• Nie Znaleziono Wyników

Latająca Gospoda. Powieść

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Latająca Gospoda. Powieść"

Copied!
308
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

„C h e s t e r t on, n a j d o w c i p n i e j s z y c z ł o w i e k L o n d y n u j e s t pisarzem n a jw ię k sze j m iary w literaturze dni dzisiejszych.

P odstaw ą tego jedyn ego f e n o m e n u j e s t f a k t , i e C hesterton posiada w n a jw yższym stopniu akrobatyczną obrotność dow cipu i w iecznie ż y w ą w szechstronność zainteresow ań prom ienny hum or, lu d zko ść w najlepszem tego słow a z n a c z e n i u K om an D yboski

I N S T Y T U T W Y D A W N I C Z Y „ R E N A I S S A N C E “

J Z O o f c c a

P O W IE Ś Ć

J C .9 . C A o te itć n

(3)
(4)

K . G . C H E S T E R T O N

LATAJĄCA GOSPODA

P o w ieść

(5)

O statnie now ości:

* MARJA, KRÓLOWA RUMUNJI

GŁOS NA SZCZYTACH

Powieść przełożyła Z. Rabska

JAKÓB WASSERMANN

MASKI ERWINA REINERA

Pow ieść przełożył M arceli Tarnowski

EDWARD WELLE STRAND

LUDZIE Z POD BIEGUNA

Powieść przełożył A rtu r Górski

JURIJ SL JO SKIN

OLGA ORG

Powieść przełożyła Marja Kreczowska

LEO BELMONT

PANI DUBARRY

Tom 1: P an i D ubarry, Tom 2: Królewska Miłośnica, Tom 3 : T ragedja Śmierci

P an i D ubarry

HERMAN BANG

M1CHAEL

Powieść przełożył L. Staff

(6)

G. K. CHESTERTON

LATAJĄCA GOSPODA

POWIEŚĆ

In stytu t W ydaw niczy R en aissan ce

Warszawa-Poznań-Kraków-Lwów-Stanisławów

(7)

'*grO

I

l I

A u to ry zo w an y p rz e k ła d A. C ylkow skjej C o p y rig h t by In s ty tu t W y d aw n iczy R e n a is s a n c e

D ru k a rn ia V e m a y a S p . Akc.

f e .

kJC U «v*-y/

2 . / i r — K Zo

(8)

G IL B E R T KEITH C H E S T E R T O N

Chesterton, od trzydziestu blisko lat piszący bez przerwy, szybko i obficie, dziś, w wieku lat pięćdziesięciu trzech, jako pisarz o światowej sławie i znanej całemu światu fizjognomji duchowej, jednak nie przestaje być Zjawiskiem literackiem, które w żadną z przyjętych kategoryj się wtłoczyć, w żadnej ideowej formułce zamknąć się nie da. Historycy literatury, dzielącej sobie swój m aterjał według- rodzajów, z rozpaczą stają wobec tej postaci, zmuszeni twórczość Chestertona przy całej silnej jej jednolitości rozwlec po wszystkich rozdziałach swych książek.

Bezsprzecznie niektóre z najznakomitszych i najtrwal­

szych rzeczy, jakie Chesterton napisał, znajdują się wśród jego poezyj. Za sam jeden króciutki wierszyk o osiołku, co wśród wzgardy ludzi przypomina sobie pocichu trium­

falną chwilę wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, — albo za grzmiącą balladę o zwycięstwie morskiem Don Juana dA u stria nad Turkami pod Lepanto, — należy się poezji Chestertona miejsce w każdej antologji angielskiej.

Mimo to jednak określenie „poeta" z pewnością nie będzie_ pierwsze, jakie się nam nasunie, gdy go zechcemy zdefinjować. Nietylko dlatego, że lwią część jego dorobku stanowią utwory prozą. Ale przedewszystkiem dlatego, że w samej jego poezji zbyt silny, jak na poezję w zwy­

kłem znaczeniu słowa, jest związek z chwilą, — z oko­

licznościami społecznemi i politycznemi, co ją natchnęły.

W najambitniejszym ze swych utworów poetyckich,

„Balladzie o białym koniu11, Chesterton temat walki -króla Alfreda Wielkiego z pogańskimi najezdnikami ze Skandynawji uczynił symbolem walki starych walorów kultury chrześcijańskiej przeciw zalewowi przez pseudo­

naukowy materjalistyczny dogmatyzm i antyreligijny indyferentyzm (czyli, jak w Anglji mówiono, „agno- stycyzm“) XIX w.

Jeżeli więc nie poeta, to p o w i e ś c i o p i s a r z , powie przeciętny ęzytelnik przyzwyczajony w dzisiejszej literaturze do tej antytezy. Istotnie, do najpoczy­

tniejszych w eałym_ cywilizowanym świecie utworów Chestertona należą jego dzieła w formie powieściowej.

Dla „człowieka na ulicy11, czy to w Anglji czy poza

(9)

Anglią, nazwisko Chestertona, o ile mu iwogóle coś mówi, oznacza tego, co napisał „Napoleona z Notting—

Hill“ (o wojnie między dzielnicami londyńskiemi w odle­

głej przyszłości), „Człowieka co był Czwartkiem*1 (o klubie anarchistów, po kolei demaskowanych jako detektywowie), „Żywego człowieka41 (o ekscentryku, co własną żonę od czasu do czasu uprowadza dla roman­

tycznego urozmaicenia życia), albo wreszcie rozkoszne zbiorki opowiadań o zdumiewających triumfach genjuszu śledczego, co tkwi w skromnym księżynie katolickim („The Innocence of Father Brown", „The Wisdom of Father Brown11, „The Incredulity of Father Brown11).

Wszystkie te książki tryskają iście dickensowskim humorem i realizmem w przedstawieniu rdzennie angiel­

skiego środowiska. Ale, jak już wynika z powyższych krótkich wzmianek o głównych motywach ich treści, co krok tu z twardego bruku ulic czy gościńców angielskich ulatujemy w krainy nieprawdopodobieństw tak gigan­

tycznie napiętrzonych, jak to tyjko w bardzo dzi­

wacznych snach albo w baśniach wschodnich zdarzać się może. T. zw. „powieści11 Chestertona są tak pełne najfantastyczniejszych ekstrawagancyj, satyrycznych alegoryj i polemicznych ekskursów, że jako zwykłej nowoczesnej strawy powieściowej czytelnik dzisiejszy ich tak samo przyjąć nie może, jak — powiedzmy — klasycznych „Podróży Gullivera“ Swifta. I tak samo jak latającą wyspę matematyków czy akademję projekto manów, czy wreszcie same królestwa karłów, olbrzymów lub cnotliwych koni u Swifta, tak i żartobliwe fantas- magorje Chestertona zrozumieć należycie można wła­

ściwie tylko, gdy się zna same też zjawiska w bieżącem życiu społecznem Anglji i świata, które autor bierze za tarczę do strzał swego nieporównanego dowcipu.

Chesterton jest niezawodnie świetnym k r y t y k i e m l i t e r a c k i m i napisał długi szereg znakomitych przyczynków do historji literatury. Ulubiony jego okres to w. XIX: jest autorem dwu znakomitych książek o D i e k e n s i e , świetnej monografji o Robercie B r o w - n i n g u, studjów o pisarzach tak rozmaitych, jak C a r l y ł e i T e n n y s o n , T h a c k e r a y i M a t t h e w A r n o l d . Wreszcie dał także syntezę swoich poglądów na całą e p o k ę w i k t o r j a ń s k ą w tomiku dosko­

nałej serji „Domowa Bibljoteka Uniwersytecka11 („The Home Uniyersity Library11).

Ale żałowaćby wypadało tego studenta literatury angielskiej, któryby z tej i innych jego książek chciał się uczyć do egzaminu. Znowu od pierwszej chwili jest rzeczą oczywistą, że nie o literaturę jako taką, a przy­

najmniej nie przedewszystkiem o nią, tutaj chodzi. Tezą książek o D i c k e n s i e jest twórcza potęga optymizmu

(10)

i zbawcza mądrość humoru, nawet karykaturalnego.

Estetycyzm Williama M o r r i s a służy jako przykład, by wykazać płytkość i niewystarczalność relig-ji piękna.

Konwulsyjna walka tetrycznego C a r 1 y 1 e’a o stwo­

rzenie z opornego materjału zwartej konsekwentnej filozofji życia i dziejów daje wyborną sposobność do frontowego ataku humorysty na fanatyzm logiki i bał­

wochwalstwo konsekwencji. Staroświecka technika po- wieściopisarzy o romantycznej umysłowości, jak Karolina B r o n t e lub R. L. S t e v e n s o n, doznaje skwapliwej obrony w myśl zasady, że akcesorja mogą podlegać krytyce, ale w istotnych rzeczach romantyk ma słusz­

ność. T o ł s t o j przydaje się wybornie dla doprowadzenia ad absurdum odwiecznego hasła „powrotu do natury11.

Nawet B y r o n obok Dickensa wprzęgnięty jest nolens volens w rydwan triumfalny optymizmu życiowego: jego melancholja — to „czarna tablica11, na której duch jego pisze „białą kredą11 wyznanie wiary w życie i w czło­

wieka.

Zainteresowania Chestertona zatem, nawet gdy o lite­

raturze pisze, zawsze wychodzą daleko poza literaturę.

Może będziemy bliżsi ujęcia tego lotnego ducha w sieć słowną, gdy go zaliczymy do e s s a y i s t ó w . Tylko do essayistyki, tej tak wspaniale od trzech zgórą wieków rozrośniętej gałęzi piśmiennictwa angielskiego, zaliczyć można całą chmarę książek Chestertona o takich wysoce charakterystycznych, a arcy-trudnych do przetłumacze­

nia, zawsze żartobliwych tytułach, jak „Obrońca11 („The Defendant11), „Proces fantazyj przeciwko modnym dzi­

wactwom11 („Fancies versus Fads11), „Zważywszy wszy­

stko11 („Ali Things Considered11), „Potężne drobiazgi11 („Tremendous Trifles11), „Hałasy i dywersje11 („Alarms and Discursions11), „Pożytki rozmaitości11 („The Uses of Diversity“), lub stosunkowo najsystematyczniejsza „Co brakuje światu11 („Whats Wrong with t-he World11).

Jak już widać z tych rozkosznych tytułów, są _ to wszystko rozprawy z zakresu tej wielkiej dziedziny wiedzy, którą Carlyle nazywał „nauka o rzeczach wogóle11 („the science of things in generał11). Powstałe często z luźnych szkiców i okolicznościowych artykułów, książki te są mozaikowemi obrazami poglądów autora na świat i życie.

Jeżeli jednak zgodzimy się na to, żeby Chestertona ze względu na główną masę jego twórczości i na góru­

jące jej cechy określić jako essayistę, to stąd krok już tylko do tego, by jeszcze właściwiej po imieniu nazwać ten osobliwy fakt w biologji literatury, któremu na imię Gilbert Keith Chesterton. Essayistyka — to wszakże nic innego jak dziennikarstwo wkraczające w literaturę.

(11)

Normalna droga e-ssayisty prowadzi od feljetonu do książki: essayista — to dziennikarz, piszący o sprawach bieżących z większą niż zwykle dbałością o formę, z szerszym rozmachem w uogólnieniach i głębszą miarą refleksji, — a także z wyższą niż na codzień kolorystyką imaginacyjną i temperaturą uczuciową.

Przypomnijmy sobie teraz, jak zagadnienia aktualne swym fermentem przenikają u Chestertona i poemat i powieść i komedję, i przeinaczają je gatunkowo.

I rozważywszy to, miejmy odwagę powiedzieć, co — dobrze pojęte—będzie właściwym dla niego hołdem: że w Chestertonie bodaj po raz pierwszy na same wyżyny piśmiennictwa wchodzi urodzony d z i e n n i k a r z . Dziennikarzami w swem wszechwładmem upodobaniu do dyskusji mad kwestjami dnia są i inni najlepiej światu znani pisarze angielscy naszych czasów: dziennikarzem dramatycznym jest Shaw, dziennikarzem powieściowym Wells, jak dziennikarzem poetą często był Robert Brow­

ning. Ale wszyscy oni co do stylistycznego kształtu swojej twórczości pozostali w granicach wskazanych przez tradycję literacką rodzajów. U Chestertona zaś pod powiewem natchnienia dziennikarskiego nic nie pozostało tem czem było: ani poezja, ani powieść, ani komedja, ani krytyka literacka, ani — jak jeszcze zo­

baczymy — historja. Dziennikarstwo, tę najpospolitszą i najbardziej spospolitowaną dziś formę powszedniej pracy piórem, w osobie Chestertona oglądamy i podzi­

wiamy w stanie najszczytniejszego wyniesienia, w stanie najdoskonalszej kwintesencji, w jakiej je dotychczas może w oałem piśmiennictwie świata nowoczesnego nie widziano. A podstawą tego jedynego fenomenu jest po- prostu fakt, że Chesterton wymarzone zalety idealnego dziennikarza posiada w najwyższym stopniu: a więc akrobatyczną iście obrotność dowcipu i słowa, cudowną łatwość znajdywania coraz nowych form dla swych pomysłów, wiecznie żywą wszechstronność zaintereso­

wań, lotną fantazję, co zewsząd jak powój oplata rzeczy­

wistość, wreszcie promienny humor, który ratuje od doktrynerstwa, od niedorzeczności, od nietaktu, jako zaś warunek podstawowy humoru zdolność do uczucia, zmysł społeczny, słowem ludzkość w najlepszem znacze­

niu tego wyrazu.

Poza tem wszystkiem zaś i ponad tem: idee, bez których publicysta jest tylko „jako miedź brzęcząca i jako cymbał brzmiący1*.

Jakaż jest treść ideowa tego posłannictwa, które nasz „dziennikarz na Olimpie11 w postaci istnego gradu swych tomików rzuca z tych wysokości współczesnemu światu?

(12)

I tu zrazu równie trudno znaleźć odpowiedź, jak przy szukaniu określenia Chestertona jako pisarza.

Trudno przedewszystkiem dlatego, że bezustanna gra barw jego dowcipu często dochodzi' do granic bezcelowej zabawy. Niewątpliwie manjerą już nazwać trzeba styl takich igraszek, jak owe niedawne „Tales of the Long Bow“ (1925), w których żart wciąż na nowo polega na tem, iż przedsięwzięcia przysłowiono niemożliwe — jak

„zjeść swój kapelusz11, „podpalić Tamizę11, „uczyć świnie latać11 — są z całym rozmachem traktowane dosłownie, ad maiorem gloriam romantycznej prawdy iluzji przeciw trzeźwemu fałszowi codziennej rzeczywistości.

Ale to tylko wyjątkowe momenty przesady. W rze­

czywistości Chesterton jest jako ów żongler — wojownik Tailleler, co, śpiewając dumę o Rolandzie i bawiąc się podrzucaniem miecza, jechał w śmiertelny bój pod Hastings. Chesterton w wszystkiem, co tak żartobliwie pisze, niemniej stale poważne ma myśli i cele, jak drugi najniestrudzeńszy kpiarz Bernard Shaw, o którym Chesterton właśnie tak wnikliwą napisał książkę.

Drugiem źródłem trudności — to nietylko gadki i kuglarstwa Taillefera, ale sama już jego wojowniczość.

0 co się bić może, kto tak walczy ze wszystkiem? Nie­

nawidzi socjalizmu, ale przeklina kapitalizm; nienawidzi także imperjalizmu, ale niemniej wstrętne mu są frazesy internacjonalizmu. Czyż nie jest pesymistą z gruntu, kto w swej uprzemysłowionej ojczyźnie tak stanowczo widzi piekło, że nie życzy poległym na wojnie, by mogli z grobów powstać i na nią spoglądać? Czyż może kochać Anglję, kto tak wciąż złorzeczy jej bankierskolichwiar- skiej cywilizacji? Wszakże to Chesterton w czasie naj­

większej popularności szowinistycznych uniesień Kiplinga rozpoczynał swą karjerę pisarską pod znakiem protestu przeciw okrucieństwom popełnianym na Boerach. Wszak­

że on w pierwszym roku wojny światowej, gdy ze strony niemieckiej rozległo się hasło „Gott strafe England!11 — w sensacyjnej książce „Zbrodnie Anglji11 („The Crimes of England11) napiętnował imperjalistyczne grzechy Wielkiej Brytanji sam jak najdobitniej, nie szczędząc szczególnie jaskrawych słów potępienia polityce angiel­

skiej w Irlandji.

Ale tego zawziętego czarnowidza znamy przecież skądinąd jako najsłoneczniejszego optymistę, jaki za­

jaśniał w literaturze angielskiej od czasów Dickensa. Ten wrpg imperjalizmu kocha do bałwochwalstwa piękną, zieloną starą Anglję w idyllicznej krasie jej sielskiej przyrody, kocha do zapamiętania jej dzielny lud 1 śpiewa hymn osobny na cześć milczących bohaterstw jego historji. Corruptio optima pessima: to zasada, co każe mu narzekać na „zniemczenie Anglji11 w ostatnich

(13)

dwóch stuleciach, co każe mu lżyć kupców-hurtowników_, fabrykantów, a wielbić stare karczmy, chłopskie folwarki i rzemieślnicze warsztaty.

Chesterton socjalistą nie jest; ale goręcej od nie­

jednego socjalisty ukochał cierpiące, upośledzone ma,sy, i radykalniejsze od socjalistów zaleca środki społecznego zbawienia w tych czasopismach „New Witness“ i „G. K ’s Weekly11, których kolejno jest duszą. „Dziś możemy uniknąć socjalizmu tylko przez przemianę równie ogromną, jak sam socjalizm. Jeżeli mamy uratować własność, musimy na nowo rozdzielić własność, prawie tak srogo i doraźnie jak rewolucja francuska11. Oto słowa z jednej z typowych jego książek.

Chesterton nie jest liberałem starego typu, bo libera­

lizm wszakże, ze swemi ideałami nieograniczonej wolnej konkurencji, doprowadził do potworności dzisiejszego kapitalizmu. Ale Chesterton ideał liberałów — wolność

— kocha goręcej od niejednego liberała, i prawdziwej wolności — a więc przedewszystkiem także wolności gospodarczej — pragnie całem sercem dla tego „małego człowieka", który dziś jest bezwolnem kółkiem w me­

chanizmie ekonomicznym, jest uniformowanym pionkiem w coraz bardziej „standardyzującym“ się świecie społecz­

nym.

Chesterton — wielki humorysta, pełen sentymentu . i sentymentów, — nie jest i nie może być racjonalistą, boć tyranja racjonalizmu zaczęła wytrawiać ze świata w XIX w. jego romantyczną duszę. Ale nie jest też Chesterton — mimo wszelkich pozorów — romantycz­

nym fantastą, Przesady fanatyka zawsze jak ognia unika: niczego przecież tak zapalczywym nie jest wro­

giem w _ swej prozie, a także w licznych wierszach, jak

— prohibicji. Od popadania w ostateczności chroni go nietylko boski dar humoru, ale przedewszystkiem bezcenne brytyjskie dziedzictwo zdrowego sensu. Ten Don Kiszot jest „Don Kiszotem chłopskiego rozumu1*, jak go się ośmieliłem kiedyś w jego obecności nazwać.

To też goręcej od liberałów kochając, jak się rzekło, ideał wolności osobistej, z drugiej strony bardziej sta­

nowczo od samych socjalistów wyznaje przekonania 0 potrzebie wskrzeszenia autorytetu w dobie dzisiejszej.

1 po wskrzeszony autorytet sięga w głąb historji, do średnich wieków: siłą fundamentalną autorytetu zachwyca go ich kultura. Pisząc krótką historję Anglji, w dziejach jej od renesansu i reformacji widzi niemal już same tylko ekscentryczne aberacje.

Tą drogą, — podobną jak przed nim Newman — dotarł Chesterton do katolicyzmu. Jak Newman w „Apo- l°gji“, tak Chesterton wykreślił swoją doń pielgrzymkę

(14)

w pismach autobiograficznych: w „Heretykach" od strony negatywnej, w formie krytyki typów odmiennych, w „Ortodoksji" od strony pozytywnej, by wreszcie w „Kuli i krzyżu" dać syntezę osiągniętych już wtedy (1910) niemal ż zupełną jasnością wyników.

Na łono kościoła katolickiego przeszedł Chesterton formalnie dopiero po wojnie. Ale gdy raz twardo na jego gruncie stanął, okazało się, jak dalece była to zawsze

„anima naturaliter Christiania": okazało się, że religja, jak od początku podświadomie była, tak teraz już na zawsze być musi, słońcem jego świata duchowego. Więc w „Świętym Franciszku z Assyżu" (1924) tworzy naj­

rzewniejszą, może najgłębszą swą książkę. Ale i tu nie opuszcza go dziennikarski zmysł dla aktualności, ta stała cecha jego umysłu: na największym z przykładów historycznych to nadewszystko wykazać usiłuje, że właściwy średniowieczu zmysł społeczny, gdy w swej najczystszej esencji gorzeje w sercu jednostki jako franciszkański ogień miłości, — jako indywidualna cząstka dantejskiego „1’amor chi muove il sol e 1’altre Stelle", — jest na dziś i na zawsze dla społeczności zbawieniem a dla pojedyńczego człowieka prawdziwą wolnością i prawdziwem szczęściem.

Religja teraz dzierży władzę niemal nieograniczoną nad natchnieniami tego pisarza. Gdy w jednej z najnow­

szych swych książek, „Wiecznotrwały człowiek" („The Everlasting Man“), nawiązuje do operetkowego procesu o darwinizm w Dayton w Ameryce i chce poważnie wystąpić przeciw bałwochwalcom teorji ewolucji, widzi w” historji nadewszystko dwa wielkie cuda, których żadna ewolucja nie wytłumaczy: pojawienie się czło­

wieka i żywot Chrystusa. Gdy w tej książce głośnemu

„Zarysowi historji powszechnej" Wellsa usiłuje prze­

ciwstawić własną syntezę historjozoficzną, okresy dzie­

jów ludzkości w erze chrześcijańskiej same już mu się układają według wielkich ruchów ideowych, które kolejno, jak fale, i wszystkie jednakowo bezsilnie, biły 0 wiekuistą opokę chrześcijaństwa: arjanizm, nauka albigens,ów, sceptycyzm odrodzenia, filozofja encyklo­

pedystów i ewolucjonizm . . .

Tak to z młodego absolwenta „Slade School", który w zaraniu naszego stulecia ołówek rysownika zamienił na pióro dziennikarza i rychło obok Hilarego Belloc 1 Maksa Beerbohm zasłynął jako „jeden z trzech naj­

dowcipniejszych ludzi Londynu", wyrósł „wesołek"

największej miary w literaturze dni dzisiejszych, dziś już, jak uwielbiany przezeń święty Franciszek, „wesołek Boży" — ioculator D el R O M A N D Y B O S K I

U

(15)

.

‘r-UMi QŻ$}:'rl:,Z;'d-;'\ - ą':

""' "-i H y y ’/«m4 >|S ^

.

r>!i V, :r L".

■i i Willi

(rą /} ’«

<?& -‘ł/m i/KHn

fipś$ !- S -i* J M S Ś

\4 ‘us.ń

(16)

R o z d z i a ł I.

Wykład o gospodach.

Morze lśniło pociągającą, blado zieloną barw ą, a wieczór słodkiem swojem dotknięciem muskał popołudnie, gdy młoda kobieta o ciemnych włosach odziana w artystycznie udrapowany strój koloru miedzi przechadzała się pozornie obojętnie po pro­

menadzie miejscowości Pebbleswick, wlokąc za sobą parasolkę. Od czasu do czasu rzucała ona spojrzenia na fale z tej samej racji z jakiej czyniły to inne młode kobiety od początku świata.

Horyzont atoli wolny był zupełnie, żaden żagiel nie psuł toni morskiej. Na wybrzeżu u krańca deptaka pozostały niedobitki poprzedniej ciżby.

Murzyni i socjaliści, klowni i duchowni tłoczyli się dokoła przygodnych mówców, starczyło iż na chwilę zatrzymywał się tu ktośkolwiek, dajm y na to goniec obładowany pudełkami z tektury, a legjon próżniaków otaczał go natychm iast w oczekiwaniu, że dowie się, do czego są przeznaczone. W pobliżu sterczał jego­

mość w wysokim kapeluszu z olbrzymią biblją i żoną niskiego wzrostu, która w milczeniu stała obok niego, podczas gdy wymachiwał zaciśniętemi pięściami, rozwodząc się nad jakąś ważną kwestją. Inny młodzieniec z wieńcem marchewek dokoła kapelusza poświęcał swoje wywody p o

13

(17)

myślności publicznej, wypowiadał przeróżne bred­

nie, zaś przed nim leżała większa sumka pieniędzy, aniżeli przed innymi.

Gdzieindziej szła procesja dziecinna prowadzona przez chłopca wywijającego m ałą, drewnianą szablą, ówdzie rozwścieczony ateista zastanawiał się nad tajniam i inkwizycji hiszpańskiej. Ustrojony w czerwoną kokardkę wołał „hipokryci", a rzucano mu pieniądze — „ofiary i tchórze“ — darzono go jeszcze bardziej.

Pośrodku, pomiędzy ateistami a procesją dzie­

cięcą usadowił się staruszek o dziwnym wyglądzie, z dużym, zielonym parasolem. Twarz miał opaloną i zmarszczoną nakształt orzecha włoskiego, nos semicki, brodę czarną kształtu klina.

Młoda kobieta nie spotkała go dotąd, był jeszcze jednym okazem szalbierzy. Należała do osób, u któ­

rych właściwy zmysł humoru kojarzyć się zwykł z pewną wrodzoną skłonnością do melancholji. Za­

w ahała się przez chwilę, poczem oparta o poręcz zaczęła słuchać.

Przeszły dobre cztery minuty, zanim zdołała podchwycić coś nie coś z tego, co praw ił mówca.

Posługiwał się angielskim, ale tak cudacznie akcentował wyrazy, że myślała, iż wyraża się własnem wschodniem jakiemś narzeczem. Dźwięki były niesłychanie dziwaczne, stopniowo jednakże panienka przyzwyczajała się do owego djalektu i poczęła rozróżniać słowa, które jednakże często ulatywały, zanim zdołała sobie zdać sprawę, jaki m ają związek z wygłaszanem zdaniem. W danym wypadku dochodziła do wniosku, że chodzi tu jakoby o specjalną teorję cywilizacji angielskiej,

(18)

która podobno ufundowaną została przez turków, a może przez saracenów, po ich zwycięstwach w czasie wojen krzyżowych. Był zdania, że anglicy niebawem zsolidaryzują się z ich punktem widze­

nia, a rozwój towarzystw wstrzemięźliwości, zwłaszcza abstynencję pod względem używania napojów wyskokowych przytaczał jako probierz wygłaszanych zapatrywań. „Patrzcie, wołał wywi­

jając zgiętym, żółtym palcem, — patrzcie na wasze gospody, na karczmy, o których wspominacie w waszych księgach. One zrazu nie były na to przeznaczone, aby sprzedawać alkoholowy napój chrześcijański. Zadaniem ich była sprzedaż nie alkoholowego napoju islamu. Są to nazwy wschod­

nie, nazwy azjatyckie. Że wspomnę tu o słynnym zajeździe, do którego zdążają omnibusy nasze na wędrówkach. Określenie jego Słoń i Zamek. Miano li to angielskie? Nie, azjatyckie raczej! Odpowiecie mi, że zamki są w Anglji i zgodzę się na to. Naprzy- kład Zamek Windsorski. Lecz gdzie — wołał z przejęciem, wywijając zielonym parasolem, któ­

rym niemal że trącał dziewczynę pod wpływem dzikiego oratorskiego zapału — gdzież jest Słoń Windsorski. Przeszukałem cały park windsorski, a słonia ani śladu.“ Czarnowłose dziewczę uśmie­

chnęło się skore do myśli, że człowiek ten lepszym jest od innych. Zgodnie z dziwacznym systemem opłacania konkurujących ze sobą przedstawicieli religji panujących w miejscowościach kąpielowych rzuciła dwuszylingową monetę do okrągłej mie­

dzianej miseczki, stojącej poza nim. Staruszek w czerwonym fezie w poważnem skupieniu zdawał się wcale na to nie zwracać uwagi, lecz w dalszym

15

(19)

ciągu prowadził z ożywieniem swoje niedość jasne wywody. W tej okolicy, mówił, m am y karczmę pod nazw ą „Buldog“ . Jakże jednak można skojarzyć buldoga z nastrojem świątecznego lokalu. Kto myśli o buldogu w ogrodach rozkoszy? Skąd przyszłoby nam o nim wspominać, gdy spoglądamy n a hoże jak tulipany dziewoje, kiedy tańczą lub wchłaniają skrzące się sorbety. W y sami przyjaciele moi rzą­

dzicie się przysłowiem, — tu rozejrzał się dokoła z trjumfem, jak gdyby m iał przed sobą niesłychany zastęp publiczności, — że w sklepie z porcelaną buldog tylko zawadą być może. To samo dotyczy sklepu z trunkam i, to rzecz prosta! Zatknął parasol głęboko w piachu i założywszy jeden palec o drugi, niby człowiek, który nareszcie przystępuje do rzeczy

— wołał. — Jasne to jak słońce, jasne jak słońce w południe, że wyraz buldog, który w sobie nie m a nic zgoła kojącego i powabnego jest tylko ska­

żeniem innego, będącego odbiciem wrażeń roz­

kosznych. Nie mówię tu o buldogu, a o bulbnl!

Bul — buldog — bul-bul identyfikuje gulnięcie- gulgul! Głos jego zagrzmiał niby trąba — dłonie rozwarły się jak wachlarze tropikalnych drzew palmowych. W yczerpany tym wielkim efektem,

oparł się na parasolu.

Takie same ślady azjatyckiej nomenklatury za­

uważycie w nazwach wszystkich angielskich szyn­

ków, znajdziecie, jestem tego pewny, we wszelkich terminach zespolonych z uciechą i wytchnieniem.

Ot naprzykład drodzy przyjaciele, nazwa owego zdradliwego trunku, nadająca moc waszym napo­

jom jest wyrazem arabskim „alkohol". To rzecz oczy­

wista, składa się bowiem z arabskiego przedimku

(20)

„al“, jak w wyrazie Alhambra, algiebra. Nie na tem koniec, przedimek „al“ spotykamy w innych jeszcze wyrazach codziennego użytku, nadewszystko zaś w najbardziej uroczystym dniu świątecznym w samo Boże Narodzenie, gdy tak ściśle zespoleni jesteście z waszą religją, cóż mówicie: „Proszę o kawałek Francji, kawałek Hiszpanji, kawałek Szkocji?" Nie! Dźwięk tego przeczenia w ustach mówcy potoczył się niby beczenie owcy, poczem kończył: Mówicie: Proszę o kawałek indyczki. Ja k wiadomo zaś nazwa Indji kojarzy się poniekąd z Turcją i ojczyzną Proroka.

I raz jeszcze z przejęciem wyciągnął dłonie swoje na wschód i zachód i odwołał się do nieba i ziemi.

Panienka objęła uśmiechniętem spojrzeniem szma­

ragdową smugę morza, rozciągającą się na hory­

zoncie, poczem ręce odziane w szare rękawiczki łagodnie przysunęła do siebie, jak gdyby błaga­

jąc go, by zamilkł. Lecz niski staruszek w fezie dalekim był od tego.

— Niezawodnie zarzucisz mi pani, zarzucisz . . .

— O, nie, nie — szepnęła młoda kobieta z ro­

dzajem marzycielskiego zapatrzenia, nie zaprzeczam, nie zaprzeczam bynajmniej.

— Przekonywać mnie zechcesz — ciągnął dalej prelegient — przekonywać mnie zechcesz, powtó­

rzył, że pewne karczmy nazwane są wedle waszych narodowych wierzeń. Wskażesz mi, że „Złoty Krzyż" wznosi się naprzeciwko „Serdecznego Krzy­

ża", poczem natykam y się na Królewski Krzyż, Krzyż Gerarda i inne liczne krzyże, które znaj­

dujemy w Londynie i jego okolicach. Ale winnaś pamiętać — tu zwrócił zielony swój parasol do

2 C h e sterto n : L atająca Gospoda.

17

(21)

dziewczęcia z groźbą niejako, że oprócz tego są tu liczne półksiężyce. Duński półksiężyc, Świętego Marka, Świętego Jerzego, Półksiężyc Grosvenoru, Mornigtonu, Regent-parku,, a nawet Półksiężyc królewski". Wybaczcie, nie koniec na tem, wszak istnieje Półksiężyc Pełkam u. Jak więc widzisz wszędzie oddają cześć świętemu symbolowi religji Proroka i w porównaniu z liczną siecią półksięży­

ców, których skąpe dałem tu przykłady, cóż zna­

czy poczet krzyży?

Wobec zbliżającej się chwili posiłku, tłumy na plaży się rozpierzchły i wraz z nadejściem wieczoru coraz większa jasność rozpościerała się na zacho­

dzie, aż słońce schowało się poza bladą toń morską i przeświecało przez nią, niby po przez ścianę cien­

kiego, zielonego szkła. Przezroczystość nieba i mo­

rza zdawała się być dla dziewczęcia romansem i tragedją, aluzją błyszczącej beznadziejności. Fale skrzące się miljonami szmaragdowych lśnień od­

pływały wolno wraz z zachodzącem słońcem, rzeka jednakże niedorzeczności ludzkiej roztaczała b ał­

wany swoje, torując im bieg po wszystkie wieki.

Nie będę ani na chwilę upierał się przy tem, -— głosił dalej staruszek, że nie natkniemy się na trudność w tym kierunku, to jest, że wszystkie przytoczone przezemnie przykłady będą tak samo bez zarzutu jak wyłuszczone powyżej. Przedstaw ia­

ją one nieprzezwyciężone trudności, jeżeli choćby wspomnę o „Głowie Saracena", która niewątpliwie jest korupcją historycznej prawdy. Opodal naprzy- kład jest szynkownia „Pod Starym Okrętem".

Oczy dziewczęcia wpatrzone w horyzont nagle zawisły nieruchome, rumieniec zalał jej twarzycz­

(22)

kę. Wybrzeże było niemal puste, ateiści świecili nieobecnością na równi z ich Bogiem, ci co pragnęli się dowiedzieć co zawierają tekturowe pudełka nie zaspokoiwszy swojej ciekawości udali się na her­

batę. Młoda kobieta silniej przytuliła się do barjery, lica jej ożywiły się, podczas gdy ciało zostało po­

niekąd nieruchome.

— Należy przypuścić, beczał w dalszym ciągu staruszek z zielonym parasolem, że niema literal­

nie żadnego śladu nomenklatury azjatyckiej w wy­

razach dawnego pochodzenia ,,Stary Okręt“. Lecz naw et tutaj badacz natknąć się może na niezbite dowody. Właściciel „Starego Okrętu11, niejaki pan Pump udzielił mi bliższych informacyj.

Wargi dziewczęcia zadrgały.

— Biedny, stary Hump, westchnęła, o mało, a byłabym zapomniała o nim. Być może, że jest tak zmęczony jak i ja. Sądzę, że niedorzeczność jego nie sięga tak daleko istotnie.

— Powiedział mi —- ciągnął dalej człowiek w fezie, że karczma nazw aną została przez jego przyjaciela Irlandczyka, który był kapitanem w brytyjskiej flocie królewskiej, lecz zrezygnował ze swego stanowiska, oburzony postępowaniem względem Irlandji. Opuściwszy służbę zachował jednakże jeszcze dość zabobonu m arynarzy za­

chodu, aby żywić pragnienie, by przyjaciel oberżę swoją nazw ał wedle starego jego okrętu, ponieważ jednak miano to brzmiało „Połączone Królestwo1'...

Słuchaczka podniosła głowę i dźwięcznym gło­

sem, który metalicznie rozbrzmiał wśród samotni wybrzeża, zapytała:

19

(23)

— Czy możesz mi wymienić nazwisko kapitana'?

Stary gentleman podskoczył, zmrużył oczy i ździwił się, niby strwożona sowa. Perorując całemi godzinami, jak gdyby m iał liczną przed sobą publiczność, nagle w ydał się nader zakłopo­

tany widząc, że posiada jedną tylko słuchaczkę, zwłaszcza, że teraz prócz mew byli jedynemi ży- wemi istotami wśród całej rozciągłości wybrzeża.

Zachodzące ostatecznie słońce rozbijało się na krwawe promienie, niby malinowa pomarańcza, a purpurowe lśnienia sięgały aż ku skłonom nie­

bieskim. Nagle, oślepiające blaski zatuszowały barw ę czerwonego fezu i zielonego parasola, ciemna atoli postać człowiecza odbijała się wyraźnie na tle morza i zachodu, zawsze ta sama, jakkolwiek mówca zdawał się bardziej wzburzonym, aniżeli dotąd.

— Nazwisko kapitana, — powtórzył, — zdaje mi się, że brzmi ono Dalroy. Lecz na co chcę zwrócić uwagę i położyć nacisk, to n a to, że tutaj znowu badacz praw dy natrafi na kojarzenie się idei. W ytłómaczył mi p a n Pum p, że nie przeista­

czał radykalnie tego miejsca uciech, wobec zgóry uplanowanego powrotu kapitana, który jak się zdaje przyjął ponownie miejsce w marynarce, lecz opuścił już służbę. A teraz uważajcie przyjaciele, mówił dalej zwrócony do mew, że i tu łańcuch logiczny ciągnie się nieprzerwanie. Ostatnie wyrazy skierowane były pod adresem ptactwa, bowiem młoda dama wpatrzona zrazu w niego zesztywnia­

łemu oczami i oparta ciężko o balustradę, nagle odwróciła się i zniknęła w półcieniu. Gdy odgłos jej kroków zamilkł w oddali nie słychać było żad-

(24)

nyeh zgoła szmerów prócz potężnego szumu morza, oderwanego krzyku mew i niemilknących dźwię­

ków monologu.

Zapamiętajcie to sobie wszyscy, wrzeszczał starzec w dalszym ciągu, wym achując zielonym parasolem tak gwałtownie, że ów rozwarł się niby rozpostarta flaga, poczem dopiero zatknął go głę­

boko w piasku, na którym ojcowie jego niejedno­

krotnie rozstawiali swoje namioty, — miarkujcie, tak m iarkujcie ów fakt iście cudowny, że gdy przez jakiś czas byłem zdziwiony, zaambarasowany, krótko mówiąc zaskoczony zupełnym brakiem wskazówek, co do wpływu Wschodu n a nazwę

„Stary Okręt“ i starałem się dociec z jakiego kraju kapitan powrócił, pan Pum p rzekł do mnie uro­

czyście: On wraca z Turcji! Słyszycie, z Turcji, z kraju naszej religji, Ale choć są tacy, co twierdzą, że to nie nasz kraj, co to kogo obchodzi skąd przy­

chodzimy, byle byśmy byli zwiastunami raju.

Pędzimy cwałem i nie m am y czasu się zatrzymać, ale to co nosimy, to credo nasze, które wy szumne- mi waszemi wyrazami określacie jako dziewiczość rozumu ludzkiego, a które głosi, że żaden człowiek nie może być wyniesiony pooad Proroka i winien uznawać jedność Bożą.

I znowu szeroko rozłożył ramiona, jak gdyby zwrócony do licznego nader zgromadzenia sam jeden na ciemnem wybrzeżu morskiem.

R o z d z i a ł II.

Ogołocenie wyspy oliwnej.

Olbrzymie wody niby smok, wijące się dokoła świata i nib y kameleon zmieniające swe barwy,

21

(25)

były blado zielone, gdy zmywały brzegi Pebbles- wicku, a mocno niebieskie w pobliżu Wysp Joń- skich. Jedna z niezliczonych wysepek tej grupy, właściwiej mówiąc biała, płaska skała wśród lazurowej przestrzeni, znaną była jako „W yspa 01iwna“, nie tyle dlatego, że obfitowała w wege­

tację tej kategorji, lecz że dzięki kaprysow i gruntu, czy też klimatu, wystrzeliły tam z ziemi trzy drzewa oliwne, osiągając niezwykłą wyso­

kość. Nawet wśród upalnych stron południa krzew oliwny nie dochodzi do większego rozwoju, aniżeli przeciętne wątłe drzewko, trzy jednakże krzaki, które tu wyrosły niby zwiastuny bezpłod­

nego miejsca z łatwością mogłyby być poczytane za um iarkow anej wysokości sosny lub modrzewie północy, gdyby kształt ich tem u nie przeczył.

Tak więc miejsce to było zespolone z legiendą grecką o Pallas Atenie, patronce oliw, całe morze bowiem ożywiał bajeczny m it Hellady, a z płaskowzgórza m armurów ułożonych u ich stóp wyłaniał się jak gdyby szary zarys Itaki.

Na wyspie pod drzewam i n a otwartej przestrzeni stał stół zarzucony papieram i i przyboram i do pisania. Przy stole siedziało czterech ludzi, dwaj z nich nosili uniformy, dwaj inni odświętne u b ra ­ nia. W głębi stała grupa um undurow anych m ęż­

czyzn, a poza nimi na m orzu ciągnął się łańcuch dwóch czy też trzech statków wojennych w spo­

czynku. Pokój bowiem udziałem był Europy.

W łaśnie spełzł na niczem jeden z wielu bez­

owocnych wysiłków celem złam ania Turcji i uwolnienia z pod jej jarzm a drobnych chrze­

ścijańskich plemion. W ostatnich fazach owego

(26)

konfliktu mnóstwo było mityngów, a drobne na­

rody kolejno dawały za wygranę w walce o nie­

podległość — może dlatego, że państw a silniejsze zniewoliły je do uległości. Zainteresowanie się tą kw estją ograniczało się obecnie do czterech mo­

carstw, bowiem potęgi europejskie zgadzały się n a punkcie konieczności pokoju z T urcją i rade były, że mogą ostateczne układy powierzyć Anglji i Niemcom. W ypływa stąd jasno, że przedstawiciel sułtana był tu obecny, a także i zastępca zdecydowanego jego wroga. Jedno bowiem drobne państewko ciągle na nowo nastaw ało n a wojnę, miesiąc po miesiącu z upo­

rem uwieńczonym chwilowem powodzeniem i przez dziewięć dni z rzędu w zdumienie ludz­

kość wprawiało. Książę wątpliwego pochodze­

nia, odnosił na Wschodzie i na morzu Śródziem- nem zwycięstwa, które okazały się godne po­

rów nania zespolonego z m ianem wysp.

Poeci zapytywali się, czyli to Odysseusz wrócił raz jeszcze na ten świat, patrjoci greccy, zmu­

szeni do złożenia oręża, radzi byliby się chełpić, że w żyłach nowego bohaterskiego domu królew­

skiego płynie krew heleńska. T ak więc z pewnego rodzaju rozczarowaniem dowiedział się nareszcie ogół, że dom niemany potom ek Ulyssesa jest zuchw ałym aw anturnikiem irlandzkim i nazywa się P atry k Dalroy. W ieść niosła, że służył we flocie angielskiej i w plątany w intrygę skutkiem manifestowanych sym patyj fenickich, zrezygno­

wać m usiał ze swoich zamiarów. Odtąd był świadkiem różnorodnych przygód i rad wpędzał siebie i innych w położenie krytyczne, a czynił to

23

(27)

z niezwykłym cynizmem i rom antyzm em za­

razem.

Rozumie się, że w drobnem królestwie swojem jednocześnie sprawował godność gienerała, admi­

rała, sekretarza spraw zagranicznych i am basa­

dora, lecz zawsze był gotów spełnić życzenie n a­

rodu co do pokoju i wojny i pod wpływem też pragnień swoich poddanych ostatnio złożył miecz.

Utarte jest twierdzenie, że we współczesnych urządzeniach m ilitarnych siła m uskularna jest bezwartościową, ten punkt widzenia atoli jest przesadny i niezgodny z praw dą. W walkach, jak naprzykład w w ojnach pobliskiego W schodu, gdzie ludność słabo jest uzbrojoną, a napaść rzeczą zwykłą, dowódca, który potrafi bronić frontu, istotną i bezw arunkow ą posiada prze­

wagę.

Tegoż zdania był lord Ivywood, m inister an ­ gielski, który drobiazgowo wykazywał królowi Patrykowi bezzwględną wyższość lekkich tu­

reckich strzelb polowych, a król Itaki, potakując zatknął je pod pachę i um knął ze zdobyczą.

O nieobecności P atry k a przekonał się jeden z n a j­

większych wojowników tureckich, okrutny Oman Pasza, zarówno słynny ze swojej odwagi na polu bitwy, jak i okrucieństw a podczas pokoju — on, który nosił na czole swojem znamię blizny za­

danej bronią P atry k a po trzygodzinnej walce śmiertelnej, a która to rana, trzeba wyznać, by­

najm niej nie spraw iała m u wstydu, ani też nie wywoływała gniewu, bowiem Turek jest zawsze chętny takiej zabawy. Jego zręczność bojowa nie zakwestjonowaną też została przez pana H arta,

(28)

finansowego przyjaciela m inistra niemieckiego.

Patryk bowiem zapytawszy poprzednio bankiera, jakie mianowicie okno frontowe podług niego winno być zburzone, zmierzył do jego sypialni na pierwszem piętrze z tak ą akuratnością, że wypalił na łóżko, gdzie jegomość znajdow ał się w pozycji, sprzeciwiającej się wszelkim zabiegom lekarskim .

Lecz z tego co powiedziane nie wynika, że jeden silny m ąż irlandzki może zwalczyć całą Europę, tak więc Dalroy przybył tu z rezygnacją i z hum orem przedstaw iał w arunki dyktowane m u przez przybraną ojczyznę. W yrzekł się nawet przyjem ności powalenia na ziemię dyplomatów, do czego posiadał dostateczne w arunki, m iano­

wicie siłę i chęci, doszedł bowiem do przekona­

nia, że na rów ni z nim spełniają jedynie dane im polecenia. Ociężały i zaspany siedział przy m a­

łym stoliku odziany w biało zielony m undur floty Itakskiej, stworzonej przez siebie, spraw iał też wrażenie monstrualnej bryły człowieczej z byczą szyją i byczemi oczami, nad któremi sterczały rude kosmyki włosów i strzelały tak zamaszyście z po­

wierzchni czaszki, że zdawało się, iż głowa jego się pali, jak to nawet określił ktoś z obecnych.

Dominującą osobą zebrania był wielki Oman Pasza, o poważnem obliczu stra\vion'em surowością wojny, zarost zaś jego zdawał się być raczej spo­

pielały przez błyskawice, aniżeli zbielony wiekiem.

Na głowie nosił czerwony fez, zaś pomiędzy fezem i wąsami widniała szrama, na którą król Itaki nie patrzył. Co do oczu jego, te pozbawione były wy­

razu.

25

(29)

Lord Ivywood, minister angielski uchodził za najprzystojniejszego mężczyznę w Anglji, tylko za­

rost jego i cera pozbawione niemal barw y sprawiały, że wobec błękitnego morza czynił wrażenie m ar­

murowej statuy, bez zarzutu pod względem linji, o cieniach szaro białych. Zależało to jedynie od gry świateł czy włosy jego były ciemno srebrne, czy też kasztanowate, a lśniąca m aska nie zmieniała się nigdy co do koloru i wyrazu. Znany jako mówca poprzedniego parlamentu młodym był stosunkowo i choć czynił wrażenie swoją pięknością, twarz jego pozostawała m artwą, nawet gdy usta poruszały się żywo. Miał on pewne zastarzałe nawyknienia, zapoczątkowane w parla­

mentach, wstawał raz po raz niby w senacie, gdy się zwracał do trzech jedynie towarzyszy samo­

tnych na skale, wśród bezmiaru oceanu.

Przy tem wszystkiem wydawał się bardziej samodzielnym w przeciwstawieniu do mężczyzny siedzącego obok niego, który nie odzywał się żadnem słówkiem, lecz którego twarz zdawała się mówić za niego. Tą osobą był dr. Gluck minister niemiecki, o licach nie giermańskich. Tw arz jego przypominała starannie kolorowaną fotografję, a zmieniała się niby kinematograf, szkarłatne zaś wargi nie po­

ruszały się niemal. Oczy barw y migdałów rzucały opalowe blaski, czarne, lekko zakręcone wąsiki podnosiły się ciągle n a nowo nakształt węża, zaś usta nie wydawały żadnego dźwięku.

Teraz podał jakiś dokument Ivy woodowi, a gdy lord sięgnął po szkła, aby pismo odczytać, zdało się, że się zestarzał o lat dziesięć conajmniej.

(30)

Skrypt zawierał naszkicowany zlekka zbiór pa­

ragrafów, które jako ustalone, obowiązywały na tej konferencji, Pierwszy brzmiał jak następuje:

„Ambasador Itaki żąda, aby dziewczęta wzięte do haremu po zaborze Pylosu przywrócone zostały rodzinom. — Na to jednakże przyzwolić nie mo’

żerny, — dodał powstając, a głos jego piękny i do­

nośny oszałamiał każdego, kto głosu tego jeszcze nie znał.

— Panowie, ekscelencje, — dowodził, — mąż stanu, którego politycznym dążnościom bezwarun­

kowo przyklaskuję, lecz którego stanowisko histo­

ryczne jest dla mnie niezrozumiałe, oswoił was z ideą pokoju zawartego z honorem. Lecz gdy mamy święcić przymierze pomiędzy tak wybitnymi ryce­

rzami, jak Omanem Paszą i jego królewską mością władcą Itaki, sądzę, że rzec możemy, iż to jest pokój uwieńczony chwałą."

Przerw ał na chwilę, lecz mowa jego wypowie­

dziana była z taką siłą, że milczące morze i skały zdawały się drgać nieustającym oklaskiem.

— O ile mi się zdaje, — ciągnął dalej, — oży­

wieni jesteśmy jedną wspólną myślą, bez wzglę­

du na różnice zdań głoszonych przez długie i nużące miesiące układów, jedno tylko powoduje nam i dążenie, aby pokój ten tak pełnym był jak walka!

Raz jeszcze zatrzymał się na chwilę, doznając wrażenia, jakoby widmo jakieś odsuwał nie od rąk, a od głów ludzkości, więc ciągnął dalej.

— Przerywając walkę, zaprzestańmy i rąbaniny.

Ustawa ułaskawień, albo innemi słowy amnestja jest niezawodnie na miejscu, gdy tak szczytny po­

27

(31)

kój pieczętuje tak szczytną wojnę. I jeżeli jako wy­

trawny dyplomata mógłbym wam dać wskazówki pod pewnemi względami, to obstawałbym stanowczo przy tem, aby nie zakłócać przyjacielskich węzłów zadzierzgniętych w tym czasie burzliwym.

Może jestem nieco zacofany, lecz sądzę, że kon­

flikt na tle wewnętrznego życia rodziny przed­

stawia poważne niebezpieczeństwa. Nie będę ież nieliberalnym, gdy pod dawne zwyczaje m uzułm ań­

skie podciągnę to, co niewłaściwie podciągnięte zostało pod zwyczaje chrześcijaństwa. Pragną was wmieszać w niebezpieczną utarczkę, bo któż wie­

dzieć może — czy kobiety, o których mowa opuściły domy swe z własnej, lub też nie z własnej woli. Nie mogę sobie wyobrazić polemiki bardziej ryzykownej w samem już założeniu, a niewykonalnej w zasa­

dzie. Zbiorę się na odwagę i powiem, że jakiekolwiek zło wyrządzone zostało z obu stron, wnętrze domów, śluby, urządzenia rodzinne wielkiego Państw a Ottomańskiego winny pozostać takiemi, jakiemi są obecnie!"

Nikt się nie poruszył pod wpływem tych słów z wyjątkiem Patryka Dalroy, który na chwilę po­

łożył dłoń na rękojeści miecza, obejmując wszyst­

kich pałającym wzrokiem, poczem ręka jego opa­

dła, a głośny śmiech w ydarł m u się z piersi.

Lord Ivywood, nie zw racając na to uwagi, ujął ponownie dokum ent i nałożywszy okulary, pół­

głosem odczytywał drugi paragraf. Notę tę nakreś­

lił specjalnie dla niego niemiecki minister o licu wybitnie giermańskiem.

Coote jak i Bernsteinowie nastają, aby Chińczycy pracow ali przy m arm urach, Greków

(32)

nie należy obecnie zatrudniać przy kam ienio­

łomach. Dlaczego? — kończył lord Ivywood — wszak życzymy sobie, aby fundam entalne zało­

żenia, tak jak i rodzina m uzułmańska pozostały n a tym szczeblu, wszak nie zmierzamy do stagna­

cji społecznej. Nie powiadam tem samem, że tra ­ dycja Islam u zdolną jest podtrzym ać potrzeby pobliskiego W schodu. Lecz zapytam się wasze ekscelencje, czemu mielibyśmy być tak próżni, by przypuszczać, że jedynym upustem dla po­

bliskiego W schodu jest bliski Zachód. Jeżeli po­

trzeba nam nowych idei oraz nowej krwi, czy nie jest to naturalniejsze, aby odnieść się do n ajb ar­

dziej płodnych cywilizacyj, składających się na siłę Wschodu. Dotąd Azja w Europie, przy­

jaciel mój Oman Pasza niechaj wybaczy mi ten krytycyzm , była Azją uzbrojoną — czyż nie wielki czas na to, abyśmy Azję pokoju ujrzeli u nas?

Patryk Dalroy podskoczył. W stał z siedzenia w ten sposób, że uczepiwszy się gałązki oliwnej nad głową, rękę oparł o pień drzewa i zdziwionym wzrokiem objął obecnych.

Zaczynał pojmować, jak bezmiernie bezradną jest wyłącznie siła fizyczna. Mógłby ich wszyst­

kich wrzucić do morza, lecz coby tem wskórał?

Znaleźliby się inni zwolennicy partji, którzyby chętnie przeprowadzili dyplom atyczną konfe­

rencję w każdym razie dyskredytując przeciw­

nika. Wściekły, potrząsnął zwieszającemi się nad nim gałęziami oliwy. Tem samem jednakże nie przeszkodził ani na chwilę lordowi Ivywood, który

29

(33)

właśnie odczytywał trzeci punkt pryw atnej rezo­

lucji.

„Oman Pasza nastaje na zburzenie winnic.“

Tym razem dyplom ata angielski wypowiedział mowę bardzo słynną, którą niezawodnie odnaj­

dziemy w wielu podręcznikach retorycznych i szkolnych. Wygłosił on już był niespełna połowę swojego przemówienia, zanim wściekły i wzbu­

rzony Dalroy opanował się dostatecznie, aby śle­

dzić za biegiem jego słów.

. . . czyż istotnie nie zawdzięczamy nic, — pra­

wił lord, — ruchowi wstrzemięźliwości, pod wpływem którego wielki arabski mistyk odjął pu h ar od ust swoich, czyż nie winni jesteśm y nic zgoła abstynencji dzielnej rasy, owemu nieustan­

nem u postowi, którym stwierdzili dostatecznie, jak dalece brzydzą się jadem nęcącego wina?

W naszym wieku społeczeństwa przejrzały, że każde wyznanie dzierży skarby swoje nie dla siebie wyłącznie, że jedna religja dla drugiej tajnią być nie powinna, że wiara wymaga wzajemnego wypowiedzenia się względem drugiej wiary, że jeden kościół przed drugim m ą­

drości swoich nie tai. Odwołuję się tu do pobłaż­

liwości Omana Paszy, a będąc zdania, że my, dzieci Zachodu wnieśliśmy nieco światła do Isla­

mu w kwestji obywatelskiego porządku, z kolei żądam y, aby tenże wniósł pokój do tysięcy do­

mostw i zdławił ową klątwę, która krzywi i koślawi cnoty chrześcijańskie. W ojczyźnie mojej wy­

zbyto się już poniekąd owych orgij, które zohy­

dzały noce najbardziej dostojnych rodzin. P raw o­

dawstwo rozwija czynną nader akcję, aby oswo-

Cytaty

Powiązane dokumenty

nała zapełniać się różnym ludem; podążała bogata szlachta, co ze spalonych dworów i zamków, leżących na szwedzkim szlaku, za m ury Torunia się schroniła;

Przykład: Do szkoły przychodzi nowy uczeń, nie zna dobrze języka polskiego, jest nieśmiały, nikogo nie zna, na przerwach pozostaje sam.. Gdy ktoś jest empatyczny,

się, że ostatnią rzeczą, na której warto oszczędzać, jest jakość produktów oraz gwarancja producencka... systemu orynnowania opowiada ekspert marki Galeco -

o odwołaniu w okresie krótszym niż 7 dni przed planowym czasem odlotu i zaoferowano Ci zmianę planu podróży, umożliwiającą im wylot nie więcej niż 1 godzinę przed

Podobnie jak powieści idealistyczne powieści pikarejskie poprzez liczne epizody starają się ewokować abstrakcyjną ideę: radykalny rozdział między światem a tymi

Korzystając z okazji chciałbym kolejny raz sprosto- wać niewłaściwą informację, która znalazła się w jed- nym z artykułów prasowych o tym, że średni czas transportu chorego

&#34;Osoba, której dane dotyczą, ma prawo żądania od administratora niezwłocznego usunięcia dotyczących jej danych osobowych, a administrator ma obowiązek bez zbędnej

Za materiał badawczy posłużył mi wiersz współczesnej poetki perskiej Foruq Farroxzād (1935–1967) pod tytułem Parande faqat yek parande bud (Ptak był tylko ptakiem;