• Nie Znaleziono Wyników

Robotnik. R. 4, nr 41 (1920)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Robotnik. R. 4, nr 41 (1920)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 41 (149) [6113 nuinoro 1 mR. Lublin, dnia 12 grudnia 1920. Rok IV.

A d r e s Re da kc ji i Administracji:

Krakowski e Przedmi eście 7, I piętro (Lokal St ow. R o b ot n ik ów Chrzęść.).

Redaktor przyjmuje:

w p o n i e d z i a ł k i , w t o r k i , ś r o d y i p ią t k i o d g o d z . 6—7 w i e c z o r e m .

W p i l n y c h s p r a w a c h r e d a k c y j n y c h , j a k r ó w n i e ż w e w s z y s t k i c h k w e s t j ą c h , o b c h o ­ d z ą c y c h o s o b i ś c i e r e d a k t o r a „ R o b o t n i k a " , n a l e ż y się z w r a c a ć p o d a d r e s e m :

F e li k s K o z u b o w s k i ,

ul. Szopena 21, m. 12.

T Y G OD N I K P O Ś W I Ę C O N Y S P R A W O M W A R S T W P R A C U J Ą C Y C H . ... - O r g a n S t o w a r z y s z e n i a R o b o t n i k ó w C h r z e ś c i j a ń s k i c h . =======

P R Z E D P Ł A T A W Y N O S I : k w a r t u l . z p r z e s y ł k ą 12 m k . , d l * c z ł o n k ó w S t o w a r z y s z e n i a n a p r o w i n o j i z p r z e s 9 m k . C E N Y O G Ł O S Z E Ń : Z a w i e r s z p e t i t o w y 1 - s z p a l t o w y n a o s t a t n i e j s t r o n i e 6 m k . , n a 1 - e j s t r o n i e 8 m k . , w t e k ś o i e 10 m k . D r o b n e o g ł o s z e n i a p o 4 0 f e n . z a k a ż d y w y r a z . A D M I N I S T R A C J A o t w a r t a c o d z i e n n i e o d g o d z . 9 — 3 p o p o ł . i o d 5 — 9 w i e c z o r e m z w y j ą t k i e m ś w i ą t 1 n i e d z i e l .

P R A C Ą i Ł A D E M .

Chrześcijańsko-narodowe Stronnictwo Pracy.

C hrześcijański ru c h ro b o tn i­

c zy w P o lsc e olbrzym iem i k r o ­ kam i p o s tę p u je n a p rz ó d , je sz ­ cze tak nie d aw n o zjaw iać się po c zę ły na gru n c ie polskim p ierw sze org a n iz ac je robotnik ów ch rześcijańskich, s tw o rz o n e dla zadań k u ltu raln o - ośw iatow ych.

P o nich w k ró tc e prz y sze d ł takiż

Ł */

ru c h ekono m iczn y, w y ra ż a ją c y się w tw o rz e n iu k o o p e r a ty w i zw iązków zaw o d o w y c h . O d czasu zaś p rz y w ró c o n e j naszej niepodległości coraz mocniej roz­

wijać się począł p olityczny ruch c h rz eścijańsko -rob otn iczy. I nic dz iw n eg o . Złożj^ły się na to w a ­ runki, w jakich znaleźliśmy się od p e w n e g o czasu. Istnienie w ielom iljonow ego p ro le ta rja tu w Polsce o ra z kw e stje z niem zw iązane w y m a g a ją specjalnej polityki, dosto sow anej do p o ­ trz e b ludu p ra c u ją c e g o . T y m ­ czasem o p ie k ę nad tym lud em i o b ro n ę in teresów p ro le ta rja tu sta ra ją się pochw}'cić w sw e rę c e ludzie b ez czci i w iary, k tó r z y z ap rz e p a s z c z a ją zaró w n o przj^szłość k la sy robotniczej, jak i losy naro d u . Musiało z k o ­ nieczności p ow stać stronnictw o, k t ó r e g o zadaniem je s t uczciwa, racjonalna, na z asad ach c h rz e ­

ścijańskiej etyki o p a rta o b ro n a inte re só w lud u p ra c u ją c e g o . Stronnictw o to p rz y b ra ło na­

zw ę „C hrześcijańsko - n a ro d o w e Stro n n ic tw o P r a c y " . D nia 28 i 29 listop ada r. b. odbył się w W a rsz a w ie zjazd d e le g a tó w z całej Polski, k tó rz y w ybrali z arzą d c e n tra ln y partji i roz- strzygnęli s z e re g s p ra w n a tu ry w e w n ętrzn ej organizacji. B yły re p re z e n to w a n e w szystkie dziel­

nice i głów ne m iasta Polski.

Lublin re p re z e n to w a ł p. S ta ­ nisław K u ssy k , d y r e k t o r in s ty ­ tucji g o s p o d a rc z y c h naszej o r ­ ganizacji. I Lublin te d y musi w ziąć c z y n n y udział w prac}^

now ej, której celem je s t d o b ro lud u polskiego, p ojęte w d u c h u chrześcijańskim . I ro b otnicy L u ­ blina m uszą p rz y c zy n ić się do utrw alen ia w P o lsc e takieg o L u ­ du, jaki d y k tu je im św iatop o­

gląd chrześcijański i uczucie n a ­ ro d o w e . Czas, iżby lu d o w e m a ­ s y L ublina zrozum iały, że m ają odpow iedzialność w obec B og a i O jc z y z n y za losy k ra ju i ludu p ra c u ją c e g o , i ż eb y w ty m c e ­ lu ciążyły do w p ro w a d z e n ia sw y c h przedstaw icieli do S e j­

mu i rządu.

x .

D O P R A C Y I

D o p r a c y n a s p o w o ł a ł B óg, D o p r a c y w c z o ła p o c ie , Bo ż y c i e n a s z e — c i e r ń i g łó g , A t r o s k i b ó l ó w k r o c i e .

P r a c u j m y w ię c , b o w ie lk i t r u d P r z y n o s i w i e l k i e p l o n y . P o c u d z i e W i s ł y — p r a c y c u d N ie c h b ę d z i e u w ie lb i o n y .

D o r ę k i w e ź m y c ię ż k i m ł o t I b i j m y w s k a ł ę losu:

M o ż e n a s z k r w a w y z n ó j i p o t Z ł a g o d z i s iłę ciosu.

M oże, g d y z a g r z m i Z ł o t y R ó g I n o w e b ł y ś n i e s ł o ń c e ,

O t r z e ł z y z o c z u d o b r y B ó g I z e ś l e t r u d ó w k o ń c e .

Kasi prcpleli!. sprcpiimeliij I wrople.

W 37 n u m e r z e „ R o b o t n i k a " u k a ­ z a ł s ię p o d p o w y ż s z y m t y t u ł e m a r ­ ty k u ł, w k t ó r y m z w r ó c o n o u w a g ę n a p a ń s t w a i n a r o d y , a lb o p r z y j a ź ­ n i e u s p o s o b i o n e d la P o ls k i, a lb o z n ią n a w e t s p r z y m i e r z o n e . C z ę ś ć d r u g a a r t y k u ł u , z k t ó r e j w y d r u k o ­ w a n i e m d la b r a k u m i e j s c a m u s i e ­ li ś m y s ię n a c z a s ja k i ś w s t r z y m a ć — p o ś w i ę c o n a j e s t n a s z y m w r o g o m , o r a z t y m p a ń s t w o m , c z y n a r o d o m , k t ó r e w z g l ę d e m P o ls k i n i e p r z y c h y l ­ n ie są n a s t r o j o n e .

(P rzyp. Red.)

II.

W polity.ee o wszystki em

i o z-

strzyga i n t e r e s . T o też przyjaźni w ścislem znaczeniu, przyjaźni czys­

tej, nie napo ty ka my w stosunkach między narodami. Nawet wówczas, gdy mowa o przyjaźni Francji dla Polski, trzeba zaznaczyć, że zrodzi­

ła się ona ze wspólności interesów i źe najważniejszym jej bodźcem jest p ot rz e ba ścisłej łączności obu n arodów wo b ec Niemiec. O ile jed­

nak o bezinteresownej, czystej przy­

jaźni w polityce niema mowy, o t y ­ le znowu bardzo częstem zjawis­

kiem jest nienawiść, która w y s t ę ­ puje nieraz w formie niesłychanie ostrej i brutalnej. Polacy, którzy przez sto lat z g ó r ą znajdowali się pod obcem jarzmem wi edzą o tein najlepiej, gdyż na własnej skórze doświadczyli nienawiści wroga.

O jednem pamiętać należy. P r z y ­ jaźń między narodami, c hoćby na­

wet u gr un to wan a wspól ności ą inte­

resów, ma zawsze granice, to zna­

czy, że w pewnych warunkach jedna s tr ona może opuścić drugą, p oz o­

stawiając ją wł asnemu losowi. Nikt nie jest tak naiwny, aby sądził np., że Fr ancj a wszędzie i zawsze p o ­ śpieszy Polsce z pomocą, gdyż naj­

lepszej woli r ządu francuskiego m o­

g ą się przeciwstawić niepokonalne wpr ost przeszkody. Inaczej zupełnie rzecz się pr zeds tawia, g d y chodzi o nienawiść. Uczucie to nie ma g r a ­ nic i rośnie w miarę, jak dziczeje dusza ludzka, w miarę, j a k interes zyskuje pr zewagę nad uczuciem, a zimny ro zs ąd ek n a d sumieniem.

To też w polityce zwykle najbar­

dziej obchodzi nas pytanie: kto j e st

naszym wr ogi em i dlaczego?

(2)

2. R O B O T N I K . Nr. 41.

Naród, który chce s prost ać s wym zadaniom, który pragnie utrzymać swoj ą niepodległość, musi sobie to pytanie zadać i musi na nie znaleźć odpowiedź, gdyż tylko w ten s p o ­ sób zdoła przygot ować się ria wszel­

kie niespodzianki.

Polska ma dwóch groźnych wrogów: Niemcy i Rosję. Ale na­

t ychmiast trzeba dodać, źe oba te pa ńs twa są jej wrogami od wieków, źe w nienawiści do Polski były i są nieprzejednane, źe wreszcie każ­

de z nich ma cichych lub jawnych sprzymierzeńców, którzy każdej chwili gotowi wspólnie rzucić się na naszą ojczyznę.

Najbardziej nieubłaganym i nienasyconym , a przytem naj­

groźniejszym w rogiem Polski są Niem cy. Możnaby prawie powi e­

dzieć, że Bóg położył między nami a na rode m niemieckim nieprzyjaźń, tak, j ak ją położył między ludzkoś­

cią a szatanem. Od tysiąca lat, od samego zarania dziejów naszych wi­

je się między Polską a Niemcami ta krwawa rzeka nienawiści, w kt ó­

rej niestety naszych łez i naszej krwi bez porównania więcej. Niem­

cy nienawidzą Słowian wogóle, a Polaków w szczególności, albo­

wiem stanęli im na drodze ku wscho­

dowi. Naród niemiecki cierpi na głód ziemi; licznie rozrodzony, żyjąc na małym stosunkowo obszarze i roz­

porządzając ogr omne m bogactwem kapitałów, rwie się na wschód, gdzie jeszcze wielkie przestrzenie czekają na człowieka. Pol ska jest naturalną zaporą dla niemieckiego „ Drang nach Osten" czyli parcia ku wschodo­

w i. T o też Prusy, najpotężniejsze pa ńs two niemieckie, które powstało na ziemiach pierwotnie słowiań­

skich, za główny cel postawiły sobie zniszczenie tej zapory. N i e ­ gdyś, przed wiekami, przodkowie Pr usaków nowożytnych, Krzyżacy, przez półtora wieku (1309 — 1466) zmagali się z Polską, aż legli po­

konani i upokorzeni. W pamiętnym roku 1466 Pol ska odzyskała P om o ­ rze, a z niem Gda ńs k i dolny bieg Wisły; równocześnie krzyżackie państwo wschodnio-pruskie musi a­

ło uznać zwierzchnictwo Polski nad sobą i zobowiązać się, że nie bę ­ dzie ut rz ymywa ć żadnych stos un­

ków z r eszt ą Niemiec. Dzięki temu państwo nasze miało jakieś dwa wieki spokoju na zachodzie. Ale niezręczna, nieprzewidująca polity­

ka polska i nieszczęścia, spadające na Rzeczpospolitą, złożyły się na to, że wschodnie Prusy wydobyły się z pod jej zwierzchnictwa, na ­ stępnie zaś połączyły się politycznie z Prusami na zachodzie. W r. 1701 książę pruski ogłosił się królem, a w kilkadziesiąt lat pot em (w r.

1772), Fr yd ery k, zwany Wielkim, jeden z najbezwstydniejszych ł u ­ pieżców i oszustów, jacy kiedykol­

wiek na tronie zasiadali, wspólnie z carycą Ka tarzyną dokonał pi er w­

szego r ozbioru Polski. Ofiarą tego gwałtu padło Pomorze i część Wi el ­ kopolski, oraz znaczne obszary na

południu i wschodzie Rzeczypospo­

litej. Wtenczas to pokazało się odra- zu, jak wielką j est nienawiść Prus do Polski. Już pierwsze lata rządów Fr yd ery ka wykazały, Że celem Prus jest zniszczenie polskości.

Ujawniło się to najsilniej po r. 1870, kiedy to pijane zwycięstwem Pr us y rzuciły jawnie hasło: ausrotten!

„Wy tę pi ć" wszystkich Polaków, zmieść ich z oblicza ' ziemi i nad Wisłą założyć nowe Niemcy! Dla osiągnięcia t ego celu nie szczędziły Prusy ofiar. Ol brzymi e sumy wydał przecie rząd berliński na kolonistów niemieckich, na wywłaszczenie, na koleje, szkoły i różne urządzenia w prowincjach zaboru pruskiego.

Ze szkoły, z sądu i urzędów us u­

nięto j ęzyk polski, prześladowano z zaciekłością patrjotów polskich’, karząc ich grzywnami i więzieniem.

Kr wa we dzieje Wrześni, t ragedja Drzymały, paragr af „kagańcowy", wywłaszczenie, strajk pół miljona dzieci szkolnych, rugi bismarkow- skie — oto straszne wspomnienia z czasów niewoli pruskiej.

Dopiero wojna świ atowa p o ­ łożyła kres bucie i okrucieństwom Niemiec, a niedoli Polski. Złamana w czteroletnich bojach, upokorzona, rzucona o ziemię, Rzesza niemiecka musiała zawrzeć pokój wersalski, który jej o de br ał zrabowane Polsce i Francji prowincje i zobowiązał do zapłacenia miljardowych kosztów wojennych. Nie stała się przez to Niemcom krzywda; owszem, wzięli tylko zasłużoną karę za swoje z br od­

nie. Ale Niemcy należą do tej s a­

mej kategorji występnych n a r o d ó w ,

co zatwardziali zbrodniarze. Nie wi­

dać u nich ani śladu skruchy, nie znać, żeby się u nich sumienie odezwało. Dla tych, którzy ich zmu­

sili flo uznania prawa, czują tem większą nienawiść. Nienawidzą za­

tem Francji, Angli, Ameryki, Włoch, bo te pa ńs twa zadały im klęskę. Ale nade ws zy st ko nienawidzą Polski, bo ona była jedną z najważni ej ­ szych przyczyn ich upadku; niena­

widzą jej, bo przez utratę Wiel ko­

polski i Pomorza, przez zamianę G d a ń s k a na wolne miasto, przez p r aw do po do bn ą utratę Gór nego Śl ąsk a - p ot ęga niemiecka naj­

bardziej ucierpiała. Krzywdą polską urosła Rzesza niemiecka, więc t e­

raz, gdy trzeba wypłacić się s p r a ­ wiedliwością i oddać, co n i e p r a w ­ nie było zagarnięte — każdy P r u ­ s ak i każdy Niemiec dławi się wpr ost z wściekłości i radby, j ak to mówią utopić Po la ka w łyżce wody.

(C ią g d a ls z y n a s tą p i.)

W niedzielę, d. 12 grudnia

o d b ę d z i e się

o g o d z i n i e

5-ej

w i e c z o r e m w d o l n e j sali p o d o m i n i k a ń s k i e j

z e b r a n i e t y g o d n i o w e ,

n a k t ó r e z ło ż y się

bardzo ciekaw y odczyt i dyskusja.

Nieco o strajku.

B r a t n i n a s z o r g a n , „ R o b o tn i k "

p o z n a ń s k i , z a m i e ś c i ł w n u m . 3 5-tym b a r d z o r z e c z o w y a r t y k u ł o s t r a j ­ k a c h . W o k r e s i e w z m a g a j ą c e j s ię g w a ł t o w n i e d r o ż y z n y , w cz a s ie , k i e d y n a t e r e n i e L u b li n a z d a r z y ł o się ju ż k il k a s t r a j k ó w , n ie o d r z e ­ c z y b ę d z i e p o w t ó r z y ć c e n n e u w a g i , w y p o w i e d z i a n e w t y m a r t y k u l e . P r z y t a c z a m y j e p r a w i e b e z z m i a n y .

(Przyp. Red.).

St ra jk sam w sobie zakazanym nie jest. Robot ni k może przestać pracować, gdy dzieje mu się kryw- da. Lecz tylko ivtedy wolno strajko­

wać g d y robotnikowi dzieje się rze­

czywista krzyw da. O tym warunku niestety bardzo wielu robotników zapomina. A zapominać nie powin­

ni żadną miarą. Bo strajk wyrządza zawsze jakąś szkodę. T e szkody są nieraz bardzo wielkie. Dlatego trze­

ba doradzać wielką ostrożność w rozpoczynaniu bezrobocia, gdyż już dosyć ludzkość nacierpiała się z powodu częstych i lekkomyślnych strajków. Jest to wielką niesumien- nością i brakiem poczucia odpowie­

dzialności przerywać pracę dla ma­

łych drobnostek, dla p owodów by- lejakich.

Ale zato słusznie postępuje ten robotnik, który, bądąc wyz ys ki wa ­ nym i opłacanym tak licho, że nie może siebie i swojej rodziny jako tako wyżywić, zaprzestaje swej pracy.

Na inną jeszcze rzecz zwracamy uwagę i to usilnie, bo niestety bar­

dzo wiele w tej sprawie się grzeszy.

Ot óż strajkować wolno tylko wt edy, K.dzy wszelkie i n n e s p o s o ­ by uzyskania sprawiedliwości nie odniosły żadnego skutku. Najprzód starać się musi robotnik, aby zapo- mocą ugody otrzymał to, co mu się należy. I dopiero, gdy na tej dro­

dze nic zrobić się nie da z powodu zaślepienia i uporu pracodawcy, można przystąpić do strajku.

Zawsze należy wezwać w takich wypadkach władze rządowe do po ­ średnictwa.

Pr zypominamy dalej i to, że r o ­ botnik nie powinien nigdy na wł as ­ ną rękę rozpoczynać strajku. Dla­

czego? Człowiek sam- może łatwo mylić się w sądzie o swej krzyw­

dzie. Dlatego powinno tylko więk­

sze grono ludzi o niej wydawać orzeczenie i s t ą d zastanawiać się nad koniecznością zaprzestania pr a­

cy. Dlatego też trzeba wpierw otrzy­

mać pozwolenie organizacji z awo­

dowej, nim się zastrajkuje. Natural­

nie nie powinien robotnik nasz wca­

le zważać na związki socjalistyczne, bo one zawsze ludzi na złe p r ow a­

dzą drogi, i zawsze zaczynają od strajku, zamiast uważać go za a r­

gument ostateczny.

*

Do tych uwag, wypowiedzianych

w „Robotniku" poznańskim, dodać

pragniemy jeszcze jedną: S ą takie

rodzaje pracy, gdzie strajkować nie

wolno nawet wówczas, g dy by r o ­

(3)

Nr. 41. R O B O T N I K . 3.

botnikom istotnie działa się krzyw­

da. Nie wolno więc strajkować w zakładach i organizacjach uży­

teczności publicznej, do których na­

leżą: szpitale, wodociągi, domy po ­ grzebowe, służba państwowa, po­

licja, więzienia, gazownie, e l e kt r o w­

nie, ko]eje, poczty. W każdym r a ­ zie bezrobocie w takich zakładach czy organizacjach nie powinno obe j­

mowa ć wszystkich robotników.

Część służby winna pozostać na miejscach aż do końca. Zupełne za­

przestanie pracy w którejkolwiek z tych instytucji grozi nieobliczal- nemi następstwami dla całego mia­

sta, a w dalszych skutkach musi się odbić na całem państwie. Z a­

t rzymanie kolei na czas dłuższy może s powodować klęskę na fron­

cie w c z a s i e wojny, a miljardowe s traty w czasie pokoju. P owsz ec h­

ne bezrobocie służby szpitalnej musiałoby pociągnąć za s obą ni e­

j edną ofiarę wśród chorych. D o w o ­ dów na to, że podobne strajki są wielką zbrodni ą wobec narodu, możnaby przytoczyć bez liku. To też poprzest aj emy na powyższem, ufając, że resztę dopowie samo su­

mienie robotnika.

Do walki o ideały!

W czasie uroczystości, poś wi ę­

conych uczniowi-żołnierzowi, J. E.

ks. Biskup Fulman wygłosił pr ze­

piękne ktPzanie. Z wielu niepospo litych, głębokich myśli, jakie były tain wyrażone, j ed na szczególnie zasługuje na uwagę. Najdostojniej­

szy Pasterz, witając młodzież, któ­

ra spełniła swój oppwiąz*ek wobec Ojczyzny, wyraził nadzieję, że w szkole ujawni ona te same c n o­

ty i tę samą zdolność do p o ś w i ę ­ ceń, co na froncie. Zwróciwszy się do młodzieży z gorącem słowem zachęty do wyt rwania w szarej, co­

dziennej pracy, wskazał J. E. ks.

Biskup na męski, piękny czyn mł o­

dzieży medjolańskiej. Młodzież ta, zrzeszona w organizacjach katolic­

kich, związała się przyrzeczeniem, że po szczęśliwym powrocie z w o j ­ ny nie będzie spoczywać, ale. ruszy do nowej walki, do walki o ideały Boże, o ideały chrześcijańskie.

J e st coś porywa ją ce go w tym entuzjazmie i w tej sile duchowej, j aką objawiła młodzież włoska. J est coś pocieszającego w tym c udow­

nym wpływie organizacji chrześci­

jańskiej. Młodzi Medjolańczycy u d a ­ wali się ws zak na wojnę, z której wielu z nich miało nie powrócić.

Inni na ich miejscu uważaliby, że ofiara krwi jest dostatecznem p o ­ święceniem. Młodzież katolicka r o ­ zumiała doskonale, że idąc na woj ­ nę, spełnia dopiero część obowi ąz ­ ku wobec ojczyzny: że zapewnia jej tylko bezpieczeństwo. Ale wła­

ściwa praca rozpocznie się wów­

czas, g dy ci, którym Bóg pozwoli wrócić cało, znajdą się u w ar s zt a ­

tów pracy, kiedy zetkną się na no­

wo ze światem, z ludźmi i z tein wszystkiem, co stanowi niedolę ziemi.

W t e d y zacznie się właściwa wojna, nierównie smutniejsza i b a r ­ dziej wyczerpująca niż trudy żoł­

nierskie. Będzie to wojna o dusze ludzkie, wojna o ideały C h r y st us o ­ we, wojna nieubłagana, w której można zwyciężyć, ale także upaść i nie powstać nigdy!

Do takiej wojny świętej, do wal­

ki o ideały chrześcijańskie, do bo­

ju życiowego w imię Chr ys tus a — nawoływał Dostojny Pasterz naszą młodzież rycerską, dając wyraz na­

dziei, że nie zawiedzie j ego zaufa­

nia i j ak najrychlej pójdzie w śla­

dy dzielnych Medjolańczyków.

Ks. Prof. A leksander W ó y c ic k i.

SPRAWA ROBOTNICZA w POLSCE.

(C iąg dalszy).

Wi el ką przeszkodą do normal ­ nego rozwoju naszej klasy r o b o t ­ niczej był też brak własnej poli­

tyki ekonomicznej. Wspomi nając 0 środkach rządów Królestwa Kon­

gresowego, widzieliśmy, jak wiele zdziałać może dla podniesienia b o ­ gactwa n arodowego, a tem samem 1 dla pomyślności warstw pracuj ą­

cych racjonalna polityka e k o n o ­ miczna narodowa. Tymczasem przez kilkadziesiąt lat ostatnich nie m o ­ gliśmy prowadzić własnej polityki gospodarczej, wyrażającej się w or ­ ganizacji kredytu, w ulepszeniu ko­

munikacji, w szerzeniu wiedzy za-

| wodowej, w pos tępowem p r a w o ­ daws twi e pr ze mys łowem, handlo- wern i robotniczem; jeżeli już nie mówić o cłach i taryfach.

Te n brak kierunku ze strony rozumnej a przewidującej polityki ekonomicznej państwa odbił się fa­

talnie na przemyśle naszym; po­

wstał on i wznosił się bez żadnego planu, bez żadnej organizacji; rósł zb yt szybko, w warunkach niezdro­

wych, w ciągłem niebezpieczeństwie, grożącem klasie robotniczej, niby ten gmach, wzniesiony pośpiesznie, bez planu, z zaniedbaniem p o d s t a ­ wowych zasad równowagi. To też gdy zbraknie mu p odpór zewnętr z­

nych, budynek poczyna się chwiać, zagrażając życiu tysięcy istnień ludzkich. Istotnie, przemysł polski był nawiedzany przez nieustanne przesilenia ekonomiczne. Zwłaszcza od roku 1900, a jeszcze bardziej od czasów wojny r osyj sko-j apoń­

skiej, przesilenia te stale nawie­

dzały to jedną, to d r ug ą gałąź w y ­ twórczości naszej. I to właśnie sta­

nowiło ciągłe niebezpieczeństwo na­

szej klasy robotniczej, stałe źródło jej biedy materialnej.

Przytem polityka ekonomiczna rządów zaborczych, przedewszyst- kiem carskiego, była jaknajbardziej wr ogą pomyślności przemysłu pol­

skiego, inaczej klasy robotniczej;

wydawał a ona skutki fatalne w ka ż­

dej dziedzinie naszego życia g o s p o ­ darczego, zwłaszcza w zakresie opieki celnej nad przemysłem K r ó ­ lestwa. Możnaby tu przytoczyć mnóst wo faktów, mówiących o wy raźnej wrogości polityki e konomi cz­

nej trzech r ządów dla przemysłu polskiego, a przeto i dla rozwoju naszej klasy robotniczej.

Gd yb y ż jeszcze stan pracowniczy polski znalazł był należytą opieką, na sposób europejski rozumianą, w prawodawstwie robotniczem i w polityce społecznej! Niestety, właś­

nie tej niezbędnej opieki byl on pozbawiony; gorzej jeszcze: po d p o ­ zorem opieki prawnej roztoczono nad nim s urowy nadzór policyjny.

P r aw od a ws t wo robotnicze rosyjskie, p o d ' k t ó r e g o działaniem poz os ta wa ł znakomity odłam naszej klasy ro­

botniczej, mimo pewne dodatnie s we strony, nie tylko nie zaspoko­

iło ochrony życia, zdrowia i płacy robotni ka polskiego, lecz przeciw­

nie — krępowało mocno wszelki swobodniejszy ruch naszej klasy pracowniczej.

(D a ls z y c ią g n a s tą p i) .

Jeszcze list jeden...

Jeszcze list jeden posyłam Ci z dali...

Zaniosą Ci g o wichry i zamiecie I opowiedzą, ja k serce się żali, Jak ciężko dumać nocą na widecie.

A kiedy okiem rzucisz na te luiersze, N a słowa, drżącą nakreślone ręką,

W tej chwili, może, kule wroga pierwsze N ad serca mego zlitują się męką.

J kiedy będziesz przelatywać wzrokiem Głoski, pisane przy księżyca blasku, Ja legnę m artw y na błoniu sterokiem I grób m i kopać będą w cichym lasku.

Wtedy ptak śmierci pomknie w ra z do Ciebie, Uderzy zn a g łu skssydłem o Twe serce I da wiadomość o moim pogrzebie 1 o żołnierskiej powie poniewierce..

P O G A D A N K I E U 0 I I 0 1 1 [ Z H E .

C o wpływa głów nie na produkcyj­

ność pracy?

Natura wywie ra potężny wpł yw na 'jakość i wydajność pracy c zło­

wieka. Nadmierne zimno, jak i n ad ­ mierne gorąco nie s przyj ają p r o ­ dukcyjności pracy. Dlatego ani pod biegunami ani pod równikiem nie rozwinęła się cywilizacja. Klimat umiarkowany jest najodpowiedniej­

szy dla rozwoju przemysłu. W p ł y w pr zyr ody j est tem mniejszy, im bardziej człowiek zdoła ją o p a no ­ wać. _ W epoce b arb ar zyńst wa na­

tura rządzi człowiekiem, w epoce

(4)

4. R O B O T N I K N r. 41.

cywilizacji człowiek rządzi naturą.

W Australii, gdzie jeszcze przed stu laty ludzie żywili się padliną, a częst o umierali z głodu, wznoszą się dzisiaj ws pa ni ał e miasta. T a ­ j emnica tej zmiany tkwi w c udow­

nej, twórczej sile pracy. Boga ct wo j es t raczej o w o c e m pracy, niż dzie­

ł em pr zyr ody.

Często kraj o gl ebi e mało u r o ­ dzajnej słynie z bogactwa. S t ą d wniosek, że nie war toś ć ziemi s ta ­ nowi o bogactwie kraju, ale praca ludzka; wartość ziemi zależy od wartości człowieka.

Im p r o d u k t y w a i e j s z ą j est jego praca, tein większą war toś ć ziemi, k t ó r ą on zamieszkuje.

R asa ma również wielki wpł yw na pr odukcyj noś ć pracy. Cyganie, wol ą kraść, niż zarabiać uczciwie n a życie; Chińczycy z n aj duj ą pr awie szczęście w pr ac y ni ezmordowanej . N aw t między Europejczykami s p o ­ s tr z e g a m y znaczne różnice: Anglicy nie mają r ównyc h sobie, g dy cho­

dzi o wyt rwałość i energję; F r a n ­ cuzi celują zręcznością i gustem;

Ni emcy są s ys temat yczni i staranni;

. Amerykani e pracują n a j pr odukt yw- niej.

Mimo to w pł y w c zynników na­

turalnych, jak: ziemia, klimat, rasa, j e s t znacznie mniejszy, niż wpł ywy wychowani a, p r ze kona ń religijnych, ur ządzeń politycznych, praw i uczuć moral nych.

R e l i g j a wywi er a w p ł y w bez- wą t pi eni a najpot ężni ejs zy na p r o ­ dukcyjnoś ć p racy c złowieka. Kościół katolicki w y ni ó sł pojęcie pr ac y do znaczenia najwyższej z asady m o ­ r alnej o b o k modlitwy- „Módl się i pracuj!" — oto jedno z głównych p r zy k a z a ń chrześcijanina. Ewange lja na każdej niemal stronicy na woł uje nas do spełnienia o bowi ąz ków, do

modlitwy, do pracy. S a m C h ry s tu s Pan pozostaj e na zawsze niedości­

gł ym wzor em pracowitości i po ­ święcenia.

Inne religje również p o d k re śl a ją ważność i d o s to j eń s tw o pracy.

W Chinach p r ac a należy Jo o b r zę d ów religijnych; s t ar o ży tn a religja j a po ńs k a na ka zywa ła w s z y s t ­ kim, na we t cesarzowi, pr ost ot ę, oszczędność i pracę. U Ż y d ó w roz­

pows ze chniona była zasada: „ P r a ­ cuj i ucz s i ę “. Na wet t al mud, k t ó ­ ry z r e s z t ą uczy nienawiści do chrześcijan, z awi er a zdania o pr ac y t ak piękne, że może my je tylko podziwiać; np.: „Pr ac a jest wielka:

żywi, podnosi i uszlachetnia tego, kto się jej. oddaje". S t a r o ż y t n a r e ­ ligja Z o r o as t r a zachęca do na jus il ­ niejszej u p r a w y zboża. „Kto u p r a ­ wia zboże, p owi ada — ten u p r aw i a rzecz świętą. G d y zboże rośnie, złe duc hy ska cz ą ze złości".

N i e w o l a o s o b i s t a w

Moskiewski e pi smo sowieckie

„Izwiestija" p oda je treść r oz por z ą­

dzenia, na mocy kt óre go cała l u d­

ność, tak męska, j ak i kobieca, ma być zmobi li zowana dla wykonani a robót publicznych.

Roz p or z ąd z en ie to, k tóre oddaje miljony o bywat eli w niewolę os o­

bistą, aczkolwiek w języku u r z ę d o ­ wym nazywa się to skro mn ie „ pr zy ­ musem pracy" — zawi era instrukcję, kt óra szcz egół owo pr ze pi s uj e s p o ­ sób wywożeni a robotni ków i r o b o t ­ nic na miejsce r o b ó t publicznych, oraz kary, k t ór ym p od l eg a ć b ęd ą za ni edokł adn e wykona ni e pracy lub niestawienie się na czas do r o ­ bót i t. p. Mobilizacji podlegać b ę ­

dą mężczyźni w wieku od 16 — 50 lat, a kobi et y od lat 16 — 4 0 , przy- czem ka żd a s et ka mężczyzn lub k o ­ biet p od da n a będzie instruktorowi, kt óre mu r o zpor zą dze ni e pr zyznaje bardzo r ozlegle prawa. W ten s p o ­ sób Rosja s owi ecka wpr owadzi ła najhani ebni ejszy s ys te m niewoli, bo niewolę osobist ą, inst ruktor zy zaś b ę d ą mogli karać nieszczęśliwych ni ewolni ków c hłos tą i więzieniem, a n a we t śmiercią.

1 pomyśl eć, że. ws zys tko to dzieje się w wieku X X - t y m , w obli­

czu cywilizacji i za milczącą zgodą wielkich p o t ę g świata, kt óre dawno już powinny były w imię ludzkości ogłosić krucjatę pr zeciw gniazdu rozbójników, wy s tę p uj ąc em u p od nazwą republiki sowieckiej!

Sprawozdanie z zebrania,

Os ta tni e z ebranie t yg od ni ow e St o warzyszenia Robot ni ków Cli rześc.

wypeł nił wykł ad prof. H e n r y k a Ko- z ub ows k ie go , p i er ws z y z cyklu:

„Cuda przyrody". Pr e le g en t w y ­ jaśnił z e br an y m chemiczne i fizycz­

ne właściwości powi et rz a i wody, pr ze d st aw ił na sz er egu p r zy kł a dó w z życia n ad zwy cz aj ne z n a c z e n i e . tych d w u żywi ołów i działanie ich w przyrodzie, n astępni e wy ka za ł zręcznie celowość praw, panujących w naturze. Mimo trudności, jakie n a s t r ęc za ją się przy p o p u l a r y z o w a ­ niu t em a tó w czysto naukowych, p r e l e g e n t wyjaśniał wszystko w sp o­

sób możliwie p r zys t ępny, tak, iż każ dy ze słuchaczy n a pe wn o w y ­ niósł d uż ą korzyść. W a ż ni e js z e zja­

wiska i lus t row ane były doś wi a dc ze ­ niami, k tórym p r zy g l ą d a n o się z za­

ciekawieniem. Okl aski s łuchaczy by ły n ag ro dą dla prel egent a za t rud, j aki ego się podjął.

HANNA BOSKA. 4)

J a r z ę b i n a .

„Kto ich tam wie!?“—wykr zykną ł An d rz e j i ni eprzekonany p oż egnał się z sąsiadem.

W a ł e k S z y m a n i a k był na od cz y ­ cie, słuchał gorących słów mówcy i w t ym w y p a d k u z d r o w e ziarno nie padło na g l e b ę skalistą, lecz na g r u n t urodzajny.

„Polska, Oj czyzna i ziemia — to j edno — r oz um owa ł chłopak. Dla niej t r ze ba robić, bronić jej pr ze d z bó je m, bić się pój dę, nie zostawię je j samej, tej matki rodzonej".

P o s z e d ł do znajomych chłopców i zaczął z niemi ż y wą rozmowę.

„ Jas iek—trącił r ówi eśni ka — idziesz na w p j n e “? „Jnbym p o sz ed ł — o d ­ p a rł jasny blondyn, z gr ab n y, ł adny c h ło p ak — ale Rózga gada, że j a k pójdę, to se innego w e ź m i e " . '

„To j ą kiń do djabła! — kr zy kną ł r o zg ni ewa ny W a ł e k —co ci po d z i e ­ wus ze, która cię tylko w t e dy k o ­ cha, kiedyś przy niej! Zobaczysz, j a k będziesz w mundurz e, to nie

t aka cię zechce. No, chodź p ó j d z i e ­ my r azem".

„Jak iść, to iść" — namyśl ił się Jasiek.

„Jak wy idziecie, to i my nie gorsi" — odezwali się dwaj pozo­

stali t owarzys ze.

W czterech zbliżyli się do „do- b r eg o pana", j a k W a ł e k w myśli n a z w a ł p r el egent a i pr zedstawili mu s w ą got owość pójścia do Armji Ochotniczej. „ D o b r y pan" zapisał ich nazwiska i adresy, kazał jutro stawić się w komendzie wojskowej w mieście, p r ze mó wi ł do nich s e r ­ decznie i na pożegnani e każdemu z nich poda ł rękę.

W a łk ow i serce z d umy urosło, że ten pan w tużurku, taki mądr y i znaczny, z nim, jak z r ówn y m ro zma wi a i za r ęk ę ściska.

P ogwi zd uj ąc i rozmawiając g ło ś­

no z towarzyszami , p os zedł do do­

mu i zaraz w p r og u powiedział r o ­ dzicom o s we m postanowieniu. Mat­

ka nie chciała wierzyć, a g d y uwie­

rzyła, w vb uc hn ęł a wielkim płaczem.

Dł ugo W a ł e k musiał jej t łumaczyć, że djabeł, t. j. wojna,

ny, jak go malują, że

nie taki s tr as z­

na wojnie

n iekażdy ginie, że on jeszcze się odznaczy i panem wióci i t. p. Nie mówił zaś tego, co go popchnęło dó postanowieni a, bo czuł, że takie słowa nie trafiłyby do pr ze kona ni a

•matki. Z r e sz t ą to był y jego myśli, jego uczucia, z k tóryc h się przed nikim nie spowiadał, wiedząc, że nie będzie zrozumiany. W k o ń c u m at ka ucichła i wyszł a do komorj', by p rz yg o to wa ć coś s yn owi na drogę.

W a ł e k w y s z ed ł przed dom, p o ­ p atr zył na s wo j ą jarzębinę, na r ze­

kę, na młyn, wes tchnął cichutko i już się zabierał, a b y wyjść na wieś, gdy przed d omem z atur kota - ło i d wo r s k a bryczka, z aprzężona kucykami s ta nę ła pr ze d chatą, a z bryczki wy skoc zył a panie nka ze dworu.

Był a to w ys m uk ła blondynka o bujnych popielatych włosach, si­

wych oczach i b ardzo czerwonych ustach. U br a n a był a w cienką, ja­

sną sukienkę, na głowie zaś miała zielony, j ed w a b n y kapelusik, który ślicznie odbijał od jej ż ywych r u ­ mieńców i popi el atych włosów.

(Ciąg dalszy nastąpi).

Re dakt or:

Feliks Kozubow ski.

Dr uk. M. Ko ss ak ows ka w Lublinie.

W y d a w n ic tw o S to w a rzy s ze n ia Robotników

C h rześcijań sk ich w Lublinie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

cze, ubierają się uroczyście, a świątynie zapełniają się po sztachety cmentarzów pobożnymi wyznawcami wiary.. A kiedy tłumy wylegną ze świątyń, ulice

Budzące się życie gospodarcze kraju, powstające na nowo warsztaty i pracownie wytwórcze, odbudowujący się przemysł musiał odbić się dodatnio na uśpionej

W swojej encyklice „Rerum novarnum “ nie w ahał się papież Leon XIII wytknąć bogatym pracodawcom nadużyć, jakich dopuszczają się wobec robotników, o d m

Ludzie najświatlejsi i najrozsądniejsi nie zdają sobie sprawy z tego, co się z Rosją stało.. Nietylko upadt

czenie dziejowe narodu trwa przez wieki całe, dopóki się nie wypełni.. C yw ilizacyjna misja Polska na wschodzie Europy,

Konstytucja 3-go Maja zachowała mo- narchję i w prow adziła tron dziedziczny, aby Polskę uchronić od skutków ciągle ponawiających się elekcji. Taż

by zebrani oświadczyli się za składkami na rzecz plebiscytu-czltnkowie ci gremialnie złożą swe mandaty. W odpowiedzi na to osobliwe stanowisko komisji plebisc.

dnomyślnie godził się na to, że dzień 3-go Maja jest świętem całej Polski. Niestety, socjaliści i komuniści mają w pływ na znaczne jeszcze masy