dniem i nocą słu ż y ła B ra tu , a b ędąc S iostrą w P a n u — zrozum iew ała też i p o trz e b y duszy i ducha.
O dszedł d rogi nasz B ra t do k ra in y w iecznego p rze b y w an ia z u k o c h a n y m Z baw icielem i P a sterzem — Panem . Jezusem .
P ozostała w sercach naszych dobra pam ięć oi k o ch an y m b ard zo B racie naszym . W spom ina
m y p rz y ty m n a nakaz Słowa:
„P am iętajcie na w odzów w aszych, k tórzy w a m m ów ili Słow o Boże, k tó ry c h obcowa
n ia koniec u p a tru ją c , n aślad u jcie w ia rę ich“ . P am iętam y , i p ro sim y P a n a naszego, a b y dał n a m naśladow ać w odzów naszych m ów iących Słowo Boże, a być ja k i oni — w iern y m i P a n u do końca.
Z opowiadań lekarza ewangelisty
U M A R Ł Y Z N A L A Z Ł Ż Y C IE g * W n a szym m ieście p ew ien dom został n a w ie d zony cię żk im dośw iadczeniem . P an odwołał m a tk ę ro d zin y do Siebie, pozostaw iając je j ro
dzinę i przyja ció ł w cię żk im sm u tk u .
P oniew aż znali m n ie z p rzem ó w ień radio
w y c h , poprosili, a b y m poprow adził nab o żeń stw o pogrzebow e.
Z im n y deszcz padał w d zień pogrzebu, a dro
ga na cm en ta rz nie b yła jeszcze brukow ana.
Z pow odu błota p a zośtaw iłem sw o je auto w m ieście i poprosiłem przedsiębiorcę pogrzebo
wego, aby zabrał m n ie ze sobą na cm entarz.
C hętnie na to się zgodził.
K ie d y z tru d e m jec h a liśm y p rzez błoto, odez
w a łem się do tego m łodego człow ieka w w ie k u około trzy d z ie stu lat: „Jak Pan m yśli, co Biblia rozum ie m ów iąc: „N iechaj u m a rli grzebią um arłe sw o je “ (Mat. 8,22).
„Nie m a takiego w iersza w B ib lii“ — szyb ko odpowiedział.
„Jest“ — za p e w n iłe m go.
„W ta k im razie m u si być złe tłum aczenie, g d y ż nie m a to żadnego sensu. J a k u m a rły m oże grzebać um arłego?“
„Nie, to nie je st złe tłu m aczenie. T e słow a w yp o w ied zia ł sam Pan Jezus. On za w sze m ó w ił praw dę i nie baw ił się uczuciam i, i w yo b ra żeniam i sw y c h słu ch a czy“.
M łody przedsiębiorca w y r z u c ił papierosa p rzez okienko i rzekł: „Czy m ó w ił P anu ktoś 0 m nie, doktorze? C zy k to ś opow iadał o m y m życiu?“
„Nie“ — odpow iedziałem — „Dlaczego Pan się p yta ? “
„Poniew aż ostatnio w ie lu lu d zi pogrzebałem , 1 to stało się pow odem , że zacząłem m yśleć o sobie. O statniej nocy, po kolacji w y d o b y łe m B iblię i do drugiej w n o cy starałem się znaleźć drogę, ja k stać się ch rześcijaninem “.
„A czy P an znalazł?“ — p yta łem .
„Nie — odparł — k ie d y sko ń czyłem , byłem ta k m ądry, ja k i p rzedtem ; ale proszę m i po
w iedzieć, co znaczą te słowa?“
T e szczególne słow a b y ły ta k odpow iednie dla tego człow ieka, że b y ło łatw ą sprawą opo
w iedzieć m u Zbaw iciela. P ow iedziałem mu:
„Pan je s t m a r tw y m przedsiębiorcą pogrzebo
w y m , sied zą cym na ko źle i w io zą cym na cm en
ta rz m a r tw y c h dla Boga. Zm arła, którą w ie zie m y, nie odpowiada ani na prośby; ani na rozkazy; ta k samo i P an n ie odpowiada na w ezw a n ia i ro zka zy m iłości B o że j“.
„Ma Pan słuszność — o drzekł — nie mogę znaleźć Boga; nie m ogę naw iązać z N im łącz
ności; nie w ie m , gdzie je s t i ja k Go znaleźć, i dlatego p o trzeb u ję zm ia n y w m y m życiu , aby stać się p ra w d z iw y m chrześcijaninem “.
A u to z tru m n ą jechało w olno, poniew aż dro
ga była w yb o ista , i m ie liśm y dość czasu na rozm ow ę. O tw arłszy Biblię, p rzeczyta łem Jana 10,10: „Jam p rzyszed ł, aby ż y w o t m ia ły i o bfi
cie m ia ły “. T łum acząc ten w iersz, zapew niłem go, że Jezus C h rystu s p rzyszed ł, a b y dać u m a r
ły m grzesznikom , u m a r ły m w u p a d k u i grze
chach — dar życia w iecznego; bo ży cie w ieczne je s t życiem , któ re je s t w sercu sam ego Pana.
Ono napełni duszę now ą naturą, ta k że czło
w ie k w n a tu ra ln y sposób ż y je ży cie m B ożym , i m iłu je Tego, k tó r y m u dał ży cie “.
„Czy mogę otrzym a ć to życie? — za p yta ł — i k ie d y je m ogę o trzy m a ć ?“
„W te j chw ili, teraz, tu ta j na ty m siedzeniu w aucie m oże Pan p rzyją ć C hrystusa“. A po
te m za p ew n iłem go, że jeżeli zaufa Jezusow i, w ierząc, że Jego droga k re w została na Gol
gocie w yla n a i za niego, i on m o że n a tychm iast
otrzym ać życie w ieczne. Oto jest odpow iednie
słowo; będę je Panu czytał wolno, kiedy Pan
prow adzi wóz: „K to m a S yn a , m a żyw ot: kto
nie m a S y n a Bożego, nie m a ży w o ta “ (1 Jana 5,
12). T en Z baw iciel siedzi na tronie i czeka na
sposobność, aby dać P anu życie w te j chwili,
k ie d y P an u w ie rzy W eń, za u fa w Jego dzieło,
którego dokonał, um ierając za Pana, za Pańskie
g rzech y“.
„Chcę Go p rzyją ć — odparł — nie w ied zia łem dotąd, co Jezu s u c zy n ił um ierając, i dla
czego to uczynił. N igdy nie przyszło m i na m y śl) że m ogło to być dla m nie. Z pewnością, że to m usiało być dla m nie, bo w iem , że nie m a innego Zbaw iciela, a ni takiego, k tó r y b y to 0 sobie tw ierd ził. On m u sia ł cierpieć za m oje g rzechy i ja w to u w ie rzy łe m “.
G dy p rzyje c h a liśm y na cm entarz, p rzy k ie ro w nicy siedział ju ż ż y w y przedsiębiorca po
grzebow y, choć jazdę rozpoczął ja ko m a rtw y . Ten, k tó r y b y ł „um arły w upadkach i g rze
chach“ (Efez. 2,1), b y ł teraz ż y w y , poniew aż zaufał T em u, k tó ry p o ło żył S w e życie dla jego zbaw ienia.
Po pogrzebie w ró ciliśm y do m iasta i m iałem sposobność jeszcze w ięcej pow iedzieć m u w czasie p o w ro tn e j ja zd y, o ofia ro w a n ym m u B o ży m u sp ra w iedliw ieniu, o B o ż y m darze p rze
baczenia i błogosław ionej łasce, którą u z y s k u je m y p rzez k rew Zbaw iciela.
Zbadaj sw o je w łasne serce p rzyjacielu, 1 stw ierd ź, czy nie jesteś p rzyp a d k ie m „um ar
ły m W' upadkach i grzechach“. C h rystu s da ci now e życie, jeże li p rzy jd zie sz do iN ego z w ia rą i zaufasz M u w spraw ie zbaw ienia tw e j du-
SZy.
CH ŁOPIEC P R Z E R Y W A M O D L IT W Ę Po skończeniu fwieczornego nabożeństw a, na k tó r y m starałem się słuchaczom pokazać w jak najprostszy sposób drogę zbaw ienia, podszed
łem d o drzw i, a b y pożegnać się z przyjaciółm i.
S ta l ta m p e w ie n pan, trzym a ją c za rękę d w u nastoletniego chłopca. B y ł to jego syn, z tw a rzyczką zalaną łzam i.
Ojciec zb liży ł się do m n ie i rzekł: ,,D oktorze>
Jó zek pragnąłby b yć zbaw iony. Proszę z n im porozm aw iać”. \
Z n a lem tego chłopca dobrze i w iedziałem , że w yrósł w dom u, gdzie czytano codziennie Biblię i wznoszono m o d litw y do Pana. Z w ró ciłem się do chłopca: „Czy pragniesz, a b y cię Pan Jezus dziś w ieczorem zbaw ił?”.
„Tak, pra g n ę” > — odparł — „ale nie w iem ja k p rzyjść do Jezusa: n ie m ogę Go znaleźć”.
U jąw szy go za rękę, zaprow adziłem w bar
dziej spokojne m iejsce. B y liś m y sam i. T am po
w iedziałem do chłopca: ,,Jó zku , czy u klękn iesz teraz ze m ną i p o d zięku jesz Panu Jezusow i za w szystko , za co M u jesteś zobow iązany d zięko
wać?” i
„Tak, chcę to u c zyn ić ”.
„Dobrze, jeże li chcesz to uczynić. Ja w y m ie nię jeszcze M ika dodatkow ych rzeczy, za które się należy Bogu p o d ziękow anie”.
P otem u k lę k n ę liśm y do m o d litw y. Ja m odli
łem się najpierw i d ziękow ałem Zbaw icielow i za Jego cudow ne dzieło n a k rzyżu , i za Jego
słowo praw dy. P rosiłem Ducha Św iętego, aby objaw ił Pana Jezusa w sercu tego miłego chłopca i zrozum ienie znaczenia i ceny drogiej k rw i C hrystusa”.
K ie d y sko ń czyłem , Jó zek zaczął się modlić m n iej w ięcej ty m i słow y:
„Panie Jezu, d zięku ję Ci za to, że p rzysze d łeś na ziem ię m n ie zbaw ić. D ziękuję Ci, za to, że um arłeś na k r z y ż u za m o je grzechy. D zięku ję Ci za to, że przyszedłeś, aby być m o im Zba
w icielem ...”
P otem nastąpiła długa chw ila p rzerw y. M ia r
łem głowę opuszczoną nad krzesłem i czekałem p rzez chw ilę na to, aż Jó zek będzie się dalej m odlił, ale on m ilczał. K ie d y to m ilczenie za częło być n iep rzy je m n e, podniosłem głowę, aby zobaczyć, co J ó zek robi, i zobaczyłem , że pod
niósł tw a rz do góry i uśm iecha się do m nie.
„Dlaczego przestałeś się m odlić?”
„Ponieważ — odparł — w łaśnie zrozum ia
łem , że Jezus rzeczyw iście to u c z y n ił”, i
W esele Pańskie rozjaśniło jego pblicze, Izy p rzestały płynąć, uśm iechał się do m nie, mó- toiąc o cu d o w n y m p okoju w e w n ę trzn y m .
Podczas gdy d ziękow aliśm y Zbaw icielow i, Duch objaw ił chłopcu praw dę słów czytanych z Pism a Św iętego. On w p raw dzie daw niej ju ż w iedział, że B iblia m ó w i o C hrystusie i Jego dziele ma krzyżu, ple mie -wierzył, żeby to do niego się odnosiło. N ie p rzyjm o w a ł tych praw d na sw oją w łasność. N ie uśw iadom ił sobie, że Pan Jezu s p rzy sze d ł jego zbaw ić, ta k ja k b y nie m iał nikogo poza n im do w yratow ania.
J ó zek stał się\ n o w y m chłopcem . Pobiegł do swego ojca, napełniony duchem jasności i po
ko ju a b y m u pow iedzieć, że Jezus rzeczyw iście to uczynił. J e s t te ra z m łodym człow iekiem , kto- ry zna sw oją Biblię, i stara się podobać J e zu sowi, k tó ry go w y k u p ił Swojej; drogą krw ią.
J a k często lu dzie czynią te n błąd, że wierzą w fa k ty , ale nie sto su ję ich do siebie. N ie w y starczy przyją ć p ra w d y Ew angelii: m u si ona zostać zastosowana osobiście i p rzy ję ta do ser
ca, je że li m a się objaw ić je j moc. F akt, że J e zus je s t cu d o w n y m Zbaw icielem , je s t błogosła
w ioną praw dą. A le ka żd y m usi do Niego przyjść osobiście i p rzyjąć Go jako sw ego osobistego Pana i Zbaw iciela (Jan 1, 12).
W ierzyć, że leka rz m oże przepisać właściw e lekarstw o — to je s t dopiero początek. Trzeba lekarza w ezw ać fw naszym przypadku, pozwo- lić Mu, a b y zajął się n a m i i naszą chorobą, to je s t dopiero zastosow aniem poznanej praw dy w n a szy m życiu. N ie zaprzepaścić Nieba przez zaniedbanie Zbaw iciela.
Ja k często sp o ty k a m y w naszych zebraniach ludzi, k tó r zy w ierzą w fa k ty Ewangelii, ale ich nie stosują do siebie osobiście, i nie pozwalają Jezusow i, aby S w ą krw ią m ógł i ich życie obm yć. A o to przecież chodzi.
W. L. W ilson
tłu m a c zy ł S t. L ip iń s k i
Nr 4 C H R Z E Ś C I J A N I N 9
J. K a r g i e l
ŚWIATŁO Z CIENIA
C zęść 1 — P rzybytek
3. Brama, drzwi i zasłona
„A doi bram y sie n i zasłona n a dwadzieścia, łokci