• Nie Znaleziono Wyników

WSZECHŚWIAT. Nr 29 z dnia 15 Lipca 1888 roku.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "WSZECHŚWIAT. Nr 29 z dnia 15 Lipca 1888 roku."

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Na wysokimparterzemieści sięPracowniachemiczna. W antresolachdrugiegopiętra — RedakcyjaWszechświata j PamiętnikaFizyjograficznego,

N r 29 z dnia 15 Lipca 1888 roku.

WSZECHŚWIAT.

TYGODNIK POPULARNY,

P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

G m a o li 3ivd/u.ze"u.aan. P r z e m y s ł u i Kolsiict^wa.

od strony Wisły.

Na trzeciempiętrze (gloryjetka) znajdujesięStacyjameteorolo­giczna, doktórśj należytakżeplatformana dachuz przyrząda­mi domierzeniakierunkui siły wiatru.

(2)

WSZECHŚWIAT.

N r 29.

W i a d o m o ś

— W pierwszym roku istnienia stacyi me­

teorologicznej przy M uzeum przem ysłu i ro ln i­

ctw a, wraz z biurem m eteorologicznem , 14 stacyj m eteorologicznych przysyłało sw oje spostrzeżenia, k tó re n astęp n ie w b iurze były przygotow yw ane do dru k u . S tacyje te są n astęp n e: C zersk, Józefów , M łodzieszyn, O ryszew , S an n ik i, W arszaw a, L u b lin , P ło ń sk , Częstocice, U ladów ka, Sokołów ka, L eś- m ierz, L u b n a i C zehryn. L iczb a tych stacyj w n a ­ stępnym 188 7 ro k u w zrosła przez przyłączenie się stacy j: w M ichałow ie, O strow ach, Szczurzynie, Su­

chej, Silniczce, Ząbkow icach, K rem ieńczukach, Ż y- ty n iu , N iem ierczach i Strychow cach. D o nich w bieżącym ju ż ro k u dołączyła się stacyja w P i o t r ­ kow ie, ta k , że o b ecn ie. 25 stacyj przysyła sw oje spraw ozdania m iesięczne, drukow ane n astę p n ie przez b iuro m eteorologiczne.

P rzypom inam y przy te j sposobności, co czy te l­

nikom W szechśw iata wiadomo z a rty k u łu , pom iesz­

czonego w tom ie I Y na s tr. 6 9 0 ,że stacy ja m eteo­

rologiczna w raz z biurem m ieszczą się na najw y ż- szem p iętrze M uzeum przem ysłu i ro ln ictw a od strony. W isły. Pow stały one w r. 1 8 8 5 wraz z in - nem i stacyjam i na sk u tek in icy jaty w y Sekcyi I i- e j cukrow niczej T ow arzystw a p o p ie ra n ia przem ysłu i han d lu . C elem tych stacyj je s t zeb ran ie d osta­

tecznego m atery jału , m ogącego służyć za podstaw ę do oznaczenia danych klim atycznych, ta k ic h ja k : śred n ie te m p e ra tu ry , ciśn ien ie p ow ietrza, w ilg o ­ tność, ilość wody spadającej z atm osfery i t. p. D la ro ln ictw a zebranie tych danych, odnoszących się do różnych okolic, je s t rzeczą pierw szorzędnej wa­

gi; znaczenie ich dobrze rozum iała S ekcyja I l - g a Tow . pop. przem . i h an d lu i nie w ahała się ponieść pew ne ofiary, w celu w prow adzenia w b ieg całej sieci stacyj.

W. K.

— Sekcyja 3-cia Towarzystwa popierania przemysłu i handlu. N a początku 1888 roku k ó łk o chem ików , złożone z 25 osób, zapisało się n a listę Tow. pop. przem ysłu i h a n d lu , poniew aż zaś poprzednio ju ż należało do sk ład u T ow arzy­

stw a około 15 członków , k tó ry ch n au k a chem ii, je j postępy i zastosow ania, w ięcej lu b m niej in te ­ resowały, gro n o więc to osób pow iększone obecnie do liczby 40, chcąc osięgnąć w łaściw y c e l swego zjednoczenia, weszło do sk ład u sekcyi 3-ciej i p o ­ stanow iło w myśl propozycyi Z arządu T ow arzy­

stwa:

1) R e g u la rn ie , dwa razy na m iesiąc (z w y ją t­

k iem m. L ip ca i Sierpnia) odbyw ać posiedzenia z porządkiem dziennym , dotyczącym p o stęp u i za­

stosow ań w iedzy chem icznej.

2) P rz y tow arzystw ie utw orzyć czytelnię dzieł i pism chem icznych, na k tó ry ch zakup i p re n u m e ­ r a tę T ow arzystw o ofiarowało obecnie ze swych funduszów r u b li 2 0 0 .

c i b i e ż ą c e .

W bieżącom półroczu S ekcyja też ta począwszy od d. 18 L u teg o do d. 16 Czerwca, odbyła 8 p o ­ siedzeń na których mówili:

J . J . B oguski: O nowym, w łasnym sposobie oznaczania w spółczynnika rosszerzałności cieczy.

M . F laum : O nowym szeregu związków azoto- w o-siarkow ych, otrzym anych przez R aschiga i n o ­ wej je g o te o ry i fabrykacyi kw. siarczanego.

W ł. L e p p e rt: a ) O akrozie i pracach E . F isch e­

ra, T afela i K ilian ieg o nad syntezą i n a tu rą w oda- nów w ęgla; b ) O użyciu przegrzanej p a ry do to ­ p ie n ia k o p ali i przygotow ania pokostów .

K . L esser: O m leku i naszym przem yśle n a ­ białowym.

St. P rau ss: O m ikroskopow em b ad an iu stali i żelaza.

L . R ospendow ski: O zw iązkach barw nych p o ­ chodnych od an tracenu.

H . S ilb e rste in : O becny stan syntezy sp e rm in y .' W . T rzciń sk i: O k rążen iu azotu w przyrodzie, w zastosow aniu do rolnictw a.

O bok tego w skład porządku dziennego każdego z ty ch posiedzeń w chodziły zawsze jeszcze d ro b n e w iadom ości i spraw y bieżące, obchodzące ch em i­

ków . Otóż w bieżącem półroczu pod ru b ry k ą tą om ów iono lu b poruszono następne sprawy:

1 ) N aradzano się, n ad najodpow iedniejszym p ro g ram em „ P o ra d n ik a ( V adcm ecum ) d la chem i­

ków, fabrykantów i farm aceutów ", k tó reg o b ra k uczuw ać się d a je n a każdym kro k u w śród naszych p rac zaw odowych.

2 ) Zw rócono uwagę na ważność i p o trzeb ę ro s - strzy g n ięcia p y tan ia, czy sucha dystylacyja d rz e ­ wa, w obecnych w arunkach handlow ych ma u nas w idoki pow odzenia.

3 ) M ów iono o stanie spraw y i praw dopodo­

bnych przyczynach n agryzania tłoków maszyn p a ­ row ych na stacyi filtrów nowych w odociągów w ar­

szawskich.

4 ) Z dano k ró tk ie spraw ozdanie z p rzeg ląd u okazów przetw orów chem icznych, znajdujących się na tegorocznej w ystaw ie tk ack iej w M uzeum .

5 ) M ów iono o m etodzie A nschiitza do dy sty la- cyi przy zm niejszonem ciśnieniu i o ta k zwanej m artw ej p rzestrzen i, p rzy n iek tó ry ch reak cy jach chem icznych.

6) Zw rócono uw agę na świeżo zatw ierdzoną ustaw ę szkół rzem ieślniczych i przem ysłow ych, przyczem postanow iono odnieść się do Z arządu T o ­ w arzystw a, aby p oparło m yśl założenia w K ró le ­ stw ie p odobnej szkoły przem ysłow ej z k ieru n k iem chem icznym .

W o g ó le staran o się posiedzeniom ty m nadać c h a ra k te r najodpow iedniejszy do krzew ienia u nas w iedzy chem icznej i do w arunków , w ja k ic h rozw i­

j a się u nas n au k a i przem ysł chem iczny; je ż e li je d n a k pierw sze te próby niezawsze w ypadły j e ­

szcze zadaw alniająco, to dziwić się tem u nie n a le ­

(3)

N r 29.

WSZECHŚWIAT. III ży , lecz cieszyć nad zieją, że przy pracy, zgodzie I

i w ytrw ałości, wady i b ra k i dadzą się usunąć lub napraw ić, a cala praca tego k ó łk a w ypadnie z po­

ży tk iem dla ogółu naszych chemików i społeczeń­

stwa.

D ru g ą stro n ą działalności Sekcyi 3-ciej było utw orzenie czytelni chem icznej, k tó ra począwszy

•od dnia 12 L u teg o do d. I L ip ca b. r. otw arta była codziennie od godz. 7 do 10 wieczorem, a w niedzielo i św ięta od godz. 4 do 7 popołudniu.

C zytelnia ta składa się obecnie z przeszło 400 tom ów dzieł i pism chem icznych, deponow anych do użytku przez członków , a obok tego z 35 w aż­

niejszych czasopism bieżących chem icznych i te c h ­ nicznych: polskich, ro ssyjskich, niem ieckich, fra n ­ cuskich i je d n e g o angielskiego. Z dzieł tych, p i­

sm a bieżące i kom plety pism m ogą być czytane ty lk o na m iejscu, pojedyncze zaś książki mogą być

n ajd aló j n a tydzień w ypożyczane do domu.

Zarządzał czytelnią w bieżącem półroczu d r E d ­ m u n d N eugebauer, każdodziennie zaś je d e n z człon­

ków kolejn o p e łn ił w niej dyżur.

W bieżącem półroczu Z arząd Sekcyi 3-ciej s p ra ­ wowali: inż. M . Paszkow ski, przew odniczący; inż.

F . W ojciechow ski, zastępca przew odniczącego; WJ.

L e p p e rt, sek retarz. Wł. L.

— Pracownia fizyczna M uzeum przem ysłu i rolnictw a została otw arta w S ierp n iu 188 7 ro k u . N a pom ieszczenie pracow ni oddano cztery pokoje parterow e w oficynie poprzecznej M uzeum . P r a ­ cow nia, pozostająca pod zarządem p. J . J . B ogu- skiego, ma za zadanie: 1) spraw dzanie d okładno­

ści narzędzi i przyrządów fizycznych, oraz p rz e d ­ siębranie w szelkich badań techniczno-naukow ych, d la potrzeb przem ysłu krajow ego; 2) um ożliw ianie i w spom aganie badań fizycznych sam odzielnych;

3) ułatw ianie ćwiczeń fizycznych dla osób p ra g n ą ­ cy c h zapoznać się praktycznie z m etodam i pom ia­

rów i operacyj fizycznych. Stosow nie do celu pierw szego i trzeciego pracow nia uposażoną je s t szczególniej w przyrządy m iernicze ogólne oraz elek try czn e. In w en tarz pracow ni w ykazuje 7 70 przedm iotów , w artości około 4 3 00 ru b li. F u n ­ dusz, z którego uposażono pracow nię, zebrany d ro ­ g ą składek, w yniósł 5 7 00 ru b li. P racow nia p o ­ siad a b ib lijo teczk ę podręczną, liczącą 90 dzieł i broszur, oraz p re n u m eru je 15 czasopism specy- ja ln y c h .

W ro k u 1 8 8 7 /8 pracow ali sam odzielnie w p r a ­ cow ni p p. J . J . B oguski, A. H ołow iński i W ł. N a- tanson. W ćwiczeniach fizycznych brało udział 8 osób. D ziałalność pracow ni dla potrzeb p rz e ­ m ysłu rozw inie się praw dopodobnie w najbliższej przyszłości, stosow nie do uchw ał, pow ziętych przez sekcyją cukrow niczą T ow arzystw a p opierania p rz e ­ m ysłu i handlu, oraz przez kom isyją do badania w ęgli krajow ych, utw orzoną przez toż T ow arzy­

stw o. Bliższe szczegóły, dotyczące urządzenia i działalności pracow ni, p odane zo stan ą w toinie I 15P ra c m atem atyczno-fizycznych” . W . N.

—- Muzeum zoologiczne hr. Branickich we F ra s k a tij założone przez h r. K saw erego B ran ic-

kiego, syna ś. p. K onstantego, znanego p o d ró ­ żnika i m ecenasa gabinetu zoologicznego przy uniw ersytecie warszawskim, rozw ija się bardzo p o ­ m yślnie pod k ierunkiem d yrektora muzeum, p . J a ­ na Sztolcm ana, podróżnika po Am eryce p o łu d n io ­ wej i ważnem w spółdziałaniu p. W ładysław a T a ­ czanow skiego, o rn ito lo g a eu ro p ejsk iej sławy.

Z ałożyciel muzeum , hr. K saw ery B ran ick i, sta ra się w szelkiem i sposobam i o pom yślny w zrost m u­

zeum , nieszczędząc kosztów i w łasnej fatygi.

O becnie m uzeum we F ra sk a ti składa się z n a s tę ­ p ujących kolekcyj:

l ) K olekcyi zebranej przez p. J . Sztolcm ana w Ekw adorze, w ostatnim roku podróży po A m e­

ryce. 2) Znacznej części dubletów z podróży p e ­ ru w ia ń s k ic h . 3 ) Znacznej części dubletów z wy­

praw y dra D ybow skiego i K alinow skiego na K am ­ czatkę. 4) K olekcyi ptaków zebranych w Sidemi (k ra j N ad am u rsk i) p. K alinow skiego. 5 ) K o lek ­ cyi ptaków zebranych przez Jan k o w sk ieg o , w t e j ­ że samej miejscowości. 6 ) B ardzo ważnej k o le k ­ cyi zebranej przez K alinow skiego, w ciągu dw u­

letn ieg o pobytu w K orei. 7 ) Z bioru ptaków zakupionych d w ukrotnie przez h r. K s. B ranickiego w P aryżu; w zbiorze tym c e lu ją przedew szystkiem p tak i rajsk ie, stanow iące.w spaniałą ozdobę m uze­

um . N adto zasłu g u je na uw agę samica niedaw no opisanego D rep an o rn is B ru ija i, k tó reg o je d y n y okaz z n a jd u je się w muzeum J a r d in des P la n te s, ja k o też kilkanaście gatunków gołąbków now ogw i­

n ejsk ich ( P t i l o p u s ) św ietnie ubarw ionych. 8 ) P ięk n eg o zbioru ptaków syberyjskich, zebranych przez p. Jankow skiego; zbiór te n składa się ze 110 gatunków , a ozdobą zbioru je s t now y g atu n ek po- ćw ira (E m beriza), b lisk i bardzo z syberyjską Cioi-

| des, opisany świeżo przez p. W ł. T aczanow skiego.

N a uw agę rów nież zasługują wyborowe 3 okazy puchacza usuryjskiego (U rru a B lack isto n i), n ale-

\ żące do rzadkości ornitologicznych, bo znanych j e s t pięć okazów, z których trzy posiada m uzeum F ra s k a ti, a dwa L ondyn. 9 ) K olekcyi owadów krajow ych po ś. p. J a n ie W ańkow iczu. 10) Zbio-

j r u m uszli po ś. p. księciu W ładysław ie L ubom ir- [ skim (ja k o depozyt), składającego się z 8 0 00 ga-

j tunków .

N adto, w o statnich czasach, muzeum we F r a -

| sk ati, w zbogacone zostało cennem i daram i: l ) p a ­ na K azim ierza D rzyniew icza, oficera m arynarki ro s - sy jsk iej, k tó ry ofiarował 14 g atu n k ó w ptaków , po­

chodzących z wysp F ilip iń sk ich , 2) p. W achow icza, dx-ogom ana am basady w P e k in ie , któ ry nad esłał n a ­ d er okazału egzem plarz bażanta (P h a sia n u s v en e- ra tu s) 3) Nowo opisany b ażan t z M erw u P h a sia ­ nus K om arovii. K olekcyje w m uzeum F ra s k a ti są ju ż uporządkow ane, zdeterm inow ane, a znaczna część, piękniejszych okazów w ypchana, n iety lk o z państw a sk rzydlatego, ale także i z grom ady zw ierząt ssących. W ypychaniem zw ierząt w m uzeum F ra s k a ti, tru d n i się A ntoni Ł astow ski, k tó ry n ie ­ dawno kosztem h r. K s. B ranickiego jeźd z ił na nau k ę p rep aro w an ia i w ypychania zw ierząt, do

P aryża. j . S.

(4)

IV WSZECHŚWIAT.

N r 29.

OGŁOSZENIA.

P A M IĘ T N IK F IZ Y J O G R A F IC Z N Y .

W yszedł z d ru k u tom Y I I za r. 1887. W y daw nictw o P am . F iz. p rzy jm u je p re n u m e­

ra tę na tom V I I I w ilości 5 rb. w W arszaw ie, a 5 rb. 50 k. z p rz esy łk ą. Nowi p renu m era- torow ie i nabyw cy tom u Y I I m ają praw o do kupow ania tom ów z la t poprzednich po cen ie pren um eracyjnój.

BIBLIJOTEKA PRZYRODNICZA WSZECHŚWIATA.

w ydaw ana z zapom ogi K asy im. M ianowskiego.

O P U Ś C IŁ Y P R A S Ę

Z.A_S_A_:C>3r M E T E O R O L O G I I

przez H. Mohna,

p rzeło żył St. K ram szty k ,

8° str. X V I, 318, V I z 43 drzew o ry tam i w tekście, oraz 24 tablicam i litografow anem i,

c e n a rb. 2.

D A W N IE J W Y S Z E D Ł

Krotki Przewodnik do zajęć praktycznych z Botaniki mikroskopowej

przez dra Edwarda Strasburgera,

prof. uniw . w Bonn,

8° str. X , 368, V I ze 115 d rzew orytam i w tekście.

c e n a r b . 2 .

P ren u m erato ro w ie W szechśw iata, w noszący p rz ed p łatę w p ro st w redakcyi, za nadesłaniem po rb. 2 na każde z dzieł pow yższych, mieć je będą przesłane pod opaską pocztową.

j- —) ZEje^7'ejE3ZEBZE3TlT l

JEDNOSTKI I STA ŁE FIZYCZNE

p rz e k ła d J . J . B oguskiego, w ydanie z zapom ogi K asy im. M ianow skiego, staraniem redak cyi W szechśw iata. W arszaw a, 1885. C ena rb. 1 k. 20.

Z N A JD U JE S IĘ POD PRASĄ:

Prac matematyczno-fizycznych tom

T reść:

Dział pierwszy: Rozprawy.

1. O p raw dopodobieństw ie błędów p rz y p a d k o ­ w ych; przez W ład. Gosiewskiego.

* 2. W łasności i n iek tó re zastosow ania w rońskia- nów; przez S. D icksteina.

3. Studyja nać W ład . N atansona.

4. O zadaniu T aita; przez tegoż.

5. O obliczaniu blasku obrazów optycznych przy u k ład zie soczewek k ulistych; przez A. H ołow iń- skiego.

6. O m etodzie oznaczania rosszerzałności cieczy, p rzez J. J. B oguskiego.

i o p ra c a c h ś. p. J a n a Jędrzejew ioza w dziedzinie a stronom ii i m eteorologii; przez J . K owalczyka.

2. W iadom ość o p raco w n i fizycznej Muzeum p rzem ysłu i rolnictw a w W arszaw ie i p racach w niej w ykonanych; przez J. J. Boguskiego.

B. 1. P rzeg ląd p ra c z dziedziny g ieo m etry i w ie ­ low ym iarow ej; przez S. D icksteina.

2 . 0 podstaw ach cy n ety c zcej teo ry i gazów ('dysku*

. syja pom iędzy T aitem a B oltzm annem ); przez W ł.

N atansona.

3. Poglądy P la n c k a n a zasadę zachow ania ener-

K m . " i “ p ~ O l ,* * ,™ .! .; p ™ ,

.

” ■ 1 C. Spraw ozdania z piśm iennictw a polskiego-

w d zied z in ie n au k m atem atyczno-fizycznych, za la ­ ta 1886 i 1887 (stanow iące ciąg dalszy w zak resie p rzy to czo n y ch nauk, w ydaw nictw a p. t. „Spraw ozda z p iśm ien n ictw a naukow ego polskiego w dziedzinie n a u k m atem atycznych i przyrodniczych; tom ów 4 , za lata 1882 do 1885); przez J. J. Boguskiego, , , A. Czajew icza, S. D icksteina, W ł. G osiewskiego, Dział drugi: Sprawozdania. , a . IIołow ińskiego, L. K leckiego, S. K ram sztyka, A. 1. W iadom ość o o bserw atoryjum w Płońsku Edw . N atansona, Wład. N atansona.

^ 03B0aeH0 IJ,eH3ypoio. B apniasa 1 Iioaa 1888 r. D ru k E m ila Skiw skiego, W arszaw a, Chm ielna Na 26.

(5)

M 29. Warszawa, d. 15 Lipca 1888 r. T o m V II.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."

W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2

Z przesyłką pocztową: rocznie 10

półrocznie „ 5 Prenumerować można w Redakcyi W szechświata

i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P . D r. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b.dziek.

Uniw., m ag K. Deike, mag.S. Kramsztyk, W ł. Kwietniew­

ski, W. Leppert, J . Natanson i mag. A. Slósarski.

„W szechśw iat1* p rzyjm uje ogłoszenia, k tó ry c h tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nau k ą, na następujących w arunkach: Za 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 '/a,

za sześć n astępnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

iLdres ZESed-ałscyi: ISIrałsio-wsłsie-IFrzed.ra.ieście,

2

STr

6 6

.

Y ZJAZD

Z jazd p rzy ro dników i lek arzy polskich, m ający się odbyć niebaw em we Lw ow ie, dow odzi, że m yśl poczęta i w ykonana przed 19-tu laty w K rak o w ie nie zam arła lecz owszem staje się czynem coraz w ybitniej­

szym, coraz więcći grom adzącym p raco w ni­

ków i m iłośników w zakresie n au k p rzy ro ­ dniczych i lekarskich.

F a k t te n ju ż sam p rzez się mógłby k o ­ rzystne daw ać tym zjazdom św iadectw o, przekonyw a bowiem , że co spraw ozdaw ca w D zienniku poznańskim w y rzek ł o p ie rw ­ szym zjeździe w K rakow ie, to z wszelkiem , a ściśle biorąc z większem jeszcze praw em , stosować się może do następnych. O to j e ­ go słowa: „W ażne to i tem ważniejsze, że wcale nie polityczne zebranie. Boć zape­

wne każdy przyzna, że co się tyczy inten- cyi, to na zabaw ę nie zjeżdża n ik t do K ra ­ kow a z Poznania, L w ow a, W arszaw y, P a ­ ry ża

i

B ukaresztu; co się zaś tyczy skutku,

to nie będzie w liczbie zebranych ani je d n e ­ go, coby m ógł powiedzieć jaw n ie, że zjazd dla niego był bez korzyści, jeżeli z niego korzystać p ra g n ą ł i potrafił; a conajm niój, przyzna ka.żdy, że zjazd ten nie odbył się bez korzyści d la nauki polskiój i dobra p u - blicznego“.

G dy ju ż i w k ra ju naszym w ieloletnia p ra k ty k a u tw ierd z iła takie o zjazdach p rz e ­ konanie, to gdyby była jeszcze potrzeba w skazywać bliżój ich rzeczyw iste znaczenie, to określiłbym je najprościej, n azyw ając je zjazdam i A kadem ij i T ow arzystw n au k o ­ wych, ruchom em i. Cel bowiem jed n y ch i drug ich taki sam, t. j . popieranie postępu wiadomości, zbiorow em i siłami; z w a ru n ­ ków jed n ak odm iennych w ynikają też w ła ­ ściwe jednym i drugim korzyści i niedog o­

dności. D ziałan ie A kadem ij trw a łe , n ie ­ p rzerw ane, d aje też możność zajm ow ania się badanym przedm iotem aż do zupełnego w yczerpnięcia rzeczy; p ra c a nieprzyn agla- na zakresem czasu, k ró tk o w ym ierzonym , zezw ala n a ściślejszy rozbiór i p o trzeb ną rosp raw ę i to je s t ich n iew ątpliw ą k o ­ rzyścią.

K orzyści tój nie mogą m ieć zjazdy; w y­

stęp u ją one chwilowo, w różnych odstę­

(6)

450

WSZECHŚWIAT.

N r 29.

pach czasu, nigdy je d n a k częściej ja k coro­

cznie; p raca ich zatem , z konieczności spie- szn iejsza,nieraz w yczerpać się nie daje, gdy zw łaszcza mnogość p rzygotow any ch m ate- ryj nie dozw ala dla jed n aj czasu nad m iarę przeciągać. W szakże, co w ciągu zjazdu było poruszone a nie w yczerpane, to może być zaczynem p racy pozjazdow ój, a, ja k o tem w yraziłem się w innem m iejscu: „co je d e n zjazd zasieje, to na następnym w ydać może owoce”.

A le ja k a ż natom iast korzyść w ynika dla zjazdów z ich ruchom ości, zm ienności sk ła­

du i miejsca! N ieograniczona przepisem liczba członków i uczestników zbliża tu do siebie badaczy, rozdzielonych od siebie czę­

sto w ielkiem i przestrzeniam i, którzy p ra cu ­ ją c w tym samym lub bliskich sobie p rz ed ­ m iotach, zn ajd u ją pożądaną możność po ro ­ zum ienia się wzajem nego, udzielenia sobie poczynionych spostrzeżeń, przedsiębranych doświadczeń i widoków n ad a l.

Co więc w to w arzystw ie o stałym poby­

cie chyba dopiero dłu g ą, uciążliw ą i w każ­

dym razie mniej skuteczną korespondency- ją dałoby się osięgnąć, to dzieje się tu żyw ą w ym ianą m yśli w gronie osób, pow odow a­

nych je d n y m popędem służenia nauce a nie- m ającem innej w składzie swoim granicy, prócz tój ja k ą zakreśla jed y n ie wTłasna chęć, dobra wola, lub w reszcie możność g dziekol­

w iek po bożym świecie rozm ieszczonych p ra ­ cow ników wspólnego zaw odu. W takiem to świeżo zaw iązanem gronie uściśnienie k o ­ leżeńskiej dłoni ma znów ten m agiczny sk u ­ tek, że naw et najprzeciw niejsze zdania nie pociągają za sobą n iefo rtu n n y ch sprzeczek, budzą w zajem ną w yrozum iałość i poczucie koleżeństw a, z czego w ynika, że to co w od­

daleniu m ogłoby podsycić nam iętność, tu prostą d rogą do porozum ienia prow adzi.

Może w idoczniejszą jeszcze korzyść n a­

stręcza sama zm iana m iejsca zgrom adzenia.

J a k bowiem m iałem ju ż sposobność w yrazić się o tem przy zagajeniu pierw szego zjazdu w K rakow ie, zyskują n a niej uczestnicy; bo każde m iejsce czasowego p obytu nastręcza im now y zasób w płodach p rzy ro d y , zb io ­ rach, zakładach i w szelkich, jak iem i rospo- rządza, środkach naukow ych, z któ rych czer­

pać m ogą od upodobania, zyskując przez to sposobność p op ierania, stosow ania lub u zu­

pełniania m niem ań i osięgania pew niejsze­

go w ypadku przedsięw ziętych badań. Z y ­ sku ją niem niej i odw iedzane okolice, bo zgrom adzeni badacze, przynosząc z sobą za­

sób dośw iadczenia, mogą dla ich pożytku dokonać tego połączonem i siłam i, czemu miejscowe podołać nie mogły.

Jeż eli ze zjazdem naukow ym połączy się jeszcze w ystaw a przedm iotów odpow iednich zajęciu jeg o uczestników , znaczenie jeg o znakom icie to podnosi: bo urządzający nie- przestając n a zasobach m iejscow ych, s ta ra ­ ją śię sprow adzić to wszystko, co, obchodząc zbliska p rzed staw iane naukow e zawody, d a­

je możność ocenienia jed n y m rzu tem oka, na co w danym k ie ru n k u zdobyła się n au k a i sztuka i ja k im w zbogaciła się p rz y b y t­

kiem , do czego starczy własne bogactwo ziem i i przem ysłu, a czego gdzieindziej po- szukiw aćby należało.

G dzie ty lko pozw alały okoliczności, n i­

gdzie obok naukow ych zajęć zjazdu, nie za­

pom niano i o jego tow arzyskiej stronie. M a ona też zap raw d ę pow ód wyższy od samej ro z ry w k i, chociaż obok m ozolnych zajęć naukow ych i tej potrzeb a łatw o zrozum ieć się daje; pow ód uspraw iedliw iony zresztą samem nazw iskiem zebrań tow arzyskich.

W ym iana myśli, nie krępow ana ścisłym przepisem naukow ych posiedzeń i dlatego n ieraz w sw obodniejszej formie u zu p ełn ia­

ją c a poruszone na tychże przedm ioty; spo­

sobność zetknięcia się z osobami, k tó re się poznać pragn ęło , lub k tó ry ch poznanie za­

w iązu je trw a ły naukow y lub przyjacielski stosunek; w śród takich usposobień ożywio­

na rozm ow a, okraszona połyskam i dowcipu, odśw ieżająca i podniecająca um ysł pracą zaw odow ą jed n o stajn ie nękany; oto ko rzy ­ ści, k tó re oprócz ow ocu zajęć ściśle nau ko ­ w ych, zjazd y badaczów z sobą przynosić pow inny.

W u zn an iu tych różnych korzyści daw no ju ż zjazdy naukow e, mianowicie p rz y ro ­

dnicze, zaczęto u rząd zać zagranicą. H a ­ słem do tego była odezw a O kena, wydana, w ro k u 1822. S m utne to jed n ak były cza­

sy, b o'w o bec podejrzliw ości rządów n ajpo ­

ważniejsi naw et uczeni obaw iali się należeć

do zjazdów . Było więc na owym pierw szym ,

odbytym w L ip sk u ledw ie dw unastu, a to

razem ju ż z czterem a miejscowym i. Cho-

(7)

N r 29.

WSZECHŚWIAT.

451 ciąż w roku 1824 król baw arski oświadczył

„że mu zjazd będzie m iły ”, niew iele to skutkow ało, bo w szystkich uczestników w W u rzb u rg u było zaledw ie 30-tu. O dtąd liczba statecznie się zw iększała, aż w roku 1828 w B erlinie doszła do 466, gdzie też podobno poraź pierw szy między przy b y ły ­ mi znajdow ali się polacy. P oniew aż te zjazdy z niejaką oscylacyją liczby uczestni­

ków odbyw ają się dotychczas corocznie, ciekaw ą więc i nauczającą byłoby rzeczą, przedstaw ić w jedny m obrazie skutki, ja k ie odniosła z nich n au k a w teoryi i zastosow a­

niach praktycznych. Rzecz ta wszelako przechodziłaby daleko za zakres pobieżne­

go arty k u łu , k tó ry tu skreślić zam ierzyłem , jed y n ie w myśli zw rócenia uw agi kolegów p rzyrodników i lekarzy na zjazd odbyć się m ający we L w ow ie ju ż w niedalekim te r­

minie.

W ogóle uw ażając, cel naszych zjazdów nie może być innym ja k i zagranicznych;

w yw ołuje j e bowiem taż sama potrzeba łączności pracy i tow arzyskości. W łaści­

wość je d n a k stosunków spraw ia, że chociaż pod pew nym względem sk u tk i ich nie do­

rów nają postronnym , to przecież większe jeszcze niż gdzieindziej m ają one dla nas znaczenie.

Ileż bowiem u nas stron oczekuje jeszcze p racy około zbadania p rzy ro d y , popędu w zasobach przem ysłu, zbadania w arunków hygijenicznych i stosow nych w tym celu za­

rządzeń. Pom oc w tej m ierze, ja k ą p rz y ­ nieść m ogą przybyli koledzy w zawodzie, ju ż sama przez się podnosić dla nas musi znaczenie przedsiębranych zjazdów . Tej też strony w zjazdach dotychczasow ych n i­

gdy nie spuszczano z uw agi. B adania n a u ­ kow e przechodzące zakres stosunków m iej­

scowych, oczywiście pom ijane być nie mogą i pom ijane nie były, bo inaczej byłoby to w yrzeczeniem się p ra w a należenia do cyw i- lizacyi pow szechnej, zaparciem się udziału w postępie wiadomości. Co też w tym kie­

ru n k u dokonanem zostało, może być chlu­

bnym dowodem, że, niespuszczając z uwagi pracy dokonywanej gdzieindziej, staw iam y n a polu nauki k ro k i sam odzielne i samo­

dzielną też pracą dorzucam y przyczynki do skarbnicy wiedzy.

Że ich mniój niż gdzieindziej, kogoż dzi-

wićby to mogło kom u znane nasze położe­

nie, nasze rozerw anie i owa duszna atm o­

sfera, ja k a nas ciągle otacza. D ow ód to jeszcze niem ałej zapraw dę energii, że i to,

co się zrobiło, dokonać się dało.

Zjazdy je d y n ą do tego nastręczają sposo­

bność; one rosproszonym po różnych za­

kątk ach k ra ju dozw alają się naw zajem od­

szukać, odczuć bicie bratniego serca i sta­

nąć wspólnie pod sztandarem pracy i m iło­

ści. O ile stro n a tow arzyska zjazdów do tego przyczynić się może, zbytecznem było­

by zw racać na to uwagę: jeżeli wszędzie ma ona niem ałe znaczenie, to w naszych sto­

sunkach mieć m usi tem większe.

W śród takich stosunków niedziw , że urządzający pierw szy zjazd w K rakow ie długo w ahali się z przyw iedzeniem zam iaru do skutku. O statecznie je d n a k w zgląd na jaw iące się właśnie ożywienie ru ch u w za­

kresie n au k przyrodniczych, przekonanie o obow iązku w yszukiw ania now ych i sku ­ tecznych dróg do ich p op ierania i obracania na pożytek k raju , zaufanie wreszcie w b ra ­ tnie i koleżeńskie uczucia rosproszonych j e ­ dnego zaw odu pracowników' przew ażyło szalę na stronę powziętego zam iaru.

Ze mimo niekorzystnych w arunków g ru n t b y ł do tego dostatecznie przygotow any, do­

wodzi ju ż na pierw szym zjeździe nietylko liczba uczestników przechodząca w szelkie oczekiwanie, ale i ilość i rodzaj prac na nim przedstaw ionych. Nie wynikło to naw et ja k b y sądzić można z pow abu nowości, bo każdy zjazd następny daw ał dowody postę­

pu, ta k co do liczby uczestników , ja k coraz większój liczby sam odzielnych prac ściśle naukow ych, ja k wreszcie co do ożywionych zajęć tow arzyskich. O dbyły się te zjazdy:

pierw szy w K rakow ie 1869 r., drugi, nie- mogąc dla przeszkód politycznych przyjść do skutku w P o znan iu , n astąp ił we L w o ­ wie 1875 roku, trzeci w K rakow ie 1881 roku, czw arty w reszcie w P o zn an iu 1884 roku.

W szystko w skazuje, że nadchodzący zjazd piąty we Lw ow ie, niety lk o pod żadnym względem nie u stąp i poprzednim , ale, ja k nauczyło dośw iadczenie, przew yższy je jesz­

cze n a słuszną pociechę tego m iasta, a k o ­ rzyść całego n aro d u .

D r J . Majer.

(8)

452

w s z e c h ś w i a t.

N r 29.

O M E T O D Z IE

BADANIA NAUKOWEGO.

(Ciąg dalszy).

Ja k o w zór k o n stru k cy i naukow ej i odpo­

w iednio zastosow anej m etody staw iać n a le ­ ży m atem aty k ę czystą, za nią. idzie dopiero m atem aty k a stosow ana z m echaniką, dalej reszta fizyki, chem ija i dopiero w dru gim rzędzie stoją inne gałęzie n a u k p rz y ro d n i­

czych, n au k i historyczne, filozoficzne, p ra ­ wnicze i t. d. M atem atyka czysta stanow i w praw d zie w obecnej dojrzałej form ie w y ­ łącznie pojęciową czyli a b stra k c y jn ą nauk ę, k tó ra, poczynając od konstato w an ia pojęć najogólniejszych i najpew niejszych, albo tak zw anych aksyjom atów , w y p row adza z nich zapom ocą prostego logicznego ro z u ­ m ow ania całe szeregi w yw odów czyli tw ie r­

dzeń, z k tó ry ch każde n astępujące specyjal- niejsze zn a jd u je się w ścisłej zależności od poprzedzającego ogólniejszego czyli założe­

nia (prem isy). W zajem n y zw iązek dw u ta ­ kich tw ierdzeń albo p ra w id e ł je s t koniecz­

ny i nierozerw any. T ym sposobem o trz y ­ m uje się cały system p ra w id e ł, z k tó ry ch każde je s t pew ne, dow iedzione, nie dopusz­

cza żadnego w y jątk u lu b zaprzeczenia. M e­

to d a logiczna, zastosow yw ana p rz y dowo­

dzeniu m atem atycznem , oznacza się, ja k p o ­ w szechnie wiadom o, nazw ą m etody synte­

tycznej czyli dedukcyjnej. W iadom o t a k ­ że, że m etoda m atem atyczna zastosow ana, o ile się to da uskutecznić, do innych nauk, dostarcza im najpew niejszego śro d k a do w ykazania zasadności ich tw ierd zeń . D la­

tego też m etoda m atem atyczna przedstaw ia wzór dla innych nau k , zdążających do osię- gnięcia rów nćj ścisłości; im bard ziej zaś n a u k a przybliża się do tego w zoru, im d o ­ kładniej daje się ułożyć w system at d eduk- cyjny , tem łatw iej i skuteczniej d aje się p ra k ty c zn ie zużytkow ać. L ecz m atem aty ­ ka n ie od ra zu zdobyła obecną logiczną sza­

tę, nie rozw inęła się w tym p orządk u, w j a ­ kim obecnie w y kłada się w szkołach, lecz pow oli w y tw o rzy ła się z oderw anych, poje-

dyńczych spostrzeżeń i w najściślejszym zw iązku z codziennie pow tarzającem i się fizycznem i objaw am i świata. P ow oli u d a­

wało się ludziom obdarzonym syntetyczną zdolnością, dostrzedz w pow tarzających się zjaw iskach pewnej stałości i praw idłow ości, a następnie złączyć pojedyńcze p raw id ła w w iększą jedność. T ym sposobem pow sta­

ły n ajp ierw p raw id ła liczbowe czyli nauka ra ch u n k u , w zastosow aniu ostatniej do rze­

m iosł, do konstrukcyj m echanicznych i bu ­ dow lan ych d ały one potem m atery ja ł do ułożenia zasad gieom etryi, do obliczeń m e­

chanicznych, aż nareszcie powoli rozw inął się w spaniały gm ach dzisiejszej m atem a­

tyki.

N ajw ym ow niejszych dowodów znaczenia m atem atyki i m etody m atem atycznej d o star­

cza obecny stan m echaniki, k tóra rów nież z czysto spostrzegaw czej pierw o tn ie czyli dośw iadczalnej wiedzy zam ieniła się na p ra w d ziw ą syntetyczną naukę, w której każde tw ierd zenie zostaje udow odnionem przez obliczenie m atem atyczne. Za mecha­

niką dążą pozostałe części fizyki i chem ija, któ re w ostatnim w ieku dopięły ju ż w yso­

kiego stopnia doskonałości, astronom ija zaś stanow i w istocie d ział m atem atyki zastoso­

wanej czyli m echanikę nieba. W ysoki roz­

wój w spom nianych gałęzi nau k p rz y ro d n i­

czych zaw dzięczać należy przew ażnie sto­

sunkow o m ałej kom plikacyi objaw ów w z a ­ kresie ciał m artw ych, czyli t. zw. objaw ów fizycznych w ogólnem znaczeniu i możności dow olnego p ow tarzan ia i zm ieniania tych objaw ów w stosow nie m odyfikowanych i zręcznie obm yślanych w aru n k ach . T akie co chw ila p o w tarzan e dośw iadczenie (eks­

pery m en t) nie daje się w ykonać w astro no ­ mii, k tó ra zniew olona je s t ograniczyć się na prostej obserw acyi objaw ów , odbyw ających się zd alek a i niezależnie od naszego w p ły ­ w u i d lateg o też znaczna część je j w yw o­

dów pozostaje n a zawsze hipotetyczną.

W podobnem położeniu ja k astronom ow ie, zn a jd u ją się badacze usiłujący rozjaśnić bieg objaw ów życiowych; nad stosowanem i przez nich m etodam i poniżej szczegółowiej się zastanow im y.

N ajtru dn iejsze zadanie p rzy p ad a w u d zia­

le naukom , k tóre usiłują rozwiązać zagadki

w całym ta k różnobarw nym obszarze ducha

(9)

N r 29.

WSZECHŚWIAT.

458 ludzkiego, t. j. nau k filozoficznych, h isto ­

rycznych, społecznych i t. p. T u nietylko zebranie m atery ja łu przed staw ia najwięk- ksze i często nieprzezw yciężone trudności, tu sztuczne dośw iadczenia tylko w najszczu­

plej szym zakresie zdołano przeprow adzić (psychologija eksperym entalna), m atem aty­

ka znajduje tu zastosow anie rów nież tylko w n ader ograniczonym zakresie i w formie nicdorów nyw ającej, co do pewności w ywo­

dów, rezultatom , otrzym yw anym przy b a ­ daniu św iata nieorganicznego (ja k o staty­

styka). Sam a m etoda bad an ia przedstaw ia tu taj najw iększe trudności i braki,albow iem objawy życia um ysłowego w bezgranicznej swźj różnorodności odbyw ają się napozór zupełnie niepraw idłow o, w ydają się nieza- leżnemi od w arunków dających się ściślej określić albo przynajm niej ulegają w pły­

wom dla naszego um ysłu zupełnie niepoję­

tym. W praw dzie filozofija, roszcząc pre- tensyje do królow ania n a d w iedzą ludzką, i w skazyw ania je j kierunków , w których ostatnia rozw ijać się pow inna, sta ra ła się k ilk ak ro tn ie wznieść ko n stru k cy je syntety­

czne, w ytw orzyć system aty idealne obejm u­

jące całą esencyją wiedzy ludzkiej, lecz te napozór n ader w spaniałe gm achy okazały się zam kam i na lodzie, pozbaw ionem i trw a ­ ły ch dośw iadczalnych (em pirycznych) fun­

dam entów. N iedziw więc, że p rzy takiej w ątłości podstaw , małej przystępności m a­

te ry ja łu , niedostatecznej pew ności i stałości metod, które dopiero powoli się wyrabiają,, niedziw, pow iadam y, że istnieje nieskoń­

czona liczba najrozm aitszych poglądów , w części naw et Wręcz sobie przeciw nych, że żaden z nich nie daje rękojm i pewności i stałości, tylko przem aw ia mniej więcej przekonyw ająco do naszego rozum u. W szy­

stkie działy ostatniej g ru p y n au k m ają d la ­ tego jeszcze c h a ra k te r mniej więcej p ro w i­

zoryczny, tw ierdzenia ich są jeszcze w p rz e­

ważającej części hipotetycznem i (w yjąw szy może pewne działy historyi specyjalnej), we wszystkich ma jeszcze wielkie znaczenie au to ry tet badacza.

W nieporów nanie lepszem położeniu zn a j­

dują się pod tym względem wyżej schara­

kteryzow ane nauki eksperym entalne. T u nic się nie u znaje za pew nik, co nie zostało jakn ajściśiej dow iedzionem faktam i niepozo-

[ staw iającem i żadnej wątpliwości, wszystkie napozór niezgodne z tw ierdzeniem objaw y

; muszą być wyjaśnione, wszelkie w ątpliw o­

ści usunięte. Ja k o fakt p rzyjm uje się ty l­

ko praw dziw y przyczynow y zw iązek p o ­ między dwoma następującem i po sobie o b ja­

wami, niew ątpliw ie w ykazana zależność j e ­ dnego od drugiego. U w zględnia się też n a­

leżycie różnica pom iędzy istotną przyczyną i w pływ em ubocznym lub przypadkow ym (causa efficiens i causa occasionalis). A u ­ to ry te t nie m a tu żadnej w artości, albowiem sama dostateczność lub niedostateczność d o ­ starczonego dow odu rosstrzyga o ważności nowego spostrzeżenia, o doniosłości ogło­

szonej pracy. L ecz poniew aż istnieją z j e ­ dnej strony zręczni i by strzy o bserw atoro­

wie, z drugiej zaś niezręczni i niedołężni, a przew aża tu, ja k we w szystkich działach tw órczości um ysłow ej, p ro d u k cy ja m iern o­

ści, więc niedziw, że ludzie, k tó rzy licznem i now em i odkryciam i posunęli naukę n a­

przód, byw ają obdarzani szczerszem zaufa­

niem i w iększą czcią, niż um ysły z m ierne- mi zdolnościam i, które częściej p op ełniają om yłki i błędy.

Lecz jak k o lw iek m atem atyka i ekspery­

m entalne gałęzie nau k przyrodniczych u ło ­ żone zostały w szeregi deduk cy jne tw ie r­

dzeń ściśle dow iedzionych, w ypływ ających je d n e z d ru g ich , to je d n a k i ta część w iedzy przedstaw ia pew ne braki i luk i, k tó re dają się tylk o w ypełnić hipotezam i. W id zieliś­

my ju ż wyżój, że ta k zwane aksyjom aty s ta ­ nowią ostateczne ogólne pew niki, k tó re w praw dzie w każdym szczegółowym p rz y ­ p ad k u się spraw dzają, lecz nie d ają się ju ż

b liżej

wyjaśnić, wysnuć z innych ogólniej­

szych jeszcze pojęć. P rócz tego wspom nia­

ne nau k i są zniew olone do p osługiw ania się pew nem i zasadniczem i pojęciami, k tó ry ch istota nie daje się

bliżej

w yjaśnić, m ożna tylko wskazać w arunki, w k tó ry ch się w y ­ tw orzyły i

b liżej

określić ich zastosow anie.

Należą tu pojęcia siły, ru c h u , masy, czasu, nieskończoności, atom u i t. p., k tó re stano­

wią tylko w yrazy dla oznaczenia różnych form, w ja k ic h objaw y św iata oddziaływ a­

ją na nasz um ysł, ale nie dają nam jasnego w yobrażenia o istocie tych procesów. Nie- możemy się tu bliżej wdawać w metafizycz­

ny ro zbió r tych pojęć, lecz wskażemy dla

(10)

454

WSZECHŚWIAT.

N r 29.

przy k ład u tylko, że w yrazy „przyciąganie i odpychanie*' wzięte są n iew ą tp liw ie z ru ­ chu naszej ręki, k tó ra p rzedm ioty zew nątrz nas pomieszczone p rzy ciąg a i odpycha i zo­

stały n ajp ierw zastosow ane do określenia działania m agnesu, a następnie także do oznaczenia całego szeregu spow inow aco­

nych zjaw isk, do b rze wiadom ych z codzien­

nego dośw iadczenia, ale co do istotnej p rz y ­ czyny zupełnie nam nieznanych. T ak sa­

mo i pojęcia czasu i p rzestrzeni w ypływ ają ze sp ostrzegania pew nych procesów w n a ­ szym umyśle: czujem y mianowicie, że nie zdołam y jednocześnie tw orzyć k ilk u myśli, ty lk o idee pojaw iają się je d n e za drugiem i;

rów nież i spostrzeżenia w y stępują kolejno, a to uczucie czyli w ew nętrzne spostrzeże­

nie łącznie z poczuciem k u rczen ia się m ię­

śni, szczególnie ocznych, postępujących za przesuw ającym się przedm iotem w ytw arza pierw otn e pojęcia czasu, ru c h u i p rz e strz e ­ ni, do którego przyłącza się dalej uczucie odporności czyli m asy albo ciężaru p rz y od­

działyw aniu na nasze zm ysły p rzedm iotu, nienależącego do naszego w łasnego ciała.

D alsze d y jalektyczne obrobienie tych pier­

w otnych i surow ych pojęć, ich w iększe u o ­ gólnienie z jednaj strony, bliższe określenie z drugićj, doprow adziło powoli do n a d a ­ nia odpow iednim w yrazom tego znaczenia, w któ rem obecnie pow szechnie są używ ane w nauce.

P rzytoczone tu p rz y k ła d y w skazują nam je d n a k zarazem , że w szystkie zasadnicze nasze pojęcia m ają, ja k to ju ż wyżej było w zm iankow anem , swoje źródło w spostrze­

żeniach czynionych z je d n e j stro n y na p ro ­ cesach odbyw ających się w naszym w ła­

snym um yśle, z drugiej zaś stro ny w otacza­

jącym nas świecie. Nie jesteśm y wogóle w stanie w yrobić sobie w y o brażenia o p ro ­ cesach odbyw ających się poza sferą naszego spostrzegania. Nie zdołam y dlatego p rzen i­

knąć wyobraźnią w nieskończoność w szech­

świata, ja k również uchw ycić nieskończenie m ałą cząsteczkę czyli atom.

P ojm ujem y, że czas i p rzestrzeń m uszą być bezgranicznem i, ale dlatego tylko, że um ysł nasz bez ustanku je s t czynnym , za jed n y m przedziałem przestrzeni i czasu za­

wsze szukać będzie drugiego, z dru g iej zaś s tro n y zdołam y sobie utw o rzy ć w yobraże­

nia tylko o przedm iotach zajm ujących o gra­

niczoną p rzestrzeń, o ruchach tylko docho­

dzących do pew nego kresu. Te sprzecz­

ności i b raki w naszych zdolnościach um y­

słow ych od działyw ają n atu raln ie także na zakres naszej wiedy, staw iają jej n iep rze­

by te dotąd granice, poza którem i pozosta­

wiona je s t fantazyi swoboda do w ypełnienia je j swojem i tw oram i. Nie można wątpić, że z czasem granice te się rosszerzą czyli właściw ie tylko się posuną, ale czy um ysł lud zki nabędzie kiedyś wszechwiedzy bo­

skiej?

O to ju ż nie p rzedm iot dyjalektycz- nego rozbioru, ale pytanie w kraczające

w zakres w iary.

Istn ieją więc pew ne granice poznaw ania i wiedzy, k tó re dają się ściśle określić. W e ­ w n ątrz tych granic w iedza, śledząc objaw y św iata, spostrzega całe szeregi faktów , zw ią­

zanych pom iędzy sobą nierozerw anem spoi­

dłem przyczyny i skutku. T akie p rz ek o ­ nanie wynosim y z gruntow nego badania objaw ów św iata czysto fizycznego i, trzy m a­

ją c się niezłom nie tego przekonania czyli zasady, że nic w nim nie dzieje się p rz y ­ padkow o, każdy o bjaw musi mieć swoję w łaściw ą dostateczną przyczynę, unikam y nieskończonego szeregu złudzeń i błędów, który ch p astw ą stalibyśm y się, przyjm ując in ną zasadę. To pojęcie o niezm ienności p ra w id eł rządzących światem n ieorganicz­

nym należy w praw dzie także do aksyj orna­

tów, niedających się ostatecznie dowieść, ale dla zebrania rzetelnej wiedzy ma takie sa­

mo znaczenie, ja k i inne w spom niane aksy- jo m aty: stanow i ono kom pas w lesie obja­

wów, k tó ry jed y n ie nam um ożliw ia w ynale­

zienie drogi właściwej.

Jeżeli uw zględnim y, że św iat żywy za­

w isły je s t w zupełności od św iata n ieo rg a­

nicznego, że sk ład a się z ciał ulegających tym sam ym praw id łom , co i m artw a m ate- ry ja i po skończeniu życia zam ienia się w ostatnią, nastręcza się mimowoli potrzeba zastosow ania do pierw szego

tej samej

m e­

tod y b adania, tych sam ych zasad, ja k w fi­

zyce i chemii. I w samej rzeczy, n au ki bi- jologiczne poczyniły niezm ierne postępy od czasu, gdy zaczęto do nich stosować praw i­

d ła poznane p rzy badaniu św iata n ieo rg a­

nicznego, gdy rzucono w k ąt wszelkie h i ­

potezy oddzielnych sił życiowych i p o sta ra ­

(11)

N r 29.

WSZECHŚWIAT.

455 no się w ykry ć fizyczną, przyczynę objawów.

W p raw d zie stoim y jeszcze na pierw szych szczeblach wysokiej góry, do której szczytu się wspinam y, ale osięgnięte rezu ltaty nie pozwalają, ju ż w ątpić, że nau k a znajduje się na właściwej drodze, po którćj postę­

pując dalej k ro k za krokiem przybliży się coraz bardziej do ostatecznego celu. Czy go nareszcie dopnie, tego nateraz przew i­

dzieć nie można.

Powyżej wskazaliśm y już, że, przechodząc od objaw ów życia do objawów um ysłow ych, znów spotykam y liczne łączniki pom iędzy jednem i i drugiem i. P raw d a , że wiedza ze­

b ra n a w zakresie m artw ego św iata, praw ie żadnego nie rzu ca św iatła na istotę obja­

wów duchow ych, ale zato procesy życiowe przedstaw iają pow olne stopniow anie od ob­

jaw ó w życia roślinnego do czynności n e r­

wowych, zm ysłow ych, um ysłowych, aż n a­

reszcie u człow ieka w ystępuje refleksyja, celowa z góry obm yślona działalność i sa- m owiedza. Jeżeli przytem uw zględnim y, że i m yślący człow iek ściśle je s t zw iązany z otaczającą go jirzyrodą., zależy od w pły­

wów fizycznych i organicznych, pow staje z kom órki tak samo ja k i inne żywe o rga­

nizmy i stanow i ja k b y rodzaj m ikrokosm o- su, łatw o pojąć m ożna dążność do p rz y p u ­ szczenia jednak o w y ch praw rządzących ca­

łym wszechświatem, do w ytw orzenia jednaj ogólnej niepodzielnej nauki, do poznaw ania

jednej

ogólnej bezw zględnej p raw d y , p o ja­

wiającej się tylko w różnych postaciach w tw orach harm o nijnej całości w szechśw ia­

ta; Jestto w praw dzie znow u tak i sam aksy- jo m at ja k i inne, j a k aksyjom at o trw a ło ­ ści m ateryi i sił, wzajem nej zależności p o ­ m iędzy przyczyną i skutkiem , a naw et nie­

rów nie mniej pew ny, m niej jasn o u w y d a­

tniający się.

A le w każdym razie możemy polegać tak samo na przek o n an iu o jeg o praw dziw ości, jak o słuszności innych aksyjornatów, a p rzy ­ najm niej je s t on rów noupraw nionym , jeśli nie wyżej stojącym od poglądów odm ien­

nych) przypuszczających różnorodność p rzy ­ czyn działających w różnych sferach obja­

wów świata. T en u n itarn y czyli monisty- czny pogląd daje się w ybornie pogodzić z poglądam i religijnem i, w skazuje istnienie jednego stwórcy i kierow nika św iata, które­

go nasza wyobraźnia dosięgnąć nie potrafi, gdy tymczasem pogląd przeciw ny (d u ali­

styczny) obdarza stwórcę wszelkiemi u ło ­ mnościami i niedostatkam i przy ro dy lu d z ­

kiej. P rzy j ą wszy ten pogląd, nie wolno nam

ju ż zbaczać z raz w ytkniętej drogi, należy szukać praw idłow ości we wszystkich obja­

wach świata, a w razie, gdy niektóre z nich w ydają się niepraw idłow e mi, niepodlega- jącem i ogólnym praw om , nie w ypada za­

liczać ich do rzędu w yjątkow ych w ydarzeń, albowiem w yjątku w prawidłow ości nie m o­

żna przypuścić, ale należy je odnieść do ograniczoności naszej wiedzy i nieudolności poznaw ania. T ak a nieudolność w pogodze­

niu poczucia niezależności woli ludzkiej z prawidłow ością w szechśw iata skłania w ię­

kszość osób do przechylania się ku duali­

stycznym poglądom .

(d. c. nast.).

P rof. H en ryk Hoyer.

PRZYCZYNEK DO OBYCZAJÓW

E E Ł C

(FROTOPTEEUS).

W grom adzie ry b zasługuje na uwagę niew ielka grup a,

której

przedstaw iciele po­

siadają nietylko skrzela ale i płuca i stąd g ru p a ta o trzym ała nazw ę ry b dw udysz- nych (D ipnoi) i była przedm iotem badań w ielu znakom itych zoologów (Ow en, Milne- E d w ard s, H ux ley , G u nther i w. in.).

D w udyszne, zw ane także nipłazam i, tw o ­ rzą ogniwo, łączące grom adę ry b z ziem no- wodnemi czyli płazam i, albow iem m ają ce­

chy wspólne dla obudw u ty ch grom ad.

O gólną postacią ciała p ok ry teg o łuskam i,

budow ą szkieletu, skrzelaini, oraz ustrojem

k an a łu pokarm ow ego, zbliżają się d w u d y ­

szne do ryb; przeciw nie zaś, serce, złożone

z dw u przedsionków i

jednej

kom ory, jam y

nosowe otw ierające się do ja m y gębow ej,

jako też płuca, zbliżają te zw ierzęta dQ

płazów,

(12)

456

WSZECHŚWIAT.

N r 29.

D w udyszne zamieszkują, w ody słodkie bagniste, gorących k ra jó w A fry k i (P ro to - pterus), A m eryki (L e p id o siren ) i A u stra lii (C eratodus) i to mają. szczególnego w sw o­

ich obyczajach, że w czasie suszy, gdy w o­

dy zam ieszkiw ane p rzez nie w ysychają, r y ­ by te zag rzeb u ją się na k ilk a stóp w m uł lub ziemię i robią sobie nory, w których przebyw ają podczas suszy, oddychając p łu ­ cam i dotąd, dopóki nie n astan ą deszcze i nie n apełnią wodą bagien.

Nora skrzeloa.

Z dw udysznych, n ajlep iej zb adan y został skrzelec (P ro to p te ru s a n n e c te n s), k tó ry m ieszka w bagnach n ad brzeg am i n iek tó ­ ry c h rzek w A fryce, a m iędzy innem i i nad B iałym Nilem. Podczas suchej p o ry ro k u P ro to p te ru s zagrzebuje się dość głęboko w ziem i lu b w szlamie, p okryw a się pow ło­

ką, to rebkow atą, utw orzoną ze śluzu oraz szlam u i przebyw a w tem dziw nem sc h ro ­ n ien iu , p og rążo n y w śnie letargicznym .

K ilk a razy u daw ało się przyw ieść do E u ­ ro p y P ro to p te ru sa p o krytego stw ard n iałą torebką, ze szlam u. B a rtle tt i K rau sa w y­

kazali, że w ew nątrz tej to reb k i ry b a u k ład a się w ten sposób, że p rz y jm u je form ę ow al­

ną i je s t p o k ry ta pow łoką; bez wyraźnej budow y, b arw y b runatn ej, k tóra w rostwo- rze potażu gryzącego staje się jaśniejszą, ale się nie rospuszcza; pow łoka ta pow staje ze śluzu, k tó ry zw ierzę w ydziela na p o ­ w ierzchni swego ciała.

P ro to p te ru s p o k ry ty pow łoką to reb k o ­ w atą, leży w jam ie czyli gnieździe, do k tó ­ rego pro w adzi kanał, bardzo ciasny, o ścia­

nach g ład k ich , pj-zypom inający m ysią norę.

W dolnym końcu k an a ł ten je st zam knięty deneczkiem na 2 — 3 cm grubem , k tó re p o ­ wstaje ze zgrubiałej pow łoki b ru n a tn e j, p o ­ kryw ającej zw ierzę. D eneczko w spom nia­

ne, oddziela k an ał od rosszerzonej części n o ry i przypom ina osadzeniem swojem bło­

nę bębenkow ą ucha u człow ieka i u zw ie­

rz ą t ssących. W deneczku tem zn a jd u je się otw ór w ielkości głów ki od szpilki, położony blisko brzegu.

P ro f. W iedersheim (A nat. A nzeiger, 2 J a h rg . 1887, N r 23, H u m b o ld t H f. 6, 1888 roku), dokładniej jeszcze zb ad ał P ro to p te ­ rusa, zam kniętego w torebce o chronnej.

P o oddzieleniu, p rzy pom ocy m łotka i d łu tk a, m asy stw ardniałego szlam u, ota- i czającego rybę, prof. W iedersheim n a p o t­

k a ł pow łokę b ru n atn ą, k ształtu podłużnie ow alnego, dokładnie pokryw ającą ciało P r o ­ topterusa, po zdjęciu zaś tej pow łoki, przy zachow aniu w szelkich ostrożności, prof. W . p rzek o n ał się, że cała pow ierzchnia ryby b y ła pow leczona płynem jasny m , p o ły sku ­ jącym , bard zo gęstym i lepkim , który, bezw ątp ien ia, o ch ran iał zw ierzę od w y­

schnięcia.

P odczas zdejm ow ania wspom nianej p o ­ w łoki, P ro to p te ru s n ie okazyw ał n ajm n iej­

szego ru c h u , dopiero po wyjęciu go z tw a r­

dej

pow łoki i w łożeniu do wody, posuw ał słabo głow ę naprzód, następnie zaś pow ol­

nie i stopniow o zaczął poruszać całem cia­

łem , u w aln iając się ze śluzu.

W czasie snu letargicznego ry b a wogóle

zw in ięta je s t w ten sposób, że pyszczek

zw ierzęcia schodzi się z ogonem w górnej

części torebki ochronnej, j a k to w skazuje

(13)

N r 29.

nasz rysunek. C iało P ro to p te ru sa zgina się pałąkow ato w tem m iejscu, w którem zaczyna się płetw a grzbietow a, część zaś tu ­ łowia, nieprzyjm ująca udziału w zgięciu, w raz z głow ą wznosi się prostopadle. Sze­

ro k i i płask i ogon pletw ow aty położony p rz y głow ie, ta k je s t zgięty, że otacza gło­

wę od przodu i od góry na podobieństwo k ap tu ra .

O tw ór w deneczku czyli przegródce za­

m ykającej wejście do szerszej części g n ia­

zda, uw ażany je s t za otw ór oddechowy; b li­

sko niego prof. W iedersheim znalazł masę biaław o-szarą, podobną do guana ptaków lub gadów.

Ja k k o lw ie k P ro to p te ru s posiada płuca, którem i może oddychać podczas snu le ta r- gicznego, to je d n a k prof. W . przypuszcza, że i szeroki ogon, otaczający głowę ryby we śnie pogrążonej, może służyć do oddy­

chania, ja k o zaop atrzony w liczne naczynia krw iononośne.

A . S.

TEORYJA

W spółpracow nicy W szechśw iata nieraz mieli sposobność zapoznaw ać jeg o czytelni­

ków, niekiedy naw et w sposób n ader wy­

czerpujący, z h isto ry ją n a tu ra ln ą nafty. N i­

gdy jednakże nie dotknęliśm y bliżej cieka­

wego pytania, skąd też nafta wziąć się mo­

gła w przyrodzie, czy uw ażać ją należy za ciało pierw o tnie utw orzone, czy też za p ro ­ d u k t przem iany jakichś innych ciał pierw o­

tnych, a w ostatnim razie — ja k ic h m iano­

wicie? W szakże co do m nóstw a innych ciał, a szczególniej, co do ciał ta k zajm u ją­

cych z pow odu swój użyteczności, istn ieją—

jeżeli nie dow iedzione to przynajm niej b a r­

dzo praw dopodobne — teo ry je ich pocho­

dzenia.

Nafta je d n a k je s t utw orem wielce zagad­

kow ym i teoryją je j pochodzenia z samej n atu ry rzeczy nadzw yczaj tru d n o obmyślić.

Dlaczego tak je s t — zrozum ieć łatw o, jeżeli

się przypom ni je j skład chem iczny i w ła­

sności. Zanim więc przejść sobie pozw olę do właściwego przedm iotu tej gaw ędki, m u­

szę w krótkich słowach zatrzym ać się nad chem iją nafty.

Co dzieje się z naftą, kiedy spala się ona w naszój lampie? P ozornie znika bez śla­

du — ale pozornie tylko, bo wszakże wie­

my napew no, w krew niejako weszła nam ta zasada, że n ic w przyrodzie zginąć nie może bez śladu. W chw ili zapalania lam ­ py każdy zauw ażyć m usiał, że kom inek szklany, k tórym otaczam y płom ień, p o k ry ­ wa się rosą, tem w yraźniej, im był poprze­

dnio chłodniejszy. G dybyśm y p o starali się zebrać tej rosy nieco więcej, n aprzy kład , obmyśliwszy p rzyrząd, w którym by pło­

mień nafty by ł osłonięty jakim ś przedm io­

tem, który m ożnaby było utrzym ać w stanie ciągle chłodnym i z któregoby rosę m ożna było zbierać dogodnie, to przekonalibyśm y się łatw o, że rosa ta je s t czystą wodą.—

Znam y też sposoby pozwalaj ące nam schwytać inny p ro d u k t spalenia nafty, gazowy, zw a­

ny dw utlenkiem węgla. I wprost jeżeli zw ró ­ cimy uw agę na to, jak prędko i znacznie psuje się, staje się dusznem, ciężkiem do oddychania, pow ietrze w zam kniętym p o ­ koju, gdzie pali się k ilk a lam p naftow ych i jeżeli tę okoliczność porów nam y z dobrze skądinąd znanem i nam w łasnościam i d w u ­ tlen k u węgla, to i bez pomocy złożonych przyrządów łatw o dojdziem y do wniosku, że drugim produktem spalenia n afty musi być w łaśnie dw utlenek węgla. T a k więc, zapomocą m etod bardzo prostych, a w łaści­

wie na zasadzie spostrzeżenia, że płom ień nafty w ydaje parę w odną i gaz, nieod po­

w iedni do oddychania, zdobyw am y w iado­

mość, w co przem ienia się nafta w płom ie­

niu, a dalej, zapomocą rozum ow ania ch e­

micznego, którego dla jeg o nadzw yczajnej prostoty przytaczać tu nie chcę, dochodzi­

my do wniosku, że w składzie nafty zn a jd o ­ wać się musi w ęgiel i wodór.

W istocie, najściślejsze n aw et badania nigdy w żadnym g atu n k u czystej nafty nie odkryw ają niczego więcój, oprócz dw u po­

wyższych p ierw iastków . N iekiedy tylko p rzy bardzo ścisłym rozbiorze udaje się wy­

k ry ć w nafcie drobne ilości azotu,

co

jed n ak

nie w pływ a n a nasze w yobrażenie o chemi-

(14)

458

WSZECHŚWIAT.

N r 29.

cznćj natu rze nafty, chociaż d la teoryi,

o którój chcę mówić, stanow i fak t nadzw y­

czaj w ażny. T a k więc n afta je st członkiem licznej bardzo rodzin y zw iązków chemicz­

nych, k tó re nazyw am y w ęglow odoram i.

W ęg iel z w odorem tw o rzy związków tak wiele, że nazw anie ja k ie jś matex-yi w ęglo­

w odorem jeszcze wcale nie objaśnia nas w ścisły sposób o jój składzie. W chodzić w bliższe objaśnienia, co do w ęglow odorów nie mogę, dlatego, że na to trzebaby m iej­

sca bardzo dużo a i przygotow aw czych w ia­

domości niem ało. Muszę je d n a k pow ie­

dzieć, że w całej tój grom adzie zw iązków w yróżniam y dw ie ważne seryje: jed n y ch , stosunkow o bogatych w w odór, k tó re nazy­

wamy węglow odoram i tłuszczow em i—i d ru ­ gich, w w odór uboższych, a więc stosunko­

wo bogatych w węgiel, k tó re zw ać będzie- my w ęglow odoram i arom atycznem i. Z ap a­

m iętajm y teraz, że nafta głów nie, albo r a ­ czej praw ie w yłącznie sk ład a się z w ęglo­

wodorów tłuszczow ych.

Z daw ałoby się, że jeżeli chem ija wie co­

kolw iek o sposobach tw orzenia się węglo­

w odorów tłuszczowych — a obecnie wie ona bardzo wiele w tym w zględzie — to należa­

łoby tylko wiadomości te p rz y k ro ić do m ia­

ry zjaw isk, odbyw ających się w przyrodzie, uw zględnić otoczenie i w szelkie w a ru n k i, w śród jak ich zn ajd u je się n afta — i teo ry ja jój pochodzenia będzie gotow a. W rzeczy samej jed n ak że ta k nie jest. Ze znanych sposobów sztucznego pow staw ania w ęglo­

w odorów wogóle do m iary zjaw isk p rz y ro ­ dzonych zastosow ać się daje chyba je d e n tylko, to je s t tak zw ana sucha dystylacyja.

P o d pow yższą nazw ą rozum iem y bardzo liczny i n ieraz bardzo zaw iły szereg roskła- dów, ja k im u legają złożone ciała o rg a n ic z­

ne, poddaw ane działaniu silnego ciepła przy współczesnem zabespieczeniu od p rzystępu pow ietrza. Rosszczepiają się one w tedy na pew ną liczbę, zw ykle bardzo znaczną, ciał prostszych, a węgiel i w odór, we w szy st­

kich m ateryjach organicznych koniecznie się znajdujące, w ystępują w tedy w zw iąz­

kach pom iędzy sobą, w postaci w ęglow odo­

rów . Sucha dystylacyja byw a dokonyw ana w p ra k ty c e bardzo często i n a olbrzym ią skalę: ta k np. poddają je j w ęgiel kam ienny w celu otrzym ania gazu ośw ietlającego,

am onijaku i smoły z węgla kam iennego;

p o d d ają drzew o w celu otrzym ania kw asu octowego, dziegciu, kreozotu, smoły drzew ­ nej i w ielu innych przetw orów ; poddają kości zw ierzęce i m nóstwo jeszcze innych m ateryjałów surow ych. W pracow niach zaś naukow ych sucha dystylacyja została zbadana bardzo dokładnie i w szechstronnie, a poddaw ano jó j nadzw yczaj w ielkie m nó­

stwo n ajrozm aitszych ciał organicznych.

Otóż je s t rzeczą zupełnie pew ną, że p rzy suchej dystylacyi tw orzyć się mogą n a j­

rozm aitsze w ęglow odory, ale niem niej za­

przeczeniu nie ulega, że dotychczas przy żadnej suchej dystylacyi, prow adzonej zw y­

czajnym sposobem, nie otrzym ano ch a ra k te ­ rystycznej m ięszaniny wielu w ęglow odorów tłuszczow ych, k tó ra stanow i n a tu ra ln y olój skalny czyli naftę. R ów nie pew ną rzeczą je s t i to, że w przyrodzie, w m iejscach zn a j­

dow ania się nafty, ani w m iejscach, które z tam tem i zn ajd u ją się w jakim kolw iek stosunku sąsiedztw a lub zależności, nigdy nie znaleziono żadnych pozostałości, ja k ie otrzy m ują się zawsze po suchej dystylacyi n atu raln y ch p rodu któw organicznych w p o ­ staci czarnój m asy bardzo stosunkowo b o ­ gatej w w ęgiel. D latego to je d n a z pozor­

nie najprostszych i najsłuszniejszych teoryj pochodzenia nafty, przedstaw iająca to ciało, ja k o p ro d u k t suchej dystylacyi węgli k a­

m iennych, żadną m iarą utrzym ać się nie może. U p a d ek tej teoryi z p u n k tu w idze­

nia chem icznego zapew nia szczególniej ta okoliczność, że pom iędzy płynnem i p ro ­ duktam i suchej dystylacyi w ęgla k am ien ­ nego spoty kam y głów nie, p raw ie wyłącz- nie, w ęglow odory arom atyczne (ub o g ie w wodór), tłuszczow ych zaś wcale tam n ie ­ ma, kiedy w naftach zn a jd u ją się w praw ­ dzie czasam i (np. w nafcie galicyjskiej) m a­

leńk ie ilości węglow odorów arom atycznych, ale głów ną ich masę, praw ie całość, stano­

wią w ęglow odory tłuszczowe (bogate w wo­

dór). W e d łu g m niem ania coraz bardziej utrw alająceg o się w gieologii, a które przed ■ niedaw nym czasem obszerniej w yłożył w na- szem piśm ie p. Jasiń ski ‘), węgiel kam ienny po w stał z ro ślin lądowych a w tw orzeniu

') W szechświat z r. b. N ry 21, 22, 23

i

24,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Temat: Sprawdzam siebie – rozwiązywanie zadań wymagających dodawania i odejmowania liczb w zakresie 10. 1, 2, 3

- napisz wzór półstrukturalny (grupowy) palmitynianu sodu i zaznacz część hydrofilową i hydrofobową tego związku,. - napisz równanie reakcji zobojętniania, w której

Ciągi KursmatematykiwOratorium (http://www.salezjanie.rumia.pl/math) Spistreści 1Ciągiliczbowe1 1.1Podstawowewłasnościciągów...2 1.2Granicaciągu...3 1.3Zadania...5

 Pokrzywdzony, który nie wniósł oskarżenia, może w terminie zawitym 14 dni od daty powiadomienia go o odstąpieniu prokuratora od oskarżenia złożyć akt oskarżenia

Nauczyciele, jako odbiorcy raportu, często koncentrują się na poziomach spełniania wymagań wyrażonych w formie liter (E, D, C, B, A) i na wnioskach, natomiast

Jednak łatw o przekonać się, że obie składowe helisy nie mogą się rozejść w sposób przypom inający oddzielenie się dna i wieka pudełka.. Łatwo bowiem

„Przyczynek do znajomości fauny ską- poszczetów w odnyc h Galicyi" opisuje poraź pierwszy w Galicyi 34 g atun ki ską- poszczetów w odnych, prostując p rzytem

Krótki Przewodnik do zajęć praktycznych z Botaniki mikroskopowej, przez