• Nie Znaleziono Wyników

T o m X V I I I . TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "T o m X V I I I . TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSfe 2 6 . Warszawa, dnia 25 czerwca 1899 roku. T o m X V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

K o m ite t R e d a k c y j n y W s z e c h ś w i a t a stanow ią P a n o w ie:

D e ik e K ., D ick stein S .. Eism ond J., Flaum M ., H o y e r H ., Jurkiew icz K ., K ow alsk i M., K ram sztyk S ., K w ietniew ski W t., L ew iński J ., M orozew icz J., N a ta n so n J ., Okolski S., Stru m pfE .,

S zto l;m a n J ., W ey b erg Z., W róblew ski W . i Zieliński / .

A d r e s E e d a k o y i : K rak o w sk ie - P rzedm ieście, IST-r S ©.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " . W W a r s z a w i e : rocznic rub. 8, kw artalnie rub. Z.

Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 1 0 , półrocznie rub. 5 .

P renum erow ać m ożna w R ed a k cy i W szechśw iata i w e w szyst­

kich k sięgarniach w kraju i zagranicą.

F il o z o f ia p a le o n t o lo g ii.

S krzętne zabiegi całego zastępu pracow ­ ników posunęły nauki przyrodnicze w ostat- niem stuleciu o olbrzymi krok naprzód.

Obfitość nagromadzonego m ateryału w po­

staci mnóstwa nowych faktów i spostrzeżeń nie daje się już pomieścić w szczupłych ram ­ kach, w jakich zam ykała się dawniej wiedza przyrodnicza. Nowe dziedziny faktów po­

wołują do życia coraz to nowe gałęzie nauki.

T a specyalizacya wiedzy przyrodniczej, po­

zw alająca znosić drobne lecz trw ałe cegiełki do wspólnego gm achu, wymaga jednocześnie aby od czasu do czasu rzucić okiem na całość pewnej dziedziny. Duch ludzki nie może się zaspokoić tylko skrzętnem zbiera­

niem faktów, lecz s ta ra się nawlec je na nitkę przy czy nowości, poznać praw a, rządzą­

ce wszechświatem, wysnuć zasady ogólne i poddać je wszechstronnej krytyce. P róbą takiego ogarnięcia całości dorobku nauko­

wego w dziedzinie paleontologii z filozoficz­

nego punktu widzenia je s t dzieło prof. G aud-

j

ryego '), zaszczytnie znanego w nauce z wie­

lu badań specyalnych.

') A lbert G audry : EBsai de paleontologie pbilogophique. P aryż, 1896; str. 230.

Paleontologia je s t nauk ą jeszcze b a r­

dzo m łodą; zaledwie w połowie bieżą- cego stulecia wydzieliła się jako specyal- na dziedzina przyrodoznawstwa; ilość od­

krytych szczątków istot, niegdyś żyjącycn na ziemi, w stosunku do tych milionów lat, którem i operuje paleontologia, jest tak n ie­

znaczna, że z góry można powiedzieć, że usiłowania wykrycia planu tworzenia się przyrody organicznej nie mogą być bardzo owocne. A u to r rozumie dobrze całą tru d ­ ność swego przedsięwzięcia, uważa jednak słusznie, że i z tych k a rt pojedyńczych, wy­

rwanych z wielkiej księgi przyrody, można narysować przynajmniej ogólny kontur ro z ­ woju życia na ziemi. Zycie to, jakkolwiek odmienne w każdym okresie geologicznym, przedstawia jedn ak pewną całość, którą możemy rozpatryw ać w ten sposób, ja k i rozwój życia jednostki. Stosownie do tego poglądu p. G audry w dziele swem ro z p a­

truje : 1 ) rozmnażanie się istot na ziemi, 2) ich różnicowanie się, 3) wzrost, 4) roz­

wój zdolności ruchu, 5) rozwój czucia,

6 ) rozwój umysłowości.

Początki życia, które dotąd pozostają jeszcze dla nas zagadką, giną gdzieś w m ro­

kach historyi świata. Paleontologia stw ier­

dza tylko postępowe zwiększanie się liczby istot obdarzonych życiem. W celu zabez­

pieczenia tego życia większość istot dawniej

(2)

402 WSZECHŚWIAT N r 26 żyjących posiadała znakomite środki ochron­

ne, broniące je od innych zwierząt i od zgubnych wpływów zewnętrznych. K orale mieściły się w wytworzonej przez się sub- stancyi kam ienistej, szkarłupnie dawnych okresów były ze wszystkich stron zam knięte jakby w pudelku; wśród mięczaków tw ardą skorupę posiadały nietylko m ałże i ślimaki, lecz i glowonogi, które dzisiaj są przeważnie nagie. Skorupiaki istniały już w najstarszych okresach geologicznych, a pierwsze ryby, ta k zwane kostołuskie, były okryte twardym pancerzem . Dopiero wyższe kręgowce z wy­

jątkiem kilku nie posiadają już tw ardego pancerza; zato dla zachowania ciepła swego ciała ssące są pokryte szerścią, a ptak i pie­

rzem; człowiek zaś, król stworzenia, ja k ­ kolwiek zupełnie nagi, wyszedł zwycięsko z walki z otaczającą go przyrodą, gdyż rozum jego wystarczył mu za pancerz.

Lecz istoty, dawniej żyjące, były nietylko lepiej zabezpieczone, lecz i mniej napasto­

wane, niż zw ierzęta nowszych okresów geo­

logicznych; zw ierząt mięsożernych począt­

kowo było bezwarunkowo mniej. Jam ochłon- ne, szkarłupnie, ram ienionogi, trylobity i m ałże z natury swej nie mogły być w ielkie­

mi drapieżnikam i. W iększość brzuchopeł- zów (gastropoda) z dawnych okresów nie należała do mięsożernych, ja k za naszych czasów. Głowonogi, k tóre należą do d ra ­ pieżnych, w okresie paleozoicznym nie były jeszcze uzbrojone w ram iona chwytne, jak formy późniejsze. Najw iększe drapieżniki pośród ryb, rekiny właściwe, u kazały się do­

piero w nowszych okresach. P łazy, których rozwój największy przypada na okres mezo- zoiczny, jakkolw iek należały przeważnie do mięsożernych, nie spraw iały wielkich spusto­

szeń, gdyż, ja k wogóle płazy, ja d a ły stosun­

kowo bardzo mało, a z drugiej strony poże­

rały więcej trupów, niż zwierząt żywych. To samo mniej więcej można powiedzieć o pierw ­ szych zwierzętach mięsożernych wśród ssa­

ków—kreodontach; układ ich zębów przy­

pom ina bardzo zęby hyeny. N ajdrapieżniej- sze wśród ssaków koty zjawiły się stosun­

kowo niedawno, a mianowicie w miocenie, wówczas, gdy klasa ssaków przeważnie tra - wożernych doszła do szczytu swego rozwoju.

Liczba form zwierzęcych zwiększała się stop ­ niowo. To rozm nażanie się form pewnego

typu ma zwykle swój kres, poza którym rozpoczyna się stopniowe wymieranie. T ak liczne niegdyś trylobity, amonity, labiryn- todonty, dynozaury i wiele innych, dziś już zupełnie wygasły. W ogóle jed n ak można przypuszczać, że sum a wszystkich form do końca miocenu stale zwiększała się. Czy od tego czasu nie nastąpiło zmniejszenie się ilości form, trudno powiedzieć, w każdym razie, ja k świadczą liczne przykłady, liczba istot, żyjących na ziemi w chwili obecnej, je st olbrzymią.

W raz ze zwiększaniem się ilości form występuje też ich różnicowanie. Im nowszy je s t okres geologiczny, tem większą spotyka­

my w nich rozmaitość. To różnicowanie form w nowszych okresach postępuje daleko szybciej, niż w starszych; muszla mięczaka nie przedstawia tyle okazyi do zmian, co szkielet ssaka; dlatego też u tych ostatnich, a więc w najświeższych okresach geologicz­

nych (głównie w miocenie) spotykam y n aj­

większą rozmaitość form. To stopniowe ożywianie się świata wskutek coraz większej x-ozmaitości form roślinnych i zwierzęcych można poznać doskonale, ro zp atru jąc osobno dzieje każdej rodziny. Z czasem, gdy ge­

nealogia rodzin zostanie wyjaśniona, można będzie rozpatryw ać proces stopniowego róż­

nicowania się każdego organu, każdej nawet kostki zwierzęcia, co rzuci nowe światło na anatom ią porównawczą zwierząt.

T a ciągła zmienność budowy wewnętrznej zwierząt wywoływała i zmienność wzrostu.

Mieszkańcy wód w okresie paleozoicznym nie odznaczali się wielkiemi rozmiaram i ciała; stopniowo występowały formy coraz większe; w okresie zaś obecnym żyją n a j­

więksi przedstawiciele tego św iata—wielo­

ryby. Ze zwierząt lądowych dla bezkręgo­

wych największy rozwój pod względem wzro­

stu przypada na okres paleozoiczny; gdy tymczasem w okresie mezozoicznym królują olbrzymie jaszczury; niektóre z nich, ja k np. odkryte w Am eryce A tlantosaurus, Bron- tosaurus, S tegosaurus można zaliczyć do największych zwierząt, jakie kiedykolwiek istniały. Powoli u stępu ją one miejsca ssą­

cym, k tóre w miocenie dosięgają kształtów olbrzymich (mastodont, dinotherium). R oz­

powszechnienie się zwierząt drapieżnych nie

sprzyjało dalszemu rozwojowi wielkich tra-

(3)

N r 26 WSZECHŚWIAT 403 wożerców; przez to w okresie czwartorzędo­

wym wśród ssaków niema już takich olbrzy­

mów, ja k dawniej, jakkolw iek pod względem wzrostu panu ją one niepodzielnie nad świa­

tem zwierzęcym.

Uwagi, dotyczące rozm nażania się, różni- cownia i w zrastania istot możemy stosować zarówno do roślin, ja k i do zwierząt, gdy tymczasem rozwój zdolności ruchu w świecie zwierzęcym inaczej się, niż w roślinnym przedstawia. N a tej zasadzie opiera się poniekąd podział państw a zwierzęcego na 4 typy podane przez Cuviera : do pierwsze­

go typu należą tak zwane zoofity, istoty przeważnie przytwierdzone do miejsca; n a ­ stępny ty p —mięczaki, przedstaw ia już istoty wolne, lecz przeważnie zam kięte w skoru­

pach, przez co ruchy ich są ograniczone;

stawowate, u których skorupa pokrywa po- jedyńcze narządy ciała, mogą już łatwo przenosić się z m iejsca na miejsce; zdolność ta w zrasta i rozwija się wspaniale w czw ar­

tym typie, u kręgowców, skutkiem tego, źe twarde części ciała ukryte są wewnątrz i tworzą tam szkielet. W najstarszych po­

kładach spotykam y już istoty o dość wy­

sokiej organizacyi, nie możemy więc zauw a­

żyć wszystkich przejść stopniowych w roz­

woju zdolności ruchu u zwierząt. W każdym razie odrazu uw ydatnia się różnica, zacho­

dząca pomiędzy zdolnością tą u bezkręgo­

wych a kręgowców. Gdy oglądamy okazy z formacyi kam bryjskiej i sylurskiej, widzi­

my, że były to istoty przeważnie przytw ier­

dzone do miejsca, objaw iające swą ru ch ­ liwość w stopniu bardzo słabym. Dopiero ryby formacyi dewońskiej wnoszą ożywienie do tego św iata bez ruchu. Lecz twardy

j

pancerz, którym były okryte pierwsze ryby, i brak silnych mięśni dowodzą, źe ustępo­

wały one pod względem szybkości ruchu rybom obecnym. W oda bardziej sprzyjała rozwojowi życia i ruchu, niż ziemia. To

j

też podczas, gdy w głębiach oceanu w okre­

sie mezozoicznym w rzał ruch, na lądzie stałym k rólują senne, z trudnością porusza­

jące się płazy. W y rab iają one w sobie po­

woli zdolność ruchu; zdolność ta w większym stopniu występuje u ssaków w okresie trz e ­ ciorzędowym; lecz i tu rozwija się stopniowo, gdyż najlepiej przystosowane do szybkiego biegu jednokopytowe ukazują się dopiero

| pod koniec tego okresu w pliocenie. Budowa pierwszych ptaków, ja k np. A rchaeopteryxa, wskazuje nam, źe nie odznaczały się one szybkością lotu. Taki sam postęp stopniowy widzimy w rozwoju narządów chwytnych u różnych zwierząt. Ciekawy je st rozwój szczęki kręgowców, zależny od sposobów chwytania zdobyczy. Zw ierzęta, które nie używają swych kończyn przy jedzeniu, m ają zwykle długie szyje i długie szczęki, np.

trawożerne; lew znów, który używa pazurów do rozrywania zdobyczy, posiada mniej wydłużoną głowę, niż pies. Najwyższy rozwój narządów chwytnych spotykamy u człowieka, którego kończyny zróżnicowały się bardzo, a ręce stały się zdolne do speł­

niania najdelikatniejszych czynności.

Taki sam postęp stopniowy możemy z a u ­ ważyć i w rozwoju czucia u zwierząt.

W szystkie narządy zmysłów, których spraw ­ ność podziwiamy u zwierząt wyższych, roz­

wijały się stopniowo; a przytem i bogactwo barw i dźwięków w zrastało ciągle w miarę coraz większego rozwoju życia na ziemi.

N a nieszczęście, paleontogia posiada jeszcze zbyt mało danych pod tym względem, tak że autor w większości przypadków posługuje się tylko analogią ze zwierzętam i, źyjącemi obecnie. To samo da się powiedzieć i o hi- storyi rozwoju uczuć u zwierząt. Ju ż u zwie­

rz ą t bezkręgowych spotykamy rozdział płci;

stąd powstaje popęd płciowy, który u zwie­

rz ą t wyższych występuje, jak o silnie uczucie.

Miłość macierzyńska występuje przeważnie u zwierząt wyższych, które nietylko d bają o rozwój swego potomstwa, ale i o jego wychowanie. To samo mniej więcej da się powiedzieć i o uczuciach przyjaźni pośród zwrierząt.

Rozwój um ysłu teź przechodził stopniowe fazy, począwszy od słabych objawów u pierw­

szych istot na ziemi, skończywszy zaś na człowieku. A u to r stara się wyjaśnić ten rozwój poglądowo, przedstaw iając liczne rysunki rozwoju centralnego układu nerwo­

wego, którego wielkość i budowa znajduje się w pewnym stosunku do rozwoju władz umysłowych.

Jednem słowem, paleontologia stwierdza

stopniowy rozwój istot od form prostych do

coraz bardziej złożonych. W praw dzie d o ­

tą d jeszcze nie możemy odtworzyć ciągłości

(4)

404 WSZECHŚWIAT N r 26 tego rozwoju, gdyż szczątki isto t wygas­

łych—te dokumenty, z których poznajemy historyę świata, zachowały się w niewielkiej stosunkowo ilości. Lecz nawet z tych nie­

licznych dokumentów staje się jasnem , że świat istot żywych nie zjawił się raptownie, jak za skinieniem różdżki czarodziejskiej, lecz je st rezultatem stopniowego rozwoju istot w ciągu milionów lat. Paleontologia oddaje obecnie olbrzymie usługi geologii, gdyż stopień rozwoju organizm u wskazuje nam, w jakim okresie geologicznym on powstał.

W obec ciągłej przem iany gatunków , ja k ą paleontolog obserwuje, określenie gatunku, jakie zwykle przyjm ują zoologowie, według zdania autora, nie je s t zupełnie słuszne.

Określenie gatunku jako zbioru osobników, które łącząc się d ają płodne potomstwo, jakby wprowadza pojęcie niezmienności g a ­ tunku. Nazwą gatunk u należy właściwie oznaczać pojęcie, obejm ujące zbiór osobni­

ków, które jeszcze nio zróżnicowały się 0 tyle, żeby łącząc się, nie mogły wydawać płodnego potomstwa. Z tego p unktu widze­

nia historya św iata przedstaw ia się jako wieczny postęp na drodze do doskonałości.

Ze studyów paleontologicznych au to r czerpie głębokie przekonanie, że przed ludzkością leży otw arta droga postępu. „N ie wyczer­

paliśm y —powiada on—całego szeregu wy­

nalazków, które zmienią oblicze ziemi; nie wykształciliśmy swego ducha, jak b y nale­

żało; obok niewielu szczęśliwców znajduje się mnóstwo ludzi, którzy cierpią, i nie po­

myślano o tem, aby siły, łożone na wojnę, użyć do zapewnienia szczęścia braciom wy­

dziedziczonym. My, paleontologowie, k tó ­ rych życie upływa na stw ierdzaniu wieczne­

go postępu wśród istot ożywionych, powin­

niśmy być pełni nadziei; jesteśm y pewni, że pomimo wielkiego zła przejściowego, ludz­

kość zdoła jeszcze pójść naprzód!”

Bolesław H ryniewiecki.

fi :---

Charakterystyczne własności planktonu.

K ażdy nieco większy zbiornik wody sło d­

kiej czy słonej, a więc zarówno morze, ja k 1 jezioro, przedstaw ia odmienne warunki

istnienia w różnych swych częściach, które wskutek tego w ykazują mniej lub więcej wy­

bitne różnice pod względem zaludniających je organizmów. W każdym takim zbiorniku możemy odróżnić florę i faunę wody otw ar­

tej oraz nadbrzeżną, obszar powierzch­

ni i t. d.

Nie wdając się w bliższe rozpatryw anie i uzasadnianie tych podziałów, chcemy w ni­

niejszym artykule zająć się jedynie ta k zw a­

nym planktonem. Miano to nadaje się zbio­

rowisku wszystkich organizmów, unoszących się biernie w wodzie pomiędzy jej powierzch­

nią a dnem, nigdy jedn ak nie spuszczających się aż do tego ostatniego. N a powierzchnię wody niektóre z tych organizmów wydostają się od czasu do czasu i unoszą się n a niej krócej lub dłużej, właściwie jed nak cała ich o rg a n iz acja przystosowana je st do życia w wodzie. Plankton składa się z roślin nie przytwierdzonych do g ru n tu oraz ze zwie­

rząt nie osiadłych, poruszających się zazwy­

czaj biernie w wodzie skutkiem jej ruchów oraz przy pomocy specyalnych przystosowań do utrzym ania się w zawieszeniu.

Swoisty to świat ten plankton, zwracający na siebie uwagę nietyle odrębnością s k ła d a ­ jących go gatunków, ile raczej pewnemi ce­

chami, wspólnemi im wszystkim. Św iat ten, zawieszony w wodzie, nie opierający się na żadnej stałej podstawie, posiada tu i owdzie swoje łąki i swoje gęstwiny, częstokroć b a r­

dzo obszerne, a złożone przeważnie z wodo­

rostów, z nieznaczną domieszką roślin kwia­

towych. W śród różnorodnej roślinności uwi­

ja się niemniej obfity świat zwierzęcy, utwo­

rzony praw ie wyłącznie z gatunków drobnych.

Roślinność planktonu ulega pewnym zm ia­

nom, zależnie od pór roku. W strefie g o rą ­ cej zmiany te są bardzo nieznaczne i zaled­

wie d ają się spostrzedz, ale zato w m orzach i jeziorach strefy umiarkowanej i zimnej zm iana pór odbija się wybitnie na wyglądzie planktonu. Chociaż łąki jego i lasy zielenią się przez rok cały, roślinność ich jedn ak je st znacznie uboższa w^zimie niż w le c ie : nieje­

den gatunek znika zupełnie z nadejściem chłodnej pory, a najbujniejszy rozkwit p lank­

tonu roślinnego daje się zauważyć od m aja do lipca. N iektóre gatunki można obserw o­

wać przez rok cały, ale zato występują one

obficiej w lecie, niż w zimie; innne wydają

(5)

N r 26 WSZECHŚWIAT 405 odmienne pokolenia na wiosnę i w jesieni,

ulegając tak zwanej dw ukształtności sezo­

nowej.

Napotykam y w planktonie rośliny chloro­

filowe, przysw ajające samodzielnie, obok ta ­ kich, które muszą się żywić cudzym kosztem, jako pasorzyty albo roztocze. I między zwie­

rzętam i znajdują się gatunki pasorzytne, roślinożerne oraz drapieżne. P raw a walki 0 byt rządzą w tem państwie wiszącem tak samo, ja k wszędzie n a kuli ziemskiej.

W związku z niemi widzimy u jego miesz­

kańców tysiączne przystosowania, mające na celu łatwiejsze zdobywanie pożywienia, ochro­

nę młodych, zabezpieczenie przed wrogami 1 t. p. właściwości, napotykane w całem państwie ożywionem.

Najciekawszemi atoli są przystosowania, ułatwiające organizmom planktonu bierne unoszenie się w wodzie. S ą one najbardziej charakterystyczne dla tego świata, którego główną cechę stanowi właśnie to rucho­

me zawieszenie między powierzchnią wody a dnem. W szystkie organizm y, składające plankton, unoszą się bezustanku to wyżej, to niżej, bujając w wodzie w podobny sposób, jak bujają latem tysiące drobnych nasionek puszystych, kołysanych przez lekki wietrzyk.

Samodzielne ruchy nie są bynajmniej ko­

nieczne dla planktonu, ta k samo, ja k nie po­

trzebują ich nasiona, rozsiewające się na lądzie przez unoszenie się w powietrzu. Do życia i do odbywania wędrówek w tem p a ń ­ stwie wodnem w ystarczają przystosowania, m ające na celu utrzym anie organizmów w za­

wieszeniu. A le zato są one nieodzownie po­

trzebne, sam przez się bowiem bez specyal- nych urządzeń żaden, naw et najdrobniejszy organizm nie może utrzym ać się w wodzie, gdyż ciężar właściwy protoplazm y przewyż­

sza ciężar właściwy wody. P óźne bakterye, których średnica wynosi nieraz zaledwie

0 ,0 0 1 mm, a ciężar właściwy = 1,065, opa­

dają zawsze n a dno, ilekroć umieścimy je w wodzie zupełnie nieruchomej. Dopiero pod działaniem różnych urządzeń specyal- nych, organizmy wodne są w stanie u trzy­

mywać się w równowadze, a naw et przenosić się z górnych warstw do dolnych lub od­

wrotnie, w m iarę potrzeby.

Zmniejszenie ciężaru właściwego bywa osięgane albo przez nagrom adzenie w ciele

[ substancyj z ciężarem właściwym mniejszym

j

od wody morskiej (tkanki galaretow ate, na- I siąknięte wodą, gazy, tłuszcze), albo też przez znaczne powiększenie powierzchni ze-

j

wnętrznej (spłaszczenie ciała, wydłużenie kończyny, kolce, szczeciny i t. p.). Oba te sposoby tak znakomicie u łatw iają pływanie, { że nawet u zwierząt o budowie bardziej zło-

| żonej znika potrzeba ruchów samodzielnych i następuje zanik mięśni, jako organów zby- [ tecznych a obciążających za bardzo swego posiadacza. Zw ierzęta, wchodzące w skład planktonu, odznaczają się wogóle ubogą m uskulaturą i bardzo ograniczonemi ru c h a­

mi czynnemi; pomimo to jednak znajduje­

my między niemi mnóstwo doskonałych pły­

waków.

Pośród sposobów pierwszego typu g a la re ­ tow ata budowa ciała należy do bardzo po­

spolitych. P o sia d a ją mnóstwo organizmów planktonu, u których częstokroć znaczna część ciała utworzona je st z masy g alareto ­ watej. G-odną je st przytem uwagi, że o rg a­

nizmy takie posiadają nieraz jeszcze specyal- ne urządzenia, pozwalające im na wykony­

wanie ruchów w kierunku pionowym. Ruch w kierunku poziomjm odbywa się zazwyczaj jedynie pod wpływem biernego poddawania się prądom wodnym.

Zwrócimy tu uwagę n a grupę radiolaryj, zwierząt jednokomórkowych o budowie n aj­

częściej kulistej, których ciało sk ład a się z tak zwanej torebki centralnej, napełnionej protoplazm ą i otaczającej ją naokoło w arst­

wy zewnętrznej, utworzonej również z proto­

plazmy, ale znacznie rzadszej i zawierającej liczne zbiorniki kurczliwe (Yacuola), napeł­

nione płynem wodnistym, oraz kropelki tłuszczu. Takie własności powłoki zewnętrz­

nej d ają radyolaryom możność wybornego zachowywania równowagi w wodzie. Stw o­

rzonka te odznaczają się wielką wrażliwością na wszelkie nieco silniejsze ruchy fal wod­

nych, których uderzenia łatw o s ta ją się dla nich zgubnemi. Wobec tego koniecznem jest dla nich usuwanie się z górnych warstw wody ku dolnym, ilekroć fale zaczynają u de­

rzać z większą siłą. Ruchy te w kierunku pionowym umożliwiają im kurczliwe zbiorni­

ki, tworzące a p a ra t hydrostatyczny, nadzwy­

czaj prosty, ale jednocześnie nadzwyczaj do­

kładnie spełniający swą czynność. Zbiorniki

(6)

406 WSZECHŚWIAT N r 26 te kurczą się pod wpływem wszelkich nieco

silniejszych wstrząśnień lab uderzeń i wy rzucają nazewnątrz zaw arty w nich płyn wodnisty, który je s t nieco lżejszy od wody morskiej. P o opróżnieniu się zbiorników ciało radiolaryi staje się stosunkowo cięższe i natychm iast spuszcza się w dolne warstwy, do których nie dochodzą ju ż wstrząśnienia, spowodowane przez fale, w ytw arzające się na powierzchni.

W podobny a p a ra t hydrostatyczny zaopa­

trzone są także niektóre rurkopław y (Sipho- nophora), z tą tylko różnicą, że u nich je s t on napełniony nie płynem wodnistym lecz gazem. Oryginalne te i nadzwyczaj ciekawe zwierzęta, tworzą kolonie, złożone z licznych osobników, umieszczonych zazwyczaj po bo- I kach długiej, częstokrokroć rozgałęziającej się nici. U wielu gatunków na samym wierz­

chołku nici znajduje się pęcherz, wypełniony gazem, który utrzym uje całą kolonią w po- j łożeniu pionowem. P ęcherz ten służy ta k ­ że i do ruchów w kierunku pionowym •. przez wytworzenie większej ilości gazu kolonia wznosi się, przez wypuszczenie go naze- wnątrz, opada.

Dodajm y jeszcze, że ciało rurkopławów posiada konsystencyą galaretow atą i wsku­

tek tego m ało się różni ciężarem od wody m orskiej: nieznaczne więc w ahania w ilości gazu, napełniającego pęcherz, w ystarczają, aby spowodować wznoszenie się lub opada­

nie. G alaretow ate ciała posiadają także m e­

duzy oraz bardzo wiele robaków, mięczaków i osłonie nieosiadłych.

Pęcherze, napełnione gazem, oraz krople tłuszczu znajdujem y u wielu roślin, wcho­

dzących w skład planktonu, że wspomnimy tu tylko różne gatunki morszczynów (F uca- ceae) o łodygach, zaopatrzonych w koliste pęcherze, napełnione powietrzem, przy któ ­ rych pomocy pływ ają .swobodnie w wodzie.

Sławnym je s t zwłaszcza rodzaj S argassum , tworzący olbrzymie ławice (tak zwane m orza sargasowe), przez które okręty z trudnością mogą się przedostać. Tłuszcz ułatw ia uno­

szenie się naw et takim organizmom, które nie posiadają ciała galaretow atego, ja k np.

niektóre skorupiaki drobne; zwłaszcza obficie są weń zaopatrzone ja j a rozm aitych ryb.

Słowem różne urządzenia, m ające na celu zmniejszenie ciężaru przez nagromadzenie

w ciele lekkich substancyj, są bardzo rozpo­

wszechnione w planktonie. U stęp u ją one jed n ak n a drugi plan wobec przystosowań, służących do powiększenia powierzchni, a przeto i objętości przy tym samym cięża­

rze. Te ostatnie spowodowały powstanie wielu osobliwych kształtów, nieraz bardzo dziwacznych, częstokroć nawet pięknych, a zawsze rzucających się w oczy, ściągają­

cych uwagę i budzących zainteresowanie.

Z roślin planktonu za słu g u ją n a uwagę pod tym względem różne okrzemki (Diato- maceae), których ciało usiane bywa nieraz całym lasem szczecinek, służących im do lepszego utrzym ywania równowagi. Z am iast wielu szczecin występują często nieliczne, ale zato długie wyrostki (Stephanodiscus, A theya, Rhizosolenia i in.), m ające zupełnie takie samo znaczenie, ja k kij w ręku lino-

Fig. 1. A cantliom etra elastica (w edł. H ertw iga).

skoka. Zasługuje zwłaszcza pod tym wzglę­

dem na wyróżnienie Synedra delicatissim a, obdarzona tylko jednym długim wyrostkiem, a jednocześnie odznaczająca się niezwykłą zdolnością zachowywania równowagi w wo­

dzie : według spostrzeżeń Schrotera utrzy ­ muje się ona po kilka dni w zawieszeniu w spokojnej wodzie z wyrostkiem wzniesio­

nym pionowo do góry, podczas gdy inne okrzem ki w tych w arunkach stosunkowo prędko o pad ają na dno.

Inn e okrzemki, zam iast wytwarzania wy­

rostków, łączą się same w kolonie nitkowate,

długie nieraz na kilka milimetrów (M elosira,

Cyclotella). Kolonie m ają niekiedy postać

taśm y, skręconej śrubowato. K s z ta łt taki

powiększa ogromnie tarcie, ułatw iając tem

bardziej utrzym anie się w wodzie. U F ra g i-

laria crotonensis oprócz tego jeszcze każdy

(7)

K r 26 W

s z e c h ś w i a t

40?

osobnik, tworzący kolonią, je st skręcony śrubowato.

Przechodząc do państw a zwierzęcego, mu­

simy znów zwrócić uwagę na wspomniane już wyżej radyolarye, które swe efektowne i różnokształtne szkielety w znacznej części zawdzięczają potrzebie utrzym yw ania równo­

wagi w wodzie. N a fig. 1 widzimy gatunek A canthom etra elastica, którego szkielet skła­

da się z licznych igieł, rozchodzących się promienisto na wszystkie strony ze środka ciała. Igły te są ułożono z pewną praw idło­

wością, według tak zwanego praw a M ullera, a skierowane tak , że gdy zwierzę unosi się w wodzie, żaden z promieni nie ma kierunku pionowego, lecz wszystkie są skierowane ukośnie lub poziomo. W ten sposób stawiają

I ,

F ig. 2.

Dwie postaci z rodzaju C eratium (wedJ. Sohiitta).

one znaczny opór przy opadaniu i umożli­

wiają zwierzęciu utrzym ywanie się w gór­

nych warstwach wody.

Z typu pierwotniaków zasługuje jeszcze na rozpatrzenie rodzaj C eratium , zaliczony przez jednych do wiciowców (F lagellata), przez innych zaś do roślin niższych. Różne gatunki tego ro iz a ju napotykają się u nas w wodach słodkich i są obdarzone mniejsze- mi lub większemi wyrostkami, które im u ła t­

wiają utrzym ywanie równowagi. A le wy­

rostki naszych gatunków są niczem wobec tych, jakiem i są uzbrojone gatunki, zamiesz­

kujące morza zwrotnikowe. F ig. 2 i 3 przed­

staw iają właśnie takie formy zwrotnikowe o trzech nadzwyczaj długich wyrostkach.

Z pomiędzy zwierząt wyższych n apotyka­

my mnóstwo takich przystosowań w dziale skorupiaków, wśród których dążność do utrzym ania równowagi rozw inęła wiele po - staci bardzo oryginalnych, W idać w nich wyraźnie dążność z jednej strony do nadania ciału k ształtu płaskiego, z drugiej zaś do zaopatrzenia go w pałeczkowate wyrostki, co wszystko razem u tru d n ia opadanie na dno. Ale w obrębie tych dwu typów głów­

nych znajdujem y ta k ą rozmaitość form, że oryentowanie się pośród nich je st rzeczą nadzwyczaj trudną. W ogóle jednak, jeżeli­

by śmy chcieli szukać porównania z innemi objawami analogicznemi w święcie żyjącym, najodpowiedniejszem by było zestawienie ich z przyrządam i do latania, jakie znajdujemy u nasion i owoców wielu roślin jawnokwia- towych.

Pewien gatunek skorupiaka morskiego (fig. 4 ), należący do rodzaju B ythotrephes

F ig 4. B ythotrephes C ederstrom i (schem aty, zowany, wedł. G ersfackera).

z grupy płesznic— Cladocera), pospolitego i w naszych wodach słodkich, ma koniec od­

włoka, wyciągnięty w długi wyrostek, przy pomocy którego zwierzę utrzym uje się w po­

łożeniu poziomem i nie tonie.

Pokrewny gatunek L ep tod ora hyalina po­

siada oprócz wydłużonych kończyn i rożków z licznemi szczecinkami, jeszcze jedno spe- cyalne urządzenie dla podtrzymywania w rów­

nowadze swego wydłużonego ciała : wnętrz ności jej są znacznie przesunięte ku tyłowi, stanowiąc w ten sposób przeciwwagę dla znacznie cięższej przedniej części, okrytej pancerzem. Zwierzę to ta k dalece przy­

zwyczajone je st do biernego unoszenia się w wodzie, że tylko w wyjątkowych razach ucieka się do pomocy swych nóżek pławnych, jak się o tem przekonano, obserwując je w akwaryach.

(Dok. nasi).

B . Dyakowski.

(8)

WSZECHŚWIAT N r 26

O t. zw. merceryzowaniu bawełny.

(Odczyt, w y g ło s z o n y na p o sied zen iu łó d zk iej s e k c y i t e c h n ic z ­ nej w m arcu r. b.).

(Dokończenie).

Jakiem i są w arunki, wśród których p ra k ­ tyka osięga najlepsze rezultaty? P rzede- wszystkiem m atery ał. P rzekonano się, że merceryzować z dobrym skutkiem (mamy (u połysk na względzie) d ają się tylko wy­

sokie gatunki bawełny, a przed innemi eg ip ­ ska t. zw. Maco; nadto nitka musi być dość mocno skręcona. W łókna w tych dobrych gatunkach bawełny są długie, a powierzch­

nia ich dość równa. Ponieważ nabieranie połysku pozostaje w ścisłym związku z me- chanicznem rozciąganiem tkaniny lub przę-

J L .

dzy, zatem przy użyciu bawełny k ró tk o - włóknistej i słabo skręconej rozciąganie bę­

dzie miało tylko ten skutek, że zmieni wza­

jem ną pozycyą włókien względem siebie;

gdy przeciwnie, podczas rozciągania nitek, złożonych z długich włókien, oraz mocno skręconych,— owo rozciąganie przenosi się na każde włókienko, zatem potęguje efekt.

Co do cieczy, służących do merceryzowa- nia. to używa się tylko roztw oru wodanu sodu, chociaż w patencie Thom asa i P rev o sta je s t mowa i o koncentrowanych kwasach.

Ł ug używany posiada 30° B e, czyli zaw iera 25% N aO H i je st stosowany w tem p eratu ­ rze zwykłej. G orący łu g zupełnie nie merce- ryzuje bawełny; a ponieważ skutkiem łącze­

nia bawełny z ługiem wytwarza się ciepło, wynika więc z tego, że można ułatw ić mer-

ceryzowanie, ochładzając ług '). W samej rzeczy działając w niższej tem peraturze, można używać z równym skutkiem , ługu znacznie słabszego, jednak nie mniej, niż

— lO^B®’. N aprzykład ług 1 0 °kB e w 10° C wywiera taki sam skutek, ja k ług 15° B e' w 16° C. P rzy innych jednakowych warun kacb, skurczenie nici je s t tem większe, im łu g mocniejszy. W zwyczajnej tem p eratu ­ rze i z ługiem 30° wynosi do 25% . Do ługu dodają wodanu cynku, co ma ułatw iać pro­

ces. Czas, potrzebny do zmerceryzowania, wynosi maximum 5 minut.

Badania B untrocka wykazały stosunek wytrzymałości bawełny niemerceryzowanej : bawełny m ercer. z rozciąganiem : bawełny mercer. bez rozciągania = 1 : 1,35 : 1,68 . W ielkość wydłużenia, zanim nitka się zerwie, dla pierwszej 11%) d la d rug iej— 17% , dla

:• i.

trzeciej—także 11% . Powiększenie wagi teoretycznie 5 ,5 % , w praktyce około 5%-

Do ługu dodają 5 % alkoholu (w stosunku do wagi wodanu sodu) co m a znakomicie ułatw iać m erceryzowanie. Do prania używa się najpierw zimnej, następnie ciepłej wody.

D la ostatecznego zobojętnienia ,,ługu, czyli, ja k mówią, dla utrw alenia połysku, prze­

mywa się bawełnę słabym kwasem. D la spotęgowania połysku, przed wysuszeniem poddaje się jeszcze wysokiemu ciśnieniu za- pomocą prasy walcowej. Każdy, kto miał

') Jeżeli mamy do czynienia z grubą tkaniną, wówczas bierzem y (dla lepszego przenikania) ług gorący; gdy tkanina wyjdzie z kąpieli wów­

czas te m p eratu ra się obniża i następuje m erce­

ryzowanie.

(9)

WSZECHŚWIAT 409 do czynienia z tak ą prasą, mógł się z ł a t ­

wością przekonać, że tkan in a bawełniana po przejściu przez prasę rozszerza lub wy­

dłuża się znacznie. Otóż jestto niejako rozciąganie tkaniny, oraz prostowanie w łó­

kien, co musi pociągać zwiększenie połysku.

Używając zam iast gładkich—wałów o po­

wierzchni odpowiednio rytowanej, można otrzymywać piękne efekty wzorzyste, miejsca bardziej matowe na tle silnie błyszczącein.

Zyskane w ten sposób przymioty bawełny są — ja k to już powiedzieliśmy — trw ale.

Oprócz połysku, najważniejszą ’ jest zwięk­

szona wytrzymałość, oraz łatwość farbowa­

nia. Oszczędność barw nika wynosi 30—40°/o.

Rozpatrzm y teraz w głównych zarysach sposoby merceryzowania w praktyce fabrycz­

nej. Szczegóły są dotychczas zazdrośnie otoczone tajem nicą.

A ) M e r c e r y z o w a n i e p r z ę d z y z k o ­ p e k :

Z ałączam y szkic schematyczny urządzenia.

N aczynia A , A 2 . . . (fig. ]) są napełnione łu ­ giem : A, ługiem , A 2 i A 3 wodą gorącą, A t i A 5 —wodą zim ną, wreszcie A 0— słabym roztworem kwasu. P rzędza K wprost z kop ki przez grzebień g wchodzi między dwa wałki M , , macza się w ługu, idąc po rol­

kach m , wyciska się między wałkami Ms, i t. d. .Dolne wałki M , , Ma , M 3 . . . wpro­

wadzane 8 ą w ruch przy pomocy wspólnego łnńcucha bez końca N N , a ponieważ śred­

nice ich są zupełnie jednakow e co do wielko­

ści, zatem długość przędzy, ja k ą przepuściły wałki M, równa się długości, ja k ą przep u ­ ściły wałki M a, i t. d. Ponieważ jednak w naczyniu A, pod wpływem ługu, przędza ma dążenie do kurczenia się, a tymczasem wałki M j zabierają ta k ą sam ą długość, ja k ą

Fig. 2.

podają wałki M ,, następuje więc stan n ap rę­

żenia i w rezultacie otrzym ujem y żądany połysk.

B) M e r c e r y z o w a n i e p r z ę d z y w m ot- k a c h.

Załączony rysunek maszyny H aubolda (fig. 2 ) dokładnie wyjaśnia sposób m erce­

ryzowania motków. N a wał ku A —B za k ła­

da się motki przędzy, rozciąga się przy po- wocy kół C , które odsuwają szereg A od szeregu B , a następnie wstawia się cały ten a p a ra t do naczynia z ługiem . P rzy pomocy

1 kół D wprawiamy w ruch wałki A i B, w tym celu, by umożliwić równomierne n a­

pawanie przędzy. W yjm ujem y następnie ' przyrząd z naczynia, zawierającego ług, i wstawiamy do innego, zawierającego wodę,

| wprawiamy w ruch koło D i po wyplókaniu

zastępujem y gotową przędzę przez nową.

(10)

410 WSZECHŚWIAT N r 26 W oda, w której się przędza płókała, użytą

zostanie do rozpuszczenia wodanu sodu.

Istnieje duża ilość najrozm aitszych m a­

szyn do merceryzowania przędzy; ostatniem słowem w tej m ateryi m a być skom plikowa­

na maszyna Cohnena. Ciekawem je s t zasto sowanie wirówki do merceryzowania. W i­

rówka została dla tego celu zbudowana przez firmę Kleinewefera. Z ałączam y szkic tej maszyny (fig. 3). A A sąto dwie wirówki na wspólnej 03i poziomej B. Bębny wirówek posiadają grube żelazne p ręty, na które z a ­ k ład ają się motki. W nowszych konstruk- cyach pręty owe są ta k urządzone, że mogą oddalać się od osi obrotu; w ten sposób zwiększa się też odległość w zajem na pomię­

dzy p rętam i, tak, że podczas r uchu przędza ulega rozciąganiu. Zew nętrzne pancerze D są nieruchome. Ł u g doprow adzają ru ry C , : przenika on przędzę i wskutek działania si-

r

ły odśrodkowej zostaje wyrzuconym do ze­

wnętrznego pancerza; następnie przez ru ry Ca puszcza się wewnątrz woda; podczas tych operacyj wirówka je st ciągle w ruchu. S zyb ­ kość ohrotu wynosi 1 600 do 2 000 na mi­

nutę.

C) M e r c e r y z o w a n i e t k a n i n y przed ­ staw ia więcej trudności, gdyż operujem y większemi ilościami. Zastosowano t ut aj tak zwane ram y, odpowiednio zmienione. Zaha­

czony szkic (fig. 4) przedstaw ia schem at ra ­ my w ogólności.

R am a składa się z dwu łańcuchów bez końca, każde zaś ogniwo łańcucha je s t za o ­ patrzone w odpowiednie szczypce (kleszcze), albo igły. T kanina po przejściu przez koryto I I I , napełnione ługiem , wyciska się między wałam i i wchodzi w ram ę I, kleszczową, albo igiełkową. VV ten sposób tkanina w stanie roz­

ciągniętym posuwa się naprzód, następnie,

nie schodząc z ram y, płócze się w wodzie i w słabym kwasie. W tym celu dolna, pow racająca część ram y w systemie H aubol- da, przechodzi nizko pogrążona w odpowied­

nim zbiorniku wody. Zarówno walki aa, ja k bb, są zaopatrzone na powierzchni swej w igły, które nie pozwalają kurczyć się tk a ­ ninie.

Stosowanie ram posiada pewne wady, przedewszystkiem tę, że na ram ach z igłam i tkan ina drze się, zaś na szczypcowych często wyślizguje się. Były i są usiłowania, zmie­

rzające do zastąpienia mechanicznego roz­

ciągania. Przytoczym y tu taj w kilku sło­

wach niektóre z tych sposobów.

S p o s ó b c h e m i c z n y . Pewne substan- cye, dodane do roztworu wodanu sodu, prze­

szkadzają kurczeniu. N ap rzy kład w mie­

szaninie 200 części 20%-owego roztworu wodanu sodu i 50 części eteru zwykłego,

:• 4.

skrócenie wynosi tylko 4% . Jedn ak że w ten sposób otrzym uje się połysk nieznaczny.

S p o s o b y m e c h a n i c z n e . W edług pa­

tentu Boubou (1897 r.) odtłuszczona, jeszcze wilgotna sztuka z w alka przechodzi po­

między cylindram i wyżymaczki i naw ija się na drugi wałek; między cylindrami a w ał­

kiem umieszczona je s t ru ra z otworami, przez które try sk a ług w chwili nawijania tkaniny na wałek. W tym stanie pozostawia się tkaninę przez 12 godzin. Po upływie tego czasu włókna tra c ą nab y tą przez mer- ceryzowanie elastyczność, nie m ają dążności do ściągania się, a tkanina może być odwi­

nięta i wyprana.

W edług p aten tu B ern h a rd ta (1887), tk a ninę nawijam y na wal stalowy, podziurawio ny w taki sposób, że zapomocą pompy wpro­

wadzony do wewnątrz w ala roztw ór wodanu

sodu przechodzi przez otwory i napaw a

(11)

N r 26 WSZECHŚWIAT 411 tkaninę, po skończonym procesie w ten sam

sposób płócze się wodą

P a te n t S-tfe V anontrype et C° (1898) opiowa : tkaninę, napojoną w roztworze wo- danu sodu 30° wyin, nawija się na wał żelazny, żłobiony i podziurawiony, wewnątrz pusty; wał ten umieszcza się w autoklawie i paruje się pod ciśnieniem 4 cli atmosfer.

Po parowaniu tkan in a nabiera połysku je d ­ wabnego, tem silniejszego, iin wyższe było ciśnienie.

Z daje się, że wspomniane tu sposoby za­

stąpienia ram nie przyjęły się w praktyce, i wogóle brak danych do oceny ich skutecz­

ności.

Aczkolwiek w praktyce farycznej mer- ceryzują się tkaniny, jed n ak dotychczas najwięcej bawełny podlega merceryzowaniu w motkach. T k an na m trceryzow ana kosz­

tuje dość drogo; tym czasem przędza b a­

wełniana merceryzowana, użyta razem z ba­

wełną łub wełną, skutecznie zastępuje je d ­ wab. I u nas w przemyśle wełnianym sto­

sują tę przędzę merceryzowaną w tkaninach, w których widać t. zw. nić jedwabną.

K . Raczkowski.

S P R A W O Z D A N I E .

— D -r Józef S ie m ira d z k i: Monographische Beschreibung des A m m onitengatung Perisphin- Ctes (Palaeontographica, 1899, tom 45 ) 4°, 280 str. 8 tablic fotograficznych i 85 figur w tekście).

Amonity ju rsk ie z ro d zaju Perispliinctes we wszystkich poziomach tej formacyi pospolite, n a­

leżą do skamieniałości, k tó re oznaczyć n a j c u d ­ niej z powodu wielkiego podobieństwa powierz chownego kilkuset form tutaj należących. Od- dawita odczuwauemu brakow i racyonaluej klasy- fikacyi tego rodzaju czyni zadość wyżej wy­

mieniona monografia, obejm ująca opis 37 0 form ze wszystkich poziomów formacyi ju rsk ie j.

O pierając się na zasadzie filogenetycznej, że młode osobniki danego ty p u zwierzęcego za­

chowują cechy charakterystyczne swoich przód ków, zanikające w wieku dojrzałym , au to r po­

dzieli! rodzaj Perisphinctes na kilka grup m or­

fologicznych, które ukazują się jednocześnie obok siebie, a pochodzących od kilku odmien­

nych, chociaż bliskich sobie typów daw niejszych.

1) Grupę (sp. G rossouvria) stanow ią peri- sphinc‘y dolnych lub średnich wymiarów, nie przekraczające 100 m m średnicy, których otwór gębowy je s t opatrzony wyraźnie wykształcoue- rai wyrostkam i bocznemi w kształcie uszek, a w związku z tem rzeźba skorupy wykazuje na całej swej długości, aż do końca kam ery mieszkalnej, t. zw. paraboliczne zboczenia, b ę ­ dące śladam i końca kam ery m ieszkalnej. Ezeź- ba skorupy składa się z żeberek rozdwojonych i skrzywionych sierpow ato w ty ł, linia z a 1 okowa bardzo prosta, z dwiema wyraźnemi zatokam i bocznemi.

Należą tu ta j Perisphincty z gruppy Per.

curnicosta, k tó re autor dzieli na 4 równorzędne szeregi m utacyjne.

2) G rupę (Biplices) stanow ią postaci pochod­

ne od poprzedniej, których jed y n ą różnicę od szeregu P. curvicosta stanow ią żeberka nio- skrzywione wstecz, lecz ustawione prom ienisto.

W szystkie inne cechy wspólne Typem grupy są P. colubrinus i Per. Tiziaui, P. polygyratus.

3) G rupa (S. g. A.taxioceras) równie ja k p o ­ prze inia pochodzą od G rossouyrin różni się od niej tem, że żeberka dwudzielne są pochylone naprzód.

a) postaci o żeberkach stale dwudzielnych

= virgulati.

b) postaci o żeberkach w dorosłym wieku, rozdzielonych na kilka gałęzi = polyploci.

4) G rupa (S g. Perispliinctes s. str.). Wielkie formy o bokach spłaszczonych i żebrach bądź stale, bądź tylko w młodym wieku dwudzielny ch.

Zawoje embryonalne posiadają rzeźbę ch a rak te­

rystyczną z pochylonych naprzód gęstych i cien­

kich żeberek, podzielonych w różnych odstępach głębokiemi przewężeniami na segmenty, wskutek czego pępek takich młodych osobników wygląda kanciasto; należą tutnj szeregi m utacyjne : Per.

freauens, Per. plicatilis, P er Orion i t. d.

5) G rupa (S. g. Procerites). W ielkie formy o żebrai-h dwu lub trójdzielnych i bardzo zawi­

łej linii zatokowej; em bryonalne zawoje podobne do Stephanoceras coronatum - z ostrem i guzami na krawędzi płaskiego i szerokiego grzbietu.

T y p y : P. procerus, evolutus, M artinsi.

6) S. q Choffatia. Em bryonalne zw ,je g ła d ­ kie, bez śladu uszek bocznych, rzeźba skorupy podobna ja k u Per. M ar'insi, ale linia zatokowa mało rozgałęziona.

Typ : P er. cobra.

G rupa ta stanowi przejście do rodzaju Propla- nulites.

P rzez zanik cech charakterystycznych dla ro ­ dzaju Perispliinctes, a zwłaszcza przez pow sta­

wanie na bokach i grzbiecie guzów i kolców — przeróżne szeregi m utacyjne Perisphinctów stop­

niowo przechodzą w rodzaje Olcostephanus, Hoplites i t. p.

(A u to referat J . S.).

(12)

412 WSZECHŚWIAT N r 26

; f e c g lq d czasopism .

— B iblioteka W a rs z a w s k a , maj. „T eorya machin odruchowych. K artka z dziejów psycho­

logii porów naw czej” p. d r a J. N usbaum a.

W ostatniej dobie rozw oju pzyrodoznaw stw a, po ugruntow aniu się teoryi ewolucyi dokonano najznakom itszych odkryć w anatomii porów naw ­ czej, em bryologii, paleontologii, anatom ii roślin, fizyologii porównawczej; antropologia porów ­ nawcza w ykazała znaczne różnice morfologiczne między przedstaw icielam i poszczególnych ra s ludzkich, więc nie powinno ulegać wą'pliw ości istnienie różnic pomiędzy czynnościami psycliicz nemi ras rozm aitych. Z tąd wynika potrzeba psychologii porównawczej, opartej na metodzie doświadczalnej, któraby pozw alała dokładnie mierzyć nietylko jakościowe, lecz i ilościowe różnice objawów duchowych.

Psychologia taka, obejm ująca wraz z czło­

wiekiem cały szereg przedstaw icieli św iata zwie­

rzęcego, obecnie zn ajduje się zaledwie w stanie niemowlęctwa, niemniej p rz e 'o ścisłe badania w tym kierunku rzu cą dużo światła, n a czyn­

ności duszy ludzkiej, ja k badania porównawcze anatom iczne i fizyologiczne znacznie posunęły znajomość budowy i czynności ciała człowieka.

Jednym z najciekawszych objawów życia psy­

chicznego zw ierząt je s t popęd społeczny. O p i­

sowi tych objawów u m rów ek autor poświęca znaczną część swojej rozpraw ki, dając nadto krytyczne zestawienie poglądów, usiłujących ich isto tę wyjaśnić. Mrówki posiadają znakomicie rozwinięty zm ysł węchu, czuły dotyk, oraz dobrze uposażone sij, w zm ysł wzroku, pozw a­

lający im, oprócz siedm iu zwykłych barw w id­

ma dostrzegać jeszcze prom ienie za-fioletowe.

W dalszym ciągu poznajem y organizacyą w ew nętrzną kolonii mrówek, stosunek wzajem ny osobników różnych płci, oraz podział pracy w mrowisku. Samcy sto ją o wiele niżej pod względem inteligencyi od samic i ró żn ią się przeto w tym kierunku znacznie więcej od robotnic, aniżeli samce; są oni ta k niedołężni i zwyrodniali fizycznie, że ani do pracy, ani do walki nie są zdolni i bez opieki m row iska istnieć nie mogą.

Zadziw iającą je s t pieczołowitość, z ja k ą

j

mrówki wychowują swe gąsienice i poczw arki.

Ciekawą ilustracyą pewnej strony ich um ysło- | wości je s t też budowa gniazd; rysem najcha- rakterystyczniejszym w sztuce budownictwa m rówek je s t b rak jakiegoś niezmiennego dla j każdego gatunku schem atu; mrówki tegoż sa-

j

mego g a 'u n k u b u d u ją swe gniazda w rozm aity

j

sposób, zależnie od m ateryału i innych w arun­

ków, ju ż to w ygrzebując je w ziemi, to znów wznosząc na powierzchnię, zakładając j e pod kamieniami, w pniach drzewnych, w m urach, skałach, w domach mieszkalnych i t, p.

W sprawie odżywiania się ciekawe są z punk­

tu widzenia psychologii porównawczej dalekie wyprawy, dokonywane w celu poszukiwania pokarm u, oraz jak b y upraw a roli, mianowicie hodowla pewnych grzybków oraz traw y A ristida oligantha. Mrówki odznaczają się ta ż p o p ę ­ dami wojowniczemi; niektóre ga<unki p rze d ­ siębiorą wyprawy wojenne i poryw ają gąsienice i poczwarki z obcych mrowisk. N iektórzy b a­

dacze p rzy p isu ją też mrówkom zdolność po- rozum iewiania się : napotkaw szy na drodze ob- fi'ość pożywienia, robotnica powraca do gniazda i zwołuje swe tow arzyszki.

Ale ja k te wszystkie objawy rozumieć? Nie­

k tórzy badacze (L. Buchner, Rornanes) zapa­

tryw ali się na nie ze stanow iska zbyt antro- pomorficznego. Inni znów (Porel, Lubock) z a j­

m ują stanowisko wręcz przeciwne, tw ierdząc, że czynności mrówek są tylko złożonemi odru­

chami, wykonywanemi bezwiednie pod wpływem bodźców zewnętrznych. N ajdalej posunął się w tym kierunku prof. A. Bethe (teorya machin , odruchowych) : „Tak np. faktu, że mrówka, spotkaw szy inną, o d ży w ia ją , nie należy tłum a­

czyć tem , żeby miała poczucie obowiązku, lub litości, żeby czyniła to ze świadomością celu,

| lecz w prost tem , że dotknięcie się sąsiadki lub larw y działa ja k o bodziec, wywołujący odrucho­

wo skurcz wola i wyrzucenie z niego części p okarm u” . N ajbardziej złożone refleksy wy­

w ołują bodźce węchowe. Istnieniu zdolności porozum iew ania się m rówek badacz ten z a p rz e ­ cza. Podobnie ja k procesy fizyologiczne osob­

nika są wynikiem mechanicznych działań i wpły­

wu warunków życia, ta k i życie osobników, składających grom adę, kolonią, i ich czynności społeczne m ogą być w znacznej części tylko meohanicznemi czynnościami, m ogą być tark samo autom atyczne, ja k np. czynność serca lub odruchowe ruchy je lit.

N iektórzy uw ażają poglądy p. Bethego za nieco „zb y t daleko idące” . W każdym jednak razie tłum aczą one wiele zjawisk i niewątpliwie dadzą pobudkę do nowych badań w tej ciemnej dziedzinie.

— A teneum , maj. „Chem ia p rzy wysokich tem p eratu ra ch ” p. d r a Zofią Joteyko Rudnic­

ką. A utorka opowiada o piecu elektrycznym M oissana, jego budowie, sposobie użycia i d z ia ­ łaniu, o sztucznych dyam entach, o chromie, gli­

nie (alum inium ), węgliku wapnia; nieco uwag poświęca też wogóle węglikom m etali i zna­

czeniu, ja k ie miały przypuszczalnie w h is to ry i.

ziemi, i w końcu porusza spraw ę pochodzenia nafty.

— Ogrodnik Polski n-r 11. „Bośliny p nące” , pogadanka m iana na marcowem posiedzeniu Tow. Ogrodniczego W arsz. p. P io tra H osera syna. „O w ady szkodliwe w ogrodzie warzyw­

nym ” p. W. U. Część I. M otyle (Bielinek

j k ap u stn ik — P ieris brassicae).

(13)

N r 26 WSZECHŚWIAT 413

— W ędro w iec n -r 23. „Z botaniki ludow ej”

p. K aźm ierza Kalinowskiego. P a rę legend lu d o ­ wych o historyi pierwszego kwiecia, fiołków, topoli i osiki.

— Tygodnik mód i pow ieści n-r 2 1 . „Z nau­

ki czystej i stosow anej” p. W. U . P eriy słod­

kowodne. Dziwaczne ryby. Dziewiąty księżyc S aturna.

— Echa p ło ckie i ło m żyń s kie . N -r 43. Pan F r. W. podaje spis roślin, kwitnących w okolicy Zam browa. O ile nam wiadomo, pierwszy to raz zdarza się, że organ naszej prasy prowin- cyonalnej podaje notatkę fizyograficzną. W uzna­

niu wysokiej w artości tego fak^u, chociażby bez względu nawet na znaczenie samej ohser- wacyi dla florystyki polskiej, przedrukujem y spis cały w n-rze następnym W szechświata.

— SłOWO n - r 121. „Zdobycze wiedzy” p.

G. D. A utor usiłuje ńa wstępie przerazić swych czytelników, że w i w kw iatach znajdują się m ikroby, kw iaty przeto mogą brać pewien udział w powstawaniu i szerzeniu chorób zakaźnych.

Z re sz tą oskarżenie to m ożna cofnąć, dlatego, że

„tyle tych mikrobów znajduje się wszędzie, że m ożna się do tych niewidzialnych wrogów p rz y ­ zwyczaić i obawy wielkiej one nie b u d z ą ” (co za genialny sposób uspokajania!). Następnie dow iaduje się czytelnik, że „ n a tu ra jest dobrą m a tk ą ” i dlatego m urzyn zabezpieczony je s t od porażenia słonecznego „ tłu stą wydzieliną skóry własnej ” .

Zkolei— mowa o nowym sposobie fabrykacyi

„szlachetnego napoju*— wina, polegającym „na podgrzew aniu ostrożnem pogniecionych wino­

g ro n ” , dzięki czemu „czerwony barw nik winnych jagód rozpuszcza się w ich własnym soku, a z a ­ razem moszcz sterylizuje się” . Dowiadujemy się nadto, że „specyalna komisya, złożona z p ro ­ fesorów agronomicznych, właścicieli winnic i kupców, spisała odpowiedni p ro to k u l” .

W końcu— n otatka o sztucznym jedw abiu z żelatyny i o środkach samoobx-ony zwierząt;

ostatnia z odczytu p. L. Cuenota, drukowanego we Wszechświecie.

E. S.

KRONIKA N A U K O W A .

— Budowa chem iczna c ia ł słodkich i gorz­

kich. Smak gorzki i słodki je s t właściwością pewnych tylko określonych gru p związków n ie­

organicznych i organicznych i to w pewnym p r a ­ widłowym stosunku, którego zbadaniem zajął się p. W. S ternberg.

Słodki smak m ają mianowicie trzy grupy związków : organiczno, należące do alkoholów—

cukry oraz kwasy a amidowe; i nieorganiczne sole rozpuszczalne pierw iastków , które w układzie

peryodycznym zajm ują dokładnie środkowe miej­

sce, mianowicie : berylu, boru, glinu, ołowiu, ceru.

Gorzki smak m ają również trz y grupy, a m ia­

nowicie ze związków organicznych, bezazotowe : sacharaty, alkoholaty, glukozydy (pochodne fe- nilowe cukrów) i należące najpewniej do gluko- i żydów benzylowych t, zw. ciała gorzkie; powtóre alkaloidy (zasady organiczne); wreszcie ze zw iąz­

ków nieorganicznych sole rozpuszczalne p ie r­

wiastków, w których uwydatniony je s t albo cha­

rak te r dodatni, ja k w grupie magnezu (Mg, Ca, Zu, Sr, Cd, Ba), albo charakter odjemny (FI, B r, J).

Jednakże cząsteczka związków o smaku sło d ­ kim nie je s t rdzennie różna od cząsteczki cial gorzkich, ta k że przypuszczenie dotychczasowe, jakoby to były właściwości kontrastow e, staje się wątpliwem. Smak je s t wogóle właściwością, w wysokim stopniu związaną z budową chemicz­

ną związków. Dwie grupy atomowe stanow ią wyłącznie o smaku słodkim, i te same dwie g ru ­ py w arunkują smak gorzki; sąto mianowicie : hydroksyl (OH) i grupa amidowa (NH2); grupy te muszą się przytem kombinować z chemicznie przeciwstawnemi sobie grupam i, t. j . odjemny hydroksyl z dodatnim alkilem, a dodatnia grupa amidowa z odjemnym karboksylem (COOH).

W reszcie liczne przykłady z grom ady arom atycz­

nej dowodzą, że o sm aku słodkim stanowi pewna sym etrya gru p atomowych; tak np. z dwuhydro- oksybenzolów rezorcyna (sym etryczne położenie meta) ma smak słodki, a piroka'echiua (położe­

nie niesym etryczne orto) ma sm ak gorzki.

W rozpraw ie swojej au to r przytacza mnóstwo przykładów , popierających wywody teoretyczne;

ogólny niejako wniosek da się wyrazić w n a s tę ­ pujących słowach : „Ja k w narządzie słuchu, tak i smaku harm onia drgań międzycząsteczkowych je s t przyczyną, wywołującą wrażenie zmysłowe przyjem ne (słodycz), podczas gdy dysliarmonia sprow adza interferencyą drgań, k tó rą odczuw a­

my nieprzyjem nie (gorycz).

(Arch. f. P hys.). M. FI.

— G łębokie w ie rc en ia na w yspie Funafuti.

W roku 1896 zaczęto wiercić otwór świdrowy na wyspie koralowej ty p u lagunowego (atoli) F u n afu ti na oceanie Spokojnym; latem roku zeszłego ukończono tą pracę, m ającą na celu dostarczenie bezpośrednich dowodów za lub przeciw teoryi D arwina, przypisującej pow sta­

wanie atollów opuszczaniu się dna morskiego,

j

Pierw sze otwory, wywiercone w 1896 i 1897 r.

! nie udały się, ostatnie jednak, z 1898 roku, wy-

| dały pożądane rezultaty. Wywiercono dwa

j

otwory, z tych jeden n a samej wyspie, drugi zaś na dnie laguny. Ten ostatni otwór dosięgną!

głębokości 65 m pod poziomem morza, głębokość zaś laguny w tern miejscu wynosiła 30 m. B ar­

dzo poważne trudności techniczne podobnego

wiercenia pod wodą zmusiły do poprzestania na

(14)

414 WSZECHŚWIAT N r 26 nieznacznej względnie głębokości. Dno laguny

było pokryte grubą n a 25 m w arstw ą piasku z odłamkam i muszli i szczątkam i k orali których ilość zwiększa się w raz z głębokością.

Drugi otwór wywiercono na samej wyspie i osiągnięto ju ż głębokość 256 m, prow adzą się jednak dalsze roboty, m ające na celu doprowa­

dzenie otw oru do 1 2 0 0 stóp ang. = 366 m.

Otwór świdrowy przechodzi dotychczas przez miękki w apień koralow y, kończy się w w apie­

niu dolomitycznym, z m uszli i korali złożonym.

Poziom tego dolom itu odpow iada głębokości otaczającej wyspę ławicy, a więc dosięga praw ­ dopodobnie dolnej granicy rafy koralow ej.

Znaczenie tych danych je s t niezm iernie wiel- kiem , gdyż pozwolą one zbliżyć się do ro zw ią­

zania uader zawiklanych kw estyj. W edług D a r ­ wina atolle oceanu Spokojnego są szczytam i gór podm orskich, pogrążających się zwolna w mo rzu; korale zaś na tycli szczytach rosły ku górze, aby być blizko powierzchni m orza, gdyż tam tylko mogą one żyć i rozm nażać się. T ak więc część oceanu Spokojnego, obfitująca w wyspy koralowe, je st, według D arw ina, opuszczającą się częścią skorupy ziem skiej, grubość zaś r a f k o ­ ralowych może nam dać m iarę opuszczania się dna

Jeżeli te o ry a D arw ina je s t praw dziw ą, powin­

niśmy w rafach koralow ych znajdow ać jeszcze korale na głębokościach dla żywych k o rali nie dostępnych; korale zaś, ja k wiemy, na głębo­

kościach, przenoszących 60 m żyć ju ż nie mogą.

Otwory świdrowe na F u n afu ti dowiodły, że szczątki k orali na głębokości 265 m jeszcze się znajdują, a więc dostarczyły świetnego a r g u ­ m entu na korzyść teo ry i D arw ina pow staw ania

atollów. X

— Jod W przyrodzie. Odkrycie jo d u ja k o stałej części składowej organizm u zwierzęcego, mianowicie zaw artego w gruczole tarczow ym , dało pohop do poszukiw ań nad zaw artością tego pierw iastku w wodzie, w pow ietrzu, w p o k ar­

mi ch i t. d. Dotychczasowe nasze wiadomości 0 tem były niepewne, w części sprzeczne. M ar­

chand kilkadziesiąt la t tem u oznaczył zaw artość jo d u w wodzie morskiej na 9 n,g w litrz e , inni badacze znajdow ali ilości mniejsze. P . Armand G autier, który p rzy s‘ąpil obecnie do badań w tym względzie, posługując się m etodam i nie zm iernie subtelnemi, nie znalazł praw ie ani śladu wolnego jo d u ani związków m ineralnych jo d u w wodzie m orskiej, czerpanej z pow ierzchni w odległości jakich 40 km od brzegu. N atom iast ilość jo d u w związku organicznym , n ierozpusz­

czalnym w rozcieńczonym alkoholu, wynosi na litr wody m orskiej przeciętnie 2 ,4 0 mg. Z tego p ią ta część mniej więcej p rzy p ad a na o rg a n iz ­ my m ikroskopow e planktonu (w odorosty, gąbki 1 t. p .), a */5 sk ład ają się ze związków w wodzie rozpuszczalnych. G autier sta ra się dociec, ja k ie je s t pochodzenie tych rozpuszczalnych związków

organicznych, dotychczas wszakże pytania tego nie rozstrzygnął; dowiódł jodnak, że ciała te z a ­ wierają nadto azot, fo?fór i mangan.

Co do zaw artości jo d u w organizm ach zwie rzęcych, służących nam za pokarm , badania przeprow adził p. Bourcet. Z długiego szeregu jego rozbiorów przytoczym y tu tylko k i'k a p rzy ­ kładów. Otóż, na kilogram zwierzęcia przypada jo d u : w śledziu 1,7 —2,0 mg, w makreli 0,3 mg, w sardynce 0 6 , węgorzu 0 ,8 , szczupaku 0 ,3 , k arp iu 0 ,6 , ostrydze 1.5 .

G autier poddał skrzętnej analizie pow ietrze miejskie, wiejskie, leśne, górskie, morskie. O ka­

zało się : 1) ż *1 powietrze w Paryżu zaw iera jo du mniej niż '/500 mg w 4 0 0 0 litrów. W po- s Łaci guzowej jo d ani w powietrzu paryskiem , ani w leśnem, ani wreszcie w górach, ani nad morzem nie znajduje się w znaczniejszej ilości.

2) Toż samo powiedzieć można o jodzie, k ‘óry mógłby występować w pyle w postaci soli ro z­

puszczalnych. 3) N atom iast w jakich 2 000 — 3 0 0 0 litrach pow ietrza paryskiego lub 200 — 300 litrach pow ietrza morskiego znajdujem y ma lą ilość jo d u w postaci stałego zw iązku nieroz­

puszczalnego w wodzie. W tej formie określono ilość jo d u w 1 000 litrach pow ietrza paryskiego na 0 ,0 0 1 3 m g, w pow ietrzu morskiem w takiej samej objętości na 0 ,0 1 6 7 mg.

In ‘eresującem i są też badania, dokonane pod kierunkiem G autiera przez p. G allarda nad p o ­ chłanianiem jo d u przez skórę i odkładaniem się tego pierw iastku w rozm aitych organach. Ba­

dano pod tym względem króliki i okazało się, że zdrow a skóra przepuszcza przez siebie jo d . P o ­ zostawiano zw ierzęta w kąpieli, k tóra zaw ierała rozpuszczony jodek sodu. W różnych organach różne skupiały się ilości jo d u , najwięcej stosun­

kowo w mózgu.

(Compt, Rend.). A . L.

— T ra w ie n ie roślin ow adożernych. Pan G. C lantriau badał czynność traw ienia u jednego z gatunków rośliny Nepentlies, o powszechnie znanych liściach dzbanuszkow atych. Karm ił ją 10-procentow ym roztw orem białka. Ciecz, znaj­

dująca się w dzbanuszkach tej rośliny, je st obojętna; dość je d n ak jakiebądź podrażnienia, np. w strząśnienia lub w rzucenia do w nętrza ciała obcego, naw et kilka kropel płynu, a w net w y­

kazywać ona poczyna reakcyą kwaśną. Owady toną w tej cieczy tatwiej niż w wodzie, widocz­

nie łatwiej od ostatniej do ich ciał przylega.

W szakże żyć w niej mogą nieraz jeszcze całemi godzinami, ta k że— o ile się zdaje —p rzy p u sz­

czenia o je j własnościaeh trujących nie m ają r a c ji.

N iektóre owady odbyw ają nawet w tem śro­

dowisku cały okres swego rozwoju. Ju ż dawniej znajdowano żyjące larw y w cieczy takiej u Sar- racenia, ale fakt te n tłomaczono rzekomym brakiem odpowiednich enzymów w tej roślinie.

U N epenthes zaś istnienie fermentów traw ienia

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sam proces wywoływania daje się w taki sposób wyjaśnić, że wywoływacz nie działa na ziarna nieoświetlone; redukuje zaś tylko te miejsca, gdzie zarodki z

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni

Powyżej ju ż wspomniałem o dwu listewkach, ciągnących się wzdłuż tylnej powierzchni rdzenia pacierzowego, które oddzielają się od zaczątku ostatniego w miejscu,