• Nie Znaleziono Wyników

Akcent: literatura i sztuka. Kwartalnik. R. 1998, nr 4 (74)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Akcent: literatura i sztuka. Kwartalnik. R. 1998, nr 4 (74)"

Copied!
110
0
0

Pełen tekst

(1)

S z t u k a t o n a j w y ż s z y w y r a z s a m o u ś w i a d o m i e n i a l u d z k o ś c i

/ . . . / i D z i e ł o s z t u k i — m i k r o k o s m o s

o d b i j a j ą c y e p o k ę .

J ó z e f C z e c h o w i c z

a

akcent

l i t e r a t u r a i s z t u k a • kwartalnik

Berlin - Lipsk - Wiedeń R. M. Rilke, H. Bereska, H. HSuBler, D. Wellershoff,

W. Schlott, R. Schmidgall, Ch. Heckel, A. Zieliński D. Foks, K. Śliwka, G. Olszański, P. Przywara, A. Appel - wiersze • M. S. Witkowski, H. Kozak, E. Bielska-Content, J. Glatsztejn - proza • Mickiewicz

i Gruzini • Malarstwo Mariana Makarskiego

(2)

akcent

(3)

•W Pnywara. Mykok RWcat (KifSwl Im

Urjędu Wojewódzkiego » Lublinie

Inr 4 (74) 1998 rok XIX

akcent

l i t e r a t u r a i s z t u k a

(4)

SPIS TREŚCI

(5)
(6)
(7)
(8)
(9)
(10)
(11)
(12)
(13)
(14)
(15)
(16)

Jak mężczyzna pojawił się na świecie i jak znowu zniknął

Gdy czas jeszcze nie istniał, na świecie żył tylko jeden człowiek. Kobiela.

nie była też martwa. Miała wielki, gruby brzuch i na jej wielki, gruby brzuch świeciły słońce, księżyc i gwiazdy - wszystkie naraz. Gdy uderzała dłońmi w swój wielki, gruby brzuch, śmiała się. Aż słyszały ją ryby w morzu.

Kobiela była lak ciężka, że nie mogła chodzić ani lalać. Leżała więc. a jej potrzebowała. Także słońce, księżyc i gwiazdy. Była zanurzona w wiecz- ności. Gdy morze urodziło kobietę, słońce, księżyc i gwiazdy przybyły i pa- trzyły na nią. Była wspaniałą kobietą o długich włosach, a na świecie było bardzo cicho i nic się nie działo.

Kobieta o wielkim, grubym bizuchu była samotna. Gdy leżała otoczona nie- skończonym morzem, poczuła nagle w brzuchu nich. Tam i Z Powrotem - i Z Powrotem, Tam i Z Powrotem w twoim brzuchu to lwój mężczyzna."

Kobiela zapytała wtedy: „Co to jest mężczyzna?" A bóg odparł: „Ty pocho- dzisz z mor/a, mężczyzna z ciebie. Ale radzę ci, nie pozwól mu wyjść, bo nic ma on korzeni jak ty. Zatrzymaj go w sobie. Zaprawdę powiadam ci, jeśli pozwolisz mu wyjść, utracisz spokój. Bo gdy tylko mężczyzna wydostanie Powrotem. A ponieważ była samolna i nie chciała już być sama na świecie, rozchyliła szeroko nogi i wypuściła mężczyznę. Wiatr uniósł go i zakołysał nim lam i z powrotem, tam i powrotem. Mężczyzna był lekki, kobieta - ciężka. Więc mężczyzna trzymał się jej włosów, ale nie była już zanurzona w wieczności i on też nie. A gdy wiatr szarpał go zbyt mocno, kobieta rozchylała nogi i pozwalała mu wrócić do swego wielkiego, grubego brzu- Podobało się to kobiecie i podobało się też mężczyżnic. Zniknął spokój księżyc i gwiazdy też. Schodziły w morze. I stały się dzień i noc, świt i wie- go już dojrzeć. Czekała tysiąc łat

bym bizuchu długo odpoczywała po lym Tam i Z Pow:

tcm. Teraz nie żyje już, nie jest jednak martwa.

przełożyła Ewa Maria Slaska w Wyższej Szkole Sportowej vv

tter Haltung" („Spółka z 0.0."); od I «0 w E

DIETER WELLERSHOFF

P r z e d m i o t y z a i n t e r e s o w a n i a

i jej dorosły syn. To, .Pań-

Kiedy nasze pli

jest ona bardzo krótka. Mial wykład na uniwersytecie, a profesor, który go przedstawił, odprowadza go teraz do hotelu. Towarzyszy im również pcw- ich wspólnym przyjacielu. W tłoku po wykładzie nie mógł jej dobrze zro- zumieć, musiał odwracać się tu i lam, ściskać dłonie, odpowiadać na pyta- cudzoziemka mówiąca surowym, obco brzmiącym nii Przypuszczalnie

(17)
(18)
(19)
(20)
(21)
(22)
(23)
(24)
(25)
(26)

opadał dym, dym z tysiąca martwych każdego dnia.

Gdyby zamordowani wrócili ze swego umierania, stanęłyby taśmociągi a cisza powróciłaby do ogródków, gdzie krzyki każdego maja kwitną jak sól, co wykwita z fundamentów.

Myślowy mi

Hotel jest w mojej głowie, jest windą, jest która odległość do przynęty redukuje do zera:

głos w Londynie, należący do kobiety, która nigdy nie odnajduje drogi do tej windy.

pamięć, fundując błękit, który za ciałem tęskni, namaszczonym i utrzymującym miarę.

Przyjdźcie dzwonnicy Wschodu, wy, któtzy kw

samozrywający się węzeł Wisły i poroże zbłąkanych reniferów, zrzucone na przyczółkach mc Z tej oto góty widzę dziki cwał, rozpoznaję

lach za niewygodę:

insu, ani bliskości.

Nigdy chyba nie dojdę do

na tyle głęboko, by st Czyżby stepy Azji

i góry Judejskic nie sl chały tej samej kołysanki?

która chce być poszukiwaną i nie t Czyż nic dzieje się wszystko w Jej Winda staje, szóste piętro: chłopie*

nad jego chudym ciałem pochyla s uderza go rytmicznie w plecy.

Nigdy nic bała się rozkazu, poniew

Nareszcie na jednym poziomie z k Sen owłada mną i kajdany zamieni Piętro niżej Ukraińcy świętują śnieg, z którym będą wracać do sic Śmiech. Brzęk szklanek. Przewrac:

w hotelu yjcloria dzielę łóżko z boginią

(27)
(28)
(29)
(30)
(31)
(32)

Wydarzenie marcowe

kserowaliśmy wasze zdjęcia i robiliśmy zdjęcia głupiemu prezydentowi bo droZszy od Bułgarki

(33)

§ll§§iPk

S S S S K S s i r S K S S S 3 S i

(34)

MICHAŁ S. WITKOWSKI Donaldówki Miałem jakieś trzynaście lal. Samochód nagrzewał się i piekl. Zapach pla- stiku mies/jił się z oparami stacji benzynowej. Zabezpieczony od wewnątrz nic mogłem wyjść. Pamiętam, dwóch kolesiów coś kupowało (dzisiaj wiem, że musiał to być „Playboy"), potem przyciskali do szyby kolorową okładkę.

dalekiej sylwetki ojca kupującego marlboro. Wystarczyło^ oddalił się tyl- ko na chwilę, od razu ta bezkarność. Wreszcie wrócił. Pizez resztę drogi sku- piony wpatrywałem się w jego kark, cały w fantastycznych pręgach od

Ojciec kierował w skupieniu milczący jak szofer. Zdawał mi się trochę obcy, jak wszystko dookoła. Wyrwany z kontekstu domu, oderwany od matki, niepełny. Teraz mówię: ojciec, ale wtedy to był tato, który nagle stał się niepostrzeżenie właśnie ojcem. Próbował do mnie zagadywać, ale ja

- Kto jest najlepszych kierowcą świata?

(35)

„Faceci skończyli swoją robotę, pocałowali się i długo myli ręce, tak że w końcu musiałem jednemu z nich ustąpić suszarki" - tak odebrałbym to

(36)
(37)

Zamerykanizowany gnojek z czierdzieslej drugiej na Bielanach?

Koleś z komiksu znalezionego w paczce czipsów?

Polska wersja kreskówki o Myszce Miki?

Kochany syneczek mamusi zdemoralizowany odrobinkę zbyt dhigim myciem ząbków?

A może po prostu nieznośny bachor, co uciekł ojcu, usiłuje po omacku zwiedzać życie dorosłych, o którym ma wyobrażenie rodem z filmów?

Więc zdziwienie - żadnych gwałtów, ot. zwykły stróż nocny. Nawet nie Murzyn, tylko ciemno. Więc zawiedzenie. Więc tłuczenie kolana przy

Więc nie kończące się szukanie drogi do samochodu.

Książki nadesłane

KRZYSZTOF ŚLIWKA Drażniące przyjemności

(38)

Popcorn dla Mussoliniego stojąc jak wryty przy ostatnim wagonie.

Potem sprytnie kradnę osiem kolb kukurydzy i słyszę jak z radia przemawia ksiądz Rydzyk.

Czy jeszcze w tym życiu zostanę zbawiony.

Jadąc po szkle, żwirze i wybojach z zakrętek patrzę pod koła myśląc o odporności dętek.

Wobec natrętnej publiki, spiętrzonej metafizyki i tak nad ranem przepalały nam się styki.

w nóg zawiasach zgrzytały pierwsze oznaki zmęczenia, aż woda dochodziła do wrzenia W kuflu pod pipą pienił się ciemny Primator, Jacek prężył klatkę jak nieugięty Predalor.

Obok betonowego bunkra Tysia przerażona odgłosami podpitych tubylców i porażona ich bliskością drżała niczym pęd koniczyny.

Warkocz Magdy wpędzał w zazdrość inne dziewcz

Już powrotnej drogi do domu nie szukam.

Traktor mnie wyprzedza i skręca w pole sam Tylko bez. obciachu, panowie!

Nieomylność co niektórych z nas to już prawdziwa rzadkość. Myśląc w ten sposób dochodzę do wniosku, że nie wszystko jest tak proste, jakby tego chciał Adam Słodowy, ale mogę się mylić, więc pewnie się mylę, w przeciwieństwie do karabinierów z Palctmo. którzy znają ,<

na swojej robocie i przeważnie nigdy się nie mylą.

(39)

Krzysztof Śliwka

EWA BIELSKA-CONTENT W s z y s t k o j a k t r z e b a

R, lak mówiłeś. Siadałeś, dłonie opierałeś na siole i przyglądałeś mi się z lym swoim drwiącym uśmiechem, a polem zaczynałeś mówić powoli, do-

(40)

przytulić. Przybłąkał się do nas kiedyś taki jeden, na krótko, potem uciekł, a jak umrzesz, to gdzie chciałbyś być pochowany?

- Bo ja wiem, nie zastanawiałem się, wszystko mi jedno.

- No tak, masz rację, właściwie to wszystko jedno, byle obok tego, kogo się kocha, prawda? To najważniejsze, prawda?

- Wszystko jedno.

- Ale obok tego kogo się kocha?

- No tak. tak, może być. Pójdę już.

-Poczekaj jeszcze chwilkę.

-Pójdę.

Widzisz lato, o wszystko spytałam, tato, i wszystko się zgadza, wszystko jest jak trzeba. Pasujemy do siebie jak dwie krople wody, bo ludzie, co się tak kochają jak my, to już zawsze powinni być razem, aż śmierć ich na wieki połączy. A on wciąż leży, wcale się nie rusza. Nie trzeba go budzić, ja też spróbuję zasnąć."

Na dworze było szaro. W lesie stało wiele takich samych campingowych domków. Przy każdym na długich drewnianych drążkach wisiały ciała zastrzelonych saren. Inne samy podchodziły do tych drążków, wąchały w ciszy nieruchome futerka, a potem, po króciutkiej chwili wahania zaczy- nały jeść siano ze stojących tuż obok karmników.

R e t u s z

Siedzieli na sofie, pod dużym ślubnym zdjęciem. Na fotografii wyretuszo- wancj starannie ich twarze pełne były kolorów słodkich, intensywnych, odpornych na upływ czasu. Cienka ramka oddzielała ten portret od wyplo- pomarszczoną i bardzo białą. Oprócz zdjęcia wszystko w pokoju, nawet żółte światło lampy wydawało się wyblakłe i bardzo stare.

Potrzebne ci nowe pantofelki - powiedział.

- Niepotrzebne mi żadne pantofelki. Przecież jedne już mam, do śmierci mi starczą, na dwór i tak prawie już nie wychodzę.

- Potrzebne ci pantofelki na przyszłą wiosnę.

doczeka Bożego Narodzenia. ** 8

- Przelecą raz dwa, że ho, ho. Tylko patrzeć i dzień znów będzie dłuższy.

- Wiosna, dla starszych najgorsza wiosna. Na wiosnę ojciec umarł i matka.

- Ciii... Pobraliśmy się na wiosnę.

- A w ogóle to nic mi pod choinkę nie kupuj. Pieniędzy na zbytki szkoda.

Miejsce na cmentarzu tyle kosztuje. Zapłacimy i pewne będzie. Potem jak Kuchnia była duża, wypełniona sprzętami, które przez lata dopasowały się, zrosły ze sobą. Nogi ciężkiego stołu wyżłobiły sobie w drewnianej podłodze wygodne zagłębienia. Kredens, szafka, piec wspierały się jedno na drugim.

- O patrz, zaczyna padać śnieg - powiedział. - Już dawno lak nic padał.

Pada jak kiedyś, to dobry znak. Kiedyś zimy były takie prawdziwe, pamię-

(41)
(42)
(43)

Scenka rodzajowa

Wiosna '94

chodzić będę wśród kwitnących

kieliszki i nagle hukniemy

Co wtedy ? Wychodzę na balkon. W dole

tafla jeziora. Na niej dwa światła.

Blisko siebie. Nie mogą się złączyć.

.Mówiłaś, że teraz już będziemy a . .Pragnę tego, lecz sam widzisz, że..."

Ciepłe powiewy. Czasem ptak.

Nie mogą się złączyć. Jak myślisz, czy po śmierci będziemy mogli?"

..Nic błaznuj. Kocham cię. Dobrze'

URSZULA KUSIO

Satanizm i sataniści

Niewątpliwie jest on najbardziej znanym wyznawcą tego kullu, niemniej ' ^PMk^i1""1"'1 -ProblOT» Alkoholowej 1994. nr 7.

(44)
(45)
(46)

Wszystko na sprzedaż

Wakacje w mieście. Walka o oddech

(47)
(48)
(49)
(50)

J a k P o l a k P o l a k o w i

(51)

prawa w sądzie. Oczywiście nie poszliśmy na nią. Dostaliśmy po dwadzieś- cia tysięcy dolarów grzywny i nakaz opuszczenia Sianów. Trzeba było wiać.

Kumpel uciekł do Nowego Jorku, ja do Jacksonville. I kiedy po przyjeździe tutaj Danek, Janusz i inni zaczęli mnie wypytywać, kim jestem, skąd pizy- jechałem, na odczepnego powiedziałem, że byłem prokuratorem rejono- wym. I odczepili się ode mnie, omijająmnie i unikają- ociera serwetką usta - Jesteś jedyny w firmie, który zna prawdę - kończy.

- Doceniam to - mówię. - Dorwą cię jak nic, kiedy będziesz wyjeżdżał do kraju. Oni umieszczają takich jak ty w komputerze...

- Właśnie dlatego jest mi potrzebny paszport Danka - mówi wolno.

Odsuwam puste tacki na brzeg stołu, chwytam kubek z colą i podnoszę - Zdrowia żełaju! - stwierdzam. - A skąd ja ci go wezmę?

- Mnie nie oszukasz! - oświadcza Marek z uśmiechem. - Popytałem trochę łudzi, posłuchałem, co mówią w firmie o tobie. Na sto procent go masz! - kończy i przez chwilę trzyma moją dłoń.

- Wzruszyłeś mnie! Zaraz się rozpłaczę.

- Nie chcę za darmo.

- A ile dajesz? - nieoczekiwanie nawet dla siebie poddaję się.

- "tysiąc dolarów.

- Zoszczędzasz kilkanaście tysięcy! - przypomniałem sobie wysokość grzywny nałożoną przez amerykański sąd.

- Chcesz mnie wysłać do amerykańskiego pierdla?

- Chyba będziesz musiał tam trafić. Nie mogę ci pomóc - oświadczam kategorycznie.

- Półtora tysiąca - mówi błagalnie Marek i chwyta mnie za ramię. - Pomyśl! Półtora miesiąca harówki w sklepie...

- A jeśli Danek wróci, odnajdzie się, albo jeśli znajdą jego zwłoki - - To niemożliwe! Minęły trzy miesiące. A jeśli nawet, to powiesz, że to - Zażądają paszportu!

- To niech sobie poszukają.

- Jego nazwisko też jest w komputerze - usiłuję się bronić.

- Ale tylko w tym stanic i jako zaginionego - odpowiada przekonująco Marek.

- A zdjęcie? Nie jesteś podobny do Danka!

- Poradzę sobie! - zapewnia Marek. - Józek! - patrzy mi błagalnie w oczy. - Pomóż mi! Ja już jadę do Albany jako Danek Karwicki. Bądź

(52)

PAWEŁ PRZYWARA żywe reakcje więc Umarł i Umarł jednak Umarł Tęcza nad Polandią

i.

palce wk^jące żarówkę w ciemno

[es. jedna kapmta i .0 zgniła idziemy dalej uporczywie pod parasolem żułem miętówkę żeby zabić się czasem

V.

które zgrzytaniem kratują głoski * kasjerka w delikatesach powiedziała jedyne

i Jllfi.i j[ ml i i Jllfi.i j[ ml i dowożą z hurtowni towar

(53)

ile wydaje się że kopiec książę ochrona w hipermarkccii czekają instrukcji

wodociągów pordzewiałych

pogotowie w koszarach i na polach namiotowych przyszłorocznych maturzystów zbiorowa mobilizacja przedszkolanek pianissimo spikerki elegijne zapłakany mikrofon ekspert ekonomiczny prognozuje ponurą bessę giełdową I czarną dziurę w budżecie po nagłej stracie w produkcji poezji dojmujące pytania sondy ulicznej: mogliśmy tego uniknąć?

jak mogliśmy uniknąć oraz: co dalej w takiej sytuacji z polandią na skwerach pańcie przewiązują ratlerici żałobnymi kokardkami złodzieje samochodów urządzają protestacyjny sit-in

radio dementuje sprzeczne pogłoski jakoby poeta umarł tylko symbolicznie że niby żyje tylko tak się mówi:

bruk drga konwulsyjnie ignorowany przez jedzących pizze w ogródku z widokiem na krzyż ofiar Katynia i sąd wojewódzki zamek warowny niedawnego Ube

króla zaciekłego i mściwego polandii na poczcie nie składają kondolencji w bibliotece w knajpie nawet deszcz spada niemrawo dekoracyjnie w autobusie cisza tylko z tyłu się pchają

z nastaniem burzy radio zachrzęściło kośćmi i zdechło charcząc kawa się skończyła torebki ekspresowe herbaty mieszczą się w kąciku oka

lunięcie rozgania dzieci ptaki będzie tęcza nad polandią jeśli chwycę na wędkę słońce spomiędzy dwóch szarych półkul nieba

poeta zabrał ze sobą do grobu

(54)

JAKUB GLATSZTEJN

Podróże Jasia

(fragmenty)

(55)

cerują tylko robotnicy i robotnice, drugim gimnazjaliści, gimnazjalistki, ckstemiści i urzędnicy. Znowu ciemne alejki, po których się gania łapczy- wie za każdą sylwetką ubranej na brązowo gimnazjalistki.

Rano spaceruję raz jeszcze po wolskich łąkach. Zawędrowałem aż na Piaski, gdzie we własnej chałupie mieszczka bogata ciocia Chome. Hoduje kuty, trochę kaczek, czasem nawet indyczkę. Ma dwie krzepkie córki o sto- pach pokrytych odciskami i rękach stale pachnących pietruszką, cebulą i

watym tonem przywołuje mnie natychmiast do porządku.

Dwa tygodnie do odjazdu. Otrzymuję trochę złych wieści, które odbie- rają wszelki urok podróży. Cały czas myślałem, że nic będę podróżował sam, to znaczy, że będzie mi towarzyszyła dziewczyna - i to jaka! Półtora roku młodsza ode mnie, wysoka, szczupła, blondynka z zadartym noskiem siksy. Brązowe oczy kontrastują tak cudownie z jasnymi włosami, że kiedy ją widzę, nie mogę się nadziwić ciepłu jej oczu i chłodowi włosów. Poru-

Jej rodzice, wujowie i ciotki mają czerwone ręcc o długich, zabarwionych ona sama wydaje się szlachetna i delikatna jak dziedziczka. Uśmiech tej dziewczyny znamionuje być może dziedzictwo pokoleń, które wiedzą czego chcą i dopinają swego celu, ale na jej ustach wulgarny wyraz twarzy przodków uległ przekształceniu w finezję i ogładę.

Są naszymi sąsiadami przy Nowej Drodze, gdzie mieszkamy naprzeciw chrześcijańskich i żydowskich jatek, w których wiszą wołowe i cielęce głowy o łagodnych, rozwartych, martwych aksamitnych oczach. Nawet jej W owym czasie wiele żydowskich gimnazjalistek w naszym mieście znaj- duje się pod silnym wpływem moralności Tołstoja i zanim się zdobędzie po- całunek, trzeba przebrnąć przez długie cytaty z Nowego Testamentu: „Każ- dy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa..." Trzeba długo moralizować, zanim można pogrzeszyć. a grzeszeniem nazywa się trzymanie dziewczyny za rękę, pa dotarło wcześniej do naszego miasta, jajko czy kura, saninizm czy lołstoja- nizm. ale obydwa systemy cięły jak miecze po rajskim ogrodzie. Raz trzeba było odgrywać światowego Sanina z jego „Lapaj chwilę", to znów Tołstoja z jego „Przygotuj się na królestwo niebieskie".

A kiedy zabawa w moralność czy antymoralność zaczyna nudzić, rezyg- nuje się poniekąd z własnej godności i zawiera znajomość ze szwaczką lub pończoszarką. Co prawda ich palce są pokłute i popękane, ale za to śpiewa- ją wzruszające żydowskie piosenki ludowe lub ballady Goldfadena i ma- ją cieple ręce, które potrafią mocno przytulać. Jedyny stawiany przez nie wymóg to „Bój się Boga i ludzkich ust!" Wszystko inne wychodzi spon- ustępów z Nowego Testamentu.

(56)

:y pasażerowie rozkładają nawet pod ławkami. Jedynie konduktor z okop-

Szczupły młody człowiek uśmiechnął się ciepło, zanim zdecydował się ija toporną polszczyznę. Wyjaśni- - W takim razie musi pan nałożyć słuchawki i pozwolić, aby powitała pana nasza muzyka.

Wskazał na słuchawki od radia, a ja posłusznie nałożyłem je na uszy.

Pociąg pędził przed siebie, a wraz z nim piski tandetnej kawiarnianej mu- zyki, która teraz drażniła uszy. Niemniej byłem mu wdzięczny za jego radę.

Zwykłe polskie piosenki o bardzo prostych słowach miały wewnętrzny urok, nie różniły się wiele od polskiego krajobrazu - łąk, lasów i dolin, które migały za oknem.

- Wspaniale - zawołałem - dźwiękowa flora i fauna kraju!

Zaczął czyścić szkła spoglądając na mnie przygasłymi, piwnymi oczami.

Jego oczy bez okularów wydawały się bystre i teraz rozświetlał je uśmiech.

Dwadzieścia lat temu niewiele widziałem takich twarzy wśród polskiej mło- dzieży. Wiele dzieliło oblicze płowowłosego wiejskiego chłopaka o cielę- cym wzroku i pryszczatej twarzy od tego europejskiego wizerunku naprze- kraju. Powiedziałem mu o tym wszystkin

tanie jak i za sam wygląd.

Zmarszczył czoło i wyczułem w nim niepokój. Cóż - pomyślałem sobie - ten młody człowiek nosi niemalże żydowski garb na plecach. My nosimy garb wygnania, a on ugina się pod ciężarem młodego kraju, młodego rządu ze wszystkimi problemami i chorobami wieku dziecięcego. Nosi na sobie jarzmo odpowiedzialnego obywatela.

- Ciężko pracujemy, aby podnieść prestiż Polski na świecie.

Ponownie zdjął okulary i zaczął je wycierać, ale tym razem po to, aby uniknąć mojego wzroku. - Jest pan Żydem, prawda? Słowo „Żyd" wymó- wił miękko, bez jadu. - Są i tacy wśród nas, którzy niszczą wspaniałe polskie tradycje, ale to są chwasty. My je wyplenimy.

(57)

chce rozmawiać o sobie. Zasypuje mnie pytaniami o Amerykę. Roosevelta i mój powrót do domu po dwudziestu latach.

On także zmierza do domu, ale jak tu porównywać jego podróż z moją pielgrzymką! Odwiedził swoich rodziców zaledwie pól roku temu: w moim - Powinienem być cicho i nie niepokoić pana w tak świętej chwili. Dwa- dzieścia lat rozłąki z krewnymi, a teraz powrót do domu. To wielki dramat.

Poprosiłem jednak, żeby mówił dalej. Powiedziałem mu. że po ośmiu czy dziewięciu dniach podróży lądem i morzem jadę do domu sam. Mam roz- tylu ludzi, a teraz - wszystko minęło, nigdy ich już nie zobaczę, nawet za dwadzieścia lat Do nich nigdy nic będę mógł powrócić.

- Dobrze - mówię - mieć naturę komiwojażera Są piratami chwili, ko- rzystają z różnych rzeczy nie zaciągając zobowiązań. Nigdzie nie zapusz- Wyjaśniłem mu. że podczas podróży spotkałem trochę wspaniałych ludzi.

Przywykłem do błyskotliwych rozmów. Przez cały czas nic się nie zdarzyło, ale ludzie ci rozmawiali i dla mnie rozmowy te były dużo bardziej interesu- - Interesujące, nawet jeśli nic nic słyszałem. Wokół mnie szumiało życie, same słowa, a ja zagłębiałem się w swoje własne archiwum myśli. Nie działania, ale dialog tworzy dramat - modulacja i brzmienie głosu, wyraz twarzy. Może to mój błąd. egocentryzm z mojej strony, ale bardzo często wy- daje mi się jakby wszyscy towarzyszyli mi w drodze do domu. Teraz opuścili mnie i podróżuję samotnie.

ludzi ze statku.

- Tak - odparł po namyśle. - Każdy człowiek jest samotną wyspą. Nie- mniej są tacy samotni ludzie, którzy potrafią odgrywać rolę orkiestry jazzo- wej i inni, którym nie jest to dane. Ale byłoby dziwne - dodał z uśmiechem - gdyby miał pan przyjechać po dwudziestu latach do domu z całą grupą, z którą zawarł pan znajomość podczas podróży. Wszyscy muszą się rozstać, kiedy przychodzi czas na własną via dolorosa.

Zwierzył mi się, że jego matka ubolewa nad tym, iż nie odwiedza jej przynajmniej dwa razy w roku. Jest źrenicą w jej oku, jedyny, który pozos- tał przy życiu spośród sześciorga dzieci. Pięcioro zmarło jeszcze przed jego

małych polskich miasteczkach. Dopóki nic

eroletni szkrab zamknął na »ze oczy w mojej obecności -1 Odwróciłem głowę w stronę okna i odszedłem sam - jak to dopiero co wyraził - na moją via dolorosa...

Hercke. Braciszek, który sprowadził śmierć do naszego domu. Ojciec i kil- ku mężczyzn stoi nad jego kołyską, gdy oddaje ostatnie tchnienie. Ojciec łka

„Słuchaj, o Izraelu". Oczy Hercka zachodzą mgłą, a ojciec towarzyszy je- go duszy żałobnymi okrzykami, aż w kołysce zapada cisza

Był już późny wieczór. Wszyscy położyliśmy się spać. Ojciec sam czuwał nad kołyską. Wydawało się, że Hercke jest wciąż z nami tej nocy, że nie został jeszcze od nas odcięty. Ciągle się budziłem niczym w gonęzce i sły- ec odmawia psalmy i łka jak najciszej, aby nikogo nic obu-

(58)
(59)

MONIKA ADAMCZYK-GARBOWSKA J a k u b Glatsztejn - żydowski pisarz z Lublina

Monika Adamczyk-Garbowtka

(60)

przekroje

i - - r r ZROZUMIEĆ ŚWIAT WSPÓŁCZESNY

S s s r

^Sssessr^&S

^§55=111111 lym samym tradycyjny humanizm europejski, oparty wialnie na praiwiadczeniu o na maigines nowoczesnego Życia, nagle znalazły iij w samym jego*jrodkL (wyraMmt

(61)
(62)
(63)
(64)
(65)
(66)
(67)
(68)
(69)
(70)
(71)
(72)
(73)
(74)

piiać0tych „tekturowych"portretach inaczej, bardziej interesująco. A jcili lak. topoco

UP^DU mtodycMudzi iab.rynl 10 uniwenui. ta^tafek

wiedzi stosujemy synegdochy: ..luWę cielęcinę, wątróbkę, nóżki". ' "cłclwłpo"

w niej zmjdiyeSyiuuje j, na jninicy jmUawy. Namtor cz(slo relacjonuje idarania

jvy jajko sadzone na patelni.

bierne, modyfikować, lltai^ejedaak realne niebeq>ieczeńatwo. te zagubi się w lej róZno-

Ł76).

Na tle całego zbioru pewne wąipliwości budzi cykl Figury i charabery. Szkice przedsta- cjich i zindywidualizowane. Walorów tych brak w portretach lud/i doby socjalizmu Lat-

(75)

p l a s t y l ^ i

J e s z c z e n i e w s z y s t k o p o w i e d z i a ł e m . . . Roiraowa : Marianem Makarskim

(76)
(77)

ChU^i " ^ " " " b C ^ J J J J J S wypsnę

* MOtóem wlMł fomt. Ytepur. k«ry z Parys preyjcżdfcl na plena,

-jako artysta- napewno nie wszystko jcszczc powiedziałem... ^

kŁsic literackim .^tode^ipospolilcr ^WytóżmenieLkrtcMc (Jowicie

A.K.: Dzięhijf za IDfllWf oraz za róie-najplfbdejszy bukiel ról jaki zdarzyło ml sif

O N (fragment)

nad horyzontem, niczym pustynna fatamorgana. Opowiadał mi o tym, dlatego wiem, Ic

-Jak się masz?

-Skąd wiesz, czy lak nie było?

lobie? Czy my flisz, ii w naszych czasach, gdy rtuka odżegnuje sif od swych tradycyjnych ^ " d l ^ c a b ^ z r t ^ m . ",°pclnlcnll":°:k""1L NoHłwsobHMenmespelmonj - Kiedy to było? . Na w^kotorowej stacyjce, przycupnięty jak gnidka ziemi czekał na

(78)

Książki nadesłane

mar Michalski. Aneksy: Leon Popckjuin. reprodukcje 72 fotograf?karl pocztowych

(79)
(80)
(81)

noty na

M I C K I E W I C Z I G R U Z I N I

świalli Polacy w ci^gu^calcgo XIX stulecia czysto kojarzyli Gtu^ję z posiać ii\Szol>^Rus-

SOIOITHHI Razmadze - uczauik jarskiego ^fisku »zlachly gnizilłskiej

jzy^w Gruzji aknanacMiIcfacky.Ci*kari'' („Zorza"). ^ dhiz ć W

mtcnnych Iradycji. Romantyzm polski byl dziecięciem kultury europejski^ oLilłjki filozofii. tematów, postaci, wersyfikacji,

u . M

(82)

dau- ltZptjmrokTwtram/ló

poe/ji|polskiego wiencn i artykuły o nim. Każda kolejna generacja

Do polowy X°Xw!ck' ptKtiwRuitawelego nielyh^bfci przetłumaczony ani na

Odbyły dwu do Polsl, m

Czrim podrdińwny twow, m.-mm™ grohit ŚE^&S&SSSE

^polSi^trkulJfcSrte'.^dpta^JORdtÓtaSorił." pSSi

otygmahi). Na pr/yklad w czwartej Brofle: „Rzuciły »• głębi sera pamiątek owady" u Enslawicgo

ImSh""'0"* °dk'>C°'0,0b* Rd"l,0w5l:ic80 *** t , n w' d b '""f* P™

kuSrą tworzył i niemai'v^lofci^^a5«^^liycraiCTaUlnl * ^ ^ -Poetów kaukaskrch ,

^ s a s a a s s s s s a a s s s a c

-

(83)
(84)
(85)
(86)

NORWESKO-POLSKIE DNI LITERATURY

(87)
(88)
(89)
(90)

s s s r - *

k s ™ * " ,

S r " T

s S E r -11"

s n :

S T .

Ś S L

ś r S ?

s r

(91)

mvii w a

Miesięcznik d l a ludzi myślących i poszukujących, poświęcony współczesnym z a g a d n i e n i o m

religii, kultury, życia s p o ł e c z n e g o i polityki.

O sąsiadach I pobratymcach - w duchu prawdy i pojednania.

O KoSciele - szczerze I odpowiedzialnie. (\i poc/^iku swojego

Kwartalnik „Akcent"jest od początku swego istnienia (1980 r.) drukowany przez Lubelskie Zakłady Graficzne. Ta firma istniejejuż ponad 50 lat.

To, że co kwartał możecie Państwo otrzymać nasze pismo w niezmiennie starannej szacie graficznej, zawdzięczamy fachowości, doświa- dczeniu i solidności pracowników tych Zakła- dów. Także Wy możecie skorzystać z ich usług!

Redakąa „Akcentu"

L U B E L S K I E

Z A K Ł A D Y

G R A F I C Z N E S . A . W L U B L I N I E

UL. UNICKA 4, TEL. 747-14-37, 747-36-00,

FAX: 741-15-21 O F E R U J Ą U S Ł U G •

P O L I G R A F I C Z N E w zakresie druku

• KSIĄŻEK

• KALENDARZY . FOLDERÓW

• PLAKATÓW . ETYKIET ( w t y m n a m a t e r i a ł a c h s a m o - p r z y l e p n y c h ) o r a z i n n e w e d ł u g ż y c z e ń z a m a w i a j ą c e g o

(92)

akcent

Bibliografia podmiotowa i przedmiotowa

1995-1998 od numeru 1 (59) z 1995 r. do numeru 4 (73) z 1998 r.

(93)
(94)
(95)
(96)
(97)
(98)
(99)
(100)
(101)
(102)
(103)
(104)
(105)
(106)
(107)

Literatura jako lotus theologicus. Przedmowa bp. Alfons Nossol. (Kaczmarek Wojciech.

Literatura jako locus theologicus). 3 (73) 1998; • Uczę Sie chodzić, • Zupełnie inaczej]

• W,Ifp wolny; • Ziemia niebiesko-. • Dolyk irenicyi Wiersz, z tal M- 96. Tłumaczenia

iii'! lubelscy Materiały z sesji polwitcoacj Żydom lubelskim.

raLinkowkicgo) rac 3^(69)1997 ™°W" vw>)clt«'» Hawryluka i Grzego-

itzelcv Leonid. Perfumy ulicy Celetncj. tłum. 4 (74) 1998. ^ l ^ i ^ f n t f f f i !A K (D""',i w"dem"-AK™ -

• HJ^toSnni polskiego zarys dziełowy. (Michalski Waldemar. Wslfp do dziejów pols-

icSSi^k™!! 0 ^zi,llw'.En«cll™ł" AkM' Kołodziejczyk Leszek, Linsenmon- c^.Plger&»n«d, Starewicz Artur. Tarnowski Zenon, Wriicki KrzysztoO. wyp.

^WtMU^fftzywora plwtL Talk show magie Tuzioka). 4 (66) 1996.

R.LS. u850-94j. MUllerheder, Auloponrel malana; Czajkowski;; Serafin> Aiudma Kie- 1995;^ WMM! A%3.) Amyjbii.... 2(60) 1995. ^ )• < )

"imAkaSriSjSi^anpilleMw^psfSSf"'" GSSKW^SO.

VŁw3"SnSl5-1927. Czę« II 1928-1936. Do druku przygotował prowadzę- s a Ł - S S E B K a ' ' " ' * " -

^zob. Kowalik Baibara. Miłosz mizoginisla? 1 (59) 1995.

T. 4: Pmzflpolska od 1956; T. 5: Prozo po/ska od 1956\ kryl. lii. ?4(6Mi2) 1995; Pa-— PtOTR, Cttiujt Roatm

TwSjSy W^nyc^SSz pójdziemy za Połakomi." Polscy ! wigierscy uczestnicy Barbara. ^Dzitko Zdzis^w. Ungelmayer Akos. KoMziejc^kJ-eszek.^insenman-Kwai- Emanuel. Starewicz Artur. Tarnowski Zenon. Wolicki Krzysztof), wyp. wspom. 1 (59)

£.£ (Kociuba Grzegorz. Dyskretny itrok spirytyzmu). 3 (65) 1996.

• Rozwalania o sprawiedliwo/cl w łwittle filozofii prawa. (Skuza Piotr. Wstfp do filo- zofii prawa). 2 (60) 1995.

Molier Armin. Selmo grabarka. iKun. 3-4 (61-62) 1995; • Poethcn Johannes. Ryba na białym popierze. Wybór poezji, wybrał i przełożył.... wstępem opatrzy! Sergiusz Sterna- Wachowiak. (Kępiński Piotr. Mifdzy Szwabia a Koryntem). 3-4 (61-62) 1995; Rilka Fiud. Zbieracz chrustu »lesie (5 stycznia- 25 lutego 1911). tłum. 1 (63) 1996. Pfislcrer HcImuL Wltid przyjaciół w Poznaniu - maj 1995. tłum. 4 (74) 1998.

• zob. Glębicka Baibara. .,Lektura Mm"-o .Brzezinie i .Pannach z HBto". 4 (74) 1998.

hś^n^Badailnad Polonii/ Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, noi. 1 (63) 1996:

' ^chowanie chrzetcijaAskie w nauczaniu i praktyce Koicioła katolickego na ziemio!

polskich U uzupełnione. (Zieliński Zygmunt) Koiciół jako wy-

(108)
(109)

' zob. Dominko-Augustowska Izabela. Jeden współczesny romantyzm. 2 (64) 1996.

j j g j j l j j g j j l

S S ^ S K ?0' 2 (60) IMS'

til?J»lo KletlowMm). 2 (60) 1995.

iUń^r.i ma fata UMIL (Skrzyposzek Christian. Mojra). noL 1 (67) 1997.

^zob. Raroł Halina. Ponowne narodziny filozofii czynu Michaiła Bachlina. 4 (74) 1998.

hela. Studia Etyczne i Łletyeznt. zbiór II: NowoczemoUi mtd^Toi^TsSuy Czarowniczek. Tego lif nie spodziewałem - dwie nagie kobiety w kuchni. Franm. po- widci Cali Europa. (Dziuba Marek), proza ait 3-4 (61-62) 1995

(110)

S fS™!

akcent

522 Lublin, ul. Okopowa 7, Poland tel. fax (48 81) 53-274-69

nr 12401503-26934i M^MMOl"'12-001

Cytaty

Powiązane dokumenty

Drogę do międzynarodowej sławy otworzyło mu angielskie tłumaczenie Cesarzu z r 1983. Jego książki ściągnęły na siebie uwagę najsławniejszych krytyków literackich, o

dzisiaj mam włosy jak dziki burzan nad mokrym czołem zawisła burza szczęki latają wyrok błędny górze 1UŻ nie jest dobrze a będzie goraj patrzę gdzie Ciało wisi na drzewie

stapiają się w jedno i bolą smak letniego popołudnia wbity w papier aż biała kartka z biłgorajskim zaśpiewem.. z

Już ci mówiłem, że ona nic nadaje się do tego, gdy ona przyjmuje komunię nie wierząc w nią, biorąc hostię za jeszcze jeden rekwizyt, przez który trzeba się przegryźć na

Przelaźka - pierwszy raz zetkrcgcm się z tym słowem, jak się okaza- ło, znaczy tyle co kładka (kładka leżała nad wyschniętym strumykiem.. króliczej nory: Jest zdumiewająco i

urzeczywistnienia, gdy intelektualnie czynnym,. prawdziwie twórczym elementem teatru stanie się aktor. Wykształcenie twórczego aktora, obojętnie gdzie by ono się nie odbywało, nie

zatrzaśnie, zasklepi, wyrówna, wygładzi i będzie spokój świę- ty, do wieczora przeczytam pół jakiejś książki, pół jednej z książek, których stosiki czekają cierpliwie

Poezja nigdy (i tak zdają się sądzić młodzi twórcy) nie pokona „pro- gu Tajemnicy&#34;, chyba że stanie się modlitwą autentyczną, wy- pływającą z najgłębszych drgań