Na wysokimparterzemieści sięPracowniachemiczna. W antresolachdrugiegopiętra — RedakcyjaWszechświata j PamiętnikaFizyjograficznego,
N r 29 z dnia 15 Lipca 1888 roku.
WSZECHŚWIAT.
TYGODNIK POPULARNY,
P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
G m a o li 3ivd/u.ze"u.aan. P r z e m y s ł u i Kolsiict^wa.
od strony Wisły.
Na trzeciempiętrze (gloryjetka) znajdujesięStacyjameteorologiczna, doktórśj należytakżeplatformana dachuz przyrządami domierzeniakierunkui siły wiatru.
WSZECHŚWIAT.
N r 29.
W i a d o m o ś
— W pierwszym roku istnienia stacyi me
teorologicznej przy M uzeum przem ysłu i ro ln i
ctw a, wraz z biurem m eteorologicznem , 14 stacyj m eteorologicznych przysyłało sw oje spostrzeżenia, k tó re n astęp n ie w b iurze były przygotow yw ane do dru k u . S tacyje te są n astęp n e: C zersk, Józefów , M łodzieszyn, O ryszew , S an n ik i, W arszaw a, L u b lin , P ło ń sk , Częstocice, U ladów ka, Sokołów ka, L eś- m ierz, L u b n a i C zehryn. L iczb a tych stacyj w n a stępnym 188 7 ro k u w zrosła przez przyłączenie się stacy j: w M ichałow ie, O strow ach, Szczurzynie, Su
chej, Silniczce, Ząbkow icach, K rem ieńczukach, Ż y- ty n iu , N iem ierczach i Strychow cach. D o nich w bieżącym ju ż ro k u dołączyła się stacyja w P i o t r kow ie, ta k , że o b ecn ie. 25 stacyj przysyła sw oje spraw ozdania m iesięczne, drukow ane n astę p n ie przez b iuro m eteorologiczne.
P rzypom inam y przy te j sposobności, co czy te l
nikom W szechśw iata wiadomo z a rty k u łu , pom iesz
czonego w tom ie I Y na s tr. 6 9 0 ,że stacy ja m eteo
rologiczna w raz z biurem m ieszczą się na najw y ż- szem p iętrze M uzeum przem ysłu i ro ln ictw a od strony. W isły. Pow stały one w r. 1 8 8 5 wraz z in - nem i stacyjam i na sk u tek in icy jaty w y Sekcyi I i- e j cukrow niczej T ow arzystw a p o p ie ra n ia przem ysłu i han d lu . C elem tych stacyj je s t zeb ran ie d osta
tecznego m atery jału , m ogącego służyć za podstaw ę do oznaczenia danych klim atycznych, ta k ic h ja k : śred n ie te m p e ra tu ry , ciśn ien ie p ow ietrza, w ilg o tność, ilość wody spadającej z atm osfery i t. p. D la ro ln ictw a zebranie tych danych, odnoszących się do różnych okolic, je s t rzeczą pierw szorzędnej wa
gi; znaczenie ich dobrze rozum iała S ekcyja I l - g a Tow . pop. przem . i h an d lu i nie w ahała się ponieść pew ne ofiary, w celu w prow adzenia w b ieg całej sieci stacyj.
W. K.
— Sekcyja 3-cia Towarzystwa popierania przemysłu i handlu. N a początku 1888 roku k ó łk o chem ików , złożone z 25 osób, zapisało się n a listę Tow. pop. przem ysłu i h a n d lu , poniew aż zaś poprzednio ju ż należało do sk ład u T ow arzy
stw a około 15 członków , k tó ry ch n au k a chem ii, je j postępy i zastosow ania, w ięcej lu b m niej in te resowały, gro n o więc to osób pow iększone obecnie do liczby 40, chcąc osięgnąć w łaściw y c e l swego zjednoczenia, weszło do sk ład u sekcyi 3-ciej i p o stanow iło w myśl propozycyi Z arządu T ow arzy
stwa:
1) R e g u la rn ie , dwa razy na m iesiąc (z w y ją t
k iem m. L ip ca i Sierpnia) odbyw ać posiedzenia z porządkiem dziennym , dotyczącym p o stęp u i za
stosow ań w iedzy chem icznej.
2) P rz y tow arzystw ie utw orzyć czytelnię dzieł i pism chem icznych, na k tó ry ch zakup i p re n u m e r a tę T ow arzystw o ofiarowało obecnie ze swych funduszów r u b li 2 0 0 .
c i b i e ż ą c e .
W bieżącom półroczu S ekcyja też ta począwszy od d. 18 L u teg o do d. 16 Czerwca, odbyła 8 p o siedzeń na których mówili:
J . J . B oguski: O nowym, w łasnym sposobie oznaczania w spółczynnika rosszerzałności cieczy.
M . F laum : O nowym szeregu związków azoto- w o-siarkow ych, otrzym anych przez R aschiga i n o wej je g o te o ry i fabrykacyi kw. siarczanego.
W ł. L e p p e rt: a ) O akrozie i pracach E . F isch e
ra, T afela i K ilian ieg o nad syntezą i n a tu rą w oda- nów w ęgla; b ) O użyciu przegrzanej p a ry do to p ie n ia k o p ali i przygotow ania pokostów .
K . L esser: O m leku i naszym przem yśle n a białowym.
St. P rau ss: O m ikroskopow em b ad an iu stali i żelaza.
L . R ospendow ski: O zw iązkach barw nych p o chodnych od an tracenu.
H . S ilb e rste in : O becny stan syntezy sp e rm in y .' W . T rzciń sk i: O k rążen iu azotu w przyrodzie, w zastosow aniu do rolnictw a.
O bok tego w skład porządku dziennego każdego z ty ch posiedzeń w chodziły zawsze jeszcze d ro b n e w iadom ości i spraw y bieżące, obchodzące ch em i
ków . Otóż w bieżącem półroczu pod ru b ry k ą tą om ów iono lu b poruszono następne sprawy:
1 ) N aradzano się, n ad najodpow iedniejszym p ro g ram em „ P o ra d n ik a ( V adcm ecum ) d la chem i
ków, fabrykantów i farm aceutów ", k tó reg o b ra k uczuw ać się d a je n a każdym kro k u w śród naszych p rac zaw odowych.
2 ) Zw rócono uwagę na ważność i p o trzeb ę ro s - strzy g n ięcia p y tan ia, czy sucha dystylacyja d rz e wa, w obecnych w arunkach handlow ych ma u nas w idoki pow odzenia.
3 ) M ów iono o stanie spraw y i praw dopodo
bnych przyczynach n agryzania tłoków maszyn p a row ych na stacyi filtrów nowych w odociągów w ar
szawskich.
4 ) Z dano k ró tk ie spraw ozdanie z p rzeg ląd u okazów przetw orów chem icznych, znajdujących się na tegorocznej w ystaw ie tk ack iej w M uzeum .
5 ) M ów iono o m etodzie A nschiitza do dy sty la- cyi przy zm niejszonem ciśnieniu i o ta k zwanej m artw ej p rzestrzen i, p rzy n iek tó ry ch reak cy jach chem icznych.
6) Zw rócono uw agę na świeżo zatw ierdzoną ustaw ę szkół rzem ieślniczych i przem ysłow ych, przyczem postanow iono odnieść się do Z arządu T o w arzystw a, aby p oparło m yśl założenia w K ró le stw ie p odobnej szkoły przem ysłow ej z k ieru n k iem chem icznym .
W o g ó le staran o się posiedzeniom ty m nadać c h a ra k te r najodpow iedniejszy do krzew ienia u nas w iedzy chem icznej i do w arunków , w ja k ic h rozw i
j a się u nas n au k a i przem ysł chem iczny; je ż e li je d n a k pierw sze te próby niezawsze w ypadły j e
szcze zadaw alniająco, to dziwić się tem u nie n a le
N r 29.
WSZECHŚWIAT. III ży , lecz cieszyć nad zieją, że przy pracy, zgodzie Ii w ytrw ałości, wady i b ra k i dadzą się usunąć lub napraw ić, a cala praca tego k ó łk a w ypadnie z po
ży tk iem dla ogółu naszych chemików i społeczeń
stwa.
D ru g ą stro n ą działalności Sekcyi 3-ciej było utw orzenie czytelni chem icznej, k tó ra począwszy
•od dnia 12 L u teg o do d. I L ip ca b. r. otw arta była codziennie od godz. 7 do 10 wieczorem, a w niedzielo i św ięta od godz. 4 do 7 popołudniu.
C zytelnia ta składa się obecnie z przeszło 400 tom ów dzieł i pism chem icznych, deponow anych do użytku przez członków , a obok tego z 35 w aż
niejszych czasopism bieżących chem icznych i te c h nicznych: polskich, ro ssyjskich, niem ieckich, fra n cuskich i je d n e g o angielskiego. Z dzieł tych, p i
sm a bieżące i kom plety pism m ogą być czytane ty lk o na m iejscu, pojedyncze zaś książki mogą być
n ajd aló j n a tydzień w ypożyczane do domu.
Zarządzał czytelnią w bieżącem półroczu d r E d m u n d N eugebauer, każdodziennie zaś je d e n z człon
ków kolejn o p e łn ił w niej dyżur.
W bieżącem półroczu Z arząd Sekcyi 3-ciej s p ra wowali: inż. M . Paszkow ski, przew odniczący; inż.
F . W ojciechow ski, zastępca przew odniczącego; WJ.
L e p p e rt, sek retarz. Wł. L.
— Pracownia fizyczna M uzeum przem ysłu i rolnictw a została otw arta w S ierp n iu 188 7 ro k u . N a pom ieszczenie pracow ni oddano cztery pokoje parterow e w oficynie poprzecznej M uzeum . P r a cow nia, pozostająca pod zarządem p. J . J . B ogu- skiego, ma za zadanie: 1) spraw dzanie d okładno
ści narzędzi i przyrządów fizycznych, oraz p rz e d siębranie w szelkich badań techniczno-naukow ych, d la potrzeb przem ysłu krajow ego; 2) um ożliw ianie i w spom aganie badań fizycznych sam odzielnych;
3) ułatw ianie ćwiczeń fizycznych dla osób p ra g n ą cy c h zapoznać się praktycznie z m etodam i pom ia
rów i operacyj fizycznych. Stosow nie do celu pierw szego i trzeciego pracow nia uposażoną je s t szczególniej w przyrządy m iernicze ogólne oraz elek try czn e. In w en tarz pracow ni w ykazuje 7 70 przedm iotów , w artości około 4 3 00 ru b li. F u n dusz, z którego uposażono pracow nię, zebrany d ro g ą składek, w yniósł 5 7 00 ru b li. P racow nia p o siad a b ib lijo teczk ę podręczną, liczącą 90 dzieł i broszur, oraz p re n u m eru je 15 czasopism specy- ja ln y c h .
W ro k u 1 8 8 7 /8 pracow ali sam odzielnie w p r a cow ni p p. J . J . B oguski, A. H ołow iński i W ł. N a- tanson. W ćwiczeniach fizycznych brało udział 8 osób. D ziałalność pracow ni dla potrzeb p rz e m ysłu rozw inie się praw dopodobnie w najbliższej przyszłości, stosow nie do uchw ał, pow ziętych przez sekcyją cukrow niczą T ow arzystw a p opierania p rz e m ysłu i handlu, oraz przez kom isyją do badania w ęgli krajow ych, utw orzoną przez toż T ow arzy
stw o. Bliższe szczegóły, dotyczące urządzenia i działalności pracow ni, p odane zo stan ą w toinie I 15P ra c m atem atyczno-fizycznych” . W . N.
—- Muzeum zoologiczne hr. Branickich we F ra s k a tij założone przez h r. K saw erego B ran ic-
kiego, syna ś. p. K onstantego, znanego p o d ró żnika i m ecenasa gabinetu zoologicznego przy uniw ersytecie warszawskim, rozw ija się bardzo p o m yślnie pod k ierunkiem d yrektora muzeum, p . J a na Sztolcm ana, podróżnika po Am eryce p o łu d n io wej i ważnem w spółdziałaniu p. W ładysław a T a czanow skiego, o rn ito lo g a eu ro p ejsk iej sławy.
Z ałożyciel muzeum , hr. K saw ery B ran ick i, sta ra się w szelkiem i sposobam i o pom yślny w zrost m u
zeum , nieszczędząc kosztów i w łasnej fatygi.
O becnie m uzeum we F ra sk a ti składa się z n a s tę p ujących kolekcyj:
l ) K olekcyi zebranej przez p. J . Sztolcm ana w Ekw adorze, w ostatnim roku podróży po A m e
ryce. 2) Znacznej części dubletów z podróży p e ru w ia ń s k ic h . 3 ) Znacznej części dubletów z wy
praw y dra D ybow skiego i K alinow skiego na K am czatkę. 4) K olekcyi ptaków zebranych w Sidemi (k ra j N ad am u rsk i) p. K alinow skiego. 5 ) K o lek cyi ptaków zebranych przez Jan k o w sk ieg o , w t e j że samej miejscowości. 6 ) B ardzo ważnej k o le k cyi zebranej przez K alinow skiego, w ciągu dw u
letn ieg o pobytu w K orei. 7 ) Z bioru ptaków zakupionych d w ukrotnie przez h r. K s. B ranickiego w P aryżu; w zbiorze tym c e lu ją przedew szystkiem p tak i rajsk ie, stanow iące.w spaniałą ozdobę m uze
um . N adto zasłu g u je na uw agę samica niedaw no opisanego D rep an o rn is B ru ija i, k tó reg o je d y n y okaz z n a jd u je się w muzeum J a r d in des P la n te s, ja k o też kilkanaście gatunków gołąbków now ogw i
n ejsk ich ( P t i l o p u s ) św ietnie ubarw ionych. 8 ) P ięk n eg o zbioru ptaków syberyjskich, zebranych przez p. Jankow skiego; zbiór te n składa się ze 110 gatunków , a ozdobą zbioru je s t now y g atu n ek po- ćw ira (E m beriza), b lisk i bardzo z syberyjską Cioi-
| des, opisany świeżo przez p. W ł. T aczanow skiego.
N a uw agę rów nież zasługują wyborowe 3 okazy puchacza usuryjskiego (U rru a B lack isto n i), n ale-
\ żące do rzadkości ornitologicznych, bo znanych j e s t pięć okazów, z których trzy posiada m uzeum F ra s k a ti, a dwa L ondyn. 9 ) K olekcyi owadów krajow ych po ś. p. J a n ie W ańkow iczu. 10) Zbio-
j r u m uszli po ś. p. księciu W ładysław ie L ubom ir- [ skim (ja k o depozyt), składającego się z 8 0 00 ga-
j tunków .
N adto, w o statnich czasach, muzeum we F r a -
| sk ati, w zbogacone zostało cennem i daram i: l ) p a na K azim ierza D rzyniew icza, oficera m arynarki ro s - sy jsk iej, k tó ry ofiarował 14 g atu n k ó w ptaków , po
chodzących z wysp F ilip iń sk ich , 2) p. W achow icza, dx-ogom ana am basady w P e k in ie , któ ry nad esłał n a d er okazału egzem plarz bażanta (P h a sia n u s v en e- ra tu s) 3) Nowo opisany b ażan t z M erw u P h a sia nus K om arovii. K olekcyje w m uzeum F ra s k a ti są ju ż uporządkow ane, zdeterm inow ane, a znaczna część, piękniejszych okazów w ypchana, n iety lk o z państw a sk rzydlatego, ale także i z grom ady zw ierząt ssących. W ypychaniem zw ierząt w m uzeum F ra s k a ti, tru d n i się A ntoni Ł astow ski, k tó ry n ie dawno kosztem h r. K s. B ranickiego jeźd z ił na nau k ę p rep aro w an ia i w ypychania zw ierząt, do
P aryża. j . S.
IV WSZECHŚWIAT.
N r 29.
OGŁOSZENIA.
P A M IĘ T N IK F IZ Y J O G R A F IC Z N Y .
W yszedł z d ru k u tom Y I I za r. 1887. W y daw nictw o P am . F iz. p rzy jm u je p re n u m e
ra tę na tom V I I I w ilości 5 rb. w W arszaw ie, a 5 rb. 50 k. z p rz esy łk ą. Nowi p renu m era- torow ie i nabyw cy tom u Y I I m ają praw o do kupow ania tom ów z la t poprzednich po cen ie pren um eracyjnój.
BIBLIJOTEKA PRZYRODNICZA WSZECHŚWIATA.
w ydaw ana z zapom ogi K asy im. M ianowskiego.
O P U Ś C IŁ Y P R A S Ę
Z.A_S_A_:C>3r M E T E O R O L O G I I
przez H. Mohna,
p rzeło żył St. K ram szty k ,
8° str. X V I, 318, V I z 43 drzew o ry tam i w tekście, oraz 24 tablicam i litografow anem i,
c e n a rb. 2.
D A W N IE J W Y S Z E D Ł
Krotki Przewodnik do zajęć praktycznych z Botaniki mikroskopowej
przez dra Edwarda Strasburgera,
prof. uniw . w Bonn,
8° str. X , 368, V I ze 115 d rzew orytam i w tekście.
c e n a r b . 2 .
P ren u m erato ro w ie W szechśw iata, w noszący p rz ed p łatę w p ro st w redakcyi, za nadesłaniem po rb. 2 na każde z dzieł pow yższych, mieć je będą przesłane pod opaską pocztową.
j- —) ZEje^7'ejE3ZEBZE3TlT l
JEDNOSTKI I STA ŁE FIZYCZNE
p rz e k ła d J . J . B oguskiego, w ydanie z zapom ogi K asy im. M ianow skiego, staraniem redak cyi W szechśw iata. W arszaw a, 1885. C ena rb. 1 k. 20.
Z N A JD U JE S IĘ POD PRASĄ:
Prac matematyczno-fizycznych tom
T reść:
Dział pierwszy: Rozprawy.
1. O p raw dopodobieństw ie błędów p rz y p a d k o w ych; przez W ład. Gosiewskiego.
* 2. W łasności i n iek tó re zastosow ania w rońskia- nów; przez S. D icksteina.
3. Studyja nać W ład . N atansona.
4. O zadaniu T aita; przez tegoż.
5. O obliczaniu blasku obrazów optycznych przy u k ład zie soczewek k ulistych; przez A. H ołow iń- skiego.
6. O m etodzie oznaczania rosszerzałności cieczy, p rzez J. J. B oguskiego.
i o p ra c a c h ś. p. J a n a Jędrzejew ioza w dziedzinie a stronom ii i m eteorologii; przez J . K owalczyka.
2. W iadom ość o p raco w n i fizycznej Muzeum p rzem ysłu i rolnictw a w W arszaw ie i p racach w niej w ykonanych; przez J. J. Boguskiego.
B. 1. P rzeg ląd p ra c z dziedziny g ieo m etry i w ie low ym iarow ej; przez S. D icksteina.
2 . 0 podstaw ach cy n ety c zcej teo ry i gazów ('dysku*
. syja pom iędzy T aitem a B oltzm annem ); przez W ł.
N atansona.
3. Poglądy P la n c k a n a zasadę zachow ania ener-
K m . " i “ p ~ O l ,* * ,™ .! .; p ™ ,
.” ■ 1 C. Spraw ozdania z piśm iennictw a polskiego-
w d zied z in ie n au k m atem atyczno-fizycznych, za la ta 1886 i 1887 (stanow iące ciąg dalszy w zak resie p rzy to czo n y ch nauk, w ydaw nictw a p. t. „Spraw ozda z p iśm ien n ictw a naukow ego polskiego w dziedzinie n a u k m atem atycznych i przyrodniczych; tom ów 4 , za lata 1882 do 1885); przez J. J. Boguskiego, , , A. Czajew icza, S. D icksteina, W ł. G osiewskiego, Dział drugi: Sprawozdania. , a . IIołow ińskiego, L. K leckiego, S. K ram sztyka, A. 1. W iadom ość o o bserw atoryjum w Płońsku Edw . N atansona, Wład. N atansona.
^ 03B0aeH0 IJ,eH3ypoio. B apniasa 1 Iioaa 1888 r. D ru k E m ila Skiw skiego, W arszaw a, Chm ielna Na 26.
M 29. Warszawa, d. 15 Lipca 1888 r. T o m V II.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."
W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2
Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10
półrocznie „ 5 Prenumerować można w Redakcyi W szechświata
i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P . D r. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b.dziek.
Uniw., m ag K. Deike, mag.S. Kramsztyk, W ł. Kwietniew
ski, W. Leppert, J . Natanson i mag. A. Slósarski.
„W szechśw iat1* p rzyjm uje ogłoszenia, k tó ry c h tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nau k ą, na następujących w arunkach: Za 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 '/a,
za sześć n astępnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
iLdres ZESed-ałscyi: ISIrałsio-wsłsie-IFrzed.ra.ieście,
2
STr6 6
.Y ZJAZD
Z jazd p rzy ro dników i lek arzy polskich, m ający się odbyć niebaw em we Lw ow ie, dow odzi, że m yśl poczęta i w ykonana przed 19-tu laty w K rak o w ie nie zam arła lecz owszem staje się czynem coraz w ybitniej
szym, coraz więcći grom adzącym p raco w ni
ków i m iłośników w zakresie n au k p rzy ro dniczych i lekarskich.
F a k t te n ju ż sam p rzez się mógłby k o rzystne daw ać tym zjazdom św iadectw o, przekonyw a bowiem , że co spraw ozdaw ca w D zienniku poznańskim w y rzek ł o p ie rw szym zjeździe w K rakow ie, to z wszelkiem , a ściśle biorąc z większem jeszcze praw em , stosować się może do następnych. O to j e go słowa: „W ażne to i tem ważniejsze, że wcale nie polityczne zebranie. Boć zape
wne każdy przyzna, że co się tyczy inten- cyi, to na zabaw ę nie zjeżdża n ik t do K ra kow a z Poznania, L w ow a, W arszaw y, P a ry ża
iB ukaresztu; co się zaś tyczy skutku,
to nie będzie w liczbie zebranych ani je d n e go, coby m ógł powiedzieć jaw n ie, że zjazd dla niego był bez korzyści, jeżeli z niego korzystać p ra g n ą ł i potrafił; a conajm niój, przyzna ka.żdy, że zjazd ten nie odbył się bez korzyści d la nauki polskiój i dobra p u - blicznego“.
G dy ju ż i w k ra ju naszym w ieloletnia p ra k ty k a u tw ierd z iła takie o zjazdach p rz e konanie, to gdyby była jeszcze potrzeba w skazywać bliżój ich rzeczyw iste znaczenie, to określiłbym je najprościej, n azyw ając je zjazdam i A kadem ij i T ow arzystw n au k o wych, ruchom em i. Cel bowiem jed n y ch i drug ich taki sam, t. j . popieranie postępu wiadomości, zbiorow em i siłami; z w a ru n ków jed n ak odm iennych w ynikają też w ła ściwe jednym i drugim korzyści i niedog o
dności. D ziałan ie A kadem ij trw a łe , n ie p rzerw ane, d aje też możność zajm ow ania się badanym przedm iotem aż do zupełnego w yczerpnięcia rzeczy; p ra c a nieprzyn agla- na zakresem czasu, k ró tk o w ym ierzonym , zezw ala n a ściślejszy rozbiór i p o trzeb ną rosp raw ę i to je s t ich n iew ątpliw ą k o rzyścią.
K orzyści tój nie mogą m ieć zjazdy; w y
stęp u ją one chwilowo, w różnych odstę
450
WSZECHŚWIAT.N r 29.
pach czasu, nigdy je d n a k częściej ja k coro
cznie; p raca ich zatem , z konieczności spie- szn iejsza,nieraz w yczerpać się nie daje, gdy zw łaszcza mnogość p rzygotow any ch m ate- ryj nie dozw ala dla jed n aj czasu nad m iarę przeciągać. W szakże, co w ciągu zjazdu było poruszone a nie w yczerpane, to może być zaczynem p racy pozjazdow ój, a, ja k o tem w yraziłem się w innem m iejscu: „co je d e n zjazd zasieje, to na następnym w ydać może owoce”.
A le ja k a ż natom iast korzyść w ynika dla zjazdów z ich ruchom ości, zm ienności sk ła
du i miejsca! N ieograniczona przepisem liczba członków i uczestników zbliża tu do siebie badaczy, rozdzielonych od siebie czę
sto w ielkiem i przestrzeniam i, którzy p ra cu ją c w tym samym lub bliskich sobie p rz ed m iotach, zn ajd u ją pożądaną możność po ro zum ienia się wzajem nego, udzielenia sobie poczynionych spostrzeżeń, przedsiębranych doświadczeń i widoków n ad a l.
Co więc w to w arzystw ie o stałym poby
cie chyba dopiero dłu g ą, uciążliw ą i w każ
dym razie mniej skuteczną korespondency- ją dałoby się osięgnąć, to dzieje się tu żyw ą w ym ianą m yśli w gronie osób, pow odow a
nych je d n y m popędem służenia nauce a nie- m ającem innej w składzie swoim granicy, prócz tój ja k ą zakreśla jed y n ie wTłasna chęć, dobra wola, lub w reszcie możność g dziekol
w iek po bożym świecie rozm ieszczonych p ra cow ników wspólnego zaw odu. W takiem to świeżo zaw iązanem gronie uściśnienie k o leżeńskiej dłoni ma znów ten m agiczny sk u tek, że naw et najprzeciw niejsze zdania nie pociągają za sobą n iefo rtu n n y ch sprzeczek, budzą w zajem ną w yrozum iałość i poczucie koleżeństw a, z czego w ynika, że to co w od
daleniu m ogłoby podsycić nam iętność, tu prostą d rogą do porozum ienia prow adzi.
Może w idoczniejszą jeszcze korzyść n a
stręcza sama zm iana m iejsca zgrom adzenia.
J a k bowiem m iałem ju ż sposobność w yrazić się o tem przy zagajeniu pierw szego zjazdu w K rakow ie, zyskują n a niej uczestnicy; bo każde m iejsce czasowego p obytu nastręcza im now y zasób w płodach p rzy ro d y , zb io rach, zakładach i w szelkich, jak iem i rospo- rządza, środkach naukow ych, z któ rych czer
pać m ogą od upodobania, zyskując przez to sposobność p op ierania, stosow ania lub u zu
pełniania m niem ań i osięgania pew niejsze
go w ypadku przedsięw ziętych badań. Z y sku ją niem niej i odw iedzane okolice, bo zgrom adzeni badacze, przynosząc z sobą za
sób dośw iadczenia, mogą dla ich pożytku dokonać tego połączonem i siłam i, czemu miejscowe podołać nie mogły.
Jeż eli ze zjazdem naukow ym połączy się jeszcze w ystaw a przedm iotów odpow iednich zajęciu jeg o uczestników , znaczenie jeg o znakom icie to podnosi: bo urządzający nie- przestając n a zasobach m iejscow ych, s ta ra ją śię sprow adzić to wszystko, co, obchodząc zbliska p rzed staw iane naukow e zawody, d a
je możność ocenienia jed n y m rzu tem oka, na co w danym k ie ru n k u zdobyła się n au k a i sztuka i ja k im w zbogaciła się p rz y b y t
kiem , do czego starczy własne bogactwo ziem i i przem ysłu, a czego gdzieindziej po- szukiw aćby należało.
G dzie ty lko pozw alały okoliczności, n i
gdzie obok naukow ych zajęć zjazdu, nie za
pom niano i o jego tow arzyskiej stronie. M a ona też zap raw d ę pow ód wyższy od samej ro z ry w k i, chociaż obok m ozolnych zajęć naukow ych i tej potrzeb a łatw o zrozum ieć się daje; pow ód uspraw iedliw iony zresztą samem nazw iskiem zebrań tow arzyskich.
W ym iana myśli, nie krępow ana ścisłym przepisem naukow ych posiedzeń i dlatego n ieraz w sw obodniejszej formie u zu p ełn ia
ją c a poruszone na tychże przedm ioty; spo
sobność zetknięcia się z osobami, k tó re się poznać pragn ęło , lub k tó ry ch poznanie za
w iązu je trw a ły naukow y lub przyjacielski stosunek; w śród takich usposobień ożywio
na rozm ow a, okraszona połyskam i dowcipu, odśw ieżająca i podniecająca um ysł pracą zaw odow ą jed n o stajn ie nękany; oto ko rzy ści, k tó re oprócz ow ocu zajęć ściśle nau ko w ych, zjazd y badaczów z sobą przynosić pow inny.
W u zn an iu tych różnych korzyści daw no ju ż zjazdy naukow e, mianowicie p rz y ro
dnicze, zaczęto u rząd zać zagranicą. H a słem do tego była odezw a O kena, wydana, w ro k u 1822. S m utne to jed n ak były cza
sy, b o'w o bec podejrzliw ości rządów n ajpo
ważniejsi naw et uczeni obaw iali się należeć
do zjazdów . Było więc na owym pierw szym ,
odbytym w L ip sk u ledw ie dw unastu, a to
razem ju ż z czterem a miejscowym i. Cho-
N r 29.
WSZECHŚWIAT.451 ciąż w roku 1824 król baw arski oświadczył
„że mu zjazd będzie m iły ”, niew iele to skutkow ało, bo w szystkich uczestników w W u rzb u rg u było zaledw ie 30-tu. O dtąd liczba statecznie się zw iększała, aż w roku 1828 w B erlinie doszła do 466, gdzie też podobno poraź pierw szy między przy b y ły mi znajdow ali się polacy. P oniew aż te zjazdy z niejaką oscylacyją liczby uczestni
ków odbyw ają się dotychczas corocznie, ciekaw ą więc i nauczającą byłoby rzeczą, przedstaw ić w jedny m obrazie skutki, ja k ie odniosła z nich n au k a w teoryi i zastosow a
niach praktycznych. Rzecz ta wszelako przechodziłaby daleko za zakres pobieżne
go arty k u łu , k tó ry tu skreślić zam ierzyłem , jed y n ie w myśli zw rócenia uw agi kolegów p rzyrodników i lekarzy na zjazd odbyć się m ający we L w ow ie ju ż w niedalekim te r
minie.
W ogóle uw ażając, cel naszych zjazdów nie może być innym ja k i zagranicznych;
w yw ołuje j e bowiem taż sama potrzeba łączności pracy i tow arzyskości. W łaści
wość je d n a k stosunków spraw ia, że chociaż pod pew nym względem sk u tk i ich nie do
rów nają postronnym , to przecież większe jeszcze niż gdzieindziej m ają one dla nas znaczenie.
Ileż bowiem u nas stron oczekuje jeszcze p racy około zbadania p rzy ro d y , popędu w zasobach przem ysłu, zbadania w arunków hygijenicznych i stosow nych w tym celu za
rządzeń. Pom oc w tej m ierze, ja k ą p rz y nieść m ogą przybyli koledzy w zawodzie, ju ż sama przez się podnosić dla nas musi znaczenie przedsiębranych zjazdów . Tej też strony w zjazdach dotychczasow ych n i
gdy nie spuszczano z uw agi. B adania n a u kow e przechodzące zakres stosunków m iej
scowych, oczywiście pom ijane być nie mogą i pom ijane nie były, bo inaczej byłoby to w yrzeczeniem się p ra w a należenia do cyw i- lizacyi pow szechnej, zaparciem się udziału w postępie wiadomości. Co też w tym kie
ru n k u dokonanem zostało, może być chlu
bnym dowodem, że, niespuszczając z uwagi pracy dokonywanej gdzieindziej, staw iam y n a polu nauki k ro k i sam odzielne i samo
dzielną też pracą dorzucam y przyczynki do skarbnicy wiedzy.
Że ich mniój niż gdzieindziej, kogoż dzi-
wićby to mogło kom u znane nasze położe
nie, nasze rozerw anie i owa duszna atm o
sfera, ja k a nas ciągle otacza. D ow ód to jeszcze niem ałej zapraw dę energii, że i to,
co się zrobiło, dokonać się dało.
Zjazdy je d y n ą do tego nastręczają sposo
bność; one rosproszonym po różnych za
kątk ach k ra ju dozw alają się naw zajem od
szukać, odczuć bicie bratniego serca i sta
nąć wspólnie pod sztandarem pracy i m iło
ści. O ile stro n a tow arzyska zjazdów do tego przyczynić się może, zbytecznem było
by zw racać na to uwagę: jeżeli wszędzie ma ona niem ałe znaczenie, to w naszych sto
sunkach mieć m usi tem większe.
W śród takich stosunków niedziw , że urządzający pierw szy zjazd w K rakow ie długo w ahali się z przyw iedzeniem zam iaru do skutku. O statecznie je d n a k w zgląd na jaw iące się właśnie ożywienie ru ch u w za
kresie n au k przyrodniczych, przekonanie o obow iązku w yszukiw ania now ych i sku tecznych dróg do ich p op ierania i obracania na pożytek k raju , zaufanie wreszcie w b ra tnie i koleżeńskie uczucia rosproszonych j e dnego zaw odu pracowników' przew ażyło szalę na stronę powziętego zam iaru.
Ze mimo niekorzystnych w arunków g ru n t b y ł do tego dostatecznie przygotow any, do
wodzi ju ż na pierw szym zjeździe nietylko liczba uczestników przechodząca w szelkie oczekiwanie, ale i ilość i rodzaj prac na nim przedstaw ionych. Nie wynikło to naw et ja k b y sądzić można z pow abu nowości, bo każdy zjazd następny daw ał dowody postę
pu, ta k co do liczby uczestników , ja k coraz większój liczby sam odzielnych prac ściśle naukow ych, ja k wreszcie co do ożywionych zajęć tow arzyskich. O dbyły się te zjazdy:
pierw szy w K rakow ie 1869 r., drugi, nie- mogąc dla przeszkód politycznych przyjść do skutku w P o znan iu , n astąp ił we L w o wie 1875 roku, trzeci w K rakow ie 1881 roku, czw arty w reszcie w P o zn an iu 1884 roku.
W szystko w skazuje, że nadchodzący zjazd piąty we Lw ow ie, niety lk o pod żadnym względem nie u stąp i poprzednim , ale, ja k nauczyło dośw iadczenie, przew yższy je jesz
cze n a słuszną pociechę tego m iasta, a k o rzyść całego n aro d u .
D r J . Majer.
452
w s z e c h ś w i a t.N r 29.
O M E T O D Z IE
BADANIA NAUKOWEGO.
(Ciąg dalszy).
Ja k o w zór k o n stru k cy i naukow ej i odpo
w iednio zastosow anej m etody staw iać n a le ży m atem aty k ę czystą, za nią. idzie dopiero m atem aty k a stosow ana z m echaniką, dalej reszta fizyki, chem ija i dopiero w dru gim rzędzie stoją inne gałęzie n a u k p rz y ro d n i
czych, n au k i historyczne, filozoficzne, p ra wnicze i t. d. M atem atyka czysta stanow i w praw d zie w obecnej dojrzałej form ie w y łącznie pojęciową czyli a b stra k c y jn ą nauk ę, k tó ra, poczynając od konstato w an ia pojęć najogólniejszych i najpew niejszych, albo tak zw anych aksyjom atów , w y p row adza z nich zapom ocą prostego logicznego ro z u m ow ania całe szeregi w yw odów czyli tw ie r
dzeń, z k tó ry ch każde n astępujące specyjal- niejsze zn a jd u je się w ścisłej zależności od poprzedzającego ogólniejszego czyli założe
nia (prem isy). W zajem n y zw iązek dw u ta kich tw ierdzeń albo p ra w id e ł je s t koniecz
ny i nierozerw any. T ym sposobem o trz y m uje się cały system p ra w id e ł, z k tó ry ch każde je s t pew ne, dow iedzione, nie dopusz
cza żadnego w y jątk u lu b zaprzeczenia. M e
to d a logiczna, zastosow yw ana p rz y dowo
dzeniu m atem atycznem , oznacza się, ja k p o w szechnie wiadom o, nazw ą m etody synte
tycznej czyli dedukcyjnej. W iadom o t a k że, że m etoda m atem atyczna zastosow ana, o ile się to da uskutecznić, do innych nauk, dostarcza im najpew niejszego śro d k a do w ykazania zasadności ich tw ierd zeń . D la
tego też m etoda m atem atyczna przedstaw ia wzór dla innych nau k , zdążających do osię- gnięcia rów nćj ścisłości; im bard ziej zaś n a u k a przybliża się do tego w zoru, im d o kładniej daje się ułożyć w system at d eduk- cyjny , tem łatw iej i skuteczniej d aje się p ra k ty c zn ie zużytkow ać. L ecz m atem aty ka n ie od ra zu zdobyła obecną logiczną sza
tę, nie rozw inęła się w tym p orządk u, w j a kim obecnie w y kłada się w szkołach, lecz pow oli w y tw o rzy ła się z oderw anych, poje-
dyńczych spostrzeżeń i w najściślejszym zw iązku z codziennie pow tarzającem i się fizycznem i objaw am i świata. P ow oli u d a
wało się ludziom obdarzonym syntetyczną zdolnością, dostrzedz w pow tarzających się zjaw iskach pewnej stałości i praw idłow ości, a następnie złączyć pojedyńcze p raw id ła w w iększą jedność. T ym sposobem pow sta
ły n ajp ierw p raw id ła liczbowe czyli nauka ra ch u n k u , w zastosow aniu ostatniej do rze
m iosł, do konstrukcyj m echanicznych i bu dow lan ych d ały one potem m atery ja ł do ułożenia zasad gieom etryi, do obliczeń m e
chanicznych, aż nareszcie powoli rozw inął się w spaniały gm ach dzisiejszej m atem a
tyki.
N ajw ym ow niejszych dowodów znaczenia m atem atyki i m etody m atem atycznej d o star
cza obecny stan m echaniki, k tóra rów nież z czysto spostrzegaw czej pierw o tn ie czyli dośw iadczalnej wiedzy zam ieniła się na p ra w d ziw ą syntetyczną naukę, w której każde tw ierd zenie zostaje udow odnionem przez obliczenie m atem atyczne. Za mecha
niką dążą pozostałe części fizyki i chem ija, któ re w ostatnim w ieku dopięły ju ż w yso
kiego stopnia doskonałości, astronom ija zaś stanow i w istocie d ział m atem atyki zastoso
wanej czyli m echanikę nieba. W ysoki roz
wój w spom nianych gałęzi nau k p rz y ro d n i
czych zaw dzięczać należy przew ażnie sto
sunkow o m ałej kom plikacyi objaw ów w z a kresie ciał m artw ych, czyli t. zw. objaw ów fizycznych w ogólnem znaczeniu i możności dow olnego p ow tarzan ia i zm ieniania tych objaw ów w stosow nie m odyfikowanych i zręcznie obm yślanych w aru n k ach . T akie co chw ila p o w tarzan e dośw iadczenie (eks
pery m en t) nie daje się w ykonać w astro no mii, k tó ra zniew olona je s t ograniczyć się na prostej obserw acyi objaw ów , odbyw ających się zd alek a i niezależnie od naszego w p ły w u i d lateg o też znaczna część je j w yw o
dów pozostaje n a zawsze hipotetyczną.
W podobnem położeniu ja k astronom ow ie, zn a jd u ją się badacze usiłujący rozjaśnić bieg objaw ów życiowych; nad stosowanem i przez nich m etodam i poniżej szczegółowiej się zastanow im y.
N ajtru dn iejsze zadanie p rzy p ad a w u d zia
le naukom , k tóre usiłują rozwiązać zagadki
w całym ta k różnobarw nym obszarze ducha
N r 29.
WSZECHŚWIAT.458 ludzkiego, t. j. nau k filozoficznych, h isto
rycznych, społecznych i t. p. T u nietylko zebranie m atery ja łu przed staw ia najwięk- ksze i często nieprzezw yciężone trudności, tu sztuczne dośw iadczenia tylko w najszczu
plej szym zakresie zdołano przeprow adzić (psychologija eksperym entalna), m atem aty
ka znajduje tu zastosow anie rów nież tylko w n ader ograniczonym zakresie i w formie nicdorów nyw ającej, co do pewności w ywo
dów, rezultatom , otrzym yw anym przy b a daniu św iata nieorganicznego (ja k o staty
styka). Sam a m etoda bad an ia przedstaw ia tu taj najw iększe trudności i braki,albow iem objawy życia um ysłowego w bezgranicznej swźj różnorodności odbyw ają się napozór zupełnie niepraw idłow o, w ydają się nieza- leżnemi od w arunków dających się ściślej określić albo przynajm niej ulegają w pły
wom dla naszego um ysłu zupełnie niepoję
tym. W praw dzie filozofija, roszcząc pre- tensyje do królow ania n a d w iedzą ludzką, i w skazyw ania je j kierunków , w których ostatnia rozw ijać się pow inna, sta ra ła się k ilk ak ro tn ie wznieść ko n stru k cy je syntety
czne, w ytw orzyć system aty idealne obejm u
jące całą esencyją wiedzy ludzkiej, lecz te napozór n ader w spaniałe gm achy okazały się zam kam i na lodzie, pozbaw ionem i trw a ły ch dośw iadczalnych (em pirycznych) fun
dam entów. N iedziw więc, że p rzy takiej w ątłości podstaw , małej przystępności m a
te ry ja łu , niedostatecznej pew ności i stałości metod, które dopiero powoli się wyrabiają,, niedziw, pow iadam y, że istnieje nieskoń
czona liczba najrozm aitszych poglądów , w części naw et Wręcz sobie przeciw nych, że żaden z nich nie daje rękojm i pewności i stałości, tylko przem aw ia mniej więcej przekonyw ająco do naszego rozum u. W szy
stkie działy ostatniej g ru p y n au k m ają d la tego jeszcze c h a ra k te r mniej więcej p ro w i
zoryczny, tw ierdzenia ich są jeszcze w p rz e
ważającej części hipotetycznem i (w yjąw szy może pewne działy historyi specyjalnej), we wszystkich ma jeszcze wielkie znaczenie au to ry tet badacza.
W nieporów nanie lepszem położeniu zn a j
dują się pod tym względem wyżej schara
kteryzow ane nauki eksperym entalne. T u nic się nie u znaje za pew nik, co nie zostało jakn ajściśiej dow iedzionem faktam i niepozo-
[ staw iającem i żadnej wątpliwości, wszystkie napozór niezgodne z tw ierdzeniem objaw y
; muszą być wyjaśnione, wszelkie w ątpliw o
ści usunięte. Ja k o fakt p rzyjm uje się ty l
ko praw dziw y przyczynow y zw iązek p o między dwoma następującem i po sobie o b ja
wami, niew ątpliw ie w ykazana zależność j e dnego od drugiego. U w zględnia się też n a
leżycie różnica pom iędzy istotną przyczyną i w pływ em ubocznym lub przypadkow ym (causa efficiens i causa occasionalis). A u to ry te t nie m a tu żadnej w artości, albowiem sama dostateczność lub niedostateczność d o starczonego dow odu rosstrzyga o ważności nowego spostrzeżenia, o doniosłości ogło
szonej pracy. L ecz poniew aż istnieją z j e dnej strony zręczni i by strzy o bserw atoro
wie, z drugiej zaś niezręczni i niedołężni, a przew aża tu, ja k we w szystkich działach tw órczości um ysłow ej, p ro d u k cy ja m iern o
ści, więc niedziw, że ludzie, k tó rzy licznem i now em i odkryciam i posunęli naukę n a
przód, byw ają obdarzani szczerszem zaufa
niem i w iększą czcią, niż um ysły z m ierne- mi zdolnościam i, które częściej p op ełniają om yłki i błędy.
Lecz jak k o lw iek m atem atyka i ekspery
m entalne gałęzie nau k przyrodniczych u ło żone zostały w szeregi deduk cy jne tw ie r
dzeń ściśle dow iedzionych, w ypływ ających je d n e z d ru g ich , to je d n a k i ta część w iedzy przedstaw ia pew ne braki i luk i, k tó re dają się tylk o w ypełnić hipotezam i. W id zieliś
my ju ż wyżój, że ta k zwane aksyjom aty s ta nowią ostateczne ogólne pew niki, k tó re w praw dzie w każdym szczegółowym p rz y p ad k u się spraw dzają, lecz nie d ają się ju ż
b liżejwyjaśnić, wysnuć z innych ogólniej
szych jeszcze pojęć. P rócz tego wspom nia
ne nau k i są zniew olone do p osługiw ania się pew nem i zasadniczem i pojęciami, k tó ry ch istota nie daje się
bliżejw yjaśnić, m ożna tylko wskazać w arunki, w k tó ry ch się w y tw orzyły i
b liżejokreślić ich zastosow anie.
Należą tu pojęcia siły, ru c h u , masy, czasu, nieskończoności, atom u i t. p., k tó re stano
wią tylko w yrazy dla oznaczenia różnych form, w ja k ic h objaw y św iata oddziaływ a
ją na nasz um ysł, ale nie dają nam jasnego w yobrażenia o istocie tych procesów. Nie- możemy się tu bliżej wdawać w metafizycz
ny ro zbió r tych pojęć, lecz wskażemy dla
454
WSZECHŚWIAT.N r 29.
przy k ład u tylko, że w yrazy „przyciąganie i odpychanie*' wzięte są n iew ą tp liw ie z ru chu naszej ręki, k tó ra p rzedm ioty zew nątrz nas pomieszczone p rzy ciąg a i odpycha i zo
stały n ajp ierw zastosow ane do określenia działania m agnesu, a następnie także do oznaczenia całego szeregu spow inow aco
nych zjaw isk, do b rze wiadom ych z codzien
nego dośw iadczenia, ale co do istotnej p rz y czyny zupełnie nam nieznanych. T ak sa
mo i pojęcia czasu i p rzestrzeni w ypływ ają ze sp ostrzegania pew nych procesów w n a szym umyśle: czujem y mianowicie, że nie zdołam y jednocześnie tw orzyć k ilk u myśli, ty lk o idee pojaw iają się je d n e za drugiem i;
rów nież i spostrzeżenia w y stępują kolejno, a to uczucie czyli w ew nętrzne spostrzeże
nie łącznie z poczuciem k u rczen ia się m ię
śni, szczególnie ocznych, postępujących za przesuw ającym się przedm iotem w ytw arza pierw otn e pojęcia czasu, ru c h u i p rz e strz e ni, do którego przyłącza się dalej uczucie odporności czyli m asy albo ciężaru p rz y od
działyw aniu na nasze zm ysły p rzedm iotu, nienależącego do naszego w łasnego ciała.
D alsze d y jalektyczne obrobienie tych pier
w otnych i surow ych pojęć, ich w iększe u o gólnienie z jednaj strony, bliższe określenie z drugićj, doprow adziło powoli do n a d a nia odpow iednim w yrazom tego znaczenia, w któ rem obecnie pow szechnie są używ ane w nauce.
P rzytoczone tu p rz y k ła d y w skazują nam je d n a k zarazem , że w szystkie zasadnicze nasze pojęcia m ają, ja k to ju ż wyżej było w zm iankow anem , swoje źródło w spostrze
żeniach czynionych z je d n e j stro n y na p ro cesach odbyw ających się w naszym w ła
snym um yśle, z drugiej zaś stro ny w otacza
jącym nas świecie. Nie jesteśm y wogóle w stanie w yrobić sobie w y o brażenia o p ro cesach odbyw ających się poza sferą naszego spostrzegania. Nie zdołam y dlatego p rzen i
knąć wyobraźnią w nieskończoność w szech
świata, ja k również uchw ycić nieskończenie m ałą cząsteczkę czyli atom.
P ojm ujem y, że czas i p rzestrzeń m uszą być bezgranicznem i, ale dlatego tylko, że um ysł nasz bez ustanku je s t czynnym , za jed n y m przedziałem przestrzeni i czasu za
wsze szukać będzie drugiego, z dru g iej zaś s tro n y zdołam y sobie utw o rzy ć w yobraże
nia tylko o przedm iotach zajm ujących o gra
niczoną p rzestrzeń, o ruchach tylko docho
dzących do pew nego kresu. Te sprzecz
ności i b raki w naszych zdolnościach um y
słow ych od działyw ają n atu raln ie także na zakres naszej wiedy, staw iają jej n iep rze
by te dotąd granice, poza którem i pozosta
wiona je s t fantazyi swoboda do w ypełnienia je j swojem i tw oram i. Nie można wątpić, że z czasem granice te się rosszerzą czyli właściw ie tylko się posuną, ale czy um ysł lud zki nabędzie kiedyś wszechwiedzy bo
skiej?
O to ju ż nie p rzedm iot dyjalektycz- nego rozbioru, ale pytanie w kraczające
w zakres w iary.
Istn ieją więc pew ne granice poznaw ania i wiedzy, k tó re dają się ściśle określić. W e w n ątrz tych granic w iedza, śledząc objaw y św iata, spostrzega całe szeregi faktów , zw ią
zanych pom iędzy sobą nierozerw anem spoi
dłem przyczyny i skutku. T akie p rz ek o nanie wynosim y z gruntow nego badania objaw ów św iata czysto fizycznego i, trzy m a
ją c się niezłom nie tego przekonania czyli zasady, że nic w nim nie dzieje się p rz y padkow o, każdy o bjaw musi mieć swoję w łaściw ą dostateczną przyczynę, unikam y nieskończonego szeregu złudzeń i błędów, który ch p astw ą stalibyśm y się, przyjm ując in ną zasadę. To pojęcie o niezm ienności p ra w id eł rządzących światem n ieorganicz
nym należy w praw dzie także do aksyj orna
tów, niedających się ostatecznie dowieść, ale dla zebrania rzetelnej wiedzy ma takie sa
mo znaczenie, ja k i inne w spom niane aksy- jo m aty: stanow i ono kom pas w lesie obja
wów, k tó ry jed y n ie nam um ożliw ia w ynale
zienie drogi właściwej.
Jeżeli uw zględnim y, że św iat żywy za
w isły je s t w zupełności od św iata n ieo rg a
nicznego, że sk ład a się z ciał ulegających tym sam ym praw id łom , co i m artw a m ate- ry ja i po skończeniu życia zam ienia się w ostatnią, nastręcza się mimowoli potrzeba zastosow ania do pierw szego
tej samejm e
tod y b adania, tych sam ych zasad, ja k w fi
zyce i chemii. I w samej rzeczy, n au ki bi- jologiczne poczyniły niezm ierne postępy od czasu, gdy zaczęto do nich stosować praw i
d ła poznane p rzy badaniu św iata n ieo rg a
nicznego, gdy rzucono w k ąt wszelkie h i
potezy oddzielnych sił życiowych i p o sta ra
N r 29.
WSZECHŚWIAT.455 no się w ykry ć fizyczną, przyczynę objawów.
W p raw d zie stoim y jeszcze na pierw szych szczeblach wysokiej góry, do której szczytu się wspinam y, ale osięgnięte rezu ltaty nie pozwalają, ju ż w ątpić, że nau k a znajduje się na właściwej drodze, po którćj postę
pując dalej k ro k za krokiem przybliży się coraz bardziej do ostatecznego celu. Czy go nareszcie dopnie, tego nateraz przew i
dzieć nie można.
Powyżej wskazaliśm y już, że, przechodząc od objaw ów życia do objawów um ysłow ych, znów spotykam y liczne łączniki pom iędzy jednem i i drugiem i. P raw d a , że wiedza ze
b ra n a w zakresie m artw ego św iata, praw ie żadnego nie rzu ca św iatła na istotę obja
wów duchow ych, ale zato procesy życiowe przedstaw iają pow olne stopniow anie od ob
jaw ó w życia roślinnego do czynności n e r
wowych, zm ysłow ych, um ysłowych, aż n a
reszcie u człow ieka w ystępuje refleksyja, celowa z góry obm yślona działalność i sa- m owiedza. Jeżeli przytem uw zględnim y, że i m yślący człow iek ściśle je s t zw iązany z otaczającą go jirzyrodą., zależy od w pły
wów fizycznych i organicznych, pow staje z kom órki tak samo ja k i inne żywe o rga
nizmy i stanow i ja k b y rodzaj m ikrokosm o- su, łatw o pojąć m ożna dążność do p rz y p u szczenia jednak o w y ch praw rządzących ca
łym wszechświatem, do w ytw orzenia jednaj ogólnej niepodzielnej nauki, do poznaw ania
jednejogólnej bezw zględnej p raw d y , p o ja
wiającej się tylko w różnych postaciach w tw orach harm o nijnej całości w szechśw ia
ta; Jestto w praw dzie znow u tak i sam aksy- jo m at ja k i inne, j a k aksyjom at o trw a ło ści m ateryi i sił, wzajem nej zależności p o m iędzy przyczyną i skutkiem , a naw et nie
rów nie mniej pew ny, m niej jasn o u w y d a
tniający się.
A le w każdym razie możemy polegać tak samo na przek o n an iu o jeg o praw dziw ości, jak o słuszności innych aksyjornatów, a p rzy najm niej je s t on rów noupraw nionym , jeśli nie wyżej stojącym od poglądów odm ien
nych) przypuszczających różnorodność p rzy czyn działających w różnych sferach obja
wów świata. T en u n itarn y czyli monisty- czny pogląd daje się w ybornie pogodzić z poglądam i religijnem i, w skazuje istnienie jednego stwórcy i kierow nika św iata, które
go nasza wyobraźnia dosięgnąć nie potrafi, gdy tymczasem pogląd przeciw ny (d u ali
styczny) obdarza stwórcę wszelkiemi u ło mnościami i niedostatkam i przy ro dy lu d z
kiej. P rzy j ą wszy ten pogląd, nie wolno namju ż zbaczać z raz w ytkniętej drogi, należy szukać praw idłow ości we wszystkich obja
wach świata, a w razie, gdy niektóre z nich w ydają się niepraw idłow e mi, niepodlega- jącem i ogólnym praw om , nie w ypada za
liczać ich do rzędu w yjątkow ych w ydarzeń, albowiem w yjątku w prawidłow ości nie m o
żna przypuścić, ale należy je odnieść do ograniczoności naszej wiedzy i nieudolności poznaw ania. T ak a nieudolność w pogodze
niu poczucia niezależności woli ludzkiej z prawidłow ością w szechśw iata skłania w ię
kszość osób do przechylania się ku duali
stycznym poglądom .
(d. c. nast.).
P rof. H en ryk Hoyer.
PRZYCZYNEK DO OBYCZAJÓW
E E Ł C
(FROTOPTEEUS).
W grom adzie ry b zasługuje na uwagę niew ielka grup a,
którejprzedstaw iciele po
siadają nietylko skrzela ale i płuca i stąd g ru p a ta o trzym ała nazw ę ry b dw udysz- nych (D ipnoi) i była przedm iotem badań w ielu znakom itych zoologów (Ow en, Milne- E d w ard s, H ux ley , G u nther i w. in.).
D w udyszne, zw ane także nipłazam i, tw o rzą ogniwo, łączące grom adę ry b z ziem no- wodnemi czyli płazam i, albow iem m ają ce
chy wspólne dla obudw u ty ch grom ad.
O gólną postacią ciała p ok ry teg o łuskam i,
budow ą szkieletu, skrzelaini, oraz ustrojem
k an a łu pokarm ow ego, zbliżają się d w u d y
szne do ryb; przeciw nie zaś, serce, złożone
z dw u przedsionków i
jednejkom ory, jam y
nosowe otw ierające się do ja m y gębow ej,
jako też płuca, zbliżają te zw ierzęta dQ
płazów,
456
WSZECHŚWIAT.N r 29.
D w udyszne zamieszkują, w ody słodkie bagniste, gorących k ra jó w A fry k i (P ro to - pterus), A m eryki (L e p id o siren ) i A u stra lii (C eratodus) i to mają. szczególnego w sw o
ich obyczajach, że w czasie suszy, gdy w o
dy zam ieszkiw ane p rzez nie w ysychają, r y by te zag rzeb u ją się na k ilk a stóp w m uł lub ziemię i robią sobie nory, w których przebyw ają podczas suszy, oddychając p łu cam i dotąd, dopóki nie n astan ą deszcze i nie n apełnią wodą bagien.
Nora skrzeloa.
Z dw udysznych, n ajlep iej zb adan y został skrzelec (P ro to p te ru s a n n e c te n s), k tó ry m ieszka w bagnach n ad brzeg am i n iek tó ry c h rzek w A fryce, a m iędzy innem i i nad B iałym Nilem. Podczas suchej p o ry ro k u P ro to p te ru s zagrzebuje się dość głęboko w ziem i lu b w szlamie, p okryw a się pow ło
ką, to rebkow atą, utw orzoną ze śluzu oraz szlam u i przebyw a w tem dziw nem sc h ro n ien iu , p og rążo n y w śnie letargicznym .
K ilk a razy u daw ało się przyw ieść do E u ro p y P ro to p te ru sa p o krytego stw ard n iałą torebką, ze szlam u. B a rtle tt i K rau sa w y
kazali, że w ew nątrz tej to reb k i ry b a u k ład a się w ten sposób, że p rz y jm u je form ę ow al
ną i je s t p o k ry ta pow łoką; bez wyraźnej budow y, b arw y b runatn ej, k tóra w rostwo- rze potażu gryzącego staje się jaśniejszą, ale się nie rospuszcza; pow łoka ta pow staje ze śluzu, k tó ry zw ierzę w ydziela na p o w ierzchni swego ciała.
P ro to p te ru s p o k ry ty pow łoką to reb k o w atą, leży w jam ie czyli gnieździe, do k tó rego pro w adzi kanał, bardzo ciasny, o ścia
nach g ład k ich , pj-zypom inający m ysią norę.
W dolnym końcu k an a ł ten je st zam knięty deneczkiem na 2 — 3 cm grubem , k tó re p o wstaje ze zgrubiałej pow łoki b ru n a tn e j, p o kryw ającej zw ierzę. D eneczko w spom nia
ne, oddziela k an ał od rosszerzonej części n o ry i przypom ina osadzeniem swojem bło
nę bębenkow ą ucha u człow ieka i u zw ie
rz ą t ssących. W deneczku tem zn a jd u je się otw ór w ielkości głów ki od szpilki, położony blisko brzegu.
P ro f. W iedersheim (A nat. A nzeiger, 2 J a h rg . 1887, N r 23, H u m b o ld t H f. 6, 1888 roku), dokładniej jeszcze zb ad ał P ro to p te rusa, zam kniętego w torebce o chronnej.
P o oddzieleniu, p rzy pom ocy m łotka i d łu tk a, m asy stw ardniałego szlam u, ota- i czającego rybę, prof. W iedersheim n a p o t
k a ł pow łokę b ru n atn ą, k ształtu podłużnie ow alnego, dokładnie pokryw ającą ciało P r o topterusa, po zdjęciu zaś tej pow łoki, przy zachow aniu w szelkich ostrożności, prof. W . p rzek o n ał się, że cała pow ierzchnia ryby b y ła pow leczona płynem jasny m , p o ły sku jącym , bard zo gęstym i lepkim , który, bezw ątp ien ia, o ch ran iał zw ierzę od w y
schnięcia.
P odczas zdejm ow ania wspom nianej p o w łoki, P ro to p te ru s n ie okazyw ał n ajm n iej
szego ru c h u , dopiero po wyjęciu go z tw a r
dej
pow łoki i w łożeniu do wody, posuw ał słabo głow ę naprzód, następnie zaś pow ol
nie i stopniow o zaczął poruszać całem cia
łem , u w aln iając się ze śluzu.
W czasie snu letargicznego ry b a wogóle
zw in ięta je s t w ten sposób, że pyszczek
zw ierzęcia schodzi się z ogonem w górnej
części torebki ochronnej, j a k to w skazuje
N r 29.
nasz rysunek. C iało P ro to p te ru sa zgina się pałąkow ato w tem m iejscu, w którem zaczyna się płetw a grzbietow a, część zaś tu łowia, nieprzyjm ująca udziału w zgięciu, w raz z głow ą wznosi się prostopadle. Sze
ro k i i płask i ogon pletw ow aty położony p rz y głow ie, ta k je s t zgięty, że otacza gło
wę od przodu i od góry na podobieństwo k ap tu ra .
O tw ór w deneczku czyli przegródce za
m ykającej wejście do szerszej części g n ia
zda, uw ażany je s t za otw ór oddechowy; b li
sko niego prof. W iedersheim znalazł masę biaław o-szarą, podobną do guana ptaków lub gadów.
Ja k k o lw ie k P ro to p te ru s posiada płuca, którem i może oddychać podczas snu le ta r- gicznego, to je d n a k prof. W . przypuszcza, że i szeroki ogon, otaczający głowę ryby we śnie pogrążonej, może służyć do oddy
chania, ja k o zaop atrzony w liczne naczynia krw iononośne.
A . S.
TEORYJA
W spółpracow nicy W szechśw iata nieraz mieli sposobność zapoznaw ać jeg o czytelni
ków, niekiedy naw et w sposób n ader wy
czerpujący, z h isto ry ją n a tu ra ln ą nafty. N i
gdy jednakże nie dotknęliśm y bliżej cieka
wego pytania, skąd też nafta wziąć się mo
gła w przyrodzie, czy uw ażać ją należy za ciało pierw o tnie utw orzone, czy też za p ro d u k t przem iany jakichś innych ciał pierw o
tnych, a w ostatnim razie — ja k ic h m iano
wicie? W szakże co do m nóstw a innych ciał, a szczególniej, co do ciał ta k zajm u ją
cych z pow odu swój użyteczności, istn ieją—
jeżeli nie dow iedzione to przynajm niej b a r
dzo praw dopodobne — teo ry je ich pocho
dzenia.
Nafta je d n a k je s t utw orem wielce zagad
kow ym i teoryją je j pochodzenia z samej n atu ry rzeczy nadzw yczaj tru d n o obmyślić.
Dlaczego tak je s t — zrozum ieć łatw o, jeżeli
się przypom ni je j skład chem iczny i w ła
sności. Zanim więc przejść sobie pozw olę do właściwego przedm iotu tej gaw ędki, m u
szę w krótkich słowach zatrzym ać się nad chem iją nafty.
Co dzieje się z naftą, kiedy spala się ona w naszój lampie? P ozornie znika bez śla
du — ale pozornie tylko, bo wszakże wie
my napew no, w krew niejako weszła nam ta zasada, że n ic w przyrodzie zginąć nie może bez śladu. W chw ili zapalania lam py każdy zauw ażyć m usiał, że kom inek szklany, k tórym otaczam y płom ień, p o k ry wa się rosą, tem w yraźniej, im był poprze
dnio chłodniejszy. G dybyśm y p o starali się zebrać tej rosy nieco więcej, n aprzy kład , obmyśliwszy p rzyrząd, w którym by pło
mień nafty by ł osłonięty jakim ś przedm io
tem, który m ożnaby było utrzym ać w stanie ciągle chłodnym i z któregoby rosę m ożna było zbierać dogodnie, to przekonalibyśm y się łatw o, że rosa ta je s t czystą wodą.—
Znam y też sposoby pozwalaj ące nam schwytać inny p ro d u k t spalenia nafty, gazowy, zw a
ny dw utlenkiem węgla. I wprost jeżeli zw ró cimy uw agę na to, jak prędko i znacznie psuje się, staje się dusznem, ciężkiem do oddychania, pow ietrze w zam kniętym p o koju, gdzie pali się k ilk a lam p naftow ych i jeżeli tę okoliczność porów nam y z dobrze skądinąd znanem i nam w łasnościam i d w u tlen k u węgla, to i bez pomocy złożonych przyrządów łatw o dojdziem y do wniosku, że drugim produktem spalenia n afty musi być w łaśnie dw utlenek węgla. T a k więc, zapomocą m etod bardzo prostych, a w łaści
wie na zasadzie spostrzeżenia, że płom ień nafty w ydaje parę w odną i gaz, nieod po
w iedni do oddychania, zdobyw am y w iado
mość, w co przem ienia się nafta w płom ie
niu, a dalej, zapomocą rozum ow ania ch e
micznego, którego dla jeg o nadzw yczajnej prostoty przytaczać tu nie chcę, dochodzi
my do wniosku, że w składzie nafty zn a jd o wać się musi w ęgiel i wodór.
W istocie, najściślejsze n aw et badania nigdy w żadnym g atu n k u czystej nafty nie odkryw ają niczego więcój, oprócz dw u po
wyższych p ierw iastków . N iekiedy tylko p rzy bardzo ścisłym rozbiorze udaje się wy
k ry ć w nafcie drobne ilości azotu,
cojed n ak
nie w pływ a n a nasze w yobrażenie o chemi-
458
WSZECHŚWIAT.N r 29.
cznćj natu rze nafty, chociaż d la teoryi,
o którój chcę mówić, stanow i fak t nadzw y
czaj w ażny. T a k więc n afta je st członkiem licznej bardzo rodzin y zw iązków chemicz
nych, k tó re nazyw am y w ęglow odoram i.
W ęg iel z w odorem tw o rzy związków tak wiele, że nazw anie ja k ie jś matex-yi w ęglo
w odorem jeszcze wcale nie objaśnia nas w ścisły sposób o jój składzie. W chodzić w bliższe objaśnienia, co do w ęglow odorów nie mogę, dlatego, że na to trzebaby m iej
sca bardzo dużo a i przygotow aw czych w ia
domości niem ało. Muszę je d n a k pow ie
dzieć, że w całej tój grom adzie zw iązków w yróżniam y dw ie ważne seryje: jed n y ch , stosunkow o bogatych w w odór, k tó re nazy
wamy węglow odoram i tłuszczow em i—i d ru gich, w w odór uboższych, a więc stosunko
wo bogatych w węgiel, k tó re zw ać będzie- my w ęglow odoram i arom atycznem i. Z ap a
m iętajm y teraz, że nafta głów nie, albo r a czej praw ie w yłącznie sk ład a się z w ęglo
wodorów tłuszczow ych.
Z daw ałoby się, że jeżeli chem ija wie co
kolw iek o sposobach tw orzenia się węglo
w odorów tłuszczowych — a obecnie wie ona bardzo wiele w tym w zględzie — to należa
łoby tylko wiadomości te p rz y k ro ić do m ia
ry zjaw isk, odbyw ających się w przyrodzie, uw zględnić otoczenie i w szelkie w a ru n k i, w śród jak ich zn ajd u je się n afta — i teo ry ja jój pochodzenia będzie gotow a. W rzeczy samej jed n ak że ta k nie jest. Ze znanych sposobów sztucznego pow staw ania w ęglo
w odorów wogóle do m iary zjaw isk p rz y ro dzonych zastosow ać się daje chyba je d e n tylko, to je s t tak zw ana sucha dystylacyja.
P o d pow yższą nazw ą rozum iem y bardzo liczny i n ieraz bardzo zaw iły szereg roskła- dów, ja k im u legają złożone ciała o rg a n ic z
ne, poddaw ane działaniu silnego ciepła przy współczesnem zabespieczeniu od p rzystępu pow ietrza. Rosszczepiają się one w tedy na pew ną liczbę, zw ykle bardzo znaczną, ciał prostszych, a węgiel i w odór, we w szy st
kich m ateryjach organicznych koniecznie się znajdujące, w ystępują w tedy w zw iąz
kach pom iędzy sobą, w postaci w ęglow odo
rów . Sucha dystylacyja byw a dokonyw ana w p ra k ty c e bardzo często i n a olbrzym ią skalę: ta k np. poddają je j w ęgiel kam ienny w celu otrzym ania gazu ośw ietlającego,
am onijaku i smoły z węgla kam iennego;
p o d d ają drzew o w celu otrzym ania kw asu octowego, dziegciu, kreozotu, smoły drzew nej i w ielu innych przetw orów ; poddają kości zw ierzęce i m nóstwo jeszcze innych m ateryjałów surow ych. W pracow niach zaś naukow ych sucha dystylacyja została zbadana bardzo dokładnie i w szechstronnie, a poddaw ano jó j nadzw yczaj w ielkie m nó
stwo n ajrozm aitszych ciał organicznych.
Otóż je s t rzeczą zupełnie pew ną, że p rzy suchej dystylacyi tw orzyć się mogą n a j
rozm aitsze w ęglow odory, ale niem niej za
przeczeniu nie ulega, że dotychczas przy żadnej suchej dystylacyi, prow adzonej zw y
czajnym sposobem, nie otrzym ano ch a ra k te rystycznej m ięszaniny wielu w ęglow odorów tłuszczow ych, k tó ra stanow i n a tu ra ln y olój skalny czyli naftę. R ów nie pew ną rzeczą je s t i to, że w przyrodzie, w m iejscach zn a j
dow ania się nafty, ani w m iejscach, które z tam tem i zn ajd u ją się w jakim kolw iek stosunku sąsiedztw a lub zależności, nigdy nie znaleziono żadnych pozostałości, ja k ie otrzy m ują się zawsze po suchej dystylacyi n atu raln y ch p rodu któw organicznych w p o staci czarnój m asy bardzo stosunkowo b o gatej w w ęgiel. D latego to je d n a z pozor
nie najprostszych i najsłuszniejszych teoryj pochodzenia nafty, przedstaw iająca to ciało, ja k o p ro d u k t suchej dystylacyi węgli k a
m iennych, żadną m iarą utrzym ać się nie może. U p a d ek tej teoryi z p u n k tu w idze
nia chem icznego zapew nia szczególniej ta okoliczność, że pom iędzy płynnem i p ro duktam i suchej dystylacyi w ęgla k am ien nego spoty kam y głów nie, p raw ie wyłącz- nie, w ęglow odory arom atyczne (ub o g ie w wodór), tłuszczow ych zaś wcale tam n ie ma, kiedy w naftach zn a jd u ją się w praw dzie czasam i (np. w nafcie galicyjskiej) m a
leńk ie ilości węglow odorów arom atycznych, ale głów ną ich masę, praw ie całość, stano
wią w ęglow odory tłuszczowe (bogate w wo
dór). W e d łu g m niem ania coraz bardziej utrw alająceg o się w gieologii, a które przed ■ niedaw nym czasem obszerniej w yłożył w na- szem piśm ie p. Jasiń ski ‘), węgiel kam ienny po w stał z ro ślin lądowych a w tw orzeniu
') W szechświat z r. b. N ry 21, 22, 23