• Nie Znaleziono Wyników

Białoszewskiego obroty i rzeczy języka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Białoszewskiego obroty i rzeczy języka"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Barbara Sienkiewicz

Białoszewskiego obroty i rzeczy

języka

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 94/3, 103-123

2003

(2)

Pamiętnik Literacki XC1V, 2003, z. 3 PL ISSN 0031-0514

BA R B A R A SIENKIEW ICZ

B IA ŁO SZEW SK IEG O OBROTY RZECZY I JĘZY K A

Hanna Kirchner w szkicu Tworzenie Białoszewskiego cytuje znam ienne słowa Ludwika Heringa kierow ane do Józefa Czapskiego, a dotyczące Białoszewskiego:

Moja pierwsza rozm owa o literaturze 15 lat temu przy je g o w ierszu o morzu z „bogac­

tw em ” metaforyki - to, żeby u s ł y s z a ł ciurkanie w ody w pisuarze (tak)1.

I jeszcze jed en cytat z listu o dwa lata późniejszego:

M oże nigdy jak dziś - nieufność do słow a, nieufność do pojęć. N iszczy ć formę, żeby była forma, znaczyła prawdziwie. [...] To próba dotarcia do słow a z n ó w z n a c z ą c e g o . Poza w yślizganiem gramatyki, poza logiką m y ś l a n e g o m ó w i o n e g o . [...] To jedyna rozm o­

wa z Jaremianką, parę m iesięcy temu. [...] Ja zacząłem o um ow ności, fikcyjności m ów ionego i pisanego m yślenia, m yślenia na tokach logicznych. Że logicznie wyrażane m yślenie nie ma nic z procesem równoczesnego pełnego „myślenia” wewnętrznego. Że logika konstruując słowne m yślenie determinuje sensy i m oże wyczerpała m ożliw e sensy. Stała się sama czym ś tak ogra­

niczającym jak rym, m owa wiązana rymem. Że już w toku logicznym przeczuwa się jego bieg i sens - tak jak rym do rymu2.

Oba zacytow ane fragm enty listów natychm iast zatem w yw ołują - m oderni­

styczną w istocie - problem atykę relacji słowa do rzeczyw istości, jeg o roli po­

znaw czej, słow a „w ytartego”, obrosłego tryw ialnym i użyciam i, konw encjam i m ów ienia i m yślenia, przeto - niespraw nego w w yrażaniu sensu. Słow a pisanego, ale też - co znaczące - „m yślanego m ów ionego”. W prow adzają w kw estię po- średniości, czyli m yślenia i m ówienia (pisania) o świecie zapośredniczonego przez schem aty konw encji, gotowe wyobrażenia, kalki językow e, a z drugiej strony - bezpośredniości w ujm ow aniu przedm iotów (siebie, sw ojego ciała), a zatem sw e­

go rodzaju czystych aktów poznaw czych, przede w szystkim zm ysłow ych: „żeby u s ł y s z a ł ciurkanie wody w pisuarze” .

Co ciekawe, chodzi Heringowi o słowo pisane, ale też „m yślane mówione”, a zarazem : m yślenie pisane i m ówione. Ich „fikcyjność” zostaje przeciw staw iona

„znaczącem u praw dziw ie” . A lternatyw ą „fikcyjności” okazuje się jed nak „bełkot z najgłębszej św iadom ości”, bo on oddala „m yślenie na tokach logicznych” , fał­

szywe, zeskorupiałe w schematach. Ale bełkot nie m oże być - to w iem y - poza

1 H. K i r c h n e r , Tworzenie B iałoszew skiego. W zb.: P isan ie B iałoszew skiego. Red. M. G ło­

w iński, Z. Łapiński. Warszawa 1993, s. 257.

2 Ibidem , s. 258.

(3)

104 B A RBARA SIEN K IE W IC Z

pojedynczym i i przez to znaczącym i w ypadkam i, m aterią poezji. Tak jak unizm Strzem ińskiego, który w jakim ś m om encie m usiał w yczerpać swe m ożliw ości.

Granicą okazała się Platońska jedność, a ta nie daje sposobności różnicow ania.

Jest bow iem , jeśli chodzi o oddanie substancjalności rzeczyw istości, K ierkegaar- dow ską czystą negatyw nością. W istocie odw raca się od świata. W tedy w szakże pozostaje pustka. Tego - w pew nym sensie m yślow o koniecznego - punktu doj­

ścia Hering zdaje się nie uwzględniać. Co prawda, odcina się od dadaistów , uzna­

jąc ich propozycję za niew ystarczającą, połow iczną; pisze: „To nic z dem onstracji formalnej dadaistów ”3. Jednak dadaiści - przy tak postaw ionym postulacie - m u­

szą pozostać punktem odniesienia. Dadaiści i futuryści.

Bełkot w iąże bowiem Hering przede wszystkim z niszczeniem formy. N isz­

czeniem po to, „żeby była form a” i żeby „znaczyła praw dziw ie”, ale tow arzyszy temu i druga intencja - dotarcia do rzeczyw istości nie przesłoniętej form ą, zużytą konwencją. Kamień i jego kam ienność. Dlatego, jak się zdaje, Hering m ówi nie tylko o pisaniu i m ów ieniu, ale także m ówionym i pisanym m yśleniu, które w jego ujęciu z d a j e s i ę p o p r z e d z a ć - a p r z y n a j m n i e j w y r a ż a ć - m ó ­ w i e n i e ( p i s a n i e ) . Jak fenom enologow ie zatem . Pisze M aurice M erleau- -Ponty o Edm undzie Husserlu, rekonstruując zarazem znam ienną ew olucję jego sądów dotyczących relacji myśli i mowy:

Podobny projekt zakłada, że m owa jest jednym z przedmiotów, który konstytuuje w szech ­ władna św iadom ość [...]. W ten sposób m owa, jako przedmiot postawiona przed m yślą, m iała­

by grać w obec niej jedynie rolą akompaniamentu, substytutu, aide-m em oire'u lub drugorzęd­

nego środka łączności. Natomiast w św ieższych tekstach mowa pojawia się jako całkiem now y i sw oisty sposób wyznaczania pewnych przedmiotów, jako cielesna pow łoka m yślenia4.

H eringa w cytow anym fragm encie listu nie zajm ują filozoficzne im plikacje kwestii - skądinąd ciekawej - co je st „przed” , a co „po”, chociaż - ja k Husserl - mówi o w ew nętrznym myśleniu. Interesuje go niejako pragm atyczny w ym iar tak w yrażonego prześw iadczenia. W m yśleniu więc szuka źródła „zafałszow anego”

m ówienia i pisania. N ajpierw trzeba zatem w yelim inow ać schem aty m yślenia,

„w yślizganie gram atyki”, logikę, by móc odrzucić „bogactw o” m etaforyki i kon­

wencje poetyckie, następnie - podjąć próbę w yrażenia zjaw iska. Bliskie zapew ­ ne byłyby zatem Heringowi sądy Ernesta G ellnera, kiedy ten podejm uje krytykę filozofii lingw istycznej, głównie Ludwiga W ittgensteina, w iążąc j ą z postaw ą idio- graficzną:

Przez naukę idiograficzną rozumiem badania, których celem jest poznanie rzeczy „w ca­

łej ich niepow tarzalności” - bez pośrednictwa jakichkolwiek terminów czy pojęć ogólnych.

Byłaby to nauka podobna do w iedzy uzyskanej „na żyw o” - powstającej drogą bezpośredniego kontaktu z pew ną jednostkow ą rzeczą, zjawiskiem czy zdarzeniem; w iedzy nie wym agającej abstrahowania m iędzy podmiotem a przedmiotem poznania5.

Owo „abstrahow anie m iędzy podm iotem a przedm iotem poznania” było błę­

dem - czy tylko złudzeniem - futurystów i sprawiło, że w pew nym sensie zabrnęli

3 Ibidem.

4 M. M e r l e a u - P o n t y , O fen o m en o lo g ii m owy. Przeł. S. C i c h o w i c z. W: P roza św ia ­ ta. Eseje o m owie. Wybór, oprać, i wstęp S. C i c h o w i c z . Warszawa 1976, s. 15 7 -1 5 8 .

5 E. G e 11 n e r, Słow a i rzeczy, czyli nie pozbaw ion a analizy krytyka filozofii lin g w istyczn ej.

Przedmowa B. R u s s e 11. Przeł. T. H o ł ó w k a. Warszawa 1984, s. 131.

(4)

B IA ŁO SZEW SK IEG O OBROTY RZEC ZY I JĘZY K A 105

oni w ślepą uliczką. Ich prześw iadczenie o m ożliw ości dotarcia w ten sposób do życia rozum ianego jako strum ień zjaw isk, jako dynam iczne staw anie sią, okazało sią złudne. Tak sam o jak zam iar utożsam ienia poezji z życiem , pisania życiem miasta. Hering, co prawda, proponuje zarazem - jak Peiper - zastąpienie formy zużytej now ą (nie uśw iadam iając sobie, iż w istocie bełkot i form a są to dwie różne, co w iącej - w ykluczające sią propozycje). N adto, jeśli m ów im y o in­

nej formie, która pow staje po zniszczeniu form y poprzedniej, to ciągle jesteśm y w sferze estetyki, a nie w sferze docierania do „praw dy” - odw zorow yw ania czys­

tej rzeczyw istości, nie otoczonej woalem zużytych konwencji: pojęciow ych, este­

tycznych i stricte poetyckich. Czy B iałoszew ski idzie drogą w ytyczoną przez Heringa? Zapew ne w jakim ś sensie - tak. W nosi jednak do m yślenia Heringa istotne popraw ki.

N iew ątpliw ie bow iem w ybiera „romans z rzeczyw istością” (choć jest to ro­

mans szczególny). Tworzy wszak wiersz O obrotach rzeczy, co wiącej - czyni go tytułow ym w ierszem debiutanckiego tomu. M aterią jeg o w ierszy z tego tom u s ą - o czym w ielokrotnie pisano - zdarzenia błahe, składające sią na codzienną proza­

iczną egzystencją człow ieka, trywialne przedm ioty: szafa, kołdra, połam ane krze­

sło, m aterac, szara podłoga, parasol, budka z piw em , karuzela etc. Na dobrą spra­

wą m ógłby w śród nich znaleźć sią i pisuar, gdyby okazał sią obiektem godnym epifanii poety. Tak jednak nie jest i niew ątpliw ie m ożna uznać to za fakt znaczący.

Dla B iałoszew skiego to w łaśnie przedm ioty codziennego użytku otaczające poetą są źródłem olśnień egzystencją: ich i doznającego podm iotu.

Piec też jest piękny:

ma kafle i szpary, m oże być siwy,

srebrny,

szary - aż senny...

a szczególn ie kiedy tasuje błyski albo gdy zachodzi

i całym rytmem sw ych niedokładności w dzwonach palonych

polanych biało w pływ a w żyw ioły obleczeń monumentalnych.

{Szare em inencje zach w ytu , W 4 3 )6

N iew ątpliw ie początkiem owych olśnień są doznania zm ysłow e: wzrokowe, słuchowe, dotykow e, sm akowe. Pełnią one znaczącą rolą w poezji B iałoszew skie­

go. Doznanie zm ysłow e upew nia, że rzecz jest, ż e - m ówiąc językiem fenom eno­

logii - stanowi „bezpośrednie dane poznania” . Owo doznanie okazuje się więc spraw dzalnym punktem odniesienia dla jej konw encjonalnych ujęć. Sprawia, że zostaje ona niejako dow iedziona sobą i czuciem podm iotu. Jest rzeczą, którą się postrzega, o której się myśli, o której się mówi. Jest więc przez poetę „ujm ow ana”

- piec „m oże być” : „siw y” , „szary” , „srebrny” , „senny” ; jest „rzeczą sam ą”, ale

h Skrót W oznacza wyd.: M. B i a ł o s z e w s k i , Wiersze. Wyboru dokonał autor. Przedmowa J. S ł a w i ń s k i . Warszawa 1976. Skrótami odsyłam też do innych tom ów tego autora: Os = O dcze­

p ić się. Warszawa 1978; O = Oho. Warszawa 1985. Liczby po skrótach wskazują stronice.

(5)

106 BARBARA SIEN K IEW IC Z

zarazem w skazuje B iałoszew ski na jej szczególny św iadom ościow y, intencjonal­

ny charakter. Staje się więc ona „fenom enem ”, tym, co pojaw ia się w św iadom o­

ści, przy czym - to znaczące - unika poeta „wysuwania hipotez zarówno co do zw iązku, jaki łączy fenomen z bytem, którego ten jest przejawem, ja k i co do zw iąz­

ku, jak i go zespala z Ja, dla którego jest fenom enem ”7; interesuje go w yłącznie to, w jaki sposób rzecz przejaw ia się świadom ości, i to chce w poezji wyrazić.

Twórczość poetycka wiązana z taką postaw ą je st w arunkow ana szczególnym otw arciem na świat, um ożliw iającym stan swego rodzaju olśnienia w kontakcie z przedm iotem ; ukazuje świadomość, która „»w ybucha ku...« (Sartre), św iado­

m ość, która w sum ie je s t niczym, jeśli nie je s t stosunkiem do św iata”8.

U trata tej dyspozycji, zdaniem B iałoszew skiego, niezdolność do przeżycia zachw ytu, oznacza zarazem koniec tw órczości, koniec poezji. D latego poeta p i­

sze, zw racając się do bogini przeznaczenia, a zarazem „bogini zm ęczenia” :

byłeś tylko nie zesłała do rzeczy przyzwyczajenia.

(Sztuki piękn e m ojego pokoju , W 51 )

Z m ęczenie, przyzw yczajenie nie pozw ala zobaczyć przedm iotu takiego, j a ­ kim je st nie tyle sam dla siebie, ile dla świadom ości podm iotu. Łyżka durszlako­

wa nie przestanie b y ć , nie będzie jednak dla podm iotu „niebem i kalejdosko­

pem ”, „m onstrancją jasności”, przestanie stanow ić źródło zachw ytu estetyczne­

go. A le - to trzeb a w yraźnie pow iedzieć - o w o ź r ó d ł o t y l e ż j e s t w ł y ż c e , i l e w p o d m i o c i e ; tyle w cechach łyżki, ile w podm iocie, który je w niej postrzega. I to w ydaje się sprawą kluczow ą. Percepcja B iałoszew skiego jest w istocie p e r c e p c j ą e s t e t y c z n ą . Dlatego - dw uznacznie - mówi on:

„Sztuki piękne m ojego pokoju” : sztuki (przedm ioty) stają się sztukam i pięknym i, przedm iotam i estetycznym i. To wedle M oraw skiego „punkt w spó lny ” estetyki zorientow anej fenom enologicznie. I Hartmann, i M orpurgo-Togliabue, i Sartre, i M erleau-Ponty stw ierdzają, iż punktem w yjścia jest „obraz percepcyjnie dany jak o żyw a bezpośrednia jak o ść”, „m aterialność dana w doznaniu” , ale „nakłada się” nań „akt w yobraźni wychodzący ku sensom kulturow ym czy m etafizycznym ” (M orpurgo-Togliabue). Ta swoistość poezji odsłania, wedle M erleau-Ponty’ego,

„nieusuw alną dw uznaczność is tn ie n ia -n a s z ą cielesność u podstaw i nasze szuka­

nie układu odw ołania poza ciałem; akt postrzegania jako coś pierw otnego i zasad­

niczego oraz m yślow e konstrukty, które unierucham iają żyw ą nieskończoną p ra­

cę zm ysłów , w yobraźni i języ k a”9.

Wieczorem

dotknąć kroju krzesła -

brzdąknąć na byle linii siennika - posmakować suchy okruch sufitu - to wpadają stadami

7 J.-F. L y o t a r d, Fenomenologia. Przeł. J. M i g a s i ń s k i . Warszawa 2000, s. 7 -8 . W książce w ystępują podkreślenia dwojakiego rodzaju: spacją i kursywą - w cytatach zachow uję to rozróżnie­

nie. To sam o d otyczy M edytacji kartezjańskich [...] E. H u s s e r 1 a (zob. przypis 12).

8 Ibidem , s. 9.

9 S. M o r a w s k i , G łów n e nurty estetyk i X X wieku. Z arys syn tety czn y. W rocław 1992, s. 40—42.

(6)

B IA ŁO SZ EW SK IEG O O B R O T Y RZECZY 1 JĘZY K A 107

w szystko co się skojarzy jak ćm y -

czego by nie pom yśleć.

(Sztuki p iękn e m ojego pokoju , W 50)

W iersz nie je st zapisem doznań zw iązanych z dotknięciem „kroju krzesła”

czy brzdąknięciem „na linii siennika”, ale t e g o , c o „ p o m y ś 1 a n e ” . I tak też odczytyw ać należy „gam ę” , którą w w ierszu śpiew ają przyw ołane aniołki: „do­

m ysły rzeczyw istości” . „D om ysły rzeczyw istości” to w szak to, co do-m yślam y do rzeczyw istości, kiedy jej doznajem y i kiedy o niej myślimy. Tej m ożliw ości

„pom yślenia”, do-m ysłów rzeczyw istości dotyczy też prośba kierow ana do Anan- ke, by nie zesłała „do rzeczy przyzw yczajenia” . A to ju ż istotnie zm ienia sens sugestii Heringa.

O biektów rzeczyw istości je st w pew nym sensie tyle, ile się intencjonalnie pom yśli, a r a c z e j- ja w i ą się nam jako takie, j a k j e i n t e n c j o n a l n i e p o ­ m y ś l i m y : parasolka m oże być w roną, „m iękkim dzw onem ”, „galanteryjnym szponem ”, abażurem, wreszcie - „natchnionym słońcem dyletanta” . M aterac w pa­

sy to chór z trąbkam i albo „M atissy - B onnard” (Dwa przedłady, W 7 2-73). Jak­

kolw iek punktem w yjścia jest skojarzenie w zrokow e, to trudno tu jed nak mówić o dążeniu do bezpośredniości w zapisie doznań. O dw rotnie - nierzadko porusza się B iałoszew ski w obrębie swego rodzaju ikonosfery.

W w ierszu O obrotach rzeczy pisze:

A one krążą 1 krążą.

Przebijają nas m gławicami.

Spróbuj schw ycić ciało niebieskie któreś z tych

zwanych „pod ręką”... [W 46]

O tóż to: „schw ycić” przedm iot - w szczególności w poezji - nie sposób; m oż­

na co najw yżej stw orzyć jego intencjonalny odpow iednik. Przedm ioty są „z nich sam ych” , k rążą w okół nas, m ają swoje drogi, ale nie posiadam y do nich dostępu inaczej, jak poprzez naszą świadom ość. Obiektem , który podlega tem u aktowi, okazuje się też - w tom ie Obroty rzeczy jeszcze nie nazbyt często - słowo. I ono więc staje się składnikiem „m agazynu kontem placji” m ikrośw iata pokoju.

Jakże jednak tu nie ulec

twojej piramidzie m ojego odosobnienia?

a twoim - brzękom nazwy, która nadziewa moje ciasto ucha?

a w aszym szarym - z was samych - drogom, w które i mnie zabieracie?

(O m ojej pu ste ln i z naw oływ aniem , W 52)

Słow o staje się tu „fenom enem ” , nabiera swego rodzaju m aterialności: okazu­

je się niem al dotykalne i rozciągłe - brzęk nazwy „nadziew a [...] ciasto ucha”.

Z naczącym pod tym w zględem w ierszem jest Podłogo, błogosław. „B uraka buro-

(7)

108 BARBARA SIEN KIEW IC Z

ta” to oczyw iście barwa: burość buraka, ale też słowo, które stanowi obiekt przed­

staw ienia, je d n ą z rzeczy, i tak jak one jest „m yślane m ów ione” i - m yślane pisa­

ne. A nalogicznie obiektem konstytuującej św iadom ości stają się nie tylko fishar­

monia, kartofle, podłoga jako przedmioty otaczające podmiot, ale i postaci (kształty) słów-nazw: „fisharm onia” („tu nie fis / i nie harm onia”), „kartofle” („ach! i flet zaczarow any / w kartofle”), „podłoga” („takie słowo koncertujące / w o-gam ie”, W 47). W efekcie pow staje swego rodzaju m yślany obraz słowa, m am y do czynie­

nia z - jak b y pow iedział M erleau-Ponty - „gwasz-cielesnością elem entów znaczą­

cych” 10.

Św iadom ość m ego w łasnego ciała odsyła mnie - pod warunkiem, że nie zastanawiam się nad nią wyraźnie - do pew nego otaczającego mnie krajobrazu, a św iadom ość własnych palców - do żyłkow atego lub porowatego stylu charakteryzującego istnienie przedmiotu. W ten sam sposób słow o, które g łoszę albo które słyszę, jest brzemienne znaczeniem , dającym się od czy­

tać już z samej tkanki język ow ego gestu, tak że lada wahanie, lada odmiana głosu, dobór pew ­ nej składni w ystarczą do jeg o modyfikacji".

I - m ożna pow iedzieć - Białoszewski tak właśnie dośw iadcza zarów no w łas­

nego ciała, jak i słowa: znaczenie jest odczytyw ane z samej tkanki językow ego gestu, nadto - lada w ahanie, lada odmiana, tym bardziej zm iana składni w ystarczą do jego m odyfikacji, w czym upatryw ać należy źródła „lingw istycznych” operacji B iałoszew skiego, niejako zgodnie z zaleceniem Husserla, że tam, gdzie środki w yrazu języka potocznego są w pow szechnym użyciu, należy na nowo podjąć pracę „upraw om ocnienia znaczeń” 12. W istocie zatem nie o gry językow e B iało­

szew skiem u chodzi, ale o „m yślane m ów ione”, o znaczenie, które - ja k pisze M erleau-Ponty - „nigdy nie tkwi bez reszty w słowie, każda ekspresja zawsze w ydaje [...] się podobna do śladu, [...] zaś wszelkie staranie, by schwycić w garść myśl przebyw ającą w słowie, zostaw ia w palcach jedynie o d r o b i n ę s ł o w ­ n e g o t w o r z y w a ” 13.

Charakteryzując tw órczość Białoszewskiego, Ryszard Nycz w skazuje na jej pokrew ieństw a z założeniam i program owym i neoawangardy, z prześw iadczeniem w yrażonym przez Johna C age’a, iż sztuka „nie pow inna być czym ś odm iennym od życia, ale działaniem w obszarze życia. Winna upodobnić się do życia z jego przypadkam i, zm iennościam i, jego różnorodnością i nieuporządkow aniem oraz rzadkim i chw ilam i piękna” 14.

W yprowadza z tego dwie strategie pisarskie Białoszew skiego. Pierw sza to

„potoczne po tw orzenie” - strategia „prywatyzacji języka, osw ajania niezw ykło­

ści” , szczególnie intensyw na we w cześniejszych tom ach Białoszew skiego. D ru­

gą, dom inującą w późniejszych, dobrze wyraża - według N ycza - form uła „stróża rzeczyw istości” :

10 M e r 1 e a u - P o n t y, op. cit., s. 163.

11 Ibidem , s. 164.

12 E. H u s s e r 1, M edytacje kartezjańskie z dodaniem uw ag krytycznych Rom ana Ingardena.

Przekład i przypisy A. Wa j s . Przekład przejrzał i wstępem poprzedził A. P ó ł t a w s k i . War­

szaw a 1982, s. 19. Zob. tam też zdanie: „Dokonać tego należy poprzez zapewniające źródłow ość [ursprungliche] skierowanie się ku uzyskanym naocznym w yglądom i przesycenie nimi uprawo­

m ocnianych znaczeń”.

13 M e r 1 e a u - P o n t y, op. cit., s. 164-165. Podkreśl. B. S.

14 R. N y c z , „Szare em inencje za ch w ytu ”. W zb.: P isanie B iałoszew skiego, s. 181.

(8)

B IA ŁO SZ EW SK IEG O O BROTY RZECZY I JĘZY K A 109

Zadaniem poety jest tu, z jednej strony, nie stracić z oczu ciągle zm iennej, nowej i rozmi­

jającej się z język iem rzeczyw istości - z drugiej zaś strzec, by żaden ze składników jej enigm a­

tyczn ego lub pozornie banalnego przekazu nie przepadł w przekładzie „z faktyczności na w y- rażalność” 15.

Zatem w m yśleniu o Białoszew skim N ycz bliski je st intencji w yrażonej przez Heringa. W istocie jed n ak poeta nie do końca pozostaje z nim zgodny.

Przyjm uje bow iem , iż „faktyczność” niew ątpliw ie j e s t . Już jedn ak sam ten termin, użyty przez niego - tak ja k i „oczyw istość” - należy do języ k a fenom eno­

logii. Pisze Husserl:

O czyw istość jest [...] dośw iadczeniem tego, co istnieje, i tego, w jakim charakterze ow o coś istnieje [...], jest w łaśnie rodzajem duchowego unaocznienia czegoś w jego własnej osobie [...]. N iezgodność z tym, co ona okazuje, z tym, co uwidacznia dośw iadczenie, daje w rezulta­

cie negację o czyw istości (albo oczyw istość negatywną), wyrażającą się w sądzie jako pozy­

tywna oczyw istość nie-istnienia rzeczy16.

Rozważeniu tej kwestii - w istocie filozoficznemu - pośw ięca Białoszewski wiele wierszy, tyle że z wczesnych tomów, potem rzecz się dodatkowo komplikuje.

Jesteś... nie jesteś...

wierzyć w ciebie czy wątpić z czego byś nie był

albo gdybyś nawet z niczego był

— zielonyś

od księżycow ej glazury pejzażu zim ow y

(Zielony: w ięc j e s t , W 56)

Poeta zadaje pytania Kartezjańskie, ponow ione przez Husserla: „jesteś... nie jesteś...”, „w ierzyć w ciebie czy w ątpić”, urucham iając jednocześnie Husserlow-

ską procedurę w ątpienia17.

Podstaw ę tw ierdzącej odpowiedzi w wierszu - udzielonej po w zięciu w na­

wias „zaw artego w dośw iadczeniu naturalnego prześw iadczenia” o istnieniu św ia­

ta 18 - stanowi konstatacja zieloności pejzażu zim owego: „zielony: więc je s t”, i to

15 Ibidem , s. 183.

16 H u s s e r l , op. cit., s. 16. L y o t a r d (op. cit., s. 22) zaś pisze o Husserlu: „Punktem oparcia jest dlań fakt określany jako »istnienie indywidualne i przypadkowe«; a przypadkowość faktu odsy­

ła do istoty koniecznej, poniew aż myśl o przypadkowości oznacza, że do istoty tego faktu należy m ożliw ość bycia innym, niż jest. Faktyczność implikuje zatem kon ieczność” .

17 Stwierdza H u s s e r l (op. cit., s. 24): „ujęte w swym całokształcie doświadczenie zm ysłow e, dośw iadczenie, w którego oczyw istości świat nasz jest nam niezm iennie z góry dany [vorgegeben], nie jest w stanie rościć sobie ot tak wprost pretensji do jej miana, do miana oczyw istości wyłączają­

cej zatem w sposób absolutny m ożliw ość powątpiewania w rzeczyw iste istnienie świata, resp. m oż­

liw ość jeg o nieistnienia”. 1 dalej (ibidem , s. 25): „Istnienie świata, którego podstawę stanowi o czy ­ w istość dośw iadczenia naturalnego, nie m oże być już dla nas samo przez się zrozumiałym faktem, lecz jedynie samym tylko fenom enem ze sfery obow iązywania [G eltungsphänom en]".

18 Ibidem, s. 28. L y o t a r d (op. cit., s. 30) pisze: „O czyw iście d e fa c to ja jako konkretny podmiot em piryczny nadal uczestniczę w naturalnym nastawieniu do świata i teza tego nastawienia

»ciągle jest żyw a«, ale nie czyn ię z niej żadn ego użytku. Zostaje zaw ieszona, w yłączona z gry, w zię­

ta w nawias; a dzięki tej »redukcji« [epoche] świat otaczający nie jest już po prostu światem istnie­

jącym , lecz »fenom enem bytow ym «”.

(9)

110 BA RBARA SIEN K IEW IC Z

jedno je st niew ątpliw e. Zaczyna on zatem istnieć dla poety nie inaczej, „jak tylko w charakterze fenom enu bytow ego” -

ów fenomen sam nie jest przecież, jako fenomen mojej św iad om ości, nicością, lecz właśnie tym, co um ożliw ia mi w ogóle wydanie takiego krytycznie przem yślanego werdyktu, a więc czym ś, co um ożliw ia mi również rozpoznanie tego, co ma dla mnie sens i moc obowiązującą p ra w d ziw eg o - ostatecznie rozstrzygniętego lub dającego się ostatecznie rozstrzygnąć - istnie­

n ia19.

Tak pisze H usserl, ale tak zdaje się też sądzić B iałoszew ski: pejzaż zim owy jest, bo w swojej zieloności jest przedm iotem św iadom ości podm iotu, choć może jaw ić się jej jak o księżycow a glazura lub jako fajans „z ornam entam i drzew i mgły / na brzegu” (W 56)20.

Św iadom ość tw orzy relację podm iot-przedm iot, a zarazem pozw ala uchw y­

cić intencjonalność jak o „św iadom ość czegoś” . Z owej podm iotow o-przedm ioto- wej relacyjności św iadom ości wynika, zdaniem M axa Bensego, jej diadyczna funk­

cja: m ożna z niej w yw ieść podm iot i przedm iot jak o osobne argumenty:

diadyczna funkcja św iadom ości inaczej przebiega, kiedy wstaw im y w nią podmiot, a inaczej, gdy przedmiot. M ożna pow iedzieć, że od strony podmiotowej funkcja św iad om ościow a prze­

biega jako iteracja, a od strony przedmiotowej jako abstrakcja, ściślej biorąc: jako apercepcja przez iterację i jako definicja przez abstrakcję21.

I tak też zdaje się być u Białoszewskiego; ten tok rozum ow ania potw ierdza dalsza część analizow anego wiersza. Podm iotowo pejzaż zim ow y ujm ow any jest iteracyjnie, punktem w spólnym wszakże pozostaje zieloność. Ale m oże też pod­

miot „zdefiniow ać” ów pejzaż i wtedy także okazuje się on obiektem aktu św iado­

m ości, respektującym fenom enologiczną zasadę intencjonalności22.1 ta kw estia - rola w iedzy i słow a w procedurze ujm owania poprzez św iadom ość - staje się przedm iotem nam ysłu w końcow ej partii wiersza:

A gdy nic nie wiem o tobie ani o robaku mikropustki

który cię gryzie ani o nazwaniu cię śniegiem

krańcem miasteczka spodem

miesięcznej nocy m ożesz mi zagrać

najpiękniejszą część niepokoju [W 56]

19 H u s s e r 1, op. cit., s. 26, 27.

20 Pisze L y o t a r d (o p . c i t . ,s . 18-19): „Gdybyśmy [...], poddając przedmiot barwny imagina- cyjnemu »uzm iennianiu«, odjęli mu jeg o »rozciągłościow ą« jakość, to usunęlibyśm y m ożliw ość istnienia przedmiotu barwnego jako takiego i dotarlibyśmy do św ia d o m o ści n iem ożliw ości. Św iad o­

mość ta objawia istotę. [...] Tak w ięc jeśli dokonuje się operacji »uzm ienniania« na przedm iocie będącym rzeczą zm ysłow ą, to otrzymuje się jakby sam byt rzeczy: przestrzenno-czasow ą całość obdarzoną jakościam i wtórnymi, uznawaną za substancję i za ogniw o łańcucha przyczynow ego. [...]

W rzeczyw istości ostateczne, prawowite źródło w szelkiego racjonalnego stw ierdzenia tkwi w o g ó l­

ności w »w idzeniu« [Sehen], to znaczy w źródłowo prezentującej św iadom ości [Ideen]".

21 M. B e n s e , Ś w iat p r z e z p ry zm a t znaku. Przeł. J. G a r e w i c z. W stęp H. B u c z y ń s k a - - G a r e w i c z. Warszawa 1980, s. 54.

22 Zob. ibidem , s. 55.

(10)

B IA ŁO SZEW SK IEG O OBROTY R ZECZY I JĘZY K A 111

Bo może, jeśli nie istniejesz jako obiekt aktów mojej świadom ości, to ciebie nie ma? Dokonuje więc poeta swego rodzaju redukcji fenom enologicznej23. Co cie­

kawe i co niewątpliwie jest argumentem na rzecz tezy o swoistym wpisaniu w poe­

zję Białoszew skiego m yślenia fenom enologicznego, nie próbuje on notow ać do­

znań („faktów życia w ew nętrznego”), nie wyjaśnia - konstatuje istnienie i zielo­

ność, niejako zgodnie z tw ierdzeniem Lyotarda: „w yjaśniać czerw ień określonego abażuru to w łaśnie od niej odstąpić, o ile jest ona tą czerw ienią rozpostartą na tym abażurze, w którego orbicie rozm yślam nad czerw ienią”24.

Żeby nie stanąć wobec czystej negatyw ności, wobec nicości, m usi poeta przy­

jąć, że rzeczyw istość jest. I to okazuje się niewątpliwe. Wie jed nak także, iż istnie­

je ona d l a p o d m i o t u tylko poprzez akty konstytuującej św iadom ości. W A u ­ toportrecie radosnym pisze: „C ieszę się, że m yślę” :

Św iadom ość jest tańcem radości.

Moja św iadom ość tańczy przed lampą deszczu przed łupiną ściany

przed sklepem spożyw czym z wiecam i kapusty przed ustami m ówiących przyjaciół

przed w łasną ręką nieoczekiw aną

przed niewydrążoną rzeźbą rzeczyw istości - w przepychu najlepszej zabawy

i najw znioślejszego nabożeństwa nieoddzielnie

moja św iadom ość tańczy. [W 68]

Nawet w łasna ręka „m yślana” - ujęta w akcie św iadom ości w ydaje się nie­

oczekiw ana; tak sam o jak usta m ówiących przyjaciół. Usta, bo wszak nie o cu­

dzą św iadom ość w yrażoną w znaczeniach m ów ionych słów tym razem chodzi, ale o cielesne zjaw isko m ów ienia ujęte w tańcu św iadom ości. Z naczące w tym kontekście je st także zakończenie wiersza - śmierć to „porw anie się” tańca św ia­

dom ości; zostaje ono zw iązane z nieczuciem niczego i m oże być opisane tylko poprzez szereg antytez. Jest bow iem nie-do-pom yślenia. N ie istnieje świadom ość, nie ma więc podm iotu i nie ma przedmiotu:

A kiedy porwie się taniec, zw yczajem każdego kłębka, pójdę do nieba -

gdzie się nic nie czuje,

gdzie od początku byłem , zanim byłem , gdzie już do końca będę, gdy nie będę, tam - radość nie do opisania.

To w szystko. [W 68]

A nalogiczną tezę buduje Autoportret odczuw any, tyle że tu potw ierdzeniem istnienia jest nie tylko przedm iotow a relacja świadom ości - jej taniec przed „nie-

23 Zob. H u s s e r l , op. cit., szczególn ie s. 3 5 -3 8 , 135-145. - L y o t a r d , op. cit., s. 2 6 -3 8 , 5 4 -6 0 .

24 L y o t a r d ,o p . cit., s. 8.

(11)

112 BARBARA SIEN K IEW IC Z

w ydrążoną rzeźbą rzeczyw istości” - ale także św iadom ość w łasnego ciała, m iej­

sca, jakie zajm uje w przestrzeni.

Nieraz mi ręce żyją zupełnie osobno.

M oże ich wtedy nie doliczać do siebie?

Gdzie są moje granice?

Porośnięty przecież jestem ruchem albo półżyciem . Zaw sze jednak pełza w e mnie pełne albo niepełne, ale istnienie.

N oszę sobą jakieś sw oje własne miejsce.

Kiedy je stracę,

to znaczy, że mnie nie ma.

N ie ma mnie,

w ięc nie wątpię. [W 6 6 -6 7 ]

Tak jak w przypadku w iersza Zielony: więc j e s t , tak i tu Białoszewski pow ta­

rza K artezjańskie tw ierdzenie, że samo „w ątpię” zakłada, iż „jestem ” . Zarazem wszakże bierze je w naw ias, poddaje fenom enologicznej redukcji do „obszaru t r a n s c e n d e n t a l n o - f e n o m e n o l o g i c z n e g o s a m o d o ś w i a d c z e - n i a”25, pow tarzając niejako „procedurę” Husserla: m iędzy innymi m aterialnym i ciałami „ujętym i jak o to, co moje własne, odnajduję potem m oje w ł a s n e c i a- ł o”, różniące się od innych tym, że jest „ciałem żyw ym ”, jedynym , którem u „opie­

rając się na dośw iadczeniu przypisuję posiadanie pól w rażeniow ych” i którym ,

„na drodze kinestetycznych ruchów ”, m ogę „podejm ow ać akty spostrzegania” . Spełniając je, dośw iadczam całej przyrody, a w niej w łasnego ciała, jako do siebie sam ego odniesionego:

O dniesienie to staje się m ożliw e dzięki temu, że za p ośredn ictw em jednej ręki m ogę za­

w sze spostrzegać drugą, przy pom ocy drugiej ręki mogę dośw iadczać m ojego oka itd. [...].

O dsłonięcie [...] ciała zredukowanego do tego, co moje w łasne, oznacza już część procesu ujawniania s w o i s t e j d l a m n i e t y l k o i s t o t y [eigenheitlichen Wesens] obiektyw ne­

go fenomenu Ja ja k o ten oto człow iek2*'.

I w w ierszu Białoszew skiego utrata „faktyczności” jaw i się jako efekt utraty świadom ości: m iejsca i siebie samego, jak bowiem pisał Husserl: „W zm ysłowej inkorporacji dochodzi do »um iejscow ienia« oraz do »uczasow ienia« tego, co po­

dług sw ego bytow ego sensu jest nie-m iejscow e i nie-czasow e”27.

25 H u s s e r l , op. cit., s. 37.

26 Ibidem , s. 141-142.

27 Cyt. za: M e r 1 e a u - P o n t y, op. cit., s. 158.

(12)

BIA ŁO SZEWSKIEGO OBROTY RZECZY I JĘZYKA 113

Efektem poetyckiej fenomenologicznej redukcji jest więc uchw ycenie siebie sam ego jak o czystego „ja” wraz z jego „czystym św iadom ościow ym życiem , w którym i dzięki którem u cały świat obiektywny jest światem istniejącym dla mnie, św iatem , który istnieje tak, jak jest do mnie odniesiony”28 i - m ożna pow ie­

dzieć - B iałoszew ski ustawicznie dokum entuje w poezji oraz poprzez poezję to prześw iadczenie.

Najpierw zeszedłem na ulicę schodami

ach, wyobraźcie sobie, schodami.

Potem znajomi nieznajomych mnie mijali, a ja ich.

Żałujcie,

żeście nie widzieli, jak ludzie chodzą, żałujcie!

( B allada o zejściu do sklepu, W 76)

Schody, a także chodzenie, nie jaw ią się tu w swej oczyw istości jako wynik

„naturalnego prześw iadczenia”, ale jako fenomen bytowy, którego ważność (epi- fanijna w artość) „istnieje ze względu na m nie” .

Warto odnotow ać jeszcze dwie cechy owego fenom enologicznego ujm ow a­

nia w pisanego w poezję Białoszewskiego. Fenom enologiczna je st niewątpliwie zasada ciągłego dokonyw ania korekt postrzeżenia. Rzecz bow iem , na co zwraca uw agę Lyotard, dana je st nam poprzez nieustanne m odyfikacje odnoszące się do niej dzięki sensow i nadaw anem u jej przez „m oje” pojm ow anie i dlatego właśnie jest ona „rzeczą dla m nie” . W efekcie, nawet gdy „w idzim y” j ą tylko jednostronnie, poprzez część, to jednocześnie dane nam są inne jej strony, inne części. Jest zatem

„otwarta na horyzonty nieokreśloności”, wyłania się wśród nieustannych korekt29.

o ile nie jestem sam przybyłem tu z przyjaciela głow ą

wygląda ze strąka tam w szedł reszta jego jest znam całego lecz tu tak pusto wygryzająco wiedzenie

( Wolkowyi okolica bezstronna, W 79)

Z tej w łaściw ości fenom enologicznego ujm ow ania rzeczy w ynika następna.

Otóż - ja k pow iada Lyotard - operacja rewizji, korekty i przekraczanie przez „do­

28 H u s s e r 1, op. cit., s. 29. 1 dalej {ibidem): „W szystko, co znajduję w granicach świata (alles Weltlieht’),w szelki byt przestrzenno-czasowy, istnieje ze w zględu na mnie, to znaczy ze względu na mnie ma w ażność czeg o ś obow iązującego, m a ją właśnie dlatego, że jest przeze mnie doświadcza­

ny, spostrzegany, przypominany, że w jakiś sposób o nim m yślę, wydaję o nim sądy, oceniam go z punktu widzenia wartości, że go pożądam itd.”

29 L y o t a r d , op. cit., s. 31- 32.

(13)

114 BARBARA SIENKIEWICZ

św iadczenie praw dy” samej siebie „dokonuje się zaw sze w łonie żywej teraźniej­

szości”30, je st ciągłym ruchem, co wiąże się z konstytuującą funkcją świadom ości, która w szak ustanaw ia „faktyczność”. 1 tak też jest w poezji Białoszewskiego:

jego w idzenie przedm iotu jest ruchem nieustannych korekt tego, co „spostrzeże- niowo uśw iadam iane” , co „stale przytom ne”31, świat zaś jaw i się jak o to, co obej­

muje i m oże obejm ow ać świadom ość w jej ciągłej teraźniejszości.

Poetyckiej refleksji poddany zostaje przez B iałoszew skiego także inny wątek myśli fenom enologicznej. Husserl w Form ate und transzendentale L ogik pisał:

To (co mamy na m yśli) nie znajduje się na zewnątrz wyrazów, obok nich; w ysław iając się dokonujem y stale w ew nętrznego aktu myślenia, który stapia się z wyrazami i jakby je ożyw ia.

W ynikiem tego ożyw ienia jest to, że wyrazy i w szelkie słow o - by tak rzec - ucieleśniają m yślenie i, ucieleśnione, przenoszą w sobie jako sens32.

W w ierszu o znaczącym tytule Spow odow anie kw iatu pisze Białoszew ski:

„pow ód kw iatu : koszajec” . M ożna go powołać do istnienia przez m yślenie o nim, ale także przez nazw anie czy „zdefiniow anie” . Otóż przedm iot - kwiat - zostaje w tym w ierszu w łaśnie „w yznaczony” przez słowo.

To słowo zatem „pow oduje”, czyli k o n s t y t u u j e w ś w i a d o m o ś c i kwiat, m ożna pow iedzieć - ze w szystkim i tego konsekw encjam i, także z czuciem na końcach palców „stylu charakteryzującego istnienie przedm iotu” :

tknąć bez

powodu : koszow a korona rytm

jako wierność na końcach palców koronnych zwojami wyplatającymi

w ypuklejszość czucia [W 82]

N iejako więc zgodnie z tezą Fenom enologii m ow y M erleau-Ponty’ego ele­

ment znaczony wychodzi poza element znaczący, którego „ r o l a p o l e g a w ł a ś ­ n i e n a u m o ż l i w i e n i u t e g o p r z e k r o c z e n i a” , a wyrażać to dla m ó­

w iącego „uzyskiw ać świadom ość; wyraża on nie tylko dla innych, wyraża, by w iedzieć sam em u, co ma na celu”33.

B iałoszew ski niew ątpliw ie „w yraża”, by wiedzieć sam em u („św iadom ość jest tańcem radości” ), ale jest w szakże poetą, „w yraża” więc także dla innych, co spra­

wia, że lekko traw estując słowa Bensego, należałoby pow iedzieć: gnoseologiczna rola św iadom ości musi w ystąpić w nowym oświetleniu. Czynność świadom ości

30 Ibidem , s. 5 7 -5 8 .

31 Zob. H u s s e r 1, op. cit., s. 27: „Życie to jest mi m ianow icie stale przytomne [ist bestän dig da], stale, gdy idzie o pole teraźniejszości, spostrzeżeniowo uświadamiane, dane w najbardziej pier­

wotnej sam oobecności [O riginalität] jako ono samo; w przypomieniu raz te, innym razem inne m i­

nione fazy dośw iadczającego życia uświadamiane s ą ponow n ie, a znaczy to tutaj - uświadamiane jako sa m o o b ecn e m inione fazy".

33 Ibidem , s. 166.

32 Cyt. za: M e r 1 e a u - P o n t y, op. cit., s. 158.

(14)

BIAŁO SZE WS KIE GO OBROTY RZECZY I JĘZY KA 115

rozumianej jak o „posiadanie czegoś” musi zostać ujęta jak o proces znakowy, jako kom unikacja34.

I to rodzi problem dodatkow y - fenom enologicznego „intencjonalnego przej­

ścia” .

W w ierszu N ie umiem p isa ć (W 69) pyta Białoszew ski: „którędy wyjść ze słow a?” „Elem ent znaczony wychodzi poza znaczący” - ta w iedza jedn ak nie rozstrzyga kw estii, jal: w poezji to „zaznaczyć” .

R ozw iązania są co najmniej dwa, m ają jednak podstaw ę w spólną. We w cześ­

niej cytowanym fragmencie M erleau-Ponty pisał, że aby odczytać znaczenie z „sa­

mej tkanki językow ego gestu” , trzeba go w pew nym sensie uw yraźnić poprzez m odyfikację. Choć i w tedy ekspresja podobna jest zaledw ie do śladu. Ślad w szak­

że - w efekcie owej m odyfikacji - zm usza do podążenia jeg o tropem , staje się bow iem zauw ażalny. W sensie fenom enologicznym zatem dokonuję ekspresji, kiedy „posługując się tymi w szystkim i ju ż m ówiącym i narzędziam i, każę im po­

w iedzieć coś, czego nigdy dotąd nie mówiły. [...] i to nowe użycie języ k a narzuca w rezultacie w yrazom now e i tylko do niego przynależące znaczenie”35. M erleau- -Ponty posługuje się tu w ręcz określeniem „spoistej deform acji” (André Malraux):

trzeba elem enty „rozrzucić i na nowo złożyć, by znaczyły to, co zam ierzyłem ”36.

Co należy do konstytuujących aktów świadom ości. U chw ycenie „rzeczy sam ej” - pow iada Lyotard - jest.„w alką języka z samym sobą, m ającą na celu dosięgnięcie źródłow ości”37.

M ożna w ięc - po pierw sze - poddać swoistej dekom pozycji przedstaw iany przedm iot (używ am y narzędzia, jakim jest sposób prezentacji), co niew ątpliw ie

„ślad” konstytującej św iadom ości wzmocni, przyw oła „całe tłum y rzeczyw isto­

ści” , jak w w ierszu Spraw dzone so b ą :

Stoi krzesło artykuł prawdy rzeźba sam ego siebie powiązana w jeden pęk

abstrakcja rzeczyw istości. [W 84]

Krzesło połam ane m oże być świecznikiem , m oże być głow ą byka.

Abstrakcyjne pow ołanie krzesła przyciąga teraz

całe tłumy rzeczyw istości w iąże w jeden pęk w składzie prawdy

rzeczyw istość abstrakcji. [W 84]

Drugie rozw iązanie to oczyw iście poddanie dekom pozycji słow a i składni, wtedy bow iem w łaśnie znaczone zaczyna ostentacyjnie w ykraczać poza znaczą­

ce. Oba rozw iązania - jak wiadom o - Białoszewski chętnie stosuje.

34 B e n s e , op. cit., s. 57.

35 M e r 1 e a u - P o n t y, op. cit., s. 167.

36 Ibidem , s. 168.

37 L y o t a r d ,o p .c i t . s 65.

(15)

116 B A RBA RA SI ENKIEWICZ

Anna Sobolew ska pisze, iż B iałoszew ski nie czytał H usserla38. N ie sposób temu zaprzeczyć, choć pojaw ia się w w ierszach poety zbyt wiele naw iązań term i­

nologicznych, w ątków podejm ow anych niejako w prost, by całkow icie wykluczyć znajom ość - m oże pośrednią - tez fenom enologii. M ożna w reszcie przyjąć, iż nie pierw szy to w ypadek, że intuicje i refleksje artysty w yprzedzają sądy filozofów bądź im wtórują. Epifanie B iałoszew skiego. Zw iązane są one niew ątpliw ie - jak pisze Nycz - z kontem placją rzeczyw istości, ale jest to rodzaj kontem placji bliski refleksji fenom enologicznej.

M oja św iadom ość konstytuuje rzeczy i stany rzeczy. M oże ujm ow ać na różne sposoby ten sam przedm iot - to prześw iadczenie wpisane w tom O broty rzeczy i w niektóre w iersze z Rachunku zachciankow ego. W następnych sytuacja się kom ­ plikuje. Sym ptom atycznym utw orem w ydają się O bierzyny (1). M ożna pow ie­

dzieć, że B iałoszew ski w yciąga tu skrajne konsekw encje z m yślenia fenom enolo­

gicznego i fenom enologicznej koncepcji słowa, jeg o intencji znaczeniow ej. I idzie dalej.

W iersz ten je st bow iem nie tylko sygnałem przyciągania przez zdekom pono- wany przedm iot czy uprzedm iotow ione słowo „całych tłum ów rzeczyw istości”, ale też w yrazem prześw iadczenia, że słow o w tym procesie niejako odkleja się od rzeczy, więcej - że je st to proces pożądany. N adto O bierzyny okazują się zapow ie­

dzią sw oistego rozchw iania znaczeniow ego (rozchw iania intencji znaczeniow ej), które pojawi się w następnych wierszach.

i odejm ow ać słow a od rzeczy nie maleją

im nie ubywa

Otóż tu ju ż nie ma sygnałów składniow ego członow ania, które w w ielu w cześ­

niejszych w ierszach kierow ało m yśleniem odbiorcy, a zatem w pew nym sensie było krokiem w kierunku „intencjonalnego przejścia” . Teraz B iałoszew ski prze­

staje w ierzyć, że je st to możliwe; nadto zaczyna pow ątpiew ać w konstytuującą moc słowa. Po oddzieleniu słowa od rzeczy nie m aleją słowa czy rzeczy? „Nie ubyw a” słow om czy rzeczom ? Obie w ersje okazują się rów nie praw om ocne. Co prawda, druga część w iersza - w yraźnie w yodrębniona - ow ą znaczeniow ą nie- rozstrzygalność usuwa. Okazuje się, że „odarte ze skóry / nieczułej długim w ym a­

w ianiem ” ow oce „oblew ają się początkiem ” , warzywom „przybyw a na w agach” ,

1K A. S o b o l e w s k a , Lepienie widoku z d o m ysłu ”. P ercepcja św ia ta w p ro z ie M irona B ia­

łoszew skiego. W zb.: P isanie B iałoszew skiego, s. 128: „Świat B iałoszew skiego, pom im o pozorów zm ysłow ego, biernego patrzenia i trwania jest św iatem l o g o s u - celem w idzenia jest ostateczne poznanie rzeczy. Jest to w idzenie rozumiejące. Poznanie rzeczy oznacza rów nocześnie próbę »pan- teistycznego« zespolenia / przedmiotem i chęć uobecnienia sensu, co z kolei m ożliw e jest tylko w oddaleniu, wycofaniu się ze świata i z w łasn ego »ja«. Prawdziwe posiadanie rzeczy - jak głoszą filozofow ie - i Husscrl, i Heidegger, a przed nimi liczni m yśliciele religijni - m ożliw e jest bowiem tylko w oddaleniu od świata i w yzuciu się z siebie. M ożna by określić ten problem w język u filozofii jako »redukcję fenom enologiczną« czy też jako »ken osis« w języku dośw iadczeń religijnych. Re­

dukcja podmiotu jest tu zubożeniem pozornym, będąc w istocie w yzw oleniem . B iałoszew ski nie czytał ani Husserla, ani Heideggera, ale je g o kreacją literacką jest w łaśnie podmiot zredukowany do czystego trwania, przedstawiający się czytelnikow i jako przybysz z innego języka i św iata”.

(16)

BIAŁO SZEW SKIE GO O BR OT Y RZECZY I JĘZYKA 117

a słow om „przybyw a / rzecz”, co sugeruje, że pierw otna dw uznaczność była celo­

wa, przybyw a bow iem w efekcie i rzeczom, i słowom. Jakie są w szakże tego kon­

sekw encje?

Rzeczom może i „przybędzie” w wyniku odjęcia słów, ale stanie się to - w poe­

zji - niew yrażalne i nieprzekazyw alne, słow om także zapew ne „przybędzie”, ale w tedy znajdziem y się w sferze czystego niejako języka, w sferze językow ej gry.

chcą od m ojego pisania nabrania życia otoczenia a ja ich łapią za słowa

po tocznie po tworzą

( Tłumaczenie się z tw órczości, W 100)

C hcą (jacyś oni) od m ojego pisania, by nabrało życia otoczenia, tzn. by w ier­

nie oddaw ało życie otoczenia, by wobec życia było referencjalne? Czy może: by nabrało życia, więc stało się dynam iczne, w italne? A może: by nabrało życia, otoczenia, tzn.: okazało się w ygładzone? W reszcie - przeciw nie - by pisanie „na­

brało” , tj. oszukało życie? I dalej: poeta łapie ich za słowa: chcieliście, to macie.

Ale co macie: pisanie jak życie, „życiopisanie” czy oszukanie życia? Łapie za słowa przeciw znaczeniu „ogólnem u” na rzecz „w łasnego” , zgodnie z Husserlow- skim: „w ykluczam y [...] w szelkie określenia naw iązujące do kultury. [...] abstra­

hujem y od w szystkiego, co je s t obce, a co posiada charakter czegoś duchowego [Frem dgeistigen] i w ystępuje jako to, co w interesującym nas tu czym ś obcym um ożliw ia jego sens?”39 A może łapie za słowo - tw ór językow y, czyli m ateriałem poezji czyni to, co jacy ś oni mówią; zabiera m aterię słow ną i j ą przetw arza? „Po­

tocznie potw orzy” - tw orzy więc potw orki? Czy raczej: „po tw orzy” , jeśli pam ię­

tam y o rozdzieleniu słowa? „Po tw orzy”, czyli tworzy po, po tw orzeniu przez kogoś innego. Jesteśm y w sferze znaczeniow ych nierozstrzygalników .

Jeśli przyjm iem y ostatni wariant, to m ożem y stw ierdzić, iż Białoszewski wy- próbow uje w poezji „intencjonalne przejście” - jak dotrzeć do cudzej (innego podm iotu) św iadom ości ucieleśnionej w słow ie, odczytać zaw artą w nim intencję znaczeniow ą. Co w ięcej, m am y tu do czynienia ze św iadom ością w ielopodm ioto- wą: św iadom ością św iad o m o ści-w łasn ej świadom ości i świadom ości innego pod­

m iotu, który w efekcie ulega uprzedm iotow ieniu. Poeta łapie za słowa tych in­

nych, ale ów akt kończy się niepow odzeniem . Nie odkryw a cudzej intencji zna­

czeniow ej, która pow inna być w słowie ucieleśniona. Staje w obec sprzecznych intencji znaczeniow ych i to w wierszu wykazuje. Przed problem em ujęcia świa­

dom ości św iadom ości stanął Husserl, trudność dotarcia do cudzej, nie własnej św iadom ości odsłania też Białoszewski: okazuje się, że je st tak albo tak. Słowo zatem przestaje wyznaczać przedmiot. Poeta oddala się od prześw iadczenia o m oż­

liwości w yrażenia konstytuującej roli św iadom ości. Jesteśm y św iadom i samych słów, które przestają ucieleśniać znaczenia i myśli.

W wierszu Ja kby się tu wyjęzyczyć, tw orzonym na zasadzie skojarzeń dźw ię­

kow ych, pozbaw ionym interpunkcji, budow anym z frazeologizm ów , mam y już cały ciąg nierozstrzygalników :

-w H u s s e r l , op. cit., s. 139.

(17)

118 BA RBARA SIENKIEWICZ

m ów ię wam kiedy m ów ię to zupełnie jakby idę

jakby długo kupowany kalosz

czuję się rozciągający się pąs

obicia

kalosz w kalosz loża

plusz w plusz Toulouse Lautrec [W 101]

Kończy w iersz znana i znacząca fraza: ,ję z y k - kurtyzana / w sztucznych perłach zębów ” ; język okazuje się sprzedajny, bo poeta przestaje w ierzyć, iż w y­

raża on podm iotow ą świadom ość. Białoszewski odchodzi od rzeczyw istości ro­

zumianej na sposób Heringowski. P r z e s t a j e ś l e d z i ć o b r o t y r z e c z y , z a c z y n a ś l e d z i ć o b r o t y j ę z y k a .

odcinek od dech choruje chorego korytarzowego wzrostu palm na szczurze życzeń zdrowia

(O tw ockan oc, W 131)

N iew ątpliw ie je st to wiersz, który najlepiej dałby się opisać poprzez derri- diańskie kategorie gry różnic i uzupełnień. Nie będę tego czyniła. Warto nato­

miast zapytać o konsekw encje takiej „m etody w ierszow ania” .

Radykalnej dekonstrukcji poddane zostały w tym w ierszu relacje podm ioto- w o-przedm iotow e i - m ożna powiedzieć - dochodzi do tego poeta od dw óch stron (jak w klasycznej m etodzie dekonstrucji). Po pierw sze, wie, że nie m ożna wyjść poza język, w którym słowa, a szczególnie zbitki słów, obarczone są cudzym i intencjami znaczeniow ym i. Nawet - jak w wierszu w yw ó djestem u - jeśli chcem y wyrazić sam o-poczucie w łasnego istnienia, to natychm iast musi ono zostać w zię­

te w nawias, musi być opatrzone znakiem zapytania: czy aby na pew no w yrażam w ten sposób siebie?

jestem sobie jestem głupi co mam robić a co mam robić jak nie w iedzieć

a co ja wiem co ja jestem wiem że jestem taki jak jestem m oże niegłupi

ale to m oże tylko dlatego że wiem że każdy dla siebie jest najważniejszy bo jak się na siebie nie godzi to i tak taki jest się jaki jest

( w y w ó d je s te m ’u, W 135)

(18)

BIA ŁOS ZE WSK IEG O OBROTY RZECZY I JĘZYKA 119

Każde zdanie je st tu zakw estionow aniem poprzedniego i ten fakt, tak jak i skazanie na skonw encjonalizow ane zbitki słowne, podw aża m ożliw ość w yraże­

nia własnej św iadom ości. Jesteśm y w polu gry m iędzy chęciąjej w yrażenia a rów ­ noczesną „krytyką św iadom ości, podm iotu, własnej tożsam ości oraz sam okontro­

li czy sam oopanow ania”40. Czy m ożna zatem nadal m ówić o istnieniu transcen­

dentalnego „ja”? Znaczące w ydaje się w tym wierszu przejście od osobowego

„jestem ” w początkow ej jego partii do nieosobow ego „jest się” („taki jest się jaki je s t”) w zakończeniu. O sobowy (podm iotowy) byt i praw da jeg o w yrażania w y­

parte zostały przez „grę, interpretację i znak (bez obecności praw dy)”41.

w łos ma piękno

mam przerwę w e włosach jestem bez przerwy

o w łos a byłbym piękny

{K w adrat m ow y o sobie, W 104)

Ten „kw adrat m owy o sobie” okazuje się zaiste kw adraturą koła, czymś nie znaczącym ju ż niczego poza sobą, otw ierającym się na grę różnic i uzupełnień, niem alże nieskończoną, a na pewno dyssem iczną. Jesteśm y w sferze nie: „ozna­

czania” , ale „w yrażania”, tekstu, który - jak pisze Barthes:

praktykuje nieskończone odraczanie signifié i gra na zw łokę. Jego pole to signifiant, którego nie należy traktować jako „pierwszej warstwy sensu”, jeg o materialnego przedsionka, lecz jako jego o d w l e c z e n i e . Tak samo n i e s k o ń c z o n o ś ć signifiant nie odsyła do jakiejś niewyrażalnej idei (nienazyw alnego signifié), lecz do idei g r y ; rozrastanie się w iecznego s i­

gnifiant [...] w polu tekstu [...] bliskie jest [...] serialnemu ruchowi rozłączeń, nałożeń i waria­

cji. [...]

Tekst jest m nogi. N ie chodzi tu o to, że ma kilka sensów, lecz o to, że spełnia się w nim sama m nogość sensu: m nogość n i e r e d u k o w a l n a (a nie tylko akceptowalna). Tekst nie jest współistnieniem sensu, ale przejściem, przecięciem; nie domaga się w ięc interpretacji,

nawet liberalnej, ale wybuchu, rozsiewu42.

K w adrat m ow y o sobie w skazuje, iż zew nętrzne odniesienia podm iotow o- -przedm iotow e zostały poddane destrukcji i od drugiej strony - przedm iotow ej.

„Zza horyzontu ziem niaka / kto w ygląda?” - niew ątpliw ie podm iot w wierszu Obierzyny (3) (W 98) przestaje być centrum w znaczeniu derridiańskim , ale i „kla­

sycznym ”, antropologicznym . Trudno tu jednak mówić także o antropom orfizacji ziem niaka, a zatem w wyniku jej zastosow ania - o upodm iotow ieniu przedm iotu, a i przeniesienie własności z podm iotu na przedm iot, jak w figurze hypallage, jest w prow adzane, ale zarazem kwestionowane. Moc spraw cza tej figury myśli ulega zaw ieszeniu w efekcie akcentow ania wyraźnie językow ego charakteru operacji, która przestaje odsyłać do czegokolw iek poza sam ą sobą.

z tej strony

ja

to która strona moja?

40 J. D e r r i d a , Struktura, znak i g ra w dyskursie nauk hum anistycznych. Przeł. M. A d a m ­ c z y k . „Pamiętnik Literacki” 1986, z. 2, s. 253.

41 Ibidem.

42 R. B a r t h e s , O d d zieła do tekstu. Przeł. M. P. M a r k o w s k i . „Teksty Drugie” 1998, nr 6, s. 190.

(19)

120 BARBARA SIENKIEWICZ

wyglądający!

moja kwadro!

rzecz w tym w środku

a wkoło siebie [W 98]

Rzecz je st „w środku / a wkoło siebie” czy też ja jestem w środku (siebie?

rzeczy? horyzontu?), a zarazem wkoło siebie? Zakończenie w iersza nie usuwa tej nierozstrzygalności, a dodaje nowe; nadto - , j a ” z pierwszej części zostaje zastą­

pione przez dom yślne „on” i uprzedm iotaw iające „to” w końcow ej partii:

a każdy kto obiera się dokoła niej

to równie

jego rzecz i ziem ia to równik obrany obraniony

dokoła siebie [W 98]

Punktem dojścia (z którego można ju ż w yłącznie się cofnąć, nie sposób posu­

nąć się dalej) je st nie tylko negacja podmiotowego centrum , ale i negacja zew nętrz­

nego bytu przedm iotow ego. Szczególnie znaczący tego przykład stanowi wiersz Wyglądanie p rze z pręty'.

ebo ężyc [Os 59]

Tu punktem odniesienia jest ju ż jedynie słowo, a nie transcendentalne znaczo­

ne - i to słowo zostaje przecięte (przesłonięte) przez pręty.

Wobec w ierszy takich, jak tu analizowane, praw om ocna w ydaje się zatem konstatacja Derridy: „m etafizyka obecności jest atakow ana za pom ocą pojęcia z n a k u . [...] nie m a transcendentalnego czy uprzyw ilejow anego signifie i [...]

w zw iązku z tym teren czy wzajem ne oddziaływ anie znaczenia nie m a granic”43.

Jeśli w szakże owo transcendentalne znaczone istnieje - bo jedn ak zaw ahała­

bym się przed kategorycznym stwierdzeniem, że Białoszewski ostatecznie je w poe­

zji zanegow ał - to istnieje tylko poprzez grę różnic: m iędzy ,je s te m ” a „nie-je- stem ” . Białoszew ski pokazuje zatem , iż w każdym system ie (, je ste m na zewnątrz rzeczy”) tkwi m ożliw ość jego zaprzeczenia (,je ste m w środku”). Jeśli transcen­

dentalne znaczone przestaje być centrum, daje to pole do gry różnic.

W idzimy oto poezję w mom encie, w którym - ja k pisze Derrida, rekonstru­

ując przełom w dyskursie naukow ym -

język wtargnął w to, co uchodzi za pow szechnie problematyczne, kiedy w obec nieobecności centrum czy źródła w szystko stało się dyskursem [...], tzn. kiedy w szystko stało się system em , w którym centralne signifie, o r y g i n a l n e c z y t r a n s c e n d e n t a l n e s i g n i f i e n i ­ g d y n i e j e s t c a ł k o w i c i e o b e c n e p o z a s y s t e m e m r ó ż n i c 4-4.

43 D e r r i d a , op. cit., s. 254. W dziele O g ram atologii (Przeł. B. B a n a s i a k. Warszawa 1999, s. 78) autor ten pisze: „Skoro istnieje sens, to istnieją tylko znaki. We think only in signs.

Sprowadza się to do zniszczenia pojęcia znaku właśnie w ów czas, gdy, jak u N ietzschego, jego w y ­ m óg uznany zostaje za prawo absolutne. Grą można by nazwać nieobecność znaczonego transcenden­

talnego jako nieograniczoność gry, czyli jako wstrząśnięcie onto-teologią i metafizyką obecności”.

44 D e r r i d a , Struktura, znak i g ra [...], s. 253. Podkreśl. B. S.

Cytaty

Powiązane dokumenty

średnictw a znacznie wzrosły, choć jednocześnie sam a książka jest znacznie droższa. Tym sposobem podrożenie w ykonania książki z powodu druku potęguje

Film zawiera natomiast ukrytą krytykę zasady kopernikańskiej, gdyż mówi się tam, że Ziemia jest bardzo szczególnym miejscem, z czym intu- icyjnie wszyscy się zgadzamy, bo

a) zasobem współdzielonym przez wątki jest prostokąt o wymiarach w×h (w,h – parametry programu), którego fragmenty o wymiarze 1×1 (komórki) mogą przyjmować wartości od 0 do

już sam sposób jego rozmnażania się je s t niezwykły, rozmnaża się bowiem stale i wyłącznie zapomocą partenogenezy (samca opisywanego owada dotychczas jeszcze

Tolerancja jest logicznym następstwem przyjętego stanowiska normatywnego, jeśli to stanowisko obejmuje jedno z poniższych przekonań: (1) co najmniej dwa systemy wartości

(Doskonale odpowiada temu formuła ukuta przez Groddecka— Wir leben nicht, wir sind gelebt — która właśnie dlatego, że dominuje w niej strona bierna — Wir sind

Jeśli samorząd pozostanie właścicielem tego majątku, to nawet jeśli spółka upadnie, nie można prowadzić egzekucji na tym majątku, można go po- wierzyć innej spółce, czy

„Józek”, bo jakoś tak się przez lata utarło, ale zarazem pamięta się, że Józek jest jednym z najlepszych w kraju publicystów zajmujących się problematyką partyjną,