Edward Balcerzan
"Liryka polska. Interpretacje", pod
redakcją Jana Prokopa i Janusza
Sławińskiego, Kraków 1966,
Wydawnictwo Literackie, s. 436 :
[recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 58/1, 280-289
LIR Y K A PO LSK A . IN TER PRETAC JE. Pod redakcją J a n a P r o k o p a , J a n u s z a S ł a w i ń s k i e g o . K raków 1966. W yd aw n ictw o L iterackie, s. 436.
R edaktorzy L i r y k i p o l s k i e j zw racają u w agę na alm an ach ow y charakter tego zbioru: „K ażde ze zgrom adzonych w tej k siążce u jęć stan ow i próbę rozszyfrow an ia in d y w id u a ln eg o przekazu p oetyck iego. Z arów no w yb ór u tw oru, jak też sposób in terp retacji — są w każdym w yp ad k u spraw ą autorów p oszczególn ych szkiców . N ietrudno zauw ażyć, ż e książka odznacza się w zw iązku z ty m dużą różnorodno ścią [...]” (s. 5—6).
I n ietrudno zau w ażyć, że w sk u tek ow ej różnorodności p o sta w badaw czych oba człony ty tu łu om aw ian ej p u b lik a cji stają się niepokojąco w ielozn aczne. P ojęcie „ liry k i” oraz se n s „ in terp reta cji”. S próbujm y k olejn o op isać „ m ig o tliw o ść” zn a czen iow ą ty c h p ojęć, starając się — w m iarę m ożn ości — od d zielać sferę p rzy p ad k ow ych k o lizji sem an tyczn ych od sfery n iezgod n ości isto tn y ch , które rodzą na przestrzen i tom u w yraźn e n apięcia, ch arak terystyczn e dla w sp ółczesn ej m yśli o poezji w ogóle. Z apytajm y: co w szkicach L i r y k i p o ls k ie j jest d ialogiem , a co jed y n ie zbiorem lu źn y ch „ g ło só w ”, n ie dających się ująć w żaden system ?
Oto trzy różne p o sta w y w ob ec „ liry k i”.
Z bigniew B ień k o w sk i p roponuje postaw ić znak rów n an ia m iędzy „liryk ą” a „poezją” — w od n iesien iu do w sp ó łczesn y ch zjaw isk literack ich : „W spółczesna poezja jest ty lk o liryką. [...] P o w szech n ie p a n u je-liry k a . Czy przeczy tem u ró w n o le g ły rozw ój p oem atu, k tó ry ob serw u jem y ? ” N ie, albow iem n ie są to poem aty opisow e, ep ickie: one w y ra ża ją n iem o żliw o ść dokonania opisu św iata. P oem at tedy „jest dzisiaj arcyliryką, ch ciałob y się p ow ied zieć, bardziej liryką niż lir y k a ’ (s. 343— 344).
Inaczej ten sam p roblem referu je Z b ign iew S iatk ow sk i. T w ierd zi m ian ow icie, ż e „ o d d a w n a p o m iesza ły się języ k i p o ety ck ie” (pod k reślen ie E. B.), p o w sta ły „n ow e form y, n iesp od zian e i p o za d efin io w a ln e z a ry sto teleso w sk ieg o pun k tu w i d zen ia”, p rzeto w w ie lu u tw orach „nie p otrafim y z sen sem pokazać lin ii dem arka- cyjnej m ięd zy liry k ą i ep ik ą [...]” (s. 332).
Jeszcze inaczej Ju lian P rzyboś. O kreślając Peiperowry „układ rozk w itan ia” ja k o „rodzaj k om pozycji r a c z e j epick iej niż liry czn ej” (p odkreślenie E. B.), proponuje u trzym an ie o p o zy cji liryk a— epika. P isze: „L iryk w yp ow iad a ch w ile, w których k u lm in u je sy tu a cja liryczna, język lir y k i jest w ię c język iem b ły s k a w iczn ym , czas — czasem teraźniejszym ; epika to m ow a pow olna, szczegółow a, czas — przeszły. A przestrzeń... w epice — fizy k a ln a , w liry ce — w ew n ętrzn a [...]” s. 335).
N a p ierw szy rzut oka — m am y do czyn ien ia z prostą rozbieżnością stan ow isk , n aturalną w alm anachu różnych prac o różnych w ierszach . W obec dw u pojęć w yp ow ied zian o trzy od m ien n e zdania: w szy stk o jest liryk ą (B ieńkow ski), n ic n ie jest ani czystą liryk ą, ani ep ik ą (Siatk ow sk i), n iek tóre utw ory poetyck ie są raczej epickie, inne n atom iast — liry czn e (Przyboś). Jak iż dialog m oże zaistnieć m ięd zy ty m i postaw am i, skoro k ażda zdaje się zaprzeczać dw u pozostałym ? Zanim odpo • w ie m y na to pytan ie, sp raw d źm y „nośność” interp retacyjn ą poszczególn ych tez.
S ia tk o w sk i w szkicu o w ierszu R óżew icza Z a r a z skocz ę sz efie, ilu stru jąc tezę o p om ieszaniu liry k i z ep ik ą, streszcza — dem on stracyjn ie! — om aw iany utw ór. C hce udow odnić, że r eflek sja poetyck a zaw iera się tu w sam ym u kładzie e le m en tów fab u larn ych . S treszczen ie p r z e b i e g u w ydarzeń ow ej, jak sam p o w iada, „szczupłej fa b u ły ” ,(s. 383), w k rótce p rzestaje badaczow i w ystarczać. S ięga po analogie film o w e, w p row ad zając m. in. p ojęcie „listy m o n ta żo w ej” (s. 387), k tóre jest ty le ż przydatne w od n iesien iu do film u ep ick iego co i p oetyck iego. N ie
R E C E N Z J E 2 8 1
jest w stan ie w yk azać sensu fab u ły — bez u w zględ n ien ia p ośred n ictw a w yzn aczn i k ów język ow ych , sty listy czn y ch , w ierszow ych w reszcie. A ż do d ziałan ia „w ięzi fo n iczn y ch ” m ięd zy słow am i tek stu R óżew icza. Czy zaprzecza sam sobie? N ie. Grę elem en tó w języ k o w y ch — m. in. ich „rytm b in arn y” — in terp retu je jako „sposób w sp ó łistn ien ia epiki z liry k ą ” (s. 388). A jednak po lek tu rze całości tego szkicu stan ow isk o S iatk ow sk iego odczuw am y jako m niej „skłócone” z poglądam i dw u p ozostałych teoretyk ów . W praktyce b ow iem autor pracy o R óżew iczu zbliżył się do koncepcji... B ień k ow sk iego! U dow odnił tezę o n iem ożliw ości opisu św iata w e w sp ółczesn ej poezji, pokazał n iew ystarczaln ość streszczenia, a w ię c i: nicość fab u ły — w obec ogrom u znaczeń, jakie m ieszczą się w R óżew iczow sk im s t y l u .
P rzyboś an alizu je koncert W ojskiego z P ana T ad eu sza tak, jak gdyby to b y ł sam od zieln y utw ór liryczn y. „Jest to koncert m ow y, m uzyka dobyta ze słów , z m eliczn ych w artości w iersza ” (s. 91); sek w en cje tek stu są „tak zjednoczone z tem p em g estó w W ojskiego, że w idać w n i c h ( a n ie poprzez nie, n ie za ich pośrednictw em ) tę oto czynność: w zd ął policzki... zasunął w p ó ł pow ieki... w cią g n ą ł w głąb pół brzucha... itd .” (s. 96). Z atem ow o „rogow ej arcyd zieło sztu k i” n ie ty lk o opisuje grę, ale sam o j e s t g r ą ! N ie opow iada koncertu, lecz się z nim utożsam ia. — N ie trzeba długo dow odzić, że tak a interpretacja — w w yk on an iu P rzybosia — jest m ożliw a tylk o w od niesieniu do liryk i, w szak an alogiczn ie o d czytał k ied y ś autor Lin ii i g w a r u w iersz M ickiew icza P o la ły się łzy. Tam ten utw ór o k reślił jako „ w iersz-p ła cz”, ten jako „ w iersz-g rę”. A le n arzucając k on certow i W ojskiego kategorie opisu liryki, Przyboś n ie zapom ina, że jest to fr a g m ent rzeczy epickiej — jak pow iada: „poem atu h u m orystyczn ego i b a śn isteg o ” (s. 92). I w ten sposób zbliża się do koncepcji... Siatk ow sk iego! P ok azu je m ian o w icie w sp ó łistn ien ie liry k i z epiką w jednym d ziele poetyckim .
Co isto tn e dla całości L i r y k i p o l s k i e j : w yod ręb n ien ie trzech różnych stan ow isk teoretyczn ych n ie prow adzi do m echanicznego rozbicia tom u In t e r p r e t a c y j na trzy osobne grupy. M iędzy w ierzch ołkam i naszego trójkąta p ow stają b ow iem szeregi łączące, które — jed n ocześn ie — godzą i potęgują sprzeczności.
Oto np. w pracy o R ed u cie O rdona K azim ierz W yka startu je jak b y z „w ierz chołka P rzyb osia” — utw ór M ick iew icza in terp retu je w kategoriach p oezji opisow ej (w ięc jak o „raczej ep ic k i”). A le w dalszych partiach sw eg o szk icu zbliża się do „ w ierzchołka S ia tk o w sk ieg o ”. S tw ierd za m ian ow icie, że R e d u ta O rdona jest nie tylko poem atem op isow ym , bo jej „lot p o ety ck i” dokonyw a się „na podw ójnym skrzydle: jedno jest op isow e [...]; drugie retoryczne, rom an tyczn o-retoryczn e [...]” (s. 80).
Inny kieru n ek obiera Ireneusz Opacki. Z aczyna od k oncepcji in terpretacyjnej W s z ta m b u c h u Marii W o d z iń s k i e j S łow ack iego, budow anej jak gd y b y w pobliżu „w ierzchołka S ia tk o w sk ieg o ”. B ada w sp ó łistn ien ie w tym utw orze fa b u ły „rom an so w ej” (s. 134) ze schem atem ok olicznościow ej w y p o w ied zi lirycznej. A kończy na stw ierd zen iu , że jest to tylk o liryk, arcyliryk, utw ór łączący „dw ie, jak że odm ienne, liry k i” (s. 145). I w ten sposób podchodzi pod „w ierzchołek B ień k o w sk ieg o ”.
Jak ież stąd w nioski? Tom I n t e r p r e t a c y j zm usza czyteln ik a do lek tu ry ak tyw n ej. N ie ty lk o inform uje o poglądach i m etodach w sp ółczesn ych nau k ow ców i k ry ty ków, ale chciałoby się pow iedzieć, w y r a ż a d zisiejszą św iad om ość poezji к D la tego m ożna i n ależy go czytać w dw u porządkach: w układzie red ak cyjn ym , re spektującym chronologię om aw ianych w ierszy, i w układach system ow ych , a te są już d ziełem odbiorcy. N adto: L i r y k a p o ls k a uczy ostrożności w p rzyjm ow aniu
1 L ogicy przyznają w yp ow ied zi naukow ej fu n k cję w yrażania (zob. J. K m i t a ,
jed noznacznych d ek laracji p rogram ow ych. To bow iem , co u jęte w fo rm u łę „ w y zn an ia w ia r y ” w y d a je się a p od yk tyczn e i n iep rzen ik aln e, w p rak tyce in terp reta cyjn ej m oże się okazać ty lk o „stroną sp oru ”, asp ek tem problem u, głosem w d ia logu, elem en tem sy stem u opozycji.
Podobne jak w ok ół prob lem u „ lir y k i” nap ięcia — ale zn acznie bardziej sk o m p li kow ane! — dają się w y k ry ć w sferze, do której od syła drugi człon ty tu łu o m a w ia nej książki: I n t e r p r e t a c je . Z agad n ien iem an tyn om ii tego procederu badaw czego zajął się w sw y m jakże in stru k ty w n y m szkicu Jan u sz S ła w iń sk i. Z w rócił u w agę na dw ie — w y k lu cza ją ce się n aw zajem — m o ty w a cje działań t y p u . „ K u n s t d er I n t e r pretation " . Oto g d y z w o len n icy p ierw szej m o ty w a cji, pow iada S ła w iń sk i, są zdania,
że sk u p ien ie u w a g i na p ojed yn czym te k śc ie literack im g w aran tu je ob iek tyw izm poznania n au k ow ego, b o w iem tek sty , w odróżnieniu od o b iek tó w fik cy jn y ch , takich jak „prąd”, „k on w en cja” czy „epoka”, istn ieją b ezspornie (s. 7) — propagatorzy d rugiej, o d w rotn ie, ak cen tu ją su b iek ty w izm „ n a sta w ien ia ” badacza na sam utw ór. Ich zd aniem w ła śn ie in terp reta cja w y zw a la najbardziej in ty m n e przeżycie czy teln icze, je s t zap isem ow ej in tym n ości, dokonanym w innym , n iż d zieło badane, języku.
Trzeba od razu zastrzec, że w L ir y c e p o ls k ie j k o n flik t ten zarysow u je się n ie w yraźn ie. W praw dzie B ień k o w sk i (w pracy o N orw idzie) zastan aw ia się nad m o żli w o ścią istn ien ia k ilk u od m ien n ych i zarazem p ełn op raw n ych w ersji rozum ienia tego sam ego w iersza, n a to m ia st O packi — p rzeciw n ie — g ło si pogląd, że „jest ty lk o w ersja j e d n a — ta, którą stw o rzy ł poeta: w ersja złożona ze słó w i zdań o tak im znaczeniu, jak ie p o e ta im n a d a ł” (s. 132), jed n ak że w ięk szo ść prac spór ten jak gdyby om ija. P ow iad am „jak g d y b y ”, p on iew aż do układu o b iek tyw izm — su b iek tyw izm albo, inaczej m ów iąc, do d ialogu przedm iot—podm iot zostaje w łą czo n y elem en t trzeci, który ok azu je się n a jisto tn iejszy . O w ym trzecim elem en tem je st adresat L i r y k i p o ls k ie j . P oszczególn e w iersze są tu rozszyfrow an e n ie ty le z uw agi na gu st i św iatop ogląd badacza, i n ie ty le ze w zg lęd u na gotow ą, o b iek tyw n ą, jed y n ą p raw d ę o u tw orze, ile g łó w n ie w o b e c (w sp ółczesn ego) c z y t e l n i k a . G dyż k siążk a ta m a charakter popularyzatorski. P ra w ie każdy szkic jest pom yślan y jako w z o r z e c p ełn ego odbioru d zieła sztu k i p oetyck iej. N ie odbija procesu percep cji, lecz k ieru je nim , I dopiero na tle tych założeń m ożna śledzić grę p ostaw rep rezen to w a n y ch w L ir y c e pols kie j.
We w szy stk ich w yp ad k ach jest to w zorzec lek tu ry zw oln ion ej i w znakom itej w ięk szo ści w y p a d k ó w jest to w zorzec lek tu ry a k ty w n ej. O w e zab iegi h am ujące tem p o odbioru — m ożna b y je nazw ać zabiegam i „retard acyjn ym i” — są zróżn i cow an e; całość prac L i r y k i p o ls k ie j m ożna przym ierzyć do trzech m od eli „ id ea ln ej” percep cji w iersza, z tym zastrzeżen iem , że b ędzie to podział roboczy, orientujący, b ow iem rzadko k tóry m od el realizu je się w p ostaci „czystej”.
P ierw szy ok reśliłb ym jako m od el p r z e b i e g u lek tu ry. „N a p ow stan ie sądu krytyczn ego (fachow ego) — p isze W yka — sk ład ają się trzy ogniw a: 1. zrozu m ie n ie d zieła (utw oru) artystyczn ego; 2. jego p rzeżycie osobiste; 3. u jęcie in telek tu a ln e aktu zrozum ienia i aktu przeżycia” (s. 200). Otóż każdy fa ch o w iec, konstruując w y p o w ied ź o charakterze popularyzatorskim , „ p o w i n i e n b y ć w s t a n i e ogn iw o zrozum ienia i ogn iw o p rzeżycia w y d zielić i d okładnie op o w ied zieć” (s. 201). B y łb y to jed en w arian t m od elu przebiegu lek tu ry, w y stęp u ją cy epizodycznie w w ie lu pracach. In n y w a ria n t zach ow u je n ie ty le k olejn ość ow ych ogniw (n a j pierw całość zrozum ieć, p o tem całość przeżyć, a potem nadać tem u o b iek tyw izu jący k szta łt in telek tu a ln y ), ile — łącząc zrozum ienie z przeżyciem n astęp u jących po sobie sek w en cji te k stu — w y d ziela f a z y percepcji. Badacz, a jego śladem czy teln ik , postępują z a tek stem : słow o po słow ie, zdanie po zdaniu, strofa po strofie.
R E C E N Z J E 2 8 3
W postaci „n ajczystszej” m od el ten jaw i się w pracy M arii P o d ra zy -K w ia tk o w sk iej o K o l e Jastruna.
D rugi m odel, n ajb liższy, jak sądzę, idei interpretacji, to m odel s t r u k t u r a l n y . Podczas gd y w p ierw szym w ypadku dom inuje u jęcie diachroniczne utw oru (dzieło jako proces), w drugim dąży się do ukazania jego syn ch ron ii (dzieło jako system ). A by osiągnąć ten cel, badacz m usi dokonać hierarchizacji elem en tów tek stu , ich podziału na „w ażn e” i „m niej w a żn e”. A ż do w yboru cząstk i n a jd o n io ślejszej, która jest traktow ana dw ojako. S p ełn ia rolę jakby „m iejsca”, z k tórego ogląda się całość (lub w ięk szą całostkę). I jest w rękach badacza p ierw szym in stru m en tem interp retacyjn ym . K l u c z e m d e k o d a ż u . Tak p ostęp u je M ichał G łow iń sk i, gdy — sondując O tc hła ń L eśm iana — pisze: „W dw a razy użytym sło w ie »w idzieć« zaw iera się sen s filo zo ficzn y w iersza ” (s. 236). P odobnie p osłu gu je się sło w em „p ieśń ” T adeusz B u jn ick i, om aw iając P rzyja cielu , los nas poróżnił... B ron iew sk iego. Z nam ienne dla tego m odelu jest dążenie do n ajw cześn iejszego u ja w n ien ia elem en tu -k lu cza . P ierw sze zdanie pracy S ław iń sk iego o B iałoszew sk im brzm i: „Ballada od r y m u : ty tu ł ten m ożem y potraktow ać jako k lu cz do p o ety k i u tw oru ” (s. 405). Interpretacja strukturalna pojedynczego dzieła spraw dza się n ajp ełn iej w o b e c czyteln ik a, który — czytając szkic — p a m i ę t a o kluczu, w każdym fragm en cie rozłamie sen s tych czy innych działań. S praw dza się ró w nież, jak w sp om n iałem , w obec id ei procederu typu „ K u n s t der I n t e r p r e t a ti o n jest r o z k ł a d e m a k c e n t ó w w a ż n o ś c i w śród elem en tów badanego utw oru.
Trzeci m odel „ id ea ln ej” lek tu ry proponuje zabieg odw rotny: zrów n ow ażen ie — od p ow ied n io posegregow anej — m asy elem en tó w jako „w ażnych” w tym sam ym stopniu. Id eologiem tego k ierunku w „sztuce in terp retacji” ok azu je się Jan Prokop: „W strukturze tek stu p oetyck iego w szy stk ie elem en ty są w ażn e i fu n k cjo nalne, n ie m a w n im h ierarchii” (s. 106). M odel budow any w ed le tej form u ły n azw ałb ym m odelem a t o m i z u j ą c y m . Jest najb liższy opisow i, an alizie. W L i
r y c e p o ls k ie j, podobnie jak i m od el przebiegu, n igd zie n ie w y stęp u je on w stan ie „czy sty m ”, n iem niej jednak odgryw a w idoczną rolę w rozpraw ie C zesław a Z go- rzelsk iego o S łow ack im i w szkicu M arii D łu sk iej o W ierzyńskim (D łuska zresztą w rozw ażaniach w stęp n y ch określa sw oją pracę jako „an alizę”, s. 252).
C harakterystyczna dla postaw y atom izującej jest siln ie w yrażon a fu n k cja „p ersw azyjn a” w y p o w ied zi k rytycznej — w ielok rotn ie m a n ifesto w a n e przekonanie o bezw zględ n ej w artości analizow anego dzieła. To zresztą n aturalne. Skoro badacz n ie m oże ingerow ać w tekst, by rozkładając go na „w ażne” i „m niej w a żn e”, d o konać tym sam ym p odziału na „lep sze” i „gorsze” — m u si uznać doskonałość m onolitu. Co skazuje go na p ew n e uproszczenia teoretyczn e i na p ew n e ograni czen ia p raktyczne. Oto b ow iem przyjm ując pogląd Prokopa m uszę w ierzy ć w ce low ość każdego elem en tu : zdania, słow a, głoski, kropki itp. A le: n ie m ogę uznać jej za zam ierzoną przez autora. M usiałbym b ow iem w yobrażać sobie proces tw ó r czy jako akt św iad om ości absolutnej, która elim in u je zarów no k a p itu la cje tw órcy w ob ec kon w en cji, języka, ba: praw gram atyki, jak i zw yczajny... przypadekf T ym czasem k onfrontacja z codziennym dośw iadczeniem krytyk a potw ierd za ob ie gow y sąd, że „autor w szy stk ieg o o sw ym dziele n ie w ie ”. Że nad w szystk im n ie panuje. Że działa i św iadom ie, i podśw iadom ie. Że jed y n ie n i e k t ó r e , w y brane elem en ty języ k o w e obciąża funkcją stylotw órczą. Inne biernie aprobuje. O drzucając tezę o zam ierzonej celow ości każdego elem entu, przyjm u ję tedy, że to ja, jako k rytyk, „w n oszę” ład absolutny w dane dzieło. W im ię czego, pytam , m uszę to robić? I jeszcze: skoro w olno m i, w b rew utw orow i, narzucać „fun k cjon aln ość” w szy stk im elem entom , to dlaczego n ie w olno m i — ryzyk u jąc p om yłk ę — dokonać hierarchizacji?
W ram ach m o d elu atom izu jącego n ie b ęd ę m ógł, dla przykładu, stw ierd zić, że w G d z ie n ie p o s i e ją m n i e W ierzyńsk iego nadm iar zaim ków m n ie , m n ie, m e , m a,
m e , mi, m ą — n a n ie w ie lk ie j p rzestrzen i d w u n a stu krótk ich w ersó w ! — je st ob ja
w em zw y k łej n iep orad n ości debiu tan ck iej- N ie p o w iem też, że ich obecn ość zo sta ła p od yk tow an a przez rytm , bo uzn ałb ym rytm za e lem en t w ażn iejszy. M uszę ted y — w ram ach m o d elu atom izu jącego — do tego szereg u zaim k ow ego do robić jak ąś id eologię. P od ob n ie rezy g n u ją c z rozk ład u ak cen tó w w ażn ości, n ie b ędę m ógł zw ą tp ić wr k u n szto w n o ść ta k ieg o oto — ró w n ież n arzuconego S ło w a c k ie m u przez rytm — rozw iązania:
A le m y śla ł, że ręka go syna
z tym w e p ch n ięty m na siłę, zg rzy tliw y m „go”. N ie m a m o w y , abym za k w e stio n ow ał p ięk n o in n eg o fra g m en tu tego sam ego w iersza:
P o tem w z ię li tę tro ch ę zgn ilizn y I sp y ta li — czy ch ce do ojczyzny? — choć przecież to bardzo niedobre!
W ydaje się w reszcie, że an aliza atom izująca je s t n ajbardziej oddalona od p er cepcji czy teln iczej. Trzy w y ró żn io n e m od ele są, ja k ła tw o zau w ażyć, n iesp ro w a - dzalne do jed n eg o u k ład u od n iesien ia. Ł ączy je „zasada d om in a” : in n y m i „stro n a m i” sty k a ją się ze sobą m o d ele p rzeb iegu i stru k tu raln y, a in n y m i — m odel stru k tu raln y z atom izu jącym .
Jak w sp o m n ia łem , „ id e a ln y ” ad resat w ie r sz y om aw ian ych w L ir y c e p o ls k ie j jest ad resatem a k ty w n y m . Tę a k ty w n o ść p o tęg u je sto so w a n y przez niek tórych autorów zab ieg e k s p e r y m e n t u in terp reta cy jn eg o ; przez „ek sp ery m en t” rozu m iem w tym w yp ad k u celo w e i, o czy w iście, chw7ilowTe zn iek szta łca n ie badanego tek stu — w celu sp raw d zen ia ja k iejś tezy czy dom ysłu. E k sp erym en tem jest tłu m aczen ie w e w n ą trzjęzy k o w e słow a lub zdania z w iersza i p o d sta w ia n ie „p rze k ła d u ” w m iejsce „o ry g in a łu ”. C hw yt ten stosu je G łow iń sk i, zastęp u jąc (w L a u rze
d o j r z a ł y m N orw id a) zdanie:
N ik t n ie zna dróg do potom ności, Jedno — po sam od zieln ych bojach;
jego „ p rzek ład em ” : „K ażdy zna drogi do potom n ości jedno (tzn. tylko) po sam o d zieln ych b o ja ch ” (s. 163). P odobnie S ła w iń sk i, gd y słow o „dostrzegam ” (w H is
torii B aczyń sk iego) p roponuje czytać jako: „w ych od zę m oim spojrzeniem poza to,
co dane w bezp ośred n iej o b serw acji; w św ie c ie otaczającym rozpoznaję szyfr innego zapisanego w nim porząd k u ” (s. 364).
E k sp erym en tem jest zm ian a k o lejn o ści słów , zdań lu b w ięk szy ch całostek w om aw ian ym tek ście, ch w y t k ilk ak rotn ie zasto so w a n y przez W ykę w in terp retacji
R e d u t y O rd o n a (s. 75, 80, 82). B ardzo in teresu ją ce e fe k ty u zysk u je tym sposobem
A leksandra O k o p ień -S ła w iń sk a , w yp rep arow u jąc z P o ra d n ik a jo t o g r a fa K arp o w icza słow a „od p ow iad ające ty tu ło w ej »problem atyce«” te g o w iersza -p a lim p sestu (s. 397).
Jeszcze inną odm ianą ek sp ery m en ta ln eg o zab iegu in terp reta cy jn eg o jest w łą czen ie do w iersza jak iegoś elem en tu now ego; tak p ostęp u je Jan B łoń sk i, w p isu ją c przecinek w zd an ie z S on e tu I Sępa Szarzyń sk iego. A utorskie;
...jedzą Strw ożon e serce u staw iczn ą nędzą... przekształca na:
H E C E N Z J E 2 8 5
O packi an alizu je w podobny sposób fragm en t Z a d y m k i T uw im a: „jeśli chcę, m ogę w sta ć, siąść przy oknie z gazetą z zeszłego tygod n ia albo iść w sen n ość d n ia”. S tw ierd zając, iż „zdanie jest tego typu, że po przeczytaniu elem en tu poprzedza jącego n i e o c z e k u j e m y elem en tu następnego, zdanie m ożna sk oń czyć w k aż dej n iem a l c h w ili”, proponuje sp raw d zić tę su gestię, kładąc kropkę k olejn o po słow ach : „ w sta ć”, „ sią ść”, „przy o k n ie”, „z ga zetą ”, „tygodnia”, „iść” (s. 285).
S zczególną odm ianę ek sp erym en tu — bardzo b lisk ą reakcjom czyteln iczym ! — zasto so w a ł S ła w iń sk i w pracy o B a lla d zie od r y m u B iałoszew sk iego. O dm ianę tę m ożna nazw ać, za w ężając nieco sen s term in u K lein era, próbą „fik cji gen ezy ”. Oto w an a lizie „m echanizm u od rym ow ości” B ia ło szew sk ieg o na przykładzie p ierw szego dystychu:
D w aj p a n o w ie stateczn ości u m k n ęli w cudzej sam ochodow ości
S ław iń sk i odtw arza — „zaprogram ow ane” w sam ym tekście! — rozum ow anie poety, k tóry doszedł do p rzytoczonego rozw iązania, zadając sobie pytan ie: jak n a j p rościej zrym ow ać p rzym iotn ik (nom. plur.) „stateczn i” z rzeczow n ik iem (loc.
sing.) „w sam ochodzie” ? (s. 409).
E k sp erym en t uczy in geren cji w tek st literacki. Jest form ą żyw ego, b ezp ośred niego k on tak tu czy teln ik a z d ziełem . P ozw ala „urucham iać” strukturę utw oru, d yn am izow ać i sam tek st, i jego lekturę. P rzeciw d ziała sta ty ce opisu. Jest w reszcie jedną z prób od p ow ied zi na p ytan ie, zaw arte w cytow an ym już szk icu S ła w iń skiego: „Czy jest [...] w ogóle m o żliw a im m anentna in terp retacja u tw oru ?” (s. 11). Z daniem S ła w iń sk ieg o — nie.
„K onkretność u tw oru trudno b yłob y w ytłu m aczyć inaczej, jak ty lk o p osługując się term in am i w ła śc iw y m i układom w yższego niż ona rzędu. D latego też in ter pretacja jest zaw sze w m n iejszy m lub w ięk szy m stopniu u siłow an iem zm ierza jącym do id en ty fik a cji k on tek stu tra fn ie tłum aczącego utw ór. B adacz fo rm u łu je n ie ty lk o h ip otezę całości dzieła, ale także p r o p o z y c j ę k o n t e k s t u , który całość tę o św ie tla ” (s. 12). D alej jednak S ła w iń sk i stw ierd za, że „przyw oływ an y przez badacza k on tek st w y ja śn ia ją cy m a przede w szy stk im z n a c z e n i e n e g a t y w n e ” (s. 13), alb ow iem sp ełn ia sw oją rolę o ty le, o ile słu ży do u ch w ycen ia tak ich sen só w dzieła, jak ie się w szerszych niż ono układach n ie dają roz proszyć.
S ta jem y ted y w obliczu now ej an tyn om ii „sztuki in terp reta cji”. A n tyn om ii w L ir y c e p o ls k ie j bardzo w id oczn ej; rzadko który szkic tra fia tu w „punkt siod ło w y ” m ięd zy lin ią „k on k retn ości” a lin ią „k on tek stow p ści” om aw ian ych dziel. Co w ięcej: n iek tórzy badacze św iad om ie rezygn u ją z ujm ow an ia sen só w dzieła n iered u k ow aln ych do kon tek stu , żyw iąc (utajone?) prześw iad czen ie, że im szerzej n ak reślą k on tek st, ty m w ięcej pow ied zą o tek ście. Janusz P e lc w pracy o K ocha n ow skim , Z b ign iew S iatk ow sk i w szkicu o Bagnecie na b roń B ron iew sk iego. Inni natom iast — o d w rotn ie — zm ierzają do in terp retacji im m an en tn ej. P o w sta je d zię ki tem u now a sieć „ n ap ięć” d ialogow ych. O ile jed n ak spór m ięd zy „k o n tek sto w - ca m i” i „im m an en tystam i” nadaje L ir y c e p o ls k ie j charakter system ow y, to k olizje, by tak rzec, w ew n ątrzob ozow e p ow odują p ew n e zam ieszanie i dezorientu ją czy teln ik a.
W to m ie I n t e r p r e t a c y j ob serw u jem y zasadniczo dw a sposoby „użycia” kon tek stu . W celach w y ja śn ia ją cy ch i w celach w artościu jących . T ylk o niektóre układy, ta k ie jak g a tu n ek czy „książka” (tj. cykl, tom ik, z którego dany utw ór pochodzi) są zw oln ion e z „użyć” o charakterze w artościu jącym . D zieje się ta k m. in. w pracy O k op ień -S ław iń sk iej o Filiżance N aru szew icza (s. 69), w artykule
O packiego in terp retu ją cy m Z a d y m k ą T u w im a (s. 277—280), w szk icu W iesław a P a w ła S zy m a ń sk ieg o p ośw ięcon ym W j a z d o w i ' n a w i e l o r y b i e G ałczyń sk iego (s. 372— 376). N atom iast in n e k o n tek sty , ta k ie jak rzeczy w isto ść, epoka, „dorobek” poety, raz są p rzy w o ły w a n e ty lk o dla ro zszyfrow an ia u tw oru, k ied y indziej n atom iast słu żą do jego oceny.
Jan P rokop w pracy o son ecie T etm ajera i Jerzy K w ia tk o w sk i w eseju o P o d
w a linach S ta ffa stosu ją in teresu ją cy zab ieg, który m ożna b y nazw ać „synegdochą in terp reta cy jn ą ”. Oto w ie r sz zostaje p otrak tow an y jako część zastęp u jąca całość, przy czym części tej jak gd yb y „użycza s ię ” w a rto ści ca ło ści (prądu, dorobku). U tw ó r w ch ła n ia w ła sn y k o n tek st, staje się oń bogatszy. S o n et T etm ajera — po in terp retacji P rokopa — zaczyna p u lso w a ć liryk ą b a u d ela ire’ow ską, ba: ciągną go n a w et B a w o ł y G rochow iaka (s. 193— 194), a jeszcze tak n ied a w n o b y ł w ierszy k iem raczej n iew y b itn y m . O czyw iście, to ju ż k w estia gustu. W olałb ym jed n ak zostać p rzekonany o w alorach a rty sty czn y ch Z n a d m o r z a tk w ią cy ch w sam ym utw orze, a n ie w o sią g n ięcia ch sym b olizm u w ogóle. P od ob n ie K w ia tk o w sk i w zd u m iew a jącym szk icu o P o d w a l in a c h n ap ełn ia krótk i w iersz-a fo ry zm S ta ffa — n ieom al całym b ogactw em tw ó rczo ści tego p oety! N ap isałem , że szk ic to zd u m iew ający, je s t b ow iem w y k o n a n y po m istrzow sk u . O lśn iew a —■ w szy stk im . T echniką, p re cyzją, erudycją, zaw artością in telek tu a ln ą . A jed n ak , lub m oże w ła śn ie dlatego, w zbudza n ieu fn o ść. W te n sposób m ożna u d ow od nić w ie lk o ś ć każdego chyba u tw oru, je ż e li ty lk o zn ajd zie się dla n ieg o o d p ow ied n i „układ z a sile ń ”. A le — po co?
W fu n k cji w a rto ściu ją cej w y stę p u je ró w n ież k o n tek st „życia”. O packi, fo r m u łu jąc tezę, że na trud zrozu m ien ia „ h iero g lifu ” liry k i d a w n iejszej jest „recep ta — jed y n a ” (s. 133): rek on stru k cja w ie d z y o rzeczy w isto ści, w której dany tek st p o w sta ł i (lub) k tórej d oty czy (s. 149), stw arza prop ozycję k o n tek stu w y ja śn ia ją ceg o . A le w toku a n a lizy zaczyna „u żyw ać” w ied zy o rzeczy w isto ści dla o c e n y liryk u S łow ack iego. S tw ierd za m ia n o w icie, że zgodność u trw a lo n eg o w nim obrazu św ia ta (A lp, o jczyzn y p oety) z obrazem „ a u ten ty czn y m ”, „p rzyległość [dzieła] do rzeczy w i sto śc i” (s. 149), d ecyd u je o jego w artości. T rudno się z tym pogodzić. Trudno s ię z ty m pogodzić, p o n iew a ż ow ą rzeczy w isto ścią n ie je st ani, bo ja w iem : pocztów ka z A lp, ani u ja w n io n e w sam ym szk icu d ośw iad czen ie a lp ejsk ie badacza, choć i w tych w y p a d k a ch ła tw o za k w estio n o w a ć „ a u ten ty zm ”, lecz jest nią... koresp on d en cja S łow ack iego. Tu i tam , pow iad a O packi, w listach p o ety i w jego w ierszu ze sztam bucha M arii W odzińskiej, zn ajd u jem y tak i sam obraz A lp: „obraz św ia ta p oetyck o w p raw d zie zin terp retow an ego, ale św ia ta rzeczy w isteg o [...]” (s. 142). I dalej: „W ty m m iejscu kończy się k o n w en cja — w iersz sta je się przekazem a u ten ty k u [...]” (s. 149). Czy? — Czy poza kon w en cją, poza k o d e m is tn ie je w ogóle ja k iś su row y, a u ten ty czn y obraz św iata? I czy n ie słu szn iej napisać, że oto listy S ło w a ck ieg o i jego liryk a to d w a w a ria n ty tego sam ego kodu, o zbliżonej p ojem n ości in form acyjn ej, an alogiczn ie „p rzyległe do rzeczy w isto ści”? A skoro tak (bo tak!), czyż n ie trzeba w ow ym kodzie w ła śn ie, a dok ład n iej: w stosu n k u prze kazu do kodu, szu k ać sym p tom ów w artości?
W spom niałem o k olizjach w ew n ątrzob ozow ych , d ezorientu jących czyteln ik a. Tak się składa, że drugi szk ic o S ło w a ck im ró w n ież „u żyw a” k o n tek stu „życia” (w ła ściw ie: śm ierci) do w a rto ścio w a n ia dzieła. A le ty m razem — odw rotnie: o w a r to ści d ecyd u je n iezgod n ość w iz ji p o ety ck iej z potoczną w ied zą o rzeczy w isto ści! Z gorzelsk i zw raca uw agę, że w w ierszu N a s p r o w a d z e n i e p r o c h ó w N apoleon a m ów i się o „b ły szczą cej” purpurze „nie dlatego w ca le, b y m ogła isto tn ie b łyszczeć w gro bie, jeślib y się tam zn ajd ow ała, ale dlatego p rzede w szy stk im , b y jako szata trium fatora, cesarza i w od za zagrała siln iej w k on traście ze zw y k ły m szarym p ła sz
R E C E N Z J E 2 8 7 czem żo łn iersk im ” (s. 116). Tutaj zatem podnosi w artość w iersza um ow n ość kodu, w którym , jak słu szn ie stw ierd za autor analizy, n ieom al w sz y stk ie m o ty w y „przy bierają p ostać zn ak u ” (s. 115). — O czyw iście, tego rodzaju k olizje n ie są n iczyją „w iną”. Z w racam na n ie u w agę z dw u pow odów . Po p ierw sze dlatego, że niszczą m i one system o w o ść u jęcia L i r y k i p ols kie j. Po drugie dlatego, że są k o n ieczn e w ted y, gdy „ u życie” k on tek stu w y ja śn ia ją ceg o sta je się jego — w a rto ściu ją cy m — nadużyciem .
Cóż je s t ted y w „sztuce in terp reta cji” sy stem em upraw nionym do w a rto ścio w a nia? M yślę, że m oże nim być ty lk o c a ł o ś c i o w a k o n c e p c j a s z t u k i p o e t y c k i e j . W yrażona w p rost lub utajona w operacjach badaw czych — w e w sp om n ian ym rozkładzie ak cen tów w ażności! — odpow iedź na p ytan ie generalne: czym jest poezja w ogóle? S form u łow an ie takiej odpow iedzi znajdujem y w esejach badacza, z którym dotąd polem izow ałem , — u Prokopa. W yraziście zarysow ał w ła sn y program p o ety ck i rów n ież Z dzisław Ł apiński w pracy o Z a o k i e n n y m n e o
nie P rzybosia.
Szczególną odm ianę ocen iającego układu od n iesien ia, którą n azw ałb ym n ie norm atyw ną, lecz „teleologiczn ą”, przyw ołują w sw ych w y p o w ied zia ch B ień k o w sk i i Przyboś. K on tek st „ teleo lo g iczn y ” jest n astaw ien iem na sp ełn ien ie dążeń poezji d aw nej i obecnej, jest w sk azan iem jej k ieru n k ów rozw ojow ych i jej dotąd n ie w yk orzystan ych m ożliw ości. W ty m u jęciu w artość d zieła określa się, p rzy m ie rzając poezję, „jaka je s t”, do poezji, „jaką m ogłab y b y ć”. K o n fron tu je się fa k ty c z - ność z m od elem , stan rzeczy w isty — z w izją przyszłościow ą.
W iększość autorów L i r y k i p o ls k ie j rezygn u je z form u łow an ia w ła sn ej k o n cepcji sztu k i p oetyck iej. K aże się tej koncepcji dom yślać; jednym ze sposobów naprow adzania odbiorcy na k on tek st w artościu jący są aktu alizacje, od w ołan ia do zjaw isk w sp ó łczesn y ch , p oetyck ich i, co ciek aw e, film o w y ch . I tak: G łow iń sk i zastan aw ia się nad m ożliw ością um ieszczenia barokow ego E m b l e m a t u 102 Z b ig n ie w a M orsztyna „w pobliżu tych w ierszy , które są p rzejaw em aktualnych dążności p o ety ck ich ” (s. 52). W yka w y d o b y w a z fin a łu R e d u t y O rd o n a sen sy, „których n ie p rzeczu w ali rom antyczni i p óźn iejsi czy teln icy utw oru ”, a które nabierają d o n iosłości „dla odbiorcy w sp ó łczesn eg o i dla człow iek a w sp ó łczesn eg o ” (s. 88). S ła w iń sk i przy in terp retacji Historii B aczyńskiego w sp om in a o L o tn e j A ndrzeja W ajdy (s. 365, przypis 2); S iatk ow sk i p orów nuje tw órczość R óżew icza do k om p ozycji film o w y c h T adeusza M akarczyńskiego (s. 386, p rzypis 1). W tych i tym podobnych ak tualizacjach m ieszają się jed n ak cele w y ja śn ia ją ce z w artościu jącym i.
Zm ierzam do p o sta w ien ia tezy, która głosi, że o z n a k ą całościow ej k o n cepcji sztu k i p o etyck iej jest w badaniu pojedynczego utw oru sposób w yk on an ia in terp reta cji im m an en tn ej. W -wielu szkicach L i r y k i p o ls k ie j rozszyfrow an ie sensów dzieła m a charakter d w u fazow y: 1) n ajp ierw p rzyw ołu je się k o n tek sty tłu m a czące, 2) aby potem trak tow ać utw ór jako układ w zg lęd n ie odosobniony, w k tó rym o w e k o n tek sty p o zw o liły u k ształtow ać d w a c o n a j m n i e j s z e r e g i o p o z y c j i . D alej bada się już tylk o g r ę szeregów w ew n ętrzn y ch , ich w z a jem ne pow iązania.
P rzykłady. O k op ień -S ław iń sk a w yodrębnia w Filiżance N aru szew icza dw a w ątk i, „k om p lem en tow y” i „rzeczow y”, aby dojść do w n iosk u , że: „N ieoczek iw an e sk o jarzenie obu sfer jest rezu ltatem poetyck iego konceptu, decyd u jącego o sposobie sk om ponow ania całej w y p o w ie d z i” (s. 66). W edle zasady dw u szeregów in terp retu je Prokop N a d w o d ą w i e l k ą i c z y s tą M ickiew icza: „Ż yw iołow em u stru m ien iow i m ów ien ia p rzeciw sta w ia się stru k tu rę rów now ażących się n a p ięć” (s. 104). W yka zw raca u w agę na „ d w u głosow ość” b allad y L eśm iana, porów nując nota ben e oba „głosy” z punktu w id zen ia ich „d on ioślejszóści” (s. 215— 217). P od staw ą an alizy
D z w o n ó w K on op n ick iej je s t dla Jolan ty R ozin „sym etryczn a d w u d zieln ość u tw oru ” (s. 185) oraz „dw ubarw ność, d w u w a rto ścio w o ść” (s. 187) w id zen ia św iata. S ła w iń sk i pisze o d w u „ seriach ” w H isto rii B a czy ń sk ieg o (s. 365); o „d w u w a rto ścio w o ści” elem en tó w św ia ta b alla d o w eg o (s. 406) i o „ d w u g ło so w o ści” narracji w w ierszu B ia ło szew sk ieg o (s. 409). To ty lk o „garść” przyk ład ów , na dobrą spraw ę b ow iem rzadko k tóry szkic ob yw a się bez w y d z ie le n ia serii, szereg ó w czy „ g łosów ” w u k ła dzie badanego w iersza.
Otóż sposób uru ch am ian ia gry szereg ó w w ew n ętrzn y ch zw y k le zdradza system w a rto ści w y z n a w a n y przez badacza. N a p olu in terp reta cji im m an en tn ej zarysow u je s ię jego w ła sn a kon cep cja j ę z y k a p o e t y c k i e g o , w k tórej opow iada się on g łó w n ie za ta k im i w a rto ścia m i literatu ry, jak: w ielo zn a czn o ść bądź jednoznaczność, kom p lik acja bądź prostota, filozoficzn ość bądź „zdrow orozsąd k ow ość”, itp. N iestety , w y d o b y cie o w ych u tajon ych sy stem ó w w a rto ści — in terp retacja p oszczególn ych in terp retacji! — p rzekracza ram y tego om ów ien ia.
Jak w sp om n iałem , d ążen iom do im m an en tn ych rozszyfrow ań w ierszy sprzyja ek sp ery m en t. M ożna go tera z ok reślić d okładniej: n ie jako n a ru szen ie d ow olnego elem en tu d zieła, lecz jak o operację w śród elem en tó w w łączon ych w k tóryś szereg k o n sty tu ty w n y .
D rugim m om en tem to w a rzy szą cy m in terp retacji im m an en tn ej jest w yn alazczość term in ologiczn a. W ynalazczość, która sta n o w i d la badacza efek t, dla czyteln ik a natom iast sym p tom n iew y sta rcza ln o ści ujęć k on tek stow ych . T w orzy się te d y in stru m en ty do jed n orazow ego zastosow an ia, m a n ifestu ją c w ten sposób n ie p o w ta rzalność b ad an ego przekazu.
Z now u garść p rzyk ład ów . O m aw iając sty l S on etu I S ęp a Szarzyń sk iego, pisze B łoń sk i, że: „tylk o e fe k te m p ośp iech u m ożna w y tłu m a czy ć figu rę, którą z braku lep szego o k reślen ia ośm ieliłb y m się n azw ać an ak olu tem w y o b ra źn i” (s. 32). Cha ra k tery sty czn a w cy to w a n y m zdaniu jest ow a w zm ian k a o „braku lep szego o k r e ś le n ia ” ! G ło w iń sk i w E m b l e m a c i e 102 M orsztyna dostrzega porów n an ie, dla którego ró w n ież n ie zn ajd u je term in u , proponując: „M ożna by je n azw ać porów naniem d w u sk rzy d ło w y m ” (s. 50). Ten sam badacz w szk icu o O tch ła n i tw orzy bardzo op eratyw n e p o jęcie „ ep itetu zd an iow ego” (s. 237). W yka proponuje d la R e d u t y
O rdon a n azw ę „sten ogram u p o ety ck ieg o ” (s. 75), a D z i e w c z y n ę L eśm iana określa jak o „balladę filo z o fic z n ą ”. W arto za cytow ać k om entarz badacza:
„Rzecz w iad om a, że te g o rodzaju gatu n ek litera ck i, ta k im w ła śn ie opatrzony p rzym iotn ik iem , n ie w y stę p u je jako zja w isk o p o w t a r z a l n e . [...] P rzym iotn ik »filozoficzny«, ś c iśle filo zo ficzn y , nadaje a n alizow an em u u tw o ro w i L eśm ian a w y gląd n i e p o w t a r z a l n y , ty lk o u tego p o ety w y stę p u ją c y ” (s. 215; p od k reślen ie E.B).
O dnotujm y jeszcze „p ole fen o m en o lo g icz n e” Ł ap iń sk iego (s. 336), pojęcie „p ierw szej tr e śc i”, k tóre tw orzy K w ia tk o w sk i (s. 247), term in y film o w e S ia tk o w sk ieg o (np. „l o n g - t a k e : u jęcie bardzo d łu g ie ”, s. 388), dodając, że p raw d ziw ym laboratorium in n ow acji term in o lo g iczn y ch są, jak zw y k le, prace S ła w iń sk ieg o .
Obok narzędzi sp ecjaln ych , k lu czy od lew an ych po to, aby otw orzyć nim i t y l k o t e n j e d e n zam ek, istn ieje, oczyw iście, c a ły arsen ał in stru m en tów w sp ó l n ych. A ich u ży cie — lu b też brak sp od ziew an ego użycia! — prow adzi nieraz do k o lizji „ p o za sy stem o w y ch ”, które p rzypom inają, że L i r y k a p o ls k a jest, m im o w szy stk o , alm anachem . D la przykładu: do zu p ełn ie p rzeciw sta w n y ch w n io sk ó w do chodzą badacze o p eru jący an alizą głosk ow ą. W w ierszach skam andrytów , T u w im a i W ierzyńskiego, stw ierd za ją ilo ścio w ą d om in an tę głosk i e. A le, ich zdaniem , e T uw im a, to n ie e W ierzyńskiego. Jedno e p o tęg u je ton ację radosną, d ru gie — sm utek. N iem n iej jednak p roblem fu n k cji jednej g łosk i dom inującej w p rzekazie
R E C E N Z J E 2 8 0
zo sta ł zasygn alizow an y, czyteln ik oczekuje d alszych — podobnych — analiz. S zcze g ó ln ie tam , gdzie się to rzuca w oczy, gdzie w iersz aż „prosi się ” o p oliczen ie g ło sek. N a przykład K o lo Jastruna. O dgryw a w nim n ieb agateln ą rolę sam ogłosk a o, w id oczn a i w ty tu le, i w pozycjach k lazu low ych , w ięc w „ n ajczu lszych ” m iejscach w iersza. O k ojarzy się z „k ołem ” w sposób w ielorak i. P rzypom ina rysunkierh (i k ształtem w arg przy w ym aw ian iu ) koło. W ystępuje w p olu zn aczen iow ym „k oła”, u jaw n ion ym w tek ście: „oś”, „obroty”. T ym czasem autorka pracy, zw racając u w a g ę na k o n sek w en cje pow tarzania fry k a ty w n ej r (s. 323), sp raw ę w a żn iejszeg o o — om ija. P rzy k ła d ó w podobnych k o lizji m ożna przytoczyć w ięcej.
Sądzę jednak, że i w tym alm anachow ym zam ieszan iu jest m etoda. P rzy lek tu rze L i r y k i p o ls k ie j czyteln ik uczy się k orzystać z porzuconych (lub: „pod rzu con ych ”) in stru m en tów . W nosić w łasn e k orek ty do in terp retacji. S ło w em — to bardzo pożyteczna książka. W sw oich zaletach i n aw et w sw oich w adach. Czy prędko doczekam y się n astępnej podobnej? Z głaszam p rojek t dla badaczy i w y daw ców : „Liryka obca — w p olsk ich tłu m aczen iach ”.
E d w a r d B alc erzan
В. К о ж и н o b, ПРОИСХОЖДЕНИЕ РОМАНА. ТЕОРЕТИКО-ИСТОРИЧЕСКИЙ ОЧЕРК. Москва 1963. „Советский Писатель”, s. 438, 2 nib.
Spośród p rob lem ów poruszonych w Po ch o d zen iu p o w ie ś c i rozp atryw an e będą jed y n ie te, które zdaniem recen zen ta stan ow ią p od staw ow y zrąb p rob lem atyk i om aw ian ej pracy. U w aga nasza skupi się na proponow anym przez K ożyn ow a p o j m ow an iu g en ezy p o w ieści oraz stosu n k u gen ezy p o w ieści do jej dalszej ew olu cji. P rzed staw ion e sform u łow an ie przedm iotu recen zji pociąga za sobą k on ieczn ość pom in ięcia lub częściow ego ty lk o w yk orzystan ia niek tórych rozd ziałów książki. P o m in ięty b ędzie np. rozdział 2: P e r y p e t ie s ł o w a p o w ieść, stan ow iący przykład k łop otów teoretyczn ych pow od ow an ych h om on im iczn cścią nazw gatu n k ow ych 4 w k tórym nie zn ajd u jem y n ic istotn ego w zak resie in teresu ją cy ch nas zagadnień. P om in iem y w zasadzie rów nież i te rozdziały, które zaw ierają rozw ażania na tem a t g en ezy p ow ieści r o s y j s k ie j2. C zęściow o, jed yn ie jak o m ateriał pom ocniczy, w y k o rzy sta m y rozw ażania tyczące języka prozy artystyczn ej oraz d ziejó w p o w ieści w X IX i X X w iek u .
P rob lem gen ezy p o w ieści i jej w p ły w u na dalszą ew o lu cję tego gatunku ukazany jest n a przykładach zaczerpniętych z d ziejów litera tu r zach od n ioeu ro pejskich, g łó w n ie rom ańskich, w . X V I, X V II i X V III. Z am knięciem i u koronow a 1 P rzez k łop oty w y n ik a ją ce z h om onim iczności nazw gatu n k ow ych pojm u jem y trudności w ła śc iw e np. rosyjsk iej teo rii literatury. T rudności te p ow stają w ted y, gdy badacze rosyjscy, m ów iąc o dw u różnych zjaw isk ach literack ich , posługują się jed n ym ty lk o term in em „rom an”. Z odm ienną sytu acją sp otyk am y się w p o l skiej czy an gielsk iej (am erykańskiej) teo rii literatury, gdzie istn ieją d w a różne term in y: „rom ans” i „p ow ieść”, „ro m a n ce ” i „n o v e l ”. P rob lem em język ow ej d eterm in acji św iad om ości teóretyczn oliterack iej in tereso w a ł się np. C. F. P. S t u t- t e r h e i m (P ro leg o m en a to a T h e o r y of th e L it e r a r y G enre s. „Z agadnienia R o dzajów L itera ck ich ” t. 6 (1964), z. 2).
2 P ogląd y w y p o w ia d a n e przez K ożynow a w tym rozdziale pok ryw ają się ze sform u łow an ym i w cześn iej tw ierd zen iam i na tem at gen ezy p ow ieści. N atom iast uw agi szczegółow e są in teresu jące głów n ie dla h isto ry k ó w literatu ry rosyjsk iej. 19 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 1967, z. 1